Zabójczy sekret. Brutal Billionaire. Tom 2 - Laurelin Paige - ebook
NOWOŚĆ

Zabójczy sekret. Brutal Billionaire. Tom 2 ebook

Laurelin Paige

4,4

909 osób interesuje się tą książką

Opis

Zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda?

W swoje dwudzieste pierwsze urodziny Lina wyrusza na polowanie. Jej cel? Stracić dziewictwo. Najlepiej z tym niesamowicie przystojnym barmanem z klubu Spice, który (czy to możliwe?) cały wieczór rzucał jej ukradkowe spojrzenia. A co lepsze, jej nerwowa, nieskładna paplanina zdaje się go nie odstraszać! Reid zdecydowanie jest chętny na jednonocną przygodę, ale stawia warunek – między nimi nie może wydarzyć się nic więcej. Nie chce nawet zdradzić Linie swojego nazwiska, aby mieć pewność, że już nigdy się nie spotkają. Kiedy odkrywa, że ta noc ma dla Liny szczególne znaczenie, wycofuje się, pozostawiając dziewczynę skołowaną i wściekłą.

Prawdziwy problem pojawia się wtedy, gdy Lina i Reid zostają rodziną. Jej matka bierze bowiem ślub z jego wujem…

Lina nie przypuszczała, jak bardzo zmieni się jej życie po tym, jak zostanie częścią majętnej, zwaśnionej rodziny Sebastianów. Reid zrobi wszystko, aby upewnić się, że kobieta będzie poza linią ognia, bez względu na poświęcenie, jakiego to od niego wymaga. Przyciąganie między nimi jest jednak zbyt silne – nie mogą zignorować tej wybuchowej mieszanki uczuć. Nieuchronnie zbliża się katastrofa... Czy zawalczą o siebie, kiedy wszystkie groźne sekrety wyjdą na jaw?

Ta historia jest naprawdę HOT. Sugerowany wiek: 18+

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 418

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (7 ocen)
4
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Gosia8331

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00
emka00

Nie oderwiesz się od lektury

Świetnie się czyta. Lekka i z humorem. Słoneczko
00



TYTUŁ ORYGINAŁU:

Brutal Secret.

Brutal Billionaire Series #2

Redaktorka prowadząca: Marta Budnik

Wydawczyni: Joanna Pawłowska

Redakcja: Marta Stochmiałek

Korekta: Katarzyna Kusojć

Projekt okładki: Wojciech Bryda

Zdjęcie na okładce: © Viorel Sima, © Eigens / Stock.Adobe.com

Wyklejka: © Pj Sampson / Stock.Adobe.com

DTP: Maciej Grycz

BRUTAL SECRET Copyright © 2023 by Laurelin Paige

Published by arrangement with Bookcase Literary Agency, and Book/lab Agency.

Copyright © 2025 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Copyright © for the Polish translation by Agnieszka Patrycja Wyszogrodzka-Gaik, 2025

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone.

Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2025

ISBN 978-83-8417-075-5

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk

Książka może zawierać treści nieodpowiednie dla wrażliwych czytelniczek.

Jestem jedynaczką, ale moja matka pochodzi z licznej rodziny, takiej jak Sebastianowie. I można się pomylić, kto jest kim.

Dla ułatwienia zamieszczam swoje drzewo genealogiczne na mojej stronie internetowej.

Laurelin

Dla Ann, która zapytała, czy zamierzałam napisać komedię romantyczną, a potem przekonała mnie, że odrobina humoru nie zepsuje renomy starej zrzędliwej kocicy.

A także dla Kayti i Ryan, które dostarczyły mi sporo inspiracji dla dziwactw Liny. Dziękuję, że wiedziecie osobliwe życie i mogę z niego wykradać złoto. Lepiej mi uwierzcie, że powstanie kiedyś książka o matce, która rozcina niestosowną bluzkę, by ściągnąć ją z dziecka, gdy to nie chce się przebrać, i o dziewczynie, która nie odpowiada na pytania, bo zapomina, że tu jest.

ROZDZIAŁ 1

Lina

Denny stawia nasze drinki na wysokim stoliku i przysuwa się do mojego ucha, żebym go usłyszała w klubowym hałasie.

– Barman chce, żebyś się zamknęła i wzięła jego kutasa do ust jak grzeczna dziewczynka.

– Ha, ha, ha. Wcale nie. – Piję łyk i się wzdrygam, czując kwas. – Za to robi marne martini z kroplą cytryny.

Denny pije piwo i zerka brązowymi oczami w kierunku baru.

– Patrz. Co rusz tu zerka. Chce ci wejść między nogi, mówię ci, Lino.

Nie mogę nawet spojrzeć w tamtą stronę, ponieważ mój najlepszy przyjaciel okazuje się skończonym dupkiem w związku z tym, że traktuje lekko moje poważne postanowienie, które zakłada, że przed końcem wieczoru ktoś mnie przeleci. Ściągam pomalowane czerwoną szminką usta w dzióbek i patrzę na niego krzywo.

– Nie powinieneś mieć prawa rzucać seksualnych żarcików, skoro nie jesteś seksualną osobą.

– W takim razie ty nie powinnaś opowiadać sucharów, skoro nie jesteś staruszkiem.

Hmm? Czy ma rację?

Nie. Pieprzyć go.

– To nie fair, bo opowiadanie sucharów nie ma nic wspólnego z wiekiem. To tylko głupie dowcipy, które…

– Szybko. Właśnie na ciebie patrzy – przerywa mi Deny.

Jestem beznadziejna, bo rzeczywiście spoglądam.

– Który? Żaden nie patrzy… Och… – Wydaję stłumiony okrzyk nie dlatego, że ktokolwiek na mnie zerka, ale dlatego, że jeden z barmanów wygląda jak Marzenie przez wielkie M. Jest całkowicie w moim typie, jeśli chodzi o wygląd. Wysoki z ciemnymi włosami, szerokimi barkami i diabelskim uśmieszkiem, przez który kolana mi miękną, mimo że w klubie Spice jest ciemno i widzę gościa w odległości kilku metrów.

A może to przez to martini. Naprawdę jest mocne.

– Ten, co się kojarzy z brodatym Supermanem. Wiesz który?

Wiem bardzo dobrze.

– Taa, seksowny jest. Dziesięć na dziesięć. Dałabym mu się przelecieć, ale on za nic by nie chciał, więc rozejrzę się za kimś z przedziału od sześciu do siedmiu punktów. Taki ktoś jest bardziej z mojej ligi. – Niechętnie odwracam wzrok od ciacha, żeby nie wypaść na gapiące się dziwadło. – No i jest chyba z dziesięć lat starszy ode mnie.

– Po pierwsze, nie. Nie obniżysz standardu tylko dlatego, że chcesz zdobyć przestarzały tytuł dziewczyny, która straciła dziewic­two. Po drugie, wyglądasz obiektywnie atrakcyjnie. To nawet nie jest opinia. Prosisz się, żeby cię przelecieć.

Czyli wyglądam nijako. Jak na siebie. Mam na sobie prześwitującą czarną bluzkę z seksownym, czarnym biustonoszem pod spodem i obcisłą czarną spódnicę. Bardzo odbiegają od kolorowych koszulek we wzory i ręcznej roboty biżuterii, w które bym się zwyczajowo ubrała.

– I po trzecie – ciągnie – różnica wieku jest teraz w modzie. Ale co jest najważniejsze w przypadku pana Brodatego Supermana? On jak najbardziej chce cię przelecieć. Zapytaj, skąd wiem.

– Bo się rzekomo na mnie gapi.

Kręci głową, ale przestaje i zaczyna potakiwać.

– Tak. To też. Opowiem ci jednak, co się stało, kiedy poszedłem zamówić nasze drinki.

Denny zdecydowanie umie przeciągać dowcip za bardzo i dlatego tak dobrze się dogadujemy, niemniej wyraz jego twarzy podpowiada mi, że tym razem mówi szczerze. Po dziesięciu latach przyjaźni rzadko kiedy błędnie odczytuję jego mimikę, dlatego nieważne, czy jest to rozsądne, czy nie, zaczynam się ekscytować.

– Co się stało? To było dobre? Chodziło o mnie? Opowiadaj.

Śmieje się.

– Próbuję to zrobić od pięciu minut.

– Zamieniam się w słuch.

Tak naprawdę trzymam go oburącz za koszulę i próbuję wyciągnąć informacje z jego ust, jakby był świnką skarbonką.

Chociaż nie jestem pewna, czy śwince skarbonce pieniądze wyskakują z ryjka, więc może to nie jest trafna analogia. Rzecz w tym, że trzymam go kurczowo, głodna wieści.

– W porządku, więc… – Chce wskazać ręką bar, ale dociera do mnie, że nie może, bo stoję mu na drodze. – Lina, będziesz musiała mnie puścić, żebym mógł ci pokazać drugiego faceta.

– To jest jakiś drugi facet.

– Tak… – Znowu próbuje podnieść rękę.

– Nie pokazuj go! Boże. – Uwalniam jego koszulę z uścisku i swobodnie sączę drinka, odwracając się przy tym subtelnie, żebyś­my patrzyli w tę samą stronę. – Dobra. Kogo szukam?

– Kolesia w garniturze, który zajmuje się telefonem i gada z Brodatym Supermanem.

Nie sposób go nie zauważyć. Kto przychodzi do klubu nocnego w garniturze? Bardzo ładnym, co widzę nawet z tej odległości. Pasowanym i takie tam. Pewnie jest jakimś szefem. Jednym z Sebastianów, właścicielem tego przybytku. I właśnie dlatego nie patrzę na niego ponownie.

– Co z nim?

– Kiedy Superman szykował nasze trunki, Pan Gajerek zauważył, że się na ciebie gapi.

– Barman? Niemożliwe, żeby na mnie. Na pewno ktoś…

Denny przystawia palec do moich ust, żebym zamilkła.

– Pan Gajerek powiedział: „Wszystko ci się w niej podoba, Reid. Biodra, usta, rude włosy”.

Odwracam się, by spojrzeć na Denny’ego.

– Brodaty Superman ma na imię Reid?

– Chyba tak. A słyszałaś kawałek o biodrach, ustach i rudych włosach? Opis pasuje do ciebie.

Kiwam potakująco głową. To ja. Krągły rudzielec z dużymi ustami. Kiedyś uważałam za przekleństwo to, że odziedziczyłam irlandzką urodę po ojcu, skoro mam matkę Włoszkę o gęstych, ciemnych włosach, z którymi można zrobić, co się chce.

Od czasu, gdy ojciec zmarł przed kilkoma laty, jestem dla siebie bardziej tolerancyjna. Okiełznałam swoje włosy. A przynajmniej pogodziłam się z nimi. Dzisiaj mam je ułożone i szczerze mówiąc, jeszcze nigdy nie wyglądały tak dobrze.

Nie sądziłam jednak, że na tyle dobrze, by przykuć uwagę najatrakcyjniejszego faceta w klubie. No, ale jestem w takim miejscu po raz pierwszy, więc co ja tam wiem?

– Potem Pan Gajerek powiedział Supermanowi, to znaczy Reidowi, że powinien się dowiedzieć, czy jesteś naturalnie ruda… Fuj. Ale Reid kazał mu się odwalić, czym u mnie zapunktował, bo wyraźnie nie jest prymitywem. I nie przestał na ciebie zerkać.

Mam gęsią skórkę na rękach i włoski mi się jeżą na karku. Przysięgam, że czuję na sobie spojrzenie Reida, jeszcze zanim Denny dodaje:

– Znowu na ciebie patrzy.

Atrakcyjny barman gapi się na mnie i widzi mojego najlepszego przyjaciela – mężczyznę – który wpatruje się w niego.

Biorę twarz Denny’ego za brodę i kieruję w swoją stronę.

– Przestań tak na niego łypać. Jeszcze pomyśli, że na niego lecisz.

Wzdryga się, jakby to było najgorsze, co mógłby sobie wyobrazić.

– Sama się na niego gap w takim razie.

– Nie, bo pomyśli, że ja na niego lecę.

– Przecież tak jest.

– Wiem, ale… – Wydaję z siebie okrzyk bezsilności, który jednak szybko ginie zagłuszony kolejną piosenką.

To obłęd. Wystroiłam się i przyszłam do klubu z nadzieją, że znajdę tu faceta, który zabierze mnie do domu, żeby robić ohydne rzeczy z moim ciałem, tyle że nie wszystko przemyślałam. To znaczy myślałam o tych ohydnych rzeczach, których pragnęłam, ale liczyłam chyba na to, że wszystko, co się ma wydarzyć wcześniej, wydarzy się bez żadnego wysiłku z mojej strony.

– Co z tobą, głupolu? Zależało ci na atrakcyjnym facecie, który by na ciebie leciał.

Denny tego nie rozumie. Nie dlatego, że nie podnieca go płeć przeciwna – ani taka sama, jeśli chodzi o szczegół – ale przez to, że w kontaktach towarzyskich jest uroczy, mnie zaś nerwy zjadają w chwili, gdy ktoś spojrzy mi w oczy.

– Nie wiem, jak atrakcyjnie zareagować.

Dąsam się przesadnie, ale naprawdę się martwię. Zdaje się, że wszystkie moje znajome są w tym lepsze. W sprawach seksu, chłopaków i flirtowania. Nauczyły się tego w liceum, kiedy ja zajmowałam się umierającym ojcem. A potem, gdy umarł, byłam zbyt zajęta studiami i pocieszaniem pogrążonej w żałobie matki. Znaczną część wolnego czasu spędzałam z nią, zgodziłam się nawet na wycieczkę do jej rodzinnych Włoch w ramach prezentu dla mnie z okazji ukończenia studiów i musiałam się przyglądać, jak to ona wskakuje do łóżka z pierwszym facetem, na którego zwróciła uwagę po śmierci taty i zgodziła się za niego wyjść po tygodniu burzliwego romansu.

Cieszę się jej szczęściem. Naprawdę.

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności jej narzeczony, a mój przyszły ojczym, mieszka w Nowym Jorku, więc nasz segment z elewacją z piaskowca w Brooklynie – teraz pewnie mój segment w Brook­lynie – znajduje się niedaleko.

Och, i tak się składa, że mój przyszły ojczym jest Sebastianem, jednym z tych, do których należy Spice i cały ten cholerny budynek, co znaczy, że jest bogaty jak sam Bóg, jeśli nie bardziej.

Ale teraz, kiedy mam za sobą studia, a mama poszła dalej, brakuje mi celu. Celu i doświadczenia rówieśników, bo nie mam pracy, a z chłopakiem posunęłam się najdalej wtedy, kiedy on mi zrobił średnio przyjemną palcówkę w zamian za zrobienie mu dobrze. Nawet Denny uprawiał seks, a przecież byłby bardzo szczęśliwy i bez tego. I to jest fair?

Nie po raz pierwszy trzepoczę do niego rzęsami i błagam.

– A może pojechalibyśmy do ciebie, zamówili pikantne skrzydełka, potem byś mnie przeleciał, a na koniec obejrzelibyśmy Spy x Family?

– Brzmi bajecznie, z wyjątkiem tej części, w której cię przelatuję.

Obejmuję go za rękę i opieram głowę na jego ramieniu.

– Daj spokój, Denny! To nie musi być nic wielkiego.

– Gdyby to nie było nic wielkiego, nie skupiałabyś się tak bardzo na tym, żeby poczuć kutasa między nogami, skoro możesz korzystać z dildo, które moja matka kupiła ci rok temu pod choinkę.

Tak dla porządku, matka Denny’ego jest superfajna.

– Posłuchaj, jeśli naprawdę chcesz o wszystkim zapomnieć, nie ma sprawy. Ale może najpierw byś się trochę wysiliła? Jesteś tu. Wyglądasz seksownie. Atrakcyjny gość łypie na ciebie i pewnie myśli, że jestem twoim chłopakiem, bo rąk ode mnie nie potrafisz oderwać.

Odpycham go tak szybko, że prawie się przewracam.

– Okej, głupku – kontynuuje. – Nie jestem pewien, czy powinnaś pić drugi kieliszek, ale teraz idź i zamów drugie martini. U tego atrakcyjnego barmana, oczywiście.

Czuję, że twarz mnie pali na samą myśl o tym.

– Sama? A gdzie ty będziesz?

– DJ chyba robi sobie przerwę. Zamierzam go zapytać, co było jego inspiracją do tej ostatniej składanki.

To ja jestem głupkiem?

Już się oddala, więc znowu chwytam go za rękę.

– A co mam powiedzieć?

– Cześć. Poproszę martini z kroplą cytryny? – Wzrusza ramionami. – Nie wiem, Leen. Wymyślisz coś. Przyślij mi fotkę jego dowodu, gdybyś postanowiła z nim wyjść, żebym mógł go wskazać w razie, gdybyś skończyła w Hudson. Albo mnie znajdź i wrócimy do domu.

Widzę, że ma tego dość – mnie i moich obiekcji.

– Dobra – wzdycham. – Nienawidzę cię tak samo, jak kocham.

Jest już za daleko, abym mogła usłyszeć, czy powtarza nasze powiedzonko, co znaczy, że jestem oficjalnie zdana na siebie. Cholera.

Ale w tym momencie, gdy zerkam na Reida (Brodatego Supermana aka Seksownego Barmana), dech mi więźnie w gardle, bo on się na tysiąc procent na mnie patrzy. Nie muszę się upewniać. A kiedy dociera do niego, że odwzajemniam spojrzenie, wskazuje mnie ruchem brody i puszcza do mnie oko.

A może to tylko złudzenie i puszcza oko do faceta, który złożył zamówienie; w takiej sytuacji oznaczałoby to, że Denny posunął się za daleko w swojej analizie okoliczności towarzyszących zamawianiu trunków dla nas, a dowiedzieć się tego mogę, tylko jeśli się ogarnę i pogadam z gościem jak duża dziewczynka.

Muszę zebrać wszystkie siły i dopić martini jednym haustem, żeby zejść ze stołka i przecisnąć się przez tłum. Robię to jednak. Podchodzę do baru i zajmuję miejsce naprzeciwko Pana Gajerka, który mnie onieśmiela swoim wyglądem i wydaje się zbyt zaangażowany w podryw, który staram się, hmm, przeprowadzić. Staję między dwoma stołkami i prostuję się, żeby mnie przy moim wzroście metr siedemdziesiąt siedem nie przegapiono. Czekam, aż Reid dokończy zamówienie i podejdzie do mnie.

Przyglądanie mu się działa na mnie hipnotyzująco. A przyglądam mu się intensywnie. Porusza się rytmicznie. Jak w tańcu. Na raz przysuwa się do klienta, żeby go usłyszeć. Na dwa sięga po szklankę i butelkę z alkoholem równocześnie. Na trzy i cztery nalewa. A potem…

– Co podać, kochana?

Wyrwana z zadumy stwierdzam, że patrzy na mnie barman. Inny. Nie Reid, bo oczywiście zapomniałam, że za barem pracuje ich trzech, i nie zwróciłam uwagi na to, że jeden z nich jest bliżej i do tego niezajęty.

W takiej sytuacji pewnie można powiedzieć coś grzecznego w rodzaju: „Dziękuję. Jeszcze się zastanawiam”, i przesunąć się w stronę faceta, z którym chcę porozmawiać. Kurczę, przecież wiem, jak ma na imię. Mogłabym powiedzieć po prostu: „Czekam na Reida”, chociaż wtedy mogłoby to wypaść dziwnie, kiedy Reid by się dowiedział, że znam jego imię, i musiałabym opowiedzieć mu o wszystkim, co Denny podsłuchał. Wtedy dopiero by się zrobiło niezręcznie.

Może nie będę musiała niczego wyjaśniać, ale znając mnie, słowa wylecą ze mnie jak wymioty. Na myśl o słowie „wymioty” czuję się naprawdę głupio, nieseksownie i całkowicie nie na miejscu.

Dlatego zamiast powiedzieć cokolwiek, tchórzę i uciekam.

Myśląc wyłącznie o ucieczce, pędzę ciemnym korytarzem obok baru z nadzieją, że znajdę tam toaletę. Odkrywam coś lepszego – otwarte drzwi wiodące na dwór. Wychodzę przez nie na dziedziniec w Centrum Sebastianów. Pusty, co mnie dziwi w gorący sierpniowy wieczór, ale nie mogę się nad tym zastanawiać, bo jestem zbyt zajęta swoim przerażeniem.

– Na czym polega twój problem, Lino? – Tak. Mówię do siebie. Głośno. Zwykle kiedy jestem sama. – Nie potrafisz porozmawiać z normalnie wyglądającym barmanem, a wydawało ci się, że… co? Oczarujesz tego atrakcyjnego? – Jak by mógł pominąć moją niezdarność i brak elegancji i pomyśleć: „Hej, chciałbym zabrać tę dziewczynę do siebie, żeby się z nią pieprzyć”. – Jasne. Akurat.

Wtem, jakby wszechświat chciał mi udowodnić, że potrafię wpakować się w jeszcze większą żenadę, rozlega się za mną głęboki, chrapliwy głos:

– Mam nadzieję, że ten atrakcyjny to ja.

Zgadnijmy, kogo zobaczę, gdy się odwrócę.

Boże, zabij mnie. Teraz.

ROZDZIAŁ 2

Lina

Zaskoczona, mówię pierwszą rzecz, jaka przychodzi mi do głowy, oczywiście niedorzeczną.

– Ćwiczyłam do sztuki – informuję, odwracając się. – Akcja rozgrywa się w barze, w którym pracuje dwóch atrakcyjnych barmanów. Trzech. Sytuacja trudnego wyboru. Bardzo skomplikowana.

Przygląda mi się zmrużonymi oczami, jakby mi nie wierzył. To trochę obraźliwe, bo przecież nawet mnie nie zna. A gdybym naprawdę była aktorką, która ma problem z zapamiętaniem kwestii i uznała, że najlepiej będzie przećwiczyć je w piątkowy wieczór w klubie? Może wchodzę w rolę. Powinien dawać obcym kredyt zaufania, a nie z miejsca uznawać, że kłamią, nawet jeśli ewidentnie to robią.

Nie brnę dalej – do czego mam skłonność – ponieważ w tym momencie facet staje w świetle. Cudownie było na niego patrzeć w słabo oświetlonym pomieszczeniu, ale teraz? Blask pada na jego twarz tak, jakby skierowano na niego reflektor. Gęste czarne włosy są zmierzwione, szczęka jest kanciasta, barki szerokie. Ma na sobie prostą koszulkę Henley z krótkim rękawem, a po splecionych na piersiach rękach widać, że dźwiga ciężary.

Niemniej dech mi zapiera coś innego, a raczej dwa cosie, czyli jego oczy. Które patrzą na mnie z diabelskim błyskiem, jakby przyszedł tu szukać kłopotów i nabrał pewności, że je znalazł.

– O Jezusie, Mario i Józefie, nie jestem na to gotowa. – Wspominałam już, że nie kontroluję swoich wypowiedzi?

Błysk się nasila.

– Kolejny wers ze sztuki?

– Nie – odpowiadam, jakby to było oczywiste. – Jak widać, nie jestem przygotowana do występu.

– I dlatego ćwiczysz?

– Zgadza się.

Powinnam czuć zwycięstwo, ale zmarszczki w pobliżu jego oczu sugerują, że hamuje śmiech. I czego się tu spodziewać? Też bym się z siebie śmiała. Żałuję, że nie śmieje się otwarcie, abym mogła zwiesić głowę ze wstydu i wybiec stąd z przerażeniem, tym razem gdzieś, gdzie nie wszedłby za mną. Jak damska toaleta. Albo rzeka Hudson.

Nie wiem, co począć z tą jego miną – tym rozbawionym skrzywieniem. Zaczynam machać rękami w przód i w tył, ale dociera do mnie, że wyglądam pewnie jak idiotka, a co najmniej jak dzieciak, więc nagle splatam je za plecami i staram się patrzeć na jego czoło, żeby nie pozwolić się przygnieść jego spojrzeniu.

– No więc…

– Nie powinnaś tu przebywać.

O. Kurwa. Rozglądam się i widzę ławkę oraz popielniczkę, a także drzwi za nim. Tym razem dostrzegam wyraźnie napis: „Wstęp tylko dla pracowników” na szybie i dociera do mnie, że to jakaś przestrzeń socjalna. Teraz już lepiej rozumiem, dlaczego byłam tu sama.

– Cholera. Nie widziałam… – Wskazuję na napis. – A powinnam, bo jest wyraźnie napisane. Tylko… – macham rękami w sposób sugerujący raczej, że chce mi się wymiotować, a nie, zgodnie z moją intencją, nasilający dramatyzm – zatraciłam się w roli.

– To się zdarza. – Opiera się ramieniem o latarnię.

A ja się rozpływam, bo od tego widoku kręci mi się w głowie.

– Częściej, niż myślisz. O… wiele… częściej. – O Boże, nie panuję nad sobą.

A przecież przysięgłam sobie – dzisiaj rano – że postaram się lepiej nad sobą panować. Tak ogólnie, a w relacji z mężczyznami zwłaszcza. To jest jeden z powodów, dla których tak bardzo chcę się pozbyć etykietki dziewicy – ten niepokój związany z tym, że nie wiem, jak to jest, jak to się stanie i czy kiedykolwiek do tego dojdzie, jest ogromny i wisi nade mną… wpływając niemal na całą mnie. I jak się go pozbędę, na pewno będę bardziej zrównoważona.

A przynajmniej nie tak zdesperowana.

I bez wątpienia mniej niepewna.

Lecz przecież żaden facet nigdy nie zechce mnie zaprosić do swojego łóżka, jeśli nie będę potrafiła prowadzić z nim zwyczajnej rozmowy. Pieprzyć to. Ten gość już ma mnie za wariatkę, więc równie dobrze mogę przećwiczyć to, co powinnam była powiedzieć mu na początku, żeby nie było mi tak trudno następnym razem w kontakcie z mężczyzną z mojej ligi.

O ile zdecyduję się jeszcze na podryw po tej akcji. Na razie zdaje się to mało prawdopodobne.

– Czekaj – mówię.

Unoszę palec, jakby on nie czekał jeszcze, aż coś zrobię – pewnie wyjdę – następnie odwracam się, by stanąć tak jak wtedy, gdy tu przyszedł, i szykuję się do powtórki. Udaje mi się powstrzymać przed wypowiedzeniem na głos słowa „cofamy”, ale wydobywa się z moich ust głupi warkot, co jest o wiele gorsze, więc kiedy się odwracam z powrotem do niego, wiem, że policzki mi płoną.

– Co ro…?

– Tak naprawdę, Reid – przerywam mu wbrew własnej woli, bo zaczęliśmy mówić równocześnie – nie ćwiczę do sztuki. Chciałam z tobą porozmawiać, a kiedy usłyszałeś, że nazwałam cię atrakcyjnym, spanikowałam. Nie wiem, dlaczego postanowiłam powiedzieć, że ćwiczę, bo nie jestem aktorką i nie gram w żadnym teatrze. Ostatnią próbę podjęłam w Noises Off i tak kiepsko udawałam brytyjski akcent, że brzmiał jak francuski i… Wiem. Nie mówię ani tak, ani tak. A potem wpadłam na scenografię i przewróciłam wiadro z farbą i musiałam przysiąc, że nigdy więcej nie wejdę na scenę, i to wszystko było tak przerażające, że pewnie dlatego o tym pomyślałam, bo ta chwila… – Wtem dociera do mnie, że powiedziałam do niego po imieniu, mimo że mi się nie przedstawił. – Wiem, jak masz na imię, od przyjaciela. Nie jestem stalkerką. Po prostu je usłyszał. Kiedy kupował nam drinki. Też nie jest stalkerem. Słyszał też, że możliwe, że ci się podobam, co jest… – Śmieję się krótko. – Kiedy o tym pomyślę… Ale on jest tego pewny i upierał się, że na mnie zerkałeś. Tak pozytywnie. Nie jakbyś łypał na mnie spode łba. Podchodzę do tego sceptycznie, no bo spójrz na siebie. Pracuję jednak nad tym, żeby mieć więcej pewności i być bardziej zrównoważoną, czego pewnie nie da się w tej chwili stwierdzić. Na pewno nie. Ale się staram. Oto ja, gdy się staram. – I znowu parskam śmiechem, takim raczej przeraźliwym, który zdaje się pasować, no bo czy ja właśnie zacytowałam piosenkę Taylor Swift przed tym seksownym, starszym ode nie facetem? I chociaż mam ochotę ukryć się w cieniu, pozwolić, by ciemność mnie otuliła, uświadamiam sobie, że cholera, nie powiedziałam tego, co najważniejsze. – Podobasz mi się, jeśli to nie jest oczywiste – dodaję. – Tak że chciałabym cię poderwać. Tak mi się wydawało z drugiego końca sali. A teraz, gdy ujrzałam cię z bliska, chcę… nadal. Albo jeszcze bardziej. Żadne „albo”. Po prostu bardziej. – Oficjalnie ogłaszam, że już nigdy nie wyjdę z domu.

Reid odzywa się, zanim mam szansę zrobić lub powiedzieć coś jeszcze bardziej szurniętego.

– Masz przy sobie dowód osobisty?

Tak. Ma mnie za dziecko. A wydawało mi się, że nie mogę przeżyć większego upokorzenia. Wiecznie dowiaduję się o sobie czegoś nowego. Zabawne.

– Mogę tu być. Przysięgam. – Wsuwam dłoń pod biustonosz, bo tam chowam dowód i telefon, ponieważ producenci strojów klubowych dla kobiet nadal nie wyposażają ich w kieszenie, i wzdrygam się, stwierdziwszy, że jest mokry od potu.

Podchodzi do mnie, żeby wziąć dowód do ręki, a mnie się udaje nie przeprosić go za rzeczony pot, tylko skupić na myśli, która właśnie mi przyszła do głowy.

– Chyba że… trzeba odczekać jakiś czas. Dzień dwudziestych pierwszych urodzin się liczy, prawda?

Reid wczytuje się w dowód, a ja staram się nie myśleć o tym, jak idiotycznie wyglądam na zdjęciu w dokumencie, który przyszedł pocztą zaledwie wczoraj.

– Kończysz dzisiaj dwadzieścia jeden lat?

Kiwam potakująco głową, a potem nieruchomieję.

– Jeszcze nie wybiła północ, tak?

Delikatnie kręci głową.

– Wszystkiego najlepszego. Emmalino.

Wypowiada moje imię z naciskiem. Stara się to zrobić z namys­łem, a brzmi ono w jego ustach tak dobrze, że się nawet nie przejmuję tym, że nienawidzę swojego imienia. Brzmi dobrze do tego stopnia, że moim ciałem wstrząsa dreszcz, a ja głośno wzdycham. Staram się to zamaskować chrząknięciem.

– Widzisz? Mam wystarczająco dużo lat. Jestem kłębkiem nerwów, ale w odpowiednim wieku.

– Ostrożności nigdy za wiele w obecnych czasach. – Oddaje mi dowód i rusza w moją stronę. Zawadiacko. Tak chodzi tylko mężczyzna, który jest pewny siebie.

Wsuwam dowód pod biustonosz i się cofam. Odruchowo. Aż dotykam udami czegoś metalowego i opadam na tyłek.

Na szczęście siadam na ławce, a nie na ziemi. Reid się nie zatrzymuje. Idzie dalej, aż staje tuż przede mną.

Potem się pochyla, kładzie dłonie na oparciu ławki i zawisa nade mną. Jest tak blisko, że kiedy odchylam głowę do tyłu, nasze usta dzieli zaledwie kilka centymetrów.

– Czymś nieodpowiednim jest obsługiwać w barze nieletnich. A czymś jeszcze innym jest pieprzyć się z nimi.

– Och. – Nie mam wątpliwości, że zapomniałam oddychać. – To znaczy… tak? To się dzieje szybciej, niż… – urywam, kiedy jego zapach dociera do moich nozdrzy. Leśny, z nutą cytrusową, która wynika pewnie z tego, że on pracuje w barze, albo pochodzi z mojego oddechu po martini. A ta nuta korzenna? Może gdybym uniosła głowę…

– Czy ty… mnie obwąchujesz?

Zaprzeczam natychmiast.

– W nosie mnie kręci. Nic mi nie jest. – Od teraz mówię: „Nic mi nie jest”, kiedy świruję. Wszystko jest w porządku.

Jeden kącik jego ust unosi się w półuśmiechu, przez który żołądek mi podskakuje. Za to oczy mu ciemnieją i nabieram pewności, że gdybym mu pozwoliła, pożarłby mnie.

Mam mu pozwolić?

– Oto jak to się stanie. – Rusza głową w lewo, nie odrywając wzroku od moich oczu. – Tamte drzwi prowadzą na parking. To najszybsza droga na ulicę. Przecznicę stąd znajduje się hotel. Pięć minut spaceru. Wezmę dla nas pokój, zamówię urodzinowego szampana, a potem będę cię posuwał tak mocno, że nie będziesz mogła chodzić przez tydzień. Spędzisz tam całą noc, na wypadek gdybym się obudził i chciał to powtórzyć, co jest pewne. Rano się rozstaniemy. Nie powiemy sobie, jak się nazywamy. Nie wymienimy numerów telefonu. To wszystko. Jedna noc i koniec. To ci odpowiada?

Jego mruczący głos działa na mnie hipnotycznie i muszę kilka razy zamrugać, żeby przetrawić wszystko, co powiedział. Hotel. Okej. W hotelu jest bezpiecznie. W hotelu jest bezpiecznie. Wszędzie są kamery. Pokój wynajmie na swoje nazwisko. Raczej mnie nie zamorduje.

– Okej. – Przełykam ciężko ślinę.

Uśmiecha się szeroko.

– Tylko że… – płynie z moich ust.

– Tak? – Unosi brew, z czym wygląda tak niesamowicie, że niemal zapominam o swoich obiekcjach.

Jednak sobie przypominam.

– Widziałeś mój dowód. To znaczy, że wiesz, jak się nazywam. Emmalina Quinn to dość nietypowe połączenie. W razie czego, gdybyś chciał, mógłbyś mnie znaleźć.

Uśmiecha się ironicznie.

– Nie będę szukał.

– Bardzo ci dziękuję za to, że jesteś tego taki pewny.

– Nie bierz tego do siebie…

Nie chcę się dowiadywać, dlaczego nie myśli o ponownym spotkaniu. Nieważne. Nie o to chodzi.

– Jestem pewna, że nie powinnam brać tego do siebie. I może też nie będę chciała cię szukać.

Patrzy na mnie sceptycznie. A ja na niego.

– Tyle że gra nie jest równa. Widziałeś także mój adres.

– Myślisz, że go zapamiętałem? – Zabiera jedną rękę z ławki, opuszcza ją wzdłuż boku i delikatnie się odsuwa.

– Mogłeś. Nie wiem. Możesz mieć jakiś supertalent albo po prostu dobrą mnemotechnikę i wymyśliłeś jakąś sztuczkę, żeby zapamiętać.

– Masz o mnie bardzo dobre zdanie.

– I czy jesteśmy zdani na twój plan, bo jesteś facetem, do tego starszym, jak przypuszczam, czy też mogę mieć coś do powiedzenia? Nie żeby twoja mowa o tym, jak to się stanie, nie sprawiła, że zrobiło mi się mokro w majtkach. – Tak naprawdę mokro. – Bo się zrobiło, ale wydaje się trochę arogancka.

– Trzymamy się mojego planu, bo to ja płacę za pokój.

– Bo według ciebie nie mogę za siebie zapłacić? Oczywiście wszystko zależy od standardu hotelu. Ale mogę przynajmniej co nieco dorzucić. Jakąś stówkę. Chociaż powinnam zostawić sobie coś na taksówkę do Brooklynu, bo nie chcę wracać pociągiem, skoro nie będę mogła chodzić. Więc mogę dorzucić pięć dych. Ale możesz zapłacić całość. Nie ma to dla mnie znaczenia. Zmierzam tylko do tego, co będzie, jeśli to ja się obudzę w środku nocy i będę chciała powtórki? Albo jeśli najdzie mnie ochota rano? Albo jeśli nie będę chciała w ogóle spać?

Porusza się tak szybko, że orientuję się, co się dzieje, dopiero gdy przywiera ustami do moich ust. Rozchylam wargi, by wydać ciche „och”, a wtedy on wsuwa język do środka i o mój Boże.

O. Mój. Boże.

Całowanie się naprawdę powinno tak wyglądać? Tak ostro, zaborczo, przytłaczająco? Jest apodyktyczny, a moje usta słuchają go bez zastrzeżeń. Mam wrażenie, jakby chciał wyssać powietrze z moich płuc i uczynić je swoim, zanim mi je odda, i nie jestem na niego zła, bo czuję to samo. Chwytam go za koszulkę, by przyciągnąć go bliżej. A może, by znaleźć oparcie, bo chociaż siedzę, mam wrażenie, że się przewrócę.

Ale to jest cudowne spadanie. Mogłoby według mnie trwać bez końca. Daje mi poczucie euforii i ma w sobie coś prymitywnego. Jakbym była do tego stworzona. Jakby moje ciało mogło poznawać sekretne rozkosze, które dopiero sobie uzmysławiam. Takie sprośne. Najbardziej nieprzyzwoite.

Po kilku sekundach, znacznie za wcześnie, odsuwa się ode mnie. Cipka mi pulsuje, uda wibrują. Usta podążają za nim, plecy wyginają się w łuk, ale on stanowczo kładzie dłoń na mojej szyi i mnie unieruchamia.

Gdy otwieram oczy, widzę jego ironiczny uśmieszek.

– Wszystko będzie dobrze, Emmalino.

Przygryzam wargę i staram się dojść do siebie.

Szczerze mówiąc, przywykłam do tego, że się mnie ostrzega przed pocałunkiem. Nieliczni chłopcy, którzy chcieli to zrobić, byli uprzejmi i pytali o zgodę, co zawsze doceniałam. Na początku całowali mnie delikatnie. Byli pod każdym względem grzeczni.

Ale jeszcze żaden pocałunek nie był tak erotyczny. Czuję mrowienie w ciele, uda mam mokre. Apodyktyczność Reida miała pewnie z tym niewiele wspólnego. A może dużo?

Albo wszystko.

Rzecz w tym…

– Tak. Myślę, że wszystko będzie dobrze.

ROZDZIAŁ 3

Lina

Reid cofa się o krok, co może być dla mnie sygnałem, abym wstała, tyle że kolana mogą się pode mną ugiąć po tym pocałunku, więc dalej siedzę. Szczerze mówiąc, nie wiem, jakie postępowanie obowiązuje w sytuacji układu na jedną noc. Filmy i książki jakoś pomijają tę kwestię. Pary od flirtu w barze zostają przeniesione od razu do sypialni, bez ubrań, co pozostawia kilka praktycznych pytań.

Na przykład kto kogo rozbiera? Rozbieramy się wzajemnie czy każde siebie?

I czy mam siedzieć w barze do końca jego pracy czy umówimy się na później?

Reid przygląda mi się z taką intensywnością, jakby czekał na coś, dlatego wstaję.

– To kiedy to się powinno wydarzyć według ciebie? – Słyszę w swoim głosie niepewność, dlatego postanawiam to uszczegółowić. – Wiem, że dzisiaj. Ale… za godzinę czy…?

– Jesteś gotowa?

Wnętrzności mi drżą z siłą małego trzęsienia ziemi.

– Teraz? Możesz wyjść, kiedy chcesz? Czy właśnie skończyłeś zmianę albo coś? – Sięgam do biustonosza po telefon, żeby sprawdzić godzinę, ale przypomina mi się, że musiałam zdać komórkę przy wejściu w ramach zasad obowiązujących w klubie.

– Albo coś. – Znowu w jego oczach pojawia się błysk, którego nie potrafię rozszyfrować. – Zróbmy to.

– Świetnie. Dobra. Ale muszę najpierw odzyskać telefon. – I trochę poświrować w związku z tym, że to się dzieje tak szybko.

– W takim razie zmiana planów. Odbierzemy twój telefon, a potem się wymkniemy bocznym wyjściem.

Reid kładzie mi dłoń na krzyżu i wprowadza mnie do środka. Omijamy bar, pewnie dlatego, że stoi do niego kolejka, a on nie chce utknąć w tłumie.

Kiedy Reid się orientuje, że po telefon też trzeba stać w kolejce, prowadzi mnie do drzwi z napisem: „Wstęp tylko dla personelu”. Wyciąga elektroniczny klucz na łańcuszku zawieszonym na szyi i przykłada do czujnika. Mamy przed sobą pusty korytarz.

Reid prosi mnie o wejściówkę, a potem znika za innymi drzwiami, jak się domyślam, prowadzącymi do magazynu z telefonami. Potwierdza moje domysły, kiedy po chwili wraca z moją komórką w dłoni.

– Zaleta wychodzenia stąd z pracownikiem – stwierdzam i włączam telefon.

– Zaleta wychodzenia stąd ze mną – poprawia mnie. – Jedna z wielu.

I znowu się rumienię. Niestety, niewiele mi trzeba. Klątwa jasnej skóry.

Pochylam się nad telefonem, licząc na to, że tego nie zauważy.

– Muszę szybko napisać do przyjaciela, żeby nie myślał, że zniknęłam.

– Tego, z którym byłaś wcześniej? Nie jest twoim chłopakiem, co?

Nasza relacja jest skomplikowana i nie uważam, żebym musiała wyjawiać szczegółowe informacje o Dennym. Poza tym trudno jest prowadzić rozmowę i równocześnie do kogoś pisać, dlatego odpowiadam krótko:

– Czy to ma znaczenie?

– Zaletą anonimowych randek jest brak obciążeń. Jeśli wykorzystujesz mnie, by wzbudzić jego zazdrość albo odegrać się za coś…

– Nie wykorzystuję cię. – Muszę z całych sił opanowywać chęć przewrócenia oczami. – W każdym razie nie w tym celu.

Wysyłam wiadomość i włączam apkę pozwalającą namierzyć przyjaciela. Za jej pomocą znajdowaliśmy się na terenie kampusu. Jestem dumna z siebie, że sobie o niej przypomniałam.

I wsuwam telefon do biustonosza. Razem z dowodem.

Reid przygląda mi się z rozbawieniem.

– Pomyślałaś kiedyś o tym, żeby nosić małą torebkę?

– Torebkę? Och. Chodzi o biustonosz. Dlatego się ze mnie śmiejesz?

– Wierz mi, że się z ciebie nie śmieję.

– Torebki są takie… – Mam nadzieję, że moja mina jasno pokazuje, że uważam je za wrzód na tyłku. – Przeszkadzają w tańcu. A… – Wykonuję gest, jakbym chowała coś pod biustonosz. – To jest wygodniejsze.

– Może dla ciebie. – Poprawia spodnie i dopiero wtedy dociera do mnie, że zrobił się twardy.

– Cholera. Czy to przez…? – Znowu wykonuję gest, jakbym chowała coś pod biustonosz. – Czy…? – Kiwam głową w kierunku, jak mi się zdaje, dziedzińca, a na wspomnienie naszego pocałunku znowu się rumienię.

A może twarz mi płonie na myśl o tym, że przeze mnie stanął facetowi. Bez jakichś starań z mojej strony. Wow. Nie wiedziałam, że posiadam taką moc.

– Przez to wcześniej. Ale nie będę kłamał, masz ładne cycki. I kierowanie na nie uwagi w niczym nie pomaga.

– Przepraszam.

Rechocze gardłowo, a ja czuję mrowienie w środku. Takie, które się nasila, kiedy gładzi kciukiem mój policzek.

– Będzie z tobą wesoło.

Całuje mnie, tym razem delikatniej, ale obiecująco, i mam nadzieję, że będę się sama rozbierać, ponieważ majtki mam żenująco mokre i nikt nie musi się o tym dowiadywać.

– Gotowa? – pyta, kiedy się odsuwa.

Jestem gotowa? Muszę się zastanowić.

– Tak?

– To brzmi, jakbyś nie była pewna.

– Jestem pewna, zdecydowanie, tylko… – Chociaż czuję się przy nim bezpieczna, jak sam wcześniej wspomniał, ostrożności nigdy za wiele. – Mogę pożyczyć twój telefon?

– Twój nie działa?

– Środki ostrożności, to wszystko.

Robi to superaśne uniesienie brwi, które staram się opanować (bezskutecznie) od siódmego roku życia, ale odblokowuje telefon i mi go podaje. Przez moment rozkoszuję się władzą, jaką mi dał. Przecież w telefonach jest wszystko. Albumy fotograficzne, zabezpieczenia, portfele i dzienniki. Mam w tej chwili dostęp do tego.

Nie żebym wiedziała, jak to wykorzystać. Zwłaszcza kiedy on mi się przygląda. Dlatego trzymam się planu i wstukuję numer Denny’ego, jedyny, który oprócz swojego znam na pamięć.

Wysyłam esemesa i oddaję komórkę właścicielowi.

– Piszesz do siebie. – Wsuwa telefon do tylnej kieszeni. – Wiesz, że będę musiał jutro zablokować ten numer.

Powinno mnie to wkurzyć. Najwyraźniej martwi się, że będę się za nim uganiać, a ja nie mam takiego zamiaru. Prawdopodobnie. Może. Co ja tam wiem? Nigdy nie uprawiałam seksu, więc…

Chodzi o to, że facet ma poważne problemy z zaufaniem. Zważywszy na to, że to ja wykazuję się zaufaniem – wychodzę z nim i w ogóle – nie zadaję sobie trudu i nie informuję go, że pisałam do Denny’ego.

– Nigdy się zatem nie dowiesz, czy będę dość silna, żeby ci się oprzeć.

Nie zdążam nawet nabrać w pełni powietrza, a on już wsuwa mi dłoń we włosy, by położyć ją na moim karku, przyciągnąć mnie do siebie i szepnąć mi do ucha:

– Nie będziesz. A chcesz wiedzieć, skąd u mnie ta pewność?

– Skąd? – W zasadzie piszczę.

– Bo już czuję zapach twojej cipki, a jeszcze cię nie dotknąłem.

– Och. – Poważnie. Ooooch. Jestem na poły zażenowana, na poły jeszcze bardziej podniecona. Ale nie umyka mi błąd w jego toku rozumowania. – To nie mówi nic na temat przyszłości. Informuje tylko o teraźniejszości. Ty też masz wzwód. Czy to znaczy, że zabraknie ci sił, by oprzeć się mnie? Może to ja powinnam zablokować twój numer?

– Może. – Zdaje się tłumić uśmiech, kiedy przygląda się z góry mojej twarzy.

W słabym świetle jego źrenice są duże. Tęczówki zielone, ale jeśli się im lepiej przyjrzeć, widać na nich brązowe plamki. W takie oczy człowiek może się długo wpatrywać. Dłużej niż przez jedną noc. Czy to źle, że potrafię sobie wyobrazić, że tym człowiekiem jestem ja?

Jakby potrafił czytać mi w myślach, poważnieje.

– Dwadzieścia jeden lat? Jesteśmy pewni, że to dobry pomysł?

Mam wrażenie, że pyta sam siebie, ale nagła desperacja naciska mi na klatkę piersiową.

– Martwisz się, że nie dasz rady?

– Nie. Zdecydowanie nie.

– No, nie wiem. Możliwe, że będziesz musiał to udowodnić.

– I udowodnię bez trudu. – Przesuwa dłoń po moim ramieniu i bierze mnie za rękę. A potem ciągnie w stronę kolejnych drzwi.

Jak tamte, które wskazywał wcześniej, te również prowadzą do garażu. (Na szczęście) dobrze oświetlonego, ale dość pustego, bo nie do ogólnego użytku.

Jestem pewna, że skoro idziemy, wątpliwości go opuściły, ale denerwuję się, że mógłby znowu zmienić zdanie.

Po prostu się denerwuję i kropka. Pozwalam, by obcy człowiek zabrał mnie w ustronne miejsce i nawet jeśli mnie nie zamorduje, będzie mnie widział nagą. To dziwne, że przejmuję się dwiema tak różnymi kwestiami, ale moim zdaniem obie są powodem do zdenerwowania.

A co robię, gdy się denerwuję? Mówię. Cokolwiek mi przyjdzie do głowy. Bez zastanawiania się.

– Pewnie fajnie się pracuje w nocnym klubie. Zwłaszcza tak elitarnym jak Spice. W tej chwili to najmodniejszy lokal w mieście. Nie sądziłam, że nas tu wpuszczą, ale Denny udziela się na forum DJ-ów. Sam nie jest DJ-em, ale lubi ich oglądać i zna ludzi. To takie jego hobby, chociaż nie wiem, czy to jest właściwe określenie, bo nigdy oficjalnie nie został zdiagnozowany jako osoba neuroróżnorodna, ale czy naprawdę musi to stwierdzać specjalista? Zdaje się, że jeśli ktoś uważa się za osobę neuroróżnorodną, to też powinno się liczyć. W każdym razie ktoś z jego forum znał hasło dla przyjaciół DJ-a, dzięki któremu mogliśmy wejść bez kolejki, mimo że nie znamy gościa, który dzisiaj gra. Musieliśmy oczywiście zapłacić. I właśnie do mnie dotarło, że nie powinnam tego mówić pracownikowi Spice, bo pewnie łamiemy jakąś zasadę. Więc zapomnij, że cokolwiek mówiłam. Ale nie wszystko. Początek był dobry. To, że pewnie fajnie jest pracować w Spice. Od jak dawna tu jesteś?

– Wiesz, coraz bardziej utrudniasz anonimowość tego anonimowego seksu.

– Cholera. Przepraszam. Nie pomyślałam.

Otwiera kolejne drzwi, przez które wychodzimy na ulicę.

I nie zostałam zamordowana.

Co za ulga. No, ale teraz facet na pewno mnie zobaczy nagą i pewnie uzna mnie za idiotkę.

Wciąż trzymając mnie za rękę, ciągnie mnie w stronę przejścia ze światłami na rogu.

– To przez różnicę wieku? – pytam, bo ze zdenerwowania nie potrafię milczeć. – Dlatego tak ci zależy na anonimowości? Czy odpowiedź ujawni zbyt wiele?

Tłumi śmiech.

– Nie. Nie ujawni zbyt wiele.

Nie mówi nic więcej, więc nie czekam długo i zapewniam, że się tym nie przejmuję.

– Też jestem tym zainteresowana. Anonimowością. Jednorazowa akcja. Potem się rozstajemy. Nic więcej. Nie mam żadnego konkretnego powodu, ale mama niedługo wychodzi za mąż, a to znaczy… – milknę, zanim ujawnię historię rodziny. – Nie potrzebuję żadnych komplikacji. I ty pewnie również. Zastanawiałam się tylko, czy chodzi o mój wiek. Bo przecież faceci w twoim wieku chyba zabiegają o możliwość przelecenia młodszej dziewczyny?

– Ile lat mam twoim zdaniem?

Przyglądam się jego profilowi, jakby mogło mi to w czymś pomóc, bo w rzeczywistości zupełnie nie umiem określać wieku.

– Nie masz chyba… czterdziestki, prawda?

Gwałtownie odwraca głowę w moją stronę.

– Czterdziestki? Wyglądam na czterdziestkę?

– Nie wiem! Nie jestem w tym dobra. Dla mnie każdy po dwudziestce wygląda tak samo.

– Powinnaś podać niższą liczbę. Żeby kogoś nie urazić.

– Uraziłam cię? – Nie wiem, czy naprawdę, czy tylko chce mnie na coś uczulić.

– Uraziłaś, i to bardzo. – Jego ton ocieka sarkazmem.

Raczej nie mógłby się do tego przyznać, bo zdaje się chcieć, żebym uważała go za pewnego siebie, co – przyznaję – przydaje mu atrakcyjności.

– Tak tylko strzelałam, bo zdawałeś się przejmować, że dzieli nas zbyt duża różnica wieku. Dlatego zastanawiałam się, ile to dla ciebie „dużo”. I sama nie wiem. Pomyślałam, że pewnie musiałbyś być w wieku mojego ojca, i dlatego tak strzeliłam, żebyś wiedział, że nie miałabym problemu z tym, że mógłbyś być moim ojcem, i może wtedy też przestałbyś się tym przejmować. W takim razie wyższy szacunek nie może uchodzić za potencjalną obrazę.

– Dwanaście lat to za mało, żebym mógł być twoim ojcem.

A więc trzydzieści trzy. Chwytam ten skrawek informacji i chowam jak nagrodę.

– Zatem nie mógłbyś być moim ojcem. Różnica wieku nie jest za duża. Widzisz? Naprawdę cię uraziłam?

– Nie uraziłaś – urywa. – W wieku dwudziestu jeden lat jest się łatwowiernym. Nie chcę, żeby to znaczyło dla ciebie więcej, niż powinno.

– To tylko seks. – Odwracam wzrok, żeby się nie zorientował, że nie mam pojęcia, o czym mówię. – Większość ludzi pieprzy się w wieku piętnastu lat. Dwudziestojednolatka nie jest łatwowierna. Za to trzydziestotrzylatek może być egoistą.

Śmieje się.

– Trafna uwaga – milknie. – Naprawdę nie wyglądam na czterdzieści?

– Na pewno nie.

– Nie żartuję.

– Wierzę ci. – Uśmiecham się szeroko. Jest wrażliwy na punkcie wieku. Każdy skrawek informacji o kimś, kto nie chce o sobie mówić, zdaje się istotny.

Chociaż nic nie powinno być istotne. I nie jest. To jest tylko pozycja do odhaczenia na mojej liście zadań, to wszystko.

Gdy dochodzimy do rogu, światło jest czerwone. Przed przejściem czeka już grupka ludzi. Chociaż nie powinno mnie to interesować, nadal jestem ciekawa, dlaczego Reidowi tak bardzo zależy na braku zobowiązań.

– Czy ktoś ci złamał ser…

Reid bez ostrzeżenia obejmuje mnie w talii, przyciąga do siebie i przysuwa usta do mojego ucha.

– Naprawdę nie mogę się już doczekać, by zająć czymś te usta.

– A co zamierzasz zrobić? – Nie czuję się urażona. Jestem gadatliwa. I potrafię z tego żartować.

– Potrafię wymyślić wiele sposobów. Naprawdę. Niegrzecznych. Sposobów. – Napiera na mnie i po raz kolejny czuję, że, hmm, działam na niego.

Albo nadal jest pod tamtym wpływem. Za mało o tym wszystkim wiem.

Wiem natomiast, że jego przyrodzenie jest onieśmielające i że on ma pewne plany – niegrzeczne – dotyczące rzeczonego przyrodzenia, i nagle dociera do mnie, jak blisko jestem tego czegoś – tego czynu, doświadczenia, którym wszyscy się przesadnie ekscytują, a które za mało się objaśnia – co mnie martwiło i frapowało latami.

I po raz pierwszy w życiu tak się denerwuję, że milknę.

ROZDZIAŁ 4

Lina

Przechodzimy przez ulicę w milczeniu, przez co w moim umyśle panuje megahałas. Powodem, dla którego wiecznie gadam, jest to, że nie chcę słyszeć tych głosów w mojej głowie.

Okazuje się, że cisza wywołuje również hałas w moim ciele. W sensie metaforycznym. Jeszcze nigdy nie byłam tak świadoma bicia swojego serca. Nie zwracałam uwagi na pot występujący mi na kark w gorącą letnią noc. Nie uświadamiałam sobie, jaki ucisk w klatce czuję w obecności atrakcyjnego mężczyzny. Moja dłoń trzymana przez Reida jest mokra. Do hotelu jest niedaleko i czuję ulgę, gdy muszę puścić jego rękę, kiedy przechodzimy przez obrotowe drzwi; mogę subtelnie wytrzeć pot w spódnicę.

To znaczy próbuję to zrobić. Sztuczna skóra nie wchłania wilgoci, więc przeczesuję włosy palcami, żeby Reid nie wziął mnie ponownie za rękę. Odczuwam w związku z tym rozczarowanie, ponieważ podoba mi się trzymanie z nim za ręce. Okazuje się też, że włosy całkiem dobrze chłoną pot.

Gdy docieramy do windy, dłonie mi się już nie kleją i nie czuję się tak paskudnie. Natomiast przez to, że tak mnie pochłonęła myśl o tym, że jestem zbyt spocona, żeby można się było ze mną pieprzyć, dopiero w windzie dociera do mnie, że nie zatrzymaliśmy się przed recepcją, a mimo to Reid posługuje się hotelową kartą i wybiera czterdzieste piętro.

Innymi słowy – on już ma tutaj pokój.

W mojej głowie pojawia się mętlik i odzyskuję głos, by uporządkować myśli.

– Jesteś podrywaczem!

– Słucham? – Zdaje się nie mieć pewności, czy moje oskarżenie wpłynie jakoś na nasze tête-à-tête.

Szczerze mówiąc, ja sama też tego nie wiem. Dlatego muszę co nieco ogarnąć.

– Nie zameldowaliśmy się. Masz już klucz, a to znaczy, że zamierzałeś tu dzisiaj nocować. Logicznym wyjaśnieniem jest to, że twoje mieszkanie jest chwilowo niedostępne, bo na przykład pękła w nim jakaś rura lub zepsuła się klimatyzacja. Albo pomieszkujesz w hotelu dla przyjemności, co pewnie jest możliwe.

Drzwi otwierają się na naszym piętrze. Wysiadam i mówię dalej, czekając na Reida.

– Najbardziej prawdopodobne jest jednak to, że posiadasz klucz, bo planowałeś tu kogoś przyprowadzić.

Wychodzi z windy za mną, kładzie dłoń na moich plecach i prowadzi mnie korytarzem.

Ciepło jego dłoni mnie rozprasza, ale udaje mi się nie zgubić wątku.

– Albo zastępuję kogoś, kto się nie pojawił. Albo planowałeś kogoś poderwać. Kogokolwiek. Być może pierwszą osobę, która wyglądała na zainteresowaną. Zważywszy na to, jak jest wcześnie i że pracowałeś, gdy się poznaliśmy, wydaje mi się mało prawdopodobne, żeby ktoś cię wystawił do wiatru. I nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł to zrobić, dlatego uważam, że planowałeś przypadkowy podryw, a kto wynajmuje pokój zawczasu, jeśli nie ktoś, kto robi coś takiego często? Według mnie ktoś taki jest z definicji podrywaczem.

Zatrzymuje się przed drzwiami wejściowymi, otwiera je i zaprasza mnie do środka.

Wchodzę do apartamentu.

– Skoro jesteś podrywaczem, to jest twoja garsoniera. Ale to dość głupie, że korzystasz cały czas z jednego pokoju, skoro starasz się zachować anonimowość. Dziewczyna może zapamiętać numer i wrócić…

Reid wchodzi i jeszcze zanim drzwi się za nim zamykają, przyciska mnie do ściany, napierając na mnie biodrami. To jest chyba jego taktyka – zdominować mnie, na co powinnam pewnie narzekać w kontekście braku poszanowania dla równouprawnienia, ale wygląda na to, że lubię być traktowana obcesowo. Zadzieram brodę, bo myślę, że mnie pocałuje, a może dlatego, że nie daję się tak łatwo ustawiać i chcę, żeby mnie pocałował.

Uśmiecha się ironicznie, jakby wiedział dokładnie, na czym mi zależy, ale trzyma swoje usta w odległości kilku centymetrów od moich.

– Mam tu pokój, żeby mieć blisko z klubu, kiedy pracuję do późna. – Z tej odległości jego oddech mnie parzy. – To praktyczne. Ale lubię seks. Bardzo. I przyprowadzam tu kobiety. Zwykle nie zauważają, że pomijamy recepcję, a jeśli nawet któraś to robi, nie przejmuję się tym, ponieważ trzeba mieć specjalny klucz, żeby się dostać na piętra mieszkalne.

Serce mi trzepocze jak koliber, ale udaję, że nie jestem pod wrażeniem.

– To jest piętro mieszkalne? W luksusowym hotelu? Za pensję barmana?

Jeśli się nad tym zastanowić, jego zegarek wygląda podobnie jak ten, który nosi mój przyszły ojczym, i mogłabym się też założyć, że buty Reida są markowe. Albo barmani zarabiają więcej, niż mi się wydawało, albo ma jakąś fuchę na boku.

Chyba nie oczekuje, że zapłacę mu za jego usługi… prawda?

– Wiem, że zaproponowałam się dorzucić do pokoju, ale nie mam przy sobie zbyt wiele.

Boże, ten uśmiech.

– Za pokój płaci klub.

– Sebastianowie opłacają ci garsonierę? Niezły układ tam masz.

Nie powinnam tak mówić, doprawdy, bo sama mam nadzieję na preferencyjne traktowanie przez Sebastianów.

Na szczęście Reid nie wydaje się zainteresowany rozmową na ten temat. Odgarnia mi lok z ramienia.

– Niezły układ to mam tutaj.

Przypomina mi się, co Denny usłyszał w barze – ten w garniturze mówił, że jestem w typie Reida.

– Lecisz na rude włosy?

– W tej chwili lecę na ciebie.

„W tej chwili”.

Ta jego potrzeba przypominania mi na każdym kroku, że to jest relacja przejściowa, jest wręcz komiczna.

– A te twoje krągłości… – Odsuwa się, żeby móc mi się przyjrzeć. Syczy. – Te krągłości są niebezpieczne.

– Dziękuję? – Moje biodra w rozmiarze XXL nie nawykły do adoracji. – Bo to jest komplement?

– Doprowadzają mnie do obłędu. Czy to jest według ciebie komplement?

Przygryzam wargę i potakuję.

Zatrzymuje wzrok na moich ustach.

– Muszę wiedzieć, czy to będzie problem albo czy przestaniesz się ze mną droczyć i pozwolisz mi zdjąć z ciebie spódnicę, abym mógł wodzić po tych krągłościach językiem.

Tekst rasowego podrywacza. Nie żebym często takie słyszała, ale działa. Moja skóra wibruje z pożądania. Płonie z pragnienia jego dotyku w jakimkolwiek miejscu. Fakt, że jest doświadczony, tylko mnie upewnia, że jest odpowiednią osobą do przeprowadzenia mnie przez tę przemianę z poczwarki w motyla. Z dziewicy w dziwkę. Z desperatki w osobę zaspokojoną.

Może to brzmi dramatycznie, ale długo czekałam na tę chwilę.

Nadal staram się udawać opanowaną, więc wzruszam ramieniem.

– Przypuszczam, że masz tu prezerwatywy? Bo ja mam tylko jedną.

Zorientował się już, że nie mam kieszeni ani torebki. Zerka na mój biust.

– Schowałaś ją do biustonosza? Jezu, kobieto, muszę cię rozebrać.

W życiu nie czułam się tak zmotywowana do wyskoczenia z ubrania.

Kiedy Reid odsuwa się od ściany, bierze mnie za rękę i prowadzi w głąb mieszkania. Zostawia mnie przed stołem w jadalni – pokój jest tak duży, że jest tu nawet stół – i idzie do aneksu kuchennego.

– Obiecałem ci szampana.

Nie mam zbyt dużego doświadczenia z bąbelkami. Z winem, tak. Matka Włoszka pozwoliła mi pić wino przy kolacji, gdy miałam kilkanaście lat. Być może z tego względu nigdy nie interesowałam się zanadto alkoholem.

Ale kiedy się przyglądam, jak ciemnowłosy, wysoki, atrakcyjny facet odkorkowuje butelkę, staję się nagle entuzjastką szampana.

Z butelką w dłoni wyciąga kieliszek z szafki i sunie w moją stronę. Sunie. Jeszcze nigdy nie widziałam, jak ktoś to robi. Reid z tą luzacką pewnością siebie definiuje, na czym to polega.

Zatrzymuje się tuż przede mną.

– Sto lat!

– Dziękuję. – Ja się oczywiście rumienię, bo mnie z kolei definiuje niezręczność.

Reid nalewa trochę szampana do kieliszka i odstawia butelkę na stół. Ale zamiast podać mi kieliszek, sam wypija z niego łyk. A potem mnie całuje, przetaczając płyn do moich ust.

– Wolę szampana z języczkiem – informuje mnie.

– Bardzo smaczny ten szampan. – Guzik mnie szampan obchodzi. Ale on może mnie tak całować przez całą noc. Czy można się w ten sposób upić?

Niewykluczone, że już się upiłam. Jego smakiem, atmosferą, hormonami krążącymi we krwi.

Przystawia kieliszek do moich ust i tym razem, kiedy mnie całuje, nie przerywa po przełknięciu szampana. Pocałunek się rozwija, aż ja go chwytam pod wpływem nagłej żądzy. Cała płonę. Cała pragnę znaleźć ukojenie, które on może mi dać, i gdy jego dłonie znajdują dostęp do ciała pod przezroczystą bluzką, prawie ją rozrywam, żeby się jej pozbyć.

Reid jest zdecydowanie bardziej opanowany.

– Spokojnie.

Jakbym ważyła nie więcej niż piórko, podnosi mnie i sadza na skraju stołu. Daje mi znak, żebym podniosła ręce, a kiedy to robię, cierpliwie ściąga ze mnie bluzkę i rzuca ją na podłogę.

Wtedy mi się przypomina, ile pierdół upchnęłam w biustonoszu. Domyśliwszy się, co będzie dalej, wyciągam kolejne rzeczy, jakbym wyciągała je z kapelusza magika. Telefon. Dowód osobisty. Kartę miejską. Mokrą od potu i złożoną wizytówkę tatuażysty, którego poznałam tego wieczoru. Zafoliowaną paczuszkę, którą zwinęłam z szafki na leki matki.

Reid przygląda się temu zafascynowany. Ale nie rozbawiony. Raczej tak, jakby nie mógł wzroku od tego oderwać.

Miła niespodzianka. Wydawał mi się, że prześwitująca bluzka zostawiała niewiele miejsca dla wyobraźni. I chociaż noszę miseczki D, zawsze wydawało mi się, że krągłość bioder przyćmiewała górne rejony.

Chyba się myliłam.

Reid muska palcem przedziałek między moimi piersiami.

– Przelecę je później.

– Okej. – Na pewno nie prosił o pozwolenie.

Sięga po kieliszek. Spodziewam się, że zaproponuje mi kolejny łyk. Tymczasem wylewa trunek na moją klatkę piersiową.

Wydaję stłumiony okrzyk, gdy zimny szampan płynie wzdłuż rowka, po którym Reid wodził wcześniej palcem, i zbiera się nad taśmą biustonosza.

– Ups. – Jakby nie zrobił tego celowo. – Chyba będę musiał posprzątać.

Pochyla się, by polizać mokrą skórę na górze piersi. Powtarza ruchy trochę niżej. I jeszcze niżej, aż wreszcie chłepcze trunek zebrany na dole.

– Czy sprawiłeś właśnie, że siorbanie stało się seksowne? – Czy powiedziałam właśnie najmniej podniecający tekst, jaki można sobie wyobrazić?

– Tak?

Nie wierzyłam nigdy w bratnie dusze ani ideę prawdziwej miłości, ale mogę zacząć wierzyć, że za naszym spotkaniem stała jakaś większa siła. On jest chyba idealnym partnerem dla niezdarnej, bredzącej, niedoświadczonej mnie. Jest jak tatusiek, którego nie dekoncentrują te bzdety płynące z moich ust, nie zniechęca go smak szampana zmieszanego z potem.

Chwała cherubinom odpowiedzialnym za sferę pieprzenia się. Dobra robota.

I znowu całowanko. A potem drażnienie piersi. Nazywam to drażnieniem, bo facet się nie spieszy, żeby zdjąć ze mnie biustonosz. Ciągnie mnie przez materiał za jeden i drugi sutek, a te stają na baczność, gotowe wypełniać rozkazy Reida. I wracamy do całowania się, po czym dłonie Reida wędrują w dół i znajdują suwak z boku spódnicy.

Rozpina zamek, kładzie dłoń na moim brzuchu i popycha mnie, aż upadam na łokcie. Nie jest delikatny, ale jego agresja odzwierciedla skalę mojego pożądania. Kiedy ściąga mi spódnicę przez biodra, unoszę je, więcej niż gotowa do tego, by mnie rozebrał do naga.

– Jesteś taka cholernie piękna – mruczy pod nosem niemal z nabożną czcią. Jakby też się zorientował, że to los nas połączył na tę jedną noc. I jakby się modlił.

Przeszywa mnie dreszcz i przez ułamek sekundy czuję, że oczy mnie pieką. Komplementy tak na mnie działają, co w zwykłych okolicznościach jest żenujące. Ale w trakcie gry wstępnej nie pozwolę sobie na to.

Na szczęście Reid wyzwala mnie z tego sentymentalizmu, gdy bierze butelkę i wylewa szampan na mój brzuch. A konkretnie nalewa go do pępka.

O dziwo, płyn nie wydaje się tak lodowaty, jak się spodziewałam, zważywszy na wszystkie zakończenia nerwowe. Zaskakuje mnie również, jak erogenna jest ta strefa. Wystarczy jedno zanurzenie jego języka w tym zagłębieniu, bym niemal się stoczyła ze stołu.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Epilog

Lina

Dostępna w wersji pełnej

O LAURELIN PAGE

Dostępna w wersji pełnej

INNE TYTUŁY AUTORKI

BRUTAL BILLIONAIRES

Nieprzyzwoity miliarder

Zabójczy miliarder

MAN IN CHARGE DUET

Man in Charge Man in Love

Man for Me: A Man in Charge Novella (1001 Dark Nights)

SLAY QUARTET

Rywalizacja

Upadek

Zemsta

Odrodzenie

Slash: A Slay Novella (1001 Dark Nights)

UWIKŁANI

Pokusa

Obsesja

Na zawsze

Hudson

Bez końca

Grzeszne noce

Chandler

Dirty, Filthy Fix: A Fixed Trilogy Novella (1001 Dark Nights)

DIRTY UNIVERSE

Dirty Filthy Rich Boys

Perwersyjny bogacz

Perwersyjna miłość

Grzeszny zdobywca

Grzeszne gierki

Słodki oszust

Słodkie przeznaczenie

Dirty Sweet Valentine

Namiętny buntownik

Namiętna wojna

Namiętne serce

Kincaid

Dirty Filthy Billionaire: A Dirty Universe Novella

(1001 Dark Nights)

POŁĄCZENI

Uwolnij mnie

Znajdź mnie

The Open Door: A Found Duet Novella (1001 Dark Nights)

PIERWSZY I OSTATNI

Pierwszy dotyk

Ostatni pocałunek

HOLLYWOOD HEAT

Playboy

Twardziel

Znów to zrobiliśmy

Close

NAPISANE WSPÓLNIE Z SIERRĄ SIMONE

Gwiazdor

Gliniarz

NAPISANE WSPÓLNIE Z KAYTI McGEE

Dating Season

Spring Fling

Summer Rebound

Fall Hard

Winter Bloom

Spring Fever

Summer Lovin

Miss Match

Love Struck

MisTaken

Holiday for Hire