Zabójcza obsesja - Michał Larek - ebook

Zabójcza obsesja ebook

Michał Larek

5,0

Opis

„Któż nie chce zabić, czego nienawidzi?”

Dziewiątego marca w lasku we wsi Słaba została znaleziona ręka. Jak się okazało, odcięta już martwej ofierze. Adam Kruger i Dagmara Madej od razu ruszają tym tropem, sądząc, że może wpadli na ślad prowadzący do „Chirurga”. Jednak rozwój śledztwa ich mocno zaskakuje.  

Zabójcze Opowieści to cykl kryminalnych opowieści i podcastów o makabrycznych zabójstwach i innych poruszających przestępstwach, które zainspirowały autora do zadania pytań o naturę ludzką.

 

Michał Larek – pisarz i autor podcastów. Autor „Chirurga” i serii kryminalnej Dekada oraz współautor „Martwych ciał” i „Mężczyzny w białych butach” (wraz z Waldemarem Ciszakiem). Prowadzi warsztaty ze storytellingu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 75

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © Oficynka & Michał Larek, Gdańsk 2023

Wszystkie prawa zastrzeżone. Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Oficynki.

Wydanie pierwsze w języku polskim, Gdańsk 2023

Opracowanie redakcyjne: Anna Marzec

Korekta: zespół

Skład: Dariusz Piskulak

Projekt okładki: Magdalena Zawadzka

Zdjęcia na okładce: © Matt Hatchett/Pexels, © frank-michler/Pexels

ISBN 978-83-67204-72-9

www.oficynka.pl

e-mail:[email protected]

Smutek ten wszystkie myśli mi tak mąci,Że sam się nieraz ledwo poznać mogę.

W. Szekspir, Kupiec wenecki, przeł. L. Ulrich

I

Przystanęli pod uchylonymi drzwiami garderoby i nasłuchiwali w napięciu. Ciszę zakłócało ciężkie, nerwowe sapanie.

Nagle rozległ się trzask.

– Znowu! Znowu! Znowu! – krzyk Józefa Damerskiego, znanego aktora Teatru Współczesnego, przepełniony był autentyczną rozpaczą. – Znowu poległem, znowu dałem dupy, znowu pokazałem, jak marnym jestem kuglarzem! Błazen ze mnie, a nie aktor!

Porucznik Kruger uniósł brwi i spojrzał na chorążego Harweja. Ten wzruszył ramionami i sprawnie przerzucił zapałkę z jednego kącika ust w drugi.

– To była moja ostatnia szansa! Już nigdy nie dostanę takiej roli! Jestem skończony. Nieodwołalnie! The End!

Damerski zaszlochał i głośno wysmarkał nos.

– No nic – odezwał się po chwili. – Wypijemy po kielichu i rozejdziemy się. Czas przerwać tę farsę i znaleźć nową robotę. Najlepiej w jakiejś stróżówce. Tylko do tego się nadaję. Na ciecia. Świętą rację miała pieprzona Joasia.

Do ich uszu doszedł charakterystyczny odgłos trąconego szkła, a potem nalewania. Harwej wyszczerzył zęby i kantem dłoni dotknął szyi.

Kruger zbliżył się do drzwi i odchylił je trochę bardziej. W szczelinie dostrzegł zwalistą sylwetkę brodatego mężczyzny po pięćdziesiątce ubranego w szaty Szajloka, szekspirowskiego Żyda, w którego wcielał się dzisiejszego wieczoru.

Aktor opróżnił duszkiem szklankę, uderzył nią w pustą butelkę wódki i odstawił na stół. Po chwili sięgnął po czerwoną czapkę, która leżała na krześle, i założył ją na głowę. Przejechał dłonią po spoconej twarzy. Podszedł do lustra. Wyprostował się, przymrużył oczy, wciągnął głośno powietrze i zaczął mówić:

– „Teraz chodź ze mną pan do notariusza i podpisz oblig, w nim, jakby dla żartu, wyraź, że jeśli na tę lub tę datę, tam lub tam, wiernie nie zapłacisz sumy, na jaką w swym podpiszesz obligu…”. – Damerski zamilkł, nalał wódki do szklanki, wypił trochę i podjął kwestię, złowrogo zniżając głos: – „Oddasz mi jeden funt twojego mięsa, który odkraję…” – urwał na chwilę, wbił wzrok w swoje odbicie w lustrze, uśmiechnął się upiornie i dokończył, składając samemu sobie głęboki ukłon: – „gdzie mi się podoba”1.

Kruger zerknął na kolegę, który wyjął broń z kabury.

– Wchodzimy? – szepnął.

– Wchodzimy – mruknął Harwej. – Już się nagadał.

Porucznik sięgnął po swoje P-64 i energicznym ruchem dłoni pchnął drzwi, które skrzypnęły głośno.

Aktor obrócił się gwałtownie. Na widok dwóch obcych mężczyzn ubranych w czarne skórzane płaszcze i trzymających w dłoniach pistolety otworzył szeroko oczy. Wszyscy trzej zastygli w bezruchu, mierząc się wzrokiem.

Kruger zerknął na masywny drewniany zegar stojący w kącie garderoby. Mijała dwudziesta pierwsza. Odruchowo spojrzał na swój zegarek. Wskazywał tę samą godzinę.

– Milicja? – wybąkał Damerski.

– Tak, przyjacielu. – Harwej pokiwał głową jak nauczyciel do ucznia, któremu cudem udało się podać poprawną odpowiedź. – Komenda Miejska.

Aktor zdjął z głowy czapkę i rzucił ją na krzesło. Przejechał dłonią po włosach. Spuścił wzrok i zgarbił się. Wyglądał teraz jak dmuchana lalka, z której zaczęto spuszczać powietrze.

– Przyszliście w sprawie mojej jebanej małżonki, co ją zabiłem? – zapytał, przybierając nieszczęśliwą minę.

– Dokładnie w tej sprawie, niestety – potwierdził Harwej, chowając broń.

– No tak – mruknął mężczyzna, zapadając się coraz bardziej w sobie. – No tak… W tym też byłem beznadziejny. W tym też…

Opadł na krzesło.

– Mogę się napić, zanim mnie zabierzecie?

– Proszę.

Aktor wstał, nalał wódki do szklanki i powolutku ją osuszał. Potem stanął naprzeciwko śledczych, wyciągnął przed siebie drżące dłonie i odezwał się markotnym głosem:

– „Któż nie chce zabić, czego nienawidzi?”2

Kruger sięgnął po kajdanki. Od momentu wejścia do garderoby odnosił wrażenie, że zupełnie nieoczekiwanie znalazł się na planie teatralnej Kobry.

Niezła scena – pomyślał, przypominając sobie mimowolnie, że jutro w Teatrze Sensacji będą emitować Twarz pokerzysty. Był bardzo ciekawy spektaklu. Parę lat temu czytał książkę Józefa Hena pod tym tytułem i całkiem mu się podobała.

Nagle z korytarza dobiegł ich wściekły ryk.

– Damerski, ty tandeciarzu! Zwalniam cię! Słyszysz! Ze skutkiem natychmiastowym.

Aktor zerknął na milicjantów. Wyszczerzył zęby, po czym oznajmił z wisielczym humorem:

– To pan dyrektor, mój szef. Wychodzi na to, że równocześnie straciłem pracę oraz wolność.

DALSZA CZĘŚĆ DOSTĘPNA WWERSJI PEŁNEJ

1 W. Szekspir, Kupiec wenecki, przeł. L. Ulrich, wtego: Komedie, Warszawa 1980, s. 121.

2 Tamże, s. 182.