64,90 zł
Spójrzmy prawdzie w oczy: romantyczny związek niczym z kart powieści rzadko się zdarza w prawdziwym życiu. Każda para prędzej czy później zderzy się z problemami wynikającymi z różnych pragnień i dążeń, trudnych do pogodzenia potrzeb i celów czy sprzecznych opinii i postaw. Codzienny stres oraz napięcie związane z obowiązkami i życiem zawodowym wpływają negatywnie nawet na najbardziej oddanych sobie partnerów. Jak więc na nowo rozpalić namiętność, ograniczyć konflikty i przywrócić radość w związku?
Z tego poradnika dowiesz się, w jaki sposób rozwijanie elastyczności psychologicznej pomoże tobie i bliskiej ci osobie wzmocnić i pogłębić łączącą was więź. Poznasz skuteczne metody radzenia sobie z trudnymi myślami i emocjami, wykształcisz zdrowsze nawyki komunikacyjne i nauczysz się stawiać granice. Odkryjesz, jak tworzyć przestrzeń dla siebie i ukochanej osoby, aby pielęgnować indywidualność, jednocześnie budując silną więź opartą na wspólnych wartościach.
Lektura tej książki pomoże ci:
• odzyskać szczęście i poczucie spełnienia w związku;
• skutecznie rozwiązywać konflikty i pogodzić długotrwałe różnice;
• dbać o otwartość i pełną obecność w relacji;
• pielęgnować bliskość, więź i wzajemne zrozumienie;
• działać zgodnie z własnymi wartościami, aby budować głęboką i znaczącą relację.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 302
Serdecznie dziękuję wszystkim przyjaciołom, krewnym i znajomym, którzy podzielili się ze mną swoimi opiniami na temat pierwszego1 wydania tej książki. Są to: Margaret Denman, Louise Hayes, Carmel Harris, Joe Parsons, Genghis Lloyd-Harris, Kim Paleg i Joanne Steinwachs. Dziękuję też mojej partnerce Natashy za pomoc, wsparcie, miłość oraz wkład w tę książkę.
Trudno wyrazić ogrom wdzięczności, jaką czuję wobec Stevena Hayesa, twórcy ACT; wdzięczności, którą obejmuję także Kelly’ego Wilsona, Kirka Strosahla, Johna Forsytha, Hanka Robba i całą społeczność ACT, jak również moją agentkę Sammie Justesen oraz zespół wydawnictwa New Harbinger, w tym Catharine Meyers, Michele Waters, Tracy Carlson i Matta McKaya. Dziękuję redaktorkom Jean Blomquist i Karen Levy za skrócenie przydługiego – kolejno – pierwszego i drugiego wydania. Ponad wszystko zaś dziękuję stukrotnie Tesilyi Hanauer, wydawczyni, bez której entuzjazmu i wsparcia ten poradnik w ogóle by się nie ukazał.
Część 1
Zablokowanie
1
Miłość nie jest łatwa
Miłość i ból splatają się ze sobą mocno w zażyłym tańcu – często, ale nie zawsze, rzecz jasna. Kiedy w związku wszystko się układa, kiedy z bliską osobą dobrze się rozumiecie i życzliwie do siebie odnosicie – jest wspaniale. Takie magiczne chwile były, są i będą tematami milionów wierszy, piosenek, książek, spektakli i filmów. Sęk w tym, że te chwile nie trwają wiecznie.
Faktem jest, że prędzej czy później w każdym związku pojawiają się problemy. Okazuje się, że mamy z drugą osobą różne pragnienia i dążenia, że niektóre nasze potrzeby i cele trudno pogodzić, że część opinii i postaw stoi ze sobą wręcz w sprzeczności. Niekiedy zawodzimy, popełniamy błędy albo niemiło siebie nawzajem traktujemy. Napięcia i konflikty są nieuniknione, a kiedy zaczynają się pojawiać, wszelkie serdeczne uczucia, w tym miłość, zdają się ulatniać. W ich miejsce zjawiają się złość, smutek, lęk, poczucie winy, rozczarowanie, frustracja i inne bolesne emocje.
Choć wszyscy zdajemy sobie sprawę, że tak właśnie jest, łatwo o tym zapominamy lub wręcz to lekceważymy. Trzymamy się kurczowo magicznych chwil i błogich uczuć w nadziei, że nigdy nie przeminą. Dajemy się przekonać mitom o pokrewnych duszach i partnerach idealnych, wierzymy, że miłość powinna być prostą sprawą. Wyobrażamy sobie, że partner lub partnerka zaspokoi nasze potrzeby, spełni nasze pragnienia albo ułatwi nam życie – i frustrujemy się, kiedy nasze wyobrażenia zderzają się z rzeczywistością.
I jakby już samo to nie wystarczało, ludzie, z którymi jesteśmy najbliżej, często najbardziej podnoszą nam ciśnienie i najboleśniej nas ranią. Uszczypliwy komentarz, zimne odrzucenie, ostra krytyka czy gniewny wybuch ze strony szefa, sąsiada lub współpracownika nie są przyjemne, ale bolą znacznie bardziej wtedy, gdy są dziełem kochanej przez nas osoby. Innymi słowy, miłość czyni nas bezbronnymi i podatnymi na zranienie. Gdy pozwalamy sobie na bliskość i otwartość z drugim człowiekiem – kiedy pozwalamy komuś przedostać się przez nasz mur obronny wprost do naszego serca – wówczas przystajemy na ryzyko doznania krzywdy.
Niewygodna prawda jest taka, że związki są zarazem wspaniałe i straszne. Wszyscy cenimy zalety bliskich, opartych na miłości relacji, a jednocześnie większość z nas słabo sobie radzi z ich wadami. Kiedy nasz związek staje się źródłem bólu emocjonalnego, często zaczynamy robić coś, co w naszym zamyśle ma poprawić sytuację, ale tak naprawdę tylko ją pogarsza. Nie dziwi więc ogromna liczba rozwodów, coraz większy strach przed długotrwałym zaangażowaniem oraz najwyższa w historii liczba dorosłych singli. Z kolei wiele istniejących związków okazuje się mniej niż zadowalających. Dużo w nich pustki, samotności i cierpienia.
Czy to wszystko nie brzmi smutno, ponuro i przygnębiająco? Może i tak, ale bez obaw. Dobra wiadomość jest taka, że istnieje doskonały, praktyczny i zweryfikowany naukowo sposób na uporządkowanie tych zagmatwanych spraw. Jest to…
Książka ta bazuje na sprawdzonym modelu psychologicznym o nazwie „terapia akceptacji i zaangażowania” (ang. acceptance and commitment therapy, ACT – wymawiane „akt”, a nie „a, ce, te”). Został on opracowany w Stanach Zjednoczonych przez psychologa Stevena C. Hayesa oraz jego współpracowników Kirka D. Strosahla i Kelly’ego G. Wilsona (1999). Do podstawowych celów ACT należą zmniejszanie cierpienia psychicznego oraz budowanie bogatego i wartościowego życia. Skuteczność tego podejścia terapeutycznego potwierdzają liczne dowody naukowe.
Ponad trzy tysiące opublikowanych badań pokazują skuteczność ACT w przypadku szerokiego zakresu bolesnych stanów, od depresji przez lęk i uzależnienia po traumę. A podstawowe zasady tego modelu terapii można też zastosować do niemal każdego problemu dotyczącego relacji. Niniejszy poradnik koncentruje się na pomocy osobom będącym w związku, ale te same strategie możesz wykorzystać w celu naprawy, umocnienia i ubogacenia każdej ważnej, bliskiej relacji, czy to z dziećmi, czy z rodzicami, przyjaciółmi czy krewnymi.
Książka składa się z trzech części. W części pierwszej przyjrzymy się powszechnym trudnościom w związku oraz częstemu dylematowi „odejść czy zostać?”. W części drugiej zidentyfikujesz główne problemy w swoim związku, a także zastanowisz się, czy aby nie przyczyniasz się do ich powstania. Z kolei w części trzeciej przeanalizujemy praktyczne aspekty budowania bliskich, opartych na miłości relacji – oraz rozprawimy się z trudnymi myślami i uczuciami, które nieuchronnie pojawiają się w toku tego procesu.
Czy to podejście pomoże wszystkim? Cóż, w swojej ponad dwudziestoletniej pracy terapeutycznej miałem do czynienia z dosłownie tysiącami klientów, którym ACT pomogła. Z całą pewnością jednak nie sprawdzi się ona w każdym przypadku. Niekiedy wyrządzonej krzywdy nie da się naprawić, partnerzy tak bardzo się od siebie oddalili, że nie ma już drogi powrotu, albo sama relacja jest tak toksyczna, że jedynym rozsądnym wyjściem jest rozstanie. Dlatego też książka kończy się aneksem, który dotyczy kończenia związku, kiedy wszystko zawiedzie. Niemniej jednak muszę przyznać, że choć niczego nie można stuprocentowo zagwarantować, to większości osób podejście ACT pomaga. (Uwaga: ten poradnik dotyczy powszechnych trudności w związku, takich, których doświadczamy niemal wszyscy. Poważniejsze problemy, takie jak przemoc domowa, to osobny temat).
Oczywiście stosowanie podejścia ACT w kontekście związku nie jest łatwe, a często wręcz okazuje się sporym wyzwaniem. Poziom trudności podnoszą dodatkowo rozmaite bzdurne przekonania, które przez lata pakowano nam do głowy. Od pierwszych bajek, w których książę i księżniczka żyli długo i szczęśliwie, po hollywoodzkie zakończenia najpopularniejszych filmów, książek czy seriali napotykamy wciąż te same stare mity. Oto trzy najpowszechniejsze.
Czy wiesz, że gdzieś tam, w wielkim świecie, jest twoja idealna druga połówka? Osoba z twoich marzeń i snów, gotowa zrealizować każdą twoją fantazję, zaspokoić wszystkie twoje potrzeby i żyć z tobą w stanie wiecznej szczęśliwości?
Tak, jasne. Święty Mikołaj też istnieje.
Nie istnieje ktoś taki jak partner idealny, podobnie jak nie istnieje idealna para (jak mówi stary dowcip, są tylko dwa rodzaje par: takie, które żyją w cudownym związku, i takie, które naprawdę dobrze znasz). Jakże trudno jednak uwolnić się od tego przekonania! Czy zdarzyło ci się kiedykolwiek porównywać partnera lub partnerkę z kimś innym? Roztrząsać wady, braki, winy tej osoby? Myśleć, o ile twoje życie byłoby lepsze, gdyby tylko ona się zmieniła? Fantazjować o takim partnerze lub takiej partnerce, na jakiego/jaką naprawdę zasługujesz? Niekiedy wszyscy wpadamy w pułapkę takiego myślenia, które stanowi gotowy przepis na frustrację, złość, rozczarowanie i wiele innych form cierpienia.
Czyli miłość powinna być prostą sprawą, tak? Hm. Przyjrzyjmy się temu bliżej. Kiedy od lat jesteś w związku z człowiekiem, który ma (a) inne niż ty myśli i uczucia, (b) inne zainteresowania, (c) inne oczekiwania dotyczące obowiązków domowych, seksu, pieniędzy, religii, rodzicielstwa, wakacyjnych wyjazdów, równowagi między pracą a czasem wolnym oraz wartościowego spędzania czasu, (d) inny styl komunikacji, negocjowania i wyrażania siebie, (e) inne reakcje na to, co tobie się podoba, czego ty się boisz lub czego nie znosisz, (f) inne pragnienia dotyczące jedzenia, seksu, sportu, zabawy i pracy, (g) inne standardy dotyczące czystości i porządku, (h) przyjaciół i krewnych, z którymi nie za dobrze się dogadujesz, oraz (i) wieloletnie, głęboko zakorzenione nawyki i dziwactwa, które cię denerwują… to miłość powinna być prostą sprawą?
Czy to cię naprawdę przekonuje?
Nasz umysł, rzecz jasna, szybko wskazuje, że gdyby ukochana osoba była lepiej do nas dopasowana, gdyby nie dzieliło nas tyle różnic, to związek byłby znacznie łatwiejszy. Celna uwaga, kieruje nas jednak z powrotem do pierwszego mitu – mitu o partnerze idealnym. Fakt jest taki, że zawsze znajdzie się jakaś istotna różnica między tobą a bliską ci osobą w którymś lub we wszystkich z wyżej wymienionych obszarów – oraz w wielu innych. To dlatego związek nie jest prostą sprawą. Wymaga komunikowania się, negocjowania, kompromisów i mnóstwa akceptacji dla różnic, ale także stawania w obronie własnych praw, szczerego wyrażania swoich pragnień i uczuć oraz – w niektórych sytuacjach, kiedy zagrożone są nasze zdrowie lub dobrostan – absolutnej odmowy kompromisu. To poważne wyzwanie. Kiedy oczekujesz od ukochanej osoby, że będzie myśleć, czuć i zachowywać się tak samo jak ty, rozczarowanie i frustrację masz jak w banku.
Bez wątpienia niektórzy partnerzy mają ze sobą więcej wspólnego niż inni. Niektóre pary są naturalnie optymistyczne, spokojne, wyluzowane. Inne świetnie się komunikują. Jeszcze innych partnerów łączą podobne zainteresowania. Spójrzmy prawdzie w oczy: jeśli waszą wspólną pasją jest wspinaczka, to znacznie łatwiej wam będzie uzgodnić plany urlopowe, niż gdyby jedno z was uwielbiało opalanie się na plaży, a drugie tego nie znosiło. A jednak bez względu na to, ile was łączy, zawsze pojawią się jakieś różnice stanowiące wyzwanie. (W dalszej części książki przeczytasz o tym, jak przestać walczyć z różnicami i pogodzić się z nimi, co pozwoli ci znacznie zmniejszyć frustrację i rozżalenie).
Kiedy ludzie mówią o miłości, zazwyczaj mają na myśli stan emocjonalny – cudowną mieszankę myśli, uczuć i doznań. Sęk w tym, że uczucia mają to do siebie, iż nie trwają długo. Za to, tak jak chmury nad naszą głową, które nieustannie się zmieniają – słabną, rosną, rozpraszają się i pojawiają na nowo. Miłość rozumiana jako uczucie nie może więc trwać wiecznie.
Co oczywiste, na początku związku miłosne uczucia są bardzo intensywne, trwają dłużej i wracają szybciej, niż dzieje się to na późniejszych etapach. Często nazywamy ten okres miesiącem miodowym w relacji, gdy jesteśmy całkowicie odurzeni owymi uczuciami, niczym Romeo i Julia. Ta faza jednak nie trwa długo – w większości związków zaledwie sześć do osiemnastu miesięcy, rzadko kiedy dłużej niż trzy lata. Gdy się kończy, doświadczamy na ogół poczucia straty. Przecież było tak cudownie! Było tak wspaniale, że kiedy miesiąc miodowy dobiega końca, wiele osób kończy związek, mówiąc: „Już nie czuję zakochania, więc najwyraźniej to nie jest dla mnie odpowiedni partner. Pora się ewakuować”.
Wielka szkoda, ponieważ to właśnie po zakończeniu fazy miesiąca miodowego bardzo często rozwija się autentyczny związek, oparty na miłości i głębokim oddaniu. Faza ta wygląda tak, jakbyśmy cały czas zażywali jakiś narkotyk, który stale krąży nam we krwi i bawi się naszymi zmysłami. Kiedy jesteśmy na tego rodzaju haju, ukochana osoba wydaje się absolutnie cudowna. Tylko że nie widzimy wtedy rzeczywistości, lecz same narkotyczne fantazje. Dopiero gdy narkotyk przestaje działać, zaczynamy postrzegać bliską osobę taką, jaka jest naprawdę. Nagle zdajemy sobie sprawę, że lśniącą zbroję księcia pokrywa rdza, a jego biały koń to w rzeczywistości szary osioł. Zauważamy, że jedwabna suknia księżniczki została uszyta z taniego nylonu, a jej złote loki to zwykła peruka. Przeżywamy szok – ale to właśnie w tym momencie pojawia się szansa na to, by zbudować autentyczną, bliską relację między dwojgiem ludzi, którzy widzą siebie takimi, jacy są naprawdę. W miarę dojrzewania tej relacji zaś będą się pojawiać nowe miłosne uczucia – być może nie tak intensywne czy odurzające jak na początku, ale potencjalnie znacznie bogatsze i niosące ze sobą więcej satysfakcji.
Istnieje jeszcze wiele innych mitów na temat miłości (np. „Mój partner powinien zawsze wiedzieć, czego chcę albo jak się czuję. Nie powinnam musieć mu tego mówić”). Jeśli to nimi kierujemy się w związku, narażamy się na bolesną walkę z rzeczywistością. Walkę, w której rzeczywistość zawsze zwycięża.
Jaką więc mamy alternatywę? Kiepski związek, w którym godzimy się z tym, co jest, zaciskamy zęby i jakoś dajemy radę? Absolutnie nie. Moim celem w tej książce jest pomóc ci stworzyć jak najlepszy związek – taki, w którym z ukochaną osobą traktujecie się nawzajem z miłością, życzliwością i wyrozumiałością, w którym godzicie się na występujące między wami różnice, doceniacie to, co macie sobie do zaoferowania, skuteczniej radzicie sobie z emocjami oraz wspieracie się wzajemnie, aby uczyć się, rozwijać, rozkwitać i jak najlepiej wykorzystać wspólnie spędzany czas.
Brzmi niewiarygodnie? I o to chodzi! Proszę jednak, nie wierz we wszystko, o czym piszę w tej książce, tylko dlatego, że to robię. Testuj podsuwane przeze mnie pomysły i obserwuj, co się dzieje. Każde ćwiczenie, każdą umiejętność, każdą strategię traktuj jak eksperyment. Zamieściłem je w tej książce dlatego, że moim zdaniem są pomocne, ale bądźmy realistami: nie ma takiego rozwiązania, które sprawdza się zawsze u każdego ze stuprocentową gwarancją. Podczas lektury weryfikuj narzędzia, techniki i strategie, testuj je i uważnie obserwuj efekty. Jeżeli coś, co wypróbujesz, przyniesie pozytywny rezultat, trzymaj się tego. W przeciwnym razie zostaw to i sięgnij po coś innego. Co szczególnie ważne, jeśli kiedykolwiek poczujesz, że nie możesz ruszyć z miejsca albo że dopadła cię frustracja, przypomnij sobie…
Celem ACT jest pomóc ludziom maksymalnie korzystać z życia. Im lepiej nauczysz się skupiać na tym, nad czym masz kontrolę, tym większe umocnienie i spełnienie staną się twoim udziałem. Z kolei im bardziej będziesz się koncentrować na tym, co pozostaje poza twoją kontrolą, tym większe będą poczucie bezsilności, niezadowolenie z życia i rozczarowanie. Dlatego też w kontekście związku warto wiedzieć, na co ma się wpływ, a na co nie.
Na przykład: czy możesz kontrolować partnera lub partnerkę? Ha! Marzenie ściętej głowy! W części trzeciej poznasz sposoby oddziaływania czy też wpływania na zachowanie bliskiej osoby, ale nigdy nie będziesz w stanie jej kontrolować. Gdy zastosujesz w swoim związku wspomniane sposoby, zachowanie partnera lub partnerki się zmieni – albo nie. Jest bardzo prawdopodobne, że tak, choć gwarancji nie ma.
Uwaga: kiedy piszę o oddziaływaniu czy wpływaniu, mam na myśli oddziaływanie w sposób rozważny, uczciwy, taktowny, który jest zdrowy dla związku i korzystny dla dobrostanu obu stron. Jeśli jedno z partnerów posługuje się metodami takimi jak agresja, kłamstwo, oszustwo, gaslighting, grożenie, zastraszanie, ciche dni czy jeszcze innymi, które są pozbawione szacunku, nieszczere i szkodliwe dla dobrostanu drugiej strony, uznaję je za przejawy manipulacji, a nie oddziaływania. Rozróżnienie to uważam za bardzo ważne. Za pomocą manipulacji możesz wprawdzie doprowadzić do zaspokojenia swoich potrzeb, lecz nie będzie to zdrowe ani dla partnera lub partnerki, ani dla waszej relacji. Umiejętność konstruktywnego i jednocześnie uczciwego i taktownego oddziaływania na zachowanie drugiej strony ma fundamentalne znaczenie dla budowania zdrowego związku.
Nie możesz kontrolować ukochanej osoby, ale możesz na nią oddziaływać. Jak? Za pomocą tego, co mówisz i co robisz. Jeśli zatem chcesz skutecznie oddziaływać na jej zachowanie, najpierw musisz zacząć kontrolować własne, czyli to, co ty mówisz i co ty robisz. Im większą masz kontrolę nad swoimi słowami i czynami, tym większa jest twoja zdolność oddziaływania na ukochaną osobę.
I w tym cały problem. Gdy czujemy się dobrze, a sytuacja nie jest skomplikowana, wówczas nie mamy większych trudności z kontrolowaniem swojego postępowania. Jednak im bardziej złożona sytuacja oraz im trudniejsze myśli i uczucia, tym większe ryzyko, że stracimy kontrolę nad tym, co mówimy i robimy, a także będziemy się zachowywać w sposób prowadzący tylko do jeszcze większych napięć w związku (np. zaczniemy krzyczeć, obwiniać, krytykować, wyzywać lub przestaniemy się odzywać).
To pewne, że w obliczu problemów w związku pojawią się trudne myśli i uczucia. Pośród napięć i konfliktów nie możesz oczekiwać, że będziesz odczuwać szczęście, zadowolenie czy odprężenie. Możesz jednak nauczyć się odbierać wszystkim trudnym myślom i uczuciom władzę i siłę oddziaływania – nauczyć się uwalniać z ich haczyka, aby cię nie przygnębiały, nie przytłaczały i tobą nie rządziły. Większa część tej książki jest poświęcona właśnie nauce takich umiejętności – a im lepiej je opanujesz, tym większą kontrolę będziesz mieć nad swoimi działaniami. Większa kontrola nad własnymi działaniami zaś pozwoli ci nie tylko skuteczniej oddziaływać na partnera lub partnerkę, ale także w większym stopniu postępować tak jak osoba, którą pragniesz być. Pomoże ci ograniczyć słowa i czyny, które prowadzą do napięć w twoim związku, oraz robić to, co pozwala go poprawiać.
Lekturze tej książki przyświecają trzy podstawowe cele:
Ustalić, jaką partnerką lub jakim partnerem pragniesz tak naprawdę być, oraz zacząć wykorzystywać tę wiedzę, by umacniać związek (i ograniczać to, co mu szkodzi).
Nauczyć się efektywniej radzić sobie z trudnymi myślami i uczuciami, odbierać im władzę i siłę oddziaływania, aby tobą nie rządziły.
Nauczyć się konstruktywnie oddziaływać na zachowanie ukochanej osoby – w sposób, który jest zdrowy dla ciebie, dla niej i dla waszej relacji.
Będziemy pracować nad realizacją tych celów w podanej kolejności. Wiem, że wiele czytelniczek i czytelników wolałoby rozpocząć od punktu 3, czyli od oddziaływania na bliską osobę. To jednak nie jest dobry pomysł. Dlaczego?
Dlatego że bez realizacji punktów 1 i 2 (tj. bez umiejętności skutecznego radzenia sobie z trudnymi myślami i uczuciami oraz postępowania tak jak osoba, którą pragnie się być) realizacja punktu 3 jest niemal niemożliwa. Zachęcam cię więc do cierpliwości i do postępowania w zaproponowanym porządku. Zaczniemy od pewnego ważnego pytania…
2
Zostać czy odejść?
„Dłużej tego nie wytrzymam. Muszę zakończyć ten związek i odejść”.
Przyszła ci kiedyś do głowy taka myśl? Mnie też. Prawdę mówiąc, niemal wszyscy miewamy od czasu do czasu takie myśli. Widzisz, ludzki umysł jest zasadniczo urządzeniem do rozwiązywania problemów. Kiedy napotka jakiś problem, natychmiast szuka rozwiązania. A gdy sytuacja jest bolesna, trudna lub groźna, ewakuowanie się z niej wydaje się najrozsądniejszym rozwiązaniem. Oczywiście niekiedy w takiej sytuacji ewakuacja jest zdecydowanie najlepszym wyjściem, na przykład gdy w budynku, w którym się znajdujesz, wybucha pożar. Jednak sytuacje w relacjach rzadko są tak jednoznaczne. Dlatego wiele osób zmaga się z następującym dylematem: zostać czy odejść?
Zanim się zastanowimy, jak rozwiązać ten dylemat, zbierzmy najistotniejsze informacje na temat związków, które wielu z nas przyswaja na wczesnym etapie życia.
Być może zaskoczy cię to, że podstaw budowania dobrych relacji uczymy się już w przedszkolu. Oto garść przykładów:
Bądź grzeczna.
Mów „proszę”.
Mów „dziękuję”.
Mów „przepraszam”.
Słuchaj uważnie.
Nie kłam.
Nie przezywaj.
Nie oszukuj w zabawie.
Bądź życzliwy.
Mów prawdę.
Nie przerywaj.
Nie krzycz.
Nie popychaj.
Nie bij.
Czekaj na swoją kolej.
Czekaj cierpliwie.
Dziel się.
Sprzątaj po sobie.
Pod tymi prostymi regułami dla dzieci kryją się ważkie zasady budowania zdrowych relacji międzyludzkich. Mówiąc dokładniej, wszystkie one wskazują na fundamentalne znaczenie traktowania innych ludzi w uczciwy i taktowny sposób. Innymi słowy, zachęcają nas do tego, byśmy szanowali cudze prawa. Jeśli chcemy, aby dowolna relacja – z ukochaną osobą, z przyjaciółmi, członkami rodziny, współpracownikami i tak dalej – rozkwitała, to niezmiernie istotna jest znajomość nie tylko własnych praw, ale również praw drugiej strony. Znajomość własnych praw pozwala nam się zorientować, czy jesteśmy traktowani uczciwie i taktownie oraz czy postępujemy tak samo wobec innych. Przyjrzyjmy się więc twojej „karcie praw”.
Zapraszam cię do zapoznania się z listą twoich podstawowych praw w relacjach z ludźmi. (Uwaga: nie istnieje jeden powszechnie przyjęty zestaw praw obowiązujących w relacjach międzyludzkich. W internecie znajdziesz różnej długości listy tego rodzaju. Prawa, które ja wybrałem, pojawiają się na wielu z nich). Zastanów się dokładnie nad każdym prawem i zwróć uwagę na swoje reakcje. Zgadzasz się z nim czy nie? Czy pojawiają się w tobie jakieś nieprzyjemne uczucia? Czy są na tej liście jakieś prawa, które ci umknęły, które lekceważysz albo których nigdy nie brałaś/brałeś pod uwagę?
Mam prawo do uczciwego i taktownego traktowania.
Mam prawo do tego, by moje potrzeby były uważane za tak samo ważne, jak potrzeby innych ludzi.
Mam prawo odmówić spełnienia czyjejś prośby, pod warunkiem że robię to uczciwie i taktownie.
Mam prawo być człowiekiem niedoskonałym, mylić się i popełniać błędy.
Mam prawo prosić o to, czego chcę, pod warunkiem że robię to uczciwie i taktownie.
Mam prawo czuć to, co czuję.
Mam prawo szczerze wyrażać swoje myśli, uczucia, pomysły i opinie w uczciwy i taktowny sposób.
Mam prawo bronić swoich praw, pod warunkiem że robię to uczciwie i taktownie, biorąc pod uwagę również prawa innych ludzi.
Bliska ci osoba ma oczywiście takie same prawa jak ty, a wzajemne ich respektowanie ma kluczowe znaczenie dla zdrowia waszego związku. Ciągłe ignorowanie lub łamanie twoich praw będzie wywierać niekorzystny wpływ na ciebie i na twój związek, więc prawdopodobnie w pewnym momencie doprowadzi do powstania wspomnianego wcześniej dylematu.
Osoby stojące w obliczu tego dylematu często spędzają większość dnia w swojej głowie, gdyż rozważają wszystkie „za” i „przeciw” dotyczące pozostania w związku lub jego zakończenia. Problem w tym, że brakuje temu witalności. Kiedy bijesz się z myślami i mielisz w kółko pytanie „zostać czy odejść?”, marnujesz mnóstwo czasu i energii oraz tracisz wiele z życia.
Jeżeli żyjesz w związku, który nie jest zdrowy i w którym twoje podstawowe prawa są stale naruszane, staranne rozważenie wszystkich plusów i minusów rozstania oczywiście jest ważne. Jednakże roztrząsanie tego raz po raz każdego dnia i nieustanne zadawanie sobie wspomnianego pytania prowadzi jedynie do stresu i nie pomaga podjąć decyzji. Być może więc uznasz za pomocne rozważenie trzech podstawowych możliwości reakcji w każdej trudnej relacji. Przedstawiają się one następująco:
Możliwość 1.
Odejść.
Możliwość 2.
Zostać i żyć zgodnie z własnymi wartościami – dokładać wszelkich starań, aby poprawić sytuację, robić miejsce na towarzyszący temu ból i traktować siebie życzliwie.
Możliwość 3.
Zostać, ale robić coś, co albo nic nie zmieni, albo wręcz pogorszy sytuację.
Przyjrzyjmy się każdej z tych opcji.
Czy ogólna jakość twojego życia będzie lepsza wtedy, gdy zakończysz związek, czy wtedy, gdy w nim zostaniesz? Biorąc pod uwagę obecne okoliczności – dochody, miejsce zamieszkania, stan cywilny, dzieci (lub ich brak), relacje rodzinne i towarzyskie, wiek, stan zdrowia, przekonania religijne i tym podobne – czy jest prawdopodobne, że dzięki zakończeniu związku twoje zdrowie i dobrostan poprawiłyby się w dłuższej perspektywie? Oczywiście nie możesz tego wiedzieć na pewno, ale na podstawie dotychczasowych zdarzeń najpewniej zdołasz sformułować w miarę racjonalne przypuszczenia.
Mam nadzieję, że zanim wybierzesz tę opcję, spróbujesz wszystkiego, co zaproponuję ci w tej książce – włożysz całe serce i całą duszę w to, by twój związek zaczął funkcjonować, jak należy. (Oczywiście zdarzają się wyjątki, na przykład kiedy grozi ci niebezpieczeństwo ze strony partnera lub partnerki, jednak – jak już wspominałem – tak poważne problemy wykraczają poza tematykę tej książki). Jeśli dasz z siebie wszystko i mimo to ostatecznie wybierzesz odejście, to przynajmniej będzie ci towarzyszyła pocieszająca świadomość, że dołożyłaś/dołożyłeś wszelkich starań, by naprawić związek. (W aneksie piszę o tym, jak zakończyć związek przy możliwie najmniejszych szkodach dla obu stron. Mam nadzieję, że jego lektura nie będzie ci nigdy potrzebna).
Jeśli nie możesz lub nie chcesz odejść albo jeśli rozstanie na razie nie wchodzi w rachubę, największe szanse na poprawę związku zapewnia opcja druga: dokładać wszelkich starań, aby poprawić sytuację, robić miejsce na towarzyszący temu ból i traktować siebie życzliwie. Jak już pisałem, w każdej relacji największą kontrolę mamy nad własnymi słowami i czynami. Zapanuj więc nad nimi, żeby za ich pomocą konstruktywnie oddziaływać na bliską osobę i poprawiać waszą relację. Staraj się maksymalnie poprawić sytuację, korzystając ze strategii, które omawiam w dalszej części książki.
Co oczywiste, kiedy związek jest pełen napięć i konfliktów, nie możesz oczekiwać, że będziesz odczuwać szczęście. Im poważniejszy problem, tym boleśniejsze będą twoje myśli i uczucia. Dlatego też druga część drugiej opcji – robienie miejsca dla swojego bólu i traktowanie siebie życzliwie – ma podstawowe znaczenie. Niedługo nauczysz się robić miejsce na trudne myśli i uczucia – odbierać im siłę oraz pozwalać im przez siebie przepływać – a zarazem życzliwie i troskliwie wspierać siebie.
Zbyt często ludzie trwają w niezdrowym związku i zamiast aktywnie starać się go naprawić – zamartwiają się, rozpamiętują przeszłość, obwiniają, oceniają, bez końca analizują, skarżą się innym lub się zadręczają. Albo stają się zimni i wycofani, wrodzy i agresywni, krytyczni i osądzający. Bywa, że biernie się podporządkowują żądaniom drugiej strony i całkowicie rezygnują z własnych potrzeb i pragnień. Albo kłamią, oszukują i manipulują, żeby osiągnąć to, czego chcą. Albo próbują unikać bolesnych uczuć, sięgając po narkotyki, alkohol, papierosy czy śmieciowe jedzenie, zalegając przed telewizorem, surfując w internecie, uprawiając hazard, romansując, robiąc zakupy i tak dalej. Tak, mnóstwo jest rzeczy, które albo nie pomagają, albo wręcz pogarszają sytuację. I chociaż wiemy, że wysysają one życie ze związku, to i tak wszyscy od czasu do czasu się do nich uciekamy.
Kiedy stoisz przed dylematem „zostać czy odejść?”, wybór jest nieunikniony. Do chwili, gdy zakończysz związek i odejdziesz, twój wybór polega na tym, że zostajesz. Tak więc każdego dnia, kiedy nie odchodzisz, zadawaj sobie pytanie: „Co wybieram na dzisiaj: możliwość drugą czy trzecią?”. Im częściej wybierasz opcję drugą, tym większe szanse na poprawę sytuacji. Im częściej stawiasz na opcję trzecią, tym gorzej będzie. (Jeżeli mówisz: „Nie potrafię wybrać”, to tak naprawdę wybierasz opcję trzecią).
Powiesz zapewne: „No dobrze, a co, jeśli wybiorę opcję drugą, zrobię wszystko, co trzeba, a druga strona nie podejmie najmniejszego wysiłku?”. Cóż, dobra wiadomość jest taka, że wasza relacja prawdopodobnie się poprawi, nawet jeżeli będziesz jedyną osobą, która nad nią pracuje.
Nie ulega jednak wątpliwości, że najlepsze rezultaty przynosi aktywna praca obojga partnerów nad poprawą związku. Uważaj więc na wypowiedzi typu: „Nie potrafię zmienić swojego postępowania. Po prostu tak się zachowuję. Zawsze tak się zachowywałam. Nie da się nauczyć starego psa nowych sztuczek. Musisz to zaakceptować”. Wiedz, że nie mają one żadnego naukowego uzasadnienia. Da się nauczyć starego psa nowych sztuczek. Na dodatek ludzie są mądrzejsi od psów. Z wykorzystaniem naukowo zweryfikowanych metod ACT wszyscy możemy – jeśli tylko chcemy – zmienić swoje zachowanie.
Podobnie źle wróżą słowa: „Jestem w porządku. Nie muszę się zmieniać. To ty masz problem. Jestem zadowolony z tego, jaki jestem. Zrób porządek ze sobą, a wszystko z nami będzie dobrze”. Gdy bliska osoba ma takie nastawienie, powinna ci się zapalić lampka ostrzegawcza. Jeśli ona nie potrafi albo nie chce uznać, że też przyczynia się do problemów w waszym związku, bądź jeśli nie potrafi spojrzeć na sytuację z twojego punktu widzenia, lekceważy twoje myśli i uczucia oraz odmawia przyjrzenia się własnemu zachowaniu i pracy nad nim, będą to poważne przeszkody w budowaniu takiej relacji, jakiej pragniesz.
Jeżeli więc pomimo wypróbowania wszystkich pomysłów opisanych w tej książce ostatecznie znajdziesz się w takiej sytuacji, to staniesz przed trudnym wyborem „zostać czy odejść?”. Jeśli wówczas postanowisz, że odchodzisz, będziesz przynajmniej wiedzieć, iż zrobiłaś/zrobiłeś, co się dało. Co więcej, zyskasz przydatne umiejętności, które pomogą ci w innych relacjach – z przyjaciółmi, rodziną i przyszłymi partnerami lub partnerkami. Jeżeli zaś żadne z was nie zrobiło niczego, czyli jedno i drugie wybrało opcję trzecią, sytuacja w waszym związku z całą pewnością tylko się pogorszy.
Ponieważ czytasz tę książkę, zakładam, że stawiasz na opcję drugą (przynajmniej na dzisiaj). Przejdźmy więc do drugiej części książki i sprawdźmy, na czym polega problem w twoim związku.
Część 2
Rzeczywistość
3
Na czym polega twój problem?
Irmina: Kiedyś świetnie się razem bawiliśmy. Wyjeżdżaliśmy na weekend, zapraszaliśmy do siebie znajomych, chodziliśmy na imprezy. Teraz interesuje go tylko oglądanie sportu w telewizji. A ja nadal chcę się bawić, choćby od czasu do czasu!
Dawid: Jemu się wydaje, że śpimy na pieniądzach. Ciągle tylko wydaje, wydaje, wydaje. Kupuje bezużyteczne rzeczy i drobiazgi – ciuchy, książki, akcesoria kuchenne. Ostatnio kupił nowy telewizor. Jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, że mamy do spłacenia kredyt za dom.
Janina: Już go nie interesuje seks. Przychodzi do łóżka, kiedy śpię, wstaje, zanim się obudzę. Wiem, że po urodzeniu dzieci trochę przytyłam, ale…
Dymitr: Jest głucha na głos rozsądku. Zawsze musi postawić na swoim. Bo to ona ma rację. To ona wszystko wie. Albo jej sposób, albo żaden. A kiedy nie dostaje tego, czego chce, lecą wióry.
Maria: Ciągle jest o coś zła. Po powrocie z pracy warczy, jest naburmuszona, narzeka na wszystko i wścieka się, kiedy coś jest nie tak, jak ona chce. Nic nie jest w stanie jej zadowolić.
Jacek: Zamieniła się w Królową Śniegu. Nie pozwala mi się dotknąć. Kiedy tylko się do niej zbliżę, mówi: „Daj mi spokój!”.
Daniela: Wiecznie jest poza domem. Albo siedzi w pracy, albo wychodzi z kolegami, albo grzebie w samochodzie. A kiedy już się zjawia, nigdy mnie nie słucha. Ciągle jest nieobecny myślami.
Czy któraś z tych skarg brzmi znajomo? W ciągu wielu lat pracy z klientami pochodzącymi z przeróżnych środowisk słyszałem krytykę pod adresem partnerów i partnerek z dosłownie każdego powodu, jaki można sobie wyobrazić. Nieświeży oddech i zły gust, za małe albo za duże grono znajomych, zbytnia gadatliwość albo mówienie zbyt mało, obsesja na punkcie sprzątania lub niezajmowanie się domem w ogóle – to tylko garść przykładów. Spójrzmy prawdzie w oczy: liczba przewin, jakie możemy znaleźć u naszych partnerów i partnerek, jest niemal nieskończona. A jaki problem trapi twój związek?
Kłócicie się, dąsacie na siebie, unikacie się? Nie możecie się porozumieć w kwestii seksu, pieniędzy, obowiązków domowych, posiadania dzieci, podejścia wychowawczego, przeprowadzki? Masz poczucie osamotnienia, opuszczenia, odrzucenia, lekceważenia, złego traktowania, udręczenia? A może oboje odczuwacie znudzenie? Ciążą wam problemy rodzinne, zdrowotne, zawodowe, finansowe? Z trudem radzicie sobie z podstawowymi wyzwaniami dotyczącymi wychowywania dzieci, choroby, utraty pracy, sprawy sądowej, emerytury albo czegoś innego? Wyładowujecie swój stres na sobie nawzajem? Pod koniec lektury tej książki będziesz dysponować narzędziami potrzebnymi do skutecznego radzenia sobie z tymi oraz innymi problemami.
Dobrym pierwszym krokiem wiodącym do tego celu jest uznanie, że…
Większość z nas myśli czasami: „Gdyby tylko mój partner był / moja partnerka była do mnie bardziej podobny/podobna, wszystko byłoby znacznie łatwiejsze”. Choć może być w tym ziarno prawdy, to jednak rzeczywistość jest inna. Tak naprawdę między tobą a bliską ci osobą jest wiele różnic. Nic w tym dziwnego, wszak pochodzicie z różnych rodzin, które uczyły was innych rzeczy o życiu w związku. Aby stało się to bardziej zrozumiałe, krótko omówię teorię przywiązania.
Twórcą teorii przywiązania jest słynny psychiatra brytyjski John Bowlby (2007). Teoria ta pomaga zrozumieć wiele problemów dotyczących relacji. Dziecko rodzi się z silnym instynktem poszukiwania bliskości z opiekunami, którzy zapewniają bezpieczeństwo i opiekę. Ma to podstawowe znaczenie dla jego przetrwania. Niemowlę jest całkowicie zależne od swoich opiekunów, bez których nieustannej pielęgnacji wkrótce by zmarło. (Posługuję się słowem „opiekun”, ponieważ nie każdy jest wychowywany przez swoich rodziców). Zatem – zgodnie z teorią Bowlby’ego – niemowlę wysyła opiekunom sygnały mające zapewnić mu z ich strony bliskość, towarzystwo, komfort, ochronę, opiekę, uspokojenie i pożywienie. Podstawowymi sygnałami tuż po narodzinach są płacz, kwilenie i krzyk; z czasem zaś dziecko rozwija wiele innych strategii uzyskiwania ochrony, komfortu i opieki.
Jeśli opiekun reaguje na sygnały dziecka i konsekwentnie oraz niezawodnie zapewnia opiekę, komfort, ochronę i pożywienie, ono czuje się bezpiecznie. A bezpieczna relacja z opiekunem staje się modelem dla innych relacji w późniejszym życiu. Zasadniczo dziecko rozumie, że bliskie relacje są bezpieczne, a druga osoba jest troskliwa, godna zaufania i wiarygodna. W ten sposób tworzy się swoista matryca pozytywnych, zdrowych bliskich relacji w późniejszym życiu – bezpieczny styl przywiązania. W przypadku tego stylu przywiązania postawę osoby wobec partnera lub partnerki można oddać następująco: „Kocham cię, zależy mi na tobie i tak jest dobrze. Dam sobie radę z odrobiną napięcia i drobnymi konfliktami między nami, ponieważ wiem, że jest to nieodłączny element relacji opartej na miłości”.
A co się dzieje wtedy, gdy opiekun jest zawodny i nie reaguje na sygnały dziecka – stale je ignoruje lub odpowiada na nie z wrogością? Co oczywiste, żaden opiekun nie jest idealny, lecz jeśli często reaguje w powyższy sposób, to dziecko w takiej relacji nie będzie miało poczucia bezpieczeństwa. Będzie zaś czuło się niepewnie i nabierze przekonania, że bliskie relacje nie są bezpieczne. Rozważmy przykłady pozabezpieczego przywiązania.
Załóżmy, że opiekun jest bardzo niekonsekwentny. Na sygnały dziecka często reaguje pozytywnie i równie często je ignoruje. W takiej relacji dziecko nie ma poczucia bezpieczeństwa i odczuwa lęk – stale doświadcza niepewności, czy jego potrzeby zostaną zaspokojone. Nierzadko prowadzi to w późniejszym życiu do pragnienia uwagi w związku, do przywierania do drugiej osoby, do zaborczości lub zazdrości. Taką postawę w dorosłości można oddać następująco: „Martwię się, że być może mnie nie kochasz, że mnie zostawisz, i nie wiem, czy mogę na tobie polegać. Boję się, że mnie odrzucisz albo opuścisz. Muszę mieć pewność, że mnie kochasz i że mnie nie zostawisz”.
Kolejny przykład to opiekun, który rzadko reaguje pozytywnie na sygnały dziecka – przeważnie jest zdystansowany i niezaangażowany oraz ignoruje jego potrzeby. W rezultacie dziecko staje się zdystansowane emocjonalnie, spodziewa się, że jego potrzeby nie zostaną zaspokojone, często nawet nie podejmuje prób ich sygnalizowania. W dorosłości takie osoby zwykle unikają szukania opieki, bliskości czy troski w relacjach, przez co nierzadko są samotne. Prawdę mówiąc, wiele z nich woli w ogóle unikać związków. Ich postawę wobec partnera czy partnerki można podsumować następująco: „Boję się, że mnie zaniedbasz, zignorujesz moje potrzeby, zawiedziesz mnie lub wykorzystasz. Boję się pozwolić sobie na obdarzenie cię uczuciem czy do ciebie zbliżyć, bo to na pewno skończy się moim rozczarowaniem, krzywdą lub samotnością”.
Ostatni przykład to opiekun, który od czasu do czasu reaguje pozytywnie, najczęściej jednak z agresją lub wrogością. Dziecko czuje się wtedy zdezorientowane i nie wie, jak doprowadzić do zaspokojenia swoich potrzeb. W towarzystwie opiekuna wydaje się czujne, niespokojne, niepewne. W dorosłości trudno mu komukolwiek zaufać; boi się skrzywdzenia, a bliskość wywołuje w nim silny lęk. Takie osoby często mają trudności ze zbudowaniem relacji, a jeśli już jakieś relacje nawiążą, te zwykle nie trwają długo. Ich postawę wobec partnera lub partnerki można opisać słowami: „Nie wiem tak naprawdę, czego się spodziewać po tej relacji. Wiem tylko, że bliskość z tobą mnie przeraża. Boję się, że możesz mnie skrzywdzić lub zranić”.
Zanim przejdziemy dalej, chciałbym zwrócić uwagę na dwie istotne kwestie. Po pierwsze, z różnymi opiekunami mogą nas łączyć różne style przywiązania. Załóżmy, że twoja matka najczęściej okazywała ci miłość, wsparcie i życzliwość, a ojciec nie miał dla ciebie wiele czasu i okazywał ci mało miłości. W takim przypadku przywiązanie w relacji z matką będzie bezpieczne, a z ojcem – pozabezpieczne. Po drugie, nasz styl przywiązania z biegiem lat może się zmienić dzięki terapii, coachingowi, rozwojowi osobistemu lub dzięki temu, co było nam dane doświadczyć w późniejszych relacjach.
Teoria przywiązania to znacznie obszerniejszy temat – tu zaledwie go musnęliśmy. Jeśli cię zainteresowała, poszukaj więcej informacji choćby w internecie. Zachowaj przy tym ostrożność, gdyż łatwo się zapomnieć i nieustannie analizować swoje doświadczenia z dzieciństwa, starając się zrozumieć, jak to się stało, że jest się takim, jakim się jest. Oczywiście warto rozumieć, jak oddziałuje na nas własne dzieciństwo, uważaj jednak, żeby nie dopadł cię „paraliż analityczny”. Jest to pochłonięcie analizowaniem własnej przeszłości i badaniem, jak to się stało, że jest się takim, a nie innym człowiekiem, do tego stopnia, iż nie podejmuje się żadnych działań, by zmienić swoje zachowanie.
Mam nadzieję, że ten podrozdział uświadomił ci, iż nasze najwcześniejsze relacje głęboko wpływają na to, jak myślimy, czujemy się i zachowujemy w tych późniejszych. Ponieważ twoje wczesne relacje różniły się od wczesnych relacji partnera lub partnerki, toteż weszliście w związek z odmiennymi „matrycami”, przez co macie różne poglądy i oczekiwania. Nie jest to jednak wyłączne wyjaśnienie różnic między wami. Ważne jest także to, czego każde z was nauczyło się w toku dorastania.
W trakcie dorastania wszyscy stykamy się z wieloma poglądami na temat związków: czego się po nich spodziewać, co sprawia, że dobrze funkcjonują, co je psuje, jak uzyskać w nich zaspokojenie własnych potrzeb, jaka jest w nich nasza rola, a jaka partnera lub partnerki, i tak dalej.
Słyszymy o tym od swoich przyjaciół i członków rodziny, poznajemy to w szkole, w pracy, w kółkach zainteresowań, jak również dzięki książkom, filmom, piosenkom, rozmowom czy zachowaniom ludzi wokół nas.
Oprócz tego wiele naszych poglądów zostaje ukształtowanych przez kulturę, religię, społeczeństwo, klasę społeczną, przekonania polityczne, narodowość, płeć, z którą się identyfikujemy, i tak dalej.
Dużo uczymy się też w wyniku eksperymentowania. Prawda jest taka, że w głębi serca wszyscy lubimy mieć kontrolę; wszyscy lubimy dostawać to, czego pragniemy. Łatwo to dostrzec u małych dzieci, które przechodzą tak zwany bunt dwulatka. Wszystko wtedy ma być dokładnie takie, jak tego chcą, a gdy nie jest, wówczas płaczą, krzyczą, tupią, rzucają się na podłogę, marudzą i zapowietrzają się, rzucają zabawkami na drugi koniec pokoju, gryzą, biją, ciągną nas za włosy, krzyczą „Mamusiu, nienawidzę cię!”. Zrobią wszystko, co im przyjdzie do głowy, byle postawić na swoim.
We wczesnym dzieciństwie wszyscy eksperymentujemy z takimi metodami, a kiedy widzimy, że coś odnosi pożądany skutek, robimy to dalej. W miarę dorastania rozwijamy się i udoskonalamy stosowane metody, ale w trudnych sytuacjach wracamy do starych sposobów – przezywamy, wybuchamy, krzyczymy, grozimy, demonstracyjnie wychodzimy z pomieszczenia, przestajemy się odzywać i tak dalej. To dlatego o dorosłych, którzy zachowują się w taki sposób, mówimy, że zachowują się jak dzieci. Ponieważ zarówno ty, jak i bliska ci osoba w swoich relacjach w przeszłości przeprowadziliście wiele różnych eksperymentów z różnymi rezultatami, doszliście naturalnie do różnych wniosków co do tego, czego można się spodziewać po partnerze lub partnerce i jak najlepiej doprowadzić do zaspokojenia swoich potrzeb.
A jednak i to nie wyjaśnia w pełni występujących między wami różnic. Trzeba jeszcze wziąć pod uwagę wasze „wyposażenie” biologiczne – wasze ciała i układy nerwowe różnie reagują na siebie nawzajem. Różne rzeczy są dla was przyjemne i przerażające, interesujące i nudne. Co oczywiste, wasze reakcje są pod wieloma względami podobne, lecz odmienności nie da się uniknąć. To normalne, że smakują wam różne dania, podoba się wam różna muzyka, lubicie różne książki i filmy, preferujecie różne rodzaje dotyku czy formy aktywności seksualnej. To normalne – i należy się tego spodziewać – że macie odmienne pragnienia, impulsy, pasje, obawy i zainteresowania.
Zatem nieuchronnie w tym momencie życia wiele waszych poglądów, przekonań, pragnień, oczekiwań, opinii i uczuć jest różnych. W żadnym wypadku to nie oznacza, że twoje są „właściwe”, a bliskiej ci osoby „niewłaściwe”. Oznacza to jedynie, że są inne. Różnice są normalne, naturalne i nieuchronne oraz wcale nie muszą stanowić problemu, o ile reagujemy na nie elastycznie. Zauważ owo „o ile” w poprzednim zdaniu. Zbyt często nie reagujemy elastycznie na pojawiające się w naszych związkach różnice. Zobaczmy, co robimy w zamian.
Kiedy w związku pojawiają się problemy, często reagujemy na nie nieelastycznie, czyli w nieskuteczny sposób, który dodatkowo je nasila albo przyczynia się do powstania nowych. Wyróżnia się pięć wzorców nieelastycznego reagowania, które wiążą się – przynajmniej do pewnego stopnia – z niemal każdym problemem w związku. Są to:
odłączenie,
reaktywność,
unikanie,
zamknięcie w umyśle,
zaniedbywanie wartości.
Poniżej omawiam je pokrótce.
Czy zdarzyło ci się kiedykolwiek poczuć z kimś wyjątkową więź? Być może z partnerem lub partnerką na wczesnym etapie związku? Kiedy czujemy z kimś więź, odnosimy wrażenie, że łączy nas z tą osobą coś szczególnego, że coś nas z nią jednoczy. Jesteśmy wtedy w pełni obecni psychicznie, czyli stuprocentowo zaangażowani w tu i teraz.
Aby zbudować głęboką więź z drugim człowiekiem, musimy mu poświęcać całą naszą uwagę z otwartością, ciepłem i szczerym zaciekawieniem. Gdy ktoś w taki sposób podchodzi do nas, wówczas czujemy się ważni, akceptowani, docenieni. Kiedy jednak ktoś się od nas odłącza, kiedy jest wycofany, chłodny lub zamknięty albo tak pochłonięty własnymi myślami i uczuciami, że się nami nie interesuje, kiedy w naszym towarzystwie wydaje się znudzony, nieprzyjemny lub rozkojarzony, kiedy zdajemy się mu przeszkadzać, narzucać albo go irytować – cóż, wtedy już nie jest nam tak przyjemnie, prawda?
Jeżeli często się odłączasz od partnera lub partnerki – albo jeśli to on lub ona odłącza się od ciebie – ciepło, bliskość i intymność ulatują z waszego związku, pozostawiając między wami olbrzymią, zimną pustkę.
Robert bawi się ze swoim trzyletnim synem Danielem. Chłopiec piszczy z zachwytu, kiedy tata, wydając odgłosy szympansa, huśta go, trzymając za rękę i za nogę. Bawią się przednio… aż do przerażającej chwili, w której Daniel wyślizguje się Robertowi z rąk.
Chłopiec upada z hukiem na podłogę. Po chwili oszołomienia krzywi się i wybucha bardzo głośnym płaczem. Jego mama Sylwia, zdenerwowana i zaczerwieniona, biegnie na ratunek. „Jesteś taki nieodpowiedzialny!” – krzyczy do męża. Chwyta synka w ramiona. „Już dobrze, wszystko dobrze. Co ci zrobił tatuś?” – mówi i głaszcząc Daniela po plecach, patrzy ze złością na Roberta. Robert jest wściekły. Jego zdaniem reakcja Sylwii jest niesprawiedliwa.
„Ależ z ciebie jędza!” – krzyczy mężczyzna i wychodzi z pokoju, trzaskając drzwiami.
Zarówno Robert, jak i Sylwia są reaktywni. W trybie reaktywności łapiemy się na haczyk swoich myśli i uczuć, po czym szarpiemy się niczym ryba złapana na wędkę. Brakuje nam samoświadomości i mamy niewielką – o ile jakąkolwiek – kontrolę nad swoimi działaniami. Działamy impulsywnie, bezrefleksyjnie lub automatycznie, pod dyktando silnych emocji, zaślepieni przez własne przekonania i osądy. Reaktywność jest szczególnie częsta wtedy, gdy narastają w nas emocje takie jak złość, frustracja czy uraza. Kiedy te ostatnie są silne, łapią nas na haczyk niczym rybę na wędkę, a wówczas wybuchamy, krzyczymy, wrzeszczymy, obrażamy, oceniamy, krytykujemy, obwiniamy i grozimy. Im bardziej reaktywna jest jedna z osób, tym większe ryzyko, że jej zachowanie zaszkodzi związkowi.
Nikt nie lubi nieprzyjemnych uczuć. Wszyscy staramy się ich unikać. To zupełnie naturalne, ale może prowadzić do powstania pewnych problemów. Wiele badań naukowych pokazuje, że im więcej wysiłku wkładamy w unikanie nieprzyjemnych uczuć, tym gorszą jakość ma nasze życie. „Unikanie doświadczania” to specjalistyczny termin, który opisuje próby uniknięcia lub pozbycia się niechcianych doświadczeń wewnętrznych, takich jak myśli, uczucia, wspomnienia, impulsy. Badania dowodzą, że wyższy poziom unikania doświadczania koreluje bezpośrednio z większym ryzykiem depresji, lęku, stresu, uzależnienia oraz wielu innych problemów.
Dlaczego tak jest? Cóż, przede wszystkim ze względu na strategie, które stosujemy w celu uniknięcia niechcianych doświadczeń wewnętrznych, takie jak sięganie po substancje, odwracanie uwagi czy wycofywanie się do strefy komfortu. Przyjrzyjmy się im nieco bliżej.
Sięganie po substancje. Ludzie są mistrzami w faszerowaniu się dla poprawienia nastroju różnymi substancjami, na przykład czekoladą, pizzą, piwem, winem, papierosami, marihuaną, heroiną, lekami uspokajającymi, ecstasy, frytkami czy lodami. Substancje te dają nam chwilową ulgę od nieprzyjemnych uczuć. Na dłuższą metę jednak, zwłaszcza jeśli ich nadużywamy, rujnują nasze zdrowie i samopoczucie.
Odwracanie uwagi. Kiedy czujemy się źle, często staramy się na różne sposoby odwrócić od tego uwagę i zająć myśli czymś innym. Rozpraszamy się za pomocą telewizora, komputera, mediów społecznościowych albo ostrego imprezowania, zapracowywania się czy wychodzenia na spacer. Odwrócenie uwagi od nieprzyjemnych uczuć pomaga na krótką metę ich uniknąć, ale w dłuższej perspektywie często nam szkodzi. Dlaczego? Po pierwsze, ponieważ marnuje czas. Ile czasu zdarza się ci poświęcać na oglądanie telewizji, surfowanie po internecie, przeglądanie mediów społecznościowych albo czytanie kolorowych magazynów w celu uniknięcia znudzenia, lęku czy poczucia osamotnienia? Pomyśl, że ten sam czas możesz przeznaczyć na dążenie do tego, co jest dla ciebie naprawdę ważne i wartościowe. Po drugie, kiedy staramy się zająć czymś uwagę, nie podejmujemy skutecznych działań służących poprawie jakości naszego życia. Niezwykle często zdarza się to w związku. Zamiast uczyć się nowych umiejętności, które poprawiają relację, zajmujemy się odwracaniem uwagi od trudności.
Wycofywanie się do strefy komfortu. Trudne sytuacje są źródłem nieprzyjemnych uczuć takich jak strach, lęk, złość, smutek czy frustracja. Jednym ze sposobów na uniknięcie takich uczuć jest wystrzeganie się sytuacji, które je wyzwalają. Możesz więc na przykład odmawiać rozmowy z bliską osobą. Albo nie chcieć jej słuchać. Albo nie chcieć spać z nią w jednym łóżku. Albo wychodzić z pokoju. Albo ucinać rozmowę. Albo odkładać ją na później. Oczywiście niekiedy unikanie trudnej sytuacji jest wskazane. Na przykład gdy konflikt zaczyna narastać, dobrze jest zrobić sobie przerwę, aby ochłonąć i dopiero wtedy wrócić do rozmowy. Jeśli jednak nawykowo uciekasz od mierzenia się z trudnymi sprawami w związku, to w dłuższej perspektywie on na tym ucierpi.
Niekiedy przybiera to formę bierności i zadowalania drugiej strony. Poddajesz się wtedy partnerowi lub partnerce, uznajesz jego/jej potrzeby za priorytet, rezygnujesz z własnych potrzeb i pragnień oraz robisz wszystko, co w twojej mocy, by jego/ją zadowolić – byle tylko uniknąć jakichkolwiek napięć czy konfliktów. Rzecz jasna zdarzają się sytuacje, gdy dla dobra związku musimy iść na kompromis i dać pierwszeństwo potrzebom drugiej strony. Jeżeli jednak postępujesz tak stale, twoim udziałem będą silny stres, wypalenie lub dotkliwe przygnębienie (to powszechny czynnik przyczyniający się do depresji i lęku). Taką postawę nazywa się pozostawaniem we własnej strefie komfortu. Nie jest to jednak zbyt trafne określenie, ponieważ życie w ten sposób nie jest wcale komfortowe. Kiedy spędzamy za dużo czasu w strefie komfortu, czujemy się jak w potrzasku, przytłoczeni i przybici. Powinniśmy więc mówić raczej o „strefie stagnacji” albo „strefie wyłączania się z życia”. Jeżeli chcemy, aby nasz związek się rozwijał i rozkwitał, musimy się mierzyć z wieloma trudnymi sytuacjami oraz robić miejsce na wiążące się z nimi trudne myśli i uczucia. Jeśli będziemy często unikać takich sytuacji, skażemy swój związek na stagnację.
Oczywiście wszyscy do pewnego stopnia stosujemy unikanie i na małą skalę nie stanowi ono problemu. Im częściej jednak wybieramy tę strategię, tym więcej problemów ona powoduje.
Umysł lubi gadać. Ma do powiedzenia dużo ważnych i przydatnych rzeczy – ale znacznie więcej takich, które są niepomocne i wprost nieważne. Gdybyś miała/miał zapisać każdą myśl, która przyjdzie ci do głowy w kolejnych dwudziestu czterech godzinach, to ile z nich byłoby wartych przeczytania? Jeśli twój umysł jest choćby trochę podobny do mojego, to takich myśli byłoby bardzo, bardzo mało.
Jeżeli chodzi o partnera lub partnerkę, umysł niezwykle szybko ocenia i krytykuje tę osobę, wskazuje wszystko, co ona mówi lub robi nie tak. Przenosi nas w przeszłość i ponownie odgrywa dawne kłótnie i żale; każe nam na nowo przeżywać chwile krzywdy czy rozczarowania; rozdrapuje rany sprzed lat i posypuje je solą; przypomina „stare, dobre czasy”, które już nie wrócą. Albo przenosi nas w przyszłość i pokazuje, jakie straszne będzie nasze życie, jeśli pozostaniemy w tym związku (lub jakie będzie wspaniałe, gdy odejdziemy).
Nic z tego nie będzie stanowiło problemu, jeżeli wiesz, jak skutecznie radzić sobie z własnym umysłem. Sęk w tym, że większość z nas tego nie wie. Naszym „ustawieniem domyślnym” jest łapanie się w pułapkę własnego umysłu. Poświęcamy mu całą swoją uwagę, traktujemy go bardzo poważnie, wierzymy w to, co nam mówi, i podporządkowujemy się wszystkiemu, co każe nam robić. Kiedy jesteśmy zamknięci w swoim umyśle, gubimy się w smogu własnych procesów myślowych. A im gęstszy ów smog, tym bardziej zamazana staje się bliska nam osoba, aż w końcu ledwie ją dostrzegamy spoza własnych osądów, krytycznych uwag i żalów.
Zamknięcie w umyśle idzie w parze z odłączeniem i reaktywnością. Nie możesz poczuć więzi z ukochaną osobą ze względu na uwikłanie we własne myśli. Nie potrafisz też skutecznie na nią zareagować, ponieważ działasz automatycznie, reagujesz impulsywnie. Nic więc dziwnego, że prowadzi to do poważnych problemów.
Wartości to kryjące się w głębi naszego serca pragnienia dotyczące tego, jak chcemy się zachowywać – jak chcemy traktować siebie samych, innych ludzi i otaczający nas świat. W kontekście związku wartości odzwierciedlają to, jakimi pragniemy być partnerami. Moi klienci często mówią, że chcieliby być bardziej kochający, życzliwi, troskliwi, szczodrzy, współczujący, wspierający, rozrywkowi, wyluzowani, szczerzy, uczciwi, wiarygodni, odpowiedzialni czy wyrozumiali. Owe „pożądane cechy zachowania” nazywamy właśnie wartościami. Nigdy z kolei nie słyszałem od swoich klientów, by chcieli być bardziej agresywni, wrodzy, nadąsani, zrzędzący, humorzaści, kłótliwi, groźni, nietroskliwi, osądzający, krytyczni, pamiętliwi, zimni, mściwi czy zdystansowani.
Pomyśl: jak zmienia się twoje zachowanie wtedy, gdy w twoim związku pojawiają się problemy, a wraz z nimi trudne myśli i uczucia? Zazwyczaj w chwilach zdenerwowania lub złości nasze wartości gdzieś znikają – a my, zamiast zachowywać się tak jak osoba, którą chcielibyśmy być, odłączamy się, jesteśmy reaktywni, unikamy lub zamykamy się we własnym umyśle.
Znasz już więc pięć procesów osłabiających związek: odłączenie, reaktywność, unikanie, zamknięcie w umyśle i zaniedbywanie wartości. Te wzorce zachowania nie tylko są przyczyną większości problemów w związku, ale także utrudniają rozwiązanie tych ostatnich.
Na przykład moi klienci często opisują swoje problemy w następujący sposób: „Ja chcę X, ale moja partnerka chce Y”, „Mój mąż ciągle robi A, a ja chciałabym, żeby robił B”, „Zawsze, kiedy robię P, moja partnerka robi R”,
„Mój partner uważa, że G, a ja uważam, że H”. Innymi słowy, postrzegają oni problem głównie w kategoriach sprzecznych potrzeb, pragnień, celów lub przekonań. Tymczasem tak naprawdę rzadko o to chodzi. Tego rodzaju różnice są normalne, naturalne i powszechne we wszystkich związkach, a dobre umiejętności komunikacji i negocjacji (o których piszę w trzeciej części książki) pomagają pokojowo sobie z nimi poradzić. Na przeszkodzie mogą jednak stanąć omówione wcześniej zachowania osłabiające związek.
Oczywiście zdarzają się wyjątki. Niekiedy różnice są rzeczywiście nie do pogodzenia – ale nawet w takich przypadkach wspomniane zachowania tylko nasilają ból wywołany problemami oraz utrudniają omówienie tych ostatnich. Nigdy nie poznamy dostępnych możliwości, jeśli nie będziemy efektywnie się ze sobą komunikować i negocjować.
A co, jeśli problem wygląda mniej więcej tak: „Moja partnerka zrobiła X i mocno mnie tym zraniła. Nie jestem w stanie się z tym pogodzić”? Cóż, jedno jest pewne: niełatwo uleczyć poważne rany. Jednakże, co zgłębimy dalej, uleczenie, przebaczenie i naprawa wyrządzonych krzywd są możliwe – choć mogą w tym przeszkodzić zachowania osłabiające związek.
Na przykład trudno jest się zająć problemem, gdy jedna ze stron go unika. Kiedy unikają go obie strony, staje się to wręcz niemożliwe. Ale nawet gdy nikt nie unika problemu, trudno spokojnie go omówić czy wspólnie rozwiązać, jeżeli choćby jedna ze stron jest odłączona, reaktywna, unikająca, zamknięta w umyśle lub zaniedbuje swoje wartości.
Dlatego podczas pracy z tą książką zwracaj uwagę, w jaki sposób zarówno ty, jak i partner lub partnerka osłabiacie wasz związek. Tak, dobrze widzisz: ty oraz partner lub partnerka. Odpowiedzialność za problemy w związku spoczywa na obu stronach. Być może nie w równym stopniu, ale obie mają swój udział w istniejących trudnościach.
Być może w tym momencie twój umysł zgłasza sprzeciw, większość z nas bowiem wyraźnie widzi wady partnera lub partnerki, ale nie dostrzega własnych. Kiedy zaś stajemy twarzą w twarz z własnymi zachowaniami osłabiającymi związek, często w pierwszym odruchu je usprawiedliwiamy („Nie zrobiłbym X, gdybyś nie zrobiła Y”), zaprzeczamy im („Wcale tego nie zrobiłam”) albo je bagatelizujemy („Nie jest tak źle. Przesadzasz”). Musimy więc być ze sobą do bólu szczerzy. Jeśli naprawdę nie widzisz, w jaki sposób przyczyniasz się do trudności w swoim związku, jest to poważny problem. Świadczy on o braku samoświadomości albo zdolności do szczerości wobec siebie. W takim przypadku zalecam rozmowę z terapeutą. Pamiętaj, że partner idealny nie istnieje i obie strony ponoszą odpowiedzialność za trudności w związku.
Osoba, z którą tworzysz związek – tak jak i ty – nie jest doskonała. Jeśli więc za wszystko obwiniasz siebie i jednocześnie uważasz, że druga strona jest święta, jest to zarówno dalekie od rzeczywistości, jak i niezdrowe.
A co wtedy, gdy druga strona uważa, że jest doskonała? Gdy zaprzecza, że w jakikolwiek sposób przyczynia się do waszych trudności, za wszystko wini ciebie oraz twierdzi, iż źródło wszelkich problemów tkwi w tobie i to ty musisz się zmienić? Cóż, jest to poważna lampka ostrzegawcza, którą najlepiej się zająć tak, jak zostało to opisane w rozdziale 2.
Co oczywiste, oboje partnerzy wnoszą także pozytywny wkład w związek, i należy to docenić. Dlatego też w trzeciej części książki będę cię zachęcać do zauważania pozytywnego oddziaływania twojego i bliskiej ci osoby, a także doceniania tego, jakie efekty przynosi ono w waszym związku. Teraz jednak skupiamy się na wpływie negatywnym.
Aby pomóc ci pogłębić samoświadomość, poproszę cię o wypełnienie formularza dotyczącego procesów osłabiających związek. Na mojej stronie: https://thehappinesstrap.com, w zakładce „Free Resources”, znajdziesz darmowy e-book zatytułowany ACT with love: Extra bits. Zawiera on wiele przydatnych materiałów, w tym pomocne formularze i nagrania audio. Zachęcam cię do pobrania go. W rozdziale 3 tego e-booka znajdziesz formularz „Identify the DRAIN in your relationship” wraz z instrukcjami. Możesz też po prostu zapisać uwagi na temat procesów osłabiających twój związek w dzienniku. Najpierw opisz te procesy, które zauważasz u siebie. Następnie, jeśli tylko chcesz, możesz też opisać procesy, które zauważasz u ukochanej osoby.
W wielu rozdziałach, począwszy od tego, znajdziesz ramkę „Jeśli bliska osoba jest na to gotowa”, zawierającą ćwiczenia do wykonania we dwoje. Zwróć uwagę na słowa „jest gotowa”. Wykonywanie tych ćwiczeń bez przekonania, bez szczerej chęci czy w poczuciu urazy nie ma sensu. Bez prawdziwej gotowości one się nie udadzą albo wręcz przyniosą skutek przeciwny do zamierzonego.
Ćwiczenia te stanowią okazję do szczerego spojrzenia na związek i współpracy nad jego poprawą. Wykonujcie je bez wzajemnego obwiniania, osądzania czy krytykowania. Jeśli któreś z ćwiczeń przerodzi się w kłótnię, natychmiast je przerwijcie. Zróbcie sobie przerwę i wróćcie do niego później – ale tylko wtedy, gdy jedno i drugie będzie na to gotowe.
Aby omówić wykonane ćwiczenia, warto wyjść na spacer do parku, na kawę albo na drinka. Inne otoczenie sprawi, że łatwiej wam będzie słuchać się nawzajem bez negatywnych reakcji. Przejdźmy zatem do pierwszego ćwiczenia.
Poniższe ćwiczenie zachęca do uczciwego przyjrzenia się temu, w jaki sposób każda ze stron przyczynia się do osłabiania związku.
ĆWICZENIE
Omawianie procesów osłabiających związek
Zgodnie z podanymi wskazówkami wypełnijcie swoje formularze dotyczące procesów osłabiających związek.Wyznaczcie czas (najlepiej 20 minut), aby omówić wypełnione formularze oraz otwarcie i szczerze o nich porozmawiać. Każda strona mówi tylko o tym, co sama napisała o sobie, a nie o drugiej osobie, by nie doprowadzić do kłótni.Możecie też porozmawiać o tym, czego udało się wam dowiedzieć o sobie na podstawie tego ćwiczenia. Czy coś was zaskoczyło? Czy czegoś żałujecie?Kiedy mówi druga osoba, nie przerywaj jej, aby wtrącić, co twoim zdaniem powinna jeszcze dodać. Zachowaj te myśli dla siebie, żeby zapobiec kłótni. Potraktuj to jako okazję, by się dowiedzieć, jak ona postrzega różne sprawy, a następnie umożliwić jej poznanie twojego punktu widzenia.Na koniec podziękujcie sobie za wymianę myśli i wzajemne wysłuchanie.Tak oto zbliżamy się do końca rozdziału. Mam nadzieję, że widzisz teraz, w jaki sposób procesy osłabiające związek wywołują, podtrzymują i nasilają wiele problemów w związku. Wywierają one tak negatywny wpływ na relację, że nie ma nic zaskakującego w tym, iż obie strony cierpią.
4
Cierpienie jest udziałem obojga
Czy zdarzyło ci się widzieć w jakimś filmie, jak główny bohater dostaje cios prosto w twarz? Na ogromnym zbliżeniu w zwolnionym tempie widać, jak rozpryskują się pot i krew. Co wtedy robisz: czy krzywisz się, wzdrygasz albo odwracasz głowę, choć przecież wiesz, że to tylko film? Co za paradoks! Tak łatwo utożsamiamy się z nierzeczywistym bólem fikcyjnego bohatera filmowego i jednocześnie zupełnie zapominamy o bardzo prawdziwym bólu ludzi, których kochamy.
Ludzie to istoty społeczne. Chcemy być kochani, szanowani, otaczani opieką. Chcemy mieć z innymi dobre stosunki, spędzać z nimi miło czas. Czujemy się źle, kiedy kłócimy się z osobami, które kochamy, kiedy je odtrącamy lub wycofujemy się z kontaktów z nimi. One też źle się z tym czują. Konflikty i napięcia w każdej relacji wywołują cierpienie obu stron.
Bliska osoba może nie pokazywać swojego bólu wprost. Być może za to warczy na ciebie, dąsa się, demonstracyjnie wychodzi z domu albo w milczeniu włącza telewizor i zaczyna coraz częściej sięgać po alkohol – a jednak w środku cierpi tak jak ty. Być może nie chce z tobą rozmawiać, krytykuje cię zjadliwym tonem albo wyjeżdża na weekend ze znajomymi – ale w środku cierpi tak jak ty. To bardzo ważne, by o tym pamiętać. Mamy skłonność do tak mocnego zasklepiania się we własnym bólu, że łatwo zapominamy, iż druga strona także cierpi.
Załóżmy, że osoba, z którą jesteś w związku, odczuwa głęboko zakorzeniony strach przed opuszczeniem – boi się, że zostawisz ją dla „kogoś lepszego”. Albo przypuśćmy, że ona boi się usidlenia, kontroli lub stłamszenia. W trakcie waszych kłótni wzbierają w niej te wszystkie obawy, choć ona może ich sobie nawet nie uświadamiać, bo przykrywają je poczucie winy, złość czy uraza. Wreszcie, wyobraźmy sobie, że ta osoba głęboko w środku czuje się bezwartościowa: niedopasowana, niegodna miłości, niewystarczająco dobra. Jest to bolesne samo w sobie, ale na domiar złego ludzie, którzy tak właśnie się czują, często zachowują się w sposób szkodzący ich związkowi. Osoba, z którą jesteś w związku, może nieustannie pragnąć aprobaty, domagać się uznania za to, co osiągnęła albo do czego się przyczyniła, wymagać zapewnień o twojej miłości lub podziwie bądź przejawiać zazdrość czy zaborczość. Jeśli zareagujesz wtedy frustracją, lekceważeniem, krytyką, zniecierpliwieniem lub znudzeniem, jedynie wzmocnisz owo głęboko ukryte poczucie własnej bezwartościowości oraz nasilisz ból.
Kiedy pracuję z parą, na pierwszej sesji mówię: „Oczywiście przyszli tu państwo, żeby porozmawiać o problemach w waszym związku i o tym, jak je rozwiązać. Ale zanim do tego przejdziemy, chciałbym się dowiedzieć, jak wyglądał państwa związek, nim pojawiły się w nim problemy”. Następnie proszę, by oboje partnerzy odpowiedzieli na następujące pytania:
Jak się państwo poznaliście?
Co oprócz wyglądu zewnętrznego wydało się pani/panu w drugiej osobie najbardziej atrakcyjne? Jakie jej cechy osobiste wzbudziły pani/pański podziw?
Co lubiliście państwo razem robić? Co takiego mówiła i robiła druga osoba, co sprawiało, że te chwile były tak miłe?
Proszę opisać jeden z najprzyjemniejszych dni, które razem spędziliście. Gdzie byliście? Co robiliście? Jak się nawzajem traktowaliście?
Czego z tych „starych, dobrych czasów” państwa związku najbardziej pani/panu brakuje?
Co pani/pana zdaniem jest najlepszą mocną stroną i najwspanialszą cechą drugiej osoby?
Zadaję te pytania w konkretnym celu. Na ogół oboje partnerzy są sfrustrowani, smutni i źli. Pochłonięci myślami o tym, co z tym drugim jest nie tak. Cierpią tak dotkliwie, że zapomnieli już, co ich do siebie zbliżyło na początku. Rozważenie odpowiedzi na powyższe pytania zapewnia im okazję do nawiązania kontaktu z cieplejszymi myślami, uczuciami i wspomnieniami. Nagle napięcie ustępuje. Szczęki się rozluźniają. Zmarszczki wygładzają. Twarze łagodnieją. Partnerzy sadowią się wygodniej w fotelach. Zamiast wpatrywać się w siebie ze złością lub rozmyślnie się od siebie odwracać zaczynają patrzeć na siebie i słuchać. Przynajmniej jedno zaczyna się uśmiechać albo ociera łzę. Bardzo podnosi mnie na duchu, gdy widzę, jak para odzyskuje poczucie więzi.
Niestety nie zawsze tak się dzieje. Niekiedy jedno z partnerów odpowiada w mało pomocny sposób: „Nie pamiętam”, „Nie wiem, czy kiedykolwiek cieszyliśmy się z tego, że jesteśmy razem”, „Nawet w dnu ślubu się kłóciliśmy”. Bywa i tak, że jedno wypowiada się z serdecznością i czułością, podczas gdy drugie wpatruje się w przestrzeń całkowicie niezainteresowane albo
uśmiecha się szyderczo, albo okazuje znudzenie. Dlatego też owe proste pytania i udzielone na nie odpowiedzi dostarczają sporo informacji na temat bieżącej kondycji związku.
Poświęć teraz chwilę, by odpowiedzieć na wspomniane pytania. Dobrze się nad nimi zastanów. Jeszcze lepiej: wypełnij odpowiedni formularz z e-booka ACT with love: Extra bits albo zapisz swoje odpowiedzi w dzienniku. Zwróć uwagę, jakie towarzyszą ci myśli i uczucia:
Czy potrafisz dotrzeć do choćby odrobiny serdeczności dla partnera lub partnerki albo do poczucia uznania dla niego/niej?
Czy po uznaniu, że partner lub partnerka ma pewne mocne strony i dobre cechy, widzisz go/ją w innym świetle?
Czy trudno ci uznać, że partner lub partnerka ma pozytywne atrybuty, ponieważ tak bardzo cię absorbują jego/jej wady?
Jeżeli nie potrafisz dotrzeć do serdeczności czy czułości dla bliskiej osoby albo do poczucia uznania dla niej, to prawdopodobnie jest w tobie wielki ból, a twoja miłość kryje się pod wieloma warstwami urazy, cierpienia, złości, strachu lub rozczarowania. W takim przypadku nie traktuj siebie zbyt surowo. Krytykowanie siebie jedynie nasili ból. W zamian daj sobie chwilę, by przyznać, że cierpisz. Powiedz sobie coś życzliwego i troskliwego – coś takiego, co można by powiedzieć przyjacielowi czy przyjaciółce, gdyby cierpieli tak jak ty teraz.
Jeśli zaś dzięki temu ćwiczeniu nawiążesz kontakt z serdecznością i czułością dla partnera lub partnerki, to postaraj się zauważyć, jak to odczuwasz. Jak to jest patrzeć w ten sposób na tę osobę, a nie jedynie widzieć w niej problem, który trzeba rozwiązać?
Podczas pierwszej sesji pytam następnie oboje partnerów, dlaczego do mnie przyszli, co konkretnie pragną osiągnąć i co uważają za główny problem w swoim związku. Proszę, by opisywali problemy jak najmniej osądzająco; na przykład by zamiast: „Jest zwyczajnym flejtuchem” postarali się powiedzieć: „Mam znacznie wyższe standardy, jeśli chodzi o porządek w domu, niż on”. Opisywanie faktów zamiast formułowania osądów jest bardzo ważne. A większości z nas nie przychodzi to łatwo. Bardzo często więc podczas sesji muszę interweniować. Oto fragment rozmowy z pierwszej sesji z Jakubem i Klarą. (Uwaga: w celu ochrony prywatności zmieniam imiona i pewne szczegóły sytuacji wszystkich osób, które opisuję w tej książce).
Jakub: Straszna z niej zrzęda. Russ: Co ma pan na myśli?
Jakub: Ciągle się mnie czepia. Zrób to. Zrób tamto. Zrób jeszcze coś innego. Russ: Prosi, żeby co pan zrobił?
Jakub: Najczęściej żebym posprzątał. Pozbierał rzeczy i je schował. Takie tam bzdety.
Russ: Czyli partnerka często prosi pana, żeby pozbierał pan swoje rzeczy i posprzątał?
Jakub: Właśnie tak.
Zwróć uwagę, w jaki sposób pomogłem Jakubowi przejść od osądzania osobowości Klary („Straszna z niej zrzęda”) do nieosądzającego opisu jej zachowania („Czyli partnerka często prosi pana, żeby pozbierał pan swoje rzeczy i posprzątał?”). Wypracowanie umiejętności nieosądzającego opisywania jest bardzo ważne. Dlaczego? No cóż. A czy lubisz, jak ktoś w odniesieniu do ciebie posługuje się nieprzyjemnymi określeniami (np. „zdzira”, „flejtuch”, „zrzęda”, „leń”, „tępak”, „egoistka”, „nieudacznik”), które biorą na cel twój charakter? W im większym stopniu patrzysz na partnera lub partnerkę przez pryzmat negatywnych osądów, tym bardziej tracisz kontakt z tym, kim ta osoba naprawdę jest. Człowiek, który kiedyś budził twoje uwielbienie, znika za murem potępienia. Jeśli więc twoje opisy staną się mniej osądzające, czeka cię wielka nagroda.
Uwaga na marginesie: drugie z partnerów proszę, by uważnie słuchało pierwszego. Mówię wtedy: „Trudno słuchać w tych okolicznościach, ponieważ nikt nie lubi negatywnych informacji o sobie. Jeśli jest pani podobna do większości innych ludzi, to będzie się pani chciała wtrącić, zgłosić sprzeciw, powiedzieć coś na swoją obronę, przedstawić swój punkt widzenia lub zemścić się, prezentując swoje zażalenia pod adresem partnera. Ale zapewne dobrze pani wie, że to nie będzie skuteczne, prawda?”. Zazwyczaj odpowiedź jest twierdząca, jeśli jednak spotykam się z niepewnością, dopytuję: „Co zwykle się dzieje, kiedy reaguje pani w taki sposób?”. Wtedy słyszę najczęściej:
„Kłócimy się dalej i nie udaje się niczego rozwiązać”.
Pytam więc: „W takim razie może potraktuje to pani jako okazję, by nauczyć się nowego sposobu podchodzenia do partnera, czyli z otwartością i zaciekawieniem, a nie z wrogością czy znudzeniem?”. Uważne słuchanie i opisywanie w nieoceniający sposób pomagają tworzyć bezpieczną przestrzeń, w której oboje partnerzy mogą się otworzyć i swobodnie mówić o swoich problemach. Kiedy jedno, a potem drugie opowiada swoją historię, zadaję wielokrotnie następujące pytania: „Co pan czuje, kiedy partnerka mówi do pana w ten sposób?”, „Jakie uczucia się w pani pojawiają, kiedy partner nie robi tego, co mówi?”, „Jak się pan czuje, kiedy partnerka tak gwałtownie wychodzi z pokoju?”. Robię to po to, by partnerzy zrozumieli, że oboje cierpią. Oto kolejny przykład z sesji z Jakubem i Klarą.
Russ: Co pani czuje, kiedy partner mówi o pani „zrzęda” albo „małpa”?
Klara: Wściekłość.
Russ: Wściekłość?
Klara: Tak! On nie ma prawa mówić do mnie w taki sposób. [Ma wypieki, krzyżuje ręce na piersi, mówi głośno. Patrzy ze złością na partnera, który spogląda na swoje stopy].
Russ: Prawie zawsze, kiedy ktoś jest wściekły czy zły, jeśli poszukamy nieco głębiej, znajdziemy coś jeszcze. Najczęściej coś dość bolesnego. Tak się zastanawiam, czy mogłaby pani sprawdzić, czy nie jest tak również w pani przypadku? Proszę spróbować zrobić kilka głębokich oddechów jakby w kierunku swojej złości i zobaczyć, czy kryje się pod nią jakieś inne uczucie, bardziej bolesne.
Klara: Czuję się tak, jakby Jakub mnie nienawidził [do oczu napływają jej łzy, głos jej drży].
Russ: I jak to jest? Jak to jest czuć, że osoba, którą pani kocha, nienawidzi pani?
Klara: To okropne.
Russ: [Do Jakuba] Czy chce pan, żeby Klara tak właśnie się czuła?
Jakub: W żadnym wypadku [energicznie kręci przecząco głową]. W żadnym wypadku [przełyka gwałtownie ślinę, jego głos łagodnieje, do oczu napływają mu łzy, patrzy na partnerkę, głos mu się łamie]. Przecież ja ciebie nie nienawidzę. Ja ciebie kocham.
Co się tutaj wydarzyło? Klara zdobyła się na otwartość i odsłonięcie, by podzielić się z Jakubem swoimi bolesnymi uczuciami. To coś radykalnie odmiennego od jej zwykłej reakcji. Zazwyczaj kobieta pokazuje partnerowi swoje rozzłoszczone, osądzające oblicze. Jakub wtedy przybiera postawę obronną i zaczyna ją krytykować. Wówczas ona złości się jeszcze bardziej i tak błędne koło się zamyka. Kiedy jednak Klara się otworzyła i pozwoliła Jakubowi zobaczyć, jak wielkie jest jej cierpienie, on zareagował zupełnie inaczej. Dostrzegł ból partnerki i chciał pomóc go uśmierzyć. Zamiast naskakiwać na Klarę albo się wycofywać chciał ją pocieszyć.
Zamknięci we własnym umyśle, zapominamy, że druga strona także cierpi. Łapiemy się na haczyk złości, urazy i przekonania o własnej nieomylności. Myślimy: „To wszystko jest zbyt trudne. Nie powinno takie być. Niech on/ona się ode mnie odczepi!”. Tak bardzo koncentrujemy się na wadach bliskiej osoby albo tak bardzo złości nas sposób, w jaki jesteśmy przez nią traktowani, że zapominamy, iż ona też jest człowiekiem, który ma uczucia. Musimy pamiętać, że druga strona, tak jak my, weszła w ten związek, chcąc kochać i być kochaną, chcąc troszczyć się i doświadczać troski, chcąc wzbogacić swoje życie dzięki temu, że będzie je z kimś dzielić.
Nikt nie wchodzi w związek dlatego, że chce walczyć, kłócić się, oceniać, sprzeczać, krzywdzić, odrzucać czy się wycofywać. Jeśli więc mocno cierpimy, cierpi też druga strona. Gdy rozpoznamy, że jedziemy na tym samym wózku, wówczas łatwiej nam będzie reagować z życzliwością, troską i zrozumieniem (a nie z wrogością czy odrzuceniem, które, rzecz jasna, są dla związku szkodliwe).
Pora na kolejne ćwiczenie. W rozdziale 4 e-booka ACT with love: Extra bits
znajdziesz formularz do niego. Możesz także zapisać odpowiedzi w dzienniku.
ĆWICZENIE
Obopólne cierpienie
Przez kilka minut opisuj najpoważniejsze problemy trapiące twój związek. Niech to będzie opis nieosądzający, bez ocen i słów krytyki. Na przykład: „Grzegorz rzadko wykonuje obowiązki domowe” zamiast „Grzegorz to leniwy gnojek”. Z początku będzie to trudne, więc okaż sobie wyrozumiałość. Jeśli przydarzy ci się jakaś surowa ocena, to od razu powiedz sobie cicho: „Aha! Ocena!” albo „Zaraz, to jest ocenianie!”. Następnie skreśl ją i napisz nieosądzające zdanie.