Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Tato, Mężczyzno! Myślisz, że ciebie to nie dotyczy? Tak myślał każdy facet, który: - stracił zdrowie, rodzinę, majątek, dobre imię i wolność, bo nie stać go było na zasądzone alimenty, także na byłą żonę. To jedyny poradnik, który bez lukrowania rzeczywistości uzbroi cię w niezbędną, praktyczną wiedzę, co robić, a zwłaszcza czego nie robić, aby nie skończyć jako bankrut albo pensjonariusz zakładu karnego. Dowiesz się m.in: Kim jestem? I dlaczego możesz mi zaufać? Przez dwadzieścia lat byłem etatowym dziennikarzem sądowym i śledczym, dlatego od podszewki poznałem rzeczywistość polskich sądów, prokuratur i komend policji. Publikowałem w prasie regionalnej, m.in. Nowinach i ogólnopolskiej, m.in. Prawie i Życiu, Rzeczpospolitej i Polityce. Za swoje publikacje śledcze byłem wielokrotnie nagradzany, a bohaterowie moich tekstów ośmiokrotnie pozywali mnie do różnych sądów. Wszystkie procesy o rzekome zniesławienie wygrałem! Z wykształcenia jestem prawnikiem, ale nigdy nie byłem i nie będę członkiem prawniczych korporacji. Dlatego, mogę pisać szczerą prawdę, bez pudrowania rzeczywistości i obawy, że koledzy po fachu, np. adwokaci lub sędziowie, postawią mnie przed sądem dyscyplinarnym albo przestaną odpowiadać na moje „dzień dobry”. Sam przeszedłem przez trudny rozwód, i wiem, że gdybym wówczas mógł zdobyć wiedzę z tej książki, nie popełniłbym wielu błędów i oszczędziłbym sobie mnóstwo nerwów, czasu, zdrowia i pieniędzy. Nie zwlekaj, bo "później" zwykle znaczy "za późno". Nie przegraj życia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 77
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Szanowny Czytelniku,
w rozstaniowych konfliktach jest wiele punktów zapalnych, ale od lat nie zmienia się jedno: alimenty znajdują się na jednym z pierwszych miejsc tego ponurego „rankingu”.
Inną regułą polskich rozstań jest to, że mężczyźni już na starcie procesów okołorozwodowych są dużo w gorszej pozycji wyjściowej od swoich partnerek. Bo nasze sądy są bardzo mocno sfeminizowane, a orzekające w nich sędzie-kobiety nierzadko kierują się żeńską solidarnością i mentalnie wciąż tkwią w epoce pańszczyzny, czyli rodzimej odmiany niewolnictwa, wyznając niepisaną zasadę, że „dziecko należy do matki”, a ojciec ma płacić alimenty i cieszyć się z możliwości okazjonalnych spotkań z potomstwem.
Jeżeli dodamy do tego kolejny fakt, mówiący że przepisy polskiego prawa dotyczące alimentów są przestarzałe, zupełnie oderwane od rzeczywistości, to rację ma Michał Wyczałkowski, działacz Stowarzyszenia „Dzielny Tata”, który stwierdził, że:
„Polskie sądy potrafią upodlić i uczynić niewypłacalnym dłużnikiem każdego przyzwoitego i ciężko pracującego ojca”
Ciebie także. Chyba, że zdobędziesz wiedzę, co robić, a zwłaszcza, czego nie robić, żeby uniknąć takiego losu.
W tej publikacji ją znajdziesz, bo zawiera nie tylko mnóstwo praktycznych informacji i fachowych porada, ale także prawdziwe historii rozwodowe ojców i mężów. Skorzystaj z ich doświadczeń, ucz się na cudzych błędach, dzięki czemu sam unikniesz kosztownych pomyłek.
I jeszcze jedno, im wcześniej tę wiedzę zdobędziesz, tym lepiej, bo zapobiegać jest zawsze korzystniej niż leczyć. A jeśli chcesz pokoju, do czego cię na kartach poradnika wielokrotnie namawiam, to musisz – jak rzekł rzymski historyk Wegecjusz – przygotowywać się do wojny.
Zapraszam cię także do lektury całej książki „Rozwód – Poradnik dla Mężczyzn”, który stanowi kompendium (spis treści znajdziesz na końcu) wiedzy rozstaniowej, która może uratować ci rodzinę, nerwy, pieniądze. Może także ocalić ci życie.
Z uszanowaniem,
Wojciech Malicki
PS Jeżeli po lekturze poradnika uznasz, że warto mu było poświęcić swój cenny czas, poleć ją innym mężczyznom, a być może wspólnie uratujemy komuś życie. Jeżeli uważasz, że coś należy w niej zmienić, poprawić, uzupełnić lub po prostu chcesz się podzielić swoją opinią, napisz do mnie: [email protected]
Alimenty na dzieci i współmałżonka,
czyli jak nie skończyć w noclegowni
Podkreślam to już w pierwszym zdaniu: płacenie alimentów na dzieci jest świętym obowiązkiem ojca. Każdy tata, któremu tylko zdrowie pozwala pracować i zarabiać pieniądze albo zdobyć je w inny, legalny sposób – powinien łożyć na utrzymanie potomstwa. Każdy odpowiedzialny, honorowy, po prostu – przyzwoity mężczyzna wie, że rozstaje się wyłącznie z matką swoich dzieci, lecz nie z dziećmi, dlatego nigdy nie powie, ani nawet nie pomyśli o nich: „moje byłe dzieci”.
Wierzę, że podpiszesz się obiema rękami pod powyższymi zdaniami. Gdybyś jednak był czytelnikiem, który szuka w tym poradniku sposobów, jak kombinować, lawirować, kłamać, aby bezpiecznie wymigać się od alimentów, to uprzedzam: tracisz czas. Nie znajdziesz tu ani słowa o tym, jak bezkarnie okradać swoje dzieci.
Kto to jest alimenciarz?
Alimenciarz to nie jest ktoś, kto jest zobowiązany płacić alimenty i je płaci – jak wielu uważa. Lecz ktoś, kto powinien płacić, ale tego nie robi. W powszechnym mniemaniu: niegodziwiec.
Tak, okradać, bo alimenty to nie prezenty. Alimenty, to z łaciny – pokarm, żywienie. To zapewnienie swojemu potomstwu środków do życia. Święty obowiązek odpowiedzialnego, przyzwoitego człowieka. Dlatego, ojciec, który, choć jest w stanie, nie łoży na utrzymanie dzieci – jest złodziejem i kanalią.
Czy nie prościej napisać, że to nie jest poradnik dla alimenciarzy? – zapytasz. Nie, tego określenia nie będę praktycznie używał w tej książce, choć media w ostatnim czasie, raz po raz alarmują: „Polska rajem dla alimenciarzy”, „Przepisy swoje, alimenciarze swoje”, „Polski wstyd! Alimenciarze mają już 12,3 mld zł długu”.
Powód? Mocne tytuły i teksty w największych polskich gazetach i portalach niewiele mają wspólnego z rzetelnością i prawdą, bo do jednego wielkiego wora z napisem „Wredni alimenciarze” wrzucają leni i kombinatorów, ale także przyzwoitych ludzi, dobrych, odpowiedzialnych ojców, którzy dłużnikami alimentacyjnymi nie zostali z własnej woli, niezaradności, lekkomyślności, egoizmu, nieodpowiedzialności itd. itp. Dlatego, nazywanie ich alimenciarzami jest niesprawiedliwe, a często podłe. Bardzo wielu spośród przeszło trzystu tysięcy ojców ze wspomnianego „wora”, dłużnikami alimentacyjnymi uczynił system. A uściślając, bezduszny, niesprawiedliwy, zepsuty system, który tworzą:
•byłe żony lub partnerki, dla których sprawy alimentacyjne są świetną okazją do dowalenia „byłemu” po rozstaniu, nawet do zniszczenia go mentalnie i przysłowiowego puszczenia w samych skarpetkach;
•wymiar sprawiedliwości, ze szczególną rolą niemądrych, leniwych, nieempatycznych albo kierujących się solidarnością żeńską sędzi;
•archaiczne, nieżyciowe, a nierzadko bezsensowne przepisy prawa rodzinnego.
Żebyś od razu zrozumiał, jak działa ten spaczony mechanizm, przeczytaj uważnie historię Krzysztofa Kędziora, człowieka wielu talentów, m.in. sportowca i poety. Nie spisałem jego opowieści, jak pozostałych, napisał ją sam pod swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem.
Historia prawdziwa
Jestem ojcem trzech córek w wieku jedenaście, osiem i siedem, z dwiema partnerkami. Alimenty płacę od jedenastu lat. Na najstarszą córkę sąd zasądził mi niewielką kwotę, 250 zł, bo byłem wówczas na skraju bankructwa. Pracuję od lat jako pracownik fizyczny, a w wolnych chwilach jestem pisarzem-amatorem i uprawiam biegi. Różnie mi się w życiu wiodło, bywało, że mieszkałem na zapleczu sklepu ogrodniczego, w nieogrzewanym pokoju, z wspólną łazienką i kuchnią dla kilku lokatorów czy w kontenerze przy tartaku. Ale nigdy, mimo skrajnej biedy, nie zalegałem z płaceniem alimentów. Zawsze miałem bardzo wyczulony zmysł odpowiedzialności za swoje dzieci. Żadnych uników, żadnej zwłoki, płaciłem zawsze w terminie i zawsze w pełnej wysokości. Przez jedenaście lat miałem wzorową, czystą historię alimentacyjną.
W roku 2018 zmieniłem pracę. Moja nowa firma wypłacała pobory na konto w dziesiątym dniu miesiąca. Także dziesiątego dnia miesiąca przypadał ustalony przez sąd termin wpłaty alimentów na Nadię i Wiktorię, moje córki z drugiego związku. Nie zwróciłem na to uwagi, dlatego przez sześć miesięcy tego roku, automatyczne polecenie przelewu alimentów z mojego konta na rachunek matki dziewczynek, było ustawione na jedenasty dzień miesiąca. Sam zorientowałem się, że to błąd i natychmiast skorygowałem go w banku. Moja była żona nie robiła problemu z tego, że przez te pół roku alimenty wpływały z jednodniowym poślizgiem. Do czasu. W pewnym momencie zaczęła mi utrudniać kontakty z dziećmi. A to się spóźniała, by mi je przekazać, a to w „moje” dni zaplanowała dzieciom inne zajęcia, a to nie odebrała telefonu, żeby dogadać się, co do terminu spotkania. Wciąż widywałem się z dziećmi, ale wyraźnie odczuwałem zmianę w zachowaniu byłej żony. Nie stawiałem się, bo wiedziałem, że moja żona ma wynajętego adwokata, a ja byłem sam, bo nie było mnie stać na prawnika. Zmęczony rozwodem, chorobą (stany lękowe), wystraszony brakiem znajomości prawa, siedziałem cicho. Po pięciu latach od rozwodu wreszcie stanąłem na nogi, dlatego, gdy moja była żona zażądała przed sądem ograniczenia moich kontaktów z dziećmi, powiedziałem: stanowcze NIE.I wtedy się zaczęło... Moja była żona podniosła, że przez wspomniane pół roku płaciłem alimenty z jednodniowym opóźnieniem. Wyliczyła, że z tego tytułu zalegam jej 10,5 zł odsetek, słownie: dziesięć złotych i pięćdziesiąt groszy. I z miejsca oddała sprawę do komornika, żądając nie tylko odzyskania odsetek, ale także „z obawy o to, że ojciec dzieci będzie uchylał się od dalszego płacenia alimentów”, egzekucji komorniczej tychże. Aż do odwołania. Przez nią samą, oczywiście.
Efekt? Komornik natychmiast zajął mi na koncie kwotę 205 zł, czyli wszystko, co wówczas na nim miałem. Gdy kompletnie zszokowany całą sprawą poszedłem do kancelarii, poinformował mnie, że na poczet kosztów całej procedury, m.in. za pracę wykonaną przez adwokata mojej żony oraz aktualne alimenty, zajmie mi z wypłaty kolejne 1700 zł. I tak, ja ojciec, który płaci alimenty przez jedenaście lat uczciwie, odpowiedzialne i terminowo, stałem się w świetle polskiego prawa alimenciarzem. W majestacie prawa skazano mnie na pogardę i potępienie.
To był jednak dopiero początek, bo komornik oznajmił mi również „w trosce o to, abym już nigdy nie zalegał z płaceniem alimentów” od tej pory będzie miesiąc w miesiąc egzekwował je z mojej wypłaty – doliczając dziesięć procent, tytułem kosztów komorniczych. Upokorzenie, wstyd, złość, poczucie beznadziei i totalnej niesprawiedliwości. Początek grudnia, szły święta Bożego Narodzenia. Wypłata, z pensji netto 3000zł, komornik zajął mi 1915 zł. Miało być 1715zł, ale jak powiedział mi „zapomniał” sobie odksięgować zajęte wcześniej 200 zł. Nadpłatę obiecał zwrócić. Kiedy? Nie powiedział. Z pozostałej mi kwoty muszę jeszcze zapłacić alimenty na starszą córkę. Dobrze, że mam bony świąteczne z pracy, bo gdyby nie one, nie miałbym za co kupić dzieciom prezentów, ani zaprosić ich na pizzę. Patrzyłem w plik dokumentów i nie mogłem w to uwierzyć, jak to możliwe? Za 10,5 zł odsetek komornik zajął mi ponad dwa tysiące złotych i położył rękę na mojej wypłacie. Miesiąc w miesiąc mam tracić dodatkowe, ciężko zarobione 90 zł. Dzwonię do byłej żony i proponuję jej, aby odwołała komornika. Obiecuję, że w zamian, te koszta komornicze, będę przekazywał jej (dzieciom), w formie „dodatkowych pieniędzy”. Nie zgadza się.
Gdzie jest prawo chroniące uczciwych ludzi, biorących odpowiedzialność za swoje czyny? – pytam swojego adwokata
Przykro mi. Pańska była żona ma prawo do takiego zachowania. Nic się nie da zrobić...
Myślałem, że nie może być już gorzej. Poddać się? Nie. Kolejny raz trzeba wziąć się w garść, wynająć kolejnego adwokata i spróbować zatrzymać to kuriozum. Pożyczyłem pieniądze na kolejnego adwokata. Nie zdążyłem jeszcze z nim porozmawiać, gdy komornik zajął mi na koncie 750 zł. Dokładnie wszystko to, co mi zostało z grudniowej pensji po poprzednim zajęciu. Zadzwoniłem i pytam, o co chodzi, przecież to on miał mi zwrócić 200 zł nadpłaty.
Odpowiada, że… zajął mi tę kwotę tytułem alimentów za listopad. Czyli, że nie tylko nie zwróci mi tych dwóch stów, ale to ja muszę mu jeszcze dopłacić stówę.
Za jaki listopad? – pytam, przecież w pierwszym mailu, w którym starałem się panu wyjaśnić, że nie mam żadnej zaległości alimentacyjnych, dołączyłem zdjęcie dokumentu bankowego, potwierdzającego wpłatę alimentów za listopad.
Odpowiada, że jego nie interesują żadne moje tłumaczenia, ani dokumenty bankowe. Że jeśli, istotnie, nie zalegam z płatnością alimentacyjną za listopad, to on przyjmie taką informację tylko od mojej byłej żony. To ona ma mu to zgłosić. Jeśli ona jednak nie przyzna się, że otrzymała ode mnie pieniądze za listopad albo odpowie mu, że owszem, otrzymała, ale „za inne zadłużenia”, to jemu to wyjaśnienie wystarczy i nie odda mi żadnych pieniędzy. Dodał jeszcze, że mogę napisać do niego oficjalne pismo o wyjaśnienie sprawy, a on wyśle zapytanie do mojej byłej żony i „się zobaczy. A w ogóle, to wszelkie wnioski proszę kierować na piśmie! Do widzenia! ”. I odłożył słuchawkę.
Bilans: Komornik ma gdzieś moje argumenty. Żona ma na dzieci podwójne alimenty za listopad. A ja jestem bez grosza na życie. A jednak mogło być jeszcze gorzej. Liczę jeszcze raz: 10,5 zł odsetek i 2900 zł zajęcia, 100 zł, które według komornika jestem mu winien. Do tego wydatki na adwokatów, wychodzi łącznie prawie cztery tysiące złotych. Przeszło miesiąc mojej ciężkiej pracy.Na facebookowym profilu ALIMENTY TO NIE PREZENTY, kobiety (!) czytające moją historię, doradziły mi, abym wpłacił depozyt w wysokości sześciokrotności alimentów, a tym samym zatrzyma to „z automatu” egzekucję komorniczą. Minus jest taki, że depozyt można wybrać dopiero, gdy ustanie obowiązek alimentacyjny, czyli w moim przypadku za minimum 20 lat...
Prawnik potwierdził: Depozyt, to jedyne wyjście, bo sprawdził zasadność egzekucji komorniczej. I wszystko jest „w prawie”. Musi pan zdobyć pieniądze na depozyt sądowy. To już całkowicie kończy problem.Z ogromnym trudem udało mi się pożyczyć pieniądze wymagane 5400 zł. A komornik oświadczył mojemu pełnomocnikowi, że anuluje egzekucje po wpłacie depozytu, ale tylko w moim zakładzie pracy. Z konta bankowego, ani śni mu się „schodzić! Nie i koniec! ”. A przecież wypłata zawsze przechodzi na konto bankowe. Na sugestie prawnika, że jest to niezgodne z prawem, odpowiedział, że on inaczej to prawo interpretuje i to on ma rację i jak chcemy, możemy iść do sądu.Prawnik do mnie: albo wpłacamy depozyt do komornika i GDY ON NIE ANULUJE EGZEKUCJI, jak zapowiada, sądzimy się z nim. Ale to oznacza kolejne koszty sądowe i adwokackie i żadnej gwarancji, że w sądzie wygramy. Boże, co za koszmar. Co robić? Wpłacić depozyt i narażać się na jego utratę i kolejne pieniądze dla prawników, czy... poddać się. Nie mogę już więcej tracić pieniędzy. Nie mam ich. Tak naprawdę, wszystkie środki, jakimi operuję w tej chwili, nie są moje. To pieniądze z pożyczek, które trzeba oddać. Nie wpłacam, oddaję pożyczkę na depozyt. Ostatnim rzutem na taśmę, dzwonię do pełnomocniczki mojej byłej żony. Niemal błagam o umorzenie egzekucji. W odpowiedzi słyszę: umorzenie, w zamian za ugodę: jedna godzina miesięcznie z córkami, ani minuty więcej. Odrzucam propozycję.Komornik będzie od tej pory prowadził egzekucję wobec mnie, co miesiąc naliczając sobie 10 procent wartości egzekwowanych alimentów, aż do...ustania obowiązku alimentacyjnego, czyli przez jakieś kilkanaście, może dwadzieścia lat. Co miesiąc, sto złotych w błoto. Uzbiera się tego ponad dwadzieścia tysięcy złotych. Nawet nie chcę myśleć, ile wspólnych wakacyjnych wyjazdów, ile radości z prezentów, ile uśmiechów dobrych chwil umknie nam, bo zamiast dla dzieci, te pieniądze dostanie pan egzekutor niemądrego, bezdusznego polskiego prawa. Prawa, które w ten sposób karze za uczciwość i odpowiedzialność. Bezsilność.
Jak uniknąć kłopotów?
Historia Krzysztofa nie jest ewenementem, aby uniknąć takiego losu przede wszystkim musisz wiedzieć, jak mechanizm prawa rodzinnego działa w praktyce. Zacznijmy od początku, czyli: jak się ustala wysokość alimentów na dzieci? Masz trzy możliwości: umowa, ugoda i proces sądowy.
Po kolei: umowa jest dobrym rozwiązaniem, bo polega na tym, że rodzice dogadują się co wysokości alimentów, spisują umowę i idą z nią do notariusza, aby nadał jej formę aktu notarialnego. Sprawa alimentów jest w ten sposób załatwiona w sposób optymalny, bez angażowania sądów, tracenia pieniędzy na koszty procesowe, a szczególnie adwokatów. I najważniejsze: bez niepotrzebnych emocji, nerwów i kłótni. Koszt takiej umowy zależy m.in. od wysokości świadczeń alimentacyjnych, jak długo będą płacone i od... samego notariusza. Przykład: Kancelaria Notarialna w Sandomierzu, alimenty 900 zł miesięcznie płatne przez 10 lat, całkowity koszt sporządzenia aktu notarialnego to ok. 1500 zł.
W większym mieście pewnie będzie drożej, ale pamiętaj, że zawsze warto sprawdzić ceny u kilku notariuszy, a także ponegocjować.
Co ważne, taka umowa-akt notarialny ma moc wyroku sądowego. Czyli, rodzic, który zobowiązuje się płacić alimenty, dobrowolnie poddaje się w umowie egzekucji komorniczej, jeśli nie będzie się wywiązywał ze swojego obowiązku. Drugi rodzic, aby w takiej sytuacji wyegzekwować należności alimentacyjne, nie musi wynajmować adwokatów, ani wszczynać procesów. Wystarczy, że z notarialną umową o alimenty uda się do sądu rodzinnego i poprosi o nadanie jej tzw. klauzuli wykonalności. To zwykła formalność, która kosztuje w sądzie 50 zł, a sprawia, że umowa o alimenty (akt notarialny) jest po jej przeprowadzeniu tzw. tytułem wykonawczym, który uprawnia do odwiedzenia komornika i zlecenia mu wyegzekwowania zaległych alimentów.
Najpierw trzeba porozmawiać
Uprzedzam cię jednak, że rozmowa, zwykle wiele rozmów i wspólne ustalenie wysokości alimentów, nie są łatwe. Ale warto podjąć każdy trud, aby się porozumieć. Sukces przyjdzie łatwiej, jeżeli odpowiednio przygotujesz grunt pod rozmowy, a nawet zadbasz o odpowiednią scenerię. Czyli, nie w biegu, na chybcika lub wieczorem po ciężkim dniu pracy, kiedy zmęczenie każe odpocząć lub spać, a nie spierać się na argumenty. Tylko w wolnym dniu, ze świeżym umysłem, przy dobrej kawie, w jakimś neutralnym, spokojnym miejscu, gdzie nikt wam nie będzie przeszkadzał, ani rozpraszał, dlatego warto wyłączyć telefony, tablety itd. I zarezerwować sobie dużo czasu, aby bez nerwówki, na spokojnie przegadać i policzyć, ile miesięczne kosztuje utrzymanie dzieci. Punkt po punkcie, ile pieniędzy potrzebują na jedzenie, ubrania, zajęcia pozalekcyjne, rozrywki, kieszonkowe, wyjazdy wakacyjne. Ile matka, bo zakładamy, że to z nią zamieszkają dzieci, musi miesięcznie wydać na czynsz, media, benzynę do auta itd.