Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nasze życie to dzieło sztuki - to od nas zależy, czy będzie to przepiękny obraz, czy bohomaz, który chowa się za szafą, bo wstyd pokazać go nawet sobie. Jak stworzyć piękne życie - krok po kroku, dzień za dniem?
Bestsellerowa książka Barbary Pasek Odzyskaj błysk w oku podbiła serca tysięcy czytelników, jednak to był dopiero początek. Dziś autorka na własnym przykładzie pokazuje, że wystarczy rok, by wejść na drogę spełnienia i zacząć oddychać pełną piersią.
Uwolnij swoją moc! Pora rozpocząć magiczny proces twórczy, dzięki któremu twoje życie stanie się arcydziełem.
Weź głęboki oddech i poczuj, dlaczego ta książka znalazła się właśnie w twoich rękach.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 259
Ta książka jest dla Ciebie, Ciebie i Ciebie. Jej historię tworzymy razem…
Dziękuję N.
Wielokrotnie…
•To będzie historia o życiu pełną piersią.
•To będzie historia o cierpieniu.
•To będzie historia o tańcu w strugach deszczu.
•To będzie historia o śmierci.
•To będzie historia o miłości.
•To będzie historia o zakochanym, a także zranionym sercu.
•To będzie historia o poszukiwaniu domu w sobie.
•To będzie historia o duchowej podróży.
•To będzie historia o spokojnych chwilach w pojedynkę, z melodią szczęścia w tle.
•To będzie historia o miłości tak romantycznej i rozpalającej serce, że aż ciężko w nią uwierzyć.
•To będzie historia o życiu, bo życie jest tym wszystkim.
Ta książka była już prawie gotowa, kiedy zrozumiałam, że nie mogę jej wydać w tej formie. Ostateczny termin był za dwa tygodnie, brakowało jeszcze wielu stron, ale koncept został domknięty w zwięzłym spisie treści, który obiecywał czytelnikowi zmianę życia.
Tak, dzięki poprzedniej książce wiele osób zmieniło swoje życie, a to najpiękniejsza nagroda, jaką mogłam dostać. To było tak niesamowite, że postawiłam sobie za punkt honoru, że z kolejną książką będzie tak samo. Stało się to nieświadomie, jakby z automatu, bo tak działają nasze wewnętrzne, głęboko ukryte programy. Coś we mnie natychmiast chciało doskoczyć do sukcesu pierwszej książki, kopiując ścieżkę, która wcześniej okazała się skuteczna. Znowu chciałam poprowadzić cię za rękę przez głęboki proces. Znowu punkt po punkcie pokazać ćwiczenia i narzędzia, z pomocą których można zmienić życie. I wiesz co? Część z tego zrobię: znów dostaniesz morze narzędzi i inspiracji, ale na dwa tygodnie przed terminem oddania tej książki pozwolę sobie również na małą rewolucję. Nie małą, gigantyczną, bo postawię ją do góry nogami i zrobię z niej coś zupełnie innego, niż zamierzałam. Czy to będzie kontynuacja Odzyskaj błysk w oku? To szczery, mocny głos mojej Duszy, dlatego śmiem twierdzić, że TAK – to kontynuacja poprzedniej książki, tylko inna, bo i ja jestem inna. Wiem natomiast, że nie będzie to ta książka, którą miałam oddać dosłownie za chwilę, bo zrobiłabym to bez głębokiej wewnętrznej zgody. Nie będzie odtwarzania schematu ani ponawiania tego, co kiedyś zadziałało. Nie zrobię tego, co bezpieczne. Ani tego, co znane.
Dziś już nie jestem tak słodka jak róż z okładki książki wydanej rok temu. Nie poprowadzę cię też za rękę, bo nie jesteś ofiarą ani dzieckiem, a potężnym KREATOREM – to w tobie są wszystkie odpowiedzi, a ja pomogę ci je znaleźć.
Dzieło sztuki naszego życia powstaje z ryzyka, ze zmiany, z bycia człowiekiem pisanym pogrubioną czcionką.Z bycia dziwnym, z bycia innym, z bycia sobą. Z bycia dokładnie takim, jakim jesteś.
Pokażę ci swoje szaleństwo, rytm życia, strach, ból, ale i łzy radości, kiedy trudno mi uwierzyć, że świat jest aż tak piękny. Wyjdę z butów przewodnika, nauczyciela i coacha. Tak, skończyłam szkoły, mam dyplomy, przeprowadziłam setki ludzi przez proces zmiany, a patrząc na spektakularne efekty po pierwszej książce, mogę nawet napisać, że tysiące ludzi zmieniło ze mną swoje życie. Tak, będę robić to dalej: merytorycznie przeprowadzać ludzi przez proces zmiany, bo to kocham, ale ta książka potrzebuje kogoś innego… Nie ekspertki, nie nauczycielki, a dzikiej kobiety żyjącej w prawdzie, która się we mnie obudziła dzięki cierpieniu, stracie, śmierci i rozstaniu. Dzięki ryzyku, porażce, drodze pod prąd i sukcesowi. Dzięki miłości, wyzwoleniu, połączeniu dusz, przekroczeniu granic tego, co grzeczne i co wypada. Dzięki kilometrom wędrówki przez środek Europy. Dzięki stracie, a potem darom losu. Dzięki wybudzeniu świadomości i kolejnych warstw siebie, o których nie miałam pojęcia. Tak, obudziłam w sobie kobietę. Nie tylko grzeczną i profesjonalną, lecz również dziką, szaloną, prawdziwą, no i nie zawsze miłą.
Poznałam też inną część siebie – tę, która jest słaba, nie ma sił i potrzebuje głośnego płaczu. Tak, ona również istnieje, chociaż tak długo próbowałam sobie wmówić, że jej nie ma, że ze wszystkim sobie poradzę, jestem silna i jak zawsze jakoś ruszę do przodu. Może i tak będzie, ale zrobię to z czułością, a to dzięki uznaniu tej części siebie, która jest słaba, ale też ma coś bardzo ważnego do powiedzenia. To uwalniające: napisać „jestem dzika i mam gdzieś zasady, kiedy czuję, że to zgodne z moją prawdą” oraz „jestem słaba i będę jęczeć, bo tego potrzebuję”. Kiedyś nie przyznałabym się do tego nawet przed własną rodziną…
Ta dzika kobieta jest też w tobie. Ten dziki, a może właśnie słaby i emocjonalny mężczyzna jest również w środku ciebie. Gdzie go schowałeś? Gdzie ją pochowałaś? Gdzie są zagubione cząstki ciebie, które zakopałeś pod szablonem grzecznie napisanej książki lub precyzyjnie zapakowanych kanapek na szkolną wycieczkę – w sreberku i z kokardką, mimo że tak bardzo nie masz już siły, żeby się uśmiechać. Tam pod spodem jest twoja prawda, głębia czekająca na to, żeby wyjść na świat.
Wypuścić na wolność wszystkie cząstki Duszy. Czy to nie brzmi jak wspaniały plan na resztę życia? Zapraszam cię zatem w podróż dzięki książce, którą napisałam, później jej połowę wykasowałam, a następnie wszystko postawiłam na głowie. W zgodzie ze sobą, bo tak warto żyć – po swojemu pisząc, po swojemu kochając, po swojemu podążając ścieżką wpisaną w nas dużo wcześniej, niż pamiętamy.
To moje dzieło sztuki. Teraz czas na twoje.
Zaczynamy!
Taki napis widnieje na kalendarzu, który przyciągnął mnie do siebie pewnego burzliwego dla mnie dnia. Dnia, w którym już wiedziałam, że nadchodzą zmiany, jakby mury starego świata miały runąć tylko po to, żeby na ich miejscu mógł wyrosnąć mój własny ogród. Eden nowego świata zbudowanego w zgodzie ze mną. Kalendarz kupiłam w miesiącu, który zupełnie nie kojarzy się z planowaniem przyszłego roku. A był to… lipiec.
Znalazłam się wtedy w rodzinnym mieście, u mojej siostry, gdzie pojechałam w bardzo kiepskim nastroju. Potrzebowałam wsparcia i pomyślałam, że może czas już przestać dźwigać całe życie samodzielnie i podzielić się z kimś także smutkiem, a nie tylko radością. Wszyscy to znamy: nie chcemy obarczać innych swoimi problemami, więc zostajemy sami za fasadą „wszystko u mnie w porządku”. Tymczasem wcale nie trzeba tak żyć, czasem można poprosić o pomoc lub chociaż towarzystwo, kiedy do oczu cisną się łzy.
Pojechałyśmy na małe zakupy na poprawienie nastroju – świeczki i książki zawsze potrafią rozpalić moje dziewczęce serce. Tym razem kupiłam jednak kalendarz, który wielkim napisem na okładce – „A lot can happen in one year” – wysyłał mi przekaz, którego wtedy bardzo potrzebowałam – nadzieję, że wkrótce będzie przepięknie. Kiedy wróciłyśmy do domu, zostawiłam zakupy w samochodzie, żeby wypakować je w Warszawie. Gdy zamknęłam auto, nagle poczułam, że muszę wrócić po kalendarz – takie małe szarpnięcie w środku, które mówi: „Weź go ze sobą!”. Nie wiedziałam, dlaczego mam to zrobić, biorąc pod uwagę, że do planowania nowego roku zostało jeszcze wiele miesięcy, ale z podszeptami intuicji staram się nie dyskutować. Kiedy dotarłyśmy do mieszkania mojej siostry, usiadłyśmy jak zawsze przy stole i zaczęłyśmy rozmawiać, rozpakowując zakupy. Zapoznając się z moim nowym plannerem, zorientowałam się, że jest dość szczególny. Otóż myślałam, że kupiłam kalendarz na przyszły rok, tymczasem okazało się, że ten zaczyna się właśnie w połowie roku, właśnie teraz. Nie w grudniu czy w styczniu, a w lipcu, tak jakby Wszechświat chciał mi powiedzieć: „Dziś jest pierwszy dzień twojego nowego życia”.
Tamtego dnia wpadłam na pomysł, aby zakreślić w kalendarzu datę odległą dokładnie o rok i zapamiętać, żeby za 12 miesięcy spojrzeć wstecz i zobaczyć, jak wiele może się zmienić. Dzisiaj wiem, że tego dnia Wszechświat chciał mi powiedzieć: „Za kilkanaście miesięcy będziesz inną osobą, w innym miejscu, z innym planem na życie. Mam na ciebie taki pomysł, że gdybyś go dzisiaj poznała, spadłabyś z krzesła w Kielcach, a ten kalendarz wypadłby ci na beżowe płytki w kuchni. Wszystko jest na dobrej drodze!”. Pamiętam, że tego dnia wyciągnęłyśmy z Izą spirytualne karty i postanowiłyśmy zapytać Wszechświat, co wydarzy się za 12 miesięcy. Dla jednych karty afirmacyjne to zabawa, inni wybierają bardziej zaawansowane karty spirytualne i traktują je bardzo serio. Ja preferuję balans, ale czasem lubię zagrać z Wszechświatem w taką małą ruletkę pytań i odpowiedzi, dlatego zapytałam: „Co chcesz mi powiedzieć o tym, co być może wydarzy się w ciągu 12 miesięcy”. Karty, które wyciągnęłam, były bardzo ciekawe, bo pierwszy raz w moje ręce trafił tak charakterystyczny zestaw:
RODZINA
ŚLUB
OKAZJA DO PRZEBACZENIA
W związku z tym, że właśnie byłam po rozstaniu, którego jeszcze rok wcześniej wcale się nie spodziewałam, scenariusz z welonem i rodzinką nie wydawał się zbyt realny. Jednak zawsze pamiętam, że wspaniały Wszechświat potrafi zaskakiwać. Przyznam, że rozłożenie tych kart, których nie brałam zbyt serio, mnie zaintrygowało. Zapisałam ich treść przy dacie odległej o rok. Ciekawe, co się stanie…
To, co się wydarzyło w zaledwie trzy miesiące, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Co zdarzyło się w niecały rok od oddania do druku książki Odzyskaj błysk w oku, to scenariusz, którego nigdy sama bym nie wymyśliła, a gigantycznej zmiany, która we mnie zaszła, nie mogłam przewidzieć. Bo takie jest życie – reżyseruje dla nas sceny, które tylko Alejandro Jodorowsky mógłby umieścić w swoich filmach. I piękne, i gorzkie.
Kiedy patrzę wstecz, widzę, że w moim życiu już wiele razy w 12 miesięcy zmieniało się niemal wszystko. Pamiętam rok, w którym:
•wyszłam z toksycznej relacji, co wtedy było dla mnie końcem świata, a całe ciało wręcz mnie bolało, kiedy w duchu powtarzałam: „Nikt mnie już tak nie pokocha”;
•niewiele później okazało się, że to najlepsze, co mogło mi się przytrafić, bo oszalałabym w takim związku. Ktoś mnie później pokochał, tylko zdrowiej i piękniej;
•zachorowałam na ciężką, tajemniczą chorobę, która przykuła mnie do łóżka, z dnia na dzień odbierała pamięć i możliwość samodzielnego funkcjonowania;
•potem przeszłam intensywne leczenie, które zmieniło wiele w postrzeganiu mojego świata i sensu życia. Tak wiele, że chwilę później odważyłam się podjąć wcale niełatwą decyzję…;
•dostałam pewną pracę marzeń w mediach, na którą tak długo czekałam – miałam ją przed nosem;
•wybrałam jednak wyjazd na stypendium do Francji – goła i wesoła, z wieloma znakami zapytania o przyszłość. Tam przeżyłam jedną z największych przygód życia;
•następnie już odmieniona i silniejsza wróciłam do Polski i… dostałam tamtą wymarzoną pracę, która jak się okazało, wciąż na mnie czekała;
•trafiłam do świata mediów, gwiazd i wydarzeń, o którym kiedyś tylko marzyłam. Z bardzo chorej dziewczyny ze złamanym sercem przez spłukaną studentkę aż po spełniającą marzenia reporterkę na czerwonych dywanach – w rok moje życie zmieniło się nie do poznania. Trafiłam na scenariusz, który doprowadził mnie do świata show-biznesu: pokazy mody, premiery, obłędne podróże… Tyle się wydarzyło w zaledwie 12 niezwykle transformacyjnych miesięcy wiele, wiele lat temu.
Pamiętam też inny rok, który wyglądał następująco:
•w szczycie kariery, pracując w telewizji, podróżowałam po świecie i robiłam reportaże z niesamowitych wydarzeń w wielu miejscach świata;
•od Cannes po Nowy Jork prowadziłam wywiady z wielkimi gwiazdami. Jeszcze dłuższe czerwone dywany, jeszcze bardziej oszałamiające suknie, jeszcze większy splendor;
•nagle… program zdjęto z anteny. Mimo że miałam jeszcze inną pracę, mój świat runął, bo zabrano mi lukrowane ciasteczka, którymi precyzyjnie się obłożyłam, aby zagłuszyć swój wyjący brak poczucia własnej wartości (mimo że w tamtym czasie byłam święcie przekonana o swojej wielkiej pewności siebie…);
•kilka miesięcy od tego wydarzenia postanowiłam odejść z wcześniej wspomnianej drugiej pracy, która zapewniała mi byt oraz zabezpieczenie finansowe, i zostałam z wielkim znakiem zapytania co do przyszłości. Odeszłam, bo nie mogłam wytrzymać i pracy, i sama ze sobą;
•okazało się, że zachorowałam na depresję, co wydawało się scenariuszem science fiction, bo przecież miałam wszystko. Tę historię znacie z poprzedniej książki.
W rok od najjaśniejszego szczytu ego do najczarniejszej nocy Duszy. Od cierpienia do wielkich marzeń. Tak się czasem plączą drogi naszego życia. Myślimy, że wszystko jest jasne i pewne, a tu niespodzianka, los płata nam figla. Myślimy, że jesteśmy w ciemnej piwnicy, z której nie ma wyjścia, a okazuje się, że światło jest bliżej, niż myślimy, a do tego piękniejsze, niż można sobie wyobrazić.
Wiele lat później piszę do was z całkiem innego miejsca, w zupełnie innym stanie. Czuję się zdrowa, szczęśliwa, spełniona i pewna swojej wartości wyłącznie dlatego, że JESTEM. Czuję się spokojna, kochana. Za niczym nie gonię. Zmieniłam całkowicie życie zawodowe i osobiste oraz system funkcjonowania. Zmieniło się wszystko.
Takie jest życie – póki trwa, może wydarzyć się dokładnie wszystko. Bądź gotowy na niespodzianki. W rok może wydarzyć się wszystko. Twoje życie może się zmienić nie do poznania.
Jestem pewna, że kiedy popatrzysz na swoje życie z perspektywy czasu, zobaczysz i w swojej historii, jak wiele się zmieniło w krótkim okresie. To dowód na to, że może zmienić się wszystko. Nasze historie to niebywałe przygody, które potrafią zaskoczyć w najbardziej nieoczekiwanym momencie.
O tej przygodzie, zwanej nieprzewidywalnym, szalonym życiem, przeczytasz w tej książce, ale nie będzie to historyjka o mnie, a baza do twojej wewnętrznej podróży i zadawania głębokich pytań.
Za rok możesz być już zupełnie inną wersją siebie, mieszkać w innym miejscu, być w innym związku lub tak zmienić obecną relację, że ciężko ci będzie uwierzyć, iż jesteś z tym samym człowiekiem. Możesz wykonywać inny zawód, porządek świata też może być inny… WSZYSTKO może się zmienić. To, co pozostanie niezmienne, to prawda, która jest w tobie i prowadzi cię przez cały czas. Ta prawda, ten podszept, doprowadził cię również tutaj, na strony tej książki, która trafia w twoje ręce nie przez przypadek. Ona chce ci powiedzieć coś ważnego.
W ciągu roku możesz zrobić z życia dzieło sztuki, jeśli tylko odpuścisz nadmierną kontrolę, zaufasz i dasz się prowadzić w zgodzie z cichym podszeptem twojej Duszy.
Nieważne z jakiego punktu startujesz, jakie masz marzenia lub problem, z którego nie wiesz, jak wybrnąć. Zapisz tę datę w kalendarzu lub tutaj: ……………………….., aby sobie najdalej za rok przypomnieć, gdzie byłeś jeszcze chwilę temu i jak wiele się zmieniło.
Puść. Niedługo i tak zmieni się wszystko.
Gotowy? A więc zaczynamy przygodę, po której karuzela twojego życia ruszy w takt nowej melodii.
Chcę bezkompromisowo ci pokazać, że życie, na jakie zasługujesz, jest możliwe. Jeżeli nie czytałeś mojej książki Odzyskaj błysk w oku, to polecam zagłębić się również w tamtą historię: wtedy poznasz mnie lepiej, z moimi wzlotami i upadkami.
A upadków było sporo, bo takie jest życie: raz idzie świetnie, a innym razem boli tak bardzo, że zaczynasz się zastanawiać, czy w ogóle dalej grać w tę grę. Pewnie wcale nie muszę o tym mówić, bo los nieraz skopał cię po piszczelach. Ważne, że na samym końcu wciąż tu jesteśmy, bo to prawdziwy CUD. Piszę te słowa w pierwszych dniach najazdu Rosji na Ukrainę, kiedy wszyscy już wiemy, jak bardzo nieoczywiste jest to, że żyjemy, jesteśmy wolni i bezpieczni. Być może wiele osób po raz pierwszy to docenia. Fakt, że trzymasz w rękach tę książkę, jest na to dowodem, a ja mam zamiar cię zachęcić, aby z każdego dnia, tygodnia i miesiąca zrobić ARCYDZIEŁO.
Każdy poranek to cud, nawet ten, który w sposób oczywisty jest po prostu do kitu. Za oknem szaro i brzydko, a ty musisz iść na autobus… Tak, znam takie dni i też nie pląsam wtedy jak w Deszczowej piosence. Budzę się czasami z przekleństwem na ustach, ale zaraz potem przypominam sobie niesamowite zdanie, które przeczytałam w książce Rebeki Campbell Messages and Activations for Remembering Who You Are and Why You Came Here1) (tłumaczenie własne):
1) R. Campbell, Letters to a Starseed: Messages and Activations for „Remembering Who You Are and Why You Came Here, Hay House UK 2021.
„Twoja Dusza miała marzenie. Tym marzeniem jest twoje życie”.
To zdanie sprawia, że czuję ciarki, bo przypomina mi, że ten fizyczny świat, z jego szarościami, brakami i bólami, to było wielkie marzenie mojej Duszy, która chciała doświadczyć tutaj wszystkiego. I pierogów z jagodami, i wątróbki, której nie znoszę, nie tylko dlatego, że nie jem mięsa. Jesteśmy na ziemi, żeby DOŚWIADCZAĆ tego, co nas otacza, spotyka, co boli lub wypełnia ekstazą nasze serca. Ten przepiękny, mocny, pulsujący sens życia można odnaleźć w każdym, nawet najbardziej szarym poranku.
Dobrze wiem, że nie da się całkowicie cieszyć życiem, jeśli coś w nim nie pasuje. Ja mogę mówić: „Doświadczaj”, a ty myślisz: „Nie mogę już patrzeć na moje mieszkanie i chłopa”. Tutaj też się dogadamy – byłam tam i wiem, jak to smakuje. Od tego jestem: żeby być wsparciem na drodze do punktu, w którym znajdziesz się na swoim miejscu. Nie będziesz już pasażerem na gapę w swoim życiu, w cudzym spektaklu, na zakurzonej scenie i z aktorami, których nie lubisz.
To będzie prawdziwe dzieło sztuki! Bilet już masz, rozsiądź się wygodnie i bądź gotów na sztukę, którą sam wyreżyserujesz. Warto wpaść na dobry spektakl z kimś bliskim lub nawet całą paczką znajomych, dlatego zachęcam cię, żebyś bilet w postaci tej książki podał dalej komuś, kto również może go potrzebować.
Ostatnim razem właśnie w taki sposób uruchomiliście szaloną falę: czytelniczki wręczały moją książkę koleżankom, mamom i swoim facetom, czasami gościom lub nieznajomym. Odzyskaj błysk w oku podróżowała od Chorwacji przez Stany Zjednoczone po Zanzibar – była czytana w pokojach hotelowych, na plażach i jachtach, czekała w bibliotekach sąsiedzkich na klatkach schodowych i w ekskluzywnych restauracjach. Podróżowała i „przypadkowo” znajdowała ludzi, którzy jej potrzebowali. Uwielbiam takie „przypadkowe” uśmiechy losu, które nie mają nic wspólnego ze zbiegiem okoliczności. To prawdziwa magia pięknej energii, która ma przyczynę, skutek i zdecydowanie znaczenie. Tę falę puściliście wy, a ja nie potrafię opisać mojej wdzięczności, bo dzięki waszym poleceniom i temu, że przekazywaliście tę książkę innym, spełniła ona swój cel – obudziła do pełnego życia wiele osób, które być może nigdy by po nią nie sięgnęły. Nigdy nie podeszłyby do półki w sklepie podpisanej „rozwój osobisty”, bo uważałyby, że to nie dla nich. Tymczasem ścieżki losu wiedziały lepiej – dzięki wam. Czy kiedyś myślałam, że moja pierwsza książka, napisana w wieku 32 lat, znajdzie się w katalogu „bestseller” w Empiku w trzy tygodnie od premiery? Nie! A jednak się okazało, że ta fala dobrej energii jest dowodem na to, że cuda się zdarzają.
Tym razem również masz szansę wręczyć komuś bilet na niesamowity spektakl, zwany najlepszą wersją życia, ale także… na szczególny wernisaż. Kiedy przekartkujesz tę książkę, od razu zobaczysz, że okładkami kolejnych rozdziałów są obrazy – bardzo, bardzo szczególne. Historia tego, że znajdują się w tej książce, również jest absolutnie wyjątkowa.
Pewnego dnia, zupełnym „przypadkiem” – przez splot rozmów, spotkań i zdarzeń – trafił do mojego mieszkania obraz. Akurat potrzebowałam dużej formy w centralnym punkcie domu i ten jeden jedyny obraz poczułam od razu. Był to oryginał dzieła, które… widzisz dzisiaj na okładce tej książki, tuż za moimi plecami, oraz w całości na stronie otwierającej ten rozdział. Od samego początku poczułam, że jest to obraz szczególny – szybko przepięknie zmienił energię w domu i miałam wrażenie, że mam z nim jakąś dziwną więź. Dopiero kilka tygodni później poznałam historię autora tego dzieła. Otóż Maciej Wieczerzak z dużym sukcesem wystawiał swoje prace w Polsce czy też w renomowanej Saatchi Gallery w Londynie, tworzył mocne, odważne, bezkompromisowe dzieła, które wypływały prosto z jego wylewających się na płótno emocji. Jednak los miał swój plan… Ten niezwykle utalentowany artysta, przed którym świat stał otworem, odszedł kilka lat temu w wieku zaledwie 29 lat. Pozostawił rodzinę i… dzieła sztuki. Ta historia totalnie mnie poruszyła – nie sądziłam, że pod tym radosnym pięknem wiszącym na mojej ścianie kryje się tak poruszająca, mocna historia. Dzieł, które po nim pozostało, jest wiele; są przepiękne, pełne mocy i prowadzą z odbiorcą pewną grę. Proszą, aby w nią zagrać…
Pewnego dnia zrozumiałam, że ten obraz nie trafił do mnie przez przypadek, że dusza artysty zaczarowana w tym zamierzała mi coś powiedzieć. Być może chciała, aby jego prace dalej były szeroko pokazywane światu i niosły jego talent daleko, poruszając tysiące serc. Zaczynam od pokazania jego kilku dzieł na kartach tej książki, planuję też, że jej premiera będzie połączona z wernisażem, który przy wsparciu Wszechświata być może uda się zorganizować nie tylko w Polsce. A dziś chciałabym, żebyś wyobraził sobie, że ta książka to również wizyta na prywatnej wystawie tego szczególnego artysty. Ty, ja, my wszyscy mamy wielką moc – pokazujmy jego dzieła, dzielmy się tą historią. Niech w rezultacie jego prace dotrą nawet za ocean. Moim marzeniem jest, aby te dzieła sztuki jeszcze bardziej ożyły wraz z tą książką…
Ta wyjątkowa historia bardzo mocno nawiązuje do wątku przewodniego – ma zachęcić cię do kreowania swojego życia dzień po dniu, bo jest tak bardzo kruche. Ale także do tworzenia, działania, kreowania, bo:
To, co tworzymy, zostaje po nas na zawsze.
Dlatego cieszę się, że masz w ręku ten bilet – na wernisaż, spektakl czy magiczną projekcję – wybierz sam. I zabierz ze sobą kogoś jeszcze.
Jak wiele znasz osób, które czują, że w ich życiu nie do końca jest OK? Które spalają się każdego dnia, ale wciąż nie mają siły, by ruszyć do przodu? Jak wiele znasz osób, które mają w sobie czysty głód życia i piękne marzenia, ale nie mają odwagi?
Czasem ktoś musi wyciągnąć rękę i być znakiem, wsparciem, sygnałem. Ja wyciągam rękę do ciebie, a ty wyciągnij ją dalej. Tak dzieją się cuda.
No dobrze, czas na rozsunięcie kurtyny: to będzie wspaniały show!
Pomyśl o swoim życiu jak o obrazie. Kiedy malarz tworzy dzieło, żaden ruch nie jest bez znaczenia, nie jest przypadkowy. I chociaż nie wszystkie pociągnięcia pędzla są decydujące – niektóre są bazą lub tłem – to wszystkie mają znaczenie. Pomyśl o każdym twoim zajęciu, ruchu, relacji, aktywności w ciągu dnia, miejscu, gdzie spędzasz czas, twoim otoczeniu – o WSZYSTKIM, co jest w twoim życiu niczym pojedyncze pociągnięcia pędzla. Jakie one są? Czy są nieprzypadkowe, precyzyjnie dopasowane do całości dzieła, czy są brzydkim kleksem, który oddala cię od stworzenia pięknego obrazu na własnych zasadach?
Bardzo często słyszę, że osoby, które wspieram na warsztatach czy sesjach indywidualnych, przed wejściem na ścieżkę zmian czuły się w swoim życiu trochę jak pasażer na gapę. Machina się rozpędziła: żyjemy z dnia na dzień, od spotkania do posiłku, od projektów do obowiązków. Często miesiącami, a nawet latami działamy na automacie, nie zastanawiając się nawet, jaki to wszystko ma sens i czy ta rozpędzona machina w ogóle mi służy, cieszy i sprawia, że czuję, że żyję. Bardzo często nie. To życie, w którym 99 procent ruchów pędzla to brzydkie, przypadkowe kleksy. Nawet nie wiesz, że je robisz, bo nie zauważyłeś, że jakieś dzieło w ogóle powstaje.
Nasze całe życie to dzieło sztuki. Od nas zależy, czy będzie to przepiękny obraz, zapierający dech w piersiach, czy bohomaz, który chowa się za szafą, bo wstyd pokazać go nawet sobie.
Zachęcam cię do spojrzenia na życie jak na obraz. Popatrzymy na pojedyncze pociągnięcia pędzla, bo to przecież z nich składa się efekt końcowy. Skupimy się jednak także na czymś ważniejszym – na tym, jakie to dzieło ma być, co ma przedstawiać, co wyrażać i jak chcesz się z nim czuć. Gdzie chcesz dojść, co i jak w swoim życiu przyciągnąć, jakie marzenia spełnić i JAK to zrobić. Nie będzie to jakieś miałkie pitu-pitu na zasadzie „wystarczy chcieć”. Wejdziemy głęboko w tajniki tego, jak sięgnąć po życie, którego pragniesz, i jak poruszyć Wszechświat na wielu poziomach. Jak utrzymać styl życia, w którym czujesz, że płyniesz, śmiejesz się i chce ci się rano wyskakiwać z łóżka; karierę, w której się spełniasz; związek, w którym rozkwitasz. Wybierz swoje i pamiętaj – jeżeli twoja Dusza szczerze tego pragnie, pojawi się odpowiedź. Zasługujesz na wszystko, o czym marzysz.
Pamiętam, jak będąc na studiach, musiałam sobie kupić botki, bo stare się rozkleiły. Zostało mi 300 zł do końca miesiąca, ale poszłam do sieciówki, by poszukać czegoś pięknego. Mimo że nie miałam dużego budżetu, zawsze potrafiłam upolować prawdziwe cuda w bardzo dobrej cenie. W sklepie nagle zobaczyłam… dwie pary. Obie były piękne, różne i w świetnej promocji – ok. 99 zł za parę. Biorąc pod uwagę, że zostało mi niewiele pieniędzy, racjonalnie było wybrać jedną, ale ja nie potrafiłam się zdecydować. Zadzwoniłam wtedy do mojej przyjaciółki i powiedziałam: „Słuchaj, Disa, nie wiem, które wybrać”. A ona powiedziała coś, co prowadzi mnie przez życie: „Weź obie pary, BO NA TO ZASŁUGUJESZ”. I chociaż wydawało się to zupełnie nieracjonalne, biorąc pod uwagę stan konta, to tamto zdanie tak bardzo do mnie przemówiło, że wzięłam obie pary. Bo na to zasługiwałam. Od tego czasu, kiedy się wahałam, czy sięgnąć po coś, czego bardzo chcę, ale racjonalne argumenty mówiły „nie”, przypominałam sobie tamtą sytuację i tamto zdanie: „BO NA TO ZASŁUGUJESZ”. I to jest wystarczający powód, żeby dać sobie to, czego pragniemy. Pytanie nie brzmi CZY, a JAK.
Zasługujesz na życie, które jest tętniące, pulsujące, wibrujące i powalające. Zasługujesz, by być pierwszoplanowym aktorem w fascynującym filmie, który sam oskarowo wyreżyserujesz. Zasługujesz na to, by być malarzem arcydzieła, którym jest Twoje życie.
No właśnie… Gdybyś teraz miał nadać tytuł obrazowi namalowanemu na podstawie aktualnej historii twojego życia, to jaki by był?
…………………………………………………………………………………………
…………………………………………………………………………………………
Mam nadzieję, że będzie to coś pięknego, w stylu „Wirująca z marzeniami”, „Potęga bogini” lub „Miłość mocniejsza niż prosecco”, ale obawiam się, że wiele osób może powiedzieć „Sromotna porażka, część VII”. To ważne: wiedzieć, z jakiego punktu startujemy, jak to nasze dzieło teraz wygląda, czym jest i ile w nim jest CIEBIE, a nie rozpędzonej machiny codzienności. Chcę cię zabrać w magiczny, kreatywny, piękny proces twórczy, dzięki któremu tytuł twojego obrazu, jeżeli nie do końca ci się teraz podoba, pod koniec tej książki zmieni się w cudną historię, której kolejnej odsłony nie będziesz się mógł doczekać.
Jak zatytułowany byłby obraz, który pragnąłbyś namalować? Który miałbyś na ścianie i z dumą na niego patrzył, wiedząc, że to najpiękniej namalowana historia…
…………………………………………………………………………………………
…………………………………………………………………………………………
Nawet jeśli jesteś zadowolony ze swojego „teraz”, wciąż mamy razem wiele do zrobienia. To wspaniały start, żeby zacząć manifestować rzeczy wielkie, piękne i takie, które teraz nie mieszczą ci się w głowie. Sięgniemy na szczyt twojego potencjału, bo masz go więcej, niż myślisz…
Gotowy? Tworzymy!
Moja poprzednia książka sprawiła, że wielu czytelników wywróciło swoje życie do góry nogami – tak napisałabym, używając języka społecznych schematów, w którym zazwyczaj brakuje miejsca na zrozumienie odważnych jednostek, bo patrzy się na nie z niedowierzaniem. Co więcej, często zmiany w zgodzie ze sobą, które prowadzą do szczęścia, są oceniane w sposób, który można podsumować jednym zdaniem: „Temu to się nie udało, bo znowu coś zmienia”.
Jeżeli żyjesz w zgodzie ze sobą i nikogo nie krzywdzisz, nikt nie musi rozumieć twoich decyzji. Tylko ty.
Osoby, które wiele zmieniły po przeczytaniu Odzyskaj błysk w oku, zaczęły kłaść fundamenty pod swoje życie i wprowadzać codzienność na właściwe tory. Historie, które do mnie trafiały, to absolutne szaleństwo – za wszystkie bardzo dziękuje i z góry proszę o więcej. Znajdziecie mnie niezmiennie na blogu www.barbarapasek.pl oraz na Instagramie: @barbrabelt. Czekam!
A oto jedna z nich. Byłam na letnim festiwalu… Wyobraź to sobie – taniec do muzyki etnicznej pod gwiazdami, forma warsztatowa, gdzie kobiecy głos zabierał ludzi w magiczną podróż. Wokół setki roztańczonych wolnych dusz. W pewnym momencie prowadząca powiedziała:
„Zamknijcie oczy.
Poruszcie się.
Powoli intuicyjnie zmieńcie miejsce.
Przypomnijcie sobie swoje marzenia, zobaczcie je w szczegółach…
Kiedy otworzycie oczy, rozejrzyjcie się, wasze marzenia już tu są…”
Obok otworzyła oczy cudowna dziewczyna, która zobaczyła… mnie. Na chwilę zaniemówiła, po czym powiedziała, iż trudno jej w to uwierzyć, bo niedawno skończyła czytać moją książkę. To nie koniec… Po jej przeczytaniu postanowiła zrezygnować ze związku, pracy, a także obecnego miejsca zamieszkania, w końcu spełniając swoje marzenia i przeprowadzając się do Trójmiasta. Jej otoczenie uważa, że oszalała, nikt jej nie rozumie, więc miewa chwile zwątpienia, a na festiwal przyjechała po wsparcie i odpowiedzi. W momencie, w którym wysłała energię swoich marzeń w gwiaździste niebo, odpowiedzi przyszły do niej natychmiast, a ja stałam się jakby magicznym potwierdzeniem słuszności tego, co zrobiła. Chyba nie muszę mówić, że nie zostawiłam jej bez wsparcia. Przeprowadziłam jej nawet indywidualną wizualizację dokładnie na tym kawałku pola, na którym przed chwilą tańczyłyśmy. To był absolutnie wyjątkowy moment, po którym dostała odpowiedź od Wszechświata: jaśniejszą, niż myślała.
Jesteś na właściwej drodze. Zaufaj.
Takich cudownych historii trafia do mnie mnóstwo i jestem za nie wdzięczna. Jednocześnie zobaczyłam, jak bardzo ważne w procesie zmian jest wsparcie i zrozumienie podobnych do nas osób. Większość z nas doskonale zna ten scenariusz – zmieniam życie W KOŃCU w zgodzie ze sobą, a cały stary świat puka się w czoło. Ja jestem szczęśliwy, a świat mnie odrzuca. Jak żyć?
Znaleźć nowy świat! Otworzyć się na to, że gdzieś są ludzie, którzy cię rozumieją, a nawet są w tym samym miejscu i spotykają się z identycznymi problemami i niezrozumieniem. A może już się znaleźli na pięknej, prostej drodze, więc wesprą cię i zainspirują?
Aby pojawiło się nowe, najpierw musi zrobić się na to przestrzeń. Coś starego odejdzie tylko po to, aby przyszło nowe. Bardziej TWOJE.
Dlatego z naszej drogi znikają ludzie, przyjaźnie, które miały być na zawsze, prace, które chwile temu wydawały się świetne i ścieżki, które już po prostu nie są nasze. I to jest bardzo, bardzo w porządku. A skąd to wiem?
Moja poprzednia książka zmieniła nie tylko wasze, lecz również moje życie. Śmieję się, że Wszechświat chyba chciał dać mi temat na kolejną książkę i przyniósł pod moje drzwi całą lawinę zdarzeń i zmian zarówno w obszarze życia uczuciowego i zawodowego, jak i stylu życia. Śmiało mogę przyznać, że mój stary świat prawie całkowicie przestał istnieć i zastąpił go NOWY. Mój, autentyczny, wibrujący i w końcu pasujący do mojej szalonej Duszy. Powstało moje prywatne dzieło sztuki.
A wszystko zaczęło się nie od motyli w brzuchu, nie od śmiechu i radości, a od bólu rozrywającego serce… Czasem tak musi być.
Życie czasami musi przewrócić się do góry nogami tylko po to, żeby potem stało się spektakularne. Tak piękne, że nawet ciężko to sobie wyobrazić.
Zapraszam więc na historię o życiu. Zapnij pasy, bo to będzie prawdziwy emocjonalny rollercoaster…
Po co ci złamane serce? Przez miłość, utratę kogoś bliskiego, problemy, ciężki okres w życiu. Jaka jest rola cierpienia?
Możesz usiąść na tyłku i codziennie sobie powtarzać: „Nienawidzę tego świata” lub „Boga nie ma, bo co to za Bóg, który pozwala mi tak cierpieć”. Jeżeli to twój wybór, ja nic z tym nie mogę zrobić. Bo ja wybieram inaczej.
Moje serce jest złamane po to, żeby przez pęknięcie wpuścić więcej światła.
Kiedyś usłyszałam podobne zdanie autorstwa Rumiego i mocno utkwiło w mojej głowie, bo mam w sobie ogromną nadzieję na to, że nieważne, co się dzieje, każde wydarzenie ma nas doprowadzić do życia głębiej, mocniej i bardziej. Każde doświadczenie, którego wcale nie chcemy przeżywać, może być otwartymi na oścież drzwiami do życia na zupełnie innym poziomie. Szansą na wzrost naszej Duszy.
Ja tak wybieram i żyje mi się z tym lepiej, milej i przyjemniej. I chociaż czasem narzekam na Boga i Wszechświat, to zawsze wracam do centrum i widzę, po co było to wszystko.
Masz w życiu wybór:
•postawić się w roli ofiary, której przytrafiają się złe rzeczy, więc ma argument, żeby upaść i po prostu sobie poleżeć;
•postawić się w roli osoby, która tworzy, kreuje swoje życie, wzrasta na wszystkim, co jej się przytrafia i stara się znaleźć SENS tego, co się dzieje, mimo że czasem to skrajnie trudne.
Niektóre cierpienia wydają się nie do wytrzymania i uwierz mi, że wiem, jak to jest, kiedy Dusza rozrywa się na strzępy. Możemy zostać już na zawsze w tym miejscu, pomstując na los, tylko co nam z tego przyjdzie? Co z tego, że się poddamy i uznamy, że życie jest do niczego, świat okrutny, a boli tak bardzo, że lepiej zostać w tym bólu już na zawsze? No właśnie – nic. I choć cierpienia nie da się tak po prostu wymazać, to można je w przekuć w ŻYCIE PEŁNIEJSZE niż to sprzed złych wydarzeń.
Pewnego dnia coś we mnie totalnie pękło: nie mogłam napisać nawet jednego zdania do moich czytelników: ani do książki, ani na blogu. Wcześniej pisałam non stop; teraz czułam się tak, jakby ktoś nacisnął jakiś guzik. Jedyne, co z siebie wylewałam, to tony bólu przelewanego do pamiętnika – pierwszego, drugiego i trzeciego w tym czasie.
Początkiem lawiny trudnych zdarzeń i decyzji była śmierć mojego psa Retro, najukochańszego przyjaciela od wielu lat. A tak pisałam o tym na blogu:
Był sobie Pies.
Najpiękniejszy na całej kuli ziemskiej. Dla mnie. Inni mówili, że jest najbrzydszym psem świata.
Był sobie Pies.
Najcudowniejszy, jakiego mogłam sobie wyobrazić. Inni mówili, że ma problemy, powinien zachowywać się inaczej, mógłby już zapomnieć o tym schronisku. Dla mnie był idealny.
Był sobie Pies.
Pies, którego kochałam całym sercem. Ktoś może powiedzieć – przecież to tylko kundel. Dla mnie to jest najlepszy przyjaciel i wielka miłość. Która wcale nie odeszła, mimo że Jego już tu nie ma.
Czy jesteśmy gotowi na odejścia? Prawdopodobnie nie. Przez ostatnie 9 lat i 8 dni ten pies stał się nie tylko moim towarzyszem, moją rutyną, ale i wielokrotnie motywacją, żeby dalej walczyć o życie. Myślicie sobie: „Straciła pieska, wielka mi rzecz”. Straciłam przewodnika, który nieraz wyciągał mnie z łóżka, kiedy było mi bardzo źle. W ostatnich latach był moim kompanem do czerpania z życia na maksa. Może wiele osób zdziwi, że tak otwarcie i dosadnie piszę o emocjach związanych z psem. Wszystko mi jedno.
Nie daj nikomu nigdy prawa do tego, żeby mówił ci, co masz prawo czuć, a czego nie, nawet jeżeli to nielogiczne, nieracjonalne i nieżyciowe dla innych. Masz prawo, by czuć, cokolwiek czujesz!
Daj sobie prawo do własnych uczuć i zobacz, jaka to ulga. Przeglądałam zdjęcia z sześciu miesięcy z Retro, które mam w telefonie – jest ich aż 200. Retro leży na torbie, Retro na Helu, Retro w Tatrach, Retro w nogach… Kocham go, także kiedy jest już daleko.
Czy to boli? Jak cholera! Brakuje mi go bardzo: jego zapachu, leżenia na moich kolanach, wkręcania mnie non stop, żeby dostać smakołyk. Inteligencja tego drania była wyjątkowa! Dlaczego o tym piszę? Bo pisanie przynosi ulgę.
Pamiętam dzień, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Kiedy GO zobaczyłam, świat się zatrzymał i wierzę, że u niego było podobnie. Już wtedy miał z sześć lat i podobno był brzydki… Kto bierze takiego psa ze schroniska? Dla mnie jednak był i zawsze pozostanie idealny, najwspanialszy.
Tak właśnie działa miłość. Łączy ponad zasadami, ponad racjonalnością, ponad tym, co inni uważają za słuszne i atrakcyjne. Miłość łączy mimo wszystko.
Doceniaj miłość w swoim życiu tak mocno, jak tylko potrafisz. Nie pozwól, żeby problemy, praca, pieniądze czy inne bzdury ją przyćmiły. Za żadne skarby świata!
Nas ta miłość połączyła na przepiękne, barwne, niezapomniane 9 lat i 8 dni. Ale tak na prawdę połączyła nas na zawsze.
Retro, chłopaku, zobaczymy się za jakiś czas i będziemy się z tego wszystkiego śmiać. Pośmiejemy się z tego, ile miejsc razem zwiedziliśmy, do jakich pałaców trafiłeś jak książę i z jakiej ciężkiej emocjonalnej pustki mnie nieraz wyciągałeś. Pośmiejemy się może nawet z tego, że teraz ja wyję, bo ciebie nie ma.
Kocham Cię, tęsknię.
Do zobaczenia!
Twoja B.
To był ostatni tekst. Potem nie napisałam nic przez trzy miesiące, co dla osoby, którą masa ludzi pyta o kontynuację książki, a kolejne tysiące klikają „odśwież” na blogu, czekając na kolejny tekst, to bardzo długo.
To wydarzenie nie było jednak końcem, było początkiem lawiny, której w ogóle się nie spodziewałam. Otóż niewidzialna ręka postanowiła zatrzymać mnie jeszcze bardziej. Przeżycia psychiczne wywołały osłabienie organizmu, więc natychmiast złapałam COVID-19, a on gwałtownie obudził moją uśpioną przez lata neuroboreliozę (jak pamiętacie z poprzedniej książki, kiedyś przez nią byłam o krok od śmierci). To wszystko stało się mocno obciążające: sporo strachu, niewiadomych i pytań, na które nikt nie znał odpowiedzi – jak jedna choroba zadziała na drugą i czym to się skończy? Kiedy już myślałam, że wyszłam z pierwszej przypadłości i miałam zacząć leczyć drugą, to wszystko razem zmieszane z trudnymi emocjami, a także nieprzerwaną pracą w domu mimo osłabienia, złożyło się na wielką bombę, która w końcu wybuchła.
Wychodząc z wanny, straciłam przytomność i dostałam bardzo dziwnego neurologicznego ataku – podobno z zewnątrz wyglądało to bardzo źle. Moje ciało było sztywne, źrenice uciekały, tak że było widać tylko białka oczu, a ja sama… odleciałam. Przyznam, że cieszę się, iż nic z tego nie pamiętam, bo wyobrażam sobie, że była to przerażająca scena. Przyjechała karetka, trafiłam do szpitala. Na szpitalnej diagnozie widnieje słowo „ZAPAŚĆ”.
Czy mogłam się spodziewać, że w wieku 32 lat już po raz drugi będę o krok od śmierci? Nie!
Takie wydarzenie zmienia wszystko, wywraca życie do góry nogami i wręcz zmusza do przypatrzenia się każdemu fragmentowi rzeczywistości od nowa.
Jaką informacją od mojej Duszy są sygnały, które wysyła poprzez ciało?
To nigdy nie jest przypadkowe, takie zdarzenia nie dzieją się bez znaczenia – za nimi zawsze podąża bardzo istotna informacja, której nie można zbagatelizować. Moja karma jest, nazwijmy to… ciekawa. Życie doświadcza mnie bardzo gwałtownie i nie daje mi nawet małego marginesu na podążanie chociaż przez chwilę w niezgodzie z samą sobą. Z moją głęboką prawdą. Moje ciało reaguje natychmiast, świat odpowiada momentalnie. Jak widać, doświadczając mnie bardzo surowo – całymi seriami. Dlaczego tak jest? Dlaczego taka jest moja droga? Może dlatego, żebym mogła być dla ciebie przykładem z cyklu „nie róbcie tego w domu”. Nie przeciążaj się, nie zdradzaj się, nie oszukuj swojej wewnętrznej prawdy. Po mnie los przychodzi szybko… W twoim przypadku może wybiera dłuższą drogę, ale na samym końcu Dusza przypomni się i jeżeli jej nie słuchasz – huknie w końcu bardzo głośno.
Jednak to nie był koniec „niespodzianek”, które dla mnie i mojej rodziny przygotował psotny los. Babcia, ukochana Babcia, od lat cierpiąca na alzheimera doznała nagłego ataku, który wyglądał jak pewna śmierć. Straciła kontakt z rzeczywistością, władanie w nogach i w takim stanie trafiła do szpitala w samym środku pandemii. Sama, samotna. Wszyscy wiedzieliśmy, że prawdopodobnie odejdzie sama w szpitalnej sali, bez świadomości, co się dzieje, gdzie się znajduje i o co w tym wszystkim chodzi. Przy alzheimerze trzeba było tłumaczyć jej wszystko – często po 20 razy z rzędu, a i tak często nie mogła zapamiętać. Stale przypominaliśmy jej, kim jesteśmy i gdzie się znajduje. Nie potrafiliśmy sobie wyobrazić, że teraz ma odejść na drugą stronę w szpitalu, gdzie nie rozumie, dlaczego ludzie chodzą w tajemniczych skafandrach, gdzie się znajduje i może nawet… kim jest. Ten straszny scenariusz był, o zgrozo, właściwie tym bardziej „pozytywnym”, zakładającym, że w ogóle chociaż na chwilę wróci jej świadomość… Pamiętam, że w tamtym czasie miałam już dość, bardzo dość. Jakby nie starczało mi już przestrzeni na trudne emocje.
Czy przeklinałam Wszechświat lub Boga, że postanowił te wszystkie „prezenty” wręczać mi jeden za drugim? Od wyrwania mi serca i niespodziewanego odebrania przyjaciela po spotkanie oko w oko z chorobami i śmiercią, która była tak blisko… Oczywiście, uwierz, że przeklinałam. Dałam upust swoim emocjom, bo nie można ich tłumić i racjonalizować. Ale kiedy już pokrzyczałam i popłakałam, wróciłam do tego, w co wierzę całą sobą.
Wszystko jest dla mnie, nigdy przeciwko mnie.
Powoli zaczęłam się otwierać na sens, który gdzieś tam musiał być. I chociaż czułam, że odpowiedzi będą przychodzić jeszcze pewnie przez długi czas, to dzisiaj już wiem, dlaczego jakaś siła postanowiła mnie zatrzymać.
Czy ta siła była zła? Nie ze mną te numery – nie wchodzę w rolę ofiary (przynajmniej na dłużej). To była dobra siła, która wiedziała, że takim sposobem może nakierować mnie na życie jeszcze pełniejsze, bardziej świadome i BARDZIEJ MOJE. Wiedziałam, że przede mną duże zmiany, może nawet większe, niż planowałam, ale czułam, że chociaż może nie jestem na nie gotowa, po prostu muszę ich dokonać.
Zrozumiałam, że życie nie jest od tego, żeby je jakoś przetrwać i godzić się na to, co jest. Życie jest od tego, aby sięgać po to, czego głęboko pragniemy.
Życie trzeba wyciskać i iść za głosem serca: do miejsc, osób, uczuć i stylu życia, które są nasze, prawdziwe i w których czujemy się sobą.
Po tych ciężkich doświadczeniach każdy dzień zaczęłam traktować jak bezcenną drogę. Zrozumiałam, że cele i marzenia to kierunek, kompas i wskazówka, gdzie iść – są niezwykle ważne, więc nigdy z nich nie rezygnuj! Pamiętaj jednak, że cele nie są punktami samymi w sobie.
Celem jest każda chwila, każda minuta, każdy fragment życia.
Jeżeli przez cele zatruwasz swoje TERAZ, to wszystko traci sens: i rzeczywistość, i cele. Ważny jest każdy najmniejszy fragment życia: od pierwszego spojrzenia w okno o poranku po pogłaskanie psa. Może być miły lub rozdzierający serce – tego i tego trzeba doświadczyć, żeby życie wracało na właściwe tory. Później można w swoim tempie się otrzepać, wstać i iść dalej – nie jak żołnierz po bitwie, a jak osoba, która wpuściła przez pęknięcie w sercu więcej światła, dzięki któremu może zacząć postrzegać swoje życie jak dzieło sztuki i metafizyczną podróż przez uczucia, doświadczenia i nieustanny rozwój. Później tego światła może dać trochę innym i przekuć to całe szaleństwo w coś dobrego. Słyszałam wiele ciężkich historii, które w głowie mi się nie mieszczą, tymczasem ludzie dotknięci cierpieniem robią z niego prawdziwy cud, przekuwając je w siłę, którą potem rozdają innym, przywracając im nadzieję.
Czy moje ego było zadowolone z tego, co się stało? Wciąż czasem ciska kamieniami i mówi: „Jaki Bóg to wszystko wymyślił?”. A co czuje moja Dusza? Jest nieśmiertelna, wieczna, więc wie, że jakikolwiek koniec tak naprawdę końcem nie jest, a Retro ciągle jest blisko mnie.
Wiarę, która czasem bywa bardzo wiotka, z uporem maniaka przywracają mi cuda. Myślę, że każdy nas doświadcza cudów, tylko nie każdy to widzi. Są te małe i są te wielkie. Ja i moja rodzina otrzymaliśmy w tym roku cud, prawdziwy cud, należący zdecydowanie do tych wielkich. Po długim pobycie w szpitalu Babcia wróciła do domu, jednak w fatalnym stanie. Straciła kontakt z rzeczywistością, patrzyła w jeden punkt ze smutno wykrzywioną twarzą i tylko raz na jakiś czas bezsilnie jęczała. To był straszny widok. Przykuta do łóżka, unieruchomiona i całkowicie zaklęta w swoim wnętrzu, nie rozpoznając niczego na zewnątrz, bez możliwości komunikacji. Trwało to wiele tygodni i chociaż cieszyliśmy się, że wróciła ze szpitala, to była inna, zupełnie nieobecna, jakby Duszy Babci już z nami nie było… Wspominany atak był prawdopodobnie niezdiagnozowanym wylewem bądź kolejnym rzutem choroby – tak czy siak, prezentowało się to bardzo depresyjnie. Wspominając Babcię sprzed lat, kiedy była kobietą niezwykle piękną, o kruczoczarnych włosach, bardzo elegancką, śpiewającą jak ptak i gotującą przepyszne cuda, aż ciężko było uwierzyć, że ta historia kończy się w ten sposób. Bez możliwości wypowiedzenia nawet słowa, z przeszywającym cierpieniem na twarzy… i wtedy wydarzył się cud. Cud, który nie miał prawa się wydarzyć, a zaprowadził nas do niego tak zwany „przypadek”.
Pewnego dnia, przeglądając Instagram, zobaczyłam krótki film mojej znajomej z Brazylii, która pokazała niesamowity moment ze swoim dziadkiem. Niewiele zrozumiałam z opisu filmu, ale jeden wyraz przykuł moją uwagę: alzheimer. Na filmie jej cierpiący na tę chorobę dziadek nagle zmienia smutny wyraz twarzy i uśmiecha się od ucha do ucha pod wpływem muzyki – utworu z dawnych lat. Wpadło mi do głowy, że może utwory przywołujące wspomnienia mogą mieć kojący wpływ na osoby zaklęte w swoich głowach. Postanowiłam, że przy kolejnym pobycie w Kielcach spróbuję włączyć Babci utwory z jej młodości, żeby było jej miło w tym odległym miejscu, w którym znajdowała się teraz.
Do Kielc przyjechałam na dziewięćdziesiąte urodziny Babci. Szczerze powiedziawszy, było to smutne doświadczenie, widzieć ją w takim mrocznym stanie, bez kontaktu ze światem – nie wiedziała nawet, że są jej urodziny i kim w ogóle jesteśmy. A jednak świętowaliśmy mimo to, bo Babcia wciąż z nami była. Opowiedziałam mojej siostrze o filmie, który widziałam na Instagramie, i zaproponowałam, żeby odtworzyć jakieś utwory z młodości Babci. Po obiedzie Iza poszła do jej pokoju i zaczęła przestawiać kanały w telewizorze, żeby wybrać coś, co będzie odtwarzane w tle – Babcia i tak nie patrzyła w telewizor. Na jednym z kanałów był akurat koncert ze starymi polskimi szlagierami. Iza zatrzymała się na nim, mając nadzieję, że uda jej się sprawić Babci odrobinę przyjemności w jej urodziny. Krzątała się jeszcze chwilę po pokoju, kiedy nagle usłyszała ciche: „Zbyszek?”. Otóż w telewizji odbywał się właśnie archiwalny koncert Zbyszka Wodeckiego. Możecie wyobrazić sobie, co się działo w domu, kiedy w dziewięćdziesiąte urodziny, po wielu tygodniach, Babcia powiedziała jedno słowo i na chwilę wróciła świadomością do świata. Dzięki przypadkowi, dzięki Zbyszkowi Wodeckiemu… Jednak to nie jest koniec. Babcia się PRZEBUDZIŁA. Jakby nagle się ocknęła z odległego, trwającego wiele tygodni snu. Zaczęła pytać, co działo się z nią przez ostatnie tygodnie – okazało się, że jej świadomość była bardzo daleko i nic nie pamięta. Zmienił się wyraz jej twarzy, zaczęła się uśmiechać, zadawać liczne pytania, nawet nas wszystkich rozpoznała. Cała rodzina płakała przy jej łóżku i tego obrazu nigdy nie zapomnę. Jakbyśmy w kilka odzyskanych minut mieli nadrobić wszystko: wszystko jej opowiedzieć i wyszeptać „kochamy cię”, zanim znowu zapadnie w swój wewnętrzny, może tym razem wieczny sen. Tak magiczne i niesamowite były jej dziewięćdziesiąte urodziny – możesz to sobie wyobrazić? Prezentem, którego nikt się nie spodziewał, było to, że Babcia już nie zasnęła, jej świadomość pozostała z nami do dziś i to jest prawdziwy niewytłumaczalny, niemedyczny i niezrozumiały cud. Do dzisiaj jest z nami, czytała już moją pierwszą książkę, a także uczestniczy w wydarzeniach rodziny, o których przeczytasz na stronach tej książki…
Ta sytuacja wybudziła także mnie. Przypomniała mi ponownie, że po wielkim cierpieniu mogą przyjść równie wielkie cuda, prawdziwe cuda. Zrozumiałam, że ból nie trwa wiecznie i w końcu karta zawsze się odwraca – niespodziewanie, nieplanowanie, a my dostajemy szansę, żeby żyć piękniej, głębiej, z jeszcze większą wdzięcznością.
Nie wiem, czy jesteś gotowy na takie podejście do życia i żeby było jasne – nie musisz być. Niech moje pęknięcie w sercu i światło, które z niego wypłynęło, będzie dla ciebie pierwszą iskrą. Niech ci udowodni, że to, co cię spotyka, może być lekcją dla lub przekleństwem – decyzja zależy od podejścia. Możesz wierzyć, że to, co się dzieje, jest tylko przejściowe, a już niedługo przyjdą do twojego życia cuda, jeżeli tylko się na nie otworzysz. Masz wybór, pozostawiam go tobie.
A jakich wyborów ja dokonałam? To nie koniec. Mój świat z mojego własnego, odważnego wyboru faktycznie stanął na głowie.
Tęsknota potrafi boleć: za bliskim, który odszedł, za utraconą miłością, za ukochanym zwierzakiem, za chwilami, które przeminęły. „Dlaczego cierpisz? Bo tęsknię!” Wydaje się, że z tej pułapki nie ma wyjścia, bo niektóre sytuacje, osoby i zdarzenia już nie wrócą. Tęsknota wydaje się ostateczną odpowiedzią.
Niech boli. Jeżeli tęsknisz, spraw, żeby bolało. Niech to będzie ból Duszy, któremu dasz przestrzeń. Zrób z tęsknoty towarzysza, z którym spędzasz całe wieczory przy winie i smutnych piosenkach.
Usiądź w świetnym towarzystwie swoich wspomnień i własnych emocji, które czekają, aż do nich zajrzysz. Jakieś cząstki ciebie stale za tobą tęsknią, tak jak ty tęsknisz za jakimiś chwilami i osobami – odwiedź je czasem!
Tęsknota niewyrażona, niezauważona i wypierana, której nie dajemy miejsca w naszym życiu, zdaje się rzucać cień na wszystko, co robimy. Jakby odbierała trochę radości z każdego wydarzenia, sytuacji i momentu. Tak nie musi być, jeżeli postanowisz tę tęsknotę przeżywać – porządnie i za każdym razem, kiedy się pojawia. W czasie medytacji przyszło do mnie takie piękne zdanie:
Tęsknota to odczuwanie miłości samemu.
Tęsknota została podarowana nam jakby w zamian za coś, co utraciliśmy, a my ją wypychamy i nie chcemy jej czuć. Rezygnujemy z daru, czegoś, co przyszło w zastępstwie emocji, za którą tęsknimy, i jest pamiątką minionych chwil.
Kiedy odszedł Retro, zrozumiałam, że to, co mi po nim zostało, to właśnie tęsknota. Na pewnym etapie rozdzierająca serce, kiedy płakałam i uświadamiałam sobie, że pewnie podbiegłby do mnie, próbując zlizać mi łzy z policzka i doprowadzając mnie do śmiechu. Potem nie było już ekspresowej drogi – była wielka dziura rozrywająca moje serce przez wiele miesięcy, kiedy pytałam sama siebie: „Czy będzie tak boleć już zawsze?”. Po jakimś czasie powiedziałam sobie: „Niech czasem boli, niech boli nawet przez całe życie, byle w tej formie ze mną został”. W tęsknocie zrobiłam mu w moim życiu nowe legowisko i chociaż nie jest to idealne rozwiązanie, to cieszę się, że choć to mi zostało.
Po tamtych wydarzeniach czasami zadawałam sobie pytanie: „Serio? Co jeszcze?”. Każdego dnia przekonywałam się, że to nie koniec, a początek zmian. Po zapaści, spotkaniu z „drugą stroną” i cudzie, który mnie wybudził, rozpoczął się wielki proces weryfikacji tego, co jest naprawdę spójne z moją wewnętrzną prawdą, a co już nie należy do mojego świata. Weryfikacji, która zaowocowała… rozstaniem po kilkuletnim związku. Z jednej strony było to najbardziej świadome i dojrzałe rozstanie mojego życia, bez dramatów i z dużą odpowiedzialnością obydwu stron, z drugiej zaś miało w sobie coś bardzo smutnego, bo straciłam przyjaciela. Ktoś może powiedzieć, że przecież nikt nie umarł i wciąż możemy się przyjaźnić. Teoretycznie coś w tym jest, ale jeżeli żegnamy kogoś w pewnej roli, to zmienia się bardzo wiele. I chociaż moja głowa już doskonale wiedziała, czego chcę, a czego nie, to coś we mnie wciąż tęskniło.
Głowa nie potrafi wytłumaczyć sercu, żeby przestało tęsknić. Racjonalizowanie nie jest sposobem na radzenie sobie z emocjami – jest ich tłumieniem. One i tak wrócą.
Dlatego POCZUJ tęsknotę, nie uciekaj. Pamiętam rozstanie z pewnym człowiekiem, który obiektywnie rzecz ujmując, nie zasłużył na ani jedną moją łzę. Wszyscy mówili: „Nie płacz, on nie jest tego wart”, a ja w pewien sposób w to wierzyłam, powstrzymując morze emocji, które mnie zalewały. Wierz lub nie, ale sabotowały mnie przez kilka długich lat, powoli sprawiając, że byłam coraz smutniejsza. Pewnego dnia to m.in. one stały się składową mojej depresji, czyli najgorszego, ale i najbardziej transformującego etapu w moim życiu. Dlatego mimo wszystko jestem temu panu wdzięczna, bo m.in. dzięki fatalnemu rozstaniu, kiedy bolało mnie całe ciało, rodzą się te wszystkie słowa, które mogą wesprzeć kogoś innego. Te wydarzenia, ten ból – to wszystko mnie zbudowało, podobnie jak tęsknota – czasem irracjonalna i bezzasadna, która nie chciała się odkleić.
Wszystkie trudne emocje są częścią nas i nie należy od nich uciekać. Trzeba spędzić z nimi trochę czasu, żeby nie sabotowały z ukrycia.
W związku z tym, że nie ma akceptacji dla tęsknoty za kimś, kto na to nie zasłużył, często mylimy tęsknotę z miłością. Był pierwszoligowym draniem, a ty mówisz: „Ale ja go kocham, bo bardzo tęsknię”. Nie, ty pod prostu tęsknisz. Kropka. Jest taki piękny fragment w filmie Jedz, módl się, kochaj, który oglądałam po rozstaniu: bohaterka mówi coś w stylu „ale ja za nim tęsknię”, a jej przyjaciel z indyjskiego aśramu odpowiada: „To tęsknij. Za każdym razem, kiedy tęsknisz, wyślij mu trochę miłości i światła”. To, że za kimś tęsknimy, wcale nie znaczy, że powinniśmy z nim być, bo to TA JEDYNA, TEN JEDYNY. Po prostu tęsknimy i tę emocję należy miło ugościć pewnego melancholijnego wieczoru z toną wcześniej przygotowanych chusteczek.
Ten tekst napisałam po festiwalu, gdzie uczestniczyłam koncercie Jamesa Baya i stojąc pod sceną, poczułam wielką tęsknotę, jakby ktoś wyrywał mi kawał serca. Za czym? Do czego? Nie miałam pojęcia, bo wcale nie chodziło o konkretną osobę. Chodziło o jakieś uczucie, do którego tęskniło moje serce, a ja nawet nie potrafiłam go nazwać. Bo tęsknota jest wpisana w całe nasze życie. Nawet jeżeli nie tęsknimy za kimś konkretnym, to mnie zalewały takie momenty – na przykład w czasie oglądania filmów lub słuchania piosenek – kiedy bywa nie do wytrzymania. Ja widzę to w ten sposób, że to Dusza bardzo tęskni za domem, tak jak dzieci na koloniach. Tęskni za wszystkim i wszystkimi, których zostawiła gdzieś za sobą, za poczuciem pełnej miłości, akceptacji i błogości, z której zrezygnowała na parę chwil, trafiając na Ziemię.
Czuję, że bez tego tekstu nie pożegnałabym się w pełni z pewnym etapem. Tęsknotę warto wyrażać twórczo w sposób, który jest ci bliski. Najbardziej przełomowe płyty w karierach gwiazd to te z wielką tęsknotą w prawie każdym słowie. Warto popatrzeć na nią w ten sposób – nie jak na wroga, a kompana, nie jak na niszczyciela, a narzędzie kreacji, nie jak na uczucie do wymazania, a zastępstwo dla dawnej miłości. Potraktuj ją jak rzadką, niepowtarzalną farbę w palecie, którą możesz namalować własne dzieło sztuki – tylko wtedy będziesz mógł pożegnać to, co było.
Dlatego jeśli czujesz tęsknotę za ludźmi, miejscami, zdarzeniami czy emocjami, odczuwaj ją w pełni. Wpisz ją nawet do swojego kalendarza – „randka z tęsknotą” brzmi wspaniale. Daj sobie świadomą przestrzeń na czucie, na zanurzenie się w niej, na wspomnienia i płacz. Polecam do tego piosenkę Jamesa Baya Us, której słuchałam, niosąc ciężki plecak po festiwalu z dworca do domu – tak bardzo otworzyła mi serce, że łzy leciały mi jak grochy, mimo że powinnam się skupić na bolących plecach, bo bagaż ważył z tonę. A ja szłam, płakałam i było mi wszystko jedno, czy ktoś na to patrzy. Dałam temu wszystkiemu wypłynąć, a potem… poczułam się świetnie.
Ty również daj sobie czas i przestrzeń. Dzięki świadomej przestrzeni darowanej tym trudniejszym emocjom te uczucia będą coraz bardziej się rozpuszczać, aż któregoś dnia poczujesz, że znowu jesteś w stanie przyjąć kogoś lub coś do swojego serca, bo jest na to gotowe.
To będzie…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
Autorka: Barbara Pasek
Redakcja: Ola Szpakowska
Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak
Projekt graficzny okładki: Emilia Pryśko
eBook: Atelier Du Châteaux
Obrazy: Maciej Wieczerzak (s. 6, 12, 64, 80, 138, 190, 222, 272, 292)
Zdjęcia: Marta Brodziak (s. 25, 59, 75, 86, 143, 162, 186, 199, 206, 228, 233, 245, 256, 263, 268, 279, zdjęcie autorki na okładce),
Asia Margo (s. 49, 109, 157, 213), archiwum prywatne autorki (s. 116).
Redaktor prowadząca: Natalia Ostapkowicz
Kierownik redakcji: Agnieszka Górecka
© Copyright by Barbara Pasek
© Copyright for this edition by Wydawnictwo Pascal
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy, z wyjątkiem recenzentów, którzy mogą przytoczyć krótkie fragmenty tekstu.
Bielsko-Biała 2022
Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.
ul. Zapora 25
43-382 Bielsko-Biała
tel. 338282828, fax 338282829
[email protected], www.pascal.pl
ISBN 978-83-8103-993-2