9,99 zł
Latika Bakshmi otrzymuje od swojej szefowej zadanie, by poprawić wizerunek jej brata – księcia Gunnara von Bjornlanda. Spodziewa się, że nie będzie to łatwe, jednak niezależny i zbuntowany Gunnar sam podpowiada Latice najlepsze rozwiązanie – powinien się ożenić. Latika organizuje bal, na który zaprasza potencjalne kandydatki. Ponieważ jednak sama jest przymuszana do niechcianego małżeństwa, wpada na pomysł, żeby Gunnar poślubił właśnie ją. By go uwieść, na oczach wszystkich gości odważnie z nim flirtuje…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 155
Maisey Yates
Prosto w ramiona księcia
Tłumaczenie: Piotr Błoch
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021
Tytuł oryginału: Crowning His Convenient Princess
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2020
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2020 by Maisey Yates
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-6454-9
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
Latika Bakshmi wzięła głęboki oddech. Inaczej nie zdobyłaby się na to, żeby otworzyć drzwi, bo doskonale wiedziała, co ją za nimi czeka.
A właściwie kto.
Książę Gunnar von Bjornland, brat jej szefowej, rozpustny hulaka i generalnie zakała rodu, przynoszący hańbę krajowi. Człowiek, którym Latika pogardzała dosłownie całą sobą. A musiała się nim niestety obecnie zajmować, bo znalazło się to w zakresie jej obowiązków.
Królowa Astrid, która była nie tylko jej szefową, lecz także przyjaciółką i powierniczką, poprosiła ją, by zgodziła się na próbę „zreformowania” Gunnara, i Latika podjęła się tego zadania. I właśnie za chwilę zamierzała je rozpocząć.
– Przestań się tam czaić pod moimi drzwiami!
Dziewczyna aż podskoczyła.
– Skąd wiedziałeś, że jestem pod drzwiami?
Gdy wyżej wymienione drzwi otwarły się na rozcież, zjawił się w nich ni mniej ni więcej, ale sam bóg Wikingów, bo na normalnego śmiertelnika zupełnie nie wyglądał. Niesamowicie rosły i potężny, długie jasne włosy miał zaczesane do tyłu, a na twarzy – ciemnoblond brodę. Jego duże, jasnoniebieskie oczy przypominały kolorem lód, lecz mimo tego emanowały ogromnym żarem. A jego ciało… które jednocześnie gorszyło ją i przyciągało, było jak wyrzeźbione. Gdyby chociaż mógł być na tyle przyzwoity, by nauczyć się zakładać koszulę, kiedy otwierał drzwi kobiecie. Albo… może niech lepiej pozostanie nieprzyzwoity.
– Skąd wiedziałeś, że jestem pod drzwiami? – zapytała ponownie.
– Już przez drzwi czułem to napięcie. Tylko ty, Latiko, potrafisz takie wywołać.
– No tak. Zapomniałam, że zawsze musisz być dowcipny.
– No przecież po prostu cię słychać. Nie nosisz normalnych pantofli jak moja siostra, tylko te potworne szpilki, które na marmurze wydają charakterystyczny dźwięk. Właściwie powinienem się zmartwić, że jeśli nieproszone dźwięki tak łatwo przedostają się przez drzwi do wnętrza mojej sypialni, to pewnie działa to i w drugą stronę…
– Wyobrażam sobie, że naprawdę musi cię to bardzo martwić.
Latika weszła w końcu do środka i odruchowo rozejrzała się wokół siebie. Na szczęście nie zobaczyła nigdzie żadnych oznak niedawnej rozpusty. To znaczy, w łóżku nie leżała żadna seksowna blondyna ani ruda, ani nie było tam pustych butelek, porozrzucanej bielizny czy czegoś podobnego.
Jednak samo łóżko pozostało niezaścielone, widocznie „Wiking” dopiero co z niego wstał i, słysząc jej kroki, zdążył wciągnąć na siebie tylko dżinsy. A więc… chyba nie miał na sobie bielizny.
Nagle dotarło do niej, o czym myśli, i się rozzłościła.
– Astrid poprosiła mnie, żebym… – zaczęła lodowatym tonem.
– Chciałbym, żebyś znalazła mi żonę – przerwał jej bezpardonowo.
– Co takiego?!
– Chciałbym, żebyś znalazła mi żonę. Widzę, że moja zła reputacja zaczyna martwić Astrid, która jest mężatką, ma dziecko, a nasz kraj znalazł się w punkcie, kiedy może spokojnie wystartować w nowoczesną przyszłość, co prawdopodobnie spowodowałoby, że nasz ojciec przewróciłby się w grobie, gdyby nie był aż tak zajęty smażeniem się w piekle.
– Astrid poprosiła mnie, żebym pomogła ci się zreformować. – Latice nareszcie udało się dokończyć zdanie.
– Wiem – potwierdził – i właśnie uważam, że to jedyna droga.
Dziewczyna spodziewała się buntu, oporu i pełnych dwuznaczności przemówień. Nie sądziła, że ją uprzedzi i sam zaproponuje rozwiązanie.
– Ale dlaczego? Skąd twoje nagłe zainteresowanie małżeństwem?
– Wcale nie powiedziałem, że nagle zaczęło mi się śpieszyć do ślubu. Ale dobrze wiem, że bajkowy scenariusz najszybciej trafia do serc opinii publicznej. Czyż nie?
– Sądząc po doświadczeniach twojej siostry, raczej masz rację.
– Nie jestem następcą tronu. Bardzo mi to odpowiada, ale obciążenie, z jakim żyje Astrid, mniej. I dlatego zrobię, co będę mógł, jeśli tylko da się jej w czymkolwiek ulżyć. Stąd pomysł z szukaniem żony.
– Cóż za dziwaczna logika!
– Latiko… wiem, że mnie nie szanujesz i nigdy zresztą nie miałem ci tego za złe, bo nigdy nie zachowywałem się wobec ciebie odpowiednio. Dlatego nie szukam twojej aprobaty, tylko chcę uszczęśliwić Astrid, a ty masz mi w tym pomóc, szukając kandydatki na żonę.
– Czy jest jakiś szczególny rodzaj kandydatek, który bierzesz pod uwagę? – zapytała zjadliwie.
– Owszem. Najbardziej wolałbym filantropkę. No i nie żądam, żeby była… nazwijmy to… jak nowa.
Dopiero po chwili dotarło do niej, co miał na myśli.
– A więc… nie spodziewasz się dziewicy? Ależ to bardzo postępowe.
– Jako że sam nie jestem prawiczkiem, byłoby chyba podwójnym standardem oczekiwanie tego od przyszłej żony.
– A więc… nie jesteś już prawiczkiem?
– Już nie. Raz czy dwa razy dałem się komuś dotknąć.
– Niebywałe.
– Spodziewam się, że masz jakieś swoje kanały, przez które znajdziesz kobietę zainteresowaną poślubieniem mnie.
Już sam pomysł uczestniczenia w swataniu kogokolwiek bardzo nie odpowiadał Latice, biorąc pod uwagę jej własne doświadczenia w życiu. Oczywiście Gunnar nie mógł nic o tym wiedzieć. Zresztą już nawet ujawnienie się w kręgach, w których będzie musiała szukać, stanowiło dla niej problem.
Bo tak naprawdę praca dla Astrid miała być kryjówką.
Trzeba więc będzie robić to bardzo dyskretnie. Omijać pewne rejony geograficzne, to znaczy jeden ponury fragment Europy oraz Wschodnie Wybrzeże Stanów Zjednoczonych.
– Blondynka? Ruda? Ciemna? Masz jakieś preferencje?
– Nie.
– Nie masz nawet swojego typu?
– Kobieta. To wystarczy.
Z trudem się powstrzymała, by nie przewrócić oczami. Zamiast tego zanotowała wszystko starannie i uśmiechnęła się do niego zimno, podsumowując:
– Kobieta, filantropka. Błona dziewicza niewymagana.
– Najlepiej gdyby błony dziewicze w ogóle nie istniały. Nie jestem cierpliwy. Wolałbym nie instruować żadnej kobiety, jak ma mi dostarczać przyjemności.
– No jasne – skwitowała obojętnym tonem, myśląc jednocześnie „no to jestem szczęśliwie wykluczona”.
Tak jakby Gunnar kiedykolwiek był brany przez nią pod uwagę jako ewentualny narzeczony! „Prędzej mi kaktus na dłoni wyrośnie!”.
Tymczasem Wiking zaczął się kręcić po pokoju, aż w końcu założył podkoszulek.
Latika próbowała tymczasem patrzyć w sufit. Zawsze czuła się przy nim skrępowana, ale wolała udawać, że to niechęć i irytacja. Wyłącznie. I że nie ma w tym niczego więcej. Że patrzy na niego wyłącznie z obrzydzeniem, a nie…
Zmusiła się do profesjonalnego uśmiechu.
– Czy coś jeszcze?
– Nie. Chyba wszystko powiedzieliśmy.
– A zatem, Wasza Wysokość, roześlę wici i szybko znajdę ci żonę.
– Zaczekaj. Jeszcze jedno. Może warto wspomnieć, że jestem właścicielem firmy wartej wiele miliardów dolarów?
Zamarła.
– Jesteś… co takiego?!
– Tak. I myślę, że już czas, żeby świat o tym usłyszał.
– Ale jak… jakim cudem trzymałeś to dotąd w tajemnicy?
– A czemu miałoby to kogokolwiek interesować? Moja firma ma nazwę, pod którą kryje się moje nazwisko. Lecz i tak, odkąd pamiętam, wszystkich interesuje wyłącznie to, z kim sypiam. Nie to, że jestem prezesem ogromnej korporacji zajmującej się budownictwem ekologicznym.
– Ja…
– Niech to będzie częścią ocieplania mojego wizerunku, Latiko. Trzeba to wreszcie upublicznić. Zakładam, że ty zajmujesz się tutaj PR-em.
– Oczywiście. Zajmę się wszystkim.
Spojrzał jej przeciągle w oczy, a ona starała się znów udawać, że nie robi to na niej żadnego wrażenia. Tak samo jak starała się nie dopuścić do siebie niespodziewanej informacji, że Gunnar, poza hazardem i chodzeniem na dziwki, od lat prowadzi w ukryciu firmę. Zdecydowanie czuła się lepiej, wyłącznie nim pogardzając.
Książę Gunnar von Bjornland utknął w wizerunku rozpustnika na o wiele za długo i naprawdę zamierzał w tym momencie radykalnie z tym skończyć. Co innego, gdy żył jeszcze ich ojciec, wtedy miało to sens i nawet go bawiło. Móc rzucić staremu w twarz swe kolejne wyczyny, gdy on i tak próbował nieustannie sabotować Astrid. Ojciec był reliktem innej epoki i dawnego porządku. Nie potrafił przyjąć do wiadomości, że kobieta może rządzić krajem, pomimo wielu spektakularnych przykładów wokół. Nigdy do końca nie pogodził się z faktem, że jego następczynią jest córka, a nie syn. Co gorsza, syn nie zamierzał stanąć po jego stronie ani angażować się w zamach stanu, by obalić swą bliźniaczkę. Gunnar nigdy nie połknął przynęty starodawnego rodziciela, tylko wprost przeciwnie – z perwersyjną rozkoszą oddawał się udowadnianiu, że w porównaniu z siostrą jest niewiele wart.
Ona żyła poważnie, hołdując tradycji i poświęcając się królewskim obowiązkom, podczas gdy on wypowiedział wojnę wszelkim „dobrym” obyczajom, jakie tylko mógł napotkać na swojej drodze i narażał Bjornland na nieustanne komentarze w światowych mediach, dzięki swym kolejnym aferom i postępkom. Uznał, że jeśli nie może inaczej, to w ten sposób zasłynie w historii, zostając przynajmniej barwną postacią.
Rzecz jasna jednak, że nigdy nie usatysfakcjonowało go to intelektualnie. Stąd wzięła się w tajemnicy rozwijana korporacja.
Teraz, gdy ojciec już nie żył, Astrid została królową, a przeróżne oskarżenia nadal były kierowane pod jego adresem, postanowił to wszystko zmienić i przywrócić normalność.
Najbardziej zmotywowała go ostatnia wpadka.
W pałacu zjawiła się kobieta, twierdząc, że jest z nim w ciąży.
Nieważne, że Gunnar nigdy przedtem nie widział jej na oczy i że zawsze zabezpieczał się przy wszelkich kontaktach. Dotarło do niego nagle, że taka sytuacja mogła zaistnieć wyłącznie przez jego tryb życia. Oraz że… istotnie pewnego dnia tak mogłoby się stać naprawdę.
Nagłówki szalały, rozpisując się o teście DNA, i coraz więcej ludzi zaczynało nim otwarcie pogardzać. Królowej zarzucano, że nie potrafi zapanować nad swoim krnąbrnym braciszkiem, który bez ograniczeń drwi z każdej wartości uznawanej w kraju.
Dopóki takie komentarze pojawiały się za życia ojca i trafiały w niego, Gunnar czuł się szczęśliwy. Ale przecież zawsze celem była ochrona Astrid. Bo chociaż od samego początku dziewczyna okazała się silną osobowością, pod tym, co w pałacu działo się na pokaz, toczyła się wojna, o której nigdy nie miała pojęcia.
Wojna, na której froncie przez lata walczył Gunnar.
Bo jego niezmiennym celem i wartością było chronić Astrid. Jeśli obecnie zmienione okoliczności wymuszały na nim zmianę, to podporządkuje się i zmieni. Nawet wykorzystując do pomocy seksowną i irytującą asystentkę siostry.
Latika była niezaprzeczalnie piękna, lecz przy tym sztywna jak kołek i nijaka.
W zasadzie jej niepospolita uroda wykluczała nijakość. Dlatego Gunnar zawsze wyczuwał w niej coś dziwnego, przeczuwał, że musiała coś ukrywać. Nie rozumiał też, czemu wykonywała tak nudny zawód asystentki na dworze królewskim małego państewka. Gdy na nią patrzył, wyobrażał ją sobie przyodzianą w jedwabie i klejnoty, czekającą na kolejnego kochanka, nie zaś z nieodłącznym notesem i długopisem. Jej uroda i seksapil stawały się dla niego powoli kompletną farsą, bo wyglądała na stworzoną do rozkoszy, ze swymi dużymi, namiętnymi ustami i opływowymi kształtami, a jednocześnie na co dzień była uosobieniem powagi, pragmatyzmu i obowiązkowości.
Póki co robił wszystko, by nie wystawić nigdy na próbę tego jej wizerunku. Choć ogromnie go to kusiło. Rzucić się na nią i całować dotąd, aż się rozpromieni i zrelaksuje.
Ale teraz świat Gunnara miał ulec przemianie: miał wkrótce znaleźć sobie żonę, no a potem pozostać jej wiernym. Niestety nie wyobrażał sobie, że jedna i ta sama osoba mogłaby go interesować do końca jego dni. Zwłaszcza jeżeli istotnie zmieni swoje postępowanie, przestanie skakać na spadochronie i ścigać się autem po autostradach, i w rezultacie będzie dłużej żyć.
Jednak tylko w taki sposób może pomóc Astrid i nadal ją chronić. A całe jego dotychczasowe życie było podporządkowane tej misji, choć adresatka nie miała o tym pojęcia. Przecież teraz się nie podda.
W zasadzie małżeństwo wydawało się relatywnie małą ceną do zapłacenia za spokój Astrid. Więc to zrobi, może nie z pieśnią na ustach, ale zrobi.
Bo książę Gunnar nigdy nie został królem, lecz od zawsze jest panem swego losu i jeżeli sobie coś postanowi, to doprowadza tę rzecz do końca.
Radykalna zmiana i ślub nie stanowią wyjątku.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej