Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Warto przygotować się na najgorsze. Zainwestuj w siebie. Przeczytaj dzisiaj, a unikniesz problemów jutro - mówią Jacek Pałkiewicz i Krzysztof Petek, autorzy poradnika „Wojna u progu”.
Inwazja Rosji na Ukrainę cofnęła nas do czasów zimnej wojny, zagrażając pokojowi na całym kontynencie. Chcielibyśmy wierzyć, że konflikt globalny jest nieprawdopodobny. Niemniej widząc potworność i skalę zbrodni wojennych armii Putina, sceny, które nie pozwalają zasnąć w nocy, czujemy strach i zadajemy sobie pytanie: co może wydarzyć się u nas jutro, pojutrze? Czy napaść wrogiego kraju nie zburzy zakorzenionych nawyków, nie zmusi nas do rezygnacji z wszelkich wygód i do podporządkowania się wynaturzonym rygorom?
Nie można liczyć wyłącznie na pomoc ze strony samorządów, służb i instytucji państwowych. Opłaca się poznać zasady przetrwania w sytuacji, kiedy nieprzyjaciel wtargnie do naszego domu, kiedy obok wybuchają bomby i giną ludzie albo kiedy zabraknie wody, ogrzewania czy dostępu do żywności. Przypomnijmy tutaj, że główną przyczyną śmierci prawie trzech tysięcy amerykańskich jeńców wojennych w Korei była nieznajomość sposobów zachowania się w krańcowych warunkach.
Rad udziela Jacek Pałkiewicz, powszechnie uznawany autorytet w dziedzinie survivalu. Uczył strategii przetrwania w skrajnie surowych i niegościnnych środowiskach kosmonautów i elitarne jednostki antyterrorystyczne. Wspomaga go Krzysztof Petek, specjalista psychologii działań w sytuacjach krytycznych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 100
Jeszcze przed dwiema dekadami prowadząc szkolenia survivalu, przekonywaliśmy, że umiejętność zachowania się w sytuacjach krytycznych, w chwilach zagrożenia wcale nie musi dotyczyć od razu wojny, która w wyobraźni Europejczyków była czymś odległym — zarówno w czasie, jak i mentalnie. Opowiadaliśmy o wypadkach, nagłych zmianach pogody, zagubieniu, powodzi, pożarach, napadach.
Ale współczesność drastycznie zmienia nasz stosunek do zagrożeń. Brutalna napaść rosyjskich wojsk na Ukrainę dowiodła, że wojna to nie konstrukt teoretyczny czy opowieść zza mórz, ale realna tragedia dotykająca naszych sąsiadów. I choć wolelibyśmy nawet o tym nie myśleć — może się zdarzyć, że uderzy i w nas. Pośrednio lub, niestety, zupełnie wprost.
W takim wypadku lepiej być gotowym, niż dać się zaskoczyć.
I tej kwestii poświęcamy ten poradnik.
Jacek PałkiewiczKrzysztof Petek
To, co najbardziej liczy się w walce o przetrwanie
1. Ocena sytuacji (plan działania, priorytety, strategia postępowania).
2. Stosowne działania (rozwiązywać zadania stopniowo, małymi krokami).
3. Odpowiednia motywacja i niezachwiane pragnienie życia.
4. Hart ducha, determinacja i siła charakteru.
5. Wiara w sensie religijnym (źródło optymizmu i nadziei).
6. Doświadczenie i wiedza praktyczna.
7. Nawyki, zaradność i umiejętności adaptacyjne.
8. Schronienie, woda, żywność.
9. Sprawność fizyczna.
10. Właściwy ekwipunek.
Historycznie biorąc, logika wojny zawsze brała górę nad logiką pokoju. Człowiek od zarania podbijał nowe ziemie, cywilizował nowe ludy, powiększał lub chronił swoje terytoria, bronił swojej kultury, swoich ludzi, swojego narodu. Wywoływał konflikty wojenne tak z powodów polityczno-wojskowych, jak i terytorialnych czy religijnych. Często były one konsekwencją bezwzględnych interesów, ale też i ludzkich przywar: egoizmu, materializmu, chciwości, przebiegłości. I chociaż zawsze oceniano je negatywnie, wciąż pozostają zjawiskiem aktualnym.
W obliczu katastrofy wojennej nasz bezpieczny i przewidywalny świat znika. Spokojna, pełna jasnych planów na przyszłość, komfortowa egzystencja dobiega końca. Opanowuje nas ponura rzeczywistość.
Banki, sklepy, stacje benzynowe i kawiarnie zostaną zamknięte. Prędzej czy później miasto będzie pozbawione energii elektrycznej, uszkodzeniu ulegnie dopływ wody, przestanie działać kanalizacja, zostanie odcięty gaz. Komputer zwolni, zniknie połączenie komórkowe. Bombardowanie spowoduje pożary, zniszczy domostwa, doprowadzi do katastrofy. Naruszone zostaną wszelkie normy sanitarne. Uzbrojeni szabrownicy rozpoczną plądrowanie.
Pokój jest jednym z najcenniejszych dóbr ludzkości, wojna zaś to śmierć, terror, niewyobrażalne cierpienie, głód i materialne zniszczenia. Nabiera zatem aktualności sentencja Si vis pacem, para bellum — jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny. To łacińskie powiedzenie jest parafraza sformułowania Publiusza Flawiusza Wegecjusza Renatusa, cesarskiego urzędnika i historyka żyjącego w IV w. n.e.: Igitur qui desiderat pacem, praeparet bellum: zatem, kto dąży do pokoju, niech przygotuje wojnę. Powyższa dewiza z dzieła o sztuce wojennej była wielokrotnie wykorzystywana w najważniejszych poradnikach strategii utrzymania władzy, na przykład w Księciu, słynnym dziele Machiavellego, oraz w stosunkach międzynarodowych, aby legitymizować zasadę odstraszania i unikania konfliktów, jednym słowem: tworzenia systemu równowagi między supermocarstwami.
Inwazja Rosji w Ukrainie cofnęła nas do czasów zimnej wojny, zagrażając pokojowi na całym kontynencie. Od 24 lutego 2022 roku Europa przeżywa na swoim obrzeżu nieznaną od dziesiątków lat nawałnicę militarną dotykającą pokojowo nastawionego sąsiada, z którym agresora łączyły ścisłe więzi międzyludzkie. Rządy przygotowują więc coraz ostrzejsze sankcje, aby zatopić gospodarkę Rosji i odizolować ją od reszty świata, a uwagę opinii publicznej coraz mocniej przykuwa przebieg wojny. Dawno minęły czasy, kiedy Stany Zjednoczone za pomocą odtajnionych danych obalały kłamstwa Związku Sowieckiego na temat jego aktywności na Kubie lub kiedy blask ognia artyleryjskiego był jedynym dostępnym żywym obrazem kampanii Pustynna burza w Bagdadzie. Teraz za pośrednictwem Twittera, TikToka i Telegramu świat chłonie militarne operacje agresora niemal w czasie rzeczywistym.
Śledzimy na żywo ten bestialski najazd i chcemy wierzyć, że wojna globalna jest nierealna. Bo — tłumaczymy sobie — Ukraina nie jest przecież członkiem paktu NATO, zatem nie stworzy pretekstu do starcia militarnego. Ale wojska Władimira Putina dopuszczają się szatańskich zbrodni wojennych i ludobójstwa na terytorium niezawisłego kraju. A także prowokacji. Nic dziwnego, że rośnie strach przed konfliktem o wymiarze totalnym. Nie wiemy, co się wydarzy jutro, pojutrze. Czy pożoga wojenna rozprzestrzeni się i zburzy nasze codzienne życie?
Jest mało prawdopodobne, by obywatele kwitnącego Belgradu, stolicy państwa w centrum spokojnej Europy, zakładali, że ich ulice zostaną zbombardowane przez samoloty „najbardziej demokratycznego” kraju świata. Nie myśleli też o tym mieszkańcy proklamowanych w 2014 roku przez prorosyjskich separatystów samozwańczych republik, donieckiej i ługańskiej, których tysiące zostały bestialsko zamordowane przez własnych rodaków. Historia zna niezliczone przykłady wojny domowej, która nie tylko puka do drzwi, ale w każdej chwili może się włamać. W każdej chwili uzbrojeni mężczyźni mogą wpaść i domagać się praw do twojego życia i własności.
Rosyjska inwazja na Ukrainę sprawiła, że rywalizacja między dwoma blokami — jednego skupionego wokół sojuszu Chin i Rosji, a drugiego wokół Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej — weszła w fazę krytyczną. Wojna przeniosła się już niemal na naszą granicę. Świat stanął u progu nowej zimnej wojny, a to oznacza niebezpieczny moment w dziejach. Wspomnijmy Sarajewo 1914 roku i pierwszą wojnę światową, jeden z największych konfliktów zbrojnych w historii świata. Jej wybuch był przesądzony, niewiadomą było tylko, kiedy on nastąpi. Dziś jest tak samo, Europa siedzi na beczce prochu, wystarczy iskra, żeby nastąpił wybuch. Stąd gorączkowe pytania: czy Putin zaatakuje Polskę i czy nasz kraj zostanie wciągnięty w trzecią wojnę światową?
Kiedy agresor zbliża się do miasta, naturalną reakcją jest zadanie sobie pytania, jak się zachować w tej nowej, niecodziennej sytuacji. Obcy i wrogi najeźdźca został wysłany z bronią w ręce do twojej ojczyzny, aby podbijać, niszczyć i zabijać. Dręczą cię niepewność, niepokój, a także strach i troska o bliskich. W jednej chwili ważne stają się sprawy, o których wcześniej nikt nie myślał. Jednak praktyka pokazuje, że wojna szybko uczy survivalu, umiejętności radzenia sobie w krańcowych warunkach.
Ten poradnik przetrwania podczas konfliktu wojennego, przygotowany we współpracy ze specjalistami od zarządzania kryzysowego, ma dostarczyć informacji, jak uniknąć zagrożenia i jak się zachować, gdy ono wystąpi. Zawarta w nim wiedza uchroni cię przed fatalnymi błędami, a być może nawet ocali życie.
Poniższe rady zostały opracowane z myślą o najgorszych możliwych scenariuszach, chociaż, dodajmy, nie zawsze wszystko da się przewidzieć. Warto się z nimi zapoznać i je przyswoić.
Pozostaje tylko modlić się gorliwie, aby nigdy nie nadszedł dzień, w którym będziesz potrzebować tej wiedzy.
Trzydzieści lat po zakończeniu zimnej wojny Europa stoi przed coraz bardziej złożonymi zagrożeniami i wyzwaniami. Na Bliskim Wschodzie i w innych częściach świata wciąż trwają nierozwiązane konflikty. Dają się we znaki nielegalna imigracja, terroryzm i przestępczość zorganizowana. Jeszcze nie skończyła się pandemia, a już Rosja rozpętała wojnę w Ukrainie. W tak krótkim czasie świat doznaje dwóch potężnych wstrząsów. To złudzenie, że najgorsza z pandemii jest już za nami. Powinniśmy zachować czujność i unikać zbyt pośpiesznego ogłaszania zwycięstwa. Szczepionki pomogły powrócić do stanu półnormalności i COVID-19 może przerodzić się w chorobę endemiczną. Pamiętamy, jak w sławetnym wywiadzie dla magazynu „Wired” Barack Obama dowodził, że wolne społeczeństwa stworzyły najlepszy czas na życie od początku historii ludzkości. Jak bardzo się pomylił! Jeśli chodzi o inwazję na Ukrainie, to przeszliśmy płynnie od stanu zagrożenia zdrowia do perspektywy wojennej.
Władimir Putin, napaddając na Ukrainę, rozpoczął bezprecedensową wojnę nie tylko z sąsiednim krajem, ale też z całą Europą i całym Zachodem. Próba destrukcji demokratycznego świata, zasad nienaruszalności granic oraz praw państw do samostanowienia jest niewybaczalna i nigdy nie zostanie zapomniana. Pogwałcenie suwerenności Ukrainy i brutalny atak zbrojny Rosji na to państwo napawa Europę niepokojem.
Godzina policyjna, lockdown, lekarze na pierwszej linii, wojenny leksykon, wszystko jest takie samo i jednakowo powszechne. Oba wydarzenia się ze sobą wiążą, nawet jeśli okoliczności, które je spowodowały, są zupełnie inne. Widać pewną paralelę między pandemią i wojną a Apokalipsą świętego Jana. Mamy już dwóch jeźdźców Apokalipsy, do których, ze względu na brak zapasów zboża w „spichlerzu Europy”, za rok może dołączyć trzeci — symbol głodu. Baranek Paschalny miałby jeszcze do rozpakowania kolejne trzy pieczęcie otwierające gromy, błyskawice i trzęsienia ziemi, czyli totalną destrukcję. Można mieć żal do tysięcy dyplomatów, polityków, naukowców, agentów wywiadu, że nie potrafili zapobiec tej wojnie. Aby uniknąć głodu, trzeba natychmiast ją zakończyć.
Schylam głowę przed garstką bojowników podziemia kombinatu Azowstal, ostatniego bastionu obrony Mariupola — uosobienia piekła na ziemi, których heroiczny, prawie trzymiesięczny opór nie poszedł na marne. Zabarykadowani bez wody i jedzenia skomplikowali plany najeźdźcy, uniemożliwiając Putinowi szybkie zdobycie miasta, pokazali niewydolność armii rosyjskiej, powstrzymali ofensywę na Krym, dając armii ukraińskiej czas na dozbrojenie ze strony Zachodu. Mariupol w przyszłości będzie znaczniejszą legendą niż Majdan. Oprócz żołnierzy Samodzielnej Piechoty Morskiej walczył tam podlegający bezpośrednio Ministerstwu Spraw Wewnętrznych sławny pułk Azow. Świetnie wyszkolony, słynący z odwagi i skuteczności, został sformowany w 2014 roku między innymi z prawicowych radykałów i neonazistów. Właśnie kontrowersje w związku z jego nacjonalistycznymi korzeniami stały się jednym z propagandowych pretekstów do inwazji na Ukrainę. Rosjanie go nienawidzą i się go boją, bo Azow już osiem lat temu nie pozwolił im wejść do Mariupola, gdy Putin proklamował samozwańcze „republiki ludowe” charkowską, doniecką oraz ługańską.
Tym razem ci niegrzeczni chłopcy stali się swoistym symbolem oporu i niezłomności narodu ukraińskiego. Ich bój w kombinacie metalurgicznym przywoływał na myśl bitwę pod Termopilami toczoną 25 wieków temu podczas drugiej wojny perskiej, utrwaloną jako metafora poświęcenia życia na polu bitwy. Ale też i bój o fort Alamo sprzed 187 lat, w którym podczas walki o niepodległość 183 Teksańczyków stawiało czoło trzytysięcznej armii meksykańskiego dyktatora. Śmierć ponieśli prawie wszyscy, jednakże trzynastodniowe oblężenie powstrzymało na pewien czas pochód wroga.
Sława narodowych bohaterów i przeciągający się konflikt zbrojny przyniosły diametralną zmianę w postrzeganiu pułku Azow, ludzie zapomnieli o towarzyszących wcześniej tej formacji neonazistowskich konotacjach. Rosjanie, dla których jest ona wcieleniem wszelkiego zła, będą nadal odwoływać się do czarnej legendy kraju z faszystowskimi insygniami.
Nie kryję podziwu dla odwagi, determinacji, patriotycznej postawy narodu, który stawia opór zbrodni putinowskiej machiny militarnej o niebywałej skali, popełnianej na bratnim narodzie, w której łamanie praw wojny stało się częścią doktryny. Bestialstwo żołnierzy agresora, eksterminacja narodu, apokaliptyczne sceny, które nie pozwalają zasnąć w nocy, zostaną zapisane jako najbardziej barbarzyńskie w historii.
Nie poddaję się maniakalnej poprawności i nie mam wątpliwości, że pożoga wojenna w Ukrainie to konflikt Stanów Zjednoczonych i NATO z imperium zła. Kijów został złożony w ofierze na amerykańskim ołtarzu wojen światowych, które napędzają gospodarkę. Wiele rządów europejskich obiera zupełnie inne kierunki niż te, które wytyczono zaledwie dwa miesiące wcześniej: sankcje wobec agresora, które nie dają oczekiwanych skutków, broń dla Ukrainy i zbrojenia, dywersyfikacja energetyczna, akceptacja nadmiernego uchodźstwa. Europejczycy zaczynają bać się zapaści ekonomicznej i udręczenia egzystencjalnego.
Putin nie zaprzestanie wojny na wyniszczenie i… w końcu prawdopodobnie ją wygra. Weźmie górę jego terroryzująca karta ostatniego ratunku — szantaż nuklearny.
Od momentu powstania w 1947 roku Zegara Apokalipsy, metaforycznego czasomierza wymyślonego na uniwersytecie w Chicago, który na podstawie zachodzących napięć na świecie oblicza, ile czasu pozostało do hipotetycznego końca świata, ludzkość nigdy jeszcze nie zbliżyła się tak bardzo do samozagłady. W końcu lutego 2022 roku wskazówka zatrzymała się 100 sekund przed północą.
Mimo postępującego rozwoju sztucznej inteligencji świat nie wymyślił dotąd kieszonkowego sygnalizatora zagrożenia. Bywa ono jednoznaczne, ale czasem podpełza niespodziewanie, płynie spokojną falą i trudno stwierdzić, czy stan zagrożenia przekroczył już Rubikon, za którym stanowi dla nas realne niebezpieczeństwo.
A przecież skuteczne działania prewencyjne musisz podjąć w odpowiedniej chwili. Spóźniona reakcja może cię kosztować więcej wysiłku, wyższe ryzyko, a w niesprzyjających okolicznościach — ceną będzie porażka. Dlatego otwórz umysł i obserwuj świat wokół siebie. Oto twój czujnik.
Każdy z nas mieszka w znanym sobie środowisku, które hołduje pewnym normom, zachowaniom, ma własne reguły i przyzwyczajenia. Pierwszym sygnałem ostrzegawczym winny być zmiany w tych obszarach. I absolutnie nie oznacza to, że pojawiło się realne zagrożenie zewnętrzne. Bywa i tak, że w odruchu stadnym ludzie ulegają społecznej histerii, i to właśnie ich nieracjonalne działania, a nie realne zagrożenie zewnętrzne, stanowić będą problem.
Warto jednak wzmóc czujność, gdy pojawiają się sygnały ostrzegawcze.
Jak wychwycić narastanie atmosfery zagrożenia?
Zauważ, że w internecie, telewizji i radiu częściej niż zwykle wypowiadają się analitycy sytuacji międzynarodowej, stratedzy i specjaliści od konfliktów, szczegółowo rozpatrywane są zachowania przywódców państw, ruchy armii, media przyglądają się manewrom.
W sytuacji wojny w państwie ościennym takie zainteresowanie jest oczywiste, ale może nadejść chwila, gdy wojskowi czy politolodzy zaczną „gdybać”. Czynić założenia, że w razie eskalacji konfliktu, w wypadku naruszenia naszych granic, w sytuacji konieczności obrony… Potem dodadzą wprawdzie, że tylko luźno rozpatrywali rozmaite ewentualności, ale skoro o tym mówią, to znaczy, że o tym myślą. Uważają to za możliwe.
Przy tym w mediach pojawia się coraz więcej poradników survivalowych. I nie mam tu na myśli opowieści z lasu typu „jak rozpalić ogień nożem”. Raczej wskazówki, jak sobie radzić, gdyby zabrakło gazu, gdyby wyłączono prąd, jak upiec chleb w domu i jak filtrować deszczówkę.
Do myślenia dać musi też uaktywnienie się wszelkiej maści youtuberów i instagramerów, których życie toczy się wokół podróży, turystyki i survivalu — i każdy z nich będzie udzielał dobrych rad, co robić w razie kryzysu.
I znów — nie oznacza to, że nadciąga wojna. Jedynie — że społeczny niepokój obudził w mediach zapotrzebowanie na takie treści.
Zwróć też uwagę, jakie branże reprezentują ludzie, z którymi robi się wywiady, komu podsuwa mikrofon, kogo polubiła kamera. Jeśli są to osobnicy samodzielni, sprawni, pomysłowi — oto kolejny sygnał, że właśnie pojawiło się zainteresowanie takimi postawami.
Wokół ciebie przemyka rój ludzi. Stale. Każdy ma swój cel, śpieszy się do pracy, domu, klubu, znajomych, na zakupy. I naraz ten tłum zaczyna tętnić inaczej. Zaaferowani ludzie pędzą w inną stronę. Do sklepów zamiast do kina. Po konserwy i papier toaletowy zamiast na sushi. Zmniejsza się zapotrzebowanie na rozrywkę, wzrasta — na bezpieczeństwo.
W sytuacji społecznej niepewności radykalnie maleją wydatki na zabawę, turystykę, spadają inwestycje długoterminowe. Coraz mniej osób czyni życiowe plany na „za rok”. Odkłada się śluby, zakup mieszkań (więc spadają ceny nieruchomości), w dół leci rynek samochodów, leasingu.
Niepewność przetykana znakami zapytania wyziera z każdej niemal rozmowy, publikacji w mediach społecznościowych, każdego komentarza.
Jednocześnie kto może, przyśpiesza termin koniecznych zabiegów, operacji, terapii.
Symptomem sytuacji kryzysowej będzie zauważalny zanik uśmiechu — choć w Polsce i tak panuje dość powszechne ponuractwo. Zamyśleni, zamknięci w sobie ludzie będą wykazywać deficyt dobrego humoru i empatii.
Nieuchronnie także poczujesz niepokój. Nie poddawaj mu się w odruchu stadnym. Przeanalizuj sytuację — być może zapanowała samonapędzająca się społeczna panika. Ale też nie ignoruj tych uczuć. Na kolejnych stronach odpowiemy sobie razem po wielokroć, co robić w takim wypadku.
Działania służb bezpieczeństwa i ratunkowych
Jeśli analitycy uznają, że zbliża się zagrożenie, władze uruchomią
— często bez naszej wiedzy — procedury kryzysowe. Z urlopów zostaną odwołani wszyscy wojskowi, strażacy, policjanci, służby medyczne i ratunkowe. Pojawią się wzmożone kontrole przeciwpożarowe, spisy i weryfikacje infrastruktury. Mogą zostać odwołane mniej pilne zabiegi. Instytucje strategiczne, magazyny, linie kolejowe czy węzły komunikacyjne mogą otrzymać dodatkową ochronę lub pośpiesznie zainstalowany monitoring.
Niewykluczone, że nastąpi weryfikacja wszystkich osób posiadających broń — myśliwską, sportową czy do obrony własnej. W ślad za nią rząd czasem uruchamia konfiskatę broni — ale nie jest to powszechne.
Te objawy oznaczają tylko, że administracja nie zasypia gruszek w popiele. Chce być gotowa na ewentualne działania wojenne. Od tej chwili daleko do samej wojny — to jak zakładanie kamizelki kuloodpornej przed spodziewanym ostrzałem, który być może nie nastąpi.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki