Satyry - Ignacy Krasicki - ebook

Satyry ebook

Ignacy Krasicki

0,0

Opis

"Żona modna" ze zbioru "Satyry" Ignacego Krasickiego to obowiązkowa lektura szkolna (klasa 7 - 8).
Ebook "Satyry" zawiera przypisy opracowane specjalnie dla uczennic i uczniów szkoły podstawowej.

Twórcą, który w doskonały sposób wytykał różne wady współczesnym mu Polakom, był Ignacy Krasicki. "Satyry" to kolejny dowód kunsztu artystycznego tego autora.

Wyśmiewa on takie wady jak pijaństwo, uleganie modzie, skąpstwo, a także ukazuje różne oblicza różnych życiowych sytuacji, np. małżeństwa ("Żona modna") lub podróży. Używa do tego gatunku, jakim jest satyra, łącząca w sobie elementy epiki, liryki i dramatu, jej zadaniem jest ukazanie rzeczywistości w krzywym zwierciadle.

Ignacy Krasicki to biskup warmiński, poeta, prozaik i publicysta, jeden z najważniejszych przedstawicieli polskiego oświecenia. Autor pierwszej polskiej powieści ("Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki"),a także wielu bajek, satyr i poematów heroikomicznych. Tworzył w imię zasady „i śmiech niekiedy może być nauką, kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa”.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

Epoka: Oświecenie Rodzaj: Epika Gatunek: Satyra

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 170

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ignacy Krasicki

Satyry

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN 978-83-288-3403-3

Satyry

Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!

Satyry, część pierwsza

Do króla

Im wyżej, tym widoczniej; chwale lub naganie1
Podpadają królowie, najjaśniejszy panie! 
Satyra prawdę mówi, względów się wyrzeka. 
Wielbi urząd, czci króla, lecz sądzi człowieka. 
Gdy więc ganię zdrożności i zdania mniej baczne2, 
Pozwolisz, mości królu, że od ciebie zacznę.
Jesteś królem, a czemu nie królewskim synem3? 
To niedobrze; krew pańska jest zaszczyt przed gminem4. 
Kto się w zamku urodził, niech ten w zamku siedzi; 
Z tegoć powodu nasi szczęśliwi sąsiedzi. 
Bo natura na rządczych pokoleniach5 zna się: 
Inszym powietrzem żywi, inszą strawą pasie. 
Stąd rozum bez nauki, stąd biegłość bez pracy; 
Mądrzy, rządni, wspaniali, mocarze, junacy — 
Wszystko im łatwo idzie; a chociażby który 
Odstrychnął się na moment od swojej natury, 
Znowu się do niej wróci, a dobrym koniecznie 
Być musi i szacownym6 w potomności wiecznie. 
Bo od czegoż poeci? Skarb królestwa drogi7, 
Rodzaj możny w aplauzy8, w słowa nieubogi, 
Rodzaj, co umie znaleźć, czego i nie było, 
A co jest, a niedobrze, żeby się przyćmiło, 
I w to oni potrafią; stąd też jak na smyczy 
Szedł chwalca za chwalonym, zysk niosąc w zdobyczy, 
A choć który fałsz postrzegł, kompana nie zdradził; 
Ten gardził, ale płacił, ów śmiał się, lecz kadził. 
Tyś królem, czemu nie ja? Mówiąc między nami, 
Ja się nie będę chwalił, ale przymiotami 
Niezłymi się zaszczycam. Jestem Polak rodem, 
A do tego i szlachcic, a choćbym i miodem 
Szynkował, tak jak niegdyś ów bartnik w Kruszwicy9, 
Czemuż bym nie mógł osieść na twojej stolicy? 
Jesteś królem — a byłeś przedtem mości panem; 
To grzech nieodpuszczony. Każdy, który stanem 
Przedtem się z tobą równał, a teraz czcić musi, 
Nim powie: „najjaśniejszy”, pierwej się zakrztusi10; 
I choć się przyzwyczaił, przecież go to łechce: 
Usty cię czci, a sercem szanować cię nie chce. 
I ma słuszne przyczyny. Wszak w Lacedemonie11
Zawżdy siedział Tesalczyk12 na Likurga13 tronie, 
Greki archontów14 swoich od Rzymianów brali, 
Rzymianie dyktatorów15 od Greków przyzwali16; 
Zgoła, byle był nie swój, choćby i pobłądził, 
Zawżdy to lepiej było, kiedy cudzy rządził. 
Czyń, co możesz, i dziełmi sąsiadów zadziwiaj, 
Szczep nauki, wznoś handel i kraj uszczęśliwiaj — 
Choć wiedzą, chociaż czują, żeś jest tronu godny, 
Nie masz chrztu, co by zmazał twój grzech pierworodny. 
Skąd powstał na Michała ów spisek zdradziecki? 
Stąd tylko, że król Michał zwał się Wiszniowiecki. 
Do Jana, że Sobieski, naród nie przywyka, 
Król Stanisław dług płaci za pana stolnika17. 
Czujesz to — i ja czuję; więc się już nie troszczę, 
Pozwalam ci być królem, tronu nie zazdroszczę. 
Źle to więc, żeś jest Polak; źle, żeś nie przychodzień; 
To gorsza (luboć, prawda, poprawiasz się co dzień) — 
Przecież muszę wymówić, wybacz, że nie pieszczę — 
Powiem więc bez ogródki: oto młodyś jeszcze. 
Pięknież to, gdy na tronie sędziwość się mieści; 
Tyś nań wstąpił mający lat tylko trzydzieści18, 
Bez siwizny, bez zmarszczków: zakał19 to nie lada. 
Wszak siwizna zwyczajnie talenta posiada, 
Wszak w zmarszczkach rozum mieszka, a gdzie broda siwa, 
Tam wszelka doskonałość zwyczajnie przebywa. 
Nie byłeś, prawda, winien temu, żeś nie stary; 
Młodość, czerstwość i rześkość piękneż to przywary, 
Przecież są przywarami. Aleś się poprawił: 
Już cię tron z naszej łaski siwizny nabawił. 
Poczekaj tylko, jeśli zstarzeć ci się damy, 
Jak cię tylko w zgrzybiałym wieku oglądamy20, 
Będziem krzyczeć na starych, dlatego żeś stary. 
To już trzy, com ci w oczy wyrzucił, przywary. 
A czwarta jaka będzie, miłościwy panie? 
O sposobie rządzenia niedobre masz zdanie. 
Król nie człowiek. To prawda, a ty nie wiesz o tym; 
Wszystko ci się coś marzy o tym wieku złotym21. 
Nie wierz bajkom! Bądź takim, jacy byli drudzy. 
Po co tobie przyjaciół? Niech cię wielbią słudzy. 
Chcesz, aby cię kochali? Niech się raczej boją. 
Cóżeś zyskał dobrocią, łagodnością twoją? 
Zdzieraj, a będziesz możnym, gnęb, a będziesz wielkim; 
Tak się wsławisz a przeciw nawałnościom wszelkim 
Trwale się ubezpieczysz. Nie chcesz? Tym ci gorzej: 
Przypadać będą na cię niefortuny22 sporzej. 
Zniesiesz mężnie — cierpże z tym myślenia sposobem; 
Wolę ja być Krezusem23 aniżeli Jobem24. 
Świadczysz, a na złe idą dobrodziejstwa twoje. 
Czemuż świadczysz, z dobroci gdy masz niepokoje? 
Bolejesz na niewdzięczność — alboż ci rzecz tajna, 
Że to w płacy za łaski moneta zwyczajna?
Po co nie brać szafunku starostw, gdy dawano? 
Po tym ci tylko w Polszcze króle poznawano. 
A zagrzane wspaniałą miłością ojczyzny, 
Kochały patryjoty dawcę królewszczyzny25.
Księgi lubisz i w ludziach kochasz się uczonych; 
I to źle. Porzuć mędrków zabałamuconych. 
Żaden się naród księgą w moc nie przysposobił: 
Mądry przedysputował, ale głupi pobił. 
Ten, co niegdyś potrafił floty duńskie chwytać — 
Król Wizimierz26 — nie umiał pisać ani czytać27. 
Waszej królewskiej mości nie przeprę28, jak widzę, 
W tym się popraw przynajmniej, o co ja się wstydzę. 
Dobroć serca monarchom wcale nie przystoi: 
To mi to król, co go się każdy człowiek boi, 
To mi król, co jak wspojźrzy, do serca przeniknie. 
Kiedy lud do dobroci rządzących przywyknie, 
Bryka, mościwy królu, wzgląd wspacznie obróci29: 
Zły, gdy kontent, powolny30, kiedy się zasmuci. 
Nie moje to jest zdanie, lecz przez rozum bystry 
Dawno tak osądziły przezorne ministry: 
Wiedzą oni (a czegoż ministry nie wiedzą?), 
Przy sterze ustawicznie, gdy pracują, siedzą, 
Dociekli, na czym sekret zawisł panujących. 
Z tych więc powodów, umysł wskroś przenikających, 
Nie trzeba, mości królu, mieć łagodne serce: 
Zwycięż się, zgaś ten ogień i zatłum w iskierce. 
Żeś dobry, gorszysz wszystkich, jak o tobie słyszę, 
I ja się z ciebie gorszę i satyry piszę; 
Bądź złym, a zaraz kładąc twe cnoty na szalę, 
Za to, żeś się poprawił, i ja cię pochwalę. 
Podoba Ci się to, co robimy? Jesteśmy organizacją pożytku publicznego. Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/

Świat zepsuty

Wolno szaleć młodzieży, wolno starym zwodzić, 
Wolno się na czas31 żenić, wolno i rozwodzić, 
Godzi się kraść ojczyznę łatwą i powolną; 
A mnie sarkać na takie bezprawia nie wolno?32
Niech się miota złość na cię i chytrość bezczelna — 
Ty mów prawdę, mów śmiało, satyro rzetelna. 
Gdzieżeś, cnoto? gdzieś, prawdo? gdzieście się podziały? 
Tuście niegdyś najmilsze przytulenie miały. 
Czciły was dobre nasze ojcy i pradziady, 
A synowie, co w bite33 wstąpać34 mieli ślady, 
Szydząc z świętej poczciwych swych przodków prostoty, 
Za blask czczego poloru35 zamienili cnoty. 
Słów aż nadto, a same matactwa i łgarstwa; 
Wstręt36 ustał, a jawnego sprośność niedowiarstwa 
Śmie się targać na święte wiary tajemnice; 
Jad się szerzy, a źródło biorąc od stolice, 
Grozi dalszą zarazą. Pełno ksiąg bezbożnych, 
Pełno mistrzów zuchwałych, pełno uczniów zdrożnych; 
A jeśli gdzie się cnota i pobożność mieści, 
Wyśmiewa ją zuchwałość, nawet w płci niewieściej, 
Wszędzie nierząd, rozpusta, występki szkaradne. 
Gdzieżeście, o matrony święte i przykładne? 
Gdzieżeście, ludzie prawi, przystojna młodzieży? 
Oślep tłuszcza bezbożna w otchłań zbytków bieży. 
Co zysk podły skojarzył, to płochość rozprzęże; 
Wzgardziły jarzmem cnoty i żony, i męże, 
Zapamiętałe dzieci rodziców się wstydzą, 
Wadzą się przyjaciele, bracia nienawidzą, 
Rwą krewni łup sierocy, łzy wdów piją zdrajce, 
Oczyszcza wzgląd nieprawy37 jawne winowajcę. 
Zdobycz wieków, zysk cnoty posiadają zdzierce, 
Zwierzchność bez poważenia, prawo w poniewierce. 
Zysk serca opanował, a co niegdyś tajna38, 
Teraz złość na widoku39, a cnota przedajna. 
Duchy przodków, nadgrody cnót co używacie, 
Na wasze gniazdo okiem jeżeli rzucacie, 
Jeśli odgłos dzieł naszych was kiedy doleci, 
Czyż możecie z nas poznać, żeśmy wasze dzieci? 
Jesteśmy, ale z gruntu skażeni, wyrodni, 
Jesteśmy, ależ tego nazwiska niegodni. 
To, co oni honorem, poczciwością zwali, 
My prostotą40 ochrzcili; więc co szacowali, 
My tym gardziem, a grzeczność41 przenosząc nad cnotę, 
Dzieci złe, psujem ojców poczciwych robotę: 
Dobra była uprawa, lecz złe ziarno padło, 
Stądci teraz Feniksem42 prawie zgodne stadło: 
Zysk małżeństwa kojarzy, żartem jest przysięga, 
Lubieżność wspaja węzły, niestatek rozprzęga43, 
Młodzież próżna nauki44, a rozpusty chciwa, 
Skora do rozwiązłości, do cnoty leniwa. 
Zapamiętałe45 starcy, zhańbione przymioty, 
Śmieje się zbrodnia syta z pognębionej cnoty. 
Wstyd ustał, wstyd, ostatnia niecnoty zapora; 
Złość zaraźna w swym źródle, a w skutkach zbyt spora46, 
Przeistoczyła dawny grunt ustaw poczciwych; 
Chlubi się jawna kradzież z korzyści zelżywych. 
Nie masz jarzma, a jeśli jest taki, co dźwiga, 
Nie włożyła go cnota — fałsz, podłość, intryga. 
Płodzie szacownych ojców noszący nazwiska! 
Zewsząd cię zasłużona dolegliwość ściska; 
Sameś sprawcą twych losów. Zdrożne obyczaje, 
Krnąbrność, nierząd, rozpusta, zbytki gubią kraje. 
Próżno się stan47 mniemaną potęgą nasrożył, 
Który na gruncie cnoty rządów nie założył. 
Próżno sobie podchlebia. Ten, co niegdyś słynął, 
Rzym cnotliwy zwyciężał, Rzym występny zginął. 
Nie Goty i Alany48 do szczętu go zniosły: 
Zbrodnie, klęsk poprzedniki i upadków posły, 
Te go w jarzmo wprawiły; skoro w cnocie stygnął, 
Upadł — i już się więcej odtąd nie podźwignął. 
Był czas, kiedy błąd ślepy nierządem się chlubił49. 
Ten nas nierząd, o bracia, pokonał i zgubił, 
Ten nas cudzym w łup oddał, z nas się złe zaczęło; 
Dzień jeden nieszczęśliwy50 zniszczył wieków dzieło. 
Padnie słaby i leże51 — wzmoże się wspaniały: 
Rozpacz — podział nikczemnych52! 
Wzmagają się wały53, 
Grozi burza, grzmi niebo; okręt nie zatonie. 
Majtki zgodne z żeglarzem, gdy staną w obronie; 
A choć bezpieczniej okręt opuścić i płynąć, 
Poczciwej być w okręcie, ocalić lub zginąć. 

Złość ukryta i jawna

Łatwiej nie łgać poetom, ministrom nie zwodzić, 
Łatwiej głupiego przeprzeć54, wodę z ogniem zgodzić 
Niż zrachować filuty55: ciżba, wojsko spore. 
Skąd zacząć? Spośród tłumu na hazard56 wybiorę. 
Wojciech jadem zaprawny, co go wewnątrz mieści, 
Zdradnie wita, pozdrawia, całuje i pieści, 
W oczy ściska, w bok patrzy, a gdy łudzi wdzięcznie, 
Cieszy się wewnątrz zdrajca, że oszukał zręcznie. 
Czyni źle, bo gust w samej upatruje złości. 
Zdradza, byleby zdradził, a ten zysk chytrości 
Stawia mu z cudzych trosków wdzięczne widowiska. 
Najmilszy jego napój łza, którą wyciska. 
Co słowo — sztuka zdradna, co krok — podstęp nowy; 
Zdrajca czynmi, gestami, milczeniem i słowy. 
Na kogo tylko wspojźrzy, stawia zaraz sidła, 
A gdy się coraz wzmaga złość jego obrzydła, 
Jak pająk, co snuł z siebie, rozpostarłszy sieci, 
Czuwa wśród pasm zawiłych, rychło w nie kto wleci. 
Uśmiech jego nieprawy zmyka się57 po twarzy, 
W oczach skra zajadłości błyszczy się i żarzy: 
Spuszcza je na blask cnoty, a zjadle58 pokorny, 
Sili się swej niecnocie kształt nadać pozorny59. 
Próżna praca. Sama się złość z czasem odkrywa. 
Spada maszka60, a zdrajca, co pod nią przebywa, 
Tym jeszcze wszeteczniejszy, im dłużej był tajny. 
Ten, co ma umysł zwrotny61, a język przedajny, 
Idzie za nim Konstanty, szczęśliwy, że wygrał, 
A co w pierwszych początkach żartował i igrał, 
Czyniąc jak od niechcenia, gdy sztucznie62 się czaił, 
Tak kunszt zdradnych podstępów dowcipnie utaił, 
Iż ten, co oszukany, nie wie, jak wpadł w pęta; 
Wpadł jednak, a fortelnie sztuka przedsięwzięta 
Tego, co ją dokazał, uczyniła sławnym. 
A poczciwość? Ten przymiot służył czasom dawnym; 
A kto wie, czy i służył? Każdy wiek miał łotrów, 
A co my teraz mamy i Pawłów, i Piotrów. 
Miał Rzym swoje Werresy63, swoje Katyliny64, 
Był ten czas, kiedy Kato65, z poczciwych jedyny, 
Silił się przeciw zdrajcom sam i padł w odporze. 
Nie w tak dzikim już teraz jest cnota humorze66
Umie ona, gdy trzeba, zyskowi dogadzać: 
Człowiek grzeczno–poczciwy, kiedy kraść i zdradzać 
Nakaże okoliczność, zdradzi i okradnie, 
Ale zdradzi przystojnie67 i zedrze przykładnie, 
Ale wdzięcznie oszuka, kształtnie przysposobi, 
Ochrzci cnotą szkaradę i złość przyozdobi, 
A choć zraża sumnienie68, niebo straszy gromem, 
Śmieje się, zdradza, kradnie — i jest galantomem69. 
Więc poczciwych aż nadto. Paweł trzech mszów70 słuchał, 
Zmówił cztery różańce, na gromnice dmuchał, 
Wpisał się w wszystkie bractwa, dwie godziny klęczał, 
Krzywił się, szeptał, mrugał i wzdychał, i jęczał, 
A pieniądze dał w lichwę. Święte są pacierze, 
Zdatne bractwa71, lecz temu, co daje, nie bierze. 
Syp fundusze, a kradnij, Bóg ofiarą wzgardzi. 
Tacy byli, mniemaną pobożnością hardzi, 
Owi faryzeusze72 i wyschli, i smutni, 
A w łakomstwie niesyci, w dumie absolutni, 
Mściwi, krnąbrni, łakomi, nieludzcy, oszczerce. 
Próżne, Pawle, ofiary, gdzie skażone serce: 
Krzyw się, mrugaj, bij czołem, klęcz, szeptaj i dmuchaj, 
Zmów różańców bez liku, bez liku mszów słuchaj, 
Jeśliś zdrajca, obłudnik, darmo kunsztu73 szukasz, 
Możesz ludzi omamić, Boga nie oszukasz. 
Brzydzi się niecnotliwym Jędrzej hipokrytą, 
A natychmiast zbyt szczery, nie już złością skrytą, 
Ale jawnym wzgorszeniem zaraża i truje74, 
Pyszny mnóstwem szkarady, hańbą tryumfuje. 
Zrzucił szacowną cnoty i wstydu zaporę, 
A widząc skutki jadu i łatwe, i spore, 
Stał się mistrzem bezbożnych. Ma uczniów bez liku. 
Leżą grzecznych75 bluźnierców dzieła na stoliku; 
Gotowalniane mędrcy, tajemnic badacze, 
Przewodniki złudzonych, wieków poprawiacze76, 
Co w zuchwałych zapędach chcąc rzeczy dociekać, 
Śmieją prawdzie uwłoczyć i na jawność szczekać; 
Czcze światła, dymy znikłe77... Lecz z widoków sprośnych 
Zwróćmy oczy. Już nadto tych scen zbyt żałosnych. 
Dumny Jan pokrewieństwem i Litwy, i Polski, 
Że go uczcił Niesiecki78, Paprocki, Okolski79, 
Rozumie, iż za zmową ugodną i wspólną 
Wszystkim cierpieć należy, jemu szaleć wolno. 
Rozumie, iż gdy tytuł zaczyna od „jaśnie”80, 
Przy tym blasku i rozum, i cnota przygaśnie; 
Nadstawia się81 i gardzi. Mikołaj bogaty, 
Choć go jaśnie wielmożne nie czczą antenaty, 
Śmieje się z oświeconych, co złotem nie świecą. 
To u niego zacności i szczęścia skarbnicą, 
To rozum, to nauka, w tym się wszystko mieści: 
Szóstak82 groszy dwanaście, a złoty trzydzieści. 
Jakże zebrał? Dość, że ma; czy ukradł, czy zdradził. 
Mikołaj pan, choć filut, bo skarby zgromadził, 
Bo posiada po panach folwarki i włości; 
Jak zechce, przyjdzie i do jaśnie wielmożności. 
Woli być mości panem, a z sum pożyczonych 
Brać lichwę od dłużników jaśnie oświeconych. 
Dumą wewnątrz nadęci, zbytkiem podupadli, 
Nie wstydzą się ci żebrać u tych, co je skradli83; 
Oszukani, klną na dal, a łaszą się z bliska, 
Śmieje się pan Mikołaj, a majętność zyska. 
Za jedną, która poszła, w rok idzie i druga, 
Aż ów lichwiarz pokorny, uniżony sługa, 
Większy pan niż jegomość, którego wielmożni84; 
Tak lecą w zdradne sidła młodzi, nieostrożni. 
Omamiony nieprawym polorem i gustem, 
Piotr, co zaczął być stratnym85, jest teraz oszustem. 
Gdy nie ma wsi na zastaw, dopieroż pieniędzy, 
Chcąc uniknąć i głodu, i zimna, i nędzy, 
Istotną dolegliwość gdy, jak może, tai, 
Wiąże się z towarzyszmi, podchlebia i rai, 
Czatuje, jak by ze wsi domatora dostać, 
A uprzejmego biorąc przyjaciela postać, 
Zaczyna rządy w domu, częstuje i sprasza, 
Dobry gust gospodarza wielbi i ogłasza, 
W spółce jest do wszystkiego, choć pieniędzy nie ma, 
I poty w więzach tego, co usidlił, trzyma, 
Aż go sobie we wszystkim uczyni podobnym. 
Więc ten, co niegdyś oczy pasł gustem ozdobnym86, 
Wraca do domu zdarty, smutny, po kryjomu, 
Albo i nie powraca nie miawszy już domu. 
Próżno więc, jak to mówią, po szkodzie korzysta87. 
Franciszek, przedtem pieniacz88, teraz alchimista, 
Dmucha coraz na węgle, przy piecyku siedzi, 
Zagęszcza i rozwilża, przerzadza i cedzi. 
Pełne proszków chimicznych szafy i stoliki, 
Wszędzie torty, retorty, banie, alembiki89. 
Już postrzegł w ogniu gwiazdę, a kto gwiazdę zoczy90
Albo głowę Meduzy91, albo ogon smoczy, 
Już ten wygrał. Winszuję, ale nie zazdroszczę. 
To mniejsza, że Franciszek o złoto się troszcze; 
Niech dmucha, a nie kradnie. Choćby złoto zrobił, 
Swoje stracił, na swoim niechby i zarobił. 
Nie złoto szczęście czyni, o bracia, nie złoto! 
Grunt wszystkiego poczciwość, pobożność i z cnotą. 
Padnie taka budowla, gdzie grunt nie jest stały. 
Chcemy nasz stan, stan kraju, ustanowić trwały, 
Odmieńmy obyczaje, a jąwszy się92 pracy, 
Niech będą dobrzy, będą szczęśliwi Polacy. 

Szczęśliwość filutów

„Rok się skończył, winszować tej pory należy”. 
„Komu?” „Wszystkim”. „Niech Jędrzej z winszowaniem bieży; 
Jędrzej, co to zmyśloną wziąwszy na się postać, 
Szuka, gdzie by się wkręcić lub zysk jaki dostać, 
A przedajnym językiem, drogi albo tani, 
Jak zgodzą, jak zapłacą, tak chwali lub gani. 
Albo Szymon, miłośnik ludzkiego rodzaju, 
Co złych i dobrych współem chwaląc dla zwyczaju, 
Gdy cnotę i występki równą szalą mierzy, 
Tyle zyskał w rzemiośle, że mu nikt nie wierzy. 
Niechaj tacy winszują; ja milczę”. „Źle czynisz. 
Alboż wszystkich zarówno potępiasz i winisz? 
Alboż wszystkim źle życzysz?” „Owszem, dobrze życzę. 
Są cnotliwi; a chociaż niewiele ich liczę, 
Chociaż ledwo ten rodzaj w złych się stoku93 zmieści, 
Są dobrzy i w płci męskiej, są i w płci niewieściej”. 
„Więc im winszuj!” „A jakaż winszować przyczyna?” 
„Stary się rok zakończył, a nowy zaczyna”. 
„Cóż mam dobrym powiedzieć? W starym ucierpieli, 
I w przyszłym cierpieć będą zapewne musieli. 
Nie kończy się poczciwych niefortuna94 z rokiem, 
Rzadko się cnota szczęsnym ucieszy wyrokiem. 
Do was więc mowę zwracam, sztuczni95, a ostrożni, 
Filuty oświecone i jaśnie wielmożni, 
Wielmożni i szlachetni z zgrają waszą całą, 
Winszuję, że w tym roku dobrze się udało. 
Coście tylko pragnęli, wszystko wam los zdarzył, 
Wyście się tam ogrzali, gdzie się drugi sparzył. 
Fortuna96, której koło ustawnie97 się toczy, 
Była ślepą dla innych, dla was miała oczy. 
Więc winszuję wszem wobec, każdemu z osobna, 
Tobie najprzód, którego dziś postać ozdobna, 
Którego oko śmiałe, a czoło jak z miedzi98, 
W twoich progach los spoczął i Fortuna siedzi, 
Płyną ci dni pomyślne, a przędziarka Kloto99
Pasmo życia nawija na jedwab i złoto. 
Gdzie stąpisz, wszystko w kwiecie, gdzie wspojźrzysz, w owocach, 
A gdy bierzesz spoczynek w twych rozkosznych nocach, 
Ty śpisz, a szczęście czuje100. Brzęczą złota trzosy, 
Wrzask cię chwały otacza, a podchlebne głosy, 
Im bardziej natężone, im ogromniej wrzeszczą, 
Tym wdzięczniej słuch twój mocnią101, uszy twoje pieszczą. 
Umiesz słyszeć, coć miło, na przymówkę głuchy, 
A gdy czasem mniej wdzięczne zalecą podsłuchy, 
Umiesz i niedosłyszeć. Talent dziwny, rzadki! 
Takie więc szczęścia twego gdy widzę zadatki, 
Winszuję ci. A najprzód, żeś ocalał zdrowo; 
Wieluż za mniej los srogi ukarał surowo, 
A bardziej sprawiedliwość, której wiek zepsuty 
Nie zna teraz, a przeto szczęśliwe filuty. 
Winszuję, jak ty inszym, że tobie nie mierzą; 
Winszuję, żeś choć zdradził, przecież jeszczeć wierzą; 
Winszuję, żeś choć okradł, nie każą ci wracać, 
Możesz łupu zdartego, na co chcesz, obracać; 
Jest więc czego winszować. A tobie, Konstanty, 
Coś się zgrał na wsie, weksle, pieniądze i fanty102, 
Przecież grasz, czego srogi los niegdy pozbawił, 
Przemysł sztuczny103 to zleczył, fortunę poprawił, 
Odzyskałeś, coś przegrał, już brzękasz wygraną, 
Winszuję, że cię na złym dziele nie złapano. 
A tobie, panie Pawle, jest czego winszować104: 
Przed rokiem musiałeś się o szeląg105 turbować, 
Teraz kroćmi rachujesz. Jak to przyszło? — Sztuka! 
Zyskałeś, cóżeś zyskał? Nowa to nauka! 
Nie powiem. I satyra nie ma być zbyt jasną. 
Tak to nowe światełka wschodzą, stare gasną. 
Panie Pietrze, a waszeć coś wskórał w tym roku? 
Utyłeś, więc winszuję dobrego obroku. A jak? 
Mamże powiedzieć czyli mam zasłaniać? 
Zasłonię; proszę jednak jejmości się kłaniać106. 
A waść, panie Wincenty, coś majętność kupił 
Nie dawszy i szeląga? Czyś okradł, czyś złupił, 
Dość, że wioska już twoja. Niechaj płacze głupi; 
Po co nie był ostrożnym, już jej nie odkupi. 
Zły też to był gospodarz, grunt leżał odłogiem, 
Pola były zarosły chwastem, łąki głogiem; 
Ty przemysłem naprawisz, coś zyskał fortelem, 
I tak się wysłużonym już obywatelem 
Staniesz twojej ojczyźnie. Tak pięknej przysługi 
Winszuję, a choćby się zgorszył może drugi, 
Że gardzisz skrupułami, winszuję i tego: 
Znak to jest mocnej duszy, umysłu wielkiego. 
Gmin podły wnętrzna trwoga i sumnienie straszy. 
Mędrcy! Wam dziękujemy, nauki to waszej 
Jest dzieło, że z nas każdy pozbył się wędzidła; 
Stawia dowcip przemyślny, śmiało teraz sidła, 
Kto w nie wpadnie, tym gorzej, że był nieostrożny: 
Śmieje się, co oszukał, a umysł nietrwożny, 
Wsparty kunsztem dowcipnym wygodnej nauki, 
Na dalsze się natęża i sidła, i sztuki. 
Winszuję więc wam, ucznie dzisiejsi i przeszli, 
Winszuję, żeście nawet mistrzów waszych przeszli. 
A wam co mam powiedzieć, cnotliwa hołoto107? 
Dobrzy! Cierpieć wasz podział, ale cierpieć z cnotą. 
Modnej maksym nauki że się nie trzymacie, 
Trzódko mała wśród łotrów, niewiele zyskacie. 
Nie rozpaczajcie jednak. Patrzajcie, jak dalej 
Los tych, których rozpieścił, wesprze i ocali. 
Rzadko się niepoczciwość tak, jak zacznie, kończy, 
A cnota, co się nigdy z chytrością nie łączy,