Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kolejna książka pogromcy Atlantyku i Amazonki to wielobarwna podróż, w której Autor widział dużo więcej niż prekursor epoki odkryć geograficznych, legendarny Marco Polo. Pasmo porywających doświadczeń zarówno w krajach Pierwszego, jak i Trzeciego Świata oraz atencja dla ginących kultur i zwyczajów, a także spotkania z ludźmi, których trudno zapomnieć.
Przemierzył bezlik dróg i ścieżek pośród szczytów Bhutanu, pól ryżowych na Bali i tajemniczych świątyń Angkoru. Odwiedził palarnię opium w Laosie i sale hazardowe w Makau, jadł koniki polne w Birmie i psie mięso w Wietnamie. Rzutem na taśmę poznał jeszcze autentyczne kultury plemion tubylczych, Dajaków – legendarnych „łowców głów” na Borneo, czy Bausi z Papui Zachodniej. Stanął oko w oko z Janomami, plemieniem, które nie miało wcześniej kontaktu z białym człowiekiem. Jego zapisane notesy wciąż jeszcze wydają się napęczniałe od atramentu.
Na kartkach książki Autor snuje także chłodne refleksje nad nieodwracalnymi zmianami w naszej kulturze, nad surowymi prawami dżungli, które owładnęły współczesnym człowiekiem i wreszcie nad życiowym bilansem oraz schyłkiem pewnej epoki. Niepokoi go dziś widmo zmierzchu pogrążonej w chaosie i tkwiącej na rozdrożu Europy, z jej ultranowoczesną tożsamością, degradacją narodowych norm, marginalizującą rolą religii i zanikiem tradycji, która tracąc instynkt samozachowawczy staje się politycznym zakładnikiem islamu. Społeczeństwo obawia się o przyszłość, bo nie znajduje odpowiedzi na swoje problemy i wewnętrzne rozdarcie.
„Po szalonych globalnych przemianach, które zmieniły oblicze świata, dotknęła nas deprymująca niestabilność – pisze wybitny dziennikarz, podróżnik, człowiek instytucja. – Teraz nadchodzi era nowej rzeczywistości, której nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić”.
Pałkiewicz wśród ludzi, Pałkiewicz łączący, Pałkiewicz orędownik odnajdywania wspólnego języka. Czyż to nie ważniejsze w dzisiejszym świecie od pogoni za kolejnymi mirażami? Bogusław Chrabota „Rzeczpospolita”
Czytam: „Barwny film mojego życia dobiega definitywnie do punktu docelowego”. „Przegrałem sam ze sobą”. Nie chcę wierzyć i nie wierzę. Jacek jeszcze nas wszystkich zaskoczy. Paweł Reszka „Polityka”
Gdybyśmy wszyscy nauczyli się od niego sztuki dzielenia się radością życia i optymizmem, nasz świat i nasz kraj byłyby jeszcze cudowniejsze. Dlatego warto poznać tego człowieka. Jacek Karnowski „Sieci”
Wybitna książka, wybitnego człowieka. Jest tu wszystko, ale przede wszystkim życie. Fascynujące i mądre. Po przeczytaniu tego tomu chce się piękniej i lepiej żyć. Paweł Siennicki „Polska The Times”
Widział dużo więcej niż Marco Polo i potrafi też o tym wspaniale opowiadać. Tomasz Sakiewicz „Gazeta Polska”
Ten kalejdoskop skrzący się kolorami, detalami nieistniejącej już często rzeczywistości, budzi podziw dla wiedzy Autora i każe się zastanowić czy nasz świat zmierza we właściwym kierunku. To fascynująca lektura. Aldona Toczek „Fakt”
Wiarygodność przeżyć Autora może nieraz budzić wątpliwości i niewiarę. Jednak to tylko cząstka tego co doświadczył w barwnej podróży swojego życia. Andrzej Wójtowicz „Angora”
O autorze:
Jacek Pałkiewicz – podróżnik, dziennikarz, pisarz, twórca survivalu w Europie. Ustalił miejsce narodzin Amazonki, pokonał samotnie Atlantyk w łodzi ratunkowej, przecierał szlaki na Borneo i Nowej Gwinei. Jest weteranem Sahary, poznał najdalsze kresy Syberii, pracował w afrykańskich kopalniach złota i diamentów. Postać wielowymiarowa, wokół której narosło wiele legend. Bezkompromisowy, z odwagą wyraża mało poprawne poglądy. Obiektywny komentator rzeczywistości, obywatel świata i jego odkrywca. Autor bestsellerowych książek, m.in.: Syberia i Pasja życia, inspiruje dwa pokolenia polskich podróżników.
• Ambasador Polski na wszystkich kontynentach, stoi ponad politycznymi podziałami i szuka wspólnego języka, by łączyć podzielony kraj.
• Człowiek instytucja, brutalnie szczery, nie układa się i nie poddaje dyktatowi maniakalnej poprawności politycznej.
• Stąpa twardo po ziemi, mając w pogardzie obłudę, zawiść, cynizm, zachłanność.
• Specjalista od karkołomnych wypraw i przełamywania barier, szkolił kosmonautów i elitarne jednostki antyterrorystyczne sztuki przetrwania w skrajnych warunkach różnych stref klimatycznych.
• We Włoszech o jego szkole przetrwania powstał cieszący się powodzeniem film „Uomini duri“ (Twardziele).
W książce 210 barwnych zdjęć.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 439
Redakcja Marta Stołowska
Korekta slownebabki.pl
Copyright © by Jacek Pałkiewicz, 2020 Copyright © for this edition by Dressler Dublin Sp. z o.o., 2020
Wszystkie wykorzystane fotografie pochodzą z archiwum Autora.
Wydawnictwo Świat Książki 02-103 Warszawa, ul. Hankiewicza 2 Warszawa 2020
Księgarnia internetowa: swiatksiazki.pl
Skład i łamanie Barbara i Przemysław Kida
Dystrybucja Dressler Dublin Sp. z o.o. 05-850 Ożarów Mazowiecki, ul. Poznańska 91 e-mail: [email protected] tel. + 48 22 733 50 31/32 www.dressler.com.pl
ISBN 978-83-813-9759-9
Skad wersji elektronicznej [email protected]
Jacek Pałkiewicz podsumowujący życie? Jak to w ogóle możliwe, spyta każdy, kto zna biografię, a zwłaszcza osobę wybitnego dziennikarza, podróżnika, ambasadora Polski na wszystkich kontynentach. Przecież Jacek jest synonimem energii, kreatywności, przełamywania barier. Jego matecznikiem są nieustanny ruch, podążająca jego szlakiem przygoda i nieposkromione doświadczenie. Dlatego nie wierzę w deklaracje, że chce w tej książce podsumować swoje arcybogate życie. Chodzi zapewne o co innego, o zdjęcie na chwilę z jego twarzy wizerunku specjalisty od karkołomnych wypraw i odsłonięcie tej bardziej ukrytej, choć pewnie ważniejszej strony jego osobowości. Bo Pałkiewicz to nie tylko pogromca Atlantyku i Amazonki, lecz także ponad podziałami. Stroni od politycznych deklaracji, przyjaźni się z ludźmi po obu stronach granic bardzo skłóconych państw, ceni sobie międzyludzką solidarność i braterstwo. Czy jest w tym wszystkim naiwny? Tylko w takim stopniu, w jakim bywali naiwni wielcy podróżnicy i pisarze nawiązujący przyjaźnie w najtrudniejszych miejscach i czasach. To ścieżka Ernesta Hemingwaya i Fridtjofa Nansena, ścieżka Jacka Londona i Karen Blixen. To jest świat Jacka Pałkiewicza. Jedyny prawdziwy.
Bogusław Chrabota
Niejeden Czytelnik zapyta, dlaczego książkę, będącą bilansem mojego życia, zatytułowałem www.palkiewicz.com. Tu są nie tylko podróże, lecz także moje spojrzenie na dzisiejszy świat, który wciąż sobie przyswajam. Szedłem zawsze z duchem czasów, by nie stracić poczucia realiów. Podróżowanie uczy, że wszyscy ludzie są równi, a ponadto, że wszyscy są różni. Właśnie skończyłem ponownie czytać Opisanie świata Marco Polo i uprzytomniłem sobie, że są także braćmi, nie do końca przejrzystymi.
Jako dziennikarz zaczynałem od pisania ręcznego. Wtedy wystarczyło mieć notes i długopis, potem przeszedłem na maszynę Olivetti Lettera 22, która wcześniej została uznana za „najlepszy produkt przemysłowy ostatnich stu lat”. Nieco później dużą wygodę stanowiła maszyna do pisania z taśmą magnetyczną, bo dawała możliwość dokonywania korekty tekstu czy dowolnego łączenia jego fragmentów, a ta ustąpiła z kolei miejsca komputerowi. Pół wieku temu podstawowym źródłem informacji w moim fachu były encyklopedie uniwersalne i specjalistyczne, informatory biograficzne, kompendia statystyczne czy słowniki językowe. Od lat 80. z powodzeniem korzystałem z wycinków prasowych w „Corriere della Sera”. To było największe włoskie archiwum redakcyjne, gdzie w teczkach skrupulatnie gromadzono wciąż aktualizowane materiały pochodzące nie tylko z włoskich publikacji. Z czasem ten nośnik informacji został wyparty przez internet, z którym dzisiaj nie sposób się rozstać.
Tytuł książki nawiązuje zatem do tych przemian, ale jest też zaproszeniem do zajrzenia na stronę www.palkiewicz.com, ilustrującą pasmo porywających doświadczeń w krajach zarówno Pierwszego, jak i Trzeciego Świata oraz atencję dla ginących kultur i zwyczajów, a także spotkania z ludźmi, których trudno zapomnieć.
Na dalszych kartkach książki snuję chłodne refleksje nad nieodwracalnymi zmianami w naszej kulturze, nad surowymi prawami dżungli, które zawładnęły współczesnym człowiekiem, i wreszcie nad życiowym bilansem oraz schyłkiem pewnej epoki. Większą część życia spędziłem we Włoszech, które stały się moim drugim domem. Cieszę się tam powszechnym szacunkiem, przy czym nigdy nie opuszczała mnie świadomość polskości. Z czasem udzieliło mi się poczucie europejskiej tożsamości. Żywiłem szacunek dla Europy, „soli Ziemi”, i bardzo na nią liczyłem. Nie taję jednak, że musiałem przymknąć oko na nieskrywany przez Europę zachodnią dystans, poczucie wyższości i przewagi cywilizacyjnej czy przynajmniej protekcjonalność względem dawnego obozu socjalistycznego. Tak było nie tylko kiedyś, dziś jest podobnie i, co muszę podkreślić, taka mieszanka supremacji i pobłażliwości, zwykle zarezerwowana dla imigrantów z Trzeciego Świata, wciąż gnieździ się w głowach zachodnich prominentów działających w strukturach Unii Europejskiej. Obecnie coraz częściej mówi się o końcu Europy, która szczególnie po wybuchu pandemii koronawirusa okazała swoją niewiarygodną słabość.
Na dziś, niezależnie od rozczarowania pogrążonym w chaosie i tkwiącym na rozdrożu Starym Kontynentem, z jego ultranowoczesną tożsamością, rozlewającym się islamem, degradacją narodowych norm, marginalizującą rolą religii i zanikiem tradycji — obrazem odległym od mojego modelu Europy — jeszcze wciąż czuję się dumnym i lojalnym Europejczykiem z nadwiślańskimi korzeniami.
Książka przypomina też o moich wędrówkach. Podróżniczy chrzest przeszedłem w odległym 1972 roku w Indochinach, chociaż wcześniej miałem okazję podziwiać i rodzime perły przyrody, spływając Kanałem Augustowskim z biegiem Krutyni, czy klucząc w Bieszczadach lub w Biebrzańskim Parku Narodowym. Notesy zapisane w przywołanym okresie wciąż jeszcze wydają mi się napęczniałe od atramentu. Od tamtej pory przemierzyłem bezlik dróg i ścieżek pośród szczytów Bhutanu, pól ryżowych na Bali i tajemniczych świątyń Angkoru, wtedy jeszcze nieodkrytych dla turystyki. Poznałem Dajaków — legendarnych „łowców głów” na Borneo, jak też dyskryminowaną przez rząd komunistyczny w Hanoi, wyizolowaną, żyjącą na zamkniętym dla obcych Centralnym Płaskowyżu, zaprzeszłą grupę etniczną Jarai. Odwiedziłem palarnię opium w Laosie i sale hazardowe w Makau, jadłem koniki polne w Birmie i psie mięso w Wietnamie. Rzutem na taśmę trafiłem do jeszcze autentycznej Papui Zachodniej, jednego z ostatnich sanktuariów pierwotnego świata, dziś należącego już do muzeum historii naturalnej. Chory na malarię, zderzyłem się w osadzie Mabulu z wewnętrznie rozdartymi i dotkniętymi marazmem Korowajami, którzy zapomnieli o beztroskim, szczęśliwym życiu. Uwięzieni w pół drogi, krążyli ospale po wiosce w dziurawych T-shirtach, brudnych szortach i czapkach narciarskich, wystawiając na sprzedaż swoje życie codzienne, praktyczne umiejętności oraz kulturę — niestety, pozbawioną już wartości. Nad Górnym Orinoko w Wenezueli stanąłem oko w oko z Janomami, plemieniem, które nie miało wcześniej kontaktu z białym człowiekiem. Na archipelagu andamańskim widziałem arcyagresywnych Jarawa, strzelających z łuków do nachodzących ich terytorium intruzów. Wreszcie nad rzeką Madre de Dios zetknąłem się ze złowrogimi Huapakores, strażnikami Paititi, legendarnego Eldorado. Poznałem jeszcze dawny Związek Sowiecki i otwartość rosyjskiej duszy, cwałowałem na trojkach jak za czasów Gogola, a na Czukotce objadałem się kawiorem i grillowanym jesiotrem, bo nic innego do jedzenia tam nie było.
Zastygłem w bezruchu wobec ogromu Wielkiego Kanionu Kolorado, wielokrotnie przerastającego zdolność mojej percepcji, nie byłem w stanie oderwać wzroku od spowitych gęstą warstwą chmur Ruwenzori, tajemniczych Gór Księżycowych, zachwyciło mnie niezrównane piękno pustyni Namib, tak jak i region wierzeń i mitów — Himalaje. Dane mi było cieszyć oko takim urokiem Czarnego Lądu, który dzisiaj zobaczyć można tylko w filmie Pożegnanie z Afryką.
Niesamowitego przeżycia dostarczył mi widok naturalnego kanału Casiquiare, łączącego dwa ogromne systemy rzeczne: Orinoko z Amazonką. Wspomniałem wtedy Aleksandra von Humboldta, który swoim autorytetem uwiarygodnił istnienie kuriozalnej bifurkacji, niemającej na naszej planecie równie imponującego odpowiednika. Przy samotnym i łatwo rozpoznawalnym bloku granitowym Piedra de Culimacari, gdzie słynny badacz niemiecki ustalał swoje położenie za pomocą astronomicznych obserwacji, stałem podekscytowany tym, że podążam jego śladami.
Moje drogi wiele razy przecinały się z gościńcami, po których wędrował prekursor epoki odkryć geograficznych Marco Polo, mój mentor. Jego postać będzie powracać niejednokrotnie na stronach tej książki. Oglądałem te same obiekty albo to, co po siedmiuset latach z nich zostało. Dzięki tym eksploracjom jego opowieści były dla mnie wciąż żywymi relacjami. Cieszę się, że zdążyłem poznać dawną Azję, widziałem, jak upływający czas odcisnął na tym kontynencie swoje niszczące piętno.
Większość zespołów świątynnych i miast garnizonowych czy buddyjskich stup została pochłonięta przez pustynie, nie przetrwała wojen, grabieży, burz i srogich zim albo padła ofiarą ludzkich zaniedbań. W miejsce wydeptanych ścieżek karawanowych powstały drogi asfaltowe i trasy kolejowe, a dwugarbne wielbłądy zostały zastąpione ciężkimi tirami zmierzającymi do celu za pomocą nawigacji satelitarnej. Karawanseraje ustąpiły miejsca klimatyzowanym hotelom. Na bazarach nie wymienia się już jedwabiu, tylko sprzedaje firmowe T-shirty, a palarnie opium wyrugowała sieć McDonald’s.
Na szczęście do naszych czasów zachowały się liczne ślady dawnych epok, żywe świadectwo wielkości minionych kultur.
Zapraszam na niepowtarzalną podróż.
PS Drogi Czytelniku, proszę, daruj mi, jeśli natkniesz się na mało eleganckie powtórzenie przeze mnie jakiegoś epizodu, który już wcześniej gdzieś przeczytałeś.
Kiedyś w ukrytym zakątku jednej z sal Muzeum Correr w Wenecji, pośród niebiańskich i ziemskich globusów oraz płócien z epoki Republiki Weneckiej, dojrzałem drewnianą rzeźbę pokrytą złotymi płytkami. Ten chiński eksponat, który prawdopodobnie dotarł do Wenecji w XVIII wieku, był kopią bożka czczonego w Świątyni Geniuszy w Kantonie, ostatni pozostały ślad lokalnej sztuki, ponieważ świątynia doszczętnie spłonęła. Figura przedstawiała siedzącego na krześle mężczyznę co prawda o wschodnich rysach twarzy, ale zupełnie nieprzypominającego Chińczyka ze względu na europejski melonik, płaszcz, brodę i wąsy w zachodnim stylu. W rękach złożonych na znak szczęścia w pozie medytacyjnej trzymał owoc granatu. Reprezentował bogatą i wpływową osobę, prawdopodobnie — jak głosiła informacyjna tabliczka — wędrownego kupca Marco Polo.
Moja wyobraźnia w dzieciństwie rozwijała się w wyniku pasjonującej literatury stymulującej romantyczny zachwyt awanturniczą aurą. W domowej bibliotece obok Jacka Londona, Arkadego Fiedlera, Louisa Roberta Stevensona, Daniela Defoe, Ferdynanda Ossedowskiego, na honorowym miejscu stało Opisanie świata Marco Polo, uniwersalna ikona przygody i odkryć geograficznych, która przez sześć wieków była obiektem powszechnej fascynacji. Publikacja ta stała się średniowiecznym bestsellerem. Przez długie lata stanowiła istotne kompendium wiedzy na temat życia w krajach azjatyckich i do dziś wzbudza tęsknotę za tym, co jeszcze nieodkryte. Stała się źródłem inspiracji dla wielu późniejszych podróżników i geografów, gotowych na przekór niezliczonym przeszkodom wyruszać na dalekie bezdroża, poza Słupy Heraklesa.
Ja też nie pozostałem obojętny na jej urok. Uległem wszechpotężnej fascynacji sławą weneckiego podróżnika, która z czasem przerodziła się w prawdziwą obsesję — osobliwą, zrodzoną w moim umyśle iluzję, wypełnioną barwami, zapachami, bajeczną scenografią. Te intrygujące doświadczenia w enigmatycznym świecie, o którym można mieć co najwyżej mgliste pojęcie, każdy na swój sposób adaptuje w wyobraźni, budując, podobnie jak i ja, własną legendę.
Pokusa zetknięcia z nieprzetartymi szlakami, tęsknota za tym, co było i nigdy nie wróci, bezustannie zaprzątała mój umysł. Dziś przyznaję, że jestem całkowicie usatysfakcjonowany, bo przyszło mi odkrywać stare światy niejednokrotnie przedstawiane przez kupca Marco Polo.
Czuję się jego dozgonnym dłużnikiem. Wyruszyłem na szlak życiowej przygody dzięki inspiracji człowieka, który stulecia temu, jako osiemnastolatek, z ojcem i wujem wybrał się na kupiecką wyprawę do owianej tajemnicą Azji, zapełnionej mitycznymi jednorożcami, ludźmi bez ust, potworami i krwiożerczymi plemionami.
A teraz, kiedy najważniejsze eksploracje mam już za sobą, chcę podzielić się z Czytelnikami emocjami, które towarzyszyły tym podróżom, i obrazami zatrzymanymi w czasie. Na stronach tej książki kolejny raz wyruszam na drogi, które częstokroć krzyżowały się z legendarną siecią Jedwabnego Szlaku.
Dziękuję Ci, Marco!
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.