12,00 zł
Ostatnia część losów niezwykłej pary: Ukrainki i Rosjanina. Uczucie pomiędzy młodymi ludźmi pojawiło się w bardzo niesprzyjającym czasie, jednak pomimo przeciwności losu nie słabnie. Narastający niepokój i terror dodatkowo scementowują rozwijający się związek. Wbrew kolejnym trudnym doświadczeniom i traumatycznym wręcz wydarzeniom pomiędzy Aleksandrą i Maciejem układa się wspaniale. Akceptacja chłopaka przez najbliższych dziewczyny dodaje ich miłości skrzydeł. Nawet niespodziewany atak zorganizowanej grupy wojskowej nie jest w stanie zniweczyć ich marzeń. Po szokujących wydarzeniach pewnej zimowej nocy pojawiają się komplikacje, ale także zupełnie nowe i nieoczekiwane zwroty akcji. Szczęściu pary zagraża nieobliczalny i napędzany nienawiścią Mikołaj. Czy jego knowania przyniosą oczekiwane rezultaty? W obronie zakochanych staje uczciwy i pomocny Antek. Czy jego działania sprawią, że przyszłość narzeczonych znów będzie prezentowała się w jasnych barwach? Jak silne jest zło i ile prób podejmie, by zniszczyć wszystko co dobre? Ile nieszczęść jeszcze spadnie na bohaterów? Czy przepowiadana przez wielu wojna w końcu stanie się rzeczywistością? Jak wpłynie ona na realia ich życia? Odpowiedzi na wszystkie postawione tutaj pytania, a także na wiele innych znajdziecie na kartach tego tomu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 92
WOJENNA ODWAGA
TOM TRZECI
ROBERT FUJAK
© Copyright by Robert Fujak
Redakcja: Katarzyna Poloncarz
Projekt okładki: Robert Fujak
ISBN e-book: 978-83-968902-2-1
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione.
Wydanie I 2025
Moi Drodzy! Witam Was serdecznie.
Od wybuchu wojny w Ukrainie minęło już ponad półtora roku, a sytuacja nadal jest trudna i konflikt pozostaje nierozwiązany. Dalej cierpią żołnierze, cywile i zwierzęta. W dalszym ciągu umierają niewinne istoty. Do ogarniętego niepokojem kraju napływają kolejne fale pomocy i wsparcia, jednak agresja Rosji nie ustępuje. Od przeszło dziewiętnastu miesięcy terror zbiera swoje żniwo, a jego końca nie widać. Moja nadzieja, że nienawiść Rosjan kiedyś się wypali, pozostaje jednak niezmienna i liczę, że walki wkrótce się zakończą.
W trzecim, a jednocześnie ostatnim, tomie Wojennej odwagi także skupiam się głównie na sytuacji niecodziennej pary: Ukrainki i Rosjanina. Ze zdrowiem Magdaleny już wszystko w porządku, a na dodatek kobieta zaakceptowała wybranka wnuczki. Mimo tego obrót spraw nie oznacza szczęśliwego końca całej historii. Co z Mikołajem? Czy radykalna decyzja Maćka uchroni Olę przed niebezpieczeństwem? Czy Antek, który z całych sił pragnie pomóc przyjacielowi, podoła swojemu zadaniu? Jak obecność przepełnionego wrogością chłopaka wpłynie na niezłomną dotąd postawę młodego mężczyzny? Jeżeli intrygują Was dalsze losy wszystkich bohaterów, to zapraszam Was do nabycia i zapoznania się z moją skromną twórczością. Polecajcie także opowieść rodzinie, znajomym, współpracownikom i wszystkim ludziom w swoim otoczeniu. Myślę, że ten temat jest wart poruszenia go na stronicach książki.
Z moich obserwacji wynika, że miłość nie jest łatwa, jednak w czasie wojny zakochani muszą zmagać się z jeszcze większymi problemami. Ma to swoje złe strony, ale również i takie pozytywne, gdyż buduje silniejszą więź. Stare reguły odchodzą w niepamięć, a uczucie płonie podsycane ogniem innych emocji. Ludzie z jeszcze większą mocą doceniają wszystko co dobre i starają się cieszyć każdą iskierką szczęścia. Niepewna przyszłość i obawa o życie stają się elementem codzienności. Niezmiennie liczę, że Polska nadal pozostanie krajem pokoju, a Polacy dalej będą mogli cieszyć się wolnością.
Zapraszam do przeczytania mojej historii
Robert Fujak
Nie mogło tak być, że ciągle sprawiali mu problemy. Musiał tę sprawę w końcu ogarnąć.
– Niepotrzebnie stają nam na drodze.
– Przede wszystkim tobie.
– Zgadzam się z tym. Zawsze jak ułożę sobie życie, to się pojawiają.
– I to nie wiadomo skąd.
– A to france.
– Gorzej. To bydło.
– Dokładnie, Antku.
Zatrzymali się. Maciej poczuł uderzenie adrenaliny. Wiedział, że teraz będzie akcja i wiele będzie się działo. W końcu planował wykończyć tych patałachów i wykurzyć ze swojego życia. Nie miał zamiaru poddać się tak łatwo.
– Bądźmy dobrej myśli, Macieju.
– W końcu będę miał święty spokój i pozbędę się tych gnoi.
– O to też chodzi.
– A z Mikołajem się policzę.
– On pewnie przeżyje.
– Wiem o tym. Widać za mało razy do niego strzelałem.
– Nie w te miejsca co trzeba.
– To prawda.
– Ale jego też załatwimy na końcu.
– Tak jest. Poradzimy sobie z nim.
Zbliżyli się do schronu.
– Teraz cicho. Ja zapukam.
Drzwi otworzył Antkowi były szef Macieja. Mężczyzna się wystraszył.
– Dzień dobry.
– Witam serdecznie.
– O co chodzi? Co jest grane?
Obaj wtargnęli siłą do schronu. Ukryci w nim mężczyźni zostali zgładzeni. Ich dowódca strzelał, ale nieskutecznie. Został sam na sam z Maciejem.
– Siemanko, szefuncio!
Mężczyzna był naprawdę mocno zszokowany.
– Co ty tu robisz? Co się dzieje?
Maciej był stanowczy. Musiał ostatecznie się z nim rozprawić. Nie miał innego wyjścia. Jeśli teraz by tego nie zrobił, to potem mógłby mocno żałować.
– Mieliście wylecieć do Rosji.
Dowódca chrząknął.
– No tak.
– Dlaczego tego nie zrobiliście?
– Mieliśmy wylecieć rano.
– Kłamiesz. Zresztą teraz już jest za późno.
– Na nic nie jest za późno.
– Debilu, wszyscy zostali zabici. Spójrz! Oddaj broń.
– Nie!
– Dawaj, bo cię zastrzelę.
– Nie dam.
– Cały czas depczesz mi po piętach.
– To nie prawda.
– Prawda. Dlaczego odkopałeś Mikołaja?
Zaskoczył tym żołnierza. Mężczyzna zaczął się zastanawiać nad tym skąd Maciej o tym wie? Kto mu doniósł? Na pewno nikt od niego. Musiał go jakoś okłamywać.
– Nie odkopałem.
– Jesteś kłamcą.
– Ale mówię prawdę.
– Uwolniłeś tego gnoja i chcesz mnie szantażować.
– Czym?
– Swoją chciwością i głupotą.
– Gadasz bzdury. Wynoś się.
– Nie.
– Co takiego?
– To ty się stąd wyniesiesz. Pistolet.
Mężczyzna się wystraszył i oddał mu pistolet.
– Masz.
– Grzeczny Rusek.
– Ty też jesteś Ruskiem.
– Nie wkurzaj mnie. Wyłaź stąd.
– W życiu.
Maciej musiał użyć siły.
– Zostaw mnie.
– Zabiję cię, draniu.
Wyprowadził go ze schronu i dał mu popalić. Skopał go do nieprzytomności, a następnie zastrzelił. Teraz wszyscy jego wrogowie zostali zgładzeni. Aż dziesięć osób. Ale tak trzeba było. Niepotrzebnie mu wchodzili w drogę. Antek podszedł do Macieja. Cieszył się z tej sytuacji. Zwyciężyli, a jego przyjaciel będzie miał spokój.
– W końcu.
– Dokładnie, Antku. Poza jednym.
Antek wiedział co miał na myśli.
– Z tamtym damy radę.
– Oby tak się stało.
– Zapewniam cię, że tak będzie.
– Kiedy się go pozbędziemy? – Maciej się zastanawiał.
Antek się uśmiechnął:
– Niedługo przyjacielu. Niech wydobrzeje i odzyska rozum.
– Rozumiem.
– Wiadomo. Nie możemy go napaść w szpitalu.
– W sumie masz rację – stwierdził.
– Wtedy ktoś mógłby zacząć coś podejrzewać.
– To akurat prawda.
– Osobiście będę go pilnował.
– Serio?
– Oczywiście. W końcu musimy doprowadzić sprawę do końca.
– Też racja. Ale wiesz co, Antku?
Maciej chciał mu powiedzieć, coś ważnego.
– Co takiego?
– My z samego rana musimy wyjechać.
– Rozumiem.
Antek był zaskoczony jednak miał pewien plan.
– Bo od wtorku wracamy do szkół i pracy.
– Wszystko będzie okej. Jaka jest sytuacja u was w domu?
– U Oli?
– Tak.
– Doskonała.
– Niech Mikołaja wypuszczą do domu.
To było wielkie zaskoczenie dla Macieja.
– Nie wiem co o tym myśleć.
– Ja się nim zajmę.
Antek przeszedł samego siebie.
– Do momentu aż wyzdrowieje?
– Jak najbardziej.
– Będzie trzeba porozmawiać z jego mamą. Ona może się nim zajmować.
– Nie. Ja będę.
– Odważny jesteś.
– Będę pilnował go jak oka w głowie.
– Dobra. Zgadzam się na to.
– Rano to ogarnij.
– Nie ma sprawy.
– Oczywiście przed wyjazdem.
– Dobrze, Antku.
– Do zobaczenia rano.
– To rano wpadniesz?
– Tak.
– Spoko. To do zobaczenia.
– A ty pogadaj z Olą.
– Zrobię to.
– Nara.
Pożegnał się z Antkiem. Wcześniej jednak, gdy już wszystkich zakopali i uznali, że jest w porządku, to ubrali się w swoje rzeczy. Mundury zostały u Antka. Maciej zadowolony z obrotu sprawy wrócił do domu, by porozmawiać z Olą o tym wstrętnym debilu i synu jej sąsiadki, który teraz nieprzytomny leży w szpitalu. Prędzej czy później chłopak odzyska przytomność, a ich już nie będzie, bo rano wyjeżdżają do Lwowa. Ola spała jak zabita i znowu musiał ją obudzić. Nie chciał tego, ale nie miał innego wyjścia. Po prostu pech. Pomyślał, że ma piękną kobietę.
– Olu, kochanie.
Znowu ją ktoś budził. Była strasznie zła.
– Dajcie mi spać.
– Musimy porozmawiać.
– O czym znowu?
– O Mikołaju.
Od razu się obudziła i oprzytomniała.
– Co się dzieje?
Musiał ją trochę okłamać.
– Już ci mówię.
Zauważył, że Ola jest zła.
– Mów do cholery.
– Wdał się w bójkę i został cztery razy postrzelony.
Dla Oli tego już było za wiele.
– Co takiego?
– Mówię serio.
– Ale jakim cudem?
– Sam jeszcze nie wiem.
– Gdzie jest?
– W szpitalu oczywiście.
– Tym razem przesadził.
– Jutro rano zostanie przywieziony do domu twojej babci i będzie się nim opiekował mój przyjaciel.
– A Ewa?
– Też będzie mogła.
– W końcu to jego matka.
– Wiem o tym.
– Czemu twój przyjaciel będzie się nim zajmował?
– Bo tak zdecydowaliśmy. Ewa musi opiekować się babcią.
Pomyślała, że Maciej miał rację.
– Nie może opiekować się dwoma osobami jednocześnie.
– W sumie racja.
– Dlatego będzie miała pomoc.
– No dobra.
– Rano się zjawią, bo my niestety musimy wyjechać.
– Zgadza się, najdroższy.
– Zadowolona z obrotu sprawy?
– Oczywiście, że tak.
– Mikołaj wyzdrowieje i będziemy musieli się za niego wziąć.
– Za mocno wywija. Dobra, Macieju, idziemy spać. Dobrego snu życzę.
– Tobie również, kochana.
Zasnęli. Prawie do południa spali spokojnym snem. Wszystko było dobrze. Nikt im nie przeszkadzał, a to było dla nich najważniejsze. Przynajmniej mogli się spokojnie wyspać.
Przed południem, zaczęło się dużo dziać. Odwiedził ich Antek ze względu na to, że mieli przywieźć Mikołaja ze szpitala. Wpuściła go Ewa, która miała do niego mnóstwo pytań. Antek stwierdził, że Maciej i Ola pasowali do siebie jak ulał. Nikt nie powinien był ich rozdzielać. Tym bardziej ten młody debil. Cały czas im się przyglądał. Jacy oni piękni. Tacy, jak Pan Bóg ich stworzył. Oni musieli być razem. Wiedział, że im pomoże z przyjemnością. Lubił Macieja i chciał, żeby był szczęśliwy, żeby oboje byli szczęśliwi. Antek krzyknął, żeby ich obudzić. Na szczęście udało mu się to zrobić. Smacznie spali, ale trudno.
– Halo, gołąbeczki!
Obudzili się od razu, ale nie wystraszyli się go.
– Co się dzieje? – dopytywał Maciej.
– Wstawajcie. Bo za chwilę przywiozą Mikołaja.
– Która godzina? – Ola zapytała i ziewnęła.
– Jedenasta.
Maciej rzekł:
– To wyjdź, Antku. Daj nam się ubrać.
Antek podszedł do nich bliżej.
– Muszę wam powiedzieć, że jesteście piękni.
– Dziękujemy – odpowiedziała Ola.
– Nie ma za co.
– No, wyjdź już. – Maciej się niecierpliwił.
– Dobra, dobra.
Gdy Antek wyszedł, to młodzi zaczęli rozmowę.
– Jak się spało, kochany?
– Bardzo dobrze.
– A tobie, najdroższa?
Pocałowali się czule i namiętnie.
– Minie się spało super. Z tobą zawsze jest wspaniale.
– Mnie tak samo.
– Najważniejsze, że dzisiaj wyruszamy w drogę.
– Tak jest, moja droga.
– No i ważne, że Mikołaj będzie w domu.
– Jak Antek mówi, już za chwilę.
– No tak. Cieszę się z tego i mam nadzieję, że zmądrzeje.
– Ja tak samo, Olu.
Maciej wiedział, co jest grane i jak miał przedstawić całą sprawę. Młody miał zostać zgładzony i oni to zaplanowali. Wiedział, że zrobią to prędzej czy później. Nie będzie taryfy ulgowej. Jak coś zaczęli, to musieli skończyć. Zbliżała się wojna na Ukrainie i wszystkie chwyty były dozwolone. W tej rzeczywistości takie były realia. Do momentu aż wyzdrowieje mieli się Mikołajem zajmować jego matka i Antek. To z góry zostało ustalone. Przed egzekucją chciał jeszcze porozmawiać z młodym i dać mu popalić. Nie miał zamiaru odpuścić.
– Jak to się mówi: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
– Ważne, że nic mu nie jest i wszystko będzie dobrze.
– Zgadzam się z tobą, Macieju.
– Chodź. Trzeba się ubrać i spakować.
– Tak jest.
– Potem spokojnie zjemy śniadanie i jeszcze zobaczysz Mikołaja.
– Mam nadzieję, że będzie przytomny.
– Również mam taką nadzieję. Ale z tego, co wiem, może być ciężko.
– Skąd to wiesz?
– Od Antka.
– Ciekawi mnie, co on ma z tym wszystkim wspólnego.
– Będzie pomagał jego mamie i przy okazji twojej babci. One nie mogą być same z Mikołajem.
– To akurat racja.
– Właśnie. Dlatego on się będzie wszystkimi opiekował.
– Ufasz mu?
– Antkowi?
– Przecież nie Mikołajowi.
– Oczywiście, że mu ufam i to całym sercem. To najlepszy chłopak i przyjaciel na świecie. Nikomu nie spadnie włos z głowy. Zaręczam.
– Dobrze. To niech tak będzie. Mogę być spokojna.
– Pamiętaj, Olu: spokój jest bardzo ważny.
Wybiła dwunasta w poniedziałek. Zakochani się przyszykowali do odjazdu. Spakowali swoje rzeczy i poszli do kuchni. Wszyscy już na nich czekali. W tym czasie również Mikołaj został przywieziony do domu. Okazało się, że był przytomny. Maciej się uśmiechnął. Teraz mógł z nim porozmawiać. Sąsiadka była zła przez tę całą sytuację, ale też szczęśliwa, że jej syn żył. To było dla niej ważne. Miała nadzieję, że po tej akcji w końcu poprawi swoje zachowanie, że wyjdzie na porządnego człowieka. Ratownicy medyczni musieli go wnieść do domu, bo jeszcze nie mógł chodzić. Ewa podeszła do niego. Choć był zły, to nadal go kochała.
– Synu, tak się cieszę, że żyjesz!
– Mamo, ledwo mówię.
– Doprowadzisz mnie do zawału tym swoim zachowaniem.
– Nic mi nie jest. Nie ma co panikować.
– Przecież o mały włos byś umarł.
– Oj tam. Już nie jedna osoba umarła.
Maciej zerkał na Mikołaja. Był strasznie zły. Nie wiedział jakim cudem chłopak tak szybko odzyskał przytomność. To niemożliwe. Przecież dostał od niego cztery strzały i jakiś czas leżał zasypany ziemią w lesie. Jakim cudem jeszcze żył? Pewnie lekarze w tym szpitalu byli doskonale wykwalifikowani. Do akcji wkroczył Antek, który we wszystkim mu pomagał. On doskonale wiedział, co ma robić. Miał pomysły nawet lepsze od Macieja i głowę na karku.
Antek podszedł do Ewy i się przywitał:
– Dzień dobry. Jestem Antek. Niech się pani nie martwi o syna. Będę się nim opiekował jak należy. Pani może nadal zajmować się babcią Oli.
– Wiem o tym. Tak będzie.
– Super. W takim razie wnieście go do pokoju, a ja się nim zajmę.
Tak też się stało. Domownicy jedli obiad, a Antek poszedł do Mikołaja. Przyglądał mu się i stwierdził, że chłopak wyglądał jak półtora nieszczęścia. Ale jedno trzeba mu było przyznać. Po tej akcji z Maciejem szybko dochodził do siebie. Ciekawe jakim cudem. Chociaż w szpitalach dokonują cudów, bo medycyna poszła do przodu. W sumie wcale się nie dziwił, bo źli ludzie zwyciężają. Zawsze tak było. Ten świat jest bardzo dziwny. Niegodziwcy mają lepiej, niż ci dobrzy. Powinno być odwrotnie, a jest jak jest. Antek pomyślał, że tym razem, zło nie będzie górą. Nie tak łatwo. Zaplanowali, że gdy młody dojdzie do siebie, to dadzą mu popalić.
– Jak się czujesz? – odezwał się do Mikołaja.
– Dobrze.
Chłopak spojrzał na niego wystraszony.
– Nie bój się. Na razie będziesz żył.
– Jak długo? Bo zdaję sobie z tego sprawę, że mnie zabijecie.
– Masz rację.
– Kiedy?
– Jak całkiem dojdziesz do siebie.
– Czyli niebawem?
– Tak. Musisz ponieść konsekwencje swoich czynów. Niestety.
– Poproś Macieja. Chciałbym z nim pogadać.
– Nie ma mowy.
– Dlaczego?
– Od dzisiaj jesteś zdany na mnie. Na każdym kroku. Będę cię pilnował jak oka w głowie. Nie chcę żebyś nagadał głupot swojej matce.
– Czyli ona tu nawet nie wejdzie?
– Niestety nie.
Antek nie był mordercą i nie miał zamiaru go zabijać. Co to, to nie.
Od autora
Rozdział dwudziesty pierwszy
Cover