34,90 zł
„Byliśmy społeczeństwem tłumiącym uczucia. Trwaliśmy przy naszych uczuciach, nad całym naszym życiem panował i kształtował je zator uczuć. Byliśmy otoczeni emocjonalnym murem, takim, jak mur berliński otaczający nasz kraj”. Tak pisał słynny psychiatra Hans-Joachim Maaz w bestsellerowej książce „Zator uczuć”, która ukazała się w 1990 roku.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 346
Dedykowane ludziom,którzy idą drogą rewolucji psychicznej
PO DWUDZIESTU LATACH
Po niespełna dwudziestu latach na nowo przeczytałem moją książkę Zator uczuć. Moja dawna „przepowiednia”, odnosząca się do problemów naszej przyszłości, zaskoczyła mnie swoją trafnością. Z jednej strony miałem nadzieję i oczekiwałem, że wraz z upadkiem NRD wszystko będzie zmieniać się tylko na lepsze. Z drugiej strony, na podstawie gorzkich przypuszczeń i hipotez związanych z moimi analizami z zakresu psychologii głębi, już w przeszłości było dla mnie jasne, że bez fundamentalnego przeobrażenia psychospołecznych korzeni zdeformowanego społeczeństwa nie może nastąpić żadna rzeczywista poprawa.
Jako symbol dla Zatoru uczuć wybrałem ilustrację przedstawiającą nawrót pływacki, aby wskazać tendencję do zaprzeczania temu, że po „zwrocie” – jak określano zmiany polityczne w NRD – można było zmierzać w niezmienionym kierunku. Kierunek został zatem zmieniony tylko powierzchownie, bez zdiagnozowania i usunięcia deformacji. Miałem na uwadze siły psychiczne, które umożliwiają uniknięcie bolesnego doświadczenia i forsownych zmian. Przystąpienie NRD do Republiki Federalnej Niemiec dokonało się bez krytycznego badania struktur psychospołecznych na Wschodzie i Zachodzie. Proces zjednoczenia przebiegał niemal bez sprzeciwu, według założeń doktryny o zwycięskim Zachodzie, mającym wyższość we wszystkim z jednej strony oraz z drugiej strony – o Wschodzie, nie odnoszącym żadnych sukcesów i będącym w błędzie. Typowe dla systemów cele socjalizacji, czyli dominacja na Zachodzie i adaptacja na Wschodzie, spotkały się w zjednoczeniu jako złożone w całość panowanie – podporządkowanie – zmowa. Jedno dopasowało się do drugiego, jak pasują do siebie klucz i zamek. W rezultacie społecznie typowe mechanizmy obronne, z których zostały już wyparte psychospołeczne źródła patogennej dynamiki narodowego socjalizmu, pozostały nietknięte. Kwestia tego, w jaki sposób indywidualne deformacje osobowości większości ludzi kształtują patologię społeczną, nie została dostatecznie przeanalizowana i nie udzielono w tej sprawie odpowiedzi. Na Zachodzie do wyparcia przyczyniła się gotowość do podejmowania wysiłku na rzecz sukcesu gospodarczego. Na Wschodzie wierzono w oczyszczenie przez ideologię pokoju. Zarazem obie strony frontu zimnej wojny projektowały Zło na przeciwną ze stron. Żadna nie chciała przyznać się jako pierwsza do bycia winną. Nie chciała przyznać się już wcale i do niczego. To, czego nie można było poddać projekcji, w zachodnim społeczeństwie, nastawionym na osiąganie sukcesów, spowodowało pragnienie rywalizacji i w coraz większym stopniu prowadziło do nierówności społecznych, niszczenia środowiska naturalnego i zadłużania się na przyszłość. Zachodni styl życia popadł w międzyczasie w kryzys, którego objawem jest chciwość, niedające się kontrolować pożądanie. Natomiast w NRD niszczycielskie było to, co nie dawało się wystarczająco wyprzeć przez projekcję, a rozwijało się w obszarze wewnętrznym, poddanym socjalistycznej władzy, przez ucisk, zastraszenie i denuncjację. Totalitarne roszczenie do władzy wysuwane przez partię wraz z dążeniem do podporządkowania się przejawianym przez większość ludzi dławiło system i doprowadziło go w końcu do zapaści. Zgodnie z takim ujęciem w 1989 roku nie miała miejsca żadna „rewolucja”, ale doszło do demonstracji, początkowo napełniających niepokojem i odważnych, później nabierających podobieństwa do święta ludowego. Demonstracje te towarzyszyły upadkowi systemu, z czasem pozbawionego sensu, zbankrutowanego i coraz bardziej znienawidzonego. To, że możemy mówić o „pokojowej” rewolucji, zawdzięczamy przede wszystkim tym, którzy do zachowania władzy nie użyli w tym wypadku broni. Wizje przyszłości, jakie miała władza, były nie tylko ekonomicznie wyczerpane, ale przede wszystkim sparaliżowane psychicznie. Fakt, że wielu funkcjonariuszy Stasi przejęło kierownicze role w organizacji „zwrotu”, pozwala nawet przypuszczać, że u części przedstawicieli władzy dawno dokonała się zmiana paradygmatu na rzecz wartości zachodnich. Ciekawym zadaniem dla historyków mogłoby być zbadanie, jak wiele majątku i władzy socjalistyczni władcy zdołali ocalić dla siebie.
Dla większości wschodnich Niemców protesty towarzyszące zwrotowi należą do najważniejszych i najlepszych doświadczeń ich życia. Ale w zgiełku wyzwolenia i satysfakcji zapomniano o odpowiedzialności i zaangażowaniu w budowę własnego, samostanowionego życia. Można również zauważyć, że krytyczne, twórcze i postępowe siły polityczne i ekonomiczne, które kształtowałyby społeczeństwo, w sferze władzy struktur socjalistycznych nie mogły się znacząco rozwinąć. Protestujący byli zgodni w tym, czego więcej nie chcieli, ale już nie w tym, dokąd należało zmierzać. Z okrzykiem bojowym „Lud to my!” został z sarkastycznym humorem odrzucony socjalistyczny frazes o władzy ludu, teraz obróconej przeciwko politbiurokracji. Był to przekorny i wyzwalający protest, ale przy tym ‒ pod względem woli politycznej ‒ bezcelowy i pozbawiony treści, w gruncie rzeczy jak bunt nastolatków. Nie jest więc zaskakujące, że demonstracje szybko zostały zdominowane przez klientelę innego protestu, która pod hasłem „Jesteśmy jednym narodem!” otwarcie chciała zapobiec krytycznej świadomości i udaremnić konieczny rozwój, w nadziei na wyzwolenie zewnętrzne. Już w 1945 roku Niemcy musieli zostać wyzwoleni, doszło zaledwie do koniecznej walki o wyzwolenie. Tak więc po „wojennym zgiełku” i szaleństwie wojny z niemożliwymi do emocjonalnego pojęcia zbrodniami podział świata na obozy kapitalistyczny i socjalistyczny przyczynił się w istocie do uniknięcia głębszego wglądu w struktury psychospołeczne wysoce patologicznych deformacji społeczeństwa. Zimna wojna, która nastąpiła potem, może być rozumiana niemal jako wyraz zbiorowego odrzucenia winy. Na powierzchowne sukcesy miała wpływ przede wszystkim rozgorzała konkurencja systemów. W krajach socjalistycznych można było wierzyć, że dzięki „pokojowi i socjalizmowi” będzie się lepszym człowiekiem; w krajach kapitalistycznych dobrobyt materialny był interpretowany jako znak lepszych relacji międzyludzkich. I tak w krajach socjalistycznych, w obliczu bankructwa gospodarki planowej, ludzie mogli mieć nadzieję, że w innym miejscu istnieje „lepsze życie”, a ludzie w zachodnich krajach kapitalistycznych mogli wierzyć, że, biorąc pod uwagę słabości gospodarcze i zbrodnie polityczne państw socjalistycznych, to oni byli rzeczywistymi zwycięzcami w historii i że ich własne problemy można było zaniedbać.
Większość wschodnich Niemców wyszła na ulice w 1989 roku dla „wolności i demokracji”. Żądali fundamentalnych praw demokratycznych: wolności przekonań, wolności zgromadzeń, wolnych wyborów, wolności słowa, swobody przemieszczania się, rządów prawa – a jednocześnie spoglądali na cud gospodarczy i materialny dobrobyt. To, że ta „wolność i demokracja” nie może być tylko frazesem, ale musi być również przyjęta w głębi duszy, pozostawać w dynamicznej relacji i być ćwiczona – nie zostało przyjęte, a prawdopodobnie przez większość nawet nie było zrozumiane. W ten sposób proces zjednoczenia Niemiec dokonał się na podstawie zbiorowych mechanizmów obronnych większości po obu stronach.
Nie było zjednoczenia różnych form życia z krytyczną dyskusją na temat zalet i wad, ale nastąpiło zwykłe „dołączenie”. Wpływ kapitalistycznej lub socjalistycznej formy życia na współistnienie ludzi, na rodzinę, na partnerstwo i seksualność, na radzenie sobie z dziećmi, na choroby i przestępczość, na psychospołeczne deformacje z ekologicznymi i globalnymi konsekwencjami, nigdy tak naprawdę nie stał się tematem zjednoczenia. Wschodni Niemcy przeważnie zrezygnowali z rewolucji, oddali szanse protestu albo sprzedali je bardzo tanio. Władza nie została przejęta, przestępcze zachowanie w NRD nie zostało ukarane przez specjalnie stworzone prawa, „własność społeczna” nie została wzięta w posiadanie, indywidualne winy nie zostały zaakceptowane, krytycznie przeanalizowane i ocenione moralnie, przestrzeń i czas dla procesów dojrzewania nie zostały utworzone. Z przeciwnej, zachodnioniemieckiej strony, „zespół zwycięzcy” był odczuwany jako tak oczywisty, że znaczna większość nie myślała nawet o samokrytycznym pytaniu o własny sposób życia. Przystosowanie się Wschodu do sytuacji w Niemczech Zachodnich zostało uznane za jedyną możliwą strategię. Konieczność uznania, że potrzebne będą lata zbliżenia, porozumienia, negocjacji i kompromisu, aby rozwinąć zrozumienie i podstawy zjednoczenia, uwzględniającego również jednostronne skutki socjalizacji wpływające na obecne możliwości i ograniczenia ludzi, zginęła w ogniu wzajemnych iluzorycznych oczekiwań i błędnych przekonań. „Okrągłe stoły” jako nowa forma rozszerzonej demokracji, które sprawdziły się podczas końca NRD jako narzędzie pomagające w zrozumieniu najróżniejszych grup interesów, zostały zlekceważone przede wszystkim przez stronę zachodnią i odrzucone przez to także w praktyce politycznej zjednoczenia.
Wraz z upadkiem socjalistycznych ideałów i społeczeństw należało oczekiwać, że siły niszczące związane ze sobą w zimnej wojnie będą znowu wolne i będą szukać nowych konfliktów. Wydarzenia z 11 września 2001 roku wkrótce dostarczyły do tego szansy na poziomie globalnym. W „islamistach” rozpoznano nowych wrogów zachodniego świata; nowe konflikty zbrojne w Iraku i Afganistanie stały się możliwe. Fakt, że nawet w warunkach demokracji wojna może być prowadzona na podstawie kłamliwych twierdzeń, wskazuje na istnienie „ciemnych” sił psychicznych, które nadal działają za demokratyczną fasadą i rozwijają się, gdy słabną mechanizmy obronne. Takie niebezpieczeństwo zagraża społeczeństwu nastawionemu na wzrost, jeśli sukces gospodarczy nie powiedzie się lub osiągnięte zostaną rzeczywiste ograniczenia wzrostu. Wraz z otrzeźwieniem i rozczarowaniem w procesie zjednoczenia Niemiec ujawniły się typowe dla systemu aberracje we wzajemnie agresywnych projekcjach.
Posługując się określeniem „Besser-Wessis” („besserwisserzy z Zachodu”), wschodni Niemcy potępiali pewność siebie, często arogancką i przesadną, asertywność i dominację zachodnich Niemców, służące temu, aby ci nie musieli uznawać i naprawiać własnych problemów związanych z samooceną, tych, które miały związek z NRD. Z drugiej strony, zachodni Niemcy, używając określenia „Jammer-Ossis” („biadolący ze Wschodu”), wyśmiewali gotowość i zdolność wschodnich Niemców do przyznawania się do słabości, wad, lęków i ograniczeń (co oczywiście może być denerwujące), zamiast, czego wymaga konkurencja, prezentowania się lepiej niż w rzeczywistości i trwałego dostosowania potrzeb do okoliczności i mniej stresującego życia.
Wraz z postępem westernizacji wschodni Niemcy musieli przekonać się, jak ogromna siła emanuje z presji egzystencjalnej, z powodu strachu o utrzymanie miejsca pracy i nacisku norm związanych z czasem i modą. Po raz kolejny pojęcie wolności okazało się frazesem połączonym z budzącym przerażenie wglądem w to, jak wiele trudu i nakładów ludzie poświęcają dla swojej wolności i jak ulegają presjom społeczeństwa i otoczenia. Pragnienia przynależności, bycia na czasie, nadążania za modą, wyróżniania się oraz doskonalenia i dobrego prezentowania, a przede wszystkim osiągnięcia sukcesu i bycia wygrywającym, zakreślają granice bardzo wąsko, ponieważ zmuszają do przystosowania się do presji sukcesu, do dobrego zachowania i do poddania się władzy pracodawcy, aby zapewnić sobie miejsce pracy. Walka o ograniczone zasoby miejsc pracy ma bardziej represyjny wpływ, niż ten, który mogłoby osiągnąć nadzorujące państwo. Bardzo szczupłe granice wyznaczone przez partię i Państwową Służbę Bezpieczeństwa NRD były mimo wszystko w pewnym stopniu przewidywalne dla ludzi, a względny opór miał charakter na wskroś szlachetny. Natomiast mechanizmy, które mogą prowadzić do bezrobocia, są dalekie od przewidywalności, a przede wszystkim poniżające. Ceną za tak zwaną wolność rynku jest zależność i niewola robotników.
To, że zachodnia koncepcja wolności jest naprawdę ograniczona przez warunki ekonomiczne, dla wschodnich Niemców było prawdopodobnie najbardziej gorzkim doświadczeniem. W trakcie „pokojowej rewolucji” prawie wszyscy obywatele NRD zostali „wyzwoleni” od owoców swoich osiągnięć w adaptacji, większość – od doświadczenia zawodowego, kompetencji życiowych osiągnięć, a bardzo wielu – od pracy. Było to pierwsze prawdziwe doświadczenie z koncepcją wolności jako ponownej alienacji i adaptacji. „Wolność jako uświadomiona konieczność” zmieniła się w „wolność jako adaptacja do stosunków władzy ekonomicznej”. Każdy, kto nie chciał tego zrozumieć i trwał przy ideale wolności, przy pustym portfelu szybko mógł przekonać się, że swoboda konsumpcji, przyjemności i podróży szybko osiągała swoje granice, a wolność myśli, mowy i wyboru była ledwo zauważalna. Fakt, że trzydzieści do czterdziestu procent ogółu populacji Niemiec nie dostrzega już prawa do głosowania – ten bierny opór, i wyrażona przezeń rezygnacja, nie jest traktowany poważnie, jako potencjalnie niszczycielskie zagrożenie, i nie prowadzi do dyskusji na temat praktyki politycznej. Z psychoanalitycznego punktu widzenia outsiderzy wobec „porządku” są zawsze najważniejszymi przedstawicielami wypartej prawdy.
Po dwudziestu latach objawy choroby realnego kapitalizmu są przerażająco podobne do objawów tak zwanego realnego socjalizmu. Przede wszystkim jest to niezdolność do rozpoznania przyczyn prowadzącej do kryzysu deformacji rozwoju i niezdolność do odpowiedniej reakcji. Budowa socjalizmu zakończyła się niepowodzeniem, ponieważ ludzie chcieli mieć więcej, niż było dostępne. Przyczyną niepowodzenia kapitalizmu jest to, że ludzie konsumują i mają aspiracje przewyższające to, na co zasłużyli. Mieszkańcy NRD zbiegli na Zachód przeważnie dlatego, że wierzyli, iż mogą już otrzymać wszystko, co jest dostępne w obfitości, ale bez konieczności zasłużenia na to. Przestawili się z życia w zorganizowanym niedostatku na życie ze zorganizowanym długiem. To tylko dwie strony jednego medalu. Medal ten nosi nazwę narcyzmu. W wydanych niedawno moich książkach (Kompleks Lilith, Pułapka miłości, Nowa szkoła pożądania) poddałem analizie przyczyny irracjonalnych narcystycznych zachowań i ich konsekwencje. Chodzi o wczesne warunki rozwojowe człowieka, których późniejsze konsekwencje determinują jakość doświadczeń macierzyństwa i ojcostwa. W ten sposób staram się uchwycić i opisać psychologiczne przyczyny rozwojowe represyjności w społeczeństwie NRD. Narcystyczny brak podstawowej satysfakcji odgrywa w tym rolę kluczową. W jaki sposób dziecko jest dzieckiem chcianym, jak uzyskuje potwierdzenie siebie, jak jest kochane, jak zaspokajane są jego potrzeby, a jak akceptowane ograniczenia? Jakość wczesnych relacji zależy od poczucia własnej wartości lub niższości, zdolności do zadowolenia lub potrzeby nienasyconego niedoboru, od orientacji na posiadanie lub bycie (to uwagi z rozmowy z Erichem Frommem). Niedostatek narcystyczny, który dostrzegam głównie w braku dobrego doświadczenia macierzyństwa, jest zazwyczaj kompensowany na dwa zupełnie odmienne, prawie przeciwne sposoby: przez poddanie się dominacji w połączeniu z iluzją możliwości zasłużenia na uczucie miłości przez adaptację; albo przez wtórną, narcystyczną nadkompensację w celu ostatecznego zdobycia tak bardzo pożądanego uznania przez zewnętrzny sukces, pieniądze i ważność.
Jeśli przyjąć za punkt wyjścia głęboki problem narcyzmu Niemców, który również w 1945 roku nie został uświadomiony i skorygowany, a tylko w nowy sposób zbiorowo wyparty i wyrażony w działaniu, wówczas można powiedzieć, że Niemiecka Republika Demokratyczna wydała na świat „poddanego”. Jeśli ktoś poddał się woli partii, miał społecznie dobre szanse przeżycia. Natomiast w Republice Federalnej Niemiec „zwierzchnik” został „wyhodowany”, aby mógł przetrwać w warunkach nieuniknionej konkurencji. „Poddani” zburzyli swój system społeczny przez pośrednią agresję. „Zwierzchnicy” wraz z każdym sukcesem automatycznie wytwarzają przegranych, tym samym zwiększając nierówności społeczne. Ale to przede wszystkim zewnętrzny sukces, konieczny wobec braku wewnętrznego potwierdzenia siebie, prowadzi do ideologii wzrostu o uzależniającym charakterze. Konieczne ograniczenie jest wtedy odczuwane jako wycofanie. Społeczna gospodarka rynkowa ma na celu złagodzenie tego ryzyka, ale coraz częściej okazuje się iluzją, ponieważ są ludzie, którzy potrzebują i używają pieniędzy oraz władzy, aby skompensować swój narcystyczny deficyt. Ludzie ci dążą do władzy politycznej lub ekonomicznej zwłaszcza ze względu na swoją potrzebę wewnętrzną. Również „rewolucja” 1989 roku została zdławiona przez następstwa zaburzeń narcystycznych. Pieniądze odegrały decydującą rolę jako nośnik symptomów potrzeb narcystycznych. Główna formuła to „pieniądze zamiast miłości”. „Begrüßungsgeld”, pieniądze powitalne, które obywatele NRD otrzymali od Republiki Federalnej, były pierwszą działką pieniędzy-narkotyku, którymi zbudowano nowe uzależnienie. Dzięki tej akcji ludzie na Wschodzie zostali zarażeni główną chorobą kapitalizmu. W ten sposób krótkotrwały przebłysk wolności został zakuty w kajdany. Współczesna terapia uzależnień przyjmuje, że nie narkotyk uzależnia, a to raczej człowiek szuka w potrzebie sposobów, dzięki którym może złagodzić lub znieczulić swoje niezadowolenie i napięcie. Tylko wtedy, gdy uda się w dużej mierze uniknąć wczesnych powodów narcystycznej potrzeby, przez lepsze zrozumienie dzieci i ich opiekunów, będą dojrzewali ludzie o mniejszych potrzebach wtórnych, a o większym nastawieniu pierwotnym. To pozostaje wizją przyszłości, bo tymczasem pieniądze rządzą także wschodnimi Niemcami i dzielą społeczeństwo Wschodu na zwycięzców i przegranych zjednoczenia. Ale nawet zwycięzcy pod względem materialnym wcale nierzadko cierpią z powodu zmienionego sposobu życia, który musieli przyjąć, aby odnieść sukces w systemie wartości Zachodu i móc tam pozostać.
Podczas gdy zachodni Niemcy w badaniach społecznych stawiają wyżej takie wartości, jak „wolność” i „dobrobyt”, wschodni Niemcy wciąż wymieniają „sprawiedliwość społeczną” i „bezpieczeństwo”. Pozwala to mieć nadzieję, że miary wartości można wciąż jeszcze relatywizować i dostosowywać do siebie, co nie powiodło się po 1989 roku.
Wraz z narastającym kryzysem finansowym i gospodarczym, Niemcy są teraz prawdziwie zjednoczeni – w wyzwaniu stawiania pytań o dalsze kształtowanie wspólnego życia i we wspólnym zmaganiu o pokojowy i sprawiedliwy rozwój społeczeństwa. Jesteśmy wzywani do przeprowadzenia fundamentalnych zmian strukturalnych, nadawania formy powstającym niepewnościom i obawom oraz do godzenia się z nimi. Jeśli chodzi o pieniądze-narkotyki, czeka nas leczenie odwykowe, które, podobnie jak w przypadku każdego leczenia uzależnień, musi następnie prowadzić do terapii odwykowej nowymi sposobami życia. Niestety, współcześni politycy są dość podobni do tak zwanych twardogłowych upadającego NRD, którzy nie byli już w stanie naprawić błędów w ocenie sytuacji i wprowadzić zmian. Głównym problemem jest strach przed utratą psychologicznie stabilizującego mechanizmu kompensacji przez sukces materialny, a więc przed stanięciem „nagim” wobec swojego wewnętrznego ja i narcystycznego niedoboru. Podobnie dzieje się teraz, kiedy rzeczywiście wierzy się, że można wyjść z kryzysu, nawet „wzmocnionym”, wydając miliardy, które nie są niczym innym, jak wekslem bez pokrycia wystawionym przyszłości. Nie dostrzega się ani nie akceptuje tego, że uzależniający potencjał pieniędzy już dawno przekroczył próg krytyczny, przez co fundamentalne zmiany musiałyby poprzedzać zasadniczą „kapitulację” dotychczasowego sposobu życia. Dzisiejszy menedżer lub polityk wzruszy ramionami z pogardą na porównanie z bezradnymi bonzami schyłkowego NRD. (Istotnie, „mutacja” byłych urzędników partyjnych lub współpracowników Stasi w pracowników zachodnioniemieckich zarządów lub kierujących urzędami zazwyczaj nie była wielkim problemem, powodując tylko u nielicznych mieszkańców Zachodu dyskomfort albo krytyczne zastanowienie). Ale z punktu widzenia narcystycznej potrzeby, tkwiącej pod powierzchnią fasad psychospołecznych, to porównanie jest zrozumiałe. Chodzi o kompensację niespełnionych potrzeb psychicznych. Gdy w grę wchodzi skompensowanie braku afirmacji i miłości, pieniądze, władza i poważanie są najskuteczniejszymi „narkotykami”, ale zawsze pozostają tylko substytutami. Założenie, że pieniądze są narkotykiem, pozwala zrozumieć chciwość, która została wskazana jako przyczyna obecnego kryzysu finansowego. Sam „zespół dzięcioła” nie powinien już nas zaskakiwać, ponieważ w rzeczywistości chodzi nie o przekonania i autentyczność, ale o nieświadome próby wyleczenia dawnych, niezaspokojonych potrzeb.
Wolność prawdziwa, a nie głoszona jako ideologia, kończy się wraz z potrzebą narcystycznej regulacji wewnętrznego niedoboru. Kto jest niewielki, musi mieć wiele, ktokolwiek potrzebuje miłości i afirmacji, musi dużo zainwestować w zewnętrzne pozory. Zewnętrzny rozwój jest zatem objawem zbiorowego uzależnienia. Towarzyszy temu niemożność powstrzymania się od tego sposobu życia. Pomimo dostatecznej wiedzy na temat niszczenia środowiska i przyrody, katastrofy klimatycznej, psychospołecznych źródeł przemocy i wielu chorób, brak skutecznych zmian strukturalnych. Jest to poważna oznaka kolejnej, narastającej zbiorowej deformacji rozwojowej.
Konieczny do osiągnięcia demokratyczny etap dojrzałości wschodnich i zachodnich Niemców wymaga emancypacji demokratycznych postaw z dala od materialnego wzrostu, a blisko wewnętrznej demokracji kultury związków międzyludzkich. Kto nie musi już ukrywać i wypierać własnych słabości, lęków, błędów i ograniczeń, ale potrafi być ich świadomy i komunikować o tym, znajdować tak zrozumienie, kontakt międzyludzki i bliskość wspieraną emocjonalnie, doświadcza więcej odprężenia i satysfakcji, niż byłoby to możliwe dzięki przyjemności wynikającej z konsumpcji. Przede wszystkim nie musi już projektować wypartej rzeczywistości wewnętrznej na rzekomych przeciwników ani wypierać uzależnienia. Kryzys finansowy i gospodarczy stwarza szansę przejścia, dzięki narastającym, rzeczywistym trudnościom, przez niedobór pieniędzy-narkotyków do głębszej rzeczywistości własnego życia. W procesie tym wschodni Niemcy mogliby odegrać ważną rolę, ponieważ są podłączeni do pieniężnej „kroplówki” od niezbyt dawna, a spadek poziomu zamożności w surową rzeczywistość ograniczonego wzrostu i oszczędności, które mają zaakceptować, nie są dla nich tak wielkim obciążeniem.
W Zatorze uczuć opisałem szczegółowo zniekształcenia charakteru w kontekście represyjnego społeczeństwa. Po dwudziestu latach nie mam w tym opisie nic do poprawienia. Dochodzi do niego jednak doświadczenie zniekształcenia charakteru w kontekście wzrostu i osiągnięć społeczeństwa, którego nadmierne oczekiwania i wymagania rosną w sposób porównywalny ze źródłami psychicznymi, a w rezultacie prowadzą również do odpowiadających temu niepożądanych deformacji psychospołecznych.
W bolesnej i pięknej euforii zjednoczenia był krótki moment, w którym trzymający się wzajemnie w objęciach Niemcy mogli uświadomić sobie swoje zróżnicowane umiejętności i ograniczenia. Ta możliwość nie została wykorzystana. Po dwudziestu latach, w wyniku otrzeźwienia, rozczarowania i powszechnej groźby kryzysu finansowego i gospodarczego, pojawia się nowa szansa na to, aby odmienne doświadczenia i kompetencje, nabyte w socjalizacji przez Wschód i Zachód, spotkały się naprawdę. Wschodni Niemcy mogliby wyjaśnić, że kultura relacji opiera się głównie na otwartości i uczciwości w komunikacji, to znaczy na kompetencjach, które do tej pory były wystawiane na drwinę i zwalczane przez wizerunek „Jammer-Ossis”. Z kolei zachodni Niemcy mogliby wykorzystać swoją wiedzę i doświadczenie, aby zorganizować nowe sposoby życia, wykorzystując zespół „Besser-Wessi” dla twórczego rozwoju naszego społeczeństwa.
Stoją przed nami następujące, zasadnicze pytania:
– Jak społeczeństwo może funkcjonować bez materialnego wzrostu?
– Jak praca, pieniądze i poważanie mogą być odpowiednio sprawiedliwie dzielone i zdobywane?
– Jak mogą być zorganizowane i kontrolowane banki, aby nie działały jedynie dla zysku, ale służyły przedsiębiorstwom i ludziom?
– Jak przezwyciężyć narkotyczny wymiar pieniędzy i wartości materialnych?
– Jak można upowszechniać, organizować i praktykować nowe sposoby życia, bardziej zadowalające w sensie kultury relacji?
– Jak demokracja zewnętrzna może być stabilizowana przez demokrację psychiczną?
– Jak polityka walki o utrzymanie poparcia większości może zostać przekształcona w politykę rozumiejącego poszukiwania konsensusu?
Musimy poważnie zająć się tymi kwestiami, opracowując pomysły i sugestie, a także prosząc polityków o odpowiedzi lub wybierając tych, którzy są w stanie takich odpowiedzi udzielić. Osadzenie Niemiec we wspólnej Europie i w zglobalizowanym świecie nie może sprowadzać się do poszukiwania tańszych miejsc produkcji ani do dalszej eksploatacji ludzi i zasobów naturalnych. Klucz do podjęcia tych trudnych zadań widzę w kulturze relacji międzyludzkich, w której funkcje macierzyństwa i ojcostwa, rodzicielstwa, partnerstwa i seksualności są odpowiednio doceniane, wyjaśniane, przyjmowane i przeżywane. W jakości tych funkcji mają korzenie szanse na zjednoczenie, w najbardziej intymnym, jak i w najbardziej globalnym znaczeniu, bez pomijania różnorodności i ograniczeń. W końcu przecież to ideologia wzrostu czyni nas wszystkich przegranymi, ale uznanie ograniczenia sprzyja świadomemu i odpowiedzialnemu kształtowaniu teraźniejszości.
„REALNY SOCJALIZM” JAKO SYSTEM REPRESYJNY
WSZYSCY JESTEŚMY DOTKNIĘCI
NRD trwała czterdzieści lat. Określenie naszego systemu społecznego jako „realnego socjalizmu”, zwyczajowo używane w odniesieniu do ostatnich jego lat, nosi już znamiona rozpadu idei. Coraz trudniej dawało się ukryć, że rzeczywiste życie było dalekie od proklamowanych ideałów. „Zasada rzeczywistości”, używając tak wypaczonej terminologii psychoanalitycznej, musiała zostać wykorzystana, aby można było rozsądnie wyjaśnić znaczne ograniczenie „zasady przyjemności”. Na każde krytyczne pytanie odpowiadano pocieszeniem odnoszącym się do przyszłości: nadal mamy do czynienia z tymi lub innymi prawdziwymi słabościami i brakami, przejściowo, zasadniczo możliwymi do przezwyciężenia, zwykle spowodowanymi przez zewnętrznych wrogów i warunki naturalne albo w grę wchodzą tylko relikty przeszłości. Idea komunizmu i socjalizmu była niezmiennie prawdziwa i słuszna, musieliśmy tylko iść, nie błądząc, naszą drogą, a „zwycięstwo socjalizmu” było pewne. Wszystko w NRD było podobne do ogromnej świątyni pseudoreligijnego kultu: oddawanie czci boskiemu przywódcy, „obrazy świętych” i cytaty z ich nauk, procesje, zbiorowe rytuały, ślubowania, surowe wymagania moralne i przykazania, stanowione przez propagandystów i sekretarzy partyjnych z kapłańską „godnością”. Wraz z upadkiem władzy politbiurokracji w pojęciu „stalinizmu” szybko znaleziono określenie, którym należy wyjaśnić coś i oddzielić, aby uciec przed prawdą. Odwieczna wiara w lepszą przyszłość (komunizm) i magiczne wygnanie w obcą przeszłość (stalinizm) to dwie strony tego samego złudzenia. My, we współczesności, żyjący tu i teraz, nie jesteśmy tak naprawdę niczym dotknięci. Nasz brak nadziei, nasza bieda, nasza wina i nasza bezsilność tak naprawdę nie istnieją, ponieważ albo sytuacja polepszy się, albo w końcu będziemy mogli zostawić wszystko, co złe za sobą. Dzięki takiemu pojmowaniu „stalinizmu” łatwo było odnaleźć, zadenuncjować i skazać niektórych przedstawicieli bardziej złożonego problemu, tak zwanych stalinistów. I tak się stało. Winni całemu nieszczęściu byli najpierw Honecker, następnie Biuro Polityczne, Komitet Centralny, SED.
To samo zdarzyło się już wcześniej, w 1945 roku. Niektórzy naziści i zbrodniarze wojenni zostali wskazani, skazani lub wydaleni – wydawało się, że zło zostało przegnane, a teraz, w „punkcie zerowym”, wszystko, co dobre, miało rozwijać się i kwitnąć. Z tej absurdalnej myśli NRD uczyniła prawdziwą podstawę swojego „antyfaszystowskiego” sentymentu i moralności. W warunkach całkowitego niezrozumienia zależności społecznych i psychologicznych oraz związanych z charakterem wyjaśniano, że w NRD narodowy socjalizm został unicestwiony przez prawo wraz z korzeniami. Tak zwana denazyfikacja, a również proklamacja końca epoki stalinizmu (co demagogicznie potwierdził Gregor Gysi na specjalnej konwencji SED po „zwrocie”) miały ukryć fakt, że ogromną większość Niemców, w przeszłości i współcześnie, stanowili działający z entuzjazmem sprawcy lub przynajmniej chętni współsprawcy. Jednostka chciała, by ją oszczędzono – i faktycznie, jak wcześniej, znowu mało kto naprawdę chciał być czegokolwiek świadom, a zupełnie nikt – mieć udział w odpowiedzialności i winie.
W zmieniającej się NRD „stalinizm” stał się określeniem psychicznego mechanizmu obronnego mającego ukryć fakt, że sposób życia całego narodu został poważnie zaburzony. Zostały tym dotknięte nie tylko polityka i nauki społeczne, ale każda dziedzina nauki, ekonomii, prawa, sztuki, edukacji i codziennej kultury życia międzyludzkiego, a przede wszystkim struktury psychiczne każdej jednostki ludzkiej. Chcę wyjaśnić w tej książce, że nie można było uniknąć deformacji, że istniały różnice w sposobie reagowania na represyjną przemoc i że pozostawały przy tym przestrzenie dla wolności, które mogą i muszą być również oceniane w kategoriach moralnych. Chcę też przyczynić się do tego, żeby przez oszustwo polegające na zamianie określeń nie ukryto ponownie faktu, że wszyscy jesteśmy dotknięci, jako sprawcy i ofiary.
Słowo „stalinizm” stało się nagle słyszalne często i z ust każdego – było to przede wszystkim językowe usiłowanie oczyszczenia się z własnego sprawstwa. W jednej chwili wszyscy chcieli widzieć siebie jako ofiary i wydaje się, że znów staliśmy się narodem „bojowników ruchu oporu”. Wszyscy mieli w tym swój interes. Aparat partyjny poświęcił niektórych przywódców, a jednocześnie był w stanie rozwiązać dawne problemy władzy – tak zostały ukryte i odepchnięte karierowiczostwo, oportunizm, upadek moralny i poczucie winy członków partii i aparatu państwowego. Dla antykomunistów ostatecznie zostało „dowiedzione”, że o socjalizmie można myśleć tylko jako o zbrodniczym wypaczeniu, a wszyscy współsprawcy mogą czuć się po prostu oszukanymi, godnymi pożałowania ofiarami. Ujawnianie faktów zachęcało do oburzenia i wyrażania sprzeciwu, przez który odreagowywano własne wstydliwe deformacje, poczucie winy i nieznośną bezsilność.
Rozstrzygającą regułą realnego socjalizmu była przemoc. Bezpośrednia, otwarta polegała na morderstwach, torturach, wydawaniu rozkazów strzelania, uwięzieniach i pozbawianiu obywatelstwa, a pośrednia była oparta na wykorzystywaniu niepewności prawa, represjach, groźbach, wywoływaniu wstydu, indoktrynacji oraz na systemie przymusu, zastraszania i niepokoju. Wraz z „centralizmem demokratycznym” bezlitośnie autorytarny system rządów został zbanalizowany jako ten, który odrzucono jako trywialny, jednokierunkowy, narzucający środki i decyzje wyłącznie odgórnie. W przeciwnym kierunku nie przekazywano nic. Hasło „Plane mit, arbeite mit, regiere mit!” („Współplanuj, współpracuj, współrządź!”) było czystym szyderstwem, ponieważ jakakolwiek oddolna inicjatywa nie tylko nie dawała widocznego efektu, ale niemal automatycznie naznaczała niezależnie myślącego i działającego jako prowokatora, wichrzyciela, „naprawiacza świata” (czy jednostka mogłaby mieć lepszy ogląd spraw niż wszechmocna partia?). Innowacyjne działania i bycie twórczym nie tylko pogrążały, ale były powodami do oczerniania, naznaczania i zastraszania.
Nieuchronną konsekwencją stałej dyscypliny i demagogii z drobiazgową nietolerancją dla wszelkich odchyleń było przekształcenie zewnętrznego nacisku w przymus wewnętrzny. System pracował nad każdym, dopóki psychiczny mechanizm samozniewolenia i samozniszczenia nie został ustalony. Proces ten był tak przykry i budził gorycz tak bardzo, że jednostka ostatecznie nie dostrzegała już swojego wyobcowania, nie rozpoznawała prawdziwego cierpienia i poddawała racjonalizacji swoje zaburzone zachowanie – w służbie „wielkiej idei”, jako obowiązek patriotyczny, dla obrony ojczyzny, dla zwycięstwa socjalizmu i oczywiście dla dobra narodu. Trzeba było słyszeć naszych „bohaterów”, kiedy składali podziękowanie partii i rządowi za swoje psychiczne deformacje i przerabiali swoją psychiczną nędzę na skromne bohaterskie czyny. Również w sferze życia prywatnego istniały dostateczne usprawiedliwienia: nienarażanie rodziny, wzgląd na dzieci, działanie dla wykorzystania ograniczonych możliwości, niemożność jednostki, aby cokolwiek zmienić. Tak więc nawet sport, sztuka i nauka uginały się przed kulturą socjalistyczną, a sukces miał za zadanie ukrywać alienację.
Najbardziej rażącego mechanizmu obronnego, „stalinizmu”, używało wielu członków SED. Wielu z nich należało do partii od dawna już tylko z powodów zawodowych i ze względu na swoją podatność psychiczną. Ci, których ego było słabsze, chcieli uspokoić swoje poczucie niepewności i niższości silną ideologią i tanią obietnicą. Ale w tym przypadku partia jako narkotyk działała coraz słabiej, a przy „zwiększaniu dawki” (karierze partyjnej) tylko niewielu nowoprzybyłych umiało płynąć w przeciwną stronę i wciąż pozostawać w stanie odurzenia. Wielu z nich wykorzystywało tak zwane przepoczwarzenie swoich wcześniej poważanych i bohaterskich przywódców jako mile widzianą okazję i jako pozornie wiarygodny argument za swoim skokiem z tonącego statku. Gdyby rzeczywistość nie była tak gorzka, należałoby śmiać się z płomiennego oburzenia towarzyszy partyjnych na bogacenie się w niedozwolony sposób, po ludzku, oraz na drobnomieszczański „luksus” w żałosnym getcie w Wandlitz. To oburzenie było im potrzebne, aby zaprzeczyć swojej zdradzie wielkiej idei, deformacji całego narodu oraz zbezczeszczeniu naturalnego i kulturowego otoczenia tego miejsca.
„Zwrot”, który przemienił SED w PDS, powinien znaleźć się w niemieckich podręcznikach historii jako przestroga przed ludzką niedojrzałością i wyzbyciem się godności, jako złowrogi przykład ludzkiej niedoskonałości, gdy unika się uświadomienia sobie wewnętrznej konieczności i niewłaściwego postępowania w polityce oraz walki o władzę.
Realny socjalizm trwał naprawdę całe czterdzieści lat. Farsę wyborów odgrywało 99% ludzi, miliony regularnie uczestniczyły w wielkich, rocznicowych marszach, znacząca większość z nas była Młodymi Pionierami, należała do Wolnej Młodzieży Niemieckiej (Freie Deutsche Jugend, FDJ), przystępowała do socjalistycznej konfirmacji (Jugendweihe) i zdradzała własne interesy w Wolnych Niemieckich Związkach Zawodowych (Freie Deutsche Gewerkschaftsbund, FDGB). Ocenia się, że ponad pół miliona osób uczestniczyło w poniżającej praktyce szpiegowania w służbie bezpieczeństwa państwa. Nikt nie może powiedzieć, że nie dostrzegł, nie doświadczył lub nie miał jakiegoś udziału w bezlitosnym zatruciu i zniszczeniu naszego środowiska, rozpadzie naszych miast, cynicznej hipokryzji w prasie i w publicznych wypowiedziach, bzdurnych sloganach, rozpadzie moralności i zniszczeniu związków międzyludzkich przez korupcję, szpiegowanie, donosicielstwo, podlizywanie się i zabieganie o względy władzy. Wypowiedzi, pochlebstwa i dostrojenie władzy nie były widoczne, doświadczone ani w jakiś sposób zaangażowane. Najbardziej uderzającym objawem jest to, że cierpliwie milczeliśmy i odwracaliśmy wzrok.
Kiedy więc mówimy o „stalinizmie”, określamy tak sposób życia naszego narodu, odnosi się to do nas wszystkich, tu i teraz. Jestem przekonany, że nie mamy racji, twierdząc, że byliśmy tylko uciskani, krzywdzeni i ranieni przez niesprawiedliwy system. Niestety, i to jest prawdą, ale państwo było także odzwierciedleniem naszych struktur psychicznych i uzewnętrzniało obraz, którego nie chcieliśmy widzieć w naszym wnętrzu i do którego nie chcieliśmy się przed sobą przyznać. Nikt nie może stać na trybunie, jeśli nie ma ludzi, którzy chcieliby przed nią defilować. Albo inaczej, parafrazując cyniczne zdanie psychoterapeutów „Każdy ma takiego partnera, na jakiego zasługuje!” – „Każdy naród ma taki rząd, na jaki zasługuje!”.
REPRESJE ZE STRONY PAŃSTWA
NRD było symbolem życia otoczonego murem i ograniczonego. Mur, drut kolczasty, rozkaz strzelania – stanowiły zewnętrzne ramy represyjnego systemu edukacji, autorytarnych struktur we wszystkich obszarach społeczeństwa, zastraszającego aparatu bezpieczeństwa i banalnego, ale bardzo skutecznego, systemu warunkowania przez nagrody i kary dla podporządkowania ludzi w kraju. Środki przymusu, egzystencjalne, psychiczne i moralne, były tak powszechne, że musiały spowodować poważne konsekwencje u większości ludzi. Użycie przemocy, pociągające za sobą ofiary, 17 czerwca 1953 roku w NRD, w 1956 roku na Węgrzech i w 1968 roku w Czechosłowacji, nie pozostawiło żadnych wątpliwości co do zamiaru skutecznego i krwawego pokonania wszelkiego oporu i woli zmian. To napełniało nasz kraj powracającym wielokrotnie, paraliżującym lękiem i rezygnacją. Takie doświadczenia były przymusowym tłem dla psychospołecznego krępowania i deformacji charakteru. Słabość systemów „socjalistycznych” mogła być kompensowana przez dziesięciolecia jedynie zewnętrznymi wzmocnieniami – rosyjskim „pancerzem”. To rozwiewało nadzieję na zdobycie siły do własnego wyzwolenia lub liberalizację systemu. Każdy, kto nie chciał popaść w apatię albo zostać startym w próbie protestu, starał się stworzyć sobie możliwości do życia w tym kraju.
Już sama konstrukcja NRD opierała się na podstawach na wskroś zdegenerowanych: na faszystowskiej przeszłości wraz z niemożliwą do uniesienia winą rozpętania szaleńczej wojny i brutalnym zamordowaniem oraz eksterminacją milionów ludzi; na rodzinach obciążonych śmiercią, niewolą wojenną i inwalidztwem; na zniszczonych miastach, którym nowy początek utrudniały rozbiórka i nałożone reparacje; na sposobie życia narzuconym przez obcą władzę. NRD zaczęła swoje istnienie jako państwo z ogromnym nagromadzeniem winy, poniżenia, zniewagi, zranienia i alienacji, które nigdy nie zostały przepracowane, nie mogły nawet zostać nazwane po imieniu. Od samego początku wyparcie i projekcja stanowiły podstawy zideologizowanej doktryny państwowej. Podtrzymywano tradycję antyfaszystowską, a światopogląd marksistowsko-leninowski, ze względu na rzekomo niepodważalną naukową naturę, został podniesiony do rangi nauczanej wiary. Tak zwane antyfaszystowskie poglądy nowych przywódców, publicznie głoszone hasła i nowo stworzone ramy prawne powinny były być gwarantami nowego ładu społecznego i zakończyć istnienie zjawiska, które było głęboko zakorzenione w ludzkiej psychice.
Oczywiście „antyfaszyzm” oficjalnie był bez zarzutu, a pytania o jego motywy psychiczne nigdy nie zadawano. Nie zakładano możliwości przyjęcia dojrzalszej i zdrowszej ludzkiej postawy, która sama usprawiedliwiałaby nowe przywództwo. Myśl, że mogłoby to być wyrazem innego wariantu „faszystowskiej” deformacji psychiki, zostałaby odrzucona jako absurdalna. Jednak ustanowienie nowej władzy – pomimo „antyfaszystowskiego” atutu – było możliwe tylko dzięki kłamstwom, oszustwom wyborczym, przemocy i obcej, zmilitaryzowanej władzy.
Ustanowiona dyktatura była politycznym wyrazem zaburzeń psychicznych nowych władców, a ich zawężenie rozlewało się jako system przymusu wobec codzienności obywateli NRD, na którą składały się pogłoski, obietnice bez pokrycia, uczestnictwo w manifestacjach, uroczystościach, inicjatywach, konkursach, programach, wstępowanie do organizacji masowych, rozpowszechnianie haseł, sloganów i zniekształconych prawd, a gdy było już rzeczywiście źle – bezmyślne powtarzanie. Wszelki opór był systematycznie łamany. Jeśli ktoś był jeszcze dzieckiem – przez pouczanie, zawstydzanie, wykluczanie i dystansowanie się od niego. Jeśli ktoś był dorosły – przez utrudnianie, groźbę i karę. Najbardziej podstawowe prawa każdej istoty ludzkiej, do nieskrywanego bycia sobą, do własnej opinii, do zrozumienia i bycia przyjmowanym przez innych ze względu na osobiste cechy, do indywidualności, nie były w tym społeczeństwie nigdzie pewne. Prawa do tworzenia wspólnoty, do edukacji, do awansu i rozwoju, do uznania były przyznawane tylko tym, którzy byli mistrzami we właściwym postępowaniu i podporządkowaniu się normom władzy. Mieszkania, podróże, wyróżnienia, kariera zawodowa były przywilejami dla mistrzów dostosowania i adaptacji. Kto przystosował się, to znaczy poświęcił swoją spontaniczną żywotność, swoją otwartość i uczciwość, swoją zdolność krytycznej oceny, ten z połowicznym uszczerbkiem mógł prowadzić w tym systemie jałowe, ale względnie bezpieczne życie poddanego. Kto był ambitny i chciał dojść do znaczenia, musiał tańczyć, jak mu zagrają, a ceną jego sukcesu nieuchronnie była utrata godności moralnej i osobistej integralności.
PRZEWODNIA ROLA PARTII
„Realny socjalizm” – to była formuła dyktatury politbiurokracji! Życie społeczne miało strukturę autorytarno-hierarchiczną, zarządzano i kierowano nim wyłącznie odgórnie. Cała władza spoczywała w rękach SED, zorganizowanej na wzór wojskowy. Pod płaszczykiem „dyscypliny partyjnej” i wykorzystując środki moralnego i psychologicznego nacisku, w SED praktycznie panowało całkowite posłuszeństwo i podporządkowanie rozkazom. Tak zwane dyskusje i debaty były w gruncie rzeczy tylko egzekwowaniem odgórnie narzuconej linii partii. Nad każdym, kto miał niezależne lub odrębne opinie, „pracowano” tak długo, aż dostrzegł swoje „błędy” i nagiął się do wyznaczonej linii. W przypadku uporczywego sprzeciwu nieuchronne było wszczęcie postępowania partyjnego i wykluczenie z partii, w wyniku czego wykluczony lub wykluczona z dalszych wpływów w społeczeństwie mogli wykonywać jedynie podrzędne prace. Stanowiska kierownicze były prawie bez wyjątku obsadzone przez partyjnych towarzyszy lub towarzyszki. Tak zapewniano absolutną dominację SED. Stanowiska kierownicze, statystycznie biorąc, nieliczne, dla zapewnienia alibi obsadzano przedstawicielami tak zwanych partii sojuszniczych, które były obowiązane uznawać przewodnią rolę SED. Jeśli, w bardzo rzadkich przypadkach, funkcje kierownicze wykonywali bezpartyjni, to dobierano ich ze względu na osobowość, co zapewniało, że nie byli zdolni przeciwstawić się linii partii. Selekcję kadr dla aparatu władzy rozpoczynano od tak zwanego pochodzenia społecznego: początkowo preferowano dzieci chłopskie i robotnicze, później coraz częściej – z rodzin przedstawicieli aparatu władzy, a więc dzieci funkcjonariuszy partii, wojskowych i należących do Stasi. Zatem główną podstawą budowy kadr była komunistyczna indoktrynacja ze strony rodziców. Ponieważ te rodziny żyły praktycznie w społecznym getcie, gwarantowało to jednostronne nastawienie. Klasyczna mieszczańsko-humanistyczna, chrześcijańska i filozoficzna myśl albo wiedza płynąca z doświadczenia zostały w ten sposób odrzucone lub były interpretowane w sposób uproszczony i tendencyjny. Celami wychowawczymi w takich rodzinach były podporządkowanie, dyscyplina, wysiłek i osiągnięcia. Ostatecznie stopień deformacji charakteru był miarą przydatności w karierze w aparacie państwowym i partyjnym, ale również na wszystkich najważniejszych stanowiskach w życiu społecznym. Należy o tym wspomnieć, ponieważ nawet ludzie ważni dla sztuki, kultury, nauki, przedsiębiorczości i sportu – innymi słowy, wszyscy służący społeczeństwu – musieli dopełnić aktu poddania się linii partii, ze wszystkimi skutkami zniekształcającymi psychikę i moralność. To fakt, którego nie należy lekceważyć, gdy rozważa się kwestię, czy kompetencje zawodowe i wyniki w nauce powinno się rozpatrywać niezależnie od struktur osobowości. Czy wartość takich zasług nie powinna być uważana za wyjątkowo wątpliwą?
Mechanizmy władzy obejmowały propagandę i demagogię. Zaklęcia antyfaszyzmu, polityki pokoju, „Człowiek jest najważniejszy!” („Im Mittelpunkt steht der Mensch!”), „Wszystko w trosce o dobro ludzi!” („Alles zum Wohle des Volkes!”) miały ukryć sprzeczną z nimi prawdę. Z punktu widzenia psychologii był to mechanizm obronny „zwracania się w przeciwną stronę”. Obietnice miały na celu pocieszenie zranionych dusz i zapewniały pseudoreligijną władzę.
Struktura całego państwa była zatem autorytarna. Zasada „centralizmu demokratycznego” pokazywała tylko haniebną skłonność tkwiącą w takim systemie nieuchronnej koncentracji władzy w rękach biura politycznego partii, a na końcu pierwszego sekretarza, co tłumaczy nieunikniony kult jednostki i coraz sztywniejszą biurokrację, ponieważ ostatecznie nikt na podległym stanowisku nie chciał lub nie był w stanie ponosić odpowiedzialności za decyzje. Paraliżujące i destrukcyjne konsekwencje takiej dyktatury były jednoznaczne i wyjaśniają ogólny upadek społeczeństwa. Sama bezwładność zdeformowanych charakterów, zmuszonych trwać w warunkach anormalności i zawężenia – co opiszę dalej – zagrożonych bolesnym uświadomieniem, była w stanie utrzymać system tak długo. Deformacja została też oczywiście utrwalona przez rzeczywiste doświadczenia represji i zastraszające praktyki systemów edukacji, bezpieczeństwa i sądownictwa.
WŁADZA ORGANÓW BEZPIECZEŃSTWA PAŃSTWA
Władza Stasi opierała się na strachu. Władza osiągnięta za pomocą strachu opiera się bezpośrednio na ludzkich strukturach umysłowych. Aparat bezpieczeństwa mógł ustanowić skuteczne reguły jedynie przez to, że miał „materiał” użyteczny do swoich celów: lęk latentny. W psychoterapii rozumie się pod tym pojęciem nieświadomy stan napięcia psychicznego, który wynika z niezaspokojonych potrzeb podstawowych i stłumionych uczuć. Jak to opiszę później, jest to zawsze wynikiem autorytarno-represyjnego wychowania. Także prawdziwe, ale niedopuszczone do świadomości poczucie winy wzmacnia lęk latentny. Taki stan psychiczny złożony z niedoboru emocjonalnego, zatoru uczuć i poczucia winy uważam za masowe zjawisko w Niemczech po 1945 roku.
Lęk latentny wymaga warunków ucisku, kontroli i dominacji, w przeciwnym razie jest manifestowany i powoduje groźne stany, na przykład panikę, zaburzenia psychotyczne, ostrą nerwicę i zaburzenia psychosomatyczne. Stasi nadało formę tym warunkom ucisku, a jednocześnie przekształciło własny potencjał lęku latentnego w zdolność jego wywoływania u innych. Wywoływanie lęku i znoszenie własnej władzy jego wywoływania są tylko dwiema różnymi stronami tego samego podstawowego problemu psychicznego. To, że pracownicy Stasi byli dotknięci paranoicznym lękiem, można wywnioskować z rozpowszechnienia się wśród nich uzależnienia od zaspokajania własnej potrzeby bezpieczeństwa. Takie było główne zadanie: zabezpieczyć kraj wewnętrznie i zewnętrznie. Stasi była objawem choroby psychicznej władców, którzy potrzebowali skutecznego aparatu ochronnego, aby odeprzeć swoją wewnętrzną niepewność. Przy pomocy Stasi miano odpędzić własny lęk latentny. Przewlekłe poczucie niższości u przedstawicieli władzy z radzieckiej łaski, sprawowanej nie dzięki kompetencjom lub zdrowym zdolnościom przywódczym (politykę NRD można również opisać jako nieustającą walkę o poczucie suwerenności i uznanie), musiało zostać skompensowane i ostatecznie cały problem psychiczny był projektowany na zewnątrz. Do tego potrzebne były wyobrażenia wrogów, i to także wrogów uosobionych, a więc propaganda zawsze przedstawiała nasz kraj jako wyjątkowo zagrożony. Byliśmy krajem dotkniętym obsesją zagrożenia, a co za tym idzie – obsesją bezpieczeństwa. Tutaj również można zidentyfikować procesy projekcji. Nie ma w tym nic dziwnego, jeśli wziąć pod uwagę brak legitymizacji władzy i psychiczne podłoże władców. Istnieje różnica między niezbędnym bezpieczeństwem w przypadku rzeczywistego zagrożenia a ideologią bezpieczeństwa, biorącą się z wpływu psychicznej niepewności. Podkreślam to, ponieważ współcześnie mamy wiarygodne doniesienia o tym, jak „przeciwnicy” musieli być wymyślani, konstruowani i prowokowani, aby nie trzeba było wstrzymać obsesyjnego zapewniania bezpieczeństwa. Liczebnie bardzo nieliczne, a w wymiarze politycznym nieszkodliwe, grupy opozycyjne były czasami tak bardzo infiltrowane przez współpracowników i donosicieli Stasi, że praca tych grup ustałaby, gdyby wszystkie siły bezpieczeństwa wycofały się. Ponieważ, oczywiście, jak w każdym zwykłym aparacie niemieckim, dominowała zasada wynagradzania za osiągane wyniki (a to we wschodnioniemieckiej odmianie znaczyło współzawodnictwo, wykonanie planu i złożenie raportu o powodzeniu), dzielni „czekiści” byli czasami pod taką presją, że wymyślali fałszywe raporty o sukcesach kontrwywiadowczych i pokonaniu wroga albo o rzekomo zwerbowanych donosicielach. Albo trzeba było ogłosić, że odpowiednie po temu osoby są wrogami, do czego gorliwi denuncjatorzy dostarczali pożądanych dossiers, albo prowadzono rzekomo zwerbowanych tajnych współpracowników (Inoffizielle Mitarbeiter, IM), którzy nic nie wiedzieli o tym, jak się im „powiodło”. Coś takiego mogło zdarzyć się na przykład w sytuacji, gdy czyjś znajomy pracował dla Stasi i przekazał treść przyjacielskich rozmów jako informację.
Były też inne objawy rozwoju urojeń wśród przedstawicieli aparatu zajmującego się budzeniem lęku. Na przykład ciągły wzrost liczby personelu i materialna rozbudowa zaplecza. Ostatecznie liczba etatowych pracowników sięgnęła około 85 000, a szacowana liczba tajnych współpracowników, rokrocznie wymienianych i w nasilonym stopniu rekrutowanych w chwilach „konieczności” – co najmniej pół miliona. Sama Stasi nadal poszerzała swoją działalność. Była nie tylko narzędziem represji, ale również wywiadem, policją kryminalną, służbą nadzoru technicznego, pracownią sondażową, a także coraz częściej „służbą doradczą i wspierającą” dla całej gospodarki. „Troszczyła się” o wszystkich i o wszystko. Była ofiarą własnych mechanizmów pod dwoma względami: sama będąc naroślą, powstałą w anormalnych warunkach, musiała pracować niestrudzenie, aby stale śledzić konsekwencje deformacji, analizować je i leczyć objawowo. Wreszcie musiała szpiegować samą siebie, co naprawdę miało miejsce: szpiegowanie własnych pracowników było częścią utrzymania „bezpieczeństwa wewnętrznego” przez wywoływanie „lęku w lęku”. A ponieważ organizacja ta została stworzona, aby ukryć przyczyny choroby, nie można pominąć tego, że deformacja społeczna była potęgowana przez jej „służbę”. Takie tendencje do samozniszczenia są nieodłącznie obecne w każdym systemie totalitarnym. Wreszcie mechanizmy wymyślone na potrzeby kompensacji mnożą się w taki sposób, że paraliżują i pożerają się wzajemnie. U swojego kresu ta „firma” była olbrzymem pobrzękującym bronią, zakutym w zbroję, który zdławił wszelkie życie – zdolnym do powierzchownych, groźnych gestów, ale w głębi pustym, niezdolnym do działania przez skostniały aparat biurokracji. Relacje między partią a służbą bezpieczeństwa nie mogły obejść się bez problemów. Partia i jej przedstawiciele, aby legitymizować swoją władzę, potrzebowali wyparcia i przedstawiania świata w różowych barwach. Zostali zaprogramowani na sukces, tego wymagał ich własny sposób patrzenia na siebie – po to, aby mogli skompensować swoje problemy psychiczne. Z drugiej strony Stasi musiała być coraz wierniejsza w identyfikowaniu i zgłaszaniu braków, błędów, złych nastrojów i rozkładu. Partia dostawała od niej głównie fałszywe statystyki, Stasi gromadziła śmieci. Partia uczyniła Stasi pachołkiem od brudnej roboty i zareagowała rozdrażnieniem, gdy pachołek z brudnymi rękami i zabłoconymi butami chciał usiąść przy czystym stole. Według artykułu w „Die Zeit” (nr 22/1990) gorzka prawda doniesień i dokuczliwe analizy Stasi doprowadziły do tego, że w okręgu Suhl lokalne kierownictwo partyjne musiało oszukiwać swoją własną służbę bezpieczeństwa, pokazując rządowej komisji śledczej wioski potiomkinowskie: awaryjnie zaopatrywano wszystkie sklepy, aby szef Stasi, informujący o brakach w zaopatrzeniu, został powieszony za uszy. Zgłoszona analiza wady była „fałszywą informacją”, szef Stasi mógł zostać powieszony za uszy. Partia komunistów i firma „Horch & Guck” w koszmarnym spektaklu ze zdegenerowanymi bohaterami!