Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
www.husaria.pl – to zanurzona w grotesce i absurdzie powieść, ukazująca perypetie głównego bohatera, ponad trzydziestoletniego prezentera telewizyjnego, który zostaje uwikłany w działalność służb specjalnych oraz wszechmocnych korporacji. Gdy zostaje on wybrany na urząd PREZYDENTA RP, postanawia na własną rękę wcielić w życie plan ratunkowy dla polskiego społeczeństwa. Czy jest to słuszne i wykonalne zadanie, niech odpowie sam Czytelnik.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 118
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
MARCIN BRZOSTOWSKI
www.husaria.pl
© Copyright by Marcin Brzostowski
Projekt okładki – Michał Olejarski
ISBN e-book 978-83-972737-0-2
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2024
Wszelkie podobieństwo bohaterów tej książki
do jakichkolwiek osób jest przypadkowe
i nie zamierzone przez autora
To z górą już dwadzieścia lat,
gdy uwierzyłeś w magię zmian.
Historia szczerzy kły,
nie potrzebuje ciebie nikt.
To nie tak miało być,
mieliśmy wszyscy godnie żyć.
Jarek Janiszewski
Witajcie w XVI RP.
Autor
Nazywam się Mirek Sztaba i od kiedy pamiętam, miałem przejebane. Nie żeby tak od razu na maksa, ale nic nigdy nie układało się po mojej myśli. Niedawno zostałem Prezydentem Polski i, jak sadzę, wielu ludziom z tego powodu spadł kamień z serca. Tylko, czy aby na pewno? Mam swoje plany, których odpuścić niepodobna, a i uszczęśliwić naród polski to moje jedyne zamierzenie. Ale wszystko po kolei…
1 czerwca 2000
i coś tam na końcu
Ta historia nie zaczyna się na JFK, tylko w wymiętej przez historię Warszawie. Gdyby ktoś nie wiedział, to słowo Warszawa jest zlepkiem słów Wars i Sawa, co niechybnie oznacza, że gdyby nie pociąg seksualny dwojga osobników płci przeciwnej, miasta tego w ogóle by nie było i cała ta opowieść nie wydarzyłaby się naprawdę. Poza tym miasto Warszawa jest stolicą Polski, a za sam fakt pochodzenia z tego urokliwego miejsca można w innych regionach kraju zebrać po mordzie w zasadzie bez ostrzeżenia. Chociaż sam jeszcze nie dostałem (to tylko kwestia czasu), to wielu moich znajomych sprawdziło na własnej skórze tę prostą zależność.
Nie wgłębiając się mocniej w temat, powiem tylko, że urodziłem się w Warszawie, mam wszystko na miejscu, a całe dorosłe życie związałem z telewizją agresywną SOKÓŁ II, gdzie odwalałem z niemałym powodzeniem rolę prezentera. Karierę rozpocząłem od prowadzenia Dobranocki, potem rzucało mną po arenach sportowych, aż któregoś dnia pan Prezes stwierdził, że mam wejść we wszystko na maksa. Pamiętam, jak stanął przede mną w samych szortach i powiedział:
– Miras. Zapierdalasz od jutra po całości!
Słowo ciałem się stało i zacząłem zasuwać przy polityce, kulturze oraz przy najgłupszych tokszołach. Bo jak inaczej to nazwać, jeśli musiałem przeprowadzać wywiady, na przykład ze zwierzętami. Myślicie, że to niemożliwe? Zastanówcie się nad tym, moi drodzy, i rzućcie czasem okiem na ekran. Ja się do tego przyzwyczaiłem. A wy?
Wystawienie mnie na pierwszą linię frontu okazało się strzałem w dziesiątkę. Z dnia na dzień programy, których byłem prowadzącym, moderatorem, czy czym tam chciał pan Prezes, zaczęły szczytować w rankingach oglądalności. A oglądalność, moi drodzy, to coś więcej niż trywialna popularność. To pewny dopływ gotówki z emisji reklam i splendor na cały kraj. Zatem pan Prezes był zadowolony, a i mnie skapnęło co nieco z pańskiego stołu. Chwalić się nie będę, bo jestem raczej skromny, ale powiem tylko, że stać mnie było na nowy telewizor oraz telefon komórkowy z wypasionym dzwonkiem: „Jestem miły, jestem ładny, taki ze mnie siur zabawny!”. Niezłe, nie? Mnie też się podobało. Muszę się jednak przyznać, że wraz z rosnącą popularnością zaczęły mnie dręczyć koszmary. Zacząłem widzieć czego nie powinienem, stałem się bardziej nerwowy, ale najgorsze było to, że poczułem na plecach czyjeś ukradkowe spojrzenia. Co tu dużo gadać, moi drodzy, poczułem się zwyczajnie inwigilowany!
2 czerwca 2000
i coś tam na końcu
Nie będę ściemniać i od razu walę jak na spowiedzi. Swoją opowieść adresuję do inteligentnego oraz wyrobionego tu i ówdzie czytelnika. Dlatego nie muszę wyjaśniać, że w telewizji najbardziej pożądanym produktem jest SEKS. Istnieją, rzecz jasna, ograniczenia czasowe w emisji programów o podłożu rozwiązłym, jednak cały kunszt dziennikarski jest skierowany na to, aby pod byle pretekstem ładować w widza te zwiędłe feromony. Najlepszym sposobem sprzedaży chuci na odległość jest jej umiejętne sortowanie i pakowanie, a następnie wysyłanie w kilkunastominutowych odcinkach pod postacią tokszołów. Proceder ten odbywa się całkiem legalnie, a na dodatek prezenter niewiele się musi narobić, gdyż całą robotę odwalają za niego zaproszeni do studia goście. Jednym z takich tokszołów dowodziłem osobiście, a na co mnie było stać, osądźcie sami:
– Witam publiczność! Ha, ha, ha! A szczególnie Teresę z Wyciszkowa, która zgodziła się wyjawić nam swoją mroczną historię!
– Uuu! Aaa! – ryczy zgłodniała sensacji publiczność.
– Droga Tereso! – zwracam się do kobiety przed trzydziestką. – Czekamy na twoją opowieść!
Teresa przez chwilę wierci się w fotelu, po czym wyjeżdża jak nakręcona:
– Zacznę od tego, że jestem matką. I to nie byle jaką matką, gdyż urodziłam dwadzieścioro dzieci. A na dodatek dodam, że pamiętam ich wszystkie imiona!
– Uuu! Aaa!
– Droga Tereso! Jakie to są imiona?
– Ania, Staś, Barbarka, Julitka, Robercik, Karolinka, Zosia, Karolek, Ignacy, Kasiunia, Wojtuś, Piotruś, Olunia, Krzysio, Olaf i Anetka.
– Droga Tereso! – zagajam niestrudzony. – Trochę mnie zaskoczyłaś, bo jeśli dobrze liczę, to wymieniłaś tylko szesnaście imion!
– Zgadza się – odpowiada kobieta. – Wymieniłam szesnaście, bo reszta dzieci nie żyje.
– Uuu! Aaa!
– Droga Tereso! Co się z nimi stało?
– Bliźniacy Łukasz i Damian wpadli do studni, Dorotkę ustrzelił myśliwy, a Małgosię rozjechał ciągnik.
– Uuu! Aaa!
– Droga Tereso! To chyba wielka strata?
– E tam – rzuca kobieta. – W końcu dzieci mi nie brakuje!
Teresa szczerzy się do kamery, a ja dalej podkręcam śrubę:
– Droga Tereso! – walę bez pardonu. – Gdzie jest twój ślubny? Czy on również pogodził się z tą stratą?
– Sama nie wiem i nic mnie to nie obchodzi – odpowiada kobieta. – Ten człowiek jest sprawcą mojego największego dramatu oraz rozgoryczenia najwyższej próby.
– Droga Tereso! Co masz na myśli?
– Słucham?
– To znaczy, co chcesz nam powiedzieć?
– Aha. Bo co prawda urodziłam dwadzieścioro dzieci, ale nigdy nie miałam orgazmu!
– Uuu! Aaa!
– Droga Tereso! Skąd wiesz, że nie miałaś orgazmu?
– Bo miesiąc temu rozwiązałam test załączony do mojego ulubionego pisma – Zajebista Pani i okazało się, że mój ślubny zaspokajał tylko swoje potrzeby. W ogóle nie interesował się moimi doznaniami, nie mówiąc już o tym, że notorycznie pomijał grę wstępną!
– Uuu! Aaa!
– Droga Tereso! To dla mnie prawdziwy szok! Czy zechciałabyś jednak wybaczyć ślubnemu i dać mu jeszcze jedną szansę?
– W zasadzie, to mogłabym – obwieszcza kobieta. – Ale pod warunkiem, że dostanę przy wszystkich kwiaty. Poza tym on ma się nauczyć, gdzie jest moja łechtaczka!
– Bravo, Tereso, bravo!
– Uuu! Aaa!
Kiedy tłum w studiu faluje, zza kotary wyłania się ślubny Teresy i wali prosto na nią z bukietem róż. Teresa zalewa się łzami, wybacza mężczyźnie notoryczne ignorowanie gry wstępnej i pokazuje mu, gdzie ma łechtaczkę. Ja kończę program i zadaję widzom (w systemie audiotele – 15 zł plus Vat) podchwytliwe pytanie: Jak się nazywa twój kraj? Dla ułatwienia odpowiedzi dodaję, że to słowo zaczyna się na „P” i kończy na „a”, ale to nie jest „Portugalia”.
Po trzech tygodniach dostaję aż dwa sms-y z odpowiedziami: pierwsza to „Poznań”, a druga „Bangladesz”. O jesooo…