Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jean Edward Smith, wybitny biograf prezydentów Stanów Zjednoczonych, przedstawia „wyczerpującą i wciągającą” (New York Times) historię życia George’a W. Busha. Pokazuje, w jaki sposób, ignorując rady najważniejszych doradców, samodzielnie podejmował kluczowe decyzje (najbardziej katastrofalną z nich była ta o inwazji na Irak) – nierzadko motywowane jego żarliwą wiarą.
George W. Bush, 43. prezydent USA, zdecydował o inwazji na Irak niemal samodzielnie. Była to prawdopodobnie najgorsza decyzja na polu polityki zagranicznej, jaką kiedykolwiek podjął amerykański prezydent. Jej konsekwencje zdominowały kadencje administracji Busha i prześladują nas do dziś.
W niniejszej książce Jean Edward Smith dowodzi, że to nie Dick Cheney, nie Donald Rumsfeld, nie Condoleezza Rice, ale prezydent Bush osobiście kontrolował amerykańską politykę zagraniczną. Opierając się na swych głębokich przekonaniach religijnych, uznał, że ważne sprawy polityki zagranicznej to po prostu kwestia zmagań dobra ze złem. Na płaszczyźnie spraw krajowych przesadził z reakcją na zamachy z 11 września i naraził na szwank swobody obywatelskie Amerykanów. Smith wyjaśnia, że dopiero przy okazji kryzysu finansowego w 2008 r. Bush zaczął słuchać rad fachowców. W rezultacie zatwierdził decyzje, które ocaliły gospodarkę przed możliwym załamaniem, choć niektóre z nich stały w sprzeczności z jego filozofią polityczną.
„To znakomita ocena prezydentury rozpoczętej pośród dużych kontrowersji (…), a zakończonej niepowodzeniami na arenie międzynarodowej i krajowej, przez które notowania Busha spadły na niziny nienotowane we współczesnej historii USA” (Dallas Morning News). Ten gruntowny osąd zapewne zaskoczy wielu czytelników. „Niniejsza książka, napisana trzeźwą, płynną, pozbawioną kąśliwości prozą, stworzona przez bezstronny, prezentujący oryginalne przemyślenia autorytet, jest jednak nadzwyczaj surowym sądem nad prezydenturą George’a W. Busha” (Washington Post).
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 1271
Rok wydania: 2018
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2016 by Jean Edward Smith
Tytuł oryginału
Bush
All rights reserved.
© Copyright for Polish Edition
Wydawnictwo Napoleon V
Oświęcim 2018
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Tłumaczenie:
Mateusz Grzywa
Redakcja:
Michał Swędrowski
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Dystrybucja: ATENEUM www.ateneum.net.pl
Pełna lista wydanych publikacji i sprzedaż detaliczna:
www.napoleonv.pl
Numer ISBN: 978-83-7889-691-3
Mało który rząd w dziejach Stanów Zjednoczonych służył narodowi amerykańskiemu tak źle, jak administracja George’a W. Busha. Gdy w 2001 r. obejmował on urząd, w budżecie federalnym była nadwyżka, dług publiczny znajdował się na rekordowo niskim poziome 56% produktu krajowego brutto, a wskaźnik bezrobocia zatrzymał się na 4% – większość ekonomistów uważa, że z praktycznego punktu widzenia jest to odpowiednik pełnego zatrudnienia. Rządowe wpływy z podatków wynosiły 2,1 bln dolarów rocznie, z czego 1 bln pochodził z prywatnych podatków dochodowych, a kolejne 200 mld z podatków od osób prawnych. Wydatki na siły zbrojne wynosiły 350 mld dolarów, czyli 3% PKB (nie były tak niskie od schyłku lat 40.), a od prawie dekady żaden Amerykanin nie zginął w walce. Za dolara można było kupić 1,06 euro lub 117 jenów. Benzyna kosztowała 1,5 dolara za galon. Dwanaście lat po upadku Muru Berlińskiego Stany Zjednoczone znalazły się u szczytu potęgi – były jedynym światowym supermocarstwem opartym na demokratycznej legitymizacji, wiarygodnym obrońcą rządów prawa, wzorem wolności i dobrobytu1.
Osiem lat później USA były uwikłane w dwie „wojny z wyboru” w odległych zakątkach świata; wydatki wojskowe stanowiły 20% wydatków federalnych i prawie 5% PKB. Deficyt w ostatnim budżecie Busha wyniósł 1,4 bln dolarów, a dług narodowy wyrwał się spod wszelkiej kontroli. Produkt krajowy brutto wzrósł w ciągu tych ośmiu lat z 10,3 bln do 14,2 bln dolarów, ale szereg cięć podatkowych administracji Busha zredukował przychody rządowe z podatków dochodowych o 9%, a z podatków od osób prawnych o 33%. Bezrobocie wynosiło 9,3% i rosło; 2 mln Amerykanów straciło domy w wyniku pęknięcia bańki mieszkaniowej, a nowe budowy stanęły w miejscu. Rynek papierów wartościowych poleciał na łeb na szyję, dolar sporo stracił na wartości, a benzynę sprzedawano za 3,27 dolara za galon2. Stany Zjednoczone pozostały jedynym supermocarstwem, ale ich reputacja w świecie została zszargana.
Czy to Bush za to wszystko odpowiada? Może nie za bańkę mieszkaniową i katastrofalne załamanie wysoce ryzykownych inwestycji w instrumenty pochodne, choć to on postawił znak równości pomiędzy amerykańskim snem a posiadaniem własnego domu i poluzował nadzór nad rynkiem papierów wartościowych. Poza tym jednoznaczna odpowiedź brzmi „tak”. Bush był nieprzygotowany do pełnienia obowiązków prezydenta, nie miał większego doświadczenia w sprawowaniu władzy wykonawczej, nie potrafił się na niczym dłużej koncentrować, był niedouczony, nieobyty w świecie, mało podróżował, za to rozkwitał, robiąc show z podejmowania decyzji. „Nie boję się podejmować decyzji – powiedział swojemu biografowi. – Po prawdzie to lubię ten aspekt prezydentury”3. Natomiast jego największa zaleta okazała się jego największą wadą. Przez wrodzoną pewność siebie i stanowczość wyrządził znacznie większe szkody niż uczyniłaby to mniej asertywna głowa państwa.
Punkt zwrotny nastąpił 12 września 2001 r. Ataki Al-Kaidy na Stany Zjednoczone z poprzedniego dnia pogwałciły uniwersalne normy cywilizowanego społeczeństwa, a z całego świata napłynęła nienotowana wcześniej fala wyrazów współczucia. Tak więc 12 września to jeden z dni definiujących losy Ameryki: Stany Zjednoczone były nie tylko potęgą gospodarczą i supermocarstwem wojskowym, ale też cieszyły się bezprecedensowym autorytetem moralnym. Bush mógł wykorzystać poparcie całego świata, ale całkowicie je roztrwonił. Napuszył się jak kowboj, a następnie postanowił wojować z Irakiem4.
Łącząc ze sobą wydarzenia z 11 września i postać Saddama Husajna, Bush osłabił pozycję USA za granicą, uwikłał je w kosztującą 3 bln dolarów wojnę w Iraku, w której zginęło ponad 4 tys. Amerykanów, oraz w konflikt w Afganistanie, który był nie do wygrania, ogłosił skandaliczną doktrynę wojny prewencyjnej, zraził sprzymierzeńców Ameryki, osłabił jej sojusze i zainspirował młodych muzułmanów z całego świata, aby przystąpili do dżihadu5. Gdyby Saddam i jego świecki reżim pozostali u władzy, to Państwo Islamskie w Iraku nie mogłoby się narodzić, a znane nam dzisiaj ISIS po prostu by nie istniało. W Stanach Zjednoczonych histeria wywołana przez jego administrację podkopała swobody obywatelskie i rządy prawa, a także zbrukała szacunek dla tradycyjnych wartości tolerancji i umiarkowania.
„Jestem wojennym prezydentem”, chełpił się pewnego dnia, dowodząc niedojrzałego zamiłowania do militarnej fanfaronady6. Ani Dwight Eisenhower, ani Harry Truman nie nazwaliby się „wojennymi prezydentami”, pomimo że w każdej chwili mogła wybuchnąć wojna nuklearna pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzickim, która w kilka godzin pochłonęłaby 150 mln istnień7. George W. Bush zawsze żył w cieniu ojca: w Andover i w Yale, w branży naftowej, a później w polityce. Zmiażdżenie Saddama Husajna, na które nie zdecydował się George Herbert Walker Bush, dało mu rzadką okazję wykazania się tam, gdzie ojciec zawiódł.
Spuścizna George’a W. Busha to zubożony i zadłużony kraj targany wątpliwościami, zmagający się z reperkusjami największej recesji od czasów Wielkiego Kryzysu, a także głęboko uwikłany w dwa konflikty zbrojne, które wywołaliśmy na własne życzenie. Jego brak zrozumienia tradycyjnych wartości konserwatywnych, bigoteryjna religijność, poparcie dla Guantánamo i „nadzwyczajnych przekazań” CIA, a także węszenie przez rząd w życiu obywateli – wszystko to podkopało zaufanie do Stanów Zjednoczonych w kraju i za granicą. Bush przez osiem lat podejmował decyzje, które wprowadziły USA na kurs kolizyjny z rzeczywistością. Argument, że dokonując tych wyborów, prezydent dbał o bezpieczeństwo Ameryki, jest zwodniczy; to podejście typu post hoc ergo propter hoc i można tak usprawiedliwiać dowolny czyn, zarówno zasadny, jak i chybiony. Fakt wygląda tak, że zagrożenie terroryzmem, z którym obecnie mierzą się USA, pod wieloma względami jest bezpośrednim następstwem decyzji Busha o inwazji na Irak w 2003 r.
Bush był decydentem. Ale nie zaprzątał sobie nadmiernie głowy niuansami polityki, a zwłaszcza polityki zagranicznej. Franklin Delano Roosevelt i Eisenhower przeciwnie, brali pod lupę każdy detal pozycji Ameryki w świecie. Roosevelt nie miał doradcy ds. polityki zagranicznej. Harry Hopkins pełnił funkcję osobistego wysłannika prezydenta do światowych przywódców, natomiast sekretarz stanu Cordell Hull został relegowany do dyplomatycznych zadań o poślednim znaczeniu. Za Eisenhowera dyrektor Rady Bezpieczeństwa Narodowego był zaledwie pomocnikiem prezydenta, a nie „narodowym doradcą ds. bezpieczeństwa”. Sekretarza stanu Johna Fostera Dullesa Ike trzymał na krótkiej smyczy.
Bush miał inne podejście do łańcucha dowodzenia. Od czasów Warrena Hardinga, Calvina Coolidge’a i Herberta Hoovera (czyli oderwanej od rzeczywistości republikańskiej trójcy z lat 20.) żaden prezydent tak bardzo nie lekceważył szczegółowego, bieżącego określania politycznych alternatyw. Bush widział wszystko w czerni lub bieli. Bez jakichkolwiek subtelności, bez najbledszych odcieni szarości. Wojna z Irakiem była dlań biblijnym starciem dobra ze złem – wyjętym z kart Apokalipsy św. Jana. Jego decyzja o zaprowadzeniu demokracji w Iraku była zarówno arbitralna, jak i jednostronna. Fundamentalizm religijny często przesłaniał mu rzeczywistość. I oczekiwał, że gabinet dostosuje się do jego linii, bez debat nad możliwymi alternatywami.
Busha wspierała falanga nominatów w najważniejszych departamentach. Byli to pełni animuszu ludzie o konserwatywnym spojrzeniu na świat, zdeterminowani, by intelektualnie uzasadniać decyzje prezydenta: I. Lewis „Scooter” Libby, Paul Wolfowitz, Elliott Abrams czy Douglas Feith. Nigdy wcześniej w dziejach Ameryki do władzy nie doszła administracja, która na szczeblach podsekretarskich dysponowała ekipą identycznie myślących, przyjaźniących się od dekad i poświęconych wspólnemu celowi ideologów, uzbrojonych w gotowy do realizacji „plan gry”. Wszyscy oni pracowali już w administracji George’a H.W. Busha, a za Clintona sformowali coś na wzór „rządu na uchodźstwie”. W 1991 r. Wolfowitz i Libby, wówczas zastępcy sekretarza Dicka Cheneya w Departamencie Obrony, stworzyli swój brzemienny w skutki manifest polityczny. Wzywali w nim do amerykańskiej supremacji wojskowej, akcentowali uprawnienia prezydenta do podejmowania unilateralnych kroków „w wypadku ślamazarnej reakcji międzynarodowej” i bronili działań wyprzedzających przeciwko państwom rozbójniczym, dążącym do pozyskania broni masowego rażenia8.
W 1997 r. razem z Cheneyem i Donaldem Rumsfeldem założyli Project for the New American Century, organizację działającą na rzecz podniesienia wydatków na obronność, przeciwstawienia się „reżimom wrogim amerykańskimi interesom i wartościom” oraz jawnie nawołującą do zmiany rządu w Iraku. Gdyby nie 11 września, ich manifest byłby niczym więcej, jak tylko króciutką wzmianką w intelektualnych dziejach świata. Lecz po zamachach ci politycy drugiego rzędu odkurzyli swój program, Bush się pod nim podpisał, a kierunek, w którym podąży jego administracja, został jednoznacznie wskazany. Kiedy w 2009 r. Bush odchodził z urzędu, amerykański budżet przeznaczony na obronność przewyższał zsumowane wydatki na wojsko wszystkich najważniejszych państw świata i było jasne, że USA nie mogą utrzymać go na takim poziomie9.
Niemniej administracja Busha odniosła też kilka sukcesów. Ze względu na teksańskie pochodzenie i godny podziwu brak uprzedzeń rasowych Bush był wrażliwszy na los nielegalnych imigrantów, zwłaszcza Latynosów, niż jego ojciec czy Clinton. Stał się również pionierem pierwszego w dziejach USA programu leków na receptę dla seniorów. Z kolei ustawa No Child Left Behind może i nie była rozwiązaniem doskonałym, ale dowiodła troski prezydenta o amerykańskie szkoły. Bush stanął w awangardzie światowej walki z AIDS i malarią. Z drugiej strony jego administracja przymykała oko na coraz poważniejsze problemy ze środowiskiem, z którymi mierzą się USA oraz świat, nie wykazywała większego zainteresowania poprawą infrastruktury, zmniejszyła federalną aktywność regulacyjną, zwłaszcza wobec Wall Street, ignorowała emisję szkodliwych dla zdrowia substancji czy bezpieczeństwo w górnictwie.
Niniejsza książka opisuje życie George’a W. Busha – dzieje jego rodu w branży inwestycyjnej i w służbie publicznej, jego dzieciństwo spędzone w Midland w Teksasie (które to pod koniec lat 70. mogło poszczycić się największymi przychodami per capita spośród wszystkich miast w Stanach Zjednoczonych), lata w Andover, Yale, w Harvard Business School, w Siłach Powietrznych Gwardii Narodowej, w branży naftowej oraz w drużynie baseballowej Texas Rangers. W Andover George był „szychą w kampusie”, w Yale solidnym studentem czwartego kwartylu. „Potrzebujemy porządnych ludzi w najgorszym kwartylu – powiedział swego czasu dziekan ds. rekrutacji jednego z uniwersytetów Ligi Bluszczowej. – Ludzi, którzy nie wyskoczą przez okno, jak dostaną tróję, i którzy są w stanie zostawić uniwersytetowi 5 milionów dolarów”10.
W życiu prywatnym Bush bywał niepozbierany. Po skończeniu college’u i w momentach bezczynności dużo pił i nie stronił od zakazanych substancji. Po przedwczesnym i nieudanym starcie w wyborach do Kongresu w 1978 r. wahał się, czy w ogóle angażować się w politykę. Dzięki małżeństwu z bibliotekarką z Austin Laurą Welch zawartym w 1977 r. oraz powrotowi do życia jako „nowonarodzony” chrześcijanin w 1985 r. wyszedł na prostą11. Oddanie się ewangelikalizmowi pomogło mu znaleźć miejsce w fundamentalistycznej kulturze współczesnego Teksasu i ułatwiło zdystansowanie się od nowoangielskich korzeni i edukacji odebranej na uniwersytetach Ligi Bluszczowej. „Największa różnica pomiędzy mną a moim ojcem polega na tym, że on chodził do Greenwich Country Day, a ja do San Jacinto Junior High”, lubił mawiać12.
Bush obnosił się z teksańskimi korzeniami, ale równocześnie korzystał z ugruntowanych koneksji swego rodu. Przez kilkanaście lat próbował odnieść sukces w branży naftowej, a następnie trafił na prawdziwą żyłę złota, kiedy to został twarzą Texas Rangers. Ubrany w kowbojskie buty i niebieskie dżinsy, żujący tytoń i mówiący z zachodnioteksańskim akcentem, Bush stał się J.R. Ewingiem American League West13. W 1994 r. wykorzystał swoją popularność i w wyścigu o fotel gubernatora, podczas ogólnie świetnych dla republikanów wyborów, pokonał piastującą ten urząd demokratkę Ann Richards.
Gubernatorstwo Teksasu to w dużej mierze stanowisko reprezentacyjne, pozbawione wszelkiej odpowiedzialności wykonawczej (fachowcy uważają je za najsłabsze w całym kraju), a Bush brylował jako budowniczy rozmaitych konsensusów i człowiek dbający o dobry wizerunek stanu. W 1998 r. uzyskał reelekcję przytłaczającą większością głosów, a Teksas był już wówczas drugim najludniejszym stanem w USA, Bush miał więc pełne prawo zabiegać o nominację prezydencką republikanów w 2000 r. W 1930 r. Franklin Roosevelt uzyskał spektakularne zwycięstwo wyborcze i został ponownie wybrany na gubernatora Nowego Jorku, wówczas najludniejszego stanu w Ameryce, dzięki czemu wysunął się na pozycję faworyta do nominacji demokratów na 1932 r. Teksański triumf Busha przyniósł podobny skutek. Po zmieceniu Johna McCaina w prawyborach zdobył na konwencji Partii Republikańskiej w Filadelfii nominację praktycznie bez walki, już w pierwszym głosowaniu. Dwa tygodnie później, podczas demokratycznej konwencji w Los Angeles, nominację prezydencką, także w pierwszym głosowaniu, otrzymał wiceprezydent Al Gore.
Gore był faworytem wyborów. Kraj cieszył się bezprecedensowym spokojem i dobrobytem, a hasło „miłosiernego konserwatyzmu” Busha początkowo nie znajdowało posłuchu w społeczeństwie. Ameryka była już trochę zmęczona Clintonem, zwłaszcza po aferze z Monicą Levinsky, ale prezydent przetrwał impeachment i cała sprawa zaczęła schodzić na dalszy plan. Wydawało się, że jeśli Gore zdoła zmobilizować bazę demokratycznych wyborców, odniesie pewne zwycięstwo.
Jego kampania wyborcza, może przez zbytnią pewność siebie, a może przez niekompetencję, zaliczyła kiepski start. Wybór Joe Liebermana, neokonserwatysty z Connecticut, na kandydata na wiceprezydenta, nie zachwycił afroamerykańskich i latynoskich wyborców, zaś nieumiejętność zabezpieczenia lewego skrzydła partii sprawiła, że trzeci kandydat, Ralph Nader, odebrał demokratom niemal 3 mln głosów liberalnego elektoratu. W toku kampanii Gore wydawał się pozbawiony życia jak drewniany kloc. Nie chciał pokazywać się na wiecach z prezydentem Clintonem i spartaczył trzy debaty z Bushem.
Pomimo wszystkich jego potknięć i niemal doskonałej kampanii Busha i Dicka Cheneya, kandydata na wiceprezydenta, wybory trzymały w napięciu niczym najlepszy thriller. Gdy opadł kurz, okazało się, że Bush wygrał w 30 stanach i zdobył 271 głosów elektorskich, choć Gore dysponował minimalną większością ogólnej liczby głosów. Na Florydzie, gdzie przy prawie 6 mln oddanych głosów Bush wygrał decyzją 537 wyborców, demokraci ponownie dopuścili się karygodnego niedbalstwa.
Już w wieczór wyborczy było jasne, że wyniki na Florydzie zostaną zakwestionowane. Republikanie wysłali tam ponad setkę prawników i wydali na honoraria ponad 12 mln dolarów. Demokraci poprzestali na kwocie czterokrotnie mniejszej. Walka rozstrzygnęła się na sali sądowej i koniec końców to republikanie byli górą. Wziąwszy pod uwagę złożoność amerykańskiego systemu wyborczego, nie może być żadnych wątpliwości, że George W. Bush został 43. prezydentem USA w sposób absolutnie zgodny z prawem. Nie wiadomo natomiast, dlaczego prezydent Clinton nie powołał specjalnej komisji wyborczej, mającej określić, na kogo padną głosy elektorów z Florydy (jak uczynił to Ulysses Grant podczas kwestionowanych wyborów Hayes-Tilden w 1876 r.). Byłoby to polityczne rozwiązanie politycznego zagadnienia i pozwoliłoby uniknąć skazy, z którą administracja Busha musiała rozpoczynać swoją kadencję.
Nie otrzymałem pozwolenia na wywiad z George’em W. Bushem na potrzeby niniejszej książki. Wiceprezydent Cheney wystarał się dla mnie o rozmowę z byłym prezydentem, ale tuż przed wyznaczoną datą otrzymałem telefon od Logana Waltersa, osobistego asystenta Busha. „Prezydent nie życzy sobie spotkania z panem. Napisał pan krytyczną książkę o jego ojcu i dlatego nie życzy sobie spotkania”, usłyszałem. Walters miał rację. W 1992 r. napisałem książkę pt. George Bush’s War, w której mocno skrytykowałem decyzję ówczesnego prezydenta o rozpoczęciu pierwszej wojny w Zatoce Perskiej14.
Jak na ironię, w 1997 r. Uniwersytet Toronto postanowił nagrodzić George’a H.W. Busha honorowym stopniem naukowym za jego wkład w zakończenie zimnej wojny. Decyzja uczelni była bardzo niepopularna w Toronto, głównie ze względu na wcześniejsze działania Busha na stanowisku szefa CIA, i w kampusie pojawiło się ponad tysiąc niezadowolonych demonstrantów. Rektor naszego uniwersytetu Rob Prichard powiedział: „Jean, napisałeś książkę o Bushu, więc zapowiesz go na uroczystości”.
„Ale ta książka go krytykuje” – odparłem.
„Nieważne”.
Tak więc zapowiedziałem byłego prezydenta, a kilkudziesięciu moich kolegów po fachu wstało i wyszło z sali. Tego wieczoru, podczas kolacji w domu rektora, podarowałem Bushowi egzemplarz mojej książki. Zapoznał się z nią w samolocie, w drodze powrotnej do Houston, a kilka dni później otrzymałem od niego dwustronicowy list. „Przeczytałem pańską książkę – napisał prezydent. – I muszę panu powiedzieć, że jestem zaskoczony, iż potrafił pan być wobec mnie tak cholernie uprzejmy na Uniwersytecie Toronto (…). Pański wstęp zanegował słyszane tu i tam oskarżenia o «morderstwo» i nadał pozytywny ton moim wypowiedziom”15.
Jean Edward Smith
Świetnie wrócić do New Haven. Przez całą drogę z lotniska za moim samochodem podążał długi korowód aut policyjnych na sygnale. Poczułem się, jakbym znowu był na studiach1.
Prezydent George W. Bush,uroczystość rozdania dyplomów w Yale, 2004 r.
George W. Bush urodził się 6 lipca 1946 r. w New Haven w stanie Connecticut. Jego ojciec, również George, znany w rodzinie jako „Poppy”, skończył właśnie pierwszy rok studiów na Yale. Jego matka, Barbara, wówczas dwudziestojednolatka, niedawno przerwała naukę w Smith College, aby wyjść za mąż. Sama określała się jako gospodyni domowa. „Gram w tenisa, pracuję społecznie i podziwiam George’a Busha”2. Pracowała też na niepełny etat w sklepie w kampusie Yale, żeby zarobić na swój papierosowy nałóg.
W tych czasach rodzina Bushów nie angażowała się w politykę. Prescott Bush, dziadek George’a W. i patriarcha rodu, mieszkał w Greenwich w Connecticut i był partnerem zarządzającym w Brown Brothers Harriman, prestiżowej firmie inwestycyjnej z Nowego Jorku. Wraz z żoną Dorothy byli zatwardziałymi republikanami, ale politykę obserwowali z ubocza. Prescott nienawidził Franklina Roosevelta, a Dorothy podobnym uczuciem darzyła Eleanor. A jednak ich stronniczość partyjną temperowało poświęcenie dla służby publicznej. Prescott przez ponad 10 lat był moderatorem (prezydującym) posiedzeń radnych Greenwich i ważnym kwestorem rozmaitych akcji charytatywnych. Po Pearl Harbor zajął się gromadzeniem funduszy dla USO – United Service Organization, organizacji dbającej o morale siły zbrojnych – a także dla Amerykańskiego Związku na Rzecz Planowania Rodziny (w tym czasie zapobieganie ciąży było w Connecticut nielegalne3). W 1947 r. został skarbnikiem pierwszej ogólnokrajowej zbiórki pieniędzy dla Planned Parenthood4. Stanął też na czele United Negro College Fund w swoim stanie, a w latach 1944-1956 należał do Yale Corporation (organu zarządzającego uczelnią). Prescott był także zapalonym golfistą i w 1935 r. pełnił funkcję prezesa Amerykańskiego Stowarzyszenia Golfa.
Dorothy i Prescott Bushowie.
W 1950 r., cztery lata po narodzinach George’a W., Prescott uległ zalotom republikańskich liderów ze swojego stanu i zgodził się powalczyć o miejsce w Senacie Stanów Zjednoczonych, obsadzone przez demokratę Williama Bentona. Jednakże w katolickich okręgach wyborczych skutecznie wykorzystano przeciwko niemu rolę, jaką odgrywał przy zbiórkach dla Planned Parenthood. Wyścig rozstrzygnął się na ostatnich metrach. Po podliczeniu rezultatów okazało się, że Benton, na około 860 000 oddanych głosów, wygrał różnicą zaledwie 1102, czyli 0,13%5.
Dwa lata później Prescott Bush, jako zwolennik Eisenhowera, stanął do walki o miejsce w Senacie wakujące po niedawno zmarłym Brienie McMahonie. Jego demokratycznym rywalem był kongresmen z Hartford Abraham Ribicoff, nazwany przez magazyn Time „najlepszym demokratycznym łowcą głosów w stanie”6. Niemniej w 1952 r. miejsce w otoczeniu Ike’a niosło ze sobą ogromne profity. Bush pokazywał się u jego boku, gdy ten zabiegał o głosy w Connecticut i odziany w futro z szopa oraz słomkowy kapelusz przedstawił kandydata na prezydenta sześciotysięcznemu tłumowi na Yale, przewodząc publice w gorącym wykonaniu Boola, Boola, pieśni bojowej uczelni7.
Kiedy będący wówczas u szczytu popularności senator Joseph McCarthy odwiedził Connecticut, żeby wspomóc listę republikanów, zajmujący na niej pierwsze miejsce Bush został zmuszony do zapowiedzenia jego wystąpienia na dużym wiecu GOP8 w Bridgeport. Prescott Bush zasługuje na uznanie za to, że nie uległ ówczesnej histerii. Po kilku kurtuazyjnych, zdawkowych zdaniach zwrócił się do publiki: „Z całą szczerością muszę powiedzieć, że część z nas, choć podziwiamy jego cele w walce z komunizmem, miewa czasami poważne zastrzeżenia co do metod, jakimi się posługuje”. Odpowiedzią na słowa Busha było ogłuszające buczenie i gwizdy. Przedstawiciel stanu w Komisji Krajowej Partii Republikańskiej udzielił mu za te słowa reprymendy, a Hartford Courant opisał całą historię pod nagłówkiem „GOP wybuczała przeciwne oczernianiu stanowisko Busha”9.
Prescott Bush był człowiekiem z zasadami – a to liczyło się w kampanii Eisenhowera. Ike bez najmniejszych problemów wygrał w Connecticut, a Bush pokonał Ribicoffa prawie 30 tys. głosów10. W stolicy Prescott prawie zawsze głosował tak jak liberalne skrzydło Partii Republikańskiej. Był obrońcą praw obywatelskich i niezłomnym zwolennikiem uchylenia dyskryminujących zapisów ustawy McCarran-Walter Immigration Act. Został ulubionym partnerem golfowym Ike’a (Bush był lepszym golfistą), w 1956 r. bez trudu uzyskał reelekcję, a w 1962 r. zakończył służbę w Senacie. Zmarł 10 lat później, gdy George W. miał 26 lat.
Poppy Bush, ojciec George’a W., ukończył Yale w 1948 r. Podobnie jak większość żołnierzy wracających z wojny (George H.W. służył jako pilot Marynarki Wojennej), realizował przyspieszony program i skończył naukę w trzy lata. Przed wojną, w Andover, Poppy był przeciętnym uczniem, ale za to znakomitym sportowcem i liderem; był kapitanem drużyny piłki nożnej i baseballu, przewodniczącym rady bractwa, a także przewodniczącym ostatniego roku. „George nie był intelektualistą, nie przejawiał nawet ciekowości intelektualnej. Był raczej zadaniowcem, człowiekiem czynu”, wspominał go współlokator George „Red Dog” Warren11.
Na uroczystości, podczas której Poppy odebrał dyplom ukończenia Andover, przemawiał sekretarz wojny Henry L. Stimson, niegdyś uczeń tej szkoły, przewodniczący jej rady nadzorczej oraz ucieleśnienie służby publicznej. Stimson, sekretarz stanu za Herberta Hoovera, sekretarz wojny za Williama Howarda Tafta, przez całe życie republikanin, powrócił do Waszyngtonu w 1940 r. i gdy dla Europy wybiła najczarniejsza godzina, został sekretarzem wojny Roosevelta. Od Pearl Harbor minęło pół roku, a sytuacja wojskowa USA wyglądała nieciekawie. Sekretarz Stimson skupił się na wojnie, ale namawiał chłopców kończących szkołę, aby przed podjęciem służby wojskowej zakończyli edukację. Dodał, że kraj wezwie ich, kiedy będą gotowi. Poppy na długo zapamiętał przestrogę sędziwego sekretarza, że żołnierz powinien być „dzielny, lecz nie brutalny, pewny siebie, lecz nie zadufany i tworzyć niepowstrzymaną masę, lecz nie tracić wiary w swobody jednostki”12.
George H.W. Bush jako pilot Marynarki Wojennej, 1943 r.
Zignorował natomiast drugą radę Stimsona i nie zamierzał czekać. Nawet dostał się już na Yale, ale cztery dni przed rozpoczęciem roku akademickiego, w dzień swoich 18 urodzin, pojechał do Bostonu i zaciągnął się do marynarki. Do końca roku do wojska wstąpiło 68 jego kolegów z roku w Andover, ale on uczynił to jako pierwszy13. 6 sierpnia 1942 r. George H.W. Bush stawił się w ośrodku szkolenia pilotów Marynarki Wojennej w Chapel Hill w Karolinie Północnej. Na tym samym kursie znalazł się gwiazdor baseballu Ted Williams. Bush uzyskał stopień podporucznika i trafił do lotnictwa marynarki. Został skierowany na pokład walczącego na Pacyfiku lotniskowca USS San Jacinto, wchodzącego w skład Task Force 58 admirała Marca Mitschera. Poppy latał na samolotach torpedowych Avenger, brał udział w walkach nad wyspami Marcus i Wake, został zestrzelony nad wyspą Chichi-Jima w pobliżu Wysp Japońskich i uratował go amerykański okręt podwodny. Bush wykonał łącznie 58 lotów bojowych i zdobył Zaszczytny Krzyż Lotniczy, drugie najważniejsze odznaczenie Marynarki Wojennej za udział w walce.
W grudniu 1944 r. San Jacinto wrócił na Zachodnie Wybrzeże na doposażenie, a Poppy wykorzystał przepustkę bożonarodzeniową na wizytę w Connecticut u rodziny. Już od półtora roku był „potajemnie” zaręczony z Barbarą, ale jak później napisał, „o tej tajemnicy wiedziały nawet naczelne dowództwa Niemiec i Japonii”14. Pobrali się 6 stycznia 1945 r. w kościele prezbiteriańskim w Rye w stanie Nowy Jork. Po miesiącu miodowym Bush stawił się w Norfolk i spędził resztę wojny w kraju, na obowiązkach szkoleniowych. 18 września 1945 r. został zwolniony ze służby i na początku listopada rozpoczął naukę na Yale, w roczniku złożonym z byłych żołnierzy.
Poppy i Barbara uwili sobie rodzinne gniazdo w New Haven, gdzie dzielili dom z dwoma innymi małżeństwami. Weterani obecni na uczelni (na roczniku George’a było 800 studentów, którzy rozpoczęli naukę dzięki G.I. Bill) musieli nadrobić stracony czas i Bush nie był wyjątkiem. Brylował w ekonomii oraz socjologii i ukończył naukę wśród najlepszych 10% studentów swojego rocznika, a także w bractwie Phi Beta Kappa. Jednak bardziej wyróżnił się jako sportowiec. Zarówno w 1947, jak i w 1948 r. poprowadził Yale do finałów baseballowych rozgrywek uczelnianych NCAA w Kalamazoo w Michigan (w 1947 r. Yale przegrało z Uniwersytetem Kalifornijskim, a rok później z Uniwersytetem Południowej Kalifornii). Poppy grał na pierwszej bazie i według Yale Daily News „należał do najszybszych pierwszych bazowych drużyny w polu w kręgach uniwersyteckich”15.
Franklin Roosevelt ponoć powiedział, że największym rozczarowaniem jego życia był brak zaproszenia do Porcellian, najbardziej prestiżowego bractwa na Harvardzie16. George’a H.W. Busha nie spotkał na Yale podobny zawód. Choć Skull and Bones (Czaszki i Kości) to nie do końca to samo co Porcellian, przyjęcie do tego tajnego towarzystwa często uznaje się za najwyższe wyróżnienie dla studenta Yale. Bush został wskazany jako ostatni z 15 mężczyzn wprowadzonych do Skull and Bones w maju 1947 r., dzięki czemu, w zgodzie z biblijnym przesłaniem, że ostatni będą pierwszymi, został przywódcą czy też „królem” swojego rocznika17.
Przodkowie George’a W. ze strony matki wywodzili się z podobnych środowisk co Bushowie. Jego babka Dorothy, małżonka Prescotta, była córką George’a Herberta Walkera, legendarnego potentata z Wall Street (G.H. Walker and Company), multimilionera i finansowego patrona rodziny Bushów, podobnego do Joe Kennedy’ego, którego fortuna wspierała kilka pokoleń rodu Kennedych. Walker walczył w świecie finansów bez żadnych skrupułów (senator Harry Truman pewnego razu potępił go za „nieznającą umiaru chciwość”), a zamiłowanie do rywalizacji przekazał swym potomkom. Na jego cześć nazwano Walker’s Point w stanie Maine, a także amatorski puchar golfowy Walker Cup. Był zapalonym sportowcem. Posiadał stadninę koni wyścigowych i był poprzednikiem Prescotta na stanowisku prezesa Amerykańskiego Stowarzyszenia Golfa, które objął w 1920 r. Jego córka Dorothy, absolwentka Miss Potter’s School w Farmington w stanie Connecticut, a po zakończeniu nauki bywalczyni paryskich salonów, była urodzoną sportsmenką i utalentowaną tenisistką. Jej wuj Joseph Wear w 1928 i 1935 r. był kapitanem amerykańskiej drużyny w Pucharze Davisa, a Dorothy zajęła drugie miejsce w pierwszych Krajowych Mistrzostwach Tenisa Dziewcząt, które w 1918 r. zorganizowano w Filadelfii. Wyszła za Prescotta w 1920 r. w posiadłości Walkerów w Kennebunkport w Maine i wiodła stosunkowo skromne życie w Greenwich, gdzie wychowywała pięcioro dzieci18.
„Byliśmy zamożni, ale nie uważano nas za bogaczy. Nie podług standardów Greenwich”, stwierdził wuj George’a W., Prescott Bush Jr. „Matka była bardzo oszczędna – wspominał drugi wuj, Jonathan Bush. – W klubie tenisowym sprzedawali colę, ale nie mogliśmy jej kupować. Musieliśmy pić ją w domu, bo tak było taniej”19. Dotty, jak ją nazywano, była również niezwykle religijna i każdy dzień rozpoczynała od odprawiania z rodziną przy śniadaniu swoich obrzędów. „Były to krótkie, kilkuminutowe opowiastki z morałem o tym, jak należy żyć – stwierdził „Bucky” Bush, najmłodszy syn Dotty. – Każdej niedzieli cała rodzina wyruszała do kościoła [episkopalnego]. Nie było od tego żadnego odstępstwa”20.
George Herbert Walker.
Gdy w 1972 r. zmarł Prescott, Dorothy napisała mowę na jego pogrzeb. „Kiedy 51 lat temu stanął przed ołtarzem i obiecał «nie opuszczać mnie aż do śmierci», złożył przed Bogiem obietnicę, o której nigdy nie zapomniał, i zapewnił swej żonie najszczęśliwsze życie, jakie może spotkać kobietę”21.
Barbara Pierce Bush, matka George’a W., była ulepiona z tej samej gliny: skora do rywalizacji, nieowijająca w bawełnę, bezpośrednia i oddana mężowi oraz rodzinie. Była trzecim z czwórki dzieci Marvina i Pauline Pierce i dorastała w zamożnej dzielnicy Indian Village w Rye w stanie Nowy Jork. Jej ojciec szybko wspinał się po szczeblach kariery w McCall Publishing Company (czasopisma McCall’s i Redbook) i wkrótce został prezesem firmy. Był dalekim potomkiem Franklina Pierce’a, 14. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jej matka Pauline była córką sędziego Sądu Najwyższego stanu Ohio i ambitną członkinią nowojorskiej śmietanki, a do tego hodowała zdobywające nagrody lilie dla Garden Club of America. Natomiast Barbara dorastała jako chłopczyca z wyboru, była postawna, wysportowana i raczej nie pasowała do preferowanego przez matkę wizerunku młodej damy. „W wieku 12 lat miałam już ponad 170 cm wzrostu i ważyłam 67 kg”22. Przed rozpoczęciem nauki w Smith College Barbara uczęszczała do Ashley Hall w Charleston w Karolinie Południowej, grała w piłkę nożną i tenisa oraz zasłynęła tym, że płynąc pod wodą, potrafiła wstrzymać oddech na dwie długości basenu. Poppy spotkał Barbarę na bożonarodzeniowej potańcówce w Round Hill Club w Greenwich, podczas swego ostatniego roku w Andover. Coś natychmiast ich do siebie przyciągnęło. Przyjaciel Busha Fitzhugh Green opowiadał: „Kiedy spotkali się po raz pierwszy, George docenił osobowość Barbary. Te same cechy dostrzegał u swojej matki: kobiety o silnym charakterze i osobowości, bezpośredniej i szczerej, która chętnie spędza czas na świeżym powietrzu, lubi ludzi, zwłaszcza dzieci, i stawia ognisko domowe na pierwszym miejscu. Każdy, kto spotkał jego matkę i żonę, może zauważyć, że należą do tej samej kategorii”23.
Dziewięciomiesięczny George W. Bush z rodzicami.
George W. Bush miał dwa lata, gdy jego rodzina przeprowadziła się z New Haven do Teksasu. Kiedy Poppy zaczął dawać do zrozumienia, że nie zamierza pójść w ślady ojca i dziadka ze strony matki i rozpoczynać kariery w nowojorskiej branży inwestycyjnej, Prescott Bush zwrócił się do swojego kolegi z Yale i bractwa Neila Mallona (dla rodziny „wujka Neila”), żeby załatwić synowi posadę praktykanta w Dresser Industries – koncernie naftowym kontrolowanym przez Brown Brothers Harriman, któremu to Mallon szefował. Prescott Bush nie tylko zasiadał w zarządzie Dresser Industries, ale był także pierwszym doradcą i konsultantem Mallona24. Na jego prośbę Mallon szybko znalazł dla Poppy’ego stanowisko praktykanta w International Derrick and Equipment Company (Ideco), filii Dresser w Odessie w stanie Teksas. W 1948 r. boom naftowy akurat się zaczynał, a Odessa, leżąca w sercu Basenu Permskiego, stanowiła jego epicentrum. Dresser Industries i podległe mu spółki były wiodącymi w kraju dostawcami sprzętu fedrującego, a Mallon uznał Poppy’ego za swego protegowanego i prawdopodobnego następcę. Poppy miał poznać branżę naftową od podszewki i od najniższego szczebla, a Odessa była doskonałym miejscem, żeby zacząć karierę. „Zawsze chciałam mieszkać w Odessie w Teksasie”, rzekła z udawaną powagą Barbara, gdy mąż poinformował ją o swym pierwszym przydziale25.
George W.H. Bush nie zaczynał w biznesie naftowym całkiem od zera. Może i był praktykantem w Ideco z pensją 375 dolarów miesięcznie (obecnie 3530 dolarów), ale wyjeżdżał do Teksasu z pełnym poparciem całej sieci familii Bushów. „Mój pobyt w Teksasie nie był przygodą w stylu od pucybuta do milionera – przyznał później – niemniej przenosiny z New Haven do Odessy niemal dzień po ukończeniu nauki stanowiły sporą zmianę w stylu życia”26.
Bushowie mieszkali w Odessie niecały rok. Poppy do późnych godzin pracował fizycznie w magazynach Ideco, a wiosną 1949 r. został przeniesiony do Kalifornii, gdzie miał poznać sprzedażową stronę swojej nowej branży. Rodzina pomieszkiwała w tymczasowych kwaterach w Whittier, Ventura, Bakersfield i Compton, a George sprzedawał wiertła Security Engineers Company, kolejnej spółki-córki Dressera. Później będzie mówił, że handlując towarem, pokonywał samochodem nawet 1500 km tygodniowo.
Po roku w Kalifornii Bushowi polecono wrócić do zachodniego Teksasu, tym razem do Midland, gdzie pracował dla Ideco w charakterze sprzedawcy i pukał do drzwi mieszczących się tam firm. Odessa była robotniczą stolicą Basenu Permskiego, miejscem, w którym przedsiębiorstwa naftowe otwierały swoje magazyny i zakłady – „jałowym, zapijaczonym, pełnym szemranych knajp podbrzuszem zachodniego Teksasu”, jak ujął to pewien obyty z tym miastem obserwator27. Położone 50 km na wschód Midland gościło główną siedzibę firmy, to tam dżentelmeni o naprawdę grubych portfelach zawierali między sobą umowy. Była to oaza ludzi w białych kołnierzykach, geologów, inżynierów, lekarzy, prawników oraz młodzieńców wywodzących się z elit Wschodniego Wybrzeża, którzy przyjeżdżali do Teksasu zbijać fortuny na ropie. W latach 50. średni wiek ludności Midland wynosił 28 lat. Poppy napisze później, że Midland było „Zachodnim Yuppielandem”28.
Dzięki pożyczce w wysokości 7500 dolarów z Federalnej Administracji Mieszkalnictwa (Federal Housing Administration, FHA) Bushowie kupili niewielki dom typu kanadyjskiego na nowym osiedlu Easter Egg Row29 – nazwanym tak, gdyż każdy dom pomalowano na inny kolor. Dom Bushów był jasnoniebieski, miał niewielki ogródek i sąsiadował z kilkudziesięcioma podobnymi budynkami zamieszkanymi bez wyjątku przez młode, pełne wigoru pary z małymi dziećmi mniej więcej w wieku George’a W. Był to czas optymizmu i spekulacji finansowych, a pod koniec 1950 r. Poppy „zaraził się tą gorączką”, jak sam to ujął. Zrezygnował ze stałej posady w Ideco i założył spółkę z sąsiadem Johnem Overbym. Chcieli skupować prawa dostępu do minerałów na jeszcze niezbadanych obszarach zachodniego Teksasu. „Naprawdę trudno mi się pogodzić z tym, że odchodzisz [z Dresser Industries], ale gdybym był w twoim wieku, zrobiłbym to samo”, powiedział Poppy’emu Neil Mallon30.
Za powstaniem Bush-Overby Oil Development Company stała naprawdę prosta koncepcja. Właściciele zamierzali dzierżawić prawa do minerałów na działkach sąsiadujących z ziemią, na której wiercić planował już ktoś inny. Gdyby firma wykonująca odwiert znalazła ropę, wartość praw Bush-Overby wzrosłaby wykładniczo31. Overby był weteranem zachodniego Teksasu i znał te ziemie, natomiast Bush wziął na siebie zgromadzenie kapitału niezbędnego do wykupu dzierżaw. Familia Bushów ze wschodu wsparła projekt. Herbert Walker Jr., wuj Poppy’ego, zebrał na przedsięwzięcie siostrzeńca 300 tys. dolarów, a Prescott dorzucił 50 tys., tyle samo co wydawca Washington Post Eugene Meyer.
Spółka Busha i Overby’ego prosperowała przyzwoicie przez trzy lata. Nigdy nie generowała ogromnych zysków, ale i nie przynosiła dużych strat. Pod koniec 1953 r. Poppy i Overby połączyli siły z Hugh Liedtkem, kolejnym weteranem marynarki (a także Amherst, Szkoły Prawniczej Uniwersytetu Teksasu i Szkoły Biznesu Harvardu), założyli Zapata Petroleum Company i sami zaczęli wiercić. Liedtke, który potem założy Pennzoil, był czasami nazywany „małym geniuszem zachodnioteksańskiej ropy”. Uważał, że w hrabstwie Coke, jakieś 115 km na wschód od Midland, znajduje się rozległe, nieużytkowane złoże. Partnerzy zaryzykowali, wszystko albo nic. Bush podjął się znalezienia 850 tys. dolarów na dzierżawę obejmującej ponad 3200 hektarów połaci ziemi na tzw. polu West Jameson, a Liedtke zajął się wierceniem. Rezultaty były spektakularne. Do końca 1954 r. Zapata wykonała w hrabstwie Coke 71 odwiertów i z każdego popłynęła ropa. Ziemia firmy dawała średnio 1250 baryłek dziennie, a ostatecznie powstało na niej 130 szybów naftowych. Cena akcji Zapata Oil wystrzeliła z 7 centów do 23 dolarów. Przed Poppym i Barbarą rysowało się życie usłane różami.
Bushowie przenieśli się do lepszej dzielnicy, a następnie w 1955 r. do imponującego, zaprojektowanego na zamówienie domu o powierzchni prawie 300 m2, z pierwszym prywatnym basenem w Midland. Dom graniczył z Cowden Park, gdzie ich dzieci grały w małych ligach baseballu i piłki nożnej. W 1949 r. do George’a W. dołączyła siostrzyczka Robin (w wieku czterech lat zmarła na białaczkę); w 1953 r. brat John Ellis (Jeb); w 1955 r. drugi brat Neil Mallon, a 18 miesięcy później trzeci, Marvin Pierce (nazwany po ojcu Barbary). W 1959 r. przyszła na świat siostra George’a W. Dorothy, zwana Doro. „Były to wygodne, beztroskie lata – napisał. – W piątkowe wieczory kibicowaliśmy Buldogom z liceum w Midland. W niedzielne poranki chodziliśmy do kościoła. Nikt nie zamykał drzwi na klucz. Po latach, gdy opowiadałem o amerykańskim śnie, myślałem właśnie o Midland”32.
Zapata Oil prosperowała znakomicie, a Poppy poświęcał interesom coraz więcej czasu. Odpowiedzialność za wychowanie dzieci spadła na Barbarę. „Taty nie było wieczorami w domu, żeby pograć w piłkę – wspominał Jeb. – W pewnym sensie mieliśmy matriarchalną rodzinę”33. Barbara przyznawała nagrody, wymierzała kary i uczyła dzieci dobrego zachowania. W sierpniu 1959 r., gdy Zapata mocno zaangażowała się w wiercenie na wybrzeżu Teksasu, Bushowie przeprowadzili się do Houston, bliżej Zatoki Meksykańskiej. George został zapisany do pobliskiej Kinkaid School, jednej z najlepiej uposażonych prywatnych szkół podstawowych na całym Południu, i ukończył tam ósmą i dziewiątą klasę. Wakacje spędzał na równie ekskluzywnych obozach Longhorn Camp nad jeziorami na północny zachód od Austin. Charles Sanders, wieloletni nauczyciel w Kinkaid School, mówił, że George był popularnym uczniem. „Bardzo dobrze się prezentował; nie powiedziałbym, że był niebywale przystojny, ale cieszył się popularnością”34.
Bushowie w Houston, 1964 r. Z tyłu Neil, Jeb i George W.; siedzą George H.W., Doro, Barbara i Marvin.
Kiedy nadszedł czas wyboru liceum, Poppy i Barbara postanowili, że George powinien iść do Andover. Jego kuzyn John Ellis wspominał: „Nie sądzę, że George wybrał Andover, bo jego ojciec się tam uczył. Myślę, że George poszedł do Andover, bo jego rodzice powiedzieli: «powinieneś iść do Andover, to dobra szkoła, dobre miejsce do nauki»”35.
George W. przeżył w Andover wstrząs. Kinkaid School nie przygotowała go na naukowy rygor jednej z najlepszych prywatnych szkół świata, a dzieciństwo w otwartym, pozbawionym zadęcia Teksasie nie przygotowało go na sztywną, snobistyczną, ekskluzywną szkołę męską tego pokroju. Uczniowie musieli nosić mundurki, codzienne stawiennictwo na wszystkich zajęciach i w kaplicy było obowiązkowe, plan zajęć sztywny, posiłki spartańskie, a upust emocjom mógł dawać jedynie sport. „Nauka w Andover to najtrudniejsza rzecz, jakiej dokonałem przed ubieganiem się o prezydenturę, niemal 40 lat później”, napisał we wspomnieniach George W.36
George miał problemy z nauką i okazało się, że nie jest tak wybitnym sportowcem jak ojciec. „Wykorzystywał swój tupet i hucpę, żeby nas zabawiać – ocenił jego kolega z klasy Torbert Macdonald, syn demokratycznego kongresmena z Massachusetts. – Był bardzo towarzyski, balansował na granicy głupkowatości. Bardzo sarkastyczny, ale nie złośliwy. Nie miał większego szacunku dla autorytetów, więc nie wahał się pyskować. Nazywaliśmy go «Pyskacz». Wszędzie, gdzie się pojawiał, rozkręcała się mała imprezka”37.
George W. jako szef drużyny dopingującej w Andover.
Inny kolega z klasy, Bill Semple, świetny hokeista z Grosse Pointe w Michigan, zapamiętał, że George zdobył dużą popularność na roku „nie bez powodu. Był atrakcyjnym gościem, bardzo przystojnym, świetnie się prezentował, fajnie wyglądał. Dał się lubić, łatwo się wpasowywał. Znacie ten typ fajnych chłopaków (…), on naprawdę «się z tym urodził»”38.
Podobnie jak w Groton i Exeter, także w Andover uprawianie sportu należało do obowiązków uczniów. Szkoła posiadała drużyny w 17 dyscyplinach i oczekiwano, że podopieczni spróbują wszystkich, niezależnie od posiadanych talentów. „George i ja byliśmy w drugiej drużynie koszykówki i bardzo często grzaliśmy ławę – wspominał Conway Downing. – Potrafił dryblować tylko prawą ręką, więc był bezużyteczny na parkiecie, a ja byłem niewiele lepszy. Jako baseballista, w przeciwieństwie do ojca, wiecznie sprawiał wrażenie wystraszonego (…), a w futbolu (…), cóż, lepiej o tym zapomnieć”39.
Dla zrekompensowania braku talentów sportowych Bush wstąpił do drużyny dopingującej, a w ostatniej klasie został jej szefem, co w Andover oznaczało zajmowanie czegoś w rodzaju pozycji przywódczej. Dwight Eisenhower, po tym jak doznał kontuzji kolana, grając w futbol, został szefem zespołu dopingującego w West Point, Ronald Reagan pełnił tę funkcję w Eureka College, zaś Franklin Roosevelt, światowej klasy żeglarz i utalentowany golfista, a beznadziejny baseballista i futbolista, na ostatnim roku stanął na czele ekipy dopingującej Harvardu. Dla Busha w Andover była to prestiżowa funkcja, ale niechętnie o niej rozmawiał, gdy przyjeżdżał do Houston. Randall Roden, kolega z dzieciństwa z Midland, powiedział, że dla teksańskich kumpli George’a już sam fakt uczęszczania do męskiej szkoły zdawał się podejrzany. „Mieliby używanie, gdyby się dowiedzieli, że został szefem zespołu dopingującego. W Teksasie zajmowały się tym dziewczynki z bujnymi włosami, krótkim spódniczkami i ładnymi nogami”40.
George skończył Andover w czerwcu 1964 r. jako jeden z najgorszych uczniów swojego rocznika. Cieszył się popularnością wśród kolegów – w księdze pamiątkowej ostatniego rocznika został nazwany BMOC (Big Man on Campus – „Szycha Kampusu”), ale miejsce na uniwersytecie wisiało na włosku. Jego wynik z SAT41 (1206) nie robił szczególnego wrażenia, oceny miał liche i nie był wybitnym sportowcem na wzór ojca. Miał tak mizerne szanse, że dziekan ds. studenckich zasugerował, aby nawet nie zaprzątał sobie głowy aplikowaniem na Yale. Bush puścił tę radę mimo uszu. Był potomkiem poważanego rodu i wnukiem Prescotta Busha, więc w pewnej mierze miejsce na Yale miał zagwarantowane (w 1964 r. niewielu absolwentów tej uczelni miało w New Haven mocniejszą pozycję niż senator Prescott Bush, którego często nazywano „Senatorem z Yale”). George W. założył, że przysługuje mu ono z urzędu42. Koledze Robertowi Birge’owi powiedział, że u „liberałów z Ligi Bluszczowej” denerwuje go poczucie winy z powodu pochodzenia z warstwy uprzywilejowanej43. Wiosną Bush rzeczywiście został przyjęty na Yale, wraz z 29 kolegami z Andover; 49 poszło na Harvard, 20 na Princeton, a kilku na Columbię, Dartmouth lub Brown. „Wyjazd z Andover był niczym wyswobodzenie się z kaftana bezpieczeństwa”, stwierdził Bush44.
Ale Yale wcale nie okazało się dużo przyjemniejszym miejscem. Dla Busha, nieokrzesanego Teksańczyka pośród absolwentów ekskluzywnych prywatnych szkół i uprzywilejowanego absolwenta prywatnej szkoły pośród wysoce umotywowanych młodych ludzi z liceów całego kraju, którym udało dostać się na Yale, intelektualne życie uczelni stanowiło ciężar. Zapisywał się na łatwe kursy, które zaliczał na niekoniecznie zasłużone trójki, i zapracował sobie na reputację niewylewającego za kołnierz, rozrywkowego faceta, który uwielbia robić awantury. Powie później rodzinie, że nie nauczył się „na Yale ani jednej cholernej rzeczy”45. Po odebraniu dyplomu nie wracał wspomnieniami do lat studenckich. Nie przyjeżdżał na zjazdy swojego rocznika, nie angażował się w doroczne akcje charytatywne wśród absolwentów, a w 1993 r. na potrzeby księgi pamiątkowej z okazji 25-lecia ukończenia studiów wysłał jedynie swoje nazwisko i numer skrzynki pocztowej. Na teren kampusu w New Haven wrócił dopiero w 2004 r., gdy uczelnię kończyła jego córka Barbara. Otrzymał wtedy honorowy stopień naukowy.
George W. na Yale.
Antyintelektualizm George’a W. w dużej mierze wynikał właśnie z owych czterech lat spędzonych na Yale. Pogardzał, jak to nazywał, „intelektualnym snobizmem” kampusu i brylował wśród tych, którzy chcieli wyciągnąć z lat nauki na uniwersytecie jak najwięcej radości. „George studiował ludzi, nie kursy – powiedział jego kolega z roku Robert McCallum. – Wiedział wszystko o wszystkich i dało się dostrzec, że próbuje dowiedzieć się o innych jak najwięcej. Dość szybko zdecydował, że woli znać się na ludziach, a nie na książkach”46.
Na drugim roku George złożył ślubowanie w Delta Kappa Epsilon, jednym z sześciu bractw Yale, a na trzecim roku został jego przewodniczącym. DKE uważano za dobrze zaopatrzoną w alkohol imprezownię z najdłuższym barem w New Haven, a może i w całym Connecticut, a odbywające się tam w weekendy rozgrywek futbolowych balangi zyskały wręcz mityczną otoczkę. Niemniej w połowie lat 60. bractwa przeżywały na Yale pewną zapaść. Należało do nich niecałe 15% studentów i w przeciwieństwie do siedzib bractw większości innych uczelni, studenci w nich nie mieszkali47. Bush znalazł się też wśród 15 osób z roku przyjętych do Skull and Bones (które też przeżywało gorsze chwile), ale nigdy nie zanurzył się w tym środowisku tak jak ojciec i dziadek. Każdy członek Skull and Bones otrzymywał pseudonim. George’owi przypadł „Tymczasowy”. „Nie brałem tego wszystkiego zbyt poważnie”, powiedział później Walterowi Isaacsonowi z magazynu Time48.
Bush uchodził w kampusie za studenta, który nie przykłada się do nauki – nie dlatego, że jest mniej zdolny od kolegów z roku, ale ponieważ ją lekceważy. Efektem ubocznym tej postawy stał się jego ironiczny uśmieszek. George W. często opowiadał o sobie pewną historyjkę: Calvin Hill, znakomity running back (biegacz) Yale, a następnie Dallas Cowboys, a także członek bractwa DKE, zauważył Busha na początku roku akademickiego, gdy ten zaopatrywał się artykuły potrzebne na zajęcia. „Hej! George Bush jest na tych zajęciach. Dobra nasza!” – zawołał do kolegów z drużyny49.
W latach 60. w kampusach uniwersyteckich zachodziły poważne zmiany, które objęły również Yale. Do czysto męskich twierdz Ligi Bluszczowej zaczęto przyjmować kobiety, usztywniono standardy rekrutacji, drastycznie spadła liczba studentów przyjmowanych ze względu na koneksje i po raz pierwszy w dziejach absolwenci ekskluzywnych szkół prywatnych przestali stanowić większość na Princeton, Harvardzie czy Yale. W kulturze nastały czasy Woodstocku, długich włosów i protestów studenckich. „Gdy byliśmy na pierwszym roku, prosiliśmy studentów ostatniego, żeby kupowali nam alkohol. Gdy byliśmy na ostatnim, prosiliśmy studentów pierwszego, żeby kupowali nam marihuanę”, wspominał jeden z kolegów Busha z roku50.
Wiosna 1968 r., ostatni rok George’a W. na studiach, to czas nadzwyczajnego fermentu. 31 marca, po ofensywie Tet Wietkongu, Lyndon Johnson wstrząsnął krajem, oświadczając, że nie zamierza ubiegać się o reelekcję. Ogłosił również, że nakazał wstrzymać bombardowania Północnego Wietnamu51. Kilka dni później w Memphis zginął doktor Martin Luther King. Przez cały kraj przetoczyła się fala demonstracji. W Los Angeles i Waszyngtonie towarzyszyła im przemoc. Na ulice wyszli także studenci. Yale stanęło w awangardzie protestów, choć w New Haven studenci skupili się na śmierci Kinga i na Wietnamie. W przeciwieństwie do niepokojów na Berkeley, Columbii czy Uniwersytecie Cornella (gdzie przejawy niezadowolenia dotyczyły przeważnie wewnętrznych kwestii uniwersyteckich), manifestacje na Yale ruszyły w wyniku wydarzeń o ogólnokrajowej skali. Iskrą rzuconą na beczkę prochu było zabójstwo Kinga, lecz pod wieloma względami za podstawową przyczynę protestów należy uznać wojnę w Wietnamie.
Kwestia Wietnamu miała szczególną wagę dla studentów z rocznika 1968. Wkrótce miał skończyć się ich okres odroczenia służby wojskowej ze względu na naukę i musieli liczyć się z tym, że pojadą walczyć. „Jeśli nie wkręciłeś się do Rezerwy lub Gwardii, nie uzyskałeś odroczenia, nie zostałeś obdżektorem lub nie wyjechałeś do Kanady, to czekała cię wycieczka do centrum Da Nang”, powiedział kolega Busha z roku Mark Soler52.
Podobnie jak wszyscy inni studenci, Bush po ukończeniu 18 roku życia został zarejestrowany do poboru i otrzymał kategorię II-S, czyli standardowe odroczenie z powodu nauki. Na Yale unikał rozmów o Wietnamie, nie uczestniczył w demonstracjach studenckich i zachował dla siebie poglądy na temat wojny. W Houston w czasie wakacji pomiędzy trzecim a czwartym rokiem studiów często rozmawiał z przyjaciółmi o tym, co się wydarzy po wygaśnięciu odroczenia. Jeden z nich, Doug Hannah, wspominał: „Bez przerwy gadaliśmy z George’em, że przecież musi być jakaś lepsza alternatywa niż stopień porucznika w Armii”53. Z drugiej strony Poppy Bush został właśnie wybrany w Houston do Kongresu i był zdecydowanym zwolennikiem wysiłku wojennego. George W. znalazł się między młotem a kowadłem. „Uważał, że aby nie przeszkadzać w karierze politycznej ojcu, musi odbyć służbę wojskową w jakiejś formie”, powiedział Roland Betts, brat Busha z DKE54.
Spoglądając na ten okres z perspektywy 30 lat, Bush podsumował swoje ówczesne odczucia w następujących słowach (jest to wyjątkowo celne spostrzeżenie, jeżeli weźmiemy pod uwagę niedawną historię): „Wiedziałem, że będę służył. Porzucenie kraju nie wchodziło dla mnie w grę; byłem zbyt konserwatywny i zbyt tradycjonalistyczny”, napisał w 1999 r. Stwierdził, że był skłonny popierać rząd i wojnę, póki nie okaże się, że sprawa, o którą toczyła się walka, jest zła, „a to stało się dopiero później, gdy zrozumiałem, że nie jesteśmy w stanie uzasadnić naszej misji, że nie mamy strategii wyjścia i że walka najwyraźniej nie przybliża nas do zwycięstwa [podkr. aut.]”55.
Historia służby wojskowej George’a W. jest niejasna i budzi spore kontrowersje. Wiadomo, że w czasie Bożego Narodzenia na ostatnim roku studiów ojciec zasugerował mu Siły Powietrzne Gwardii Narodowej Teksasu jaką możliwą opcję. Na liście oczekujących znajdowało się 100 tys. mężczyzn liczących na miejsce w Gwardii i ponad 150 kandydatów na pilotów w teksańskiej jednostce. Mimo to Poppy powiedział George’owi W., żeby porozmawiał z jego przyjacielem z branży naftowej Sidem Adgerem, który miał dobre kontakty w Gwardii. W kręgach towarzyskich Houston Adger odgrywał rolę człowieka od załatwiania rozmaitych spraw i był pierwszym przystankiem na trasie podziemnej kolei, która bez rozgłosu wywoziła synów uprzywilejowanych rodzin z systemu obowiązkowej służby wojskowej do ciepłej kryjówki w Gwardii Narodowej Teksasu56.
W Siłach Powietrznych Gwardii Narodowej Teksasu.
George W. skorzystał z rady ojca i powiedział Adgerowi, że jest zainteresowany lataniem. Adger zadzwonił do Bena Barnesa, spikera Izby Reprezentantów Teksasu, czyli drugiej stacji podziemnej kolei. Barnesa nie trzeba było długo namawiać, choć należał do Partii Demokratycznej. Gdy usłyszał, że syn kongresmena Busha potrzebuje miejsca w Siłach Powietrznych Gwardii Narodowej Teksasu, bez chwili zwłoki wykręcił numer ich dowódcy, generała brygadiera Jamesa M. Rose’a, który z kolei zatelefonował do podpułkownika Waltera Staudta, dowódcy 147. Grupy Myśliwskiej z Bazy Lotniczej Ellington w Houston – obaj ci wojskowi to stacje numer trzy i cztery na trasie kolei podziemnej. Według późniejszego zeznania generała majora Thomasa Bishopa, dowódcy Gwardii Narodowej Teksasu w 1968 r., w tym okresie podległe mu struktury miały pełne stany kadrowe i nie dysponowały żadnymi wakatami57. Niemniej jednak w 147. Grupie znalazło się miejsce dla George’a W. Nie ma wątpliwości, że został potraktowany w sposób uprzywilejowany. Nie ma również wątpliwości, że sam Poppy z nikim się nie kontaktował w imieniu syna. Wiedział, jak załatwia się sprawy w Houston, i po prostu zostawił to innym.
George W. nie był jedynym, który korzystał ze specjalnych względów. 147. Grupę Myśliwską znano w okolicy pod nazwą „szampańska jednostka”, właśnie ze względu na personel z warstwy uprzywilejowanej. Poza Bushem służyli w niej synowie senatora Johna Towera i gubernatora Johna Connally’ego, dwaj synowie przyszłego senatora Lloyda Bentsena, dwaj synowie Sida Adgera i wnuk miliardera H.L. Hunta. Clint Murchison Jr., właściciel drużyny Dallas Cowboys, umieścił w tej jednostce aż siedmiu swoich zawodników, żeby nie musieli lecieć do Wietnamu. Pewien naukowiec napisał, że przyjmowanie do 147. Grupy przypominało „rekrutację na Yale ze względu na pochodzenie”58.
Krótka kariera wojskowa George’a W. to podręcznikowy przykład uprzywilejowanego traktowania. Po zakończeniu sześciotygodniowego szkolenia podstawowego w Bazie Lotniczej Lackland w San Antonio w sierpniu 1968 r. został skierowany do Sił Powietrznych Gwardii, natychmiast zarekomendowany na podporucznika i zgłoszony do szkolenia lotniczego, które miało rozpocząć się w listopadzie. W międzyczasie dostał dwumiesięczną przepustkę, żeby mógł pomagać na Florydzie przy senatorskiej kampanii wyborczej kongresmena Edwarda Gurneya, bliskiego przyjaciela Poppy’ego. Bush dostał ogromne fory na trzech płaszczyznach. W 1968 r. bezpośrednie nominacje oficerskie ograniczono głównie do lekarzy, ponieważ w Siłach Powietrznych Gwardii potrzebowano oficerów służb medycznych. Uzyskanie stopnia podporucznika normalnie wymagało ukończenia Szkoły dla Kandydatów na Oficerów (Officer Candidate School, OCS), 18 miesięcy służby wojskowej lub 4 miesięcy w ROTC59 na uczelni. Bush nie spełniał żadnego z tych wymogów. Przydział na szkolenie lotnicze, które nie należało do tanich, był zazwyczaj zarezerwowany dla osób posiadających już jakieś doświadczenie lub uprzednie przygotowanie w dziedzinach takich jak nawigacja, matematyka, fizyka lub elektronika. Na egzaminie oceniającym predyspozycje do latania Bush uzyskał wynik lokujący go w 25. percentylu, czyli absolutne minimum niezbędne do przyjęcia na szkolenie. Z kolei dwumiesięczny urlop w apogeum wojny wietnamskiej, aby mógł pracować przy kampanii politycznej na Florydzie, był już doprawdy czymś nadzwyczajnym.
Gdy 25 listopada 1968 r. Bush stawił się na szkolenie w Bazie Lotnictwa Moody we Vladosta w Georgii, okazało się, że jest jedynym członkiem Gwardii Narodowej wśród kursantów. Pozostałych 64 uczestników Ujednoliconego Programu Szkolenia Pilotów było doświadczonymi lotnikami Sił Powietrznych lub Marynarki Wojennej; znalazło się wśród nich też kilku wojskowych z państw sojuszniczych NATO. „Zasadniczo wiedzieliśmy, że George trafił tam na specjalnych warunkach. Nie słyszeliśmy wcześniej, żeby podatnik miał płacić tyle pieniędzy za wyszkolenie jednej osoby. Normalnie nie wysyła się [na to szkolenie – przyp. tłum.] kogoś totalnie zielonego”, powiedział inny uczestnik kursu David Hanifl60.
Jednak mimo uprzywilejowanego traktowania George W. dobrze sobie radził na szkoleniu lotniczym. „Wszyscy wiedzieli, kto to jest i kim jest jego ojciec – wspominał inny oficer Norman Dotti. – Wiedzieli, że trafił tam z Sił Powietrznych Gwardii Narodowej Teksasu. Ale nawet jeśli ktoś podchodził do tego krytycznie, to nikt się głośno nie przyznał. Z całą pewnością [Bush] był kompetentny. Nie wywyższał się nad innych”61. Ralph Anderson, kolejny kursant, opowiedział Los Angeles Timesowi, że Bush był „naprawdę świetnym gościem, dobrym pilotem, było z nim wiele zabawy. Był liderem. Zabierał się za coś i potrafił to załatwić. Bardzo go lubiłem”62. Z tą opinią zgodził się jego instruktor Jim Wilkes: „Odbyłem z Bushem, wówczas porucznikiem, dwa ostatnie loty sprawdzające, w tym jego finalny test z obsługi oprzyrządowania i nawigacji. Był znakomitym pilotem i tak też został oceniony”63. W podobnym tonie wypowiedział się pułkownik Maurice Udell, który później uczył Busha latać na odrzutowcach. „Umieściłbym go wśród najlepszych pięciu procent pilotów, jakich znałem. A jeżeli chodzi o myślenie – w najlepszym procencie. Był bardzo kompetentny i twardy jak skała”, powiedział pisarce Kitty Kelley64.
Nie ma wątpliwości, że Bush wyróżniał się podczas rocznego szkolenia lotniczego we Vladosta. Kiedy prezydent Richard Nixon posłał po George’a W. samolot lotnictwa, żeby przetransportował młodzieńca do stolicy na randkę z jego córką Tricią, nikt nie mógł mieć wątpliwości, że Bush obraca się w innych kręgach niż koledzy z kursu. Jednak pomiędzy nim a Tricią nie zaiskrzyło. „Poszliśmy na kolację. To nie była zbyt długa randka”, powiedział dla The Dallas Morning News wiele lat później65.
Gdy w grudniu 1969 r. George W. kończył szkolenie lotnicze (a udało się to tylko 28 z 65 kursantów), mowę wygłaszał jego ojciec. Poppy’ego anonsowano wtedy jako bohatera wojennego i byłego pilota marynarki, podkreślono też jego dokonania w Kongresie, gdzie był silnym zwolennikiem polityki rządu wobec Wietnamu. Po przemówieniu promieniejący z zadowolenia George H.W. Bush przypiął srebrne skrzydła pilota do munduru syna.
Po roku nauki w bazie Moody we Vladosta w Georgii Bush wrócił do Houston na kolejne sześć miesięcy szkolenia (już w aktywnej służbie), podczas którego miał poznać myśliwiec przechwytujący F-102, jeden z najlepszych odrzutowców na świecie. Okazał się utalentowanym pilotem i został gwiazdą Sił Powietrznych Gwardii Narodowej Teksasu. Po jego pierwszym samodzielnym locie na F-102 w marcu 1970 r. Gwardia wydała entuzjastyczny komunikat prasowy opatrzony olśniewającą fotografią i podpisem:
„George Walker Bush to przedstawiciel młodszego pokolenia, który nie szuka dreszczyku emocji w trawce, haszyszu czy speedzie (…). Och, jak najbardziej bywa na haju, ale nie przez narkotyki (…). Porucznik Bush dostaje kopa dzięki rykowi dopalacza F-102”66.
23 czerwca 1970 r. Bush zakończył szkolenie na odrzutowcach i został zwolniony z aktywnej służby. Stał się „niedzielnym wojownikiem” Gwardii – raz w miesiącu stawiał się na ćwiczeniach i każdego lata służył czynnie przez dwa tygodnie. W ostatnim raporcie z wyników George’a W. jego dowódca podpułkownik Jerry B. Killian napisał: „To dynamiczny, świetny młody oficer. Ewidentnie wybija się jako czołowy pilot myśliwców przechwytujących. Porucznika Busha cechuje roztropny osąd, a jednak jest nieustępliwym, skorym do rywalizacji i agresywnym pilotem (…). Jest naturalnym liderem o świetnych cechach dyscyplinarnych i wzorowej postawie wojskowej”67.
Po zwolnieniu z aktywnej służby w 1970 r. Bush zaczął pracować przy senatorskiej kampanii wyborczej ojca, podczas której rywalem Poppy’ego był demokrata Lloyd Bentsen (w demokratycznych prawyborach pokonał on piastującego urząd senatora Ralpha Yarborough). Jego główny obowiązek polegał na zastępowaniu ojca na mniej ważnych spotkaniach w całym stanie. „Najzabawniejsze było obserwowanie, jak George stara się wcielić w rolę ojca, mówić jak on, nabierać jego charakterystycznych manier. Koniec końców zaczęło mu to wychodzić doskonale” – powiedział jego przyjaciel Doug Hannah68.
Uwolniony od wojskowych powinności, George W. przeprowadził się do jednopokojowego apartamentu na osiedlu o komicznej nazwie Chateaux Dijon, ekskluzywnym, zielonym kompleksie, złożonym z 353 lokali pobudowanych wokół sześciu basenów. Chateaux było ulubionym miejscem wspinających się po szczeblach kariery młodych profesjonalistów z okolic Houston. „Widok wokół basenu wzbudzał podziw. Masa ładnych dziewczyn oraz ludzi grillujących przy piwku”, opowiadał U.S. News & World Report jeden z przyjaciół Busha69. Sam George dużo pił i dużo imprezował, ale nie wyróżniał się na tym tle od innych. „To był nasza towarzyska nisza”, jak kampus na uczelni, tyle że bez zajęć, dziekanów czy wykładowców, powiedział inny przyjaciel70.
Dzień wyborów w listopadzie 1970 r. przyniósł rodzinie Bushów ogromne rozczarowanie. Lloyd Bentsen, który podczas II wojny światowej zasłużył się nie mniej niż Poppy, wygrał dość pewnie, zdobywając 53,5% głosów. Podobnie jak Yarbourough sześć lat wcześniej, Bentsen piętnował George’a H.W. jako oderwanego od trosk prostych Teksańczyków obcego przybysza z Ligi Bluszczowej. Richard Nixon, który zachęcał Poppy’ego do kandydowania, powiedział później, że kiepsko radził sobie on w kampanii wyborczej. „Od razu to po nim widać. Nie chodzi o to, że nie lubi ludzi; po prostu nie czuje się zbyt komfortowo w terenie, próbując nawiązać z nimi więź”71.
Nixon uratował Poppy’ego, mianując go ambasadorem USA przy Organizacji Narodów Zjednoczonych i wynosząc go do rangi ministerialnej. Bush i Barbara przenieśli się do Nowego Jorku, zajęli kwatery dyplomatyczne w hotelu Waldorf-Astoria i błyszczeli w tym kosmopolitycznym środowisku. „Mogłabym płacić za tę robotę”, powiedziała Barbara dziennikarzowi Washington Evening Star72.
Wyborcza porażka Poppy’ego i jego przeprowadzka do Nowego Jorku wyznaczyły początek szalonego okresu w życiu George’a W., który sam nazwie później swoimi „koczowniczymi latami”. Złożył wniosek o przyjęcie do Szkoły Prawa Uniwersytetu Teksasu, ale został on odrzucony. „Jestem pewien, że młody pan Bush posiada wszystkie opisane przez pana miłe cechy, dzięki czemu znajdzie miejsce w którejś ze znakomitych instytucji naszego kraju. Ale nie na Uniwersytecie Teksasu”, poinformował dziekan VIP-a, który polecał George’a73. Otwierająca wszystkie drzwi przepustka wygasła, nie miał już prawa do wszystkiego, co mu się zamarzyło, a na jego ścieżce życia pojawiły się wyboje. „Myślę, że przywykł do robienia wszystkiego, na co miał ochotę”, oceniła jego matka74. Bez pracy i bez szkoły, spędzał bezproduktywnie czas nad basenami Chateaux Dijon, żyjąc z resztek funduszu na edukację, założonego dlań niegdyś przez dziadka Prescotta. „Są ludzie, którzy w chwili opuszczenia college’u doskonale wiedzą, co chcą robić. Ja nie wiedziałem. I nie przeszkadzało mi to. Czasami tak bywa”, powiedział później Bush75.
Przysłowie mówi, że diabeł zawsze znajdzie zajęcie dla bezczynnych rąk, i sprawdziło się ono także w przypadku George’a. Zaczął przesadzać z alkoholem, palić substancje inne niż tytoń, za dużo imprezował. Alkohol, narkotyki i seks bez zabezpieczeń mogą sprowadzić na człowieka wiele problemów i Bush przekonał się o tym na własnej skórze76. Jego zdolności lotnicze spadły, a dziewczyna zaszła w ciążę. Ponownie wykorzystując swoje koneksje, załatwił jej D&C [dilation and curettage, czyli rozwarcie i łyżeczkowanie] – jak często eufemistycznie nazywa się aborcję na wczesnym etapie ciąży – w szpitalu Twelve Oaks w Houston, a następnie z nią zerwał77. Według przyjaciół nie odwiedził tej dziewczyny w szpitalu, a później już nigdy się z nią nie spotkał78.
Późną wiosną 1971 r. Poppy i Barbara na tyle zaniepokoili się rozpustnym żywotem George’a W. w Chateaux Dijon, że przekonali go, aby przeniósł się do skromniejszego lokum – mieszkania nad garażem na tyłach domu jednego z przyjaciół rodziny, w mieszkalnej dzielnicy Houston. Znaleźli mu też współlokatora, który mógłby mieć na niego oko: Donalda Ensenata, kolegę z Yale, który pracował przy kampanii senatorskiej Poppy’ego79.
George W. potrzebował też pracy i Poppy namówił innego starego przyjaciela, Roberta H. Gowa (Yale, rocznik 1955), aby zatrudnił go na stanowisku stażysty-kierownika w Stratford of Texas, globalnym przedsiębiorstwie rolniczym, któremu Gow szefował. Gow zastąpił Poppy’ego na stanowisku prezesa Zapata Off-Shore Drilling, a w 1966 r. założył Stratford. Rodziny Bushów i Gowów łączyły silne więzi, sięgające jeszcze czasów Yale, gdzie Gow dzielił pokój z kuzynem Busha Rayem Walkerem. I podobnie jak Walkerowie i Bushowie, należał do Skull and Bones. Stratford of Texas mieściło się w dzielnicy finansowej w centrum Houston, a George W. miał tam dość niejasno zdefiniowane obowiązki. „Noszę teraz marynarkę i krawat i sprzedaję kurze gówno”, żartował z przyjaciółmi80. Pracował w Stratford prawie rok, ale odszedł nagle na początku 1972 r., twierdząc, że jest znudzony. Później nazwał tę pracę „głupią garniturową robotą” poniżej jego godności81.
Miał kłopoty także w kokpicie. Nadal meldował się na ćwiczenia w bazie Ellington, ale kilka razy nie udało mu się wylądować F-102 za pierwszym podejściem. W lutym 1972 r. odsunięto go od skomplikowanych F-102 i przydzielono do podstawowych odrzutowców szkolnych T-33. Jego ostatni odnotowany lot odbył się 17 kwietnia 1972 r. Po tym dniu zniknął z radarów Gwardii Narodowej. Kilku autorów sugerowało, że raptowna rezygnacja Busha z latania zbiegła się w czasie z wprowadzeniem przez Siły Powietrzne obowiązkowych testów narkotykowych dla załóg samolotów82.
Bush senior ponownie wyciągnął do syna pomocną dłoń. Winton Blount, poczmistrz generalny w administracji Nixona, odszedł z gabinetu, żeby w Alabamie powalczyć o miejsce w Senacie z demokratycznym senatorem Johnem Sparkmanem, który w 1952 r. ubiegał się o wiceprezydenturę u boku Adlaia Stevensona. Kampanią Blounta kierował były doradca Poppy’ego Jimmy Allison. Bush zadzwonił do niego z biura w ONZ i poprosił, żeby znalazł pracę dla George’a W. „Daje nam w kość w Houston. Ściągnij go i pozwól pracować przy kampanii”, powiedział Poppy. Linda, żona Allisona, wspominała, że apel Poppy’ego brzmiał mniej więcej tak: „George W. wpada w tarapaty siedem dni w tygodniu, czy nie moglibyście go ze sobą zabrać?”83.
George W. wyjechał do Alabamy na początku maja 1972 r. Został zatrudniony jako koordynator kampanii Blounta za 900 dolarów miesięcznie; polecono mu utrzymywać kontakt z kierownikami republikańskiej kampanii we wszystkich 67 hrabstwach Alabamy, a także rozprowadzać materiały wyborcze. Współpracownicy z tego okresu zapamiętali go jako osobę, która przychodziła do pracy w południe, wykładała kowbojskie buty na biurko i zaczynała przechwalać się pijackimi dokonaniami z poprzedniego wieczora. „Uderzyło mnie, że naprawdę uważał się za uprzywilejowanego dzieciaka. Nie funkcjonował podług tych samych zasad, co wszyscy inni”, wspominał C. Murphy Archibald, bratanek Blounta84.
We wrześniu Bush złożył wniosek o przeniesienie, choć nie na stanowisko związane z lataniem, ze swojej jednostki rezerwy w Houston do 187. Grupy Rozpoznania Taktycznego w Montgomery. Został on pozytywnie rozpatrzony, ale nie ma dokumentów wskazujących, aby George W. kiedykolwiek stawił się tam do służby. Dowodzący 187. Grupą pułkownik William Turnipseed powiedział Boston Globe: „Jestem absolutnie pewien, że się nie zjawił. Gdyby się stawił, to na pewno coś bym zapamiętał, a nie pamiętam. Byłem wcześniej w Teksasie, odbywałem tam szkolenie lotnicze. Zapamiętałbym, gdybyśmy mieli u siebie porucznika z Teksasu”85. Pomijając zgodę na przeniesienie do 187. Grupy, ani w dokumentach Gwardii Narodowej Teksasu, ani Alabamy, nie ma żadnej wzmianki, by George W. Bush stawił się w 1972 r. do służby.
W listopadzie Nixon zdobył w Alabamie 72% głosów, natomiast Sparkman rozniósł Blounta z prawie tak samo dużą przewagą. Podział zwycięstw wyborczych pomiędzy obie partie stał się na Południu dość częstym zjawiskiem. Po wyborach George W. wrócił do Houston, ale i w tym okresie nie odnotowano, aby stawił się w Siłach Powietrznych Gwardii Narodowej Teksasu, choć powinien to uczynić. W rocznym raporcie efektywności za okres 1 maja 1972 - 30 kwietnia 1973 r. jego dowódca podpułkownik William D. Harris napisał: „W okresie ujętym w raporcie porucznika Busha nie odnotowano w tej jednostce”86.
Po jesiennej reelekcji prezydent Nixon poprosił George’a H.W. Busha, żeby opuścił stanowisko przy ONZ, na którym poczynał sobie bardzo umiejętnie, i objął funkcję przewodniczącego Komisji Krajowej Partii Republikańskiej w Waszyngtonie. Afera Watergate nabierała właśnie rozmachu i Nixon potrzebował na czele partii świeżej twarzy. Poppy i Barbara przenieśli się do stolicy, a na Boże Narodzenie dołączyły do nich dzieci. Pewnego wieczoru 26-letni wówczas George W. zabrał młodszego o 10 lat brata Marvina w odwiedziny do Allisonów, którzy również mieszkali w Waszyngtonie. Nie obyło się bez świątecznych toastów, więc obaj szybko się upili. George W. nieodpowiedzialnie usiadł za kółkiem i zanim udało mu się skręcić na podjazd domu rodziców, przewrócił kosz na śmieci sąsiada. Wtoczył się do domu, był zalany i hałaśliwy. Gdy Poppy urządził mu połajankę, George W. wyzwał go na pojedynek. „Chcesz iść jeden na jednego tu i teraz?”87.
Emocje wkrótce opadły, ale Poppy zrozumiał, że syn potrzebuje pomocy. Przyjaciele Bushów wspominali, że rodzina nie kryła rozczarowania George’em. „Pamiętam, jak staruszek mówił, że nie sądzi, aby młody George wziął się kiedyś w garść”, powiedział felietonista Cody Shearer88. Poppy zainterweniował już po raz trzeci, odkąd George skończył Yale. Tym razem zadzwonił do Johna White’a, byłego skrzydłowego mistrza AFL Houston Oilers. White i jego kolega z drużyny legendarny Ernie Ladd uruchomili w Houston program pomocy dla chłopców z biedniejszych rodzin. Organizacja, znana jako PULL (Professional United Leadership League) sprowadzała czołowych sportowców do gorszych dzielnic miasta, żeby dawali wzór dla kolorowych dzieciaków. George H.W. zebrał dla PULL wiele pieniędzy, a w 1973 r. pełnił funkcję honorowego przewodniczącego organizacji. „John White był dobrym przyjacielem [George’a H.W.] Busha. Powiedział nam, że ojciec chce, aby George W. zobaczył, jak wygląda druga strona medalu życia. Spytał Johna, czy nie mógłby go umieścić w programie”, stwierdził Muriel Henderson, starszy wychowawca w PULL89.
Młodszy Bush rozpoczął pracę w PULL w styczniu 1973 r. i spędził w organizacji siedem miesięcy. Został rzucony w samo serce czarnych dzielnic Houston i codziennie pracował z dziećmi poniżej 17 roku życia ze środowisk nieuprzywilejowanych. Wiele lat później napisał: „Dzięki tej posadzie ujrzałem świat, którego nie widziałem nigdy wcześniej. Było to tragiczne, przygnębiające, a zarazem podnoszące na duchu doznanie. Zobaczyłem nędzę (…). Widziałem dzieci, które nie potrafiły czytać i miały ogromne zaległości w edukacji. Widziałem też dobrych, uczciwych ludzi, pracujących, aby pomóc dzieciom wyrwać się z tego koszmarnego środowiska”90. Wszyscy są zgodni, że George W. spisał się w tej roli w sposób godny szacunku. „Był naprawdę świetnym gościem. Każdy biały, który pokazywał się na McGowen Street, musiał się liczyć z trudnymi sytuacjami (…), ale on dobrze sobie z nimi radził. Miał dobre podejście do ludzi. Nie chcieli, żeby odchodził”, wspominał Ernie Ladd91.
Rozmaici autorzy, w tym Kevin Phillips, sugerowali, że George W. trafił do PULL, bo Poppy wynegocjował swego rodzaju ugodę z przychylnym mu magistratem Houston92. Ustalono, że zamiast zarzutów za posiadanie narkotyków George podejmie prace społeczne w getcie. Siedziba PULL mieściła się w budynku biur kuratora zwolnień warunkowych hrabstwa Harris (Houston) i według Althii Turner, asystentki Johna White’a ds. administracyjnych, „George musiał się zapisać i pracować. Pamiętam jego niedbały podpis. Ale nie był pracownikiem. Nie był też wolontariuszem. John [White] powiedział, że musi pilnować godzin George’a, gdyż ten musi przepracować ich wiele, bo wpadł w tarapaty”93. Fred Maura, bliski przyjaciel White’a, w 2004 r. potwierdził tę wersję dla agencji informacyjnej Knight Ridder. „John nie powiedział, w jakich tarapatach znalazł się [prezydent numer – przyp. tłum.] 43; powiedział tylko, że coś zrobił i on [John] dogadał się, że przyjmie go w ramach przysługi dla 41 [tzn. George H.W. Bush], żeby zdobyć trochę funduszy”94.
Wiosną 1973 r. George W. dowiedział się, że został przyjęty do Szkoły Biznesu Harvardu. Jego rocznik miał rozpocząć naukę we wrześniu. Bush złożył podanie na tę uczelnię w normalnym trybie, jeszcze przed Bożym Narodzeniem, ale nie poinformował o tym rodziców. Na początku lat 70. Szkoła Biznesu Harvardu przyjmowała zaledwie co czwartego kandydata, więc nie chciał najeść się wstydu, gdyby został odrzucony. Zanim odpowiedział Harvardowi, przedyskutował sprawę z Johnem White’em, który stał się dla niego kimś w rodzaju mentora. „John zachęcał mnie, żebym poszedł na studia – wspominał Bush. – Jeżeli naprawdę zależy ci na tych dzieciakach, a tak sądzę [powiedział White], to jedź, zdobądź wiedzę i potem naprawdę będziesz mógł pomóc”95.
Przed wpisaniem się w poczet studentów Harvardu we wrześniu 1973 r. Bush złożył wniosek o zwolnienie z Sił Powietrznych Gwardii Narodowej Teksasu. Został on przyjęty 18 września i miesiąc później Busha zwolniono ze służby z honorami. Nie ma dowodów wskazujących, że w tym przypadku został potraktowany w uprzywilejowany sposób. Z drugiej strony nie ma też dowodów, że wypełnił regulaminowy obowiązek sześcioletniej służby w aktywnej Rezerwie.
George W. Bush wniósł do Cambridge tę samą zawadiacką pewność siebie, którą wcześniej przejawiał w New Haven. „Starał się wymyślić, co dalej robić ze swoim życiem. Trafił tam, żeby się przygotować. Ale nie wiedział jeszcze do czego”, stwierdził kolega z roku Al Hubbard96. Bush z przyzwyczajenia chodził na zajęcia w kowbojskich butach i kurtce-pilotce, a mieszkał poza kampusem, w jednopokojowej kawalerce nieopodal Central Square w Cambridge (w pobliżu MIT). Wykładowcy zapamiętali go jako bezpretensjonalnego, umiarkowanie dobrego, ale nieustatkowanego studenta97. Profesor Yoshi Tsurumi wspominał, że George W. był wyjątkowo zawzięty w swoich poglądach. „Nie miało to nic wspólnego z polityką. Większość studentów biznesu to konserwatyści, [lecz] w przeciwieństwie do większości roku George Bush roztaczał aurę całkowitego braku współczucia, nie miał wyczucia historii. Wyróżniał się nawet na tle republikanów. Nie wstydził się swoich poglądów i właśnie dlatego reszta roku zaczęła traktować go jak clowna (…). Nie twierdzę, że był głupi, ale po prostu rozpieszczony i niezdyscyplinowany”98.
George W. nie miał na Harvardzie wybitnych osiągnięć. „Odbył 53 rozmowy o pracę w firmach z listy Fortune 500”, ale nie dostał pracy – powiedział inny absolwent Harvardu Bill White. „Jest jedynym znanym mi absolwentem Szkoły Biznesu Harvardu, który ją ukończył i nie znalazł cholernej pracy”99.