Wynalezienie Europy Wschodniej. Mapa cywilizacji w dobie Oświecenia - Larry Wolff - ebook

Wynalezienie Europy Wschodniej. Mapa cywilizacji w dobie Oświecenia ebook

Wolff Larry

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Podział na Europę Zachodnią i Wschodnią jest jednym z najbardziej rozpowszechnionych stereotypów europejskich. Tym razem przygląda mu się Larry Wolff – profesor na New York University, a zatem człowiek spoglądający na obie strony tej granicy z pewnego dystansu.

Wolff uderza w samo sedno i zadaje pytania o to, jak i po co skonstruowano ten mit „gorszej” Europy Wschodniej, dlaczego Europę Środkową odbijano niczym piłeczkę pingpongową, dlaczego z taką łatwością przesuwano linię, która za każdym razem oddzielała Cywilizację od Barbarii, Kulturę od Natury, Ludzi od Bestii.

W swojej książce poświęconej sposobom, w jaki zachodnioeuropejskie Oświecenie projektowało wyobrażenia Europy Wschodniej, Wolff próbuje wyjść poza pary opozycji i stereotypów dotyczących tego regionu i sprawdzić, w jaki sposób one powstawały. Przygląda się nie tyle Europie Wschodniej, co stanowi wiedzy Europy Zachodniej na temat Wschodu, propozycji jego „ucywilizowania”, „uporządkowania” i podboju. Podejrzliwie i krytycznie przygląda się pismom filozofów, sztukom teatralnym, pamiętnikom, listom i kodeksom prawnym. Jego bohaterami są Katarzyna II, Wolter, Rousseau, Casanova, pierwsi badacze, antropolodzy, dyplomaci i wojskowi. Ale też Edward Said, Jacques Derrida i Michel Foucault.

Ten wykształcony w Oświeceniu paradygmat myślenia o Europie Wschodniej wciąż jest aktywny, wpływa nie tylko na wyobrażenia kulturowe, ale także na działania polityczne i ekonomiczne oraz przyporządkowania ideologiczne i światopoglądowe, domagające się od Europy Środkowej potwierdzania wciąż na nowo jej „europejskości” i przydzielające określone role – według których na przykład Polce przypada w udziale pozycja przedmurza wobec wpływów rosyjskich.

Wolff ma świadomość, że proces, który opisuje, doprowadził nie tylko do podboju Europy Wschodniej przez Napoleona, ale jego konsekwencją ostateczną była także hitlerowska ekspansja na Wschód, a także ciągle aktualna polityka wobec Rosji. Pyta zatem o jego źródła, ale również o to, co sprawiło, że stał się on wygodnym schematem, żywym nawet współcześnie.

Autor nie ogranicza się do studiowania kolejnych pism – schodzi na pola bitew, pokazuje efekty wojen, jakie przetaczały się przez Europę sto lat wcześniej i później. Z konstruktów różnych „Europ” Wolff wyprowadza bardzo konkretne konsekwencje polityczne, mające wpływ na największe konflikty XX wieku.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 752

Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Nowo­jor­czyk i wyna­le­zie­nie Europy Wschod­niej

Nowo­jor­czyk i wyna­le­zie­nie Europy Wschod­niej

Przy­na­leż­ność do Wschodu lub Zachodu to nie kwe­stia geo­gra­fii i gra­nic. To przede wszyst­kim pro­blem przy­na­leż­no­ści do kręgu kul­tu­ro­wego, strefy eko­no­micz­nej i sys­temu poli­tycz­nego — to kwe­stia świa­to­po­glądu, ale i wspól­noty doświad­czeń. „Pod wzglę­dem panu­ją­cego sys­temu poli­tycz­nego Europa środ­kowa jest Wscho­dem; pod wzglę­dem prze­szło­ści kul­tu­ral­nej — Zacho­dem. A ponie­waż Europa traci poczu­cie wła­snej toż­sa­mo­ści kul­tu­ral­nej, to w Euro­pie środ­ko­wej widzi jedy­nie jej ustrój poli­tyczny. Innymi słowy, widzi w Euro­pie środ­ko­wej jedy­nie Europę wschod­nią”, pod­kre­ślał przed nie­omal czter­dzie­stu laty Milan Kun­dera w swoim gło­śnym eseju Zachód porwany albo tra­ge­dia Europy Środ­ko­wej, opu­bli­ko­wa­nym na łamach „The New York Review of Books”, doda­jąc: „Po 1945 roku gra­nica mię­dzy dwiema Euro­pami prze­su­nęła się o kil­ka­set kilo­me­trów na zachód i narody, które dotąd uwa­żały się za zachod­nie, obu­dziw­szy się pew­nego poranka, stwier­dziły, że znaj­dują się na Wscho­dzie. Po woj­nie ukształ­to­wały się w Euro­pie trzy zasad­ni­cze sytu­acje: sytu­acja Europy zachod­niej, sytu­acja Europy wschod­niej oraz sytu­acja Europy środ­ko­wej. Ta ostat­nia jest naj­bar­dziej skom­pli­ko­wana”1.

Jeśli ta skom­pli­ko­wana Europa Środ­kowa jest przede wszyst­kim kwe­stią naszego świa­to­po­glądu, a stwo­rzony w Jał­cie zim­no­wo­jenny podział geo­po­li­tyczny na Wschód i Zachód Europy runął wraz z murem ber­liń­skim w roku 1989, to czy można zna­leźć jed­no­znaczną odpo­wiedź na istotę i linię podziału na wschód i zachód naszego Kon­ty­nentu? Histo­rycy gospo­dar­czy już dawno na to pyta­nie zna­leźli odpo­wiedź. To dualizm agrarny Europy jako sku­tek wiel­kich odkryć geo­gra­ficz­nych. Stały się one kata­li­za­to­rem naro­dzin i roz­woju kapi­ta­li­zmu na zacho­dzie Europy. Rów­no­le­gle na tery­to­riach na wschód od Łaby postę­po­wała refeu­da­li­za­cja i roz­wój „wtór­nego pod­dań­stwa chło­pów”. Pozwo­liło to bada­czom dzie­jów spo­łeczno-gospo­dar­czych na wyraźny podział Sta­rego Kon­ty­nentu na postę­powy Zachód i zaco­fany Wschód. Ana­liza róż­nych modeli roz­woju spo­łeczno-gospo­dar­czego od dawna sta­no­wiła w mię­dzy­na­ro­do­wym dys­kur­sie histo­ry­ków pod­sta­wowe kry­te­rium pozwa­la­jące na wyod­ręb­nie­nie Europy Wschod­niej2. Zarówno dłu­gie trwa­nie feu­da­li­zmu, jak i świeża lek­cja komu­ni­zmu pozo­sta­wały pod­sta­wo­wymi kry­te­riami podziału na Europę Wessis i Ossis wzdłuż linii Łaby.

Larry Wolff — pro­fe­sor Uni­wer­sy­tetu Nowo­jor­skiego — już kilka lat po upadku muru ber­liń­skiego zapro­po­no­wał nam jed­nak inną per­spek­tywę na bipo­larny podział Europy, cofa­jąc się w swo­ich roz­wa­ża­niach do wieku XVIII! W wyda­nym w roku 1996 obszer­nym stu­dium Wyna­le­zie­nie Europy Wschod­niej. Mapa cywi­li­za­cji w dobie Oświe­ce­nia pod­jął się wni­kli­wej ana­lizy zmien­no­ści poję­cia Europy Wschod­niej zarówno w wymia­rze poli­tycz­nym, jak i cywi­li­za­cyj­nym. Wywo­dząc je ze stwo­rzo­nej przez oświe­ce­nio­wych phi­lo­so­phes ide­olo­gii egzo­tycz­nego i bar­ba­rzyń­skiego Wschodu, ziden­ty­fi­ko­wał dwa aksjo­maty leżące „u pod­łoża dwóch stu­leci histo­rii idei, histo­rii »cywi­li­za­cji« w Euro­pie, dzie­jów wymy­śle­nia Europy Wschod­niej”3. Według Wolffa pro­ble­mem klu­czo­wym dla zro­zu­mie­nia potrzeby „wymy­śle­nia Europy Wschod­niej” stał się dyle­mat włą­cze­nia lub wyklu­cze­nia tery­to­riów pery­fe­ryj­nie poło­żo­nych wzglę­dem epi­cen­trum cywi­li­za­cji. Anty­no­mia cywi­li­zo­wany Zachód i bar­ba­rzyń­ski Wschód wyni­kała z jed­nej strony z potrzeby zde­fi­nio­wa­nia skali zasięgu gospo­dar­czego i kul­tu­ro­wego modelu osiem­na­sto­wiecz­nej cywi­li­za­cji w stylu fran­cu­skim. Z dru­giej zaś była owo­cem zacie­ka­wie­nia oświe­ce­nio­wych elit Europy egzo­tyką wschodu kon­ty­nentu jako anty­tezy Zachodu. Ten Wschód ozna­czał wów­czas zarówno tery­to­ria „naszej Europy Środka”, jak i Rosję Kata­rzyny Wiel­kiej.

Oświe­ce­niowa kon­cep­cja egzo­tycz­nego Wschodu, odle­głego od jądra Europy, jakie sta­no­wił Zachód, według nowo­jor­skiego pro­fe­sora wykra­cza poza syn­drom trzonu i pery­fe­rii.

Larry Wolff udo­wad­nia, że „czyn­niki spo­łeczne i gospo­dar­cze by­naj­mniej nie były jedy­nymi, które dopro­wa­dziły do stwo­rze­nia przez Europę Zachod­nią poję­cia Europy Wschod­niej”4. Wycho­dząc poza gospo­dar­cze modele Imma­nu­ela Wal­ler­ste­ina5, Wolff pod­kre­śla zna­cze­nie mitu, jaki two­rzył oświe­ce­niowy „trzon” roz­pięty pomię­dzy Pary­żem a Lon­dy­nem, zmie­nia­jąc dotych­cza­sowy podział Europy na Pół­noc i Połu­dnie. Podział ten był jesz­cze czy­telny w XVIII wieku według kry­te­rium: pro­te­stancka, dyna­micz­nie roz­wi­ja­jąca się Pół­noc i kato­lic­kie, ogar­nięte sta­gna­cją Połu­dnie. Larry Wolff prze­ko­nuje, że osiem­na­sto­wieczne pary­skie i lon­dyń­skie elity zastą­piły podział Pół­noc–Połu­dnie nowym podzia­łem na cywi­li­zo­wany Zachód i bar­ba­rzyń­ski Wschód! W tym też Wolff upa­truje przy­czyny ani­hi­la­cji środ­ko­wo­eu­ro­pej­skiej toż­sa­mo­ści. Samo­okre­śle­nie Europy Zachod­niej wyma­gało anty­tezy Wschodu. Jeśli osiem­na­sto­wieczna Europa Wschod­nia to opis pery­fe­rii i sym­bol nie­do­ro­zwoju stwo­rzone przez oświe­ce­niowy Zachód, to marze­nia Środ­ko­wo­eu­ro­pej­czy­ków pozo­staną snem o cywi­li­za­cji Zachodu. A jeśli tak, to Larry Wolff zanu­rza się w sferę poli­fo­nii pamięci zdo­mi­no­wa­nej przez wyobra­że­nia i mity. Dodajmy, że pamięć kul­tu­rowa jest orga­ni­zo­wa­niem i rytu­ali­zo­wa­niem pamięci zbio­ro­wej. Trzeba też za Janem Assman­nem koniecz­nie powtó­rzyć, że pamięć kul­tu­rowa buduje naszą toż­sa­mość, która ma dwa wymiary. Pierw­szy to nie­zmien­ność, bycie cią­gle tym samym. Drugi nato­miast to odpo­wiedź na pyta­nie, co wyróż­nia nas od innych6. Poję­cie toż­sa­mo­ści jest więc poję­ciem wie­lo­znacz­nym.

Czy Wyna­le­zie­nie Europy Wschod­niej pozwala nam dzi­siaj lepiej zro­zu­mieć sens naszej wiary w Europę Środka? Bo rok 1989 zmie­nił seman­tykę poję­cia Wschodu. Zasad­ni­czym pro­ble­mem dla miesz­kań­ców Europy Środ­ko­wej była i jest obse­sja poło­że­nia, szcze­gól­nie czy­telna w przy­padku Pol­ski. Usy­tu­owa­nie pomię­dzy dwoma naj­więk­szymi naro­dami Europy: Niem­cami i Rosja­nami, z dawien dawna rodziło poczu­cie zagro­że­nia. W sto­sunku do Rosji, a także przez pewien czas Tur­cji, zagro­że­nie to łączyło się z poczu­ciem peł­nie­nia misji bastionu cywi­li­za­cji łaciń­skiej.

Dzi­siaj Europa Środ­kowa to lek­cja komu­ni­zmu; to kry­tyka idei postępu; to wszech­obec­ność histo­rii; to skom­pli­ko­wana geo­gra­fia i geo­po­li­tyka; to róż­no­rod­ność kul­tu­rowa i siła nacjo­na­li­zmów; to kom­pleks niż­szo­ści pery­fe­rii, a rów­no­cze­śnie kre­atyw­ność pogra­ni­cza. Europa Środ­kowa to trudny dia­log z sąsia­dem7.

Larry Wolff — pro­fe­sor Uni­wer­sy­tetu Nowo­jor­skiego — odkrywa przed nami histo­rię two­rze­nia wyobra­żeń i ste­reo­ty­pów o nas samych. Już we wstę­pie swej książki pod­kre­śla, że dla oświe­ce­nio­wych elit „trzonu” ówcze­snej cywi­li­za­cji „czy to w duchu ima­gi­na­cyj­nym, czy filo­zo­ficz­nym, figlar­nym czy nauko­wym, bada­nie Europy Wschod­niej, tak jak orien­ta­lizm, było formą inte­lek­tu­al­nego pano­wa­nia, łącze­nia wie­dzy i wła­dzy, utrwa­la­nia domi­na­cji i pod­po­rząd­ko­wy­wa­nia”8. Rów­no­cze­śnie Ame­ry­ka­nin pomaga nam zro­zu­mieć, gdzie byli­śmy i gdzie jeste­śmy wzglę­dem epi­cen­trum cywi­li­za­cji euro­pej­skiej i jak trudny jest men­talny remap­ping Europy.

Syn­drom pery­fe­rii to rów­nież gorzka lek­cja prawdy o nas samych, jakże inna od odzie­dzi­czo­nej po wieku XIX naro­do­wej mito­lo­gii. To także inna per­spek­tywa na nasze miej­sce w histo­rii, która skła­nia do pogłę­bio­nej reflek­sji. W epoce oświe­ce­nio­wego prze­łomu „odkry­wana” wów­czas Europa Wschod­nia stała się po raz pierw­szy polem obser­wa­cji na taką skalę. Wszyst­kich intry­go­wał wschód Europy. Nie przy­pad­kiem więc na stro­nach dzieła Larry’ego Wolffa prze­wi­jają się nazwi­ska Wol­tera, Rous­seau, Her­dera, Les­singa, Dide­rota czy Adama Smi­tha. Już wów­czas — w spo­rze pomię­dzy Wol­te­rem a Rous­seau — poja­wiła się ambi­wa­len­cja w sto­sunku do Rosji i orien­tal­nej tra­dy­cji jej sys­temu poli­tycz­nego. Jakże dale­ko­wzroczna zdaje się w tej kwe­stii myśl Wol­tera, że „dobro­czynna auto­kra­cja może nie być odpo­wied­nia dla kra­jów zachod­nich, ale jest odpo­wied­nia dla kraju, któ­rego lud­ność na­dal żyje w warun­kach zbli­żo­nych do pier­wot­nych”9. Z kolei Adam Smith uwa­żał Pol­skę za kraj zaco­fany i biedny, ale nale­żący do euro­pej­skiego obszaru gospo­dar­czego. Filo­zo­ficzne spoj­rze­nie Smi­tha okre­ślało miej­sce ówcze­snej Pol­ski w hie­rar­chii naro­dów oraz defi­nio­wało miarę jej zaco­fa­nia i ana­chro­nicz­ność jej modelu roz­woju10. Zaska­kuje nie­zwy­kła aktu­al­ność wielu myśli, ste­reo­ty­pów i postaw, jak choćby komen­ta­rze Jeana-Jacques’a Rous­seau o dyle­ma­tach Pola­ków11! Jego prze­strogi dla Pol­ski to rów­no­cze­śnie poucza­jąca ana­lo­gia do naszych współ­cze­snych pro­ble­mów wize­run­ko­wych i oka­zja, aby patrząc w lustro, zapy­tać: jacy jeste­śmy w oczach innych12!

Wyobra­ża­nie sobie Europy Wschod­niej nie­rzadko oparte było na fik­cji i fan­ta­zji. Denis Dide­rot powie­rzył Louisowi de Jau­co­urt — wykształ­co­nemu w Gene­wie, Lej­dzie i Cam­bridge — opra­co­wa­nie spo­rej czę­ści fran­cu­skiej Ency­klo­pe­dii. Zain­te­re­so­wany przy­ro­do­znaw­stwem i medy­cyną de Jau­co­urt nie zawa­hał się jed­nak opra­co­wać rów­nież haseł doty­czą­cych Pol­ski i Węgier. Larry Wollf dema­skuje na przy­kła­dzie pary­skiej Ency­klo­pe­dia: ou dic­tion­na­ire… subiek­tyw­ność, a nawet absur­dal­ność wielu stwier­dzeń de Jau­co­urta budu­ją­cych oświe­ce­niową per­spek­tywę Europy Zachod­niej na Europę Środ­kową13. Rów­no­cze­śnie trudno odmó­wić fran­cu­skiemu ency­klo­pe­dy­ście intu­icji. De Jau­co­urt zasta­na­wiał się bowiem w pomiesz­czo­nym w 12. tomie Ency­klo­pe­dii haśle Polo­gne, co wcze­śniej znisz­czy Pol­skę: „Brze­mię nie­wol­nic­twa czy nad­miar wol­no­ści”14.

Larry Wolff w finale swo­ich intry­gu­ją­cych roz­wa­żań zastrzega się, że tema­tem jego „książki nie jest Europa Wschod­nia. Gra­ma­tyka tytułu pod­kre­śla, że Europa Wschod­nia jest tutaj trak­to­wana przede wszyst­kim jako obiekt, a mia­no­wi­cie obiekt licz­nych dzia­łań inte­lek­tu­al­nych, któ­rym pod­dało ją zachod­nio­eu­ro­pej­skie Oświe­ce­nie”15. Nad stwo­rze­niem wize­runku tego „obiektu” pra­co­wały w oświe­ce­nio­wej Euro­pie: dyplo­ma­cja, kar­to­gra­fia i filo­zo­fia, dzia­ła­jąc w trój­ką­cie wza­jem­nego wspie­ra­nia się, wzmac­nia­nia i uza­sad­nia­nia. Wolff słusz­nie też pod­kre­śla, że „Jeśli sprawy mię­dzy­na­ro­dowe przy­czy­niły się do powsta­nia obrazu Europy Wschod­niej jako obszaru geo­gra­ficz­nego cha­osu, rucho­mych gra­nic i prze­su­wa­ją­cych się czę­ści, to obraz ten budo­wał z kolei kli­mat kul­tu­rowy regionu, w któ­rym sprawy te się roz­gry­wały i w któ­rym o nich infor­mo­wano”16. Czy więc dyle­maty Milana Kun­dery pozo­stają i dziś aktu­alne? Prze­cież w Euro­pie Środka toż­sa­mość kul­tu­rowa ni­gdy nie była czymś danym na zawsze i wymaga nie­usta­ją­cego wyboru.

Histo­ria „wyna­le­zie­nia Europy Wschod­niej” potwier­dza, że sto­sunki mię­dzy­na­ro­dowe zależą w dużej mie­rze od naszych wyobra­żeń o innych, te zaś oparte są czę­sto na ste­reo­ty­pach, czyli żywio­nych przez ludzi utar­tych prze­ko­na­niach, które nie znaj­dują potwier­dze­nia w rze­czy­wi­sto­ści. Mimo to nie­chęt­nie się ich pozby­wamy. Gor­don All­port okre­ślił ste­reo­ty­pi­zo­wa­nie jako „prawo naj­mniej­szego wysiłku”, któ­rym kie­ruje się czło­wiek, wybie­ra­jąc naj­mniej pra­co­chłonne metody17. Two­rzy wtedy pro­ste prze­ko­na­nia, krzyw­dzące swoją powierz­chow­no­ścią. Zwal­niają nas one z myśle­nia o tym, jak naprawdę wygląda świat. Doty­czy to zwłasz­cza ste­reo­ty­pów naro­do­wych. Raz sfor­mu­ło­wane są odporne na zmianę pod wpły­wem nowej infor­ma­cji. Lek­cja, jakiej udziela nam w tym wzglę­dzie Nowo­jor­czyk i Wyna­lazca Europy Wschod­niej, jest nie­zwy­kle poucza­jąca!

— Jacek Pur­chla Kra­ków, 1 maja 2020 roku

Milan Kun­dera, Zachód porwany albo tra­ge­dia Europy Środ­ko­wej, „Zeszyty Lite­rac­kie” 1984, nr 5. [wróć]

Anna Sosnow­ska, Zro­zu­mieć zaco­fa­nie. Spory histo­ry­ków o Europę Wschod­nią (1947–1994), War­szawa 2004, s. 327–331. Wiel­kie zasługi w bada­niach nad feno­me­nem „Europy pańsz­czy­zny” poło­żyli rów­nież przed­sta­wi­ciele pol­skiej szkoły histo­rii gospo­dar­czej Marian Mało­wist i Witold Kula. [wróć]

Zob. Wpro­wa­dze­nie [wróć]

Zob. Wpro­wa­dze­nie [wróć]

Imma­nuel Wal­ler­stein, The Modern World-Sys­tem. Capi­ta­list Agri­cul­ture and the Ori­gins of the Euro­pean World-Eco­nomy in the Sixte­enth Cen­tury, New York 1974. [wróć]

Jan Assmann, Kul­tura pamięci, w: Pamięć zbio­rowa i kul­tu­rowa. Współ­cze­sna per­spek­tywa nie­miecka, red. Mag­da­lena Sary­usz-Wol­ska, Kra­ków 2009, s. 33. [wróć]

Lon­nie R. John­son, Cen­tral Europe. Ene­mies, Neigh­bors, Friends, New York−Oxford 1996. [wróć]

Zob. Wpro­wa­dze­nie [wróć]

Zob. „Wie­cze­rzać w Sofii” [wróć]

Zob. „Wie­cze­rzać w Sofii” [wróć]

Zob. „Dzielni Polacy, uwa­żaj­cie!” [wróć]

Zob. „Dzielni Polacy, uwa­żaj­cie!” [wróć]

Zob. „W Azji i w Euro­pie” [wróć]

Louis de Jau­co­urt, Polo­gne, w: Encyc­lo­pe­die: ou dic­tion­na­ire raisonné des scien­ces, des arts et des métiers, nouvelle impres­sion en facsimilé de la première édition de 1751–1780, Stut­t­gart 1967, t. 12, s. 928–930. [wróć]

Zob. Zakoń­cze­nie [wróć]

Zob. Zakoń­cze­nie [wróć]

Elliot Aron­son, Timo­thy D. Wil­son, Robin M. Akert, Psy­cho­lo­gia spo­łeczna. Serce i umysł, przeł. Anna Bez­wiń­ska et al., Poznań 1997, s. 544. [wróć]

Carte Gene­rale: la France et 1’Empire, la Polo­gne et la Rus­sie, w: Chappe d’Aute­ro­che, Voy­age en Sibe­rie, Paryż 1768, t. 4. Jak wska­zy­wał tytuł, była to „mapa ogólna” i obej­mo­wała prze­bieg mar­szruty podróż­nika z zachodu na wschód, nad gło­wami ale­go­rycz­nych postaci, które ilu­stro­wały zna­cze­nie tego prze­miesz­cze­nia; Fran­cja i Święte Cesar­stwo Rzym­skie wystę­pują w duecie jako bogi­nie w kla­sycz­nych stro­jach naprze­ciwko postaci Pol­ski i Rosji, rów­nież w duecie, ale­go­rycz­nie uka­za­nych jako dzi­ku­ski; tak wyglą­dało filo­zo­ficzne zasto­so­wa­nie poję­cia „cywi­li­za­cji” w celu roz­róż­nie­nia mię­dzy Europą Zachod­nią a Wschod­nią. Ze zbio­rów Hough­ton Library, Harvard Uni­ver­sity.

Podzię­ko­wa­nia

Podzię­ko­wa­nia

Pra­cu­jąc nad tym pro­jek­tem, uzmy­sło­wi­łem sobie, z jak bar­dzo sze­ro­kim pro­ble­mem przy­szło mi się zmie­rzyć, toteż tym łatwiej jest mi doce­nić wska­zówki, pomoc i zachęty, które otrzy­my­wa­łem przez wiele lat od nauczy­cieli, kole­gów z pracy, zna­jo­mych i rodziny. Ogromną wdzięcz­ność jestem rów­nież winien naukow­com, któ­rych nie mia­łem oka­zji poznać oso­bi­ście. Ich książki, w wielu wypad­kach napi­sane długo przed moim uro­dze­niem, wska­zy­wały mi drogę przy pracy nad bar­dzo trudną ukła­danką. Przy­pisy na końcu tej książki nie mogą ade­kwat­nie wyra­zić mojej wdzięcz­no­ści dla osób, któ­rych bada­nia pomo­gły mi spró­bo­wać zbu­do­wać spójną całość z mate­riału pocho­dzą­cego z wielu obsza­rów histo­rycz­nych, a zwłasz­cza poko­nać histo­rio­gra­ficzny rów mię­dzy Wschod­nią a Zachod­nią Europą w celu zbada­nia ich kom­ple­men­tar­nej rela­cji w histo­rii idei. Cho­ciaż chcę podzię­ko­wać tym ludziom za otrzy­maną pomoc, jed­no­cze­śnie biorę pełną odpo­wie­dzial­ność za użyte w książce argu­menty, tym bar­dziej że nie­które mogą się wydać kon­tro­wer­syjne. Kwe­stia, jak to się stało, że Oświe­ce­nie zaczęło myśleć o Euro­pie jako podzie­lo­nej na Wschód i Zachód, ma moim zda­niem duże zna­cze­nie histo­ryczne, ale rów­nież poli­tyczne — i liczę na to, że moja teza pobu­dzi dal­szą kry­tyczną dys­ku­sję na ten temat. Zdaję sobie sprawę, że zakres pod­ję­tego przeze mnie pro­blemu histo­rycznego zmu­sił mnie do wej­ścia na cudze fachowe poletka, i mam nadzieję, że moje argu­menty zostaną pod­wa­żone, dopre­cy­zo­wane czy sko­ry­go­wane przez osoby, które tak jak ja uwa­żają, że pyta­nie o Oświe­ce­nie i Europę Wschod­nią jest nie­zwy­kle istotne.

W sen­sie nauko­wym naj­wię­cej zawdzię­czam pro­fe­so­rowi, który tak mądrze pokie­ro­wał moim stu­diami dok­to­ranc­kimi w Stan­for­dzie, Wayne’owi Vuci­ni­chowi, czyli wuj­kowi Wayne’owi. To on zachę­cał mnie do bada­nia Europy Wschod­niej łącz­nie z Zachod­nią, był pro­mo­to­rem mojej pracy dok­tor­skiej o Pol­sce i Waty­ka­nie oraz poka­zał mi na wła­snym przy­kła­dzie sub­tel­ność, wraż­li­wość i rze­tel­ność naukową, na którą zasłu­guje temat Europy Wschod­niej ze strony histo­ry­ków. Jesz­cze dalej w prze­szłość sięga mój dług wobec Wik­tora Wein­trauba, z któ­rym stu­dio­wa­łem pol­ski język, lite­ra­turę i histo­rię idei na Harvar­dzie. Książki, które dał mi do czy­ta­nia, mię­dzy innymi Znasz-li ten kraj? Boya i Rodzinna Europa Miło­sza, spra­wiły, że zaczą­łem się zasta­na­wiać nad kwe­stią podziału Europy na Zachod­nią i Wschod­nią. Mia­łem moż­li­wość korzy­stać z jego rad już na pierw­szym eta­pie tego pro­jektu, a po jego śmierci w 1988 roku bar­dzo mi bra­ko­wało jego samego i jego wska­zó­wek. Temat mojej książki sięga wstecz jesz­cze jedno poko­le­nie dalej, do pro­fe­so­rów moich pro­fe­so­rów, ana­li­zu­ją­cych prace Roberta Ker­nera o osiem­na­sto­wiecz­nych Cze­chach czy Sta­ni­sława Kota o Pol­sce w zachod­nio­eu­ro­pej­skiej lite­ra­tu­rze poli­tycz­nej.

Na stu­diach dok­to­ranc­kich w Stan­for­dzie zetkną­łem się z jesz­cze dwoma pro­fe­so­rami, Gor­do­nem Wri­gh­tem i Gor­do­nem Cra­igiem, któ­rym czę­ściowo zawdzię­czam przy­go­to­wa­nie aka­de­mic­kie nie­zbędne do pod­ję­cia tak trud­nego tematu. Gor­don Wri­ght zare­ko­men­do­wał mi lek­turę Sto­ria dell’idea d’Europa Fede­rica Cha­boda, a Gor­don Craig skło­nił mnie do zasta­no­wie­nia się nad kwe­stią, jak Europa Wschod­nia wyglą­dała z per­spek­tywy Wied­nia w cza­sach, kiedy poli­tyką zagra­niczną Habs­bur­gów zaj­mo­wali się kolejno książę Euge­niusz Sabaudzki i książę Wenzel Anton von Kau­nitz. Jestem wdzięczny Nor­ri­sowi Pope’owi za jego wska­zówki redak­tor­skie. Podzię­ko­wa­nia należą się rów­nież Wil­lia­mowi Abra­ham­sowi i Dor­ris Cohn za nie­zwy­kle cenne uwagi na eta­pie redak­cyj­nym.

Pro­jekt otrzy­mał wspar­cie finan­sowe od Boston Col­lege i Ame­ri­can Coun­cil of Lear­ned Socie­ties. Frag­menty mojej pracy od kilku lat pre­zen­tuję na kon­fe­ren­cjach i szcze­gólne podzię­ko­wa­nia należą się tutaj Ale­xowi Pet­ti­towi, który namó­wił mnie do wygło­sze­nia odczytu o Wol­te­rze na kon­fe­ren­cji Stu­diów Osiem­na­sto­wiecz­nych w Seat­tle w 1991 roku, oraz Susan Sule­iman, która rok póź­niej zapro­siła mnie do wystą­pie­nia w Ośrodku Badań Lite­rac­kich i Kul­tu­ro­wych na Harvar­dzie. Nad kwe­stiami zwią­za­nymi z tym pro­jek­tem zasta­na­wia­łem się pod­czas kon­fe­ren­cji na Uni­wer­sy­te­cie Cor­nella poświę­co­nej Fran­cji i Pol­sce (1988) i przy tej oka­zji Alain Guery udo­stęp­nił mi swoje prace o fizjo­kra­tach w Pol­sce; dzię­kuję rów­nież Micha­elowi Wil­so­nowi za pomoc w prze­tra­wie­niu nauko­wych owo­ców tej kon­fe­ren­cji.

Wielu naukow­ców zare­ago­wało na mój pro­jekt inte­re­su­jącą kry­tyką i cen­nymi radami. Jestem wdzięczny Gaeta­nowi Pla­ta­nii za pomoc z Bosco­vi­chem, a Mary­li­nie Żół­tow­skiej Wein­traub z Mara­tem. Peter Stan­sky pomógł mi roz­po­znać w lady Cra­ven mar­gra­binę Ans­bach. Dena Good­man ostrze­gła mnie, żebym nie lek­ce­wa­żył Mme Geof­frin. Simon Schama zachę­cał mnie, żebym nie dał się zastra­szyć repu­ta­cji Gib­bona. Robert Darn­ton życz­li­wie zare­ago­wał na moją prośbę o pomoc z Carrą w Moł­da­wii. Anthony Cross poświę­cił sporo czasu na wypro­wa­dze­nie mnie z błędu w kwe­stii Jose­pha Mar­shalla. Ste­phen Gre­en­blatt i Antoni Mączak udzie­lili mi bar­dzo cen­nych wska­zó­wek na temat podróż­ni­ków i lite­ra­tury podróż­ni­czej. Jerzy Jedlicki udo­stęp­nił mi maszy­no­pis swo­jej pracy o Pol­sce w Euro­pie.

Szcze­gólne podzię­ko­wa­nia należą się Lesliemu Cho­qu­ette’owi, nie tylko za pomoc z mar­ki­zem de Sade, ale rów­nież za kry­tyczną lek­turę pierw­szej wer­sji maszy­no­pisu. Jestem rów­nież wdzięczny Kathy Ann Mil­ler za prze­czy­ta­nie wstępu w samym środku hura­ganu. Maria Tatar słu­żyła mi pomocą, poradą i zachętą na każ­dym eta­pie tego pro­jektu i ogrom­nie wiele sko­rzy­sta­łem na jej inspi­ru­ją­cym poczu­ciu rów­no­wagi, czy to pomię­dzy histo­rią i lite­ra­turą, czy to zdro­wiem psy­chicz­nym i bada­niami nauko­wymi; poka­zała mi rów­nież, że rze­czy­wi­ście moż­liwe jest napi­sa­nie trze­ciej książki — i to nie tra­cąc wszyst­kich przy­ja­ciół. Frag­menty poświę­cone podróż­ni­kom wiele zawdzię­czają mojej przy­jaźni z Pau­lem Marxem, który w latach osiem­dzie­sią­tych razem ze mną wykła­dał histo­rię i lite­ra­turę na Harvar­dzie; jego inte­lek­tu­alny entu­zjazm roz­bu­dził we mnie zain­te­re­so­wa­nie lite­ra­turą podróż­ni­czą. Od jego śmierci w 1989 roku bar­dzo mi go bra­kuje.

Moi współ­pra­cow­nicy z wydziału histo­rii w Boston Col­lege fan­ta­stycz­nie mnie wspie­rali od początku do końca tego pro­jektu. Jestem szcze­gól­nie wdzięczny Tomowi Perry’emu za nasze dys­ku­sje o Mozar­cie, Robin Fle­ming za suge­stie o Scy­tach i Pau­lowi Bre­ine­sowi za uży­teczne wska­zówki na temat Her­dera i Hegla. Moi dwaj dok­to­ranci, Hugh Guil­der­son i Nick Rowe, rów­nież zain­spi­ro­wali mnie do prze­my­śle­nia pew­nych waż­nych osiem­na­sto­wiecz­nych kwe­stii. Jestem wdzięczny Biblio­tece O’Neilla w Boston Col­lege, pod wspa­nia­łym kie­row­nic­twem Mary Cro­nin, za zno­sze­nie gradu moich pytań i zała­twia­nie ksią­żek, które uwa­ża­łem za nie­do­stępne w Bosto­nie.

Jim Cro­nin jest wspa­nia­łym czło­wie­kiem i wspa­nia­łym przy­ja­cie­lem — jego przy­jaźń pomo­gła mi nie tylko napi­sać tę książkę, ale rów­nież czer­pać z tego przy­jem­ność. Jego porady były tak mądre, zachęty takie entu­zja­styczne, a przy­kład tak inspi­ru­jący, że wyzna­czyły mi nowy stan­dard aka­de­mic­kiego kole­żeń­stwa. Jego prze­ni­kliwa zna­jo­mość psy­cho­lo­gii badań nauko­wych i aka­de­mic­kiej poli­tyki, a także świa­do­mość, że bycie pro­fe­so­rem histo­rii wiąże się rów­nież z roz­ma­itymi przy­jem­no­ściami, zmie­niły moje życie.

Perri Klass — który to już raz? — nie tylko znosi moją wewnętrzną nie­rów­no­wagę i nie do końca sym­pa­tyczny spo­sób bycia w odmę­tach przed­się­wzię­cia nauko­wego, ale rów­nież udziela mi zawsze traf­nych rad na temat każ­dego aspektu całego pro­jektu, od usta­le­nia jego zakresu po naj­bar­dziej pedan­tyczne szcze­góły osta­tecz­nego for­matu. Książka ta ogrom­nie wiele zyskała dzięki jej wska­zów­kom wszę­dzie tam, gdzie star­czyło mi roz­sądku, aby się do nich zasto­so­wać, a poza tym to Perri zna­la­zła pol­ski akcent w twór­czo­ści Louisy May Alcott. Perri Klass żyje ze mną i z moim zain­te­re­so­wa­niem Europą Wschod­nią od cał­kiem dawna i zda­rzyło się jej nawet miesz­kać w namio­cie pod Kra­ko­wem. Ode­słała mnie z powro­tem do Europy Wschod­niej, zanim sam poją­łem, że już naj­wyż­sza pora się tam wybrać, i pod­su­nęła mi ide­al­nego towa­rzy­sza tej podróży, pro­fe­sora Nicho­lasa Fran­cię, tajem­ni­czego następcę tronu bra­szow­skiego z romansu The Prince and the Patriot. Jed­nak to Perri Klass jest moim wzo­rem, a także moją ulu­bioną pisarką i praw­dziwą miło­ścią. Zdo­ła­li­śmy razem stwo­rzyć dom, w któ­rym wiele rze­czy się zanie­dbuje, ale książki takie jak ta zostają w końcu napi­sane, i z reguły udaje się zro­bić dzie­ciom dru­gie śnia­da­nie do szkoły. Do wymy­śla­nia Europy Wschod­niej nasze dzieci odno­szą się dość przy­chyl­nie; Orlando od początku był wta­jem­ni­czony w cały pro­jekt, nato­miast Jose­phine uro­dziła się w 1989 roku, wschod­nio­eu­ro­pej­skim annus mira­bi­lis. Tylko one same wie­dzą, jak bar­dzo uprzy­jem­niają mi pracę.

Naj­wię­cej zawdzię­czam moim rodzi­com, któ­rym dedy­kuję tę książkę. Dedy­kuję ją także pamięci moich dziad­ków, któ­rym zawdzię­czam pewne poczu­cie oso­bi­stego związku ze Europą Wschod­nią.

Obok oso­bi­stych dłu­gów wdzięcz­no­ści są też długi naukowe, które w trak­cie pracy nad tym pro­jek­tem osią­gnęły pokaźne roz­miary. Ze względu na wła­sne ogra­ni­cze­nia posił­ko­wa­łem się wie­dzą innych, szu­ka­jąc kom­plek­so­wych odpo­wie­dzi na dosyć sze­roko sfor­mu­ło­wane pyta­nie. Zagłę­bi­łem się zwłasz­cza w bada­nia uczo­nych fran­cu­skich daw­nych poko­leń. Fran­cu­scy phi­lo­so­phes są cen­tral­nymi posta­ciami oświe­ce­nio­wego wymy­śle­nia Europy Wschod­niej, a naukowcy fran­cu­scy z początku XX wieku ode­grali czo­łową rolę w bada­niu zna­cze­nia tych osiem­na­sto­wiecz­nych oso­bi­sto­ści i pro­ce­sów. Bar­dzo wiele zawdzię­czam pra­com Abla Man­suya o Sło­wia­nach i lite­ra­tu­rze fran­cu­skiej, Marietty Mar­tin o Mme Geof­frin, Alice Che­va­lier o Rulhièrze, Ambro­ise’a Joberta o fizjo­kra­tach, a przede wszyst­kim zna­ko­mi­tym stu­diom Alberta Lor­tho­lary’ego o Rosji i Oświe­ce­niu oraz Jeana Fabre’a o Pol­sce i Oświe­ce­niu. Nie­mały dług zacią­gną­łem także u bar­dziej współ­cze­snych bada­czy Europy Wschod­niej, zwłasz­cza u pol­skiego histo­ryka Ema­nu­ela Rostwo­row­skiego i węgier­skiego histo­ryka Béli Köpecziego, auto­rów zna­ko­mi­tych stu­diów o związ­kach mię­dzy Fran­cją a ich ojczy­znami w XVIII wieku. Wresz­cie naj­wyż­szej próby bada­nia angiel­skie i ame­ry­kań­skie ostat­niego poko­le­nia umoż­li­wiły mi pod­ję­cie pew­nych tyta­nicz­nych tema­tów, na przy­kład sta­no­wią­cej osnowę tej książki rela­cji mię­dzy Wol­te­rem a Kata­rzyną II Wielką. Szybko bym się pogu­bił, gdy­bym na każ­dym kroku nie zaglą­dał do prac o Wol­te­rze autor­stwa The­odore’a Bester­mana, Petera Gaya i Caro­lyn Wil­ber­ger. Pisząc o Kata­rzy­nie, w jesz­cze więk­szym stop­niu opie­ra­łem się na pra­cach Isa­bel de Mada­riagi, Johna Ale­xan­dra i Davida Ran­sela. Nie pora­dził­bym sobie rów­nież bez pracy Mat­thew Smi­tha Ander­sona o Anglii i Rosji oraz P.J. Mar­shalla i Glyn­dwra Wil­liamsa o resz­cie osiem­na­sto­wiecz­nego świata. Muszę w tym miej­scu powtó­rzyć, że żaden z tych naukow­ców nie jest w jakim­kol­wiek stop­niu odpo­wie­dzialny za moje prze­my­śle­nia i argu­menty oraz że zda­rzało mi się nawet wyko­rzy­sty­wać owoce ich badań nieco na prze­kór ich wła­snym inter­pre­ta­cjom.

Bar­dzo dla mnie for­tun­nym zrzą­dze­niem losu pisa­łem tę książkę w latach, kiedy Europa Wschod­nia sku­piła na sobie uwagę i reflek­sję na wszyst­kich forach świata aka­de­mic­kiego. Zwłasz­cza od prze­łomu w 1989 roku cały sze­reg nie­zwy­kle prze­ni­kli­wych auto­rów obszer­nie wypo­wiada się na temat miej­sca Europy Wschod­niej we współ­cze­snej Euro­pie, a ja śle­dzi­łem tę dys­ku­sję z naj­więk­szym zain­te­re­so­wa­niem — mam na myśli zwłasz­cza reflek­sje Timo­thy’ego Gar­tona Asha, Tony’ego Judta, Jacques’a Rup­nika, Daniela Chi­rota, Gale’a Sto­kesa, Kri­shana Kumara, Milana Kun­dery, Josefa Škvoreckiego, Sta­ni­sława Barań­czaka, Adama Mich­nika i Cze­sława Miło­sza. Wszy­scy uczest­ni­czyli w trwa­ją­cym od kilku lat prze­my­śle­niu idei Europy Wschod­niej i nie­moż­liwe byłoby drą­żyć osiem­na­sto­wieczną kwe­stię, która mnie zaprzą­tała, nie bio­rąc pod uwagę nasi­lo­nego zain­te­re­so­wa­nia bie­żą­cymi spra­wami i bie­żą­cymi deba­tami na temat wschod­niej czę­ści Sta­rego Kon­ty­nentu. Cho­ciaż mam nadzieję, że oma­wiane przeze mnie osiem­na­sto­wieczne tematy oświe­tlą tę kwe­stię pod nowym kątem, jestem świa­dom, że moje wła­sne prze­my­śle­nia i argu­menty w nie­ma­łym stop­niu zostały zain­spi­ro­wane — cza­sem w sen­sie pole­micz­nym — oce­nami innych osób, które z powagą, zaan­ga­żo­wa­niem i głę­boką wie­dzą wypo­wiadają się na temat naj­now­szej histo­rii Europy Wschod­niej.

Mam poczu­cie, że jestem winien bar­dziej nie­kon­wen­cjo­nalne podzię­ko­wa­nia boha­te­rom mojej książki, phi­lo­so­phes Oświe­ce­nia. Rzecz jasna ich namiętne zain­te­re­so­wa­nie Europą Wschod­nią pobu­dziło moje zain­te­re­so­wa­nie ich zain­te­re­so­wa­niem. Mam jed­nak świa­do­mość, że w mojej książce wydaję się roz­li­czać ich z cha­rak­teru tego zain­te­re­so­wa­nia, które nawet w swoim naj­bar­dziej życz­li­wym wyda­niu było poli­tycz­nie obcią­żone pew­nymi aspek­tami orien­ta­li­zmu, stan­dar­dami „cywi­li­za­cji” i nie­wy­ra­ża­nymi wprost zało­że­niami hege­mo­nicz­nego dys­kursu. Zdaję sobie sprawę, że w pew­nym sen­sie popeł­niam ten sam grzech aro­gan­cji, sto­su­jąc kry­tyczne narzę­dzia moich cza­sów do wiel­kich umy­słów Oświe­ce­nia, i trudno mi jest oprzeć się poczu­ciu mojej inte­lek­tu­al­nej mało­ści w obli­czu wiel­kich pro­ce­sów histo­rycz­nych. Wyzna­nie to wydaje się tym waż­niej­sze, że phi­lo­so­phes Oświe­ce­nia byli i na­dal pozo­stają moimi inte­lek­tu­al­nymi boha­te­rami; ich zain­te­re­so­wa­nie Europą Wschod­nią, nie­za­leż­nie od tego, jakimi grze­chami obcią­żone, wydaje mi się zarówno zaska­ku­jące, jak i godne podziwu, jako świa­dec­two inte­lek­tu­al­nej cie­ka­wo­ści, odwagi i bły­sko­tli­wo­ści, z któ­rymi pod­cho­dzili do każ­dego aspektu ich świata i które moim zda­niem w dużym stop­niu współ­two­rzyły zamiesz­ki­wany przez nas men­tal­nie współ­cze­sny świat idei. Z tego powodu oma­wiamy te idee i pole­mi­zu­jemy z nimi, a idea Europy Wschod­niej od lat leży w cen­trum moich aka­de­mic­kich zain­te­re­so­wań.

Czło­wie­kiem, który naj­bar­dziej mnie zaprząta, jest Wol­ter. To jeden z moich boha­te­rów — w histo­rii idei nie­wiele jest postaci, któ­rych umy­sły bar­dziej bym podzi­wiał. A prze­cież mam świa­do­mość, że czy­niąc z niego temat ana­lizy i trzon dys­ku­sji w dłu­gich frag­men­tach tej książki, przed­sta­wi­łem jego poglądy w kry­tycz­nym, a cza­sem nawet iro­nicz­nym świe­tle. Peter Gay tak­tow­nie stwier­dził w książce Vol­ta­ire’s Poli­tics, że „kore­spon­den­cja z Kata­rzyną poka­zuje go w jego naj­mniej sym­pa­tycz­nym wyda­niu”. Wzią­łem tę kore­spon­den­cję na warsz­tat i dogłęb­nie prze­ana­li­zo­wa­łem jako pod­sta­wowy doku­ment oświe­ce­nio­wego spoj­rze­nia na Europę Wschod­nią. Innymi słowy, wzią­łem mojego boha­tera i poka­za­łem go od naj­mniej sym­pa­tycz­nej strony. Oczy­wi­ście nie wie­rzę w duchy, tak jak nie wie­rzył w nie Wol­ter, ale jako namięt­nemu miło­śni­kowi dow­cipu Wol­tera nie­trudno mi sobie wyobra­zić miaż­dżącą łatwość, z którą wykpiłby i zbył moje aka­de­mic­kie imper­ty­nen­cje. Tro­chę mnie to roz­straja, zwłasz­cza że moja poprzed­nia książka o Wied­niu Freuda była pra­wie tak samo ana­li­tycz­nie kry­tyczna wobec jed­nego z moich inte­lek­tu­al­nych boha­te­rów. Pro­szę więc uznać mnie za histo­ryka idei, który wcho­dzi w powi­kłane rela­cje z naj­bar­dziej podzi­wia­nymi przez sie­bie umy­słami. Pokor­nie przy­znaję, że nie­zwy­kłe przed­się­wzię­cie inte­lek­tu­alne, jakim było Oświe­ce­nie, nie wyłą­cza­jąc wymy­śle­nia Europy Wschod­niej, okre­śliło kate­go­rie i obszar, na któ­rym reali­zuję moje póź­niej­sze i pośled­niej­sze dąże­nia z dzie­dziny histo­rii idei.

— Larry Wolff

Wpro­wa­dze­nie

Wpro­wa­dze­nie

„Od Szcze­cina nad Bał­ty­kiem do Trie­stu nad Adria­ty­kiem zapa­dła w poprzek kon­ty­nentu żela­zna kur­tyna”, oznaj­mił w 1946 roku Win­ston Chur­chill w Ful­ton w sta­nie Mis­so­uri, w głębi innego kon­ty­nentu. Sfor­mu­ło­wa­nie to odnio­sło zde­cy­do­wa­nie naj­więk­szy suk­ces ze wszyst­kich jego pomy­słów reto­rycz­nych: żela­zna kur­tyna dzie­ląca Europę na dwie czę­ści, na Europę Zachod­nią i Europę Wschod­nią. Przez nie­mal pół stu­le­cia two­rzyła fun­da­men­talną, struk­tu­ralną gra­nicę, w sen­sie men­tal­nym i kar­to­gra­ficz­nym. Na mapie Europy, z jej licz­nymi kra­jami i kul­tu­rami, poja­wiła się żela­zna kur­tyna Chur­chilla, zim­no­wo­jenne pęk­nię­cie ide­olo­giczne kon­ty­nentu. „Cień padł na sceny nie­dawno oświe­tlone zwy­cię­stwem alian­tów”, stwier­dził Chur­chill. Cień ten padł rów­nież na mapę Europy, prze­sła­nia­jąc kraje za żela­zną kur­tyną. A jeśli coś jest pogrą­żone w cie­niu, można sobie mgli­ście wyobra­żać przy­kre, nie­przy­jemne, roz­stra­ja­jące bądź nie­po­ko­jące rze­czy, można rów­nież nie patrzeć zbyt uważ­nie bądź nawet odwró­cić wzrok — bo któż potra­fiłby przej­rzeć żela­zną kur­tynę na wskroś i wyło­wić przy­ciem­nione kształty?

Kraje za żela­zną kur­tyną Chur­chill okre­ślił geo­gra­ficz­nie jako „te wszyst­kie pań­stwa Europy Wschod­niej”; włą­czył je do „tego, co muszę nazwać strefą sowiecką”. We wszyst­kich tych pań­stwach par­tie komu­ni­styczne dążyły do usta­no­wie­nia „tota­li­tar­nej kon­troli”. Linii łączą­cej Szcze­cin z Trie­stem, wyzna­cza­ją­cej gra­nicę owej sowiec­kiej strefy, nie zna­mio­no­wał bez­względny geo­gra­ficzny deter­mi­nizm, bowiem Chur­chill dopu­ścił jeden wyją­tek: „Tylko Ateny — Gre­cja z jej nie­śmier­telną chwałą — swo­bod­nie decy­dują o swo­jej przy­szło­ści”. Jeśli cho­dzi o resztę państw wschod­nich, Chur­chill z jed­nej strony przy­zna­wał, że „bez­pie­czeń­stwo świata wymaga nowej jed­no­ści Europy, z któ­rej nie powinno się wyklu­czyć na stałe żad­nego narodu”, a z dru­giej strony dostrze­gał powody, żeby zaak­cep­to­wać, poprzeć, a nawet pogłę­biać coraz bar­dziej widoczny podział kon­ty­nentu. „W pań­stwach przed żela­zną kur­tyną, która bie­gnie poprzez Europę, ist­nieją inne powody do nie­po­koju”, powie­dział Chur­chill, nie mając wąt­pli­wo­ści, które kraje leżą „przed” — wymie­nił Wło­chy i Fran­cję — a które za tą barierą. Nie­po­ko­iła go kwe­stia infil­tra­cji poli­tycz­nej i ska­że­nia ide­olo­gicz­nego, ponie­waż nawet w Euro­pie Zachod­niej „par­tie komu­ni­styczne czy piąte kolumny sta­no­wią rosnące wyzwa­nie dla cywi­li­za­cji chrze­ści­jań­skiej”k1. Przez całą zimną wojnę żela­zną kur­tynę wyobra­żano sobie jako swo­isty kor­don sani­tarny, odgra­dza­jący świa­tłość cywi­li­za­cji chrze­ści­jań­skiej od jakichś nie­okre­ślo­nych mro­ków. Taka kon­cep­cja dostar­czała dodat­ko­wego uza­sad­nie­nia dla tego, żeby nie patrzeć zbyt uważ­nie na kraje po dru­giej stro­nie.

Prze­mó­wie­nie Chur­chilla w Ful­ton oka­zało się pro­ro­cze. Jego meta­fora zyskała zna­cze­nie geo­po­li­tycz­nego faktu okre­śla­ją­cego sto­sunki mię­dzy­na­ro­dowe. W następ­nym poko­le­niu histo­rycy zim­no­wo­jen­nej dyplo­ma­cji, mię­dzy innymi Wal­ter LaFe­ber i Daniel Yer­gin, roz­wa­żali, czy nie zadzia­łał mecha­nizm samo­speł­nia­ją­cego się pro­roc­twa, czy pro­wo­ka­cyjne prze­mó­wie­nie Chur­chilla nie przy­czy­niło się do wykry­sta­li­zo­wa­nia stref ide­olo­gicz­nych w Euro­pie, przy­spie­sza­jąc utwar­dze­nie sta­no­wisk. Wspo­mnie­nia Chur­chilla poka­zują, że nie był zupeł­nie nie­win­nym obser­wa­to­rem losu, który przy­padł w udziale wschod­nim pań­stwom Europy, że chciał uczest­ni­czyć w wyzna­cza­niu linii gra­nicz­nej i powie­sze­niu na niej kur­tyny. Nie­całe dwa lata przed wystą­pie­niem w Ful­ton, gdzie w towa­rzy­stwie Harry’ego Tru­mana ostrze­gał przed sowiec­kim cie­niem, w 1944 roku odwie­dził w Moskwie Józefa Sta­lina i zapro­po­no­wał pro­cen­towe udziały w powo­jen­nych wpły­wach w tychże samych wschod­nich pań­stwach. Bazgrząc na papie­rze, zapro­po­no­wał Sta­li­nowi 90% w Rumu­nii, 75% w Buł­ga­rii, 50% na Węgrzech i w Jugo­sła­wii, ale tylko 10% w Gre­cji — z jej „nie­śmier­telną chwałą”. Chur­chill zasu­ge­ro­wał póź­niej, żeby spa­lić kartkę, lecz Sta­lin mu powie­dział, że może ją zatrzy­mać.

W 1989 roku w Euro­pie Wschod­niej doszło do rewo­lu­cji, a raczej sze­regu powią­za­nych ze sobą rewo­lu­cji w róż­nych pań­stwach wschod­nich, w wyniku czego upa­dły rządy komu­ni­styczne, któ­rych histo­ria się­gała lat tuż­po­wo­jen­nych. Rewo­lu­cja poli­tyczna zaowo­co­wała demo­kra­tycz­nymi wybo­rami, otwar­ciem gospo­da­rek na kapi­ta­lizm wol­no­ryn­kowy, znie­sie­niem ogra­ni­czeń w podró­żo­wa­niu, wyco­fa­niem wojsk sowiec­kich i wresz­cie, w 1991 roku, roz­wią­za­niem Układu War­szaw­skiego. To wła­śnie Układ War­szaw­ski, sto­jący naprze­ciwko NATO w Euro­pie Zachod­niej, od lat pięć­dzie­sią­tych nada­wał podzia­łowi Europy wymiar mili­tarny, stwa­rza­jąc dwa bloki toczące ze sobą zimną wojnę. Rewo­lu­cyjny upa­dek komu­ni­zmu w Euro­pie Wschod­niej i zakoń­cze­nie zim­nej wojny unie­waż­niły utarte poję­cia, które okre­ślały ostry podział Europy na dwie wro­gie czę­ści: żela­zną kur­tynę, strefę sowiecką i zło­wróżbny cień z mowy Chur­chilla. Podział Europy nagle wyda­wał się zakoń­czony, wyma­zany, unie­waż­niony, odrębne połówki w jed­nej chwili ponow­nie się złą­czyły w jeden kon­ty­nent. Tak zadzia­łał grom rewo­lu­cji.

W 1988 roku byłem w Pol­sce. Z grupą innych ame­ry­kań­skich pro­fe­so­rów spo­tka­li­śmy się z pol­skimi naukow­cami, aby pody­sku­to­wać o zawi­kła­nej kwe­stii zna­cze­nia sowiec­kiej gła­sno­sti dla Europy Wschod­niej. Połą­cze­nie naszej wie­dzy aka­de­mic­kiej zaowo­co­wało bogac­twem reflek­sji, ana­liz, para­dok­sów, pro­gnoz i hipo­tez, ale nikt się nawet nie zająk­nął, że w Euro­pie Wschod­niej może nie­długo wybuch­nąć rewo­lu­cja. Nikt z nas nie miał poję­cia, co się kryje tuż za zasłoną przy­szło­ści; nikt się nie domy­ślał, jak bar­dzo poważne będą skutki gła­sno­sti — że za rok sama kon­cep­cja Europy Wschod­niej jako odręb­nego bytu geo­po­li­tycz­nego, zwięk­sza­jąca pre­cy­zję ana­liz nauko­wych, sta­nie się wąt­pliwa i nie­jed­no­znaczna.

Wschod­nio­eu­ro­pej­ska rewo­lu­cja z 1989 roku w dużym stop­niu zmie­niła obo­wią­zu­jące przez stu­le­cia spoj­rze­nie, co zmu­siło nas do ponow­nego prze­my­śle­nia idei Europy jako cało­ści. Mapy ścienne zawsze poka­zy­wały kon­ty­nent z wie­loma kolo­rami, ele­men­tami ukła­danki ozna­cza­ją­cymi liczne pań­stwa; ciemna linia żela­znej kur­tyny, kła­dąca się jed­no­stron­nym cie­niem, była wyry­so­wana tylko na mapach men­tal­nych. Mapy te trzeba sko­ry­go­wać, dosto­so­wać, zre­kon­stru­ować, ale same struk­tury są głę­boko ugrun­to­wane i sil­nie kształ­tują nasze poglądy. W latach dzie­więć­dzie­sią­tych zmar­twieni i zanie­po­ko­jeni Włosi depor­to­wali albań­skich uchodź­ców: Alba­nesi, no gra­zie! — to treść graf­fiti na murze. Niemcy witają przy­by­szów z Pol­ski chu­li­gań­ską prze­mocą i neo­na­zi­stow­skimi demon­stra­cjami, a w pary­skich skle­pach tury­stów ze wschod­niej Europy bez powodu się zatrzy­muje i prze­szu­kuje w związku z podej­rze­niem o kra­dzieże. Poli­tycy, któ­rzy nie­gdyś z wiel­kim entu­zja­zmem wypo­wia­dali się o per­spek­ty­wie jed­no­ści Europy, odwra­cają wzrok od Sara­jewa, być może żału­jąc, że to się nie dzieje na innym kon­ty­nen­cie. Poczu­cie obco­ści po czę­ści jest kwe­stią róż­nic gospo­dar­czych, prze­pa­ści mię­dzy bogac­twem Europy Zachod­niej i biedą Europy Wschod­niej. Jed­nak róż­nice te z natury rze­czy obro­sły w skom­pli­ko­waną i zawiłą sko­rupę uprze­dzeń kul­tu­ro­wych. Żela­zna kur­tyna znik­nęła, ale cień pozo­stał.

Cień pozo­stał, ponie­waż prze­trwała idea Europy Wschod­niej, mimo braku żela­znej kur­tyny. Nie wynika to wyłącz­nie z faktu, że budo­wane przez pół wieku struk­tury myślowe wciąż są mocne, lecz przede wszyst­kim z tego, że ideę Europy Wschod­niej zapo­cząt­ko­wano znacz­nie wcze­śniej niż zimną wojnę. Ora­tor­ski obraz żela­znej kur­tyny w prze­mó­wie­niu Chur­chilla był wymowny i prze­ko­nu­jący, a jego popu­lar­ność to ponie­kąd efekt tego, że meta­fora ta zda­wała się cel­nie opi­sy­wać tym­cza­sowe poja­wie­nie się strefy sowiec­kiej jako mię­dzy­na­ro­do­wego kata­kli­zmu o prze­ło­mo­wym zna­cze­niu histo­rycz­nym. Jed­nak traf­ność i pro­roc­two tej meta­fory prze­sło­niły to, dzięki czemu tak sil­nie oddzia­ły­wała ona na wyobraź­nię, a mia­no­wi­cie histo­rię inte­lek­tu­alną, w ramach któ­rej idea Europy Wschod­niej została wymy­ślona już dużo wcze­śniej. Wyzna­cza­jąc gra­nicę „od Szcze­cina nad Bał­ty­kiem po Triest nad Adria­ty­kiem”, Chur­chill podą­żał wzdłuż linii, którą ryso­wano i nasy­cano zna­cze­niem przez dwa stu­le­cia, począw­szy od naj­sław­niej­szego przodka bry­tyj­skiego pre­miera, wojow­ni­czego księ­cia Marl­bo­ro­ugh. „Żela­zna kur­tyna” dosko­nale sto­piła się z wcze­śniejszą kon­struk­cją, przez co pra­wie zapo­mniano, zlek­ce­wa­żono albo wyparto ze świa­do­mo­ści, że kon­ty­nent podzie­liła już pewna wcze­śniejsza epoka w histo­rii idei, two­rząc znany nam do dzi­siaj roz­łam.

Roz­róż­nie­nie na Europę Zachod­nią i Wschod­nią nastą­piło jesz­cze przed Chur­chil­lem i zimną wojną, ale by­naj­mniej nie sięga nie­pa­mięt­nych cza­sów, nie ma ukry­tych w dzie­jo­wej pomroce korzeni. Nie było to roz­róż­nie­nie natu­ralne ani nawet nie­winne, tylko pewien twór kul­tu­rowy, kon­struk­cja myślowa, moty­wo­wana ide­olo­gicz­nie i słu­żąca do celów auto­pro­mo­cyj­nych. To prawda, że Chur­chill poje­chał do Ful­ton, aby spra­wiać wra­że­nie, że spo­gląda na podział Europy z daleka, z zewnętrz­nej per­spek­tywy, ale podziału tego doko­nano na miej­scu. Europę Wschod­nią wymy­śliła Europa Zachod­nia, jako swoje dopeł­nie­nie, w XVIII wieku, w epoce Oświe­ce­nia. Epoce, kiedy naj­waż­niej­sze ośrodki inte­lek­tu­alne mie­ściły się w Euro­pie Zachod­niej, a ponadto kul­ty­wo­wano i odno­szono wyłącz­nie do niej nowe poję­cie „cywi­li­za­cji” — osiem­na­sto­wieczny neo­lo­gizm. Cywi­li­za­cja odkryła z kolei swoje prze­dłu­że­nie na tym samym kon­ty­nen­cie, w pogrą­żo­nych w cie­niu kra­inach zaco­fa­nia, a nawet bar­ba­rzyń­stwa. Tak wymy­ślono Europę Wschod­nią. Począw­szy od XVIII wieku idea ta zyskała wielką popu­lar­ność, a po II woj­nie świa­to­wej dosko­nale wpi­sała się w reto­rykę i realia zim­nej wojny, ale prze­trwała rów­nież upa­dek komu­ni­zmu, nie tra­cąc swo­jego miej­sca w kul­tu­rze i na men­tal­nych mapach. Jeśli chcemy zro­zu­mieć ideę Europy Wschod­niej i zmie­rzyć się z nią, musimy naj­pierw zba­dać zawiły pro­ces histo­ryczny, który ją ugrun­to­wał i zako­do­wał w naszej kul­tu­rze.

W cza­sach rene­sansu pod­sta­wo­wym podzia­łem poję­cio­wym Europy był podział na połu­dnie i pół­noc. Pań­stwa-mia­sta Włoch były raczej nie­kwe­stio­no­wa­nymi ośrod­kami sztuki i nauki, malar­stwa i rzeźby, reto­ryki i filo­zo­fii, nie wspo­mi­na­jąc o finan­sach i han­dlu. Wło­scy huma­ni­ści bez skrę­po­wa­nia odno­sili się do innych kul­tur euro­pej­skich z wyż­szo­ścią, co zna­la­zło swój naj­bar­dziej dra­ma­tyczny wyraz w „Wezwa­niu do obję­cia prze­wod­nic­twa w Ita­lii i uwol­nie­nia jej z rąk bar­ba­rzyń­ców” Machia­vel­lego, ostat­nim roz­dziale Księ­cia. Machia­velli spo­glą­dał wstecz na prze­ło­mowe wyda­rze­nie dla jego poko­le­nia, dla każ­dego flo­ren­tyń­czyka i więk­szo­ści Wło­chów, inwa­zję Karola VIII, króla Fran­cji, w 1494 roku, która zapo­cząt­ko­wała okres „bar­ba­rzyń­skich” najaz­dów z pół­nocy, wyzna­cza­ją­cych kres quat­tro­cento, naj­wspa­nial­szej epoki wło­skiego rene­sansu. Jesz­cze bar­dziej trau­ma­tyczna była wielka kata­strofa, która nastą­piła w kolej­nym poko­le­niu, czyli zdo­by­cie Rzymu przez nie­miec­kich żoł­nie­rzy cesa­rza rzym­skiego Karola V w 1527 roku. Wło­ski rene­sans jawił się jako poobi­jany przez pół­noc­nych bar­ba­rzyń­ców, a ponie­waż wło­scy huma­ni­ści dosko­nale znali histo­rię sta­ro­żytną, narzu­cały im się sko­ja­rze­nia ze zdo­by­ciem Rzymu przez Gotów w 476 roku, co tylko wzmac­niało prze­ko­na­nie odno­śnie do geo­gra­ficz­nego poło­że­nia „dzi­kich” kra­jów. Zarówno sta­ro­żytni Rzy­mia­nie, jak i rene­sansowi Włosi czy­tali tekst Tacyta o Ger­ma­nach i dowie­dzieli się o naro­dzie, który skła­dał ofiary z ludzi, nosił skóry dzi­kich zwie­rząt i gene­ral­nie nie odzna­czał się kul­turą: „Ile­kroć nie idą na wojnę, spę­dzają nie­wiele czasu na łowach, wię­cej na bez­czyn­no­ści, oddani ospal­stwu i jadłu”k2. Tacyt wie­dział o innych bar­ba­rzyń­cach dalej na wschód, takich jak Sar­maci i Dako­wie, ale zaj­mo­wał się przede wszyst­kim Ger­ma­nami z pół­nocy; ta sta­ro­żytna per­spek­tywa bar­dzo odpo­wia­dała Wło­chom z cza­sów rene­sansu. Machia­velli wyko­rzy­stał sta­ro­rzym­skie spoj­rze­nie z takim samym roz­ma­chem i reto­rycz­nym opor­tu­ni­zmem, z jakim Chur­chill użył per­spek­tywy oświe­ce­nio­wej do budowy żela­znej kur­tyny.

Pola­ry­za­cja Europy na Wło­chy i pół­noc­nych bar­ba­rzyń­ców, tak oczy­wi­sta dla sta­ro­żyt­nych Rzy­mian, tak wygodna dla rene­san­so­wych Wło­chów, prze­trwała do XVIII wieku jako forma reto­ryczna. Wil­liam Coxe, który w 1785 roku opu­bli­ko­wał Tra­vels into Poland, Rus­sia, Swe­den, and Den­mark, mógł jesz­cze pod­su­mo­wać te wyprawy jako „moje podróże przez pół­nocne kró­le­stwa Europy”k3. Ta per­spek­tywa geo­gra­ficzna zaczęła się jed­nak wyda­wać poważ­nie ana­chro­niczna; Oświe­ce­nie przy­stą­piło do inte­lek­tu­al­nej pracy, która zaowo­co­wała reorien­ta­cją kon­ty­nentu i powsta­niem nowego podziału: na Europę Zachod­nią i Wschod­nią. Pol­ska i Rosja miały zostać men­tal­nie ode­rwane od Szwe­cji i Danii — od tej pory koja­rzono je z Węgrami i Cze­chami, z bał­kań­skimi kra­jami impe­rium osmań­skiego, a nawet z czar­no­mor­skim Kry­mem.

W okre­sie od epoki rene­sansu do Oświe­ce­nia euro­pej­skie ośrodki kul­tury i finan­sów prze­nio­sły się ze skar­bów i skarb­nic Rzymu, Flo­ren­cji i Wene­cji do bar­dziej dyna­micz­nych miast, takich jak Paryż, Lon­dyn i Amster­dam. Spoj­rze­nie Wol­tera na Europę z osiem­na­sto­wiecz­nego Paryża pod wzglę­dem geo­gra­ficz­nym zupeł­nie się róż­niło od spoj­rze­nia Machia­vel­lego z szes­na­sto­wiecz­nej Flo­ren­cji. Wol­ter wiódł prym pośród filo­zo­fów Oświe­ce­nia, któ­rzy wypra­co­wy­wali nową euro­pej­ską per­spek­tywę, patrząc z zachodu na wschód zamiast z połu­dnia na pół­noc. Doko­nali tym samym poję­cio­wej reorien­ta­cji Europy, którą prze­ka­zali nam w spadku, skut­kiem czego widzimy dzi­siaj Europę tak jak oni, a raczej bier­nie odzie­dzi­czy­li­śmy Europę, którą oni czyn­nie prze­kon­stru­owali poję­ciowo. Tak jak nowe ośrodki oświe­ce­niowe zastą­piły stare ośrodki rene­sansu, tak też dawne kra­iny bar­ba­rzyń­stwa i zaco­fa­nia na pół­nocy prze­nie­siono na wschód. Oświe­ce­nie musiało wymy­ślić Europę Wschod­nią i Zachod­nią razem, jako poję­cia kom­ple­men­tarne, które defi­niują się nawza­jem poprzez opo­zy­cję i przy­le­głość.

Zasad­ni­czą rolę w tym pro­ce­sie reorien­ta­cji ode­grali wędrowcy, osiem­na­sto­wieczni podróż­nicy przy­by­wa­jący z Europy Zachod­niej do Wschod­niej. W XVIII wieku kraje Europy Wschod­niej były na tyle nie­znane i egzo­tyczne, że każdy podróż­nik wiózł ze sobą men­talną mapę, którą mógł dowol­nie opa­try­wać przy­pi­sami, uzu­peł­niać, pre­cy­zo­wać i skła­dać na nowo. Naj­waż­niej­szymi ope­ra­cjami men­tal­nego mapo­wa­nia było koja­rze­nie i porów­ny­wa­nie: koja­rze­nie kra­jów Europy Wschod­niej, inte­lek­tu­alne łącze­nie ich w spójną całość, oraz porów­ny­wa­nie z kra­jami Europy Zachod­niej, co w sumie usta­na­wiało podział kon­ty­nentu według kry­te­rium roz­wo­jo­wego. Roz­pocznę tę książkę od histo­rii jed­nego z podróż­ników, hra­biego Ségura, fran­cu­skiego boha­tera rewo­lu­cji ame­ry­kań­skiej, który wje­chał do Europy Wschod­niej zimą 1784 roku po dro­dze do Peters­burga, gdzie miał peł­nić służbę amba­sa­dora Fran­cji na dwo­rze Kata­rzyny Wiel­kiej. Prze­miesz­cza­jąc się z Prus do Pol­ski — mniej wię­cej w tym miej­scu, gdzie dwa stu­le­cia póź­niej miała opaść żela­zna kur­tyna — dobit­nie sobie uświa­da­miał, że prze­kra­cza nie­zwy­kle ważną gra­nicę. W swoim odczu­ciu „cał­kiem opu­ścił Europę”, a ponadto „cof­nął się o dzie­sięć stu­leci”. Książkę zakoń­czy opo­wieść o innym podróż­niku, który wró­cił do Europy Zachod­niej, o Ame­ry­ka­ni­nie Joh­nie Ledy­ar­dzie, który wcze­śniej okrą­żył świat z kapi­ta­nem Cookiem, a w 1788 roku wra­cał z samot­nej eks­pe­dy­cji na Sybe­rię, zakoń­czo­nej jego aresz­to­wa­niem z roz­kazu Kata­rzyny. Wędru­jąc na zachód przez Impe­rium Rosyj­skie, a potem przez Pol­skę, dopiero po prze­kro­cze­niu gra­nicy pru­skiej uznał, że znaj­duje się już z powro­tem w Euro­pie. Wła­śnie mię­dzy Pol­ską i Pru­sami Ledy­ard zlo­ka­li­zo­wał „wielką barierę mię­dzy azja­tyc­kimi i euro­pej­skimi oby­cza­jami”, po czym „prze­sko­czył” ją nad wyraz skwa­pli­wie: „Ponow­nie witaj, Europo, w moich ser­decz­nych obję­ciach”k4. Nie trzeba mieć pod ręką atlasu, aby się zorien­to­wać, że kiedy Ségur miał poczu­cie, iż „cał­kiem opu­ścił Europę”, nie zbli­żył się nawet do jej gra­nic, a Ledy­ard podró­żu­jąc w prze­ciw­nym kie­runku, witał i ści­skał Europę, na któ­rej tere­nie poko­nał już ponad tysiąc mil.

Ledy­ard miał swoje okre­śle­nie na to swo­bodne podej­ście do geo­gra­fii i nazy­wał je „geo­gra­fią filo­zo­ficzną”. W Oświe­ce­niu pod­po­rząd­ko­wy­wano geo­gra­fię wyzna­wa­nym war­to­ściom, uzu­peł­nia­jąc mapę sub­tel­no­ściami, które nie mie­ściły się w bar­dziej rygo­ry­stycz­nych stan­dar­dach kar­to­gra­fii nauko­wej. Ségur z kolei miał swoją nazwę dla obszaru, który odkrył, kiedy ogar­nęło go poczu­cie, że opusz­cza Europę, mimo że na­dal w niej prze­by­wał — osta­tecz­nie umiej­sco­wił się na „wscho­dzie Europy”, co w języku fran­cu­skim, jako l’orient de l’Europe, pod­su­wało rów­nież bogate w sko­ja­rze­nia okre­śle­nie „Orient Europy”. Jesz­cze w przeded­niu I wojny świa­to­wej fran­cu­ska nauka zamien­nie sto­so­wała dwa z pozoru podobne ter­miny: l’Europe orien­tale (Europa Wschod­nia) i l’Orient europeén (euro­pej­ski Orient)k5. W książce Orien­ta­lizm Edward Said wysu­nął tezę, że „poję­cie Wschód pozwo­liło lepiej zde­fi­nio­wać Europę (Zachód) — jako prze­ciw­stawny obraz, ideał, oso­bo­wość, doświad­cze­nie”, nato­miast orien­ta­lizm funk­cjo­nuje mię­dzy innymi „jako Zachodni spo­sób na domi­na­cję, prze­bu­dowę i spra­wo­wa­nie wła­dzy nad Wscho­dem”k6. Idea Europy splo­tła się z rosną­cym w siłę orien­ta­li­zmem, bo cho­ciaż geo­gra­fia filo­zo­ficzna bez­tro­sko wyklu­czała Europę Wschod­nią z Europy, w domy­śle prze­no­sząc ją do Azji, to kar­to­gra­fia naukowa zda­wała się zaprze­czać takim kapry­śnym kon­struk­cjom. Ist­niała prze­strzeń dla nie­jed­no­znacz­no­ści. Kar­to­gra­ficzna gra­nica mię­dzy Europą i Azją nie była w XVIII wieku pre­cy­zyj­nie usta­lona, cza­sami umiej­sca­wiano ją na Donie, cza­sami dalej na wschód wzdłuż Wołgi, a cza­sami, tak jak dzi­siaj, na Uralu.

Tego rodzaju nie­pew­ność przy­czy­niała się do poj­mo­wa­nia Europy Wschod­niej jako para­doksu jed­no­cze­snego włą­cze­nia i wyklu­cze­nia, jako Europy, lecz nie Europy. Poprzez kon­trast Europa Wschod­nia defi­nio­wała Europę Zachod­nią, tak jak Orient defi­nio­wał Okcy­dent, jed­no­cze­śnie musiała pośred­ni­czyć mię­dzy Europą a Orien­tem. Wymy­śle­nie Europy Wschod­niej można okre­ślić jako inte­lek­tu­alny pro­jekt swo­istej orien­ta­li­za­cji. Mecha­nizm ten mógł rów­nież dzia­łać w drugą stronę. W książce Black Athena Mar­tin Ber­nal wysu­nął tezę, że poprzez celowy hel­le­nizm usu­nięto z naszych wyobra­żeń o sta­ro­żyt­nej Gre­cji wpływy afry­kań­skie i azja­tyc­kie. Pozwo­liło to rów­nież wyłą­czyć nowo­żytną Gre­cję z poję­cia Europy Wschod­niej, dzięki czemu jesz­cze Chur­chill mógł się cie­szyć, że „nie­śmier­tel­nej chwały” tego kraju nie objął cień żela­znej kur­tyny. Zacho­dzące rów­no­le­gle inte­lek­tu­alne pro­cesy orien­ta­li­zmu i hel­le­nizmu, oba zapo­cząt­ko­wane w XVIII wieku, dały ważne punkty odnie­sie­nia i wyznacz­niki ewo­lu­cji idei Europy Wschod­niej. Co cie­kawe, idea Europy jako cało­ści stała się przed­mio­tem zain­te­re­so­wa­nia w tym samym okre­sie, kiedy kon­ty­nent ten postrze­gano jako podzie­lony na dwie czę­ści. Wło­ski histo­ryk Fede­rico Cha­bod, który po II woj­nie świa­to­wej snuł wizje euro­pej­skiej jed­no­ści, prze­ko­ny­wał, że idea Europy zyskała spój­ność i zna­cze­nie filo­zo­ficzne w epoce Oświe­ce­nia. Cha­bod kładł szcze­gólny nacisk na pisma Mon­te­skiu­sza, na prze­ciw­sta­wie­nie Europy Orien­towi w Listach per­skich oraz euro­pej­skiej wol­no­ści azja­tyc­kiemu despo­ty­zmowi w O duchu prawk7. Opo­zy­cje te dopusz­czały jed­nak pośred­nią prze­strzeń kul­tu­rową, w któ­rej roz­wi­nęła się idea Europy Wschod­niej.

Geo­gra­fia filo­zo­ficzna była spor­tem nie­skrę­po­wa­nym zbyt wie­loma regu­łami, do tego stop­nia, że nie trzeba było podró­żo­wać do Europy Wschod­niej, aby uczest­ni­czyć w jej inte­lek­tu­al­nym odkry­wa­niu. Nie­któ­rzy decy­do­wali się jed­nak na tę wyprawę, z wiel­kimi ocze­ki­wa­niami i mię­dzy­na­ro­do­wym roz­gło­sem. Mme Geof­frin zosta­wiła phi­lo­so­phes ze swego pary­skiego salonu, aby w 1766 roku odwie­dzić króla Pol­ski, a Dide­rot w 1773 roku wybrał się do Peters­burga zło­żyć usza­no­wa­nie Kata­rzy­nie Wiel­kiej. Nikt jed­nak nie pisał o Rosji bar­dziej auto­ry­ta­tyw­nie i entu­zja­stycz­nie niż Wol­ter, który ni­gdy nie dotarł dalej na wschód niż do Ber­lina, a nikt z więk­szą pasją i weną nie wystę­po­wał w obro­nie Pol­ski niż Rous­seau, dla któ­rego gra­nicę wyzna­czała Szwaj­ca­ria. Podróż z Europy Zachod­niej do Wschod­niej odbył Mozart, prze­kra­cza­jąc gra­nicę w miej­scu, w któ­rym jej „gra­nicz­ność” ma bar­dzo skom­pli­ko­wany cha­rak­ter, mia­no­wi­cie mię­dzy Wied­niem a Pragą. W isto­cie Praga leży na pół­noc od Wied­nia i odro­binę na zachód, ale dla Mozarta, podob­nie jak dla nas, była to podróż do Europy Wschod­niej, do sło­wiań­skich Czech. Prze­kro­cze­nie gra­nicy uczcił iście po mozar­tow­sku, nada­jąc sobie, swo­jej rodzi­nie i zna­jo­mym nowe toż­sa­mo­ści, w postaci pseu­do­orien­tal­nych absur­dal­nych imion: „Ja nazy­wam się Pun­ki­ti­titi, moja żona — Sza­bla Pumfa, Hofer — Rozka Pumpa, Sta­dler — Naczi­bi­ni­czibi”k8. Kur­tyna mię­dzy Wied­niem a Pragą sta­nęła jako sce­no­gra­fia tej pło­chej kome­dii ope­ro­wej, na długo zanim opa­dła w swoim żela­znym wcie­le­niu.

Czy to w duchu ima­gi­na­cyj­nym czy filo­zo­ficz­nym, figlar­nym czy nauko­wym, bada­nie Europy Wschod­niej, tak jak orien­ta­lizm, było formą inte­lek­tu­al­nego pano­wa­nia, łącze­nia wie­dzy i wła­dzy, utrwa­la­nia domi­na­cji i pod­po­rząd­ko­wy­wa­nia. Tak jak w przy­padku Orientu, odkry­wa­nia i opa­no­wy­wa­nia inte­lek­tu­al­nego Europy Wschod­niej nie dało się cał­ko­wi­cie oddzie­lić od moż­li­wo­ści praw­dzi­wego pod­boju. Osiem­na­sto­wieczni fran­cu­scy eks­perci od Europy Wschod­niej tra­fili do rządu i na uczel­nie Napo­le­ona, po czym oświe­ce­niowe odkry­cie Europy Wschod­niej zaczęło wska­zy­wać drogę do pod­boju i domi­na­cji. Utwo­rze­nie przez Napo­le­ona Wiel­kiego Księ­stwa War­szaw­skiego w 1807 roku, anek­sja adria­tyc­kich pro­win­cji w Ili­rii w 1809 roku i w końcu inwa­zja na Rosję w 1812 roku ozna­czały zaprzę­gnię­cie geo­gra­fii filo­zo­ficz­nej na służbę kar­to­gra­fii woj­sko­wej. Nie był to ostatni przy­pa­dek, kiedy Europa Zachod­nia dążyła do usta­no­wie­nia impe­rium w Euro­pie Wschod­niej.

W książce Ori­gins of the Euro­pean World-Eco­nomy Imma­nuel Wal­ler­stein oce­nia, że w XVI wieku wyło­nił się kapi­ta­li­styczny „trzon” Europy Zachod­niej spra­wu­jący hege­mo­nię gospo­dar­czą nad „pery­fe­riami” w Euro­pie Wschod­niej (i laty­no­skiej Ame­ryce), co dopro­wa­dziło do wytwo­rze­nia się „kom­ple­men­tar­nej dywer­gen­cji” z mini­mal­nych począt­kowo róż­nic w pozio­mie roz­woju gospo­dar­czegok9. Zasad­ni­czą rolą Europy Wschod­niej jako „pery­fe­rii” Europy Zachod­niej był eks­port zboża, oparty na pracy przy­mu­so­wej w ramach post­śre­dnio­wiecz­nego „dru­giego pod­dań­stwa”. Argu­ment Wal­ler­ste­ina jest jed­nak oparty pra­wie wyłącz­nie na przy­padku Pol­ski, któ­rej gospo­darka rze­czy­wi­ście w dużej mie­rze bazo­wała na eks­por­cie psze­nicy z Gdań­ska do Amster­damu drogą mor­ską. Autor ma świa­do­mość, że w XVI wieku nie cała Europa Wschod­nia mie­ściła się choćby na pery­fe­riach euro­pej­sko-świa­to­wej gospo­darki: „Rosja na zewnątrz, ale Pol­ska w środku. Węgry na zewnątrz, ale impe­rium osmań­skie w środku”k10. Uzna­nie Europy Wschod­niej za gospo­dar­cze pery­fe­rie w jakimś stop­niu wymaga prze­nie­sie­nia sztucz­nie skon­stru­owa­nej osiem­na­sto­wiecz­nej jed­no­ści w prze­szłość, aby móc nadać struk­turę wcze­śniej­szemu mode­lowi gospo­dar­czemu. Tym­cza­sem czyn­niki spo­łeczne i gospo­dar­cze by­naj­mniej nie były jedy­nymi, które dopro­wa­dziły do stwo­rze­nia przez Europę Zachod­nią poję­cia Europy Wschod­niej. Histo­ryczne kwe­stie trzonu i pery­fe­rii, które Wal­ler­stein poru­szył w latach sie­dem­dzie­sią­tych, nadały kie­ru­nek dal­szym bada­niom Europy Wschod­niej i w 1985 roku w Bel­la­gio odbyła się mię­dzy­na­ro­dowa kon­fe­ren­cja naukowa poświę­cona „Korze­niom zaco­fa­nia Europy Wschod­niej”. Eric Hobs­bawm porów­nał przy­padki Szwaj­ca­rii i Alba­nii, podob­nych pod wzglę­dem zaso­bów i ukształ­to­wa­nia terenu, lecz o zasad­ni­czo róż­nym pro­filu gospo­dar­czym. Robert Bren­ner prze­ko­ny­wał, że „pro­blem zaco­fa­nia Europy Wschod­niej to błęd­nie posta­wione pyta­nie”, ponie­waż „histo­rycz­nie rzecz bio­rąc, brak roz­woju jest regułą, a nie wyjąt­kiem”, toteż pyta­nie powinno brzmieć, jak doszło do nie­spo­ty­ka­nego gdzie indziej kapi­ta­li­stycz­nego roz­woju Europy Zachod­niej. Uczest­nicy kon­fe­ren­cji przy­znali, że „Europa Wschod­nia w żad­nym razie nie jest regio­nem jed­no­rod­nym”, że różne jej obszary stały się „gospo­dar­czymi przy­dat­kami” Europy Zachod­niej w róż­nych okre­sach oraz że ich „zaco­fa­nie ma roz­ma­ity cha­rak­ter”k11. Kwe­stie zaco­fa­nia i roz­woju Europy Wschod­niej poru­szono i zde­fi­nio­wano w XVIII wieku, nie­zu­peł­nie jako kwe­stie gospo­dar­cze, i do dzi­siaj tak kształ­tują się nasze wyobra­że­nia o tych kra­jach. Nie­jed­no­znaczne poło­że­nie Europy Wschod­niej, jako czę­ści Europy, ale nie w pełni euro­pej­skiej, wyma­gało uży­cia takich pojęć jak zaco­fa­nie i roz­wój, aby można było łatwiej poru­szać się inte­lek­tu­al­nie mię­dzy prze­ciw­staw­nymi bie­gu­nami cywi­li­za­cji i bar­ba­rzyń­stwa. W XVIII wieku Europa Wschod­nia wska­zała Zachod­niej pierw­szy model niedoroz­woju, poję­cia, które dzi­siaj odno­simy do róż­nych kra­jów na całym świe­cie.

Sam pomysł mię­dzy­na­ro­do­wej kon­fe­ren­cji eks­per­tów aka­de­mic­kich, któ­rzy spo­ty­kają się w Bel­la­gio pod auspi­cjami Fun­da­cji Roc­ke­fel­lera, aby prze­dys­ku­to­wać „pro­blem zaco­fa­nia Europy Wschod­niej”, do złu­dze­nia przy­po­mina oświe­ce­niowe podej­ście do tego tematu. W Fer­ney, po dru­giej stro­nie Alp, Wol­ter przez dwa­dzie­ścia lat wyko­rzy­sty­wał swój genialny umysł na potrzeby „jed­no­oso­bo­wego sym­po­zjum” poświę­co­nego zaco­fa­niu Europy Wschod­niej. Pary­scy fizjo­kraci regu­lar­nie się spo­ty­kali w salo­nie star­szego Mira­beau, aby oma­wiać gospo­dar­cze aspekty zagad­nie­nia. W 1774 roku salon ten z wielką pompą wysłał jed­nego z fizjo­kra­tów do Pol­ski, tak jak kate­dra gospo­darki na Harvar­dzie w 1989 roku wysłała do Pol­ski jed­nego z pro­fe­so­rów. Rewo­lu­cja w 1989 roku z pew­no­ścią dodała kwe­stii „zaco­fa­nia” Europy Wschod­niej dra­ma­ty­zmu — nowe rządy dążyły do usu­nię­cia gospo­dar­czych ruin komu­ni­zmu i włą­cze­nia się w glo­balną gospo­darkę wol­no­ryn­kową. Sko­rzy­sta­nie z eks­perc­kich porad i pomocy gospo­dar­czej z zagra­nicy z pew­no­ścią może być inter­pre­to­wane jako osta­teczne potwier­dze­nie naszego suk­cesu gospo­dar­czego i zaco­fa­nia Europy Wschod­niej. Kiedy Wspól­nota Euro­pej­ska przy­go­to­wy­wała się do powo­ła­nia unii gospo­dar­czej, „Europy 1992 roku”, stwo­rzono spe­cjalny bank, Euro­pej­ski Bank Odbu­dowy i Roz­woju, aby zająć się spe­cy­ficz­nymi pro­blemami Europy Wschod­niej. W Euro­pie lat dzie­więć­dzie­sią­tych Europa Wschod­nia na­dal zaj­mo­wała nie­jed­no­znaczną prze­strzeń mię­dzy włą­cze­niem i wyklu­cze­niem, zarówno pod wzglę­dem gospo­dar­czym, jak i kul­tu­ro­wym.

Oświe­ce­niowi phi­lo­so­phes ana­li­zo­wali i wyko­rzy­sty­wali tę nie­jed­no­znacz­ność, wpi­su­jąc ją w sche­mat zaco­fa­nia i roz­woju, czy­niąc z niej cechę cha­rak­te­ry­styczną, która pozwa­lała umie­ścić róż­no­rodne kraje pod wspól­nym szyl­dem Europy Wschod­niej. Już w rene­san­sie moż­liwe było zasto­so­wa­nie takiego sche­matu wobec Pol­ski. W 1523 roku Erazm z Rot­ter­damu pogra­tu­lo­wał „naro­dowi, który, cho­ciaż daw­niej uwa­żany za bar­ba­rzyń­ski, teraz tak buj­nie roz­kwita w dzie­dzi­nie lite­ra­tury, prawa, oby­cza­jów, reli­gii i róż­nych innych, że może iść w zawody z naj­wy­bit­niej­szymi i naj­bar­dziej sła­wio­nymi naro­dami”k12. Dla Era­zma podźwi­gnię­cie się z bar­ba­rzyń­stwa nie miało nic wspól­nego z roz­wo­jem gospo­dar­czym. W XVI wieku Mon­ta­igne uznał wszyst­kich ludzi za swo­ich roda­ków i „uści­skałby Polaka i Fran­cuza”, choć moż­liwe, że ten osten­ta­cyjny kosmo­po­li­tyzm był rów­nie sil­nie pod­szyty pro­tek­cjo­na­li­zmem jak gra­tu­la­cje Era­zma. Kiedy w 1573 roku fran­cu­ski książę został kró­lem Pol­ski, a rok póź­niej porzu­cił koronę i wró­cił do Fran­cji jako Hen­ryk III, fran­cu­ski poeta z jego świty, Phi­lippe Despor­tes, napi­sał sar­ka­styczne „Poże­gna­nie z Pol­ską”, a kon­kret­nie z lodem i śnie­giem, kiep­skimi manie­rami i „bar­ba­rzyń­skim ludem”k13.

W pierw­szej poło­wie XVI wieku Rabe­lais wymie­nił jed­nym tchem „Moskali, Hin­du­sów, Per­sów i tro­glo­dy­tów”, suge­ru­jąc, że Rosja należy do sfery orien­tal­nej, a nawet mito­lo­gicz­nejk14. W poło­wie XVI wieku, kiedy angiel­ski podróż­nik Richard Chan­cel­lor odkrył ark­tyczną trasę do Rosji i powo­łano firmę han­dlową Muscovy Com­pany, rela­cje o Rosji nabrały więk­szego zna­cze­nia. Zebrano je w elż­bie­tań­skiej publi­ka­cji Prin­ci­pal Navi­ga­tions, Voy­ages, and Disco­ve­ries of the English Nation pod redak­cją Richarda Hakluyta, wraz z opo­wie­ściami o ame­ry­kań­skim Nowym Świe­cie. W 1600 roku fran­cu­ski najem­nik kapi­tan Jacques Mer­ga­ret zacią­gnął się na służbę u cara Rosji Borysa Godu­nowa, a póź­niej opu­bli­ko­wał naj­po­waż­niej­sze sie­dem­na­sto­wieczne fran­cu­skie wspo­mnie­nia o Rosji. Autor utoż­sa­mił Rosjan z „tymi, któ­rych daw­niej nazy­wano Scy­tami”, i ogól­nie postrze­gał ich jako „naród z gruntu nie­okrze­sany i bar­ba­rzyń­ski”. Jak dono­sił, w Rosji roiło się od mito­lo­gicz­nych dzi­wów przy­rody, takich jak uko­rze­nione zwie­rzę-roślina: „Owca zjada trawę wokół sie­bie, a potem zdy­cha. Są wiel­ko­ści jagnię­cia, z kudłatą wełną. Część ma skórę zupeł­nie białą, część deli­kat­nie cęt­ko­waną. Widzia­łem całe mnó­stwo tych skór”k15. Kiedy kapi­tan Mer­ga­ret prze­by­wał w Rosji, inny awan­tur­nik, kapi­tan John Smith, wyru­szył z Anglii do impe­rium osmań­skiego, by potem pod­su­mo­wać swoją wyprawę jako „Służbę i for­tele z czasu wojny na Węgrzech, w Tran­syl­wa­nii, na Wołosz­czyź­nie i w Moł­da­wii, prze­ciwko Tur­kom i Tata­rom”. W 1603 roku został wzięty do nie­woli przez krym­skich Tata­rów, co dało mu przed­smak wyda­rzeń z 1607 roku, kiedy poj­mali go India­nie z ludu Powa­ta­nów w Wir­gi­nii, a ura­to­wała go trzy­na­sto­let­nia Poca­hon­tas. Smith uciekł z nie­woli tatar­skiej — mor­du­jąc swo­jego pana — a następ­nie podró­żo­wał przez Rosję, Ukra­inę i Pol­skę, „kraje, które powinny być przed­mio­tem naszej lito­ści, a nie zazdro­ści”, jak pro­sto pod­su­mo­wał. Jego doświad­cze­nia jako jeńca i nie­wol­nika Tata­rów skło­niły go do wnio­sku, że Tata­ria nie daje się opi­sać: „Trzeba wam zro­zu­mieć, że Tata­ria i Scy­tia to jedno i to samo; jest to wszakże kraj tak prze­ogromny, że nikt ni­gdy go ade­kwat­nie nie opi­sze, podob­nie jak sze­regu tych wyjąt­kowo bar­ba­rzyń­skich ludów, które go zamiesz­kują”k16. Scy­to­wie byli znani z rela­cji Hero­dota jako bar­ba­rzyńcy w oczach sta­ro­żyt­nej Gre­cji. Kiedy Euro­pej­czycy cof­nęli się dalej w histo­rii i zamiast po Ger­ma­nów Tacyta się­gnęli po Scy­tów Hero­dota, to ukie­run­ko­wa­nie bar­ba­rzyń­stwa zmie­niło oś z pół­noc−połu­dnie na wschód−zachód. Okre­śle­nie „Scy­to­wie” w XVIII wieku obej­mo­wało całą Europę Wschod­nią i funk­cjo­no­wało do momentu, gdy Johann Got­t­fried Her­der wpoił nowo­żyt­no­ści inne okre­śle­nie bar­ba­rzyń­ców z histo­rii sta­ro­żyt­nej i nadał Euro­pie Wschod­niej jej współ­cze­sną toż­sa­mość przy­na­leżną Sło­wia­nom.

Auto­rem naj­bar­dziej uzna­nej sie­dem­na­sto­wiecz­nej rela­cji o Rosji był Adam Ole­arius, który w latach trzy­dzie­stych podró­żo­wał z nie­miecką misją dworu w Holsz­ty­nie, mającą na celu wyne­go­cjo­wa­nie ustępstw umoż­li­wia­ją­cych han­del z Per­sją przez tery­to­rium Rosji. Tego rodzaju misja wska­zy­wała na istotne zna­cze­nie gospo­dar­cze Rosji, a także na jej związki z Orien­tem. Jed­nak w rela­cji Ole­ariusa, po raz pierw­szy opu­bli­ko­wa­nej w 1647 roku po nie­miecku, a następ­nie w prze­kła­dzie fran­cu­skim, holen­der­skim, angiel­skim i wło­skim, Rosja oce­nia­nia jest przede wszyst­kim według kry­te­riów nie­go­spo­dar­czych. Ole­arius pisał o Rosja­nach, że „ich skóra jest tego samego koloru co u innych Euro­pej­czy­ków”. Poka­zuje to, jak marna była wie­dza jego czy­tel­ni­ków na temat Rosji. „Obser­wu­jąc ducha, oby­czaje i spo­sób życia Rosjan — napi­sał w okre­sie, kiedy tylko nie­liczni mieli taką moż­li­wość — nie­po­dobna nie zali­czyć ich do bar­ba­rzyń­ców”. Następ­nie pięt­no­wał ich na grun­cie moral­nym za „uży­wa­nie obe­lży­wych i plu­ga­wych słów”, za brak „dobrych manier” — „ci ludzie gło­śno pier­dzą i czkają” — za „cie­le­sne chu­cie i roz­wią­złość”, jak rów­nież za „obrzy­dliwą depra­wa­cję, którą nazy­wamy sodo­mią”, upra­wianą nawet z końmi. Aspekt eko­no­miczny pośred­nio poja­wia się w tezie, że Rosja­nie „nadają się tylko do nie­wol­nic­twa” i trzeba „zaga­niać ich do pracy pałką i batem”k17. W Oświe­ce­niu spoj­rzano na Rosję łaskaw­szym okiem, snu­jąc wizje uwol­nie­nia tej kra­iny od bar­ba­rzyń­stwa i poprawy oby­cza­jów. Nadzieję tę można dostrzec już w Brief History of Mosco­via, dziele napi­sa­nym przez Johna Mil­tona, przy­pusz­czal­nie w latach trzy­dzie­stych XVII wieku. Przy­szły autor Raju utra­co­nego wyja­śnił, że Rosja zain­te­re­so­wała go jako „naj­bar­dziej wysu­nięty na pół­noc region Europy o cywi­li­zo­wa­nej reno­mie”k18. Oświe­ce­nie miało na nowo odkryć Rosję jako wschodni region kon­ty­nentu, a jej zna­cze­nie, w sen­sie filo­zo­ficz­nym i geo­gra­ficz­nym, zrów­nać z repu­ta­cją innych kra­jów Europy Wschod­niej.

Dnia 23 marca 1772 roku James Boswell zastał Samu­ela John­sona „zaję­tego przy­go­to­wy­wa­niem do druku czwar­tej edy­cji jego Słow­nika. Miało to być wyda­nie in folio”. Oma­wiali pewien ówcze­sny neo­lo­gizm, któ­rego John­son nie uwzględ­nił w swoim słow­niku jako nie­po­praw­nego języ­kowo: „Nie chciał dopu­ścić civi­li­sa­tion, a jedy­nie civi­lity. Przy całym moim wiel­kim sza­cunku dla niego uzna­łem, że »cywi­li­za­cja«, od »cywi­li­zo­wać«, jest lep­sza w sen­sie prze­ciw­staw­nym do bar­ba­rzyń­stwa”. Tego samego dnia odbyła się rów­nież dys­ku­sja na temat ety­mo­lo­gii i rodzin języ­ko­wych. John­son nad­mie­nił, że „język cze­ski jest typowo sło­wiań­ski”. Kiedy jeden z obec­nych wyznał, że dostrzega pewne podo­bień­stwa do nie­miec­kiego, John­son odparł: „Natu­ral­nie, łaskawy panie. W kra­jach sło­wiańsz­czy­zny sąsia­du­ją­cych z Niem­cami zapo­ży­cza się ger­mań­skie wyrazy, tatar­skie zaś tra­fiają do mowy naro­dów, co gra­ni­czą z Tata­rami”k19.

Dok­tor John­son z dumą zde­fi­nio­wał „cywi­li­za­cję” jako nie­uży­wany już ter­min praw­ni­czy, ozna­cza­jący prze­kształ­ce­nie pro­cesu kar­nego w cywilny. Jed­nak w latach sie­dem­dzie­sią­tych XVIII wieku inne angiel­skie słow­niki, podob­nie jak fran­cu­skie, dopusz­czały już nowe zna­cze­nie tego słowa: civi­lity, czyli ucy­wi­li­zo­wa­nie. Jak usta­lili języ­ko­znawcy, jed­nym z pierw­szych śro­do­wisk, które zaczęło posłu­gi­wać się tym nowym sło­wem, byli fizjo­kraci sku­pieni wokół star­szego Mira­beau, żywo zain­te­re­so­wani spra­wami Europy Wschod­niej. Począw­szy od nie­zwy­kle poczyt­nego dzieła L’ami Des Hom­mes z 1756 roku, Mira­beau posłu­gi­wał się tym ter­mi­nem w kon­tek­ście zarówno gospo­dar­czym, jak i kul­tu­ro­wym, koja­rząc cywi­li­za­cję ze wzro­stem bogac­twa i poprawą oby­cza­jów. Był jed­nak rów­nież uwraż­li­wiony na „fał­szywą cywi­li­za­cję”, zwłasz­cza w odnie­sie­niu do ambi­cji cara rosyj­skiego Pio­tra Wiel­kiego. Inny fizjo­krata, abbé Bau­deau, który odbył podróż do Pol­ski i Rosji, pisał o róż­nych sta­diach i pozio­mach cywi­li­za­cji, a także o „postę­pie” cywi­li­za­cji w Rosji. Nadał też nowemu poję­ciu dodat­kowy wymiar, posłu­gu­jąc się okre­śle­niem „cywi­li­za­cja euro­pej­ska”. Rewo­lu­cja fran­cu­ska, w inter­pre­ta­cji fran­cu­skich phi­lo­so­phes, jesz­cze sil­niej powią­zała idę cywi­li­za­cji z mode­lem roz­woju. Vol­ney widział postęp cywi­li­za­cji jako „naśla­do­wa­nie” jed­nego prze­wod­niego kraju, a Con­dor­cet posta­wił pyta­nie, czy docze­kamy dnia, kiedy kraje te wejdą na „poziom cywi­li­za­cji osią­gnięty przez naj­bar­dziej oświe­cone, naj­bar­dziej wolne, naj­mniej obcią­żone uprze­dze­niami ludy, takie jak Fran­cuzi i Anglo­ame­ry­ka­nie”. Na początku XIX wieku Augu­ste Comte wciąż upra­wiał oświe­ce­niową geo­gra­fię filo­zo­ficzną, sto­su­jąc ter­min „cywi­li­za­cja” jako miarę spój­no­ści „ Europy Zachod­niej”k20.

Europa Wschod­nia nie loko­wała się na anty­po­dach cywi­li­za­cji, w cze­lu­ściach bar­ba­rzyń­stwa, lecz w jakimś miej­scu na skali roz­wo­jo­wej mie­rzą­cej odle­głość mię­dzy cywi­li­za­cją a bar­ba­rzyń­stwem. Pod koniec XVIII wieku Ségur widział Peters­burg jako cha­otyczne połą­cze­nie „epoki bar­ba­rzyń­stwa z epoką cywi­li­za­cji, X i XVIII wieku, oby­cza­jów azja­tyc­kich i euro­pej­skich, nie­okrze­sa­nych Scy­tów i ogła­dzo­nych Euro­pej­czy­ków”k21. Europa Wschod­nia znaj­do­wała się pomię­dzy. W XIX wieku nowe opo­zy­cje nabrały mocy utar­tych for­mu­łek. W Kome­dii ludz­kiej Bal­zac w jed­nym zda­niu pod­su­mo­wał Europę Wschod­nią z per­spek­tywy Paryża, posłu­gu­jąc się dokład­nie tymi samymi kate­go­riami: „Ukra­ina, Rosja, rów­niny Dunaju, cała Sło­wiańsz­czy­zna wresz­cie — to łącz­nik mię­dzy Europą a Azją, mię­dzy cywi­li­za­cją a bar­ba­rzyń­stwem”k22.

Pomysł na tę książkę po raz pierw­szy przy­szedł mi do głowy dzie­sięć lat temu, kiedy w taj­nych archi­wach Waty­kanu przez rok bada­łem osiem­na­sto­wieczne sto­sunki mię­dzy Pol­ską a Sto­licą Apo­stol­ską. Czy­ta­łem depe­sze nun­cju­szy papie­skich z War­szawy. W 1783 roku, po sied­miu latach pobytu w Pol­sce, nun­cjusz Gio­vanni Archetti przy­go­to­wy­wał się do trud­nej i prze­ło­mo­wej misji dyplo­ma­tycz­nej w Peters­burgu, na dwo­rze Kata­rzyny. Jedną z wielu kwe­stii, które go zaprzą­tały na tym waż­nym eta­pie jego kariery kościel­nego dyplo­maty, był zwy­czaj naka­zu­jący, aby po przy­by­ciu nad Newę uca­ło­wać dłoń Kata­rzyny. Miał obawy, że spo­tka się to ze sta­now­czą dez­apro­batą papieża, który uzna, że taki gest pod­waży cał­ko­witą nie­za­leż­ność Kościoła rzym­sko­ka­to­lic­kiego. Można dostrzec coś para­dok­sal­nego w fak­cie, że ktoś mar­twił się o takie try­wialne szcze­góły dwor­skiej ety­kiety kilka lat przed rewo­lu­cją fran­cu­ską. Wydaje się rów­nież dosyć zabawne, że takie kon­tro­wer­sje budził nie­winny gest poca­ło­wa­nia w dłoń carycy, któ­rej sek­su­alne eks­cesy prze­szły do legendy już za jej życia. Mnie jed­nak bar­dziej zain­te­re­so­wało to, w jaki spo­sób Archetti uspra­wie­dli­wił tę formę powi­ta­nia w swo­jej depe­szy do Rzymu. Prze­ko­ny­wał, że dzięki swoim pol­skim doświad­cze­niom dogłęb­nie rozu­mie „te pół­nocne kraje” — wrzu­cił Pol­skę i Rosję do jed­nego worka. Dostrze­gał prze­paść mię­dzy „bar­dziej kul­tu­ral­nymi naro­dami” a „tymi kra­jami, które póź­niej wstą­piły na tę drogę”. Te dru­gie, „kraje pół­nocne”, przy­wią­zują rze­komo prze­sadną wagę do ety­kiety, na przy­kład do cało­wa­nia w rękę, pró­bu­jąc dorów­nać „bar­dziej kul­tu­ral­nym naro­dom”k23. Napu­szony i lek­ce­wa­żący ton Archet­tiego suge­ro­wał, że nun­cjusz uwa­żał osią­gnię­cie takiej rów­no­ści za mało praw­do­po­dobne. Jed­nak zasto­so­wana przez niego skala w oce­nie kul­tury — wię­cej albo mniej, wcze­śniej albo póź­niej — sta­no­wiła wyra­fi­no­waną i nowo­cze­sną kon­cep­cję zaco­fa­nia i roz­woju. Bra­ko­wało tylko słowa „cywi­li­za­cja” — a także reorien­ta­cji geo­gra­ficz­nej i uzna­nia kra­jów pół­noc­nych za wschod­nie. Archetti, który był Wło­chem, pozo­stał przy per­spek­ty­wie rene­san­so­wej. Kata­rzyna rów­nież potra­fiła zacho­wać się pro­tek­cjo­nal­nie — dała Archet­tiemu kożuch i nazwała go póź­niej „dobrym dziec­kiem”.

Archetti twier­dził, że mniej kul­tu­ralne narody robią wię­cej szumu wokół kur­tu­azji. Sku­pił się na pew­nym detalu savoir vivre’u i wyol­brzy­mił jego zna­cze­nie, aby zbu­do­wać men­talną mapę Europy. Nor­bert Elias wysu­nął tezę, że idea cywi­li­za­cji roz­wi­nęła się z idei „civi­lity”, co sta­no­wiło uwień­cze­nie histo­rii oby­cza­jów. Poję­cie cywi­li­za­cji było tak fun­da­men­tal­nym aspek­tem toż­sa­mo­ści — dla tych, któ­rzy uwa­żali się za cywi­li­zo­wa­nych — że zaczęto je sto­so­wać jako miarę wobec innych — innych klas, innych naro­dów. Czy­ta­jąc Archet­tiego, który pod­su­mo­wał pół­nocne kraje jako mniej kul­tu­ralne, mniej ogła­dzone, zaczą­łem myśleć o zja­wi­sku mapo­wa­nia cywi­li­za­cji w Euro­pie. Ude­rzyło mnie, jak bar­dzo te pro­tek­cjo­nalne wypo­wie­dzi przy­po­mi­nają oceny, które poja­wiają się dzi­siaj, i zada­łem sobie pyta­nie, czy nun­cjusz stał na progu wiel­kiej reorien­ta­cji Europy. Zasta­no­wiło mnie, jak doszło do tego, że ludzie zaczęli postrze­gać nasz kon­ty­nent jako podzie­lony na wschód i zachód.

Archetti i dłoń Kata­rzyny przy­po­mniały mi się jakiś czas temu, kiedy prze­by­wa­łem gdzieś za żela­zną kur­tyną, w Euro­pie Wschod­niej. W środku nocy posze­dłem do miesz­ka­nia osoby, któ­rej zbyt dobrze nie zna­łem, aby ode­brać od niej wia­do­mo­ści i bibułę, bo zgo­dzi­łem się ukryć je w bagażu i prze­wieźć pocią­giem za żela­zną kur­tynę. Na poże­gna­nie czło­wiek ten poca­ło­wał mnie trzy razy w policzki, na prze­mian — w stylu sło­wiań­skim, jak powie­dział. Od razu sko­ja­rzyło mi się to z Archet­tim i pomy­śla­łem, jakie to dziwne, że kwe­stie ety­kiety tak sil­nie oddzia­łują na wyobraź­nię i zdają się defi­nio­wać różne światy. Takie szcze­góły splo­tły się w moim umy­śle z pozna­wa­niem Europy Wschod­niej, spo­tka­niami z poli­tycz­nym pod­zie­miem, ści­szo­nymi roz­mo­wami i ner­wo­wym prze­kra­cza­niem gra­nicy.

Ta Europa Wschod­nia prze­stała ist­nieć w 1989 roku, razem z żela­zną kur­tyną. Albo znaj­dziemy nowe sko­ja­rze­nia wyzna­cza­jące jej odmien­ność, albo powró­cimy do sta­rych, sprzed zim­nej wojny. Można też jed­nak potrak­to­wać nie­zwy­kłą rewo­lu­cję 1989 roku jako pre­tekst i zachętę do prze­my­śle­nia naszej men­tal­nej mapy Europy. W 1990 roku Ame­ry­kań­ska Aka­de­mia Sztuk i Nauk uczciła to wyda­rze­nie spe­cjal­nym wyda­niem cza­so­pi­sma „Daeda­lus” zaty­tu­ło­wa­nym „Europa Wschod­nia… Europa Środ­kowa… Europa”, suge­ru­jąc, że nastę­pują istotne prze­su­nię­cia seman­tyczne i Europa przy­biera w naszych umy­słach nowy kształt. Moty­wem prze­wod­nim wpro­wa­dze­nia do tego zbioru tek­stów autor­stwa Timo­thy’ego Gar­tona Asha, angiel­skiego histo­ryka, który w prze­ło­mo­wych latach osiem­dzie­sią­tych oka­zał się naj­bar­dziej prze­ni­kli­wym zachod­nio­eu­ro­pej­skim ana­li­ty­kiem Europy Wschod­niej, było pyta­nie: „Mit­te­leu­ropa?”. Pyta­nie to odwo­ły­wało się do innego eseju tego samego autora, opu­bli­ko­wa­nego przed rewo­lu­cją 1989 roku: „Czy Europa Środ­kowa ist­nieje?”. Była to deli­katna i sporna kwe­stia zwią­zana z men­tal­nym mapo­wa­niem, ponie­waż idea Mit­te­leu­ropa po raz pierw­szy poja­wiła się w 1915 roku, pod­czas I wojny świa­to­wej, kiedy Frie­drich Naumann opu­bli­ko­wał w Ber­li­nie książkę pod takim wła­śnie tytu­łem, ale bez pytaj­nika. Mit­te­leu­ropa Naumanna okre­ślała obszary zapla­no­wa­nej hege­mo­nii gospo­dar­czej i kul­tu­ro­wej Niem­ców, obej­mu­ją­cej kraje tra­dy­cyj­nie umiej­sca­wiane w Euro­pie Wschod­niej. Kon­cep­cja Mit­te­leu­ropa, podob­nie jak Osteu­ropa i Ostraum, ode­grała ważną rolę ide­olo­giczną pod­czas II wojny świa­to­wej, kiedy Hitler reali­zo­wał pro­gram dale­ko­sięż­nego pod­boju i bru­tal­nego znie­wo­le­nia Europy Wschod­niej, zapo­cząt­ko­wany oku­pa­cją Cze­cho­sło­wa­cji i Pol­ski w 1939 roku, a zakoń­czony inwa­zjami na Jugo­sła­wię i Rosję w 1941 roku. Można było dostrzec pewien para­doks w fak­cie, że w latach osiem­dzie­sią­tych ideę Europy Środ­ko­wej ponow­nie odkryli inte­lek­tu­ali­ści w Pol­sce, Cze­cho­sło­wa­cji i na Węgrzech, jak rów­nież w Euro­pie Zachod­niej — i pro­pa­go­wali ją jako ide­olo­giczne anti­do­tum na żela­zną kur­tynę. Odpo­wiedź na pyta­nie, czy Europa Środ­kowa ist­nieje, zale­żała od tego, czy danemu auto­rowi cho­dziło o kon­struk­cję inte­lek­tu­alną czy o rze­czy­wi­stość geo­po­li­tyczną, ponie­waż Europa Środ­kowa była tylko ideą: „Jesz­cze nie ist­nieje. Europa Wschod­nia ist­nieje — jest to ta część Europy, która znaj­duje się pod kon­trolą mili­tarną Związku Radziec­kiego”k24. Jed­nak Europa Wschod­nia rów­nież miała swój począ­tek jako idea, a po 1989 roku ponow­nie się nią stała, wyzwo­lona spod mili­tar­nej kon­troli Związku Radziec­kiego. Idea Europy Wschod­niej wciąż ma jed­nak potężną siłę oddzia­ły­wa­nia, jest głę­boko zako­rze­niona w dwóch wie­kach histo­rii, a kon­se­kwen­cje poli­tyczne prze­sła­niają myślowe korze­nie, ukryte pod histo­rycz­nym kamu­fla­żem.

Rosja może zre­zy­gno­wać z domi­na­cji mili­tar­nej nad Europą Wschod­nią, ale nie może unie­waż­nić tej idei, ponie­waż jej nie zapo­cząt­ko­wała ani nie narzu­ciła. Idea Europy Wschod­niej została stwo­rzona przez Europę Zachod­nią w epoce Oświe­ce­nia, a Rosja była jej czę­ścią. Rosja pod­le­gała temu samemu pro­ce­sowi odkry­cia, zasze­re­go­wa­nia, pro­tek­cjo­nal­nego trak­to­wa­nia oraz inte­lek­tu­al­nego pano­wa­nia, a jej loka­li­za­cję i toż­sa­mość okre­ślały te same for­mułki: mię­dzy Europą i Azją, mię­dzy cywi­li­za­cją i bar­ba­rzyń­stwem. Zwo­len­nicy Europy Środ­ko­wej dążą do demon­tażu opre­syj­nej idei Europy Wschod­niej, do wyzwo­le­nia z jej oków Czech i Węgier, może Pol­ski, może nawet Sło­we­nii. Ter­min Europa Wschod­nia wciąż może być jed­nak uży­wany do dal­szego wyklu­cza­nia reszty kra­jów, do pod­trzy­my­wa­nia roz­róż­nie­nia, któ­rym karmi się nasza toż­sa­mość. Michaił Gor­ba­czow, czło­wiek, który zbu­rzył żela­zną kur­tynę i zakoń­czył zimną wojnę, wyka­zał się rów­nież nie­zwy­kle głę­bo­kim zro­zu­mie­niem kwe­stii podziału Europy. „Jeste­śmy Euro­pej­czy­kami”, napi­sał w swoim mani­fe­ście pie­rie­strojki, snu­jąc wizję roz­cią­gnię­tego od Atlan­tyku po Ural „wspól­nego domu”, a także zwra­ca­jąc uwagę na „sztucz­ność” blo­ków poli­tycz­nych i „archa­icz­ność” żela­znej kur­tyny. Skry­ty­ko­wał tych przed­sta­wi­cieli Zachodu, któ­rzy wyklu­czają Zwią­zek Radziecki z Europy i utoż­sa­miają ten kon­ty­nent z Europą Zachod­niąk25. Zarówno to wyklu­cze­nie, jak i to utoż­sa­mie­nie, są dwoma aksjo­ma­tami leżą­cymi u pod­łoża dwóch stu­leci histo­rii idei, histo­rii „cywi­li­za­cji” w Euro­pie, dzie­jów wymy­śle­nia Europy Wschod­niej.

1. Wcho­dze­nie do Europy Wschod­niej. Osiem­na­sto­wieczni podróż­nicy na pogra­ni­czu

1. Wcho­dze­nie do Europy Wschod­niej

Osiem­na­sto­wieczni podróż­nicy na pogra­ni­czu

„Te pół­dzi­kie posta­cie”

W 1784 roku hra­bia Louis Phi­lippe de Ségur wyje­chał z Fran­cji do Rosji, mia­no­wany peł­no­moc­ni­kiem i posłem extra­or­di­na­ire Ludwika XVI na dwór Kata­rzyny II w Peters­burgu. Ségur miał zale­d­wie trzy­dzie­ści jeden lat, a swoją nomi­na­cję zawdzię­czał temu, że jego ojciec był mini­strem wojny. Młody czło­wiek podró­żo­wał przez Ber­lin i uzy­skał audien­cję w Pocz­da­mie u sta­rego już i sław­nego Fry­de­ryka. Król zwró­cił uwagę, że Ségur ma na piersi order Cyn­cy­nata, odzna­cze­nie za służbę pod dowódz­twem Geo­rge’a Washing­tona pod­czas ame­ry­kań­skiej wojny rewo­lu­cyj­nej. „Był pan w sta­nie na tak długo zapo­mnieć o roz­ko­szach Paryża — spy­tał sar­ka­stycz­nie Fry­de­ryk — w kra­inie, gdzie cywi­li­za­cja dopiero kieł­kuje?” Taki lek­ce­wa­żący sto­su­nek do Ame­ryki odzwier­cie­dlał typowe osiem­na­sto­wieczne wyobra­że­nia o zja­wi­sku cywi­li­za­cji i zarówno pary­ża­nin, jak i ber­liń­czyk z pew­no­ścią mieli świa­do­mość, że uwaga króla była dwu­znaczna, odno­sząca się nie tylko do służby woj­sko­wej w Ame­ryce, ale rów­nież do misji dyplo­ma­tycz­nej w Peters­burgu. W zgod­nej opi­nii oświe­co­nych Euro­pej­czy­ków rów­nież w Rosji cywi­li­za­cja dopiero kieł­ko­wała. Ségur przez następne pięć lat miał spo­sob­ność przyj­rzeć się tej spra­wie z bli­ska. Tak się wszakże skła­dało, że kwe­stia sta­diów i postępu cywi­li­za­cji w zaco­fa­nych kra­jach bar­dzo go inte­re­so­wała, toteż był gotów poświę­cić roz­ko­sze i zno­sić nie­wy­gody, aby dowie­dzieć się cze­goś wię­cej o kra­inach, które we Fry­de­ryku budziły tylko iro­nię. „Jaką drogą jedzie pan do Peters­burga, naj­krót­szą?” — spy­tał król. Naj­szyb­ciej i naj­wy­god­niej podró­żo­wałoby się drogą mor­ską, a naj­krót­sza droga lądowa pro­wa­dziła wzdłuż wybrzeża Bał­tyku. „Nie, Naj­ja­śniej­szy Panie — odparł Ségur. — Chcę prze­je­chać przez War­szawę, aby zoba­czyć Pol­skę”. Fry­de­ryk odparł na to: „Oso­bliwy kraj”k26.

Zarówno cie­ka­wość Ségura, jak i poczu­cie Fry­de­ryka, że Pol­ska jest kra­jem oso­bli­wym, odzwier­cie­dlały rosnące zain­te­re­so­wa­nie tą czę­ścią Europy, obej­mu­jące rów­nież Rosję. Wybie­ra­jąc się do Rosji drogą lądową, Ségur i inni osiem­na­sto­wieczni podróż­nicy utwier­dzali się w nie­oczy­wi­stym wów­czas prze­ko­na­niu, że Rosja i Pol­ska to geo­gra­ficzni sąsie­dzi. W XVII wieku han­dlowe połą­cze­nia mor­skie — szlak ark­tyczny z Anglii do Archan­giel­ska, kurs bał­tycki z Holan­dii do Gdań­ska — masko­wały przy­le­głość Pol­ski i Rosji. Jesz­cze więk­szy wpływ na świa­do­mość odkryw­ców miały dzie­więt­na­sto­wieczne koleje żela­zne — tory kole­jowe połą­czyły War­szawę z Peters­bur­giem czy Moskwą — ale zaspo­ko­je­nie osiem­na­sto­wiecz­nej cie­ka­wo­ści Ségura wyma­gało wię­cej czasu i wysiłku. Fry­de­ryk uda­wał, że go zachęca, wygła­sza­jąc iro­niczne uwagi o tym, dla­czego Pol­ska jest oso­bliwa: „Wolny kraj ze znie­wo­lo­nym naro­dem, repu­blika z kró­lem, ogromny kraj pra­wie bez lud­no­ści”. Polacy to rze­komo zapa­leni wojow­nicy, ale w ich armii nie ma dys­cy­pliny. Polacy są odważni i che­va­le­re­sque, ale pol­skie kobiety wyka­zują więk­szą siłę cha­rak­teru, a nawet hero­izm. Fry­de­ryk zakoń­czył kpiącą nutą: „Praw­dzi­wymi męż­czy­znami są tam kobiety”k27. Posłu­gi­wał się para­dok­sem jako narzę­dziem reto­rycz­nym uka­zu­ją­cym oso­bli­wość Pol­ski, jej non­sen­sowny nie­ład i posta­wie­nie na gło­wie osiem­na­sto­wiecz­nych kon­cep­cji spo­łe­czeń­stwa, poli­tyki, demo­gra­fii, a nawet rycer­sko­ści i ról płcio­wych. Sprzecz­no­ści te były przy­dat­kiem do anar­chii, anar­chia zaś posłu­żyła Fry­de­ry­kowi za pre­tekst do tego, aby zapro­po­no­wać w 1772 roku roz­biór Pol­ski i zagar­nię­cie czę­ści Prus.

Warto zwró­cić uwagę, że Fry­de­ryk, który z pew­no­ścią chciał bły­snąć inte­lek­tem, krótko i lek­ce­wa­żąco pod­su­mo­wu­jąc Pol­skę, nie miał pod­staw do twier­dze­nia, że lepiej rozu­mie ten kraj, nie pró­bo­wał zde­fi­nio­wać ani wyja­śnić jego rze­ko­mych nie­do­sko­na­ło­ści. Para­dok­sal­nie o zrozu­mieniu Pol­ski mia­łoby świad­czyć poka­za­nie jej nie­zro­zu­mia­ło­ści, przed­sta­wie­nie kon­tra­stów, któ­rych nie da się ze sobą pogo­dzić. Ségur nie miał poli­tycz­nych zaku­sów na Pol­skę, twier­dził nawet, że roz­biór z 1772 roku budzi w nim obu­rze­nie jako akt nie­spra­wie­dli­wo­ści, ale jego podróż­ni­cza cie­ka­wość zaowo­co­wała spo­strze­że­niami, które pod wzglę­dem reto­rycz­nym ude­rza­jąco przy­po­mi­nały uwagi Fry­de­ryka wygło­szone bez opusz­cza­nia Ber­lina. Co wię­cej, w tym samym stylu, za pomocą sprzecz­no­ści, Ségur scha­rak­te­ry­zo­wał rów­nież Rosję. Takie for­mułki, wygła­szane przez króla Prus i fran­cu­skiego dyplo­matę w odnie­sie­niu do Pol­ski czy Rosji, defi­nio­wały osiem­na­sto­wieczne odkry­cie Europy Wschod­niej. Oso­bli­wość tego regionu, to jest jego odmien­ność od Europy Zachod­niej, jego zaco­fa­nie, sfor­mu­ło­wano jako inte­lek­tu­alną kwe­stię skom­pli­ko­wa­nych kon­tra­stów.

Z punktu widze­nia dwu­dzie­sto­wiecz­nego podróż­nego wydaje się oczy­wi­ste, że pod­czas wyprawy z Nie­miec do Pol­ski Ségur opu­ścił Europę Zachod­nią i wje­chał do Wschod­niej. Hra­bia nie potra­fił jed­nak tego kla­row­nie wyja­śnić, ponie­waż w XVIII wieku idea Europy Wschod­niej nie była jesz­cze utrwa­lona, wciąż ewo­lu­owała, nabie­rała kształ­tów w umy­słach i sło­wach podróż­ni­ków takich jak on. W rela­cji z prze­jazdu z Ber­lina do War­szawy ude­rza jed­nak jego głę­bo­kie poczu­cie, że prze­kra­cza gra­nicę o wiel­kim zna­cze­niu, mimo że nie dys­po­no­wał jesz­cze dzi­siej­szym roz­róż­nie­niem na Europę Zachod­nią i Wschod­nią.

Prze­mie­rza­jąc wschod­nie wło­ści króla Prus, odno­simy wra­że­nie, że opusz­czamy teatr, któ­rym rzą­dzi natura wspo­ma­gana dąże­niami sztuki i udo­sko­na­lo­nej cywi­li­za­cji. Oko już zasmuca widok jało­wych pia­sków, ogrom­nych lasów. Lecz kiedy przy­by­wamy do Pol­ski, mamy poczu­cie, że cał­ko­wi­cie opu­ści­li­śmy Europę i naszym oczom uka­zuje się nowy spek­takl: bez­kre­sny kraj nie­mal cał­ko­wi­cie poro­śnięty wiecz­nie zie­lo­nymi jodłami, ale zawsze smutny, z rzadka poprze­dzie­lany upraw­nymi rów­ni­nami, podob­nymi do wysp na oce­anie; uboga, znie­wo­lona lud­ność; brudne wio­ski; cha­tynki nie­wiele się róż­niące od sza­ła­sów dzi­kich ludów; wszystko to składa się na poczu­cie, że cof­nę­li­śmy się o dzie­sięć wie­ków, że znaj­du­jemy się pośród Hunów, Scy­tów, Wene­dów, Sło­wian i Sar­ma­tówk28.

Widać Ségur prze­żył swoją podróż jako coś znacz­nie wykra­cza­ją­cego poza prze­jazd z jed­nego kró­le­stwa do następ­nego. Zosta­wił za sobą udo­sko­na­loną cywi­li­za­cję, cał­ko­wi­cie opu­ścił Europę, odbył nawet podróż w cza­sie i porzu­cił XVIII wiek. Cho­ciaż podał kon­kretną liczbę dzie­się­ciu stu­leci, czyli tysiąca lat, i oce­nił, że w Pol­sce „odżyły feu­dalne wieki”, można odnieść wra­że­nie, że prze­niósł się do pra­hi­sto­rii z sza­ła­sami i hor­dami, z bar­ba­rzyń­cami, któ­rzy „zmiaż­dżyli swoim cię­ża­rem resztki gru­zów Cesar­stwa Rzym­skiego”k29. Na uwagi Ségura zde­cy­do­wa­nie miała wpływ jego wraż­li­wość — oko podróż­nika widziało smu­tek nawet w drze­wach. Powie­dział wcze­śniej Fry­de­ry­kowi, że chce tylko „zoba­czyć Pol­skę”, lecz jego spoj­rze­nie aktyw­nie prze­kształ­cało kra­jo­braz, któ­rego nie upięk­szyła sztuka i cywi­li­za­cja. Zosta­wił za sobą „teatr” i odkrył „nowy spek­takl”. Tym nowym spek­taklem była Europa Wschod­nia, ale nie potra­fił jej jesz­cze nazwać. Dokąd podró­żo­wał? W swo­jej oce­nie nie do Europy, ale rów­nież nie do Azji, Orientu. Była to jakaś pośred­nia prze­strzeń geo­gra­ficzna, bez okre­ślo­nego umiej­sco­wie­nia w cza­sie czy histo­rii, ze zja­wi­skami przy­rody dziw­nymi do tego stop­nia, że podróż drogą lądową zamie­niła się w wyprawę „oce­aniczną”. Wbrew swoim inten­cjom Ségur stra­cił grunt pod nogami. „To jest to kra­ina kon­tra­stów — odno­to­wał Ségur, powie­la­jąc for­mułę Fry­de­ryka — pustyń i pała­ców, nie­woli chło­pów i wybu­ja­łej wol­no­ści szlachty. […] Pol­ska to nie­po­jęty melanż daw­nych i nowych wie­ków, ducha monar­chicz­nego i repu­bli­kań­skiego, feu­dal­nej dumy i rów­no­ści, nędzy i bogac­twa”. Oko podróż­nika wyła­wiało te prze­ciw­no­ści i łączyło dostrze­żone obrazy w nie­po­jęty kolaż. W zam­kach widział „mno­gość służby i koni, ale pra­wie żad­nych mebli, orien­talne luk­susy, ale żad­nych wygód”. Zbo­żowe bogac­two kon­tra­sto­wało z małą ilo­ścią pie­nią­dza w obiegu i pra­wie cał­ko­wi­tym bra­kiem han­dlu, „jeśli nie liczyć pra­co­wi­tej ciżby zachłan­nych Żydów”. Pol­ska „pasja wojenna” kon­tra­sto­wała z „awer­sją do dys­cy­pliny”k30. Ségur, podob­nie jak Fry­de­ryk, posłu­żył się for­mułą sprzecz­no­ści, która czy­niła z Pol­ski oso­bliwy kraj non­sen­sów i para­dok­sów, kraj luk­su­sów bez mebli.

„Taka była Pol­ska i takie zaprzą­tały mnie reflek­sje — napi­sał Ségur o swo­jej podróży — kiedy po wyjeź­dzie z bez­lu­dzia ogrom­nego lasu cypry­sów i sosen, gdzie czło­wiek mógłby pomy­śleć, że znaj­duje się na skraju świata, mojemu spoj­rze­niu oddała się War­szawa”. Niczym Kolumb zosta­wił za sobą Europę, wypły­nął na ocean i zna­lazł się na skraju świata. Pol­ska naj­wy­raź­niej roz­bu­dziła w nim skłon­ność do hiper­boli, co zmniej­szyło rangę jego odkry­cia, bo gdyby mniej dra­ma­tycz­nie wspo­mniał o „skraju Europy”, znacz­nie zbli­żyłby się do okre­śle­nia, które mu umy­kało. Poja­wie­nie się War­szawy nie­ocze­ki­wa­nie wyrwało go ze spój­nego ciągu reflek­sji, rze­czy­wi­stość Pol­ski wdarła się do jego prze­my­śleń. Szybko jed­nak ochło­nął i z żela­zną kon­se­kwen­cją wra­cał do swo­jego sche­matu ana­li­tycz­nego: „Po wjeź­dzie do mia­sta zauwa­ży­łem kolejne nie­zwy­kłe kon­tra­sty: oka­załe rezy­den­cje i nędzne domki, pałace i liche nory”. W celu „dopeł­nie­nia obrazu” opi­sał swoją war­szaw­ską kwa­terę, „coś w rodzaju pałacu, któ­rego jedna połowa olśnie­wała ary­sto­kra­tyczną ele­gan­cją, a druga była tylko kupą gru­zów i ruin, smut­nym pogo­rze­li­skiem”k31