Biuro śledcze Trop Sekret. Inka i Filip i znikające bestsellery - Joanna Jagiełło - ebook + audiobook + książka

Biuro śledcze Trop Sekret. Inka i Filip i znikające bestsellery ebook i audiobook

Joanna Jagiełło

4,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Drugi tom serii detektywistycznej Joanny Jagiełło – uznanej autorki książek dla dzieci i młodzieży. Ci sami nietuzinkowi bohaterowie, pięć kolejnych intrygujących śledztw, nowi podejrzani. I nowe zadania dla młodych detektywów!

Gdzie się podziała walizka pasażerki pociągu?

Czy modelka uciekła w sukni słynnego projektanta?

Kto dewastuje mikołaje w całym miasteczku?

Skąd się wzięły bałwany w stroju trenera szkółki narciarskiej?

Dlaczego z biblioteki znikają książki najpopularniejszych autorów?

Inka i Filip na dobre wciągnęli się w pracę Biuro Detektywistycznego Trop Sekret. I całe szczęście, bo wokół znów dzieją się rzeczy, które burzą spokój mieszkańców Milutek (i nie tylko!). Trzeba wyśledzić, kto albo co za tym wszystkim stoi. A nikt nie zrobi tego lepiej niż para młodych detektywów, którzy na dodatek świetnie się przy tym bawią!

Sprawdź swoje detektywistyczne umiejętności ‒ razem z Inką i Filipem rozwiązuj najbardziej zawikłane zagadki!

Joanna Jagiełło

Joanna Jagiełło (ur. 1974) ‒ autorka powieści dla dzieci, młodzieży i dorosłych, a także wierszy i opowiadań. Znana, lubiana i wielokrotnie nagradzana. Jej debiutancka powieść dla młodzieży Kawa z kardamonem została nominowana do nagrody polskiej sekcji IBBY Książka Roku 2011 i nagrody Donga oraz wpisana na Listę Skarbów Muzeum Książki Dziecięcej. Za Jak ziarnka piasku otrzymała nagrodę polskiej sekcji IBBY Książka Roku 2018, ponadto powieść została wpisana na listę White Ravens (Białe Kruki) 2018. Jest trzykrotną laureatką Konkursu Literackiego im. Astrid Lindgren za Zielone martensyUrodziny i Tam, gdzie zawracają bociany. Wiele jej książek zostało przetłumaczonych na język ukraiński. Jej największą pasją jest pisanie, ale w wolnym czasie również tłumaczy z języka angielskiego, maluje, gra na gitarze, komponuje i podróżuje. Mieszka w Warszawie.

Tomek Kozłowski

Tomek Kozłowski (ur. 1969) – wszechstronny grafik i ilustrator, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Ilustruje i projektuje głównie książki dla dzieci. Współpracuje z wieloma wydawnictwami. Zajmuje się też ilustracją prasową. Pasjonują go ogrody.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 197

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 8 min

Lektor: Czyta: Wojtek Chorąży
Oceny
4,9 (90 ocen)
81
7
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Agat_mar

Nie oderwiesz się od lektury

wspaniała ksiąszka detektywistyczna, polecam!!!
margorym

Nie oderwiesz się od lektury

Mega fajna książka polecam
00
AgAOoO

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
krzysiokolqnski

Nie oderwiesz się od lektury

forum cykl co do do bo go on ci ud że tym

Popularność




Prolog

Inka i Filip zbiegają po schodach. Za nimi pędzi Chmura, charcica Filipa. Łapy ślizgają jej się po obłych krawędziach, gdy próbuje nadążyć za dziećmi. Każde z nich trzyma w rękach skrzynkę po napojach. Nie zważając na to, że jest sobotni poranek, cała trójka robi nieopisany harmider na klatce schodowej.

– Pospiesz się! – krzyczy Filip do przyjaciółki. Jest potargany, zupełnie jakby jego kręcone włosy żyły w nocy włas­nym życiem. Trochę krzywo założył okulary, które prawie spadają mu z nosa.

Inka zawadza stopą o wycieraczkę i jedzie na niej po śliskiej posadzce. Wygląda jak wrona łyżwiarka, bo tradycyjnie jest ubrana cała na czarno. Ledwo udaje jej się wyhamować. Filip parska śmiechem. Hałasy alarmują panią Mercedes, która uchyla drzwi swojego mieszkania na pierwszym piętrze. Ma na sobie koszulę nocną z czerwonym sercem i napisem „Love”. Zza sąsiadki wyłania się zaspany pan Mateusz.

– Co wy najlepszego wyprawiacie? – marszczy brwi pani Mercedes.

– Dzień dobry, pani Merciu! – Inka szczerzy zęby w uśmiechu. – Urządzamy biuro!

– W sobotę o dziewiątej rano? – pyta zdziwiona sąsiadka, jakby ta pora była absolutnie nie do zaakceptowania.

– Teraz albo nigdy! Tatowie poszli do Kaloryferka – wypala Filip. – To jedyna okazja, bo nie będzie ich godzinę albo dłużej.

Kaloryferek to siłownia na Nowym Osiedlu, do której najpierw chodził pan Zenon, tata Inki, a potem dołączył do niego pan Alfred, tata Filipa. Obaj panowie kilka miesięcy temu założyli w Milutkach biuro detektywistyczne.

– Musimy zorganizować sobie w biurze miejsce do pracy – wyjaśnia Inka.

Pani Mercedes znów marszczy brwi.

– Czy ja się przesłyszałam, czy tatowie nie zgodzili się, żebyście siedzieli w ich biurze?

Po tym, jak dzieci pomogły tatom rozwiązać kilka śledztw, a gwoli ścisłości, większość rozwiązały same z niewielką pomocą pani Mercedes, tatowie zainstalowali nowy szyld nad oknem biura w kamienicy przy Rynku 5 w Milutkach. Odtąd napis głosił:

Dzieci uzyskały wtedy oficjalny status detektywów. Z dumą patrzyły na nowiutki szyld, wyobrażając sobie, że tatowie przeznaczą część biura dla nich i dla pani Mercedes. Tak… Tatowie kurtuazyjnie zaproponowali pani Mercedes, że może do nich wpadać, kiedy tylko ma ochotę, na co ona odparła, że najlepiej myśli jej się w domu, w otoczeniu swoich kotów i powieści kryminalnych ulubionej pisarki, Wirginii Krew. Co się zaś tyczy dzieci, tatowie napomknęli, że Inka i Filip mogą nadal z powodzeniem rozwiązywać śledztwa w swojej kryjówce na strychu. Stwierdzili, że w biurze nie ma wystarczająco dużo miejsca…

– Tak powiedzieli. – Inka kiwa głową. – A my chcemy im udowodnić, że się mylą. Tam jest baaardzo dużo miejsca!

Na twarzy sąsiadki pojawia się najpierw niewielki, kpiący uśmieszek, a potem szeroki uśmiech od ucha do ucha. Podobną minę robią jej koty na widok opakowania ulubionej karmy.

– No, no, jestem bardzo ciekawa. Opowiedzcie mi potem, jak poszło! – mówi, ziewając. – A teraz wracam do łóżka!

Dzieci schodzą już trochę spokojniej na parter i otwierają drzwi. Nawiasem mówiąc, tatowie wcale nie wiedzą, że Inka i Filip mają klucz do biura. Ostatnio pan Alfred zgubił swój. Pan Zenon poprosił Inkę, żeby dorobiła dla niego klucz. A ona dorobiła dwa, nie pytając o pozwolenie. Uznała, że czasem lepiej nie pytać o niektóre rzeczy, jeśli nie chcemy, żeby ktoś nam ich zabronił.

Filipa nagle dopadają wyrzuty sumienia.

– Myślę, że tatowie będą wściekli.

– A ja myślę, że lepiej postawić ich przed faktem dokonanym. – Inka potrząsa głową.

– Będą źli, że dorobiłaś klucz.

– Powinni być nam wdzięczni! Co by było, gdyby wyciskali sztangi, a w tym czasie na przykład wybuchłby tu pożar? Albo pękła rura? – argumentuje Inka, po czym stawia przy ścianie jedną ze skrzynek.

Kiedy zaczyna przesuwać stolik stojący przy kanapie, Filip wpada w panikę.

– Co robisz?!

– Myślę, że tak będzie dobrze. Nie możemy siedzieć zbyt blisko nich. Twój ojciec ciągle szuka krawatów w internecie, a my nie możemy się dekoncentrować – zarządza Inka.

– Szukanie krawatów przynajmniej jest bezgłośne! Twój ogląda mecze na YouTubie – oburza się Filip, po czym oboje parskają śmiechem.

Ach, ci tatowie! Zbyt dużo czasu spędzają nie na tym, na czym powinni. Pan Zenon uwielbia sport. Jeśli nie biega i nie trenuje w Kaloryferku, najchętniej oglądałby mecze piłki nożnej. Pan Alfred z kolei gustuje w eleganckich ubraniach i znany jest ze swojej imponującej kolekcji krawatów.

Dzieci trochę podśmiewają się z tatów, ale wiedzą, że nie zajmują się oni tylko głupotami. W końcu biuro prosperuje już od kilku miesięcy. Tatom wystarcza na czynsz oraz utrzymanie lokalu i wypłacają sobie całkiem niemałe pensje! Rodziny Inki i Filipa wynajmują w kamienicy pod adresem Rynek 5 w Milutkach także dwa mieszkania. Wszyscy zdążyli już bardzo polubić starą chabrową kamienicę z balkonami wspartymi na marmurowych lwich łapach. Inka z rodziną, czyli tatą, mamą i fretką Apką, mieszka na trzecim piętrze, a Filip z tatą, babcią Krystyną i Chmurą – na drugim.

Wynajem był okazyjny, a ceny znacznie niższe niż w Warszawie. Założenie biura było wielkim marzeniem pana Zenona, który wcześniej pracował jako policjant drogówki, i pana Alfreda, który uczył w szkole filozofii. Tatowie chodzili kiedyś razem do szkoły i zupełnie przypadkiem spotkali się po latach. Postanowili zaryzykować i ryzyko się opłaciło! Jednak większość spraw, które prowadzą, wydaje się dzieciom potwornie nudna. Jak można ekscytować się ustaleniami majątkowymi albo analizą wiarygodności firm? Co innego śledztwa, w których dzieci brały udział!

Rozwiązały sprawę znikającej łodzi, obrazów ukradzionych na plenerze malarskim, struny, którą w tajemniczych okolicznościach wyrwano z gitary tuż przed koncertem, porwanego kota i nękanej nauczycielki przyrody. A wszystko dzięki inteligencji i spostrzegawczości! Tatowie musieli w końcu przyznać im status pomocników.

Dlaczego teraz kręcą nosem na współdzielenie biura? Dlaczego uważają, że dzieci nadal mają siedzieć na strychu, w towarzystwie suszącego się prania i starego krawieckiego manekina? Niedoczekanie!

Inka i Filip już ustawili pod oknem stolik, a obok niego skrzynki. Biegną po resztę rzeczy. Inka przynosi Apkę i jej klatkę. Apka, oficjalnie Apolejka, to bardzo inteligentna fretka. Wielokrotnie pomogła im w śledztwach, więc i ona musi tu mieć swoje miejsce. Co prawda zwykle nie siedzi w klatce, tylko chodzi luzem, ale ma tu swój hamaczek, w którym czasem odpoczywa, poidełko oraz miseczkę.

– Patrz! Wyrobiliśmy się w kwadrans – cieszy się Filip.

– Założę się, że tatowie dopiero zaczynają trening! – odpowiada Inka.

Po obwąchaniu całego pomieszczenia Apka podbiega do okna i wdrapuje się po zasłonie na parapet.

– Fajnie, że zainstalowaliśmy się przy oknie. Będzie widać, kto idzie do biura – zauważa Filip, ale Inka ignoruje ten komentarz, bo właśnie zajmuje się układaniem notatników i ołówków na stoliku. Wyjęte z nowego opakowania ołówki staczają się na dywan, więc dzieci nurkują pod blat, żeby je wyciągnąć. Nie słyszą ani ostrzegawczego syknięcia Apki, ani skrzypnięcia otwieranych drzwi.

– Naprawdę nie wiem, jak mogłeś nie wziąć butów treningowych – słyszą nagle głos pana Alfreda i zastygają w bezruchu.

– I co z tego? Ty też raz nie wziąłeś T-shirtu i musiałeś ćwiczyć w swetrze! – oburza się pan Zenon. – Byłem przekonany, że są w torbie. Zawsze je tam wkładam.

– Ćśśś… nie oddychaj – szepcze Filip do Inki, a dziewczynka ledwo powstrzymuje śmiech. – Zaraz sobie pójdą.

Tatowie, przekomarzając się, robią piekielny rwetes. Pan Zenon właśnie wyrzucił z szafki mnóstwo rzeczy w poszukiwaniu butów.

Nagle dzieci ze zgrozą zdają sobie sprawę, że tatowie idą w ich stronę. Inka widzi chude łydki pana Alfreda i grubsze swojego taty. Nagle słyszą jakiś szelest. O nie! To na pewno Apka. W tej samej chwili powietrze przeszywa wrzask pana Alfreda.

– Zenek, szczur!!! Widziałeś?

– Szczur w naszym biurze? A skąd miałby się tu wziąć? – dziwi się pan Zenon. – Chyba ci się przywidziało!

– Nic mi się nie przywidziało! – denerwuje się pan Alfred. – Zniknął tam, za szafką. Na pewno przylazł tu z piwnicy. Pani Mercedes mówiła przecież, że tam są szczury!

– Powinna wpuścić tam swoje koty. Trzeba będzie wysypać trutkę – postanawia pan Zenon. – Może od razu pójdziemy kupić, skoro i tak nie mam butów?

Inka głęboko wzdycha i wychodzi spod stolika. Nie ma pojęcia, jak tatowie mogli nie zauważyć, że został przesunięty i że stoją obok niego dwie plastikowe skrzynki. I jak mogli pomylić Apkę ze szczurem. Filip gramoli się za nią. Tatowie są już przy drzwiach.

– Halo! – woła Inka, a tatowie znów zaczynają wrzeszczeć. Jak tak dalej pójdzie, zaraz przyjedzie tu policja!

– Co wy tu robicie? – pyta podniesionym głosem pan Zenon.

– Urządzamy naszą część biura – spokojnie wyjaśnia dziewczynka. – I nie ma tu żadnego szczura. To tylko Apka, nie musicie kupować trutki.

– A ja wiem, gdzie są zaginione buty – dodaje Filip.

– Jak tu weszliście?! Tylko nie mówcie, że bezprawnie dorobiliście sobie klucze, a w dodatku schowaliście mi buty! – denerwuje się pan Zenon, a Inka parska śmiechem. – Z czego się śmiejesz?! – wścieka się jej ojciec.

– Nie schowaliśmy panu butów – protestuje Filip.

– A co, może powiesz, że pożyczyłeś je sobie? Alfred, czyżby twój syn postanowił biegać?

– Nie pożyczyłbym pańskich butów – obrusza się Filip. – Po pierwsze, są za duże, a po drugie…

– …nieświeże! – dopowiada Inka i teraz już oboje prawie turlają się ze śmiechu.

– Wczoraj, zanim poszedł pan biegać, poprosił pan Inkę, żeby dorobiła klucz dla mojego taty – wyjaśnia Filip. – Było zimno i biegał pan w cieplejszym dresie i kurtce, ale wyjął pan buty z torby, którą zabiera pan na trening. Nie mógł ich pan tam włożyć po treningu, bo drzwi były zamknięte, jedyny klucz miała Inka, a mojego taty nie było wtedy w biurze, bo pojechaliśmy z babcią na zakupy. Z tego wnioskuję, że buty muszą być u pana w domu. Chyba że zgubił je pan w czasie biegania?

– Aaaa… – zastanawia się pan Zenon. – Prawda, prawda!... Tak mogło być. Nieźle to wykombinowałeś, Filip. – Detektyw uśmiecha się do chłopca, ale po chwili przez jego twarz przebiega cień. – Co nie zmienia faktu, że bezczelnie się tu wdarliście. Dlaczego przesunęliście stolik? I co tu robią te skrzynki po napojach? Czy to jakiś slums?

– Może zamiast skrzynek kupicie nam ładne foteliki? – Inka uśmiecha się szeroko.

– Masz tupet, dziewczyno. – Pan Alfred drapie się po łysince. – Dość tego. Nie zgadzamy się, żebyście tutaj przebywali.

– A co jest napisane na szyldzie? – Inka próbuje zachować spokój, choć czuje, że serce bije jej coraz szybciej.

– To jakaś dziecinada! – komentuje pan Zenon.

– Daj im palec, a wezmą całą rękę – kiwa głową pan Alfred.

– Sam mówiłeś, tato, że umów należy dotrzymywać – irytuje się Filip. – Gdy obiecałem, że wyniosę śmieci, a nie wyniosłem, to powiedziałeś coś po łacinie. Że paczka sum śmietanka czy coś takiego.

– Pacta sunt servanda1! – grzmi pan Alfred, a potem dodaje z błyskiem w oku. – To zasada z prawa rzymskiego. Był od niej wyjątek, klauzula rebus sic stantibus2.

– Że co? – odzywa się pan Zenon. – Obiecałeś, że nie będziesz posługiwał się martwym językiem, którego nikt nie rozumie!

Filip puszcza oko do Inki. Oboje wiedzą, że jej tata strasznie się wścieka, gdy pan Alfred używa łaciny, której świetnie nauczył się na studiach filozoficznych.

– Chodziło o to, że umowa nie obowiązuje, jeśli znacząco zmieniły się warunki.

– Ale przecież żadne warunki się nie zmieniły – protestuje Inka.

– A i owszem! Zmieniły się, bo włamaliście się do biura.

– Przede wszystkim nie było żadnej umowy – wścieka się pan Zenon. – Umowy to my podpisujemy z dorosłymi ludźmi, a nie z dzieciakami!

Nagle otwierają się drzwi i do biura wchodzi mama Inki, pani Agnieszka. Pod pachą trzyma książkę.

– Wrzeszczycie na całą kamienicę. Czy naprawdę nie mogę mieć nawet w sobotę chwili świętego spokoju? Cały tydzień ciężko pracuję, chciałabym chociaż w weekend poczytać książkę. Auć! – krzyczy nagle, bo Apka, która w tym momencie wyszła spod szafki, ugryzła ją w wystający z klapka palec.

Inka podnosi z ziemi zwierzątko.

– Nie wolno obgryzać mamie paznokci u stóp! – sztorcuje fretkę. – Za karę pójdziesz do klatki!

– Bardzo przepraszam, ale co tu się właściwie dzieje? – dopytuje pani Agnieszka, jednocześnie masując ugryziony paluch.

– Mamo, tata na nas krzyczy! Najpierw oficjalnie przyznali nam status detektywów, a teraz się wymigują i nie chcą nas wpuszczać do biura.

– Twoja córka dorobiła sobie klucz bez pytania – oburza się pan Zenon. – Wykorzystali naszą nieobecność i… i… przynieśli tu to wszystko!

– To też twoja córka! I co takiego przynieśli?

– Skrzynki po napojach! I jeszcze notesy, ołówki… – głos pana Zenona cichnie. – Nieistotne. Panoszą się tutaj! Trzeba zachować w życiu jakiś porządek.

– Tatowie nie dotrzymali umowy. – Filip sili się na to, żeby jego głos brzmiał spokojnie. – Niby jesteśmy na szyldzie, a mamy siedzieć na strychu? A pacta sunt serwatka!

– Servanda – poprawia syna pan Alfred.

– Mamo, zrób coś – prosi Inka.

– Chyba jesteś zbyt surowy, Zenon – mówi pani Agnieszka. – Nie rozumiem, dlaczego dzieci miałyby wam przeszkadzać. Z tego, co pamiętam, przydały się w poprzednich śledztwach, i uważam, że można im tu zorganizować jakiś miły kącik, skoro nadaliście im status detektywów.

– Widzisz, tato! – wykrzykuje Inka z triumfalną miną.

– Ale klucz! Bezprawnie dorobili sobie klucz! – oburza się pan Alfred.

– Dawno mówiłam, żeby dorobić choć jeden. – Wzrusza ramionami mama Inki. – Na wypadek, gdyby was nie było, a coś by się tu stało. Pękła rura albo…

– …wybuchł pożar – dopowiada Inka.

– A zamiast tych skrzynek kupimy krzesła. Możemy pojechać po nie nawet dzisiaj, w końcu jest sobota – mówi pani Agnieszka, a jej mąż, o dziwo, nie protestuje. – A czy wy nie mieliście być czasem na siłowni?

– Mieliśmy, ale zgubiłem buty – mówi pan Zenon.

– Przecież są w domu. Położyłeś je wczoraj na parapecie, a ja zastanawiałam się, kiedy je stamtąd zabierzesz – zauważa pani Agnieszka, a Inka śmieje się w duchu. „Trzeba zachować w życiu jakiś porządek!” – przypomina sobie słowa taty.

Wszyscy wracają do swoich mieszkań, żeby włożyć kurtki. Za chwilę ruszają do sklepu meblowego po krzesła.

– Fajna jest twoja mama! – mówi Filip do Inki.

– Szczerze mówiąc, zdziwiłam się. Nie znałam jej od tej strony.

– Taka mama to skarb – dopowiada Filip, a Inka widzi, że chłopcu robi się przykro.

Jego mama pracuje za granicą i rzadko przyjeżdża do Polski. Nigdy jeszcze nie była w Milutkach. Inka nie wie, czy powinna coś powiedzieć, ale w końcu się odważa:

– Twoja mama też na pewno jest fajna! Szkoda, że jest tak daleko…

– Niedługo przyjedzie – Filip nagle się rozpromienia. – Na święta! I to chyba na cały miesiąc.

Szczerze mówiąc, ma nadzieję, że kiedy mama zobaczy, jak świetnie funkcjonuje biuro taty i pana Zenona i jak fajnie jest w Milutkach, zostanie na dłużej niż miesiąc. Najlepiej na zawsze.

Tatowie, pani Agnieszka i dzieci jadą razem do sklepu meblowego Danusia. Kupują dwa tapicerowane krzesełka w zielone listki i stolik z zielonym blatem, a nawet zieloną komódkę. Meble pasują do wystroju biura, w którym są zielone ściany. Zieleń jest kolorem nadziei – i tatowie wybrali ten kolor, mając nadzieję, że ich biuro szybko się rozwinie. Potem idą na hot dogi. Dzieci zajęły miejsca i widzą, że tatowie, stojąc w kolejce, żywo o czymś rozprawiają. Przynoszą im nie tylko parówki w bułce, lecz także nowiny.

– Ustaliliśmy z Alfredem, że będziecie dyżurować w biurze codziennie od piątej do siódmej po południu. Wcześniej musicie oczywiście odrobić lekcje. I w soboty od dziesiątej do dwunastej. My w tym czasie będziemy chodzić na siłownię. Umowa stoi?

– Stoi! – Uszczęśliwione dzieci kiwają głowami. Wprawdzie wolałyby spędzać w biurze więcej czasu, ale wiedzą z doświadczenia, że spraw i tak nie rozwiązuje się przy biurku, tylko w terenie. W biurze będą mogły posiedzieć w spokoju i wszystko przedyskutować, przesłuchać świadków i zrobić notatki. Nie mówiąc o tym, że te mebelki są naprawdę bardzo ładne! A jeśli tatów nie będzie w godzinach ich dyżurowania, tym lepiej. Przynajmniej nie będą podsłuchiwać ich rozmów.

Nie wiedzą jeszcze, że sprawy, z którą przyjdzie im się niedługo zmierzyć, wcale nie rozwiążą w biurze. I że w ogóle nie rozwiążą jej w Milutkach!

1 Czytaj [pakta sunt serwanda] – umów należy dotrzymywać (tłum. z j. łac.).

2 Czytaj [rebus sik stantibus] – skoro sprawy przybrały taki obrót (tłum. z j. łac.).

1. Śledztwo w sprawie walizki

1. Grobowe święto

Odkąd przeprowadzili się do Milutek, Inka i Filip ani razu nie byli w Warszawie. Dlatego kiedy rodzice powiedzieli, że w przyszłym tygodniu wszyscy pojadą do stolicy, dzieci bardzo się ucieszyły. W Milutkach niczego im nie brakuje, ale Warszawa to ich rodzinne miasto. Mają tam przyjaciół i ulubione miejsca.

– Super! Pójdziemy do tego sklepu zoologicznego, gdzie kupowałam najlepszą karmę dla Apki? – pyta Inka.

– I do sklepu dla plastyków! – ekscytuje się Filip. – A może umówię się z Marcinem?

– O, to ja zadzwonię do Zuzy! Może akurat będzie miała czas. Moglibyśmy wszyscy iść do McDonalda. Albo do kina 3D, albo na kręgle!

Babcia Krystyna wygląda, jakby strzelił w nią piorun.

– Do McDonalda we Wszystkich Świętych? Pierwszego listopada chodzi się na groby, a nie na hamburgery!

– A sklepy są zamknięte, bo to święto – dopowiada pani Agnieszka. – Nie mówiąc o tym, że wasi koledzy też spędzają ten dzień z rodzicami na cmentarzach.

– I wszystko jasne – mówi z przekąsem Filip. – Nie powiedzieliście, że jedziemy akurat pierwszego listopada! Od kilku miesięcy chcemy pojechać do Warszawy i musimy akurat w grobowe święto?

– Zamiast fajnie się bawić, będziemy spacerować wśród kościotrupów, cha, cha! – śmieje się Inka.

– Malina! Co to za żarty? – strofuje ją pan Zenon. – Nie mam już sił do tej dziewczyny…

– To dzieci – mówi pani Mercedes i dokłada panu Zenonowi jeszcze jednego kotleta mielonego, żeby go pocieszyć.

Obie rodziny są u sąsiadów na niedzielnym obiedzie. Odkąd okazało się, że pan Mateusz jest świetnym kucharzem, w każdą niedzielę przygotowuje dla wszystkich różne przysmaki.

– Jeszcze kotlecika, Filipku? – pyta pani Mercedes, a chłopiec potwierdzająco kiwa głową.

– Panie Mateuszu, a zrobi pan jeszcze kiedyś tego kurczaka w sosie czekoladowym? – wspomina z rozmarzeniem Inka.

Sąsiad marszczy brwi, jakby próbował sobie przypomnieć, czy kiedyś rzeczywiście serwował takie danie.

– Chodzi o mole1, które jedliśmy na naszej zaręczynowej kolacji – dopowiada pani Mercedes.

– Ach, to! Mercia mnie wtedy namówiła… ale ja preferuję kuchnię polską – wyjaśnia sąsiad.

– To ja ci zrobię mole, dziecko – obiecuje pani Mercedes. – W Meksyku wiedzą, co dobre! – dopowiada, spoglądając znacząco na narzeczonego.

Pani Mercedes wprawdzie nie pochodzi z Meksyku, tylko z Hiszpanii, ale kultura Ameryki Południowej również jest jej bardzo bliska.

– Ale, ale, czy wiecie, że w Meksyku w  Dzień Zmarłych wszyscy świetnie się bawią? Urządzają tam prawdziwą fiestę! Ludzie biesiadują przy grobach, grają na instrumentach i tańczą, żeby miło spędzić czas ze zmarłymi.

– Ale super! Myślisz, że możemy zjeść podwieczorek z dziadkiem Stefanem? Tylko nie zapomnij wziąć dla niego kufel piwa, bardzo je lubił – zagaja Filip, a babcia Krystyna wstaje tak gwałtownie z krzesła, że na stole brzęczą naczynia i sztućce.

– Kiedyś byłeś takim miłym i grzecznym chłopcem, Filipku – mówi ze smutkiem. – Nie mam pojęcia, co się z tobą porobiło.

– To pewnie ja mam na niego zły wpływ. – Inka uśmiecha się kwaśno.

– Wszystkich Świętych obchodzimy w Polsce z powagą. Jak możesz żartować ze zmarłego dziadka!

– Krysiu – próbuje załagodzić sytuację pani Mercedes – Filip nie żartował z dziadka. Po prostu zainspirował się historią z Meksyku.

– Och, pani Merciu, gdybyście pojechali z nami, ten dzień na pewno byłby weselszy! – wtrąca Inka.

– Właściwie, czemu nie? Jeździliśmy z moim mężem na grób jego matki, jest pochowana na Wólce… Nie przepadałam za teściową, ale Tadzio na pewno by chciał, żebym czasem ją odwiedziła.

– Dziadek Stefan też leży na Wólce, prawda, babciu? – pyta Filip.

– Tak – odpowiada nieco już uspokojona babcia Krystyna. – Ale nie idziemy do żadnego McDonalda!

– A kupimy pańską skórkę? – prosi Filip.

– To sam cukier! Zęby się od tego psują – babcia nie jest fanką tego warszawskiego przysmaku.

– Może lepiej lody? – wtrąca pojednawczo pani Mercedes.

– W listopadzie? W prognozie mówili, że będzie lało – babcia ucina krótko temat.

– No to kupimy sobie gorące kiełbaski i gigażelki! – Filip uśmiecha się na samą myśl.

Postanowione! Inka, Filip, tatowie, pani Agnieszka, babcia Krystyna i sąsiedzi jadą razem do Warszawy. Filip prosi, żeby tata zarezerwował miejsca przy dwóch stolikach w pociągu, bo pamięta, że siedzieli przy takim w drodze do Milutek. Może pani Mercedes w końcu nauczy ich grać w tysiąca?

1Mole poblano, zwane też po prostu mole, to narodowa potrawa Meksyku. Jest to mięso (najczęściej kurczak) w sosie z czekolady, chili i pomidorów.

2. Groźne hamowanie

Dostępne w wersji pełnej

2. Śledztwo w sprawie modelki

Dostępne w wersji pełnej

3. Śledztwo w sprawie świętych mikołajów

Dostępne w wersji pełnej

4. Śledztwo w sprawie bałwanów

Dostępne w wersji pełnej

5. Śledztwo w sprawie bestsellerów

Dostępne w wersji pełnej

Epilog

Dostępne w wersji pełnej

© Copyright for the text by Joanna Jagiełło, 2022 © Copyright for the illustrations by Tomasz Kozłowski, 2022 © Copyright for this edition by Burda Media Polska Sp. z o.o., Warszawa 2022

Redaktor prowadząca: Magdalena Cicha-Kłak Redakcja: Dąbrówka Gujska Korekta: Renata LewandowskaProjekt graficzny: Tomek Kozłowski Redaktor techniczny: Mariusz Teler

ISBN 978-83-8251-312-7

Wydanie I

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.

Wydawnictwo SłowneBurda Media Polska Sp. z o.o. ul. Marynarska 15, 02-674 Warszawa

[email protected]

www.slowne.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Ossowska