Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Mia Corvere, niszczycielka cesarstw, znalazła sobie miejsce pośród Ostrzy Naszej Pani od Błogosławionego Morderstwa, ale wielu członków Duchowieństwa Czerwonego Kościoła uważa, że na to nie zasłużyła.
Jej pozycja jest niepewna, a w dodatku nadal daleko jej do pomszczenia brutalnej śmierci członków rodziny. Po śmiercionośnej potyczce z dawnym wrogiem Mia zaczyna nabierać podejrzeń co do motywów, jakie kierują samym Czerwonym Kościołem.
Kiedy staje się wiadome, że finał wielkich igrzysk w Bożogrobiu zaszczycą swoją obecnością konsul Scaeva i kardynał Duomo, Mia postanawia przeciwstawić się Kościołowi i sprzedaje się do niewoli, żeby mieć szansę dopełnić obietnicy, którą złożyła w dniu, kiedy straciła wszystko.
Na piaskach areny znajduje nowych sprzymierzeńców, zaciętych rywali i jeszcze więcej pytań na temat swoich dziwnych związków z cieniami. Jednakże w miarę jak ujawnianą są spiski i sekrety, w murach kolegium rośnie liczba ofiar. Mia będzie zmuszona wybierać między lojalnością a zemstą.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 760
Tytuł oryginału: Godsgrave
Copyright © 2017 by Jay Kristoff Copyright for the Polish translation © 2018 by Wydawnictwo MAG
Redakcja: Urszula Okrzeja Korekta: Magdalena Górnicka Ilustracja na okładce: Jason Chan Opracowanie graficzne okładki: Piotr Chyliński Mapy: Virginia Allyn Projekt typograficzny, skład i łamanie: Tomek Laisar Fruń
ISBN 978-83-66065-77-2 Wydanie II
Wydawca: Wydawnictwo MAG ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa tel./fax 228134743 e-mail: [email protected]
Wyłączny dystrybutor: Firma Księgarska Olesiejuk Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością S.K.A.
moim wrogom–
Miłego zwrotu, zacni przyjaciele. Cudownie znowu was widzieć.
Wyznaję, że stęskniłem się za wami podczas naszej rozłąki. Ateraz, skoro już ponownie się spotkaliśmy, wasz narrator mógłby po prostu powitać was uśmiechem ipozwolić wam przejść do rzeczy– mianowicie morderstw, zemsty iokazjonalnych scenek gustownie odmalowanych sprośności, ale zanim zpowrotem wślizgniemy się razem między stronice, muszę przekazać wam słowa bolesnej prawdy iprzestrogi.
Pamięć to zdrajca, kłamca, złodziej iniecnota. Ichociaż obsada naszego dramatu bez wątpienia wryła się wniezatarty sposób wwaszą psyche, to musimy czasem wziąć pod uwagę, że wśród was, zwykłych śmiertelników, trafiają się okazy... zwyklejsze.
Mia Corvere – zabójczyni, złodziejka i bohaterka naszej opowieści, o ile można uznać, że nasza opowieść ma jakiegoś bohatera. Jej ojciec, Darius, został stracony na rozkaz Senatu Itreyańskiego i Mia przysięgła go pomścić, w związku z czym została uczennicą budzącej największy strach w Republice sekty zabójców – Czerwonego Kościoła.
Chociaż nie przeszła prób wymaganych przez Kościół, została przyjęta w poczet Ostrzy (czyli zabójców), po tym jak uratowała Duchowieństwo Kościoła, gdy zostało zaatakowane przez legionistów Luminatii.
Mia jest z pochodzenia w połowie Itreyanką, w połowie Liizyjką. Jest także pomroczem – istotą, która panuje nad samą ciemnością. Słabo rozumie własne moce, a jedyny pomrocz, jakiego poznała, zginął, zanim zdążył jej udzielić obiecanych odpowiedzi.
Tak, wiem – prawdziwa tragedia.
Pan Życzliwy – demon, pasażer albo chowaniec (zależnie od tego, kogo zapytać) z cieni, który pożera strach Mii. Ocalił jej życie, gdy była dzieckiem, i twierdzi, że bardzo niewiele wie na temat własnej natury, chociaż jest znany z tego, że zdarza mu się czasem skłamać.
Przybrał kształt kota, chociaż w niczym kota nie przypomina.
Eklipsa – drugi demon z cienia, który przybrał kształt wilka. Eklipsa była pasażerem lorda Cassiusa, niegdyś głowy Czerwonego Kościoła. Kiedy Cassius zginął podczas ataku Luminatii, Eklipsa związała się z Mią.
Jak to zwykle psy i koty, ona i Pan Życzliwy nie dogadują się najlepiej.
Stary Mercurio – nauczyciel i powiernik Mii przed jej wstąpieniem do Czerwonego Kościoła. Mercurio sam przez wiele lat był Ostrzem Kościoła, ale teraz jest na emeryturze i mieszka w Bożogrobiu. Ten stary Itreyańczyk prowadzi sklep o nazwie „Curiosa Mercurio”, a także pracuje jako handlarz informacjami i łowca talentów dla sług Czarnej Matki.
Nigdzie pod trzema słońcami nie znajdziecie bardziej gderliwego starego łajdaka.
Tric – akolita Czerwonego Kościoła, a także przyjaciel i kochanek Mii. Tric był z pochodzenia w połowie Itreyańczykiem, w połowie Dweymarczykiem. Już miał zostać przyjęty w poczet Ostrzy, gdy Ashlinn Järnheim dźgnęła go wielokrotnie w serce i zepchnęła ze stoków Cichej Góry.
Mia dopełniła przyrzeczenia złożonego Tricowi i po jego śmierci zamordowała jego dziadka, Niszczyciela Mieczy, króla Wysp Dweymarskich.
Co, jak się nad tym zastanowić, nie było zbyt rozsądne...
Ashlinn Järnheim – akolitka Czerwonego Kościoła i niegdyś najbliższa przyjaciółka Mii. Urodziła się w Vaanie i jest córką Torvara Järnheima, który kiedyś był Ostrzem Kościoła. Aby zemścić się za kalectwo, o jakie go przyprawiono, kiedy służył Matce, wraz z dziećmi obmyślił plan, który omal nie doprowadził do obalenia całego Kościoła. Jednakże ostatecznie ich spisek odkryła i udaremniła Mia.
Brat Ash, Osrik, zginął przy tej okazji, ale Ashlinn uciekła.
Uczucia, jakie Ashlinn żywi do Mii, najlepiej można określić jako... skomplikowane.
Naev – Ręka (czyli służebnica) Czerwonego Kościoła i bliska przyjaciółka Mii, która zajmuje się zaopatrzeniem i podróżuje z karawanami po Pustkowiach Szeptów w Ashkah. Naev została oszpecona przez zazdrosną tkaczkę Marielle, ale w nagrodę za pomoc Mii podczas ataku Luminatii Marielle odtworzyła dawną urodę Naev.
Naev nigdy nie zapomina i nigdy nie wybacza. To jeden z powodów, dla którego ona i Mia tak świetnie się dogadują.
Drusilla – Matka Wielebna Czerwonego Kościoła i (mimo jej z pozoru sędziwego wieku) jedna z najbardziej niebezpiecznych służebnic Czarnej Matki, jakie obecnie żyją. Drusilla nie zaliczyła ostatniej próby Mii i dopiero dzięki wstawiennictwu Cassiusa, Pana Ostrzy, dziewczyna została przyjęta w poczet zabójców.
Ujmując rzecz oględnie, nie jest największą fanką Mii.
Solis – Shahiid Pieśni, nauczyciel sztuki władania stalą w Czerwonym Kościele. Mia zraniła go w twarz w czasie ich pierwszego treningu. W odwecie Solis obciął jej rękę.
Jak się domyślacie, teraz układa im się znakomicie[1].
Zabójczyni Pająków – pięć lat z rzędu wybierana na „Shahiida, który najprędzej wymorduje własnych uczniów”. Zabójczyni Pająków jest mistrzynią Sali Prawd. Mia była jedną z jej najbardziej obiecujących uczennic, ale kiedy nie przeszła ostatniej próby Drusilli, cała sympatia Zabójczyni Pająków dla tej dziewczyny całkowicie wyparowała.
Kocur – Shahiid Kieszeni i mistrz złodziejstwa. Czarujący i błyskotliwy; kocha kraść równie mocno jak nosić damską bieliznę. Nie czuje szczególnej wrogości do Mii, co właściwie czyni go prezesem jej fanklubu.
Aalea – Shahiida Masek i mistrzyni sekretów. Mówi się, że istnieją tylko dwa rodzaje ludzi na tym świecie: ci, którzy kochają Aaleę, i ci, którzy jeszcze jej nie poznali.
Właściwie to sprawia wrażenie, jakby lubiła Mię.
Szokujące, prawda?
Marielle – jedna z dwójki albinotycznych czarnoksiężników, którzy służą Czerwonemu Kościołowi. Jest mistrzynią starożytnej ashkaskiej magji – tkania ciała. Potrafi kształtować skórę i mięśnie, jakby rzeźbiła w glinie. Jednakże płaci bardzo wysoką cenę za swoją moc – jej własne ciało wygląda potwornie, a ona nie ma na to żadnego wpływu.
Marielle nie zależy na nikim poza jej bratem, Adonaiem, i być może zależy jej na nim aż za bardzo.
Adonai – drugi z czarnoksiężników służących w Cichej Górze. Jest mówcą krwi, który potrafi manipulować ludzkim vitus. Dzięki sztuce swojej siostry jest niezrównanie piękny.
Jednakże pamiętam dobrze pewne powiedzenie na temat książek i okładek...
Aelius – kronikarz w Cichej Górze, którego zadaniem jest utrzymanie czegoś na kształt porządku w rozległym ateneum Czerwonego Kościoła.
Tak jak wszystko inne w bibliotece Niah, Aelius jest martwy.
Jego stosunek do tego faktu wydaje się ambiwalentny.
Cyt – były akolita Czerwonego Kościoła, teraz pełnoprawne Ostrze. Cyt nigdy nie mówi, tylko porozumiewa się specyficznym rodzajem języka migowego zwanym Niemową.
Ten Itreyańczyk pomógł Mii podczas jej ostatnich prób, ale obstaje przy tym, że nie są przyjaciółmi.
Jessamine Gratianus – akolitka Czerwonego Kościoła z roku Mii, której nie udało się zostać Ostrzem. Jest córką Marcinusa, itreyańskiego centuriona, którego stracono, ponieważ pozostał wierny ojcu Mii, Dariusowi Corvere zwanemu Rojalistą. Jess obwinia Dariusa, a co za tym idzie – Mię, za śmierć ojca, chociaż, prawdę mówiąc, te dziewczyny więcej łączy, niż dzieli.
Na przykład obie pragną zobaczyć konsula Juliusa Scaevę wypatroszonego jak świnię.
Julius Scaeva – trzykrotnie obrany konsul Senatu Itreyańskiego. Zajmuje to stanowisko w pojedynkę od czasu Rebelii Rojalistów sześć lat temu. Zwykle Republika ma dwóch konsulów i każdy z nich może służyć tylko przez jedną kadencję, ale Scaevy nie obowiązują żadne zasady.
Nadzorował egzekucję ojca Mii i skazał jej matkę oraz malutkiego braciszka na śmierć w Kamieniu Filozoficznym. Rozkazał także, by Mię utopiono w kanale.
Tak, można by rzec, prawdziwa z niego pizda.
Francesco Duomo – wielki kardynał Kościoła Światła i najpotężniejszy członek duchowieństwa Wszechwidzącego. Razem ze Scaevą i Remusem odpowiada za wydanie wyroku śmierci na uczestników Rebelii Rojalistów.
Duomo jest prawą ręką Aa na ziemi. Już sam widok świętej relikwii pobłogosławionej przez człowieka jego wiary wystarcza, żeby Mia zaczęła się skręcać z bólu. W związku z tym ukatrupienie tego skurwiela może okazać się cokolwiek problematyczne.
Justicus Marcus Remus – były justicus Legionu Luminatii i dowódca ataku na Cichą Górę. W kulminacyjnym punkcie konfrontacji z Mią Remus poczynił kilka zagadkowych uwag na temat jej brata, Jonnena.
Mia zadźgała go, nim zdążył się ze wszystkiego wytłumaczyć.
Nie był zadowolony.
Alinne Corvere – matka Mii. Chociaż urodziła się w Liis, zdobyła znaczącą pozycję w itreyańskich kręgach władzy. Była politycznym geniuszem, doną cieszącą się dużą estymą i odznaczającą się silną wolą. Została uwięziona w Kamieniu Filozoficznym razem z maleńkim synkiem po nieudanej rebelii męża, gdzie zmarła pogrążona w szaleństwie i cierpieniu.
Tak, wasz narrator też darzył ją sympatią.
Darius Corvere zwany Rojalistą – ojciec Mii. Jako justicus Legionu Luminatii zawarł przymierze z generałem Gaiusem Maxiniusem Antoniusem, którego zamierzał wynieść na tron. Razem zebrali armię, by ruszyć na własną stolicę, ale zostali pojmani w przeddzień bitwy. Pozbawiona dowództwa armia się rozpadła. Żołnierzy ukrzyżowano, a samego Dariusa powieszono obok niedoszłego króla Antoniusa.
Wisieli tak blisko siebie, że prawie mogli się dotknąć.
Jonnen Corvere – brat Mii. Niemowlę w czasie rebelii ojca. Został uwięziony razem z matką w Kamieniu na rozkaz Juliusa Scaevy. Zmarł tam, zanim Mia miała szansę go uratować.
Aa – Ojciec Światła zwany także Wszechwidzącym. Trzy słońca znane jako Saan (Jasnowidz), Saai (Mędrzec) i Shiih (Strażnik) uważa się za jego oczy i zwykle jedno lub dwa z nich są obecne na niebie, w efekcie czego prawdziwa noc – zwana arcymrokiem – zapada tylko na jeden tydzień raz na dwa i pół roku.
Aa jest wielkodusznym bogiem, życzliwym dla swoich poddanych i łaskawym dla wrogów. A jeśli wierzycie w to, zacni przyjaciele, to mam pewien most w Bożogrobiu, który chciałbym wam sprzedać.
Tsana – Pani Ognia; Ta, Która Wypala Nasze Grzechy, Czysta, Patronka Kobiet i Wojowników, pierworodna córka Aa i Niah.
Keph – Pani Ziemi; Ta, Która Wiecznie Śni, Palenisko, Patronka Marzycieli i Głupców, druga córka Aa i Niah.
Trelene – Pani Mórz; Ta, Która Wypije Świat, Fatum, Patronka Żeglarzy i Łotrów, trzecia córka Aa i Niah, bliźniacza siostra Nalipse.
Nalipse – Pani Burz; Ta, Która Pamięta, Litościwa, patronka Uzdrowicieli i Przywódców, czwarta córka Aa i Niah, bliźniacza siostra Trelene.
Niah – Matka Nocy, Nasza Pani od Błogosławionego Morderstwa znana także jako Paszcza. Jako siostra i żona Aa włada pozbawionym światła regionem zaświatów zwanym Otchłanią. Ona i Aa kiedyś po równo dzielili się władzą na niebie. Mąż przykazał jej rodzić tylko córki, ale Niah w końcu się sprzeciwiła i powiła mu syna. Za karę została wygnana z nieba przez swojego ukochanego i może powracać na nie co kilka lat na krótką chwilę.
A co się stało z synem?
Powtórzę swoje słowa, zacni przyjaciele, odpowiedź w tej chwili popsułaby wam całą zabawę.
1 Tak, zacni przyjaciele, to był sarkazm. Przyznajcie: stęskniliście się za mną, co?
Wilk nie lituje się nad jagnięciem. Sztorm nie błaga owybaczenie topielca.
Nic tak nie cuchnie jak trup.
Potrzeba czasu, żeby naprawdę zaczął śmierdzieć. Och, istnieje spora szansa, że jeśli nie uwalaliście sobie spodni tuż przed śmiercią, to uwalacie je sobie potem – po prostu tak działają wasze ludzkie ciała. Nie mam jednak na myśli zwykłego smrodu gówna, zacni przyjaciele. Mówię o wyciskającej łzy z oczu woni śmiertelności. Potrzeba zwrotu albo dwóch, żeby naprawdę się rozgrzać, ale jak już raz zabawa się rozhula, to szybko się jej nie zapomni.
Zaczyna się, zanim jeszcze skóra zacznie czernieć, oczy bieleć, a brzuch wzdymać się jak makabryczny balon. Jest w tej woni słodycz, która skrada się w dół gardłem i szarpie żołądkiem jak masłem ubijanym w maślnicy. Prawdę mówiąc, myślę, że przemawia do czegoś pierwotnego w waszej naturze. Tej samej cząstki was, śmiertelników, która boi się ciemności. To coś wie bez cienia wątpliwości, że bez względu na to, kim jesteście i co robicie, pewnego zwrotu wy i wszystko, co kochacie, umrze i nawet robaki będą miały w końcu swoją ucztę.
Mimo to potrzeba czasu, by ciała zepsuły się tak, żeby czuło się je z odległości wielu mil. Dlatego kiedy Połykaczka Łez wyczuła słodki zapach rozkładu unoszący się na ashkaskich szepto-wiatrach, wiedziała, że trupy musiały dojrzewać od co najmniej dwóch zwrotów.
I musiało być ich okropnie dużo.
Pociągnęła za cugle, zatrzymując wielbłąda, i uniosła pięść, żeby dać znać swoim ludziom. Kierownik jadącej za nią karawany dostrzegł jej sygnał i długi, kręty sznur wozów oraz zwierząt zwolnił przy akompaniamencie plucia, warczenia i tupotu. Skwar był okrutny – dwa słońca płonęły na oślepiająco niebieskim niebie, zamieniając pustynię w drżącą czerwień. Połykaczka Łez sięgnęła po bukłak wiszący u siodła i wypiła ciepławy łyk wody, kiedy podjechał do niej pomocnik.
– Kłopoty? – spytał Cesare.
Połykaczka Łez skinęła głową w stronę południowego odcinka drogi.
– Pachnie jak kłopoty.
Podobnie jak wszyscy jej krajanie Dweymarka była wysoką kobietą – miała najmarniej sześć stóp i siedem cali wzrostu – i składała się z samych mięśni. Skórę miała ciemnobrązową, a twarz ozdobioną zawiłymi tatuażami typowymi dla ludzi z Wysp Dweymarskich. Długa blizna przepoławiała jej czoło i przecinała mlecznobiałe lewe oko oraz policzek. Połykaczka Łez ubierała się jak żeglarz – nosiła trójgraniasty kapelusz i stary kapitański surdut. Jednakże ocean, po którym teraz żeglowała, składał się z piasku, a jedyne deski, po których chodziła, to były belki wozów. Po katastrofie morskiej wiele lat temu, w której zginęła cała jej załoga i przepadł cały ładunek, Połykaczka Łez uznała, że Matka Mórz nienawidzi jej tak bardzo, że utopiłaby ją w łyżce wody.
Wobec tego została pustynia.
Pani kapitan osłoniła oczy przed oślepiającym blaskiem i spojrzała w dal. Szepto-wiatry drapały i szarpały swoimi pazurami. Połykaczka Łez czuła mrowienie pod włoskami na karku. Dzieliło ich jeszcze siedem zwrotów od Wiszących Ogrodów, a zdarzało się, że łowcy niewolników grasowali na tych drogach nawet w środku lata. Mimo wszystko dwa z trzech słońc wisiały wysoko na niebie, miała więc nadzieję, że tak blisko arcyblasku jest za gorąco na jakieś hece.
Niestety smrodu nie dało się z niczym pomylić.
– Dogger! – wrzasnęła. – Graccus, Luka! Bierzcie broń! Pojedziecie ze mną. Piechur Piachów! Masz nie przerywać żelaznej pieśni. Jeśli piaskowy kraken odgryzie mi pipkę, to ja wrócę z otchłani i odgryzę twoją!
– Tak jest, kapitanie! – zawołał wielki Dweymarczyk.
Odwrócił się do składającego się z żelaznych rur ustrojstwa przyśrubowanego na ostatnim wozie, zważył w ręku ciężką rurę i zaczął okładać je jak nieposłusznego ogara. Fałszywa melodia żelaznej pieśni dołączyła do przyprawiających o szaleństwo szeptów nadlatujących znad północnych pustkowi.
– A co ze mną? – zapytał Cesare.
Połykaczka Łez uśmiechnęła się znacząco do swojego przybocznego.
– Za ładny jesteś, żeby cię narażać. Zostaniesz tutaj. Miej oko na towar.
– Źle znoszą taki skwar.
Kobieta skinęła głową.
– Napój ich, czekając. Niech trochę rozprostują nogi. Ale nie puszczaj ich za daleko. To niebezpieczna okolica.
– Tak jest, pani kapitan.
Cesare uchylił kapelusza. Dogger, Graccus i Luka podjechali na wielbłądach do stojącej na przedzie karawany Połykaczki Łez. Mimo upału wszyscy mężczyźni byli ubrani w grube skórzane bezrękawniki, a Dogger i Graccus nosili ciężkie kusze. Luka miał jak zawsze maczety, a z jego ust zwieszała się cygaretka. Liizyjczyk uważał, że bełty są dla tchórzy, a on na tyle dobrze radził sobie z maczetami, że kapitan nie spierała się z nim o to. Jednakże to, jak mógł palić w taki upał – to przerastało jej pojmowanie.
– Oczy otwarte, gęby zamknięte – rozkazała. – Ruszajmy.
Całą czwórką pojechali przez kamieniste pustkowie, a smród narastał z każdą sekundą. Ludzie Połykaczki Łez byli najtwardszymi sukinsynami, jakich można znaleźć pod słońcami, ale nawet najwięksi twardziele rodzą się ze zmysłem powonienia. Dogger przycisnął palec do nosa i wydmuchał z obu nozdrzy strugę smarków, przeklinając Aa i wszystkie jego cztery córki. Luka zapalił kolejną cygaretkę, a Połykaczkę Łez kusiło, żeby mimo przeklętego upału poprosić go o dymka dla zmiany smaku.
Natrafili na szczątki dwie mile dalej wzdłuż drogi.
To była krótka karawana: dwa wozy i cztery wzdęte od upału wielbłądy. Połykaczka Łez skinęła na swoich ludzi; wszyscy zsiedli i ruszyli przez szczątki karawany z bronią w pogotowiu. Powietrze aż drżało od łopotu maleńkich skrzydełek.
Rzeź. Tak to wyglądało. Strzały zaścielały piasek i jeżyły się wbite w deski wozów. Połykaczka Łez dostrzegła leżący miecz. Złamaną tarczę. Długą strugę zaschniętej krwi podobną do bazgrołów wariata, szaleńczy taniec odcisków stóp wokół zimnego dołu na ognisko.
– Łowcy niewolników – mruknęła. – Kilka zwrotów temu.
– Aha. – Luka skinął głową, zaciągając się cygaretką. – Na to wygląda.
– Kapitanie, przydałaby mi się tu pomoc! – zawołał Dogger.
Połykaczka Łez obeszła martwe zwierzęta razem z Luką, odganiając gęstą chmarę much. Zobaczyła Doggera z napiętą, ale opuszczoną kuszą. Drugą rękę wyciągał prosząco. I chociaż to był gość, który, podrzynając komuś gardło, najbardziej martwiłby się tym, żeby nie ochlapać sobie butów, to przemawiał łagodnie jak do przestraszonej klaczy:
– Ej, ej, spokojnie. Bez nerwów, dziewczyno...
Tam było jeszcze więcej krwi rozlanej i odcinającej się ciemnym brązem od głębokiej czerwieni piasku. Połykaczka Łez dostrzegła w pobliżu charakterystyczne kopce świeżo wykopanych grobów. Spojrzała w tym samym kierunku, co Dogger, i zorientowała się, do kogo tak słodko przemawia.
– Na płonącego kutasa Aa – mruknęła. – To dopiero widok.
Dziewczyna. Najwyżej osiemnastoletnia. Blada skóra, zaczerwieniona nieco od słońca. Długie czarne włosy z grzywką opadającą na ciemne oczy. Twarz umazana kurzem i zaschniętą krwią. Jednakże Połykaczka Łez dostrzegła piękność pod tym brudem, wysokie kości policzkowe i pełne usta. Dziewczyna trzymała obosieczny gladius, niedawno wyszczerbiony. Uda i żebra miała owinięte szmatami poplamionymi innym rocznikiem krwi niż ta na jej tunice.
– Śliczny z ciebie kwiatuszek – powiedziała Połykaczka Łez.
– N-nie zbliżaj się do mnie – ostrzegła dziewczyna.
– Spokojnie – mruknęła Połykaczka Łez. – Nie potrzebujesz już broni, dziewczyno.
– Pozwoli pani, że sama to ocenię – odpowiedziała drżącym głosem dziewczyna.
Luka zaszedł dziewczynę z boku i błyskawicznie wyciągnął rękę, ale ona odwróciła się szybka jak żywe srebro i kopnęła go w kolano, posyłając na piach. Zdusił okrzyk, kiedy zorientował się, że dziewczyna znalazła się za nim i trzyma gladius nad miejscem, gdzie ramię łączy się z szyją. Cygaretka mu zwisła z nagle wyschniętych warg.
Jest naprawdę szybka.
Oczy dziewczyny zabłysły, kiedy warknęła do Połykaczki Łez:
– Nie podchodź, bo przysięgam na Cztery Córki, że go rozpłatam.
– Dogger, cofnij się, dobry chłopak – rozkazała Połykaczka Łez. – Graccus, odłóż kuszę. Dajmy młodej donie trochę więcej przestrzeni.
Patrzyła, jak jej ludzie wypełniają rozkazy, cofając się, żeby dziewczyna przestała panikować. Sama zrobiła krok naprzód, unosząc puste ręce.
– Nie chcemy cię skrzywdzić, kwiatuszku. Ja tylko zajmuję się handlem, a to są moi ludzie. Jedziemy do Wiszących Ogrodów. Wyczuliśmy smród ciał i przyjechaliśmy to sprawdzić. Oto cała prawda. Przysięgam na Matkę Trelene.
Dziewczyna obserwowała panią kapitan nieufnie. Luka skrzywił się, kiedy ostrze zadrasnęło mu skórę i kropelka krwi zrosiła stal.
– Co tu się stało? – zapytała Połykaczka Łez, chociaż już znała odpowiedź.
Dziewczyna pokręciła głową, łzy perliły się na jej rzęsach.
– Łowcy niewolników? – dopytywała się Połykaczka Łez. – To niebezpieczna kraina.
Usta dziewczyny zadrżały. Mocniej chwyciła rękojeść.
– Podróżowałaś z rodziną?
– M-moim ojcem.
Połykaczka Łez otaksowała dziewczynę spojrzeniem. Była raczej niska i chuda, ale w dobrej kondycji i twarda. Schroniła się pod wozami, zerwała trochę płócien, żeby osłonić się przed szepto-wiatrami. Mimo smrodu została w pobliżu miejsca, gdzie nie brakowało zapasów i gdzie najłatwiej będzie ją znaleźć, co znaczyło, że jest bystra. I chociaż ręka jej drżała, to trzymała stal, jakby potrafiła się nią posługiwać. Luka opadł na piach szybciej niż majtki panny młodej w noc poślubną.
– Nie jesteś córką kupca – oznajmiła kapitan.
– Mój ojciec był najemnikiem. Pracował przy karawanach wychodzących z Nuuvash.
– Gdzie jest teraz twój tatko, kwiatuszku?
– Tam – odpowiedziała dziewczyna łamiącym się głosem. – Razem z p-p-pozostałymi.
Połykaczka Łez spojrzała na świeżo wykopane groby. Może na trzy stopy głębokie. W suchym piachu. Przy pustynnym skwarze. Nic dziwnego, że tak tu cuchnęło.
– A łowcy niewolników?
– Ich też pochowałam.
– A teraz na co tu czekasz?
Dziewczyna zerknęła w kierunku żelaznej pieśni Piechura Piachów. Tak daleko na południu ryzyko pojawienia się piaskowego krakena było niewielkie, ale żelazna pieśń oznaczała wozy, a wozy oznaczały ratunek. Dziewczyna najwyraźniej nie zamierzała zostać ze zmarłymi, nawet jeśli pochowała tu ojca.
– Mogę zaoferować ci jedzenie – powiedziała Połykaczka Łez. – I przejazd do Wiszących Ogrodów. I gwarantuję, że nie będzie żadnych niemile widzianych awansów ze strony moich ludzi. Ale musisz odłożyć ten miecz, kwiatuszku. Młody Luka jest nie tylko naszym strażnikiem, ale i kucharzem. – Połykaczka Łez zaryzykowała i uśmiechnęła się leciutko. – A jak powiedziałby ci mój mąż, gdyby nadal był wśród nas, nie chciałabyś, żebym to ja gotowała ci kolację.
Oczy dziewczyny napełniły się łzami, gdy znowu zerknęła na groby.
– Przygotujemy mu kamień nagrobny przed odjazdem – obiecała łagodnie Połykaczka Łez.
Wtedy łzy popłynęły, a oblicze dziewczyny skrzywiło się, jakby ktoś w nie kopnął. Gdy wypuściła miecz, Luka odturlał się i poderwał z piachu. Dziewczyna stała jak przekrzywiony portret, kurtyna pozlepianych krwią włosów zwieszała się na jej twarz.
Pani kapitan prawie było jej żal.
Podeszła powoli po łuszczącej się krwią ziemi spowita nimbem much. Zdjęła rękawiczkę i wyciągnęła stwardniałą rękę.
– Nazywają mnie Połykaczką Łez – przedstawiła się. – Z klanu Morskiej Włóczni.
Dziewczyna wyciągnęła drżące palce.
– M...
Połykaczka Łez złapała ją za nadgarstek, obróciła w miejscu i przerzuciła przez ramię. Dziewczyna krzyknęła, padając na ziemię. Dweymarka kopnęła ją, względnie powściągliwie – tyle tylko, żeby pozbawić ją tchu i resztki woli walki.
– Dogger, załóż jej kajdany, dobry chłopak – powiedziała kapitan. – Na ręce i na nogi.
Itreyańczyk zdjął kajdany, którymi był przepasany, i założył je dziewczynie. Otrząsnęła się już i teraz wyła i miotała się, kiedy Dogger zaciskał mocniej okowy. Połykaczka Łez tak mocno kopnęła ją w brzuch, że dziewczyna zwymiotowała na ziemię. Kapitan przyłożyła jej jeszcze raz na dokładkę, omal nie łamiąc jej żeber. Dziewczyna zwinęła się w kłębek, wydając z sobie przeciągły, niemal pozbawiony tchu jęk.
– Podnieście ją – rozkazała kapitan.
Dogger i Graccus pociągnęli dziewczynę w górę. Połykaczka Łez złapała ją za włosy i odchyliła jej głowę do tyłu, żeby spojrzeć jej w oczy.
– Obiecałam, że moi ludzie nie będą czynili ci żadnych niechcianych awansów, i tego się trzymam, ale jak będziesz rozrabiać, to załatwię cię w sposób, który pod każdym względem uznasz za niechciany. Słyszysz, kwiatuszku?
Dziewczyna mogła tylko skinąć głową. Pasemka czarnych włosów lepiły jej się do kącików ust. Połykaczka Łez skinęła na Graccusa, który powlekł dziewczynę, obchodząc szczątki karawany, i wrzucił na grzbiet swojego wielbłąda. Dogger już kradł z wozów, co się dało, grzebiąc wśród beczułek i skrzyń. Luka sprawdzał rozcięcie, które zafundowała mu dziewczyna, zerkając na jej gladius leżący na ziemi.
– Jeżeli jeszcze raz pozwolisz, żeby takie chuchro cię załatwiło – ostrzegła go Połykaczka Łez – to zostawię cię tutaj kurzozjawom na pożarcie, jasne?
– Tak jest, kapitanie – mruknął speszony.
– Pomóż Doggerowi przeszukać wozy. Całą wodę zabierz dla naszej karawany. Zgarniaj wszystko, co będzie warte zachodu i z czym się zabierzesz. Resztę spalcie.
Połykaczka Łez splunęła na ziemię, odgoniła muchy ze zdrowego oka i ruszyła po zlanej krwią ziemi do Graccusa. Wskoczyła na wielbłąda, kopnęła go w boki i oboje ruszyli w stronę karawany.
Cesare czekał na koźle z kwaśną miną. Rozpromienił się trochę, kiedy zobaczył dziewczynę jęczącą i na wpół przytomną przerzuconą przez garb wielbłąda Graccusa.
– To dla mnie? – zapytał. – Nie trzeba było, pani kapitan.
– Łowcy niewolników napadli na karawanę kupiecką, ale odgryźli więcej, niż byli w stanie przełknąć. – Połykaczka Łez skinęła głową na dziewczynę. – Tylko ona ocalała. Graccus i Dogger przywiozą wodę. Dopilnuj, żeby dostali wszyscy na składzie.
– Kolejny umarł od udaru cieplnego. – Cesare skinął na karawanę. – Znalazłem go, kiedy wypuściliśmy pozostałych, żeby rozprostowali nogi. To już ćwierć naszego inwentarza.
Połykaczka Łez zdjęła trójgraniasty kapelusz i przesunęła ręką po zlanej potem czaszce. Patrzyła, jak towar drepcze wokół klatek, mężczyźni, kobiety i garstka dzieci mrużących oczy pod bezlitosnymi słońcami. Tylko kilkoro nosiło kajdany. Większość była tak umęczona skwarem, że nie miała siły biec, nawet gdyby miała dokąd. A tu, na ashkaskich Pustkowiach Szeptów, nie było czego szukać poza śmiercią.
– Nie ma obaw – powiedziała, kiwnąwszy głową w stronę dziewczyny. – Tylko spójrz na nią. Taka zdobycz z nawiązką pokryje wszystkie nasze straty. Jedna z Córek uśmiechnęła się do nas. – Odwróciła się do Graccusa. – Zamknij ją z kobietami. Ma dostawać podwójną rację, dopóki nie dotrzemy do Wiszących Ogrodów. Chcę, żeby dobrze wyglądała na targu. Tknij ją poza tym, a obetnę ci pieprzone paluchy i każę zeżreć, jasne?
Graccus skinął głową.
– Tak jest, kapitanie.
– Zagoń resztę do klatek. Martwego zostaw niespokojnym.
Cesare i Graccus wzięli się do roboty, a Połykaczka Łez się zamyśliła.
Westchnęła. Trzecie słońce wzejdzie za kilka miesięcy. To pewnie będzie ostatni kurs, jaki zrobi przed upływem arcyblasku, a bóstwa sprzysięgły się, żeby wszystko spieprzyć. Wybuch krwawej biegunki, która wybiła cały wóz raptem tydzień po opuszczeniu Rammahdu. Śmierć młodego Cisco, który wymknął się odlać – pewnie załatwiła go kurzozjawa, sądząc ze szczątków, jakie po nim zostały. A upał groził, że załatwi resztę towaru, nim dotrą na targ. Potrzebowała tylko odrobiny chłodnego powiewu jeszcze przez parę zwrotów. Może krótki deszczyk. Przed wyjazdem złożyła ofiarę z młodego, silnego cielaka na Ołtarzu Burz w Nuuvash. Ale czy Pani Nalipse ją wysłuchała?
Parę lat temu, po katastrofie morskiej, która omal jej nie zrujnowała, Połykaczka Łez przysięgła trzymać się z dala od wody. Przewożenie żywego towaru drogą morską było bardziej ryzykowne niż lądową. Mogłaby jednak przysiąc, że Matka Mórz nadal próbuje uprzykrzyć jej życie, nawet jeśli to znaczyło, że musi wciągnąć w swój spisek Matkę Burz.
Ani jednego tchnienia wiatru.
Ani jednej kropli deszczu.
Mimo wszystko ten śliczny kwiatuszek był świeży, a za jej krągłości Połykaczka Łez dostanie niezłą cenę na targu. To był szczęśliwy traf, że znalazła ją nieuszkodzoną w tak gównianej okolicy. Z racji rozbójników, łowców niewolników i piaskowych krakenów ashkaskie Pustkowia Szeptów nie były miejscem dla samotnej dziewczyny. To, że Połykaczka Łez znalazła ją pierwsza, zanim ktoś lub coś innego ją dopadło, znaczyło, że w końcu jedna z Córek uśmiechnęła się do niej.
Zupełnie jakby ktoś chciał, żeby tak właśnie się stało...
* * *
Dziewczynę wrzucono na pierwszy wóz razem z innymi kobietami i dziećmi. Klatka miała sześć stóp wysokości i zrobiono ją z zardzewiałego żelaza. Podłoga była potwornie uwalana, a smród spoconych ciał i ścierwa stał się niemal równie okropny jak odór padłych wielbłądów. Rosły mężczyzna imieniem Graccus nie był delikatny, ale zgodnie z rozkazem pani kapitan nie pozwolił sobie na nic poza tym, że cisnął ją do klatki, zatrzasnął drzwi i przekręcił zamek.
Dziewczyna zwinęła się na podłodze. Czuła spojrzenia otaczających ją kobiet, ciekawy wzrok chłopców i dziewczynek. Żebra bolały ją po kopniakach, którymi została obdarzona, łzy, które wypłakała, wyżłobiły ścieżki we krwi i brudzie na policzkach. Walczyła, żeby odzyskać spokój. Zamknęła oczy. I tylko oddychała.
Wreszcie poczuła delikatny dotyk, gdy ktoś pomógł jej się podnieść. W klatce panował ścisk, ale znalazło się dość miejsca, żeby mogła usiąść w kącie z plecami dociśniętymi do prętów. Otworzyła oczy i zobaczyła młodą, życzliwą i brudną twarz, zielone oczy.
– Mówisz po liizyjsku? – spytała kobieta.
Dziewczyna skinęła głową.
– Jak się nazywasz?
Dziewczyna szepnęła mimo spuchniętych warg:
– Mia...
– Na Cztery Córki. – Zdegustowana kobieta zacmokała, odgarniając jej włosy. – Jak taka śliczna lalka wylądowała w takim miejscu?
Dziewczyna zerknęła na cień pod sobą.
A potem spojrzała w błyszczące zielone oczy.
– Ach – westchnęła. – To dopiero dobre pytanie, co?
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Podziękowania głębokie jak Ciemność dla następujących osób:
Amandy, Pete’a, Jennifer, Paula, Josepha, Hektora, Younga, Stevena, Justina, Rafala, Cheryl, Martina i wszystkich w St. Martin’s Press, Natashy, Katie, Emmy, Jamie, Doma, i wszystkich w Harper Voyager UK; Rochelle, Alice, Sarah, Andrei i wszystkich w Harper Australia; Mii, Matta, LT, Josha, Tracey, Samanthy, Stefanie, Stevena, Steve’a, Jasona, Kerby, Megasaurusa, Virginii, Vilmy, Kat, Stefa, Wendy, Marca, Molly, Tovo, Orrsome, Tsany, Lewisa, Shaheen, Sorayi, Amie, Jessie, Caitie, Nica, Ursuli, Louise, Tori, Siân, Caza, Marie, Marca, Tiny, Maxima, Zary, Bena, Clare, Jima, Rowiego, Weez, Sama, Eli, Rafe’a, AmberLouise, Caro, Melanie, Barbary, Judith, Rose, Tracy, Aline, Louise, Adele, Jordi, Kylie, Iryny, Joe’ego, Adrei, Piéra, Juliusa, Antony’ego, Antonio, Emily, Robina, Drew, Williama, Chiny, Davida, Aarona, Terry’ego (RIP), Douglasa (RIP), George’a Margaret, Tracy, Iana, Steve’a, Gary’ego Marka, Tima, Matta, George’a, Ludovico, Philipa, Randy’ego, Oli’ego, Corey, Maynard, Zacka, Pete’a (RIP), Robba, Iana, Markusa, Toma (RIP), Trenta, Winstona, Andy’ego (RIP), Tony’ego, Kath, Kylie, Nicole, Kurta, Jacka, Maxa i Popyy’ego i wszystkich czytelników, bloggerów, vloggerów, bookstagramerów i wszelkich innych bibliomanów, którzy pomogli rozpowszechnić wieść o tym cyklu.
Dziękuję mieszkańcom Rzymu i samemu miastu.
Dziękuję mieszkańcom Wenecji i samemu miastu.
I tobie.