Serce oskarżycielem - Edgar Allan Poe - darmowy ebook

Serce oskarżycielem ebook

Edgar Allan Poe

4,1

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 11

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (45 ocen)
18
15
10
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
lisicamax

Nie oderwiesz się od lektury

super
00
Aguleczek5

Całkiem niezła

Krótkie i niestety szybko ucieka z głowy. Wolałabym autora w dłuższej formie. Choć trzeba przyznać, że klimat historii jest niepowtarzalny.
00
migmi

Całkiem niezła

przyjemne ale krotkie. czy to moj poczatek powrotu do literatury?
00
PrzemoD

Nie oderwiesz się od lektury

Klasyka grozy. Warto przeczytać.
00

Popularność




Ed­gar Al­lan Poe

Ser­ce – oskar­ży­cie­lem

tłum. Bolesław Leśmian

Ser­ce – oskar­ży­cie­lem

Bez wąt­pie­nia – je­stem zbyt ner­wo­wy, strasz­nie ner­wo­wy, za­wszem był ta­ki… Na ja­kiej wszak­że za­sa­dzie chce­cie ko­niecz­nie upa­trzyć we mnie sza­leń­ca? Cho­ro­ba za­ostrzy­ła mo­je zmy­sły – nie zni­ce­stwi­ła ich – nie przy­tłu­mi­ła. Po­nad in­ny­mi zmy­sła­mi – słuch mój gó­ro­wał nie­zwy­kłą czuj­no­ścią. Sły­sza­łem wszyst­ko, co­kol­wiek dzia­ło się w nie­bio­sach i na zie­mi. Sły­sza­łem wie­leć z te­go, co się dzia­ło w pie­kle. Skąd­że mi do sza­leń­stwa? Chwi­la uwa­gi! Bacz­cie je­no, z ja­kim nad­mia­rem zdro­wia i po­go­dy du­cha mo­gę wam opo­wie­dzieć wszyst­ko, co się sta­ło.

Okre­śle­nie te­go, ja­kim spo­so­bem wia­do­ma myśl po­wsta­ła pier­wot­nie w mym mó­zgu, wy­my­ka się wszel­kim moż­li­wo­ściom. Wszak­że od chwi­li po­wsta­nia myśl ta prze­by­wa­ła we mnie dniem i no­cą. Przed­miot? Myśl by­ła bez przed­mio­tu. By­ła po­zby­ta[1] wszel­kiej na­mięt­no­ści.

Lu­bi­łem po­czci­we­go sta­ru­cha. Ni­g­dy mi nic złe­go nie uczy­nił. Ni­g­dy mnie nie ura­ził. Nie po­żą­da­łem zgo­ła je­go zło­ta. Przy­pusz­cze­nia mo­je do­ty­czą ra­czej je­go oka… Tak, to by­ło to! Miał jed­no oko po­dob­ne do sę­pie­go – oko pło­wo­nie­bie­skie, biel­mem przy­sło­nię­te. Ile­kroć to oko zwra­ca­ło się ku mnie, ty­le­kroć krew we mnie sty­gła, i oto – z wol­na – stop­nio­wo – uknu­ła mi się w gło­wie za­chcian­ka ode­bra­nia star­co­wi ży­cia, aby w ten spo­sób raz na za­wsze uwol­nić się od je­go oka.

Otóż wła­śnie, tu tkwi sęk! Są­dzi­cie mnie sza­lo­nym[2]. Sza­le­ni nie wie­dzą nic a nic. Gdy­by­ście mo­gli jed­nak pod­pa­trzeć, jak spraw­nie dzia­ła­łem! – Jak ostroż­nie, jak za­po­bie­gli­wie, jak prze­bie­gle za­krząt­ną­łem się do­ko­ła mej ro­bo­ty! Ni­g­dy nie by­łem dla sta­ru­cha tak uprzej­my, jak w cią­gu ca­łe­go ty­go­dnia, któ­ry po­prze­dzał speł­nie­nie mor­der­stwa. I co noc – oko­ło pół­no­cy – po­krę­ca­łem za­su­wę je­go drzwi – i otwie­ra­łem je – o, jak­że bez­sz­mer­nie[3]! I w chwi­li, gdym uchy­lał drzwi na ob­ję­tość mej gło­wy, wsu­wa­łem śle­pą la­tar­nię, za­mknię­tą szczel­nie, szczel­nie za­mknię­tą, wzbra­nia­ją­cą przy­pu­stu[4]