Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W tekście wydanym w 1908 r. przez Polskie Stowarzyszenie Równouprawnienia Kobiet autorka rekonstruuje historię patriarchatu, wskazując na szereg kulturowych i religijnych barier uniemożliwiających kobietom osiągnięcie równości.
Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.
Cecylia Walewska
Z dziejów krzywdy kobiet
Epoka: Modernizm Rodzaj: Epika Gatunek: Artykuł
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN-978-83-288-6104-6
Pragnąc przyczynić się do zapoznania ogółu naszego ze sprawą kobiecą jako z jednym z palących zagadnień nowoczesnego życia, wydajemy szereg prac mających na celu omówienie z różnych punktów widzenia istoty i rozwoju ruchu kobiecego oraz jego stosunku do całokształtu zjawisk społecznych.
W wydawnictwie naszym dajemy głos zwolennikom zupełnego uprawnienia kobiety, niezależnie od panujących wśród nich różnic w poglądach na poszczególne czynniki ruchu kobiecego, na jego drogi i cele najbliższe.
Polskie Stowarzyszenie Równouprawnienia Kobiet
„Pierwszą ludzką istotą, która popadła w niewolę, jest kobieta” — mówi Bebel1, porównywując położenie jej z położeniem robotnika. Oboje ich łączy ucisk, dzieli jednak różnica w uświadomieniu go.
Gdy na zegarze dziejowym wybiła wielka godzina wyzwolenia się ludu roboczego, gdy w pełnym poczuciu i zrozumieniu krzywd doznawanych stanął on do walki o prawa swoje, jednym głosem wołając za wszystkich, jednym zwartym legionem obejmując szeregowców świata całego — kobieta tylko w nielicznych, słabo zorganizowanych zastępach staje do obwołania nędzy upośledzeń swoich.
Długotrwałe stosunki: kark zgięty od wieków, pręgierz wychowania, nawyk dziedziczny pokoleń znieczuliły w niej zmysł sprawiedliwości. Ogół kobiet uznaje podrzędne swe stanowisko w życiu społecznym, politycznym i obywatelskim za zupełnie naturalne i dziwi się, jak można żądać zmiany, jak można chcieć przewrotów, które by ją wyzwoliły z pęt ekonomicznej, duchowej, fizycznej i prawnej zależności.
Tak, jak jest, musi być dobrze: babki, matki nasze nie narzekały. Czemu my mamy podnosić głos? Na co skarżyć się? Jakich nowych szukać dróg?
*
Były okresy dziejowe — wykazać je można u bardzo wielu plemion pierwotnych — kiedy na świecie panowało tzw. prawo macierzyste (matriarchat). Dzieci należały wtedy tylko do matki i do jej szczepu. Naturalnym opiekunem męskim ich był wuj, brat matki. Dziedziczyły spadek po niej jedynie, gdy majątek ojca przechodził do jego rodu wyłącznie. Mężczyzna nie zabierał kobiety do swego domu, jak to się dzieje w małżeństwach obecnych, lecz sam wprowadzał się do niej. Przy tym istniał zwyczaj wielomęstwa. Kobieta mogła mieć mężów, ilu chciała, i wybierać ich sobie dowolnie.
Dawna to epoka, która stworzyła mit o tzw. „żonowładztwie”, tj. o władzy kobiet publicznej.
Nawet wówczas jednak, gdy mężczyzna był tzw. „nadomnikiem” żony, tj. wprowadzał się do niej i żył z jej pracy2, gdy bez pozwolenia jej nic do ust wziąć nie mógł, nawet wówczas władza przysługiwała kobiecie tylko w domu, nigdy na zewnątrz, w bycie politycznym.
Działo się tak, zdaniem L. Krzywickiego3, w okresie rolnictwa kopieniackiego, kiedy motyka w ręku mężczyzny była hańbą. Zajmował się on wtedy pasterstwem, zabronionym kobiecie, ponieważ nie wolno jej było dotknąć ani wołu, ani żadnego innego domowego zwierzęcia.
Na mocy badań nad warunkami bytu plemion pierwotnych powstała hipoteza, iż wprowadzenie pługa, przy którym stanęły woły, nietykalne długi czas jeszcze dla kobiet, zmusiło mężczyznę do porzucenia gnuśnych wywczasów4 i zabrania się do uprawy roli.
Kobieta objęła w posiadanie święty ogień domowy, który trzeba było zabezpieczyć od wichru i deszczów, żeby nie zgasł.
Gdy mężczyzna ugania się po borach i puszczach za łupem zwierzyny, kobieta buduje szałas nad ołtarzykiem domowym, przy którym znajduje schronienie i kąt ciepły jej dziecko. Troska o nie pobudza ją do wynalazczej pomysłowości. Wynajduje sposób ugotowania mu strawy gorącej, sporządzenia odzieży. Szuka w pobliżu domostwa korzeni i owoców soczystych, zbiera nasiona, zasadza w ziemi, staje się więc pierwszym budowniczym, pierwszym krawcem, kucharzem i ogrodnikiem. Wynalazki jej nie wychodzą z granic naiwnej, pierwotnej pomysłowości, bo nie ma czasu rozwinąć ich, bo ciasny deptak domowy: myśl, zwrócona nieustannie w kierunku zaspokajania najpilniejszych codziennych potrzeb, nie pozwala jej rozwinąć lotów wyobraźni; trzyma ją przy ziemi, jak zabiegliwego kreta...
Mąż wraca z łowów. Dech szerokiego świata, bujne, pełne przygód i wrażeń życie wchodzi z nim pod strop szałasu. Bije serce kobiece tęsknotą do dziwów, o których słyszy, do czynów, które by ją, kreta czarnego, poniosły w dal promienistą.
Nie dla niej urok świata, nie dla niej wielkie czyny: pozostać musi w szałasie, karmić i obsługiwać zgłodniałego męża, ojca, brata, gdy wrócą z szumnych wędrówek, z łowieckich walk i zapasów; oprzątnąć musi dom, a przede wszystkim wyniańczyć dzieci, nie dać im zginąć marnie z braku opieki...
Strzeżenie ogniska i instynkt macierzyński to pierwsze więzy kobiety. Nie słabość fizyczna, lecz dbałość o dobro dobytku i rodziny zatrzymały ją wewnątrz szałasów.
Że siłą dorównywała mężczyźnie, dowodem podania (w których tkwi zawsze jądro prawdy) o Amazonkach5, wojowniczkach z zamierzchłej przeszłości, a także naukowe dane z bytu różnych plemion pierwotnych.
U Indian Similkameen w Brytańskiej Kolumbii6 np. kobiety były równie dobrymi myśliwymi, jak i mężczyźni. Jaghani z Ziemi Ognistej rybołówstwo oddali wyłącznie kobietom. Wśród Tasmańczyków tylko kobiety nurkowały przy połowie ryb, a przy tym celowały także w sztuce włażenia na gładkie drzewa gumowe dla chwytania oposów.
Uczony Johnson twierdzi, że są pewne plemiona nad Kongo w Afryce, gdzie kobiety bywają często silniejsze i lepiej zbudowane od mężczyzn. To samo pisze inny uczony, Schellong, o Papuaskach z Nowej Gwinei.
Że pod względem siły fizycznej kobieta wychowana w jednakowych warunkach z mężczyzną nie ustępuje mu i teraz, świadczy praca wyrobnic fabrycznych i wiejskich, skazanych tak samo na dźwiganie ciężarów, zgięty kark i mękę niewywczasów.
Tak więc nie warunki fizyczne, lecz ustrój życia wywołał zadomowienie się kobiety i zrobił z niej służebnicę mężów, ojców, braci, synów swoich.
Zajęta przyrządzaniem strawy, oprzątaniem domostwa, karmieniem i niańczeniem niemowląt, szyciem odzieży, wreszcie obsiewaniem pól i zbieraniem plonów, ani spostrzegła, jak wprzęgła się w jarzmo roboty, która, każąc jej czuwać w dzień, w nocy, by mogli wypoczywać inni, nie znalazła nigdy uwartościowania na giełdzie pracy.