Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Teresa nie miała do tej pory szczęścia. Jest samotna, mieszka w powoli popadającym w ruinę domku, żyje nader skromnie. Mimo to potrafi cieszyć się szczęściem innych i małymi rzeczami. Szokiem dla niej, podobnie jak dla jej siostry, jest nagły wyjazd ich matki, która zachowuje się tak, jakby chciała zerwać kontakt z dawnym życiem i z córkami. Dlaczego to zrobiła? Wkrótce siostry odkrywają, że z pozoru banalna przeszłość ich rodziny kryje wiele tajemnic. W wirze wydarzeń Teresa z początku nawet nie zauważa, że w jej życiu pojawił się pewien zabójczo przystojny i szalenie nią zainteresowany mężczyzna Czy los wreszcie się do niej uśmiechnie? Czy Teresa uwierzy w miłość? I czy rodzinie podzielonej sekretami uda się odnaleźć siebie na nowo?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 328
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
2019
Teresa przebierała nogami najszybciej, jak mogła. Była już sporo spóźniona, ale przecież to nie jej wina, że autobus nie przyjechał i musiała czekać aż pół godziny na następny. Uroki transportu publicznego. Na szczęście niezbyt częste. Mama i siostra pewnie się denerwowały, a ona jak na złość zapomniała tego dnia telefonu. Musi teraz leżeć na biurku rozgrzany od mnóstwa nieodebranych połączeń. Miała nadzieję, że mama i Kasia na nią zaczekają. Miał to być jeden ze szczęśliwszych dni w jej życiu, tymczasem od rana wszystko szło nie tak. Zamiast zapowiadanej słonecznej pogody powitał ją deszcz i porywisty wiatr, temperatura spadła o dziesięć stopni i kto nie musiał wychodzić, zostawał w domu. W rajstopach poszło oczko, obcas w bucie się złamał i jedynym ratunkiem stały się granatowe trampki. Na przystanku, do którego dotarła cała przemoczona, ochlapał ją gościu w wypasionej furze. I żeby tego było mało, recenzent pracy licencjackiej zadał jej pytanie w ogóle niezwiązane z tematem. Pomyliły mu się nazwiska zdających. W końcu się zorientował, ale Teresa i tak nie była już w stanie płynnie odpowiadać. Z trudem obroniła się na czwórkę, pocieszając się, że to i tak lepsze niż trója. Dlatego nie zdziwił jej autobus widmo. Spodziewała się jeszcze wielu niemiłych zaskoczeń, bo do wieczoru wciąż zostawało sporo godzin. Ewidentnie nie był to jej szczęśliwy dzień.
Deszcz rozbryzgiwał się pod jej stopami, trampki doszczętnie przemoczone trzeszczały z każdym krokiem. Nie wiedziała też, czy jest mokra tylko od deszczu, czy dodatkowo zalewał ją pot. Bluzka z domieszką czegoś sztucznego sprawiła, że wystarczył moment i zaczynała brzydko pachnieć pod pachami. Założyła ją tylko dlatego, że miała ładny kołnierzyk i elegancki krój. Pilnowała się, żeby nie unosić rąk, a żółtych plam, które pojawiły się bardzo szybko, nie wywabi żaden proszek czy odplamiacz. Niechciane ślady wgryzły się w materiał, a Teresa coraz bardziej wierzyła w jednorazowość bluzki. Pierwsze, co zrobi po powrocie do domu, to wyrzuci ją do śmieci.
Wreszcie zdyszana wpadła do restauracji, pełna nadziei, że jednak wszystko, co złe, już ją dzisiaj spotkało, a przed nią tylko przyjemności.
– Gdzieś ty się podziewała? – zawołała Kasia, kiedy Teresa zziajana klapnęła na krzesło, kładąc obok ociekający wodą parasol. – I dlaczego tak fatalnie wyglądasz?
– Dziękuję ci, siostrzyczko. Może nie zauważyłaś, ale pada deszcz.
– Trzeba było przyjąć moją propozycję podwózki, uparciuchu. Poczekałabym przed uniwersytetem i nie wyglądałabyś teraz jak kupka nieszczęścia.
– To ponoć przynosi pecha...
– Co?
– Podwózka.
– Jasne! To też usłyszałaś od Dagmary z roku? Przecież według niej nawet samo otwarcie oczu rano przynosi pecha. Nie znam kobiety, ale rewelacje, sorry, przesądy i zabobony, które od niej przynosisz, to jakieś wczesne średniowiecze.
– Nie kłóćcie się, dziewczynki – poprosiła Beata, matka obu młodych kobiet.
– Tylko rozmawiamy, to żadna kłótnia. Chcę powiedzieć, że gdyby Tereska pozwoliła się zawieźć na obronę, byłaby teraz sucha i wyglądała jak człowiek, a nie zmokła kura.
– Bardzo wam dziękuję za gratulacje z okazji obrony pracy licencjackiej – odezwała się nieco obrażona Teresa, bo przecież zaprosiła tu mamę i siostrę po to, żeby świętować zakończenie pierwszego stopnia studiów.
Kobiety popatrzyły na nią i natychmiast zaczęły dość wylewnie gratulować, a nawet miały dla niej prezenty. Kelnerka, która dyskretnie podsłuchiwała rozmowę klientek, w końcu postanowiła podejść i przyjąć zamówienie.
– Właściwie to dobrze się składa, że spotkałyśmy się tutaj. – Beata przyjęła poważny ton, kiedy już wybrały, co będą jeść.
– Czy coś się stało, mamo? – Kasia wydawała się zaniepokojona.
– Podjęłam decyzję.
– Decyzję? Jaką, mamo? – dopytywała Teresa.
– Postanowiłam, że zamieszkam w ośrodku... takim domu pomocy dla osób starszych. Dom, moją część, przepiszę notarialnie na was obie, a ja już sobie tam zostanę na zawsze. Chcę czuć się potrzebna. Mam też coś do odpokutowania.
– Że co? Że gdzie? – zapytała zdumiona Kasia.
– W domu pomocy dla osób starszych w Karpaczu. Potrzebują osób, które będą zawsze na miejscu. Tam mieszkają starzy ludzie, których nikt nie chce. Rodziny się ich pozbyły jak zużytych rzeczy, a ja po śmierci Grzegorza czuję się taka samotna, właściwie nie mam dla kogo żyć. Tam będę się czuła potrzebna.
– A my? – Teresa nie mogła ukryć zdziwienia. – Dla nas możesz żyć.
– Ale wy doskonale dajecie sobie radę. Kasia wyszła za mąż, ty skończyłaś studia. Jestem wam niepotrzebna.
– Jeszcze nie skończyłam. To dopiero licencjat i zamierzam robić magisterkę. Poza tym mylisz się, jesteś nam potrzebna. Jesteś naszą mamą.
– Teresa ma rację – przytaknęła Kasia.
– Chcę pomagać innym.
– I nas zostawić? A co z twoją pracą? – Kasia już nie kryła oburzenia.
– Zwolniłam się.
– Nie chcę tego słuchać, nie mogę! Mamo, czyś ty oszalała? – krzyknęła Kasia, na co goście restauracji zaczęli im się przyglądać z zainteresowaniem, a niektórzy z dezaprobatą.
– Bez Grzegorza życie jest takie puste...
– Grzegorz i Grzegorz, nawet po śmierci cię terroryzuje i dręczy, a ty ciągle traktujesz go jak boga. Czym sobie na to zasłużył?
– Pomógł mi, Kasiu, pomógł, kiedy było mi naprawdę ciężko. Kiedy nie wiedziałam, jakiego wyboru dokonać.
– Ciężko, ciężko. Za każdym razem to powtarzasz. Dlaczego nie chcesz nam powiedzieć, o co chodzi? Co się stało, gdy byłyśmy małe? Jak umarł nasz ojciec?
– Ale po co tyle pytań? Było, minęło. – Beata wzruszyła ramionami.
Kasia zarzucała matkę pretensjami, ale Teresa wyłączyła się i nie słuchała. Nie tak wyobrażała sobie świętowanie obrony pracy licencjackiej. W torbie miała szampana, ale nie warto było go otwierać. Mama i siostra zaczęły się kłócić, więc jej radosny nastrój prysł. Bogu dzięki, że nie wrzeszczały na cały głos, ale ludzie w pizzerii i tak nie przestawali się im przypatrywać.
Trzy zupełnie różne kobiety, a jednak związane więzami krwi.
Beata. Kiedyś była piękna. Obecnie jej dawnej urody można się było tylko domyślać. Może gdyby trochę o siebie zadbała, zrobiła delikatny makijaż, nie roztyła się, to też czułaby się lepiej. Teresa miała dziwne odczucia w stosunku do matki. Ostatnio Beata sprawiała wrażenie, jakby przed czymś uciekała, czegoś się bała. Córka próbowała dyskretnie wypytywać, ale na nic się to zdało. Matka unikała odpowiedzi, zapewniała, że wszystko jest w porządku. Może rzeczywiście potrzebowała wyciszenia. Grzegorz nie był łatwy w codziennym współżyciu, wydawał się despotyczny.
Kasia. Starsza od Teresy o rok. Zaradniejsza, odważniejsza, radośniejsza i ładniejsza. Tylko do nauki leniwsza. Wystarczyło jej technikum ekonomiczne i praca na poczcie. To właśnie przyjmując do nadania list polecony od Michała Pałubiaka, najpierw wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę, a potem zaczerwieniła pierwszy i ostatni raz w życiu. Była na siebie wściekła, że tak zareagowała na nieatrakcyjnego i grubego mężczyznę. Kiedy zapłacił i odszedł od okienka, zrobiło jej się bardzo smutno. Do końca dniówki była rozkojarzona i ocierała łzy z oczu. Z pracy wyszła ze zwieszoną głową, ale nie uszła kilku kroków, gdy wyrósł przed nią ogromny bukiet czerwonych róż. Gdyby przeczytała o tym w jakiejś powieści, pewnie nieźle by się z tego uśmiała, bo podobną historię można wymyślić tylko w romansie albo komedii romantycznej. Tymczasem jej zdarzyło się to naprawdę. Zza bukietu wychyliła się nalana twarz Michała Pałubiaka, a spontaniczna Kasia mocno pocałowała go w usta. Od tamtej pory stali się nierozłączni, a od trzech lat byli małżeństwem. Kasi wszystko wydawało się proste. To, że miłość przychodzi i zwyczajnie zostaje między dwojgiem ludzi. Teresa zazdrościła siostrze niczym niezmąconego optymizmu.
Teresa. Wysoka, szczupła, nieurodziwa. O ile Kasia odziedziczyła geny po matce, Teresa była podobna do ojca. Przynajmniej tak twierdziła Beata, bo żadnego zdjęcia taty nie miały. W rodzinnym albumie pozostały po nim jedynie puste miejsca. Podobno Grzegorz z zazdrości o pamięć Beaty o zmarłym mężu zniszczył wszystkie fotografie. Teresa od dziecka uwielbiała rzadkie chwile, w których matka ją przytulała i mówiła, jak bardzo przypomina jej pierwszego męża. Tylko tyle. Nic więcej, pomimo wielu pytań córek. Teresa była marzycielką, ale i pesymistką. Wolała nie spodziewać się niczego dobrego, żeby potem się nie rozczarować.
– Zrobisz, jak zechcesz. Wyraziłam swoje zdanie, ale wiedz, mamo, że głupio postępujesz. A ty, Teresa, co myślisz? – Kasia szturchnęła zamyśloną siostrę.
– Nie wiem – odpowiedziała, jakby wybudzona ze snu, świeża licencjatka.
– Bardzo wam, dziewczynki, dziękuję za wsparcie. Świętujcie sobie. Nie będę wam przeszkadzać. – Beata cicho odsunęła krzesło, rzuciła córkom przepraszający uśmiech i wyszła. Nie tknęła nawet kawałka pizzy, która w międzyczasie pojawiła się na stole. Kelnerka dostarczyła ją niezwykle dyskretnie.
– Co jej odbiło?
– Nie wiem, Kasiu.
– Ona zamierza tam zostać do końca życia?
– Nie wiem.
– Przestań powtarzać ciągle „nie wiem” i „nie wiem”! Mama się wyprowadza!
– Karpacz nie jest znowu tak daleko. Będziemy ją odwiedzać.
– Widzę, że pogodziłaś się już z jej decyzją – zawołała oskarżycielsko Kasia. – A może wcześniej to przedyskutowałyście, w końcu razem mieszkacie, tylko ja dowiaduję się ostatnia?
– Nic mi wcześniej nie mówiła.
– Skoro tak twierdzisz, powiedzmy, że ci wierzę. Wiesz co, Tereska? Ja tego domu nie chcę, mama może zapisać swoją część tylko tobie, a ja oddam ci swoją.
– No ale przecież jest kredyt do spłacenia. Skoro przepiszecie mi dom, to sama będę musiała cały spłacać. – Teresa przestraszyła się nie na żarty. – Do tej pory dzieliłyśmy ratę na trzy. Nie wiem, czy teraz dam radę, wiesz, że mało zarabiam. Studia zaoczne też nie są tanie.
– Tym się nie martw. Poproszę Michała, żeby załatwił od razu spłatę całego kredytu. Stać nas na to.
– Nie zgadzam się, chcę sama uczciwie spłacać raty, skoro dom będzie należał tylko do mnie.
– Jesteś uparta i chwiejna jak ta trzcina na wietrze czy co to było. Przed chwilą mówiłaś, że nie dasz rady, a zaraz potem, że sama spłacisz kredyt. Ustąpiłabyś i problem z głowy, ale nie, ty nie chcesz nikomu nic zawdzięczać. Okej, niech ci będzie, ale jak już nie wydolisz, wiesz, gdzie mnie szukać i nie wstydź się prosić o pomoc.
Teresa kiwnęła głową i obserwowała siostrę zajadającą się pizzą. Sama nie miała apetytu. Wciąż myślała o decyzji matki. Gdy wróci do domu, porozmawia z nią i postara się przemówić jej do rozsądku. Skąd w ogóle pomysł, żeby się wyprowadzić i zamieszkać w Karpaczu?
Pozwoliła Kasi odwieźć się do domu. Milczeniem przyjęła ironiczne pytanie, czy to też, według koleżanki studentki, może przynieść pecha. Za kierownicą Kasia stopniowo się uspokajała i więcej nie wspominała już o Dagmarze i jej przesądach, ale odmówiła zaproszenia na herbatę. Była zła na mamę i nie zamierzała więcej się z nią kłócić. Na ten dzień wystarczyło. Teresa natomiast wchodziła do domu z małymi nadziejami na odwiedzenie matki od podjętej już decyzji. Zdziwiła ją panująca w mieszkaniu cisza. Zazwyczaj grał telewizor, bo seriale były jedną z ulubionych rozrywek Beaty. Tymczasem dom był wysprzątany i jakby uśpiony.
– Mamo! Mamo! – wołała Teresa, wchodząc kolejno do kuchni, łazienki i trzech pokoi.
Beaty nie było, ale na łóżku w jej pokoju leżał list. Teresa szybko przebiegła go oczami. Mama wyjechała już do Karpacza. Przepraszała, że bez pożegnania, ale nie chciała tkliwych scen. Zostawiła adres. Prosiła jednak, żeby nie odwiedzać jej bez zapowiedzi i zgody. Okazało się też, że dała pełnomocnictwo notariuszowi, który miał ją reprezentować przy przepisywaniu domu. Teresa nie potrafiła zrozumieć decyzji matki. Jej ucieczki.