Blood from Blood. Gabrielle - Małecka Katarzyna - ebook + audiobook

Blood from Blood. Gabrielle ebook i audiobook

Małecka Katarzyna

4,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

17 osób interesuje się tą książką

Opis

„Szybko się przekonałam, że życie to nie bajka, a ja nie jestem księżniczką”.

Gabrielle, siostra Vito, Ottavio i Domenico, zgodnie z wolą ojca zostaje żoną Ignazio Carmine. Kobieta jest świadoma swoich obowiązków i mimo że nie ona wybrała dla siebie męża, z optymizmem patrzy w przyszłość, licząc, że aranżowane małżeństwo się uda.

Jednak Gabrielle szybko się przekonuje, że nie będzie miała tyle szczęścia w miłości co jej bracia. Ignazio tuż po ślubie pokazuje prawdziwą twarz, której kobieta do tej pory nie znała. Od tego momentu jej życie zmienia się w koszmar. Gabrielle musi ukrywać, co dzieje się za drzwiami jej domu, i pozwala, aby mąż sprawował nad nią pełną władzę.

Czy dla Gabrielle jest jeszcze ratunek? Czy posłuszna córka mafii ma szansę na ocalanie?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 528

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 13 godz. 1 min

Lektor: Katarzyna Malecka
Oceny
4,8 (1316 ocen)
1110
144
44
12
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
konopka-pikul

Nie oderwiesz się od lektury

Czekałam i to bardzo. W ten weekend wszystko było mniej ważne. Ja i Gabrielle, nasz weekend🥰 Nie potrzebowałam spojlerów ale zajrzałam na @lubimyczytac. Ocena mówi wiele😈 i nie pomyliłam się. Jest tu jak w innych tomach: fajna historia, ciekawi bohaterowie, napięcie, barwne opisy i autorka która nie oszczędza czytelnika- jak zawsze tom jest pokaźnej grubości, co mnie akurat cieszy bardzo bo uwielbiam jej książki. Mimo że to ostatni tom z serii po cichu wierzę że i rodzina Savastano ma też pewien potencjał🤔🙏🏼 Myślę że wiele czytelniczek się ze mną zgodzi. Nieustannie polecam tą serię. Całą, bez wyjątku🥰
70
dzungallka

Nie polecam

pod tym tytułem jest inny audiobook - Domenico
40
amsk83

Nie oderwiesz się od lektury

Domenico i Gabriele porwały mnie totalnie - bardziej niż Vito i Ottavio - totalnie!
40
Gosia243

Nie oderwiesz się od lektury

Moim zdaniem najcięższa część. aż mi czasami cierpla skóra na niektóre części opowieści... cała saga jest dość krwawa... wkoncu to mafija😁... polecam tylko dla osób o silnych nerwach
40
imm93

Nie oderwiesz się od lektury

Zdecydowanie najlepsza część całej serii. Akcja zawrotna i przeprowadzona z rozmysłem, autorka nigdzie się nie spieszyła ani nie przyspieszała wydarzeń zeby dotrzeć do sedna, za co jestem bardzo wdzięczna bo coraz więcej książek trafia sie gdzie autor pędzi do finału. Zakochałam się w Gabi jej nowo odzyskanej osobowości, pewności siebie i siłę. Cóż w jej wybawicielu również, zdobył moje serce . kocham ich 😍 Miło jest obserwować jak autorka z każdym tomem pisze coraz lepiej a jej styl nabiera własnego wyrazu. Jestem Twoją fanką Katarzyno Małecka 😀
30

Popularność




Copyright ©

Katarzyna Małecka

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2021

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Anna Strączyńska

Korekta:

Kinga Jaźwińska

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8178-797-0

Prolog

Gabrielle

Kiedy wychodziłam za mąż, obiecałam sobie, że zrobię wszystko, by być szczęśliwą. Od dziecka przygotowywano mnie do roli, którą musiałam odegrać, więc skoro nie miałam innego wyjścia, obrałam sobie za cel czerpanie z życia tyle, ile tylko będę mogła. Z uśmiechem na ustach wypowiedziałam słowa przysięgi, patrząc w oczy mężczyźnie, który trzymał moją dłoń i stawał się mój na zawsze. Nie było już wyjścia, byliśmy na siebie skazani.

Od tej chwili mogła rozłączyć nas jedynie śmierć.

Wtedy nie znałam Ignazio zbyt dobrze. Ojciec przedstawił mi go zaledwie cztery miesiące wcześniej i nie zdążyliśmy spędzić ze sobą wiele czasu. Jako prawa ręka swojego ojca mój przyszły mąż miał mnóstwo obowiązków. To bardzo mi odpowiadało. Cieszyłam się wolnością, swobodą i korzystałam z tego, że mojego palca nie zdobiła jeszcze obrączka.

Miałam świadomość, jakie spotkałyby mnie konsekwencje za złamanie zasad. Chociaż byłam córeczką tatusia, w tym przypadku nie okazałby mi litości. Obowiązywały mnie reguły, których złamać nie mogłam i nie chciałam, ponieważ kochałam ojca. Przyniesienie mu wstydu zraniłoby mnie samą. Zachowywałam się jak na Mancuso przystało: zaliczałam nudne przyjęcia, dumnie stojąc u boku męża, wykonywałam polecenia i nie sprzeciwiałam się, choć mój charakter wiele razy dawał o sobie znać.

Moje życie było spokojne, nieco monotonne, ale je kochałam. Byłam pewna, że dam sobie radę po ślubie, odegram swoją rolę i zachowam odrobinę tej Gabrielle, którą byłam przed wypowiedzeniem słowa: „tak”.

Szybko się jednak przekonałam, że życie to nie bajka, a ja nie jestem księżniczką.

Rozdział 1

Gabrielle

Ignazio podniósł na mnie rękę po raz pierwszy pół roku po naszym ślubie. Nie spodobało mu się to, jak potraktowałam go podczas rodzinnej kolacji. Według niego go ośmieszyłam. W naszym świecie najważniejszym obowiązkiem żony było stanie przy boku męża, zachowywanie się tak, by nie przynieść mu wstydu, i szanowanie go, choćby był najgorszym ścierwem na Ziemi. Nie miałam prawa do sprzeciwu, dlatego pilnowałam się, mimo że mój charakter czasami wpędzał mnie w kłopoty. Zdarzało się, że moje usta otwierały się same i przechodziły przez nie słowa, jakie nigdy nie powinny zostać wypowiedziane. Ignazio wpadał wtedy w szał i demonstrował mi swój gniew.

Początkowo obywało się bez przemocy, ale później poczynał sobie coraz śmielej. Zaczęliśmy grać w dziwną grę, która z każdym dniem mniej mi się podobała. Dość szybko zrozumiałam, że mój mąż ma problemy z panowaniem nad sobą, lecz wymyślił sposób, by nikt inny się nie zorientował. Kazał mi udawać. Za każdym razem, kiedy przebywaliśmy w gronie mojej rodziny, miałam grać beztroską, wyszczekaną kobietę, mającą władzę nad mężem. Nie mam pojęcia, dlaczego kazał mi to robić. Pewnego dnia go o to zapytałam, a on kolejny raz pokazał mi, kto jest górą. Wtedy już wiedziałam, co jest grane. Ignazio miał zamiar mnie temperować, przy okazji odgrywając rolę cipki, bo tym mianem wielokrotnie nazywał go Domenico. Znałam zdanie braci o moim mężu, choć tylko Dom odważnie o tym mówił. Dziwił się, że Ignazio, syn bossa, mafioso, jest takim mięczakiem. To była jednak tylko zasłona dymna, by nikt się nie zorientował, co tak naprawdę dzieje się za drzwiami naszego domu.

Ignazio podlegał swojemu ojcu, miał zająć jego miejsce, więc nie mógł być słaby. W świecie mafii nikt nie może być, jeśli chce coś znaczyć. Ludzie z dobrym sercem przegrywali na starcie, byli zjadani żywcem. Mafijne życie było okrutne, przerażające i bardzo niebezpieczne. Nawet podczas spaceru ulicą mogłam zapłacić najwyższą cenę za bycie córką Federico Mancuso. Nikt nie okazałby litości, nie spojrzałby na mnie przychylnym okiem. Kulka w łeb to idealny przekaz dla bossa.

Zabiłem ci dziecko, przyjdę po ciebie.

Mój ojciec był twardym człowiekiem, nie okazywał strachu i chronił rodzinę, jednocześnie prowadząc niejedną wojnę. Dorastałam w tym bagnie, uczyłam się w nim żyć i akceptowałam to. Byłam dumna z tego, jakim szacunkiem nas darzono, że bogaciliśmy się każdego dnia, a moja rodzina bez mrugnięcia okiem likwidowała zagrożenie.

Nie jestem pewna, czy starczyłoby mi odwagi, by zabić człowieka, patrząc mu prosto w oczy. Wyrzuty sumienia gnębiłyby mnie dzień po dniu. Dlatego kobiety w mafii pełniły zupełnie inną funkcję. Czasami oddychałam z ulgą, że nie musiałam pociągać za spust, a następnego dnia krzyczałam z rozpaczy przez świadomość, że jestem jedynie ozdobą i cipką, którą mój mąż mógł mieć, kiedy tylko zechciał. Nie potrzebował mojej zgody, miałam rozkładać nogi na każde zawołanie.

Nie pragnęłam dla siebie takiego życia, lecz nie mogłam wybrać innego. Miałam cichą nadzieję, że mój mąż się mną zaopiekuje. Łudziłam się, że uda nam się stworzyć coś dobrego mimo aranżowanego małżeństwa. Niestety nadzieja została zdeptana.

Nie sądziłam, że próba samobójcza okaże się niewypałem. Jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, w jaki sposób wpłynęła na moją rodzinę. Wszyscy dosłownie szaleli. Bracia zadawali mnóstwo pytań, matka szlochała w kącie, a Alessia, Arina i Maddie patrzyły na mnie z przerażeniem. Chyba nikt się nie spodziewał, że dzielna, wiecznie uśmiechnięta Gabrielle chciałaby wybrać się na tamten świat.

Ostatnio nic mi nie wychodziło. Po fakcie zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy połknęłam za mało tabletek? Czy były za słabe? A może miałam za mało czasu, by zaczęły działać? Jakim cudem Ottavio znalazł się w moim domu akurat w tamtym momencie? Pragnęłam odejść w spokoju, uwolnić się od męża i odpocząć od jego wiecznych pretensji, niezadowolenia i silnej ręki.

Miało być łatwiej, a okazało się, że będzie jeszcze gorzej.

***

Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk otwieranych drzwi. Na widok wchodzącej do środka kobiety mam ochotę przewrócić oczami. Od próby samobójczej minęły niemal dwie doby, lecz próżno oczekiwać spokoju. Lekarze przewijają się przez moją salę, posyłając mi przepełnione współczuciem spojrzenia. Ignoruję ich, tak samo jak namowy na wizytę psychologa. Nie jestem wariatką, jestem całkiem zdrowa, tylko zniszczona, zmęczona i zrezygnowana. Z tego powodu widok kobiety budzi we mnie gniew. Widzę ją po raz drugi. Poprzednio wyrzuciłam ją z krzykiem, każąc jej wypierdalać i nie wracać. Matka zbladła, a moi bracia zapewne pomyśleli, że naprawdę oszalałam. Jak widać, kobieta jest uparta i nie daje za wygraną. Próba samobójcza to nie przelewki, szpital podszedł do sprawy bardzo poważnie, a moje nazwisko dolało oliwy do ognia.

– Dzień dobry – wita się nieśmiało kobieta.

Podejrzewam, że wspomina nasze ostatnie spotkanie.

– Czy mogłabym zostać z pacjentką sama?

Moi bracia mierzą ją od góry do dołu, po czym Domenico bierze matkę pod rękę i wyprowadza z sali. Szkoda mi jej. Od śmierci ojca minął ponad miesiąc, a ja dołożyłam jej zmartwień.

– No dobrze. Może drugie podejście pójdzie nam lepiej? – pyta z nadzieją.

Mam ochotę prychnąć. Gdybym opowiedziała jej o swoim życiu, uciekałaby, aż by się za nią kurzyło!

– Nie mam ochoty na zwierzenia. Oszczędzę pani czasu i od razu powiem, że nie chciałam się zabić – kłamię.

Taką wersję przyjęłam i zamierzam karmić nią wszystkich wokół.

– Nie? W takim razie dlaczego połknęłaś tak dużo tabletek nasennych? Taka dawka zabiłaby cię chwilę później.

– Byłam zmęczona, nie mogłam zasnąć i postanowiłam sięgnąć po tabletki. Jak pewnie pani wie, niedawno straciłam ojca. Nadal cierpię po jego stracie.

– Rozumiem to. Może opowiesz mi coś więcej?

– Nie – ucinam, po czym zaciskam zęby ze złości. – Chciałabym odpocząć.

Nie patrząc na panią psycholog, odwracam się na drugi bok, naciągam na siebie kołdrę i wtulam głowę w poduszkę.

Niech wszyscy dadzą mi święty spokój.

***

Wieczorem odwiedza mnie Domenico. Jest sam, a jego mina wyraża więcej, niż mogłyby przekazać słowa. Przytula mnie do siebie, gładzi po plecach i pociesza. Nie naciska na mnie ani nie wypytuje, za co jestem mu niezmiernie wdzięczna. Pewnie myśli, że próbowałam pozbawić się życia przez utratę dziecka. Już każdy zauważył, że coś nie gra. Alessia i Arina wiele razy pytały, dlaczego tak przygasłam. Ignazio rugał mnie za to, że moja gra słabnie, przez co rodzina zaczyna coś podejrzewać. Jednak im więcej czasu mijało, tym bardziej byłam zmęczona. Nienawidzę swojego męża, ale nie mogę się go pozbyć, więc próbowałam pozbyć się siebie.

Żałuję, że mi się nie udało.

***

Nazajutrz, po odświeżającym prysznicu, siedzę na parapecie i rozczesuję wilgotne włosy. Rozmyślam o tym, jak będzie wyglądać moje życie, jaką karę wymierzy mi mąż, bo nie ulega wątpliwości, że to zrobi. Powinnam się na to przygotować, chociaż nie będzie to nic, czego do tej pory nie przeżyłam. Ignazio nie jest zbyt pomysłowy. Wie, co zrobić, by mnie zranić i upokorzyć, więc za bardzo nie musi się starać.

Dzisiaj czuję się już zdecydowanie lepiej, mimo lekkiego bólu brzucha. Kiedy lekarze fundowali mi płukanie żołądka, nie spodziewałam się, jak bardzo nieprzyjemny jest to zabieg.

– Kochanie?

Wzdrygam się, a następnie gwałtownie przekręcam głowę. W progu stoi mój mąż, uważnie się we mnie wpatrując. Jest miły wyłącznie dlatego, że po korytarzach kręcą się odwiedzający albo pielęgniarki.

– Jak się miewasz? – Wchodzi do środka, po czym zamyka za sobą drzwi. Jego postawa się zmienia. Prostuje plecy, unosi podbródek i podchodzi do mnie pewnym krokiem, emanując władzą nad moim marnym życiem. Już nie musi udawać, może być sobą.

– Lepiej – odpowiadam cicho.

– Bardzo mnie to cieszy – oznajmia, stając przede mną.

Czuję zapach jego mocnych perfum, co przyprawia mnie o mdłości.

– Rozmawiałem z lekarzem, jutro wracasz do domu – informuje, unosząc palcem mój podbródek.

Patrzę w te ciemne niczym smoła oczy i czuję gniew napędzający mnie do walki. Mam ochotę drapać i gryźć, wykrzyczeć, jak bardzo go nienawidzę, jakim podłym człowiekiem jest i dać mu w twarz za każdy cios, upokorzenie i za te wszystkie łzy, które przez niego wylałam. Sęk w tym, że to bezcelowe. Należę do niego, więc takim zachowaniem napytam sobie więcej biedy.

– Musisz wiedzieć, że jestem na ciebie potwornie wkurwiony, Gabrielle. Naprawdę sądzisz, że możesz wywijać takie numery? – Jego głos brzmi na pozór spokojnie, lecz palce wbijające się w moje policzki świadczą o tym, że buzują w nim emocje.

Zanim mam szansę coś wydukać, do pomieszczenia wchodzą Arina, Maddie oraz Alessia. Wszystkie się zatrzymują, a mój mąż diametralnie się zmienia. Posyła dziewczynom uroczy uśmiech, pochyla się i czule mnie całuje, aż żółć podchodzi mi do gardła.

– Och! Nie chciałyśmy wam przeszkadzać!

– Nie szkodzi, Arino. I tak muszę uciekać, zobaczymy się później, kochanie. Odpocznij – grucha słodko, muskając opuszkami palców mój policzek.

Po raz ostatni rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie i wychodzi, żegnając się z moimi bratowymi. Oddycham z ulgą i mam ochotę wyściskać dziewczyny za to, że pojawiły się akurat w tym momencie. Jestem zbyt zmęczona, aby użerać się z mężem.

– Przyniosłyśmy ci coś ekstra! – Maddie unosi pojemnik z tiramisu, poruszając brwiami.

– Słodkości zawsze są dobre na smutki i problemy. – Arina siada obok mnie i chwyta moją rękę. – Pamiętaj, że jesteśmy tutaj dla ciebie, Gabi.

– Wiem, dziękuję. – Ściskam jej dłoń, wdzięczna za ich obecność.

Wszystkie zajmujemy miejsca na kanapie, Maddie wręcza nam łyżeczki i zajadamy tiramisu prosto z pudełka. Słucham ich wesołego trajkotania, narzekań Alessi na ból pleców, Ariny na nieprzespaną noc, bo biedny Vincent gorączkował, i Maddie opowiadającej z podekscytowaniem o nowym roku akademickim. Kocham je wszystkie. Są jak słońce w pochmurny dzień, jak światło w ciemności, jak bezpieczna przystań. To cudowne uczucie móc na nie liczyć, kiedy jest źle, gdy chcę zrzucić z barków ciężar. Właśnie ze względu na nie walczę, choć jestem bez szans.

***

Z samego rana lekarz wręcza mi wypis. Dostrzegam w jego oczach niepewność oraz troskę. Przestępuje z nogi na nogę, jakby chciał strzelić mi wykład, lecz się powstrzymuje i życzy wszystkiego dobrego. Dziękuję mu za opiekę, pakuję kilka swoich rzeczy, a potem opuszczam salę, dołączając do czekającego na mnie na korytarzu męża. Posyła mi lekki, wymuszony uśmiech, chwyta za rękę i prowadzi do samochodu.

Całą trasę do domu pokonujemy w milczeniu. Ignazio skupia wzrok na drodze, ja zaś gapię się w okno, próbując przygotować się na reprymendę.

Zaraz po przekroczeniu progu naszego domu Ignazio odkłada moją torbę, zsuwa marynarkę i odpina spinki przy makietach eleganckiej koszuli. Robi to mozolnie, pokazując mi, że nigdzie się nie śpieszy, że mamy mnóstwo czasu.

Stoję pośrodku salonu, czekając na to, co tym razem dla mnie zaplanował. To oczywiste, że nie puści mi tego płazem. Zawsze karał mnie za nieposłuszeństwo, nie zostawiając śladów w widocznych miejscach. Ma świadomość, że gdyby moi bracia cokolwiek zauważyli, zarzuciliby nas gradem pytań. Na to nie mógł sobie pozwolić. Vito, Ottavio i Domenico są nieprzewidywalni, wystarczy iskra, by wyciągnęli gnata i bez wahania pociągnęli za spust. W tym przypadku jest jednak o wiele trudniej. Ignazio jest ich szwagrem, ojciec oddał mu moją rękę, tym samym przekazując mu władzę nad moim życiem. Bracia nie mogli zrobić nic, by zmienić moją przyszłość, nie mieli do tego prawa. Mafijne małżeństwo kończy się dopiero z ostatnim oddechem, nie wcześniej.

– Rozbieraj się. – Ignazio wydaje rozkaz, który spełniam jak zaprogramowana maszyna.

Pozbywam się bluzki, spodni i bielizny, a potem otulam się ramionami. To nic, czego nie doświadczyłam wcześniej, chyba już nawet nie robi to na mnie wrażenia. Nauczyłam się wyłączać emocje, przyjmować go z obojętnością, by po wszystkim unieść brodę i udawać, że nic się nie wydarzyło.

– Popełniłaś ogromny błąd, Gabrielle – zaczyna oschle. – Temperuję cię, a ty nadal niczego się nie nauczyłaś. Chyba już brakuje mi do ciebie sił. – Wzdycha zrezygnowany. Zdejmuje koszulę, rozpina pasek, wyciąga go ze szlufek i rozsuwa rozporek. Nawet nie zawraca sobie głowy rozbieraniem się do końca, po prostu chce ponownie wymierzyć mi karę. – Boisz się? – Podchodzi, ujmuje moją twarz w dłonie i unosi, zmuszając, bym spojrzała mu w oczy.

Czy się boję? Dawniej drżałam ze strachu, obawiałam się każdego kolejnego dnia, ale po jakimś czasie zobojętniałam. Spotkało mnie z jego ręki wiele krzywd, więc nie sądzę, żeby zrobił coś, co zdołałoby mnie zaskoczyć.

Tata mówił, że niektórzy rodzą się potworami. Chyba miał rację.

– Nie, nie boję się – stwierdzam twardym głosem.

Unosi brwi, uśmiechając się kącikiem ust.

– Dlaczego wciąż jesteś nieposłuszna? – Głaszcze kciukami moje policzki, nie spuszczając ze mnie wzroku. Jego ciemne oczy świdrują mnie intensywnie, jakby próbował poznać moje myśli.

Cieszę się, że tej bariery nigdy nie pokona. Gdyby tylko wiedział, co dzieje się w mojej głowie, rozszarpałby mnie na strzępy.

– Nie chcesz rozmawiać? W porządku, ja również – oznajmia beznamiętnie, po czym wsuwa mi dłonie pod pośladki i unosi, przypierając do ściany. Oplata pas moim nogami, po czym wdziera się we mnie bez grama delikatności, tak jak zawsze.

Zaciskam zęby, próbując znieść ten akt z godnością, lecz Ignazio mi tego nie ułatwia. Posuwa mnie z uśmiechem zwycięstwa, pchając biodrami raz za razem i pokazując mi swoją dominację.

– Należysz do mnie, Gabrielle, jesteś moją własnością. Wiem, że chciałabyś pobiec do braci, ale wiesz, co się wtedy stanie, prawda? – cedzi przez zęby, wbijając się we mnie coraz mocniej.

Ma rację, chciałabym pobiec do braci, jednak mam świadomość, że nie mogę tego zrobić. Nie tylko ze względu na szantaże, jakimi mnie raczy, ale również przez to, czyją jestem córką i jakie noszę nazwisko. Obowiązują mnie zasady bez względu na to, jak traktuje mnie mąż. Vito jest bossem, może zrobić wiele, ale zabijając Ignazio, rozpętałby wojnę.

– Tak – mówię to, co chce usłyszeć.

– Spróbuj zabić się jeszcze raz, a ktoś z twoich bliskich ucierpi. Może Alessia?

Odwracam wzrok i zamykam oczy, by nie patrzeć na twarz, której nienawidzę.

Uwielbia mieć nade mną władzę. Jeżeli robię coś, co mu nie odpowiada, przypomina mi o osobach, które może wykorzystać przeciwko mnie. Na początku nie wierzyłam w jego groźby. Powiedziałam mu o tym, a kolejnego dnia dowiedziałam się o wypadku przyjaciółki. Przeżyłam wtedy szok. Ten jasny przekaz przeraził mnie do szpiku kości. Wypadek spowodował uraz biodra, który Silvia wciąż leczy. Do tej pory czuję potworne wyrzuty sumienia przez świadomość, że z mojego powodu spotkała ją krzywda. Od tego nieszczęsnego dnia, kiedy drżałam o życie przyjaciółki, obiecałam sobie, że ochronię ją za wszelką cenę.

Ignazio nie przepada za moimi bratowymi, bo uważa, że zmiękczyły moich braci, aż stracili jaja, i przez nie mają klapki na oczach. To nie jest prawda. Moi bracia są bezwzględni, wyszkoleni i bezlitośni. Ich żony są po prostu światłem w tym szarym, brutalnym świecie.

Tylko ze względu na nie znoszę ten koszmar.

– Jestem do tego zdolny, wiesz o tym. Powiedz to na głos.

Przełykam ślinę, z całych sił próbując zablokować napływające do oczu łzy.

– Tak, jesteś do tego zdolny – jąkam płaczliwie.

– Nigdy o tym nie zapominaj – burczy, a potem rzuca mnie na kanapę.

Podpiera ramiona tuż obok mojej głowy, wsuwa mi palce we włosy i całuje zachłannie. Może mnie pieprzyć, przywykłam do tego, jednak pocałunek przypomina dotyk diabła.

***

Po długim, odprężającym prysznicu siadam w kuchni, wpatrując się w pysznie wyglądający makaron z moim ulubionym sosem. Niepewnie unoszę wzrok, by napotkać zatroskane spojrzenie gosposi.

Lidia wie o rozgrywającym się w naszym domu dramacie, jednak tak samo jak ja nie ma prawa do sprzeciwu. Gdyby otworzyła usta, mój mąż dobitnie by jej przypomniał, gdzie jest jej miejsce. Pewnego dnia poprosiłam ją, by na siebie uważała i nigdy się nikomu nie zwierzała. Nie spodobały jej się moje słowa, niemniej miała świadomość, do czego zdolny jest Ignazio. Lidia jest matką dwóch córek i babcią czworga wnucząt. To nie jest jej walka.

Patrzy na mnie z miną zbitego psa, a w jej oczach dostrzegam pytania, których nie wypowiada na głos. Delikatnie kręcę głową, dając jej niemy znak, by nie drążyła tematu. Mam pewność, że doskonale wie, co próbowałam zrobić. Nie jest głupia, naoglądała się wystarczająco wiele, by podejrzewać mnie o próbę samobójczą. Cieszę się, że rozumie mnie na tyle, by nie wypytywać. Nie chcę do tego wracać. Poniosłam porażkę, muszę unieść brodę i zmierzyć się z konsekwencjami.

Sądziłam, że zabicie się nie jest specjalnie trudne. Nie przewidziałam jedynie, że ktoś może spieprzyć moje plany. Ottavio wpadł wieczorem, żeby oddać Ignazio zestaw narzędzi, i napotkał w salonie moje leżące ciało. Tego nie przewidziałam. Mój mąż wyszedł i uprzedził, że nie wróci na noc, byłam więc pewna tego, że nikt mi nie przeszkodzi, stało się jednak inaczej.

***

Następnego dnia jedziemy na obiad do rodziców mojego męża oraz jego rodzeństwa, Amerigo i Cristiny. Odnoszę wrażenie, jakby mój mąż miał dwie twarze, które wybiera adekwatnie do sytuacji. W obecności rodziny Ignazio zachowuje się niczym wzór do naśladowania. Jest bardzo pewny siebie, odważny, męski. Bije od niego władza, która może przytłoczyć. Wystarczy jednak, że przekraczamy próg rodzinnej posesji Mancuso, a Ignazio zmienia się w potulnego baranka.

– Jesteście! – Słodki głos teściowej wyrywa mnie z zamyślenia.

Kiedy tylko mnie przytula, w moich oczach zbierają się łzy. Od śmierci ojca mam z matką ograniczony kontakt. Odcięła się i przeżywa żałobę w pojedynkę. Odkąd pochowaliśmy ojca, Vito zajął jego miejsce. Mimo tego, że tata ostatnio źle się czuł, nie sądziłam, że pokona go zawał serca. Byłam pewna, że jego śmierć będzie bolesna i okrutna, lecz cieszę się, że tak się nie stało. Z tego, co opowiadał Ottavio, poszło szybko. Mam nadzieję, że tata nie cierpiał, bo już dość przeszedł w swoim życiu. Przynajmniej śmierć była łaskawa.

– Pięknie wyglądasz, skarbie. – Elisabette odchyla mnie na długość ramion i ogląda całą, od góry do dołu.

Wysilam się na uśmiech, chociaż mam wrażenie, że wychodzi z tego grymas.

– Przykro mi, że byłaś w szpitalu. Ignazio wspominał, że ostatnio byłaś w złej kondycji.

Marszczę brwi, spoglądając na męża. Nic nie musi mówić, wystarczy mi wyraz jego twarzy.

– Jak się czujesz?

– Już wszystko jest w porządku. Śmierć ojca bardzo mnie przygniotła, pewnie stąd to całe osłabienie.

– Federico był dobrym człowiekiem. – Teść ujmuje moją dłoń i ściska pocieszająco.

Lubię go i żałuję, iż Ignazio się w niego nie wdał. Bernardo wiele razy śmiał się, że jego syn to cały dziadek, który chodził własnymi ścieżkami.

– Niestety na każdego przychodzi pora, moje dziecko. Głowa do góry, twój ojciec jest w lepszym miejscu.

Taką mam nadzieję.

***

Podczas wieczornego prysznica dołącza do mnie Ignazio. Staram się nie myśleć o tym, że ponownie weźmie moje ciało, nie zważając na moje samopoczucie oraz ostatnie wydarzenia. Nigdy nie zwraca uwagi na to, czy mam ochotę na zbliżenie, czy jestem w nastroju. Jego potrzeby są najważniejsze, a te mnie szczerze zadziwiają. Potrzebuje sporo seksu, bo pozwala mu się wyżyć oraz wyładować złość, jeżeli coś idzie nie tak, jak powinno. Bywają chwile, kiedy jest brutalny, a każde pchnięcie sprawia mi ból i rani duszę. Przyjmuję go w milczeniu, błądząc myślami jak najdalej, by się nie poddać, nie załamać, nie pokazać mu, jak bardzo mnie krzywdzi.

Od dawna nie czerpię przyjemności z seksu, może dlatego, że własny mąż nie stara się mnie zadowolić. Nigdy nie śmiałam narzekać albo poprosić o orgazm. Nie miałam go od dawna. Zapomniałam już, jakie to uczucie, i chociaż mogę, nie zadowalam się sama. Mąż obrzydził mi temat tak bardzo, że trudno jest mi sięgnąć w dół i zrobić to, czego on nie chce.

Od trzech lat żyję z tyranem przywdziewającym maskę. Nauczył tego również mnie. Tak jak on mam dwie twarze. Tę prawdziwą, którą zna tylko Ignazio – smutną i zrezygnowaną, oraz tę, jaką prezentuję rodzinie – szczęśliwą, z promiennym uśmiechem na ustach. Nie pamiętam, w którym momencie nauczyłam się tak dobrze grać, ale im dalej brnę, tym mocniej jestem przerażona. Dobiłam do granicy własnej wytrzymałości, Ignazio mnie stłamsił i przemienił w kogoś, kim nie chcę być. Chociaż mój charakter się buntuje i każe walczyć, przypominam sobie twarze Ariny, Maddie, Alessi oraz Silvii. To o ich bezpieczeństwo drżę, nie o własne.

Jego ciepłe, silne dłonie owijają się wokół mojej talii. Rzadko okazuje mi jakiekolwiek uczucie. Przeważnie przychodzi, bierze, co chce, i odchodzi, a jeśli jest zły, serwuje mi jeszcze kilka ciosów. Dlatego zachowuję czujność, a moje ciało jest w pełnej gotowości. Przy nim nie jestem w stanie się rozluźnić.

– Jak się czujesz? – szepcze mi do ucha, muskając ustami skórę tuż pod nim.

Próbuję uspokoić walące w piersi serce i nie panikować.

– W porządku – odpowiadam, gapiąc się w jasne płytki.

– Dzisiaj na obiedzie zachowywałaś się wzorowo. Tak trzymaj, kochanie – chwali mnie, składając pocałunek na moim karku.

Odsuwa się, po czym sięga po swój ulubiony żel. Obserwuję ukradkiem, jak wyciska niebieską maź na dłoń i wciera ją w ciało, nucąc pod nosem. Silny, umięśniony tors błyszczy od kropel wody i piany. Mój mąż to przystojny mężczyzna. Nigdy nie pomyślałabym, że ma tak mroczną duszę.

***

Budzi mnie dudniąca z dołu muzyka. Przecieram oczy, przekręcam głowę i wlepiam wzrok w cyfrowy zegar, który wskazuje trzecią nad ranem. Obok mnie nie ma Ignazio. Dociera do mnie, że urządza kolejną ze swoich imprez, których szczerze nienawidzę. Mój mąż ma w życiu dwa cele: godnie zastąpić ojca po jego odejściu i świetnie się bawić, niczego sobie nie odmawiając. Przypomina mi Domenico, który jeszcze niedawno szalał, nie zważając na zasady. Pił, imprezował i pieprzył panienki, a widok jego skacowanej twarzy wielokrotnie przyprawiał mnie o mdłości. Kocham brata, jest wspaniałym człowiekiem, jednak opinia, jaką sobie wyrobił, dosięgała i mnie. Koleżanki na uczelni wciąż plotkowały na jego temat, wręcz dumne, że wylądowały z nim w łóżku. Odchodziłam, nie chcąc tego słuchać, bo prócz odrazy czułam też trochę żalu, że Dom jest tak rozrywkowy. Na szczęście uległo to zmianie, Domenico się ustatkował, a jego życie wreszcie wskoczyło na właściwe tory. Niestety Ignazio nie przeszedł tej niesamowitej przemiany z mojego powodu. Mimo że jesteśmy małżeństwem, absolutnie się nie ogranicza. Robi to, na co ma ochotę, urządza imprezy, sprowadza kumpli, panienki i bawią się do samego rana w towarzystwie alkoholu i białego proszku.

Nie wiem, czy istnieje lepszy sposób na upokorzenie własnej żony.

Wzdrygam się, kiedy dobiega do mnie doping męskich głosów. Zapewne znowu urządzają dziecinne zawody we wlewaniu w siebie alkoholu, a kolejnego dnia będą męczyć się z kacem. Mam ochotę zakryć uszy poduszką albo wynieść się z tego domu w cholerę. Dawniej go uwielbiałam, ponieważ stoi tuż obok domu moich najbliższych, jednak teraz pragnę być jak najdalej stąd, by nie musieć męczyć się z mężem i jego pijanymi kolegami, których szczerze nie znoszę. Podchodzą pod trzydziestkę, a zachowują się gorzej niż nastolatkowie mający wszystko w nosie.

Przez hałas pęka mi łeb, a po ostatnich wydarzeniach nie doszłam jeszcze do pełnej formy. Nawet we własnym domu nie jest mi dane odpocząć.

Siadam gwałtownie, słysząc dźwięk otwieranych drzwi. W pokoju jest ciemno, jedynie blask padający z korytarza oświetla postać stojącą w progu. Wysoką, dobrze zbudowaną, ciemną. Jeśli to pijany Ignazio, mogę zacząć się modlić, bo przeczuwam, co się wydarzy. Zawsze po alkoholu wstępuje w niego diabeł.

– Ignazio? – szepczę, okrywając się kołdrą po samą szyję.

– Niestety nie.

Zamieram, słysząc znajomy głos. To Marco, mężczyzna będący dla mojego męża niemal bratem. Mam wrażenie, że znają się od kołyski, przyszli na świat dzień po dniu. Moja teściowa i matka Marco są najlepszymi przyjaciółkami. Niestety on sam jest chyba gorszy od mojego męża.

– Co ty tutaj robisz?

– Dawno się nie widzieliśmy. – Wsuwa dłonie w kieszenie spodni i nonszalanckim krokiem zmierza w moim kierunku.

Mam wrażenie, że mija wieczność, nim zatrzymuje się przy skraju łóżka. Nie widzę go zbyt dobrze przez panującą w pokoju ciemność, lecz wiem, że mężczyzna nie ma wobec mnie dobrych zamiarów.

– Może zejdziesz na dół? Świetnie się bawimy, dołącz do nas.

– Innym razem. Jest trzecia rano, chcę spać, więc jeśli możesz…

– Och, daj spokój. Nie bądź taka sztywna! – Śmieje się i jednym ruchem odrzuca ze mnie nakrycie.

Zrywam się na równe nogi, odsuwam jak najdalej od niego i próbuję nie wpaść w panikę. Moje szanse na wygranie walki z Marco są zerowe, a Ignazio na pewno nie przyjdzie mi z pomocą. Mogę sobie wyobrazić, w jakim jest stanie.

– Wiesz, że podobasz mi się od dawna, Gabrielle. Kusisz mnie, uwodzisz, zakładasz te krótkie sukienki.

Wybałuszam oczy, zaskoczona jego słowami.

– O czym ty mówisz? – pytam zdziwiona.

– Doskonale to wiesz. Jesteś cholernie seksowna, pragnę cię zerżnąć.

Na dźwięk tych słów mój żołądek się kurczy.

– Nie bądź wulgarny, Marco! To, że mówisz tak do dziwek w klubie, nie oznacza, że możesz tak mówić do mnie! Nie zapominaj, kim jestem i jakie możesz mieć z tego powodu problemy. Po prostu wyjdź.

– Nigdzie się nie wybieram, słodziutka – prycha rozbawiony, po czym przypiera mnie do ściany.

Tkwię w pułapce, a wokół mojego serca zaciska się stalowa obręcz strachu. Marco przewyższa mnie o głowę, jego postura jest potężna, a jego siła może zmieść mnie z powierzchni ziemi.

– Jesteś piękna. Tak długo na to czekałem – szepcze tuż przy moim uchu, sunąc palcem po odkrytym ramieniu.

Żałuję, że moja piżama składa się jedynie z szortów i koszulki na ramiączkach. Gdybym wiedziała, co się święci, założyłabym na siebie skafander!

– Przez tyle czasu mogłem na ciebie jedynie popatrzeć, nacieszyć oko twoim widokiem, ale przyszedł moment, w którym mogę cię mieć pod sobą.

– Masz zamiar mnie pieprzyć, kiedy mój mąż jest na dole?! Nie pozwoli ci na to! – Panikuję, próbując go odepchnąć.

– Tak się składa, że jest tak naćpany, że raczej mu to obojętne. Chcesz się przekonać?

Nie czeka na moją odpowiedź, chwyta mnie pod ramię i wlecze na dół. Zapieram się, próbuję wyrwać się z jego mocnego uścisku, niemniej moja walka nie robi na nim wrażenia.

– Tracisz jedynie energię. Daj spokój, przyda ci się za chwilę – mamrocze znudzony.

Wchodzimy do salonu, w którym znajdują się przyjaciele mojego męża oraz mnóstwo dziewczyn. Pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to trójkąt: Pablo leży na plecach, na nim dziewczyna, a za nią Serafino. Wszystko podchodzi mi do gardła, zwiastując zbliżającą się katastrofę.

– Tylko spójrz, jak dobrze się bawi. – Marco staje za mną, wsuwa palec pod mój podbródek i nakierowuje na Ignazio, bym na własne oczy mogła zobaczyć, jak posuwa drobną blondynkę, wypinającą dla niego tyłek.

Nie kocham tego bydlaka, nie czuję do niego nawet odrobiny sympatii, jednak upokorzenie boli. Ci wszyscy ludzie, których zaprosił do naszego domu, są świadkami orgii i jego zdrady. Nikt nie przypomina mu, że ma żonę. Ćpają i pieprzą, resztę mając gdzieś. To obrzydliwe.

– Widzisz? Twój mąż jest bardzo zajęty, więc nie sądzę, by w tym momencie obchodziło go, kto dobierze ci się do majtek.

– Daj mi spokój. – Próbuję go ominąć, ale udaje mi się dotrzeć ledwie do korytarza, bo jego silne dłonie obejmują mnie w talii i dociskają do umięśnionego torsu.

– Nie walcz ze mną, Gabrielle. Sprawię, że poczujesz się dobrze – mruczy ponuro, przerzuca mnie przez ramię i wchodzi na piętro.

Rozdział 2

Gabrielle

Mam świadomość, że mogę liczyć tylko na siebie. Mój mąż ma ciekawsze zajęcia niż pomoc żonie, którą zamierza zgwałcić jego najlepszy przyjaciel. Z jego siłą nie wygram, pozostaje mi jedynie racjonalne myślenie. Nie pozwolę, żeby ten skurwiel przeleciał mnie w moim domu, w małżeńskim łóżku, do którego właśnie zmierza.

Wchodzi do sypialni, zamyka drzwi i przekręca zamek, a ten dźwięk przyprawia mnie o ciarki.

Marco interesuje się mną od dawna. Na każdym spotkaniu wodzi za mną wzrokiem, oblizuje usta, jakby w jego głowie przelatywał scenariusz naszego zbliżenia. Nie mam pojęcia, czy Ignazio ma świadomość, o czym skrycie marzy jego kumpel, lecz w tym momencie to moje najmniejsze zmartwienie. Muszę walczyć!

– Ależ ja cię pragnę. Pozbądźmy się tej piżamy. – Przepełniony podnieceniem głos Marco wyrywa mnie z transu.

Otrząsam się i orientuję, że leżę pod jego ciężkim ciałem.

– Poczekaj! – Chwytam go za nadgarstki, blokując mu drogę do gumki moich spodenek. Szybko obmyślam plan, wiedząc, że nie mam zbyt dużego pola manewru. Pozostaje mi jedynie udawać, a to potrafię robić. Gram w grę z własnym mężem, nabrałam więc wprawy. – Dasz mi sekundę? Przygotuję się – oznajmiam zmysłowo, muskając ustami skórę jego szyi. W moje nozdrza uderza mocny zapach perfum.

– Chcesz się dla mnie przygotować? – pyta podejrzliwie.

– Skoro mój mąż dobrze się bawi, dlaczego ja nie miałabym zrobić tego samego?

Mężczyzna ściąga brwi, rozważając moje słowa. Boję się, że mój blef jest łatwy do przejrzenia, bo niewystarczająco się przykładam. Dla lepszego efektu unoszę biodra, czując wbijającą się we mnie erekcję. Do gardła podchodzą mi mdłości. Ignazio bierze moje ciało, kiedy ma na nie ochotę, nie pozwolę, aby robił to ktoś inny. Nie jestem zabawką, którą można przerzucać z kąta w kąt i się nią dzielić.

– W porządku. Masz trzy minuty. – Niechętnie się odsuwa, a gdy staję na nogi, jego palce sięgają do paska w dżinsach.

Jeśli mój plan nie wypali, będę miała solidne kłopoty.

– Tyle mi wystarczy. – Puszczam mu oczko, a następnie czmycham do łazienki i ostrożnie przekręcam klucz w zamku.

W pośpiechu rozglądam się po wnętrzu i oddycham z ulgą na widok dżinsów oraz białego T-shirtu. Po wczorajszej kąpieli z lenistwa nie wyniosłam ich do pralni, za co teraz dziękuję samej sobie.

Zrzucam piżamę, ubieram się i chwytam klapki. Nie jest to najbardziej wygodne obuwie, jednak ratuje mnie przed paradowaniem na bosaka. Zabieram jeszcze gumkę do włosów, spinam luźnego koka, a potem uchylam okno. Gdyby nie rynna, moja ucieczka skończyłaby się skręceniem karku, ewentualnie uszkodzeniem kręgosłupa. Zdarzyło mi się uciekać w ten sposób dwa razy, wtedy kiedy Ignazio za dużo wypił, więc wiem, co robić, by bezpiecznie wylądować na dole.

– Gabrielle?! – Marco nawołuje niecierpliwie.

– Już wychodzę! Sekunda! – krzyczę, po czym przekładam nogi na drugą stronę.

Rzucam klapki na trawę, a następnie ostrożnie zsuwam się w dół, modląc się gorliwie, bym dotarła tam w jednym kawałku. Nie zdołam wrócić tą samą drogą, ale w tym momencie mało mnie to obchodzi. Ponownie zostałam zmuszona do ratowania swojego tyłka i liczy się tylko to, by Marco mnie nie dorwał. O resztę będę martwić się później.

***

Dochodzi piąta rano, a ja nadal wałęsam się po mieście. To bardzo ryzykowne, zważając na fakt, że moja rodzina ma wrogów, a ja przebywam tu bez ochrony. Nie oddalam się jednak zbyt daleko, zostając na naszym terytorium.

Mogłabym pójść do któregoś z braci, ale wtedy zamęczyliby mnie pytaniami, na które nie mogę udzielić odpowiedzi. Już raz, w chwili słabości, poszłam do Domenico, a później waliłam w jego drzwi o trzeciej nad ranem. Bałam się, że połapie się w sytuacji, na szczęście jakoś udało mi się z tego wybrnąć. Oczywiście mój brat to uparty człowiek i nie odpuścił. W końcu wyznałam mu, że poroniłam. Ukryłam jednak fakt, że przyczynił się do tego mój mąż. Domenico nie prosił o szczegóły, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. Nie miałam ochoty na zwierzenia, wyrazy współczucia albo smutne spojrzenia.

Rodzice wiedzieli, że nie chcę mieć dzieci przed dwudziestym piątym rokiem życia, i nigdy na mnie nie naciskali. Ciąża przydarzyła nam się niespodziewanie, kiedy byłam w trakcie zmiany tabletek. Vito i Ottavio pragnęli potomka, ale mój mąż miał do tego inne podejście. Twierdził, że był zbyt młody, by pchać się w pieluchy, nieprzespane noce i „wieczne darcie mordy”. Na deser dodał, że nie mógłby patrzeć, gdybym z każdym miesiącem tyła, tracąc seksapil. Właśnie dlatego tak bardzo ucieszyłam się na wieść o ciąży. Miałam odrobinę nadziei, że Ignazio straci zainteresowanie mną i będzie odwiedzał swoje panienki, by sobie ulżyć. Niestety wystarczyła jedna kłótnia, jego złość oraz cios, który odebrał mi nasze dziecko.

Ledwie co przyswoiłam wiadomość o ciąży, a on nagle wszystko zniszczył. Nie odczuwał z tego powodu wyrzutów sumienia, zachowywał się tak, jakby nic się nie stało, jakby nie zabił rozwijającego się życia. Nie chciałam mieć z nim dzieci, ponieważ traktował mnie okropnie, i czułam, że w ten sam sposób zachowywałby się wobec naszego syna albo córki. Teraz chroniłam jedynie siebie, nie jestem pewna, czy byłabym w stanie ochronić również dziecko. Ignazio bywał nieprzewidywalny. Czasem bałam się nawet zastanawiać nad tym, co wymyśli dla mnie kolejnego dnia albo jaki znajdzie powód do następnego wybuchu.

O siódmej trzydzieści wchodzę do małej kawiarenki. Zamawiam kawę i zajmuję miejsce przy oknie. W kieszeni dżinsów znalazłam kilka drobnych, dzięki czemu mogę delektować się mocną kawą z mlekiem oraz jagodowym muffinem.

Podpieram brodę na dłoni i obserwuję budzącą się do życia ulicę. Ludzi o tej porze jest jeszcze niewielu, ponieważ znajduję się w miejscu oddalonym od centrum.

Ciekawi mnie, co zrobił Marco, kiedy zorientował się, że uciekłam. Na pewno nie poszedł się poskarżyć, bo mój mąż z pewnością nie byłby zadowolony, gdyby wiedział, że jego najlepszy przyjaciel próbował przelecieć mu żonę. A może się mylę? Może Ignazio się na to zgodził? Udowodnił mi, że nie ma hamulców, więc właściwie takie zachowanie nawet nie powinno mnie zdziwić. Obawiam się jedynie tego, że Marco przy następnej okazji będzie próbował dokończyć to, co mu przerwałam. Pogodziłam się z tym, że gwałci mnie mąż, ale nie pozbierałabym się, gdyby zrobił to ktoś inny.

***

Wracam do domu kilka minut po ósmej. Zakradam się do środka, a w holu natykam się na Lidię, która patrzy na mnie zaskoczona. Lubię ją, ponieważ stoi po mojej stronie i rozumie, jakim potworem jest Ignazio. Kobieta puszcza mi oczko, bez słowa czmycha do kuchni, a ja ruszam w stronę schodów. Kiedy mijam salon, wzdycham zrezygnowana. Lidia pewnie od rana uwija się jak w ukropie, żeby posprzątać ten syf. Mój mąż przekroczył wszelkie granice przyzwoitości, zachowując się w ten sposób i przyprowadzając tu inne kobiety. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego tak bardzo się zmienił po wciśnięciu mi na palec obrączki.

Godzinę później siedzę w salonie i wertuję notatki. W poniedziałek powinnam oddać pracę na zaliczenie, ale jej napisanie idzie mi bardzo opornie.

W duszy śmieję się na głos, ponieważ studia są tylko moje, Ignazio nie ingeruje w tę dziedzinę. Fakt, że studiuję, doprowadza go do wściekłości, bo według niego żona powinna godnie reprezentować nazwisko i być w pełni posłuszna mężowi. Potwornie go wkurwia, że chcę coś osiągnąć i być chociaż odrobinę niezależna. Próbował nawet namówić ojca, bym zrezygnowała z nauki, jednak tatuś stanął po mojej stronie. Zapewnił Ignazio, że to w niczym nie przeszkadza, i wymusił na nim obietnicę, że moją edukację zostawi w spokoju. To podsyciło jego gniew jeszcze bardziej i tego samego wieczora wyżył się na mnie. Cierpiałam w samotności, całkowicie zamknięta w sobie, ale pogodzona z losem.

Przed południem przy moim boku pojawia się Ignazio. Ściskam trzymany w dłoni długopis i obserwuję, jak mężczyzna zajmuje miejsce w fotelu, zakłada nogę na nogę i wlepia we mnie wzrok. Próbuję odgadnąć, w jakim jest nastroju, lecz wyraz jego twarzy pozostaje tak obojętny, że mam na to marne szanse. Odnoszę wrażenie, że jest wyciosany z kamienia. Zaczynam się zastanawiać, czy rozmawiał z przyjacielem. Czy Ignazio wie, co próbował zrobić Marco? Czy wie, że uciekłam, aby się bronić?

Jego twarz wygląda jak po zderzeniu z ciężarówką: jest nieogolony, rozczochrany, sponiewierany przez dragi i alkohol. Tak wiele razy zastanawiałam się, czy to wszystko jest tego warte. Nie rozumiem, jak można wlewać w siebie procenty, wciągać kreskę, żeby na moment odlecieć, a kolejnego dnia przeżywać męczarnie.

– Słyszałem, co się wczoraj wydarzyło – zaczyna beznamiętnie, a w moim gardle pojawia się nieprzyjemna suchość. – Wiem, co próbował zrobić Marco.

Wpatruję się w niego szczerze zaskoczona. Kiedy mu o tym powiedział? Przecież obaj byli nieźle wstawieni, a gdy wróciłam, jedynym śladem obecności jego kumpli był bałagan.

– Powiedział ci? – pytam z niedowierzaniem.

– Owszem. Rozmawialiśmy nad ranem. Nie myśl sobie, że nie widzę, jak za każdym razem pożera cię spojrzeniem. – Mruży oczy, bębniąc palcem po brodzie.

Tak, też to czuję, bo spojrzenie Marco jest tak intensywne i nachalne, że aż dusi.

– Wyznał, że do niczego nie doszło.

– Tylko dlatego, że uciekłam – wypalam bez zastanowienia.

– Uciekłaś? – dopytuje, unosząc brwi w zdziwieniu.

– Tak, przez okno w łazience. Gdybym tego nie zrobiła, Marco by mnie zgwałcił.

Zapada między nami cisza. Wpatrujemy się w siebie, jakbyśmy chcieli poznać swoje myśli. Jestem ciekawa, czy Ignazio obiłby mordę przyjacielowi, gdyby posunął się dalej. Kogo by wybrał? Żonę czy człowieka, którego uważa za brata?

– Mówiłem mu, że nie może cię tknąć – cedzi przez zęby. – Jeśli chce patrzeć, droga wolna, nie zabronię mu, ale to wszystko, co może zrobić. Należysz do mnie, Gabrielle.

– Ja o tym wiem, jednak czy Marco również?

Ignazio wstaje, podchodzi bliżej mnie i kuca tuż przy moich kolanach. Wsuwa palec pod moją brodę i zmusza, bym uniosła głowę, a każdy nerw w moim ciele staje na baczność. Właśnie tak działa na mnie jego dotyk. Sprawia, że jestem czujna, przygotowana na najgorsze. Od dawna nie okazał mi krzty dobroci, podejrzewałam nawet, że nie jest do tego zdolny.

Gdy nasze oczy się spotykają, patrzę w te ciemne, zionące pustką tęczówki. Przypominam sobie dzień, kiedy ojciec mi go przedstawił. Posłał mi czarujący uśmiech, ucałował dłoń, a na dźwięk jego głębokiego, ochrypłego głosu zrobiło mi się gorąco. Wywarł na mnie dobre pierwsze wrażenie, spodobał mi się, bo był wysoki, dobrze zbudowany, zadbany i kulturalny. Odnosił się do mnie z szacunkiem, co rusz prezentował mi dżentelmeńskie maniery – odsuwał krzesło, przepuszczał w drzwiach, obdarowywał kwiatami. Wtedy myślałam, że chwyciłam pana Boga za nogi. Taki facet, przyszły boss, miałby zostać moim mężem? Miałam ochotę całować ojca po rękach.

Mężczyźni w mafijnym świecie byli odważni, pewni siebie, groźni. Emanowali władzą, nie cackali się z wrogami i nie wahali się utemperować pyskatej żony. Ojciec zapewniał, że nie odda jedynej córeczki w niewłaściwe ręce. Widziałam tak wiele, że nawet nie marzyłam o bajkowym życiu, dobrym mężu noszącym mnie na rękach i budzącym mnie słowami miłości. Dlatego byłam wdzięczna ojcu za to, że postanowił oddać moją rękę właśnie Ignazio. Jak to jednak w życiu bywa – pozory mylą.

– Gabrielle?

Potrząsam głową, niechętnie wracając do rzeczywistości.

– Pytałem, jak się obroniłaś, zanim uciekłaś? Marco to silny mężczyzna.

Zastanawiam się, czy powinnam wyznać prawdę, czy skłamać. Jestem pewna, że nie spodoba mu się to, co powiem, niemniej zdaję sobie sprawę, że kłamstwo ma krótkie nogi. Być może wie wszystko od Marco, a tym pytaniem po prostu mnie sprawdza.

– Powiedziałam, żeby dał mi chwilę, zanim się zabawimy – wyznaję ze skruchą.

– Ach, tak? – Uśmiecha się kącikiem ust.

– Nigdy nie poszłabym z nim do łóżka z własnej woli. Musiałam grać na czas.

– Mądra dziewczynka – chwali mnie, głaszcząc po włosach.

Patrzę na niego z dozą niepewności, nie wiedząc, skąd wzięło się to dziwne zachowanie.

– Widziałem cię na dole.

– Zmusił mnie, żebym zobaczyła, jak świetnie się bawisz.

– Wiesz, jak bardzo to lubię, prawda?

Przytakuję posłusznie bez słowa.

– Nie zdołam tego zmienić, kochanie, taki już jestem – tłumaczy spokojnie, choć wcale nie chcę tego słuchać. Dla mnie jest skurwielem lubiącym przemoc, pieprzenie dziwek i sprowadzanie ich pod dach mojego domu. – Lepiej będzie, jeśli twoje usta pozostaną zamknięte. Chyba nie chcesz, żeby komuś stała się krzywda?

– Nie chcę – wykrztuszam przez ściśnięte gardło.

Na samą myśl o tym, że przeze mnie dziewczynom mogłoby coś grozić, mój żołądek zawiązuje się w supeł.

– Dobra decyzja. Wiem, jak bardzo kochasz bratowe i przyjaciółkę.

– To prawda. – Gdybym mogła, wbiłabym mu pięść w tchawicę, by przestał mnie straszyć. – Już późno. Pamiętasz o wizycie u dentysty?

Zmieniam temat, póki jeszcze czas.

– Och, Gabrielle! – Pochyla się i wybucha śmiechem.

Moje ciało napina się niczym struna, jakby wiedziało, że Ignazio jest zagrożeniem.

– Moja piękna żona. Jestem szczęściarzem, że należysz do mnie. – Po tych słowach składa na moich ustach pocałunek. Najbardziej zaskakuje mnie tym, jak jest czuły i delikatny. Nie zaznałam tego od dnia naszego ślubu.

Jego czułość martwi mnie jeszcze bardziej.

***

Wieczorem odwiedzam Maddie, która ślęczy nad książkami. Kilka dni temu rozpoczął się nowy rok akademicki, a moja bratowa nie zamierza rezygnować z nauki po ślubie. Domenico nie ma nic przeciwko temu i nie zamierza jej ograniczać. Nawet fakt, że posiada ochroniarza, już jej tak nie przeraża. Maddie przekonała się, w jak niebezpieczny świat wkroczyła. Kiedy się dowiedziałam, że miesiąc temu ona i Domenico zostali postrzeleni, moje serce niemal rozerwał ból. Byłam przerażona, gdy dotarłam do szpitala i zobaczyłam zapłakaną matkę. Spodziewałam się najgorszego, na szczęście ktoś nad nimi czuwał i wyszli z tego bez szwanku.

– Hej. – Siadam na podłodze tuż obok bratowej i cmokam ją w policzek. – Uczysz się o tej godzinie?

– Nie, przepisuję notatki z wczoraj, ponieważ Domenico nie puścił mnie na zajęcia! Nie chcesz wiedzieć z jakiego powodu. – Puszcza mi oczko i zawstydza się uroczo.

Och, już ja znam ten powód.

– Jak się czujesz? – pyta po chwili.

– Wspaniale – odpowiadam z uśmiechem.

Maddie podpiera łokieć na stole, brodę na dłoni i patrzy na mnie podejrzliwie. Wytrzymuję jej spojrzenie, nie odwracam głowy, dając jej do zrozumienia, że mówię prawdę. Jestem pewna, że mi nie wierzy, jak cała rodzina. Nie jestem na tyle głupia, by przyznać się do tego, co próbowałam zrobić. Wersja o wypadku musi ich zadowolić.

– Wiesz, że możesz być ze mną szczera?

– Oczywiście, że wiem. Naprawdę czuję się dobrze, Madds.

– Jeśli coś będzie nie tak, powiesz mi? – pyta z nadzieją.

– Tak, powiem – zapewniam, uśmiechając się szeroko. – Może wybierzemy się gdzieś z dziewczynami? Na zakupy lub masaż?

– Brzmi świetnie! Niedawno widziałam odlotowy płaszczyk w musztardowym kolorze. Muszę go mieć.

Unoszę brwi z zaskoczeniem. Maddie do przetrwania potrzebuje niewiele. Nie znam innej kobiety, która miałaby tak skromnie wyposażoną szafę. Oczywiście to nie zadowala mojego brata, jednak nie ma na to wpływu. Maddie twardo oświadczyła, że ma się nie wtrącać w kwestię jej garderoby. Domenico najchętniej dałby jej wszystko, czego tylko zapragnie, jednak moja bratowa to skromna dziewczyna i nie sądzę, by prosiła go o więcej, niż potrzebuje. Dlatego szokuje mnie, kiedy wyznaje, że chce mieć płaszczyk.

– Świetnie! Porozmawiam z Alessią i Ariną. Namówię je na babski wypad.

– Vito nie lubi, kiedy Ari się od niego oddala. – Maddie wzdycha, jakby szczerze jej współczuła.

Cóż, jest nas dwie. Vito czasami naprawdę ostro przesadza, aż mam ochotę kopnąć go w tyłek. Rozumiem troskę i fiksację po tym, co spotkało Arinę, ale minęły trzy lata, więc powinien wreszcie wziąć się w garść!

– Nie obawiaj się, urobię go. Kocha mnie, zrobię minę szczeniaka i będę miała gościa w kieszeni. – Chichoczę, a Madds szybko do mnie dołącza.

***

Wracam do domu w lepszym nastroju. Spotkanie z jedną z bratowych zawsze ładuje moje akumulatory i poprawia mi samopoczucie. Babski dzień dobrze nam zrobi, będziemy mogły pobuszować po sklepach, porozmawiać i napić się dobrej kawy. Po ostatnich wydarzeniach potrzebuję odrobiny rozluźnienia.

– Gdzie byłaś?

Przystaję, mierząc się z surowym spojrzeniem męża. Stoi na środku salonu, z założonymi na torsie rękami, i mruży oczy. Czuję gęsią skórkę, kiedy się tak we mnie wpatruje, mimo wszystko zachowuję spokój, wchodzę do środka i opieram plecy o ścianę. Ubrany w eleganckie spodnie oraz czarną koszulę, prezentuje się mrocznie i poważnie.

– U Maddie – informuję. – Coś się stało?

– Nie. Wychodzę na spotkanie – oświadcza, sięgając po zawieszoną na oparciu fotela marynarkę. – Zapewne wrócę późno.

Nigdy nie spowiadał mi się ze swoich wyjść, więc ciekawi mnie, dlaczego robi to tym razem.

– Mam nadzieję, że spotkanie przebiegnie według twojego planu.

– Również na to liczę. – Poprawia mankiet i podchodzi bliżej, cały czas patrząc mi w oczy.

Nie pochylam głowy, odważnie utrzymując kontakt wzrokowy. Ignazio ma piękne, ciemne oczy, są niemal jak dno piekła.

– W piątek czeka mnie spotkanie z przyjaciółmi, będziesz mi towarzyszyć. Kup sobie piękną kreację, muszę się tobą pochwalić.

Mam ochotę przewrócić oczami, czego oczywiście nie robię. Nie chcę go zdenerwować, poza tym mam świadomość, jak bardzo lubi prezentować mnie kumplom. Patrzą na mnie w ten sam sposób jak Marco: zachłannie, pożerając mnie spojrzeniem.

– Do zobaczenia. – Pochyla się, chwyta w palce mój podbródek i składa na ustach chciwy pocałunek.

***

Nazajutrz wybieramy się z dziewczynami na zakupy. Galeria Umberto I znajduje się w centrum Neapolu. Wyróżnia się niesamowitą architekturą oraz szklanym dachem. To jedno z moich ulubionych miejsc na zakupowe szaleństwo. Po przekroczeniu progu uśmiecham się na widok czerwonej sukienki przywołującej mnie z wystawy.

Alessia kręci głową, kiedy wchodzę do środka, przymierzam to cudo i wychodzę biedniejsza o dwa tysiące euro. Chcę dzisiaj zaszaleć, odprężyć się i spędzić czas ze wspaniałymi dziewczynami.

Uwielbiam wszystkie z nich. Nawet Maddie, do której byłam na początku uprzedzona, skradła moje serce. Domenico oszalał na jej punkcie, sprzeciwił się ojcu i postanowił, że ją poślubi, chociaż na horyzoncie pojawiła się Charlotte. Nigdy nie spodziewałabym się po bracie takiego uporu i determinacji. Postawił na swoim i wziął cichy ślub, czym zszokował cały mafijny światek. Jedni go za to szanowali, inni potępiali. Nosił ważne i cenione nazwisko, nie powinien był wywijać takiego numeru, jednak mój brat zawsze chadzał własnymi ścieżkami.

Cieszyłam się szczęściem Domenico i Maddie. Każdy z moich braci, mimo zaplanowanego z góry życia, odnalazł się w trudnej sytuacji i chronił bliskich. Vito miał wspaniałego syna, rosnącego jak na drożdżach, a Ottavio oczekiwał potomka, który powinien przyjść na świat już niebawem. Było kwestią czasu, aż Domenico weźmie się do roboty i oświadczy, że niebawem zostanie ojcem.

Zostałam tylko ja. Nieszczęśliwa, samotna, żyjąca u boku człowieka, który wywrócił mój świat do góry nogami. W głębi serca czuję, że powinnam coś z tym zrobić, skrócić swoją mękę i utrzeć mu nosa. Bywają dni, kiedy moja odwaga wychodzi na pierwszy plan, pchając mnie do ujawnienia bliskim, w jakim koszmarze tkwię. Potem na horyzoncie pojawia się mój mąż, samym spojrzeniem pokazując mi to, czego nie musi mówić na głos. Każdego dnia drżę o życie Alessi, Ariny i Maddie, a także Silvii, która już ucierpiała przez tego bezdusznego sukinsyna. Ignazio nie ma skrupułów i jeśli robię coś, co mu się nie podoba, po prostu ponoszę za to karę. Z każdym dniem jestem coraz bardziej wyczerpana, a po nieudanej próbie samobójczej zwątpiłam, że kiedykolwiek uwolnię się od życia, którego nienawidzę.

Kiedy trzy godziny później zajmujemy miejsce w przytulnej kawiarence i zamawiamy kawę oraz lody, dziewczyny wymownie na mnie spoglądają. Spinam się, przeczuwając, jakie zaraz padną pytania. Dlatego dotąd ich unikałam. Nie chcę rozmawiać, nie potrzebuję litości. Dziewczyny wcześniej nie zapytały wprost, ale widocznie teraz nadszedł odpowiedni moment. Jestem pewna, że bracia zachęcali je do poruszenia tematu, licząc na to, że może im wyjawię prawdziwy powód. Sęk w tym, że nawet gdybym chciała to zrobić, nie mogę ryzykować, dlatego trzymam się fałszywej wersji.

– Wiemy, że nie chcesz o tym rozmawiać… – Arina zaczyna niepewnie, posyłając mi jedno z tych swoich współczujących spojrzeń.

Nie potrzebuję tego. Nie chcę, by ktokolwiek mi współczuł, ponieważ to sprawia, że czuję się jeszcze gorzej. Jestem silna, poradzę sobie sama.

– Jednak sprawa jest poważna, Gabrielle, dlatego zapytam wprost. Dlaczego chciałaś się zabić? – Kręci głową, jakby nadal nie wierzyła w to, jak daleko się posunęłam. – Co popchnęło cię do tak strasznego czynu, kochanie? Nam możesz powiedzieć.

– Nie chciałam się zabić.

Jak na zawołanie wszystkie przewracają oczami.

– Przesadziłam z ilością tabletek, byłam po prostu zmęczona. Nie sądziłam, że tak mnie zetną.

– Nie rozumiem, dlaczego nas okłamujesz. – Alessia wzdycha, a ja tracę cierpliwość.

– Proszę, dajcie już spokój – mamroczę, wlepiając wzrok w filiżankę z kawą. – Zostawcie ten temat, ja go zamknęłam. Nic wielkiego się nie stało. Żyję.

– Boże, nie masz pojęcia, o czym mówisz! – oburza się Arina, wyrzucając ręce w górę. – Umieraliśmy z niepokoju, twoja matka prawie dostała zawału, bracia powariowali, a ty mówisz, że mamy odpuścić temat? No tak, przecież to nic wielkiego – prycha wkurzona, spoglądając na Maddie oraz Alessię, które siedzą widocznie zszokowane. – Tylko wzięłaś za dużo prochów, prawda? Machnijmy na to ręką, żyjmy dalej i udawajmy, że nic się nie stało. Hej, to przecież błahostka – kpi.

– Arino. – Maddie ujmuje jej dłoń i niemo przekazuje, by odpuściła.

Zaciskam usta, unikając ich spojrzeń, i marzę o spokoju. Najchętniej wsunęłabym się pod kołdrę, okryła nią po samą szyję i udawała, że nie istnieję.

Chyba nie jestem jeszcze gotowa na to, by przebywać z rodziną.

***

Wchodzę do domu późnym popołudniem, po czym odkładam kilka toreb na podłogę, tuż obok butów, które zsuwam ze stóp. Cieszyłam się na ten babski dzień, liczyłam na to, że miło spędzę czas z dziewczynami i było tak… do czasu. Arina nieświadomie zepsuła mi cały wypad. Wiem, że się martwi, chce dla mnie dobrze, jednak im więcej będę o tym mówić, tym trudniej będzie mi wrócić do rzeczywistości.

Nad moją głową wiszą czarne chmury. Po wyjściu ze szpitala czuję się przygnębiona, zmęczona, wyprana z emocji. Ignazio mi nie pomaga, a rozkaz milczenia dobija mnie coraz bardziej. Pod wpływem tych myśli zastanawiam się, czy nie powtórzyć mojej próby. Teraz mam większe doświadczenie i wiem, jak uniknąć błędów. Jestem tchórzem, nie mam więc odwagi wpakować sobie kulki w łeb albo skoczyć z klifu. Taka śmierć mnie przeraża, boję się, że przed końcem musiałabym się jeszcze wycierpieć. Dlatego wybrałam tabletki, by odejść spokojnie we śnie. Teraz wyjechałabym gdzieś za miasto, na odludzie, by nikt mnie nie znalazł. Połknęłabym garść tabletek, patrząc na piękny zachód słońca, i odeszłabym spokojnie, bez bólu i strachu.

Po prysznicu, który mnie odpręża i chwilowo odgania natłok myśli, wcieram w skórę pachnący balsam i przyglądam się sobie w lustrze. Powinnam lekko podciąć włosy i wybrać się do kosmetyczki na regulację brwi. Dawniej tego typu rzeczy sprawiały mi ogromną radość, teraz sytuacja uległa zmianie. Na początku małżeństwa dbałam o siebie z myślą o mężu, chociaż nigdy nie skomplementował mojego wyglądu albo kreacji na przyjęcie. Za to rugał mnie, jeśli zakładałam coś, co mu się absolutnie nie podobało.

– Gdzie byłaś?

Podskakuję, słysząc dochodzący zza pleców ostry jak brzytwa głos Ignazio. Odwracam się i tyle wystarczy, bym wiedziała, w jakim jest nastroju.

– Nie odezwałaś się przez cały dzień! Gdzie się szlajałaś?

– Spędziłam dzień z Alessią, Maddie i Ariną. Nie denerwuj się, byłyśmy tylko na zakupach i w kawiarni.

– Czy nie wyraziłem się jasno, że zawsze chcę wiedzieć, dokąd i z kim idziesz ? Gdzie był twój ochroniarz?

– Towarzyszył nam przez cały czas – odpowiadam zgodnie z prawdą, okrywając nagie ciało kocem.

Ignazio uśmiecha się chytrze, zsuwa marynarkę i rozpina spodnie, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Miałem zbyt ciężki dzień, by zamartwiać się jeszcze o ciebie. Ojciec wciąż marudzi, nic mu nie pasuje i doprowadza mnie do jebanego szału! Czasami mam ochotę wpakować mu kulkę między oczy i uwolnić się od jego pierdolenia – burczy, a następnie wchodzi do łazienki.

Po chwili słyszę szum wody. Siedzę oniemiała, zaskoczona jego słowami. Czy mówił poważnie? Naprawdę posunąłby się tak daleko i zabił własnego ojca?! Mój Boże, to niewiarygodne! Gdyby ta wieść rozniosła się w mafijnym świecie, Ignazio mógłby ponieść ogromne konsekwencje. Kto wie, jak zareagowaliby na taki obrót spraw ludzie mojego teścia? Bernardo jest dobrym, sprawiedliwym i wyrozumiałym człowiekiem. Traktuje mnie jak własną córkę, nigdy nie okazał mi braku szacunku. Lubię go i chętnie słucham opowieści, jakimi raczy mnie przy herbacie. Ignazio nie zasłużył na takiego ojca ani na miano bossa, które przejmie po odejściu Bernardo z tego świata.

Trzask drzwi przywraca mnie do rzeczywistości. Wzdrygam się, czując na karku ciepłe usta męża.

– Pięknie pachniesz – mruczy, przerzucając moje włosy na prawe ramię.

Martwi mnie jego zachowanie, a czułość tylko wzmaga niepokój.

– Zsuń ten koc, kobieto, i się odwróć.

Bez sprzeciwu wykonuję jego polecenie. Odkładam koc na fotel, odwracam się i poddaję, kiedy szarpnięciem przyciąga mnie do umięśnionego ciała.

– Taka piękna. I cała moja. – Zatrzymuje wzrok u zwieńczenia moich ud. – Przygotuj się, to będzie długa noc – zapewnia.

Jednym ruchem przerzuca mnie na brzuch i pociąga za biodra, unosząc je. Nie ma mowy o grze wstępnej albo podarowaniu mi odrobiny przyjemności. To nie ja się tutaj liczę. Dlatego gdy wbija się we mnie z całej siły, zaciskam usta i pięści, by stłumić ból i przetrwać.

Rozdział 3

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 4

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 5

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 6

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 7

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 8

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 9

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 10

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 11

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 12

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 13

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 14

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 15

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 16

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 17

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 18

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 19

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 20

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 21

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 22

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 23

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 24

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 25

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 26

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Epilog

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Podziękowania

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.