Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy potrzebna jest nowa książka o historii Europy Środkowej? Okazuje się, że tak. Bo cóż to takiego – Europa Środkowa? Rady proponuje nam spojrzenie nieco bardziej kompleksowe i geograficznie szersze, obejmujące ziemie niemieckie, ale także Szwajcarię czy Ukrainę. I to właśnie jest nasza Europa. Od wieków pełna niepokoju, twórcza, kreatywna, ale i niekiedy nazbyt brutalna i agresywna, pełna odwiecznie ścierających się koncepcji i wizji. Historia Rady’ego to nie sucha praca naukowa, przeciążona datami i nazwiskami. To raczej swobodna podróż, która przypomina rejs leniwą rzeką, niosąca nas zakolami po zmieniającej się mapie Europy Środkowej tak, abyśmy mogli zobaczyć i zrozumieć więcej. To opowieść o echach historii niekiedy zapomnianych, ale które tak naprawdę nigdy nie przebrzmiały, bowiem kształtują nasze życie tu i teraz. To podróż wiodąca nas momentami przez miejsca straszne i pełne grozy, ale i takie, które były świtem nowej nadziei i naszej wspólnej przyszłości. Wielką zasługą autora jest to, iż w tak barwny i ciekawy sposób potrafi snuć tę opowieść, przemycając nam przy tym pokaźne zasoby wiedzy o nas samych i dla kolorytu wplatając przesmaczne kęski, które czynią lekturę prawdziwą ucztą. Czy wiedzieliście, że Tycho Brahe mieszkał z łosiem? Nie? Musicie przeczytać „Wspaniałe królestwa”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 821
Wprowadzenie
Europa Środkowa, ludzie z głowami psów i dębowe lasy Berehowa
Średniowieczni skrybowie, którzy ilustrowali rękopisy, często dodawali na marginesach stron niewielkie szkice, żeby przyciągnąć uwagę czytelników lub też ulżyć własnej nudzie. Rysowali wijące się pnącza, kwiaty, zwierzęta hodowlane i zwykłych ludzi, ale często dołączali również bajkowe stworzenia. Mogły to być jednorożce lub syreny, ale także potwory i monstra: ziejące ogniem smoki, porośnięte mchem dzikusy oraz bezgłowe stwory z twarzami na piersiach. Ulubieńcem był „psiogłowiec”, czy też cynocefal, który miał ludzkie ciało, ale psią głowę. Towarzyscy, podobnie jak ludzie, ale potrafiący tylko szczekać psiogłowcy byli często przedstawiani podczas gestykulacji lub wskazywania palcem.
Idea ludzi z głowami psów została zaczerpnięta z literatury klasycznej i uważano ich za prawdziwe stworzenia żyjące na obrzeżach cywilizacji w podobny sposób, w jaki funkcjonowały na marginesach manuskryptów. Wczesnochrześcijańscy uczeni debatowali nad równowagą cech ludzkich i psich u psiogłowców, ponieważ jeśli byli ludźmi, wynikałoby z tego, iż byli obdarzeni duszą i powinni zostać nawróceni. Jednakże ludzie-psy byli nieuchwytni – zawsze trzymali się poza zasięgiem misjonarzy i wojsk chrześcijańskich królów oraz władców. Mimo to wciąż pojawiały się opowieści o tym, co psiogłowcy wyczyniali tuż za horyzontem: mordowali misjonarzy, pożerali pojmanych do niewoli i przestawali z wojowniczymi Amazonkami o długich paznokciach. Kosmatego człeka z głową psa nigdy nie udało się schwytać, niemniej jednak w przypadku niewiernych najlepszym wyborem było dmuchanie na zimne. Jedna z relacji z IX wieku mówi o tym, jak to biskup-misjonarz w dzisiejszej Austrii odmówił wizytującym go pogańskim wodzom miejsca przy stole, zamiast tego rozstawiając im miski na podłodze1.
W miarę posuwania się na wschód fali nawróceń, tworzącej z pogańskich ludów chrześcijańskie królestwa, psiogłowcy zostali całkowicie wypchnięci z Europy i zmuszeni do zamieszkania na krańcach świata. „Mapa świata” (mappa mundi) z końca XIII wieku, znajdująca się w katedrze w Hereford, w Anglii, przedstawia na Dalekim Wschodzie grupę ludzi o głowach psów wypędzanych z rajskiego ogrodu przez anioła. Druga grupa gestykulująca zilustrowana jest na późniejszym wygnaniu, na przylądku daleko na północy. Współdzielą oni margines świata wraz z mieszkającymi w jaskiniach troglodytami, bezgłowymi ludźmi i jednonogimi monopodami, którzy śpią na plecach w cieniu nazbyt wielkiej stopy. Jak się jednak okazało, wygnanie psiogłowców na kraniec świata nie miało trwałego charakteru, już w czasie, gdy mnisi z Hereford kreślili swą mapę świata, ludzie o głowach psów powrócili na kontynent europejski w nowej, bardziej przerażającej formie. Tym razem byli prawdziwi.
Swoją zachodnią krawędzią Europa opiera się o Ren łączący Morze Północne z Alpami, ale jej wschodnia granica nie ma oczywistego fizycznego wyznacznika. Karpaty, które biorą swój początek na północny wschód od Wiednia, na terenie dzisiejszej Słowacji, owijają się wokół Węgier i Transylwanii (Siedmiogrodu), tworząc granicę na południowym wschodzie, ale dalej, na północ jest już tylko otwarta przestrzeń. Europa Północna jest równinna, leży na Niżu Europejskim mierzącym ponad trzy tysiące kilometrów od Niderlandów do Uralu, w Rosji. Na południowym skraju Wielka Nizina Europejska przechodzi w krainę stepów lub, jak je ongiś nazywano, Dzikie Pola rozciągające się na dzisiejszą Ukrainę i Azję Środkową.
To właśnie przez Dzikie Pola nadeszli z Azji Środkowej psiogłowcy, pojawiając się gwałtownie w 1241 roku i pustosząc Polskę oraz Węgry. Nazywali siebie Mongołami i Tatarami, a ta druga nazwa zdradzała (jak sądzono) ich pochodzenie z Tartaru, klasycznej otchłani piekielnej. Najwyraźniej ich przywódca również był człekiem z głową psa, bowiem znany był jako chan, zaś tytuł ten przywodził na myśl łacińskie słowo określające psa (canis). Zachowanie Mongołów potwierdzało owe powiązania, gdyż – jak relacjonował pewien Francuz – „pożerali ciała swych ofiar, jakby spożywali zwykły chleb”. Dając temu wiarę, ówcześni pisarze z przekonaniem donosili, iż Mongołowie byli psiogłowcami ze starożytności należącymi do ludu Goga i Magoga, których Aleksander Wielki zamknął za bramami Kaukazu wraz z rozmaitymi gigantami, zdeprawowanymi nacjami i ludźmi nieczystymi, jedzącymi myszy i muchy. Najwyraźniej coś lub ktoś ich wypuścił2.
Mongołowie byli ludźmi-psami z Tartaru lub, według innego określenia, ogarami piekieł. Chociaż imperium mongolskie gwałtownie się rozpadło, jedno z jego państw sukcesyjnych zachowało to powiązanie. Począwszy od XV wieku, tatarscy chanowie z Krymu dokonywali kolejnych najazdów na chrześcijańskie królestwa na zachodzie. Poszukiwali łupów w postaci niewolników, zwłaszcza młodych, których sprzedawali w krymskim porcie Kefe (obecnie Teodozja), przekształconych w konkubiny lub eunuchów. Przez wieki w folklorze ludów zamieszkujących okolice Karpat powtarzano opowieści o okrucieństwach „Tatarów o psich pyskach”, łącząc je z innymi klechdami o diabłach i demonach. W przekazach węgierskich kojarzenie Tatarów z ludźmi-psami było tak oczywiste, że przed XX wiekiem rzadko odnotowywano Tatarów bez epitetu „psiogłowiec”3.
Nie tylko Tatarów uważano za ludzi o psich głowach. Na przełomie XIV i XV wieku z Anatolii, składającej się obecnie na kontynentalną Turcję, Turcy osmańscy najechali i opanowali Półwysep Bałkański, zdobywając w 1453 roku Konstantynopol (dzisiejszy Stambuł). Niecały wiek później zajęli środkowe Węgry, dokonując głębokich zagonów w sąsiednich krajach. Nie dziwi zatem fakt, iż Turków przedstawiano jako sługi szatana o nienasyconej żądzy krwi. Zachodni pisarze oskarżali ich o najrozmaitsze ekstrawagancje, w tym sodomię i kontakty seksualne z rybami, ale od samego początku ich również kojarzono z psiogłowcami. Według protestanckiego reformatora Marcina Lutra Turcy tworzyli wspólnoty małżeńskie z psami, w efekcie płodząc z tych związków hybrydy. Ponieważ o proroku Mahomecie również mówiono, iż jest psem, i czasami przedstawiano go z głową psa, sensowne było uznanie wszystkich muzułmanów za potencjalnych ludzi-psów4.
Historia ludzi o głowach psów uosabia kłopoty Europy Środkowej. Prawdziwi i wyimaginowani, psiogłowcy są drapieżni, a inwazje stanowią powracający temat w historii tej części świata. Lista niedoszłych zdobywców zaczyna się od Gotów i Hunów w IV wieku, przez Awarów, Słowian i Węgrów w VII i IX stuleciu, po czym rozciąga się aż po Mongołów i Turków osmańskich w późnym średniowieczu. Po 1500 roku obraz staje się bardziej skomplikowany, ponieważ najeźdźcy nadciągają ze wszystkich kierunków – Francuzi z zachodu, Szwedzi z północy i Rosjanie z północnego wschodu. Spośród nich najbardziej nieustępliwi byli ci ostatni, wkraczając do Europy Środkowej pod koniec XVIII wieku i okupując jej większą część po 1945 roku.
Jednakże Europa Środkowa nigdy nie była tylko bierną ofiarą. Jej królestwa i imperia również były drapieżne – wykrawały sobie przestrzenie kosztem sąsiadów. Konflikty rodzące się w regionie często rozlewały się także na zewnątrz, wojna trzydziestoletnia toczona w Europie Środkowej w latach 1618–1648 ogarnęła niemal cały kontynent, zaś drugoplanowe wydarzenia objęły Afrykę, Karaiby i nawet odległy Tajwan. Zajęcie w 1740 roku austriackiego Śląska przez Prusy Fryderyka Wielkiego doprowadziło do ponad dwudziestu lat wojny, w którą zaangażowały się Wielka Brytania i Francja, a podczas wojny siedmioletniej (1756–1763) konflikt toczył się częściowo w Ameryce Północnej i na subkontynencie indyjskim. Zjednoczenie Niemiec w 1871 roku było możliwe wyłącznie dlatego, iż pruski polityk Otto von Bismarck pokonał Francję i zajął Paryż. W XX wieku Europa była miejscem, w którym rozpoczęły się dwie wojny światowe, a w XXI stuleciu stała się sceną najbardziej niszczycielskiej wojny toczonej w Europie od ponad siedemdziesięciu lat.
Europę Środkową, czy też Mitteleuropę, jak ją nazywano w języku niemieckim, często określano przez pryzmat tego, czym nie była. Najwcześniejszą jej definicję dyktowała polityka wojen napoleońskich. Opublikowany w 1805 roku w Brunszwiku statystyczny szkic wszystkich państw europejskich (Statistischer Umriss der Sämtlichen Europäischen Staaten) Georga Hassela był bezkompromisowo dokładny. Europa Środkowa stanowiła część kontynentu nienależącą ani do Francji, ani do Rosji, co pozostawiało wyłącznie ziemie we władaniu niemieckich dynastów utrzymywanych przy władzy przez Napoleona, Prusy oraz Cesarstwo Austrii. Znajdowała się w centrum Europy nie tylko geograficznie, ale i politycznie, a od jej przetrwania w obliczu podwójnego zagrożenia francuską i rosyjską tyranią zależała wolność Europy. Pogląd, iż Europa Środkowa leży w środku Europy, utrzymywał się przez cały XIX wiek w książkach podróżniczych i indeksach nazw geograficznych, choć celem zwiększenia sprzedaży wydawcy regionalnych przewodników turystycznych włączali do nich również wycieczki do Londynu i Paryża.
Granice polityczne podlegają przeobrażeniom i wraz z każdą z nich ulegała zmianie koncepcja Europy Środkowej. Jej częścią zawsze pozostawały Niemcy, ale inni członkowie społeczności tego obszaru zmieniali się w zależności od tego, kto, kiedy i gdzie pisał. Tak więc okazjonalnie włączano doń Belgię, jak również Alzację i Lotaryngię, zaś Polska była włączana lub pomijana w zależności od tego, czy państwo polskie faktycznie istniało w danym czasie. Do czasów drugiej wojny światowej niemieccy geografowie i kartografowie zawsze byli gotowi ogłosić, gdzie znajduje się ów region, jednakże ich definicje często stanowiły jedynie przykrywkę dla niemieckiego wchłaniania państw na wschodzie, politycznie lub ekonomicznie, na wątpliwej podstawie, iż zawsze były one kulturowo niemieckie lub wytwarzały dobra szczególnie przydatne dla niemieckiej gospodarki. Po 1945 roku termin „Europa Środkowa” wyszedł z użycia, ponieważ Europa została podzielona na zachód i wschód. Po upadku komunizmu historycy i politolodzy często określali dawną Europę Wschodnią mianem Europy Środkowo-Wschodniej, choć rzadko wyjaśniali, gdzie może znajdować się Europa Środkowo-Zachodnia.
Niniejsza historia Europy Środkowej jest wyjątkowa, gdyż łączy dwie części tego regionu, a to dlatego, iż historycy zazwyczaj omawiają je oddzielnie jako Niemcy i Europę Środkowo-Wschodnią, zaś Austria funkcjonuje niepewnie pomiędzy nimi. Opowieść nie wysuwa przy tym na pierwszy plan dziejów narodów, lecz przemierza peryferia przeszłości, docierając do królestw i księstw, niegdyś wielkich, zapomnianych jednak przez historie, które za punkt wyjścia obierają państwa narodowe. W ogólnych zarysach traktuje o obszarach dzisiejszych Niemiec, Polski, Węgier, Austrii, Słowenii i zachodniej Rumunii czy też Transylwanii, lecz jej zakres jest równie płynny jak historyczne części Europy Środkowej, niekiedy zapuszczając się przy tym na terytoria obecnej Ukrainy, Chorwacji, Szwajcarii i krajów bałtyckich.
Celem książki jest przedstawienie szerokiego przeglądu historii Europy Środkowej, ale także zbadanie odrębności tego regionu i pokazanie, że jest on czymś więcej niż tylko sporną przestrzenią. Historia Europy Środkowej ma wiele wspólnego z dziejami Europy Zachodniej. Oba regiony dzieliły tę samą średniowieczną cywilizację. Podobnie jak Anglia i Francja, królestwa i księstwa ulokowane pośrodku Europy miały zamki, rycerzy, katolickie kościoły i klasztory, kwitnące miasta i bogatych kupców. Europa Środkowa doświadczyła także ponownego odkrycia klasycznej nauki nazywanego renesansem, bojów religijnych podczas reformacji, rozrostu imperium, oświecenia, romantyzmu, nowożytnego nacjonalizmu, industrializacji i dwóch wojen światowych. Jednak często przyjmowała te większe trendy w inny sposób, nadając im szczególny wymiar lub niespodziewaną intensywność. Jej rycerze byli również kolonizatorami otwierającymi nowe przestrzenie dla osadnictwa i zakładającymi wioski oraz miasta w mniej zaludnionej wschodniej części regionu. W całej średniowiecznej Europie Środkowej szlachta, mieszczanie i wieśniacy zakładali parlamenty, zgromadzenia i wspólnoty samorządowe w stopniu znacznie szerszym niż w Europie Zachodniej. Na renesans w Europie Środkowej miało wpływ to, co działo się we Włoszech, ale był on również przesiąknięty głęboką duchowością oraz refleksjami na temat śmierci i odkupienia. Protestancka reformacja zrodziła mieszaninę sekt i wyznań, które przetrwały do XVII wieku w atmosferze względnej tolerancji. W przeciwieństwie do Francji, Hiszpanii i Anglii, w większości krajów Europy Środkowej ludzi nie palono za ich przekonania.
Warunki na wsi również były zróżnicowane. W całej Europie dużą część ludności stanowili chłopi, którzy w zamian za swoje gospodarstwa musieli płacić czynsz dzierżawny swym panom, niekiedy dla nich pracując. W przeważającej części Europy Środkowej, zwłaszcza w jej wschodniej części, wymagania panów były jednak bardziej uciążliwe i nierzadko zmuszali oni chłopów do pracy na swych polach przez kilka dni w tygodniu lub częściej. Ponadto wielu chłopów na wschodzie Europy Środkowej było przywiązanych do ziemi w tym sensie, iż nie mogli opuścić swoich wsi, aby uciec od panów. W dużej części Europy Środkowej aż do XIX wieku utrzymywał się rodzaj pańszczyzny w większości nieistniejący w Europie Zachodniej.
Nowoczesne państwo narodziło się w Europie Środkowej, gdzie biurokracja po raz pierwszy połączyła się z wczesnym oświeceniem. Tak więc gdy w Anglii, Francji i Ameryce Północnej oświecenie skłaniało się ku promowaniu wolności jednostki, w Europie Środkowej opowiadało się za państwem i prawem rządu do sprawowania władzy za pomocą dekretów. Ponadto podczas gdy w Europie Zachodniej imperia budowano za oceanem, w Europie Środkowej połykały one region, prowadząc do rywalizacji o hegemonię pomiędzy austriackimi Habsburgami, Rosją oraz Prusami, które stały się rdzeniem nowego Cesarstwa Niemieckiego. Pod koniec XVIII wieku owe imperia podzieliły między siebie Polskę i Litwę, potem przeszły do walki pomiędzy sobą, ostatecznie niszcząc się wzajemnie podczas pierwszej wojny światowej. W XX wieku połączenie nacjonalizmu z pseudonauką biologii rasowej posunęło destrukcję o krok dalej, prowadząc do prób eliminacji całych narodów.
Historyczne doświadczenia Europy Środkowej różnią się od tych Europy Zachodniej. Trendy zdają się powielać znaczną część tego, co działo się w Europie Zachodniej, ale przy bliższym poznaniu pulsują żywiej lub cechuje je inna jakość, jak gdyby były oglądane w krzywym zwierciadle. Również język sprawia, iż Europa Środkowa wydaje się inna. Fikcyjna Lorelei Lee, narratorka w powieści Anity Loos z 1925 roku Mężczyźni wolą blondynki, w latach dwudziestych odwiedziła Europę. Jak wyjaśniła, Europa Środkowa była miejscem, gdzie „mówią jakimiś innymi rodzajami nadrzecza [sic!], których poza francuskim nie rozumiemy” (ekranizacja powieści z 1953 roku z udziałem Marilyn Monroe pomija tę uwagę). Język sprawia, iż Europę Środkową uznaje się za trudną. Niemiecki może sprawiać kłopoty przyjezdnym ze względu na swój obyczaj utrzymywania słuchacza w niepewności aż do końca zdania, co jest właściwym czasownikiem. Lecz dalej, na wschód, będące w użyciu języki zaczynają zbijać nas z tropu, zawierają bowiem wielką ilość spółgłosek, dziwaczne znaki diakrytyczne, a niekiedy wręcz posługują się innym alfabetem.
Usuńmy język, albo jeszcze lepiej, uczyńmy go zrozumiałym, i oto wkrótce wkroczymy do świata, który podobnie jak Europa Środkowa ukazuje miksturę jednocześnie znajomą i odmienną. Weźmy zatem piętnastowieczny wykaz wymieniający posiadłości szlachetnie urodzonego właściciela ziemskiego u podnóża Karpat, nieopodal dzisiejszego miasta Berehowo:
Lasy jego dębowe, zagajniki i sady, biorące początek u Niskiej Wody i rozciągające się do drogi przy Orlim Gnieździe; następnie jego dębiny przy Pluskającej Wodzie, Małym Bagienku, Okrągłym Jeziorku i Ostoi, wraz ze stawem rybnym przy Wielkim Żołędziowym Paśniku oraz lasem zwanym Wiązowym Łęgiem, obok miejsca, w którym Wielki Sowi Strumień wpada do Czarnej Rzeki i dalej do drogi wiodącej z Kaczych Łąk do pastwisk i miejsca zwanego Długie Piaski…5
Poddane tłumaczeniu sceneria i toponimia Berehowa brzmią tak, jakby mogły znajdować się gdzieś na francuskiej prowincji. Ale Berehowo jest również mikrokosmosem zmian, które zaszły w Europie Środkowej w ciągu ostatniego stulecia. Po raz pierwszy wspomniane w 1240 roku w następstwie inwazji mongolsko-tatarskiej Berehowo było do 1918 roku częścią Węgier. Na początku XX wieku miasto położone na tle falujących wzgórz z lasami dębowymi i bukowymi, polami kukurydzy i winnicami miało centrum o monumentalnej neobarokowej zabudowie ze wspaniałymi ozdobnymi fasadami i bulwarami obsadzonymi drzewami. Choć mieszkańcy w większości byli Węgrami i Ukraińcami, w skład lokalnej społeczności wchodzili również żydowscy sklepikarze i chasydzcy rabinowie, cygańscy grajkowie, wędrowni tureccy sprzedawcy lodów.
Po pierwszej wojnie światowej Berehowo stało się częścią Czechosłowacji, w 1939 roku na krótko wróciło do Węgier, by w 1944 roku zostać terenem okupowanym przez Niemcy. Efektem nazistowskich rządów było wymordowanie co najmniej trzech tysięcy sześciuset Żydów z Berehowa i najbliższych okolic. Pod koniec 1944 roku sowieckie oddziały zdobyły miasto, które wkrótce potem zostało wcielone do Związku Sowieckiego. Sowieci dokończyli niszczenie kultury żydowskiej w Berehowie, przekształcając główną synagogę w komunistyczne „centrum kultury”. W celu ukrycia hebrajskich napisów i żydowskiej symboliki na elewacjach budynku pokryli je grubą warstwą cementu. To, co niegdyś stanowiło jedną z najbardziej imponujących fasad Berehowa, dzisiaj jest najbrzydszą elewacją. Jeśli chodzi o tereny wiejskie Berehowa, to Sowieci najpierw je splądrowali, a następnie podzielili na kolektywne gospodarstwa rolne.
Każda zmiana na mapie niosła ze sobą także zmianę nazwy Berehowa, z Beregszász na Berehowo, Bergsass, znowu Berehowo i w końcu Berehowe. Wraz z okolicznymi dąbrowami i wiązowymi łęgami Berehowo leży teraz w zachodniej Ukrainie, a za horyzontem czai się nowa generacja ludzi o psich głowach, tym razem uzbrojonych w kałasznikowy. Są ostatnimi z długiej listy najeźdźców i zdobywców, którzy wdzierali się do Europy Środkowej w ciągu dwóch tysiącleci, a także świeżym przypomnieniem wrażliwości jej cywilizacji. To, co znajduje się dalej, jest opowieścią o Europie Środkowej, ale również eksploracją malutkich miejsc w rodzaju Berehowa, które należą zarówno do środka Europy, jak i do jej krańców.
Rozdział 1
Cesarstwo rzymskie, Hunowie i Pieśń o Nibelungach
Poeta Owidiusz nie miał szczęścia – na początku pierwszego tysiąclecia cesarz August wygnał go z Rzymu za bliżej nieokreślone przestępstwo, i choć utrzymywał, że wszystko było nieporozumieniem, mimo to został zesłany do rzymskiego miasta granicznego Tomis, na wybrzeżu Morza Czarnego, czyli do dzisiejszej Konstancy w Rumunii. Na wygnaniu Owidiusz uskarżał się na mróz w zimie, który sprawiał, iż pękały wazy z winem, a ich zawartość zamieniała się w sople, oraz na napady dzikich plemion sarmackich na Tomis i jego okolice. Opisywał, jak jeźdźcy przełamywali rzymską obronę, plądrowali gospodarstwa i mordowali bez zastanowienia za pomocą zatrutych strzał. Bardziej przyzwyczajony, jak sam przyznawał, do strzał Kupidyna Owidiusz musiał teraz unikać jadowitych grotów dzikiego ludu.
Nieszczęście Owidiusza polegało na tym, iż został zesłany do jednego z najgorszych miejsc na rzymskim pograniczu, bowiem w pierwszych wiekach rzymskiego panowania granica zwykle bywała spokojna. W okresie największego rozkwitu, w II wieku imperium rzymskie miało granicę o długości pięciu tysięcy kilometrów i obejmowało terytorium o powierzchni pięciu milionów kilometrów kwadratowych. Do jego obrony i utrzymania porządku wewnątrz tej strefy przydzielono pół miliona żołnierzy. Według listy sporządzonej około 300 roku musieli oni stawić czoła nie mniej niż pięćdziesięciu wrogim ludom, poczynając od Piktów na dalekiej północy, przez Ormian na wschodzie, skończywszy na Maurach w Afryce6.
W Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie pustynia pełniła funkcję obronnego kordonu. W Europie Środkowej rzymska granica przebiegała w dużej mierze wzdłuż Renu i Dunaju, ale z klinami wciętymi daleko poza ich linią: przede wszystkim rzymską prowincję Dację obejmującą Transylwanię i Karpaty Wschodnie oraz prowincję Germanię Górną (Germania Superior) – trójkątne terytorium pomiędzy górnym biegiem Renu i Dunaju. W szczytowym okresie imperium rzymskie zajmowało znaczną część Europy Środkowej, w tym dzisiejszą Nadrenię i zachodnie Niemcy, Szwajcarię, znaczną część Bawarii i południowe Niemcy, Austrię, zachodnie Węgry, Słowenię i zachodnią Rumunię. W III wieku Rzymianie opuścili Dację i znaczną część Germanii Górnej. Od tego czasu przebieg granicy wyznaczały dwie główne rzeki Europy Środkowej, Ren i Dunaj, patrolowane przez małe rzymskie okręty. Żartobliwie określane mianem „figlarnych łódek” (lusoriae) były obsadzane przez trzydziestu żołnierzy-wioślarzy i przydzielane do wojskowych składów pełniących przy okazji funkcję miejsc pamięci o zmarłych, gdzie na tabliczkach wypisywano imiona utopionych i poległych. W II wieku po wodach Dunaju kursowało blisko tysiąc wojskowych jednostek pływających. Naturalną geografię granicy wspierały fortyfikacje obronne, począwszy od przesiek i strażniczych platform obserwacyjnych, stopniowo wzmacnianych fosami, palisadami, kamiennymi murami i wieżami. Wzdłuż południowego brzegu Dunaju, od Pasawy do Wiednia, wzniesiono około sześćdziesięciu blokhauzów i fortów obsadzonych garnizonami. Za linią Renu i Dunaju po stronie rzymskiej zamieszkiwała mieszanina rdzennej celtyckiej ludności, napływowych rolników, którzy często byli weteranami legionów, oraz niewolników pojmanych podczas wypadów przez granicę. Niezależnie od pochodzenia ludzie zamieszkujący rzymską Europę Środkową szybko romanizowali swój język, ubiór i maniery, rychło przyjmując takie imiona jak Juliusz, Tyberiusz i Klaudiusz. Ich pierwotna plemienna organizacja zaniknęła, przetrwawszy jedynie w nazewnictwie rzymskich prowincji, które ją wchłonęły. Miasta skupione wzdłuż granicy naśladowały Rzym swymi amfiteatrami, publicznymi łaźniami, akweduktami, monumentalnymi budowlami, czworobocznymi świątyniami, a od IV wieku również chrześcijańskimi kościołami. Na prowincji wille z mozaikami i ściennymi malowidłami stawały się centrami przedsięwzięć w branżach rolnictwa, pasterstwa i produkcji wina. Tylko w rzymskiej prowincji Panonii (mniej więcej w miejscu, gdzie dziś znajdują się zachodnie Węgry) archeologowie zidentyfikowali lokalizacje około sześciuset willi7.
Rzymska władza nie zatrzymywała się na granicy. Ludy żyjące po drugiej stronie często były wciągane w orbitę rzymskiej polityki, dyplomacji i ekonomii. Handlowały bursztynem, barwnikami, zbożem i gęsimi piórami do wypychania poduszek oraz dostarczały rzymskim legionom rekrutów, a nawet generałów, zaś ich wodzowie bywali nagradzani hojnymi darami i otaczani wojskową ochroną. By zapewnić sobie lojalność plemion, dowódcy legionów wznosili forty w głębi środkowoeuropejskich terytoriów, daleko poza osłoną granicy. Wojska rzymskie rozpoczęły również budowę pięciusetkilometrowego wału ziemnego, zataczającego pętlę wokół krańca Niziny Węgierskiej, od Aquincum na północnym zachodzie (obecnie części Budapesztu) do fortu w Viminacium położonego na wschód od dzisiejszego Belgradu. Odcinki ziemnego wału, nazwanego później Diabelską Groblą, zachowały się do dziś, choć uległy znacznej erozji. Przecięcie współczesnych Węgier, Rumunii i Serbii było osiągnięciem militarnym, którego skala równała się z brytyjskim Murem Hadriana8.
Pokojowe stosunki na granicy osiągano dzięki eksportowi przemocy poza nią. Po drugiej stronie germańskie plemiona i sarmaccy koczownicy rywalizowali o pozycję, a każda ze stron liczyła na miejsce bliżej imperium rzymskiego i tym samym – łatwiejszy dostęp do jego bogactw. Na krótko przed rokiem 100 rzymski historyk Tacyt zwrócił uwagę na skłonność germańskich plemion do przemocy, a młodych mężczyzn – do walki i grabieży. Wymienił plemiona, zaś historycy długo łamali sobie głowę nad nazwami, które im nadał (Chattowie, Tencteri, Ubii itd.), ponieważ tylko nieliczne ukazują się ponownie sześćdziesiąt lat później na wielkiej mapie świata Ptolemeusza, będącej w zasadzie listą nazw i współrzędnych geograficznych. Niektóre plemiona można śledzić przez kilka stuleci, jednakże wydaje się, iż większość zniknęła niemalże natychmiast po tym, jak tylko Tacyt wymienił ich nazwy, zapewne pokonana i wchłonięta przez rywali. Jak cierpko zauważył Tacyt: „Modlę się, aby obce ludy długo jeszcze trwały, jeśli nie w miłości do nas, to przynajmniej w nienawiści do siebie nawzajem, gdyż […] fortuna nie ma dziś lepszego daru niż niezgoda wśród naszych wrogów”9.
Przedstawiony przez Tacyta obraz młodzieńczych plemion pogrążonych w rywalizacji wieku dorastania współgrał z rzymskim stereotypem ludów spoza granicy, które były albo szkaradne z wyglądu, albo swawolne i naiwne, zatem potrzebujące ochrony i przykładu Rzymu. W oczach Rzymian Germanie należeli do tej drugiej kategorii. Według źródeł zamieszkując wiejskie osady, praktykowali tylko prymitywne rolnictwo, nie znając ani stosownych rządów, ani wytwórstwa, ani nawet własnej seksualności. Tak więc obie płcie niewinnie kąpały się razem nago, mężczyzn nie można było wyrwać z ich odwiecznego lenistwa i zmusić, aby zajęli się jakimkolwiek rzemiosłem, a istnienie pieniędzy było im zupełnie obce, zanim Rzymianie ich z nimi nie zaznajomili. Z kolei Sarmaci, których Owidiusz napotkał w Tomis, według jednego z ówczesnych opisów byli „hordą rozbójników […] najbardziej wyizolowaną ze wszystkich barbarzyńców tych regionów”. Tacyt zwrócił uwagę na ich dwuręczne miecze oraz zbroje wykonane ze skóry i nachodzących na siebie żelaznych łusek. Rzymscy rzeźbiarze przedstawiali Sarmatów jako jaszczurki10.
Podobne poczucie odmienności zabarwiło również najwcześniejsze opisy krajobrazu Europy Środkowej poza granicami Rzymu. Dla rzymskich autorów Europa Środkowa była ogromnym dębowym borem, tak gęstym, iż czynił on klimat chłodniejszym, i którego splątane korzenie tworzyły sklepione przejścia na tyle szerokie, by pomieścić oddział kawalerii. W I wieku p.n.e. Juliusz Cezar nie mógł się doszukać nikogo, kto znałby rzeczywisty zasięg tego lasu, sam jednak sądził, iż jego szerokość równała się kilku miesiącom marszu. Wiek później Tacyt opisał Europę Środkową jako wyróżniającą się „swym zniekształconym krajobrazem i surowym klimatem, paskudną do zamieszkania lub podziwiania okiem”. Jej gleba była zbyt uboga, by urosły nań drzewa owocowe, wyjaśniał, zaś tamtejsze stada i bydło wydawały się mizerne i wstrętne. Inni pisarze zwracali uwagę na rzeki, góry i mokradła utrudniające podróżowanie, a także na brak dróg i budynków z kamienia. Dla autorów klasycznych im dalej na północ, tym surowsza stawała się geografia i klimat, aż docierało się do ponurego Oceanu Bałtyckiego, gdzie mieszkali Finowie, „których barbarzyństwo i nikczemność są odrażające ponad wszelką miarę”11.
To Rzymianie jako pierwsi nadali ludom Europy Środkowej miano Germanów, bowiem oni sami nie mieli określenia na siebie ani żadnego poczucia wspólnej tożsamości – w rzeczy samej wydaje się wątpliwe, czy dialekty, którymi się posługiwali, były wzajemnie zrozumiałe, przynajmniej przy pierwszym poznaniu. Ci pierwsi Niemcy żyli w wioskach w grupach związanych pokrewieństwem, które mogły, ale nie musiały być zjednoczone w jakiegoś rodzaju większej konfederacji politycznej. Niektóre z tych grup plemiennych były rządzone przez królów, inne – przez zgromadzenia starszych, a nieliczne – przez kapłanów. W kilku miejscach praktykowano wiązanie głów niemowlętom, co powodowało wydłużenie czaszki w wieku dorosłym. Gdzie indziej zadowalano się wiązaniem włosów z boku głowy oznaczającym przynależność. Niemniej jednak rzymska polityka faworyzowania jednych plemion na tle innych doprowadziła do ich politycznej konsolidacji12.
Imperium rzymskiemu znana była przemoc. Większość zrodziła się we własnym domu i była wywołana buntami niewolników, zamieszkami z powodu braku żywności lub lokalnymi powstaniami i wojnami domowymi rozpętanymi przez nazbyt ambitnych generałów. Do tego dochodziły wypady poza granice. Pod koniec II wieku germańskie plemię Markomanów przerwało rzymskie linie obronne na Dunaju, działając w porozumieniu z grupami Sarmatów. Zostali odparci, ale dopiero po tym, jak najechali północną Italię. W środkowych dekadach III wieku plemiona germańskie wykorzystały przedłużające się okresy konfliktów wewnętrznych w Rzymie, aby pustoszyć tereny nadgraniczne. Niemniej jednak w większości były to wypady na niewielką skalę i szybko się z nimi rozprawiano. Na słynnej ilustracji z końca III wieku rzymskie łodzie patrolowe na Renie przechwyciły w pobliżu Spiry grupę łupieżców, która wracała do domu z kilkoma wozami łupów zagarniętych w pobliskiej willi. Nie podjąwszy wyzwania, rabusie umknęli, pozostawiając srebrne zastawy, naczynia kuchenne i zrabowane narzędzia rolnicze13.
Pod koniec IV wieku bandytyzm ustąpił miejsca czemuś znacznie poważniejszemu. Zamiast rabusiów szukających łupów granicę szturmowały teraz całe migrujące ludy, zabierające ze sobą swoje dzieci, chorych i starców. Uciekali w obawie o swoje życie, umykając przed „rasą ludzi, których nigdy wcześniej nie widziano […], która wyłoniła się z jakiegoś tajemnego zakątka ziemi i zmiatała i niszczyła wszystko, co stanęło jej na drodze”. Rzymscy pisarze z wyższością powtarzali starsze opowieści o ludach żyjących na północ od Morza Czarnego, ale uchodźcy upierali się, iż mieli do czynienia z zupełnie nowymi wrogami, zrodzonymi ze związku czarownic z nieczystymi duchami, które zamieszkiwały moczary. Nazywali ich Hunami14.
Klasyczni autorzy nigdy nie byli wnikliwi w swoich opisach Hunów, zapożyczając od wcześniejszych pisarzy fragmenty odnoszące się do całkiem innych ludów i dodając przy tym własne retoryczne smaczki. Tak więc – według zachowanych relacji – Hunowie, na podobieństwo cyklopów Homera, żywili się korzeniami i wystrzegali się budynków, niczym centaury byli tylko w połowie ludźmi i podobnie jak Massageci pożerali swoich starców. Rzymscy autorzy konkludowali z przekonaniem, iż Hunowie byli albo potomkami prymitywnych ludów opisywanych przez poetę Wergilusza jako wyrastających z pni drzew, albo należeli do ludu Goga i Magoga ze Starego Testamentu. W rzeczywistości ludzie, których Rzymianie nazywali Hunami, byli mieszaniną plemion. Huński rdzeń wywodził się z terenów dzisiejszego Kazachstanu i składał się w głównej mierze z ludzi posługujących się językiem tureckim, ale częścią elity wojowników byli także członkowie innych grup pokonanych wcześniej przez Hunów, jak również najemnicy rekrutowani na obszarach imperium rzymskiego. Nadworny trefniś Hunów zabawiał później publikę, gaworząc, jak donoszą źródła, w mieszaninie języka Hunów, germańskiego narzecza Gotów i łaciny15.
Hunowie byli koczownikami i hodowcami bydła, ale potrzebowali osiadłych ludów zarówno jako źródła trybutu w złocie, jak i dostawców wyrobów gotowych, których im brakowało. Oczywistym celem była ludność zamieszkująca tereny na zachód od Donu. Od IV wieku Hunowie rozszerzali wpływy na terenach stepowych, na zachód od swych sadyb w Azji Środkowej. Zebrawszy po drodze sojuszników, w latach siedemdziesiątych III wieku najechali Gotów, lud germański, bliski językowo z plemionami Europy Środkowej. Podzieleni na pół tuzina odrębnych grup zasiedlali oni tereny na wschód od Karpat, obszar dzisiejszej Ukrainy. Plemiona Gotów żyjące na północ i zachód od Morza Czarnego stawiały Hunom zaciekły, ale daremny opór. Ich ostatni król na próżno poświęcił się w ofierze bogom dla dobra swego ludu. Gdy ostatnia (dosłownie) desperacka próba powstrzymania najeźdźców zawiodła, Goci zgromadzili się na brzegach Dunaju, gdzie dołączyły do nich inne plemiona uciekające przed Hunami.
W owym czasie imperium rzymskie było podzielone na pół, ze stolicami w Rzymie i Konstantynopolu (dzisiejszym Stambule). Ponieważ wtedy Bałkany na południe od dolnego biegu Dunaju należały do wschodniej części cesarstwa, uchodźcy zwrócili się do cesarza wschodu Walensa z prośbą o udzielenie im schronienia. Postrzegając ich w kontekście potencjalnego źródła uzupełnień dla armii, cesarz Walens zgodził się. Jednakże proces osiedlania Gotów okazał się fuszerką, a przybysze byli głodni i żądni zemsty. Walens usiłował skłonić ich do posłuszeństwa siłą, ale w 378 roku Goci unicestwili jego armię pod Adrianopolem. Cesarz albo poległ w walce, albo spłonął żywcem w chacie, w której nabierał sił po opatrzeniu ran. W następstwie zwycięstwa Goci tak dokładnie splądrowali Bałkany, że – jak podają rzymskie źródła – nie pozostało tam nic poza horyzontem.
W 382 roku następca Walensa Teodozjusz zawarł traktat z przywódcami Gotów. Teodozjusz reklamował go jako instrument, dzięki któremu „cały lud Gotów wraz z jego królem poddał się Rzymianom”, ale pakt w rzeczywistości nim nie był. Pozwalał Gotom na wkroczenie na tereny imperium i zwalniał ich z płacenia podatków, nadawał im ziemię pod uprawę, zezwalał na kontynuację rządów ich własnych książąt i gwarantował wypłatę corocznego haraczu. Chociaż oczekiwano, że Goci będą służyć w armii rzymskiej, robili to pod bezpośrednim dowództwem własnych wodzów. Nic więc dziwnego, że kiedy nowe watahy wkraczały do imperium rzymskiego, domagały się równie szerokich praw. Punktem kulminacyjnym był 31 grudnia 406 roku, gdy mieszane zastępy Germanów, Sarmatów i dawnych sojuszników Hunów przekroczyły Ren w Moguncji i posunęły się w głąb rzymskiej Galii. Cztery lata później wojskowa konfederacja gockich plemion, zwana Wizygotami, zdobyła i splądrowała Rzym16.
Ze swych obozowisk na Nizinie Węgierskiej grupy Hunów kontynuowały wypady do Włoch i na Bałkany oraz nękanie germańskich plemion, które spychały za linię granicy, jednocześnie oferując swe usługi jako sojusznicy Rzymu. Szczególnie głośnym przypadkiem było wynajęcie przez rzymskiego dowódcę Aeliusa wodza Hunów zwanego Rugilą po to, by zgnieść Burgundów, germańskie plemię osiadłe na ziemiach na zachód od Renu, w okolicach Wormacji. Masakra Burgundów dokonana przez Rugilę w 437 roku była tak kompletna, że przeszła do legendy jako mrożący krew w żyłach przykład okrucieństwa Hunów i ich gotowości do wyniszczania całych narodów17.
Jednak Hunów nie zadowalała rola rzymskich strażników. W latach czterdziestych V wieku zwierzchnictwo nad nimi przeszło w ręce krewniaka Rugili, Attyli, który zespolił Hunów i ich sojuszników w lojalną sobie konfederację, karząc niewiernych ukrzyżowaniem, a wiarołomne plemiona – unicestwieniem. Przywództwo Hunów zwyczajowo dzielili między siebie rodzeni bracia, lecz Attyla nie chciał o tym słyszeć – w 445 roku zamordował swojego starszego brata i współwładcę, po czym objął niepodzielną władzę. Zachował się jego opis z epoki: „Wzrostem niewysoki, o szerokiej klatce piersiowej i dużej głowie; oczy miał małe, brodę rzadką i przyprószoną siwizną; miał też płaski nos i śniadą skórę świadczącą o jego pochodzeniu”. Późniejsze przekazy obdarzą go głową psa i opiszą jego ojca jako charta, tym samym łącząc go z legendą psiogłowców ze wschodu18.
Przez pierwsze kilka lat swych samodzielnych rządów Attyla był aktywny głównie nad granicznym Dunajem, prowadząc terrorystyczne najazdy, których celem było wymuszenie haraczu od cesarzy wschodniorzymskich. Jednak około 450 roku zwrócił uwagę na zachód. Za kulisami prowadził negocjacje z Honorią, przebiegłą siostrą zachodniego cesarza Walentyniana III, która rozbudziła w nim ambicję zastąpienia Aecjusza w roli dowódcy wojskowego na zachodzie lub nawet zastąpienia samego cesarza poprzez nieprawdopodobne małżeństwo z nią samą. Dla Attyli obie strategie miały taki sam sens – nie napierać dłużej na imperium od zewnątrz, lecz całkowicie je przejąć.
Attyla rozpoczął swoją kampanię na początku 451 roku, kiedy to (według ówczesnego opisu) „nagle świat barbarzyński, rozerwany potężnym wstrząsem, przelał się całą północą do Galii”, po czym spłynął do Włoch. W owym czasie liczebność armii Attyli oceniano na pół miliona ludzi – liczbę mało prawdopodobną, niemniej jednak świadczącą o panice, jaką wywołała. Tak czy inaczej, złożona z masy germańskich plemion z pewnością była liczna. Wśród nich były pozostałości gockich plemion, obecnie połączonych w tak zwanych Ostrogotów przez potomka gockiego króla, który zginął z własnej ręki osiemdziesiąt lat wcześniej. Były również obecne odłamy Franków, których wodzowie ostatecznie odziedziczyli władzę Hunów w pokaźnej części Europy Środkowej19.
Finał nadszedł szybko. Być może pod koniec 452 roku Attyla spotkał się z papieżem Leonem I, ale jest mało prawdopodobne, by święty biskup Rzymu przekonał go, aby został człowiekiem pokoju. Do wycofania się Attylę zmusiło coś bardziej przyziemnego – brak paszy dla jego koni spowodowany gorącym latem. Attyla wrócił do swojej siedziby na Nizinie Węgierskiej, a rok później zmarł, uduszony we śnie przez krwotok z nosa. Jego synowie wiedli spory o dziedzictwo, co skutkowało wojną domową, podczas której hegemonia Hunów zarówno w Europie, jak i na czarnomorskich stepach uległa załamaniu. Współcześni historycy często wyolbrzymiają potęgę Hunów i określają ich imperium mianem państwa, ale nie była to tego rodzaju forma organizacji, raczej – luźne zbiorowisko huńskich, germańskich i gockich plemion utrzymywanych razem przez bezwzględnego i pełnego ambicji władcę. Gdy tylko go zabrakło, wszystko się rozpadło20.
Mimo to Hunowie przemodelowali Europę Środkową. Łamiąc jego potęgę, zmusili Rzym do opuszczenia środkowoeuropejskich prowincji na terenie dzisiejszych Niemiec, Austrii i Węgier. Pod wpływem działań Hunów plemiona germańskie zajęły miejsce Rzymu w południowej i zachodniej części Europy Środkowej. Podczas gdy przywódcy nowo przybyłych nakładali własne podatki, dzielili ziemię między swych popleczników i wywłaszczali prowincjonalną rzymską arystokrację, kurczyły się znamiona cywilizacji. Miejsce wiejskich willi zajęły warowne obozowiska i ufortyfikowane wzgórza, a wielkie rolnicze majątki popadły w ruinę. Jak ubolewał jeden z ówczesnych Rzymian, „zniknęły stada, zniknęły nasiona owoców, nie ma miejsca dla winorośli ani drzew oliwnych; niszczycielski ogień i deszcz zabrały nawet budynki gospodarstw”. Na północ od Alp bieżąca ciepła woda jako udogodnienie dla gospodarstw domowych zniknęła na tysiąc lat. Dziedzictwem Hunów było również kulturowe i ekonomiczne zubożenie wielkich połaci Europy Środkowej21.
W następstwie dzieła zniszczenia dokonanego przez Hunów gockie plemiona wdarły się do zachodniej części imperium rzymskiego, wykrawając własne królestwa. I tak Wizygoci opanowali południową Francję, a później Hiszpanię, zaś Ostrogoci przejęli Włochy. Z czasem ulegli językowej akulturacji i oparte na łacinie języki romańskie w większości zdominowały rejony, które później stały się Francją, Hiszpanią i Włochami. Jednak w Europie Środkowej, gdzie osadnictwo germańskie było gęstsze, łacina została wyparta i region stał się w większości germańskojęzyczny. Tym samym Ren, niegdysiejsza granica Rzymu, rozdzielił dwie rodzące się strefy językowe, z mówiącymi po germańsku na wschodzie i posługującymi się językami romańskimi na zachodzie. Jeśli chodzi o zachodnią część cesarstwa rzymskiego, to przestała ona istnieć w 476 roku, kiedy to ostatni cesarz abdykował w zamian za rentę od senatu rzymskiego oraz pałac w Neapolu.
Po V wieku pierwotnie germańskojęzyczni Frankowie, którzy wcześniej osiedlili się w północnej Francji, rozszerzyli swoje wpływy na starą rzymską prowincję Galii i przesunęli się na wschód, za Ren. Od VII wieku sąsiadowali w Europie Środkowej z plemionami słowiańskimi. Narodziła się nowa Europa Środkowa pod przewodnictwem Franków, która była zróżnicowana językowo – obejmowała zarówno ludność mówiącą w narzeczach germańskich, jak i słowiańskich. Dołączyli do nich Węgrzy ze swym niespokrewnionym językiem, którzy przybyli na teren Karpat pod koniec IX wieku. Z czasem Frankowie, Niemcy, Słowianie i Węgrzy przyjęli wspólny kodeks kulturowy, w którym królewskość, katolickie chrześcijaństwo, prawo, rycerstwo i rycerskość były tożsame.
Co ciekawe, ów kodeks był również przesiąknięty pamięcią o Hunach. Wspólna tradycja literacka łączyła różne ludy Europy Środkowej patrzące w przeszłość na inwazję Hunów jako definiujący moment ich rozwoju. Greccy i rzymscy pisarze wykreowali Hunów jako złoczyńców, a najwcześniejsze relacje chrześcijańskie czyniły podobnie, mnożąc męczenników, o których śmierć obwiniano Hunów. Jednak w Europie Środkowej funkcjonowała odmienna dynamika. Wiele germańskich plemion walczyło tam po stronie Attyli, a ich potomkowie kultywowali romantyczne opowieści o przewagach Hunów i czynach dokonanych w ich służbie. Legendy obrały za temat ostatnie dni dworu Burgundów w Wormacji, zanim został on zniszczony przez Hunów w 437 roku, i opowiadały o pałacowych intrygach w stolicy Hunów Ostrzyhomiu (Esztergom na Węgrzech), gdzie Attyla sprawował władzę pod imieniem Etzel wraz z ostrogockim władcą Teodorykiem (Dietrichem).
Na te historyczne fragmenty nakładały się inne opowieści – o czynach legendarnego Zygfryda i jego zabójstwie oraz o zemście uknutej przez jego burgundzką wdowę Krymhildę, która została fikcyjną żoną Attyli. Przekazywane w pieśniach i podaniach ustnych owe opowieści połączyły się później w epicki poemat znany jako Pieśń o Nibelungach lub Nibelungenlied. Liczący ponad dwa tysiące wersów utwór osiągnął ostateczną formę dopiero w XIII wieku dzięki nieznanemu poecie z Pasawy w Bawarii. Nibelungenlied to tragedia opowiadająca o skutkach zdrady, zazdrości i żalu, a także opisująca karły pilnujące skarbów, płaszcze niewidzialności, polowania na smoki i magiczne pierścienie, które zamieniają ludzi w pył.
Wątki, które złożyły się na finalną formę Pieśni o Nibelungach, zostały również wplecione do późniejszych czeskich i polskich zapisów (często poprzez równoległą Legendę o Walgierzu), z których część świadomie wzorowała się na epickiej formie Nibelungenlied. I znowu wiele z tych wątków wysławiało czyny Hunów i opisywało heroiczne zmagania pomiędzy nimi i ich rzymskimi adwersarzami. Inne całkowicie przekształcają epizody, zmieniając lokalizację i aktorów, aby dopasować się do własnych odbiorców, jednocześnie zachowując zarys fabuły – na przykład w wersjach tyrolskich tłem były góry, a wersje styryjskie dodawały przodków sprawującego władzę rodu książęcego w dzisiejszej Austrii. Wspomnienie Hunów przyczyniło się także do powstania przekazów o pochodzeniu Węgrów, w których Hunowie stali się ich protoplastami (pomogło tu podobieństwo nazewnictwa), a Attyla został przodkiem węgierskiego rodu panującego. Pamięć o Hunach i ich imperium zakorzeniła się w pierwszych legendach Europy Środkowej22.
Pieśń o Nibelungach była również typowa dla szerszego gatunku literackiego w Europie – metafory rycerskich czynów i zemsty, szlachetnych ideałów idących w parze z wojennym wigorem i konfliktów lojalności wobec więzów krwi i władcy są wspólne dla francuskich eposów, skandynawskich sag oraz hiszpańskich i prowansalskich ballad. Podobnie jest z rycerzami poszukującymi miłości, rytualnymi wizytami z wymianą podarków oraz wizerunkami znękanych władców (Attyla-Etzel w Nibelungenlied, król Artur w legendach arturiańskich, król Marek w legendzie Tristan i Izolda itd.). Poprzez przyjęcie Pieśni o Nibelungach i przerobienie jej treści nowo powstałe społeczności Europy Środkowej pokazały również, iż stały się częścią większej wspólnoty kulturowej mającej jednoznacznie chrześcijański charakter. Jednak to, w jaki sposób owe społeczności w ogóle stały się chrześcijańskie i jakie rodzaje chrześcijaństwa przyjęły, jest już tematem kolejnych rozdziałów.
Rozdział 2
Frankowie i Karol Wielki: widok znad Jeziora Bodeńskiego
Rzymskie chrześcijaństwo nie traktowało nawróceń poważnie.
Chrześcijaństwo było religią miast i rezydencji, ale misjonarze nie spieszyli się z ewangelizacją prowincji. Te same uprzedzenia cechowały biskupów i papieży w ich kontaktach z germańskimi plemionami. Duchownych wysyłano dopiero, gdy plemię czy władca już się nawrócili. Skutek był taki, iż tereny byłego imperium rzymskiego zamieszkałe przez Germanów albo pozostawały pogańskie, albo wyznawały heretycką formę chrześcijaństwa zwaną arianizmem. Nazwany tak na cześć teologa z początku IV wieku Ariusza (a więc niemający nic wspólnego z aryjską teorią rasową), arianizm odrzucał ideę, iż Chrystus był jednym bytem z wiecznym Bogiem, argumentując natomiast, że Bóg stworzył Chrystusa, a więc „był czas, kiedy Chrystusa nie było”. Arianie odrzucili Trójcę Świętą, proponując w zamian hierarchię z Bogiem na szczycie, za którym następował stworzony Chrystus oraz anioł, który oznaczał Ducha Świętego23.
Konflikt pomiędzy chrześcijanami i arianami był zaciekły i gwałtowny, a ariańskie pospólstwo szalało w rzymskich miastach. Jednak pomijając jego pozorne zapomnienie, arianizm był najwcześniejszą chrześcijańską religią Europy Środkowej, przyjętą w IV i V wieku przez większość Gotów i wiele plemion germańskich. Jedynie Frankowie, Fryzowie i Sasi, których wodzowie trzymali się pogaństwa, pozostawali poza obrębem arianizmu. Atrakcyjność tej doktryny polegała na tym, że nabożeństwa odprawiano w języku narodowym, a nie w łacinie preferowanej przez katolickich księży. Pierwszy przekład Nowego Testamentu i części Starego Testamentu na germański gocki został dokonany przez ariańskiego biskupa Wulfillę (Małego Wilka) w połowie IV wieku, w stworzonym przez niego alfabecie. Co ważne, idea istnienia niebiańskiej hierarchii pasowała do starszych pogańskich wierzeń, według których bogów było wielu, ale z bogiem wyższym na szczycie24.
Początkowo Frankowie składali się z kilku plemion żyjących w pobliżu środkowego i dolnego biegu Renu, po obu stronach rzymskiej granicy. Ich pierwszym królem, o którym mamy konkretną wiedzę, był Childeryk (zmarł w 481 roku), należący do linii tzw. władców merowińskich, nazwanych tak na cześć potomstwa węża morskiego. Jego niezwykły grobowiec w Tournai jest dowodem jego podwójnej roli: przywódcy plemiennego i rzymskiego administratora, bowiem Childeryka pochowano z długimi do ramion włosami, będącymi wyróżnikiem frankijskiej rodziny królewskiej, odciętą głową jego konia, płaszczem zdobionym trzystoma złotymi pszczołami i podarunkami, które mogły pochodzić jedynie od wschodniorzymskiego cesarza w Konstantynopolu. Pod rządami syna Childeryka, Chlodwiga lub Clovisa (żył w latach 466–511), Frankowie rozprzestrzenili się z północnego zachodu i opanowali większość starej rzymskiej prowincji Galii, podbijając jednocześnie tereny między górnym Renem a Dunajem.
Katolickie chrześcijaństwo miało to szczęście, że około 496 roku Clovis nawrócił się z pogaństwa na katolicyzm, po czym, jak się podkreśla, wielu jego czołowych wielmożów również przyjęło nową wiarę. Clovis został katolikiem pod wpływem swej przebiegłej żony, która już była wyznawczynią tej wiary, oraz dlatego, że jej Bóg pomógł mu w bitwie. Nawrócenie miało jednak również sens polityczny, gdyż znaczna część zromanizowanej ludności Galii była już katolikami lub wyznawała mieszankę katolicyzmu i rzymskich kultów pogańskich. Clovis był pierwszym władcą germańskim, który przyjął wiarę Rzymu, za co cesarz wschodniorzymski nagrodził go godnością konsula, choć tytuł ten nie był znaczący. Pomimo świeżości nawrócenia Clovis uważał się za kapłana Bożego. Taka rola uzasadniała jego wojny z poganami i arianami oraz sankcjonowała jego podboje. Mimo to tempo nawróceń na frankijskiej prowincji było powolne. Kontynuowano inne praktyki, w tym, na co uskarżał się jeden z kodeksów prawnych z VI wieku, „noce spędzane w Boże Narodzenie i w okresie wielkanocnym na pijaństwie, błazenadzie i śpiewie”, ale również składanie ofiar z ludzi i czczenie wizerunku Chrystusa z wydłużonym fallusem. Praca misyjna nie pociągała frankijskich biskupów. Trzymali się swoich diecezji, pielęgnując kult lokalnych świętych i pisząc przepełnione troską kazania przeciwko arianizmowi i innym rodzajom nieprawowierności. Podboje Franków na wschód od Renu nie szły w parze z nawracaniem ludności z pogaństwa czy też ich wodzów z arianizmu25. Pomoc przyszła z nietypowej strony. Wyspa Irlandia, czyli Hibernia, nigdy nie była częścią imperium rzymskiego, jednak gorliwy kler, działający w dużej mierze niezależnie od Rzymu i Kościoła katolickiego, zaszczepił tam chrześcijaństwo. Ponieważ Hibernia nie miała miast, trudno było narzucić sieć biskupstw opartą na ośrodkach miejskich – ich miejsce zajęły klasztory. I tak gdy mnisi w innych częściach Europy stronili od świata zewnętrznego, ich irlandzcy bracia aktywnie go poszukiwali, czyniąc z powszechnego nawracania swoje powołanie i, wedle jednego z ówczesnych wersów barda, podróżowali „na wschód, w stronę Drzewa Słońca, ku rozległemu odległemu morzu”. W ostatnich dekadach VI wieku irlandzcy mnisi zakładali klasztory na kontynencie i inspirowali nowe pokolenie misjonarzy, którzy zapuszczali się na tereny dzisiejszych południowych Niemiec. Wśród nich był wojowniczy święty Kolumban (540–615), z dzisiejszego Leinster w Irlandii, któremu anioł ukazał mapę świata i objaśnił, iż jego nawrócenie jest powołaniem świętego26.
Obecnie położone w Szwajcarii opactwo Sankt Gallen, w pobliżu Jeziora Bodeńskiego, ma początki w życiu świętego Gawła, naśladowcy świętego Kolumbana. Około 610 roku Kolumban podróżował ze swą świtą do Bobbio w północnych Włoszech, aby nauczać tam ariańskich Lombardów. Gaweł zachorował, zatem Kolumban polecił mu, aby pozostał nad Jeziorem Bodeńskim i dawał przykład pobożności. Gaweł zamieszkał w kolibie nad wodospadem, skąd wyruszał, aby głosić kazania pobliskiemu germańskiemu plemieniu Alemanów. Wokół pustelni mnicha wyrosła niewielka wspólnota religijna, która funkcjonowała również po jego śmierci około 650 roku. W ciągu następnych dwóch stuleci samotnia stała się kaplicą, a następnie trójnawową świątynią opactwa, ostatecznie zaś – kompleksem klasztornym z dormitoriami, szkołą i szpitalem, kuchniami i ogrodami, skryptorium do kopiowania manuskryptów oraz biblioteką rękopisów, która w IX wieku liczyła blisko czterysta ksiąg, co czyniło ją jedną z największych w Europie.
Sankt Gallen był jednym z wielu przygranicznych klasztorów założonych w tradycji irlandzkiej, które poniosły chrześcijaństwo do Europy Środkowej. Mnisi byli zdyscyplinowani, śmiali i nie nosili tonsur. Zamiast tego golili przednią część głowy, a z tyłu pozwalali włosom rosnąć na podobieństwo grzywy. Często też tatuowali sobie powieki – było to bolesne doświadczenie, ale o to właśnie chodziło. Za wzór stawiali sobie nie tylko Kolumbana, Gawła oraz Kiliana, zmarłego śmiercią męczeńską w Würzburgu w 689 roku, ale również bardziej odległych świętych, mężczyzn i kobiety, czczonych w Irlandii i na wyspie Iona, na szkockich Hebrydach. Pomimo zburzenia irlandzkiego monastycyzmu przez skandynawskich wikingów w IX wieku Irlandia zachowała w niemieckiej tradycji ustnej bajeczną reputację ojczyzny smoków, niebezpiecznych eliksirów miłosnych i królowych czyniących cuda.
Mnisi zaprawieni w irlandzkiej tradycji byli szturmowymi oddziałami merowińskiego chrześcijaństwa, ale po Clovisie ich władcy zyskali kiepską reputację. Bez wątpienia niektórzy z nich pasowali do opisu jednego z nowożytnych historyków określających ich jako władców, którzy „nie wykonywali żadnych posług […], będąc całkowicie niezdolnymi do zorganizowania czegokolwiek […], podejrzliwymi, okrutnymi, kapryśnymi i samolubnymi despotami”. A jednak owi władcy wykorzystywali rzymskie fundamenty, spajając germańskie praktyki, takie jak krwawa zemsta za zabójstwo krewnego, z sądami i kodeksami prawnymi, które powielały przykład Rzymu. Mieli skuteczny system podatkowy i biegłą w sztuce pisania i czytania biurokrację. Czytać potrafili nawet królowie, a jeden z nich, choć kiepsko, pisywał po łacinie poezję. I jak nie byliby śmieszni, władcy frankijscy postrzegali siebie jako spadkobierców Rzymian, posuwając się wręcz do wznoszenia amfiteatrów, przewodniczenia tłumnym „spektaklom” (zwykle wyścigom konnym rozgrywanym na okrągłym torze) oraz powiększania listy własnych przodków o rzymskie bóstwa27.
Ponadto istniało też kilka problemów. Po pierwsze, merowińska linia królów była osłabiona przez podzielne dziedziczenie, co oznaczało, że synowie dzielili królestwo między siebie po śmierci ojca, zaś władcy jeszcze bardziej osłabiali swoją władzę, przekazując prawo do nakładania podatków prywatnym panom, głównie z kręgu kościelnego. Po drugie, merowińscy monarchowie byli uważani za istoty święte do tego stopnia, że dodawali pasma swych włosów do wosku pieczęci, co nadawało ich rozkazom niemal magiczną moc. W związku z tym funkcjonowali z dala od codziennej rutyny sprawowania władzy, powierzając kwestie rządowe i wojenne majordomowi lub „zarządcom dworu i dóbr”. Od VII wieku urząd zarządcy stał się dziedziczny. Historycy określają dynastię urzędników królewskich Karolingami – nazwa nawiązuje do watażki i zarządcy Karolusa, znanego również jako Karol Młot lub Karl Martell (żyjącego ok. 688–741). Karolińscy majordomowie kawałek po kawałeczku przejmowali władzę królewską.
Wszystko to obserwowano z Sankt Gallen. Mnisi sporządzali kroniki, w których rok po roku zapisywali ważne wydarzenia. Imiona królów ledwie się w nich pojawiają. Zamiast nich wyliczane są zasługi majordomów – Karola Młota wojującego z Fryzami nad Morzem Północnym, odpierającego ataki Arabów z Hiszpanii przez Pireneje i rozszerzającego frankijskie wpływy w kierunku wschodnim. Następnie opowiadają o starszym synu Karola i jego następcy w roli zarządcy Karlomanie, który wznowił wojnę z Alemanami i w 747 roku udał się do Rzymu, aby zostać mnichem. Potem kronikarze opisują Pepina, brata Karlomana i jego następcę w roli majordoma. Jednak w krótkim wpisie, liczącym zaledwie cztery słowa, roczniki Sankt Gallen odnotowały nagłą zmianę jego rangi. Przy adnotacji z 751 roku klasztorny skryba zapisał: „Pepin został królem” (Pippinus in regem elevatur)28.
Tym, co opisują kroniki Sankt Gallen, jest zamach stanu. Przez dwa stulecia majordomowie poczynali sobie jak faktyczni władcy i teraz zarządca przejął urząd królewski. Pepin uzasadnił swoje przejęcie królestwa tym, że „lepiej było zwać królem tego, kto miał władzę królewską, niż tego, kto jej nie miał”. Zmiana nastąpiła bez wysiłku, a zdetronizowanego monarchę pozbawiono długich włosów i odesłano do klasztoru wozem zaprzęgniętym w woły. Celem wzmocnienia nowego tytułu Pepin kazał się konsekrować na króla najpierw przez arcybiskupa Moguncji, a następnie przez papieża, który w 754 roku udał się w podróż przez Alpy, aby dokonać tego obrzędu. Był to jeden z pierwszych przypadków namaszczenia europejskiego władcy świętym olejem. Ceremonia ta, nawiązująca do Starego Testamentu, umiejscawiała Pepina w tej samej tradycji co biblijnego Dawida, którego prorok Samuel namaścił na monarchę w miejsce króla Saula29.
Królowie Merowingów rozszerzyli swoje panowanie na wschód, za Ren, ale nie skonsolidowali tam swej władzy, traktując lokalne plemiona Alemanów i Turyngów bardziej jako dostawców trybutu niż jako poddanych, którymi można rządzić. Pod rządami Karola Młota polityka uległa zmianie, a lokalni germańscy wodzowie zostali podporządkowani frankijskim naczelnikom. Frankijscy osadnicy również wypełnili nową przestrzeń, podzieloną na dzielnice, dając nazwę Frankonii regionowi wokół zbiegu Renu i Menu. Nowe rządy narzucono bezwzględnie. Gdy w roku 746 zbuntowali się Alemanowie, poprzednik Pepina, majordom Karloman, zawlókł ich przywódców przed oblicze sądu i skazał na śmierć. Skala owej rzezi, która mogła obejmować kilka tysięcy ludzi, nawet w tamtych czasach uchodziła za wielką i być może skłoniła Karlomana do podjęcia decyzji o przywdzianiu habitu mnicha30.
Fala frankijskiej potęgi płynąca na wschód przez Ren została uchwycona w najwcześniejszych annałach Sankt Gallen. W miarę jak rosła renoma mnichów, świeccy przekazywali klasztorowi ziemię, tak że wkrótce Sankt Gallen władało licznymi posiadłościami na terenie dzisiejszych południowych Niemiec i Szwajcarii. Jednakże ziemia była podatna na rabunek. Aby zniechęcić do grabieży, pierwsze dokumenty przekazujące posiadłości w ręce Sankt Gallen, które mnisi pisali w imieniu darczyńcy, zawierały klauzule mówiące o tym, iż Bóg zemści się na każdym, kto spróbuje obedrzeć klasztor z jego ziemi. Jednak w ciągu VIII wieku rodzaj zagrożenia uległ zmianie. Pojawiły się nowe kary finansowe, płatne na rzecz królewskiego skarbca za naruszenie pokoju, więc złoczyńcy musieli się już liczyć nie tylko z zemstą Boga, ale również z gniewem monarchy31.
Ochronny uścisk karolińskiej władzy miał swoją cenę. Karol Młot i jego następcy zachowywali ostrożność wobec irlandzkiego monastycyzmu, ponieważ bez nadzoru biskupów mnisi mieli tendencję do przyjmowania nietypowych, a wręcz perwersyjnych schematów wiary. Bywało, iż skarżono się, że nieprawidłowo interpretowali Biblię, zezwalali na poligamię, odrzucali nauczanie ojców Kościoła i (co najgorsze) obchodzili Wielkanoc w niewłaściwym dniu, kierując się kalendarzem żydowskim. Ich traktowanie nieetatowych żeńskich statystów również bywało perwersyjne. Kobiety zamknięte w celach z małym włazem, przez który można było podawać jedzenie, często popadały w obłęd i wówczas mnisi starannie analizowali ich szaleństwo jako formę boskich wizji.
Pod kierownictwem świętego Bonifacego, energicznego arcybiskupa Moguncji (urzędującego w latach 745–754), zadanie ewangelizacji zostało odebrane klasztorom i przekazane w ręce biskupów. Odtąd mnisi zostali zwolnieni z wszelkich obowiązków duszpasterskich poza murami klasztoru i kazano im poświęcić się modlitwie. W ślad za tym frankijscy oficjele przekazali część posiadłości Sankt Gallen pobliskim biskupom Konstancji i Chur. Gdy opat Sankt Gallen zaprotestował, został aresztowany i zesłany na wyspę na Jeziorze Bodeńskim, gdzie wkrótce zmarł (w 747 roku). Minęło ponad sto lat, zanim posiadłości zostały zwrócone.
Król Pepin zmarł w 768 roku, a następcami zostali jego dwaj synowie, którzy podzielili między siebie królestwo Franków. Starszy Karol niemal od początku nazywany był Magnusem lub Wielkim, gdyż była to część królewskiego szyku i to właśnie w takiej umownej formie był później znany jako Karol Wielki (Charlemagne). Natychmiast zakwestionował on prawa brata i dopiero wczesna śmierć tego drugiego w 771 roku zapobiegła ich starciu. Przez ponad trzydzieści lat Karol Wielki niemal bez przerwy prowadził wojny – w południowej Francji, wzdłuż Pirenejów, w Europie Środkowej i na południe od Alp, gdzie w 774 roku koronował się na króla Włoch. Wszystkie te miejsca były tradycyjnymi celami ekspansji Franków, jednak skala interwencji Karola Wielkiego, jego sukcesy w bitwach, podwojenie wielkości królestwa Franków do miliona kilometrów kwadratowych oraz bezwzględna determinacja wyróżniają go (w ocenie jednego z historyków) jako militarnego geniusza, niemal niemającego odpowiednika w historii Europy32.
Część sukcesu Karola Wielkiego polegała na przerażeniu, które wzbudzał. Gdy pokrzyżowano mu plany, Karol Wielki bywał brutalny. W swojej długiej wojnie z Sasami na wschód od Renu deportował znaczną część miejscowej ludności, zniewolił kobiety i dzieci, a także wymordował przywódców Sasów w krwawej rzezi, która jakoby pochłonęła cztery i pół tysiąca ofiar. Misjonarze, którzy przybyli w ślad za tą masakrą, przynieśli ostrzeżenie – albo się nawrócić, albo stawić czoła Karolowi Wielkiemu, „który najedzie wasze ziemie, splądruje je i spustoszy, wykrwawi was w boju, uczyni z was uchodźców, odbierze wasze włości lub was zabije, odda wasze dobra, komu zechce, wy zaś będziecie jego niewolnikami”. W pełni oddany wojnie Karol Wielki był pierwszym europejskim władcą, który użył słonia bojowego. Nieszczęsne zwierzę, pierwotnie dar kalifa Bagdadu, padło w 804 roku, podczas wyprawy swego właściciela przeciwko Danom33.
Jednak za terrorem szła organizacja. W języku tamtych czasów Karol Wielki był nie tylko wojownikiem (bellator), ale i dowódcą (imperator). Kazał sobie czytać rzymskie podręczniki wojskowe, nakazywał kreślenie map i tras przemarszu, organizował składy zaopatrzenia i mosty pontonowe oraz instruował swych generałów, aby posługiwali się słońcem i gwiazdami do wyznaczania szerokości geograficznej. Dla wykonania manewru okrążającego był w stanie pokonać setki kilometrów wrogiego terenu. Wszystko to podtrzymywały rejestry – podatników, świętych, których imiona można było przywołać w bitwie, oraz książąt i komisarzy (missi dominici), którzy byli wykonawcami jego woli na frankijskich ziemiach. Sto dwadzieścia pałaców, każdy z wielką salą i kościołem, stanowiło ekonomiczny kręgosłup jego rządów, ponieważ wioski przylegające do każdego pałacu utrzymywały pozostający w ruchu dwór, domowników i zbrojny orszak króla. Ich zawartość również była spisana – ilu chłopów, koni i kóz posiadały. Karol Wielki wymagał również praworządności. O ile prawa wszystkich królów Merowingów liczą w standardowym wydaniu zaledwie dwadzieścia pięć stron tekstu, prawa Karola Wielkiego zajmują kilkaset.
Karol Wielki nigdy nie opanował sztuki pisania. Mówi się, iż trzymał pod swoim tronem woskową tabliczkę i rylec i że w wolnych chwilach podejmował żmudne wysiłki pisania listów, ale zadanie to było ponad jego siły (reumatyzm na pewno mu w tym nie pomagał). Mimo to kazał sobie czytać książki na głos, zaś jego sekretarze często zapisywali na marginesach czynione przezeń uwagi na temat poezji i filozofii. Jego oficerowie również składali mu meldunki bezpośrednio i przetrwały niektóre z jego upomnień, które do nich kierował – „Tego sobie życzymy”, „Macie czynić to, co nakazuje prawo”, a nawet „Mówiliśmy wam to już wcześniej własnymi ustami, a wy nigdy nie zrozumieliście”. Tworzenie list wpisywało się w literacki styl, znany wówczas jako congeries, polegający na spiętrzeniu słów i fraz, a nadworni poeci Karola Wielkiego nigdy nie przestawali być pilni w wyliczaniu cnót i bohaterów, z którymi można by go zrównać. Wedle słów jego głównego uczonego Alkuina z Yorku Karol Wielki był „złotą iluminacją tego świata, solą ziemi, bezpieczną przystanią, chwałą Kościoła i koroną lśniącą klejnotami”34.
Europa Środkowa była głównym obszarem ekspansji Karola Wielkiego. Chociaż Frankowie wyeliminowali arianizm, obszar ten w znacznej części nadal pozostawał pogański, zatem Karol Wielki uważał za swój chrześcijański obowiązek sprowadzenie jego mieszkańców na łono wiary poprzez podbój. Ekspansja na wschód była również koniecznością strategiczną. Podczas rządów Karola Wielkiego środek ciężkości królestwa Franków przesunął się z centralnej części dzisiejszej Francji w kierunku Renu i Mozeli, gdzie władca posiadał swoje największe pałace. Na północy zamieszkiwali jednak Sasi, którzy trzymali się pogaństwa i regularnie zakradali się na terytorium Franków, plądrując kościoły i podżegając do lokalnego oporu przeciwko frankijskiej władzy. Karol Wielki nie uchylał się od wyzwania.
W 771 roku złupił saską świątynię boga Wotana, wycinając święty gaj i wynosząc skarby z miejsca kultu. Odpowiedzią Sasów był natychmiastowy najazd na dolinę rzeki Eder, na północ od Frankfurtu. Dopiero nagłe przybycie aniołów zatrzymało postępy Sasów, ale w żaden sposób nie powstrzymało wojny, która ciągnęła się przez trzydzieści lat. Mimo to do 790 roku Frankowie Karola Wielkiego przesunęli granicę na wschód, aż do Łaby. W ślad za ich marszem pojawiły się kościoły, biskupstwa, pałace, poborcy podatkowi i brutalne prawa, które zabraniały kultu pogańskiego pod groźbą śmierci. Jednak w obliczu zwycięstwa Karol Wielki mógł sobie pozwolić na wielkoduszność. Jeśli sascy wodzowie nawrócili się na chrześcijaństwo, Karol darował im życie, a nawet przywracał ich do władzy, ale wyłącznie w roli swych sług i z ich dziećmi w charakterze zakładników.
Wszystko to obserwowali mnisi z Sankt Gallen i pokrewnych klasztorów w południowych Niemczech. W swoich kronikach i historiach odnotowywali triumfy Karola Wielkiego nie tylko w walce z Sasami, ale także z nieprzyjaciółmi bliżej domu – Bawarczykami, których książęta, niegdyś podlegli Merowingom, wybili się na niepodległość, Wenedami, często walczącymi u boku Sasów, oraz koczowniczymi Awarami, którzy zamieszkiwali w dzisiejszej wschodniej Austrii i Węgrzech. Mnisi pisali zapamiętale, bowiem ambicje i działania militarne Karola Wielkiego były faktycznie zdumiewające. I tak na przykład:
797: Karol Wielki ponownie zjawił się w Saksonii, gdzie przeciągnął statki lądem i spuścił je na wodę oraz pobudował zamek, co w dużym stopniu osaczyło Sasów. Posłał także swojego syna Pepina przeciwko Awarom, a drugiego syna Ludwika do Hiszpanii. Sam zaś udał się do Akwizgranu i ponownie do Saksonii, gdzie spędził zimę.
Trzy lata po staccato wyliczonych kampanii nastąpiła skąpa wzmianka, która odnotowuje punkt zwrotny w historii Europy: „800: Karol Wielki sprawował sądy w Moguncji, skąd udał się do Włoch i przybył do Rzymu, gdzie został cesarzem”35.
Koronacji Karola Wielkiego na cesarza dokonał papież Leon III w Bazylice świętego Piotra w Rzymie, w dzień Bożego Narodzenia 800 roku. Możemy spokojnie pominąć komentarz najwcześniejszego biografa Karola Wielkiego, że koronacja była dla niego niemiłą niespodzianką, jak również spekulacje, że gdyby nie miał artretyzmu, mógłby w jakiś sposób uczynić unik przed papieżem, gdy ten nakładał mu diadem. Negocjacje w sprawie koronacji trwały już od kilku lat, a Karol Wielki na uroczystość w Bazylice świętego Piotra zabrał swoje córki.
Otwarcie mówiąc, koronacja oznaczała jednak dla ówczesnych ludzi różne rzeczy. Dla papieża – mianowanie nowego protektora, w czym pomocny był fakt, iż niedawno żołnierze Karola Wielkiego uratowali niepopularnego wikariusza Chrystusa przed mściwym tłumem w Rzymie. Dla czołowego bizantyjskiego komentatora tamtych czasów, który postrzegał bizantyjskiego cesarza jako prawdziwego następcę Rzymu, koronacja była absurdem, a ceremonia namaszczenia nowego cesarza została przeprowadzona tak nieudolnie, że jego szaty oblano olejem. Dla doradców Karola Wielkiego oznaczała odrodzenie imperium rzymskiego i stworzenie podwalin nowej chrześcijańskiej Europy pod przewodnictwem Franków – „odnowienie”, „ponowne stworzenie”, „przywrócenie” i „restaurowanie imperium rzymskiego” były określeniami, których skrybowie Karola Wielkiego używali w listach i na pieczęciach, aby opisać ciężar gatunkowy nowego tytułu ich władcy36.
Karol Wielki nigdy nie zdradził się ze swoimi przemyśleniami na ten temat. Niewątpliwie jednak jego poglądy dotyczące własnej królewskości musiały być wzniosłe, bowiem był pierwszym europejskim monarchą, który użył formuły Dei gratia (z łaski Boga) jako części swego królewskiego wizerunku. W poszukiwaniu inspiracji odwoływał się również do rzymskiej starożytności, zwożąc do Akwizgranu rzymskie kolumny i dzieła sztuki kamieniarskiej w celu wyposażenia swojego pałacu i de facto stolicy – pierwotnie został pochowany w marmurowym sarkofagu z II wieku, który zrządzeniem losu ozdobiony był płaskorzeźbą Plutona uprowadzającego Proserpinę. Poligonalna kaplica w Akwizgranie również wzorowana była na rzymskim projekcie. Imperium miało też sens – dzięki swym podbojom Karol Wielki stał się królem po trzykroć – królem Franków, królem Włoch i, choć nigdy nie został nań koronowany, królem Sasów. Urząd cesarski połączył odrębne królestwa Franków, Lombardów i Germanów w nową nadbudowę, na czele której stał supermonarcha z supertytułem37.
Reguły, rękopisy i rzymskość – trzy litery „R” uosabiały dziedzictwo kulturowe Karola Wielkiego, ale szerzone ono było nie tylko przez pałac w Akwizgranie oraz zastępy księży i doradców cesarza. Tak zwany renesans karoliński był policentryczny, a jego centra stanowiły klasztory. Sankt Gallen przodowało w kreowaniu praw – kreśląc wytyczne notacji muzycznych, edukacji młodzieży oraz gramatyki i pisma łacińskiego. Była to wspólnota władająca pismem i nalegająca, aby jej sprawy prowadzone były w formie pisemnej zgodnie z ustandaryzowanym formatem i aby wszystkie jej istotne zapisy były przechowywane w specjalnym archiwum z ponumerowanymi szufladami. Mnisi byli również liderami w zachowywaniu klasycznych tekstów rzymskich, kopiując i sprawdzając pod kątem błędów niektóre z najwcześniejszych wydań Cezara, Tacyta, Tytusa Liwiusza, Owidiusza i Horacego, a następnie składając gotowe prace w bibliotece klasztornej38.
Dworzanie Karola Wielkiego wychwalali go jako poetę-króla, drugiego Owidiusza, wzór pobożności i cnót moralnych, jednak władca nigdy nie sprostał wielkim wyobrażeniom, jakie narzucali mu inni. Mimo pokuty zalecanej za złamanie boskich nakazów utrzymywał konkubiny i nie uznawał ograniczeń w swoich podbojach seksualnych. Wydaje się, że nawet jego córki dzieliły z nim łoże i rodziły mu dzieci. Po jego śmierci niewielu go opłakiwało i znamy tylko jedną współczesną mu lamentację związaną z jego odejściem. Zamiast tego artyści słowa opowiadali o terrorze, jaki rozpętał, rozprawiali ze szczegółami o tym, jak to anioł wręczył kiedyś Karolowi Wielkiemu zwój, który zapowiadał jego skryte przypadłości, i mówili o wizjonerze, który widział cesarza cierpiącego w zaświatach, gdzie „jego części intymne wygryzało jakieś zwierzę”. Reputacja Karola Wielkiego uległa poprawie dopiero w późniejszym czasie, kiedy to publicyści uczynili zeń wzór cnót i zdolności wojskowych, przeciwstawiany niedostatkom jego poprzedników39.
Niezależnie od jego osobistych wad, to właśnie pod rządami Karola Wielkiego przywrócono w Europie Cesarstwo Rzymskie. Przez kolejne tysiąc lat na zachodzie funkcjonował rzymski cesarz, który rządził dużą częścią Europy Środkowej. W sukcesji zdarzały się przerwy i później do nazwy Cesarstwo Rzymskie dodany został tytuł „Święte”. Znaczenie słów „rzymski” oraz „imperium” zmieniało się wraz z upływem czasu, podobnie jak koronacja Karola Wielkiego różniła się w umysłach ówczesnych ludzi. Ponieważ idea imperium nigdy nie została zdefiniowana w momencie jego narodzin, późniejsze pokolenia mogły sobie pozwolić na naginanie jej znaczenia w celu dopasowania go do własnych fantazji i zamierzeń. Tak więc z czasem restaurowane Cesarstwo Rzymskie mogło oznaczać zjednoczoną chrześcijańską Europę, misję obrony Kościoła katolickiego i nawrócenia niewiernych, kamień milowy ku sądowi ostatecznemu, światowy plan podboju, przepis na poprowadzenie całej planety ku harmonijnej zgodności z łaską Bożą lub po prostu inny sposób na określenie Niemiec. Wszystkie te koncepcje znajdują swe wcielenie w tysiącleciu, które nastąpiło po koronacji Karola Wielkiego, a ich sceną była Europa Środkowa.
Rozdział 3
Awarowie i Słowianie: destrukcja i nawrócenie
Na zachód od Renu imperium Karola Wielkiego składało się w większości z germańskich plemion, które podbił albo on sam, albo jego frankijscy poprzednicy – z Alemanów w dzisiejszych południowo-zachodnich Niemczech, dzięki którym francuska nazwa Niemiec to Allemagne, na północ od nich Turyngów, Fryzów i Sasów oraz na wschodzie Bawarów. W pozostałych częściach Europy Środkowej wpływy frankijskie były mniej wyraźne i przejawiały się pośrednio poprzez ceremonie, kiedy to miejscowi wodzowie składali hołdy, pojawiając się na frankijskim dworze z darami i trybutem. Mimo to istnieją pewne ślady frankijskiego osadnictwa na terenach odległych od ośrodków władzy Franków. Bizantyjskie przekazy mówią o regionie przylegającym do dolnego Dunaju w dzisiejszej Serbii o nazwie Frankochorion, co wskazuje na jakąś formę obecności w okolicy, a wiemy też o konfrontacjach pomiędzy Frankami i Bułgarami niedaleko od zachodniego krańca Transylwanii40.
Na wschód od terenów objętych osadnictwem germańskim (oraz w miejscach, które się z nim pokrywały) zamieszkiwali Słowianie. Do VII wieku zajmowali oni rozległą przestrzeń między Bałtykiem a Morzem Egejskim, od dzisiejszego południowo-wschodniego krańca Danii po stepy, włączając większość Bałkanów. Pochodzenie Słowian jest zupełną zagadką, gdyż biegli w piśmie niewiele o nich wspominali aż do czasu, gdy pojawili się niemalże w całej Europie Środkowej i Wschodniej. Jedna z najwcześniejszych relacji (550 rok) opisuje ich jako „wielce ludnych” i zamieszkujących „ogromny obszar ziemi” w dzisiejszej południowej Polsce. W jaki sposób Słowianie przybyli tam niezauważeni przez nikogo? Niełatwo to wyjaśnić41.
Historycy zrobili, co mogli, z niejednoznacznymi reliktami archeologicznymi i fragmentami językowymi. Ponieważ pierwsi Słowianie zapożyczyli od Germanów nazwę buku, historycy poszukiwali miejsca, w którym nie występowały buki, i tym sposobem doszli do Bagien Pińskich, leżących pomiędzy współczesnym Kijowem i Mińskiem, jako pierwotnego punktu wyjścia. Alternatywnie, ponieważ pierwsi Słowianie byli również znani jako Wenedowie, uważano, iż są tożsami z Venedae, których rzymscy geografowie opisywali jako mieszkających na wybrzeżu Bałtyku w I oraz II wieku. Żadna z tych teorii dotyczących pochodzenia Słowian nie ma obecnie większego znaczenia naukowego, choć atlasom historycznym nadrobienie zaległości przychodzi niespiesznie. Wystarczy powiedzieć, iż wczesne relacje o Słowianach umiejscawiają ich pomiędzy górnym biegiem Wisły a dolnym Dunajem i Dnieprem – rejonem na tyle dużym, by uczynić zadość większości spekulacji. Aby jednak zagmatwać sprawę, niektóre badania DNA wskazują na ciągłą obecność Słowian na terenie dzisiejszej zachodniej Polski, tym samym sugerując, iż Słowianie nie migrowali do Europy Środkowej z jakiegoś miejsca położonego dalej na wschodzie, lecz cały czas zamieszkiwali jej część42.
Oszacowanie gęstości zaludnienia we wczesnym średniowieczu to stąpanie po cienkim lodzie, niekiedy jednak czapka błazna jest jedynym nakryciem głowy pod ręką. Zestawiając przypuszczenia, można zakładać, iż w pierwszym tysiącleciu gęstość zaludnienia we wschodniej części Europy Środkowej (obecnie obejmującej Czechy, Węgry, Polskę, Rumunię i Słowację) wynosiła mniej niż jedną osobę na kilometr kwadratowy. Dla porównania, na terenie dzisiejszych Niemiec na kilometr kwadratowy przypadało być może aż osiem osób. Możemy podwoić, potroić lub zmniejszyć o połowę te liczby, ale wniosek pozostaje niezmienny – duży procent wschodniej części Europy Środkowej był skąpo zaludniony i nie potrzeba było migracji wielkiej liczby ludzi, aby całkowicie zmienić jej oblicze. Zamiast wielkich fal ludów rozchodzących się po Europie Środkowej rozsądniej jest wyobrazić sobie skromniejsze, acz równie decydujące przepływy ludności43.
Pod koniec VI wieku Słowianie dominowali w częściach Europy Środkowej opuszczonych wcześniej przez Germanów i Gotów. Ówcześni komentatorzy zgodnie opisywali Słowian jako małe plemiona uprawiające prymitywne rolnictwo, dla bezpieczeństwa mieszkające w lasach w nędznych chatach i posiadające tylko najbardziej prymitywną broń – krótkie włócznie, nieporęczne miecze i zatrute strzały. Prawdopodobnie w boju Słowianie byli niezorganizowani, niezdolni do walki w zwarciu i preferujący – gdy nie kryli się w leśnych ostępach – atak na wroga bezładną masą. Na początku VIII wieku grupa słowiańskich wojowników w pobliżu Friuli broniła się, według jednej z relacji, „bardziej kamieniami i toporami niż wojennym orężem”44.
Niewyrafinowani militarnie i niezjednoczeni politycznie Słowianie padali ofiarą bardziej zorganizowanych grup. Jednej z nich przewodził frankijski awanturnik Samon, który w pierwszej połowie VII wieku wykroił sobie księstwo, które mogło sięgać od dzisiejszej Słowenii do południowej Polski. Samon był kupcem, którego główny towar stanowili niewolnicy. To właśnie w VII wieku zarówno w Europie, jak i na Bliskim Wschodzie słowa Słowianin (Slav) i niewolnik (sklave, esclavo, slaaf, slave itp.) po raz pierwszy potraktowano jako synonimy (nazwa Słowianin wywodzi się od slovo, co oznacza „ludzi mówiących zrozumiale”). Wielu zniewolonych Słowian płci męskiej trafiło do „warsztatów” kastracyjnych Lyonu, Wenecji i Verdun, gdzie szykowano ich do dalszej wysyłki celem sprzedania jako eunuchów. Niewątpliwie niektóre z niewolnic zaspokajały apetyt Samona na ożenek i prokreację – miał co najmniej dwanaście żon i mówi się, iż spłodził dwudziestu dwóch synów i piętnaście córek45.
Niezależnie od płodności Samona jego niewolnicze państwo nie przetrwało śmierci swego założyciela w 658 roku. Bardziej trwałe okazało się królestwo Awarów w Europie Środkowej. Pochodzenie Awarów jest równie tajemnicze jak Słowian, choć w ich przypadku nie wiemy nawet, jakim językiem się posługiwali. Podobnie jak Hunowie, byli pastersko-koczowniczym ludem hodowców ze stepów, wysiedlonym i wypartym na zachód, prawdopodobnie z Transoksanii w Azji Środkowej. Od końca VI wieku do schyłku VIII stulecia Awarowie zamieszkiwali starą rzymską prowincję Panonię i sąsiadującą z nią Nizinę Węgierską, ale ich wpływy rozciągały się zarówno w kierunku zachodnim, jak i południowym, do obecnej Austrii i wschodniej Bawarii, Transylwanii i zachodnich Bałkanów. Cesarze bizantyjscy opierali obronę na sieci zamków i murów sięgających na południe od dolnego Dunaju, ale Awarowie wciąż się przedostawali. W ślad za nimi na Półwysep Bałkański napłynęły dziesiątki tysięcy Słowian, zasadniczo zmieniając jego krajobraz językowy. W połowie VII wieku Saloniki (Tesalonika) były miastem, w którym w większości mówiono po słowiańsku.
Awarowie przynieśli polityczną organizację. Rozproszone plemiona słowiańskie zaczęły łączyć się w większe, bardziej stabilne grupy. Państwo Awarów było organizmem opartym na trybucie, które przetrwało dzięki gromadzeniu łupów pochodzących z najazdów wojennych, okupów i danin. Tylko pod koniec VI i na początku VII wieku cesarz bizantyjski wypłacił Awarom ponad sześć milionów złotych monet. Łupy były następnie rozdawane wodzom i naczelnikom, aby podtrzymać ich lojalność. Jednakże rosnąca potęga Franków ograniczyła możliwości najazdów na zachodzie, podczas gdy na południu nowe państwo, zamieszkane przez Słowian, ale kierowane przez elitę niegdysiejszych stepowych nomadów zwanych Bułgarami, uniemożliwiało ruch na Bałkany.
Pozbawiona łupów władza awarskich wodzów, lub inaczej – chanów, słabła. W połowie VIII wieku książęta bawarscy, którzy tylko nominalnie pozostawali wierni frankijskiemu władcy, nacisnęli na Awarów od wschodu i wsparli rebelię ich słowiańskich poddanych na terenach dzisiejszej północnej Słowenii i południowej Austrii, które wówczas nazywano Karantanią. W następstwie bawarskiego zwycięstwa irlandzcy mnisi z Salzburga rozpoczęli nawracanie Słowian w tym zakątku Europy Środkowej. Karol Wielki patrzył jednak niechętnym okiem na niezależność bawarskich władców. Po umocnieniu swojej władzy na zachodzie zmiażdżył Bawarów, skazując na śmierć ostatniego z ich linii książęcej i oszczędzając go dopiero wtedy, gdy ten przywdział habit.