Beczka Amontillada - Edgar Allan Poe - darmowy ebook

Beczka Amontillada ebook

Edgar Allan Poe

3,8

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 11

Rok wydania: 1

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (29 ocen)
9
7
10
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
PrzemoD

Dobrze spędzony czas

Opowiadanie warte poznania. Polecam.
10
viollaesz

Całkiem niezła

nie przemówiła do mnie ta historia
00
lisicamax

Nie oderwiesz się od lektury

super
00
Master89wt

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjne opowiadanie poruszające temat zemsty i pogrzebania żywcem. Polecam szczególnie fanom literatury kryminalnej, do której rozwoju przyczynił się właśnie Edgar Allan Poe.
00
Aguleczek5

Z braku laku…

Nic specjalnego i nic wyróżniającego się na tle innych historii. Nie jestem fanką opowiadań i na razie autor nie zrobił nic by zmienić moje zdanie.
01

Popularność




Ed­gar Al­lan Poe

Becz­ka Amon­til­la­da

Becz­ka Amon­til­la­da

Ty­sią­ce krzywd za­da­nych mi przez For­tu­na­ta znio­słem cier­pli­wej, niź­li to by­ło w mej mo­cy, lecz gdy do­szło do znie­wa­gi, po­przy­sią­głem so­bie ze­mstę. Wy wszak­że, któ­rzy do­brze zna­cie mój cha­rak­ter, nie po­my­śli­cie chy­ba, że się zdra­dzi­łem choć­by jed­ną po­gróż­ką. Prę­dzej, póź­niej po­msta na­dejść mu­sia­ła – by­ło to po­sta­no­wie­nie, któ­re za­pa­dło osta­tecz­nie. Sa­ma jed­nak do­sko­na­łość po­wzię­te­go po­my­słu wy­klu­cza­ła wszel­ką myśl o na­ra­że­niu go na nie­bez­pie­czeń­stwo. Wi­nie­nem był nie tyl­ko uka­rać, lecz uka­rać bez­kar­nie. Nie wy­tę­pi obe­lgi ta ka­ra, któ­ra tę­pi­cie­la do­się­ga. Nie wy­tę­pi i wów­czas, gdy po­mstu­ją­cy[1] za­nie­dba od­sło­nię­cia swej oso­by przed tym, kto go ze­lżył.

Niech­że bę­dzie wia­do­mo, że ani sło­wem, ani czy­nem nie przy­spo­rzy­łem For­tu­na­to­wi naj­mniej­sze­go po­wo­du do po­wąt­pie­wa­nia o mo­jej życz­li­wo­ści. I na­dal, jak daw­niej, uśmie­cha­łem się doń – twarz w twarz – on zaś nie do­my­ślał się, że uśmiech mój obec­ny jest je­no wy­ni­kiem za­du­my o je­go zni­ce­stwie­niu.

Miał on jed­ną sła­bą stro­nę – ów For­tu­na­to, któ­ry jed­nak pod każ­dym in­nym wzglę­dem bu­dził sza­cu­nek, a na­wet po­strach. Ota­czał sie­bie sła­wą znaw­cy win. Wśród Wło­chów rzad­ko któ­ry po­sia­da rze­tel­ny pęd do znaw­stwa. Ich en­tu­zjazm jest naj­czę­ściej za­po­ży­czo­ny, przy­sto­so­wa­ny do cza­su i do po­trze­by; jest on – czyn­no­ścią szar­la­tań­ską, gwo­li[2] łu­dze­nia an­giel­skich i au­striac­kich mi­lio­ne­rów.

W dzie­dzi­nie ma­lar­stwa i wy­czu­cia ka­mie­ni dro­go­cen­nych był For­tu­na­to, jak przy­sta­ło je­go współ­ziom­kom – szar­la­ta­nem, lecz w spra­wach oce­ny sta­rych win po­sia­dał rze­tel­ność. I ja pod tym wzglę­dem nie od­bie­ga­łem odeń za­sad­ni­czo. Sam oso­bi­ście wiel­ce by­łem świa­dom ro­dzi­mych win wło­skich i ko­rzy­sta­łem z każ­dej spo­sob­no­ści, aby na­by­wać ich pod do­stat­kiem. Pew­ne­go wie­czo­ru, o zmierz­chu, w naj­go­ręt­szej chwi­li kar­na­wa­ło­wych opę­tań, spo­tka­łem me­go dru­ha. Po­wi­tał mnie z nie­zmier­ną ser­decz­no­ścią, gdyż pod­pił so­bie ob­fi­cie. Był mój ga­ga­tek w prze­bra­niu. Wdział na sie­bie sza­tę ob­ci­słą, któ­rej jed­na po­ło­wa róż­ni­ła się od dru­giej, a gło­wę na­krył stoż­ko­wa­tym koł­pa­kiem z brzę­ka­dła­mi. Ta­ką ra­do­ścią prze­jął mnie je­go wi­dok, że po­my­śla­łem, iż nie za­nie­cham uści­snąć mu dło­ni.

Rze­kłem doń:

– Bra­cie For­tu­na­to, do­brze, że cię spo­ty­kam. Jak­że wspa­nia­le dziś wy­glą­dasz! – Ale wła­śnie otrzy­ma­łem becz­kę Amon­til­la­da, a w każ­dym ra­zie – wi­na, któ­re­go mi pod tą na­zwą do­star­czo­no, i je­stem pe­łen wąt­pli­wo­ści.

– Jak to? – za­wo­łał – Amon­til­la­da? Becz­kę? Nie wie­rzę! I na do­miar w środ­ku kar­na­wa­łu!