Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Życie Małgorzaty wydaje się wreszcie biec właściwym torem. Ma swoje wymarzone mieszkanie nad morzem i ukochane zachody słońca, jej kariera pisarska i internetowa się rozwija, znalazła równowagę w życiu i w relacjach z innymi. I właśnie wtedy okazuje się, że Adam, jej szkolna miłość, do której tęskniła całe życie i z którą los zetknął ją ponownie po latach, zaginął. Małgorzata rusza na ratunek. W trakcie poszukiwań dowiaduje się nowych, niepokojących rzeczy na temat dawnego ukochanego, a także wplątuje się w całkiem zaskakujące sytuacje i odkrywa, że świat ma jej jeszcze wiele do zaoferowania. Małgorzata postanawia czerpać z nowego życia pełnymi garściami. Czy uda jej się odnaleźć zaginionego? Jakie sekrety ukrywał przed Małgorzatą mężczyzna? I czy miłość znowu ją zaskoczy?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 277
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Prolog
W kieszeni Małgorzaty zabrzęczał telefon. Niby przedmiot bez duszy i emocji, a darł się, jakby obdzierali go ze skóry, tudzież etui, albo wieszczył jakieś zło. Niełatwo było go wydobyć z małej kieszonki. W końcu poddał się zniecierpliwionym palcom i uległ.
– Halo? – Małgorzata odezwała się dość oficjalnie i z pewną nieufnością, ponieważ nie rozpoznała numeru.
– Pani Małgosia? – Głos w słuchawce był równie podekscytowany, co zaniepokojony. – Z tej strony Maria. Miałam pani numer od pana Adama... tak, wie pani... w razie czego.
Teraz dopiero skojarzyła głos. Czyżby nadeszła pora na to... w razie czego? – pomyślała pełna najgorszych obaw. Gospodyni Adama nigdy do niej nie dzwoniła, choć ona sama czasami miała na to ochotę. Zwłaszcza teraz, kiedy czasowo opuściła swoje nowe lokum nad morzem. Chciała ją prosić o otoczenie opieką również jej mieszkania. Nie będzie przecież jeździła przez pół Polski, żeby umyć okna na wiosnę czy zmierzyć się z bałaganem w niezamieszkałym apartamencie. Koty z kurzu pewnie już sobie urządziły niezłą imprezę.
– O, pani Mario – zaświergotała do telefonu, choć kobieca intuicja podpowiadała jej, że nie jest to właściwy do okoliczności ton. Coś musiało się wydarzyć. – Co się stało? – spytała wprost.
– Właśnie nie wiem. Przyjechałam dziś na starówkę do pana Adama, żeby jak zwykle posprzątać... a jego tu nie ma.
– To coś dziwnego? Przecież ma pani klucze.
– No tak, ale Max leżał pod drzwiami, a w mieszkaniu istna rewolta.
Małgorzata poderwała się z miejsca. Coś musiało się stać. Adam był bałaganiarzem, ale nie dałby rady przez dwa dni tak zaświnić swojego otoczenia, żeby zadziwić swojego anioła porządków. Kobieta zapewne widziała już niejedno.
– Pani Mario – Małgorzata myślała błyskawicznie. Miała wrażenie, że przez jej zwoje mózgowe przepływa prąd o niebotycznie wysokim napięciu – proszę się nie rozłączać. Muszę coś sprawdzić, zanim postanowimy, co robić dalej.
– Dobrze, czekam.
Cholera! Co się stało? – gorączkowała się i pośpiesznie odszukała w telefonie ikonkę z małym domkiem. Dziękowała sobie w duchu, że nie odinstalowała aplikacji. – Żeby tylko był internet – zanosiła modły do wszechmocnego opiekuna sieci. Jest!
Na ekranie telefonu zobaczyła panią Marię stojącą w salonie Adamowego mieszkania pośród piekielnego bałaganu. Bałagan to mało powiedziane. Mieszkanie wyglądało, jakby przeszedł przez nie tajfun... a co najmniej sztorm, ale o sile dziesięć w skali Beauforta. Szaro-biały amstaff kręcił się po pomieszczeniu i czujnie obwąchiwał porozrzucane przedmioty.
– Pani Mario, czy drzwi były wyważone? – odezwała się wreszcie, bo widziała, jak kobieta niecierpliwie czeka na wskazówki. – Ktoś się włamał?
– Nie. Otwierałam drzwi kluczem. Próbowałam dzwonić do pana Adama, ale telefon nie odpowiada. Jakby chłop zapadł się pod ziemię. Martwię się, bo zwykle oddzwaniał.
– Okej. Proszę zabrać Maxa do siebie. Jeszcze dziś, a najpóźniej jutro przed południem będę u pani.
– Wezwać policję?
– Nie! – Zareagowała może trochę zbyt nerwowo. – Do zwykłego bałaganu? – spuściła nieco z tonu. – Obśmieją panią i będzie pani miała z tym mnóstwo problemów. Przyjadę i wszystko załatwię. Proszę tylko zaopiekować się psem i zamknąć mieszkanie.
– Dobrze. – W głosie gosposi Małgorzata usłyszała ulgę i coś jeszcze... lęk. – Pani Gosiu... chyba nic mu się nie stało, co?
– Nie. Na pewno nie. Ten facet ma w życiu farta – uspokajała ją, choć sama nie wiedziała, co o tym myśleć. – Znajdzie się. Spokojnie.
Rozdział I
Marzenia do spełnienia
Małgorzata opuściła wybrzeże dopiero pod koniec października. Aura łaskawie pozwoliła jej na przedłużenie sobie lata, a i porzucenie na kilka miesięcy swojej cudnej miejscówki z widokiem na morze też sprawiało kobiecie trudności. Na swój apartament pracowała przez cały rok, co niektórym wydawać by się mogło czasem bardzo krótkim i natychmiast nasunąć pytanie: za co jej tak dobrze zapłacono? Kropnęła kogoś, czy jak? Otóż nie... wręcz przeciwnie.
Odbyty roczny kontrakt okazał się niemałym wyzwaniem, choć zapowiadał sowitą nagrodę. Zapowiadał, bo do końca nie była pewna uczciwości swojego pracodawcy, Adama. Umowa spisana u notariusza specjalnie jej nie uspokajała. Małgorzata znała wątpliwą moralność mężczyzny i tylko pragnienie spełnienia swojego życiowego marzenia: zamieszkania na emeryturze nad morzem, skłoniło ją do podjęcia tego ryzyka i zdecydowała się na wyzwanie. I było to prawdziwe wyzwanie... Wyzwanie przez duże W. Mieszkała z Adamem przez rok. Dbała o jego powrót do zdrowia po przechorowaniu covidu. Nie było łatwo, bo Adam okazał się opornym materiałem do obróbki. Do tego niezbyt sympatycznym. Przetrwała jednak i spełniła swoje marzenie. Jak tego dokonała? W momencie kiedy postanowiła, że będzie go traktować dokładnie tak, jak on ją traktował, zadanie okazało się nie tak straszne, jak pierwotnie zakładała. Momentami bywało nawet dość zabawne.
Pod koniec lata już ze swojego balkonu upajała się widokiem zachodzącego słońca. Nigdy nie miała go dość. Żal jej było wyjeżdżać, wiedziała jednak, że w każdej chwili może wrócić na wybrzeże. Bez szukania kwatery, przeliczania kosztów, zastanawiania się, na jak długi pobyt ją stać. Teraz mogła już tam mieszkać na okrągło. Teraz był to jej drugi dom. We wrześniu gościła u siebie świeżo rozwiedzioną z Adamem Elwirę, ale dzięki czasowej nieobecności nad morzem byłego męża przyjaciółki udało się Małgorzacie zachować w tajemnicy przyjaźń z byłą żoną Adama, swojego chłopaka, wielkiej miłości z czasów szkoły średniej. Uznała tajemnicę za dobre rozwiązanie.
– Nie kusi cię, by rzucić mu w twarz te wszystkie kłamstwa, którymi mydlił ci oczy? – dopytywała Elwira, kiedy owinięte w koce siedziały na balkonie, gapiąc się na morze i sącząc z kieliszków czerwone wino.
– Kusi – przyznała natychmiast. – Tylko po co? Co to zmieni? – zapytała i spojrzała na przyjaciółkę. W ostatnim czasie nauczyła się zachowywać pewne argumenty na specjalne okazje. Na okazje, w których użycie ich będzie spektakularne. To trudna do opanowania sztuka, zwłaszcza dla niej... mistrzyni szybkiej riposty. I niestety, czasami mało przemyślanej. Zdarzało się jednak, że specjalna okazja do użycia tajnej werbalnej broni nie nadchodziła i diabli brali skrzętnie przygotowywane mowy. Trudno, tak też czasem bywa.
– Miałabyś satysfakcję.
– Pewnie wątpliwą – rzekła i uśmiechnęła się kwaśno. – Przecież wydałoby się również, że znamy się od dawna i przez ten rok ukrywałam naszą zażyłość. To jakbym kłamała. Wyszłabym na hipokrytkę.
– Może trochę tak – przyznała jej rację Elwira. – Ale zaraz tam kłamała... – Wydęła wargi i wzruszyła ramionami. A jeszcze tak niedawno wyrzucały Adamowi moralność Kalego.
– Wiesz co, Elwira?
– No?
– Zastanawiam się nad wyceną moich usług. Jeden rok „służby” – palcami wskazała na cudzysłów, bo strasznie nie lubiła tak o swojej misji myśleć – i taka sowita wypłata. Dlaczego tak przepłacił? Bo przepłacił, prawda?
– Małgoś, nie bądź naiwna! – Elwira odwróciła się w stronę przyjaciółki i spojrzała na nią z politowaniem. – To facet, który potrzebuje obsługi.
– Ale to bardzo drogi serwis. No i przecież ma panią Marię.
Elwira prychnęła pogardliwie. Pomyślała, że przez ten czas Małgorzata powinna była rozgryźć jej byłego.
– Oczekuje towarzystwa na okrągło – doprecyzowała. – Nie potrafi żyć sam. Musi mieć swojego chłopca do bicia. W tym wypadku – wskazała dłonią, w której dzierżyła kieliszek – kobietę do dokuczania jej. Pani Maria szybko kopnęłaby go w tyłek. Kto wtedy dbałby o jego dom?
Małgorzata zamyśliła się. Przez miesiące obserwacji synowsko-matczynej relacji Adama z panią Marią, jej troski o bałaganiarza i jego szacunku do kobiety zrozumiała, że z tego układu nie potrafiłby zrezygnować. Kobiety przychodziły i odchodziły, ale pani Maria była kimś wyjątkowym. Była dobrym duchem jego domu. Zginąłby bez niej. I był tego świadom.
– No, może. Co nie zmienia faktu, że to i tak cholernie wysokie wynagrodzenie.
– Nadal nic nie rozumiesz? – Elwira nieco szyderczo uśmiechała się do Małgorzaty. – On chciał cię przekonać, żebyś z nim została już na zawsze.
Małgorzata pomyślała o drogich prezentach, bogatych zakupach i obietnicach dostatniego życia u jego boku. Tak, Elwira miała rację, chciał ją zatrzymać przy sobie. Nawet bez uczucia żadnej ze stron. To była forma przekupstwa, ale chodziło mu wyłącznie o wygodę i towarzystwo. Przecież nawet jej to powiedział... i to nie był żart. Niestety.
– Możesz mieć rację – szepnęła bardziej do kieliszka niż do przyjaciółki. – Ale i tak dużo poświęcił.
– Może. Ale nie jest głupi. Przezornie ulokował cię blisko siebie – wyjaśniła jej zamyślona Elwira – żeby mieć cię pod ręką.
Przez chwilę milczały zatopione każda w swoich myślach. Słońce też tonęło w czarnej otchłani, ale ono nie miało takich problemów. Rano wychyli się z drugiej strony i roziskrzy świat, dając wszystkim żyjącym istotom nadzieję na piękny dzień. Zetrze dylematy bezsennych nocy i rozświetli mroczne drogi. Odgoni troski na drugą stronę morza i dopiero gdy samo znów utonie w odmętach morza, pozwoli stroskanym nurzać się w myślach aż do świtu. Ale tylko do świtu.
– Więc nie powiesz mu o nas?
– Jeszcze nie wiem – odpowiedziała Małgorzata i wzruszyła ramionami. – Może jakoś samo wyjdzie.
Nie spaliła mostów pomiędzy nimi, choć pokusa była wielka. Przez rok ściemniał jej o swoim małżeństwie i nie najlepiej przedstawiał w tych opowieściach Elwirę. Małgorzata jednak pamiętała, co powiedziała jej jego już była żona: zawsze wysłuchaj obu historii. Prawda zwykle leży gdzieś pośrodku, choć toksyczny człowiek środek będzie przeciągał do siebie. W jego opowieści druga strona zawsze będzie czarnym charakterem, a on ofiarą jej podłych postępków. Bądź czujna. Więc była.
Koniec końców na początku listopada powróciła do swojego domu na zachodzie Polski, ale nie straciła kontaktu z nowo pozyskanymi przyjaciółmi. Młoda Karolina wciąż moderowała jej stronę autorską, bawiąc się przy tym i spełniając marzenie o byciu potrzebną i ważną. Często rozmawiały, jakby się nigdy nie rozstały. Co prawda plotkowały już nie nad filiżanką kawy i pysznym torem bezowym, ale równie efektywnie. Piły kawę i patrzyły sobie w oczy, choć każda u siebie. I wciąż obrabiały tyłki tym nieobecnym.
Nowa powieść Małgorzaty została przyjęta w wydawnictwie i trwały prace nad jej redakcją. Małgorzata cieszyła się zapowiedzią wydania relacji z rocznego kontraktu ubarwionego jej rozbujałą wyobraźnią. Świetnie się przy pisaniu bawiła i żywiła nadzieję, iż sprawi czytelniczkom podobną frajdę.
– Karolina. – Małgorzata odezwała się, jak tylko ustał sygnał w telefonie. – Masz chwilę?
– Nawet dwie – zaśmiała się. – Co tam, Małgoś?
– Zadzwoniła do mnie pani Maria od Adama.
– Ta cudowna kobieta, co to nie wiedzieć czemu traktuje go jak syna?
– No właśnie. Słuchaj. – Nadała swojemu głosowi nieco ostrzejszy ton, żeby Karolina ustawiła się na odbiór i przestała trajkotać. Nie dzwoniła bowiem tylko na pogaduszki. – Coś wydarzyło się w mieszkaniu Adama. Kiedy przyszła do pracy, Max siedział pod zamkniętymi drzwiami, a w domu był istny sajgon.
– O, cholera!
– Cholera, cholera... – powtórzyła za nią. – Jego telefon nie odpowiada, jakby facet zapadł się pod ziemię.
– Coś zginęło?
– A skąd mam to wiedzieć? Nie trzymał forsy w domu... chyba. Ale miał wiele innych cennych rzeczy. Choćby jego zegarek można by pewnie wymienić na małe autko.
Małgorzata pamiętała piękny lśniący złotem zegarek, który dopełnił świąteczno-sylwestrowej stylizacji jej odchudzonego podopiecznego. Musiał być bardzo cenny. Adam lubił drogie rzeczy i takimi też ją obdarowywał, kiedy z nim mieszkała. Uważał, że skoro była na jego utrzymaniu, to musiał. Uznawał to za swój męski obowiązek. O to akurat się z nim nie kłóciła. Teraz dopiero zrozumiała, że to była rzucana rozmyślnie zanęta.
– Mówiłam, że trzeba dołożyć do tego szpiega nagrywanie. Już byśmy wiedziały, co się wydarzyło.
– No coś ty! Wszystko by się wysypało. Kamerki udało mi się ukryć, ale z nagrywaniem nie byłoby już tak łatwo.
– Są sposoby!
– Karolina! Nie chrzań! Przecież chodziło mi tylko o sprawdzenie, czy mnie nie podgląda. No i o te nagrywane dziewczyny. Nie miałam zamiaru wydać fortuny na sprzęt do szpiegowania. Co to ja jestem... agent zero zero siedem?
Małgorzatę oburzyła wiadomość, że Adam posuwał się do nagrywania seksu z młodymi kobietami. Kamerki w jego mieszkaniu miały stanowić jej zabezpieczenie, choć na niewiele się przydały. Może tylko do tego, żeby przekonać się o wiarygodności informacji o jego podłych czynach... zorientowała się bowiem, że i ją podglądał. Tylko po co?
– A jego laptop?
– Co: laptop?
– Czy zniknął?
– Czekaj chwilę – powiedziała Małgorzata i odpaliła podgląd. – Czekaj... sypialnia... nie ma!
– Może jest w salonie?
Małgorzata gorączkowo przeglądała widok z salonu. Próbowała powiększać obraz, co nie szło jej najlepiej. Nie nabrała wprawy w podglądaniu Adama. Szybko jej się to znudziło, a może po prostu się przyzwyczaiła do bycia na wizji i przestało jej to przeszkadzać.
– Nie ma. W moim pokoju też nie – dodała po chwili. Tak nazywała pokój, w którym odbywała roczny wyrok. – Innych pomieszczeń już nie widzę.
– Co zrobisz? Przyjedziesz?
– Jasne. Pani Maria spanikowała. Nie chcę, żeby powiadomiła policję.
– Nie?
– Karolina, zgłupiałaś? – zapytała oburzona. – Przecież oni szybko znajdą mój podgląd. Jak się wytłumaczę? Muszę go stamtąd usunąć.
– Słusznie.
– Kiedy zaginęła Nadia, to mówiłaś, że te sprawy załatwia się inaczej.
– Prawda, mówiłam – przyznała jej rację. – Musisz przyjechać.
– Wiem.
– Małgoś... to ty jesteś jednak kobietą mafii, wiesz?
– Jasna cholera! – zaklęła. – Przyjadę. Przygotuj maczetę. Znajdziemy go.
Karolina odłożyła telefon.
Z tą maczetą to chyba jednak przesadziła – pomyślała, ale zaraz przypomniała sobie, z jaką grozą opowiadała Gosi o tym narzędziu z bagażnika Zibiego. To wtedy podejrzewała narzeczonego znajomej o mordercze zapędy i trochę bała się o Nadię, choć wcale nie lubiła nadętej prawniczki. Nadia jednak nie umarła, tylko zwyczajnie zwiała spełniać swoje aktorskie marzenia w rozkręconym przez siebie interesie. Wtedy też nie powiadomiono policji. Takie sprawy załatwiało się we własnym gronie.
Może Adam jest u Nadii? – zastanawiała się. Przecież był w niej kiedyś zakochany i choć wyraźnie im nie wyszło, to żałował straconej miłości. – Tylko dlaczego się nie odzywa?
Im dłużej myślała o kontrakcie Małgorzaty i o swojej współpracy z pisarką, tym bardziej nabierała przekonania, że podążanie za marzeniami może stać się celem w życiu... choć jak się okazuje, czasami człowiek sam staje się celem. Co stało się z zadufanym w sobie podstarzałym playboyem? Czy pognał za marzeniem? Czy to może marzenia o prawdziwej miłości pogoniły mu kota? Czy wylądował w świecie swojej Nadii i znów odgrywa narzuconą mu rolę?
Cóż, różnie są marzenia. Niektóre z nich kończą się w ekskluzywnym burdelu, ubrane w peruki, maski i strój z epoki. Jak w teatrze. Ale przecież życie to teatr.
Małgorzata wrzucała do walizki zupełnie przypadkowe ciuchy. Nie mogła zebrać myśli, przez co wybór właściwej garderoby stał się nie lada wyzwaniem. Kwietniowa pogoda potrafiła zaskakiwać. Na szczęście część ciuchów wciąż miała w mieszkaniu nad morzem. Teraz dzieliła swoje życie na dwa domy, ale nie było to żadną udręką. Zapakowała walizkę do bagażnika swojego miniautka, bo tym razem postanowiła pokonać drogę samodzielnie. Na samochód od Adama przecież już nie mogła liczyć. Pojedzie swoim. A co tam... jeśli źle wybierze zjazd z drogi szybkiego ruchu, to najwyżej podróż potrwa kilka godzin dłużej. Taki paradoks szybkich tras.
Wzięła do ręki telefon i wybrała numer Elwiry. Przyjaciółka powinna chyba wiedzieć, co dzieje się z jej byłym mężem. Małgorzacie nawet nie przyszło do głowy, że Adam może być właśnie u Elwiry lub w jakimś bezpiecznym miejscu, do którego dotarł z własnej woli, bo nie zostawiłby Maxa. Wszędzie zabierał swojego pupila.
Elwira odrzuciła rozmowę.
Może jest w pracy? – pomyślała Małgorzata. Jednak już po chwili przyszedł SMS: „Napisz maila. Mam zapalenie krtani. Straciłam głos”.
Jako że Małgorzata postanowiła wybrać się w drogę z samego rana (zawsze w końcu lepiej błądzić po drogach za dnia niż po zmierzchu), miała czas i siadła do laptopa.
Elwirko, Twój eks zniknął. Nie mam pojęcia, czy Cię to ucieszy czy też może zmartwi, bo pamiętam, jakie miałaś intencje do swoich medytacji... Cholera, one pewnie się zaczęły manifestować. Jeśli Tyś to sprawiła, to masz, kobieto, wielką moc. Nie pytam nawet, czy Adam u Ciebie jest, bo nie zostawiłby Maxa. Coś musiało się wydarzyć, w chacie miał istny kipisz. Znacznie gorszy, niż zwykle miewał w swoim aucie. Ktoś przetrząsnął mu mieszkanie. Chyba zniknął jego laptop. Pani Maria mnie zaalarmowała, więc jutro rano jadę z odsieczą. Jeśli masz jakieś podejrzenia, domysły, to odpuść gadowi i podpowiedz. Nie proponuję Ci wyjazdu, bo pewnie wciąż nie życzysz mu najlepiej. Całusy, Małgorzata
Dziwna to była relacja. Elwira, była żona Adama, i Małgorzata, jego była wielka miłość z młodości, którą porzucił właśnie dla tejże żony. Poznały się przez przypadek na FB i kiedy znalazły wspólny temat do rozmów, bardzo się do siebie zbliżyły. Małgorzata ceniła sobie tę znajomość, choć to właśnie Elwira odebrała jej marzenia o pięknej przyszłości u boku ukochanego. Kiedy poznała bliżej życie drugiej kobiety, a raczej strzępy z życia, które poszarpał jej mąż, już nie żałowała straconych marzeń. Jej aż tak się w życiu nie oberwało. Choć przez kilkanaście lat słodko nie było.
Teraz obie cieszyły się wolnością i dość wygodnym życiem. Bez Adama. I bez bólu. Za to z nadzieją, że najlepsze jeszcze przed nimi.
Małgoś, nie mam pojęcia, co się mogło stać. Pewnie nic strasznego... pamiętaj, złego diabli nie biorą. Każdy powód jest dobry, żeby wyjechać nad morze. Ten również. Pogoda jeszcze nie najgorsza, więc baw się dobrze. Ja muszę wyleżeć chorobę i mam trochę roboty w domu. Zresztą, masz rację, niech nie wie, że się znamy. Informuj mnie, co się dzieje, choć powinno mi to wisieć. Nigdy się o mnie nie troszczył, a o tego łaciatego psiaka dba bardziej niż o własne dzieci. Raczej martwię się o Ciebie. Nie wpakuj się w żadną aferę, bo facet nie jest tego wart. Weź na wstrzymanie i zachowuj dystans albo przynajmniej uważaj na siebie. Ściskam, Elwira
Elwira wstała od komputera i podeszła do blatu kuchennego dokończyć przygotowywanie kolacji. Wzięła deskę z serami i wędlinami, koszyczek z pieczywem i weszła do jadalni.
– No, dzieciaki, chodźcie na kolację! – zawołała, kierując głos w stronę piętra. – Trzeba coś postanowić.