Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Przezabawna opowieść o kobiecych marzeniach, które spełnić można (a nawet trzeba!) po czwartej dekadzie życia.
Gdy trzy charakterne Ślązaczki postanawiają zrealizować plany sprzed ponad dwudziestu pięciu lat i wyruszyć w podróż w nieznane, można spodziewać się tylko jednego – pełnej humoru, ale i mądrości życiowej opowieści o tym, że na przygodę życia nigdy nie jest ani za późno, ani za wcześnie.
Babskie lato to książka drogi i książka o drodze – tej przemierzanej w kilometrach i tej odbywanej w marzeniach i pragnieniach. To historia kobiecej przyjaźni, która dojrzewa dzięki wspólnie świętowanym życiowym sukcesom i solidarnie przeżywanym sercowym porażkom. Pomiędzy słowami, wśród których co rusz pojawiają się bliskie bohaterkom wyrażenia gwarowe, toczy się lekka i dowcipna opowieść o sprawach najwyższej wagi – o miłości, o rodzinie, o szczęściu.
Dajcie się porwać tej niezwykłej historii i dołączcie do wyprawy, w której wszystko okazuje się inne, niż można by zaplanować!
Czy pragnienia z młodości mogą stracić datę ważności? Zabawna i jednocześnie mądra opowieść o tym, że niezależnie od wieku zawsze jest czas na spełnianie marzeń.
Czy tylko na Śląsku mieszkają tak temperamentne i nieco szalone dziewczyny? A może jest ich więcej? Rozejrzyjcie się uważnie dookoła. Srebrne lisice są wszędzie. Jednak nie wszystkie mają odwagę zrobić w końcu coś dla siebie.
Może Babskie lato stanie się receptą na satysfakcjonujące życie, szczególnie po czterdziestce? Odważ się złapać szczęście za nogi i przytrzymać je przy sobie na dłużej.
Polecam z całego serca!
Marta Nowik, Pisarka z Podlasia
Pełna pozytywnej energii i pysznie doprawiona śląską gwarą i humorem opowieść o tym, że marzenia nie mogą się przeterminować, a po czterdziestce życie kobiety nie tyle się zaczyna, ile bujnie owocuje sumą doświadczeń i fermentuje smakiem wieloletnich przyjaźni niczym najlepsze wino. Okazuje się, że wcale nie trzeba wyjechać daleko, żeby zawędrować w głąb siebie i odkryć swoje nieznane wewnętrzne kontynenty i egzotyczne wyspy! Pozwólcie się uwieść szaleństwu Babskiego lata!
Kinga Kosiek, Ogród Kwitnących Myśli
Katarzyna Targosz - powieściopisarka i autorka bajek dla dzieci.
Absolwentka geografii na Uniwersytecie Jagiellońskim i hotelarstwa w Swiss Hotel Management School w Caux- sur-Montreux w Szwajcarii. Z Górnego Śląska, skąd pochodzi, los poprowadził ją poprzez Alpy Berneńskie, Wiedeń i Kraków do Bukowiny Tatrzańskiej, gdzie obecnie mieszka. Liczne przeprowadzki, a także zamiłowanie do odkrywania ciekawych zakątków świata sprawiły, że miejsca są jednym z głównych źródeł inspiracji w jej twórczości. Autorka powieści Szlak Kingi, Powierzchnia i Blizny życia.
Oficjalna strona autorska: katarzynatargosz.pl.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 218
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2024 by IWR WE sp. z o.o.
Redaktor prowadzący: Magdalena Kędzierska-Zaporowska
Korekta: Katarzyna Machowska
Redakcja techniczna: Paweł Kremer
Projekt okładki: Lena Wójcik
Zdjęcie na okładce: Anna / Adobe Stock
Wydanie I | Kraków 2024
ISBN ebook: 978-83-68031-32-4
Wydawnictwo Emocje, ul. Meissnera 20, 31-457 Kraków
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotował Marcin Kośka
Z dedykacją dla znajomych i krewnych z Górnego Śląska oraz z ziemi świętokrzyskiej – w tym ze specjalną dedykacją dla Danusi – którzy dostarczyli mi – całkiem nieświadomie – wielu inspiracji do stworzenia tej powieści.
Mlecznobiały opar spowijał rosnące w ogrodzie świerki, nadając im nieco tajemniczy wygląd i skrywając swym całunem dalsze otoczenie. Patrząc teraz za okno, można było odnieść wrażenie, że dom stoi gdzieś na zboczu gór, a nie na przedmieściach wielkiej aglomeracji. Bliskość zbiornika wodnego sprawiała, że mgły w tym miejscu zdarzały się dość często, ale zazwyczaj było tu całkiem urokliwie. Dookoła rosły lasy, był też piękny park z pałacykiem i jeziorem, do którego zjeżdżano z całej okolicy, aby zażywać w nim wypoczynku i oddawać się rekreacji. Ogólnie rzecz biorąc, Świerklaniec był przez wielu pożądaną lokalizacją do zamieszkania – sielską wioską leżącą tuż przy granicy Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego, choć Kornelia nie była pewna, czy ta nazwa jest jeszcze w ogóle w użyciu. W jej dzieciństwie na tych terenach faktycznie królował przemysł ciężki. Pamiętała żar buchający z pieców martenowskich, który można było dostrzec z drogi biegnącej obok jednej z hut – ten widok kiedyś zrobił na niej ogromne wrażenie i wrył się jej głęboko w pamięć. Teraz zastanawiała się czasem, czy to faktycznie były piece martenowskie, jak jej wtedy powiedział tata. Być może były to jakieś inne urządzenia, a tamten żar wcale nie był aż tak wielki, jak się wydawał, tylko dziecięcy podziw wyolbrzymił w niej jego widok. Tak czy inaczej, teraz nie było już możliwości, aby zweryfikować tamto wspomnienie…
Pamiętała, jak jeżdżąc z Bytomia, w którym wówczas mieszkała, do Katowic, gdzie dom mieli jej dziadkowie, na tym krótkim odcinku kilkunastu kilometrów mijała najpierw Kopalnię Rozbark, później Hutę Kościuszko, Kopalnię Kleofas i Kopalnię Katowice. Obecnie żaden z tych obiektów nie spełniał swojej pierwotnej funkcji – w jednych powstały muzea, drugie popadały w ruinę, niektóre przekształcono w tak obecnie modne lofty. Tam, gdzie kiedyś ludzie wylewali z siebie pot podczas ciężkiej pracy, obecnie inni wylegiwali się w wielkich łóżkach i robili szalone imprezy, a zblazowane dzieciaki ze smartfonami w dłoniach odwiedzające muzea podczas szkolnych wycieczek co najwyżej interesowały się kilkoma ciekawie wyglądającymi maszynami, lecz na pewno nie barwną, a nieraz ponurą historią swojego regionu i złożonymi konsekwencjami zmian, jakie przeszedł na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat.
Kornelii nie bardzo podobały się te zmiany, co zrzucała na karb tego, że jest po prostu starą babą, która wpadła w pułapkę porównywania obecnego świata do tego, który znała z tak zwanych swoich czasów. Oczywiście, ludziom żyło się teraz – podobno – lepiej, praca była – podobno – lżejsza, a powietrze – podobno – czystsze. A mimo to Kornelia nie uważała nagłego pozamykania kopalni i hut za trafiony pomysł. Nie znała się za dobrze na gospodarce, polityce czy ekologii, więc nie mogła podeprzeć swoich przekonań twardymi argumentami, ale zwyczajnie nie była z tego zadowolona. Tęskniła nieco za Śląskiem pamiętanym z dzieciństwa, mimo że nie pochodziła z rodziny robotniczej i zawsze żyła nieco z boku tych kształtujących region tradycji. A może po prostu jej sentyment wynikał tylko z tego, że w pewnym wieku każdy zaczyna uważać, że „kiedyś było lepiej”?
Oderwała się od okna, przy którym stała dłuższą chwilę w zamyśleniu. Zrozumiała, że przez mgłę i tak nie zobaczy nadjeżdżającego drogą samochodu, więc nie było sensu dłużej tkwić przy szybie. Renata i Pola miały być lada chwila. Stół stał już zastawiony, gotowy na ich przyjęcie i na wspólne świętowanie.
„Jakby było co świętować”, pomyślała Kornelia z goryczą.
Wszystko wskazywało na to, że to będzie jej najsmutniejsza impreza urodzinowa. Właściwie nawet żadna „impreza”, po prostu spotkanie z przyjaciółkami. Do tego pierwsza organizowana w domu w Świerklańcu, do którego przeprowadziła się zaledwie kilka dni temu i właśnie po raz kolejny zastanawiała się, czy to był dobry pomysł. Miała stąd zdecydowanie dalej do pracy, ale to nie robiło jej większej różnicy, wioska miała dobre połączenie drogowe z Bytomiem, gdzie Kornelia pracowała i do niedawna mieszkała. Po wyprowadzce swej córki Agnieszki nie umiała wytrzymać w dawnym mieszkaniu, które stało się nagle przytłaczająco puste. Przeniosła się więc do ciotki, która zaproponowała jej wspólne zamieszkanie.
Dla nich obu wydawało się to korzystne. Kornelia już nie była całkiem sama, za to starsza pani miała pomoc w bratanicy, choć ta druga zastanawiała się czasami, czy przypadkiem ciotka nie symulowała swej chwilowej niedołężności. Cecylia była bowiem najsprawniejszą staruszką, jaką można sobie wyobrazić, wobec czego Kornelia podejrzewała, że całe to gadanie ciotki o potrzebie pomocy w domu było tylko podstępem, aby ułatwić bratanicy przetrwanie trudnego czasu po rozstaniu z córką.
Z dalszych melancholijnych rozmyślań wyrwał ją klakson samochodu i po chwili cichy dom wypełnił radosny gwar.
– I czegoż tak titasz, jakbyś na wesele przyjechała? – Kornelia od progu zganiła Renatę.
– Cześć, dziewczyno! – Niezniechęcona wyrzutami przyjaciółka od razu rzuciła jej się na szyję, jakby od wieków się nie widziały. – Sto lat!
– Sto lat! – zawtórowała Pola, wciskając Kornelii jakieś pakunki, których ta nie miała jak chwycić, bo Renata wciąż ją ściskała.
– Udusisz mnie, wariatko – wysapała Kornelia, próbując jednocześnie odebrać paczki od drugiej z przyjaciółek. – Możecie najpierw wejść do środka?
Zaprowadziła je do przestronnego salonu, urządzonego w przyjemnym, choć nieco staromodnym stylu. Widać w nim było wyraźnie – szczególnie w liczbie rozmieszczonych po pokoju wazonów ze sztucznymi kwiatami – rękę ciotki Cecylii.
– Będziemy tylko my? – zdziwiła się Renata, kiedy zobaczyła stół nakryty dla trzech osób.
– Może ciocia później na chwilę do nas dołączy – wyjaśniła Kornelia.
– To twój geburstag1! Kończysz czterdzieści pięć lat! – przypomniała Renata, jakby było o czym przypominać. – Tu powinno być ze sto osób!
– Skąd ona by wzięła sto osób? – zastanowiła się Pola, wyglądało na to, że całkiem poważnie.
– Chciałam, żeby było więcej gości, przecież zaprosiłam was z partnerami – przypomniała Kornelia.
– Dziewczyno! Ja wiem, że miałam kilku szaców, ale do ich setki to mi jeszcze bardzo daleko! – Renata się zaśmiała.
– A właśnie, kto u ciebie teraz na tapecie? – zainteresowała się Pola.
– Taki jeden Edek.
– Z fabryki kredek?
– A żebyś wiedziała, że z fabryki! Jest menedżerem w Fiacie w Tychach.
– O, to widzę jakiś postęp – włączyła się Kornelia. – Już nie właściciel burdelu?
– Przestań, gupieloku! Ile razy ci mam jeszcze powtarzać, że Achim prowadził restaurację, a nie burdel! – zaperzyła się Renata. – To, że ty akurat tam spotkałaś Mariolę i jej koleżanki, nie znaczy, że to był jakiś dom schadzek!
– Znam Mariolę na tyle, żeby wiedzieć na zicher2, że ona nie chodzi po eleganckich lokalach – nie dawała za wygraną Kornelia.
– A myślisz, że kobiety lekkich obyczajów nie mają prawa tak sobie pójść do restauracji, żeby coś zjeść? Zresztą, może ona już nie pracuje… w swoim zawodzie? Kiedyś była ponętna, ale w końcu teraz to już stara heksa3…
– Zostawmy ten temat! – włączyła się Pola. – Z Mariolą nie kolegowałyśmy się nawet w szkole, a z Achimem Renata już dawno zerwała. Po co ich wywlekacie? Powiedz lepiej, co z tym Edkiem – zwróciła się do przyjaciółki.
– A co ma być?
– Przystojny?
– Przecież bym sobie rzadnego4 nie wybrała!
– To wreszcie ten na stałe?
Renata nagle spoważniała, a jej piękną twarz ściągnął cień smutku.
– Gdyby miał być na stałe, to musiałby choć w części dorównywać Michałowi, a wiecie, że to niemożliwe – oznajmiła.
Kornelia i Pola to wiedziały. Michał był zmarłym przed dziesięcioma laty mężem Renaty, ojcem jej dwóch synów i w ogóle jej wielką i jedyną miłością. Przyjaciółki były niegdyś przekonane, że po śmierci tak bliskiej i tak ukochanej osoby Renata nigdy się nie podniesie i na zawsze pogrąży się w depresji, ale – ku ich zaskoczeniu – stało się wręcz przeciwnie. Może ze względu na dzieci, które również szalenie kochała – bo Renata w ogóle wszystko robiła z ogromną pasją – a może z jakichś innych powodów szybko stanęła wtedy na nogi. Rzuciła się w wir pracy i w ekspresowym tempie zmieniła się z odnoszącej średnie sukcesy pośredniczki w obrocie nieruchomościami we właścicielkę zajmującej się tym dobrze prosperującej firmy. Miała też na koncie kilka kolejnych związków z mężczyznami, ale wszystkie były przelotne i powierzchowne, bo chyba nie dopuszczała nawet myśli, że ktoś mógłby naprawdę ponownie zająć w jej sercu tyle miejsca, ile niegdyś Michał.
– No a ty? – spytała teraz Kornelię, celując w nią palcem zwieńczonym długim, pomalowanym na jaskrawy kolor paznokciem. – Może wreszcie byś sobie kogoś znalazła? Nyszka wyjechała na studia, pora wreszcie pomyśleć o sobie!
– Mam sobie kogoś szukać, będąc w tym wieku? – zdziwiła się Kornelia.
– A co jest nie tak z twoim wiekiem? – Renata posłała jej mordercze spojrzenie.
To właśnie Renata wyglądała z nich trzech najmłodziej i najatrakcyjniej, uparcie odmawiając starzenia się. Miała figurę nastolatki, piękną twarz, długie, ciemne włosy i nosiła dość młodzieżowe ubrania. Wszystko to razem czyniło, że sprawiała wrażenie osoby o dziesięć lat młodszej niż w rzeczywistości, choć tak naprawdę była rok starsza od swoich koleżanek. Z Kornelią i Polą zaprzyjaźniły się w drugiej klasie liceum, którą Renata powtarzała. Wcale nie ze względu na kiepskie wyniki w nauce, lecz na niewystarczającą frekwencję, by być sklasyfikowaną, i naganne zachowanie. Renata zawsze była niepokorna i nie chciała nikomu się podporządkować, natomiast kiedy stworzyły wspólną paczkę, złagodniała nieco pod wpływem Kornelii i Poli, jednocześnie stając się dla nich siłą napędową, autorką wariackich pomysłów i prowodyrką szalonych przedsięwzięć.
– Jak by ci to powiedzieć? – Kornelia zastygła z miską sałatki jarzynowej w dłoniach, którą właśnie przestawiała z kredensu na stół. – Już od dawna nie jestem Hermią, która mogłaby poślubić księcia Szafira, a raczej królową Klementyną, więc zostają mi tylko mężczyźni pokroju króla Bobeche’a.
– Czyli starzy, glacaci5 i nerwowi? – upewniła się Pola.
Zarówno ona, jak i Renata doskonale zrozumiały porównanie, którego użyła Kornelia. Wiedziały, że opera jest wielką miłością przyjaciółki, zresztą nawet zaciągała je z sobą wiele razy na przedstawienia do Opery Śląskiej w Bytomiu. Rycerz Sinobrody Offenbacha, którego postaci przed chwilą przywołała, był jej ulubionym przedstawieniem.
– Pamiętacie? – spytała teraz. – „Czy to nadęta kolumbryna, czy też królowa Klementyna?” – zaśpiewała.
– Ty to masz świetny głos, Nela! – uznała Pola nie po raz pierwszy. – Sama powinnaś była zostać śpiewaczką operową!
– Powinnam była zrobić wiele rzeczy, ale teraz już na wszystko za późno…
– Nie, no ja z nią nie wytrzymam! – Renata zerwała się od stołu, przy którym chwilę wcześniej usiadła.
– No i czemu się nerwujesz? – zganiła ją Pola. – Siednij się i uspokój.
– Jak się mam uspokoić, jak ta dziołcha mnie słabi6?!
Wszystkie trzy pochodziły z rodzin napływowych bądź mieszanych, więc „ślunsko godka” nie była czymś, co wyniosły z domów. Mieszkając w tym regionie od urodzenia, przejęły jednak wiele jej naleciałości i wypracowały sobie specyficzny sposób wypowiedzi, w którym używały śląskich słów i wyrażeń, przeplatając je z literacką polszczyzną i nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
– Najchętniej to by nas już chyba pochowała do grobów! – kontynuowała Renata. – A ja nie jestem żadną starą babą! Ja się wciąż czuję gryfną frelką7, taką co ma dwadzieścia lat!
– Dwadzieścia lat to ma moja córka – zauważyła Kornelia. – Ja się czuję na sto dwadzieścia – dodała ponuro.
– Jeronie!8 Czy ja się tu jedyna czuję na swój wiek? – spytała Pola.
– Możliwe, bo ty jedyna z nas przykładnie ułożyłaś sobie życie.
– Właśnie widać, jak to przykładne życie mi służy! – Pola się zaśmiała i okazując wielki dystans do samej siebie, wskazała na swoją sylwetkę, znacznie obszerniejszą od sylwetek swych przyjaciółek. – Na każdy rok przykładnego życia po jednym dodatkowym kilogramie.
– A jak byś chciała wyglądać po czwórce bajtli?9 – spytała Renata rzeczowo.
– Ty masz dwójkę i figurę supermodelki!
– Na nią nie patrz, bo ona to chyba podpisała pakt z diabłem! – orzekła Kornelia. – Żadnej nadwagi, żadnego cellulitu, nawet zmarszczek nie ma!
– A właśnie, że mam! – zaprotestowała Renata i niemal z zadowoleniem ścisnęła palcami skórę na dekolcie. – Widzicie, co mi się robi? Patrzcie, jak się marszczy! Zgroza, nie?
– Pogadamy, jak tak będziesz miała bez ściskania – ostudziła ją Kornelia.
– Jeronie, wam to się niczym nie da zaimponować. Idę zakurzyć10 – oznajmiła, podnosząc się z krzesła.
– Widzisz, to jest pierońsko niesprawiedliwe! – krzyknęła Pola w kierunku Kornelii. – Ona do tego wszystkiego jeszcze kurzy! Powinna być pomarszczona jak pomarańcza!
– Mówiłam ci: pakt z diabłem. A ty siedź! – zawołała do odchodzącej od stołu Renaty. – Możesz palić tutaj, zaraz dam ci popielniczkę.
– Może lepiej jednak wyjdę? Nie chcę, żeby ciotka miała wonty… Wiesz, dym poleci…
– Żartujesz?! – przerwała jej Kornelia. – Ciocia pół życia kopciła jak Huta Bobrek, choć na starość przerzuciła się na jakieś waniliowe cygaretki, które przysyła jej dawny absztyfikant z Austrii.
– Nie, no trzimcie mnie! – zawołała Pola z rozpaczą. – Czy tylko ja staram się o siebie dbać, zdrowo odżywiać, chodzić na fitness i nic z tego nie mam, podczas gdy reszta świata chleje, kurzy i trzyma się świetnie?
– Ja nie palę – zaznaczyła Kornelia.
– A ja niewiele piję – włączyła się Renata. – A poza tym, no przepraszam, ale jakoś nie umiem sobie ciebie wyobrazić na fitnessie.
– To taki fitness dla rubych11 bab – wyjaśniła Pola wcale nieobrażona. – Z takimi chudzielcami jak wy bym nie ćwiczyła.
– To może chodzi tam Brygida? – zapytała Renata ze śmiechem. – Pamiętasz ją? To dopiero jest kawał baby! Ty przy niej wyglądasz na chuderloka!
– A wyście tu przyszły na klachy12? – wtrąciła Kornelia.
– A na co? – Renata wzruszyła ramionami. – Chcesz z nas zrobić stare baby, to bądź konsekwentna. Stare baby cały czas plotkują.
Jakiś czas spędziły na tym zajęciu, omawiając różnych dawnych i obecnych znajomych, ale widać było, że Kornelii humor nie bardzo dopisuje. Nie odzywała się za wiele i co chwila dostawiała na stół przekąski i sałatki, jakoś ponad miarę skupiona na tym zadaniu.
– Daj już spokój z tym żarciem! – powiedziała w końcu Renata. – Futrujesz13 nas i futrujesz, a pogadać się z tobą nie da, bo cały czas gonisz po coś do kuchni. Prawda, Pola, że tak jest?
– Ale które? – spytała w popłochu wyrwana do odpowiedzi.
– Co: które?
– Że futruje, czy że goni?
– Oba!
– A, no tak.
Kornelia popatrzyła na obie przyjaciółki z pewnym rozczuleniem.
– Dobrze, że was mam – oznajmiła.
– Richtig14 dobrze, ale ty wcale się z tego nie cieszysz – wyrzuciła Renata, zapalając kolejnego papierosa.
– Jak się nie cieszę? Przecież właśnie powiedziałam, że się cieszę!
– Nie, tylko że dobrze, że nas masz.
– Oj, dajcie spokój! – wtrąciła się Pola. – Nela, powiedz po prostu, co cię gryzie, bo obie z Renią widzimy, że coś jest nie tak.
– Błagam, dziewczyno, nie nazywaj mnie „Renia”! To jest imię dla starej baby! – zareagowała natychmiast Renata.
Pola jedynie przewróciła na to oczami, za to Kornelia milczała.
– No! – pogoniła ją Renata. – Słyszałaś, co Pola powiedziała. A nawiasem mówiąc, ta to ma szczęście, jej imienia nie da się jakoś idiotycznie zdrobnić.
– Polusia. Polka. Polcia – odparła od razu.
– A, czyli się jednak da…
– Dziewczyny, bardzo się cieszę, że was mam – powtórzyła Kornelia. – I bardzo się cieszę, że dziś tu ze mną jesteście, tyle że… Jakoś ostatnio jestem w nie najlepszej formie… Chodzę, wzdycham, nic mnie nie cieszy… Właściwie to czuję się jak jakiś zdechlok.
– Chorujesz na coś? – zaniepokoiła się Pola.
– Nie, to chodzi bardziej o psychikę…
– Po wyjeździe Nyszki tak ci się zrobiło? – domyśliła się Renata. – Przecież chyba nie myślałaś, że ona będzie z tobą mieszkać do końca życia?
– Oczywiście, że nie, ale miałam tylko ją…
– Masz też nas.
– To nie to samo – wyznała Kornelia szczerze.
– To i dobrze, bo nie chciałabym, żebyś była moją matką – zauważyła Renata. – Strasznie krótko tę Agnieszkę trzymałaś.
– Za to ty pozwalasz swoim synom na wszystko!
– A co ja im mogę pozwalać albo nie pozwalać? Jeden już dorosły chłop, a drugi zaraz będzie! Ale to mi nawet poddało pewien pomysł! – Renata zastygła z plasterkiem sera w dłoni. – Wiem, co powinnyśmy zrobić!
– Co to ma wspólnego z twoimi synami? – zaciekawiła się Pola.
– Z nimi? W sumie nic… Chociaż trochę tak… – Renata w zamyśleniu wsadziła wreszcie ser do ust i zaczęła go przeżuwać.
– To gryź szybciej ta kejza15 i mów! – ponagliła ją Pola.
Renata podniosła dłoń na znak, że potrzebuje jeszcze chwili, ruszyła kilka razy szczęką, przełknęła i oznajmiła:
– Nyszka się wyprowadziła, moi synowie już nie potrzebują bezustannie mojego towarzystwa, a twoje – zwróciła się do Poli – bajtle zostaną z tacikiem.
– Jak zostaną?! – przeraziła się Pola. – A gdzie ja wtedy będę?
– Na wyjeździe. Zrealizujemy wreszcie nasz plan z młodości.
– Pizło ci na dekiel16? – spytała Kornelia mało życzliwie, kiedy Renata zaprezentowała im szczegóły swego pomysłu.
– Przecież to świetny moment na tako rajza17 – broniła swego Renata. – Jest piękna, złota jesień polska…
– Ciągną obce wojska… – wtrąciła Kornelia jakoś odruchowo. – A nie, to było w odwrotnej kolejności…
– Co?
– Najpierw były „wojska”, a potem „jesień polska”.
– Musisz mnie nerwować? Moment jest idealny – Renata wróciła do właściwego wątku. – Trwa babie lato…
– A może „starobabie”? – Kornelia znów wpadła jej w słowo. – Wtedy faktycznie byłoby to coś dla nas.
– Richtig! Coś dla nas! – podchwyciła Renata niczym niezrażona. – Nasze babskie lato! A my mamy teraz trochę czasu…
– Naprawdę? – zdziwiła się Pola.
– Przecież ty nie pracujesz zawodowo, możesz się wyrwać w każdej chwili, a potomstwo masz, choć liczne, to już na tyle duże, że Olek da sobie z nimi sam radę przez kilka dni.
– Ale mamy jeszcze chomika, rybki i psa – broniła się Pola.
– Fandzolisz18? Co to jest? Piosenka jakaś? „Kota, rybki oraz psa”?
– Kota nie mamy…
– Dajcie spokój z kotem! – wtrąciła się Kornelia. – Pola może sobie mieć i słonia, to nie ma nic do rzeczy. Ja mam pracę, ty masz pracę, a poza tym…
– Mówiłaś, że wzięłaś teraz urlop, żeby na spokojnie się przekludzić19 – wpadła jej w słowo Renata.
– No właśnie: na spokojnie. Czyli nie mam czasu na coś innego.
– Przecież przewiozłaś już wszystkie swoje bambetle, a urlopu ci jeszcze sporo zostało. Nie mydl mi tu oczu przeprowadzką!
– Ale muszę jeszcze zająć się mieszkaniem. Chcę je wynająć…
– Wezmę je do oferty mojego biura i raz-dwa znajdzie się najemca. – Renata była nieugięta.
– Widzę, że się nieźle nakręciłaś na ta rajza, ale to jest pomysł sprzed jakichś dwudziestu lat!
– Albo i więcej – stwierdziła Pola. – Z tego, co pamiętam, to wpadłyśmy na niego zaraz po maturze.
– Ale do tej pory go nie zrealizowałyśmy! – przypomniała Renata z naciskiem.
– Jak i wielu innych marzeń z młodości – zauważyła Kornelia melancholijnie.
– Więc najwyższy czas zacząć! Prawda, Pola?
– No… Ja to nie wiem… Nie mam pojęcia, co na to powie Olek…
– A ty się go musisz pytać o zgodę? – Renata przesłała jej wściekłe spojrzenie.
– Nie chodzi o zgodę… Przecież muszę to z nim ustalić… Wiecie, w małżeństwie… A nie, nie wiecie – dodała jakby z cieniem poczucia wyższości.
– No to z nim ustalisz. Byle szybko – zgodziła się Renata. – A ty, Nela, co myślisz? Oj, przestań ciepać takie smętne afy20 i po prostu się zgódź!
– Według mnie ten pomysł jest idiotyczny. Co to ma być? Jakaś druga młodość? – rozczarowała ją Kornelia.
– Kiedyś uważałyśmy, że ten pomysł jest dobry.
– Bo był dobry. Jak miałyśmy po dwadzieścia lat, ale nie teraz, kiedy są z nas stare baby.
– Jakie stare baby?! – zawołała ciotka Cila, która właśnie dziarskim krokiem wmaszerowała do salonu. Ubrana była elegancko, obwieszona biżuterią, a w dłoni trzymała cygaretkę umieszczoną w archaicznej fifce. – Stara baba to jestem ja, a wy to młode dziewczyny!
– Perspektywa wieku – mruknęła Kornelia.
– Co ona wygaduje, ta moja bratanica? Wy jeszcze nie przemówiłyście jej do rozumu? – Ciotka zajęła miejsce za stołem i podniosła fifkę do ust, dzwoniąc przy tym licznymi bransoletami zdobiącymi jej nadgarstek.
– Próbujemy… – odparła Renata z westchnięciem. – Ale trochę rechtu21 to ona ma, nawet ja muszę to przyznać.
– Że jesteście stare baby?
– W pewnym sensie.
– A ja to w takim razie, kto?
– Miła seniorka. Słodka babunia. Sympatyczna oma22. Starsza pani – wyliczała Renata. – Natomiast takie jak my, kobiety po czterdziestce, jeszcze nie dorosły do tych uroczych określeń. Na takie jak my mówi się „stare baby”.
– Po Kornelii bym się spodziewała takiej gadki, ale po tobie? – zdziwiła się Cila. – Myślałam, że ją jakoś rozerwiecie, że się rozpogodzi przy was, a wy tylko w kółko „stare baby” i „stare baby”. Oszaleć można!
– Rozmawiałyśmy jeszcze o zwierzętach domowych, takiej jednej rubej Brygidzie i Marioli, co jest… Jak by to powiedzieć? – Renata się zaplątała.
– Damą kameliową? – podpowiedziała Pola, przypominając sobie mgliście, że w dawnych czasach tak określano prostytutki, a ciocia Cila wydawała jej się przedstawicielką naprawdę dawnych czasów, choć świetnie się trzymała jak na swoje osiemdziesiąt pięć lat.
– Co to za brednie? – zgromiła je teraz. – Takie śliczne, młode kobiety powinny rozmawiać o mężczyznach i romansach, a nie o jakichś pogrzebowych kwiatkach.
Wszystkie trzy przyjaciółki zgodnie wytrzeszczyły na nią oczy.
– Kwiatkach? – spytała w końcu Pola.
– No kameliach, tak? A nie! Te na groby to są kalie! – przypomniała sobie Cila. – Ohydne, nawiasem mówiąc. Żebyś mi się nie ważyła takich kalii zamawiać na mój pogrzeb – zaznaczyła w kierunku Kornelii. – A co do kamelii, to jeszcze nie wiem. Muszę sprawdzić, jak wyglądają. Ale najbezpieczniejsze, moim zdaniem, będą chryzantemy. Klasyczne, niewydziwiane i całkiem przyjemne dla oka.
– Jeszcze jakieś ostatnie życzenia? – wtrąciła Renata. – Bo ja może zanotuję. Gdyby wcześniej Kornelię trafił szlag, to my będziemy musiały zorganizować pani pogrzeb, a ja tak wszystkiego nie zapamiętam za dobrze.
– No i tyś jest fajna dziewczyna! – powiedziała Cila, przyglądając się Renacie z uznaniem. – Pół żartem, pół serio, tak jak i ja. A jeśli chodzi o życzenia, to na mojej stypie macie podać żymloki.
– Żymloki? Na stypie? – zdziwiła się Pola.
– Całe życie przepadałam za żymlokami – wyznała Cila, wyraźnie zachwycona tym podobnym do kaszanki wyrobem, w którym kaszę zastępowała bułka. – Uważam, że dla nich warto było przeprowadzić się na Śląsk, więc mam je mieć także na stypie! – zaznaczyła stanowczo.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej