Życie do poprawki - Marta Osa - ebook + książka

Życie do poprawki ebook

Marta Osa

4,4

Opis

Życie Małgorzaty wydaje się wreszcie biec właściwym torem. Ma swoje wymarzone mieszkanie nad morzem i ukochane zachody słońca, jej kariera pisarska i internetowa się rozwija, znalazła równowagę w życiu i w relacjach z innymi. I właśnie wtedy okazuje się, że Adam, jej szkolna miłość, do której tęskniła całe życie i z którą los zetknął ją ponownie po latach, zaginął. Małgorzata rusza na ratunek. W trakcie poszukiwań dowiaduje się nowych, niepokojących rzeczy na temat dawnego ukochanego, a także wplątuje się w całkiem zaskakujące sytuacje i odkrywa, że świat ma jej jeszcze wiele do zaoferowania. Małgorzata postanawia czerpać z nowego życia pełnymi garściami. Czy uda jej się odnaleźć zaginionego? Jakie sekrety ukrywał przed Małgorzatą mężczyzna? I czy miłość znowu ją zaskoczy?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 277

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (25 ocen)
13
10
0
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ewelina2611

Dobrze spędzony czas

"Życie do poprawki" Marta Osa Lucky Wydawnictwo to druga część cyklu Kontrakt.  Wydawało się,że czeka na nas proza życia. Nic bardziej mylnego u bohaterów nie ma nudy i zawsze dzieje się coś ciekawego . Dalsze losy Adama i Małgorzaty nie pozwolą Wam się oderwać od lektury. Autorka sprytnie poprowadziła fabułę do zakończenia,którego trochę się nie spodziewałam. "Co było, już nie wróci. Trze­ba żyć dniem dzi­siej­szym, cie­szyć się każdą chwi­lą i wie­rzyć, że jest jesz­cze ja­kaś przy­szłość. Wie­rzyć, że wła­śnie wkro­czy­łeś w naj­pięk­niej­szy wiek". Małgorzata wiedzie spokojne życie. Raz będąc nad ukochanym morzem w apartamencie który otrzymała od Adama za roczny kontrakt ,raz w rodzinnym mieście. Choć zachodami i wschodami słońca nad morzem mogłaby zachwycać się przez cały rok. Niespodziewanie musi wyruszyć na Pomorze ratować swoją szkolną miłość ,bo jak się okazuje Adaś zaginął.W trakcie poszukiwań kobieta dowiaduje się niespodziewanych informacji o mężczyźnie. Do tego w życ...
10
Miroska561

Nie oderwiesz się od lektury

budująca. ..
00

Popularność




Co­py­ri­ght © Marta Osa Co­py­ri­ght © 2024 by Lucky
Pro­jekt okładki: Ilona Go­styń­ska-Rym­kie­wicz
Skład i ła­ma­nie: Mi­chał Bog­dań­ski
Re­dak­cja i ko­rekta: Bar­bara Ramza-Ko­ło­dziej­czyk
Wy­da­nie I
Ra­dom 2024
ISBN 978-83-67787-68-0
Wy­daw­nic­two Lucky ul. Że­rom­skiego 33 26-600 Ra­dom
Dys­try­bu­cja: tel. 501 506 203 48 363 83 54
e-mail: kon­takt@wy­daw­nic­two­lucky.plwww.wy­daw­nic­two­lucky.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Pro­log

W kie­szeni Mał­go­rzaty za­brzę­czał te­le­fon. Niby przed­miot bez du­szy i emo­cji, a darł się, jakby ob­dzie­rali go ze skóry, tu­dzież etui, albo wiesz­czył ja­kieś zło. Nie­ła­two było go wy­do­być z ma­łej kie­szonki. W końcu pod­dał się znie­cier­pli­wio­nym pal­com i uległ.

– Halo? – Mał­go­rzata ode­zwała się dość ofi­cjal­nie i z pewną nie­uf­no­ścią, po­nie­waż nie roz­po­znała nu­meru.

– Pani Mał­go­sia? – Głos w słu­chawce był rów­nie pod­eks­cy­to­wany, co za­nie­po­ko­jony. – Z tej strony Ma­ria. Mia­łam pani nu­mer od pana Adama... tak, wie pani... w ra­zie czego.

Te­raz do­piero sko­ja­rzyła głos. Czyżby na­de­szła pora na to... w ra­zie czego? – po­my­ślała pełna naj­gor­szych obaw. Go­spo­dyni Adama ni­gdy do niej nie dzwo­niła, choć ona sama cza­sami miała na to ochotę. Zwłasz­cza te­raz, kiedy cza­sowo opu­ściła swoje nowe lo­kum nad mo­rzem. Chciała ją pro­sić o oto­cze­nie opieką rów­nież jej miesz­ka­nia. Nie bę­dzie prze­cież jeź­dziła przez pół Pol­ski, żeby umyć okna na wio­snę czy zmie­rzyć się z ba­ła­ga­nem w nie­za­miesz­ka­łym apar­ta­men­cie. Koty z ku­rzu pew­nie już so­bie urzą­dziły nie­złą im­prezę.

– O, pani Ma­rio – za­świer­go­tała do te­le­fonu, choć ko­bieca in­tu­icja pod­po­wia­dała jej, że nie jest to wła­ściwy do oko­licz­no­ści ton. Coś mu­siało się wy­da­rzyć. – Co się stało? – spy­tała wprost.

– Wła­śnie nie wiem. Przy­je­cha­łam dziś na sta­rówkę do pana Adama, żeby jak zwy­kle po­sprzą­tać... a jego tu nie ma.

– To coś dziw­nego? Prze­cież ma pani klu­cze.

– No tak, ale Max le­żał pod drzwiami, a w miesz­ka­niu istna re­wolta.

Mał­go­rzata po­de­rwała się z miej­sca. Coś mu­siało się stać. Adam był ba­ła­ga­nia­rzem, ale nie dałby rady przez dwa dni tak za­świ­nić swo­jego oto­cze­nia, żeby za­dzi­wić swo­jego anioła po­rząd­ków. Ko­bieta za­pewne wi­działa już nie­jedno.

– Pani Ma­rio – Mał­go­rzata my­ślała bły­ska­wicz­nie. Miała wra­że­nie, że przez jej zwoje mó­zgowe prze­pływa prąd o nie­bo­tycz­nie wy­so­kim na­pię­ciu – pro­szę się nie roz­łą­czać. Mu­szę coś spraw­dzić, za­nim po­sta­no­wimy, co ro­bić da­lej.

– Do­brze, cze­kam.

Cho­lera! Co się stało? – go­rącz­ko­wała się i po­śpiesz­nie od­szu­kała w te­le­fo­nie ikonkę z ma­łym dom­kiem. Dzię­ko­wała so­bie w du­chu, że nie od­in­sta­lo­wała apli­ka­cji. – Żeby tylko był in­ter­net – za­no­siła mo­dły do wszech­moc­nego opie­kuna sieci. Jest!

Na ekra­nie te­le­fonu zo­ba­czyła pa­nią Ma­rię sto­jącą w sa­lo­nie Ada­mo­wego miesz­ka­nia po­śród pie­kiel­nego ba­ła­ganu. Ba­ła­gan to mało po­wie­dziane. Miesz­ka­nie wy­glą­dało, jakby prze­szedł przez nie taj­fun... a co naj­mniej sztorm, ale o sile dzie­sięć w skali Be­au­forta. Szaro-biały am­staff krę­cił się po po­miesz­cze­niu i czuj­nie ob­wą­chi­wał po­roz­rzu­cane przed­mioty.

– Pani Ma­rio, czy drzwi były wy­wa­żone? – ode­zwała się wresz­cie, bo wi­działa, jak ko­bieta nie­cier­pli­wie czeka na wska­zówki. – Ktoś się wła­mał?

– Nie. Otwie­ra­łam drzwi klu­czem. Pró­bo­wa­łam dzwo­nić do pana Adama, ale te­le­fon nie od­po­wiada. Jakby chłop za­padł się pod zie­mię. Mar­twię się, bo zwy­kle od­dzwa­niał.

– Okej. Pro­szę za­brać Maxa do sie­bie. Jesz­cze dziś, a naj­póź­niej ju­tro przed po­łu­dniem będę u pani.

– We­zwać po­li­cję?

– Nie! – Za­re­ago­wała może tro­chę zbyt ner­wowo. – Do zwy­kłego ba­ła­ganu? – spu­ściła nieco z tonu. – Ob­śmieją pa­nią i bę­dzie pani miała z tym mnó­stwo pro­ble­mów. Przy­jadę i wszystko za­ła­twię. Pro­szę tylko za­opie­ko­wać się psem i za­mknąć miesz­ka­nie.

– Do­brze. – W gło­sie go­sposi Mał­go­rzata usły­szała ulgę i coś jesz­cze... lęk. – Pani Go­siu... chyba nic mu się nie stało, co?

– Nie. Na pewno nie. Ten fa­cet ma w ży­ciu farta – uspo­ka­jała ją, choć sama nie wie­działa, co o tym my­śleć. – Znaj­dzie się. Spo­koj­nie.

Roz­dział I

Ma­rze­nia do speł­nie­nia

Mał­go­rzata opu­ściła wy­brzeże do­piero pod ko­niec paź­dzier­nika. Aura ła­ska­wie po­zwo­liła jej na prze­dłu­że­nie so­bie lata, a i po­rzu­ce­nie na kilka mie­sięcy swo­jej cud­nej miej­scówki z wi­do­kiem na mo­rze też spra­wiało ko­bie­cie trud­no­ści. Na swój apar­ta­ment pra­co­wała przez cały rok, co nie­któ­rym wy­da­wać by się mo­gło cza­sem bar­dzo krót­kim i na­tych­miast na­su­nąć py­ta­nie: za co jej tak do­brze za­pła­cono? Krop­nęła ko­goś, czy jak? Otóż nie... wręcz prze­ciw­nie.

Od­byty roczny kon­trakt oka­zał się nie­ma­łym wy­zwa­niem, choć za­po­wia­dał so­witą na­grodę. Za­po­wia­dał, bo do końca nie była pewna uczci­wo­ści swo­jego pra­co­dawcy, Adama. Umowa spi­sana u no­ta­riu­sza spe­cjal­nie jej nie uspo­ka­jała. Mał­go­rzata znała wąt­pliwą mo­ral­ność męż­czy­zny i tylko pra­gnie­nie speł­nie­nia swo­jego ży­cio­wego ma­rze­nia: za­miesz­ka­nia na eme­ry­tu­rze nad mo­rzem, skło­niło ją do pod­ję­cia tego ry­zyka i zde­cy­do­wała się na wy­zwa­nie. I było to praw­dziwe wy­zwa­nie... Wy­zwa­nie przez duże W. Miesz­kała z Ada­mem przez rok. Dbała o jego po­wrót do zdro­wia po prze­cho­ro­wa­niu co­vidu. Nie było ła­two, bo Adam oka­zał się opor­nym ma­te­ria­łem do ob­róbki. Do tego nie­zbyt sym­pa­tycz­nym. Prze­trwała jed­nak i speł­niła swoje ma­rze­nie. Jak tego do­ko­nała? W mo­men­cie kiedy po­sta­no­wiła, że bę­dzie go trak­to­wać do­kład­nie tak, jak on ją trak­to­wał, za­da­nie oka­zało się nie tak straszne, jak pier­wot­nie za­kła­dała. Mo­men­tami by­wało na­wet dość za­bawne.

Pod ko­niec lata już ze swo­jego bal­konu upa­jała się wi­do­kiem za­cho­dzą­cego słońca. Ni­gdy nie miała go dość. Żal jej było wy­jeż­dżać, wie­działa jed­nak, że w każ­dej chwili może wró­cić na wy­brzeże. Bez szu­ka­nia kwa­tery, prze­li­cza­nia kosz­tów, za­sta­na­wia­nia się, na jak długi po­byt ją stać. Te­raz mo­gła już tam miesz­kać na okrą­gło. Te­raz był to jej drugi dom. We wrze­śniu go­ściła u sie­bie świeżo roz­wie­dzioną z Ada­mem El­wirę, ale dzięki cza­so­wej nie­obec­no­ści nad mo­rzem by­łego męża przy­ja­ciółki udało się Mał­go­rza­cie za­cho­wać w ta­jem­nicy przy­jaźń z byłą żoną Adama, swo­jego chło­paka, wiel­kiej mi­ło­ści z cza­sów szkoły śred­niej. Uznała ta­jem­nicę za do­bre roz­wią­za­nie.

– Nie kusi cię, by rzu­cić mu w twarz te wszyst­kie kłam­stwa, któ­rymi my­dlił ci oczy? – do­py­ty­wała El­wira, kiedy owi­nięte w koce sie­działy na bal­ko­nie, ga­piąc się na mo­rze i są­cząc z kie­lisz­ków czer­wone wino.

– Kusi – przy­znała na­tych­miast. – Tylko po co? Co to zmieni? – za­py­tała i spoj­rzała na przy­ja­ciółkę. W ostat­nim cza­sie na­uczyła się za­cho­wy­wać pewne ar­gu­menty na spe­cjalne oka­zje. Na oka­zje, w któ­rych uży­cie ich bę­dzie spek­ta­ku­larne. To trudna do opa­no­wa­nia sztuka, zwłasz­cza dla niej... mi­strzyni szyb­kiej ri­po­sty. I nie­stety, cza­sami mało prze­my­śla­nej. Zda­rzało się jed­nak, że spe­cjalna oka­zja do uży­cia taj­nej wer­bal­nej broni nie nad­cho­dziła i dia­bli brali skrzęt­nie przy­go­to­wy­wane mowy. Trudno, tak też cza­sem bywa.

– Mia­ła­byś sa­tys­fak­cję.

– Pew­nie wąt­pliwą – rze­kła i uśmiech­nęła się kwa­śno. – Prze­cież wy­da­łoby się rów­nież, że znamy się od dawna i przez ten rok ukry­wa­łam na­szą za­ży­łość. To jak­bym kła­mała. Wy­szła­bym na hi­po­krytkę.

– Może tro­chę tak – przy­znała jej ra­cję El­wira. – Ale za­raz tam kła­mała... – Wy­dęła wargi i wzru­szyła ra­mio­nami. A jesz­cze tak nie­dawno wy­rzu­cały Ada­mowi mo­ral­ność Ka­lego.

– Wiesz co, El­wira?

– No?

– Za­sta­na­wiam się nad wy­ceną mo­ich usług. Je­den rok „służby” – pal­cami wska­zała na cu­dzy­słów, bo strasz­nie nie lu­biła tak o swo­jej mi­sji my­śleć – i taka so­wita wy­płata. Dla­czego tak prze­pła­cił? Bo prze­pła­cił, prawda?

– Mał­goś, nie bądź na­iwna! – El­wira od­wró­ciła się w stronę przy­ja­ciółki i spoj­rzała na nią z po­li­to­wa­niem. – To fa­cet, który po­trze­buje ob­sługi.

– Ale to bar­dzo drogi ser­wis. No i prze­cież ma pa­nią Ma­rię.

El­wira prych­nęła po­gar­dli­wie. Po­my­ślała, że przez ten czas Mał­go­rzata po­winna była roz­gryźć jej by­łego.

– Ocze­kuje to­wa­rzy­stwa na okrą­gło – do­pre­cy­zo­wała. – Nie po­trafi żyć sam. Musi mieć swo­jego chłopca do bi­cia. W tym wy­padku – wska­zała dło­nią, w któ­rej dzier­żyła kie­li­szek – ko­bietę do do­ku­cza­nia jej. Pani Ma­ria szybko kop­nę­łaby go w ty­łek. Kto wtedy dbałby o jego dom?

Mał­go­rzata za­my­śliła się. Przez mie­siące ob­ser­wa­cji sy­now­sko-mat­czy­nej re­la­cji Adama z pa­nią Ma­rią, jej tro­ski o ba­ła­ga­nia­rza i jego sza­cunku do ko­biety zro­zu­miała, że z tego układu nie po­tra­fiłby zre­zy­gno­wać. Ko­biety przy­cho­dziły i od­cho­dziły, ale pani Ma­ria była kimś wy­jąt­ko­wym. Była do­brym du­chem jego domu. Zgi­nąłby bez niej. I był tego świa­dom.

– No, może. Co nie zmie­nia faktu, że to i tak cho­ler­nie wy­so­kie wy­na­gro­dze­nie.

– Na­dal nic nie ro­zu­miesz? – El­wira nieco szy­der­czo uśmie­chała się do Mał­go­rzaty. – On chciał cię prze­ko­nać, że­byś z nim zo­stała już na za­wsze.

Mał­go­rzata po­my­ślała o dro­gich pre­zen­tach, bo­ga­tych za­ku­pach i obiet­ni­cach do­stat­niego ży­cia u jego boku. Tak, El­wira miała ra­cję, chciał ją za­trzy­mać przy so­bie. Na­wet bez uczu­cia żad­nej ze stron. To była forma prze­kup­stwa, ale cho­dziło mu wy­łącz­nie o wy­godę i to­wa­rzy­stwo. Prze­cież na­wet jej to po­wie­dział... i to nie był żart. Nie­stety.

– Mo­żesz mieć ra­cję – szep­nęła bar­dziej do kie­liszka niż do przy­ja­ciółki. – Ale i tak dużo po­świę­cił.

– Może. Ale nie jest głupi. Prze­zor­nie ulo­ko­wał cię bli­sko sie­bie – wy­ja­śniła jej za­my­ślona El­wira – żeby mieć cię pod ręką.

Przez chwilę mil­czały za­to­pione każda w swo­ich my­ślach. Słońce też to­nęło w czar­nej ot­chłani, ale ono nie miało ta­kich pro­ble­mów. Rano wy­chyli się z dru­giej strony i roz­iskrzy świat, da­jąc wszyst­kim ży­ją­cym isto­tom na­dzieję na piękny dzień. Ze­trze dy­le­maty bez­sen­nych nocy i roz­świe­tli mroczne drogi. Od­goni tro­ski na drugą stronę mo­rza i do­piero gdy samo znów uto­nie w od­mę­tach mo­rza, po­zwoli stro­ska­nym nu­rzać się w my­ślach aż do świtu. Ale tylko do świtu.

– Więc nie po­wiesz mu o nas?

– Jesz­cze nie wiem – od­po­wie­działa Mał­go­rzata i wzru­szyła ra­mio­nami. – Może ja­koś samo wyj­dzie.

Nie spa­liła mo­stów po­mię­dzy nimi, choć po­kusa była wielka. Przez rok ściem­niał jej o swoim mał­żeń­stwie i nie naj­le­piej przed­sta­wiał w tych opo­wie­ściach El­wirę. Mał­go­rzata jed­nak pa­mię­tała, co po­wie­działa jej jego już była żona: za­wsze wy­słu­chaj obu hi­sto­rii. Prawda zwy­kle leży gdzieś po­środku, choć tok­syczny czło­wiek śro­dek bę­dzie prze­cią­gał do sie­bie. W jego opo­wie­ści druga strona za­wsze bę­dzie czar­nym cha­rak­te­rem, a on ofiarą jej pod­łych po­stęp­ków. Bądź czujna. Więc była.

Ko­niec koń­ców na po­czątku li­sto­pada po­wró­ciła do swo­jego domu na za­cho­dzie Pol­ski, ale nie stra­ciła kon­taktu z nowo po­zy­ska­nymi przy­ja­ciółmi. Młoda Ka­ro­lina wciąż mo­de­ro­wała jej stronę au­tor­ską, ba­wiąc się przy tym i speł­nia­jąc ma­rze­nie o by­ciu po­trzebną i ważną. Czę­sto roz­ma­wiały, jakby się ni­gdy nie roz­stały. Co prawda plot­ko­wały już nie nad fi­li­żanką kawy i pysz­nym to­rem bez­owym, ale rów­nie efek­tyw­nie. Piły kawę i pa­trzyły so­bie w oczy, choć każda u sie­bie. I wciąż ob­ra­biały tyłki tym nie­obec­nym.

Nowa po­wieść Mał­go­rzaty zo­stała przy­jęta w wy­daw­nic­twie i trwały prace nad jej re­dak­cją. Mał­go­rzata cie­szyła się za­po­wie­dzią wy­da­nia re­la­cji z rocz­nego kon­traktu ubar­wio­nego jej roz­bu­jałą wy­obraź­nią. Świet­nie się przy pi­sa­niu ba­wiła i ży­wiła na­dzieję, iż sprawi czy­tel­nicz­kom po­dobną frajdę.

– Ka­ro­lina. – Mał­go­rzata ode­zwała się, jak tylko ustał sy­gnał w te­le­fo­nie. – Masz chwilę?

– Na­wet dwie – za­śmiała się. – Co tam, Mał­goś?

– Za­dzwo­niła do mnie pani Ma­ria od Adama.

– Ta cu­downa ko­bieta, co to nie wie­dzieć czemu trak­tuje go jak syna?

– No wła­śnie. Słu­chaj. – Nadała swo­jemu gło­sowi nieco ostrzej­szy ton, żeby Ka­ro­lina usta­wiła się na od­biór i prze­stała traj­ko­tać. Nie dzwo­niła bo­wiem tylko na po­ga­duszki. – Coś wy­da­rzyło się w miesz­ka­niu Adama. Kiedy przy­szła do pracy, Max sie­dział pod za­mknię­tymi drzwiami, a w domu był istny saj­gon.

– O, cho­lera!

– Cho­lera, cho­lera... – po­wtó­rzyła za nią. – Jego te­le­fon nie od­po­wiada, jakby fa­cet za­padł się pod zie­mię.

– Coś zgi­nęło?

– A skąd mam to wie­dzieć? Nie trzy­mał forsy w domu... chyba. Ale miał wiele in­nych cen­nych rze­czy. Choćby jego ze­ga­rek można by pew­nie wy­mie­nić na małe au­tko.

Mał­go­rzata pa­mię­tała piękny lśniący zło­tem ze­ga­rek, który do­peł­nił świą­teczno-syl­we­stro­wej sty­li­za­cji jej od­chu­dzo­nego pod­opiecz­nego. Mu­siał być bar­dzo cenny. Adam lu­bił dro­gie rze­czy i ta­kimi też ją ob­da­ro­wy­wał, kiedy z nim miesz­kała. Uwa­żał, że skoro była na jego utrzy­ma­niu, to mu­siał. Uzna­wał to za swój mę­ski obo­wią­zek. O to aku­rat się z nim nie kłó­ciła. Te­raz do­piero zro­zu­miała, że to była rzu­cana roz­myśl­nie za­nęta.

– Mó­wi­łam, że trzeba do­ło­żyć do tego szpiega na­gry­wa­nie. Już by­śmy wie­działy, co się wy­da­rzyło.

– No coś ty! Wszystko by się wy­sy­pało. Ka­merki udało mi się ukryć, ale z na­gry­wa­niem nie by­łoby już tak ła­two.

– Są spo­soby!

– Ka­ro­lina! Nie chrzań! Prze­cież cho­dziło mi tylko o spraw­dze­nie, czy mnie nie pod­gląda. No i o te na­gry­wane dziew­czyny. Nie mia­łam za­miaru wy­dać for­tuny na sprzęt do szpie­go­wa­nia. Co to ja je­stem... agent zero zero sie­dem?

Mał­go­rzatę obu­rzyła wia­do­mość, że Adam po­su­wał się do na­gry­wa­nia seksu z mło­dymi ko­bie­tami. Ka­merki w jego miesz­ka­niu miały sta­no­wić jej za­bez­pie­cze­nie, choć na nie­wiele się przy­dały. Może tylko do tego, żeby prze­ko­nać się o wia­ry­god­no­ści in­for­ma­cji o jego pod­łych czy­nach... zo­rien­to­wała się bo­wiem, że i ją pod­glą­dał. Tylko po co?

– A jego lap­top?

– Co: lap­top?

– Czy znik­nął?

– Cze­kaj chwilę – po­wie­działa Mał­go­rzata i od­pa­liła pod­gląd. – Cze­kaj... sy­pial­nia... nie ma!

– Może jest w sa­lo­nie?

Mał­go­rzata go­rącz­kowo prze­glą­dała wi­dok z sa­lonu. Pró­bo­wała po­więk­szać ob­raz, co nie szło jej naj­le­piej. Nie na­brała wprawy w pod­glą­da­niu Adama. Szybko jej się to znu­dziło, a może po pro­stu się przy­zwy­cza­iła do by­cia na wi­zji i prze­stało jej to prze­szka­dzać.

– Nie ma. W moim po­koju też nie – do­dała po chwili. Tak na­zy­wała po­kój, w któ­rym od­by­wała roczny wy­rok. – In­nych po­miesz­czeń już nie wi­dzę.

– Co zro­bisz? Przy­je­dziesz?

– Ja­sne. Pani Ma­ria spa­ni­ko­wała. Nie chcę, żeby po­wia­do­miła po­li­cję.

– Nie?

– Ka­ro­lina, zgłu­pia­łaś? – za­py­tała obu­rzona. – Prze­cież oni szybko znajdą mój pod­gląd. Jak się wy­tłu­ma­czę? Mu­szę go stam­tąd usu­nąć.

– Słusz­nie.

– Kiedy za­gi­nęła Nadia, to mó­wi­łaś, że te sprawy za­ła­twia się ina­czej.

– Prawda, mó­wi­łam – przy­znała jej ra­cję. – Mu­sisz przy­je­chać.

– Wiem.

– Mał­goś... to ty je­steś jed­nak ko­bietą ma­fii, wiesz?

– Ja­sna cho­lera! – za­klęła. – Przy­jadę. Przy­go­tuj ma­czetę. Znaj­dziemy go.

Ka­ro­lina odło­żyła te­le­fon.

Z tą ma­czetą to chyba jed­nak prze­sa­dziła – po­my­ślała, ale za­raz przy­po­mniała so­bie, z jaką grozą opo­wia­dała Gosi o tym na­rzę­dziu z ba­gaż­nika Zi­biego. To wtedy po­dej­rze­wała na­rze­czo­nego zna­jo­mej o mor­der­cze za­pędy i tro­chę bała się o Nadię, choć wcale nie lu­biła na­dę­tej praw­niczki. Nadia jed­nak nie umarła, tylko zwy­czaj­nie zwiała speł­niać swoje ak­tor­skie ma­rze­nia w roz­krę­co­nym przez sie­bie in­te­re­sie. Wtedy też nie po­wia­do­miono po­li­cji. Ta­kie sprawy za­ła­twiało się we wła­snym gro­nie.

Może Adam jest u Nadii? – za­sta­na­wiała się. Prze­cież był w niej kie­dyś za­ko­chany i choć wy­raź­nie im nie wy­szło, to ża­ło­wał stra­co­nej mi­ło­ści. – Tylko dla­czego się nie od­zywa?

Im dłu­żej my­ślała o kontr­ak­cie Mał­go­rzaty i o swo­jej współ­pracy z pi­sarką, tym bar­dziej na­bie­rała prze­ko­na­nia, że po­dą­ża­nie za ma­rze­niami może stać się ce­lem w ży­ciu... choć jak się oka­zuje, cza­sami czło­wiek sam staje się ce­lem. Co stało się z za­du­fa­nym w so­bie pod­sta­rza­łym play­boyem? Czy po­gnał za ma­rze­niem? Czy to może ma­rze­nia o praw­dzi­wej mi­ło­ści po­go­niły mu kota? Czy wy­lą­do­wał w świe­cie swo­jej Nadii i znów od­grywa na­rzu­coną mu rolę?

Cóż, róż­nie są ma­rze­nia. Nie­które z nich koń­czą się w eks­klu­zyw­nym bur­delu, ubrane w pe­ruki, ma­ski i strój z epoki. Jak w te­atrze. Ale prze­cież ży­cie to te­atr.

Mał­go­rzata wrzu­cała do wa­lizki zu­peł­nie przy­pad­kowe ciu­chy. Nie mo­gła ze­brać my­śli, przez co wy­bór wła­ści­wej gar­de­roby stał się nie lada wy­zwa­niem. Kwiet­niowa po­goda po­tra­fiła za­ska­ki­wać. Na szczę­ście część ciu­chów wciąż miała w miesz­ka­niu nad mo­rzem. Te­raz dzie­liła swoje ży­cie na dwa domy, ale nie było to żadną udręką. Za­pa­ko­wała wa­lizkę do ba­gaż­nika swo­jego mi­niautka, bo tym ra­zem po­sta­no­wiła po­ko­nać drogę sa­mo­dziel­nie. Na sa­mo­chód od Adama prze­cież już nie mo­gła li­czyć. Po­je­dzie swoim. A co tam... je­śli źle wy­bie­rze zjazd z drogi szyb­kiego ru­chu, to naj­wy­żej po­dróż po­trwa kilka go­dzin dłu­żej. Taki pa­ra­doks szyb­kich tras.

Wzięła do ręki te­le­fon i wy­brała nu­mer El­wiry. Przy­ja­ciółka po­winna chyba wie­dzieć, co dzieje się z jej by­łym mę­żem. Mał­go­rza­cie na­wet nie przy­szło do głowy, że Adam może być wła­śnie u El­wiry lub w ja­kimś bez­piecz­nym miej­scu, do któ­rego do­tarł z wła­snej woli, bo nie zo­sta­wiłby Maxa. Wszę­dzie za­bie­rał swo­jego pu­pila.

El­wira od­rzu­ciła roz­mowę.

Może jest w pracy? – po­my­ślała Mał­go­rzata. Jed­nak już po chwili przy­szedł SMS: „Na­pisz ma­ila. Mam za­pa­le­nie krtani. Stra­ci­łam głos”.

Jako że Mał­go­rzata po­sta­no­wiła wy­brać się w drogę z sa­mego rana (za­wsze w końcu le­piej błą­dzić po dro­gach za dnia niż po zmierz­chu), miała czas i sia­dła do lap­topa.

El­wirko, Twój eks znik­nął. Nie mam po­ję­cia, czy Cię to ucie­szy czy też może zmar­twi, bo pa­mię­tam, ja­kie mia­łaś in­ten­cje do swo­ich me­dy­ta­cji... Cho­lera, one pew­nie się za­częły ma­ni­fe­sto­wać. Je­śli Tyś to spra­wiła, to masz, ko­bieto, wielką moc. Nie py­tam na­wet, czy Adam u Cie­bie jest, bo nie zo­sta­wiłby Maxa. Coś mu­siało się wy­da­rzyć, w cha­cie miał istny ki­pisz. Znacz­nie gor­szy, niż zwy­kle mie­wał w swoim au­cie. Ktoś prze­trzą­snął mu miesz­ka­nie. Chyba znik­nął jego lap­top. Pani Ma­ria mnie za­alar­mo­wała, więc ju­tro rano jadę z od­sie­czą. Je­śli masz ja­kieś po­dej­rze­nia, do­my­sły, to od­puść ga­dowi i pod­po­wiedz. Nie pro­po­nuję Ci wy­jazdu, bo pew­nie wciąż nie ży­czysz mu naj­le­piej. Ca­łusy, Mał­go­rzata

Dziwna to była re­la­cja. El­wira, była żona Adama, i Mał­go­rzata, jego była wielka mi­łość z mło­do­ści, którą po­rzu­cił wła­śnie dla tejże żony. Po­znały się przez przy­pa­dek na FB i kiedy zna­la­zły wspólny te­mat do roz­mów, bar­dzo się do sie­bie zbli­żyły. Mał­go­rzata ce­niła so­bie tę zna­jo­mość, choć to wła­śnie El­wira ode­brała jej ma­rze­nia o pięk­nej przy­szło­ści u boku uko­cha­nego. Kiedy po­znała bli­żej ży­cie dru­giej ko­biety, a ra­czej strzępy z ży­cia, które po­szar­pał jej mąż, już nie ża­ło­wała stra­co­nych ma­rzeń. Jej aż tak się w ży­ciu nie obe­rwało. Choć przez kil­ka­na­ście lat słodko nie było.

Te­raz obie cie­szyły się wol­no­ścią i dość wy­god­nym ży­ciem. Bez Adama. I bez bólu. Za to z na­dzieją, że naj­lep­sze jesz­cze przed nimi.

Mał­goś, nie mam po­ję­cia, co się mo­gło stać. Pew­nie nic strasz­nego... pa­mię­taj, złego dia­bli nie biorą. Każdy po­wód jest do­bry, żeby wy­je­chać nad mo­rze. Ten rów­nież. Po­goda jesz­cze nie naj­gor­sza, więc baw się do­brze. Ja mu­szę wy­le­żeć cho­robę i mam tro­chę ro­boty w domu. Zresztą, masz ra­cję, niech nie wie, że się znamy. In­for­muj mnie, co się dzieje, choć po­winno mi to wi­sieć. Ni­gdy się o mnie nie trosz­czył, a o tego ła­cia­tego psiaka dba bar­dziej niż o wła­sne dzieci. Ra­czej mar­twię się o Cie­bie. Nie wpa­kuj się w żadną aferę, bo fa­cet nie jest tego wart. Weź na wstrzy­ma­nie i za­cho­wuj dy­stans albo przy­naj­mniej uwa­żaj na sie­bie. Ści­skam, El­wira

El­wira wstała od kom­pu­tera i po­de­szła do blatu ku­chen­nego do­koń­czyć przy­go­to­wy­wa­nie ko­la­cji. Wzięła de­skę z se­rami i wę­dli­nami, ko­szy­czek z pie­czy­wem i we­szła do ja­dalni.

– No, dzie­ciaki, chodź­cie na ko­la­cję! – za­wo­łała, kie­ru­jąc głos w stronę pię­tra. – Trzeba coś po­sta­no­wić.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki