Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Podział na Europę Zachodnią i Wschodnią jest jednym z najbardziej rozpowszechnionych stereotypów europejskich. Tym razem przygląda mu się Larry Wolff – profesor na New York University, a zatem człowiek spoglądający na obie strony tej granicy z pewnego dystansu.
Wolff uderza w samo sedno i zadaje pytania o to, jak i po co skonstruowano ten mit „gorszej” Europy Wschodniej, dlaczego Europę Środkową odbijano niczym piłeczkę pingpongową, dlaczego z taką łatwością przesuwano linię, która za każdym razem oddzielała Cywilizację od Barbarii, Kulturę od Natury, Ludzi od Bestii.
W swojej książce poświęconej sposobom, w jaki zachodnioeuropejskie Oświecenie projektowało wyobrażenia Europy Wschodniej, Wolff próbuje wyjść poza pary opozycji i stereotypów dotyczących tego regionu i sprawdzić, w jaki sposób one powstawały. Przygląda się nie tyle Europie Wschodniej, co stanowi wiedzy Europy Zachodniej na temat Wschodu, propozycji jego „ucywilizowania”, „uporządkowania” i podboju. Podejrzliwie i krytycznie przygląda się pismom filozofów, sztukom teatralnym, pamiętnikom, listom i kodeksom prawnym. Jego bohaterami są Katarzyna II, Wolter, Rousseau, Casanova, pierwsi badacze, antropolodzy, dyplomaci i wojskowi. Ale też Edward Said, Jacques Derrida i Michel Foucault.
Ten wykształcony w Oświeceniu paradygmat myślenia o Europie Wschodniej wciąż jest aktywny, wpływa nie tylko na wyobrażenia kulturowe, ale także na działania polityczne i ekonomiczne oraz przyporządkowania ideologiczne i światopoglądowe, domagające się od Europy Środkowej potwierdzania wciąż na nowo jej „europejskości” i przydzielające określone role – według których na przykład Polce przypada w udziale pozycja przedmurza wobec wpływów rosyjskich.
Wolff ma świadomość, że proces, który opisuje, doprowadził nie tylko do podboju Europy Wschodniej przez Napoleona, ale jego konsekwencją ostateczną była także hitlerowska ekspansja na Wschód, a także ciągle aktualna polityka wobec Rosji. Pyta zatem o jego źródła, ale również o to, co sprawiło, że stał się on wygodnym schematem, żywym nawet współcześnie.
Autor nie ogranicza się do studiowania kolejnych pism – schodzi na pola bitew, pokazuje efekty wojen, jakie przetaczały się przez Europę sto lat wcześniej i później. Z konstruktów różnych „Europ” Wolff wyprowadza bardzo konkretne konsekwencje polityczne, mające wpływ na największe konflikty XX wieku.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 752
Nowojorczyk i wynalezienie Europy Wschodniej
Przynależność do Wschodu lub Zachodu to nie kwestia geografii i granic. To przede wszystkim problem przynależności do kręgu kulturowego, strefy ekonomicznej i systemu politycznego — to kwestia światopoglądu, ale i wspólnoty doświadczeń. „Pod względem panującego systemu politycznego Europa środkowa jest Wschodem; pod względem przeszłości kulturalnej — Zachodem. A ponieważ Europa traci poczucie własnej tożsamości kulturalnej, to w Europie środkowej widzi jedynie jej ustrój polityczny. Innymi słowy, widzi w Europie środkowej jedynie Europę wschodnią”, podkreślał przed nieomal czterdziestu laty Milan Kundera w swoim głośnym eseju Zachód porwany albo tragedia Europy Środkowej, opublikowanym na łamach „The New York Review of Books”, dodając: „Po 1945 roku granica między dwiema Europami przesunęła się o kilkaset kilometrów na zachód i narody, które dotąd uważały się za zachodnie, obudziwszy się pewnego poranka, stwierdziły, że znajdują się na Wschodzie. Po wojnie ukształtowały się w Europie trzy zasadnicze sytuacje: sytuacja Europy zachodniej, sytuacja Europy wschodniej oraz sytuacja Europy środkowej. Ta ostatnia jest najbardziej skomplikowana”1.
Jeśli ta skomplikowana Europa Środkowa jest przede wszystkim kwestią naszego światopoglądu, a stworzony w Jałcie zimnowojenny podział geopolityczny na Wschód i Zachód Europy runął wraz z murem berlińskim w roku 1989, to czy można znaleźć jednoznaczną odpowiedź na istotę i linię podziału na wschód i zachód naszego Kontynentu? Historycy gospodarczy już dawno na to pytanie znaleźli odpowiedź. To dualizm agrarny Europy jako skutek wielkich odkryć geograficznych. Stały się one katalizatorem narodzin i rozwoju kapitalizmu na zachodzie Europy. Równolegle na terytoriach na wschód od Łaby postępowała refeudalizacja i rozwój „wtórnego poddaństwa chłopów”. Pozwoliło to badaczom dziejów społeczno-gospodarczych na wyraźny podział Starego Kontynentu na postępowy Zachód i zacofany Wschód. Analiza różnych modeli rozwoju społeczno-gospodarczego od dawna stanowiła w międzynarodowym dyskursie historyków podstawowe kryterium pozwalające na wyodrębnienie Europy Wschodniej2. Zarówno długie trwanie feudalizmu, jak i świeża lekcja komunizmu pozostawały podstawowymi kryteriami podziału na Europę Wessis i Ossis wzdłuż linii Łaby.
Larry Wolff — profesor Uniwersytetu Nowojorskiego — już kilka lat po upadku muru berlińskiego zaproponował nam jednak inną perspektywę na bipolarny podział Europy, cofając się w swoich rozważaniach do wieku XVIII! W wydanym w roku 1996 obszernym studium Wynalezienie Europy Wschodniej. Mapa cywilizacji w dobie Oświecenia podjął się wnikliwej analizy zmienności pojęcia Europy Wschodniej zarówno w wymiarze politycznym, jak i cywilizacyjnym. Wywodząc je ze stworzonej przez oświeceniowych philosophes ideologii egzotycznego i barbarzyńskiego Wschodu, zidentyfikował dwa aksjomaty leżące „u podłoża dwóch stuleci historii idei, historii »cywilizacji« w Europie, dziejów wymyślenia Europy Wschodniej”3. Według Wolffa problemem kluczowym dla zrozumienia potrzeby „wymyślenia Europy Wschodniej” stał się dylemat włączenia lub wykluczenia terytoriów peryferyjnie położonych względem epicentrum cywilizacji. Antynomia cywilizowany Zachód i barbarzyński Wschód wynikała z jednej strony z potrzeby zdefiniowania skali zasięgu gospodarczego i kulturowego modelu osiemnastowiecznej cywilizacji w stylu francuskim. Z drugiej zaś była owocem zaciekawienia oświeceniowych elit Europy egzotyką wschodu kontynentu jako antytezy Zachodu. Ten Wschód oznaczał wówczas zarówno terytoria „naszej Europy Środka”, jak i Rosję Katarzyny Wielkiej.
Oświeceniowa koncepcja egzotycznego Wschodu, odległego od jądra Europy, jakie stanowił Zachód, według nowojorskiego profesora wykracza poza syndrom trzonu i peryferii.
Larry Wolff udowadnia, że „czynniki społeczne i gospodarcze bynajmniej nie były jedynymi, które doprowadziły do stworzenia przez Europę Zachodnią pojęcia Europy Wschodniej”4. Wychodząc poza gospodarcze modele Immanuela Wallersteina5, Wolff podkreśla znaczenie mitu, jaki tworzył oświeceniowy „trzon” rozpięty pomiędzy Paryżem a Londynem, zmieniając dotychczasowy podział Europy na Północ i Południe. Podział ten był jeszcze czytelny w XVIII wieku według kryterium: protestancka, dynamicznie rozwijająca się Północ i katolickie, ogarnięte stagnacją Południe. Larry Wolff przekonuje, że osiemnastowieczne paryskie i londyńskie elity zastąpiły podział Północ–Południe nowym podziałem na cywilizowany Zachód i barbarzyński Wschód! W tym też Wolff upatruje przyczyny anihilacji środkowoeuropejskiej tożsamości. Samookreślenie Europy Zachodniej wymagało antytezy Wschodu. Jeśli osiemnastowieczna Europa Wschodnia to opis peryferii i symbol niedorozwoju stworzone przez oświeceniowy Zachód, to marzenia Środkowoeuropejczyków pozostaną snem o cywilizacji Zachodu. A jeśli tak, to Larry Wolff zanurza się w sferę polifonii pamięci zdominowanej przez wyobrażenia i mity. Dodajmy, że pamięć kulturowa jest organizowaniem i rytualizowaniem pamięci zbiorowej. Trzeba też za Janem Assmannem koniecznie powtórzyć, że pamięć kulturowa buduje naszą tożsamość, która ma dwa wymiary. Pierwszy to niezmienność, bycie ciągle tym samym. Drugi natomiast to odpowiedź na pytanie, co wyróżnia nas od innych6. Pojęcie tożsamości jest więc pojęciem wieloznacznym.
Czy Wynalezienie Europy Wschodniej pozwala nam dzisiaj lepiej zrozumieć sens naszej wiary w Europę Środka? Bo rok 1989 zmienił semantykę pojęcia Wschodu. Zasadniczym problemem dla mieszkańców Europy Środkowej była i jest obsesja położenia, szczególnie czytelna w przypadku Polski. Usytuowanie pomiędzy dwoma największymi narodami Europy: Niemcami i Rosjanami, z dawien dawna rodziło poczucie zagrożenia. W stosunku do Rosji, a także przez pewien czas Turcji, zagrożenie to łączyło się z poczuciem pełnienia misji bastionu cywilizacji łacińskiej.
Dzisiaj Europa Środkowa to lekcja komunizmu; to krytyka idei postępu; to wszechobecność historii; to skomplikowana geografia i geopolityka; to różnorodność kulturowa i siła nacjonalizmów; to kompleks niższości peryferii, a równocześnie kreatywność pogranicza. Europa Środkowa to trudny dialog z sąsiadem7.
Larry Wolff — profesor Uniwersytetu Nowojorskiego — odkrywa przed nami historię tworzenia wyobrażeń i stereotypów o nas samych. Już we wstępie swej książki podkreśla, że dla oświeceniowych elit „trzonu” ówczesnej cywilizacji „czy to w duchu imaginacyjnym, czy filozoficznym, figlarnym czy naukowym, badanie Europy Wschodniej, tak jak orientalizm, było formą intelektualnego panowania, łączenia wiedzy i władzy, utrwalania dominacji i podporządkowywania”8. Równocześnie Amerykanin pomaga nam zrozumieć, gdzie byliśmy i gdzie jesteśmy względem epicentrum cywilizacji europejskiej i jak trudny jest mentalny remapping Europy.
Syndrom peryferii to również gorzka lekcja prawdy o nas samych, jakże inna od odziedziczonej po wieku XIX narodowej mitologii. To także inna perspektywa na nasze miejsce w historii, która skłania do pogłębionej refleksji. W epoce oświeceniowego przełomu „odkrywana” wówczas Europa Wschodnia stała się po raz pierwszy polem obserwacji na taką skalę. Wszystkich intrygował wschód Europy. Nie przypadkiem więc na stronach dzieła Larry’ego Wolffa przewijają się nazwiska Woltera, Rousseau, Herdera, Lessinga, Diderota czy Adama Smitha. Już wówczas — w sporze pomiędzy Wolterem a Rousseau — pojawiła się ambiwalencja w stosunku do Rosji i orientalnej tradycji jej systemu politycznego. Jakże dalekowzroczna zdaje się w tej kwestii myśl Woltera, że „dobroczynna autokracja może nie być odpowiednia dla krajów zachodnich, ale jest odpowiednia dla kraju, którego ludność nadal żyje w warunkach zbliżonych do pierwotnych”9. Z kolei Adam Smith uważał Polskę za kraj zacofany i biedny, ale należący do europejskiego obszaru gospodarczego. Filozoficzne spojrzenie Smitha określało miejsce ówczesnej Polski w hierarchii narodów oraz definiowało miarę jej zacofania i anachroniczność jej modelu rozwoju10. Zaskakuje niezwykła aktualność wielu myśli, stereotypów i postaw, jak choćby komentarze Jeana-Jacques’a Rousseau o dylematach Polaków11! Jego przestrogi dla Polski to równocześnie pouczająca analogia do naszych współczesnych problemów wizerunkowych i okazja, aby patrząc w lustro, zapytać: jacy jesteśmy w oczach innych12!
Wyobrażanie sobie Europy Wschodniej nierzadko oparte było na fikcji i fantazji. Denis Diderot powierzył Louisowi de Jaucourt — wykształconemu w Genewie, Lejdzie i Cambridge — opracowanie sporej części francuskiej Encyklopedii. Zainteresowany przyrodoznawstwem i medycyną de Jaucourt nie zawahał się jednak opracować również haseł dotyczących Polski i Węgier. Larry Wollf demaskuje na przykładzie paryskiej Encyklopedia: ou dictionnaire… subiektywność, a nawet absurdalność wielu stwierdzeń de Jaucourta budujących oświeceniową perspektywę Europy Zachodniej na Europę Środkową13. Równocześnie trudno odmówić francuskiemu encyklopedyście intuicji. De Jaucourt zastanawiał się bowiem w pomieszczonym w 12. tomie Encyklopedii haśle Pologne, co wcześniej zniszczy Polskę: „Brzemię niewolnictwa czy nadmiar wolności”14.
Larry Wolff w finale swoich intrygujących rozważań zastrzega się, że tematem jego „książki nie jest Europa Wschodnia. Gramatyka tytułu podkreśla, że Europa Wschodnia jest tutaj traktowana przede wszystkim jako obiekt, a mianowicie obiekt licznych działań intelektualnych, którym poddało ją zachodnioeuropejskie Oświecenie”15. Nad stworzeniem wizerunku tego „obiektu” pracowały w oświeceniowej Europie: dyplomacja, kartografia i filozofia, działając w trójkącie wzajemnego wspierania się, wzmacniania i uzasadniania. Wolff słusznie też podkreśla, że „Jeśli sprawy międzynarodowe przyczyniły się do powstania obrazu Europy Wschodniej jako obszaru geograficznego chaosu, ruchomych granic i przesuwających się części, to obraz ten budował z kolei klimat kulturowy regionu, w którym sprawy te się rozgrywały i w którym o nich informowano”16. Czy więc dylematy Milana Kundery pozostają i dziś aktualne? Przecież w Europie Środka tożsamość kulturowa nigdy nie była czymś danym na zawsze i wymaga nieustającego wyboru.
Historia „wynalezienia Europy Wschodniej” potwierdza, że stosunki międzynarodowe zależą w dużej mierze od naszych wyobrażeń o innych, te zaś oparte są często na stereotypach, czyli żywionych przez ludzi utartych przekonaniach, które nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości. Mimo to niechętnie się ich pozbywamy. Gordon Allport określił stereotypizowanie jako „prawo najmniejszego wysiłku”, którym kieruje się człowiek, wybierając najmniej pracochłonne metody17. Tworzy wtedy proste przekonania, krzywdzące swoją powierzchownością. Zwalniają nas one z myślenia o tym, jak naprawdę wygląda świat. Dotyczy to zwłaszcza stereotypów narodowych. Raz sformułowane są odporne na zmianę pod wpływem nowej informacji. Lekcja, jakiej udziela nam w tym względzie Nowojorczyk i Wynalazca Europy Wschodniej, jest niezwykle pouczająca!
— Jacek Purchla Kraków, 1 maja 2020 roku
Milan Kundera, Zachód porwany albo tragedia Europy Środkowej, „Zeszyty Literackie” 1984, nr 5. [wróć]
Anna Sosnowska, Zrozumieć zacofanie. Spory historyków o Europę Wschodnią (1947–1994), Warszawa 2004, s. 327–331. Wielkie zasługi w badaniach nad fenomenem „Europy pańszczyzny” położyli również przedstawiciele polskiej szkoły historii gospodarczej Marian Małowist i Witold Kula. [wróć]
Zob. Wprowadzenie [wróć]
Zob. Wprowadzenie [wróć]
Immanuel Wallerstein, The Modern World-System. Capitalist Agriculture and the Origins of the European World-Economy in the Sixteenth Century, New York 1974. [wróć]
Jan Assmann, Kultura pamięci, w: Pamięć zbiorowa i kulturowa. Współczesna perspektywa niemiecka, red. Magdalena Saryusz-Wolska, Kraków 2009, s. 33. [wróć]
Lonnie R. Johnson, Central Europe. Enemies, Neighbors, Friends, New York−Oxford 1996. [wróć]
Zob. Wprowadzenie [wróć]
Zob. „Wieczerzać w Sofii” [wróć]
Zob. „Wieczerzać w Sofii” [wróć]
Zob. „Dzielni Polacy, uważajcie!” [wróć]
Zob. „Dzielni Polacy, uważajcie!” [wróć]
Zob. „W Azji i w Europie” [wróć]
Louis de Jaucourt, Pologne, w: Encyclopedie: ou dictionnaire raisonné des sciences, des arts et des métiers, nouvelle impression en facsimilé de la première édition de 1751–1780, Stuttgart 1967, t. 12, s. 928–930. [wróć]
Zob. Zakończenie [wróć]
Zob. Zakończenie [wróć]
Elliot Aronson, Timothy D. Wilson, Robin M. Akert, Psychologia społeczna. Serce i umysł, przeł. Anna Bezwińska et al., Poznań 1997, s. 544. [wróć]
Carte Generale: la France et 1’Empire, la Pologne et la Russie, w: Chappe d’Auteroche, Voyage en Siberie, Paryż 1768, t. 4. Jak wskazywał tytuł, była to „mapa ogólna” i obejmowała przebieg marszruty podróżnika z zachodu na wschód, nad głowami alegorycznych postaci, które ilustrowały znaczenie tego przemieszczenia; Francja i Święte Cesarstwo Rzymskie występują w duecie jako boginie w klasycznych strojach naprzeciwko postaci Polski i Rosji, również w duecie, alegorycznie ukazanych jako dzikuski; tak wyglądało filozoficzne zastosowanie pojęcia „cywilizacji” w celu rozróżnienia między Europą Zachodnią a Wschodnią. Ze zbiorów Houghton Library, Harvard University.
Podziękowania
Pracując nad tym projektem, uzmysłowiłem sobie, z jak bardzo szerokim problemem przyszło mi się zmierzyć, toteż tym łatwiej jest mi docenić wskazówki, pomoc i zachęty, które otrzymywałem przez wiele lat od nauczycieli, kolegów z pracy, znajomych i rodziny. Ogromną wdzięczność jestem również winien naukowcom, których nie miałem okazji poznać osobiście. Ich książki, w wielu wypadkach napisane długo przed moim urodzeniem, wskazywały mi drogę przy pracy nad bardzo trudną układanką. Przypisy na końcu tej książki nie mogą adekwatnie wyrazić mojej wdzięczności dla osób, których badania pomogły mi spróbować zbudować spójną całość z materiału pochodzącego z wielu obszarów historycznych, a zwłaszcza pokonać historiograficzny rów między Wschodnią a Zachodnią Europą w celu zbadania ich komplementarnej relacji w historii idei. Chociaż chcę podziękować tym ludziom za otrzymaną pomoc, jednocześnie biorę pełną odpowiedzialność za użyte w książce argumenty, tym bardziej że niektóre mogą się wydać kontrowersyjne. Kwestia, jak to się stało, że Oświecenie zaczęło myśleć o Europie jako podzielonej na Wschód i Zachód, ma moim zdaniem duże znaczenie historyczne, ale również polityczne — i liczę na to, że moja teza pobudzi dalszą krytyczną dyskusję na ten temat. Zdaję sobie sprawę, że zakres podjętego przeze mnie problemu historycznego zmusił mnie do wejścia na cudze fachowe poletka, i mam nadzieję, że moje argumenty zostaną podważone, doprecyzowane czy skorygowane przez osoby, które tak jak ja uważają, że pytanie o Oświecenie i Europę Wschodnią jest niezwykle istotne.
W sensie naukowym najwięcej zawdzięczam profesorowi, który tak mądrze pokierował moim studiami doktoranckimi w Stanfordzie, Wayne’owi Vucinichowi, czyli wujkowi Wayne’owi. To on zachęcał mnie do badania Europy Wschodniej łącznie z Zachodnią, był promotorem mojej pracy doktorskiej o Polsce i Watykanie oraz pokazał mi na własnym przykładzie subtelność, wrażliwość i rzetelność naukową, na którą zasługuje temat Europy Wschodniej ze strony historyków. Jeszcze dalej w przeszłość sięga mój dług wobec Wiktora Weintrauba, z którym studiowałem polski język, literaturę i historię idei na Harvardzie. Książki, które dał mi do czytania, między innymi Znasz-li ten kraj? Boya i Rodzinna Europa Miłosza, sprawiły, że zacząłem się zastanawiać nad kwestią podziału Europy na Zachodnią i Wschodnią. Miałem możliwość korzystać z jego rad już na pierwszym etapie tego projektu, a po jego śmierci w 1988 roku bardzo mi brakowało jego samego i jego wskazówek. Temat mojej książki sięga wstecz jeszcze jedno pokolenie dalej, do profesorów moich profesorów, analizujących prace Roberta Kernera o osiemnastowiecznych Czechach czy Stanisława Kota o Polsce w zachodnioeuropejskiej literaturze politycznej.
Na studiach doktoranckich w Stanfordzie zetknąłem się z jeszcze dwoma profesorami, Gordonem Wrightem i Gordonem Craigiem, którym częściowo zawdzięczam przygotowanie akademickie niezbędne do podjęcia tak trudnego tematu. Gordon Wright zarekomendował mi lekturę Storia dell’idea d’Europa Federica Chaboda, a Gordon Craig skłonił mnie do zastanowienia się nad kwestią, jak Europa Wschodnia wyglądała z perspektywy Wiednia w czasach, kiedy polityką zagraniczną Habsburgów zajmowali się kolejno książę Eugeniusz Sabaudzki i książę Wenzel Anton von Kaunitz. Jestem wdzięczny Norrisowi Pope’owi za jego wskazówki redaktorskie. Podziękowania należą się również Williamowi Abrahamsowi i Dorris Cohn za niezwykle cenne uwagi na etapie redakcyjnym.
Projekt otrzymał wsparcie finansowe od Boston College i American Council of Learned Societies. Fragmenty mojej pracy od kilku lat prezentuję na konferencjach i szczególne podziękowania należą się tutaj Alexowi Pettitowi, który namówił mnie do wygłoszenia odczytu o Wolterze na konferencji Studiów Osiemnastowiecznych w Seattle w 1991 roku, oraz Susan Suleiman, która rok później zaprosiła mnie do wystąpienia w Ośrodku Badań Literackich i Kulturowych na Harvardzie. Nad kwestiami związanymi z tym projektem zastanawiałem się podczas konferencji na Uniwersytecie Cornella poświęconej Francji i Polsce (1988) i przy tej okazji Alain Guery udostępnił mi swoje prace o fizjokratach w Polsce; dziękuję również Michaelowi Wilsonowi za pomoc w przetrawieniu naukowych owoców tej konferencji.
Wielu naukowców zareagowało na mój projekt interesującą krytyką i cennymi radami. Jestem wdzięczny Gaetanowi Platanii za pomoc z Boscovichem, a Marylinie Żółtowskiej Weintraub z Maratem. Peter Stansky pomógł mi rozpoznać w lady Craven margrabinę Ansbach. Dena Goodman ostrzegła mnie, żebym nie lekceważył Mme Geoffrin. Simon Schama zachęcał mnie, żebym nie dał się zastraszyć reputacji Gibbona. Robert Darnton życzliwie zareagował na moją prośbę o pomoc z Carrą w Mołdawii. Anthony Cross poświęcił sporo czasu na wyprowadzenie mnie z błędu w kwestii Josepha Marshalla. Stephen Greenblatt i Antoni Mączak udzielili mi bardzo cennych wskazówek na temat podróżników i literatury podróżniczej. Jerzy Jedlicki udostępnił mi maszynopis swojej pracy o Polsce w Europie.
Szczególne podziękowania należą się Lesliemu Choquette’owi, nie tylko za pomoc z markizem de Sade, ale również za krytyczną lekturę pierwszej wersji maszynopisu. Jestem również wdzięczny Kathy Ann Miller za przeczytanie wstępu w samym środku huraganu. Maria Tatar służyła mi pomocą, poradą i zachętą na każdym etapie tego projektu i ogromnie wiele skorzystałem na jej inspirującym poczuciu równowagi, czy to pomiędzy historią i literaturą, czy to zdrowiem psychicznym i badaniami naukowymi; pokazała mi również, że rzeczywiście możliwe jest napisanie trzeciej książki — i to nie tracąc wszystkich przyjaciół. Fragmenty poświęcone podróżnikom wiele zawdzięczają mojej przyjaźni z Paulem Marxem, który w latach osiemdziesiątych razem ze mną wykładał historię i literaturę na Harvardzie; jego intelektualny entuzjazm rozbudził we mnie zainteresowanie literaturą podróżniczą. Od jego śmierci w 1989 roku bardzo mi go brakuje.
Moi współpracownicy z wydziału historii w Boston College fantastycznie mnie wspierali od początku do końca tego projektu. Jestem szczególnie wdzięczny Tomowi Perry’emu za nasze dyskusje o Mozarcie, Robin Fleming za sugestie o Scytach i Paulowi Breinesowi za użyteczne wskazówki na temat Herdera i Hegla. Moi dwaj doktoranci, Hugh Guilderson i Nick Rowe, również zainspirowali mnie do przemyślenia pewnych ważnych osiemnastowiecznych kwestii. Jestem wdzięczny Bibliotece O’Neilla w Boston College, pod wspaniałym kierownictwem Mary Cronin, za znoszenie gradu moich pytań i załatwianie książek, które uważałem za niedostępne w Bostonie.
Jim Cronin jest wspaniałym człowiekiem i wspaniałym przyjacielem — jego przyjaźń pomogła mi nie tylko napisać tę książkę, ale również czerpać z tego przyjemność. Jego porady były tak mądre, zachęty takie entuzjastyczne, a przykład tak inspirujący, że wyznaczyły mi nowy standard akademickiego koleżeństwa. Jego przenikliwa znajomość psychologii badań naukowych i akademickiej polityki, a także świadomość, że bycie profesorem historii wiąże się również z rozmaitymi przyjemnościami, zmieniły moje życie.
Perri Klass — który to już raz? — nie tylko znosi moją wewnętrzną nierównowagę i nie do końca sympatyczny sposób bycia w odmętach przedsięwzięcia naukowego, ale również udziela mi zawsze trafnych rad na temat każdego aspektu całego projektu, od ustalenia jego zakresu po najbardziej pedantyczne szczegóły ostatecznego formatu. Książka ta ogromnie wiele zyskała dzięki jej wskazówkom wszędzie tam, gdzie starczyło mi rozsądku, aby się do nich zastosować, a poza tym to Perri znalazła polski akcent w twórczości Louisy May Alcott. Perri Klass żyje ze mną i z moim zainteresowaniem Europą Wschodnią od całkiem dawna i zdarzyło się jej nawet mieszkać w namiocie pod Krakowem. Odesłała mnie z powrotem do Europy Wschodniej, zanim sam pojąłem, że już najwyższa pora się tam wybrać, i podsunęła mi idealnego towarzysza tej podróży, profesora Nicholasa Francię, tajemniczego następcę tronu braszowskiego z romansu The Prince and the Patriot. Jednak to Perri Klass jest moim wzorem, a także moją ulubioną pisarką i prawdziwą miłością. Zdołaliśmy razem stworzyć dom, w którym wiele rzeczy się zaniedbuje, ale książki takie jak ta zostają w końcu napisane, i z reguły udaje się zrobić dzieciom drugie śniadanie do szkoły. Do wymyślania Europy Wschodniej nasze dzieci odnoszą się dość przychylnie; Orlando od początku był wtajemniczony w cały projekt, natomiast Josephine urodziła się w 1989 roku, wschodnioeuropejskim annus mirabilis. Tylko one same wiedzą, jak bardzo uprzyjemniają mi pracę.
Najwięcej zawdzięczam moim rodzicom, którym dedykuję tę książkę. Dedykuję ją także pamięci moich dziadków, którym zawdzięczam pewne poczucie osobistego związku ze Europą Wschodnią.
Obok osobistych długów wdzięczności są też długi naukowe, które w trakcie pracy nad tym projektem osiągnęły pokaźne rozmiary. Ze względu na własne ograniczenia posiłkowałem się wiedzą innych, szukając kompleksowych odpowiedzi na dosyć szeroko sformułowane pytanie. Zagłębiłem się zwłaszcza w badania uczonych francuskich dawnych pokoleń. Francuscy philosophes są centralnymi postaciami oświeceniowego wymyślenia Europy Wschodniej, a naukowcy francuscy z początku XX wieku odegrali czołową rolę w badaniu znaczenia tych osiemnastowiecznych osobistości i procesów. Bardzo wiele zawdzięczam pracom Abla Mansuya o Słowianach i literaturze francuskiej, Marietty Martin o Mme Geoffrin, Alice Chevalier o Rulhièrze, Ambroise’a Joberta o fizjokratach, a przede wszystkim znakomitym studiom Alberta Lortholary’ego o Rosji i Oświeceniu oraz Jeana Fabre’a o Polsce i Oświeceniu. Niemały dług zaciągnąłem także u bardziej współczesnych badaczy Europy Wschodniej, zwłaszcza u polskiego historyka Emanuela Rostworowskiego i węgierskiego historyka Béli Köpecziego, autorów znakomitych studiów o związkach między Francją a ich ojczyznami w XVIII wieku. Wreszcie najwyższej próby badania angielskie i amerykańskie ostatniego pokolenia umożliwiły mi podjęcie pewnych tytanicznych tematów, na przykład stanowiącej osnowę tej książki relacji między Wolterem a Katarzyną II Wielką. Szybko bym się pogubił, gdybym na każdym kroku nie zaglądał do prac o Wolterze autorstwa Theodore’a Bestermana, Petera Gaya i Carolyn Wilberger. Pisząc o Katarzynie, w jeszcze większym stopniu opierałem się na pracach Isabel de Madariagi, Johna Alexandra i Davida Ransela. Nie poradziłbym sobie również bez pracy Matthew Smitha Andersona o Anglii i Rosji oraz P.J. Marshalla i Glyndwra Williamsa o reszcie osiemnastowiecznego świata. Muszę w tym miejscu powtórzyć, że żaden z tych naukowców nie jest w jakimkolwiek stopniu odpowiedzialny za moje przemyślenia i argumenty oraz że zdarzało mi się nawet wykorzystywać owoce ich badań nieco na przekór ich własnym interpretacjom.
Bardzo dla mnie fortunnym zrządzeniem losu pisałem tę książkę w latach, kiedy Europa Wschodnia skupiła na sobie uwagę i refleksję na wszystkich forach świata akademickiego. Zwłaszcza od przełomu w 1989 roku cały szereg niezwykle przenikliwych autorów obszernie wypowiada się na temat miejsca Europy Wschodniej we współczesnej Europie, a ja śledziłem tę dyskusję z największym zainteresowaniem — mam na myśli zwłaszcza refleksje Timothy’ego Gartona Asha, Tony’ego Judta, Jacques’a Rupnika, Daniela Chirota, Gale’a Stokesa, Krishana Kumara, Milana Kundery, Josefa Škvoreckiego, Stanisława Barańczaka, Adama Michnika i Czesława Miłosza. Wszyscy uczestniczyli w trwającym od kilku lat przemyśleniu idei Europy Wschodniej i niemożliwe byłoby drążyć osiemnastowieczną kwestię, która mnie zaprzątała, nie biorąc pod uwagę nasilonego zainteresowania bieżącymi sprawami i bieżącymi debatami na temat wschodniej części Starego Kontynentu. Chociaż mam nadzieję, że omawiane przeze mnie osiemnastowieczne tematy oświetlą tę kwestię pod nowym kątem, jestem świadom, że moje własne przemyślenia i argumenty w niemałym stopniu zostały zainspirowane — czasem w sensie polemicznym — ocenami innych osób, które z powagą, zaangażowaniem i głęboką wiedzą wypowiadają się na temat najnowszej historii Europy Wschodniej.
Mam poczucie, że jestem winien bardziej niekonwencjonalne podziękowania bohaterom mojej książki, philosophes Oświecenia. Rzecz jasna ich namiętne zainteresowanie Europą Wschodnią pobudziło moje zainteresowanie ich zainteresowaniem. Mam jednak świadomość, że w mojej książce wydaję się rozliczać ich z charakteru tego zainteresowania, które nawet w swoim najbardziej życzliwym wydaniu było politycznie obciążone pewnymi aspektami orientalizmu, standardami „cywilizacji” i niewyrażanymi wprost założeniami hegemonicznego dyskursu. Zdaję sobie sprawę, że w pewnym sensie popełniam ten sam grzech arogancji, stosując krytyczne narzędzia moich czasów do wielkich umysłów Oświecenia, i trudno mi jest oprzeć się poczuciu mojej intelektualnej małości w obliczu wielkich procesów historycznych. Wyznanie to wydaje się tym ważniejsze, że philosophes Oświecenia byli i nadal pozostają moimi intelektualnymi bohaterami; ich zainteresowanie Europą Wschodnią, niezależnie od tego, jakimi grzechami obciążone, wydaje mi się zarówno zaskakujące, jak i godne podziwu, jako świadectwo intelektualnej ciekawości, odwagi i błyskotliwości, z którymi podchodzili do każdego aspektu ich świata i które moim zdaniem w dużym stopniu współtworzyły zamieszkiwany przez nas mentalnie współczesny świat idei. Z tego powodu omawiamy te idee i polemizujemy z nimi, a idea Europy Wschodniej od lat leży w centrum moich akademickich zainteresowań.
Człowiekiem, który najbardziej mnie zaprząta, jest Wolter. To jeden z moich bohaterów — w historii idei niewiele jest postaci, których umysły bardziej bym podziwiał. A przecież mam świadomość, że czyniąc z niego temat analizy i trzon dyskusji w długich fragmentach tej książki, przedstawiłem jego poglądy w krytycznym, a czasem nawet ironicznym świetle. Peter Gay taktownie stwierdził w książce Voltaire’s Politics, że „korespondencja z Katarzyną pokazuje go w jego najmniej sympatycznym wydaniu”. Wziąłem tę korespondencję na warsztat i dogłębnie przeanalizowałem jako podstawowy dokument oświeceniowego spojrzenia na Europę Wschodnią. Innymi słowy, wziąłem mojego bohatera i pokazałem go od najmniej sympatycznej strony. Oczywiście nie wierzę w duchy, tak jak nie wierzył w nie Wolter, ale jako namiętnemu miłośnikowi dowcipu Woltera nietrudno mi sobie wyobrazić miażdżącą łatwość, z którą wykpiłby i zbył moje akademickie impertynencje. Trochę mnie to rozstraja, zwłaszcza że moja poprzednia książka o Wiedniu Freuda była prawie tak samo analitycznie krytyczna wobec jednego z moich intelektualnych bohaterów. Proszę więc uznać mnie za historyka idei, który wchodzi w powikłane relacje z najbardziej podziwianymi przez siebie umysłami. Pokornie przyznaję, że niezwykłe przedsięwzięcie intelektualne, jakim było Oświecenie, nie wyłączając wymyślenia Europy Wschodniej, określiło kategorie i obszar, na którym realizuję moje późniejsze i pośledniejsze dążenia z dziedziny historii idei.
— Larry Wolff
Wprowadzenie
„Od Szczecina nad Bałtykiem do Triestu nad Adriatykiem zapadła w poprzek kontynentu żelazna kurtyna”, oznajmił w 1946 roku Winston Churchill w Fulton w stanie Missouri, w głębi innego kontynentu. Sformułowanie to odniosło zdecydowanie największy sukces ze wszystkich jego pomysłów retorycznych: żelazna kurtyna dzieląca Europę na dwie części, na Europę Zachodnią i Europę Wschodnią. Przez niemal pół stulecia tworzyła fundamentalną, strukturalną granicę, w sensie mentalnym i kartograficznym. Na mapie Europy, z jej licznymi krajami i kulturami, pojawiła się żelazna kurtyna Churchilla, zimnowojenne pęknięcie ideologiczne kontynentu. „Cień padł na sceny niedawno oświetlone zwycięstwem aliantów”, stwierdził Churchill. Cień ten padł również na mapę Europy, przesłaniając kraje za żelazną kurtyną. A jeśli coś jest pogrążone w cieniu, można sobie mgliście wyobrażać przykre, nieprzyjemne, rozstrajające bądź niepokojące rzeczy, można również nie patrzeć zbyt uważnie bądź nawet odwrócić wzrok — bo któż potrafiłby przejrzeć żelazną kurtynę na wskroś i wyłowić przyciemnione kształty?
Kraje za żelazną kurtyną Churchill określił geograficznie jako „te wszystkie państwa Europy Wschodniej”; włączył je do „tego, co muszę nazwać strefą sowiecką”. We wszystkich tych państwach partie komunistyczne dążyły do ustanowienia „totalitarnej kontroli”. Linii łączącej Szczecin z Triestem, wyznaczającej granicę owej sowieckiej strefy, nie znamionował bezwzględny geograficzny determinizm, bowiem Churchill dopuścił jeden wyjątek: „Tylko Ateny — Grecja z jej nieśmiertelną chwałą — swobodnie decydują o swojej przyszłości”. Jeśli chodzi o resztę państw wschodnich, Churchill z jednej strony przyznawał, że „bezpieczeństwo świata wymaga nowej jedności Europy, z której nie powinno się wykluczyć na stałe żadnego narodu”, a z drugiej strony dostrzegał powody, żeby zaakceptować, poprzeć, a nawet pogłębiać coraz bardziej widoczny podział kontynentu. „W państwach przed żelazną kurtyną, która biegnie poprzez Europę, istnieją inne powody do niepokoju”, powiedział Churchill, nie mając wątpliwości, które kraje leżą „przed” — wymienił Włochy i Francję — a które za tą barierą. Niepokoiła go kwestia infiltracji politycznej i skażenia ideologicznego, ponieważ nawet w Europie Zachodniej „partie komunistyczne czy piąte kolumny stanowią rosnące wyzwanie dla cywilizacji chrześcijańskiej”k1. Przez całą zimną wojnę żelazną kurtynę wyobrażano sobie jako swoisty kordon sanitarny, odgradzający światłość cywilizacji chrześcijańskiej od jakichś nieokreślonych mroków. Taka koncepcja dostarczała dodatkowego uzasadnienia dla tego, żeby nie patrzeć zbyt uważnie na kraje po drugiej stronie.
Przemówienie Churchilla w Fulton okazało się prorocze. Jego metafora zyskała znaczenie geopolitycznego faktu określającego stosunki międzynarodowe. W następnym pokoleniu historycy zimnowojennej dyplomacji, między innymi Walter LaFeber i Daniel Yergin, rozważali, czy nie zadziałał mechanizm samospełniającego się proroctwa, czy prowokacyjne przemówienie Churchilla nie przyczyniło się do wykrystalizowania stref ideologicznych w Europie, przyspieszając utwardzenie stanowisk. Wspomnienia Churchilla pokazują, że nie był zupełnie niewinnym obserwatorem losu, który przypadł w udziale wschodnim państwom Europy, że chciał uczestniczyć w wyznaczaniu linii granicznej i powieszeniu na niej kurtyny. Niecałe dwa lata przed wystąpieniem w Fulton, gdzie w towarzystwie Harry’ego Trumana ostrzegał przed sowieckim cieniem, w 1944 roku odwiedził w Moskwie Józefa Stalina i zaproponował procentowe udziały w powojennych wpływach w tychże samych wschodnich państwach. Bazgrząc na papierze, zaproponował Stalinowi 90% w Rumunii, 75% w Bułgarii, 50% na Węgrzech i w Jugosławii, ale tylko 10% w Grecji — z jej „nieśmiertelną chwałą”. Churchill zasugerował później, żeby spalić kartkę, lecz Stalin mu powiedział, że może ją zatrzymać.
W 1989 roku w Europie Wschodniej doszło do rewolucji, a raczej szeregu powiązanych ze sobą rewolucji w różnych państwach wschodnich, w wyniku czego upadły rządy komunistyczne, których historia sięgała lat tużpowojennych. Rewolucja polityczna zaowocowała demokratycznymi wyborami, otwarciem gospodarek na kapitalizm wolnorynkowy, zniesieniem ograniczeń w podróżowaniu, wycofaniem wojsk sowieckich i wreszcie, w 1991 roku, rozwiązaniem Układu Warszawskiego. To właśnie Układ Warszawski, stojący naprzeciwko NATO w Europie Zachodniej, od lat pięćdziesiątych nadawał podziałowi Europy wymiar militarny, stwarzając dwa bloki toczące ze sobą zimną wojnę. Rewolucyjny upadek komunizmu w Europie Wschodniej i zakończenie zimnej wojny unieważniły utarte pojęcia, które określały ostry podział Europy na dwie wrogie części: żelazną kurtynę, strefę sowiecką i złowróżbny cień z mowy Churchilla. Podział Europy nagle wydawał się zakończony, wymazany, unieważniony, odrębne połówki w jednej chwili ponownie się złączyły w jeden kontynent. Tak zadziałał grom rewolucji.
W 1988 roku byłem w Polsce. Z grupą innych amerykańskich profesorów spotkaliśmy się z polskimi naukowcami, aby podyskutować o zawikłanej kwestii znaczenia sowieckiej głasnosti dla Europy Wschodniej. Połączenie naszej wiedzy akademickiej zaowocowało bogactwem refleksji, analiz, paradoksów, prognoz i hipotez, ale nikt się nawet nie zająknął, że w Europie Wschodniej może niedługo wybuchnąć rewolucja. Nikt z nas nie miał pojęcia, co się kryje tuż za zasłoną przyszłości; nikt się nie domyślał, jak bardzo poważne będą skutki głasnosti — że za rok sama koncepcja Europy Wschodniej jako odrębnego bytu geopolitycznego, zwiększająca precyzję analiz naukowych, stanie się wątpliwa i niejednoznaczna.
Wschodnioeuropejska rewolucja z 1989 roku w dużym stopniu zmieniła obowiązujące przez stulecia spojrzenie, co zmusiło nas do ponownego przemyślenia idei Europy jako całości. Mapy ścienne zawsze pokazywały kontynent z wieloma kolorami, elementami układanki oznaczającymi liczne państwa; ciemna linia żelaznej kurtyny, kładąca się jednostronnym cieniem, była wyrysowana tylko na mapach mentalnych. Mapy te trzeba skorygować, dostosować, zrekonstruować, ale same struktury są głęboko ugruntowane i silnie kształtują nasze poglądy. W latach dziewięćdziesiątych zmartwieni i zaniepokojeni Włosi deportowali albańskich uchodźców: Albanesi, no grazie! — to treść graffiti na murze. Niemcy witają przybyszów z Polski chuligańską przemocą i neonazistowskimi demonstracjami, a w paryskich sklepach turystów ze wschodniej Europy bez powodu się zatrzymuje i przeszukuje w związku z podejrzeniem o kradzieże. Politycy, którzy niegdyś z wielkim entuzjazmem wypowiadali się o perspektywie jedności Europy, odwracają wzrok od Sarajewa, być może żałując, że to się nie dzieje na innym kontynencie. Poczucie obcości po części jest kwestią różnic gospodarczych, przepaści między bogactwem Europy Zachodniej i biedą Europy Wschodniej. Jednak różnice te z natury rzeczy obrosły w skomplikowaną i zawiłą skorupę uprzedzeń kulturowych. Żelazna kurtyna zniknęła, ale cień pozostał.
Cień pozostał, ponieważ przetrwała idea Europy Wschodniej, mimo braku żelaznej kurtyny. Nie wynika to wyłącznie z faktu, że budowane przez pół wieku struktury myślowe wciąż są mocne, lecz przede wszystkim z tego, że ideę Europy Wschodniej zapoczątkowano znacznie wcześniej niż zimną wojnę. Oratorski obraz żelaznej kurtyny w przemówieniu Churchilla był wymowny i przekonujący, a jego popularność to poniekąd efekt tego, że metafora ta zdawała się celnie opisywać tymczasowe pojawienie się strefy sowieckiej jako międzynarodowego kataklizmu o przełomowym znaczeniu historycznym. Jednak trafność i proroctwo tej metafory przesłoniły to, dzięki czemu tak silnie oddziaływała ona na wyobraźnię, a mianowicie historię intelektualną, w ramach której idea Europy Wschodniej została wymyślona już dużo wcześniej. Wyznaczając granicę „od Szczecina nad Bałtykiem po Triest nad Adriatykiem”, Churchill podążał wzdłuż linii, którą rysowano i nasycano znaczeniem przez dwa stulecia, począwszy od najsławniejszego przodka brytyjskiego premiera, wojowniczego księcia Marlborough. „Żelazna kurtyna” doskonale stopiła się z wcześniejszą konstrukcją, przez co prawie zapomniano, zlekceważono albo wyparto ze świadomości, że kontynent podzieliła już pewna wcześniejsza epoka w historii idei, tworząc znany nam do dzisiaj rozłam.
Rozróżnienie na Europę Zachodnią i Wschodnią nastąpiło jeszcze przed Churchillem i zimną wojną, ale bynajmniej nie sięga niepamiętnych czasów, nie ma ukrytych w dziejowej pomroce korzeni. Nie było to rozróżnienie naturalne ani nawet niewinne, tylko pewien twór kulturowy, konstrukcja myślowa, motywowana ideologicznie i służąca do celów autopromocyjnych. To prawda, że Churchill pojechał do Fulton, aby sprawiać wrażenie, że spogląda na podział Europy z daleka, z zewnętrznej perspektywy, ale podziału tego dokonano na miejscu. Europę Wschodnią wymyśliła Europa Zachodnia, jako swoje dopełnienie, w XVIII wieku, w epoce Oświecenia. Epoce, kiedy najważniejsze ośrodki intelektualne mieściły się w Europie Zachodniej, a ponadto kultywowano i odnoszono wyłącznie do niej nowe pojęcie „cywilizacji” — osiemnastowieczny neologizm. Cywilizacja odkryła z kolei swoje przedłużenie na tym samym kontynencie, w pogrążonych w cieniu krainach zacofania, a nawet barbarzyństwa. Tak wymyślono Europę Wschodnią. Począwszy od XVIII wieku idea ta zyskała wielką popularność, a po II wojnie światowej doskonale wpisała się w retorykę i realia zimnej wojny, ale przetrwała również upadek komunizmu, nie tracąc swojego miejsca w kulturze i na mentalnych mapach. Jeśli chcemy zrozumieć ideę Europy Wschodniej i zmierzyć się z nią, musimy najpierw zbadać zawiły proces historyczny, który ją ugruntował i zakodował w naszej kulturze.
W czasach renesansu podstawowym podziałem pojęciowym Europy był podział na południe i północ. Państwa-miasta Włoch były raczej niekwestionowanymi ośrodkami sztuki i nauki, malarstwa i rzeźby, retoryki i filozofii, nie wspominając o finansach i handlu. Włoscy humaniści bez skrępowania odnosili się do innych kultur europejskich z wyższością, co znalazło swój najbardziej dramatyczny wyraz w „Wezwaniu do objęcia przewodnictwa w Italii i uwolnienia jej z rąk barbarzyńców” Machiavellego, ostatnim rozdziale Księcia. Machiavelli spoglądał wstecz na przełomowe wydarzenie dla jego pokolenia, dla każdego florentyńczyka i większości Włochów, inwazję Karola VIII, króla Francji, w 1494 roku, która zapoczątkowała okres „barbarzyńskich” najazdów z północy, wyznaczających kres quattrocento, najwspanialszej epoki włoskiego renesansu. Jeszcze bardziej traumatyczna była wielka katastrofa, która nastąpiła w kolejnym pokoleniu, czyli zdobycie Rzymu przez niemieckich żołnierzy cesarza rzymskiego Karola V w 1527 roku. Włoski renesans jawił się jako poobijany przez północnych barbarzyńców, a ponieważ włoscy humaniści doskonale znali historię starożytną, narzucały im się skojarzenia ze zdobyciem Rzymu przez Gotów w 476 roku, co tylko wzmacniało przekonanie odnośnie do geograficznego położenia „dzikich” krajów. Zarówno starożytni Rzymianie, jak i renesansowi Włosi czytali tekst Tacyta o Germanach i dowiedzieli się o narodzie, który składał ofiary z ludzi, nosił skóry dzikich zwierząt i generalnie nie odznaczał się kulturą: „Ilekroć nie idą na wojnę, spędzają niewiele czasu na łowach, więcej na bezczynności, oddani ospalstwu i jadłu”k2. Tacyt wiedział o innych barbarzyńcach dalej na wschód, takich jak Sarmaci i Dakowie, ale zajmował się przede wszystkim Germanami z północy; ta starożytna perspektywa bardzo odpowiadała Włochom z czasów renesansu. Machiavelli wykorzystał starorzymskie spojrzenie z takim samym rozmachem i retorycznym oportunizmem, z jakim Churchill użył perspektywy oświeceniowej do budowy żelaznej kurtyny.
Polaryzacja Europy na Włochy i północnych barbarzyńców, tak oczywista dla starożytnych Rzymian, tak wygodna dla renesansowych Włochów, przetrwała do XVIII wieku jako forma retoryczna. William Coxe, który w 1785 roku opublikował Travels into Poland, Russia, Sweden, and Denmark, mógł jeszcze podsumować te wyprawy jako „moje podróże przez północne królestwa Europy”k3. Ta perspektywa geograficzna zaczęła się jednak wydawać poważnie anachroniczna; Oświecenie przystąpiło do intelektualnej pracy, która zaowocowała reorientacją kontynentu i powstaniem nowego podziału: na Europę Zachodnią i Wschodnią. Polska i Rosja miały zostać mentalnie oderwane od Szwecji i Danii — od tej pory kojarzono je z Węgrami i Czechami, z bałkańskimi krajami imperium osmańskiego, a nawet z czarnomorskim Krymem.
W okresie od epoki renesansu do Oświecenia europejskie ośrodki kultury i finansów przeniosły się ze skarbów i skarbnic Rzymu, Florencji i Wenecji do bardziej dynamicznych miast, takich jak Paryż, Londyn i Amsterdam. Spojrzenie Woltera na Europę z osiemnastowiecznego Paryża pod względem geograficznym zupełnie się różniło od spojrzenia Machiavellego z szesnastowiecznej Florencji. Wolter wiódł prym pośród filozofów Oświecenia, którzy wypracowywali nową europejską perspektywę, patrząc z zachodu na wschód zamiast z południa na północ. Dokonali tym samym pojęciowej reorientacji Europy, którą przekazali nam w spadku, skutkiem czego widzimy dzisiaj Europę tak jak oni, a raczej biernie odziedziczyliśmy Europę, którą oni czynnie przekonstruowali pojęciowo. Tak jak nowe ośrodki oświeceniowe zastąpiły stare ośrodki renesansu, tak też dawne krainy barbarzyństwa i zacofania na północy przeniesiono na wschód. Oświecenie musiało wymyślić Europę Wschodnią i Zachodnią razem, jako pojęcia komplementarne, które definiują się nawzajem poprzez opozycję i przyległość.
Zasadniczą rolę w tym procesie reorientacji odegrali wędrowcy, osiemnastowieczni podróżnicy przybywający z Europy Zachodniej do Wschodniej. W XVIII wieku kraje Europy Wschodniej były na tyle nieznane i egzotyczne, że każdy podróżnik wiózł ze sobą mentalną mapę, którą mógł dowolnie opatrywać przypisami, uzupełniać, precyzować i składać na nowo. Najważniejszymi operacjami mentalnego mapowania było kojarzenie i porównywanie: kojarzenie krajów Europy Wschodniej, intelektualne łączenie ich w spójną całość, oraz porównywanie z krajami Europy Zachodniej, co w sumie ustanawiało podział kontynentu według kryterium rozwojowego. Rozpocznę tę książkę od historii jednego z podróżników, hrabiego Ségura, francuskiego bohatera rewolucji amerykańskiej, który wjechał do Europy Wschodniej zimą 1784 roku po drodze do Petersburga, gdzie miał pełnić służbę ambasadora Francji na dworze Katarzyny Wielkiej. Przemieszczając się z Prus do Polski — mniej więcej w tym miejscu, gdzie dwa stulecia później miała opaść żelazna kurtyna — dobitnie sobie uświadamiał, że przekracza niezwykle ważną granicę. W swoim odczuciu „całkiem opuścił Europę”, a ponadto „cofnął się o dziesięć stuleci”. Książkę zakończy opowieść o innym podróżniku, który wrócił do Europy Zachodniej, o Amerykaninie Johnie Ledyardzie, który wcześniej okrążył świat z kapitanem Cookiem, a w 1788 roku wracał z samotnej ekspedycji na Syberię, zakończonej jego aresztowaniem z rozkazu Katarzyny. Wędrując na zachód przez Imperium Rosyjskie, a potem przez Polskę, dopiero po przekroczeniu granicy pruskiej uznał, że znajduje się już z powrotem w Europie. Właśnie między Polską i Prusami Ledyard zlokalizował „wielką barierę między azjatyckimi i europejskimi obyczajami”, po czym „przeskoczył” ją nad wyraz skwapliwie: „Ponownie witaj, Europo, w moich serdecznych objęciach”k4. Nie trzeba mieć pod ręką atlasu, aby się zorientować, że kiedy Ségur miał poczucie, iż „całkiem opuścił Europę”, nie zbliżył się nawet do jej granic, a Ledyard podróżując w przeciwnym kierunku, witał i ściskał Europę, na której terenie pokonał już ponad tysiąc mil.
Ledyard miał swoje określenie na to swobodne podejście do geografii i nazywał je „geografią filozoficzną”. W Oświeceniu podporządkowywano geografię wyznawanym wartościom, uzupełniając mapę subtelnościami, które nie mieściły się w bardziej rygorystycznych standardach kartografii naukowej. Ségur z kolei miał swoją nazwę dla obszaru, który odkrył, kiedy ogarnęło go poczucie, że opuszcza Europę, mimo że nadal w niej przebywał — ostatecznie umiejscowił się na „wschodzie Europy”, co w języku francuskim, jako l’orient de l’Europe, podsuwało również bogate w skojarzenia określenie „Orient Europy”. Jeszcze w przededniu I wojny światowej francuska nauka zamiennie stosowała dwa z pozoru podobne terminy: l’Europe orientale (Europa Wschodnia) i l’Orient europeén (europejski Orient)k5. W książce Orientalizm Edward Said wysunął tezę, że „pojęcie Wschód pozwoliło lepiej zdefiniować Europę (Zachód) — jako przeciwstawny obraz, ideał, osobowość, doświadczenie”, natomiast orientalizm funkcjonuje między innymi „jako Zachodni sposób na dominację, przebudowę i sprawowanie władzy nad Wschodem”k6. Idea Europy splotła się z rosnącym w siłę orientalizmem, bo chociaż geografia filozoficzna beztrosko wykluczała Europę Wschodnią z Europy, w domyśle przenosząc ją do Azji, to kartografia naukowa zdawała się zaprzeczać takim kapryśnym konstrukcjom. Istniała przestrzeń dla niejednoznaczności. Kartograficzna granica między Europą i Azją nie była w XVIII wieku precyzyjnie ustalona, czasami umiejscawiano ją na Donie, czasami dalej na wschód wzdłuż Wołgi, a czasami, tak jak dzisiaj, na Uralu.
Tego rodzaju niepewność przyczyniała się do pojmowania Europy Wschodniej jako paradoksu jednoczesnego włączenia i wykluczenia, jako Europy, lecz nie Europy. Poprzez kontrast Europa Wschodnia definiowała Europę Zachodnią, tak jak Orient definiował Okcydent, jednocześnie musiała pośredniczyć między Europą a Orientem. Wymyślenie Europy Wschodniej można określić jako intelektualny projekt swoistej orientalizacji. Mechanizm ten mógł również działać w drugą stronę. W książce Black Athena Martin Bernal wysunął tezę, że poprzez celowy hellenizm usunięto z naszych wyobrażeń o starożytnej Grecji wpływy afrykańskie i azjatyckie. Pozwoliło to również wyłączyć nowożytną Grecję z pojęcia Europy Wschodniej, dzięki czemu jeszcze Churchill mógł się cieszyć, że „nieśmiertelnej chwały” tego kraju nie objął cień żelaznej kurtyny. Zachodzące równolegle intelektualne procesy orientalizmu i hellenizmu, oba zapoczątkowane w XVIII wieku, dały ważne punkty odniesienia i wyznaczniki ewolucji idei Europy Wschodniej. Co ciekawe, idea Europy jako całości stała się przedmiotem zainteresowania w tym samym okresie, kiedy kontynent ten postrzegano jako podzielony na dwie części. Włoski historyk Federico Chabod, który po II wojnie światowej snuł wizje europejskiej jedności, przekonywał, że idea Europy zyskała spójność i znaczenie filozoficzne w epoce Oświecenia. Chabod kładł szczególny nacisk na pisma Monteskiusza, na przeciwstawienie Europy Orientowi w Listach perskich oraz europejskiej wolności azjatyckiemu despotyzmowi w O duchu prawk7. Opozycje te dopuszczały jednak pośrednią przestrzeń kulturową, w której rozwinęła się idea Europy Wschodniej.
Geografia filozoficzna była sportem nieskrępowanym zbyt wieloma regułami, do tego stopnia, że nie trzeba było podróżować do Europy Wschodniej, aby uczestniczyć w jej intelektualnym odkrywaniu. Niektórzy decydowali się jednak na tę wyprawę, z wielkimi oczekiwaniami i międzynarodowym rozgłosem. Mme Geoffrin zostawiła philosophes ze swego paryskiego salonu, aby w 1766 roku odwiedzić króla Polski, a Diderot w 1773 roku wybrał się do Petersburga złożyć uszanowanie Katarzynie Wielkiej. Nikt jednak nie pisał o Rosji bardziej autorytatywnie i entuzjastycznie niż Wolter, który nigdy nie dotarł dalej na wschód niż do Berlina, a nikt z większą pasją i weną nie występował w obronie Polski niż Rousseau, dla którego granicę wyznaczała Szwajcaria. Podróż z Europy Zachodniej do Wschodniej odbył Mozart, przekraczając granicę w miejscu, w którym jej „graniczność” ma bardzo skomplikowany charakter, mianowicie między Wiedniem a Pragą. W istocie Praga leży na północ od Wiednia i odrobinę na zachód, ale dla Mozarta, podobnie jak dla nas, była to podróż do Europy Wschodniej, do słowiańskich Czech. Przekroczenie granicy uczcił iście po mozartowsku, nadając sobie, swojej rodzinie i znajomym nowe tożsamości, w postaci pseudoorientalnych absurdalnych imion: „Ja nazywam się Punkitititi, moja żona — Szabla Pumfa, Hofer — Rozka Pumpa, Stadler — Naczibiniczibi”k8. Kurtyna między Wiedniem a Pragą stanęła jako scenografia tej płochej komedii operowej, na długo zanim opadła w swoim żelaznym wcieleniu.
Czy to w duchu imaginacyjnym czy filozoficznym, figlarnym czy naukowym, badanie Europy Wschodniej, tak jak orientalizm, było formą intelektualnego panowania, łączenia wiedzy i władzy, utrwalania dominacji i podporządkowywania. Tak jak w przypadku Orientu, odkrywania i opanowywania intelektualnego Europy Wschodniej nie dało się całkowicie oddzielić od możliwości prawdziwego podboju. Osiemnastowieczni francuscy eksperci od Europy Wschodniej trafili do rządu i na uczelnie Napoleona, po czym oświeceniowe odkrycie Europy Wschodniej zaczęło wskazywać drogę do podboju i dominacji. Utworzenie przez Napoleona Wielkiego Księstwa Warszawskiego w 1807 roku, aneksja adriatyckich prowincji w Ilirii w 1809 roku i w końcu inwazja na Rosję w 1812 roku oznaczały zaprzęgnięcie geografii filozoficznej na służbę kartografii wojskowej. Nie był to ostatni przypadek, kiedy Europa Zachodnia dążyła do ustanowienia imperium w Europie Wschodniej.
W książce Origins of the European World-Economy Immanuel Wallerstein ocenia, że w XVI wieku wyłonił się kapitalistyczny „trzon” Europy Zachodniej sprawujący hegemonię gospodarczą nad „peryferiami” w Europie Wschodniej (i latynoskiej Ameryce), co doprowadziło do wytworzenia się „komplementarnej dywergencji” z minimalnych początkowo różnic w poziomie rozwoju gospodarczegok9. Zasadniczą rolą Europy Wschodniej jako „peryferii” Europy Zachodniej był eksport zboża, oparty na pracy przymusowej w ramach postśredniowiecznego „drugiego poddaństwa”. Argument Wallersteina jest jednak oparty prawie wyłącznie na przypadku Polski, której gospodarka rzeczywiście w dużej mierze bazowała na eksporcie pszenicy z Gdańska do Amsterdamu drogą morską. Autor ma świadomość, że w XVI wieku nie cała Europa Wschodnia mieściła się choćby na peryferiach europejsko-światowej gospodarki: „Rosja na zewnątrz, ale Polska w środku. Węgry na zewnątrz, ale imperium osmańskie w środku”k10. Uznanie Europy Wschodniej za gospodarcze peryferie w jakimś stopniu wymaga przeniesienia sztucznie skonstruowanej osiemnastowiecznej jedności w przeszłość, aby móc nadać strukturę wcześniejszemu modelowi gospodarczemu. Tymczasem czynniki społeczne i gospodarcze bynajmniej nie były jedynymi, które doprowadziły do stworzenia przez Europę Zachodnią pojęcia Europy Wschodniej. Historyczne kwestie trzonu i peryferii, które Wallerstein poruszył w latach siedemdziesiątych, nadały kierunek dalszym badaniom Europy Wschodniej i w 1985 roku w Bellagio odbyła się międzynarodowa konferencja naukowa poświęcona „Korzeniom zacofania Europy Wschodniej”. Eric Hobsbawm porównał przypadki Szwajcarii i Albanii, podobnych pod względem zasobów i ukształtowania terenu, lecz o zasadniczo różnym profilu gospodarczym. Robert Brenner przekonywał, że „problem zacofania Europy Wschodniej to błędnie postawione pytanie”, ponieważ „historycznie rzecz biorąc, brak rozwoju jest regułą, a nie wyjątkiem”, toteż pytanie powinno brzmieć, jak doszło do niespotykanego gdzie indziej kapitalistycznego rozwoju Europy Zachodniej. Uczestnicy konferencji przyznali, że „Europa Wschodnia w żadnym razie nie jest regionem jednorodnym”, że różne jej obszary stały się „gospodarczymi przydatkami” Europy Zachodniej w różnych okresach oraz że ich „zacofanie ma rozmaity charakter”k11. Kwestie zacofania i rozwoju Europy Wschodniej poruszono i zdefiniowano w XVIII wieku, niezupełnie jako kwestie gospodarcze, i do dzisiaj tak kształtują się nasze wyobrażenia o tych krajach. Niejednoznaczne położenie Europy Wschodniej, jako części Europy, ale nie w pełni europejskiej, wymagało użycia takich pojęć jak zacofanie i rozwój, aby można było łatwiej poruszać się intelektualnie między przeciwstawnymi biegunami cywilizacji i barbarzyństwa. W XVIII wieku Europa Wschodnia wskazała Zachodniej pierwszy model niedorozwoju, pojęcia, które dzisiaj odnosimy do różnych krajów na całym świecie.
Sam pomysł międzynarodowej konferencji ekspertów akademickich, którzy spotykają się w Bellagio pod auspicjami Fundacji Rockefellera, aby przedyskutować „problem zacofania Europy Wschodniej”, do złudzenia przypomina oświeceniowe podejście do tego tematu. W Ferney, po drugiej stronie Alp, Wolter przez dwadzieścia lat wykorzystywał swój genialny umysł na potrzeby „jednoosobowego sympozjum” poświęconego zacofaniu Europy Wschodniej. Paryscy fizjokraci regularnie się spotykali w salonie starszego Mirabeau, aby omawiać gospodarcze aspekty zagadnienia. W 1774 roku salon ten z wielką pompą wysłał jednego z fizjokratów do Polski, tak jak katedra gospodarki na Harvardzie w 1989 roku wysłała do Polski jednego z profesorów. Rewolucja w 1989 roku z pewnością dodała kwestii „zacofania” Europy Wschodniej dramatyzmu — nowe rządy dążyły do usunięcia gospodarczych ruin komunizmu i włączenia się w globalną gospodarkę wolnorynkową. Skorzystanie z eksperckich porad i pomocy gospodarczej z zagranicy z pewnością może być interpretowane jako ostateczne potwierdzenie naszego sukcesu gospodarczego i zacofania Europy Wschodniej. Kiedy Wspólnota Europejska przygotowywała się do powołania unii gospodarczej, „Europy 1992 roku”, stworzono specjalny bank, Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, aby zająć się specyficznymi problemami Europy Wschodniej. W Europie lat dziewięćdziesiątych Europa Wschodnia nadal zajmowała niejednoznaczną przestrzeń między włączeniem i wykluczeniem, zarówno pod względem gospodarczym, jak i kulturowym.
Oświeceniowi philosophes analizowali i wykorzystywali tę niejednoznaczność, wpisując ją w schemat zacofania i rozwoju, czyniąc z niej cechę charakterystyczną, która pozwalała umieścić różnorodne kraje pod wspólnym szyldem Europy Wschodniej. Już w renesansie możliwe było zastosowanie takiego schematu wobec Polski. W 1523 roku Erazm z Rotterdamu pogratulował „narodowi, który, chociaż dawniej uważany za barbarzyński, teraz tak bujnie rozkwita w dziedzinie literatury, prawa, obyczajów, religii i różnych innych, że może iść w zawody z najwybitniejszymi i najbardziej sławionymi narodami”k12. Dla Erazma podźwignięcie się z barbarzyństwa nie miało nic wspólnego z rozwojem gospodarczym. W XVI wieku Montaigne uznał wszystkich ludzi za swoich rodaków i „uściskałby Polaka i Francuza”, choć możliwe, że ten ostentacyjny kosmopolityzm był równie silnie podszyty protekcjonalizmem jak gratulacje Erazma. Kiedy w 1573 roku francuski książę został królem Polski, a rok później porzucił koronę i wrócił do Francji jako Henryk III, francuski poeta z jego świty, Philippe Desportes, napisał sarkastyczne „Pożegnanie z Polską”, a konkretnie z lodem i śniegiem, kiepskimi manierami i „barbarzyńskim ludem”k13.
W pierwszej połowie XVI wieku Rabelais wymienił jednym tchem „Moskali, Hindusów, Persów i troglodytów”, sugerując, że Rosja należy do sfery orientalnej, a nawet mitologicznejk14. W połowie XVI wieku, kiedy angielski podróżnik Richard Chancellor odkrył arktyczną trasę do Rosji i powołano firmę handlową Muscovy Company, relacje o Rosji nabrały większego znaczenia. Zebrano je w elżbietańskiej publikacji Principal Navigations, Voyages, and Discoveries of the English Nation pod redakcją Richarda Hakluyta, wraz z opowieściami o amerykańskim Nowym Świecie. W 1600 roku francuski najemnik kapitan Jacques Mergaret zaciągnął się na służbę u cara Rosji Borysa Godunowa, a później opublikował najpoważniejsze siedemnastowieczne francuskie wspomnienia o Rosji. Autor utożsamił Rosjan z „tymi, których dawniej nazywano Scytami”, i ogólnie postrzegał ich jako „naród z gruntu nieokrzesany i barbarzyński”. Jak donosił, w Rosji roiło się od mitologicznych dziwów przyrody, takich jak ukorzenione zwierzę-roślina: „Owca zjada trawę wokół siebie, a potem zdycha. Są wielkości jagnięcia, z kudłatą wełną. Część ma skórę zupełnie białą, część delikatnie cętkowaną. Widziałem całe mnóstwo tych skór”k15. Kiedy kapitan Mergaret przebywał w Rosji, inny awanturnik, kapitan John Smith, wyruszył z Anglii do imperium osmańskiego, by potem podsumować swoją wyprawę jako „Służbę i fortele z czasu wojny na Węgrzech, w Transylwanii, na Wołoszczyźnie i w Mołdawii, przeciwko Turkom i Tatarom”. W 1603 roku został wzięty do niewoli przez krymskich Tatarów, co dało mu przedsmak wydarzeń z 1607 roku, kiedy pojmali go Indianie z ludu Powatanów w Wirginii, a uratowała go trzynastoletnia Pocahontas. Smith uciekł z niewoli tatarskiej — mordując swojego pana — a następnie podróżował przez Rosję, Ukrainę i Polskę, „kraje, które powinny być przedmiotem naszej litości, a nie zazdrości”, jak prosto podsumował. Jego doświadczenia jako jeńca i niewolnika Tatarów skłoniły go do wniosku, że Tataria nie daje się opisać: „Trzeba wam zrozumieć, że Tataria i Scytia to jedno i to samo; jest to wszakże kraj tak przeogromny, że nikt nigdy go adekwatnie nie opisze, podobnie jak szeregu tych wyjątkowo barbarzyńskich ludów, które go zamieszkują”k16. Scytowie byli znani z relacji Herodota jako barbarzyńcy w oczach starożytnej Grecji. Kiedy Europejczycy cofnęli się dalej w historii i zamiast po Germanów Tacyta sięgnęli po Scytów Herodota, to ukierunkowanie barbarzyństwa zmieniło oś z północ−południe na wschód−zachód. Określenie „Scytowie” w XVIII wieku obejmowało całą Europę Wschodnią i funkcjonowało do momentu, gdy Johann Gottfried Herder wpoił nowożytności inne określenie barbarzyńców z historii starożytnej i nadał Europie Wschodniej jej współczesną tożsamość przynależną Słowianom.
Autorem najbardziej uznanej siedemnastowiecznej relacji o Rosji był Adam Olearius, który w latach trzydziestych podróżował z niemiecką misją dworu w Holsztynie, mającą na celu wynegocjowanie ustępstw umożliwiających handel z Persją przez terytorium Rosji. Tego rodzaju misja wskazywała na istotne znaczenie gospodarcze Rosji, a także na jej związki z Orientem. Jednak w relacji Oleariusa, po raz pierwszy opublikowanej w 1647 roku po niemiecku, a następnie w przekładzie francuskim, holenderskim, angielskim i włoskim, Rosja oceniania jest przede wszystkim według kryteriów niegospodarczych. Olearius pisał o Rosjanach, że „ich skóra jest tego samego koloru co u innych Europejczyków”. Pokazuje to, jak marna była wiedza jego czytelników na temat Rosji. „Obserwując ducha, obyczaje i sposób życia Rosjan — napisał w okresie, kiedy tylko nieliczni mieli taką możliwość — niepodobna nie zaliczyć ich do barbarzyńców”. Następnie piętnował ich na gruncie moralnym za „używanie obelżywych i plugawych słów”, za brak „dobrych manier” — „ci ludzie głośno pierdzą i czkają” — za „cielesne chucie i rozwiązłość”, jak również za „obrzydliwą deprawację, którą nazywamy sodomią”, uprawianą nawet z końmi. Aspekt ekonomiczny pośrednio pojawia się w tezie, że Rosjanie „nadają się tylko do niewolnictwa” i trzeba „zaganiać ich do pracy pałką i batem”k17. W Oświeceniu spojrzano na Rosję łaskawszym okiem, snując wizje uwolnienia tej krainy od barbarzyństwa i poprawy obyczajów. Nadzieję tę można dostrzec już w Brief History of Moscovia, dziele napisanym przez Johna Miltona, przypuszczalnie w latach trzydziestych XVII wieku. Przyszły autor Raju utraconego wyjaśnił, że Rosja zainteresowała go jako „najbardziej wysunięty na północ region Europy o cywilizowanej renomie”k18. Oświecenie miało na nowo odkryć Rosję jako wschodni region kontynentu, a jej znaczenie, w sensie filozoficznym i geograficznym, zrównać z reputacją innych krajów Europy Wschodniej.
Dnia 23 marca 1772 roku James Boswell zastał Samuela Johnsona „zajętego przygotowywaniem do druku czwartej edycji jego Słownika. Miało to być wydanie in folio”. Omawiali pewien ówczesny neologizm, którego Johnson nie uwzględnił w swoim słowniku jako niepoprawnego językowo: „Nie chciał dopuścić civilisation, a jedynie civility. Przy całym moim wielkim szacunku dla niego uznałem, że »cywilizacja«, od »cywilizować«, jest lepsza w sensie przeciwstawnym do barbarzyństwa”. Tego samego dnia odbyła się również dyskusja na temat etymologii i rodzin językowych. Johnson nadmienił, że „język czeski jest typowo słowiański”. Kiedy jeden z obecnych wyznał, że dostrzega pewne podobieństwa do niemieckiego, Johnson odparł: „Naturalnie, łaskawy panie. W krajach słowiańszczyzny sąsiadujących z Niemcami zapożycza się germańskie wyrazy, tatarskie zaś trafiają do mowy narodów, co graniczą z Tatarami”k19.
Doktor Johnson z dumą zdefiniował „cywilizację” jako nieużywany już termin prawniczy, oznaczający przekształcenie procesu karnego w cywilny. Jednak w latach siedemdziesiątych XVIII wieku inne angielskie słowniki, podobnie jak francuskie, dopuszczały już nowe znaczenie tego słowa: civility, czyli ucywilizowanie. Jak ustalili językoznawcy, jednym z pierwszych środowisk, które zaczęło posługiwać się tym nowym słowem, byli fizjokraci skupieni wokół starszego Mirabeau, żywo zainteresowani sprawami Europy Wschodniej. Począwszy od niezwykle poczytnego dzieła L’ami Des Hommes z 1756 roku, Mirabeau posługiwał się tym terminem w kontekście zarówno gospodarczym, jak i kulturowym, kojarząc cywilizację ze wzrostem bogactwa i poprawą obyczajów. Był jednak również uwrażliwiony na „fałszywą cywilizację”, zwłaszcza w odniesieniu do ambicji cara rosyjskiego Piotra Wielkiego. Inny fizjokrata, abbé Baudeau, który odbył podróż do Polski i Rosji, pisał o różnych stadiach i poziomach cywilizacji, a także o „postępie” cywilizacji w Rosji. Nadał też nowemu pojęciu dodatkowy wymiar, posługując się określeniem „cywilizacja europejska”. Rewolucja francuska, w interpretacji francuskich philosophes, jeszcze silniej powiązała idę cywilizacji z modelem rozwoju. Volney widział postęp cywilizacji jako „naśladowanie” jednego przewodniego kraju, a Condorcet postawił pytanie, czy doczekamy dnia, kiedy kraje te wejdą na „poziom cywilizacji osiągnięty przez najbardziej oświecone, najbardziej wolne, najmniej obciążone uprzedzeniami ludy, takie jak Francuzi i Angloamerykanie”. Na początku XIX wieku Auguste Comte wciąż uprawiał oświeceniową geografię filozoficzną, stosując termin „cywilizacja” jako miarę spójności „ Europy Zachodniej”k20.
Europa Wschodnia nie lokowała się na antypodach cywilizacji, w czeluściach barbarzyństwa, lecz w jakimś miejscu na skali rozwojowej mierzącej odległość między cywilizacją a barbarzyństwem. Pod koniec XVIII wieku Ségur widział Petersburg jako chaotyczne połączenie „epoki barbarzyństwa z epoką cywilizacji, X i XVIII wieku, obyczajów azjatyckich i europejskich, nieokrzesanych Scytów i ogładzonych Europejczyków”k21. Europa Wschodnia znajdowała się pomiędzy. W XIX wieku nowe opozycje nabrały mocy utartych formułek. W Komedii ludzkiej Balzac w jednym zdaniu podsumował Europę Wschodnią z perspektywy Paryża, posługując się dokładnie tymi samymi kategoriami: „Ukraina, Rosja, równiny Dunaju, cała Słowiańszczyzna wreszcie — to łącznik między Europą a Azją, między cywilizacją a barbarzyństwem”k22.
Pomysł na tę książkę po raz pierwszy przyszedł mi do głowy dziesięć lat temu, kiedy w tajnych archiwach Watykanu przez rok badałem osiemnastowieczne stosunki między Polską a Stolicą Apostolską. Czytałem depesze nuncjuszy papieskich z Warszawy. W 1783 roku, po siedmiu latach pobytu w Polsce, nuncjusz Giovanni Archetti przygotowywał się do trudnej i przełomowej misji dyplomatycznej w Petersburgu, na dworze Katarzyny. Jedną z wielu kwestii, które go zaprzątały na tym ważnym etapie jego kariery kościelnego dyplomaty, był zwyczaj nakazujący, aby po przybyciu nad Newę ucałować dłoń Katarzyny. Miał obawy, że spotka się to ze stanowczą dezaprobatą papieża, który uzna, że taki gest podważy całkowitą niezależność Kościoła rzymskokatolickiego. Można dostrzec coś paradoksalnego w fakcie, że ktoś martwił się o takie trywialne szczegóły dworskiej etykiety kilka lat przed rewolucją francuską. Wydaje się również dosyć zabawne, że takie kontrowersje budził niewinny gest pocałowania w dłoń carycy, której seksualne ekscesy przeszły do legendy już za jej życia. Mnie jednak bardziej zainteresowało to, w jaki sposób Archetti usprawiedliwił tę formę powitania w swojej depeszy do Rzymu. Przekonywał, że dzięki swoim polskim doświadczeniom dogłębnie rozumie „te północne kraje” — wrzucił Polskę i Rosję do jednego worka. Dostrzegał przepaść między „bardziej kulturalnymi narodami” a „tymi krajami, które później wstąpiły na tę drogę”. Te drugie, „kraje północne”, przywiązują rzekomo przesadną wagę do etykiety, na przykład do całowania w rękę, próbując dorównać „bardziej kulturalnym narodom”k23. Napuszony i lekceważący ton Archettiego sugerował, że nuncjusz uważał osiągnięcie takiej równości za mało prawdopodobne. Jednak zastosowana przez niego skala w ocenie kultury — więcej albo mniej, wcześniej albo później — stanowiła wyrafinowaną i nowoczesną koncepcję zacofania i rozwoju. Brakowało tylko słowa „cywilizacja” — a także reorientacji geograficznej i uznania krajów północnych za wschodnie. Archetti, który był Włochem, pozostał przy perspektywie renesansowej. Katarzyna również potrafiła zachować się protekcjonalnie — dała Archettiemu kożuch i nazwała go później „dobrym dzieckiem”.
Archetti twierdził, że mniej kulturalne narody robią więcej szumu wokół kurtuazji. Skupił się na pewnym detalu savoir vivre’u i wyolbrzymił jego znaczenie, aby zbudować mentalną mapę Europy. Norbert Elias wysunął tezę, że idea cywilizacji rozwinęła się z idei „civility”, co stanowiło uwieńczenie historii obyczajów. Pojęcie cywilizacji było tak fundamentalnym aspektem tożsamości — dla tych, którzy uważali się za cywilizowanych — że zaczęto je stosować jako miarę wobec innych — innych klas, innych narodów. Czytając Archettiego, który podsumował północne kraje jako mniej kulturalne, mniej ogładzone, zacząłem myśleć o zjawisku mapowania cywilizacji w Europie. Uderzyło mnie, jak bardzo te protekcjonalne wypowiedzi przypominają oceny, które pojawiają się dzisiaj, i zadałem sobie pytanie, czy nuncjusz stał na progu wielkiej reorientacji Europy. Zastanowiło mnie, jak doszło do tego, że ludzie zaczęli postrzegać nasz kontynent jako podzielony na wschód i zachód.
Archetti i dłoń Katarzyny przypomniały mi się jakiś czas temu, kiedy przebywałem gdzieś za żelazną kurtyną, w Europie Wschodniej. W środku nocy poszedłem do mieszkania osoby, której zbyt dobrze nie znałem, aby odebrać od niej wiadomości i bibułę, bo zgodziłem się ukryć je w bagażu i przewieźć pociągiem za żelazną kurtynę. Na pożegnanie człowiek ten pocałował mnie trzy razy w policzki, na przemian — w stylu słowiańskim, jak powiedział. Od razu skojarzyło mi się to z Archettim i pomyślałem, jakie to dziwne, że kwestie etykiety tak silnie oddziałują na wyobraźnię i zdają się definiować różne światy. Takie szczegóły splotły się w moim umyśle z poznawaniem Europy Wschodniej, spotkaniami z politycznym podziemiem, ściszonymi rozmowami i nerwowym przekraczaniem granicy.
Ta Europa Wschodnia przestała istnieć w 1989 roku, razem z żelazną kurtyną. Albo znajdziemy nowe skojarzenia wyznaczające jej odmienność, albo powrócimy do starych, sprzed zimnej wojny. Można też jednak potraktować niezwykłą rewolucję 1989 roku jako pretekst i zachętę do przemyślenia naszej mentalnej mapy Europy. W 1990 roku Amerykańska Akademia Sztuk i Nauk uczciła to wydarzenie specjalnym wydaniem czasopisma „Daedalus” zatytułowanym „Europa Wschodnia… Europa Środkowa… Europa”, sugerując, że następują istotne przesunięcia semantyczne i Europa przybiera w naszych umysłach nowy kształt. Motywem przewodnim wprowadzenia do tego zbioru tekstów autorstwa Timothy’ego Gartona Asha, angielskiego historyka, który w przełomowych latach osiemdziesiątych okazał się najbardziej przenikliwym zachodnioeuropejskim analitykiem Europy Wschodniej, było pytanie: „Mitteleuropa?”. Pytanie to odwoływało się do innego eseju tego samego autora, opublikowanego przed rewolucją 1989 roku: „Czy Europa Środkowa istnieje?”. Była to delikatna i sporna kwestia związana z mentalnym mapowaniem, ponieważ idea Mitteleuropa po raz pierwszy pojawiła się w 1915 roku, podczas I wojny światowej, kiedy Friedrich Naumann opublikował w Berlinie książkę pod takim właśnie tytułem, ale bez pytajnika. Mitteleuropa Naumanna określała obszary zaplanowanej hegemonii gospodarczej i kulturowej Niemców, obejmującej kraje tradycyjnie umiejscawiane w Europie Wschodniej. Koncepcja Mitteleuropa, podobnie jak Osteuropa i Ostraum, odegrała ważną rolę ideologiczną podczas II wojny światowej, kiedy Hitler realizował program dalekosiężnego podboju i brutalnego zniewolenia Europy Wschodniej, zapoczątkowany okupacją Czechosłowacji i Polski w 1939 roku, a zakończony inwazjami na Jugosławię i Rosję w 1941 roku. Można było dostrzec pewien paradoks w fakcie, że w latach osiemdziesiątych ideę Europy Środkowej ponownie odkryli intelektualiści w Polsce, Czechosłowacji i na Węgrzech, jak również w Europie Zachodniej — i propagowali ją jako ideologiczne antidotum na żelazną kurtynę. Odpowiedź na pytanie, czy Europa Środkowa istnieje, zależała od tego, czy danemu autorowi chodziło o konstrukcję intelektualną czy o rzeczywistość geopolityczną, ponieważ Europa Środkowa była tylko ideą: „Jeszcze nie istnieje. Europa Wschodnia istnieje — jest to ta część Europy, która znajduje się pod kontrolą militarną Związku Radzieckiego”k24. Jednak Europa Wschodnia również miała swój początek jako idea, a po 1989 roku ponownie się nią stała, wyzwolona spod militarnej kontroli Związku Radzieckiego. Idea Europy Wschodniej wciąż ma jednak potężną siłę oddziaływania, jest głęboko zakorzeniona w dwóch wiekach historii, a konsekwencje polityczne przesłaniają myślowe korzenie, ukryte pod historycznym kamuflażem.
Rosja może zrezygnować z dominacji militarnej nad Europą Wschodnią, ale nie może unieważnić tej idei, ponieważ jej nie zapoczątkowała ani nie narzuciła. Idea Europy Wschodniej została stworzona przez Europę Zachodnią w epoce Oświecenia, a Rosja była jej częścią. Rosja podlegała temu samemu procesowi odkrycia, zaszeregowania, protekcjonalnego traktowania oraz intelektualnego panowania, a jej lokalizację i tożsamość określały te same formułki: między Europą i Azją, między cywilizacją i barbarzyństwem. Zwolennicy Europy Środkowej dążą do demontażu opresyjnej idei Europy Wschodniej, do wyzwolenia z jej oków Czech i Węgier, może Polski, może nawet Słowenii. Termin Europa Wschodnia wciąż może być jednak używany do dalszego wykluczania reszty krajów, do podtrzymywania rozróżnienia, którym karmi się nasza tożsamość. Michaił Gorbaczow, człowiek, który zburzył żelazną kurtynę i zakończył zimną wojnę, wykazał się również niezwykle głębokim zrozumieniem kwestii podziału Europy. „Jesteśmy Europejczykami”, napisał w swoim manifeście pieriestrojki, snując wizję rozciągniętego od Atlantyku po Ural „wspólnego domu”, a także zwracając uwagę na „sztuczność” bloków politycznych i „archaiczność” żelaznej kurtyny. Skrytykował tych przedstawicieli Zachodu, którzy wykluczają Związek Radziecki z Europy i utożsamiają ten kontynent z Europą Zachodniąk25. Zarówno to wykluczenie, jak i to utożsamienie, są dwoma aksjomatami leżącymi u podłoża dwóch stuleci historii idei, historii „cywilizacji” w Europie, dziejów wymyślenia Europy Wschodniej.
1. Wchodzenie do Europy Wschodniej
Osiemnastowieczni podróżnicy na pograniczu
W 1784 roku hrabia Louis Philippe de Ségur wyjechał z Francji do Rosji, mianowany pełnomocnikiem i posłem extraordinaire Ludwika XVI na dwór Katarzyny II w Petersburgu. Ségur miał zaledwie trzydzieści jeden lat, a swoją nominację zawdzięczał temu, że jego ojciec był ministrem wojny. Młody człowiek podróżował przez Berlin i uzyskał audiencję w Poczdamie u starego już i sławnego Fryderyka. Król zwrócił uwagę, że Ségur ma na piersi order Cyncynata, odznaczenie za służbę pod dowództwem George’a Washingtona podczas amerykańskiej wojny rewolucyjnej. „Był pan w stanie na tak długo zapomnieć o rozkoszach Paryża — spytał sarkastycznie Fryderyk — w krainie, gdzie cywilizacja dopiero kiełkuje?” Taki lekceważący stosunek do Ameryki odzwierciedlał typowe osiemnastowieczne wyobrażenia o zjawisku cywilizacji i zarówno paryżanin, jak i berlińczyk z pewnością mieli świadomość, że uwaga króla była dwuznaczna, odnosząca się nie tylko do służby wojskowej w Ameryce, ale również do misji dyplomatycznej w Petersburgu. W zgodnej opinii oświeconych Europejczyków również w Rosji cywilizacja dopiero kiełkowała. Ségur przez następne pięć lat miał sposobność przyjrzeć się tej sprawie z bliska. Tak się wszakże składało, że kwestia stadiów i postępu cywilizacji w zacofanych krajach bardzo go interesowała, toteż był gotów poświęcić rozkosze i znosić niewygody, aby dowiedzieć się czegoś więcej o krainach, które we Fryderyku budziły tylko ironię. „Jaką drogą jedzie pan do Petersburga, najkrótszą?” — spytał król. Najszybciej i najwygodniej podróżowałoby się drogą morską, a najkrótsza droga lądowa prowadziła wzdłuż wybrzeża Bałtyku. „Nie, Najjaśniejszy Panie — odparł Ségur. — Chcę przejechać przez Warszawę, aby zobaczyć Polskę”. Fryderyk odparł na to: „Osobliwy kraj”k26.
Zarówno ciekawość Ségura, jak i poczucie Fryderyka, że Polska jest krajem osobliwym, odzwierciedlały rosnące zainteresowanie tą częścią Europy, obejmujące również Rosję. Wybierając się do Rosji drogą lądową, Ségur i inni osiemnastowieczni podróżnicy utwierdzali się w nieoczywistym wówczas przekonaniu, że Rosja i Polska to geograficzni sąsiedzi. W XVII wieku handlowe połączenia morskie — szlak arktyczny z Anglii do Archangielska, kurs bałtycki z Holandii do Gdańska — maskowały przyległość Polski i Rosji. Jeszcze większy wpływ na świadomość odkrywców miały dziewiętnastowieczne koleje żelazne — tory kolejowe połączyły Warszawę z Petersburgiem czy Moskwą — ale zaspokojenie osiemnastowiecznej ciekawości Ségura wymagało więcej czasu i wysiłku. Fryderyk udawał, że go zachęca, wygłaszając ironiczne uwagi o tym, dlaczego Polska jest osobliwa: „Wolny kraj ze zniewolonym narodem, republika z królem, ogromny kraj prawie bez ludności”. Polacy to rzekomo zapaleni wojownicy, ale w ich armii nie ma dyscypliny. Polacy są odważni i chevaleresque, ale polskie kobiety wykazują większą siłę charakteru, a nawet heroizm. Fryderyk zakończył kpiącą nutą: „Prawdziwymi mężczyznami są tam kobiety”k27. Posługiwał się paradoksem jako narzędziem retorycznym ukazującym osobliwość Polski, jej nonsensowny nieład i postawienie na głowie osiemnastowiecznych koncepcji społeczeństwa, polityki, demografii, a nawet rycerskości i ról płciowych. Sprzeczności te były przydatkiem do anarchii, anarchia zaś posłużyła Fryderykowi za pretekst do tego, aby zaproponować w 1772 roku rozbiór Polski i zagarnięcie części Prus.
Warto zwrócić uwagę, że Fryderyk, który z pewnością chciał błysnąć intelektem, krótko i lekceważąco podsumowując Polskę, nie miał podstaw do twierdzenia, że lepiej rozumie ten kraj, nie próbował zdefiniować ani wyjaśnić jego rzekomych niedoskonałości. Paradoksalnie o zrozumieniu Polski miałoby świadczyć pokazanie jej niezrozumiałości, przedstawienie kontrastów, których nie da się ze sobą pogodzić. Ségur nie miał politycznych zakusów na Polskę, twierdził nawet, że rozbiór z 1772 roku budzi w nim oburzenie jako akt niesprawiedliwości, ale jego podróżnicza ciekawość zaowocowała spostrzeżeniami, które pod względem retorycznym uderzająco przypominały uwagi Fryderyka wygłoszone bez opuszczania Berlina. Co więcej, w tym samym stylu, za pomocą sprzeczności, Ségur scharakteryzował również Rosję. Takie formułki, wygłaszane przez króla Prus i francuskiego dyplomatę w odniesieniu do Polski czy Rosji, definiowały osiemnastowieczne odkrycie Europy Wschodniej. Osobliwość tego regionu, to jest jego odmienność od Europy Zachodniej, jego zacofanie, sformułowano jako intelektualną kwestię skomplikowanych kontrastów.
Z punktu widzenia dwudziestowiecznego podróżnego wydaje się oczywiste, że podczas wyprawy z Niemiec do Polski Ségur opuścił Europę Zachodnią i wjechał do Wschodniej. Hrabia nie potrafił jednak tego klarownie wyjaśnić, ponieważ w XVIII wieku idea Europy Wschodniej nie była jeszcze utrwalona, wciąż ewoluowała, nabierała kształtów w umysłach i słowach podróżników takich jak on. W relacji z przejazdu z Berlina do Warszawy uderza jednak jego głębokie poczucie, że przekracza granicę o wielkim znaczeniu, mimo że nie dysponował jeszcze dzisiejszym rozróżnieniem na Europę Zachodnią i Wschodnią.
Przemierzając wschodnie włości króla Prus, odnosimy wrażenie, że opuszczamy teatr, którym rządzi natura wspomagana dążeniami sztuki i udoskonalonej cywilizacji. Oko już zasmuca widok jałowych piasków, ogromnych lasów. Lecz kiedy przybywamy do Polski, mamy poczucie, że całkowicie opuściliśmy Europę i naszym oczom ukazuje się nowy spektakl: bezkresny kraj niemal całkowicie porośnięty wiecznie zielonymi jodłami, ale zawsze smutny, z rzadka poprzedzielany uprawnymi równinami, podobnymi do wysp na oceanie; uboga, zniewolona ludność; brudne wioski; chatynki niewiele się różniące od szałasów dzikich ludów; wszystko to składa się na poczucie, że cofnęliśmy się o dziesięć wieków, że znajdujemy się pośród Hunów, Scytów, Wenedów, Słowian i Sarmatówk28.
Widać Ségur przeżył swoją podróż jako coś znacznie wykraczającego poza przejazd z jednego królestwa do następnego. Zostawił za sobą udoskonaloną cywilizację, całkowicie opuścił Europę, odbył nawet podróż w czasie i porzucił XVIII wiek. Chociaż podał konkretną liczbę dziesięciu stuleci, czyli tysiąca lat, i ocenił, że w Polsce „odżyły feudalne wieki”, można odnieść wrażenie, że przeniósł się do prahistorii z szałasami i hordami, z barbarzyńcami, którzy „zmiażdżyli swoim ciężarem resztki gruzów Cesarstwa Rzymskiego”k29. Na uwagi Ségura zdecydowanie miała wpływ jego wrażliwość — oko podróżnika widziało smutek nawet w drzewach. Powiedział wcześniej Fryderykowi, że chce tylko „zobaczyć Polskę”, lecz jego spojrzenie aktywnie przekształcało krajobraz, którego nie upiększyła sztuka i cywilizacja. Zostawił za sobą „teatr” i odkrył „nowy spektakl”. Tym nowym spektaklem była Europa Wschodnia, ale nie potrafił jej jeszcze nazwać. Dokąd podróżował? W swojej ocenie nie do Europy, ale również nie do Azji, Orientu. Była to jakaś pośrednia przestrzeń geograficzna, bez określonego umiejscowienia w czasie czy historii, ze zjawiskami przyrody dziwnymi do tego stopnia, że podróż drogą lądową zamieniła się w wyprawę „oceaniczną”. Wbrew swoim intencjom Ségur stracił grunt pod nogami. „To jest to kraina kontrastów — odnotował Ségur, powielając formułę Fryderyka — pustyń i pałaców, niewoli chłopów i wybujałej wolności szlachty. […] Polska to niepojęty melanż dawnych i nowych wieków, ducha monarchicznego i republikańskiego, feudalnej dumy i równości, nędzy i bogactwa”. Oko podróżnika wyławiało te przeciwności i łączyło dostrzeżone obrazy w niepojęty kolaż. W zamkach widział „mnogość służby i koni, ale prawie żadnych mebli, orientalne luksusy, ale żadnych wygód”. Zbożowe bogactwo kontrastowało z małą ilością pieniądza w obiegu i prawie całkowitym brakiem handlu, „jeśli nie liczyć pracowitej ciżby zachłannych Żydów”. Polska „pasja wojenna” kontrastowała z „awersją do dyscypliny”k30. Ségur, podobnie jak Fryderyk, posłużył się formułą sprzeczności, która czyniła z Polski osobliwy kraj nonsensów i paradoksów, kraj luksusów bez mebli.
„Taka była Polska i takie zaprzątały mnie refleksje — napisał Ségur o swojej podróży — kiedy po wyjeździe z bezludzia ogromnego lasu cyprysów i sosen, gdzie człowiek mógłby pomyśleć, że znajduje się na skraju świata, mojemu spojrzeniu oddała się Warszawa”. Niczym Kolumb zostawił za sobą Europę, wypłynął na ocean i znalazł się na skraju świata. Polska najwyraźniej rozbudziła w nim skłonność do hiperboli, co zmniejszyło rangę jego odkrycia, bo gdyby mniej dramatycznie wspomniał o „skraju Europy”, znacznie zbliżyłby się do określenia, które mu umykało. Pojawienie się Warszawy nieoczekiwanie wyrwało go ze spójnego ciągu refleksji, rzeczywistość Polski wdarła się do jego przemyśleń. Szybko jednak ochłonął i z żelazną konsekwencją wracał do swojego schematu analitycznego: „Po wjeździe do miasta zauważyłem kolejne niezwykłe kontrasty: okazałe rezydencje i nędzne domki, pałace i liche nory”. W celu „dopełnienia obrazu” opisał swoją warszawską kwaterę, „coś w rodzaju pałacu, którego jedna połowa olśniewała arystokratyczną elegancją, a druga była tylko kupą gruzów i ruin, smutnym pogorzeliskiem”k31