Bajki nowe - Ignacy Krasicki - darmowy ebook

Bajki nowe ebook

Ignacy Krasicki

3,6

Opis

Jedne z tekstów w historii polskiej literatury “Bajki nowe” Ignacego Krasickiego są dostępne w Legimi w formie bezpłatnego ebooka, zarówno w formacie epub jak i mobi.

 

Krasicki jest jednym z najważniejszych przedstawicieli polskiego oświecenia. Oprócz brylowania na ówczesnych salonach, pozostawił po sobie dużą ilość dzieł o sporym bogactwie gatunkowym.

 

“Bajki nowe” to zbiór tekstów wydanych już po śmierci Krasickiego. Zawarte w nim bajki są nieco różne od tych zebranych w “Bajkach i przypowieściach”. Są to historyjki dłuższe, narracyjne, oparte na innym modelu bajki. Jednak i tu Krasicki nie tracił precyzji, unikał rozwlekłości i trafnie pointował.

 

 

Ponadczasowe i uniwersalne wartości poruszane w bajkach przez Krasickiego sprawiają, że mimo upływu lat są one nadal chętnie czytane. W swoich bajkach przekazuje podstawowe wartości moralne w formie doskonałej zabawy i inteligentnych żartów językowych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 56

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (10 ocen)
3
3
2
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Adaa1

Dobrze spędzony czas

Ciekawa forma
00
PrzemoD

Dobrze spędzony czas

Warto poznać.
00
OdnalezionaWczasie

Nie polecam

bajki trwajace minute
00

Popularność




Ignacy Krasicki

Bajki nowe

Ale­go­ria

Wszę­dzie się znaj­dzie ro­zum, by­le tyl­ko szu­kać,
A na­wet i je­go­mość, kie­dy za­cznie fu­kać,
I jej­mość, gdy roz­pra­wia,
I nasz ksiądz, gdy przy­ma­wia,
Ma­ją go po­do­stat­kiem[1] i pięk­nie, i wie­le.
Ja­koż się to wy­da­ło w Prze­wod­nią Nie­dzie­lę[2].
Ga­dał ksiądz o Ada­mie,
I o bra­mie,
I o wę­żu, i o Ewie,
I o jabł­ku, i o drze­wie…
Po ka­za­niu do karcz­my rzecz się wy­to­czy­ła.
Pan wójt, co to ma ro­zum i na­uki si­ła:
«A wie­cie, co ksiądz pra­wił? – rzekł ca­łej gro­ma­dzie –
Oto u nas są sa­dy, a drze­wa są w sa­dzie,
A na drze­wach są jabł­ka w wiel­kiej ob­fi­to­ści:
Adam – pan, Ewa – jej­mość, a wąż – pod­sta­ro­ści».

Bo­cian i je­leń

Bo­cian, mia­sta miesz­ka­niec, mó­wił je­le­nio­wi:
«Ty kunsz­tu le­karstw nie znasz».
Je­leń mu od­po­wie: «Praw­dę mó­wisz, bo­cia­nie, le­karstw nie ro­zu­miem,
Ale ty le­czysz, a ja cho­ro­wać nie umiem».
Umarł mę­drzec w lat dzie­sięć na da­chu przy mie­ście:

Ce­sarz chiń­ski i syn je­go

z dzie­jów tam­tej­szych

Chiń­czy­ki ma­ją ro­zum, choć da­le­ko sie­dzą,
I baj­ki wie­dzą.
Je­den z nich, a co więk­sza, ce­sarz te­go lu­du,
Nie szczę­dził tru­du,
Aby pan syn, na­stęp­ca je­go, nie był osłem.
Raz pły­nął z nim po wo­dzie, a gdy ro­bił wio­słem
I pły­nąc nu­cił,
W brzeg ude­rzył i łód­ki le­d­wo nie wy­wró­cił:
Oba­dwa się prze­stra­szy­li.
Ko­rzy­sta­jąc oj­ciec z chwi­li
Rzekł: «Patrz, jak przez nie­bacz­ność źlem so­bie po­ra­dził,
Gdy­bym nie śpie­wał, o brzeg był­bym nie za­wa­dził.
Z mo­je­go czy­nu
Na­ucz się sy­nu:
Łód­ka tron, lud jest wo­da i no­si ją snad­no[3];

Chłop i cie­lę

Nie sztu­ka za­bić, do­brze za­bić sztu­ka –
Z baj­ki na­uka.
Szedł chłop na jar­mark, cią­gnąc cie­lę na po­wro­zie.
W le­sie, w wą­wo­zie,
W no­cy bu­rza na­pa­dła, a gdy wia­try świsz­czą,
Wśród ciem­no­ści po­strzegł wil­ka po oczach, co błysz­czą.
Więc do pał­ki; jak jął ma­chać nie my­ślaw­szy wie­le,
Za­miast wil­ka, któ­ry uciekł, za­bił swo­je cie­lę.
Tra­fia się to i nie w le­sie, pa­no­wie dok­to­rzy!

Chłop i Jo­wisz

Chłop sto­ją­cy za­zdro­ścił sie­dzą­ce­mu pa­nu
Lep­sze­go sta­nu:
I lżył nie­bio­sy
Za ta­kie lo­sy
My­ślą zu­chwa­łą,
Iż jed­nym nad­to da­ją, dru­gim nad­to ma­ło,
Rzekł wtem Jo­wisz: «On cho­ry, a ty je­steś zdro­wy,
Lecz masz wy­bór go­to­wy.
Chcesz bo­gactw? Bę­dziesz je miał, lecz pe­do­grę[4] ra­zem».
Uszczę­śli­wion wy­ra­zem[5],
Przy­jął chłop zło­to, ale legł ku­la­wy.
We­sół był zra­zu, lecz gdy ból żwa­wy[6]
Co­raz bar­dziej do­ku­czał,
Chłop na­rze­kał i mru­czał,
A wi­nu­jąc[7] się o to,
Rzekł:«Jo­wi­szu, wróć zdro­wie, a weź so­bie zło­to!»

Chmiel

Chmiel chciał się zie­mią su­nąć, bo mu to nie­mi­ło
By­ło,
Iż mu­siał szu­kać wspar­cia i po­mo­cy.
Szedł więc o swo­jej mo­cy
I roz­cią­gnął się do­syć … Ale cóż się sta­ło?
Li­ście żółk­nia­ło[8],
Kwiat był wą­ski,
Schły ga­łąz­ki;
Już i drzeń[9] od wil­go­ci za­czy­nał się pso­wać[10].
Trze­ba się by­ło ra­to­wać:

Cza­pla, ry­by i rak

Cza­pla sta­ra, jak to by­wa,
Tro­chę śle­pa, tro­chę krzy­wa,
Gdy już ryb ło­wić nie mo­gła,
Na ta­ki się kon­cept wzmo­gła[11]
Rze­kła ry­bom: «Wy nie wie­cie,
A tu o was idzie prze­cie».
Więc wie­dzieć chcia­ły,
Cze­go się oba­wiać mia­ły.
«Wczo­ra
Z wie­czo­ra
Wy­słu­cha­łam, jak ry­ba­cy
Roz­ma­wia­li: wie­le pra­cy
Ło­wić węd­ką lub wię­cie­rzem[12];
Spu­ść­my staw, wszyst­kie za­bie­rzem.
Nie bę­dę mieć otu­chy,
Sko­ro staw bę­dzie su­chy».
Ry­by w płacz, a cza­pla na to:
«Bo­le­ję nad wa­szą stra­tą;
Lecz moż­na złe­mu za­ra­dzić
I gdzie in­dziej was osa­dzić.
Jest tu dru­gi staw bli­sko,
Tam obierz­cie sie­dli­sko.
Cho­ciaż pierw­szy wy­su­szą.
Z dru­gie­go was nie ru­szą».
«Więc nas prze­nieś» – rze­kły ry­by.
Wzdry­ga­ła się cza­pla ni­by;
Da­ła się na ko­niec użyć,
Za­czę­ła słu­żyć.
Bra­ła jed­ną po dru­giej w pysk, ni­by nieść ma­jąc
I tak po­ma­łu zja­da­jąc;
Za­chcia­ło się na ko­niec, skosz­to­wać i ra­ki.
Je­den z nich wi­dząc, iż go cza­pla nie­sie w krza­ki,

Czło­wiek i go­łę­bie

W go­łęb­ni­ku cho­wa­ne na wy­nio­słym dę­bie
Skar­ży­ły się na lu­dzi nie­win­ne go­łę­bie;
Skar­ży­ły się, i słusz­nie, stra­pio­ne zwie­rzę­ta,
Iż szły dla nich na ja­dło mło­de go­łę­bię­ta.
Wtem szła mat­ka na stra­wę[13]; po­strzegł ja­strząb chci­wy,
Więc w bie­gu wy­bu­ja­łym kie­dy za­pal­czy­wy
Już ją tyl­ko miał ująć, w cza­sie, co ugnę­bia,
Po­strzegł strze­lec go­ni­twę i za­bił ja­strzę­bia.
Oca­lo­na, lot na­gły po­ma­łu ze­lży­ła[14],
A kie­dy do gniaz­decz­ka i dzie­ci przy­by­ła,

Dia­log[15]

Ksiądz maj­ster[16] je­zu­ita chcąc oj­ców za­ba­wić
Sta­rał się bar­dzo pięk­ny dy­ja­log wy­pra­wić;
A że wła­śnie do rze­czy by­ło z kar­na­wa­łem,
Przed­się­wziął dia­bła bi­twę dać z świę­tym Mi­cha­łem.
Za czym dla ar­cha­nio­ła zgo­to­wa­no skrzy­dła;
Że­by zaś dia­bła po­stać sta­ła się obrzy­dła
I tym więk­szym zwy­cięz­ca mógł wsła­wić się plo­nem,
Dia­bła z sze­ścio­łok­cio­wym kle­jo­no ogo­nem.
Gdy przy­szło rzecz wy­pra­wiać, Mi­chał, skrzy­dły sko­ry[17],
Wy­le­ciał chy­żym lo­tem z maj­stro­wej ko­mo­ry.
A dia­beł, skrę­po­wa­ny po­trój­nym łań­cu­chem,
Z nad­to dłu­gim ogo­nem, z nad­to gru­bym brzu­chem,

Du­dek

z Fe­dra[18]

Źle ten czy­ni, kto cu­dzą rzecz so­bie przy­swo­ił.
W pió­ra się pa­wie du­dek ustro­ił
I w tej po­sta­wie
Wszedł mię­dzy pa­wie.
Po­zna­ły zdraj­cy świe­że roz­bo­je:
Po­stra­dał cu­dze i stra­cił swo­je.
Z tej więc po­bud­ki
Wró­cił, gdzie dud­ki,
A te w śmiech z nie­go:
«Chcia­łeś cu­dze­go,
Do­brze ci tak i nikt cię ża­ło­wać nie mo­że –

Dzie­ci i ża­by

Ko­ło je­zio­ra
Z wie­czo­ra
Chłop­cy wko­ło bie­ga­ły[19]
I na ża­by czu­wa­ły[20]:
Sko­ro któ­ra wy­pły­wa­ła,
Ka­mie­niem w łeb do­sta­wa­ła.
Jed­na z nich, śmiel­szej na­tu­ry,
Wy­sta­wiw­szy łeb do gó­ry,
Rze­kła: «Chłop­cy, prze­stań­cie, bo się źle ba­wi­cie!

Fe­jer­werk

W le­sie w noc ciem­ną
Za­pa­lo­ny fe­jer­werk[21] miał po­stać przy­jem­ną.
Więc kon­ten­ci pusz­ka­rze[22],
Chcąc rzecz zlep­szyć w za­mia­rze,
Ku mil­sze­mu upo­min­ku[23]
Od­pra­wi­li rzecz na ryn­ku.
Ten, gdy się wła­snym oświe­ce­niem kra­sił,
Fe­jer­werk zga­sił.

Fiał­ki

Źle, gdzie umysł jest miał­ki[24].
Skar­ży­ły się fi­jał­ki
Na swe lo­sy nie­zręcz­ne[25],
Iż choć won­ne i wdzięcz­ne,
Wzglę­dem kwia­tów, co bli­skie,
Zbyt ukry­te i ni­skie.
Gdy się wrzask nie uci­sza,
Do­szły skar­gi Jo­wi­sza,
A ten wy­rok dał ta­ki:
«Zbyt na­tręt­ne że­bra­ki!
Na­rze­ka­cie, a prze­cie,
Co wam zdat­no, nie wie­cie!

Fi­lo­zof

Po stry­ju fi­lo­zo­fie[26] wziął je­den spu­ści­znę,
Nie go­to­wi­znę,
Tam, gdzie duch bu­ja nad cia­ło,
Ta­kich sprzę­tów by­wa ma­ło,
Ale by­ły na sza­fach, w sza­fach słoj­ków szy­ki,
Alem­bi­ki[27],
Pa­pie­rów stó­sy[28],
Glo­bu­sy
I na sto­li­ku
Szkie­łek bez li­ku,
A w koń­cu ła­wy
Wo­rek dziu­ra­wy.
Wziął jed­no szkieł­ko, pa­trzy, aż wór oka­za­ły.
Wziął dru­gie, a wo­re­czek nik­czem­ny[29] i ma­ły.
Wes­tchnął za­tem nie­bo­rak i rzekł: «Wiem, dla­cze­go
By­ły pust­ki w dziu­ra­wym wor­ku stry­ja me­go:

Fi­lo­zof i chłop

Wiel­ki je­den fi­lo­zof, co wszyst­ko po­sia­dał[30],
Co bar­dzo wie­le my­ślał, wię­cej jesz­cze ga­dał,
Do­wie­dział się o dru­gim, któ­ry na wsi miesz­kał.
Nie omiesz­kał
I ko­le­gę od­wie­dzieć,
I od nie­go się do­wie­dzieć,
Co umiał i skąd by­ła ta je­go na­uka,
Zna­lazł chło­pa nie­uka,
Bo i czy­tać nie umiał, a więc ksią­żek nie miał.
Onie­miał.
A chłop w śmiech: «Mo­je księ­gi – rzekł – wszyst­kie na dwo­rze:
Wół, co orze,
Spo­so­bi mnie do pra­cy, uczy cier­pli­wo­ści,
Psz­czo­ła pil­no­ści,
Koń, jak być zręcz­nym,
Pies, jak wier­nym i wdzięcz­nym,

Gę­si

Gę­si, iż Rzym uwol­ni­ły[31],
Wiel­bio­ne by­ły;
A że się to i w no­cy, i krzy­cze­niem dzia­ło,
Uję­te chwa­łą,
Szły na ra­dę i sta­nę­ło,
Aby za­cząć no­we dzie­ło:
W krzy­cze­niu się nie szczę­dzić,
Li­sy z la­sa[32] wy­pę­dzić,
Więc wspa­nia­łe a żwa­we
Po­szły w no­cy i wrza­wę
W le­sie zro­bi­ły,
Li­sy zbu­dzi­ły:
A te, gdy z jam wy­pa­dły.
Zgry­zły gę­si i zja­dły.

Go­łę­bie

z in­dyj­skie­go, Pil­pa­ja[33]

Dwa go­łąb­ki ra­zem ży­ły
I szczę­śli­we so­bą by­ły.
Je­den się zwał Bez­en­dech, Ne­wa­zen­dech dru­gi
W jed­nym ja­dły ko­ryt­ku, z jed­nej pi­ły stru­gi.
Ra­zem po po­lach bu­ja­ły,
Ra­zem do do­mu wra­ca­ły.
Zgo­ła czy w wie­czór, czy ra­no,
Za­wż­dy je ra­zem wi­dzia­no.
Nie masz w świe­cie rze­czy sta­łej!
Za­ży­ło­ści po­ufa­łej
Nie naj­dłuż­sze by­ło trwa­nie.
Mi­mo proś­by, od­ra­dza­nie
Bez­en­dech chciał świat od­wie­dzieć[34],
Uprzy­krzy­ło się na miej­scu sie­dzieć,
I po­le­ciał… Mi­ło by­ło,
Co oba­czył, to ba­wi­ło.
Gdzie siadł, no­we wi­do­wi­ska.
Wtem, gdy już noc by­ła bli­ska,
A od­po­cząć sam gdzie nie wie,
Usiadł na drze­wie.
Na­de­szła bu­rza, grad i ule­wa;
Spu­ścił się z wierz­choł­ka drze­wa.
I tak jesz­cze go­rzej by­ło.
Wspo­mniał więc so­bie, jak mi­ło
Spo­koj­nej chwi­li uży­wać,
W go­łęb­ni­ku od­po­czy­wać.