9,99 zł
Apollo Savas jest mężczyzną, którego Elle St. James nienawidzi i jednocześnie najbardziej pożąda. Tak jest od dnia, w którym się poznali. Gdy firma Apolla przejmuje zarządzanie rodzinnym biznesem St. Jamesów, Elle i Apollo zaczynają razem pracować. Wspólny wyjazd do Grecji sprawia, że niechęć przeradza się w romans. Elle nie wie jednak, że Apollo żywi wielką urazę do jej rodziny, a ona jest jedynie pionkiem w jego grze…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 143
Tłumaczenie:
Czasami Elle St. James wyobrażała sobie, jak sięga po długopis i przebija nim tors Apolla Savasa. Oczywiście nie po to, by go zabić, bo Apollo nie miał serca, więc zadana w ten sposób rana nie byłaby śmiertelna, lecz przynajmniej, by poczuł ból.
Przy innych okazjach fantazje Elle nabierały jednak zupełnie odmiennego kształtu i dotyczyły uwiedzenia Apolla, najlepiej na środku sali konferencyjnej. Te wizje były zdecydowanie częstsze, bardziej realistyczne i męczące. Zwłaszcza po dziewięciu długich latach bezskutecznego wmawiania sobie braku zainteresowania Savasem!
Teraz także, kiedy siedzieli na zebraniu, powinna się koncentrować, nie zaś wyobrażać sobie, co zrobiłaby, mając do dyspozycji piętnastominutowe sam na sam z niebiańskim Apollem.
A on? Mówił właśnie o budżecie i cięciach. O rany! Jak bardzo nienawidziła tych słów, nieubłaganie oznaczających kolejne okrojenie jej zespołu. Odkąd rok temu Savas wykupił należącą do niej część stopniowo pogrążającego się w upadku holdingu ojca ‒ Matte, sytuacja wyglądała porównywalnie. Ojciec był zmuszony zaangażować ją w swoje interesy, gdy pasierb okazał się żmiją wyhodowaną na własnym łonie. Tak została CEO. Wtedy do akcji niczym walec wkroczył jej przybrany brat. I nic nie przekona Elle, że Apollo nie ponosi żadnej winy w całej tej historii. Nic!
A przecież miała własny plan. Plan, który „braciszek” zdawał się torpedować na każdym etapie. Wiedziała, że mogłaby uratować Matte bez tak radykalnych zmian kadrowych, nie dostała jednak swojej szansy, bo przecież Apollo musiał za wszelką cenę udowodnić, że jest lepszy.
Dlaczego więc, wiedząc to wszystko, nadal nie odrywała od niego łapczywego wzroku, gdy wygłaszał swoją mowę? Dlaczego obserwowała każdy energiczny gest jego muskularnych ramion i zastanawiała się, jak by to było poczuć na ciele ich dotyk?
Jej wiedza na temat seksu zmieściłaby się w jednym akapicie wielkości serwetki papierowej i niestety sprowadzała się głównie do dwóch zakazanych słów: Apollo Savas, Apollo Savas…
Mężczyzna ten stanowił dla niej kwintesencję seksu, od pierwszej chwili, kiedy do końca zrozumiała, dlaczego chłopcy i dziewczynki się różnią i dlaczego jest to tak wspaniałe. Ciemnowłosy, ciemnooki syn kobiety, którą ojciec poślubił, gdy miała czternaście lat, fascynował ją do obłędu przede wszystkim przez swą odmienność. Z grubsza ciosany, „nieoszlifowany”, typowy produkt wychowania w nizinach społecznych, z którymi nigdy nie miewała kontaktu. Jego matka, zanim związała się z jej ojcem, pracowała jako pokojówka. Prawdziwy szok kulturowy! Czy dlatego pożądała go od zawsze i nadal, pomimo krzywd wyrządzonych przybranej rodzinie, gdy wyrósł na wielkiego biznesmena?
‒ Czy pani się ze mną zgadza, pani St. James?
Ostatnią rzeczą, do której potrafiłaby się przyznać, było to, że zamiast go słuchać, snuła na jego temat chore fantazje erotyczne.
‒ Obawiam się, panie Savas, że powinien pan powtórzyć ostatnią kwestię. Niestety poziom mojej koncentracji osłabia się, jeśli muszę wysłuchiwać w kółko tego samego, a tak się dzieje od wielu miesięcy.
Mężczyzna stał, wpatrując się w nią nieprzeniknionym wzrokiem, lecz i tak domyślała się, że prędzej czy później zostanie ukarana za swe śmiałe słowa. Rzecz jasna, również i ta wizja bardzo ją podniecała.
‒ Przykro mi, że jestem dla pani nudziarzem. Zadbam o to, by stać się ciekawszy. Mówiłem właśnie, że firma odnosząca sukcesy musi być gładka, dobrze naoliwiona… nie mieć żadnych zgrzytów, żadnych zbędnych obciążeń. Usiłowałem używać delikatnych przenośni. – Apollo przechadzał się za plecami ludzi siedzących przy stole konferencyjnym. Gdy tylko kogoś mijał, dana osoba starała się odruchowo wyprostować. – A być może należało powiedzieć wprost, że jeżeli się okaże, że pani pracownicy nie pracują na pełnych obrotach, to zacznę ich wywalać na zbity pysk?!
Poczuła się, jakby ją ktoś podpalił. Bezwiednie zacisnęła pięści.
‒ Każdy w tej firmie…
‒ Jestem pewien, że pani wystąpienie byłoby inspirujące i prawdziwie wzruszające, lecz proszę sobie oszczędzić sił, bo nie jesteśmy na pokazie filmu edukacyjnego o biednych dzieciach. Może pani opowiadać, co się pani podoba, jednak do mnie przemawiają wyłącznie liczby. Będę się przyglądał absolutnie wszystkiemu i ciął według własnego uznania. I na tym pozwolę sobie zakończyć nasze dzisiejsze zebranie. Jak się okazuje, pani St. James ma niezwykle niską tolerancję na moje brzęczenie. Jeśli większość z was reaguje podobnie, miło mi oznajmić, że na dziś koniec.
Gdy ludzie zaczęli pośpiesznie opuszczać salę konferencyjną, pomyślała, że przypominają jej dzikie zwierzęta uciekające przed lwem, który na razie nie zamierza ich gonić, a tylko straszy.
Kiedy zostali sami, powiedział:
‒ Jesteś dziś w świetnej formie, Elle.
‒ Po prostu w odpowiedniej, Apollo.
Oczywiście, że na co dzień zwracali się do siebie po imieniu! Byli przecież rodziną… Niestety nigdy nie traktowała go jak brata. Jako obiekt fantazji erotycznych, największego rywala, najzacieklejszego wroga… owszem tak. Ale nie brata.
‒ Jestem tutaj właścicielem, posiadam to wszystko… i ciebie – powiedział, a jej zrobiło się nagle smutno. – A ty wcale się mnie nie boisz.
‒ Prawdziwy przywódca nie rządzi żelazną ręką, bo rozumie, że zastraszanie nie wzbudzi szacunku.
Znali się na tyle długo i tyle lat spędzili pod jednym dachem, że nie potrafiła się przy nim powstrzymać od złośliwych uwag. Dopóki czuła swoją przewagę, zawsze się na nim wyżywała. Była nieodrodną córką tatusia i prawowitą następczynią tronu.
Ale czasy się zmieniły. Nieodwracalnie.
‒ I kto to mówi? Osoba, która właśnie straciła pozycję prawdziwego lidera.
Nie da się mu sprowokować.
‒ Ależ to nieprawda! Dopóki Matte jest niezależną jednostką funkcjonującą w ramach parasola ochronnego twojej wielkiej korporacji, nadal zarządzam nią najlepiej, jak potrafię. Reprezentuję moich ludzi i przekazuję ci informacje z pierwszej ręki, jakich nigdy nie znajdziesz na swoich wydrukach.
‒ Nie bądź śmieszna. Kto się dziś posługuje wydrukami – zdziwił się i ruszył w stronę drzwi wyjściowych.
‒ Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Sprowadzanie wszystkiego do statystyk i beznamiętnych cyfr nic nie daje.
‒ I tu się mylisz.
Byli już w holu. Aby za nim nadążyć, musiała prawie biec. Wysokie obcasy stukały głośno o marmurową posadzkę.
‒ Wcale nie. Nie pokazuje autentycznego, pełnego obrazu funkcjonowania firmy. Nie widać wkładu pojedynczych pracowników w proces twórczy. Matte to nie tylko magazyn, mamy swoją linię kosmetyków, markę odzieżową, książki…
‒ Dzięki za szczegółowe informacje. Tak się składa, że znam składniki majątkowe swoich przedsiębiorstw!
W tym momencie weszli do windy.
‒ A zatem powinieneś być świadom faktu, że potrzebuję wszystkich swoich pracowników, by wkrótce uczynić naszą markę rozpoznawalną globalnie.
‒ Owszem. Mówiłaś mi to, gdy spotkaliśmy się ostatnio. W przeciwieństwie do ciebie nie zasypiam na spotkaniach.
‒ Ja też.
Wcisnął guzik windy i spojrzał na Elle przeciągle.
‒ Wiem, że nie, Elle. Patrzyłaś na mnie bardzo konkretnym i przytomnym wzrokiem. Ciekawe, o czym myślałaś, skoro wcale nie słuchałaś.
‒ Żeby wbić ci w tors długopis…
Żeby zerwać z ciebie ubranie i sprawdzić, czy jesteś taki dobry, na jakiego wyglądasz! ‒ zabrzmiałoby odrobinę gorzej.
‒ Wiesz, że w ten sposób się mnie nie unicestwi! – zakpił. – Musisz odciąć mi głowę i zakopać ją osobno od reszty ciała.
‒ Wydam odpowiednie wskazówki płatnemu mordercy.
Oboje się roześmiali. Winda dotarła na parter, gdzie o tej porze jak zwykle nie było wcale ruchu. Matte znajdowała się w pokaźnym biurowcu z wieloma innymi firmami i piętrem ekskluzywnych penthouse’ów.
‒ Gdzie ty właściwie mieszkasz, Apollo? – zainteresowała się. ‒ W jakimś bunkrze w centrum miasta?
‒ Jasne. Tuż obok twojego – odparował.
Wyszli na zalaną słońcem, ruchliwą ulicę na Manhattanie. Natychmiast założyła okulary słoneczne.
‒ Czy dalej będziesz na mnie krzyczała tutaj na ulicy? – zapytał.
‒ Wcale nie krzyczę. Tłumaczę ci tylko spokojnie, gdzie się mylisz co do mojej firmy.
Ruszył przed siebie, nie zwracając na nią uwagi.
‒ Apollo! – krzyknęła. Owszem i to głośno. – Jeszcze nie skończyliśmy!
‒ Chyba słyszałaś, że tak.
‒ Ogólne zebranie oczywiście, ale my nie!
‒ Zatrzymałem się tutaj – wskazał na stary hotel typu boutique, zaledwie dwa budynki za siedzibą Matte – i ponieważ przyjechałem głównie zająć się firmą, uznałem, że muszę być nieopodal.
‒ Gratuluję, sprytnie.
‒ Mam dobre momenty. Biorąc pod uwagę zakończone powodzeniem przejęcie przedsiębiorstwa twojego ojca, jestem człowiekiem sukcesu, miliarderem.
‒ Gdybyś był naprawdę sprytny, nie ignorowałabyś moich planów co do Matte. To nie sztuka zrównać nas z ziemią. Lepiej byłoby rozwinąć firmę, zanim padnie.
‒ Droga Elle, zakładasz, że usiłuję was ratować. Może po prostu chcę odciąć finansowanie?
‒ Ty… ty… ‒ zawrzała.
‒ Ty draniu, łotrze, łajdaku! – zaśmiał się. – Jestem gotowy na wszystko.
‒ Zawsze byłeś chorobliwie ambitnym sukinsynem, ale to już lekka przesada!
‒ Bo zakładasz, że rywalizujemy.
‒ A co niby robimy? Jesteś niewdzięcznikiem. Po tym wszystkim, co dał ci mój ojciec… A może przez to, czego ci nie dał?
Zaśmiał się złowieszczo.
‒ Masz na myśli, że nie oddał mi sam swojej korporacji ani Matte? A dlaczego wstawił tam ciebie, Elle? Myślisz, że z powodu twoich kompetencji? Nie! Żeby mieć punkt zaczepienia, gdy go do końca wykupię.
Te słowa mocno ją zabolały.
Tak jakbyś sama tego nie podejrzewała! Czemu się dziwić, że i on to wie, i pewnie wszyscy…
Odźwierny otworzył im pozłacane drzwi hotelu i oboje dali mu osobne napiwki.
Nie pozwolę mu płacić za mnie choćby jednego dolara! – pomyślała Elle.
‒ Jestem w apartamencie na samej górze. To penthouse. Bardzo przyjemny.
‒ Dlaczego wcale mnie nie dziwi fakt, że właśnie wyszliśmy ze spotkania, na którym zapowiedziałeś cięcie wszelkich kosztów, a sam zatrzymałeś się w najdroższym apartamencie?
Znowu znaleźli się w windzie.
‒ Kochanie, mnie nie brakuje pieniędzy. Bo pewnie myślałaś, że dlatego chcę ciąć koszty.
„Kochanie”. Jak bardzo go za to nienawidziła. Zaczął się do niej zwracać w ten sposób, gdy była jeszcze w liceum. Lubił robić jej na złość. Z drugiej zaś strony za każdym razem chłonęła dźwięk słowa „kochanie” płynący z jego ust.
To wszystko było po prostu chore. Marzyła, by jakkolwiek uciszyć nareszcie swe hormony.
‒ Dlaczego więc chcesz ciąć koszty? – zapytała tonem słodkiej idiotki.
‒ Bo ty potrzebujesz pieniędzy. Matte potrzebuje pieniędzy. W cyfrowym świecie wasze drukowane publikacje powoli giną. Owszem, jesteście innowacyjni, ale…
‒ Ale skoro ty masz pieniądze…
Zaśmiał się.
‒ Niestety nie prowadzę działalności charytatywnej, tylko wielki biznes. Moje inwestycje zwracają się, szybko zarabiam pieniądze i przyznaję, że jestem z tego dumny. Jednak nie potrwa to zbyt długo, jeśli nie będę udoskonalał i uszlachetniał swych aktywów. A to zawsze jest procesem kontrowersyjnym i bolesnym, gdyż pociąga za sobą zwalnianie ludzi.
‒ Ha ha ha. Ależ to śmieszne.
‒ Śmieszne? – oburzył się. – Wcale nie chciałem cię rozśmieszyć.
Winda zatrzymała się i wyszli na wąski korytarz. Apollo podszedł do znajdujących się nieopodal drzwi i powiedział:
‒ Zapraszam.
Czuła się, jakby miała przestąpić wrota jaskini lwa. Samo wnętrze istotnie było bardzo przyjemne. Zdobione gzymsy okalały okna wychodzące na Central Park, salon z sofami i barkiem był zaciszny, a na lewo wchodziło się do przestronnej sypialni z wielkim łóżkiem, które natychmiast rozbudziło niezdrową wyobraźnię Elle.
Czy śpiący Apollo wyglądałby na bardziej zrelaksowanego? Czy nie byłby już tak groźny jak w swoim nienagannym czarnym garniturze?
Gdy zamknął za nimi drzwi, podskoczyła z wrażenia.
‒ Mój zespół jest świetny – na siłę powróciła do przerwanej rozmowy – i kreatywny. Musisz przyznać, że seria przewodników Matte to niebywały sukces, a przewodnik po sztuce nowoczesnego makijażu dodatkowo zwiększył sprzedaż naszych kosmetyków.
‒ Elle, powtarzasz mi rzeczy, które doskonale wiem! Nie byłbym tu, gdzie jestem, gdybym wszystko ignorował. I rozumiem, że twój zespół ma dla ciebie wielkie znaczenie. Jeśli jednak nie zrobię tego, co należy, pracę stracicie wszyscy.
‒ Ależ…
‒ Biznes to nie demokracja. Zaakceptuj, że to dyktatura. Niczego nie będę z tobą negocjował. Przyjmij do wiadomości, że tylko dzięki mojej wyrozumiałości twój piękny tyłeczek zasiada nadal w zarządzie.
Elle wpadła w istną furię.
‒ A ja myślałam, że dlatego, że robię dobrą robotę! – krzyknęła.
‒ Robisz! Ale na twoje miejsce znalazłoby się wielu równie dobrych kandydatów. Tylko że oni nie dostali stanowiska dzięki tatusiowi.
‒ Apollo, stajesz się żałosny. Jakbyś sam niczego mu nie zawdzięczał. A on traktował cię jak własne dziecko, łożył na twoją edukację.
‒ Przerosłem mistrza…
‒ Tak, i mało tego, zadałeś mu cios w plecy.
‒ Kochanie, ja go tylko wykupiłem, a co boli cię naprawdę, to fakt, że zostałaś wystawiona przez niego, wcale nie przeze mnie. Przecież dał ci to stanowisko, wiedząc, że skazane jest na porażkę.
Zacisnęła zęby i starała się nie wypaść z ram. Bo jego słowa sięgały głęboko, dotykając najczulszych miejsc. Dobrze wiedziała, że nie może się równać z Apollem, bo jej ojciec zawsze chciał mieć syna.
‒ Ufał ci… Gdy zaoferowałeś swoją pomoc, nie pomyślał, że zechcesz wszystko rozwalić.
‒ Więc według ciebie popełnił błąd, obdarzając mnie zaufaniem?
‒ Najwyraźniej. Ty zdradziłbyś nawet własną matkę. Co dopiero człowieka, który umożliwił ci sukces.
‒ Bez przesady. Matka ma się dobrze. Twojemu ojcu daleko do ruiny finansowej. A razem nieźle funkcjonują jako małżeństwo. Pozwól, że przypomnę ci również pewien drobiazg: ojciec sprzedał mi Matte i niektóre holdingi z własnej woli.
‒ Postawiłeś go pod ścianą, nie mógł powiedzieć „nie”.
Apollo podszedł do niej na tyle blisko, że mogła zauważyć złote refleksy w jego pozornie całkiem czarnych oczach i poczuć obezwładniający zapach ekskluzywnej wody po goleniu.
‒ Ciekawy sposób sformułowania. Jeśli złe położenie finansowe odbiera możliwość wyboru, możemy zaryzykować stwierdzenie, że moja matka od samego początku nie miała wyboru i musiała poślubić twojego ojca.
‒ Znów jesteś śmieszny. Przecież ona chciała.
‒ Czyżby?
‒ Oczywiście.
‒ Sprzątaczka, której nawinęła się okazja życia w luksusie po latach biedowania w Stanach? Po młodości spędzonej w ubóstwie w Grecji?
‒ Co to ma wspólnego?
‒ Może ma! Bo zawsze można powiedzieć „nie”! Zawsze, Elle!
Czuła się, jakby miała za sekundę eksplodować. Zresztą dokładnie tak samo czuła się przy nim, odkąd zamieszkali razem. Wiedziała, że pożąda go w sposób, który świadczy o niej bardzo źle, bo ich rodzice są małżeństwem, a oni przybranym rodzeństwem. Zaczęła więc trzymać go na dystans. Bywała dla niego potworna, ale musiała jakoś przetrwać.
Teraz zrobiło się jeszcze gorzej. Obecnie był bratem, który zdradził. Czemu nie pokonała swej obsesji dużo wcześniej? Bo nie potrafiła. Stała się jej niewolnicą. Nienawidziła tego, siebie i… jego.
Od dziewięciu lat walczyła z pożądaniem i okopywała się w swej nienawiści. Nie chciała się poddać. Co pomyślałby ojciec, gdyby poznał jej uczucia do Apolla? Co zrobiłyby media, odkrywając obsesję Elle na punkcie przybranego brata?
Musiała więc brnąć dalej. I cierpieć w milczeniu, gdy znajdowali się w pobliżu.
Apollo wykupił firmę ojca. Teraz postawił sobie na celowniku Matte, w którym tkwiła ona wstawiona tam przez tatę jako szefowa, by mógł zachować jakiekolwiek więzy ze swym przedsiębiorstwem. I za chwilę wszystko przepadnie. Czuła, że traci kontrolę. Nad firmą, nad sobą, nad własnym życiem…
Człowiek, który stał naprzeciwko niej, powoli niszczył jej życie. Zjawiał się w snach i na jawie, wzbudzał pożądanie i wywoływał najdziwaczniejsze skojarzenia. W tej historii nie będzie wygranych, będzie tylko klęska.
Więc dlaczego by nie zaryzykować? Dlaczego go nie mieć?
Gdyby trzymała w dłoniach jakieś ostre narzędzie, mogłaby go przynajmniej zaatakować. Lecz nie miała nic takiego.
Zamiast tego chwyciła Apolla za krawat i… rozwiązała go.
Tytuł oryginału: The Greek’s Nine-Month Redemption
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2016
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
Korekta: Hanna Lachowska
© 2016 by Maisey Yates
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2017
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-3406-1
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.