Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
31 października roku 1878. Ksiądz z jastarnickiej parafii szykuje się do obchodów Wszystkich Świętych. W ramach walki z dawnymi, wciąż niewykorzenionymi wierzeniami Kościół stanowczo zaleca, żeby msza i późniejsza procesja na cmentarz zaczynały się jak najwcześniej i trwały nawet do zmroku. A wszystko po to, by zniechęcić wiernych do palenia na wydmach ognisk dla starosłowiańskich dziadów w noc poprzedzającą uroczystości.
Problem w tym, że to nie dostojnicy kościelni z głębi lądu mieszkają w rybackiej wiosce prawie na końcu świata i nie oni muszą się mierzyć z zabobonami dumnych mieszkańców. Dla świętego spokoju ksiądz otwiera na noc kościół, żeby dać zadość lokalnym wierzeniom. Według jastarniczan właśnie wtedy z grobu powstają poprzedni kapłan i potopieni rybacy, po czym ich dusze ruszają przed ołtarz na nocną mszę.
Tymczasem na Jastarnię nadciąga sztorm, jakiego nie pamiętają najstarsi rybacy.
Opowiadanie zostało opublikowane w antologii Kwiat paproci i inne legendy słowiańskie (2023).
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 31
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Jagna Rolska – autorka i współautorka powieści fantastycznych i obyczajowych, w tym bestsellerowego Kaprysu milionera wyróżnionego tytułem Książki Roku 2020 w plebiscycie portalu Granice.pl oraz SeeIT nominowanego do Nagrody im. Janusza A. Zajdla, a także w konkursie Lubimyczytac.pl na Książkę Roku 2019 w kategorii science fiction. Debiutowała w 2011 roku na łamach miesięcznika „Science Fiction, Fantasy i Horror”. Jest zastępczynią redaktora naczelnego portalu Fahrenheit.
Działo się to roku Pańskiego 1878 ichoć minęło osiem długich iraczej spokojnych lat spędzonych na Rybakach, wciąż pamiętam wydarzenia tamtego dnia, jakby to miało miejsce wczoraj. Wiara moja jest niezachwianą, lecz rozum, wystawiony na próbę, nadal nie wie, czego był świadkiem tamtej nocy świętojańskiej. Ale zanim do tego doszło, muszę opowiedzieć, skąd się wziąłem na półwyspie Heli, miejscu ustronnym, odsuniętym od spraw kraju, jak tylko się da, lecz nie tak niegościnnym, jak się powszechnie zwykło przypuszczać. Przybyłem objąć parafię wJastarni wczesną wiosną, gdy piaski jeszcze były grząskie po zimowych sztormach, awóz zaprzężony wwoła prawie utonął wdepce. Depka, jak wyjaśnił miejscowy woźnica, to obniżenie terenu, gdzie jeszcze iwdzisiejszych czasach Wielkie Morze przelewa się do zatoki, nazywanej przez miejscowych wikiem. Cud jeno sprawił, że pospołu zwoźnicą wyprowadziliśmy zwierzę zpiaszczystej pułapki, awóz, rozmontowawszy na części, wyciągnęliśmy na stały grunt. Niezbyt ciepło witała mnie półwyspa, lecz niezrażony tym złym proroctwem, objąłem parafię jastarnicką po zmarłym poprzedniku. Sam budynek kościoła wielce me serce ucieszył. Zbudowany zzasmołowanych na czarno desek miał dach pokryty czerwoną dachówką, adrzwi iokna pomalowane na modro. Wkrótce się przekonałem, że to ulubiony kolor tutejszych ludzi. Kiedy cały kraj nazywa to miejsce półwyspą Heli, miejscowi mówią, że mieszkają na Rybakach. Amodry kolor przeważa wdomach, nawet podłogi zdesek tak malują, mają spodnie, koszule, kubraki wtejże barwie. Niebieski odstrasza owady, więc wtym zamiłowaniu objawia się także mądrość ludowa. Barwa przypomina też morze. Życie wtym niezwykłym miejscu sprawia, że więcej czasu spędzam na obcowaniu zmalowniczą naturą niż wkościele. Świątyni nie zaniedbuję, rzecz jasna, lecz półwyspa ma tak wiele do zaoferowania, że wciąż nie mam dość jej boskich przymiotów.
Rozpisałem się, aprzecież miałem mówić otamtej nocy świętojańskiej, ku mojej zgryzocie wciąż nazywanej tu Nocą Kupały. Zawsze szczyciłem się przenikliwym rozumem, więc do dzisiaj mi wstyd, że wówczas mój umysł zwątpił wistnienie tylko jednego, boskiego bytu nadprzyrodzonego, iwciąż nie wiem, co mnie spotkało. Trzeba krajanom wiedzieć, że świętego Jana tutaj obchodzi się zupełnie inaczej niż unas. Cała rybacka brać wychodzi na małą plażę nad wikiem iprzede wszystkim pragnie rozproszyć mrok. Każda zmaszoperii, czyli związków rybackich, funduje smołowaną beczkę, którą zatyka się na wysoką żerdź. Płonące ognie rozciągają się po całym wybrzeżu, ajeśli pogoda sprzyja, widać je ze Swarzewa, Pucka inawet zGdańska. Młodzież bardzo jest grzeczna na półwyspie izupełnie niechętna grzechowi. Aż się serce duszpasterza raduje na ten widok. Tańczą, apotem śpiewają pobożne pieśni. Nigdym nie widział żadnych parek pospiesznie umykających wzarośla. Takie rzeczy na Rybakach zupełnie nie mają miejsca. Panny cnotliwe, akawalerowie wybierają sobie żony znajbliższego otoczenia. Ot, nie chcą się bratać znikim zkraju, aiprzy ożenku wcale nie myślą oposagu. Sami posiadają niewiele, choć głodu nie cierpią. Rzecz wtym, że wszyscy są sobie równi, panów nie mają, więc igodność zachowują. Nie tak jak chłopi wewnątrz kraju. Ciekawostką jest też, że tutejsi dużą wagę przykładają do kształcenia dzieci. Wszystkie chodzą do szkoły, azawdzięczają to nieurodzajnej ziemi. Parzyc, czyli łąk, jest na półwyspie niewiele, roli prawie wcale, więc ani prace rolne, ani pasterskie nie odciągają najmłodszych od nauki. Na połowy nikt dzieci nie zabiera, więc mają czas na szkołę, wczasie gdy ojcowie, często znarażeniem życia, wypływają na połowy. Życie na Rybakach nie rozpieszcza. Hartuje ludzi, jednocześnie sprawiając, że więzi między nimi są nadzwyczaj silne, auczciwość ceni się tutaj wyżej od pieniędzy.
Przyznać muszę, że choć ta ich hardość zpoczątku nieco mnie zbijała ztropu, teraz, po latach tu spędzonych, dumni ludzie morza stali się moją rodziną iwielce ich poważam. Choć oczywiście staram się zbytnio nie bratać. Kapłaństwo zobowiązuje do godnego zachowania.
Redakcja: Anna Szumacher
Korekta: Małgorzata Kuśnierz, Beata Wójcik
Projekt okładki i stron tytułowych, ilustracje wykorzystane
na okładce i wewnątrz książki: Hanna Dola
Skład i łamanie: Dariusz Ziach
Konwersja do EPUB/MOBI: InkPad.pl
Wydawnictwo Mięta Sp. z o.o.
03-707 Warszawa, ul. Floriańska 14 m 3
www.wydawnictwomieta.pl
ISBN 978-83-67690-72-0