Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy pozwolisz sobie na to, by widzieć i czuć więcej?
Monika Bliska nie potrafi już dłużej udawać, że jest szczęśliwa. Gdy temperatura w jej małżeństwie spada poniżej zera, decyduje się ostatecznie zamknąć ten etap swojego życia. Zdrada męża nie jest jednak jedynym szokującym wydarzeniem, z jakim będzie musiała się zmierzyć. Monika odkrywa bowiem, że potrafi czytać ludziom w myślach i zajrzeć zarówno w przeszłość, jak i w przyszłość napotkanych przypadkiem osób. Czy będzie potrafiła mądrze wykorzystać ten niesamowity dar? Co się stanie, gdy pewnego dnia spotka swoją imienniczkę, z którą los już dawno połączył ją w wyjątkowo przewrotny sposób?
Po twarzy Moniki popłynęły łzy. Zamarła z ręką na klamce. Czuła się bezsilna, cierpiała, nie mogąc nic zrobić. Zapadła w odrętwienie. W tym momencie zdała sobie sprawę z kruchości ludzkiego życia, które jest niczym bańka mydlana. Piękne, mieniące się różnymi kolorami, lecz tak bardzo delikatne. Nigdy nie wiadomo, kiedy pęknie, a wtedy pozostają już tylko łzy rozpaczy i wspomnienia. Te właśnie powróciły do Moniki. Przypomniała sobie ich pierwszą długą rozmowę, podczas której poznała dramatyczne przeżycia dopiero co poznanej kobiety. Szok mieszał się ze zdziwieniem. Słuchając ich, zastanawiała się, dlaczego jej o tym opowiada. Teraz nagle przemknęła jej myśl, że może to było jej rozliczenie się z przeszłością? Nie –zaprzeczyła w duchu. – To nie może się stać. Jeszcze nie teraz. Błagam. Boże. Szybko odrzuciła niechcianą myśl.
Agnieszka Monika Polak
Pisarka, poetka, dziennikarka, skrzypaczka, prezes lubelskiego oddziału ZLP, magister pedagogiki Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. Mieszka, pracuje i tworzy w Lublinie, w którym jest zakochana. Wyraz temu daje w twórczości, gdzie Kozi Gród przedstawia jako pełne czaru, uroku i kolorów miasto. Taki Lublin można odnaleźć w jej dwóch ostatnich książkach, Ślad przeznaczenia oraz Dalekie podróże z Bliską. Zadebiutowała powieścią Mimo wszystko (2012). Jej utwory ukazały się w dziesięciu antologiach – polskich oraz polsko-białoruskiej Mosty – a wiersze były wielokrotnie drukowane w Poezji dzisiaj i tłumaczone na języki: angielski, francuski, białoruski, włoski, rosyjski. Opublikowała także zbiór opowiadań Oblicza miłości oraz tomik poezji Porcelanowy świat ciszy. W jej twórczość spotykamy się z prawdziwymi historiami, których scenariusz napisało samo życie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 240
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Z miłością mężowi i dzieciom
Ciekawe jest to, że człowiek nie zdaje sobie sprawy, jak z pozoru bardzo błahe wydarzenie może całkowicie odmienić jego życie. Nigdy nie wiemy, kiedy coś takiego może stać się naszym udziałem, ale warto mieć to na uwadze i starać się częściej słuchać wewnętrznego głosu i swojej intuicji.
Monika wyszła z pracy bardzo zmęczona. Marzyła tylko o tym, by jak najszybciej dotrzeć do domu, zrzucić z siebie eleganckie ubrania i wziąć prysznic. Chciała wskoczyć w dres, otulić się kocem i przy muzyce płynącej cicho chwycić jedną z książek, by podczas lektury zapomnieć o całym świecie.
Była już bliska realizacji tego marzenia, ale kiedy zakładała dresowe spodnie, usłyszała dźwięk komórki.
– Cholera! Nie można mieć nawet chwili spokoju czy co? – mruczała pod nosem, kiedy szła w kierunku uparcie dzwoniącego telefonu.
Spojrzała na ekran i uśmiechnęła się – to Kinga. Z nią mogła rozmawiać zawsze, bo jej głos działał na nią uspokajająco.
– Halo, halo, siostrzyczko! – przywitała się i uśmiechnęła do słuchawki.
– Halo, halooo! – Usłyszała w odpowiedzi. – Wydaje mi się, że masz dobry humor – zaczęła Kinga.
– Z tym akurat bym się nie zgodziła.
– Hmm, jestem przekonana, że się uśmiechałaś.
– To akurat prawda, do ciebie zawsze się uśmiecham.
– Jesteś już w domu?
– Uhm – wymamrotała Monika.
– To świetnie. Mam do ciebie prośbę i, co najgorsze, nie możesz mi odmówić.
– Przerażasz mnie. Mów po kolei, o co chodzi.
– Dzisiaj o osiemnastej w kinie Bajka będzie wyświetlany film, jeden z takich, jakie lubimy najbardziej. Dusza, anioły, nieprzypadkowe zdarzenia, metafizyka et cetera. Mam na niego dwie wejściówki. – Wygrałam dzisiaj w radiu i od razu pomyślałam, że koniecznie musisz ze mną iść! – zakończyła radośnie.
– A tytuł?
– Zaufaj mi, ubierz się i przyjeżdżaj pod kino. Ja będę kwadrans przed rozpoczęciem seansu.
Nastała chwila ciszy, podczas której mózg Moniki wykonywał tysiące operacji.
– Hej, jesteś tam, siostrzyczko? Co tak milczysz? – dopytywała Kinga.
– Zaskoczyłaś mnie. Mam mało czasu na podjęcie decyzji.
– Nie masz wyboru, moja droga, przecież mówiłam ci na początku.
– Fakt, ale…
– Proszę…
– No dobrze, już dobrze…
***
Na planie panowało całkowite rozluźnienie. Na dzisiaj przewidziano tylko spacer po Starym Mieście i scenę w restauracji Mandragora. Ze względu na to, że wnętrze lokalu urzekło reżyserkę, wspólnie z Moniką i scenarzystą postanowili przenieść akcję z zewnątrz do środka. Monika starała się przebywać na zdjęciach jak najczęściej. Miała dobry układ z szefem, który rozumiał jej pasję. W końcu ekranizacja własnej powieści nie zdarza się często. Pracowała zdalnie z domu, dzięki czemu zaległości nadrabiała wieczorami przed komputerem. Do firmy zaglądała tylko po to, by zrobić potrzebne wydruki czy wysłać listy.
Wielkie emocje i mało snu, ale coś za coś. Chciała być na planie i obserwować wszystko.
Schlebiało jej, że reżyserka bardzo liczyła się z jej zdaniem. Początkowo była tym trochę onieśmielona, ale w końcu przyzwyczaiła się do jej pytań i starała się odpowiadać bez skrępowania i zgodnie z tym, co czuje. Na planie panowała bardzo dobra, przyjazna atmosfera.
– Zaraz zaczynamy. Wszyscy na miejsca!
Monika słyszała z daleka głos kierownika produkcji. Zziajana dobiegała właśnie do Mandragory. Wokół kręcili się statyści. Część z nich siedziała już przy stolikach.
– Cześć wszystkim! – krzyknęła.
– Hej, hej – odezwała się Iza.
Monika podeszła do niej i cmoknęła ją w policzek. Iza była odtwórczynią niezwykle trudnej roli. Zagranie osoby niewidomej wymaga niebywałej sztuki i empatii, a aktorka podeszła do swojej pracy niezwykle rzetelnie. Wiele razy spotykała się z Teresą – pierwowzorem głównej postaci – i obserwowała ją w trakcie wykonywania podstawowych czynności, które osobom niewidomym sprawiają trudności. Teresa była wyjątkowa, aby to wiernie odtworzyć, trzeba było przyjrzeć się jej bardzo dokładnie. Bez tego kreacja nie byłaby wiarygodna. Obie panie dobrze się ze sobą czuły, ale Izie i tak nie było łatwo.
– A gdzie mój sobowtór? – zapytała zaniepokojona Monika.
– U charakteryzatora.
– Aha.
– O, nasza wyrocznia dotarła – powiedział z przekąsem Adam, filmowy Kuba.
Śmiał się często z zażyłości między Moniką a reżyserką. Nie bardzo rozumiał tę ralację, ale musiał się do niej przyzwyczaić. Kobiety miały do siebie pewną słabość wynikającą z sytuacji niezwiązanej z filmem.
– Masz szczęście, że lubię cię nie tylko z urzędu, ale i w realu. Bo inaczej…
– Nie strasz, nie strasz, koleżanko. Z urzędu? Co masz na myśli?
– Lubię Kubę, którego grasz. Więc „z urzędu” należy ci się ten zaszczyt.
– Jakoś nie załapałem.
– Bo młody jesteś – mówiąc to, podeszła do niego i poklepała go po ramieniu.
Odwrócił się do niej i zrobił nadąsaną minę.
– Hmm, młody, młody – żachnął się – a czy w tym jest coś złego?
– Absolutnie nic. Wręcz przeciwnie.
Monika zobaczyła nadchodzącą Jadwigę, która odgrywała jej postać. Na widok skupienia na twarzy aktorki pomachała jej tylko ręką. Tamta w odpowiedzi przesłała jej w powietrzu całusa.
Wszyscy byli już na miejscu.
– Zaczynamy – powiedziała reżyserka.
– Mandragora stolik – klaps!
Kiedy Monika usłyszała Grażynę, od razu wyszła do drugiego pomieszczenia, żeby nie przeszkadzać w pracy. W sali było okropnie gorąco, bo nie dość, że za oknem panował upał, to dodatkowo światła robiły swoje.
Nie czuła się dzisiaj za dobrze, zresztą od kilku dni było z nią coś nie tak. Odczuwała ciągłe zmęczenie, zaburzenia równowagi, widziała niewyraźnie i, co dla niej najdziwniejsze, plątał jej się język. Miała wrażenie, jakby coś wypiła i była na lekkim rauszu. Jedyne, co mogła sobie zarzucić w tej całej sytuacj, to właśnie picie zbyt małej ilości wody. Niestety, nie mogła wypracować tego nawyku. Te objawy przypominały jej stan, który kilka lat temu przypłaciła tygodniowym pobytem w szpitalu, ale nie zważała na to. Najważniejsza była obecność tu, gdzie spełniało się jej marzenie.
I nie tylko jej. Ewy również. To właśnie jej, bohaterce pierwszej powieści Moniki, dziesięć lat wcześniej wróżka powiedziała, że jej przyjaciółka napisze książkę, która zostanie zekranizowana. Kto tam dzisiaj wierzy wróżkom? Miło było pomarzyć, więc Monika nie przestawała, choć nie bardzo wierzyła, że kiedykolwiek się to spełni. Włożyła to marzenie na półkę razem z tymi, co to są zbyt piękne, żeby były prawdziwe. W końcu całkowicie przestała o tym myśleć.
Usiadła na krześle przy stoliku znajdującym się na pograniczu korytarza i drugiego pomieszczenia Mandragory. Podparła ręką brodę i przyglądała się akcji. Nie wszystko widziała, ale już sam pobyt tutaj był dla niej wielkim wydarzeniem.
W pewniej chwili poczuła uderzenie gorąca i kiedy wyciągnęła rękę, by napić się wody, poczuła, że traci przytomność.
To był ten dzień, na który Monika Pliska czekała z utęsknieniem. Pięć lata studiów przerwanych rokiem urlopu dziekańskiego w końcu zostaną zwieńczone dyplomem magistra ekonomii. Niestety, na uroczystość nie przybędzie nikt z bliskich. Jej mama, Zofia, mocno niedomagała, miesiąc temu przeszła zawał i z trudem dawała sobie radę w domu, a ojciec dawno od nich odszedł, nie wiedzieć, dokąd.
Zofia, w starym wytartym szlafroku, krzątała się po kuchni. Wstała wcześnie w obawie, by żadna z nich nie obudziła się zbyt późno. Wieczorem długo rozmawiały, a potem podekscytowane nie mogły zasnąć. Kiedy córka brała poranny prysznic, matka zaparzyła kawę i zrobiła śniadanie, które składało się z kromki chleba posmarowanej delmą i pomidora pochodzącego z własnej grządki. Wiodło im się bardzo skromnie. Zofia żyła tylko z renty, a studiująca dziennie Monika rzadko miała możliwość załapania się do jakiejś dorywczej pracy. Dobrze, że pani Pliska miała w ręku fach, który pozwalał jej na łatanie dziur w domowym budżecie. Była świetną kucharką i piekła świetne ciasta. Kiedy ojciec, po wielkiej awanturze, je opuścił, w domu naprawdę się nie przelewało. Mimo że Monika studiowała i należały się jej alimenty, zrezygnowały z matką z walki o nie. Miały dość tego człowieka, a na wspomnienie jego imienia robiło im się niedobrze.
Dziewczyna wpadła do kuchni, chwyciła kanapkę w dłoń i już jej nie było. Po drodze na uczelnię musiała zaliczyć przesiadkę, a czas uciekał.
Wysiadła z busa i ruszyła w stronę przystanku. Nawet nie wiedziała, kiedy przeszła te kilkaset metrów. Zamiast skupić się na tym, co ją czeka, jak zwykle bujała w obłokach. Tym razem był ku temu konkretny powód.
Cały czas przed oczami miała tego chłopaka. Zupełnie nie wiedziała, co ją tak bardzo w nim urzekło. Czy to jego wygląd zewnętrzny? To, że był przystojny, elegancki i pachnący? Te elementy są ważne, ale dla Moniki nigdy nie były najistotniejsze. Zawsze szukała w człowieku przyjaznego wnętrza, a powierzchowność stawiała na dalszym planie. Więc dlaczego akurat on…?
Siedziała na miejscu obok. Dzieliła ich tylko wąska przestrzeń pomiędzy rzędami siedzeń. Wyraźnie czuła zapach jego perfum, który działał na jej zmysły. On zupełnie nie był nią zainteresowany. Siedział obok, a jego uwagę całkowicie pochłaniał trzymany w dłoni smartfon, jednak dzięki temu Monika mogła obserwować go do woli. Oddawała się temu z wielką przyjemnością niemal przez całą drogę.
Pozwoliła, by wysiadł pierwszy i aby to osiągnąć udawała, że szuka czegoś w torebce. Bała się, że chłopak wyczyta z jej oczu zauroczenie, fascynację, a może i coś więcej.
Nieznajomy wyskoczył z busa i zostawił za sobą delikatną woń markowych perfum.
Właśnie dlatego Monika szła w stronę przystanku jak zahipnotyzowana. W głowie miała tylko jedną myśl, żeby jeszcze raz… choć raz.
Rozmarzona wsiadła do kolejnego autobusu, kątem oka sprawdziła tylko, czy wybrała właściwy numer. Czas przejazdu na uczelnię zwykle jej się dłużył. Jednak dzisiaj nawet nie wiedziała, kiedy dojechała do celu.
Matka Jurka kończyła właśnie przegląd porannej prasy, kiedy usłyszała znajome pukanie do drzwi. Wrócił wreszcie – pomyślała. – To dobrze. Tadeusz jeszcze śpi. Nie zauważy nawet, że nie nocował w domu.
Mimo że ich syn był już dorosłym mężczyzną starał się zawsze utrzymywać swoje nocne eskapady w tajemnicy przed ojcem, bo ten bardzo nie lubił, kiedy nie wracało się na noc. Nieraz dał mu to do zrozumienia. Tadeusz, zawodowy wojskowy, w domu trzymał żelazną dyscyplinę, na którą Jurek i jego matka znaleźli jednak swoje sposoby.
– Jestem – powiedział cicho, wchodząc do kuchni.
Podszedł i pocałował ją na dzień dobry. Wyciągnęła rękę, objęła go za szyję i przytrzymała chwilę przy sobie.
– Śpi?
– Tak.
– Gdzie byłeś?
– A tu i tam…
– Przestałbyś już tak głupio odpowiadać, co? Przyznaj się. Masz dziewczynę?
Od jakiegoś czasu próbowała się tego dowiedzieć, ale zawsze ją zbywał. Przecież to nic zdrożnego, był dorosły. Czego się tak zapierał, czemu nie odpowiadał, czego się wstydził? – krążyło jej po głowie.
Aby ukryć swoje zmieszanie, celowo strącił ręką na podłogę słomianą podstawkę pod naczynia.
– Nie wstydź się. Przecież w twoim wieku to normalne.
Anna ucieszyła się nawet z tych nocnych wypadów, bo jeszcze do niedawna myślała, że z synem jest coś nie tak. Nigdy nie przyprowadził do domu dziewczyny. Kiedy był młodszy, rozumiała to, ale teraz? Był po studiach, pracował i nadal nic? Te pytania zaczęły zbyt często chodzić jej po głowie, więc teraz odetchnęła z ulgą. Nareszcie – pomyślała.
– Jak ma na imię? – drążyła.
– Nie mam żadnej dziewczyny. Po prostu zasiedzieliśmy się z kumplami w klubie i tyle.
– Do rana? – zapytała zdziwiona.
– No nie… Było późno i…
– I co?
– Nie chciałem was budzić, więc poszedłem do kumpla na stancję przekimać do rana.
– Ach tak… – odparła zawiedziona. – A ja już myślałam, że…
– Że co?
– Że masz jakąś dziewczynę.
– Mam koleżanki. Na dziewczynę przyjdzie czas – skwitował i szybko odwrócił się w stronę okna.
Duża i przestronna kuchnia często zastępowała im salon. To tutaj przy owalnym stole spędzali wspólnie czas na długich rozmowach. Krzesła były wygodne i wybierali je zamiast miękkich foteli w salonie.
Matka siadywała tu przy porannej kawie oraz popołudniami, aby czytać bądź rozwiązywać sudoku i krzyżówki, które, jak mawiała, były gimnastyką dla umysłu. Jurek lubił się tu uczyć. Przy matce łatwiej się skupiał, nie rozpraszał niczym, bo wszystkie zdobycze techniki jak smartfon czy laptop zostawiał w swoim pokoju. Do komputera sięgał tylko w razie potrzeby znalezienia czegoś w Internecie.
Tak minęło mu pięć lat studiów. Nie był typem imprezowicza. Nie zapraszał też do domu znajomych. Czasem tylko wpadał do niego Grzesiek, najlepszy, a może i jedyny kumpel.
Jurek był dobrym studentem. Jeden z wykładowców podpowiedział mu, że może wykorzystać swoje zdolności i wiedzę już w trakcie nauki. Tak podbudowany i wzmocniony rozmową z profesorem złożył aplikację do jednego z banków. Ku swojemu zaskoczeniu został przyjęty, chociaż wcale mu na tym nie zależało.
Miał bardzo dobry kontakt z klientami. Uprzejmy, kompetentny i niesamowicie przystojny – te cechy sprawiły, że szybko awansował na kierownicze stanowisko.
– Jurek! – zawołała Anna, podlewając swoje storczyki na kuchennym oknie.
– Tak?
– Czy ty, synku, masz dzisiaj wolne? Jakoś nie widzę, żebyś szykował się do pracy.
– Oj, mamo, czy ty czasem nie przesadzasz?
– Akurat nie. Właśnie podlewam, jeżeli to miałeś na myśli. – Zaśmiała się ze swojej riposty.
– Jestem przecież dorosły. Wiem, co robię. Czy ty myślisz, że zapomniałbym pójść do pracy? Mam wolne, odbieram nadgodziny – starał się ją uspokoić.
– No dobrze. Będziesz coś jadł?
– Nie, dzięki. Położę się. Niewyspany jestem. Skoczę tylko jeszcze pod prysznic.
Po dzisiejszej nocy miał co z siebie zmywać. Na wspomnienie nocnych igraszek poczuł w brzuchu motyle. Bawili się sobą do późna, aż w końcu, mokrych od potu i zmęczonych, objęły ramiona Morfeusza.
Pani Kubacka, emerytowana nauczycielka języka polskiego, miała na jutro zaplanowaną wizytę w bibliotece. Nie musiała nawet nastawiać budzika. Obudziła się jak zwykle o szóstej piętnaście. Jej naturalny zegar biologiczny za nic nie chciał przyjąć do wiadomości, że ona nie musi już wstawać tak wcześnie do pracy. Zanim opuściła łóżko, wykonała w nim codzienną rutynową mini gimnastykę.
Pomachała nogami, pokręciła w powietrzu rowerek, podnosiła i opuszczała biodra, aby wzmocnić mięśnie brzucha. Po tej krótkiej porcji ćwiczeń sięgnęła do szafki nocnej po poranną porcję leków. Przyjęła te, które należy brać na czczo. Starała się tego przestrzegać, dlatego dla wygody trzymała je przy łóżku.
Słońce zaglądało już do jej pokoju przez delikatne firanki. Zasłony były tylko ozdobą. Nie korzystała z nich. Nie lubiła ciemności, zwłaszcza po śmierci Pawła. Kiedyś wiodła niezwykle zapracowane i intensywne życie. Imała się wielu zajęć. Była nauczycielką, udzielała korepetycji, prowadziła kółko teatralne i pracowała w fundacji jako wolontariuszka, gdzie prowadziła terapię zajęciową dla osób z niepełnosprawnościami.
Czy musiała aż tak dużo pracować? Sama się często nad tym zastanawiała. Raczej nie. Pensja w szkole wystarczyłaby na spokojne życie. Nie mogła jednak usiedzieć sama w domu. Coś pchało ją do działania. Aktywność oraz konieczność bycia w ciągłej gotowości zagłuszały w niej tęsknotę.
Kiedy po raz pierwszy spotkała Zbyszka, nie przypuszczała, że on aż tak bardzo wpłynie na jej życie. Jechała do biblioteki trolejbusem. Obok kasyna zobaczyła kogoś, kto przypomniał jej siebie z tamtych lat. Młodą zgrabną dziewczynę po studiach. Wróciła wspomnieniami do sytuacji, która przewróciła wówczas jej świat do góry nogami.
A wszystko stało się za sprawą jej starszej siostry, która pracowała w kadrach garnizonu. Któregoś dnia poprosiła ją, by poszła wraz z nią i jej mężem na bal, chyba karnawałowy, dokładnie już nie pamiętała, ale to przecież nie miało znaczenia i nie to było w tym wszystkim najważniejsze.
– Władka, dziecko, idź proszę z nimi. Potańczysz sobie, pobawisz się, może poznasz kogoś interesującego – zachęcała ją matka.
– Phi, nie pilno mi do amorów, mamo.
– Mówisz jak żaba, co się błota zarzekała.
– Jaśka idzie z mężem, a ja mam być przy nich tym piątym kołem u wozu?
Matka nie odpowiedziała na jej pytanie, tylko tajemniczo się uśmiechnęła. Władka spoglądała badawczo to na matkę, to na siostrę.
– Uknułyście coś za moimi plecami? Tak?
– Ależ skąd! Zaraz tam, uknułyśmy.
– Coś ci pokażę. Chodź do sypialni.
Otworzyła szafę i zaczęła dość głęboko w niej czegoś szukać. W tym czasie Władka znudzona tematem oglądała swoje dłonie. Miała gładką, jasną skórę i długie zgrabne paznokcie o migdałowatym kształcie. Zauważyła, że jeden z nich był nieco ukruszony. Będę musiała go zaraz przypiłować – pomyślała.
To, co robiła matka, zupełnie jej nie obchodziło.
– No wreszcie. Mam – powiedziała z ulgą. – Schowałam tak głęboko, że sam diabeł by jej nie znalazł.
– No tak, gdzie diabeł nie może, tam babę pośle – burknęła pod nosem Władka.
– Coś ty taka zniechęcona? Hę? – zapytała mama, rozkładając przed córką świetnie skrojoną sukienkę w kolorze butelkowej zieleni. – Spójrz, no, na to – powiedziała, a w jej głosie słychać było dumę.
– A więc to tak? Spiskujecie za moimi plecami.
– Nie to, że spiskujemy, ale dbamy o ciebie, troszczymy się – przyznała mama, po czym posłała jej przy tym jeden z tych swoich szelmowskich uśmiechów.
Władka w końcu oderwała wzrok od swoich dłoni i spojrzała na sukienkę. Od razu zmieniła zdanie.
– Mamo – szepnęła zachwycona – ona jest piękna… musiała kosztować majątek. Poddaję się. Wygrałyście.
***
W czytelni panowała niczym niezmącona cisza. Zapach książek uderzał w nozdrza. Potęgował go jeszcze bardziej upał, który mocno wysuszał powietrze.
Bibliotekarka siedziała za biurkiem i pochylona nad nim wpisywała coś do komputera.
– Dzień dobry – powiedziała Władysława, gdy weszła do środka.
– Dzień dobry! Zapraszam. Jak książki? Podobały się?
– Nie wszystkie. Niektóre mnie nudziły, inne irytowały. Coś ostatnio nie mogę trafić na nic, co by mnie urzekło. Za dużo spotyka się teraz w nich wodolejstwa, przemocy i wulgarnego seksu.
– To prawda. Taka moda.
– Za stara jestem, żeby czytać te śliskie ociekające spermą książki o mało skomplikowanej fabule albo zakręcone historie jakiegoś zabójstwa. Tyle tej przemocy, złości i zawiści mamy na co dzień w mediach, że nie daję rady już o tym czytać.
Bibliotekarka poczerwieniała, gdy słuchała słów pani Władysławy, jakby wstydziła się za to, co piszą inni. Po krótkim monologu kobieta weszła między regały i zaczęła swoje łowy. Miała nadzieję, że tym razem trafi na coś ambitniejszego i bardziej przyzwoitego. Wynalazła jakieś dwie książki. Tym razem dała szansę autorom zagranicznym. Jej uwagę przykuł jeden tytuł: Kłamstwa. Zaciekawiona zerknęła na blurb.
– Mimo że mam dość kłamstw w mediach i telewizji, chętnie popatrzę na ten problem z perspektywy czytelnika wprowadzanego w życie człowieka osaczonego, jak piszą, przez wszechobecne kłamstwo płynące z najbardziej wiarygodnych ust, którym nie sposób nie wierzyć. Interesujące. Dam szansę tej książce – zdecydowała.
– Oto moja lektura na najbliższe dni – powiedziała, podając bibliotekarce wybrane pozycje, gdy tamta odłożyła na bok czytaną książkę.
– A pani co czyta? – zainteresowała się Władysława.
– To nasza nowość. Wczoraj dostałyśmy kilka egzemplarzy od naszej czytelniczki, która jest lubelską pisarką. Była u nas niedawno na spotkaniu autorskim.
– Ooo, szkoda, że nie wiedziałam. Chętnie bym na nie przyszła. A jak ma na nazwisko?
– Monika Bliska.
– Hmm, nie znam. A o czym pisze? Ma jeszcze coś w swoim dorobku?
– Tak. Mamy wszystkie tytuły tej autorki, w sumie sześć pozycji. Powiem tak, jej książki są zupełnie inne, nietypowe. Mają swój specyficzny styl i nie każdemu przypadną do gustu. Ja bardzo je lubię. Autorkę zaś cenię za wrażliwość, szczerość i wielką empatię.
– Zaintrygowała mnie pani. Chętnie przeczytałabym choć jedną jej książkę.
– Może tę – zaproponowała bibliotekarka, podając Władzi jeden z egzemplarzy.
– Skoro los mi ją podsyła, to pewnie. Niech będzie ta.
Władysława okiem wytrawnego czytelnika zaczęła przerzucać kartki. Chwilami zatrzymywała się na dłużej. Przeczytała opis na okładce i z zadowoleniem schowała ją do torby. Chyba mam wreszcie to, czego szukałam – pomyślała.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Polecamy również:
Kiedy poznasz historię Ewy, najprawdopodobniej inaczej zaczniesz patrzeć na siebie i świat, który Cię otacza. Poznasz prawdziwą historię niepełnosprawnej kobiety, która zawsze sama boryka się ze swymi problemami, mimo że wokół niej przewija się wielu ludzi. Problemów ma bez liku, lecz żadne nie są w stanie jej załamać. Stanowi przykład dla wszystkich, zarówno chorych, jak i zdrowych, że w każdej sytuacji można nauczyć się czerpać z życia radość.
Bańka mydlana
ISBN: 978-83-8219-683-2
© Agnieszka Monika Polak i Wydawnictwo Novae Res 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt
jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu
wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Redakcja: Kamila Recław
Korekta: Emil Melerski
Okładka: Izabela Surdykowska-Jurek
Foto na okładce: Beata Polak-Chmielewska
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Zaczytani sp. z o.o. sp. k.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek