Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Odkryj pełną historię Smoczej Wojny w oficjalnej powieści towarzyszącej grze World of Warcraft: Dragonflight.
Kiedy świat był młody, wszystkie zasiedlające go formy życia drżały przed potęgą Galakronda, ogromnego nienasyconego proto-smoka. Pięcioro proto-smoków stanęło wówczas u boku wykutego przez tytanitów Strażnika Tyra, by stawić czoła tej bestii. Po rozpaczliwej walce Galakrond ostatecznie padł od odniesionych ran, a pięcioro zwycięzców zostało obrońcami Azeroth. Tytanici obdarzyli Nozdormu, Yserę, Alexstrazę, Malygosa i Nelthariona magią Ładu, przekształcając ich w Aspekty: potężne smoki władające czasem, naturą, życiem i magią. Inne proto-smoki podążyły ich ścieżką, a nasycone mocą tytanitów smocze rody stanęły u boku swoich przywódców, by kształtować świat i służyć Aspektom.
Taką opowieść od wieków snuły smocze rody… ale nie jest to pełna historia.
Gdy Smocza Królowa i jej ród zaczęli przekształcać Azeroth, nie wszystkie smocze stworzenia postrzegały magię Ładu jako dar. Odrzucając wpływ tytanitów, grupa zbuntowanych proto-smoków zaczęła czerpać z mocy żywiołów planety i odrodziła się jako Wcielenia pod przewodnictwem Iridikrona. Wcielenia wierzyły, że smoczy rodzaj nie powinien być nikomu podporządkowany, i wznieciły bunt przeciwko Aspektom i wszystkiemu, co Aspekty reprezentują.
Mimo wysiłków Alexstrazy i jej przyjaciółki proto-smoczycy Vyranoth, starających się za wszelką cenę ocalić pokój, obie strony uciekają się do przemocy, a smoki stają przed wyborem: opowiedzieć się za którąś z frakcji czy zginąć w chaosie narastającego konfliktu. Smocza wojna wstrząsa fundamentami świata. Walczące ze sobą smoki zdają sobie sprawę, że będą musiały dokonać poświęceń, by zabezpieczyć przyszłość swojego rodzaju – poświęceń, których konsekwencje będą ponosić przez wieki.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 458
Tytuł oryginału War of the Scaleborn
Copyright © 2023 Blizzard Entertainment, Inc.All rights reserved
Warcraft, World of Warcraft i Blizzard Entertainment są znakami handlowymi i/lub zarejestrowanymi znakami handlowymi Blizzard Entertainment, Inc. w Stanach Zjednoczonych i/lub w innych krajach. Wszelkie pozostałe znaki handlowe w niniejszym dziele należą do ich poszczególnych właścicieli.
Niniejsza powieść jest fikcją literacką. Nazwy, postaci, miejsca i wydarzenia są wytworem wyobraźni autora i jakakolwiek zbieżność z rzeczywistymi wydarzeniami, miejscami, instytucjami, przedsiębiorstwami lub osobami, żyjącymi bądź zmarłymi, jest całkowicie przypadkowa.
Niniejsza powieść jest fikcją literacką. Nazwy, postaci, miejsca i wydarzenia są wytworem wyobraźni autora i jakakolwiek zbieżność z rzeczywistymi wydarzeniami, miejscami, instytucjami, przedsiębiorstwami lub osobami, żyjącymi bądź zmarłymi, jest całkowicie przypadkowa.
Przekład Dominika Braithwaite
Konsultacja lore i redakcjaPiotr Budak
Redakcja i korektaMarcin Piątek, Joanna Rozmus
Skład Martyna Potoczny, Tomasz Brzozowski
Konwersja do wersji elektronicznej Aleksandra Pieńkosz
ISBN pełnej wersji 978-83-68053-16-6
Insignis Media ul. Lubicz 17D/21–22, 31-503 Kraków tel. +48 (12) 636 01 [email protected], insignis.pl
facebook.com/Wydawnictwo.Insignis
x.com/insignis_media (@insignis_media)
instagram.com/insignis_media (@insignis_media)
tiktok.com/insignis_media (@insignis_media)
Dla Bo w podziękowaniu za wprowadzenie mnie w świat Azeroth oraz dla wcześniejszych, obecnych i przyszłych czempionów.
Wciąż mamy sobie nawzajem wiele do opowiedzenia.
Narodziny królestwa
– Co ty zrobiłaś, Alexstrazo? – zastanawiała się Vyranoth, szybując nad wznoszącymi się wysoko iglicami Valdrakken. – Cóż to za miejsce?
W swoim długim życiu Vyranoth nigdy nie widziała, aby smoki budowały tak dziwne gniazda. Alexstraza – najstarsza przyjaciółka Vyranoth i świeżo upieczona Smocza Królowa – nazywała Valdrakken „miastem”. Vyranoth z namysłem powtórzyła to słowo, nie mogąc się oprzeć wrażeniu, że nawet ono brzmi jak magia tytanów. Miasto. To obce określenie pasowało do tak obcego miejsca.
Vyranoth zupełnie nie rozumiała roztaczającego się pod nią widoku. Na wzgórzach Thaldrazus wznosiły się ręcznie rzeźbione kamienne iglice. Po niebie wśród pozłacanych grzbietów płynęły rzeki. Pomiędzy chmurami unosiły się wyspy, z których kaskadami spływały w otwartą przestrzeń wodospady. Młode smoki uganiały się jeden za drugim, ze śmiechem podgryzając sobie ogony, a starsze grzędowały na wielkich platformach i rozmawiały, korzystając z pięknej pogody.
Valdrakken. Miasto. Miejsce, które z pozoru emanowało spokojem… W sercu Vyranoth zrodziły się jednak mroczne obawy. Każdy smok w zasięgu jej wzroku nosił znamię magii Ładu Strażników, która całkowicie przemieniła ich umysły, ciała i dusze. Vyranoth nie rozpoznała w tych podporządkowanych stworzeniach smoczego rodzaju, choć z pewnością go przypominały. Kiedy przebywały na lądzie, składały skrzydła na grzbietach niczym ptaki, podczas gdy prawdziwe, czyli pierwotne smoki pokroju Vyranoth, zwane niekiedy proto-smokami, używały skrzydeł zarówno na ziemi, jak i w powietrzu. Podporządkowani nie wyglądali jak autentyczne smoki. Przyjmując tę dziwną moc, Alexstraza i jej zwolennicy odwrócili się od planety, która dała im życie.
Jako pierwotny smok Vyranoth była w Valdrakken wyrzutkiem wśród swoich.
„Tak wielu z was wybrało Strażników zamiast własnego gatunku” – pomyślała.
Potężne machnięcie skrzydeł wystarczyło, aby wspięła się na jeden z miejskich szczytów. Przelatując po obrzeżach osady, naliczyła setki podporządkowanych smoków, których jaskrawe skóry lśniły niczym klejnoty odcieniami błękitu, czerni, spiżu, zieleni i czerwieni. Każdy z tych kolorów oznaczał przynależność do jednego z pięciu smoczych rodów dowodzonych przez Smocze Aspekty.
To one jako pierwsze zostały przesiąknięte magią Ładu Strażników i wkroczyły na niebezpieczną ścieżkę, odwracając się od naturalnego porządku rzeczy. A teraz zdołały przekonać do tego szaleństwa także wielu innych.
Vyranoth sprawdziła swoją prędkość, po czym zanurkowała pod łukiem ze zdobionego kamienia. Cienie jej skrzydeł zafalowały nad ostrymi, złotymi wierzchołkami miasta. Pod nią tytanici roili się nad górami niczym muchy na padlinie, żłobiąc kamień ze skalistych zboczy, by potem budować z niego iglice i łuki.
Nawet jeśli Aspekty same wymyśliły Valdrakken, miasto przepełniała moc ich panów. Wpływ Strażników był w nim wszechobecny i niemożliwy do uniknięcia. Ładem były przesycone nawet podmuchy wiatru, który wypełniał teraz skrzydła, nozdrza i płuca Vyranoth, przeszywając jej łuski dreszczem. Gdyby nie złożyła obietnicy Alexstrazie, zawróciłaby, nie oglądając się za siebie. Vyranoth dotrzymywała jednak raz danego słowa.
Tego dnia Smocza Królowa wraz z czerwonym smoczym rodem mieli złożyć przysięgę, że będą bronić swojego świata. Alexstraza nazywała go „Azeroth”, brzmiało to jednak jak kolejne słowo tytanów. Osobiście zaprosiła Vyranoth na ceremonię, być może z nadzieją, że uda jej się przekonać przyjaciółkę o słuszności sprawy Aspektów. Vyranoth wiedziała, że Alexstraza jest honorowa i prawdomówna. I nie wybrałaby tej drogi bez dobrego powodu. Nie opuszczały jej jednak wątpliwości. Dlaczego smoki miałyby się zmieniać, by spełniać życzenia Strażników? Według niej to zupełnie nie miało sensu.
Od wież miasta odbiło się echem głośne trąbienie. Vyranoth instynktownie podążyła w kierunku, z którego rozlegał się dźwięk, po drodze mijając szkielet na wpół ukończonej iglicy. Jednocześnie do lotu poderwało się mnóstwo innych smoków, a ich łuski rozbłysły w słońcu. Łomot skrzydeł wzniecił podmuchy wiatru, rozbijając chmury tak, że teraz przypominały pianę. Gdyby Vyranoth nie była tak zaniepokojona tym widokiem, pewnie uznałaby go za ekscytujący. Unoszona kłębiącymi się wśród tysięcy skrzydeł prądami powietrza, z łatwością wzniosła się wyżej.
– Moja droga Vyranoth! – Tor jej lotu przeciął nagle czerwony smok.
Jak wszystkie podporządkowane, miał zakrzywioną w łuk, wydłużoną szyję i dłuższe przednie łapy, dzięki czemu zamiast na dwóch, mógł stawać na czterech kończynach. Głowy podporządkowanych były smukłe i niepokryte w okolicach czaszki oraz kręgosłupa grubym, twardym pancerzem, takim jak u pierwotnych smoków. Przybysz miał dwa ciężkie, zakręcone rogi na czubku głowy i fałdy nad każdym okiem.
Towarzyszył mu niewielki oddział, składający się z czterech innych czerwonych smoków. W Smoczych Ostępach nikt nie odważyłby się zbliżyć do Vyranoth w tak nonszalancki sposób, zwłaszcza w większej grupie. Czyżby magia Strażników sprawiła, że zapomnieli o zwyczajach swojego gatunku?
– Mam na imię Saristraz – przedstawił się dowódca oddziału, wykonując na powitanie elegancki obrót w powietrzu. – Jestem majordomusem Smoczej Królowej. Alexstraza poprosiła mnie, abym ci towarzyszył podczas pobytu w Thaldrazus.
– Dziękuję, to nie będzie konieczne – odparła Vyranoth grzecznie, nie chcąc go urazić. – Nie zamierzam zabawić w Valdrakken zbyt długo.
– Alexstraza spodziewała się, że tak powiesz. – Zaśmiał się. – I miała rację! Jak na przedstawicielkę swojego gatunku doskonale się wyrażasz!
„Swojego gatunku?” – pomyślała smoczyca, mrużąc oczy, ale nic nie powiedziała.
– Pozwól przynajmniej, że pokażę ci, gdzie odbędą się dzisiejsze uroczystości – powiedział Saristraz. – Jesteś naszym gościem honorowym.
– Dobrze – odparła Vyranoth, ruszając za majordomusem, który odbił w prawo. Reszta oddziału podążyła tuż za nimi.
Za rogiem ich oczom ukazało się całe Valdrakken. W oddali wznosiła się sięgająca chmur biała iglica. Jej podstawę opływały rzeki, porośnięte wzdłuż brzegów bujnymi drzewami o purpurowych liściach. Szczyt wieży wieńczyło coś w rodzaju platformy lądowniczej.
– To Siedziba Aspektów – odezwał się Saristraz, a w jego głosie pobrzmiewała duma. – Ta wieża jest duszą Valdrakken. To tam nasze czcigodne Aspekty prowadzą interesy w imieniu wszystkich pięciu rodów. Ale to nie siedziba jest dziś naszym celem. Pozwól, Vyranoth, że pokażę ci Twierdzę Tyra!
– Twierdzę Tyra? – zapytała, tłumiąc ostrzejszy ton.
Rozpoznawała tę nazwę. Alexstraza często mówiła jej o Strażniku Tyrze i jego ingerencji w sprawy smoczego rodu. O ile dobrze pamiętała, to właśnie Tyr zasugerował powołanie Aspektów.
– Tak, to wielka budowla na wschodzie – powiedział Saristraz, kiwając głową w stronę kamienistych rzek. – I źródło życiodajnej wody, która płynie akweduktami przez całe miasto.
– Akwedukty… – powtórzyła Vyranoth, ostrożnie wypróbowując to słowo, i popatrzyła na mieniącą się poniżej rzekę. – Dlaczego przenoszenie wody z jednego miejsca na drugie jest aż tak ważne? Czemu zabieracie ją ze źródła, skoro tak obficie płynie przez całe Wylęgowiska?
– Woda jest w Valdrakken wykorzystywana w wielu celach – wyjaśnił majordomus, gdy przelatywali nad jednym ze wzgórz. – Łatwiej jest ją transportować akweduktami niż w jakikolwiek inny sposób.
Vyranoth spojrzała na niego kątem oka i uniosła brew.
– Przyznaję – zaśmiał się Saristraz – Valdrakken ze swoimi budynkami, akweduktami, świątyniami i ogrodami bywa na początku zaskakujące. Ale obiecuję ci, że z czasem wszystko nabierze większego sensu.
„Budynki? Świątynie? Po co smokom takie rzeczy?” – pomyślała Vyranoth i odparła bez przekonania:
– Być może.
Dla Vyranoth nic w Valdrakken nie miało sensu i nie była pewna, czy chciałaby, aby to się zmieniło. Smocza eskorta poprowadziła ją obok wodospadu, który spływał po zboczu góry. Chłodna mgiełka zwilżyła ich skrzydła. Przelecieli nad starannie wypielęgnowanymi szmaragdowymi ogrodami, które wypełniały powietrze zapachem słodkiego miodu, a następnie obniżyli lot i minęli gorące kuźnie czarnych smoków.
Podążanie za Saristrazem przez miasto – przelatywanie pod łukami, wzbijanie się ponad chmury i słuchanie radosnych nawoływań smoków zmierzających na ceremonię – powinno sprawiać Vyranoth pewną przyjemność. Jednak gdziekolwiek nie spojrzała, dostrzegała tylko to, czym Valdrakken mogłoby być bez wpływu tytanów. Jak wysoka była ta góra, zanim została ociosana i przekształcona w „budynki” przez tytaniczne stworzenia? Dlaczego ogrody przycięto i perfekcyjnie uporządkowano, zamiast pozwolić im rozkwitać i rosnąć wedle własnych, dzikich zasad? A szlachetna pierwotna sylwetka, którą niegdyś posiadali jej bracia i siostry – mocna postura i majestatyczne ruchy – dlaczego i ona została wyrzeźbiona zgodnie z zasadami Ładu?
W tym, co tytani postrzegali jako wadę, Vyranoth widziała niezmącone piękno. Świat nie potrzebował ulepszeń, tytanów ani magii Strażników. A także miast, budynków i Aspektów.
Saristraz i Vyranoth ominęli zbocze ostrego klifu. W oddali wznosiła się okazała iglica, którą Saristraz nazwał „wieżą”, a jej białe marmurowe ściany lśniły w słońcu. Budowla wznosiła się ku niebu, rozświetlając je jasnym snopem światła. Jej podstawę otaczały wysokie białe głazy, przypominające Vyranoth rozpostarte skrzydła. Wszystkie rzeki w Valdrakken zdawały się wypływać z tego źródła.
„To Twierdza Tyra” – pomyślała Vyranoth, a jej wargi wykrzywił grymas zaniepokojenia.
Wokół wieży krążyły setki smoków, a ich skrzydła przyćmiewały światło dnia.
„Jest was tak wielu…” – uświadomiła sobie, obrzucając spojrzeniem całe zgromadzenie. „Jak to się stało, że aż tylu wybrało tę ścieżkę, z łatwością odrzucając siebie i wszystko, czym byliście dawniej?”
– Witaj w Twierdzy Tyra – powiedział Saristraz. – Wejdź! Smocza Królowa zażądała twojej obecności na głównej platformie. Dołączysz tam do samych Aspektów.
– Co za zaszczyt – odparła beznamiętnie Vyranoth. Nie była pewna, czy Saristraz zauważył, jak niezręcznie się czuła, lecz nie skomentował tego.
Wylądowali na głównej platformie. Wysoko nad ich głowami sterczały niczym żebra wielkie kamienne łuki.
– To filary – wyjaśnił majordomus, widząc, że się im przygląda.
Po obu stronach wieży wznosiły się dumne i potężne szczyty Thaldrazus. Obecność Strażników była tutaj najsilniej odczuwalna i Vyranoth poczuła tępy ból u podstawy czaszki, który brzmiał w jej uszach jak cisza po uderzeniu pioruna i niczym robactwo wpełzał pod jej łuski. Być może pod wpływem magii Ładu łatwiej byłoby znieść ich towarzystwo, lecz Vyranoth trudno było je wytrzymać nawet przez chwilę.
Na platformie zebrał się tłum. Niektórzy wydawali się Vyranoth znajomi. Ogromny, wiekowy czerwony samiec był zapewne małżonkiem i powiernikiem Alexstrazy – Tyranastrazem. Jego łuski lśniły teraz niczym ciepła krew. Być może wyczuł spojrzenie Vyranoth, odwrócił bowiem głowę w jej stronę i skinął jej na powitanie.
Odwzajemniła jego gest, starając się nie okazywać niepokoju. Jej serce kołatało jednak jak szalone. Jak to możliwe, że smok tej rangi pozwolił się zakuć w kajdany Strażników?! Czyżby zrobił to z miłości do swojej partnerki? A może, w całej swojej mądrości, Tyranastraz dostrzegał w magii Ładu coś, czego Vyranoth nie potrafiła w niej zobaczyć?
W jej serce wkradł się nieznany niepokój. Jakaż to mądrość kryła się w podporządkowaniu się mocy, która fundamentalnie zmienia to, kim się jest? Czyż smoki nie były wystarczająco szlachetne, odważne i potężne bez magii Strażników?
Tyranastraz nie stanowił jednak wyjątku. Vyranoth spojrzała na zgromadzonych i nie dostrzegła wśród nich ani jednego prawdziwego smoka. Z trudem rozpoznała Malygosa, teraz Błękitny Aspekt, w którego oczach błyszczał tajemny ogień, a na skrzydłach migotały runy. Była przy nim jego małżonka Sindragosa, w tej chwili zajęta rozmową z innym błękitnym smokiem. Jego słowa musiały ją rozbawić, bo przechyliła głowę i się zaśmiała.
Siostra Alexstrazy Ysera stała się Zielonym Aspektem. Jej łuski nabrały koloru wiosennych liści, głowę zdobiły cztery wielkie złote rogi, a spod szponów wyrastały kwiaty. Trwała tak otoczona przez swój ród smoków, z których Vyranoth nie potrafiła żadnego nazwać. W cieniu ich skrzydeł bawiły się mniejsze stworzenia, a wokół krążyły motyle. Nawet z tej odległości Vyranoth czuła zapach bujnego życia emanującego z zielonej trawy i wilgotnej ziemi.
Stojący na przeciwległym krańcu komnaty Nozdormu poruszył skrzydłami, wzniecając chmurę mieniącego się złotego piasku. Alexstraza twierdziła, że może on teraz kontrolować czas. Potęga Nozdormu była ogromna, jeszcze zanim poddał się magii Strażników, Vyranoth nie mogła jednak pojąć, jak mógłby sprawować kontrolę nad czasem.
Potem przyjrzała się Czarnemu Aspektowi Neltharionowi. Znała go z opowieści Alexstrazy, lecz nie miała okazji poznać go osobiście. Był wyższy i lepiej zbudowany niż pozostała trójka, a jego czarne jak węgiel łuski lśniły niczym obsydian. Według Alexstrazy Strażnicy powierzyli Neltharionowi władzę nad ziemią i jej głębinami.
Samej Smoczej Królowej nigdzie jednak nie było.
Przedstawiciele czerwonego smoczego rodu otaczali Aspekty i szybowali na niebie ponad nimi. Aspekty zaś krążyły wokół białej rzeźbionej skały, która kształtem przypominała smoka ochraniającego skrzydłami szlachetny kamień. W podstawie iglicy tkwił duży krwistoczerwony rubin. Nawet z oddali Vyranoth wyczuwała zaklętą w nim magię.
– Co to takiego? – spytała, wskazując na rzeźbę.
– To Kamień Przysięgi czerwonego smoczego rodu – odparł Saristraz. – Czyż nie jest piękny? Gdy nabierze mocy, stanie się symbolem naszej obietnicy, że będziemy bronić Azeroth i wszystkich jej mieszkańców – ciągnął majordomus. – Czerwony smoczy ród planuje umieścić go w Rubinowych Basenach Życia, gdy tylko zakończymy ich budowę.
„Kamień Przysięgi? Rubinowe Baseny Życia?” – Vyranoth przekrzywiła z zaciekawieniem głowę, by przyjrzeć się intensywnej czerwieni. To wszystko było takie dziwne… Im dłużej przebywała w Valdrakken, tym większy ogarniał ją niepokój. Nic nie wydawało się jej tutaj naturalne. Jakże Saristraz mógł tak bezkrytycznie i bez zastrzeżeń podążać za Aspektami?
– Powiedz mi, Saristrazie – odezwała się Vyranoth, z trudem wydobywając głos z zaschniętego gardła – dlaczego podporządkowałeś się magii Ładu?
Saristraz przez chwilę milczał, zastanawiając się nad jej pytaniem, a potem chrząknął i odparł:
– Galakrond zmienił sytuację naszego gatunku. Pokazał nam – a raczej Aspekty nam pokazały – że smoki są silniejsze, kiedy ze sobą współpracują.
– Nie mogłeś wesprzeć Alexstrazy taki, jakim byłeś? – zapytała. – W swojej wcześniejszej postaci?
– Pewnie tak. – Rozłożył z uśmiechem skrzydła i wskazał znajdujące się wokół nich smoki. – Pragnąłem jednak należeć do rodu czerwonych smoków. Chciałem stać się kimś większym od siebie i wspiąć się na wyżyny, które możemy osiągnąć tylko przy pomocy Aspektów. Nie ma na tym świecie ważniejszej misji.
Vyranoth poczuła ucisk w żołądku, lecz nic nie odpowiedziała. Zanim zdążyła zapytać o cokolwiek więcej, w tłumie rozległ się ryk. Zauważyła wzmożony ruch u podstawy wieży i to na niej skupiła swój wzrok.
Drzwi Twierdzy Tyra otwarły się, ukazując Alexstrazę, która wyszła na zewnątrz z wysoko uniesioną głową. Podobnie jak inne Aspekty, była zupełnie odmieniona – światło słoneczne odbijało się od jej rogów ze złotymi czubkami. Jej łuski mieniły się cynobrem. Chodziła na czterech łapach, skrzydła miała złożone na plecach, a jej ruchy były szybkie i pewne.
Mimo iż wygląd Alexstrazy wskazywał na jej podporządkowanie, Vyranoth wciąż dostrzegała w niej ślady dawnej przyjaciółki. Alexstraza zawsze emanowała łagodnością i dobrocią. Większość smoków nie potrafiłaby jej dorównać wdziękiem i charyzmą. Błysk w jej oczach zdradzał ogromną, niezrównaną inteligencję.
Nadal była Alexstrazą… jednak nie taką, jaką znała Vyranoth. Stała się Życiodajną, Smoczą Królową i Czerwonym Aspektem, czyli przywódczynią czerwonego rodu.
Ta myśl zmroziła serce Vyranoth.
Alexstrazie towarzyszyła dwunożna postać, przypominająca inne tytaniczne stworzenia przemieszczające się po mieście. Była ona jednak wyższa od pozostałych tytanitów i nosiła karmazynowo-złote szaty, a jedna z jej kończyn srebrzyście połyskiwała w świetle dnia.
„Aaa… to pewnie Strażnik Tyr” – domyśliła się Vyranoth, przypominając sobie opowieści Alexstrazy o Galakrondzie, i stłumiła warknięcie.
To Tyr podporządkował Aspekty i nakazał im stworzyć smocze rody. To on nauczył smoki budować miasta i budynki. Z pewnością zmusił Alexstrazę do wzięcia udziału w tej ceremonii… Niby dlaczego miałaby publicznie przysięgać, że będzie bronić ich świata? Czyż nie wystarczyły jej dobre intencje? I poświęcenie?
Alexstraza zatrzymała się przed Kamieniem Przysięgi i rozłożyła skrzydła w geście powitania:
– Witajcie, przyjaciele! Jakże się cieszę, że zgromadziliście się wszyscy z tak doniosłej okazji!
Niebo rozbrzmiało radosnym chóralnym okrzykiem, tak silnym, że pod jego wpływem zadrżały kamienie pod stopami Vyranoth, a echo poniosło się wśród szczytów Valdrakken.
– Witam serdecznie pozostałe Aspekty i ich rody – ciągnęła Alexstraza – i jestem wdzięczna, że dołączył do nas także nasz dobroczyńca Tyr.
Rozległy się kolejne wiwaty, a Saristraz podniósł głowę i uświetnił je donośnym rykiem.
– Dziś czerwone smoki jako pierwsze złożą świętą przysięgę – oznajmiła Alexstraza. – Wzmacniając Kamień Przysięgi naszego rodu, przyrzekamy dbać o ten świat i chronić go przed krzywdą. Przysięgamy nie tylko całej Azeroth, lecz także Strażnikom oraz sobie nawzajem – dodała, skinąwszy głową w stronę Tyra. – W nadchodzących dniach smoki zielonego, czarnego, błękitnego i spiżowego rodu wezmą udział w podobnych ceremoniach i nadadzą moc swoim Kamieniom Przysięgi.
– To szaleństwo – mruknęła Vyranoth wśród radosnych okrzyków.
Serce podpowiadało jej, że powinna pobiec do Alexstrazy i błagać ją, aby jeszcze raz wszystko przemyślała. Miała ochotę nastroszyć grzywę i wypędzić Strażnika Tyra z Wylęgowisk. Chciała krzyknąć do zgromadzonych i nakazać im, aby zrzucili jego twierdzę ze zbocza góry.
A jednak niczego takiego nie zrobiła. Alexstraza dokonała już wyboru.
Smocza Królowa podeszła wraz ze Strażnikiem do Kamienia Przysięgi czerwonego smoczego rodu.
– Zaczynajmy – powiedziała, szeroko rozpościerając skrzydła.
Zebrane wokół smoki zamilkły.
– Ja, Alexstraza Życiodajna – zaczęła uroczyście – Aspekt czerwonego smoczego rodu i królowa wszystkich pozostałych, uroczyście przysięgam bronić Azeroth.
Z Kamienia Przysięgi wystrzeliła w niebo wiązka rubinowoczerwonego światła i zabarwiła niebo kolorem zachodzącego słońca, aż chmury nabrały różowych i pomarańczowych odcieni. Smoki westchnęły z zachwytem.
– Zobowiązuję czerwony smoczy ród do ochrony wszelkiego życia – ciągnęła Alexstraza, a w jej łuskach zalśnił rubinowy blask Kamienia Przysięgi. – Czy to na Szmaragdowych Równinach Wylęgowisk, wysoko na szczytach gór Kalimdoru, w głębinach oceanów, czy na pustyniach, ślubujemy dbać o harmonię i pokój na tym świecie.
Kamień Przysięgi emanował rubinowym blaskiem, który rozprzestrzeniał się wśród zgromadzonych. Magia Kamienia Przysięgi dotykała po kolei czerwonych smoków, czemu towarzyszyły okrzyki radości i zachwytu. Kiedy zbliżyła się do Vyranoth, smoczyca cofnęła się z obawą. Stojący obok niej Saristraz wziął głęboki wdech. Blask zatańczył na jego łuskach, roziskrzając je czerwienią przypominającą skąpany w słońcu horyzont.
– Ta magia… – mruknął Saristraz z rozszerzonymi ze zdumienia oczami – jest… taka ciepła. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś podobnego.
Vyranoth tylko warknęła, trzymając się nisko ziemi. Magia Kamienia Przysięgi przyciągała ją, próbując wkraść się do jej serca. Pogardliwym prychnięciem odepchnęła jednak tę pokusę.
– Dziś – ciągnęła Alexstraza – każdy czerwony smok otrzymuje jeszcze więcej męstwa, empatii i wytrzymałości. Obyście potrafili się wykazać odwagą w obliczu niebezpieczeństwa, szukali porozumienia z wrogami i zawsze mieli siłę, by wzbić się w przestworza w obronie naszego ukochanego domu. Dopóki żyjemy, Azeroth nie upadnie. Dopilnujemy tego! Na skrzydła i szpony! W imieniu czerwonego smoczego rodu przyrzekam na nasz Kamień Przysięgi!
Następnie głos zabrał Strażnik Tyr.
– Jako wysłannik tytanów przyjmuję dziś wasze przyrzeczenia – rozpoczął, wyciągając olbrzymią srebrną dłoń w kierunku Kamienia Przysięgi – i pieczętuję je w tym oto kamieniu. Niech przypomina o obietnicy złożonej przez czerwony smoczy ród nie tylko mnie, ale i całemu naszemu światu. Życzę wam dobrych i mądrych lotów, abyście mogli wypełnić wymogi magii Ładu.
Kamień Przysięgi po raz ostatni rozbłysnął czerwonym światłem z tak ogromną siłą, że Vyranoth zaszczękała zębami.
Znów dało się słyszeć wiwatujący chór głosów, który poniósł się wysoko na wietrze. Gdy pozostałe Aspekty zbliżyły się do Alexstrazy, aby jej pogratulować, Vyranoth ze ściśniętym żołądkiem zwróciła się do Saristraza:
– Zanim wrócę do Ostępów, chciałabym, jeśli to możliwe, zamienić kilka słów z Alexstrazą.
– Ależ oczywiście – odparł Saristraz, którego łuski wciąż lśniły blaskiem magii Kamienia Przysięgi. – Zaczekaj tutaj, porozmawiam z Królową Smoków.
Chwilę później Saristraz wprowadził Vyranoth do jasnej pieczary w obrębie Siedziby Aspektów, choć słowo „pieczara” nie było odpowiednim określeniem dla tego miejsca. Vyranoth zatrzymała się na progu, uniosła wzrok i gwałtownie westchnęła. Nigdy w życiu nie widziała czegoś tak pięknego. Komnata była skąpana w łagodnym akwamarynowym świetle, jakby przefiltrowanym przez ciepłe południowe morza. Dwa kamienne smoki strzegły oszałamiającego „witrażowego fresku” – jak go określił Saristraz – przedstawiającego lecącego smoka. Szkło mieniło się w nim kolorami wszystkich pięciu smoczych rodów – czerwonym, zielonym, błękitnym, spiżowym i czarnym.
– Muszę już wracać do swoich obowiązków. Królowa Alexstraza spotka się z tobą tutaj, w przedsionku – powiedział Saristraz niemal przepraszająco. – Po ceremonii Strażnik Tyr niespodziewanie poprosił o spotkanie z Aspektami i dopiero przed chwilą przybyły. Nie spodziewam się jednak, aby miało to długo potrwać.
– Dobrze – odparła Vyranoth, choć chętnie opuściłaby już miasto.
Majordomus ukłonił się na pożegnanie i dodał:
– Gdybyś czegokolwiek potrzebowała, drakonidy chętnie przyjdą ci z pomocą. – Po czym ponownie skłonił głowę, odwrócił się i wyszedł z przedsionka, zostawiając ją samą.
Dwóch czerwonych drakonidów trzymało wartę na zewnątrz, zapewniając Vyranoth prywatność. Wyglądało na to, że przedsionek można było opuścić wyłącznie przez główne wejście, i ta myśl sprawiała, że smoczyca poczuła się nieswojo. Drakonidy były kolejnymi przejawami tytanicznej skazy – wypaczenia tarasków przez magię Ładu. Czyżby Strażnikom nie wystarczali taraskowie w naturalnej postaci? Czy oni również musieli zostać skażeni ich magią?
Wiedziała, że nie musi się niczego obawiać. Serce Alexstrazy pozostało szlachetne i prawdziwe – Smocza Królowa nie narzuciłaby nikomu magii Ładu siłą. Mimo to Vyranoth nie potrafiła przezwyciężyć wkradających się do jej serca wątpliwości. A jednocześnie czuła pokusę, która utrzymywała ją w poczuciu niepewności. Choć zdecydowanie odrzucała pomysł poddania się magii Ładu Strażników, idea harmonijnego zjednoczenia całego smoczego gatunku bardzo się jej podobała. Podobnie jak Alexstraza, Vyranoth wierzyła, że smoki mogą osiągać więcej, kiedy ze sobą współpracują, i że potrzebują one siebie nawzajem.
Wylęgowiska były ojczyzną wielu smoków, zarówno tych podporządkowanych, jak i pierwotnych, lecz Aspekty wyraźnie wyznaczyły terytoria, na których obowiązywały ich prawa – Zbudzone Wybrzeża, Szmaragdowe Równiny, Lazurowy Przestwór i Thaldrazus. Wylęgowiska były tylko częścią rozleglejszych Smoczych Ostępów, gdzie schroniła się większość pierwotnych smoków po tym, jak Aspekty zaczęły podporządkowywać sobie kolejne rody.
Teoretycznie ten układ nie przeszkadzał Vyranoth, lecz okazywanie zaufania Strażnikom wydawało się szaleństwem. Choć Tyr pomógł Aspektom zniszczyć Galakronda, nie był to dla niej wystarczający powód, by uwierzyć w jego dobre intencje.
Upływały kolejne minuty i Vyranoth odnosiła wrażenie, że czas coraz bardziej się dłuży. Światło słoneczne padało już pod innym kątem. Dokładnie w chwili, w której zaczęła się zastanawiać nad odejściem, u szczytu schodów pośrodku pomieszczenia ukazał się podłużny snop światła. Vyranoth już kiedyś widziała, jak błękitne smoki tworzą podobne magiczne szczeliny – nazywano je chyba „portalami”. Ze świetlnej łuny jako pierwszy wyłonił się Strażnik, a tuż za nim Alexstraza.
Zupełnie nie zwracając uwagi na Vyranoth, Tyr powiedział:
– Dobrze przemyśl moje słowa, Alexstrazo. Pragnę tylko dobra twoich smoczych rodów.
Alexstraza uniosła podbródek i zmrużyła oczy w geście, który odkąd Vyranoth sięgała pamięcią, oznaczał jej uprzejmy sprzeciw. Zaniepokoiła się, widząc ten sam grymas na obliczu przyjaciółki teraz, w jej podporządkowanej postaci.
– Wezmę twoją radę pod uwagę – odparła królowa.
– Dokładnie tego oczekuję. – Strażnik skłonił się delikatnie.
Kiedy się odwrócił, Alexstraza jeszcze mocniej zmrużyła oczy, a Vyranoth przekrzywiła głowę.
„A więc Smocza Królowa najwyraźniej zachowała wolną wolę, a mimo to Strażnicy wciąż starają się sprawować nad nią kontrolę. Do czego Tyr chce ją zmusić?” – pomyślała.
– Opuszczam teraz Valdrakken – oznajmił Strażnik, schodząc po schodach. – Wrócę, gdy Neltharion i czarny smoczy ród będą gotowi, by nadać moc swojemu Kamieniowi Przysięgi.
– Dobrze – odrzekła Alexstraza.
Strażnik Tyr przeszedł obok Vyranoth, prawie w ogóle nie zaszczycając jej spojrzeniem.
Gdy tylko zniknął, Smocza Królowa porzuciła poważny nastrój.
– Vyranoth! – zawołała i zbiegła po schodach, aby przytknąć policzek do policzka przyjaciółki. – Słowa nie są w stanie wyrazić, jak bardzo się cieszę, że cię widzę! Dziękuję, że przybyłaś.
Radość w jej głosie sprawiła, że serce Vyranoth zmiękło.
– Ja też się cieszę – odparła.
Alexstraza nadal pachniała jak dawniej, choć Vyranoth zauważyła też inny, ledwo uchwytny zapach, którego nie potrafiła do końca określić. Wyczuwała w nim nuty dymu i gwiezdnego pyłu, w każdym razie czegoś nie z ich świata.
– Czy twoja podróż była udana? – zapytała Alexstraza. – Jadłaś coś?
– Wiatry były spokojne. Wylęgowiska rozkwitły pod twoją opieką.
Czerwona smoczyca uśmiechnęła się, a jej złote oczy zalśniły.
– Z przyjemnością pokażę ci więcej. Może ogrody Valdrakken? A może nowy element Obsydianowej Cytadeli Nelthariona? Jest tutaj tyle cudów, którymi mogę się z tobą podzielić! Daj mi chwilę, poinformuję tylko pozostałe Aspekty i możemy ruszać.
Zanim Vyranoth zdążyła odpowiedzieć, Alexstraza odwróciła się w stronę portalu i ruszyła w górę po schodach.
– To… nie będzie konieczne – powiedziała Vyranoth, starając się wyzbyć chłodnego tonu.
Alexstraza odwróciła się, by spojrzeć przyjaciółce w oczy.
– Co masz na myśli? – zapytała. – Miałam nadzieję, że spędzimy razem przynajmniej to popołudnie.
– Wiesz, że cenię naszą przyjaźń, Alexstrazo, lecz to… – Vyranoth urwała i pokręciła głową.
– Jeśli masz mi coś do powiedzenia, mów. – W głosie Alexstrazy zabrzmiał na chwilę ten sam dyplomatyczny, królewski ton, jakiego użyła w rozmowie ze Strażnikiem. – Zawsze byłaś ze mną szczera i bezpośrednia, Vyranoth. Wiesz, że możesz powiedzieć mi prawdę.
Vyranoth szczyciła się swoją szczerością i uczciwością, lecz kwestia, którą miała zamiar poruszyć, wydawała jej się wyjątkowo delikatna. Zarzuty względem magii Ładu byłyby krytyką samej Alexstrazy. Vyranoth musiała więc ostrożnie dobierać słowa. Nie miała zamiaru podporządkować się woli Strażników, a równocześnie nie chciała zranić przyjaciółki.
– Podążasz w nieznanym kierunku, moja droga, i martwię się o ciebie – zaczęła. – Jesteś najznamienitszą przedstawicielką naszego rodu, Alexstrazo. Kochałam cię taką, jaką byłaś, i ubolewam nad tym, że się ugięłaś i zmieniłaś. Przyznaję, że przyglądam się temu z zewnątrz, obawiam się jednak, że Strażnicy pragną przejąć kontrolę nad tobą i twoimi rodami.
– Moja moc sprawcza pozostaje nienaruszona – odparła Alexstraza. – Tyr może mi dawać wskazówki, ale decyzje podejmuję ja.
– A co zrobisz, jeśli poprosi cię, abyś siłą przyłączyła inne smoki do twoich rodów? – ciągnęła Vyranoth. – Zlekceważysz wolę tych, którzy się z tobą nie zgadzają?
– Nie, nigdy. – Alexstraza pokręciła głową. – Przyrzekłam, że magia Ładu zawsze będzie kwestią wyboru.
– W takim razie obiecaj mi – zażądała Vyranoth – przysięgnij, że nigdy nie zmusisz pierwotnego smoka do podporządkowania się woli Strażników.
– Przysięgam – rzekła Smocza Królowa, patrząc Vyranoth prosto w oczy.
Podczas ich wieloletniej przyjaźni nigdy się nie zdarzyło, aby Alexstraza kłamała. Oszustwo nie leżało w jej naturze. A jednak stojąca przed Vyranoth smoczyca nie była tą samą Alexstrazą, którą znała od wieków. Czy magia Strażników, która zmieniła fizyczną postać jej przyjaciółki, wpłynęła również na jej wnętrze? Czy tak jak jej zwierzchnicy zrobiłaby wszystko, aby osiągnąć swoje cele? Czy byłaby zdolna okłamać jedną ze swoich najstarszych i najdroższych przyjaciółek?
Vyranoth nie była w stanie udzielić odpowiedzi na te pytania. Mógł je przynieść tylko upływający czas.
– Wierzę ci, Alexstrazo – powiedziała, pochylając się do przodu i przytykając czoło do czoła przyjaciółki – ale nie ufam twoim Strażnikom.
Serce Alexstrazy ścisnęło się z bólu i z trudem łapała oddech. Zrodziło się w niej pragnienie, by zawołać za odchodzącą Vyranoth: „Nie możesz zostać i posłuchać jeszcze przez chwilę?”. Zdołała się jednak powstrzymać. Nie miała zamiaru błagać, zwłaszcza że do jej przyjaciółki nie dotarłby głos rozsądku.
Alexstrazie zdawało się, że spośród wszystkich smoków na Azeroth Vyranoth na pewno zrozumie, dlaczego Aspekty wybrały Ład zamiast swojej pierwotnej natury. Obie od zawsze myślały i czuły tak samo. Magia Ładu ułatwiała ochronę niewinnych istnień, a to było przecież ich wspólnym celem. Ileż to smoczych głów pomogła jej ocalić przed głodem Galakronda? Czyż nie walczyła na skrzydła i szpony w obronie jej potomstwa? A także samej Vyranoth?
Jej przyjaciółka zawsze była uparta. Upór, który sprawiał, że powoli akceptowała zmiany, zapewniał jej także przetrwanie. Nie miała się jednak czego obawiać ze strony magii Ładu. Gdyby tylko zechciała pozostać w Valdrakken, Alexstraza mogłaby jej pokazać cuda tej przekształcającej mocy i uświadomić, w jaki sposób można je wykorzystać, aby zrealizować to, czego obie pragnęły. Vyranoth wolała jednak odciąć się od Alexstrazy, Aspektów i przyszłości smoczego rodu.
Życiodajna znała ją jednak lepiej niż ktokolwiek inny i wiedziała, że choć serce przyjaciółki potrafiło być twarde jak kamień, z czasem by zmiękło.
Gdy Vyranoth zniknęła, Alexstraza westchnęła i wróciła do swoich obowiązków. Nie mogła zbyt długo się nad sobą użalać – w wieży czekały już na nią pozostałe cztery Aspekty.
Siedziba Aspektów była jednym z jej ulubionych miejsc w Valdrakken. W mgnieniu oka teleportowała się na jej szczyt. Wieża wznosiła się wysoko nad miastem i roztaczał się z niej widok na całe Wylęgowiska. W pogodny dzień widać było zarówno wulkaniczne grzbiety Zbudzonych Wybrzeży, jak i faliste wzgórza Szmaragdowych Równin. A południowy wiatr niósł drzewny, ziemisty zapach pradawnych sekwoi z Lazurowego Przestworu. Tego dnia niebo nad miastem było pełne smoków, świętujących utworzenie Kamienia Przysięgi czerwonego rodu. Wznosiły się, opadały i tańczyły w powietrzu, rozkoszując się magią, którą zostały obdarzone.
Alexstraza pragnęła, by i jej serce mogło zaznać takiej beztroski, słowa Vyranoth nie dawały jej jednak spokoju, szczególnie w obliczu żądań Tyra…
– Smocze rody muszą się szybciej powiększać, Alexstrazo – oznajmił. Zabierz z Ostępów pierwotne smocze jaja i nasyć je magią Ładu. Twoje smoki muszą być przygotowane do obrony Azeroth, gdy nadejdzie czas.
Nie spodobał jej się ten pomysł, zwłaszcza że nie zabrzmiał jak prośba.
W górnej komnacie Malygos leżał przed sztandarem swojego smoczego rodu i stukał błękitnymi szponami w podłogę. Sprawiał wrażenie znudzonego. Siostra Alexstrazy Ysera usiadła po jej lewej stronie, owijając swój szmaragdowy ogon wokół stóp. Patrzyła na nią z życzliwością, a może i odrobiną współczucia. Bez wątpienia wszystkie Aspekty zauważyły odejście Vyranoth. Neltharion stał po prawej stronie Smoczej Królowej. Miał zamknięte oczy, a jego oblicze wydawało się nieprzeniknione. Jak zwykle był pogrążony w myślach. Gdy Alexstraza wkraczała z powrotem do Siedziby, Nozdormu odwrócił głowę. Wiecznie ruchome złote Piaski Czasu tańczyły wokół jego skrzydeł. Każdy z Aspektów stał przed sztandarem swego szczepu w otoczeniu majordomusów i gwardzistów.
Gdy Alexstraza zajęła swoje miejsce przed czerwonym sztandarem, Neltharion zabrał głos:
– Rozumiem, że dzisiejsza ceremonia nie przypadła Vyranoth do gustu.
– Nie – odparła Smocza Królowa. – Chwilowo mamy jednak inne zmartwienia. Chciałabym teraz omówić z radą ostatnią uwagę Tyra. Majordomusowie, gwardziści, zostawcie nas samych. Muszę porozmawiać z pozostałymi Aspektami na osobności.
Majordomusowie ukłonili się Życiodajnej i opuścili Siedzibę, po czym wzbili się w powietrze i zaczęli krążyć wokół wieży poza zasięgiem słuchu. Drakonidy wróciły po kolei do dolnej komnaty.
Kiedy tylko zostali sami, Alexstraza przeszła do rzeczy.
– Tyr poprosił, abyśmy zabrali z Ostępów pierwotne smocze jaja i nasycili je magią Ładu, dzięki czemu nasze rody będą mogły rozwijać się w szybszym tempie. Nie mam zamiaru kłamać, że ta prośba…
– Chyba raczej polecenie… – wtrącił Malygos. Po jego szponach przetoczyła się odrobina tajemnego ognia, a potem spojrzał na Życiodajną i dodał:
– Nie pozostawił nam wyboru.
– Zawsze mamy wybór – zaprzeczyła Alexstraza. – Możemy spełnić tę prośbę lub zaryzykować, że się rozgniewa i odmówić. Jakie jest wasze zdanie?
Neltharion przechylił głowę w bok, a na jego ciemnych jak olej łuskach zaigrało światło.
– Zawsze uważałaś, że magia Ładu powinna być kwestią indywidualnego wyboru, Alexstrazo. Dlaczego więc miałabyś brać pod uwagę infuzję jaj bez zgody ich przodków lub ich samych?
Alexstraza nie wyczuła w głosie Czarnego Aspektu złośliwości ani nawet sprzeciwu. Neltharion zawsze jako pierwszy kwestionował jej słowa – lubił prowokować dyskusje i analizować problem z różnych punktów widzenia. Czasem bywał wręcz nietaktowny, ale jego pytania zawsze odnosiły pożądany skutek.
– Masz rację, Neltharionie, niewiele jednak wiemy o czyhających na nasz świat zagrożeniach czy o mrocznych siłach, przed którymi chronią nas sami tytani – odparła. – Naszym zadaniem jest ochrona życia wszystkich smoków i całej Azeroth. Jeśli infuzja większej ilości jaj zwiększy nasze szanse w walce z przyszłymi zagrożeniami, być może powinniśmy to rozważyć.
– Nie wydajesz się szczególnie przekonana, moja królowo – odezwał się Malygos, poruszając szponami, wokół których zawirowały płomienne wstęgi. – Muszę jednak przyznać, że zgadzam się z Tyrem. Jeśli chcemy, aby smocze rody przetrwały, zwiększenie ich liczebności jest chyba najlepszym wyjściem.
– Czyż rody nie mają się świetnie? – zapytała Alexstraza.
Błękitny Aspekt spojrzał w górę i tłumiąc ogień jednym ruchem, odparł:
– Na razie tak. – Zaraz jednak wstał i dodał: – Opozycja szybko jednak rośnie w siłę. Nawet twój własny kuzyn opowiada się przeciwko tobie.
– Fyrakk? – zadrwiła Alexstraza. – Może i jest zapalczywy, ale żaden z niego przywódca. Gdyby miał wzniecić przeciw nam bunt, spędziłby tyle samo czasu na walce z własnymi sojusznikami, co z nami.
– Fyrakk to podżegający do wojny fanatyk i dlatego uważam, że nie należy go lekceważyć – powiedział Neltharion.
– Nie znasz go tak dobrze jak ja… – wtrąciła Alexstraza i zamyśliła się, ważąc kolejne słowa.
Fyrakk ponad wszystko kochał jedną rzecz – walkę. Był niezrównanym wojownikiem zarówno w powietrzu, jak i na lądzie. To on nauczył Alexstrazę polować i toczyć boje. Jednak przez ostatnie stulecia zupełnie zatracił się w walce i z pewnością dlatego nawoływał do sprzeciwienia się magii Ładu.
– Chociaż w twoich słowach dostrzegam sporo racji – dodała po chwili. – Traktowałam Fyrakka jak brata, lecz jego czyny oddaliły nas od siebie. Teraz jest inny. Odmieniony.
Malygos pochylił głowę i ciągnął:
– Tak, i wygląda na to, że zmienił się na kilka różnych sposobów. Słyszałaś krążące o nim plotki? Mówią, że został nasycony energią żywiołów. Nie wiadomo, jak tego dokonał… Być może otrzymał ją od jakiegoś silniejszego sojusznika. Albo zaczerpnął ze Sfery Żywiołów? Twierdzi, że jego moc jest porównywalna z mocą Aspektów. Pierwotne smoki coraz liczniej gromadzą się wokół niego.
– To samo mówią moi zwiadowcy – potwierdziła Alexstraza. – Twierdzą, że Fyrakk jest teraz większy i silniejszy, a na jego łuskach tańczą żywe płomienie. Mimo to nadal nie obawiam się mojego kuzyna. Potrafi zdziesiątkować własne zastępy z powodu jakiejś domniemanej zniewagi. Może płomienne słowa i żarliwy duch są w stanie przeciągnąć pierwotne smoki na jego stronę, lecz lekkomyślne zachowanie i porywcza natura Fyrakka nie zdołają ich zatrzymać.
– Może to i prawda, nie ignorowałbym jednak zagrożenia, jakie stwarza – stwierdził Malygos. – Zlekceważenie Fyrakka i jego zapędów może przynieść naszym rodom nieodwracalne szkody. Pomyślcie tylko, co by się stało, gdyby udało mu się przekonać inne pierwotne smoki, aby tak jak on zaczerpnęły energii żywiołów?
– Nie sprawuję żadnej władzy nad Fyrakkiem – powiedziała Alexstraza. – Cóż powinnam zrobić? Zabić go? Własnego krewniaka? Nie mam zamiaru tego czynić.
Malygos otworzył paszczę, by jej odpowiedzieć, lecz ubiegł go Neltharion, z którego piersi wydobyło się głębokie, wibrujące dudnienie:
– Nie obawiam się Fyrakka – rzekł ledwo słyszalnym głosem – lecz Iridikrona.
Dźwięk tego imienia sprawił, że atmosfera w komnacie stała się ciężka, jakby przetoczył się po niej głaz, a podłoga zadrżała. Alexstraza wyczuła zaskoczenie pozostałych Aspektów. Nawet Nozdormu, który jak zwykle sprawiał wrażenie spokojnego i opanowanego, wzdrygnął się na tę myśl. Wyraźnie wzburzona Ysera machnęła ogonem, zaś Malygos zamrugał oczami, a jego połyskujące runy zamigotały.
Trzymająca się na uboczu, skryta Alexstraza nigdy nie widziała Iridikrona, ponieważ Kamiennołuski raczej nie opuszczał swojej nory w Głębinach Udręki daleko na północy Kalimdoru, wiedziała jednak, że pod względem strategii, przebiegłości i siły niemal dorównywał Neltharionowi. Byli odwiecznymi rywalami. Zdolności taktyczne i potężne zasoby Iridikrona w połączeniu z porywczością Fyrakka rzeczywiście mogły stanowić poważny problem.
Malygos zmarszczył brwi i zwrócił się do Nelthariona:
– Nie powiedziałeś mi, że Fyrakk szuka wsparcia Iridikrona.
– Sam dowiedziałem się o tym dopiero dziś rano – odparł Neltharion. – Jeśli Iridikron sprzymierzy się z Fyrakkiem, z pewnością wzbudzą wichry wojny.
– Nie sądzę, że posunęliby się aż tak daleko. – Alexstraza pokręciła głową. – Smoki nie powinny ze sobą walczyć.
– Nasi przeciwnicy nie uważają nas za smoki, lecz za najemnych żołnierzy Strażników – rzekł Neltharion. – Gdyby tylko mieli okazję, zrównaliby Valdrakken z ziemią. Tyr ma rację. Powinniśmy zwiększyć naszą liczebność. Każde jajo, które teraz pozyskamy z Ostępów, w przyszłości zamiast wroga da nam jednego sojusznika więcej u naszego boku.
– To szaleństwo – zaprotestowała Alexstraza, a jednocześnie rozumiała, że słowa Strażnika Ziemi wynikały z głębokiej troski. – Czy ty też popierasz ten plan, Malygosie?
Aspekt Magii zawahał się i po chwili odpowiedział:
– Poparcie to zbyt mocne słowo, moja królowo, ale argumenty Nelthariona brzmią rozsądnie. Jeśli Iridikron Kamiennołuski postanowi połączyć siły z Fyrakkiem i razem staną na czele pierwotnych smoków, to przy naszej obecnej liczebności będziemy mieli trudności z obroną Wylęgowisk.
– Nie wierzę, że smoczy ród stanie na skraju wojny z powodu różnicy zdań – nie zgodziła się Alexstraza, potrząsając głową.
– Czy to jednak tylko różnica zdań? – zapytał Neltharion. – Czy może walka o nasz sposób życia? O przetrwanie naszych rodów? Nie wszyscy zdecydowali się przyłączyć do tego przedsięwzięcia i wielu opowiedziało się przeciwko nam. Ich szeregi będą się powiększać, podobnie jak nasze.
Alexstraza głęboko westchnęła. Wiedziała, że Neltharion jest oddany sprawie chyba bardziej niż ktokolwiek inny, z wyjątkiem Ysery. Jego ród miał za zadanie chronić Wylęgowiska, więc trudno było się dziwić, że prośba Tyra do niego przemawiała. Nie zaskoczyła jej też postawa Malygosa, ponieważ często zgadzał się z Neltharionem.
– Warto przygotować się na każdą ewentualność – powiedział Malygos. – Zgodzisz się ze mną, Nozdormu?
Aspekt Czasu chrząknął donośnie, z precyzją potrząsnął skrzydłami, rozsypując przy tym po podłodze drobinki złotego piasku, i rzekł:
– Nie zgadzam się. Takie działanie może doprowadzić do konfliktu, którego próbujesz uniknąć.
– To znaczy? – zapytał Neltharion, unosząc brew.
– Nie mam co do tego absolutnej pewności – odparł Nozdormu. – Widzę tysiące różnych sposobów na to, jak może się rozwinąć nasza przyszłość. Nie mogę natomiast powiedzieć, w którym kierunku popłyną Piaski Czasu. Zabranie pierwotnych smoczych jaj z Ostępów może się okazać dobrodziejstwem dla naszych rodów, ale może też być ich zgubą.
– Dar Praojca uczynił cię frustrująco tajemniczym, przyjacielu – skomentował Malygos, lecz uśmiechnął się do Spiżowego Aspektu.
W odpowiedzi Nozdormu wzruszył tylko dostojnie ramionami.
– A ty, siostro? – spytała Alexstraza, zwracając się do Ysery. – Wyjątkowo milczałaś podczas całej narady.
Ysera, która dobrze znała dary Smoczej Królowej, emanowała teraz miłością i współczuciem zarówno dla siostry, jak i całego smoczego rodu, ale także empatią, ze względu na wagę decyzji, którą musieli podjąć.
Przechyliła głowę i przez dłuższą chwilę przyglądała się Alexstrazie.
– Podzielam w tej sprawie zdanie Nozdormu – rzekła. – Wszystko powinno przebiegać na swój własny sposób i w swoim czasie. Nie mogę pozwolić na zakłócanie naturalnego cyklu życia, nawet jeśli magia Ładu sprawiłaby, że rozwijałoby się lepiej.
– Wygląda więc na to, że znaleźliśmy się w impasie – skomentowała Alexstraza, świadoma ciężaru odpowiedzialności.
Spodziewała się, że rola Smoczej Królowej będzie trudna, nie podejrzewała jednak, że jej najcenniejsze wewnętrzne zasady staną w sprzeczności z potrzebami smoczych rodów. Jak miała podjąć taką decyzję? Przecież sama była matką. Jakże mogła zabrać cenne jaja, aby nasycić je magią Ładu? To byłoby niedopuszczalne, nawet gdyby chodziło wyłącznie o te porzucone w Ostępach i pozbawione ochrony, bo taki warunek zawierała umowa z Tyrem.
Musiała jednak przyznać, że Neltharion i Malygos mieli rację. Tyr nie dał im wyboru. Co by się stało, gdyby Aspekty sprzeciwiły się woli Strażników? Czy pozbawiono by je błogosławieństw, które odmieniły ich życie, i zmuszono, aby powróciły do wcześniejszej, nieoświeconej egzystencji? A może zostałyby zupełnie zduszone, niczym owady w obliczu potęgi bogów?
Alexstraza spojrzała na smoki wirujące na niebie ponad Valdrakken. Ich radość była tak piękna i czysta. Serce każdego z nich płonęło jak gwiazda i odnosiła wrażenie, jakby całe galaktyki w odcieniach czerwieni, zieleni, spiżu, czerni i błękitu krążyły wokół Siedziby. Choć była Królową Smoków, nie miała prawa ryzykować zdrowia i szczęścia tych, które zdecydowały się podążać za nią ku nowej przyszłości. Czyż mogła przedkładać własne poglądy nad ich dobro? Jednostka nie powinna być ważniejsza od zbiorowości, nawet jeśli tą jednostką była władczyni.
Nie, Alexstraza nie mogła dopuścić do tego, aby Strażnicy się od nich odwrócili, zwłaszcza teraz, gdy Fyrakk wzniecił bunt przeciwko Wylęgowiskom. Gdyby rzeczywiście czekała ich tak straszna przyszłość, Aspekty potrzebowałyby wszystkich możliwych sojuszników.
– Dostrzegam wielką mądrość obydwu stanowisk – powiedziała głośno, zwracając się do pozostałych Aspektów. – Chociaż osobiście nie podoba mi się pomysł zabierania pierwotnych smoczych jaj z Ostępów, nie możemy ryzykować utraty poparcia Tyra i pozostałych Strażników. Nie mamy pewności, czy nie unieważniliby naszego podporządkowania, gdybyśmy nie posłuchali ich wskazówek.
Neltharion skrzywił się, słysząc te słowa, lecz ich nie skomentował.
– Poza tym – ciągnęła Alexstraza, spoglądając na siostrę – obie wiemy, że wskaźnik przeżywalności jaj pierwotnych smoków w Ostępach jest zatrważająco niski. Tylko jedno na cztery pisklęta dożywa tam młodości. Zaledwie połowa osiąga wiek pięciuset albo tysiąca lat. Musimy myśleć o tym, jak wiele z nich ocalimy. W Wylęgowiskach te jaja będą lepiej chronione. Pod opieką czerwonego smoczego rodu więcej piskląt osiągnie dorosłość, a gdy nasza liczebność wzrośnie, będziemy lepiej bronić świata, który wszyscy tak kochamy.
Przerwała, lecz nikt się nie odezwał.
Po chwili, wciąż niepewna słuszności własnych słów i odpychając od siebie obietnicę złożoną Vyranoth, dodała:
– W związku z tym nakazuję tytanitom zabierać znalezione w Ostępach niestrzeżone jaja pierwotnych smoków.
Neltharion i Malygos wymienili zadowolone spojrzenia, a Nozdormu skinął głową na zgodę. Ysera pochyliła się w stronę siostry i trąciła pyskiem jej ramię.
Bez względu na to, jak bardzo Alexstraza starała się usprawiedliwić sama przed sobą tę decyzję, w jej sercu zalągł się smutek.
Resztę dnia królowa spędziła, spotykając się z różnymi członkami swojego rodu, sprawdzając postępy prac przy Rubinowych Basenach Życia i instruując zastępy czerwonych drakonidów, jak opiekować się nowymi jajami. Gdziekolwiek by się jednak nie udała, prześladowały ją słowa Nelthariona: „Nasi przeciwnicy nie uważają nas za smoki, lecz za najemnych żołnierzy Strażników. Gdyby tylko mieli okazję, zrównaliby Valdrakken z ziemią…”.
Jednocześnie, jakby w odpowiedzi, w jej uszach wybrzmiewał głos Vyranoth: „Przysięgnij, że nigdy nie zmusisz pierwotnego smoka do podporządkowania się woli Strażników…”.
Alexstraza złożyła jej przysięgę. Jakże jednak żałowała teraz tych słów! Jeśli Vyranoth nie potrafiła pojąć czegoś tak prostego jak magia Ładu, nigdy nie zrozumiałaby niuansów położenia, w jakim znalazła się jej przyjaciółka. Nie dlatego, że nie była do tego zdolna, lecz dlatego, że wolałaby, aby smoki odrzuciły magię Ładu i powróciły do pierwotnego stanu. Gdyby tylko rozwiązanie było tak proste, jak sądziła Vyranoth…
Kiedy słońce schowało się za horyzontem, Alexstraza opuściła Valdrakken. Rzuciła się z wysokości Siedziby Aspektów i przez chwilę rozkoszowała uczuciem swobodnego spadania. Gdy zaczęła się zbliżać do ziemi, rozwarła skrzydła. Wystarczyło jedno uderzenie, aby poszybowała dalej.
Alexstraza uwielbiała swoje miasto. Od lśniących białych wież po połyskujące akwedukty, Valdrakken szybko stawało się tętniącym życiem centrum Wylęgowisk. Z radością patrzyła na wznoszące się wysoko iglice. Było to cudowne miejsce, prawdziwa perełka, zupełnie niepodobna do czegokolwiek innego na Azeroth. Pięć smoczych rodów połączyło się tutaj w sposób, który wcześniej nie wydawał się Alexstrazie możliwy. Spiżowe i błękitne smoki polowały razem z wykorzystaniem swych piasków i tajemnej magii, czerwone i zielone dbały o obfite, kwitnące ogrody w cichych, zacienionych zakątkach miasta, a w enklawie czarnego rodu członkowie wszystkich pięciu przygotowywali nowy Kamień Przysięgi.
Gdziekolwiek by nie spojrzała, Alexstraza dostrzegała jedność, dobrobyt i życzliwość. Skoro pięć smoczych rodów znalazło sposób na harmonijną współpracę, z pewnością uda im się zawrzeć pokój z Fyrakkiem i jego zwolennikami.
„Musi istnieć jakiś sposób na uniknięcie konfliktu” – pomyślała Alexstraza, okrążając obrzeża Valdrakken. „Na pewno uda się znaleźć drogę do pokoju”.
Potem skierowała się do jednego ze swoich ulubionych miejsc w Wylęgowiskach – małej półki skalnej na granicy Szmaragdowych Równin i Zbudzonych Wybrzeży, skąd mogła obserwować zachód słońca. Wylegiwała się na ciepłej skale i chłonęła jej ciepło. Nad jej głową krążyły dwa wielkie czerwone smoki, nieustannie strzegące swojej królowej. Znajdujące się poniżej Zbudzone Wybrzeża zalane były złotym światłem zachodzącego słońca, w którym filary dolin i łuki z czerwonego kamienia wydawały się płonąć. Powietrze pachniało słodkim sianem, a świat tętnił życiem. Zwykle Alexstraza zamykała oczy i zatapiała się w otaczających ją dźwiękach poruszających się na wietrze konarów pradawnych drzew lub pokrzykiwaniu polującego jastrzębia… ale nie dziś. Jej myśli wirowały, a serce pękało z bólu. Wiedziała bowiem, że o świcie świat będzie już inny, a decyzja, którą podjęła, albo zapewni mu spokój, albo go zniszczy.
Nie zaskoczyło jej, gdy po chwili wyczuła, że zbliża się do niej Aspekt Snów, pewnie uderzając skrzydłami.
– Wiedziałam, że cię tu znajdę – powiedziała Ysera i wylądowała na występie tuż obok Alexstrazy, wzbijając przy tym niewielkie kłęby kurzu. – Jak się czujesz, moja droga?
Smocza Królowa uśmiechnęła się smutno i rzekła:
– Wyczuwam troskę w twoim sercu, Ysero, lecz nie martw się o mnie. Nic mi nie jest.
– Naprawdę? – spytała zielona smoczyca, trącając pyskiem jej ramię.
– Czuję się w miarę dobrze, dziękuję – zapewniła Alexstraza.
– W miarę dobrze, a jednak nadal jesteś zatroskana.
– Czy to aż tak oczywiste?
– Trudno byłoby ci ukryć przede mną, co czujesz – rzekła Ysera, kładąc się obok niej. – Nie martw się, siostro, dokonaliśmy właściwego wyboru. Jeśli teraz podejmiemy zdecydowane działania, możemy ocalić więcej istnień, niż pochłonęłaby wojna. To, jak żyliśmy przed Strażnikami, było okrutną egzystencją i tylko chwilami doświadczaliśmy dzikiego, nieokiełznanego piękna. Może w ten sposób przekonamy naszych przeciwników, że ich przyszłość z nami może być spokojniejsza, a uratowane przez nas młode pomogą nam odbudować zerwane więzi z naszymi pierwotnymi krewniakami.
– Sama sobie to powtarzam – odparła Alexstraza. – Wciąż jednak mam wątpliwości. Muszę przyznać, że choć zdawałam sobie sprawę z trudu, jakim jest bycie Smoczą Królową, nigdy nie spodziewałam się, że będę musiała dokonać takiego wyboru.
– Porzuć wątpliwości, siostro – powiedziała Ysera, przytulając się do niej. – Twoje miłosierdzie nie zna granic i to dlatego Strażnicy wybrali cię na królową. Jesteś naszym światłem i naszą przewodniczką – najlepszą z nas wszystkich. Wiem, że łatwiej to powiedzieć, niż w to uwierzyć, lecz nie dźwigasz ciężaru przywództwa tylko na własnych barkach. Aspekty są twoim wsparciem. Ja jestem twoim wsparciem.
– Wiem i jestem ci za to wdzięczna – odparła Alexstraza i oparła się plecami o siostrę. Jakże doceniała jej życzliwość! Droga, którą wspólnie kroczyli, była nieznana, a Alexstraza nie była przyzwyczajona do ciężaru przywództwa. Wierzyła, że z czasem przywyknie do presji, jaką wywierała na niej ta nowa rola, na razie czuła jednak wyłącznie jarzmo oczekiwań innych. W szczególności Tyra.
Ysera ziewnęła, a jej kły zalśniły w gasnącym świetle. Siostry w milczeniu patrzyły, jak słońce chowa się za horyzontem. Kiedy zapadł zmierzch, skały poczerwieniały. U podstawy kanionu zaległy cienie. Gwiazdy ukazały, a następnie ukryły swoje twarze za chmurami, które pełzły w kierunku Wylęgowisk.
Zerwał się wiatr i Alexstraza poczuła w paszczy zapach mokrej ziemi i ostry posmak piorunów.
– Chodźmy – powiedziała. – Zrobiło się późno i jedną nogą jesteś już we Śnie.
– Tak – odparła Ysera przeciągle i głucho. – Chyba masz rację.
* * *
Kiedy na niebo wzeszły księżyce, Neltharion powrócił do Obsydianowej Cytadeli. A raczej do miejsca, które ostatecznie miało się nią stać. Na razie jego ród drążył zbocza gór, budując wulkaniczne otwory wentylacyjne i ciosając kamienie na niższe poziomy. Pewnego dnia będzie to zapewniający ochronę przed wrogami bastion zachodniej flanki Wylęgowisk.
Alexstrazie nie brakowało rozsądku, nie doceniała jednak głębokiej nieufności Iridikrona wobec Strażników i wszystkiego, czego dotknęli. Choć Neltharion szczerze wierzył w dyplomatyczne zdolności Smoczej Królowej, nawet jej byłoby trudno zmiękczyć serce Kamiennołuskiego. Chciał być przygotowany, na wypadek gdyby działania na rzecz pokoju zawiodły i Iridikron rozpętał w Wylęgowiskach wojnę.
Strażnik Ziemi musiał być jednak ostrożny w trakcie przygotowań, aby uniknąć zarówno podejrzeń Iridikrona, jak i gniewu Smoczej Królowej. Przywołał więc do siebie dwóch najbardziej zaufanych rzemieślników: Umbreniona, głównego architekta Obsydianowej Cytadeli, oraz Calcię, przywódczynię kowalołuskich. Razem zeszli do ogromnej naturalnej jaskini usytuowanej pod cytadelą i rozciągającej się na setki długości skrzydeł pod Wylęgowiskami. Panowała w niej wyższa temperatura, a powietrze cuchnęło siarką. Ze szczelin w skale wypływała lawa, która oświetlała jaskinię słabym czerwonawym światłem. Płynęła przez jej środek ognistym strumieniem, a następnie rozdzielała się i opływała z dwóch stron zwężający się u dołu kamienny klif. Z zakamarków pieczary emanowała mglista poświata emitowana przez ogromne akwamarynowe kryształy i fosforyzujące grzyby.
Neltharion zatrzymał się na półce skalnej, z której roztaczał się widok na jaskinię.
– Skoro cytadela jest już gotowa, Umbrenionie, chcę, aby twoi inżynierowie zajęli się jej podziemiami.
– Oczywiście, mój Aspekcie – odparł architekt. – Co mamy tam zbudować?
– Zbrojownie, warsztaty i dodatkowe kuźnie – wymienił Neltharion, wskazując na zachód, północ i południe. – Będziemy też potrzebować terenów treningowych dla drakonidów. Jaskinię Zaralek chciałbym natomiast zachować dla siebie.
– Pozwól, że zapytam: dlaczego już teraz musimy rozpocząć prace w niżej położonych jaskiniach? – zainteresowała się Calcia, wychodząc naprzód, aby lepiej przyjrzeć się temu miejscu. – Czyż cytadela nie jest wystarczającą ochroną zachodniej flanki Wylęgowisk, mój Aspekcie?
– Na razie cytadela wystarczy – odparł Strażnik Ziemi. – Musimy się jednak przygotować na niepewną przyszłość i niespodziewane zagrożenia. Przyjrzyjcie się pieczarze i sporządźcie jej mapę przed naszym następnym spotkaniem z głowami rodów. Dopiero wtedy podejmiemy decyzję, jak rozlokować nasze budowlane zasoby.
Umbrenion kiwnął głową i rzekł:
– Tak zrobimy.
– I ostatnia rzecz – dodał Neltharion gotowy do odejścia. – To miejsce będzie przeznaczone tylko dla naszego rodu. Nie mówcie o nim nikomu, nawet pozostałym Aspektom. Czy wyrażam się jasno?
– Tak jest – zgodnie potwierdzili Umbrenion i Calcia.
– Dobrze. Dopilnujcie, aby tak się stało.
Neltharion właśnie zamierzał opuścić jaskinię, kiedy w jego głowie rozległ się cichy syk. Zatrzymał się i obejrzał przez ramię, lecz nikt za nim nie podążał. Umbrenion i Calcia stali oddaleni od niego o kilka skrzydeł, omawiając dyrektywy i snując plany. Któż więc…
– Wszystko w porządku, mój Aspekcie? – zainteresowała się Calcia, spoglądając w jego kierunku.
– Tak! – odparł stanowczo Neltharion, choć nie po raz pierwszy słyszał dziwne, niezidentyfikowane szepty pod ziemią. – Kontynuujcie swoją pracę – dodał i nie mówiąc już ani słowa więcej, opuścił jaskinię.
Ciąg dalszy książki dostępny w pełnej wersji.
Courtney Alameda jest powieściopisarką, autorką komiksów i długoletnim graczem. Pisze od prawie piętnastu lat i nie pozostało zbyt wiele mediów, gatunków i form, z którymi nie miała okazji pracować, choć nadal najbardziej lubi powieści. W World of Warcraft zaczęła grać w 2015 roku i od tego czasu jest stałym bywalcem na Azeroth.
Urodziła się i wychowała w San Francisco Bay Area. Obecnie mieszka w północno-zachodnich Stanach Zjednoczonych z mężem, psem rasy welsh corgi i dwoma kotami. Ma trzy pokoje biblioteczne i całą masę potworów, które czają się w ciemnościach wokół jej wiejskiego domu.
courtneyalameda.comX: @courtalameda