9,99 zł
Zadłużone ranczo i stadninę, należące do Camilli Alvarez, kupuje jej największy rywal – Matias Navarro. Camilla nie potrafi się pogodzić z utratą ukochanych koni. Postanawia podjąć pracę na ranczu Navarry. Napotyka jednak poważną przeszkodę – Matias nie zatrudnia kobiet. Camilla przebiera się za chłopca stajennego. Liczy, że nikt się nie zorientuje, kim jest, i będzie mogła nadal trenować swoje konie. Początkowo wszystko układa się po jej myśli…
Druga część miniserii ukaże się w czerwcu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 151
Maisey Yates
Kobieta jak ogień
Tłumaczenie: Małgorzata Fabianowska
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2020
Tytuł oryginału: The Spaniard’s Untouched Bride
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2019
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2019 by Maisey Yates
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-4961-4
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
On nie zatrudnia kobiet…
Camilla Alvarez patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Niewątpliwie była kobietą, ale nigdy nie uchodziła za piękność. Trudno było mieć nadzieję, że Matias Navarro zobaczy w niej kobiecy ideał.
Policzki miała mokre od płaczu. Nowa fala łez zaszkliła jej oczy. Spotkało ją niewyobrażalne nieszczęście. Najpierw tata zmarł na atak serca, a potem straciła rancho. I konie…
Musiała sprzedać cały majątek, by spłacić ojcowskie długi. Wszystko trafiło w ręce Matiasa Navarry.
Matias był największym rywalem jej ojca. Jedynie konie wyścigowe Cesara Alvareza były w stanie konkurować z końmi Navarra.
A teraz rywal je przejął.
Ranczo było zadłużone do granic możliwości. Jej ojciec był idealistą. Całkowicie skupiony na swoich zwierzętach i pracownikach, poświęcał im całą uwagę i energię, zaniedbując wszystkie inne sprawy. Camilla nie musiała sobie zadawać pytania, jak doszło do tego dramatu. Wiedziała. Ojca irytowała trudna finansowa sytuacja, więc po prostu ją ignorował. Po jego śmierci komornicy wsiedli Camilli na kark. A jej matka – jak można się było spodziewać – wyjechała do Francji, by tam się ukryć pod skrzydłami jednego z wielu kochanków.
Camilla została sama. Z ukochanym ranczem, na którym się wychowała i dorastała. Matka rzadko się tam pojawiała i przez większość swojego życia Camilla była tylko z ojcem.
A on pozwalał córce na wszystko. Mogła biegać boso. Mogła dosiadać koni i galopować aż do końca posiadłości i dalej. Mogła się do woli włóczyć po pięknej hiszpańskiej ziemi.
Amerykańskiej matce Camilli, która nigdy nie polubiła wiejskiego życia, los rancza był obojętny. Dla jej córki ranczo było wszystkim. A teraz je straciła.
Kiedy pracownicy Matiasa Navarry wyprowadzali konie ze stajni, błagała, by pozwolili jej z nimi jechać. Przeżyłaby jakoś utratę rancza, gdyby tylko mogła być z końmi, a zwłaszcza gdyby nie musiała się rozstawać z Fuego. Zapewniała, że zgodzi się na każdą pracę. Jednak mężczyzna o kamiennej twarzy, który wprowadzał do przyczepy jej ulubionego czarnego ogiera, odmownie pokręcił głową i wyjaśnił, że Navarro nie zatrudnia kobiet.
Wyglądało na to, że nie kłamie. Wśród ludzi Matiasa, którzy przyjechali po konie, nie było ani jednej kobiety.
Camilla wpadła w rozpacz. Nic nie zostało jej w spadku i zaraz nie będzie się miała gdzie podziać. Niczego nie ma. Niczego i nikogo. Na matkę nie mogła liczyć nawet w dobrych czasach, toteż nie miała złudzeń, że pomoże jej w trudnym momencie.
Camilla wiedziała tylko jedno – że zna się na koniach jak mało kto.
Jej zdaniem Fuego był pewnym kandydatem na czempiona następnego europejskiego sezonu wyścigowego. Ale tylko ona mogła go trenować i na nim jeździć. Matias Navarro wkrótce się przekona, że nowy nabytek jest dla niego bezużyteczny. A jeśli spróbuje złamać tego konia, pozbawi go jakiejkolwiek wartości.
Skupiła spojrzenie na swojej twarzy w lustrze. Matka zawsze krytykowała jej grube kości i zbyt mocną linię szczęki. Sama chuda jak patyk, uważała, że córka jest za mało kobieca.
Tymczasem Camilla po raz pierwszy była zadowolona ze swojego wyglądu. Uznała, że paradoksalnie brak kobiecości może jej pomóc.
Otworzyła szufladę toaletki, wyjęła nożyczki, chwyciła w palce pasmo lśniących czarnych włosów, naciągnęła je i bezlitośnie ucięła przy uchu.
Matias Navarro nie zatrudnia kobiet. Ale może zatrudni jeszcze jednego stajennego chłopaka!
Camilla wyprostowała się i otarła czoło, spoglądając na pola i łąki rancza Navarrów, które teraz już dobrze znała. Już dwa miesiące pracowała u Matiasa i czuła się tu jak w domu. Oczywiście jego ranczo nie umywało się do jej rodzinnego, na którym przeżyła dwadzieścia dwa lata i które na zawsze miało pozostać w jej pamięci.
Nieraz musiała zwalczać pokusę, by tam wrócić, poczuć pod stopami tak dobrze znaną kamienną posadzkę i usłyszeć, jak skrzypią stare belki. Dobrze, że przynajmniej może być z końmi.
Nie od razu uzyskała dostęp do Fuego. Matias nie pozwalał, by do cennego konia zbliżał się ktoś inny niż on sam czy jego zaufany masztalerz. A koń – tak jak przypuszczała Camilla – nie chciał współpracować. Ogier był zwierzęciem z charakterem.
Musiała bardzo starannie rozgrywać swoją strategię. Nie mogła się zbytnio rzucać w oczy Matiasowi, a jednocześnie powinna stworzyć wrażenie, że wyjątkowo się dogaduje z niepokornym wierzchowcem.
Co nie było łatwe, gdyż odgrywała czternastolatka, który zgodził się pracować w stajni w zamian za wikt i opierunek. Zatrudniono ją praktycznie z marszu, bez zbędnych formalności, i to jej sprzyjało. Wcześniej zrobiła mały wywiad na temat Matiasa i okazało się, że Navarro dobrze traktuje swoich pracowników. A zwłaszcza leży mu na sercu los młodych ludzi z trudną przeszłością. Ideę przywracania ich społeczeństwu przez pracę traktował wręcz jako swoją misję.
Pomimo niezbyt dobrej reputacji własnej rodziny, Matias wydawał się całkiem uczciwym człowiekiem. Z jedną tylko skazą – z zasady nie zatrudniał kobiet.
Wiedząc to wszystko, Camilla znalazła sposób, żeby go podejść. Wymyśliła dla siebie rolę nastolatka z patologicznej rodziny, który poleciał w dragi i byłby się stoczył, gdyby nie pomocna dłoń, którą do niego wyciągnął dobry pan Navarro.
W sumie niewiele mijała się z prawdą. Jej też groziło wylądowanie na ulicy. Jednak, w przeciwieństwie do zagubionego nastolatka, miała mocne kwalifikacje do swojej pracy.
Na razie wszystko szło dobrze. Krótko ostrzyżone włosy i luźne ciuchy skutecznie maskowały jej pełną, kobiecą figurę. Zwłaszcza przed oczami Matiasa Navarry. Faceta, który przed miesiącem wprowadził na ranczo swoją piękną narzeczoną, drobną i delikatną jak ptaszek, która przypominała Camilli jej matkę. Eteryczne stworzenie, obdarzone burzą złotych loków, jasnoniebieskimi oczami i delikatną, alabastrową skórą. Kiedy ta nimfa przyjeżdżała na ranczo, musiała się co chwila smarować tonami kremu z filtrem przeciwsłonecznym.
Wydawało się, że Matias jest naprawdę zaangażowany; często kładł dłoń na pupie narzeczonej albo podtrzymywał ją ramieniem, jakby się bał, że krucha kobietka się potknie i upadnie, gdyby nie jego męskie wsparcie.
Camilla tego nie rozumiała. Nie wiedziała, że kobietę można traktować jak księżniczkę. Nie znała takiego podejścia. Ukochany ojciec traktował ją jak syna, którego nie miał. Dawał jej wolność, ale też kazał ciężko pracować. Matkę po prostu irytowała. Jasne, że wolała podejście ojca.
Ale nigdy nie czuła się ważna i doceniona. Nikt też nie widział w niej wrażliwej, kruchej kobiety.
Camilla wzruszyła ramionami i wróciła do czyszczenia boksu. Wolała wyrzucać gnój niż tkwić w wielkim, pustym rodzinnym domu. Wolała czuć na twarzy ciepło słońca; wdychać wonie koni, siana i trawy.
Zerknęła w górę, mrużąc oczy. Sądząc z pozycji słońca na niebie, Matias powinien się zaraz zjawić. Pewnie jak zwykle będzie chciał potrenować Fuego na padoku.
Camilla zajęła stanowisko obserwacyjne przy drzwiach stajni. Patrzyła przez szparę, żeby nikt jej nie zauważył. Zobaczyła Matiasa prowadzącego konia. Fuego prezentował się jak zwykle imponująco. Czarna sierść lśniła w popołudniowym słońcu. Rzucał łbem i tulił uszy, sygnalizując rozdrażnienie i zaniepokojenie.
Camilla przeniosła wzrok na Matiasa i zamarła.
On też prezentował się imponująco i pod wieloma względami kojarzył jej się ze zwierzęciem, z którym za moment miał się zmierzyć. Czarne włosy były gładko sczesane z czoła, a śniada cera miała złocisty odcień. Szeroka pierś wyzierała z głęboko rozpiętej koszuli; podwinięte rękawy odsłaniały silne przedramiona. Jeździeckie bryczesy opinały wąskie biodra i silne uda, zmysłowo uwydatniając… pewną część ciała.
Camilla przez całe życie obracała się wśród dżokejów. Zwykle byli niscy i szczupli – dobierani tak, by nie obciążać wyścigowych koni. To wyjaśniało, dlaczego Matias nigdy nie startował w gonitwach. Przy wzroście ponad metr osiemdziesiąt i takiej budowie nie miałby szans w rywalizacji z nimi.
Masztalerz Navarra przypiął koniowi lonżę i Matias, z długim batem do lonżowania, stanął pośrodku padoku. Bat nie miał służyć poskramianiu konia, tylko sygnalizowaniu poleceń tresera, jak zmiana tempa biegu, zatrzymanie czy obrót.
Jednak, tak jak wiele razy przedtem, Fuego nie zamierzał go słuchać. Gorze: tak gwałtownie stanął dęba, że byłby się przewrócił na grzbiet! Camilla nie wytrzymała. Zanim zdążyła pomyśleć, co robi, wybiegła ze stajni i przypadła do ogrodzenia padoku.
– Tonto! – krzyknęła. – Przecież wiesz, że on tego nie znosi! A ty go chcesz zmusić! On może sobie zrobić krzywdę.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, co zrobiła. Ośmieliła się zwyzywać właściciela stajni w jego posiadłości! Zmarnowała dwa miesiące, kiedy starała się schodzić wszystkim z oczu, by stopniowo osiągnąć swój cel.
Matias znalazł się przy niej w dwóch długich krokach.
– Widzę, że uważasz się za wielkiego tresera? – warknął.
Spojrzenie ciemnych oczu zdawało się przepalać ją na wylot. Cofnęła się, usiłując zachować dystans pomiędzy sobą a tym imponującym, groźnym szefem.
– Nie o to chodzi – odparła, siląc się na spokój. – Ja po prostu znam tego konia.
– Jak to?
– Kiedy przyszedłem tu szukać zajęcia… – Camilla musiała błyskawicznie improwizować – …mówiłem, że jeśli nie dostanę pracy, nie będę miał gdzie mieszkać. – Spojrzała na masztalerza stojącego w pobliżu i dodała głośniej, żeby on też słyszał: – Pracowałem na ranczu Alvareza i dobrze znam Fuego. Mogę go potrenować.
– I dopiero teraz nam to mówisz? – Matias z pretensją spojrzał na masztalerza.
– To nie wina Juana – zapewniła. – Nie powiedziałem mu tego. Po prostu widzę, że Fuego nie potrafi się zaaklimatyzować do nowego otoczenia i do nowych treserów. Mógłbym na nim jeździć.
Matias oparł muskularne ramiona na belce ogrodzenia.
– Mam uwierzyć, że Cesar Alvarez pozwolił zwykłemu stajennemu chłopakowi ujeżdżać swojego najcenniejszego konia? I że to zwierzę cię słucha?
– Tak, słucha – odparła, dumnie unosząc podbródek. – Naprawdę dobrze się rozumiemy.
Zawsze miała podejście do trudnych koni, tak jak jej ojciec. Autentyczny wrodzony dar.
– Nie pozwolę, żebyś się zbliżał do tego konia!
– Dlaczego? Co pan ma do stracenia, señor Navarro? – spytała prowokująco.
– Nie chodzi o to, co mam do stracenia. Po prostu nie chcę mieć na karku śledztwa, kiedy jakiś szalony chłopak z mojego rancza skręci sobie kark.
– Ani myślę łamać sobie karku – zapewniła Camilla. – Natomiast Fuego może złamać nogę, jeśli dalej będzie tak traktowany. Słyszałem, że ma pan świetne podejście do koni, ale jakoś tego nie widzę.
– Obrażasz szefa, który dał ci szansę i dobrą pracę?
– Myślałem, że pan potrafi docenić szczerość. Nie chciałbym, żeby pańska duma i ambicja wygrały z dobrem tak wspaniałego zwierzęcia. Wiem, co mówię, bo widziałem wiele takich przykładów.
Ciemne brwi Matiasa uniosły się.
– Wiele?
– Tak, kiedy pracowałem u Cesara Alvareza. Poznałem tam bogatych ludzi, którzy nie potrafili postępować ze swoimi końmi.
– Jestem przede wszystkim koniarzem, a nie tylko bogatym człowiekiem – odarł urażony Matias.
– W pierwszym rzędzie jest pan biznesmenem. Nie ma w tym nic zdrożnego, ale prawda jest taka, że nie może się pan całkowicie poświęcić koniom.
Zaskoczył ją, bo po prostu się roześmiał.
– Dobrze, uparty chłopaku. Chodź tutaj i pokaż, co potrafisz.
Matias przyglądał się wyrostkowi stojącemu przed nim. Mógł mieć najwyżej czternaście lat, ale przemawiał z pewnością siebie i śmiałością, na które w jego obecności nie potrafili się zdobyć dorośli mężczyźni. W sumie nie powinien się dziwić. W tym wieku młodzież wkracza w okres buntu i brawury, nie myśląc o konsekwencjach.
Sam w młodości nie był lepszy. W wieku trzydziestu trzech lat nadal pozostał bezkompromisowy i zuchwały. Inna rzecz, że z taką fortuną i pozycją przychodziło mu to w sposób naturalny. Zresztą trudno być innym, kiedy chce się robić interesy.
Jednocześnie Matias uważał się za człowieka odpowiedzialnego, a także – w przeciwieństwie do innych mężczyzn w jego rodzinie – starał się zachować przyzwoitość. Troszczył się o rodzinne ranczo i ludzi z okolicy, którym dawał pracę.
Problem w tym, że abuelo nie ułatwiał mu zadania. Senior rodu nastawiał Matiasa i jego starszego brata Diega przeciwko sobie. Ogłosił, że ranczo i cały majątek odziedziczy po jego śmierci ten z braci, który spełni określone warunki.
Jeżeli spełnią je obaj, podzielą się majątkiem po połowie.
Jeżeli spełni tylko jeden… drugi zostanie na lodzie.
Matias nie miał wątpliwości, że zwycięży w tym wyścigu. Jednym z warunków dziadka było małżeństwo, więc zaczął zacieśniać swój związek z Lilianą Hart, z którą łączyła go kilkuletnia luźna znajomość. Miał dobre stosunki z jej rodzicami i pan Hart dał mu do zrozumienia, że nie miałby nic przeciwko ślubowi.
Takim właśnie był człowiekiem. Decyzyjnym. Nie miał w sobie nic z oportunizmu dziadka czy brata. Jeśli podjął decyzję, wykonywał ją. I uzyskiwał korzyści.
Spodziewał się, że młodzik się wycofa, przerażony własną śmiałością. Ale ten chłopak miał jaja. Matias musiał przyznać, że mu zaimponował.
Młody wszedł na padok czujnie, ze skupioną miną.
Matias przeniósł wzrok na Fuego, który stał spięty i gotów do kolejnego wybuchu. Ten koń miał zadatki na czempiona. Navarro znał się na tym. Był znakomitym trenerem, a jednak to zwierzę, jako jedyne, nie chciało go słuchać.
Z drugiej strony chłopak miał rację, kiedy mu zarzucał, że nie może poświęcić koniowi tyle uwagi, ile by pragnął, bowiem Matias był przede wszystkim biznesmenem i musiał wiele czasu spędzać poza ranczem, powierzając innym ludziom opiekę nad swoimi końmi. Należał do starego hiszpańskiego rodu, który od pokoleń hodował konie wyścigowe i dochował się wielu czempionów. Mimo to hodowla już dawno przestała być ich głównym źródłem dochodu. Matias miał interesy na całym świecie, a jego biuro znajdowało się w Londynie, nie w Hiszpanii.
Navarro patrzył, jak chłopak podchodzi do zwierzęcia, które wyraźnie się uspokoiło na jego widok. Gdyby było inaczej, Matias kazałby mu natychmiast się wycofać.
Młody stajenny podsunął dłoń do nozdrzy konia. Fuego powąchał ją i jego uszy wystrzeliły do przodu. Najwyraźniej rozpoznał swojego dawnego opiekuna. Chłopak ujął lonżę krótko przy pysku konia i spojrzał pytająco na Matiasa. Matias skinął głową.
Chłopak przywarł twarzą do końskiego łba i gładził łagodnie Fuego, szepcząc coś do niego łagodnym głosem.
Koń był już całkowicie spokojny.
Chłopak odwrócił się w stronę Matiasa.
– Nie kłamałem, Fuego mnie zna. Ale nie sadzę, żeby w tej chwili chciał mi być posłuszny tak jak dawniej. Mogę jednak na nim jeździć. I stopniowo próbować treningu. Tak, żeby z czasem koń pozwolił, by dosiadał go ktoś inny i ścigał się na nim. Bo przecież na tym panu zależy, prawda? Fuego ma temperament i trudny charakter, więc nie obiecuję, że będzie grzeczny, ale mogę sprawić, że będzie chodził pod dobrym dżokejem.
– Czegoś takiego jeszcze nie było. – Matias pokręcił głową i zerknął na Juana. – Nie mogę pozwolić, żeby moje konie trenowały dzieciaki.
– A jednak Cesar Alvarez pozwalał – odparł Juan.
Matias popatrzył na chłopaka, który wpatrywał się w niego z nadzieją.
– Dobrze. Od tej pory zajmiesz się Fuego i będziesz za niego odpowiedzialny. Jego dżokejem ma zostać Fernando Cortez i w którymś momencie zaczniecie współpracować. Ale na razie sam trenuj konia.
– Tak jest – potwierdził chłopak i wyprostował się z ulgą. Nagle wydał się Matiasowi starszy, niż początkowo przypuszczał. A może sprawiła to jego zadziorność? Dał znak, żeby zaczynał.
Chłopak spojrzał na niego.
– Nie chce pan, żebym się przedstawił?
– Czy jeśli poznam twoje imię, będziesz go lepiej trenował?
– Nie… Nie sądzę.
– W takim razie imię nie jest mi potrzebne.
Młodzik w milczeniu zaczął oprowadzać konia po padoku. Ogier trochę tańczył i nerwowo rzucał łbem, ale nie stawiał mu oporu, tak jak Matiasowi. Było widać, że tych dwoje łączy prawdziwe porozumienie. Navarro uznał, że nie ma innego wyjścia. Chłopak musi trenować konia, bo inaczej zmarnuje się potencjał tego cennego zwierzęcia. Podobnie jak innych ze stajni Alvareza, która była dla niego wartościowym nabytkiem.
– A inne konie z rancza Alvareza? Też je znasz? – zawołał do chłopaka.
– Tak. Pracowałem ze wszystkimi.
– W takim razie nimi też się zajmiesz – zadecydował Navarro. Wszystkie treningi są nagrywane, więc będę mógł z daleka śledzić twoje postępy. Bo nie mam czasu na rozmówki z tobą.
– Tak jest, señor.
– Rozumiesz, przede wszystkim jestem biznesmenem, a dopiero potem koniarzem – dodał.
– Tak jest, señor. – Navarro byłby przysiągł, że na ustach chłopaka zaigrał skryty uśmieszek.
Matias odwrócił się i odszedł. On też się uśmiechnął. W sumie był zadowolony. Tanim kosztem zyska wartościowego konia, który wkrótce będzie na niego zarabiał. Sprawy układały się coraz lepiej. Zaręczyny z Lilianą zostały już ustalone, choć częściej przebywała u siebie niż u niego.
Nie szkodzi, poczeka. Być może tempo okazało się dla niej za szybkie. Dosłownie w jednej chwili awansowała z przyjaciółki biznesowego partnera swojego ojca na jego narzeczoną. Wszystko w swoim czasie, myślał, idąc w stronę domu. Grunt, że sprawy są na dobrej drodze. Spełni wymagania dziadka i przejmie wspaniałą rodzinną posiadłość. Z piękną żoną. I fantastycznym koniem wyścigowym.
Stary powinien wiedzieć, że wyzwanie rzucone Matiasowi Navarro nie pozostanie bez odpowiedzi. A tą odpowiedzią będzie zwycięstwo!
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej