52,00 zł
Klasyka literatury polskiej – wyjątkowe dwujęzyczne wydanie
Niniejszy tom zawiera zbiór bajek i przypowieści Ignacego Krasickiego, jednego z głównych przedstawicieli polskiego oświecenia. Krasicki – biskup warmiński, poeta i prozaik – był uważnym obserwatorem rzeczywistości. Dostrzegał wady swoich rodaków, ale wytykał je w sposób taktowny, wychodząc z założenia, by uczyć, bawiąc. Zawarte w bajkach refleksje o naturze ludzkiej mają charakter ponadczasowy, ich forma zaś z jednej strony pozostaje prosta, z drugiej niepozbawiona jest wdzięku.
Wyjątkowość tego wydania bajek polega na tym, że obok tekstu polskiego zamieszczone jest tłumaczenie na język angielski autorstwa Andrzeja Malkiewicza. Pozwala to na inne spojrzenie na te oświeceniowe utwory i sprawia, że ich lektura staje się twórczą przygodą.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 115
Fot. Maciej Plewiński
Urodził się w Krakowie. W 1945 roku, po ukończeniu szkoły średniej w tajnym systemie nauczania w okupowanej Polsce, wyjechał do Szkocji, gdzie rozpoczął studia na wydziale historycznym Uniwersytetu w Edynburgu. Ukończył je z wyróżnieniem w 1950 roku. Następnie przez dwa lata studiował w Magdalen College w Oksfordzie, specjalizując się w historii Anglii okresu Tudorów. W 1952 roku został mianowany asystentem przy katedrze historii na wydziale historycznym w Edynburgu. Po uzyskaniu stopnia senior lecturer (starszy wykładowca) wykładał na Uniwersytecie w Edynburgu — do 1995 roku, kiedy to przeszedł na emeryturę. W 2013 roku wrócił na stałe do Krakowa.
Kolekcjonował antyczną broń i meble. Bibliotece uniwersyteckiej w Edynburgu przekazał w darze unikalny zbiór książek.
Jego życiową pasją była twórczość poetycka. Zachowały się wiersze, które napisał już w wieku lat czternastu, a także jedenastozgłoskowce tworzone w wieku lat szesnastu. Formami poetyckimi, w których czuł się najlepiej, były fraszki, bajki i limeryki.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
There was a young man, chastely in virtue abiding,
There was an old man, never complaining or chiding,
A rich man who gave freely, the needy to nourish,
An author, glad to notice other authors flourish,
A customs man, not a thief, and a cobbler sober,
A soldier free from boasting, a non-violent robber,
A statesman, true in office, enrichment despising,
And finally a poet, never fantasizing.
“Why do you call them fables, when all these things may be?”
“They might, but such fine stories are fables to me.”
Był młody, który życie wstrzemięźliwie pędził;
Był stary, który nigdy nie łajał, nie zrzędził;
Był bogacz, który zbiorów potrzebnym udzielał;
Był autor, co się z cudzej sławy rozweselał;
Był celnik, który nie kradł; szewc, który nie pijał;
Żołnierz, co się nie chwalił; łotr, co nie rozbijał;
Był minister rzetelny, o sobie nie myślał;
Był na koniec poeta, co nigdy nie zmyślał.
A cóż to jest za bajka? Wszystko to być może.
Prawda… jednakże ja to między bajki włożę.
BP I
Said Tair: “bless me father, tomorrow I’ll ride
To the hunt with the sultan, and shall have as my bride
His sister.” Said the father: “all this may change and stall:
A lord’s grace, woman’s favour, fair weather in the fall.”
He was right; the fine project remained an empty husk,
The sultan stopped the marriage, it rained from dawn till dusk.
„Winszuj, ojcze — rzekł Tair — w dobrym jestem stanie.
Jutrom szwagier sułtana i na polowanie
Z nim wyjeżdżam”. Rzekł ojciec: „Wszystko to odmienne.
Łaska pańska, gust kobiet, pogody jesienne”.
Jakoż zgadł, piękny projekt wcale się nie nadał:
Sułtan siostrę odmówił, cały dzień deszcz padał.
BP I, 1
Seeing them gild his horns and garlands apply,
The fatted ram grew boastful, without quite knowind why;
But when he saw the butcher, coming with rope and halter,
To drag him ’gainst his will to the foot of an altar,
He recognized his error, endured his cruel fate,
The gilded horns, the garlands, had but foretold his state.
Widząc, że wieńce kładą, że mu rogi złocą,
Pysznił się tłusty baran, sam nie wiedział o co.
Aż gdy postrzegł oprawcę, a ten powróz bierze,
Aby go poniewolnie ciągnął ku ofierze,
Poznał swój błąd; rad nierad wypełnił los srogi.
Nie pomogły mu wieńce i złocone rogi.
BP I, 13
Picking herbs in the country, the stork, an expert true,
Told the stag: “medicine — making is not an art for you.”
“You’re right”, the stag replied, “I lack the expertise,
But I am never ill, don’t know what illness is.”
The sage died ten years later in his suburban nest,
The rustic scored two hundred, without a medicine chest.
Bocian, miasta mieszkaniec, mówił jeleniowi:
„Ty kunsztu lekarstw nie znasz”. Jeleń mu odpowie:
„Prawdę mówisz, bocianie, lekarstw nie rozumiem,
Ale ty leczysz, a ja chorować nie umiem”.
Umarł mędrzec w lat dziesięć na dachu przy mieście:
Umarł prostak na puszczy, żył tylko lat dwieście.
BN II, 16
Seeing a fattened lord, the starving beggar cried;
That night, choked by his fat, the lord fell ill and died.
At the funeral banquet, receiving largesse,
The beggar laughed, made merry and drank to excess.
Żebrak panu tłustemu gdy się przypatrował,
Płakał; tegoż wieczora tłusty zachorował,
Pękł z sadła. Dziedzic po nim gdy jałmużny sypie,
Śmiał się żebrak nazajutrz i upił na stypie.
BP III, 7
A block of ice, just as muddy as the swamp its parent,
Was angry with the crystal for being transparent.
It prayed hard to the Sun, and by the Sun was lit,
And sparkled like pure glass, but melted bit by bit.
Trying to change its lot with trouble and strain,
Dissolved into the bog and became mud again.
Bryła lodu spłodzona z kałuży bagnistéj
Gniewała się na kryształ, że był przezroczysty.
Modli się więc do słońca. Słońce zajaśniało,
Szklni się bryła, ale jej coraz ubywało.
I tak, chcąc los polepszyć, niewczesnym kłopotem
Stajała, wsiąkła w bagno i stała się błotem.
BP I, 16
Let outward finery not too important seem!
A watchdog’s silver collar puffed up his self-esteem,
His fellows envied him throughout the night; come morn,
A chain linked to his collar invited their scorn.
“Now boast and strut!,” they said, “in bondage all day!”
Vainly he bit the chain and they just ran away.
Niech się nikt z powierzchownej ozdoby nie sroży.
Brytan z srebrno-złocistej pysznił się obroży.
Zazdrościli koledzy w wieczór; patrzą rano,
Aż brytana za srebrną obroż uwiązano.
„Pyszńże się teraz, bracie!” — do brytana rzekli.
Gryzł łańcuch nadaremnie, a oni uciekli.
BP, przydatek, 7
Though far away he lies,
The Chinaman is wise,
And many, too, are able
To write a subtle fable.
There was an Emperor, a ruler of this state,
Who spared no effort, be it small or great,
So that his son and heir might not grow up an ass.
Once they were on a lake, and then it came to pass
That the emperor, humming while working his oar,
Nearly capsized the boat by hitting the shore.
Both got frightened for a moment,
Then the father made this comment:
“Look, how with inattention the danger comes near;
If I had not been humming, we should have passed quite clear.
From what I’ve done,
Learn this, my son:
The boat is your throne,
And the people, like water, can bear it with ease,
But when the helmsman nods, it sinks in quiet seas.”
Chińczyki mają rozum, choć daleko siedzą,
I bajki wiedzą.
Jeden z nich, a co większa, cesarz tego ludu,
Nie szczędził trudu,
Aby pan syn, następca jego, nie był osłem.
Raz płynął z nim po wodzie, a gdy robił wiosłem
I płynąc, nucił,
W brzeg uderzył i łódki ledwo nie wywrócił.
Obadwa się przestraszyli.
Korzystając ojciec z chwili,
Rzekł: „Patrz, jak przez niebaczność źlem sobie poradził,
Gdybym nie śpiewał, o brzeg byłbym nie zawadził.
Z mojego czynu
Naucz się synu:
Łódka tron, lud jest woda i nosi ją snadno;
Kiedy sternik niebaczny, łódka idzie na dno”.
BN III, 3
Eating his mouse, the cat felt the hound’s icy stare:
“What vulgar tastes you have, in hunting and fare!”
“Rather a mouse — he answered — which is all mine to eat,
Than the roe-deer you chase, to keep your lord in meat.”
Chart, widząc kotkę, że mysz jadła na śniadanie,
Wymawiał jej tak podły gust i polowanie.
Rzekła kotka, wymówką wcale niezmieszana:
„Wolę ja mysz dla siebie niż sarnę dla pana”.
BP IV, 13
Lying next to a sabre, bread heard this from its neighbour:
“You would respect me more, if you just knew what labour,
Dawn to dusk, I sustain, what care I have employed,
So that your blessings may be in safety enjoyed.”
“Of your service,” bread answered, “I make but this report:
Often you do defend me, more often extort.”
Chleb przy szabli gdy leżał, oręż mu powiedział:
„Szanowałbyś mnie bardziej, gdybyś o tym wiedział,
Jak ja na to pracuję i w wieczór, i rano,
Żeby twoich bezpiecznie darów używano”.
„Wiem ja — chleb odpowiedział — jakim służysz kształtem:
Jeśli mnie często bronisz, częściej bierzesz gwałtem”.
BP IV, 9
It is not hard to kill, to kill with skill, that’s smart;
This fable is designed to throw light on the art.
Bound for a distant market, taking a forest path,
A peasant marched by night, with, on a rope, his calf.
Then a rainstorm broke out, obscuring everything
Save the eyes of a wolf, just ready to spring.
Swinging his cudgel wildly, bewildered by dread,
The peasant missed the wolf, killing the calf instead.
How this portrays the skill of our doctors’ guild!
The illness is attacked, the wretched patient killed.
Nie sztuka zabić, dobrze zabić sztuka —
Z bajki nauka.
Szedł chłop na jarmark, ciągnąc cielę na powrozie.
W lesie, w wąwozie,
W nocy burza napadła, a gdy wiatry świszczą,
Wśród ciemności postrzegł wilka po oczach, co błyszczą.
Więc do pałki; jak jął machać, nie myślawszy wiele,
Zamiast wilka, który uciekł, zabił swoje cielę.
Trafia się to i nie w lesie, panowie doktorzy!
Leki — pałka, wilk — choroba, a cielęta — chorzy.
BN II, 13
A peasant, standing, while the lord reclined,
At life’s unfairness with jealous thoughts repined,
Railed against Heaven
For having given,
With an unequal touch,
To some too little, to others too much.
Said Jove: “the lord is ill, you in good health rejoice;
But to stop your complaining, I give you a choice:
You want riches? You’ll have them, but gout is the price.”
The man gladly agreed and didn’t think twice.
He took hold of the gold, that instant was lamed;
Enjoyed his wealth at first, thereafter complained;
And as suff’ring grew intense,
All his riches made no sense.
Seeing his choice had started the pain,
Asked Jove to take the gold, give him his health again.
And Jove answered his prayers and didn’t delay
And took away the gold, leaving the gout to stay.
Chłop stojący zazdrościł siedzącemu panu
Lepszego stanu
I lżył niebiosy
Za takie losy
Myślą zuchwałą,
Iż jednym nadto dają, drugim nadto mało.
Rzekł wtem Jowisz: „On chory, a ty jesteś zdrowy,
Lecz masz wybór gotowy:
Chcesz bogactw? Będziesz je miał, lecz pedogrę razem”.
Uszczęśliwion wyrazem,
Przyjął chłop złoto, ale legł kulawy.
Wesół był zrazu, lecz gdy ból żwawy
Coraz bardziej dokuczał,
Chłop narzekał i mruczał,
A winując się o to,
Rzekł: „Jowiszu, wróć zdrowie, a weź sobie złoto”.
Z uskutecznieniem Jowisz się nie bawił,
Odjął bogactwa, pedogrę zostawił.
BN I, 9
An old heron, as things go,
A bit blind, and bent and slow,
When unable to catch fish,
Looked for means to fill her dish.
She told the fish: “you still don’t know
What may prove a fatal blow.”
Straight away they asked to hear
What peril they had to fear.
“Just yesterday I heard the fishermen complain
That work with rod and net was too much of a strain;
There was an easier plan of which they’re getting fond;
To take you all at once by draining the pond.
Once the pond is truly dry,
There’s no hope — fish cannot fly!”
The fish wept in their dismay;
She said: “I feel for you, but there’s another way:
To get out of death’s embrace,
Remove to some other place.
A near-by pond — the distance is small —
Could serve as shelter for you all.
When in this pond the plug they’ll pull,
The other one will stay quite full.”
“Carry us there to be secure,”
Implored the fish. She seemed unsure,
But in the end regained her nerve,
Began to serve.
She took them one by one towards the other pool,
But getting out of sight, she ate each trusting fool.
Then she would taste some crayfish, until one of that lot
Seeing her come to land at a secluded spot,
Divined her treason, at once revenge desired,
And so compressed her neck that the old bird expired.
Just fate indeed;
A traitor’s meed.
Czapla stara, jak to bywa,
Trochę ślepa, trochę krzywa,
Gdy już ryb łowić nie mogła,
Na taki się koncept wzmogła,
Rzekła rybom: „Wy nie wiecie,
A tu o was idzie przecie”.
Więc wiedzieć chciały,
Czego się obawiać miały.
„Wczora
Z wieczora
Wysłuchałam, jak rybacy
Rozmawiali: »Wiele pracy
Łowić wędką lub więcierzem;
Spuśćmy staw, wszystkie zabierzem.
Nie będą mieć otuchy,
Skoro staw będzie suchy«”.
Ryby w płacz, a czapla na to:
„Boleję nad waszą stratą;
Lecz można złemu zaradzić
I gdzie indziej was osadzić.
Jest tu drugi staw blisko,
Tam obierzcie siedlisko.
Chociaż pierwszy wysuszą.
Z drugiego was nie ruszą”.
„Więc nas przenieś” — rzekły ryby.
Wzdrygała się czapla niby;
Dała się na koniec użyć,
Zaczęła służyć.
Brała jedną po drugiej w pysk, niby nieść mając
I tak pomału zjadając;
Zachciało się na koniec, skosztować i raki.
Jeden z nich widząc, iż go czapla niesie w krzaki,
Postrzegł zdradę, o zemstę zaraz się pokusił.
Tak dobrze za kark ujął, iż czaplę udusił.
Padła nieżywa:
Tak zdrajcom bywa.
BN II, 12
Man and his health together life’s journey began;
No holding the young fellow as forward he ran!
Warned of early exhaustion, he ran with greater glee.
Health, seeing he was scornful of its safe company,
Walked behind him, more slowly. Reaching the half-way point,
Man, now feeling some strain in muscle and joint,
Asked his health to rejoin him, as he slowed down the race,
And for part of the journey they kept an even pace.
Then man began to falter, till wheezing like bellows,
“Your hand, please, I can’t go on,” he said to his fellow.
“You should have heard my warnings much earlier” health said;
The man still tried to argue — but his health had fled.
W jedną drogą szli razem i człowiek, i zdrowie.
Na początku biegł człowiek; towarzysz mu powie:
„Nie spiesz się, bo ustaniesz…”. Biegł jeszcze tym bardziej.
Widząc zdrowie, że jego towarzystwem gardzi,
Szło za nim, ale z wolna. Przyszli na pół drogi:
Aż człowiek, że z początku nadwerężył nogi,
Zelżył kroku na środku. Za jego rozkazem
Przybliżyło się zdrowie i odtąd szli razem.
Coraz człowiek ustawał, mając w pogotowiu,
Zbliżył się: „Iść nie mogę, prowadź mnie” — rzekł zdrowiu.
„Było mnie zrazu słuchać” — natenczas mu rzekło;
Chciał człowiek odpowiedzieć… lecz zdrowie uciekło.
BP II, 21
A magnifying mirror gave a small man much pleasure,
Making him look impressive, above his usual measure.
He felt he was a giant, looked menacing and grim,
Till a reducing mirror was placed in front of him.
He smashed the lying mirrors for their misleading tricks,
To know his real size, measured his height with sticks.
W zwierściadło, co powiększa, wspojźrzał człowiek mały:
Ucieszył się niezmiernie, że tak okazały.
Mniemał już być olbrzymem, gdy się więc nasrożył,
Ktoś zwierściadło, co zmniejsza, przed niego położył.
Stłukł obydwie i odtąd zwierściadłom nie wierzył.
Poznał prawdę na koniec, gdy się piędzią zmierzył.
BP, przydatek, 8
Loath to learn, lazy Andrew discarded his books,
Broke his glass into pieces, disliking his looks;
But, evil spoken of, it was beyond his reach
To rob himself of hearing, or others of speech.
Nie chcąc się Jędrzej uczyć, zmazał abecadło;
Widząc się szpetnym, potłukł w kawałki zwierściadło;
Słysząc się złym, chciał stłumić wieść przemysły swymi;
Nie mógł się zrobić głuchym, a drugich niemymi.
BP IV, 2
When the right time arrived for reaping, then sowing,
The pumpkin asked the oak how long it had been growing.
“A hundred years.” “And I, a hundred days, you see.”
“No reason,” the oak answered, “for laughing at me.
Your beauty’s true but brief, your fame too short to cherish,
As quickly as you grew, with equal speed you’ll perish.”
Kiedy czas przyzwoity do dojźrzenia nastał,
Pytała dynia dęba, jak też długo wzrastał?
„Sto lat”. „Jam w sto dni zeszła taką, jak mnie widzisz” —
Rzekła dynia. Dąb na to: „Próżno ze mnie szydzisz;
Pięknaś, prawda, na pozór, na pozór też słyniesz:
Jakeś prędko urosła, tak też prędko zginiesz”.
BP I, 23
A lofty oak stood proud for ages out of mind,
In its shadow there grew trees of a lesser kind.
And as it was so strong, wide-spreading and tall,
They could not match its size. This angered them all.
But in the end hard fate refused to spare the oak,
And hearing the woodcutters dealing stroke after stroke,
The lesser trees rejoiced. But the oak in its fall,
Hit the ungrateful trees and shattered them all.
Od wieków trwał na puszczy dąb jeden wyniosły.
W cieniu jego gałęzi małe drzewka rosły.
A że w swojej postaci był nader wspaniały,
Że go dorość nie mogły, wszystkie się gniewały.
Przyszedł czas i na dęba pełnić srogie losy.
Słysząc, że mu fatalne zadawano ciosy,
Cieszyły się niewdzięczne; wtem upadł dąb stary,
Połamał małe drzewka swoimi konary.
BP III, 10
Twice every day the dervish, a very learned man,
Went to Mahomet’s well to drink and fill his can.
His pupil came to think there was an easy way
To rise above the master: to drink three times a day.
But, just as he supposed he had achieved his aim,
He fell a prey to dropsy — he had himself to blame.
Pewien derwisz uczony rano i w południe
Co dzień pił świętą wodę z Mahometa studnie.
Postrzegł to uczeń, a chcąc większym być doktorem,
Czerpał z tej studni rano, w południe, wieczorem.
Cóż się stało? Gdy mniemał, że już mędrcem został —
I nic się nie nauczył, i puchliny dostał.
BP I, 24
Just as a bigot’s prayers were reaching their measure,
Her maidservant did something to cause her displeasure;
Then, rising and “forgive us as we forgive” still bleating,
Angrily, without mercy, she gave the girl a beating.
Some piety! Under its thrall
Forbid, Lord God, that we should fall!
Dewotce służebnica w czymsiś przewiniła
Właśnie natenczas, kiedy pacierze kończyła.
Obróciwszy się przeto z gniewem do dziewczyny,
Mówiąc właśnie te słowa: „I odpuść nam winy,
Jako my odpuszczamy” — biła bez litości.
Uchowaj, Panie Boże, takiej pobożności!
BP III, 6
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki