Bo jutra nie będzie - Kacprzyk Monika - ebook + książka

Bo jutra nie będzie ebook

Kacprzyk Monika

4,6

Opis

Zawsze bałam się takiej chwili, która w ułamku sekundy potrafi wywrócić życie do góry nogami i sprawić, że nic już nie będzie takie samo. Wiedziałam doskonale, że los to złośliwy sukinkot, który tylko czyha, żeby w najmniej spodziewanym momencie, nie pukając do drzwi, zesłać na nas jak największy strach. Po prostu wejdzie i zabierze sobie część uciułanego z wielkim mozołem szczęścia. No i jak na prawdziwie szczodrobliwy los przystało, nigdy nie zapomni pozostawić po sobie bólu, który rozrywa serce, i pustki trudnej do ogarnięcia przez lata.

Właśnie w taki sposób wtargnęli do mojego życia Grzesiek i Sebastian. Gwałtownie i bez uprzedzenia, niosąc ze sobą wiatr i burzę i zmieniając na zawsze wszystko, co było dla mnie bezpieczną przystanią. Byli moją miłością i moim przekleństwem.

A ja każdemu z nich pozwoliłam, aby uczynił z mojego życia piekło…

 

Fragment książki

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 310

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (23 oceny)
19
1
2
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
polaraksa0101

Nie oderwiesz się od lektury

świetna historia tylko nie z moim zakończeniem
00
Korteress55

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam serdecznie.
00
wioolcia

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

Otrzymujemy historie,która dogłębnie porusza serce czytelnika sprawiając,że na długi,długi czas zostaje ona w pamieci. Jest to historia Klaudii,która w swoim życiu przeżywa piekło spowodowane przez męża Grześka.Ma z pozoru wszystko,a tak naprawdę jest samotna. „Nie mam już siły walczyć,a nie potrafię tak dłużej żyć…poddaje się..chyba mie potrafię uszczęśliwić ani siebie,ani mężczyzny” Nowo poznany Sebastian wnosi do jej życia długo oczekiwane uczucia❣️Czy stanie się jej kołem ratunkowym? Podczas czytania towarzyszymy Klaudii w czasie trudnych chwil swojego życia.Razem z nią przeżywałam jej emocje,ból i strate.Ciężko to wszystko opisać.Trzeba o tym koniecznie przeczytać i razem przeżywać jej emocje. Poruszany temat depresji z którym zmaga się od lat Klaudia uczy czytelnika,że jest to podstępna choroba,którą może zmagać sięosoba mająca prace,dom,rodzinę,pieniądze…bo pojawia się niepytana w najmniej oczekiwanym momencie… „-Nie uciekam od życia…Ja tylko chcę uciec od tego,co przynosi s...
00
ALICJA1606

Dobrze spędzony czas

Warta przeczytania,
00

Popularność




Tekst © copyright by Monika Kacprzyk

Copyright for Polish Edition © by Monika Kacprzyk, 2023

All rights reserved.

Tytuł: Bo jutra nie będzie

Redaktor: Małgorzata Burakiewicz

Korekta: Ewa Mościcka

Skład: Gracjan Branicki

Projekt graficzny okładki:Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Zdjęcie na okładce: LightFieldStudios / istockphoto.com

Dystrybucja i sprzedaż: Ateneum M. Kogut, A. Zegiel Spółka komandytowa

Druk i oprawa: TOTEM.COM.PL Sp. z o.o. Sp. k.

Książkę wydrukowano na papierze Creamy 70 g

https://www.monikakacprzyk.pl

https://www.facebook.com/monikakacprzyk.autor

https://www.instagram.com/monikakacprzyk.autor

Wydanie I

Sulejów 2023

ISBN: 978-83-959333-5-6

Ta powieść jest fikcją literacką i wytworem wyobraźni autorki. Wszelkie podobieństwo do realnych osób i zdarzeń jest niezamierzone i całkowicie przypadkowe.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kodowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych w całości lub w części tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.

Od autorki

Drogi Czytelniku!

Gdyby ktoś mnie zapytał, jak się pisze książki, jedyną odpowiedzią, jakiej mogłabym dzisiaj udzielić, byłoby: nie wiem. Mimo to oddaję w Twoje ręce, drogi Czytelniku, moją trzecią powieść Bo jutra nie będzie, choć ze względu na chorobę napisanie całości musiałam odłożyć na ponad rok.

Kiedy już myślałam, że nigdy jej nie skończę i niczego więcej nigdy nie wydam, bo sama myśl o otwarciu laptopa sprawiała mi wręcz fizyczny ból, we wrześniu ubiegłego roku przyszedł jednak moment, że znowu poczułam natchnienie. I mam nadzieję, że chęć pisania zostanie ze mną na długo.

Ta powieść ma dla mnie szczególne znaczenie. Dedykuję ją wszystkim, którzy walczą z ciężką, wyniszczającą chorobą, jaką jest depresja. Doskonale wiem, jak trudne wtedy staje się życie i jakim wyzwaniem bywa każda najdrobniejsza codzienna czynność, którą chce się wykonać.

Gdy piszę ten tekst, jest początek stycznia. Trzy tygodnie wcześniej, a dokładnie dwa dni przed Wigilią, w miejscowości, w której pracuję, na strychu powiesił się piętnastoletni chłopiec. Dwa tygodnie przed tym zdarzeniem samobójstwo popełnił znany mi kierowca autobusu. A jeszcze wcześniej pewna młoda dziewczyna wyszła na tory. Nie. Nie przeżyła.

To są przykłady tylko z mojego najbliższego otoczenia i jedynie z ostatnich trzech miesięcy.

Osoby cierpiące z powodu depresji najlepiej wiedzą, jak kusząca jest chęć skończenia z tym wszystkim, co przynosi strach, ból i cierpienie… Ale czy na pewno wiedzą to wszyscy?

Ja wiem na pewno…

To nie jest książka naukowa. Jej motywem przewodnim nie jest depresja, tylko – jak we wszystkich moich powieściach – miłość. Starałam się jednak przemycić do niej wątek choroby i wpleść go w losy bohaterów.

Również dedykacja ma zwrócić uwagę na problem depresji jako ciężkiej choroby, ponieważ świadomość tego zagadnienia jest zdecydowanie niewystarczająca.

Niestety sama się o tym przekonałam…

Większość osób chorujących na depresję stara się nie epatować swoją chorobą, natomiast z całych sił próbuje funkcjonować normalnie. Jeśli nie wiecie, o czym mowa, to wygooglujcie sobie, proszę, hasło „uśmiechnięta depresja”…

Jak to było ze mną? Otóż w odróżnieniu od mojej bohaterki, w moim przypadku kroplą, która przepełniła czarę, okazało się wyczerpanie organizmu na skutek chronicznego przepracowania i stresu.

Mimo wszystko jestem bardzo wdzięczna za to traumatyczne doświadczenie, a nauka, jaką z tego wyciągnęłam, jest bezcenna. Dotyczy przede wszystkim tego, kim jestem.

Po pierwsze, dowiedziałam się, że mimo choroby jestem silną osobą. Po drugie, nauczyłam się być bystrym obserwatorem życia – panować nad myślami, przyglądać im się nieco z boku. Zrozumiałam również, jakie to cudowne uczucie, gdy człowiek pozwala życiu płynąć swobodnie, a rzeczy dzieją się tak, jak dziać się powinny. Nauczyłam się doceniać swoją wartość, a także pozbyłam się wstydu, chociażby w tak prostych sytuacjach, jak proszenie o pomoc.

I cały czas pracuję nad moją asertywnością.

Czy to doświadczenie było mi potrzebne? Z pewnością tak! Bez niego wiele wątków i wiele pięknych słów nie pojawiłoby się w tej powieści. Bez niego nie byłoby mojego apelu do Ciebie, drogi Czytelniku. Bo czy Ty sam wiesz cokolwiek o tej chorobie, która przychodzi znienacka, bez względu na wiek, płeć, pochodzenie, wykształcenie i majątek?

A co jeśli kiedyś przyjdzie do Ciebie…?

Ta powieść ma mi zawsze przypominać o tym, jak jest po tej drugiej stronie, i o tym, że nie warto tam być. Jeśli więc czytasz te słowa, to pamiętaj – WYBIERZ ŻYCIE. ZAWSZE.

PS

A teraz, drogi Czytelniku, daj się porwać do świata moich bohaterów. Życzę Ci niezapomnianych wrażeń i emocji.

Monika Kacprzyk

Niby-dorosły

Przyparta do muru,

Otulona dłońmi jak dziecko.

Jeszcze próbuje walczyć, jeszcze trochę się bronić,

Resztką godności ocalić własne istnienie.

Lecz dno jest muliste i prąd bardzo silny.

Nie dotrze do niego najmniejszy blask światła.

Zostać i umrzeć czy uciec w nieznane?

Czy nie wiesz, że przez los już wszystko poukładane?

Przyparta do muru,

Otulona dłońmi jak dziecko.

Co moje, jest dla mnie i nic ci do tego.

Więc, proszę, nie wywołuj trwogi i nie rób kłopotu.

Nie goń za śniegiem, co go słońce roztapia.

I gwiazdom daj spokój, niech świecą na niebie.

Więc umrzeć czy iść stąd, gdzie lepsze już czeka?

A może przestać już myśleć, stanąć w końcu na drodze.

I zrobić coś, jak gdyby dotyczyło dorosłego człowieka…

Monika Kacprzyk

Książkę dedykuję wszystkim, którzy walczą z wyniszczającą chorobą, jaką jest depresja…

Żyjemy, nie znając ani początku, ani końca…Tylko to, co pomiędzy, bywa nasze… Czasami.

Zakład Medycyny Sądowej, Łódź, lipiec

Zawsze bałam się takiej chwili, która w ułamku sekundy potrafi wywrócić życie do góry nogami i sprawić, że nic już nie będzie takie samo. Wiedziałam doskonale, że los to złośliwy sukinkot, który tylko czyha, żeby w najmniej spodziewanym momencie, nie pukając do drzwi, zesłać na nas jak największy strach. Po prostu wejdzie i zabierze sobie część uciułanego z wielkim mozołem szczęścia. No i jak na prawdziwie szczodrobliwy los przystało, nigdy nie zapomni pozostawić po sobie bólu, który rozrywa serce, i pustki trudnej do ogarnięcia przez lata.

Właśnie w taki sposób wtargnęli do mojego życia Grzesiek i Sebastian. Gwałtownie i bez uprzedzenia, niosąc ze sobą wiatr i burzę i zmieniając na zawsze wszystko, co było dla mnie bezpieczną przystanią. Byli moją miłością i moim przekleństwem.

A ja każdemu z nich pozwoliłam, aby uczynił z mojego życia piekło…

Wysiadam z samochodu i przechodzę na drugą stronę ulicy. Napis na czerwonej tablicy zawieszonej na brązowym płocie z grubej metalowej siatki informuje mnie, że właśnie dotarłam na miejsce. Mam gęsią skórkę. Widok paskudnego żółtoburego budynku przyprawia mnie o mdłości. Pytam jakąś panią stojącą przy najbliższych drzwiach o drogę na właściwy poziom i w labiryncie korytarzy wreszcie udaje mi się odnaleźć pomieszczenie, którego szukam. Po kilkunastu długich jak wieczność minutach zostaję wprowadzona do środka. Chłód przeszywa moje ciało do szpiku kości. Nie ma tu okien, zewsząd otacza mnie zimna stal. W jednej z tych zimnych i ciemnych szuflad jeszcze kilka dni temu znajdowało się jej ciało. Nie chcę wiedzieć w której. Zresztą i tak nikt pewnie by mi tego nie powiedział. Kolejności przechowywanych ciał przecież się nie zapisuje. A może się mylę. Może ten człowiek przede mną, który już dobrą chwilę przygląda mi się z troską, jest to jednak w stanie powiedzieć. Słabo mi. Opieram dłoń o coś tuż przy mnie, co przypomina metalowy stół, i próbuję zachować równowagę.

– Wszystko w porządku? – Mężczyzna robi dwa kroki w moją stronę i delikatnie dotyka mojego ramienia.

– Tak, tak – zapewniam pospiesznie. – Dopiero kilka dni temu pochowałam…

Nie kończę. Nie potrafię.

– Rozumiem. Bardzo pani współczuję.

Podnoszę na niego wzrok, próbując mu przekazać, że niczego nie rozumie, ale po chwili odpuszczam. Jaki sens ma tłumaczenie obcym ludziom zawiłości mojej psychiki? Współczuje mi bolesnej straty, ale nie ma pojęcia, jak było naprawdę. Dochodzę do wniosku, że najszybciej wyjdę stąd, jeśli pozostaniemy tylko przy grzecznościowych formułkach. Ze zrozumieniem kiwam więc głową i próbuję się z powrotem wyprostować, żeby stanąć pewnie na nogach.

Nie zwracam uwagi, że nie powinnam opierać się o coś, na czym z pewnością kładzie się zwłoki. Taki szczegół nie ma dla mnie w tej chwili znaczenia. Uświadamiam sobie, że tak naprawdę znowu nic nie ma dla mnie znaczenia. Równie dobrze mogłabym leżeć na tym zimnym blacie. Wszystko jest mi obojętne. Nie mam pojęcia, ile musi minąć czasu, żeby cokolwiek zaczęło w moim świecie funkcjonować jako tako normalnie.

I doskonale wiem, jak bardzo przereklamowane jest stwierdzenie, że czas leczy rany. Ani nie leczy ran, ani nie pozwala zapomnieć. Pozwala jedynie z każdym dniem coraz lepiej oszukiwać samego siebie, że ból kiedyś przeminie. Ale on nie mija nigdy. Ukrywa się pod płaszczykiem codzienności, jak cichy zabójca, przyczajony, żeby wyleźć na światło dzienne i zaatakować w najmniej spodziewanym momencie. Nie mam mu tego za złe. Przynajmniej dzięki temu wiem, że jeszcze żyję. Bo gdyby nie istniał, życie i przemijanie nie miałyby sensu. Każda strata rodzi zmianę. Wiem, że nic nigdy nie będzie już takie samo. Teraz wszystko dzieje się inaczej, a ból jest największą zmianą w moim życiu.

– Jest pani pewna, że da sobie radę? – W głosie mężczyzny słychać autentyczną troskę.

– Tak. Możemy zaczynać. Chciałabym… – Głos mi się lekko załamuje. Próbuję odchrząknąć i nadać mu jak najbardziej pewne brzmienie. – Chciałabym już mieć to za sobą.

Człowiek w białym kitlu kiwa głową i odwraca się, żeby otworzyć jedną z szuflad. Nawet nie wiem, czy te metalowe ruchome blaty mają jakąś fachową nazwę. Dla mnie to po prostu zimne szuflady w chłodni dla zmarłych. Zastanawiam się, kto właściwie stoi teraz przede mną. Czy to lekarz? Przedstawił się co prawda na dzień dobry, ale mój skołatany umysł niestety niczego nie zapamiętał. Nie wiem, jak się zwracać do tego mężczyzny. Głupio mi pytać, więc zwyczajnie daruję sobie zaspokojenie ciekawości.

Pracownik w białym kitlu odwraca się do mnie i czeka, aż podejdę. Mam wrażenie, że powłóczę nogami. Każdy krok wymaga ogromnego wysiłku zastygłych z przerażenia mięśni. Mężczyzna odsłania prześcieradło, a ja zamykam mimowolnie oczy i przestaję na moment oddychać. Uprzedzał mnie, że jego twarz może wyglądać inaczej, niż ją zapamiętałam. Nie mylił się…

TRZY MIESIĄCE WCZEŚNIEJ

Rozdział 1

Falko nadstawił uszu, potem zerwał się z pościeli i głośno ujadając, wybiegł na korytarz i schodami popędził w dół do drzwi wejściowych. Klaudia uniosła się na łokciu i podążyła wzrokiem za swoim psem. Po jego radosnym popiskiwaniu od razu wiedziała, kto za moment przekroczy próg ich domu. No to koniec z wylegiwaniem się. Zamknęła jeszcze na chwilę oczy.

Falko mieszkał z nimi już pięć lat. Po długich dyskusjach Grzesiek wreszcie ustąpił i pozwolił kupić psa. Falko był prezentem dla Natalii, ich czternastoletniej wówczas córki. Mały szczeniak rasy jack russell terrier od razu podbił serce Klaudii i Natalii. Jedynie Grzesiek zdawał się obojętny na urok ich nowego członka rodziny i od razu zapowiedział, że nie ma zamiaru się nim zajmować. Bardzo szybko okazało się, że tak naprawdę opiekuje się nim wyłącznie ona, ale nie miała tego córce za złe. Pokochała zwierzę jak własne dziecko i rozpieszczała je na każdym kroku. Falko odwdzięczał się jej bezgranicznym zaufaniem i miłością, którą widziała w błyszczących brązowych ślepkach.

Klaudia lubiła, kiedy Falko przy niej spał. Dotyk aksamitnej sierści i bijące od psa ciepło w jakimś stopniu ją uspokajały i odpędzały od niej złe myśli. Tak jakby emanował magiczną aurą, mającą zdolność wpływania na jej nastrój. Zawsze, gdy znajdował się blisko niej, czuła się szczęśliwa i bezpieczna. Jego bystre oczy wpatrywały się w nią ze zrozumieniem i bezgraniczną akceptacją. Miała wrażenie, że pies wie i rozumie więcej niż ktokolwiek z członków jej rodziny. Czasami, gdy budziła się w środku nocy albo przewracała się z boku na bok, bo nie mogła zasnąć, żałowała, że nie ma przy sobie pupila. W momencie, w którym w sypialni pojawiał się Grzesiek, Falko posłusznie wędrował do swojego legowiska lub dyskretnie przenosił się do pokoju Natalii, jakby rozumiał, że jego czas przy pani na dziś dobiegł końca. Za każdym jednak razem, gdy nadarzyła się ku temu okazja, czyli zawsze wtedy, gdy jej męża już lub jeszcze nie było, pozwalała Falkowi wskakiwać do łóżka i przytulać się do niej całym ciałkiem. Żałowała, że za szybko ustąpiła w kwestii spania z psem i dla świętego spokoju odpuściła ten temat, godząc się na kompromis, z którego i tak żadne z nich nie było ostatecznie zadowolone.

Odgłos przekręcanego w zamku klucza, a zaraz po nim pikanie przycisków wyłączanego alarmu uświadomiły Klaudii, że musi wstać i zrobić porządek w łóżku. Strzepnęła pospiesznie pościel, żeby przypadkiem Grzesiek nie znalazł na niej psiej sierści. Spojrzała na zegarek. Dochodziła dwudziesta druga. Ku jej zaskoczeniu mąż wrócił do domu zdecydowanie wcześniej niż zwykle. Zazwyczaj pojawiał się po północy i wychodził wcześnie rano. Jeśli oczywiście w ogóle wracał, bo od lat niestety w domu bywał gościem. Nie wracał nawet w weekendy. Klaudia przyzwyczaiła się już do tego i przestała robić z tego powodu awantury, bo one i tak niczego nie były w stanie zmienić w ich wzajemnych relacjach.

Podniosła się z łóżka w tym samym momencie, w którym Grzesiek przyszedł się położyć. Postanowiła, że pójdzie do łazienki i tam poczeka, aż jej mąż zaśnie. Rozważała udawanie, że śpi, ale biorąc pod uwagę głośną radość psa i dosyć wczesną godzinę, nie sądziła, żeby Grzesiek się na to nabrał.

– Poczekaj! Dokąd idziesz? Chodź tu do mnie! Porozmawiaj ze mną. – Złapał dół jej koszulki nocnej i pociągnął z powrotem na łóżko.

– Zostaw! Rozerwiesz ją.

– To ci kupię drugą. Stać mnie.

Popatrzyła na niego z powątpiewaniem.

– Co? Uważasz, że nie? Na twoją pieprzoną koszulę jeszcze mogę sobie pozwolić. – Zaczął się śmiać i przyciągnął ją do siebie. Klaudia wyczuła od męża woń alkoholu.

– Tak? A kupiłeś mi kiedyś? Bo jakoś sobie nie przypominam. – Oczywiście wiedziała, że go stać, tyle tylko, że nigdy nie kupował jej ani bielizny, ani perfum, ani ubrań. Od czasu do czasu jakąś biżuterię, i to też jedynie wtedy, kiedy najpierw sama ją sobie wybrała.

– Teraz ci kupię. Nową i seksowną.

– Tak? – Jakoś nie bardzo chciało jej się wierzyć w te zapewnienia. Grzesiek nie żałował jej pieniędzy, które na siebie z wielką przyjemnością wydawała, ale też nigdy sam z siebie nie robił jej prezentów.

– Tak. Obiecuję.

Zaskoczył ją, bo wrócił do domu w bardzo dobrym humorze. Opowiadał o swoich marzeniach związanych z rozwojem firmy i o swojej nowej pasji motocyklowej. Zastanawiała się, dlaczego nigdy do tej pory w ich codziennym funkcjonowaniu nie potrafił z nią swobodnie rozmawiać o pragnieniach i planach na przyszłość. Dlaczego jedynie po alkoholu robił się wylewny, i to też nie zawsze.

Teraz mówił, jak bardzo ją kocha, zapewniał, że jest jedyną miłością w jego życiu i że nigdy nie przestanie jej kochać. A ona tak bardzo chciała wierzyć w każde jego słowo. Znowu. Kolejny raz. I znowu mu uległa, bo tak naprawdę Klaudia lubiła seks z Grześkiem. Jej mąż był bardzo dobrym i doświadczonym kochankiem. I pomimo tego, co ją kiedyś z jego powodu spotkało, nie zamierzała sobie odmawiać czerpania przyjemności z ich wzajemnych zbliżeń. W sumie przecież seks był naprawdę jedyną radością, jaka w ich związku jej została. Klaudia wiedziała, że nigdy nie zapomni i mu nie wybaczy, ale w miarę upływu lat przystosowała się do życia, na jakie u boku Grześka była skazana. Wiedziała, że czas nie uleczy jej ran. Starała się funkcjonować, co w nowej rzeczywistości wychodziło jej raz lepiej, raz gorzej.

To była długa i upojna noc, a ona już dawno nie czuła takiego pożądania i już dawno nie było jej tak dobrze jak dzisiaj. Grzesiek kochał się z nią w sposób, który lubiła najbardziej. Namiętnie i z dłuższą grą wstępną, jednocześnie i czule, i ostro. Porządne pieprzenie, jak w dobrym filmie.

Miała wrażenie, że alkohol pozbawia jej męża wszystkich masek, które z upodobaniem codziennie na siebie zakładał. Że tak naprawdę tylko w tych nielicznych momentach ma okazję zobaczyć Grześka takim, jakim naprawdę był, bo oboje byli mistrzami gry pozorów. Codziennie wkładali kolejne maski. Klaudia miała ich w swojej kolekcji tak dużo, że coraz częściej zaczynała się gubić i coraz bardziej zaczynało jej to udawanie ciążyć. Jedna maska zarezerwowana była do pracy, druga dla rodziny, trzecia dla Grześka, czwarta dla znajomych i przyjaciół. Nawet dla Natalii miała specjalny egzemplarz troskliwej, wymagającej, ale wyrozumiałej matki.

Dzisiaj po raz pierwszy poczuła, że oboje są nareszcie sobą, że są tacy, jak byli dwadzieścia lat temu. Miała nadzieję, że ta noc może wreszcie zmieni coś w ich wzajemnych relacjach i z niecierpliwością czekała jutra.

Rozdział 2

– Wczoraj było cudownie. – Klaudia obudziła się, prowokująco się przeciągnęła i przytuliła do Grześka całym ciałem.

Ta noc dała jej nadzieję. Wielką nadzieję, że jeszcze może mimo wszystko jakoś normalnie się z mężem porozumieć. Że jeszcze nie wszystko w ich małżeństwie jest spisane na straty. Grzesiek był przecież jej pierwszą miłością, ojcem jej dziecka, facetem, z którym spędziła dwadzieścia lat swojego życia. Nie potrafiła tego tak łatwo przekreślić, pomimo wszystkich jego zdrad i złego traktowania, którego nieraz doświadczyła. Tym bardziej że nie miała żadnej alternatywy. Czy tego chciała, czy nie – musiała z nim żyć. Mogła jedynie decydować, czy czuje się szczęśliwa, czy nie, to wszystko. Rzecz jasna, pragnęła tego pierwszego i ciągle miała nadzieję na cud.

– A co było wczoraj? – zapytał obojętnym tonem.

– A co? Nie pamiętasz?

Miała wrażenie, że znowu włożył swoją chłodną, obojętną i niedostępną maskę.

– Niewiele – odpowiedział.

Najbardziej przerażało i bolało Klaudię to, że za każdym razem jej mąż mówił rano, że niczego z ich upojnej nocy nie pamięta. Zachowywał się tak, jakby w ogóle nic się nie wydarzyło czy nie miało dla niego żadnego znaczenia. Dawał jej wyraźnie do zrozumienia, że te chwile czułości i miłości to jedynie przypadek i nie ma co liczyć na ciąg dalszy. Chciał w ten sposób pokazać, że ma nad nią nieograniczoną władzę. I właśnie dlatego coraz rzadziej miała ochotę na seks. Bolało ją, że na co dzień czuła jedynie jego chłodną akceptację, a nawet obojętność. Tak jakby został skazany na ich związek wbrew sobie. Tak jakby nie potrafił albo nie chciał się zaangażować. Może zwyczajnie się bał, że gdy okaże emocje, straci nad Klaudią władzę, którą osiągał poprzez strach, jaki w niej nieustannie wzbudzał.

– Dlaczego się tak zachowujesz? – Usiadła na nim okrakiem i odwróciła jego twarz tak, żeby na nią patrzył.

– O co ci znowu chodzi? Chcesz się kłócić?

Zrozumiała, że on się nigdy nie zmieni i że tak naprawdę w ich związku też nic się nigdy nie zmieni. Znowu zachowywał się, jakby robił jej łaskę, wręcz wyświadczał przysługę, że ją zerżnął. To bolało ją chyba najbardziej. Miała już dość tej jego cholernej oziębłości. Po raz pierwszy w życiu uderzyła go w twarz. Z całej siły. Najmocniej jak umiała. Sama nie wiedziała, skąd nagle znalazła w sobie tyle odwagi.

Poderwał się i złapał ją za nadgarstek.

– Pojebało cię?! Chcesz, żebym ci oddał?!

– Mam dość. To koniec – wyszeptała ze łzami w oczach, wytrzymując jego spojrzenie. W jego wzroku nie było żadnego zaskoczenia, trwogi, niczego, co mogłoby zmienić jej decyzję. Zobaczyła jedynie złość i lekceważącą obojętność. Obojętność, która uświadomiła jej wszystko to, czego uparcie przez lata starała się nie zauważać.

Zerwała się, wyjęła z szafy pierwsze lepsze ubranie i wybiegła z sypialni. Nie poszedł za nią, co jej akurat specjalnie nie zdziwiło. Wręcz spodziewała się tego, bo przecież nigdy nie próbował jej zatrzymać, uspokoić, przeprosić czy zrobić cokolwiek innego. Doskonale wiedział, że od niego nie odejdzie. Nie dlatego, że nie chciała, ale dlatego, że…

Klaudia czuła, że jeśli szybko nie wyjdzie z domu, to ze złości i bezsilności, które odbierały jej zdolność oddychania, za moment się udusi. Poszła do garażu. Odpaliła swoje służbowe auto i wyjechała z piskiem opon. Wiedziała, że w takim stanie nie powinna prowadzić, ale miała to gdzieś. Emocje w ogóle nie dopuszczały do głosu rozumu. Nie tym razem. Musiała czym prędzej wyjechać z Aleksandrowa Łódzkiego, żeby nie znaleźć się od razu na językach połowy mieszkańców, bo w ich małym miasteczku nie sposób było kogoś przypadkiem nie spotkać.

Nie miała pojęcia, dokąd jechać. Właściwie było jej to zupełnie obojętne. Chciała po prostu być jak najdalej od Grześka. Zależało jej, żeby znaleźć się gdzieś, gdzie mogłaby sobie usiąść i w spokoju się wypłakać. W domu nie mogła, bo nie chciała angażować w awanturę córki, która po każdej ich kłótni przeżywała ogromny stres. I chociaż Natalia była już dorosła, nadal udzielały jej się wszystkie emocje matki. Dlatego Klaudia starała się zawsze trzymać ją jak najdalej od ich małżeńskich problemów. Nie chciała, żeby córka musiała wybierać pomiędzy miłością do matki i ojca. Wystarczyło, że Grzesiek krzywdził ją. Natalia miała pozostać szczęśliwa.

Jadąc bez celu przed siebie, postanowiła, że zatrzyma się gdzieś w parku, może w Rudzie Pabianickiej. Był tam duży staw, stanowiący poszerzenie koryta rzeki Ner, a ona zawsze kochała wypoczywać nad wodą. Teraz też wiedziała, że widok i szum wody pomoże jej ukoić skołatane nerwy. Poza tym park był na obrzeżach miasta, więc w niedzielę przed południem nie powinno tam być zbyt wielu spacerowiczów. W tym stanie nie miała ochoty na niczyje towarzystwo. Potrzebowała ciszy i spokoju, żeby sobie wszystko poukładać i przemyśleć.

Włączyła radio, chyba tylko po to, żeby się jeszcze bardziej rozkleić. Kiedy powiem sobie dość. A ja wiem, że to już niedługo…, popłynęło z głośnika, a ona rozpłakała się tak rzewnie, że ledwie widziała drogę przed sobą. Jak długo jeszcze to wszystko wytrzyma? Natalia za chwilę pójdzie na studia i będzie zupełnie samodzielna. Już teraz ma swój świat, do którego Klaudię zaprasza coraz rzadziej. Niebawem nie będzie już nikogo, komu Klaudia będzie jeszcze potrzebna. Po raz pierwszy poczuła, że chyba nadszedł czas, żeby zrobić to, co zaplanowała już dawno temu…

W ostatniej chwili wrzuciła kierunkowskaz, parkując z piskiem opon i jak zwykle z za dużą prędkością, wzbudzając niemałe zainteresowanie i zgorszenie przechodniów. Na tyle blisko ogrodzenia, że jeszcze dwa centymetry i byłby dzwon. Znowu nie dostosowała prędkości i znowu kusiła los.

Nie musiała daleko iść, bo zaraz jej oczom ukazała się szeroka tafla wody otoczona pięknym starodrzewem olch i wierzb. Gdzieniegdzie rosły brzozy, kasztany i topole. Była piękna i ciepła kwietniowa pogoda. Tak jak się spodziewała, w ten wczesny niedzielny poranek spotkała niewiele osób. Wybrała ławkę opodal rozłożystego kasztanowca. Usiadła, podkuliła nogi, objęła rękoma kolana i dała w końcu upust tłumionym od wielu lat emocjom.

Rozdział 3

Klaudia czuła się jak w potrzasku. Jej myśli powróciły do minionych wiele lat temu zdarzeń, o których tak bardzo chciałaby zapomnieć…

Od kilkunastu lat była zamknięta w klatce, z której nie mogła się uwolnić. Została skazana na bycie żoną Grześka tak naprawdę wbrew sobie. Dwanaście lat temu dowiedziała się od Marcina, swojego kolegi z liceum, z którym kontakt utrzymywała przez te wszystkie lata, że jej mąż zdradza ją z prostytutkami w nocnych klubach, których był częstym gościem, bo załatwiał tam jakieś podejrzane interesy.

Zdawała sobie sprawę, że  zainteresowanie Marcina jej osobą jest czymś więcej niż zwykłą przyjaźnią z lat szkolnych, ale nie przeszkadzało jej to. Wręcz przeciwnie. Marcin był przystojnym i wciąż wolnym facetem z dużym poczuciem humoru, a ona miała coraz bardziej dosyć związku z Grześkiem. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby spróbować czegoś nowego, co mogłoby dać jej więcej radości i poczucia spełnienia. Chciała jedynie coś zrobić, żeby Natalia jak najmniej ucierpiała w tej sytuacji.

Już dużo wcześniej, zanim dowiedziała się tego oficjalnie od Marcina, domyślała się, że Grzesiek ją zdradza, ale próbowała to wypierać ze swojej świadomości. Tak jakby się bała, że prawda zmusi ją do podjęcia ostatecznej decyzji o rozstaniu. I nie chodziło jej o siebie, tylko o sześcioletnią wówczas Natalię, która brutalnie zostałaby pozbawiona swojego w miarę poukładanego świata. Klaudia wciąż biła się z myślami, nie była pewna, jak powinna postąpić, i coraz bardziej skłaniała się jednak ku konfrontacji z mężem. Uparła się jedynie, wbrew sugestiom Marcina, który był prawnikiem i obiecał Klaudii pomóc w sprawie rozwodowej, że chce zobaczyć zdradę Grześka na własne oczy. Może już wtedy przeczuwała, że mąż będzie próbował mataczyć i nie dopuści tak łatwo do ich rozstania. Dzięki osobistej konfrontacji miała nadzieję zyskać przewagę w sprawie rozwodowej i liczyła na szybkie i bezproblemowe jej zakończenie.

Któregoś wieczoru Marcin zadzwonił do niej z wiadomością, że jeśli potrzebuje dowodów w sprawie, to raczej lepszego momentu nie będzie. Klaudia nigdy nie miała twardych dowodów na zdrady męża, aż do tego feralnego dnia, kiedy postanowiła skorzystać z okazji i pojechała za nim do klubu.

Powiedziała ochroniarzom, że mąż po nią zadzwonił i kazał natychmiast przyjechać. Wpuścili ją bez problemu i wskazali pokój na piętrze, gdzie na pewno go znajdzie. Nazwać upokorzeniem to, co zobaczyła, to jakby nie powiedzieć nic. Zrobiła błyskawicznie kilka zdjęć i zalewając się łzami, uciekła stamtąd, zanim zszokowany Grzesiek zdążył ją dopaść.

Następnego dnia zażądała rozwodu. Nie próbował wyjaśniać ani prosić o wybaczenie. Po prostu wyśmiał ją i zapowiedział, że rozwodu nigdy jej nie da. A o odejściu niech nawet nie próbuje myśleć, bo skończy się to dla niej bardzo źle.

– Widzisz tych panów za oknem? – spytał, złapał ją za ramiona i odwrócił przodem do podjazdu.

Spojrzała na wytatuowanych i umięśnionych facetów palących papierosy i czekających na Grześka przy trzech dużych samochodach. Nie wyglądali na miłych pracowników jego firmy. To były typy spod ciemnej gwiazdy. Zastanawiała się, dlaczego mąż się z nimi zadaje i jakie sprawy mogą łączyć dyrektora korporacji z gangsterami w czarnych skórach i bojówkach.

– Jeśli spróbujesz uciec ode mnie i związać się z kimś innym, załatwię ci noc z każdym z nich i ze wszystkimi razem. Gwarantuję ci, że jak skończą, nie będziesz wiedziała, jak się nazywasz. Będziesz się bała własnego cienia. Nie wspominając już, że zawodowo będziesz skończona.

– Dlaczego…? – zapytała ze łzami w oczach.

– Bo jesteś moją żoną. A rodzina to rzecz święta. Pamiętaj o tym. – Przesunął dłonią po jej seksownych piersiach i pocałował ją w policzek. Włożył marynarkę i wyszedł.

Jeszcze chwilę stała wpatrzona w odjeżdżające samochody i próbowała opanować łzy, które płynęły po jej policzkach coraz większym strumieniem.

Nie uwierzyła mu i nie przestraszyła się jego gróźb. Jeszcze tego samego dnia spakowała siebie i Natalię i uciekła do rodziców. Liczyła, że to przyspieszy ich rozwód. Poza tym Marcin obiecał jej pomoc.

Gdyby wówczas wiedziała, jak bardzo się myli i jak wysoką cenę przyjdzie jej zapłacić za wolność, nigdy nie odważyłaby się na ten krok.

Jedyne, co osiągnęła swoją ucieczką, to szał, w jaki wtedy wpadł Grzesiek. Zagroził jej, że ją zniszczy, że zostawi z niczym i odbierze jej Natalię. Wiedziała, że nie żartował. To przecież on załatwił jej pracę i odpowiednie stanowisko w ubezpieczeniach i mógł ją tej pracy pozbawić, załatwiając przy okazji wilczy bilet. Zarabiał wielokrotnie więcej niż ona i miał znajomości niemal w każdym środowisku.

Przyjechał po nią wtedy do rodziców w asyście jakichś podejrzanych typów i zabrał ją stamtąd siłą. Pamięta ten dzień tak dokładnie, jakby to było wczoraj. Wszedł do domu jej rodziców z jakimś facetem, nawet się nie przywitał, od razu oznajmił, że przyjechał po nią i Natalię. Omal jej wtedy nie pobił.

– Nigdzie z tobą nie jadę. – Starała się, żeby jej głos brzmiał pewnie i nie zdradzał tego, jak bardzo się boi. – Powiedziałam ci, że odchodzę. Chyba nie wyobrażasz sobie, że po tym wszystkim, co widziałam, będę z tobą?

– Gdzie jest Natalia? – zapytał, w ogóle nie komentując tego, co powiedziała, jakby nie miało to żadnego znaczenia.

– Natalia zostaje ze mną!

– Na twoim miejscu nie byłbym tego taki pewny – rzucił z ironią i spojrzał na nią lekceważąco.

Groźba zawarta w tym zdaniu sparaliżowała Klaudię. Zawsze wiedziała, że Natalia stanie się kartą przetargową, która pozwoli Grześkowi zrobić, co tylko zechce. Każda matka dla dobra swojego dziecka jest gotowa poświęcić własne życie. I Klaudia doskonale wiedziała, że też zrobi wszystko, żeby tylko być razem z córką.

– Tatuś? – Natalia, słysząc głośną rozmowę na dole, wyszła z pokoju i stanęła na szczycie schodów prowadzących na piętro.

– Skarbie… – Grzesiek wyciągnął ręce w kierunku dziecka.

Natalia, nieświadoma rozgrywającego się dramatu, zbiegła po schodach i z ufnością wtuliła się w ojca, pozwalając się wziąć na ręce.

– Przyjechałem po ciebie. Wracamy do domu.

– A mama?

– Mama też. – Grzesiek podniósł wzrok, obrzucił Klaudię lodowatym spojrzeniem, po czym odwrócił się i trzymając Natalię na rękach, wyszedł z nią na zewnątrz. Serce Klaudii na moment zamarło.

– Natalia!!! – Klaudia rzuciła się w stronę drzwi, ale drogę zastąpił jej facet, który przyszedł z Grześkiem.

– Nazywam się Adam Drzewoski i jestem prawnikiem pani męża. Mój klient nie będzie wnosić przeciwko pani oskarżenia i nie zgłosi porwania dziecka, jeśli zgodzi się pani współpracować.

– Co takiego?! Natalia jest moją córką!

– Pani Klaudio, jeśli zależy pani na córce i nie chce pani zostać pozbawiona praw rodzicielskich, proponowałbym się porozumieć. W przeciwnym razie… Sama pani rozumie, że jej pozycja finansowa i zawodowa nie jest stabilna. Z tego, co wiem, w pani firmie szykują się zwolnienia… – zawiesił znacząco głos. – A żaden sąd nie przyzna praw rodzicielskich osobie, która nie jest w stanie zapewnić dziecku odpowiednich warunków życia.

Prawnik patrzył na Klaudię przenikliwym i współczującym wzrokiem. Nic osobiście nie miał do tej kobiety. Był przecież tylko papugą na usługach jej męża. Za kasę, którą Grzesiek płacił jego kancelarii, zrobiłby i powiedział absolutnie wszystko.

Po policzkach Klaudii płynęły łzy. Nie chciała dłużej tego słuchać. Nie było sensu. To był jawny szantaż. Skoro związała się z niewłaściwym mężczyzną, teraz musi płacić za to wysoką cenę.

– Proszę się wynosić z mojego domu i natychmiast przyprowadzić tu z powrotem moją wnuczkę! – wtrącił się ojciec Klaudii. Próbował zachować zimną krew.

– Obawiam się, że to niemożliwe. – Zimny wzrok prawnika świadczył bez żadnych wątpliwości o tym, że sprawa została przesądzona.

– Idę porozmawiać z Grzegorzem. – Lucjan zwrócił się bezpośrednio do córki i wyszedł na zewnątrz.

– Lucek, dzwonię po policję! – krzyknęła za nim histerycznym głosem jego żona.

– I co pani im powie? – Drzewoski odwrócił się w stronę pani

Krystyny. – Że pani córka zabrała z domu dziecko wbrew woli ojca? Że nie poinformowała ani dokąd wyjeżdża, ani na jak długo? – Prawnik mierzył obie kobiety świdrującym wzrokiem. – Pani Klaudia może robić, co chce, ale o losach dziecka decydują zgodnie albo rodzice, albo sąd. Policja nie ma tu nic do rzeczy. Tym bardziej że nigdy nie doszło do żadnej przemocy w stosunku do pani Klaudii i córki.

W tym momencie wszedł ojciec Klaudii, trzaskając drzwiami. Spojrzał na nią ze smutkiem i jakimś dziwnym wyrzutem, którego nie potrafiła zrozumieć.

– Czeka na ciebie… – rzucił tylko i zgarbiony poszedł do kuchni.

Klaudia otworzyła drzwi i stanęła na progu. Rześkie powie-trze owiało jej twarz, dodając odwagi i pewności siebie. Omiotła spojrzeniem podwórko i zauważyła, że jeden z samochodów odjechał. Natalii nigdzie nie było widać. Grzesiek z założonymi rękoma stał oparty o ich auto i z lekceważącą miną czekał, aż żona do niego podejdzie.

– Gdzie Natalia?

Klaudia podeszła do Grześka na tyle blisko, żeby mogli swobodnie rozmawiać, a jednocześnie na tyle daleko, żeby nie być w zasięgu jego rąk.

– Czeka na nas w domu – odparł wyzywająco. – Jeśli obiecasz mi, że to się nigdy więcej nie powtórzy, zapomnę o całej sprawie. Nie chcę robić ci żadnej krzywdy, Klaudio, ale jeśli nadal zamierzasz uciec i odebrać mi córkę, będę do tego zmuszony.

– Chyba żartujesz?! Mam dosyć twoich zdrad i podejrzanych interesów! Nie chcę więcej widzieć w pobliżu naszego domu tych typów, z którymi zacząłeś się zadawać, i nie pozwolę odebrać sobie dziecka!

Zanim Klaudia zdążyła odskoczyć, Grzesiek błyskawicznie znalazł się przy niej. Jedną ręką złapał ją za nadgarstek, a drugą położył jej na karku.

– Obawiam się, że nie rozumiesz, moja piękna – wyszeptał groźnie, nachylając się do jej ucha. – Nie jestem facetem, którego się porzuca, i nie zmuszaj mnie, żebym użył siły. Jeśli jeszcze raz uciekniesz, obiecuję ci, że już nigdy nie zobaczysz Natalii. – Lodowaty i stanowczy głos Grześka paraliżował Klaudię całkowicie. – I będzie lepiej dla ciebie, jeśli mi się nigdy nie znudzisz. – Cedził każde słowo, patrząc jej prosto w oczy.

– Pieprz się! Nie masz prawa mnie szantażować! Nie boję się ciebie! – Ostatkiem sił próbowała udawać odważną i niezależną. Czuła, że ta rozmowa decyduje o jej pozycji w ich związku, a być może również o warunkach przyszłego rozwodu. – Jestem wolną kobietą i istnieje jeszcze coś takiego jak prawo. A ja mam dowody. Nie powstrzymasz mnie. Nie jestem twoją własnością. – Odchyliła głowę na tyle, na ile mogła, i wyzywająco spojrzała mu w oczy.

Odpowiedział jej lekceważący, głośny śmiech.

– Prawo, skarbie, jest po stronie tych, którzy mają władzę i pieniądze, a wolność nie istnieje. Chyba nie jesteś aż tak głupia, żeby chcieć się o tym przekonać na własnej skórze?

– Ty draniu! – Zacisnęła pięść i wolną ręką zamachnęła się, próbując wyprowadzić cios.

– A jednak… – Grzesiek błyskawicznie wykonał unik i złapał jej dłoń. – Wsiadaj do samochodu – wycedził przez zęby i szarpnął Klaudię brutalnie. – Już!

Zawiózł ją do jakiejś okropnej meliny i zamknął w zatęchłym mieszkaniu, z kratami w wąskich oknach umieszczonych tak wysoko, że nie byłaby w stanie przez nie wyjrzeć, nawet gdyby stanęła na krześle czy stole. Klaudia nie chciała sobie nawet wyobrażać, co się w tych pomieszczeniach może odbywać. Nie miała pojęcia o istnieniu tego lokum, które od wejścia skojarzyło jej się z więzieniem lub izolatką dla wariatów. Nie miała wątpliwości, że każdy zdrowy na umyśle człowiek pozostając dłużej w takim zamknięciu, może zwariować.

Teraz siedziała samotnie bez jedzenia i picia i miała dużo czasu do namysłu. Grzesiek zabrał jej torebkę, w której były dokumenty i telefon. Mogła się więc pożegnać ze swoimi dowodami. Przypuszczała też, że z pewnością przeczytał wszystkie jej ostatnie wiadomości, a tym samym trafił na ślad Marcina. Zaczynała się bać, bardziej o niego niż o siebie. I przeczucie jej nie myliło. Po czterech dniach przyniósł jej telefon i odpalił Facebooka.

– Może cię to zainteresuje. W końcu się dobrze znaliście. – Podsunął jej pod nos wpis informujący o poszukiwaniach zaginionego Marcina.

– On niczym nie zawinił! Nie łączyło nas nic oprócz przyjaźni! – Klaudia zaczęła płakać.

Nie miała wątpliwości, że zaginięcie przyjaciela to sprawka Grześka, i nie zamierzała udawać, że ten post jest jej obojętny. Potwierdzało to zresztą, że jej mąż przeczytał ich korespondencję.

On nic na to nie odpowiedział. Popatrzył tylko na nią z lekceważeniem.

– Kocham cię i nie pozwolę, żebyś ode mnie odeszła. – Wplótł dłoń w jej włosy i uniósł głowę tak, żeby na niego spojrzała.

Klaudia patrzyła w jego oczy i ujrzała w nich determinację tak wielką, że mogłaby porównać ją do obłędu. Przeraziła się. Poczuła się jak źdźbło trawy, jak okruszek, który łatwo można rozgnieść w dłoni. Zrozumiała, że nie ma najmniejszych szans w starciu z jego siłą i wściekłością. Grzesiek jest w stanie zabić ją jednym ruchem i zniszczyć jednym słowem. Wtedy po raz pierwszy dotarło do niej, że kompletnie nie zna człowieka, którego od kilku lat nazywa swoim mężem. Że tak naprawdę żyła do tej pory w jakiejś szklanej bańce, nie mając pojęcia, co się dookoła niej dzieje.

Im dłużej utrzymywała z nim kontakt wzrokowy, tym szybciej umysł podsuwał jej chore wizje tego, jak za chwilę może wyglądać jej życie. Bo co do tego, że Grzesiek stał się zwykłym bandytą i sadystą, nie miała już najmniejszych wątpliwości. Zadawała sobie tylko pytanie, czy ma jakiekolwiek szanse na odzyskanie wolności i na jakich warunkach. I jak doszło do tego, że tak cholernie się w życiu pomyliła.

– Jeśli tak wygląda twoja miłość – wyszeptała przez łzy – to najlepiej będzie, jeśli mnie też od razu zabijesz.

Grzesiek zmrużył oczy i szarpnął ją mocno za włosy.

– Nie zmuszaj mnie, żebym robił rzeczy, które… są nam niepotrzebne – dodał po dłuższej chwili. Puścił ją i wyszedł z mieszkania, zamykając za sobą kratę, a następnie metalowe drzwi.

Klaudia rzuciła się na materac. Zaczęła głośno krzyczeć i szlochać z bezsilności, a przede wszystkim z powodu ogarniającej ją rozpaczy.

Grzesiek przychodził do niej raz dziennie. Zostawiał trochę jedzenia i małą butelkę wody. Pokazywał jej film z Natalią, chyba tylko po to, żeby uspokoić jej histerię, w którą za każdym razem wpadała, i żeby jeszcze bardziej wzbudzić w niej tęsknotę za córką. Codziennie też musiała zadzwonić do rodziców, żeby byli pewni, że wszystko z nią w porządku.

– Tylko zastanów się dobrze, zanim coś powiesz. – Grzesiek wyciągnął do niej rękę z telefonem, nie spuszczając z niej groźnego wzroku.

Klaudia nie chciała przysparzać rodzicom bólu i trosk. Zamartwianie się o nią nie przyniosłoby niczego dobrego. Nic nie było w stanie zmienić jej sytuacji. Poza tym to wreszcie kiedyś musiało się skończyć. Mimo wszystko nie wierzyła, że Grzesiek naprawdę może zrobić jej krzywdę. Przecież miał już wiele okazji. Była przekonana, że po prostu po raz kolejny chce ją zastraszyć.

Wtedy jeszcze nie przypuszczała, w jak wielkim jest błędzie.

– Jak długo zamierzasz mnie tu trzymać?

– To zależy tylko i wyłącznie od ciebie – odpowiedział, uśmiechając się zjadliwie.

– To znaczy? Co masz na myśli? – Nie bardzo wiedziała, do czego zmierza.

– Zastanów się, dlaczego tu jesteś.

– Bo jesteś chorym zwyrodnialcem! – Nie wytrzymała i znowu dała się ponieść emocjom.

– Zła odpowiedź, moja droga – odparł tak spokojnie, że Klaudię przeszedł dreszcz.

– Czego ode mnie chcesz? – zapytała łamiącym się głosem.

– Sama musisz znaleźć odpowiedź na to pytanie. Będę czekał na twoją propozycję.

Zachowywał się tak, jakby jej ból i cierpienie sprawiały mu satysfakcję.

– Nigdy się nie poddam! Rozumiesz?! Nigdy! Nienawidzę cię! Nie zostanę z tobą nawet dzień dłużej, niż będę musiała! – Boże, jak bardzo go wtedy nienawidziła. Nie potrafiła zrozumieć, jak w ogóle możliwe jest to, co ją spotyka. W dwudziestym pierwszym wieku, w cywilizowanym kraju. – Nie możesz mnie tu trzymać wbrew mojej woli! Masz mnie natychmiast wypuścić! Rozumiesz?! Wszystko zgłoszę na policję. Żebyś wiedział, nie ujdzie ci to na sucho! – zagroziła.

– Ja mogę wszystko, Klaudio. A ty posiedzisz tu tak długo, aż zmądrzejesz. Tylko od ciebie zależy, czy będzie to miesiąc, kwartał czy rok. A może w ogóle stąd nie wyjdziesz?

Cicha groźba w jego głosie ponownie ją zmroziła. W dalszym ciągu nie przyjmowała do wiadomości, że Grzesiek jest zdolny do wszystkiego. Jej wola walki nagle gdzieś uleciała.

– Dlaczego tak bardzo ci zależy, żebym z tobą została? Przecież tego nie da się już naprawić, Grzesiek. Wiesz o tym – powiedziała zrezygnowana.

– Jesteś moją żoną i matką naszej córki. To takie dziwne, że mi zależy?

– Możesz znaleźć sobie inną żonę. – Nie dawała za wygraną. Wydawało jej się, że jest blisko odkrycia pobudek jego postępowania, i próbowała ugrać coś dla siebie.

– Nie mam na to ani ochoty, ani czasu – odpowiedział, uśmiechając się nieznacznie.

– I żądasz, żebym była z tobą, chociaż już cię nie kocham?

Zobaczyła, że wyraz twarzy Grześka momentalnie się zmienia. Błyskawicznie doskoczył do niej i szarpnął, przyciągając do siebie.

– Miłość to bardzo przereklamowana sprawa. A na twoim miejscu dobrze bym się zastanowił nad słowami.

Popchnął Klaudię tak mocno, że upadła na ścianę, po czym odwrócił się i wyszedł bez słowa, zostawiając ją samą.

Nie pojawił się następnego dnia, co uznała za chęć ukarania jej i pokazania swojej dominacji. Minuty i godziny, które spędzała w zamknięciu i osamotnieniu, doprowadzały ją powoli do szaleństwa. Nie miała już siły myśleć, płakać i niczego planować. Dotarło do niej, że Grzesiek wszystko doskonale sobie zorganizował. Nawet jej nieobecność w pracy była usprawiedliwiona, bo bez najmniejszego problemu załatwił dla niej zwolnienie lekarskie. Nikt z jej znajomych i współpracowników niczego nie podejrzewał. Doskonała mistyfikacja. Uświadomiła sobie, że Grzesiek jest mistrzem manipulacji i że będzie trzymał ją tu tak długo, dopóki się nie podda i nie przestanie z nim walczyć. Jeśli oczywiście wcześniej mu się nie znudzi i zwyczajnie jej nie zabije, jak zasugerował. Niczego przecież nie mogła być już pewna.

Złamał ją psychicznie po kilkunastu kolejnych dniach. Obiecała, że nigdy już nie ucieknie, że będzie go słuchała i że to się więcej nie powtórzy. Zresztą w tym stanie, w jakim wtedy była, obiecałaby mu tak naprawdę wszystko. Byleby tylko ją uwolnił i pozwolił wrócić do córki. Obojętność, która ją ogarnęła, zabiła w niej całą wolę walki. Klaudia, jaką do tej pory była, umarła razem z marzeniami o szczęśliwym życiu i miłości.

Żeby sprawdzić jej posłuszeństwo, kazał jej się rozebrać. A później… Kiedy zawiózł ją do domu, dwie godziny nie wychodziła spod prysznica. Czuła do siebie obrzydzenie.

To były najstraszniejsze chwile, jakie pamięta. Uświadomiła sobie, że bardzo się boi Grześka. Zajęta pracą i opieką nad malutką Natalią, przegapiła moment, w którym jej mąż zmienił się z wykształconego zakochanego chłopaka w brutalnego i pozbawionego skrupułów drania. To wtedy pierwszy raz pomyślała, że się zabije. Postanowiła tylko poczekać, aż Natalia dorośnie. Nie mogła jej zostawić z nim samej. Musiała ją chronić. Natalia wkraczała dopiero w wiek szkolny, a za kilka lat czekał ją okres dojrzewania. Potrzebowa wsparcia i opieki. Klaudia nie miała wyboru. Dobrze wiedziała, że nie ma dokąd uciec. Zresztą po co miałaby uciekać? I tak znalazłby ją błyskawicznie. Jeżeli chciała być z córką, musiała unikać konfliktów z mężem. Dlatego przestała wspominać o rozwodzie. Starała się myśleć logicznie i racjonalnie, przede wszystkim mając na względzie dobro swojego dziecka. Za wszelką cenę próbowała stworzyć Natalii coś na kształt szczęśliwej rodziny.

Przestraszyła się jednak męża tak bardzo, że na kilka lat odcięła się od niego emocjonalnie. Wykonywała jedynie posłusznie jego polecenia, starając się nie wywoływać awantur. Cierpliwie czekała, aż Natalia dorośnie.