Wyklęty - Radziszewski Adam - ebook + książka

Wyklęty ebook

Radziszewski Adam

5,0

Opis

Czasami pragniemy uciec od otaczającej nas rzeczywistości. Oderwać się od problemów i zanurzyć w świecie naszej wyobraźni oraz naszych marzeń. Przenosimy się wtedy do bezpiecznej sfery, w której nic nam nie grozi i nikt nie może zrobić nam krzywdy (fragment książki).

 

Dla jednych tą ucieczką jest dobry sen, dla innych podróż przed siebie. Jest jednak dziewczyna, którą ta droga zaprowadziła znacznie dalej, za granice naszego wymiaru. Przygotowany zawczasu rytuał otwiera portal do nowego świata, stanowiącego swoiste odbicie naszej rzeczywistości. Niby podobne, a jednak obce. Jakie to uczucie dostać drugą szansę na poznanie najlepszej przyjaciółki? 

Przewodnikiem Niny po nowym świecie pozostaje jeden z tzw. wyklętych – młody, interesujący i… przystojny, rzecz jasna. Czy młodzieńcze serce mogłoby się oprzeć takiej sile?

WYKLĘTY to powieść fantasy w klimacie Stephenie Meyer, poruszająca tematy młodzieńczej miłości, problem samoakceptacji i pogodzenia się z własną naturą. Czy inne wymiary istnieją, czy są tylko w świecie naszych snów? Ile prawdy jest w stereotypach i przekonaniach przekazywanych od pokoleń o podziale na złych i dobrych? Czy miłość międzygatunkowa pokona wszelkie przeciwności losu? Jak zakończy się ucieczka przed własnym życiem? Zapraszamy do lektury.

Notatka o Autorze:

Adam Andrzej Radziszewski – pisarz, kucharz i twórca niecodziennych tortów. Autor opowiadań na wattpadzie (Adam99Florian). Miłośnik dwójki kotów. Kochający muzykę i grecką mitologię. Wolny czas spędza na wymyślaniu nowych historii, czytaniu, rzeźbieniu oraz dbaniu o to, by rośliny dożyły kolejnego dnia...

 

„Wyklęty” to jego książkowy debiut. Podczas jego tworzenia towarzyszyła mu muzyka, m.in: albumy „Folklore” i „Fearless” Taylor Swift, „Niemożliwe” Kwiatu Jabłoni, „7 pokus głównych” Dody, a także utwory Christiny Perri, Edyty Bartosiewicz, Ruelle, Dawida Podsiadło, King No-One czy World’s First Cinema.

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 370

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Opieka redakcyjna

Agnieszka Gortat

Redaktor prowadzący

Monika Bronowicz-Hossain

Korekta

Słowa na warsztatAgata Czaplarska

Opracowanie graficzne i skład

Marzena Jeziak

Projekt okładki

Aleksandra Sobieraj

© Copyright by Adam Radziszewski 2024© Copyright by Borgis 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone

Wydanie I

Warszawa 2024

ISBN 978-83-67642-63-7

ISBN (e-book) 978-83-67642-64-4

Wydawca

Borgis Sp. z o.o.ul. Ekologiczna 8 lok. 10302-798 [email protected]/borgis.wydawnictwowww.instagram.com/wydawnictwoborgis

Druk: Sowa Sp. z o.o.

Spis treści

Prolog 7

Sklep 9

Ten świat 27

Lustro 49

Nieoczekiwana pomoc 69

Posiadłość 105

Obawy wyobraźni 139

Zmiana nastroju 161

Wierzba 177

Ostrzeżenie 195

Biblioteka 215

Cienie 231

Szczera rozmowa 253

Odpoczynek 269

Przygotowania 289

Bal 303

Taniec 313

Czas 333

Prawda 351

Epilog 369

Prolog

Czy zastanawiasz się nad możliwością istnienia innego świata? Jeśli tak, to jaki mógłby on być? Taki sam jak ten czy zupełnie inny? Jeśli taki sam, to nie byłoby ciekawie. Prawda?

Istnieje dziewczyna, której udało się przedostać do jednego z nich. Oczywiście nie zrobiłaby tego bez czyjejś pomocy. Gdyby jednak jej nie wyszło, to nigdy nie byłoby tej historii ani jej konsekwencji. One są zawsze. Tylko głupcy mogą uważać, że ich nie ma. Wracając do sedna, chcę Ci coś opowiedzieć. Coś, co jest dla mnie szczególnie ważne. Więc może zostaniesz do końca?

Czasami pragniemy uciec od otaczającej nas rzeczywistości. Oderwać się od problemów i zanurzyć w świecie naszej wyobraźni oraz naszych marzeń. Przenosimy się wtedy do bezpiecznej sfery, w której nic nam nie grozi i nikt nie może zrobić nam krzywdy. Jest to nasz wyraz eskapizmu i odpoczynek, chwila przerwy od świata, by w nim nie zwariować. Wbrew pozorom nie jest to złe doświadczenie. Pozwala na odreagowanie codziennych trudności i trzymanego w sobie bólu. Odpręża i daje ukojenie męczącemu natłokowi myśli.

Dziewczynie, o której chcę Ci opowiedzieć, udało się to w świecie materialnym. Była tak przytłoczona codziennością, że w pewnym momencie nie wytrzymała i postanowiła znaleźć realny sposób na ucieczkę. Nie chciała być obciążona problemami innych ani wyrzutami sumienia wobec bliskich. Udało się jej, lecz jej podróż dopiero się zaczyna…

Chcesz dołączyć i jej towarzyszyć? Poznać nowy świat i pozwolić sobie na tę krótką ucieczkę? Mam nadzieję, że wciągnie Cię na tyle, by wytrwać do końca tej historii. Może nawet sprawi, że znajdziesz chwilę na refleksje i przemyślenia. Jeśli tak, to będzie mi ogromnie miło.

Nie przedłużając… Do zobaczenia po drugiej stronie.

Sklep

Dzień był chłodny jak na koniec września. Między wysokimi budynkami kamienic wiał lekki, dość nieprzyjemny wiatr zwiastujący, że lato dobiegło końca, ustępując miejsca jesieni. Mimo wszystko lubiłam tę porę roku. Nie było wtedy za gorąco ani za zimno. Wręcz idealnie. Przynajmniej dla mnie.

Szłam przed siebie, starając się nie potknąć o nierówny bruk, jednocześnie pilnując, by wiatr nie smagał mi twarzy moimi włosami. Zatrzymałam się na chwilę, by przełożyć niesforny kosmyk jasnych włosów za ucho, i włożyłam dłoń do kieszeni ciemnozielonego płaszcza opiętego czarnym paskiem, szukając w nim telefonu, aby napisać do mojej przyjaciółki, która tego dnia postanowiła mnie wystawić. Bynajmniej nie po raz pierwszy, ale ten dzień był dla mnie szczególnie ważny. Byłam pewna, że tym razem dotrzyma mi towarzystwa.

Stanęłam przed przejściem dla pieszych, by żadnemu z kierowców nie przyszło na myśl przedwcześnie pozbawić mnie życia. Oczywiście nieumyślnie. Instynktownie rozejrzałam się na boki, po czym ruszyłam przed siebie wzdłuż chodnika wyłożonego nierówną kostką brukową.

Nie wiedziałam, czy robię słusznie, nie wiedziałam, czy robię źle. Wiedziałam tylko, że to nie było rozsądne z mojej strony, ale nie mogłam zrezygnować, gdy cel był na wyciągnięcie ręki. Nie pamiętałam nawet, kiedy ostatni raz byłam tak podekscytowana, a zarazem zdenerwowana. Z jednej strony bałam się tego, że nic mi się nie uda, a z drugiej cieszyłam się jak dziecko na samą myśl, że to, co zaplanowałam, może się ziścić.

Po skończonych zajęciach skierowałam się do sklepu ezoterycznego, który miał niedługo zostać zamknięty. Z tego też powodu cały asortyment wystawiono z obniżoną ceną, co stanowiło świetną okazję. Akurat potrzebowałam takiej promocji, gdyż musiałam kupić kilka potrzebnych przedmiotów, niezbędnych do tego, co miałam zamiar zrobić. W najgorszym wypadku mi się nie uda i następnego dnia wrócę do swego życia i szkoły, jakby nic specjalnego się nie wydarzyło.

Wolałam nie iść tam sama, ale przyjaciółka najwyraźniej nie miała dla mnie aktualnie czasu. Nawet ciężko było jej napisać, że nie może ze mną pójść. Zrozumiałabym, a tak muszę znosić jej milczenie.

Minęłam ostatni budynek, gdy usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegał głos. Ze zdziwieniem spostrzegłam osobę biegnącą w moją stronę. Była to Patricia Blestem. Niepotrzebnie stresowałam się jej nieobecnością. Znając ją, pewnie zapomniała o spotkaniu, a gdy sobie przypomniała, ja byłam już w drodze.

Biegła chodnikiem w rozpiętym beżowym płaszczu odsłaniającym ciemnoszarą sukienkę sięgającą jej do kolan. Chyba nigdy nie widziałam jej w spodniach, nie licząc lekcji WF-u. Na nich jednak nie miała innego wyjścia. Nie należała do osób lubiących spodnie, co często powtarzała. Według niej dziewczyny nie powinny ich wkładać, jeśli nie było takiej potrzeby. Dla Patricii spodnie były domeną mężczyzn i nie można było się z nią sprzeczać w tej kwestii, bo nic dobrego z tego nie wynikało.

Obcasy jej wysokich zamszowych kozaków odbijały się echem od podłoża. Co chwila łapała się za torbę spadającą jej z ramienia, nie zwalniając biegu.

– Nina! Nina! Poczekaj, stój!

Gdy zatrzymała się obok, ciężko oddychała. Musiała biec za mną od szkoły. Zrobiło mi się głupio, kiedy zrozumiałam, jak bardzo zależało jej na tym, by pójść razem ze mną. Spuściłam wzrok, czekając, aż będzie w stanie prowadzić normalną rozmowę. Wolałam jej zbędnie nie denerwować. Miała impulsywny charakter, jednak była moją przyjaciółką i nie chciałam jej stracić.

Patricia była ode mnie wyższa, a przede wszystkim znacznie ładniejsza. Miała długie szatynowe włosy opadające falami do połowy pleców. Zielone oczy, które mogłabym porównać do barwy puszczy, otoczone gęstymi, ciemnymi rzęsami. Pełne usta i kości policzkowe niepotrzebujące żadnego podkreślenia. Była tak idealna, że czasami zdawało mi się, że istnieje tylko w mojej głowie, bo jej uroda była niespotykana. Gdyby nie fakt, że chodziła ze mną do klasy, to mogłabym pomyśleć, że oszalałam.

– Dlaczego na mnie nie zaczekałaś?! – wyrzuciła z siebie pierwsze zdanie. – Przecież przekazałam ci kartkę z drugiego końca sali! Zapomniałaś?! – Poprawiła włosy i dodała z lekką irytacją w głosie: – Na chemii.

Cofnęłam się wspomnieniami do lekcji, na której miałam dostać ową kartkę z wiadomością, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Nic prócz żartu od kogoś z klasy. O czymś takim bym nie zapomniała, tym bardziej że przesyłała mi je kilka razy dziennie. To był nasz mały zwyczaj.

– Dostałam tylko głupią emotkę na papierku, więc pomyślałam, że ktoś się nudzi i szuka atrakcji, a ja okazałam się idealną ofiarą – odparłam zdezorientowana.

Patricia ściągnęła brwi.

– No tak. Ten idiota musiał podmienić karteczki. – Pewnie pomyślała o Rafale, to było zachowanie w jego stylu. – Dlatego nie dostałaś wiadomości. A jeśli chcesz wiedzieć, to napisałam: „Pójdziemy razem do tego sklepu po zajęciach? Tylko poczekaj na mnie pod szkołą, bo muszę wypożyczyć lekturę z biblioteki. Ok?”. Jeszcze się na nim zemszczę – dodała z przekonaniem.

– Dobrze. Przecież wiem, że i tak mu nie odpuścisz. Nawet mogę ci w tym pomóc, jeśli zechcesz – pocieszyłam ją. Od razu się rozchmurzyła. – A teraz chodź, bo inaczej pocałujemy klamkę – ponagliłam ją.

– Daj mi chwilę. Muszę złapać oddech i możemy iść. Gnałam tu za tobą jak rakieta wyścigowa.

– Chyba raczej odrzutowiec lub wyścigówka? – poprawiłam ją i obie wybuchłyśmy śmiechem.

Nagle naszły mnie obawy. Czy zdążę? Czy będą wszystkie potrzebne mi składniki? Czy to w ogóle się uda? A jeśli nie, to co wtedy? Miałabym żyć jak dawniej? Nie. Już nigdy nie będę tą samą osobą, nie pozwolę sobie na powrót do przeszłości. Muszę się od niej odciąć. Wiele czasu zmarnowałam i nie chcę stracić jeszcze więcej. Jeśli miałam choć cień szansy, to czemu jej nie wykorzystać? Na szczęście lub nieszczęście istniały osoby, które chciały mi pomóc, nie wiedząc, czy to możliwe ani jak bardzo byłoby to głupie i ryzykowne. Bez wahania zgodzili się na mój szalony plan. Nie spodziewałam się, że ktokolwiek mi uwierzy, a co dziwniejsze, że weźmie w tym udział, ale decyzja została podjęta.

Jak uwierzyć w to, że da się przejść w równoległy wymiar? Brzmi jak fikcja. Niespełnione marzenie dziecka, które naoglądało się zbyt wielu bajek. Jednak byli ludzie, którym się to udało, lecz po powrocie zostali uznani za szaleńców i zamknięci w ośrodkach dla obłąkanych. Przez sposób, w jaki ich potraktowano, obawiałam się konsekwencji własnych czynów. Jednak do słuszności powziętych działań przekonało mnie to, że jeśli nie spróbuję, to mogę tego żałować.

Miałam obawy, ale nie mogłam im ulec. Już i tak zaangażowałam w ten pomysł zbyt wiele osób. Teraz czas działać. Łatwo jest marzyć, trudniej zrealizować te marzenia. Z rozmyślań o przyszłych dniach wyrwała mnie Patricia.

– Ziemia do Niny!

– Przecież cały czas tu jestem – broniłam się nieudolnie.

Nie wiedziałam nawet, co do mnie przed chwilą mówiła. Muszę się bardziej pilnować, ponieważ ostatnio zdarza mi się to zbyt często. Łatwo jest mi wpaść w pułapki własnego umysłu.

– Może ciałem, ale na pewno nie duchem – stwierdziła, przechodząc obok mnie.

Kierowała się przed siebie, zupełnie mnie ignorując. Zrobiłam kilka kroków, po czym potknęłam się o wystający bruk, omal nie wpadając wprost w kałużę. Na szczęście Patricia miała znacznie lepszy refleks ode mnie.

– Uważaj! – Złapała mnie w ostatniej chwili.

– Postaram się. Dzięki.

– Chodź już lepiej, bo zaraz zamkną ten twój sklep i zmarnuję swój czas.

I na tym skończyła się jej uprzejmość. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że wobec mnie również tak się zachowywała. Była moją przyjaciółką, ale czasami potrafiła być okropną jędzą, a mimo to nie potrafiłam się na nią długo gniewać.

Dalszą drogę spędziłyśmy w milczeniu, skupione na tym, by nie zabłądzić wśród nieznanych nam uliczek miasta. To ta część, do której wolisz się nie zapuszczać ze względu na kiepską reputację i częste ustawki. Stare blokowiska miały w sobie mroczną aurę. Skutecznie odstraszały tych, którzy nie byli głodni wrażeń, a ja zapewne zaliczałam się do tej grupy ludzi. Jeśli chciałam mieć to, czego pragnęłam, musiałam przełamać w sobie obawy. Nie mogłam stchórzyć, gdy jeszcze nic mi nie zagrażało. Dobrze, że Patricia postanowiła mi towarzyszyć. Bez niej na pewno nigdy bym tu nie zajrzała. Jej obecność dodawała mi otuchy. Po kilkunastu minutach odnalazłyśmy właściwą uliczkę, na końcu której znajdował się cel naszej podróży.

Ulica była wąska, wciśnięta pomiędzy dwa szare bloki bez okien od jej strony, pewnie przez śmietniki ustawione przy ścianie bloku po lewej lub z innych, nieznanych mi powodów. Nie było sensu się nad tym dłużej zastanawiać. Przytknęłam dłoń do ust, bo unoszący się odór zepsutego jedzenia pomieszanego z innymi odpadami przyprawiał mnie o mdłości i skręt kiszek. Patricię również zemdlił ten smród, gdyż zdążyła zrobić to samo. Grunt to wytrzymać kilka metrów i nie zwrócić zawartości żołądka. Wytrzymam, muszę. Są gorsze rzeczy…

Udało nam się dojść bez zwymiotowania pod adres, przy którym miał znajdować się sklep. Był jeszcze otwarty, na co wskazywała wywieszka umieszczona na brudnej, pękniętej szybie drzwi wejściowych. Nie wiedziałam, czy wejść do środka – nic nie zachęcało ku temu, aby złapać za klamkę. A może lepiej uciec i udawać, że nigdy nie wpadłam na tak beznadziejny plan? Nie mogłam stchórzyć, jeszcze nie teraz.

Sklep z zewnątrz prezentował się paskudnie. Jakby ktoś siłą wepchnął go w ścianę budynku, nie zważając na fasadę i tak już dość zniszczonego bloku. Witryna była przysłonięta ciemnymi, grubymi zasłonami, które uniemożliwiały wgląd do wnętrza, a otaczała ją przetarta czarna boazeria z ledwie widocznym szarym logo sklepu Ezoteryk. Całe otoczenie jakby wymarło. Nie dochodziły tu odgłosy z ulicy ani żadne inne dźwięki czy zapachy wskazujące, że to miejsce nie było pod wpływem jakiejś dziwnej, tajemniczej aury.

Powinnam się wystraszyć, gdy włosy na karku mi się zjeżyły, lecz wbrew rozsądkowi podeszłam bliżej drzwi. Coś ciągnęło mnie do tego miejsca. Jakaś niewidzialna siła prosiła, bym przestąpiła próg, a ja nie umiałam zrobić nic innego, jak tylko jej ulec. Już kładłam dłoń na klamce, gdy nagle została ona szybko odsunięta przez Patricię.

– Na pewno tego chcesz? – Spojrzała na mnie niepewnym wzrokiem, wciąż nie puszczając mojej dłoni. – Może wróćmy do domu i zapomnijmy o całej tej akcji? Nie wiem, czy to dobry pomysł, że tu przyszłyśmy…

– Wchodzimy. Taki był plan – powiedziałam najbardziej stanowczo, jak umiałam. Na tyle, by uwierzyła, że jestem pewna tego, co robię.

– Jeśli coś będzie nie tak, to uciekamy. Rozumiesz?

– Tak. Wchodzimy.

Nie czekając na jej odpowiedź, złapałam za klamkę i ją nacisnęłam. Pchnęłam drzwi, które otworzyły się z dziwną lekkością. Ponownie zalała mnie fala obaw. Mimo to przekroczyłam próg i weszłam do środka. To, co zastałam po drugiej stronie, nie było tym, czego się spodziewałam. Patricia, nie puszczając mojej dłoni, weszła tuż za mną jakby z obawy, że może mnie stracić.

* * * *

Nie wiem, co było gorsze. Smród śmietników, które mijałyśmy, czy zmieszane ze sobą zapachy świec, dymu tytoniowego, dziwnej i drażniącej woni ziół i olejków eterycznych, wosku i kurzu gęsto zalegającego na półkach i książkach wypełniających pomieszczenie. Dodatkowo pomieszczenie nie było wietrzone, a tym bardziej klimatyzowane, przez co uderzyła we mnie gęsta chmura stęchłego powietrza i omal nie zwymiotowałam na kiepskiej jakości wypłowiały dywan leżący na środku niewielkiego pokoju służącego za sklep. Potrzebowałam dłuższej chwili, by przyzwyczaić się do otoczenia, w którym dane mi było przebywać.

Ninie łatwiej przyszło przyzwyczaić się do atmosfery pomieszczenia. Wolałam nie puszczać jej dłoni, gdyż zauważyłam, jak ochoczo rozgląda się po wnętrzu.

Pomieszczenie miało pożółkłe od dymu ściany z odpadającą gdzieniegdzie złuszczoną farbą. Gdy przywykłam do słabego oświetlenia, dostrzegłam, że lewą ścianę zajmował szeroki ciemny regał uginający się pod ciężarem ustawionych na nim książek, naprzeciw którego stał obdrapany trójnóg z osobliwym asortymentem, z którego niczego nie potrafiłam zidentyfikować. Chciałam podejść bliżej, ale Nina pociągnęła mnie w stronę kontuaru przyozdobionego jedynie, jak na ironię, szklaną kulą i firanką z różnokolorowych koralików z poprzedniego stulecia.

Nie wiem, co ją tam ciągnęło, bo w pomieszczeniu oprócz nas nikogo nie było, a gdy już stanęłyśmy przy ladzie, zauważyłam niewielki zardzewiały dzwonek porzucony na blacie. Pomyślałam, że należałoby kogoś powiadomić o naszym pojawieniu się w sklepie, i moja dłoń powędrowała w stronę dzwonka. Nim Nina zdążyła zareagować, poruszyłam instrumentem, z którego dobiegł cichy brzęk.

– Mogliby tu trochę ogarnąć. Co nie? Śmierdzi stęchlizną – przerwałam ciszę obrzydzona wonią pomieszczenia.

– Naprawdę aż tak ci to przeszkadza? – usłyszałam zachrypnięty, przepalony i zmęczony głos.

Spojrzałam z przestrachem w kierunku, z którego dobiegał. Dałabym głowę, że jeszcze sekundę temu nikogo tam nie było. Kobieta zmaterializowała się w jednej chwili, czym wywołała u mnie szybsze bicie serca. Chciałam krzyknąć, ale zdławiłam w sobie okrzyk.

Po otrząśnięciu się z chwilowego szoku przyjrzałam się postaci. Jej twarz pokrywały bruzdy i głębokie zmarszczki, a czujny wzrok znad okularów zwisających na czubku nosa śledził każdy mój ruch. Miała wysoko spięte czarne włosy z mocno odznaczającym się siwym odrostem. Ciało owinęła wielobarwną chustą, spod której wyciągnęła rękę gęsto przyozdobioną bransoletkami i pierścionkami. Niecierpliwie stukała przydługimi ciemnymi paznokciami o blat.

– To ewidentnie od niej unosi się ten odór dymu – szepnęłam Ninie do ucha.

Stała obok, sparaliżowana pojawieniem się kobiety. Dopiero mój głos wyrwał ją z odrętwienia.

– Wszystko słyszę – oznajmiła sprzedawczyni, a mi nawet nie zrobiło się głupio. Stwierdziłam tylko fakt. Prawda bywa lepsza niż kłamstwo.

– Przepraszam za nią – odezwała się Nina, próbując mnie wytłumaczyć. Nie wiem po co. – Czasami szybciej mówi, niż myśli…

– A tobie zawsze przychodzi ją usprawiedliwiać?

– Taka rola przyjaciółki – odparłam, siląc się na sztuczny uśmiech, co wypadło gorzej, niż zakładałam.

Kobieta całkowicie straciła mną zainteresowanie i skupiła się na Ninie. Nie zazdrościłam jej atencji tej starej ignorantki. Mogłabym nawet się obrazić i wyjść, ale bałam się zostawić ją sam na sam z tą marnego pokroju wiedźmą. Nie wiadomo, co nakładłaby do głowy mojej łatwowiernej przyjaciółce. Chociaż jak tak dalej będę się zachowywać, to nasza przyjaźń skończy w tym śmietniku, który nie tak dawno mijałyśmy.

– A więc co cię tu sprowadza? – zwróciła się tylko do Niny, już kompletnie mnie ignorując.

Przesadziła, i to na tyle, by wyprowadzić mnie z równowagi.

– Ja też tu jestem! Jesteś zwykłą krętaczką i nic, co się tu znajduje, nie jest magiczne! Co najwyżej nawiedzone jak ty i cały ten twój sklep! Nie wiem, po co w ogóle tracimy tu czas!

Spojrzała na mnie zdegustowana, po czym, jak gdyby nigdy nic, zwróciła się ponownie w stronę Niny, której mój wybuch wcale nie zdziwił. Może zdążyła się przyzwyczaić do tych wybryków albo wcześniej założyła, że to zrobię? Może byłam zbyt przewidywalna? Nina była gotowa na każde poświęcenie, byle dotrzeć do upragnionego celu. Zmieniała się, a ja niczego wcześniej nie zauważyłam. Powinnam była się domyślić.

– Wiem, czego pragnie twoje serce – oznajmiła kobieta, a raczej wiedźma, kierując swój palec na pierś Niny, w miejsce, gdzie znajdowało się serce.

Ta wpatrywała się w nią jak zahipnotyzowana. Musiałam przerwać to szaleństwo, nim będzie za późno.

– Ja też wiem – wtrąciłam się ponownie do ich konwersacji. – Nina chce spokoju. Potrzebuje czegoś na lepszy sen. To wszystko, czego teraz pragnie – wymyśliłam to na poczekaniu. Starałam się mówić pewnym tonem, by starucha mi uwierzyła.

– Na pewno jesteś jej przyjaciółką? – mówiąc to, przechyliła lekko głowę na bok, a ja nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wyglądała przy tym jak drapieżnik przyglądający się swojej ofierze, którą zdążył przejrzeć na wylot.

– Tak – odparłam, bardziej próbując przekonać siebie niż ją.

– To powinnaś lepiej wiedzieć, po co tu przyszłyście. A przede wszystkim przestać łgać.

– Jeszcze nie zdążyłam zapytać o rzeczy, których potrzebuję – odezwała się w końcu Nina. Już myślałam, że całkowicie odebrało jej mowę.

– A do czego ich potrzebujesz? Tych rzeczy… – ciągnęła sprzedawczyni, a ja coraz bardziej traciłam opanowanie. Jeszcze chwila, a znów powiem coś, czego będę żałować.

– Do doświadczenia – odparła, nie wyjawiając swego planu. Na razie.

– Jestem za stara, by uwierzyć w twoje słowa.

– W to nie wątpię.

Czasami mogłabym się ugryźć w język. Niestety moja natura była silniejsza i nie potrafiłam jej pohamować.

– Jeszcze jakieś uwagi?

– Mam ich całą torebkę – odparłam.

– Wracając do tego, co was tu sprowadza… Mam chyba wszystko, czego potrzebujecie…

Przynajmniej dostrzegła, że też istnieję. Co prawda po moim dość nieuprzejmym zachowaniu, ale w końcu mnie zauważyła.

– Każdy czegoś chce. Jedni miłości, inni zemsty, a jeszcze inni bogactwa. Powody, dla których ludzie tu przychodzą, bywają różne – przemawiała jak nauczycielka podczas lekcji próbująca naprowadzić uczniów na swój tok myślenia. – Chcą klątw, talizmanów, relikwii, amuletów. – Przerwała znienacka, mrożąc nas chłodnym spojrzeniem. Coraz bardziej wątpiłam w to, że wejście tu było dobrym planem. – Wy dwie chcecie czegoś, czego nie powinnyście chcieć. Dam wam to, ale cena, którą przyjdzie wam zapłacić, będzie wysoka. Jesteście gotowe na poświęcenie?

– Tak – odparła Nina.

– Nie – zaprzeczyłam w tym samym momencie.

– Gubicie się w zeznaniach. A więc czego wam trzeba? – Nachyliła się ku nam, a jej dymny oddech owiał nieprzyjemnie nasze twarze.

Powinna zadbać o siebie, a przede wszystkim o oddech, bo pozostawiał wiele do życzenia.

– Tego. – Nina podała jej kartkę z listą potrzebnych rzeczy.

Ta wzięła ją, po czym znikła za zasłoną oddzielającą zaplecze od sklepu.

Posłałam Ninie pytające spojrzenie, a ona tylko lekko poruszyła ramionami. Wydawała się spokojna, nawet za spokojna jak na nią. Zwykle panikowała znacznie bardziej niż ja. Coś mi tu nie pasowało.

– Dobrze się czujesz? Nie masz przypadkiem gorączki? Nie widzisz, że ona jest jakaś nawiedzona? – spytałam ją, przejmując się tym nietypowym dla niej zachowaniem. Wyciągnęłam dłoń, by sprawdzić temperaturę jej ciała, jednak ją odtrąciła.

– Co ty robisz?

– Chciałam sprawdzić, czy cię nie zaczarowała.

– Chcę to jak najszybciej załatwić i opuścić to miejsce, bo dłużej nie…

– Wszystko – przerwała jej wiedźma, wyłaniając się zza kotary. – Dokładam jeszcze athame. Przyda wam się, jeśli naprawdę chcecie to zrobić.

– A czym jest to athame? Jeśli mogę wiedzieć.

– Nożem rytualnym.

– Bez przesady! Nie będziemy się ciąć ani nikogo zażynać. Nie jesteśmy satanistkami! – wybuchłam, a miałam się pilnować. Wdech i wydech. Zaraz się uspokoję, albo i nie.

– A czy ja mówiłam, że ktoś będzie kogoś mordować? Powiedziałam tylko, że się przyda – odparła niewinnie, choć wiedziałam, że nie było w niej nic z niewinności.

– To ile płacę? – Nina postanowiła odwrócić jej uwagę. Szlachetnie.

– Czterdzieści dolarów. Zapakować?

– Nie. Jakoś sobie poradzimy.

Podała jej gotówkę i zaczęła pakować kolorowe świece, kryształy i hermetycznie zapakowane zioła. Między nimi błysnął niewielki nóż obosieczny o prostej budowie. Zapewne to było to athame, o którym wspominała wiedźma.

– Dziękujemy i do niewidzenia – powiedziałam, gdy tylko Nina zapięła swoją torbę. Obróciłam się na pięcie i zaciągnęłam ją do drzwi. Dopiero gdy znalazłyśmy się za drzwiami, którymi przy okazji trzasnęłam, odezwałam się ponownie: – Nigdy więcej tam nie wejdę – oznajmiłam, puszczając jej dłoń.

– Ja również – przyznała, spuszczając wzrok. – Mogłaś być dla niej milsza…

– To nie leży w mojej naturze. Poza tym zasłużyła sobie. Nie wszystko jest takie, jak się wydaje w pierwszej chwili, a ona wcale nie chciała nam pomóc.

– Skąd możesz to wiedzieć?

– Po prostu. A teraz wracajmy do domu. Widzimy się jutro przed zajęciami.

Ruszyłam w kierunku, z którego przyszłyśmy z Niną. Chciałam znaleźć najbliższy autobus do domu, a przy okazji dopilnować, by Nina nie zabłądziła po drodze do swojego. Muszę zająć czymś umysł, by jak najszybciej wyrzucić tę wizytę z głowy. Po powrocie wezmę się za naukę, co zawsze pozwala mi zapomnieć o problemach.

* * * *

Zbudziłam się kilka minut przed szóstą. Gdy spojrzałam przez okno, zauważyłam, że na zewnątrz wciąż panuje półmrok. Nie lubiłam mroku, ciemności ani stresujących sytuacji. Wolałam tego unikać. A to bardziej wzbudzało we mnie strach i niepewność. Odczuwałam też stres. Nie wiedziałam, czy był spowodowany tajemniczą, dziwną sprzedawczynią, czy pierwszym miesiącem szkoły. To nie był mój pierwszy rok, a za każdym razem denerwowałam się tak samo. Jakby to była trauma, której nie potrafię przezwyciężyć. Ciążyło mi to i aby oderwać się od natłoku myśli, postanowiłam zwlec się z łóżka i pójść pod prysznic, by zmyć z siebie cały stres.

Dziwnie zakręciło mi się w głowie. Zwaliłam to jednak na niewyspanie, nie na tę kobietę w sklepie, jak zrobiłaby to zapewne Patricia. Po upływie kilku minut poczułam, jak moja głowa wraca do normy i byłam już w stanie pójść do łazienki.

Zawinęłam mokre włosy w ręcznik i opatuliłam się miękkim białym szlafrokiem. Zaczęłam szczotkować zęby. Po kilkakrotnym upewnieniu się, że nie zostawiłam podłączonej suszarki w umywalce, wyszłam z pomieszczenia, kierując się w stronę schodów prowadzących na parter domu. Zeszłam do kuchni, gdzie włączyłam czajnik, po czym nasypałam sobie kawy do kubka w oczekiwaniu na zagotowanie wody. W międzyczasie wyjęłam mleko i zauważyłam, że mój starszy brat, Dorian, zostawił mi śniadanie w mikrofalówce. Mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie i wyciągnęłam przygotowane przez niego tosty z urządzenia. Mimo pośpiechu, który stał się jego poranną rutyną, nigdy nie zapominał, by podzielić się ze mną śniadaniem. Musiał mnie naprawdę kochać. Szkoda, że chciałam złamać mu serce, które poświęcił, by mnie wychować. Może mi kiedyś wybaczy?

Woda się zagotowała, a dźwięk pstryknięcia odsunął moje myśli od zadręczania się tym, co nastąpi w niedalekiej przyszłości.

Z kubkiem pełnym kawy i ustami zapchanymi tostami przeszłam do niewielkiego prostokątnego salonu z jasnozielonymi ścianami. Postawiłam kubek na niedużym olchowym stoliku, wokół którego były ustawione dwa małe beżowe fotele i sofa, naprzeciw nich stała trzyszufladowa komoda, a na niej znajdował się telewizor. Nasz dom był przytulny i niewielki, ale nasz.

Mogłabym tak trwać, ale musiałam przygotować się do zajęć. Niechętnie opuściłam salon, po drodze zerkając przelotnie na regał przy drzwiach ze zdjęciami rodzinnymi. Szkoda, że to już dawno minęło, a każde z nas wyrosło. Gdyby rodzice wciąż żyli, nie musiałabym robić tego, co zamierzam. Przynajmniej tak się mogłam usprawiedliwiać.

Wróciłam na górę do pokoju w poszukiwaniu odpowiedniego stroju do szkoły. Mój pokój miał spadzisty sufit, był wąski i podłużny. Przy wejściu stała dwudrzwiowa dębowa szafa z lustrem, a naprzeciw niej było ustawione biurko. Pomiędzy nimi znajdowało się pojedyncze łóżko.

Zaczęłam grzebać wśród stosów ubrań, które chciałam kiedyś posegregować, tylko nigdy nie umiałam znaleźć na to czasu. W końcu, gdy myślałam, że już niczego sensownego nie znajdę, moim oczom ukazała się biała koronkowa bluzka z wąskim dekoltem i czarne dżinsy. Włożyłam je, po czym chwyciłam gumkę do włosów z biurka i związałam prawie suche włosy w wysoki kucyk. Zaznaczyłam rzęsy tuszem, a po ustach przejechałam błyszczykiem. Chwyciłam błękitną torbę z książkami, porzuconą poprzedniego dnia przy framudze drzwi, i zeszłam na dół. Przechodząc wzdłuż korytarza, zatrzymałam się na chwilę przed lustrem, po czym stwierdziłam, że wyglądam w miarę dobrze i jestem gotowa, by opuścić tak dom.

Odłożyłam torbę na niewielki taboret przy drzwiach wejściowych. Narzuciłam na siebie płaszcz i założyłam buty. Przerzuciłam torbę przez ramię. Wyszłam na dwór, upewniłam się dwukrotnie, czy drzwi są zamknięte, i ruszyłam na przystanek autobusowy, żeby jechać do szkoły.