Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Potęga i szaleństwo. Portret imperium rosyjskiego i sowieckiego
W XIX i XX wieku Rosja, silniejsza niż kiedykolwiek, przeżyła największe ze swoich dziejowych burz. Wstrząsające nią rewolucje, zamachy oraz wojny odmieniły historię ludzkości. W ponad dwudziestu barwnych odsłonach – ilustrujących przełomowe, niejasne i ciekawe epizody oraz szczególnie ważne i fascynujące postaci – historię tę opowiada profesor Andrzej Andrusiewicz, niezrównany popularyzator i wybitny znawca przeszłości Rosji.
Rosyjska kolonizacja Ameryki. Zagadka śmierci „żelaznego cesarza” Mikołaja I. Historia budowy i niszczenia największego soboru świata. Prawda o Czarnej Sotni i o buncie pancernika „Potiomkin”. Testament Lenina, żarty Stalina. Niedoszła zagłada Moskwy podczas II wojny światowej i moskiewska bitwa o władzę 1993 roku. Gogol, Rasputin, Bakunin, Helfman, Machno i inni – owładnięci misją intelektualiści, mistycy, zbrodniarze, awanturnicy.
Wartość Złotego snu leży nie tylko w wytrawnym pisarstwie, atrakcyjnym przedmiocie lektury i naukowej rzetelności, ale także w nowych odkryciach archiwalnych i niepublikowanych w Polsce dziełach, które przysłużyły się treści książki.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 737
WSTĘP
H istoria Rosji XIX i XX wieku to przede wszystkim dzieje rewolucji – w XIX stuleciu jej dojrzewanie, a w XX spełnienie, które osiągnęło apogeum w dwóch przewrotach 1917 roku, będących pewną prawidłowością wynikającą z wszystkich narastających od dziesiątków lat antagonizmów między narodem a władzą. „Góra” nie umiała porozumieć się z „dołami” (społeczeństwem), co bardzo utrudniało procesy modernizacyjne, toteż na drogę postępu Rosja weszła dużo później niż wiodące kraje Europy. Istniały zarówno siły wewnętrzne, jak i zewnętrzne, w których interesie leżało niepowodzenie rosyjskich reform. Nawet carskie elity nie były dla Zachodu partnerem. Może nie stało się to w sposób przemyślany i celowy, ale ostatecznie sytuacja wyglądała tak, jakby wręcz dołożono wszelkich starań, by nie zaistniały one jako realny konkurent polityczny czy kulturalny. Najwybitniejsi twórcy „złotego wieku” kultury rosyjskiej napotykali ogromne przeszkody, starając się dotrzeć do europejskiej publiczności. Tylko dysydenci mogli liczyć na pochwałę zachodnioeuropejskich salonów. Głosiciele wolności i braterstwa nienawidzili Rosji samodzierżawnej, a kochali Rosję Puszkina i Dostojewskiego tak żarliwie, że w miłosnym uścisku chętnie by ją udusili.
Na rosyjskiej scenie politycznej wiodącą rolę odgrywała inteligencja zafascynowana oryginalnością nowych idei i teorii, która powoli stawała się liberalna, rewolucyjna, nihilistyczna i anarchistyczna. Nigdzie na świecie nie było takiego „szaleństwa duszy” jak w Rosji. Fenomen polityczny i psychologiczny. Ekstremizm ogarniał wszystkie nurty, a niektóre z nich wyrodziły się w terroryzm. Większość marzyła o narodzie, który musi się przebudzić. Dlaczego musi? I na to pytanie wszyscy szukali odpowiedzi. I wszystkim się wydawało, że mają w ręku potężną broń, która pozwoli im władać ludzkimi duszami i umysłami. Byli i tacy, którzy sądzili, że jedną bombą zmienią rosyjską rzeczywistość. Napisano na ich cześć tysiące panegiryków, uważano ich za „ludzi wyjątkowych”, owładniętych „myślami nadgwiezdnymi”. A oni nieśli śmierć sobie i innym, byle szybciej obracało się koło historii. W państwie, w którym tyle mówiono o świętości życia, nigdy nie było ono święte. Ten wielki dylemat moralny stał się prawdą dziejów Rosji. Był to swoisty chiliazm XIX–XX wieku, jakby „nowa religia”, która niszczyła religię chrześcijańską jako „niesłuszną”, zastępując ją własną „teologią” i własnymi ikonami. Polityczno-ideologiczna fronda i kosmopolityzm stały się znakiem „dobrego tonu” i „postępu”.
Nowe podejście do świata i życia wydało największy plon wśród młodzieży. Tworzyły się nowe podziały, powstawały nowe ideowo-polityczne prądy. Jedni nie rozumieli drugich, odmiennie postrzegając świat wewnętrzny i zewnętrzny. Część młodej i starej inteligencji pożeglowała w stronę, gdzie czczono duchową spuściznę „starej Rusi”, na której oparł się ruch prawosławny – monarchistyczny, podporządkowując duchową hierarchię doraźnym celom politycznym. Z kolei dla wszystkich skrzydeł obozu liberalnego wspólnym hasłem (czy raczej sloganem) była „wolność”, pojmowana jako unowocześnienie „rosyjskiego ducha”, ale w opozycji do nurtu konserwatywnego opowiadającego się za modernizacją państwa i jego materialnej infrastruktury. Ujawniła się głęboka przepaść dzieląca inteligencję na przeciwstawne obozy, które wzajemnie się wyniszczały. Nigdy wrogowie nie zadali inteligencji rosyjskiej takich ran, jakie zadała ona sobie sama. Tak było w epoce przedrewolucyjnej, ale też i w porewolucyjnej. Gdy okręt tonął, najgłośniejsi rzecznicy „nowych idei” czy obrońcy „starego ducha” (po rewolucji październikowej) pierwsi porzucali jego pokład. Nowa inteligencja – porewolucyjna, czyli pokolenia awansu społecznego – nie udźwignęła ciężaru i uległa demoralizacji. Barykady 1993 roku stanęły wbrew niej. Kiedy ogarniemy spojrzeniem ten wielki problem dziejowy, lepiej zrozumiemy, dzięki czemu tak łatwo jedne siły schodziły ze sceny i równie łatwo budziły się siły nowe, działające na rzecz „postępu”, bo wiara w „postęp” była w Rosji bezgraniczna. Pochodziła z wielkich marzeń o rewolucji społecznej jako panaceum na wszystkie udręki ludzkie. O takich ludziach pisał francuski poeta, ulubieniec paryskich przedmieść, Pierre Béranger w wierszu Szaleńcy, którego strofy deklamował z emfazą jeden z bohaterów dramatu scenicznego Na dnie (1902) Maksyma Gorkiego. To był „złoty sen szaleńców” – wytwór wyobraźni, wspaniała wizja przyszłości Rosji, wiecznie niezaspokojona tęsknota za czymś doskonałym, chciwe wyczekiwanie na coś niezwykłego. Cesarz Aleksander I na początku XIX wieku śnił o największej świątyni świata, która miała uwiecznić chwałę Rosji z 1812 roku. Dekabryści marzyli o obaleniu samodzierżawia i zajęciu jego miejsca, potem Bakunin chciał na ruinach państwa stworzyć sprawiedliwe społeczeństwo, cesarz Mikołaj I, następca Aleksandra I, wierzył, że przekształci Rosję w największą potęgę świata. A oberprokurator Najświętszego Synodu, jedna z najbardziej wpływowych osobistości carskiej biurokracji, Pobiedonoscew? Jego „złoty sen” to Rosja mocno zakotwiczona w wartościach religijnych i nienaruszalności monarchii. Do tego wielkie czyny rewolucjonisty i agenta tajnej policji Bogrowa, pociągające pomysły politycznego awanturnika i finansisty Parvusa o rewolucji globalnej, czy ukraińskiego anarchisty Machny o rewolucji anarchistycznej.
Niespokojne czasy sprzyjały formowaniu się całego legionu marzycieli-burzycieli w kraju i poza jego granicami, gdzie tułały się gromady wygnańców, którzy obcym udzielali lekcji lżenia i oskarżania własnej ojczyzny. O tym dramacie rosyjskiego „złotego snu” często się zapomina. W Rosji roiło się od takich Bogrowów czy Parvusów, zawsze w pogoni za „nieznanym”. XIX wiek to czasy, gdy sięgano po wszelkie możliwe środki, w czym ujawniał się typowy rosyjski maksymalizm. Gdy dla jednych „złoty sen” był chwałą i przepustką do wieczności, dla innych stał się przekleństwem. Przebudzenie w 1917 roku okazało się bardzo bolesne. Jak to bywa w rewolucji, po arystokratach, generałach, adwokatach (przewrót lutowy) przyszły do władzy zastępy Maratów i Robespierre’ów (przewrót październikowy). Z drugiej wszakże strony dziki huragan, który przeleciał nad upadłym imperium, nie zniszczył Wielkiej Rosji, wręcz odwrotnie – swoim radykalnym projektem cywilizacyjnym uwiódł miliony ludzi.
Kilka pokoleń czytelników wyrobiło sobie zwyczaj patrzenia na dzieje, w ogóle na Rosję, poprzez pewien schemat rusofobijny. I wszystko, co nie mieściło się w stereotypie, usuwano albo wypaczano. Stereotyp jest prawdziwą potęgą, trudną do przezwyciężenia. Nawet fakty już dawno zweryfikowane ciągle tkwią w starej interpretacji i dawnej poetyce zastępującej prawdę historyczną przez prawdę polityczną. Ta zaś jest niczym innym jak kłamstwem historycznym. To problem nauki i moralności. Nie sposób dokonać przeglądu zafałszowań, przemilczeń, zmyśleń, „karkołomnych” interpretacji, które cytują najczcigodniejsi przedstawiciele nauki historycznej. W żadnej innej literaturze historycznej – w porównaniu do rosjoznawczej – nie można znaleźć podobnego zamętu. Ocena historii Rosji XIX i XX wieku zmieniała się wiele razy i zawsze nowa „prawda” wynosiła na szczyty nowych bohaterów – wczorajszych wrogów, zgoła przeinaczając fakty.
Nie wszystko w historii Rosji i ZSRR było jednoznaczne i pewne, gęsto w niej od znaków zapytania. Dzieje Rosji obfitują w paradoksy i tajemnice związane z nieodgadnionym charakterem samego człowieka, z jego duchem. I nie chodzi tu o jakiegoś mitycznego „tajemniczego Sfinksa”. Jeśli spojrzymy na przeszłość tego kraju, dostrzeżemy pierwiastek eschatologiczny, mitologiczny jako czołowe siły duchowe, które niekiedy rodziły postawy maksymalistyczne i popychały do buntu. Jak powiedział wybitny przedstawiciel lewicy filozoficznej i krytyk literacki Wissarion Bielinski, duch narodu, podobnie jak duch pojedynczego człowieka, wyraża się w pełni tylko w krytycznych momentach, i nie można tu wskazać jakichś prawidłowości. Według wszelkich „praw socjologicznych” i „praw Historii” Rosja powinna była zginąć w 1812 roku, w 1917 roku, podczas drugiej wojny światowej, po rozpadzie Związku Radzieckiego. Związany z ugrupowaniami nacjonalistycznymi ukraiński geograf Jurij Łypa w pracy Rospodił Rossij (1941) przewidywał, że Rosja zniknie bez śladu, a na wschodzie jej miejsce zajmie wolna Wielka Ukraina. Pięćdziesiąt lat później wpływowy, opiniotwórczy „The Economist” (1992) chyba najpełniej wyraził marzenie o rozpadzie Rosji, zamieszczając mapę ewentualnych podziałów Federacji Rosyjskiej na dwadzieścia samodzielnych podmiotów – wszystkie o nieprzebranych zasobach bogactw naturalnych.
Rosja jednak istniała nadal, nawet wtedy, gdy zdawałoby się, że powinna zniknąć. Jej przetrwanie i dalsze istnienie tłumaczono jedynie cudem, bo w rosyjskim myśleniu obok racjonalizmu istniało myślenie irracjonalne, objaśniające świat za pomocą „cudowności”. Dwa typy myślenia przybierały różne, często zaskakujące formy, co znalazło odzwierciedlenie w literaturze pięknej, poezji, literaturze religijnej, filozofii, publicystyce. Poglądy te były najbardziej znamienne dla Rosji dziewiętnastowiecznej, kiedy przez całe stulecie toczył się wielki spór ideowy, który bez względu na zmieniający się co jakiś czas zakres pojęciowy (słowianofilizm, okcydentalizm, panslawizm, eurazjatyzm, internacjonalizm, socjalizm, komunizm, nacjonalizm, nihilizm) był niczym innym jak tworzeniem mitu „wybraństwa” Rosji czy poszukiwania „dobra absolutnego”.
Mimo ogromu cierpień, niepoliczalnych strat materialnych, masowego terroru, wyginięcia całych warstw społecznych ludzie i tak się jednoczyli – świadomie lub nieświadomie, często pod znakiem pamięci historycznej, czy nawet cierpiętnictwa, mocno zakorzenionego w metafizyce dziejów Rosji. W krytycznych momentach ujawniał się potężny zaczyn duchowy, zarówno wśród szerokich kręgów społecznych, jak i u przywódców. Pierwiastki duchowe, chrześcijańskie, które w czasach carskich były jedynym odniesieniem dla moralności, pomagały w realnej rzeczywistości, bez czego, jak mówił Dostojewski, życie stałoby się nie do wytrzymania. Również silne poczucie dumy narodowej Rosjan, silniejsze, jak się wydaje, niż u innych narodów, pozwalało przetrwać największe kataklizmy dziejowe. Rys moralny dziejów jest często pomijany przez badaczy, bo też oceny tego rodzaju nie należą do łatwych. Nawet największy dylemat ideowy – uczynić z Rosji część kulturalnej Europy czy być barbarzyńską Azją, a może wybrać trzecią drogę, czyli rozwój według oryginalnej własnej kultury – trwa do dziś i choć tym pojęciom zdążono już nadać nową treść, wciąż jest mocno osadzony w moralności. Rosyjska literatura, począwszy od Puszkina i Lermontowa, a skończywszy na pisarzach postradzieckich, jest żywym potwierdzeniem tego faktu. „Szalony Wissarion” Bielinski nieco przesadził, gdy pisał: „Zazdroszczę wnukom i prawnukom naszym, którym sądzone jest zobaczyć w 1940 roku Rosję stojącą na czele cywilizowanego świata”, ale to jednak Rosja wspólnie z zachodnimi sojusznikami uratowała Europę przed faszyzmem w 1945 roku, z którym kilka lat wcześniej się sprzymierzyła. Kilkanaście lat później sama zapoczątkowała erę podboju kosmosu. Z kolei opinię Władysława Konopczyńskiego, że „zachodniej cywilizacji daleko do rosyjskich wyżyn”, trzeba uznać za spore uproszczenie, tak jak nieprawdziwa jest teza, że Rosja to takie miejsce na Ziemi, w którym zawsze było i jest źle. I jeżeli wydarzyło się tam coś dobrego, to tylko dzięki wpływom Zachodu.
Tymi obserwacjami wkraczam w granice wyznaczone w tej książce. Dwa stulecia dziejów Rosji można różnie odczytywać. Jest tam wszystko: krwawe walki o władzę, podboje, przewroty, prowokacje, bunty społeczne, obelgi rzucane na panujących i złorzeczenia Bogu, jest tam niejeden przesąd, są dzieje świętych i okrutników. Poza tematyką „złotego snu” podejmuję problemy, które snem nie były, raczej „białymi plamami” dziejów najnowszych. Rosję można pojąć – wbrew temu, co mówił poeta i myśliciel Fiodor Tiutczew – tylko rozumem. Bo obok mistycznego stanu ducha realnie istniało wielkie imperium, raz słabe, raz silne i ekspansywne.
Trudne dla Rosji stulecia XIX i XX zostawiły wiele wydarzeń niewyjaśnionych do końca. O niektórych tak pisano, aby ich nie wyjaśnić, a raczej dodatkowo zagmatwać, tak że jeszcze dziś, w wieku XXI, rozwiązanie wielu zagadek jest niemożliwe, sporo postaci historycznych owianych jest tajemnicą i trudno się przebić przez oficjalną wersję wydarzeń.
W setną rocznicę rewolucji 1917 roku godzi się wspomnieć o tych ludziach okrytych mgłą niepamięci bądź niesprawiedliwie osądzonych. „Wskrzeszam” niektóre postacie nie jako pomnikowe, lecz jako żywych ludzi, stojących z wytrwałym uporem przy sprawach, które uważali za słuszne. Były wśród nich umysły wybitne, lecz przede wszystkim były to osoby, które w swoim czasie odegrały niezmiernie ważną rolę w życiu Rosji, a w swej działalności niejednokrotnie stykały się z Polakami i sprawami polskimi.
Zamieszczonych tu dziewięć portretów to historie ludzi wyjątkowych i kontrowersyjnych, niewolnych od sprzeczności, obarczonych tragicznymi błędami, balansujących na krawędzi, zwolenników sytuacji granicznych, „opętanych ideą” aktywistów i bezinteresownych marzycieli. Wszystkich ich łączył wewnętrzny żar, od Pestela do Lenina. Wyróżniali się przysłowiową „iskrą Bożą”, która zapala się, gdy krajem wstrząsają wielkie wydarzenia. Chciałem, aby opisywane postacie nabrały rumieńców, aby i ci znani, i na pół zapomniani ludzie ożyli i zdali „sprawozdanie” ze swoich czynów. Dlatego starałem się usilnie sprowadzić ich tak blisko prawdy, jak to tylko było możliwe po latach umyślnego jej zniekształcania. Często człowieka charakteryzowano jednym epitetem: zdrajca, reakcjonista, oszust, potwór, prowokator, „biały” bohater, „czerwony” zbrodniarz. Jeżeli wszak przyjrzymy się życiorysom ludzi nawet tym z parnasu, to zawsze znajdziemy coś, co można by uznać za plamę na honorze. Nie da się ich zrozumieć, jeśli odmówimy im cech ludzkich, skupiając się wyłącznie na ich wykreowanym – negatywnym lub pozytywnym – wizerunku. Iluż „bohaterów” wyniesiono niesłusznie na piedestał, a iluż powinno stanąć na cokole, ale historycy i politycy zadekretowali, że na ten laur nie zasłużyli...
Pisząc o ludziach, którzy już dawno zeszli ze sceny dziejów, staram się uwzględnić wszystkie uwarunkowania, tak zewnętrzne, jak i wewnętrzne, psychologiczne i kulturowe, dzięki czemu – jak sądzę – widzimy „innego” człowieka, niekiedy wbrew temu, co powszechnie o nim wiadomo. Wolelibyśmy, ażeby ich życie było „bez skazy”, ale jest to zwyczajnie niemożliwe. Patrzę na nich ich oczyma, unikam apriorycznych sądów, a własne hipotezy stawiam przede wszystkim tam, gdzie pozwalam sobie na analizę psychologiczną. Oczywiście trudno wytłumaczyć krwawe fragmenty historii, kiedy najbardziej konsekwentni wyraziciele woli narodu czy innych podniosłych idei okazywali się wrogami ludu, pogromcami, zabójcami. Nie da się tego wytłumaczyć psychologią jednego człowieka, nieprzewidzianymi okolicznościami, tak jak nie da się zrozumieć Rosji tylko przez represyjność systemu, co jedynie dowodzi bezradności intelektualnej przy próbach interpretacji przeszłości.
W galerii dziewięciu postaci odzwierciedlają się różne wątki niełatwej historii Rosji. Za ich sprawą tropię legendy, bo nie można z legendy czynić prawdy historycznej. Najwięcej takich narracji wytworzyli sami Rosjanie. Każdą przedstawianą w pracy postać otaczała jakaś (wdzięczna bądź niewdzięczna) legenda. Była ona często niesprawiedliwa i wszechwładna, mogła być koroną cierniową albo wieńcem laurowym włożonym na skronie. Dzieje tych dziewięciu dramatis personae umiejscawiam w rosyjskiej rzeczywistości dziewiętnasto-, dwudziestowiecznej. Bo los, czy też niezbadane przeznaczenie zdumiewającymi drogami wiodły tych ludzi ku niespodziewanym, a nawet nieosiągalnym celom. Czy mieli rację? Wszyscy oni na pewno mieli swoje racje, ale komu rację przyznała historia bądź uczyni to w przyszłości? Nie ma chyba drugiego kraju na świecie, gdzie by tak jednostronnie wychwalano, oczerniano i wdeptywano w błoto własną historię.
Przedstawione w Portretach postacie wzbudzają rozmaite uczucia, na przykład postać szczególnie kłopotliwa – Stalin – wywołuje po prostu grozę. Ospowaty, z gruzińskim akcentem, niewysokiego wzrostu, podstępny, mściwy, bezwzględny – to byłaby niepełna charakterystyka. Nie można pominąć jego umysłowości, która jest nisko oceniana przez historyków opierających się na źródłach pochodzących od jego ofiar, a przypisujących mu diaboliczne cechy. Czy wystarczy tak skrojona sylwetka człowieka, który władał myślami i sercami milionów ludzi? Człowieka, którego portrety jeszcze w XXI wieku część Rosjan otacza czcią? Jego spór z Trockim poeta Aleksander Twardowski nazwał walką tytanów. Niektóre spory z perspektywy lat mogą się wydawać błahe, ale wówczas były walką o przetrwanie. Musimy odwołać się do osobistych wypowiedzi Stalina, oczywiście nie do oficjalnych przemówień, ale do jego rozmów prywatnych, zapisanych w różnych okolicznościach przez świadków, jako że jego czarny, okrutny humor był ulubionym sposobem terroryzowania ludzi, a pod żartem niekiedy kryła się zapowiedź czegoś strasznego. Z rzuconych niby mimochodem słów więcej można się dowiedzieć o Stalinie niż z setek biografii.
Czasy, o których piszę, kształtowały wielkie indywidualności, ludzi, którym w innych okolicznościach zapewne trudno by się było wybić. Największy mózg dziewiętnastowiecznej rewolucji – Bakunin – pozostawił po sobie trwały ślad, do dziś pasjonujący, pomimo że warunki społeczno-polityczne, w jakich działał, dawno już przeszły do historii. Jego siła polegała na podjęciu problemu psychologicznego, niezależnego od rzeczywistości społecznej, jakim było odwieczne marzenie o lepszym świecie. W tym ponadczasowym problemie w miejsce szczęścia jednostki postawił szczęście ludzkości. Jego uczniowie nie byli konformistami, byli buntownikami z krwi i kości, którzy w burzeniu „starego” i budowaniu „nowego” odnaleźli sens życia i przeważnie szli bardziej za głosem serca niż rozumu. Ich walka o lepszy świat zawsze prowadziła do rozlewu krwi. Tacy byli narodowolscy, bakuninowscy, eserowscy i bolszewiccy buntownicy. Pozostaje pytanie: czy wolno było zabijać w imię najbardziej nawet szlachetnych ideałów? Na Zachodzie wychwalano ich pod niebiosa, pisano, że trzeba ich zrozumieć, bo przyświecają im wzniosłe cele – w istocie zniszczenie Rosji, a to było „złotym snem” jej politycznych konkurentów.
Bakunin i Hercen – dwie ikony rosyjskiego ruchu rewolucyjnego, otaczane czcią, a zarazem znienawidzone, do dzisiaj nie doczekały się obiektywnej biografii. Obu, mimo różnic odnośnie do taktyki rewolucyjnej, łączyła idea wolności jednostki jako wartości najwyższej, aczkolwiek dążyli do „królestwa wolności” odmiennymi drogami, nieco inaczej prowadząc swoją „małą wojnę partyzancką”. Obaj byli wielkimi czarodziejami słowa, uważając, że rewolucja musi zabijać, posługiwać się terrorem, by skutecznie rozwiązać problemy społeczne i polityczne. Stąd się brał ich podziw dla rosyjskich jakobinów, chociaż Hercen pod koniec życia dostrzegł niszczycielski i apokaliptyczny pierwiastek rewolucji, o której marzył.
Fala rewolucyjna, jaka przetaczała się przez całe dziewiętnaste stulecie i kilka dekad wieku następnego, niosła ludzi niepospolitych, ale i miernoty, które w masie liliputów błyszczały fałszywą wielkością. Krew przelewali i płomienni rewolucjoniści carobójcy, i żarliwi obrońcy caratu. Kiereński zostałby wziętym adwokatem, gdyby rewolucyjna siła nie wyniosła go wysoko. Gdyby nie wojna światowa – Lenin resztę życia zapewne spędziłby na emigracji pogrążony w sporach ideowych. Gdyby nie zawierucha rewolucyjna – Trocki zapewne nie wróciłby do Rosji. Może pozostałby w Stanach Zjednoczonych, może zostałby milionerem albo wziętym publicystą. Tylko poprzez meandry rewolucji rosyjskiej można zrozumieć modyfikację poglądów Trockiego, jego samokreację na „najwierniejszego ucznia Lenina”, którego wcześniej zwalczał. Na początku XX wieku, kiedy jeszcze nie wziął sobie Lenina za przewodnika historii, pisał o nim: „Lenin chce właściwie nie dyktatury proletariatu, a dyktatury nad proletariatem. (...) Jeśliby Lenin doszedł do władzy, to postawiłby przed Trybunałem cały ruch proletariacki, przy czym lwia głowa Marksa pierwsza stoczyłaby się pod ciosem gilotyny”.
Kim byłby Stalin, gdyby ukończył seminarium duchowne? Popem w biednej parafii, bo o hierarchicznym awansie nie mógł nawet marzyć człowiek wywodzący się z nizin społecznych. Właśnie w rewolucji dostrzegł on dla siebie szansę, a Rosja radziecka otwarła przed nim, jak i przed milionami ludzi, nieograniczone możliwości. Czy jest możliwa jednoznaczna ocena Trockiego? Jak zważyć wkład kilku pokoleń wywrotowców w upadek państwa carskiego, który przyniósł tak nieprzewidziane konsekwencje? Co począć ze „sprawą Rasputina”, nie mając w ręku wiarygodnych dowodów? Czy pozostać przy „czarnej legendzie człowieka Bożego”? Ale czy można zrozumieć Rosję początku XX wieku bez niego, skoro stał on w epicentrum ówczesnych sporów politycznych, religijnych, skandali obyczajowych, wielkoksiążęcych spisków i szpiegostwa? Czym zjednał on sobie sympatię pisarzy i filozofów „srebrnego wieku”? Czego, poza czarną legendą „starca”, dowiemy się ze sfałszowanych Pamiętników Anny Wyrubowej, prawdopodobnie autorstwa Aleksego Tołstoja, opublikowanych w czasopiśmie „Minuwszyje dni” (1927–1928) i przez większość biografów uznanych za wiarygodne źródło? Oryginalne Wspomnienia Wyrubowej (Stranice mojej żyzni, 1922) nie wzbudziły większego zainteresowania.
A w końcu lider anarchizmu rewolucyjnego – Nestor Machno. Smagany falami cierpienia, gniewu, niesprawiedliwości, pozostający pod okrutnym jarzmem jak tysiące jego rodaków. Czy słusznie widzi się w nim „bandytę”, którego wichura dziejów wydźwignęła na czoło buntu zmierzającego do wprowadzenia na Ukrainie ideałów wolności i sprawiedliwości, które pod sztandarami „nowej machnowszczyzny” odżyły na Ukrainie w wieku XXI? Trzeba też dotrzeć do meandrów myśli Parvusa, uchwycić jego intencje i idee, które go inspirowały i które nim rządziły. Czy można bezkrytycznie przyjąć za Aleksandrem Hercenem legendę o bohaterstwie dekabrystów, z których niejeden był kandydatem na carobójcę i krwawego dyktatora? A ich stosunek do Polski i do jej przyszłości? Niepodobna dzisiaj patrzeć na ich dążenia, zapatrywania i działania tak, jak je widział Adam Mickiewicz, wzruszony losem zbuntowanych oficerów. Nie możemy zapominać, że wielu apostołów „światowej burzy” skrzętnie ukrywało prywatne interesy pod osłoną miłości ojczyzny. Dlaczego cesarza Mikołaja I, jak i Mikołaja II obrzucano najbardziej niewybrednymi epitetami, przeciwstawiając „złego cara” dobrym rewolucjonistom? Czy wybitny władca, jakim był „żelazny car” Mikołaj I Pawłowicz, w przypływie rzekomego załamania nerwowego popełnił samobójstwo? W czyim interesie leżało ukrywanie prawdy o jego śmierci, jak i prawdy o pozbyciu się Alaski? Znamienne były też takie wydarzenia, jak budowa świątyni symbolu, wotum 1812 roku, czy wzniesienie pomnika Aleksandrowi Puszkinowi.
Niektórzy historycy są skłonni dopatrywać się w działalności wielkich ludzi politycznych intryg zmontowanych w obcych gabinetach. Tak też niewątpliwie było, ale nazywanie Lenina niemieckim szpiegiem brzmi groteskowo. Nawet jego zdeklarowany wróg Aleksandr Kiereński przyznawał, że „Lenin nie był wulgarnym, w zwykłym tego słowa znaczeniu, agentem Niemiec. Burżuazyjnej ojczyzny nie uważał za swoją, i w swoich odniesieniach do niej nie miał żadnego uczucia. Opracowana przez niego teoria upadku społeczeństwa i carskiej monarchii w pierwszym rzędzie psychologicznie przygotowała go do wprowadzenia teorii w życie drogami, które w języku burżuazyjnej państwowości nazywa się zdradą”.
Radykałowie byli we wszystkich obozach politycznych i co do jednego byli zainteresowani utrzymaniem napięcia rewolucyjnego bądź antyrewolucyjnego, a to wykluczało polityczną sztukę kompromisu. Utrzymanie równowagi pomiędzy przeciwstawnymi biegunami było niemożliwe i tej trudnej grze zawsze towarzyszyła przemoc. Czy sponiewierany przez przeciwników politycznych Pobiedonoscew, fanatyczka Helfman, morderca Bogrow, puczysta Korniłow, antykomunista ostatniej godziny Jelcyn nie byli radykałami? Czym różnił się Pestel, owładnięty pasją zabicia cara, od Bogrowa, który również mierzył w monarchę, a trafił w premiera? Czym różnił się potępiony za brutalne zdławienie buntu dekabrystów Mikołaj I od wychwalanego Jelcyna, który sto sześćdziesiąt osiem lat później powtórzył na ulicach Moskwy scenariusz petersburski? Czy krew mordowanych białogwardzistów była mniej czerwona od krwi rozstrzeliwanych czerwonych komunardów? Czym się różniły prowokacje carskiej policji od prowokacji radzieckich służb specjalnych? Zewnętrzne podobieństwa nie uprawniają jednak do postawienia znaku równości między Rosją carską a Rosją radziecką. Można mówić co najwyżej o ciągłości metod kontroli ludzi i ekspansji imperialnej.
Ileż nieprawdziwych rzeczy napisano o czarnej sotni, czyniąc zeń zgraję niemalże oszalałych z nienawiści monarchistów, w walce z mniejszościami etnicznymi i rewolucją uciekających się do najbardziej odrażających metod. Czy można historię Rosji XX wieku sprowadzić tylko do rewolucji 1905 roku, dwóch rewolucyjnych przewrotów w 1917 roku i trockistowskiego wystąpienia w 1927 roku? Rewolucje dla jednych były spełnieniem marzeń o nowej Rosji, dla innych katastrofą, którą wiecznie prześladowany przez cenzurę Piotr Czaadajew jakoby przewidział, mówiąc: „Socjalizm zwycięży nie dlatego, że ma rację, tylko dlatego, że nie mają racji jego przeciwnicy”.
Jak wytłumaczymy największy fenomen rewolucji rosyjskiej – właściwie bezkrwawy przewrót w październiku 1917 roku? Krew polała się później. Jak to się stało, że mała partia, licząca zaledwie dwadzieścia tysięcy członków, przejęła władzę w ogromnym kraju? Czy da się to wyjaśnić „niemieckimi pieniędzmi”, które obficie płynęły do całej opozycji antycarskiej? Czy gdyby „październikowi zwycięzcy” nie wyszli naprzeciw oczekiwaniom szerokich kręgów społecznych, przede wszystkim warstw najuboższych, uzyskaliby mandat zaufania?
Splątany gąszcz stosunków politycznych i społecznych w imperium carskim i imperium radzieckim, w owej dżungli – jak nazywał Rosję premier Wielkiej Brytanii David Lloyd George – zarazem odstrasza i zachęca do zapuszczenia się w „rosyjską toń”. Oddana pod osąd czytelników książka nie jest „tajną historią” Rosji, jakie się mnożą w naszych czasach. Na historii Rosji – jak wiadomo – znają się wszyscy. Pisze cały legion „rosjoznawców” bardziej ufających własnej fantazji niż archiwom. A jak to się ma do prawdy historycznej? Nie ulegam łatwej pokusie przytaczania ustaleń innych badaczy, którzy niekiedy wykazują bezgraniczną pomysłowość interpretacyjną. Przy opisie niektórych spraw wciąż nasuwa się bowiem wiele wątpliwości i nadal pozostają one „ciemne”, przede wszystkim ze względu na niedostępność źródeł czy zamieszanie wywołane paszkwilami, mieszającymi z błotem wczorajsze świętości. Jak na przykład opisać pucz Korniłowa? Gdyby się powiódł, czy Rosja zaznałaby brutalnej dyktatury wojskowej? Zamiast niej nadeszła dyktatura bolszewików. W sprawie tragedii Młodej Gwardii nie wiemy jeszcze wszystkiego. Wiele tajemnic nadal skrywają dramat ewakuacji Moskwy i jej planowana przez Hitlera i Stalina zagłada. Gdyby zrealizowano pomysł wysadzenia stolicy, wśród ruin nie byłoby choćby kawałka miejsca, gdzie można by zorganizować paradę wojskową i uroczystości ku czci zwycięstwa. Niektóre wydarzenia 1941 roku zostaną – jak się wydaje – na zawsze tajemnicą. Nie można jednak wykluczyć nowych odkryć archiwalnych, które odsłonią kulisy dramatycznych wydarzeń.
Prezentowana książka składa się z dwóch części zatytułowanych Szkice i Portrety i nie jest systematycznym podręcznikowym wykładem dziejów XIX i XX wieku. W jednym szkicu naruszam porządek chronologiczny i cofam się do epok wcześniejszych, do bitwy Rosji o Krym, która rozpoczęła się już w XVII wieku. Niektóre problemy, często mocno zawikłane, znajdują zaledwie cząstkowe odzwierciedlenie w książce. Nie dają i dać nie mogą pełnego obrazu tych skomplikowanych spraw. Nie jest to synteza dziejów Rosji. Jest to tylko zbiór faktów, przeważnie nieznanych, opartych na materiałach schowanych w archiwach, pokrytych mgłą niepamięci. Chcąc wykorzystać materiał źródłowy, nie rezygnuję z korespondencji, pamiętników czy anegdot, tak nierozerwalnie związanych z historycznymi wydarzeniami i postaciami. Wkraczam w dziwny świat losów ludzi i losów Rosji. Dwie Rosje, carska i radziecka, kroczyły naprzód mimo swoich licznych ułomności. Minie jeszcze wiele lat, zanim uda się rozwikłać wszystkie zagadki „epoki Romanowów” i „epoki radzieckiej”. Rozważania zamykam na wypadkach „operetkowego” przewrotu 1991 roku (pierwsza barykada obrony ginącego ZSRR) i obrońcach ostatniej barykady w 1993 roku, kiedy prezydent Rosji postradzieckiej do „wyprowadzenia jej z komunizmu” posłużył się czołgami.
Przeszłość Rosji obciąża niejedna „czarna karta” ostatnich dwóch stuleci. Ta prawda znajduje odzwierciedlenie w Szkicach i Portretach. Na przykładzie dwudziestu trzech subiektywnie wybranych fragmentów z dziejów Rosji nowożytnej staram się ustalić to, co dzisiaj wiadomo o tym wielkim kraju i życiu niepoślednich ludzi. Być może jutro historycy odnajdą nowe źródła, bo nauka zawsze szykuje niespodzianki.
Przy najważniejszych wydarzeniach XIX wieku podaję podwójne datowanie według kalendarza juliańskiego (tzw. starego stylu) i kalendarza gregoriańskiego (tzw. nowego stylu), wprowadzonego w Rosji na początku XVIII wieku i przyjętego przez Rosję w 1918 roku. Uwspółcześniłem nieco terminologię nazw geograficznych, przedmiotów, nazwisk i imion, nadając im obowiązujące dziś brzmienie w języku polskim zgodnie z przyjętym systemem translatorskim. To samo dotyczy niektórych pojęć, np. przewrót – rewolucja. Nie wdając się w semantyczne zawiłości, co wymagałoby odrębnego opracowania metodologicznego, oba pojęcia traktuję jako tożsame.