Włoskie fascynacje - Kim Lawrence - ebook

Włoskie fascynacje ebook

Kim Lawrence

4,3
10,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Gdy przyrodnia siostra Mai Monk znika, porzucając kilkumiesięcznego syna, Maya musi się nim zająć. Wkrótce składa jej wizytę Samuele Agosti, wuj chłopca, i chce zabrać bratanka do Włoch. Maya czuje niechęć do Samuelego, ale nie chce się rozstawać z małym Mattiem, postanawia więc z nimi pojechać. Między Samuelem a Mayą rodzi się fascynacja i namiętność, lecz Samuele nie chce słyszeć o związku…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 153

Oceny
4,3 (6 ocen)
3
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Kim Lawrence

Włoskie fascynacje

Tłumaczenie:

Dorota Viwegier-Jóźwiak

Tytuł oryginału: The Italian’s Bride on Paper

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2021

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2021 by Kim Lawrence

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2023

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-276-9164-4

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek

PROLOG

Półtora roku wcześniej, w Zurychu

Maya i Beatrice wyruszyły z samego rana, ale okazało się, że nie tylko one wpadły na taki pomysł. Mikrobus dowożący turystów małego ośrodka narciarskiego na lotnisko w Zurychu był zapełniony do ostatniego miejsca. Od czterech dni wszyscy goście byli zakładnikami silnego frontu burzowego, przez który pozamykano stoki narciarskie.

Próba wydostania się ze Szwajcarii nie powiodła się, loty ponownie wstrzymano, a mikrobus został przekierowany do pobliskiego hotelu. Esemesy, jakie siostry otrzymywały od przewoźnika, nie były szczególnie optymistyczne ani pomocne.

Bar hotelu usytuowanego nieopodal lotniska, w którym Maya i Beatrice zdecydowały się zaczekać na opóźniony lot, przeżywał oblężenie. Było tu pełno sfrustrowanych i pozostawionych samym sobie turystów, którzy czekali na jakiekolwiek pozytywne wieści.

– Miejmy nadzieję, że zdążą odpowiedzieć przed nowym rokiem – zauważyła ponuro Beatrice. Przysunęła sobie wolny stołek barowy i usiadła, po czym wbiła wzrok w ekran telefonu, jakby chciała telepatycznie zmusić linie lotnicze do przesłania obiecanej aktualizacji godziny wylotu.

– Może pójdę sprawdzić?

– Idź – warknęła Bea przez zaciśnięte usta, nawet na nią nie patrząc.

Maya westchnęła. Będąc jeszcze w ośrodku, strasznie się pokłóciły i choć od kłótni minęło trochę czasu, atmosfera nadal była gęsta od wzajemnych pretensji. Padło wiele przykrych słów, a niektóre z nich wciąż brzmiały w uszach Mai.

– Naprawdę chcesz mi udzielać porad dotyczących związku? Nie bądź śmieszna. Nigdy nie byłaś w żadnym związku. Jak tylko jakiś facet znajdzie się w zasięgu trzech metrów, bierzesz nogi za pas – powiedziała Beatrice oskarżycielsko.

Uraziła tym Mayę.

– Chodziłam z Robem przez kilka miesięcy!

– Też coś! Nigdy nie miałaś tyle odwagi, by podjąć ryzyko i w pełni się zaangażować.

– Ty za to podjęłaś ryzyko i popatrz, dokąd cię to doprowadziło – odparowała Maya, żałując natychmiast tych słów. – Nie mogę patrzeć na to, jaka jesteś nieszczęśliwa. Wiem, że zdecydowałaś się odejść od Dantego, ale on najwyraźniej nadal tobą manipuluje.

– Przestań na nim wieszać psy! – oburzyła się Beatrice, która od paru dni nie robiła przecież nic innego. – Ludzie czasami się rozstają. To się nazywa prawdziwe życie, którego ty nie znasz! – Błękitne oczy Beatrice wypełniły się łzami. – Przepraszam, nie powinnam tego mówić.

Padły sobie w ramiona i pogodziły się, ale Maya dobrze znała siostrę i wiedziała, że Bea chciała dokładnie to powiedzieć, a co gorsza, miała rację.

Niezależnie jednak od tego, jak często się z sprzeczały, wiedziała, że Beatrice zrobiłaby dla niej wszystko. A przecież nie były rodzonymi siostrami. Maya, adoptowana w dzieciństwie przez rodziców Beatrice, święcie wierzyła, że łączy ją z Beatrice coś wyjątkowego. Gdzieś tam na świecie żyła także jej prawdziwa siostra, a właściwie siostra przyrodnia, ale dla niej była ona tylko imieniem i twarzą na starej fotografii.

Violetta, podobnie jak ich wspólna matka, Olivia, nie chciały znać Mai. Odnalezienie kobiety, która ją urodziła, było jedną z niewielu rzeczy, o której Maya nie powiedziała Beatrice ani swojej matce adopcyjnej. Gdy skontaktowała się z Olivią Ramsey, nie wiedziała, czego się spodziewać. W odpowiedzi otrzymała zaproszenie, by spotkać się na lunchu i wtedy omal nie zwierzyła się siostrze z mieszanych uczuć, jakie budziła w niej perspektywa spotkania się twarzą w twarz z kobietą, która ją urodziła i zaraz potem oddała. Nie zdradziła się z niczym, a teraz, po półtora roku uznała, że moment na to, by podzielić się sekretem, bezpowrotnie minął.

Poza tym spotkanie z biologiczną matką nic nie zmieniło w jej życiu. Dobrze ubrana i najwyraźniej zamożna kobieta spotkała się z Mayą tylko po to, by jeszcze raz potwierdzić, że w jej życiu nie było miejsca dla córki, którą zostawiła po urodzeniu. Olivia Ramsey wyjęła z torebki zdjęcie Violetty i pochwaliła się drugą córką, co ostatecznie pogrzebało nadzieje Mai na odbudowanie jakiejkolwiek relacji z biologiczną matką. Zapytała także o ojca, ale Olivia nie znała nawet jego nazwiska. Powiedziała jedynie, że był szalenie przystojny, choć zazwyczaj nie umawiała się z mężczyznami poniżej metra osiemdziesięciu wzrostu. Zdradziła także, czemu oddała Mayę i zrobiła to w charakterystycznym dla siebie, pozbawionym empatii stylu. Oświadczyła, że zatrzymałaby córkę, gdyby wmówiła ówczesnemu żonatemu kochankowi, że to jego dziecko. Ale ponieważ kochanek był po wazektomii, w oczywisty sposób nie mógł być ojcem Mai. Według Olivii, jako samotna matka, nie miałaby szans u mężczyzn, stąd decyzja o pozostawieniu noworodka w szpitalu przyszła jej łatwo.

– Aua!

Mijający Mayę osobnik z ciężką torbą na kółkach nawet nie zauważył, że ją potrącił. Oczywiście, że nie zauważył, pomyślała gorzko Maya, zajmując miejsce pod palmą w ogromnej donicy. Był to idealny punkt obserwacyjny, z którego widziała wszystko, co się działo w hotelowym foyer.

Roztarła obolałą łydkę i westchnęła. Cały ten wyjazd na narty był fiaskiem od samego początku. Zaczął się źle, a skończył jeszcze gorzej. Nie zdążyły nawet dotrzeć do domku wypoczynkowego, z którymi wiązało się tyle przyjemnych wspomnień z dawnych czasów, gdy Maya poczuła, że nadchodzi migrena.

To zdecydowanie był pierwszy z wielu znaków ostrzegawczych. Nie należało też wracać do przeszłości. Ale gdy właścicielka domku i przyjaciółka rodziny zaproponowała im miejsce za grosze po tym, jak ktoś odwołał rezerwację, żal było nie skorzystać z okazji. Żeby uspokoić trochę sumienie, postanowiły, że wykorzystają wyjazd, by popracować. Czyż nie było to cudowne miejsce, by zaczerpnąć inspiracji dla projektowanej przez Mayę kolekcji?

W rzeczywistości jednak pracowały niewiele, przede wszystkim z powodu migreny Mai, rozpraszających je uroków kurortu narciarskiego, ale przede wszystkim z powodu przyjazdu prawie byłego męża Beatrice, Dantego, który pojawił się bez zwykłych fanfar, jakie towarzyszyły wizytom następcy tronu księstwa San Macizo. Zdaniem Mai jego przyjazd miał tylko jeden cel: kolejny raz wywrócić życie Beatrice do góry nogami.

Maya mogła przymknąć oko na fakt, że to przez niego debiut jej marki odzieżowej zaliczył poważne opóźnienie, ale nie zamierzała wybaczyć mu tego, że najbardziej radosna osoba w jej otoczeniu była głęboko nieszczęśliwa. Dziś, kiedy jej siostra się śmiała, widać było, że tylko próbuje zatuszować smutek po rozstaniu z mężem.

Siedząc pod palmą, Maya odsunęła od siebie myśli o dogorywającym małżeństwie siostry i zapatrzyła się na młodego artystę, który rozstawił warsztat parę kroków od niej i rysował karykatury w stylu kreskówek. Była zafascynowana, z jaką łatwością wydobywał charakterystyczne cechy osób znajdujących się w pobliżu, które nieświadome niczego były jego modelami, a następnie wyolbrzymiał je, by uzyskać efekt komizmu. Gotowy portret artysta pokazywał „modelowi”. Większość doceniała kunszt i decydowała się na zakup.

Dawno temu Maya myślała, że jest uzdolniona artystycznie, ale jej młodzieńczy zapał poległ w starciu z docinkami ojczyma. Na szczęście nie było go już w ich życiu, a Maya odzyskała pewność siebie, ale nie miała już dawnej odwagi, by chwycić w rękę pędzel czy ołówek i dać się porwać twórczej pasji.

Czasami nawet dochodziła do wniosku, że Edward, którego w dzieciństwie tak się bała, mimo woli wyświadczył jej przysługę, bo gdyby jednak została artystką, to zapewne przeciętną. Było tyle osób znacznie bardziej utalentowanych od niej.

Rysownik, którego pracy się przyglądała, miał zdecydowanie więcej talentu od niej, i choć nie każdy był zachwycony portretem, biznes się kręcił.

– Liczy się ilość, a nie jakość – rzucił w pewnym momencie, odwracając głowę w stronę Mai. Musiał zauważyć, że go obserwuje.

– Uważam, że ma pan wielki talent – odpowiedziała z uśmiechem i wyszła z cienia palmy. Artysta, przełknąwszy właśnie odmowę niezbyt zadowolonego klienta, wyciągnął nowy arkusz papieru.

– Dzięki talentowi płacę rachunki, a przynajmniej część z nich. W każdym razie nie umrę z głodu na wyziębionym strychu, jak to często bywało w dziewiętnastym wieku. O nie… tylko nie to… – jęknął, gdy światła we foyer zamigotały i zgasły.

– Wysiadł prąd? – spytała. Przez parę chwil panowała cisza, ale gwar szybko powrócił.

– Tak było przez cały ranek. O, włączyli znowu – dodał, gdy we foyer zrobiło się jasno.

Dłoń mężczyzny śmigała nad papierem i kolejny portret powoli nabierał kształtów.

Maya przechyliła lekko głowę, studiując rysy szkicowanej twarzy. Ostry kontur nosa stworzonego po to, by zadzierać go do góry, bardzo wysoko osadzone kości policzkowe, pełne usta ze zmysłowo ukształtowaną górną oraz prostą dolną wargą, dołeczek w brodzie i kanciasta szczęka wyglądały ascetycznie i przypominały płaskorzeźbę wykutą w granicie.

Gdyby właściciel opuszczonych do połowy powiek z przesadnie długimi rzęsami miał choć ułamek arogancji i autorytetu, jakie wyzierały z portretu, z pewnością nie zaliczałby się do klienteli artysty. W jej ocenie pozujący nie wyglądał na osobę, która potrafiłby się z siebie śmiać, więc zapewne nie doceniłby walorów karykatury.

Brązowe oczy Mai z zaciekawieniem skanowały pomieszczenie w poszukiwaniu pierwowzoru szkicowanej twarzy, ale uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy rozpoznała, kto był modelem.

Nietrudno było go zidentyfikować, i to nie dlatego, że wzrostem przewyższał większość obecnych we foyer. Imponująco wysoki z atletyczną sylwetką otuloną długim czarnym trenczem, który podkreślał szerokie barki. Kruczoczarne falowane włosy odsłaniały czoło, a na karku niemalże dotykały oprószonego śniegiem kołnierza, gdy mężczyzna przeciskał się przez zatłoczone pomieszczenie.

Maya była świadoma nie tylko siły, jaką mężczyzna emanował nawet z daleka, ale też poczuła dreszcz ekscytacji, ponieważ poza wszystkim mężczyzna był niezwykle przystojny. Prawdopodobnie można go było tylko uwielbiać lub nienawidzić. Miała pewność, że wzbudzał skrajne emocje. Było w nim też coś wręcz porywającego. Maya miała wrażenie, że coś ją przyciąga, a jednocześnie odpycha od tego mężczyzny.

Artysta dokończył portret, a gdy mężczyzna był już całkiem blisko, wyciągnął rękę, trzymając arkusz tak, by nie mógł go nie zauważyć. Maya zamrugała powiekami kilka razy, jakby chciała wybudzić się z hipnozy. Uświadomiła sobie, jak musiała wyglądać, wpatrując się w mężczyznę wygłodniałym spojrzeniem od dobrych paru minut. Spuściła wzrok, a na jej policzkach wykwitł rumieniec zażenowania.

Czy to możliwe, że w takiej chwili myślała o seksie? Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło. Sądziła, że przyczyną było niskie libido. To Beatrice była tą aktywną i poszukującą miłości. Maya unikała zbyt głębokich relacji, ponieważ… była ostrożna. Nie bez powodu zresztą. Nie chciała cierpieć tak jak teraz Beatrice.

Czasami zastanawiała się, czy dla siostry Dante był tym jedynym. Czy łączyła ich miłość. Z drugiej strony, nie była pewna, czy znalezienie takiej osoby było w ogóle możliwe. A nawet gdyby ktoś taki istniał, czy można by go spotkać, ot tak, na ulicy? Podejrzewała, że większość osób dawała sobie spokój z szukaniem ideału i brała ślub z osobą, która wydawała się w miarę odpowiednia. Albo, tak jak Beatrice, wyobrażali sobie, że znaleźli pokrewną duszę, a po jakimś czasie rzeczywistość weryfikowała te mrzonki.

Może zresztą Bea miała rację. Życiem Mai rządził strach. Bała się wyznać komuś miłość w obawie, że zostanie odrzucona, na początku albo później.

Odepchnęła od siebie niewygodne myśli i skoncentrowała się ponownie na mężczyźnie, który stał całkiem blisko.

Ktoś taki na pewno nie był jej bratnią duszą, pomyślała rozbawiona, rozcierając dłońmi ramiona. Nawet pod kilkoma warstwami ubrania czuła dreszcze na skórze. Nie miała czasu rozmyślać nad nietypową reakcją swojego ciała na obecność zupełnie obcego sobie człowieka, bo w przeciwieństwie do ludzi, którzy uważali, że tam, gdzie pojawiał się pociąg fizyczny, nie było miejsca na dokonanie świadomego wyboru, Maya była zdania, że wybór zawsze istnieje. Uważała, że w jej przypadku rozum zawsze panuje nad sercem i emocjami.

Należało też rozważyć temat od strony czysto praktycznej. Niezależnie od pociągu, jaki odczuwała, w jej obecnej sytuacji romans czy nawet przygodny seks byłyby jedynie niepotrzebną komplikacją.

Razem z Beą próbowały zaistnieć w świecie mody i przynajmniej jedna z nich musiała zachować rozsądek i koncentrację. Siostra była w trakcie rozwodu i przeżywała naprawdę trudny okres, więc to Maya musiała myśleć za nie obie. Przypomniawszy sobie o tym, zerknęła w stronę siostry, która siedziała niemal nieruchomo ze wzrokiem utkwionym w ekranie telefonu. Wiedziała, że pod pokładami gniewu i opryskliwości kryło się cierpienie, a jej obecny wygląd nie był najlepszą reklamą miłości. Maya nigdy by nie pozwoliła, by jej szczęście było uzależnione od mężczyzny.

Nie potrafiła sobie wyobrazić siebie w podobnej sytuacji. Po prostu była inna niż siostra. Gdyby jednak jakikolwiek mężczyzna uczynił ją nieszczęśliwą, zerwałaby z nim raz na zawsze.

Zaduch i tumult panujący w środku były nie do wytrzymania. W pierwszej chwili Samuele miał ochotę odwrócić się i wyjść przez obrotowe drzwi na ulicę, gdzie na dobre rozpadał się śnieg, którego płatki topniały w jego włosach i na ramionach płaszcza. Miał jednak dwie godziny, jeśli wierzyć najnowszym informacjom przekazanym przez pilota, a od spacerowania na mrozie mógł co najwyżej złapać katar.

Nie było mu to potrzebne, zwłaszcza że miał na głowie znacznie poważniejsze problemy. Poczucie bezradności zwiększyło tylko jego frustrację. Prywatny samolot czekał na niego na lotnisku, ale z powodu trudnych warunków pogodowych nie mógł nim wylecieć do Rzymu, by spotkać się z bratem, zanim ten pójdzie do szpitala na zaplanowaną operację.

Zacisnął palce na telefonie w kieszeni, zastanawiając się, czy nie zadzwonić do Cristiana ponownie, ale pomyślał, że zaczeka, aż dostanie potwierdzenie godziny wylotu. Nie chciał składać bratu obietnic, których później nie będzie mógł dotrzymać.

Gdzieś w pobliżu rozległ się wybuch śmiechu i Samuele skrzywił się, ponieważ wszelkie przejawy radości i szczęścia działały mu dziś na nerwy. Nie chciał tego słuchać, nie chciał tu być. Jedyne, czego chciał i czego potrzebował, to być teraz przy bracie.

Cristiano był chory, a w dodatku musiał radzić sobie sam, ponieważ żona, którą uwielbiał, miała awersję do szpitali. Violetta unikała wszelkich nieprzyjemności, co w tym przypadku oznaczało wspieranie męża, gdy lekarze będą robić mu biopsję mózgu, by znaleźć przyczynę trudnych do wytrzymania bólów głowy i innych objawów, na które uskarżał się przez ostatnie pół roku.

– Rozpłakała się, kiedy jej powiedziałem – relacjonował Cristiano.

Kobiece łzy nie robiły wrażenia na Samuele. Z jednym wyjątkiem. Do dziś pamiętał płacz matki i bezradność, jaką czuł, będąc jeszcze dzieckiem. Płacz dla efektu czy w celu zmanipulowania drugiej osoby pozostawiał go całkowicie obojętnym. Niestety jego brat nie był tak odporny jak on.

Narastający gniew i pogarda wobec Violetty pogłębiły bruzdę pomiędzy gęstymi brwiami. Przeczesał palcami włosy. Opuszczona, wilgotna dłoń zacisnęła się w pięść. Dio, dlaczego mężczyźni w jego rodzinie wybierali na żony tak okropne kobiety?

Miał szczęście, że nigdy nie znalazł „miłości swojego życia”. A gdyby to się stało, uciekłby w przeciwnym kierunku. W tym miejscu Samuele pozwolił sobie na cyniczny uśmieszek. Był pewien, że ucieczka nie wydarzy się szybko.

Przeciskając się w stronę baru, coraz więcej myśli poświęcał bratu i temu, co może on przeżywać w tej chwili, toteż dobrą chwilę zajęło mu zrozumienie pytania, które najwyraźniej skierowane było do niego.

Samuele spojrzał na twarz młodego mężczyzny, a potem na szkic w wyciągniętej ręce. Wzdrygnął się, mając nadzieję, że pozostanie to niezauważone. Podobieństwo było uderzające. Na papierze widniał ktoś wyniosły i niedostępny. Ktoś, komu trudno byłoby zaufać. Kto wie, może nawet jego własny brat mu nie ufał.

Poczuł złość na siebie i frustrację. Najpierw nie był w stanie uratować Cristiana przed toksycznym małżeństwem, a teraz zostawił go samego w chorobie. Emocje, które od dłuższego czasu buzowały tuż pod powierzchnią, wreszcie znalazły ujście…

– To wszystko, co potrafisz? – spytał rysownika lodowatym tonem. – Jeśli tak, to nie wróżę sukcesów w przyszłości. Mam nadzieję, że masz jakiś inny plan na życie?

Przez ułamek sekundy poczuł się zwycięzcą, ale zaraz potem dopadły go wyrzuty sumienia. Chłopak nie zrobił przecież nic złego. Po prostu znalazł się w niewłaściwym miejscu i czasie, a co najistotniejsze miał przed sobą przyszłość, której brat Samuele mógł nie doczekać.

– Zaczekaj – mruknął pod nosem do mężczyzny, który cofnął rękę, i sięgnął do kieszeni po portfel. Zawsze łatwiej było przykryć problem pieniędzmi niż powiedzieć przepraszam, pomyślał, ale zanim sfinalizował transakcję, w jego polu widzenia pojawiła się drobna sylwetka z burzą rozwianych loków niczym z malowideł prerafaelitów. Sweter pod rozpiętą kurtką miał intensywnie pomarańczowy kolor. Kobieta dosłownie wpadła pomiędzy Samuele i artystę, który cofnął się, by uniknąć zderzenia.

Na dobrą sprawę Samuele nie miał pojęcia, skąd właściwie się tu wzięła. Stała teraz z dłońmi opartymi na krągłych biodrach i wpatrywała się w niego wzrokiem wyrażającym skrajne potępienie.

Śliczna i żywiołowa, pomyślał, czując coś więcej niż zwykłe zainteresowanie płcią przeciwną. Rzuciła rysownikowi cieplejsze spojrzenie, ale gdy przeniosła je na Samuele, w jej oczach ponownie rozgorzało wzburzenie.

– On ma więcej talentu w jednym palcu niż pan w całym swoim ciele!

Nie podniosła głosu, ale każde z wypowiedzianych słów bezbłędnie trafiło w cel. Powiedzieć, że Samuele był zaskoczony niespodziewanym atakiem, to nic nie powiedzieć. W innej sytuacji chętnie wsłuchałby się w jej głos, który w przeciwieństwie do drobnej budowy ciała był bardzo zmysłowy.

Początkowy szok osłabł, przeistaczając się w inne, równie intensywne doznanie, gdy ogromne piwne oczy ze złocistymi refleksami skupiły się na jego twarzy. Kolejny impuls pożądania wstrząsnął jego ciałem, sprawiając mu fizyczny ból. Kobieta stojąca przed nim był drobniutka, ale każdy cal jej ciała był zmysłowym pociskiem wycelowanym w niego jak w tarczę.

Była wulkanem energii i nawet gdyby chciała, nie umiałaby wtopić się w tło. Spodobała mu się jej brawura. Zmierzył ją szybkim spojrzeniem od stóp do głów, chłonąc wszystkie szczegóły. Jedynym elementem stonowanym w jej ubiorze były śniegowce z kremowym futerkiem. Powyżej zauważył obcisłe, jakby aksamitne spodnie w kolorze czerwonego wina, pomarańczowy sweter i turkusową dłuższą kurtkę. Całość przypominała rajskiego ptaka. Gdy jego spojrzenie dotarło do jej twarzy, zapomniał o nieco szokującym zestawie kolorystycznym i poświęcił całą swoją uwagę twarzy w kształcie serca otoczonej długimi, ciemnymi lokami, które odbijały światło. Delikatne rysy i ciepły odcień cery sygnalizowały zmysłowość. Miała mały, lekko zadarty nos, który dodawał jej uroku i świadczył o upartym charakterze. Tylko usta miała zaciśnięte gniewnie, ale nawet zacięta mina nie zdołała ukryć ich urody i intensywnej ciemnoróżowej barwy.

Wpatrywał się w jej usta zdecydowanie zbyt długo, zaskoczony swoją reakcją. Nigdy nie spotkał kobiety, która w kilka chwil zdołałaby wzbudzić w nim pożądanie.

Mężczyzna nie przestawał się jej przyglądać i chyba tylko to powstrzymało Mayę przed ucieczką. Nie uważała się za osobę odważną. Gdyby była odważna, to ani razu nie przeszłoby jej przez myśl, by siedzieć cicho i nie wtrącać się w wymianę zdań, jaka wywiązała się pomiędzy rysownikiem i mężczyzną, który widniał na portrecie.

Coś jednak podkusiło ją, by stanąć w obronie artysty, tak bezpardonowo zaatakowanego przez mężczyznę, który przyglądał jej się teraz z góry. Zaczerwieniła się, uświadamiając sobie, że początkowy gniew zmienił się w zmieszanie. Zamknęła na chwilę oczy, by zebrać myśli, a gdy je otworzyła, wyraz zafascynowania widoczny jeszcze przed chwilą w jego oczach zniknął.

Uniosła wyżej głowę, chcąc mu pokazać, że nie zrobił na niej wrażenia. Wystarczyło zresztą pomyśleć o tonie, w jakim mężczyzna zwrócił się do rysownika. Znała dobrze ten typ pogardy i wielokrotnie jej doświadczyła ze strony ojczyma. Nie była już jednak dzieckiem i nie wybaczyłaby sobie, gdyby nie zaprotestowała przeciwko takiemu zachowaniu mężczyzny.

– Każdy potrafi tylko krytykować – odezwała się uniesionym tonem. – A największymi krytykami są ci, którzy nie mają za grosz zrozumienia dla talentu!

Mężczyzna westchnął i przestąpił z nogi na nogę, strząsając resztki śniegu z butów.

– Nie mam dziś najlepszego dnia.

Głos miał niski, podszyty obcym akcentem, przez co wydawał się jeszcze bardziej interesujący.

– Czy to znaczy, że potrafi się pan zachowywać jeszcze gorzej?

– Ile? – zapytał mężczyzna rysownika stojącego za Mayą.

– Myśli pan, że pieniądze wszystko załatwią, prawda? – skomentowała gorzko. Widać było, że jest zamożny. Bardzo zamożny. Zauważyła też, że jej gniew nie był już wyłącznie odpowiedzialny za adrenalinę krążącą w jej żyłach. To prawda, że mężczyzna był odpychający z powodu swojego zachowania, ale emanował męskim seksapilem, na który Maya nie była odporna.

– Masz talent, pamiętaj o tym – zwróciła się do rysownika. – A panu nie uda się zniszczyć w nim tej wiary – dodała, gasząc uśmiech, który był przeznaczony wyłącznie dla karykaturzysty. Przynajmniej, dopóki tutaj jestem!

Samuele miał już okazję poczuć na sobie nieprzychylne spojrzenia, ale nic nie mogło się równać pogardzie, z jaką spoglądała na niego nieznajoma. Zaczął się nawet zastanawiać, co mógłby zrobić, by dla odmiany uśmiechnęła się do niego… Może gdyby padł trupem? – zasugerował sarkastyczny podszept w jego głowie.

– I nie daj sobie wmówić, że jest inaczej – przemawiała dalej do rysownika.

– Nic się nie stało – oponował nieśmiało artysta, ale mu przerwała.

– Nigdy nie przepraszaj za czyjeś chamstwo.

Samuele nie wiedział, czy jest bardziej poirytowany, czy rozbawiony tą przemową. Najwyraźniej kobieta miała swoje skojarzenia z całą tą sytuacją, ale przecież to w ogóle nie była jej sprawa.

– A pani jest jego dziewczyną czy trenerką motywacyjną?

– Po prostu nie lubię ludzi, którzy znęcają się nad innymi. Taki duży i silny mężczyzna, a musi sobie w ten sposób kompensować braki. Żałosne! Narzeczona pana rzuciła?

– Pyta pani, czy jestem wolny? – odparował, patrząc na kobietę, która na sekundę zaniemówiła. Na jej policzki wystąpił rumieniec.

– Chyba pan śni!

– Mam bardzo interesujące sny, chętnie opowiem – rzucił aksamitnym głosem.

– Nic mnie nie obchodzą pana sny ani dziwaczne aluzje!

Światła w całym foyer znowu zgasły, tym razem bez ostrzeżenia. W ciemności rozległ się brzęk tłuczonego szkła i czyjś chichot.

Maya poczuła lekkie jak oddech muśnięcie na ustach. Zadrżała i wyciągnęła się w górę, podążając za wrażeniem, które już się nie powtórzyło. Zaczęła się zastanawiać, czy to nie jej rozbuchana wyobraźnia spłatała jej figla.

Gdy zrobiło się jasno, mężczyzny już nie było. Jakby zapadł się pod ziemię. Spojrzała na artystę, który trzymał w ręku nowy arkusz papieru z narysowanym jej wizerunkiem.

– Podziwiam twoją odwagę! – dodał.

– Jest co podziwiać – wtrąciła Bea, która właśnie podeszła z wyciągniętymi ramionami. – Przepraszam za to, co powiedziałam wcześniej. Wiem, że chciałaś mi pomóc, a ja zachowałam się okropnie.

– Nic się nie…

– Owszem, stało się. I miałaś rację. A kto to był ten przystojniak, na którego się wydzierałaś? – spytała, zmieniając temat.

– Szczerze? Nie mam pojęcia.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Maya odłożyła telefon i zsunęła się z krawędzi stołu, na którym przycupnęła na czas rozmowy. Odsunęła z twarzy pasmo włosów, które wymknęło się z upięcia, i ziewnęła. Gdyby nie to, że czekała na tę rozmowę, dawno leżałaby już w łóżku. Biorąc pod uwagę, że był piątek wieczór, Maya miała dwadzieścia sześć lat i mieszkała w Londynie, wielu ludzi mogłoby nazwać jej życie żałosnym.

Czuła, że musi coś zrobić ze swoim życiem towarzyskim, które było w zaniku, choć jak na ironię, miała dziś propozycję spędzenia wieczoru na mieście. Kilkoro kolegów z pracy wybierało się na drinka, by świętować czyjeś zaręczyny. Musiała odmówić, tłumacząc, że mama wyjechała do siostry, a ona czeka na informację, czy bezpiecznie dotarła.

– Daleko wyjechała? – spytał ktoś.

– Do San Macizo.

Nie musiała więcej wyjaśniać. Egzotyczna wyspa była planem filmowym najnowszego hitu kinowego i bez przerwy o niej mówiono i pisano. Rozmowa szybko zeszła na szwagra Mai i skończyła się ubolewaniem, że przystojny jak aktor filmowy Dante nie jest już wolny. Poślubił Angielkę, na której miejscu chciała być teraz zdecydowana większość kobiet.

Gdyby Maya brała udział w tej części rozmowy, mogłaby wyjaśnić, że tą Angielką była jej siostra Beatrice, która pogodziwszy się z mężem, zdecydowała spełniać się w roli żony, matki i księżnej. Bea znów była w ciąży, a poranne mdłości były dla niej tak dokuczliwe, że Maya ucieszyła się, gdy mama pojechała do San Macizo, by się nią zająć i pomóc przy wnuczce, która była córką chrzestną Mai.

Ale Maya przemilczała to wszystko, nie dlatego, że nie była dumna z powiązań z rodziną królewską, ale dlatego, że łatwo było przewidzieć pytania, jakie zaraz padną.

Twoja siostra jest księżną, a ty musisz pracować jako dekoratorka wystaw w domu towarowym?

Beatrice odpowiedziałaby, że Maya jest zbyt dumna, uparta i głupia, żeby przyjąć pomoc. Maya naprawdę to doceniała i wiedziała, że siostra życzy jej tylko szczęścia, ale choć to była okrężna droga, chciała własnymi siłami osiągnąć to, co sobie wymarzyła, bez korzystania z koneksji rodzinnych lub czyichś pieniędzy.

Ziewnęła ponownie i wsunęła na stopę czarny puchaty pantofel, łapiąc się na tym, że myśli o gorącym kubku kakao.

Kakao? Och, Mayu, kiedy ty wreszcie dorośniesz!

A może wino, które otworzyła w zeszły weekend? O ile jeszcze będzie się nadawało. Nie zdążyła rozstrzygnąć tego dylematu, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi.

O tej porze mógł to być tylko dostawca pizzy, ale przecież dziś nic nie zamawiała.

Zaciekawiona przeszła do przedpokoju. Zaciągnęła mocniej pasek szlafroka i uchyliła drzwi. Na zewnątrz stała kobieta. Nie była sama. Zanim Maya została ciocią dla swojej siostrzenicy, nie umiałaby odgadnąć wieku ciemnowłosego niemowlęcia, które kobieta trzymała w ramionach. Teraz jednak oceniłaby je na trzy, może cztery miesiące. Wpatrywała się w niespodziewanych gości, czując, jak wszystkie jej mięśnie tężeją w szoku.

Nawet nie zauważyła, jak cofnęła się o pół kroku i otworzyła drzwi na oścież. Wreszcie zdołała wydobyć z siebie głos.

– Violetta? To ty?

Choć wydawało się to nieprawdopodobne, wysoka, szczupła kobieta wyglądająca jakby zstąpiła prosto ze stronic magazynu mody, z nienagannym makijażem i długimi błyszczącymi i idealnie prostymi włosami do pasa oraz błękitnymi oczami, była tą samą kobietą, którą widziała na zdjęciu pokazanym jej przez rodzoną matkę. Maya nadal miała zdjęcie swojej przyrodniej siostry. Była to jedyna rzecz, jaką dostała od matki.

– Mia? – spytała kobieta.

– Maya.

– Racja. Mama opisała cię bardzo dokładnie, ale i tak bym cię wszędzie poznała.

– Naprawdę?

– Oczywiście. Łączy nas wyjątkowa więź, siostrzyczko. Nie czujesz tego?

Kobieta pochyliła się, by ucałować Mayę na powitanie, ale ona cofnęła się, nie po to, by uniknąć kontaktu, ale by nie przygnieść dziecka, które znalazło się między nimi.

– Nie… To znaczy… – Maya potrząsnęła głową. – Czy coś się stało? – Udało jej się wreszcie wypowiedzieć całe zdanie.

– Potrzebuję pomocy – powiedziała Violetta i dramatycznie westchnęła. Jej ramiona zadrżały, a chwilę potem po pięknej twarzy popłynęły łzy.

– Czy mogę ci jakoś pomóc? – spytała przejęta.

– Nie powinnam tu przychodzić bez uprzedzenia, ale bałam się, że odmówisz, a naprawdę nie mam się do kogo zwrócić. Jesteś moją jedyną nadzieją. Błagam, nie każ nam stąd iść! – Przyciskała do siebie śpiące dziecko tak mocno, że zakwiliło w proteście.

– Naturalnie, proszę… – wyjąkała, gdy zza pleców kobiety wyjrzała druga postać niosąca ciężkie walizki.

– Nie ma tu windy, a bagażu sporo – odezwał się ponury głos.

Maya, obserwowała korytarz wypełniający się licznymi torbami.

– George to prawdziwy anioł. Gdzie ja podziałam portfel? – spytała bezradnie. – Zapłaciłabyś za mnie, Mia? Tylko nie zapomnij o napiwku dla George’a.

Maya zdziwiła się, że Violetta nie potrafi zapamiętać jej imienia, ale zapomniała o tym, gdy zajęła się szukaniem pieniędzy, opłaceniem taksówkarza i wreszcie wciągnięciem licznych tobołków do mieszkania.

Violetta tymczasem usadowiła się z dzieckiem na sofie w salonie i lustrowała otoczenie. Po kwaśnej minie można było poznać, że mieszkanie utrzymane w nieco staromodnym stylu nie zrobiło na niej najlepszego wrażenia.

Maya czekała. Na usta cisnęło jej się tyle pytań, że nie wiedziała, od czego zacząć. Wyręczyła ją Violetta.

– Strasznie cię przepraszam – wyszeptała tonem rozdzierającym serce.

– Za co?

– Przyszłam tu bez zapowiedzi, ale od tak dawna chciałam się z tobą spotkać.

– Naprawdę? Twoja matka, to znaczy Olivia, mówiła, że nie chciałyście mieć ze mną nic wspólnego… – Maya przygryzła wargę.

– Kiedy mama się z tobą spotkała, przeżywałam trudny okres. Do dziś nie mam odwagi mówić o tym, co mnie spotkało. Mama zawsze starała się mnie chronić. A później myślałam, że ty nie będziesz chciała… Chociaż nawet Cristiano mnie namawiał… Tak mi przykro…

– Cristiano? – powtórzyła Maya.

– Mój mąż. – Violetta rozejrzała się, sięgnęła po chusteczkę higieniczną i dotknęła nią twarzy. Maya zauważyła, że pomimo łez makijaż Violetty nie był ani odrobinę rozmazany. – Zmarł przed narodzinami naszego synka Mattia.

Oczy Mai rozszerzyły się w zdumieniu i popatrzyła na dziecko, które okazało się jej siostrzeńcem. Cóż za straszna tragedia! Nie miała pojęcia, jak można się po czymś takim pozbierać.

Niemowlę wybrało ten moment, by wyciągnąć w górę rączkę, złapać pasmo włosów i szarpnąć je w swoją stronę.

– Aua! – pisnęła Violetta, a jej twarz wyrażająca dotąd głębokie cierpienie, wydała się poirytowana.

– Pozwól… – Maya podeszła bliżej, by pomóc wyplątać włosy Violetty spomiędzy paluszków niemowlęcia. Pasmo włosów było zaskakująco sztywne i błyszczące. U nasady włosy miały kolor śliwkowy, a na końcach truskawkowy blond. Trudno się było domyślić, jaki był naturalny odcień włosów Violetty.

– A teraz… teraz nie zostało mi nic! – dokończyła swoją nieskładną opowieść Violetta. Maya podała jej kolejną chusteczkę, ale Violetta odmówiła, potrząsnąwszy głową.

– Masz to maleństwo, a ono ma ciebie – powiedziała przez zaciśnięte gardło Maya. Pomyślała, że jeśli sama się rozpłacze, to nie będzie wyglądać tak pięknie jak Violetta. – Dziecko pragnie tylko, by je kochano – dodała, choć wiedziała, rzecz jasna, że samą miłością nie da się opłacić rachunków. – Życie samotnej matki nie jest łatwe pod żadnym względem, także finansowym…

– Ale Mattio nosi nazwisko Agosti!

Maya spojrzała zdezorientowana, a jej ignorancja wydawała się szokować Violettę, która otworzyła szeroko błękitne oczy.

– Należy mu się połowa majątku należącego do ojca.

– No tak. – Maya skwapliwie pokiwała głową. Oczywiście to też było ważne, ale jeszcze ważniejsze było to, że dziecko już nigdy nie pozna swojego ojca.

– Jako wdowa powinnam otrzymać te pieniądze, ale Cristiano zmienił swój testament i doskonale wiem, czyja to wina. – Nie żebym miała problem z pieniędzmi, które należą się Mattiowi – zastrzegła szybko, widząc zdziwienie na twarzy Mai.

Maya znowu pokiwała głową, choć było jej trudno uwierzyć w zapewnienia Violetty. Z drugiej strony, jeśli miała nadzieję na spadek, to jej rozczarowaniu trudno się było dziwić.

– Mam problem z tym, że o każdy grosz na dziecko muszę teraz błagać Samuelego. To on namówił Cristiana, by przekazał mu całkowitą kontrolę nad fortuną swojego dziecka.

– A kto to jest ten Samuele? – spytała Maya, nieco już zagubiona w zawiłościach historii.

– To starszy brat Cristiana. Zawsze mnie nie znosił i był zazdrosny o to, że Cristiano nie pozwalał mu decydować o wszystkim. Ach, nie winię Cristiana, był zbyt delikatny, a Samuele tak długo wiercił mu dziurę w brzuchu, aż zdołał go nastawić przeciwko mnie. Widzę, że mi nie wierzysz, ale mało kto jest w stanie w to uwierzyć! – powiedziała płaczliwym głosem. – Nikt mnie nie rozumie. Wszyscy myślą, że Samuele troszczy się o całą swoją rodzinę, nawet o mnie. A to nieprawda.

Maya przycisnęła palce do skroni, które tętniły bólem. Z każdym słowem Violetty w głowie Mai coraz wyraźniejszy stawał się obraz tego małżeństwa, które jako żywo przypominało historię jej rodziny.

– Doskonale cię rozumiem – zapewniła. – Też znam takich dwulicowych ludzi.

Zanim jej adopcyjna matka poślubiła ojczyma, Maya też myślała, że jest to dobry i troskliwy człowiek. Była przekonana, że kocha matkę i pragnie ją uszczęśliwić, ale wkrótce po ślubie ojczym zaprowadził w domu swoje porządki, a ponieważ matka była w nim zakochana, na początku nawet nie zauważała, że izoluje ją od znajomych czy nawet od własnych córek. Nawet je Edward uważał za konkurencję i przeszkodę w przejęciu całkowitej kontroli nad swoją żoną.

– Nie martw się, nie jesteś sama – powiedziała, czując, że nadszedł moment, kiedy to ona mogła udzielić wsparcia innej udręczonej kobiecie.

– Więc mnie rozumiesz? – spytała Violetta z wdzięcznością, ale jej entuzjazm po chwili opadł. – Szkoda, że nie możesz nic zrobić, żeby mi pomóc. Samuele ma wszystko. Pieniądze i władzę, a teraz… próbuje odebrać mi dziecko. Nie mam przy nim szans. Nikt mi nie uwierzy – dodała zrezygnowana.

– Nie zwracaj uwagi na to, co mówią inni! Musisz w siebie uwierzyć – odparła Maya z przekonaniem. Głos jej drżał z emocji.

– Przyjechałam tutaj, bo nie wiedziałam, co robić. To wszystko jest za trudne. Potrzebuję czasu, żeby zastanowić się nad moim życiem.

– Możesz zostać u mnie. Tyle czasu, ile będziesz chciała.

– Mówisz poważnie?

Będę tego żałować! – pomyślała.

– Oczywiście, że tak – odrzekła jednak Maya, zawstydzona swoimi myślami.

Dopiero nad ranem Maya położyła się spać, ale pomimo wyczerpania budziła się raz po raz, przypominając sobie, że pokój Beatrice nie był pusty. Zajmowała go przyrodnia siostra, której Maya wcale nie znała. Powinna czuć jakąś więź, tym bardziej, że Violetta była w podobnej sytuacji jak kiedyś Maya, ale nie czuła zupełnie nic i to ją trochę martwiło.

Na szczęście siostrzeniec od razu zawładnął jej sercem. Mattio był przeuroczym dzieckiem. Maya wzięła go od Violetty, żeby ta mogła trochę odpocząć. Przewinęła i nakarmiła dziecko, a oddając je, poczuła ukłucie w sercu. Ciekawe, czy Olivia czuła cokolwiek, gdy oddawała Mayę. Czy jej płacz wzruszył ją na tyle, by żałowała swojej decyzji.

Obudziła się w nocy, słysząc kwilenie Mattia. Siadła na łóżku i przez chwilę zastanawiała się, co to za dźwięk. Dopiero później dotarło do niej, że to płacz dziecka. Naciągnęła na siebie szlafrok. Zaspanym spojrzeniem omiotła lustro, w którym dostrzegła zmęczoną zarwaną nocą twarz. Na szczęście dziś nie nawiedził jej sen, który miewała regularnie od kilku miesięcy. Pojawiał się w nim wysoki mężczyzna w płaszczu. Spotkali się jedyny raz w hotelu w dość nieprzyjemnych okolicznościach, a mimo to wrażenie siły i seksapilu, jakimi emanował, utkwiło na dobre w jej pamięci, stając się pożywką dla erotycznych snów.

Dziecko znowu zaczęło płakać, tym razem o wiele głośniej, i Maya szybkim krokiem podeszła do drzwi. Nie miała dużego doświadczenia z dziećmi. Córka Beatrice, Sabina Ella, pewnie też czasami płakała, ale że widywały się rzadko, Maya była przekonana, że dziewczynka jest wyjątkowo spokojnym i pogodnym dzieckiem. Myśląc o niej, zatęskniła za Beą i San Macizo, gdzie spędziła wiele przyjemnych chwil. Cieszyła się na nowo odnalezionym szczęściem siostry i tym, że pogodziła się z mężem. Żałowała tylko, że nie mieszkają trochę bliżej.

Zapukała.

– Violetto? Może chcesz, żeby coś ci przynieść? – spytała głośno, przekrzykując płacz dziecka. Nikt nie odpowiedział, więc przyłożyła ucho do drzwi, nasłuchując. Słyszała jednak tylko Mattia. Powtórzyła pytanie nieco głośniej, ale nie doczekała się odpowiedzi.

Wreszcie otworzyła drzwi.

– Violetto?

Pokój był pusty, nie licząc kojca turystycznego, w którym leżał Mattio. Maya podeszła szybko do niego.

– Hej, maleństwo – wyszeptała, uśmiechając się do chłopca. Miał czerwoną buzię i spuchnięte od płaczu oczy, ale na chwilę ucichł, przyglądając się Mai. – Och! – wyjąkała, czując łzy napływające jej do oczu. – Gdzie twoja mama? – spytała, nie zważając na nietkniętą pościel na łóżku, aż dotarło do niej, co to może oznaczać. – Poszukamy mamusi – powiedziała drżącym głosem, biorąc niemowlę na ręce.

Kołysząc dziecko w ramionach, zaglądała do każdego pokoju w mieszkaniu. Nigdzie nie było śladu po Violetcie.

– To po prostu niemożliwe! – mruknęła, ale wniosek był oczywisty i musiała go przyjąć do wiadomości. – Nie musisz się bać, wszystko będzie dobrze – szeptała do dziecka, które zasnęło wyczerpane płaczem.

Zastanawiała się, czy jest jakieś logiczne wytłumaczenie całej tej sytuacji i wtedy dostrzegła kopertę opartą o zdjęcie Beatrice i Dantego. Koperta była podpisana.

Mia.

Niektórzy ludzie naprawdę nie mieli głowy do imion, pomyślała. Czuła, że koperta zawiera same złe wieści i wolała odwlec chwilę, gdy będzie ją musiała otworzyć.

Popatrzyła na śpiącego Mattia pełnym wzruszenia spojrzeniem i postanowiła położyć go najpierw do łóżeczka. Potem zajrzała do lodówki w poszukiwaniu mleka do podgrzania, gdyby był głodny. Sprawdziła, gdzie są pieluszki, mata do przewijania i ubrania. Violetta zostawiła wszystkie rzeczy dla dziecka, więc na jakiś czas powinno jej to wystarczyć.

List nadal był na swoim miejscu, gdy skończyła małą inspekcję, poruszając się przy tym na palcach, by nie zbudzić malucha.

Nie znajdując żadnej wymówki więcej, sięgnęła po kopertę i rozerwała ją. Zdążyła jednak tylko pobieżnie rzucić okiem na zawartość, gdy rozległ się dzwonek do drzwi i tym razem aż podskoczyła ze strachu.

Samuele zdjął palec z dzwonka i oparł zaciśniętą pięść na futrynie, walcząc z chęcią załomotania do drzwi, które były ostatnią barierą dzielącą go od bratanka. Opanował się jednak i wziął głęboki oddech. Violetta była co prawda zimną i samolubną manipulantką, ale przecież nie zrobiłaby krzywdy własnemu dziecku. Nie żeby to było jakąś pociechą. Miał pewność, że posłużyłaby się dzieckiem do osiągnięcia swoich celów. Była wzorcowym przykładem mściwej wdowy, która nawet po śmierci męża była w stanie uprzykrzyć życie całej jego rodzinie.

Uniósł dłoń, by dotknąć policzka i widocznej wciąż czerwonej linii, która biegła od kości policzkowej do żuchwy. Podobny ślad po drugiej stronie twarzy zdążył już zblednąć. To nie na dziecku, lecz na nim Violetta wyładowała całą swoją złość. Nie oznaczało to jednak, że Mattio był bezpieczny.

Pomyślawszy to, poczuł, jak jego mięśnie mimowolnie napinają się, jakby w oczekiwaniu ataku. Obiecał Cristianowi, że zajmie się dzieckiem i zamierzał dotrzymać słowa. Wyprostował się teraz i wbił ponure spojrzenie w drzwi. Po chwili usłyszał kroki i zgrzyt zamka. Na wszelki wypadek zrobił krok do tyłu.

Treść notatki skreślonej przez Violettę pobrzmiewała echem w głowie Mai, która drżącymi rękami usiłowała trafić kluczem do dziurki. Potem nie mogła przekręcić go w zamku, aż uświadomiła sobie, że przecież drzwi nie są zamknięte. Violetta zostawiła je otwarte, kiedy wymknęła się z mieszkania.

Maya niemal czuła jej desperację. Zostawiła dziecko z zupełnie obcą osobą. Napisała też, że wróci po Mattia i Maya była przekonana, że tak się stanie. Może nawet już wróciła, udręczona wyrzutami sumienia. Maya odetchnęła z ulgą i w przypływie entuzjazmu szarpnęła za klamkę, otwierając drzwi na oścież.

Jednak zamiast jej przyrodniej siostry, zobaczyła za drzwiami kogoś, kogo spotkała tylko raz w życiu i kto bardzo często jej się śnił.

Najpierw kilka razy zamknęła i otworzyła powieki, by sprawdzić, czy to nie sen. Radosny uśmiech z oczekiwanego powrotu Violetty znikł z ust Mai. Miała wrażenie, jakby biegnąc z pełną prędkością, zderzyła się ze ścianą.

Sekundy mijały, a oni patrzyli na siebie. Wreszcie przerwała ciszę, nabierając powietrza w płuca i wypuszczając je z niedowierzaniem.

– To naprawdę pan?

Niezależnie od tego, ile razy skakałeś ze spadochronem, w momencie oderwania nóg od progu samolotu pojawiało się uczucie szoku. Samuele miał dokładnie takie wrażenie, tyle że teraz stał na ziemi.

Jego spojrzenie przesunęło się od nagich stóp kobiety aż do jej lśniących włosów. Rozpoznał ją od razu. Zacisnął też zęby, przypominając sobie, jak ogromne wrażenie zrobiła na nim poprzednim razem.

Spojrzenie kobiety wyrażało teraz skrajne zdumienie. Opuścił oczy niżej. Kształtne usta, o których tyle razy myślał, kusiły go tak samo jak wtedy.

– Violetta jest pani siostrą? – spytał, zastanawiając się, jaką rolę kobieta odgrywa w perfidnym planie Violetty, który polegał na wyłudzeniu od niego pieniędzy.

– A pan jest jej szwagrem? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. Mężczyzna z jej snów, ten sam, którego spotkała półtora roku temu, był na dodatek prześladowcą Violetty!

Jedna z ciemnych brwi uniosła się wyżej.

– Jestem Samuele Agosti i, jak zapewne pani wie, przyszedłem po mojego bratanka. Wracamy do Włoch, tam gdzie jest jego dom.

Mężczyzna nie był ani odrobinę mniej arogancki niż poprzednim razem, gdy spotkali się w Zurychu. Niestety był także równie męski i przystojny jak wtedy.

Maya skrzyżowała ramiona na piersi.

– Niepotrzebnie się pan fatygował – odpowiedziała.

– Gdzie ona jest? – zapytał, a jego spojrzenie powędrowało wyżej, ponad jej głowę.

Maya uniosła głowę wyżej.

– Żegnam.

Zaczęła zamykać drzwi, ale zatrzymały się one na stopie mężczyzny obutej w skórzany półbut.

– Miejsce dziecka jest przy matce – dodała, ale końcówkę zdania wypowiedziała ciszej niż początek, zdając sobie sprawę z tego, że przecież Violetta nawet nie powiedziała, gdzie jej szukać w razie czego.

– Nie zabrzmiało to przekonująco – zauważył.

– Zadzwonię po policję, jeśli natychmiast nie zabierze pan nogi i nie zniknie stąd w ciągu najbliższych dziesięciu sekund.

– Formułując groźby, należy myśleć o tym, czy będzie się w stanie je spełnić – rzucił mężczyzna z przekąsem.

Maya tymczasem podążała spojrzeniem za długimi palcami mężczyzny, które zatrzymały się na chwilę przy rozpiętym kołnierzyku białej koszuli, dotknęły nasady szyi o pięknym oliwkowym odcieniu i powędrowały w górę, by objąć kanciasty podbródek z cieniem zarostu.

W uśmiechu mężczyzny czaiło się wyzwanie. Wyprostowała łopatki, stopniowo odzyskując pewność siebie. Nie obchodziło jej, kim był ten mężczyzna. To było jej mieszkanie. Nie pozwoli, by ktoś zakłócał jej spokój.

– Nie mam w zwyczaju blefować – powiedziała, zaciągając mocniej pasek od szlafroka. – Proszę już iść.

ROZDZIAŁ DRUGI

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

OKŁADKA
STRONA TYTUŁOWA
PROLOG
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY