FDR. Franklin Delano Roosevelt - Jean Edward Smith - ebook

FDR. Franklin Delano Roosevelt ebook

Jean Edward Smith

4,0

Opis

Pierwsza biografia w języku polskim jednej z najwybitniejszych postaci XX wieku Franklina Delano Roosevelta.

 

 

BESTSELLER W USA

„Wzorowa biografia prezydenta … Nareszcie otrzymaliśmy biografię godną tego człowieka”,

Jonathan Yardley, The Washington Post Book World

 

Jeden z najlepszych biografów naszych czasów napisał nowoczesną, wszechstronną i naprawdę wyczerpującą książkę o imponującym życiu Franklina Delano Roosevelta. Jean Edward Smith połączył w tym znakomitym dziele współczesny dorobek naukowy oraz szeroki wachlarz materiałów źródłowych z epoki, oddając w nasze ręce wciągającą historię jednego z największych prezydentów w dziejach Ameryki.

 

To portret namalowany szerokimi pociągnięciami pędzla, ale i bardzo szczegółowy. Możemy zobaczyć w jaki sposób niezmordowana energia Roosevelta, jego ostry intelekt, osobisty magnetyzm i naturalna zdolność roztaczania wokół siebie uroku, pozwoliły mu sprostać niezliczonym wyzwaniom, wobec których stawał przez całe życie. Smith przypomina walkę FDR z polio oraz niepełnosprawnością, a także jak doświadczenia te pomogły mu wykuć determinację, dzięki której opanował ekonomiczny zamęt wielkiego kryzysu i powstrzymał wojenne zagrożenie ze strony totalitaryzmu. Opisuje również, z bezprecedensową bezstronnością i wyczuciem, życie prywatne FDR. Smith poświęca wiele uwagi czterem kobietom, które ukształtowały jego osobowość i pomogły budować jego światopogląd: matce, Sarze Delano Roosevelt, kobiecie onieśmielającej, ale przy tym czułej i zawsze pomocnej; jego żonie Eleanor, której rady i przywiązanie w dużej mierze przyczyniły się do publicznych i osobistych sukcesów FDR; Lucy Mercer, czyli miłości życia Roosevelta; a także Missy LeHand, jego wieloletniej sekretarce, towarzyszce i powierniczce, której uwielbienie dla szefa nie miało granic.

 

Smith z otwartą przyłbicą i przenikliwością zmaga się również z licznymi błędami oraz pomyłkami publicznej kariery Roosevelta, w tym z jego katastrofalną próbą przebudowy sądownictwa; godnym pożałowania internowaniu Amerykanów japońskiego pochodzenia; a także z jego sporadycznymi nadużyciami władzy. Ponadto autor przedstawia rozsądną i wyważoną ocenę reakcji Roosevelta na Holokaust, zwracając uwagę na jej przełomowe momenty oraz niedociągnięcia.

 

Podsumowując spuściznę Roosevelta, Jean Smith stwierdza, że FDR, bardziej niż ktokolwiek inny, zmienił relację pomiędzy narodem amerykańskim a jego rządem. To właśnie on zrewolucjonizował sztukę prowadzenia kampanii wyborczych i wykorzystał bujnie rozwijające się mass-media do zjednywania sobie publicznego poparcia oraz uśmierzania publicznych lęków. Jednak co ważniejsze, Smith przedstawia nam najwyraźniejszy jak dotąd obraz przemiany wręcz „wzorcowego” arystokraty ze znamienitego rodu, człowieka, który nigdy nie musiał zaprzątać sobie głowy pracą zarobkową, w prezydenta zwykłych ludzi. W efekcie powstało wspaniałe dzieło zapewniające świeże spojrzenie i wyciągające istotne wnioski odnośnie mężczyzny, którego losy są powszechnie znane, ale nie zawsze rozumiane. FDR, książka napisana zarówno dla szerokiego grona odbiorców, jak i naukowców, to w każdym elemencie porywająca biografia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 1679

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Abu-Dalzim

Dobrze spędzony czas

Książka jest bardzo długa ale czyta się szybko z powodu tysięcy przypisów, które stanowią 20% całej objętości. Prezentuje mniej znane oblicze FDR. Są tu wyczerpujące czytelnika opisu krajowej polityki USA praktycznie nieznane w naszym kraju. Okres II wojny światowej jest potraktowany dość skrótowo może po za okolicznościami wybuchu wojny na Pacyfiku.
00

Popularność




Copyright © 2007 by Jean Edward Smith

Tytuł oryginału

FDR

All rights reserved.

© Copyright for Polish Edition

Wydawnictwo Napoleon V

Oświęcim 2017

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Tłumaczenie:

Mateusz Grzywa

Redakcja:

Barbara Marszałek

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Dystrybucja: ATENEUM www.ateneum.net.pl

Pełna lista wydanych publikacji i sprzedaż detaliczna:

www.napoleonv.pl

Numer ISBN: 978-83-7889-622-7

Skład wersji elektronicznej:

Kamil Raczyński

konwersja.virtualo.pl

Pamięci moich rodziców

Eddyth i Jeana – dumy Missisipijczyków,

oddanych Franklinowi Rooseveltowi

PODNIÓSŁ SIĘ Z WÓZKA,

BY PODNIEŚĆ NARÓD Z KOLAN

Smith z otwartą przyłbicą i przenikliwością zmaga się również z licznymi błędami oraz pomyłkami publicznej kariery Roosevelta, w tym z jego katastrofalną próbą przebudowy sądownictwa; godnym pożałowania internowaniem Amerykanów japońskiego pochodzenia; a także z jego sporadycznymi nadużyciami władzy. Ponadto autor przedstawia rozsądną i wyważoną ocenę reakcji Roosevelta na Holokaust, zwracając uwagę na jej przełomowe momenty oraz niedociągnięcia.

Podsumowując spuściznę Roosevelta, Jean Smith stwierdza, że FDR, bardziej niż ktokolwiek inny, zmienił relację pomiędzy narodem amerykańskim a jego rządem. To właśnie on zrewolucjonizował sztukę prowadzenia kampanii wyborczych i wykorzystał bujnie rozwijające się mass-media do zjednywania sobie publicznego poparcia oraz uśmierzania publicznych lęków. Jednak co ważniejsze, Smith przedstawia nam najwyraźniejszy jak dotąd obraz przemiany wręcz „wzorcowego” arystokraty ze znamienitego rodu, człowieka, który nigdy nie musiał zaprzątać sobie głowy pracą zarobkową, w prezydenta zwykłych ludzi. W efekcie powstało wspaniałe dzieło zapewniające świeże spojrzenie i wyciągające istotne wnioski odnośnie mężczyzny, którego losy są powszechnie znane, ale nie zawsze rozumiane. FDR, książka napisana zarówno dla szerokiego grona odbiorców, jak i naukowców, to w każdym elemencie porywająca biografia.

PRZEDMOWA

Historię Ameryki zdominowało trzech prezydentów: George Washington, który założył państwo; Abraham Lincoln, który obronił jego istnienie i Franklin Delano Roosevelt, który ocalił je przed gospodarczym upadkiem, a następnie poprowadził do triumfu w największej wojnie w dziejach. Wybrany na bezprecedensowe cztery kadencje, Roosevelt okazał się najbardziej utalentowanym amerykańskim mężem stanu w XX wieku. Kiedy obejmował urząd w 1933 r., jedna trzecia narodu nie miała pracy. Rolnictwo było pogrążone w nędzy. Fabryki nie pracowały, przedsiębiorstwa zamykały swe podwoje, a system bankowy chwiał się na skraju przepaści. Tuż pod powierzchnią panowała przemoc. Administracja Hoovera posłużyła się czołgami i gazem łzawiącym, żeby pozbyć się z Waszyngtonu umęczonych resztek weteranów I wojny światowej (tzw. „Bonus Marchers”), ale poza tym krokiem wydawała się niezdolna do jakiejkolwiek reakcji na kryzys.

Roosevelt wykorzystał szansę. Zelektryzował naród przemówieniem inauguracyjnym („Jedyne czego powinniśmy się bać, to sam strach”), które stoi w jednym szeregu z drugim przemówieniem inauguracyjnym Lincolna, ogłosił przerwę w działaniu krajowych banków, która miała przywrócić zaufanie do tych instytucji, i wywołał prawdziwą ulewę inicjatyw prawodawczych, która miała postawić państwo z powrotem na nogi. Pod energicznym przywództwem FDR rząd stał się aktywnym uczestnikiem życia gospodarczego kraju. Co jednak ważniejsze, przywrócił USA pewność siebie. Roosevelt zrewolucjonizował sztukę prowadzenia kampanii wyborczych, tchnął nowe życie w Partię Demokratyczną i wykreował nową narodową większość, która objęła uprzednio zepchniętych na ubocze. Dzięki jego pogadankom przy kominku urząd prezydenta zagościł w każdym salonie Ameryki. A co być może jeszcze bardziej nadzwyczajne, uczynił to wszystko sparaliżowany od pasa w dół. Przez ostatnie dwadzieścia trzy lata życia Franklin Roosevelt nie potrafił samodzielnie stać.

Literatura na temat epoki Roosevelta jest niezwykle bogata. Praktycznie rzecz biorąc, wszyscy ważniejsi uczestnicy tych wydarzeń pozostawili po sobie wspomnienia, naukowcy zapełnili biblioteczne regały opracowaniami, a najpłodniejsi pisarze Ameryki brali na warsztat New Deal, II wojnę światową oraz wielkie postacie, które dominowały w amerykańskim życiu politycznym lat 30. i 40. Biografii Franklina Roosevelta jest niewiele mniej niż Washingtona czy Lincolna i o prezydencie powiedziano już niemal wszystko. Prace te są łatwo dostępne dla studentów historii, jednakże rzadko sięga po nie szerokie grono odbiorców. W ostatnich latach popularne spojrzenie na te czasy było kształtowane przez biografie mniej znaczących figur – Trumana, MacArthura, Eisenhowera, licznych Kennedych. Grzebanie w życiorysie Eleanor Roosevelt stało się czymś w rodzaju pracy chałupniczej. W rezultacie sam Roosevelt nabrał cech postaci mitycznej, niewyraźnie majaczącej w mgle przeszłości.

Biograf staje przed wyzwaniem objaśnienia w jaki sposób ten „arystokrata” znad rzeki Hudson, syn warstwy uprzywilejowanej, który nigdy nie musiał przejmować się pensją, stał się ulubieńcem prostych ludzi. Odpowiedzi najczęściej dają do zrozumienia, że Roosevelta zmieniło nieszczęście polio. Pokonując przeciwności dokładnie przyjrzał się naturze cierpienia i odnalazł nowe źródła własnej siły. To niewątpliwie prawda, ale odpowiedź musi być bardziej dalekosiężna. Walka z polio zaprowadziła FDR do Warm Springs w Georgii. Przebywając tam rok po roku, był wystawiony na brutalne realia wiejskiej biedy. Wszędzie dookoła widział ciężko pracujących ludzi, którzy „mieszkali w złych warunkach, byli źle odziani i źle odżywieni”. Jego patrycjuszowskie instynkty zbuntowały się i zaczął formułować pomysły ekonomiczne, które zrodziły owoc w postaci New Deal. Gdy uderzył wielki kryzys, FDR był gubernatorem stanu New York i jako jedyny szef stanowej władzy wykonawczej w kraju podjął rozwinięte na dużą skalę wysiłki oferowania pomocy. „Nowoczesne społeczeństwo, działające poprzez swoje władze”, powiedział, „jest winne niezłomnego zobowiązania zapobiegania głodowi oraz straszliwym innym niedostatkom mężczyzn i kobiet, którzy próbują się utrzymać, ale nie są w stanie”.

Roosevelt miał zbyt duży talent, żeby dać się skrępować okolicznościom swych narodzin. Jego poświęcenie karierze oraz przekonanie, że jest mężem opatrznościowym zdecydowanie przeważały nad lojalnością plemienną. Konserwatysta społeczny z instynktu i wychowania, zrobił więcej dla stosunków pomiędzy prostym obywatelem a rządem niż jakikolwiek inny Amerykanin. Ponadto ukształtował nasze pojęcie nowoczesnej prezydentury. W tym sensie był całkiem naturalny. Nie był szczególnie utalentowany w żadnej dziedzinie poza polityką. Ale w polityce nie miał sobie równych.

Roosevelt znał Partię Demokratyczną lepiej niż ktokolwiek inny. Powiadano, że mógł narysować na mapie dowolną linię łączącą Wschodnie Wybrzeże z Zachodnim i wymienić wszystkie przecinane przez nią hrabstwa. W większości hrabstw znał przywódcę Demokratów, a także jednego czy dwóch urzędników. I trzymał ścisłą kuratelę nad mianowaniami partyjnymi. Gdy przydzielał komuś urząd, to była to nie tylko nagroda, ale również sposób dokooptowania. Na swojego pierwszego sekretarza wojny wybrał izolacjonistę z Utah, George’a Derna. Na sekretarza stanu senatora-konserwatystę z Tennessee Cordella Hulla – był on ostatnią deską ratunku chroniącą administrację przed atakami ze strony „prostackich” prawodawców. Jego wiceprezydent, nie wylewający za kołnierz John Nance Garner z Teksasu, były spiker Izby Reprezentantów, umocnił poparcie południa. Chcąc znaleźć pieniądze na Spółkę Odbudowy Finansów, FDR postawił na konserwatywnego bankiera z Teksasu Jessego Jonesa. Gdy powstała Komisja Papierów Wartościowych i Giełd, postawił na jej czele Josepha Kennedy’ego. „Trzeba złodzieja, żeby złapać złodzieja”, zaśmiewał się wówczas Washington Post.

Styl władzy FDR był legendarną mieszanką bezpośredniej delegacji, schematycznej odpowiedzialności, makiawelicznej przebiegłości i chytrych podstępów. James MacGregor Burn nazwał go lwem i lisem. Frances Perkins, wieloletnia sekretarz pracy FDR, powiedziała, że był „najbardziej skomplikowaną istotą ludzką, jaką znałam”. Najważniejsze decyzje pozostawiał we własnych rękach, nie zdradzał jakie dzierży karty i cieszył się konsternacją przeciwników, gdy jego machinacje w końcu wychodziły na jaw. „Jestem żonglerem”, powiedział sekretarzowi skarbu Henry’emu Morgenthauowi Jr., „nigdy nie dopuszczam, aby prawa ręka wiedziała, co czyni lewa”. Czasami przesadzał. Jego błędny projekt „upakowania sądu” z 1937 r. przyniósł bardzo niekorzystne skutki, podobnie jak nieprzemyślana interwencja w demokratyczne prawybory rok później. Popełniał błędy. Niektóre katastrofalne, jak decyzja z 1937 r. o obcięciu wydatków federalnych, która doprowadziła do „recesji Roosevelta” z lat 1938-1939.

Roosevelt oczekiwał, że członkowie gabinetu będą sami prowadzili własne przedstawienia, ale nie wahał się wkraczać na scenę, gdy jakaś sprawa szczególnie go interesowała. W dużej mierze kierował dyplomacją państwa poprzez podsekretarza stanu Sumnera Wellesa, również absolwenta Groton, nierzadko ignorując sekretarza Hulla. Marynarką wojenną zarządzał rękami szefa operacji morskich, admirała Williama D. Leahy’ego, który był dowódcą jachtu FDR, gdy ten sprawował funkcję asystenta sekretarza marynarki. Gdy w 1934 r. postanowił zastąpić Douglasa MacArthura na stanowisku szefa sztabu armii, wysłał generała na objazd inspekcyjny na Hawaje, a kiedy ten był w trasie, ogłosił wybór jego następcy.

Roosevelt ogromnie cieszył się swoją prezydenturą. Jego prężna energia oraz niezłomny optymizm udzielały się wszystkim, których spotykał. Po pozbawionym blasku Warrenie G. Hardingu, zimnym Coolidge’u i napuszonym Herbercie Hooverze, wydawał się powiewem świeżego powietrza w Białym Domu. Jego wiara we własne siły była dokładnie tym, czego potrzebował wówczas kraj. Żaden prezydent, z wyjątkiem może Ronalda Reagana (który czterokrotnie głosował na Roosevelta), nie przejawiał tak pogodnej pewności, że cokolwiek się stanie, wszystko się dobrze ułoży. „Wskaż metodę i ją wypróbuj”, rzekł kiedyś. „Jeżeli zawiedzie, przyznaj to i spróbuj następnej. Ale przede wszystkim, próbuj”. Zabezpieczenia społeczne, zasiłki dla bezrobotnych, regulacje giełdowe, federalne gwarancje depozytów bankowych, ustawy dotyczące wysokości pensji i czasu pracy, prawo pracowników do negocjacji zbiorowych, subsydiowanie cen płodów rolnych, elektryfikacja wsi – wszystko to dziś wydaje się nam oczywiste – ale nie istniało przed FDR.

Roosevelt był lepiej przygotowany do pełnienia funkcji naczelnego wodza niż wszyscy jego poprzednicy z wyjątkiem Washingtona i Granta. Przez osiem lat rządów Woodrowa Wilsona był człowiekiem numer dwa w Departamencie Marynarki Wojennej. Rozumiał jak funkcjonują poszczególne rodzaje sił zbrojnych i nie wahał się egzekwować swej prezydenckiej władzy. Gdy w 1939 r. nad światem zebrały się ciemne chmury wojny, pominął starsze kierownictwo Armii i mianował na szefa sztabu George’a C. Marshalla. Kiedy w 1940 r. napięcie wzrosło, sięgnął do Partii Republikańskiej i wybrał budzącego postrach Henry’ego L. Stimsona na sekretarza wojny, a Franka Knoxa z Chicago Daily News, w 1936 r. współkandydata Alfa Landona, na sekretarza marynarki. Gdy nadeszła wojna zwrócił się do zaprawionego w boju admirała Ernesta J. Kinga, aby stanął na czele floty, i wezwał ponownie do służby admirała Williama Leahy’ego, na stanowisko osobistego szefa sztabu. Jeżeli chodzi o zarządzanie zamówieniami wojskowymi, naturalnym wyborem zdawali się przedstawiciele wojsk inżynieryjnych Armii, którzy blisko współpracowali z Harrym Hopkinsem i Administracją Postępu Pracy: Brehon Somervell i Lucius Clay.

Roosevelt delikatnie popychał kraj ku wojnie. Naciskał na przeforsowanie Lend-Lease Act (ang. umowa pożyczki-dzierżawy), aby zapewnić pomoc poturbowanej Wielkiej Brytanii, przywrócenie poboru (jego przedłużenie zostało przegłosowane jednym głosem w Izbie Reprezentantów) i, prawdopodobnie naruszając Konstytucję (a bez wątpienia wbrew ustawie), wymienienie z Londynem pięćdziesięciu niszczycieli na prawa bazowania w zachodniej hemisferze. Za to na pewno nie dopuścił „po cichu” do japońskiego uderzenia na Pearl Harbor.

W 1941 r. Roosevelt nie poświęcił wystarczająco dużej uwagi pogarszającej się sytuacji na Pacyfiku; dał swoim podwładnym-jastrzębiom zbyt wiele swobody i zniweczył szansę spotkania na szczycie z premierem Japonii. Administracja zdawała sobie sprawę, że Japonia może zaatakować w grudniu 1941 r., ale nie spodziewała się, że cios spadnie na Pearl Harbor, bazę, która według sił zbrojnych była nie do ruszenia.

FDR można krytykować za wiele kwestii. Ignorował segregację rasową, nie palił się do udzielenia pomocy ofiarom faszyzmu, podchodził dość swobodnie do ochrony praw obywatelskich podczas wojny. Niemniej nie ma absolutnie żadnych dowodów, że był w jakikolwiek sposób uwikłany w wydarzenia z 7 grudnia 1941 roku.

Wojenne przywództwo Roosevelta przypominało Lincolna. Jak w 1933 r., gdy przywrócił narodowi pewność siebie. Kiedy FDR trzymał ręce na sterach, Stany Zjednoczone stały się „arsenałem demokracji”. Wielka Brytania została ocalona przed klęską, Związek Radziecki otrzymał potrzebne mu materiały wojenne, a w 1943 r. amerykańskie siły zbrojne przeszły do ofensywy. Wojenna dyplomacja prezydenta utorowała drogę do pokonania Osi i ustanowienia ładu światowego opartego na rządach prawa. Jego stosunki z Winstonem Churchillem i Józefem Stalinem sugerują, że uprawiał sztukę rządzenia w najlepszym wydaniu. Z drugiej strony Charlesa de Gaulle’a traktował w sposób irytujący, co nadal negatywnie wpływa na stosunki amerykańsko-francuskie. Należy również uczciwie stwierdzić, że FDR nie pojmował w całej rozciągłości jakie trudności sprawi powstrzymywanie komunizmu w powojennej Europie, a także zakresu zmian zachodzących w Chinach. Gdy rozpoczynała się II wojna światowa, USA były trzeciorzędnym mocarstwem wojskowym, gdy dobiegła końca, były już najpotężniejszym państwem w dziejach.

Osobiste życie Roosevelta zostało przysłonięte jego wielkimi osiągnięciami. Wieczorna „dziecięca godzina”, kiedy to prezydent mieszał martini dla swoich gości, partie pokera z druhami z gabinetu, cotygodniowe pobyty na prezydenckim jachcie, Potomacu, a także prywatne relacje z rodziną i przyjaciółmi, wymagają szerszego opisu. Roosevelt w pełni cieszył się życiem, a jego rozbuchany optymizm nigdy nie tracił na sile.

Nie można zapomnieć o czterech kobietach, które odegrały kluczową rolę w życiu FDR: o jego matce, Sarze; o kobiecie, którą kochał, Lucy Mercer; o kobiecie, która kochała jego, Missy LeHand; oraz o jego żonie, Eleanor. Gdy ta w 1918 r. odkryła jego romans z Lucy ich stosunek stał się bardziej zawodowy niż osobisty – zgodnie ze słowami ich syna Jamesa, zapanował między nimi zbrojny rozejm. Nie rozeszli się z wielu powodów, a Eleanor sama wyrosła na narodową osobistość. Niemniej jej wpływ na życie prezydenta był marginalny. Obracała się w innych kręgach niż FDR, każde miało odrębne otoczenie, a ich ścieżki przecinały się jedynie na szczeblu formalnym. Piszę to jako niespeszony wielbiciel pani Roosevelt. Została zasłużenie „wyniesiona na ołtarze” za to, co sobą reprezentowała, ale umyka nam fakt, że w latach 30. i 40. była dla prezydenta politycznym ciężarem. FDR, nie potrzebował pomocy wśród wyborców liberalnych i mniejszości, a właśnie w tych kręgach Eleanor cieszyła się największym poważaniem; potrzebował głosów białego Południa, Środkowego-Zachodu, Wielkich Równin, gdzie wielu odsądzało ją od czci i wiary. Eleanor Roosevelt to prawdziwie wielka Amerykanka również dlatego, że pewnie chwytała odpowiedzialność za własne życie i nie dawała sobą sterować. Natomiast rozkwitła dopiero po śmierci prezydenta.

Najważniejszą postacią w życiu Roosevelta była jego matka Sara. Jako jedynak Franklin dorastał w cieple i bezpieczeństwie niczym nie rozpraszanego, matczynego oddania. Sara go uformowała, wspierała i przekazała mu niewzruszoną pewność siebie, która cechował jego prezydenturę. Siedmiu z jej przodków dopłynęło do Ameryki na pokładzie Mayflower. W przeciwieństwie do statecznych Rooseveltów znad rzeki Hudson, Delano byli zuchwałymi kapitanami morskimi, światowymi kupcami i ryzykantami. Jej ojciec, Warren Delano, w latach 40. XIX wieku zbił fortunę w Chinach eksportując herbatę, a następnie znacznie większą w latach 60., gdy handlował opium. Sara przez dwa lata mieszkała w Chinach, odebrała wykształcenie we Francji i Niemczech, a gdy była młoda, o jej względy wytrwale zabiegali najbardziej pożądani nowojorscy kawalerowie, a wśród nich niepowstrzymany Stanford White. Jak zauważył jeden z jej przyjaciół, „miała dar wypowiadania właściwych słów we właściwym czasie, i mogła to robić w kilku językach”. Sara sławiła dziedzictwo swej rodziny i ukształtowała FDR w tej tradycji. „Mój syn Franklin to Delano”, mawiała często. „Zupełnie nie jest Rooseveltem”.

Sara trzymała ręce na rodzinnej szkatule. Hojnie pomagała Franklinowi, obdarowała jego i Eleanor elegancką miejską posiadłością w Nowym Jorku, (którą obsadziła służbą i umeblowała) przerobiła i powiększyła rezydencję w Hyde Park, ażeby ta pasowała do politycznych ambicji syna, a gdy w 1918 r. Franklin myślał o porzuceniu Eleanor dla Lucy, dokonała rozstrzygającej interwencji na rzecz zachowania małżeństwa. Dzięki bogactwie Sary Franklin nie musiał zarabiać na życie i mógł pozwolić sobie na luksus rozwijania kariery politycznej pozbawionej finansowych trosk. „Wydawało się, że nic nigdy nie zakłóca tej głębokiej, fundamentalnej miłości, jaką do siebie mieli”, powiedziała kiedyś Eleanor1.

Podobnie jak Sarze, dostatecznej uwagi nie poświęcono także Lucy Mercer. „Zakochał się w niej każdy mężczyzna, który kiedykolwiek ją poznał”, napisał Jonathan Daniels, pilny obserwator waszyngtońskiej sceny towarzyskiej. Lucy była wszystkim, czym nie była Eleanor. Piękna, ciepła, czuła, okazywała Franklinowi zainteresowanie, którego pragnął. Jej głos przypominał „czarny jedwab”, a dzięki nieskazitelnym manierom była najmilszą słuchaczką. Matka Lucy została swego czasu nazwana przez Washington Mirror „zdecydowanie najpiękniejszą kobietą waszyngtońskiej socjety”, a jej ojciec, założyciel Chevy Chase Country Club, wywodził się od Cahrlesa Carrolla z Carrollton, jednego z sygnatariuszy Deklaracji Niepodległości. Jej rodzina popadła w tarapaty, a gdy w 1914 r. spotkała Franklina, Lucy pracowała w sekretariacie społecznym Eleanor. Relacja FDR i Lucy kwitła powoli. Latem 1917 r., gdy Eleanor przebywała na Campobello, zagościli na liście waszyngtońskich plotek. Alice Roosevelt Longworth, córka Theodore’a Roosevelta (i zarazem kuzynka Eleanor) o bardzo ciętym języku, sprzyjała romansowi i czasami zapraszała parę na kolację. Powiadano, że mówiła „Franklin zasługuje na rozrywkę (…). Ożenił się z Eleanor”.

Romans zakończył się w roku 1918, lecz Lucy i Franklin pozostali sobie bliscy do końca życia prezydenta. Ukradkiem uczestniczyła we wszystkich jego zaprzysiężeniach, siedząc w zamkniętej limuzynie podstawionej przez Secret Service, w latach 40. często spotykała się z FDR i była przy nim, gdy zmarł w Warm Springs.

Missy (Marguerite) LeHand, nierzucająca się w oczy, lecz kompetentna, atrakcyjna młoda kobieta w wieku 23 lat dołączyła do zespołu FDR podczas jego kampanii wiceprezydenckiej w 1920 r. i pozostała u jego boku do czasu, gdy w czerwcu 1941 r. doznała wyniszczającego wylewu. Nie była jedyną osobistą sekretarką Roosevelta („F.D.” jak ona, i tylko ona, zwracała się do niego), ale była jego wierną towarzyszką i pomocnicą – zastępczynią zarówno Eleanor, jak i Lucy. Gdy w latach 20. Roosevelt całym miesiącami żeglował u brzegów Florydy dla odzyskania zdrowia, towarzyszyła mu właśnie Missy. To ona, a nie Eleanor, udała się z nim do Warm Springs; to ona stała na czele jego biura; to ona pełniła rolę gospodyni, gdy FDR przyjmował gości. Ani Eleanor, ani Sara nie sprzeciwiały się temu układowi, a przyjaciele Roosevelta mieli go za coś naturalnego. Missy była po uszy zakochana w FDR, a prezydent, jeżeli nawet nie odwzajemniał tego uczucia, to bez dwóch zdań przedkładał jej towarzystwo nad obecność innych. Zmarła nie wiedząc, że prezydent, w podzięce za poświęcenie, uczynił ją spadkobierczynią połowy swego majątku2.

W sześćdziesiąt lat po jego śmierci, najwyższy czas ponownie spojrzeć na Roosevelta. Wielki kryzys, New Deal, II wojna światowa powoli zacierają się w pamięci. Ledwie pamięta się w jak wielkim niebezpieczeństwie były wówczas Stany Zjednoczone. Narodowe poświęcenie zostało zapomniane. Tym bardziej należy przypomnieć pogodnego mężczyznę, który nie mógł chodzić, który nie potrafił samodzielnie stać, lecz który pozostawał niezachwianie pewny siebie, gdy prowadził kraj w dostatnią, pokojową przyszłość.

Jean Edward Smith

Huntington, Wirginia Zachodnia

1 Podobną rolę, jaką Sara u boku Franklina odgrywała współczesna jej pani MacArthur wobec syna Douglasa. Badacze historii wojskowości doskonale wiedzą, że gdy Douglas był kadetem w West Point, pani MacArthur wynajęła w okolicy mieszkanie, aby być blisko syna. Mniej znany pozostaje fakt, że podczas dwóch lat FDR na Harvardzie, Sara, z tego samego powodu, zajęła mieszkanie w Bostonie.

2 Testament FDR, datowany na 12 listopada 1941 r., przewidywał, że jego dokumenty, własność osobista (obrazy, porcelana, meble, srebra) i dom w Hyde Park mają zostać przekazane rządowi Stanów Zjednoczonych. Jeżeli chodzi o jego majątek (inwestycje, ziemia, spuścizna po Sarze), połowa dochodów miała być wypłacana Eleanor, a druga połowa Missy, pozostałe interesy miały przypaść wnukom i prawnukom. Missy zmarła w lipcu 1944 r. i nie skorzystała na zapisie prezydenta, lecz testament nigdy nie został poprawiony. Po potwierdzeniu jego autentyczności i upublicznieniu w czerwcu 1945 r., prasa drobiazgowo opisywała finansowe szczegóły dokumentu, ale postanowiła nie wspominać o zapisach dotyczących Missy. Last Will and Testament of Franklin D. Roosevelt, Franklin D. Roosevelt Library, Hyde Park; The New York Times, 7 czerwca 1945; United States News, 4 października 1946.

ROZDZIAŁ IDZIEDZICTWO

Niektórzy sądzili, że Rooseveltowie mieli prawo

do herbu. Inni, że znajdowali się

dwa kroki przed bajlifami

z wyspy na Zuiderzee

- ALICE ROOSEVELT LONGWORTH

Rooseveltowie byli starą, lecz stosunkowo niepozorną nowojorską familią. Źródłem ich bogactwa były nieruchomości na Manhattanie, handel cukrem z Indii Zachodnich oraz skrzętne inwestycje. Mężczyźni dobrze się żenili: w rzeczy samej, znaczna część schedy Rooseveltów pochodziła z posagów żon. Niemniej przez sześć generacji rodzina nie doczekała się ani jednej wybitnej postaci. Natomiast w siódmym pokoleniu, niespodziewanie, owa „dynastia przeciętniaków” (jak ujęła to New York Herald Tribune) wydała nie jednego, ale dwóch z najbardziej nadzwyczajnych mężczyzn w historii Ameryki1.

Wspólnym przodkiem Franklina i Theodore’a Rooseveltów – „naszym naprawdę wspólnym przodkiem”, jak powiedział TR – był Claes van Rosenvelt, mało znany Holender, który w latach 50. XVII wieku wylądował w Nowym Amsterdamie2. Jego jedyny syn, Nicholas, był dobrze prosperującym młynarzem. On z kolei doczekał się dwóch synów: Johannesa, protoplasty gałęzi rodu z Long Island, której owocem był Theodore; oraz Jacobusa, założyciela odłamu znad rzeki Hudson, z którego wywodził się Franklin. Dziedzice Johannesa byli kupcami i handlarzami. Potomkowie Jacobusa – po angielsku Jamesa – pozostali bliżej ziemi, początkowo uprawiając rolę na górnym Manhattanie, a następnie wiodąc życie rolników-dżentelmenów nad rzeką Hudson.

Syn Jamesa Isaac (prapradziad Franklina) rafinował cukier, przelotnie był aktywny w sprawie rewolucyjnej, pomagał stworzyć pierwszą konstytucję stanu Nowy Jork, a na konwencji, podczas której podpisano Konstytucję Stanów Zjednoczonych okazał się solidnym, lecz cichym członkiem federalistycznej falangi, której przewodził Alexander Hamilton. Razem z Hamiltonem założył Bank of New York i w latach 1786-1791 był jego prezesem.

Rooseveltowie woleli nie rzucać się w oczy, postępowali ostrożnie i nie angażowali się w sprawy publiczne, o ile nie musieli. Jako członkowie-założyciele pierwotnej elity miasta cieszyli się wysokim, dziedzicznym statusem społecznym, zamkniętym stylem życia oraz głębokim poczuciem posiadania prawa do tego wszystkiego. Syn Isaaca James (1760-1847) poszedł na Princeton, następnie w ślad za ojcem zajął się rafinacją cukru, parał się bankowością, hodował konie, a w 1819 r. kupił na północ od Poughkeepsie pokaźny kawał ziemi nad rzeką Hudson. Wybudował tam wielki dom, który nazwał Mount Hope i zaczął prowadzić żywot wiejskiego dziedzica. Jego syn, kolejny Isaac (1790-1863), również poszedł na Princeton, kształcił się na lekarza na Uniwersytecie Columbia, ale nie praktykował medycyny. Nie potrafił znieść widoku krwi oraz odgłosów cierpienia3. Zamiast pracować w wyuczonym zawodzie Isaac zamknął się w sobie. Mieszkał z rodzicami w Mount Hope, gdzie poświęcał się pielęgnowaniu egzotycznych roślin oraz hodowli koni. Miłosierny krewniak opisał go jako człowieka o „delikatnym organizmie i subtelnych gustach”. Faktem jest, że dr Isaac był odludkiem, hipochondrykiem sparaliżowanym strachem przed otaczającym go światem4.

Ku zaskoczeniu rodziny, w wieku trzydziestu siedmiu lat dr Isaac oświadczył, że zamierza się ożenić z Mary Rebeccą Aspinwall, zuchowatą osiemnastoletnią córką sąsiadów, familii Johna Aspinwalla. Rooseveltowie znad rzeki Hudson przez trzy pokolenia byli rodziną o zamierającej przedsiębiorczości, zadowalającą się oszczędnym gospodarowaniem odziedziczonych pieniędzy. Z Aspinwallami, krzepką, zachłanną, znającą morze familią z Nowej Anglii, rzecz miała się zupełnie inaczej. Pospołu z partnerami, Howlandami, Aspinwallowie zdominowali nowojorską branżę żeglugową. Ich klipry, a wśród nich bijący rekordy Rainbow, były znane w portach wszystkich kontynentów, a ich firma bez problemu dostosowała się, gdy nadszedł wiek pary. Odkrycie złota w Kalifornii w 1848 r. okazało się dla przedsiębiorstwa jeszcze większą studnią dochodów, miało bowiem monopol na przewóz pasażerów i ładunków pomiędzy Wschodnim i Zachodnim Wybrzeżem liniami parowców oraz panamską linią kolejową – której było pionierem.

Rebecca Aspinwall wniosła do ospałej puli genowej Rooseveltów jankeski wigor. „I tak ród pozostawał tęgi i za pan brat z czasami”, napisał FDR na Harvardzie w eseju na temat rodziny5. Zastrzyk energii był potrzebny od dawna. Dr Isaac nie posiadał własnego domu i w 1827 r. przyjął młodą małżonkę w domostwie rodziców, w Mount Hope. W następnym roku na świat przyszedł syn, nazwany Jamesem, zgodnie z tradycją Rooseveltów, którzy od pokoleń naprzemiennie chrzcili pierworodnych synów „Jamesem” lub „Isaaciem”. Tenże James, ojciec prezydenta, był trzecim mężczyzną o tym imieniu w tej linii rodziny. Dr Isaac stworzył własny dom dopiero w cztery lata po narodzinach syna. Na nalegania Rebecci oraz dzięki hojnej dawce pieniędzy Aspinwallów, nabył dużą działkę naprzeciw Mount Hope, po drugiej stronie Albany Post Road i wybudował na niej chaotyczny, strzelisty dom z głębokimi werandami. Nazwał go Rosedale i tak gęsto obsadził żywopłotem, że nieustannie spowijał go cień. Jak napisał jeden z kronikarzy familii, „miejsce było ciche, cicho umeblowane, cicho się w nim żyło”. To właśnie tam dorastał James, przez pierwszych dwanaście lat życia jedynak6.

Ojciec Franklina był nie tylko Rooseveltem, ale również Aspinwallem. Po ukończeniu Union College w roku 1847, ale jeszcze przed przyjęciem w poczet studentów Harvard Law School, poprosił rodziców o zgodę na odbycie długiej podróży po Europie. Dr Isaac wyraził sprzeciw. Powiedział Jamesowi, że włóczenie się po Europie byłoby niebezpieczne. Wszędzie miały czaić się choroby i zarazy, pojawiały się również niepodważalne oznaki politycznych niepokojów. Natomiast Rebecca poparła ten pomysł i ostatecznie dr Isaac ustąpił. Ojciec Franklina podróżował po Europie Zachodniej i Ziemi Świętej od listopada 1847 do maja 1849 roku. Rodzinna legenda głosi, że podczas pobytu w Italii na krótki czas przystąpił do legionu Czerwonych Koszul Giuseppe Garibaldiego, walcząc o zjednoczenie Włoch. FDR z zamiłowaniem przytaczał tę opowieść:

„Zaprzyjaźnił się blisko z żebraczym księdzem – rozmawiając z nim wyłącznie po łacinie – i razem wybrali się w pieszą wędrówkę po Włoszech. Przybyli do Neapolu i przekonali się, że miasto jest oblężone przez armię Garibaldiego. Obaj się do niej zaciągnęli, na jakiś miesiąc przywdziali czerwone koszule i, znudzeni, bo wyglądało na to, że niewiele się dzieje, udali się do namiotu Garibaldiego i poprosili o zwolnienie ze służby. Ten podziękował staremu księdzu i memu ojcu, i piesza wędrówka została wznowiona”7.

Po powrocie z Europy James rozpoczął naukę w Harvard Law School, ukończył ją w 1851 r., został przyjęty do nowojorskiej palestry i przez dwa lata pracował w kwitnącej firmie Benjamina Douglasa Sillimana na Wall Street8. W międzyczasie zmarł dziadek James, pozostawiając swemu młodemu imiennikowi większość majątku, w tym Mount Hope oraz wytworną kamienicę w Nowym Jorku. James, który sam stał się tym samym zamożnym mężczyzną, postanowił nie praktykować prawa, ale poświęcić się zarządzaniu inwestycjami oraz życiu zamożnego posiadacza znad rzeki Hudson. 23 kwietnia 1853 r., w wieku dwudziestu pięciu lat, ożenił się z Rebeccą Brien Holland, córką kuzynki swej matki i zarazem dziedziczką kolejnej fortuny żeglugowej. Zamieszkali w Mount Hope i jeszcze w tym samym roku popłynęli do Anglii, co stało się ich nawykiem do końca życia. Niecałe dwa lata później narodził się syn, James Roosevelt Roosevelt, co nieuniknione znany jako „Rosy”, czyli przyrodni brat prezydenta.

James Roosevelt był przezornym inwestorem, który umiejętnie wykorzystywał swoją spuściznę. Jednak awanturniczy duch Aspinwallów całkowicie w nim nie zaniknął. Postawił mocno na, jak nazywali je zachodni Wirgińczycy, ciemne branże – czyli węgiel i kolej – i przez kilka lat jego inwestycje przynosiły sowite zyski. James został dyrektorem Consolidated Coal Company, największego przedsiębiorstwa wydobywającego węgiel bitumiczny w kraju, oraz Delaware and Hudson Railroad, a przez krótki czas był przewodniczącym Southern Railway Security Company, holdingu kontrolującego większość linii kolejowych na południe od Potomacu. Niemniej gdy wybuchła panika 1873 r., konsorcja te poniosły wysokie straty, a James szybko został zepchnięty do roli biernego inwestora.

Do dzisiaj pozostaje tajemnicą, co dokładnie robił James podczas wojny secesyjnej. Gdy generał Pierre G. T. Beauregard ostrzelał Fort Sumter miał zaledwie trzydzieści dwa lata, jednakże nie dołożył starań, by włączyć się do walki. FDR twierdził, że jego ojciec służył jako członek Komisji Sanitarnej, zapewniając pomoc rannym żołnierzom, jednak brakuje na to dowodów w dokumentach9. Theodore Roosevelt senior, kuzyn Jamesa (i ojciec TR) również nie służył i do końca życia było to dlań źródłem wstydu. James z kolei nigdy nie wracał do tego tematu10.

Latem 1865 r., gdy Rooseveltowie bawili w Alpach Szwajcarskich, Mount Hope doszczętnie spłonęła. Przyczyny pożaru pozostają nieznane. Mieszkańcy obwiniali niedrożny przewód kominowy, niemniej pojawiło się podejrzenie podpalenia. Wszystkie dokumenty i całe mienie familii, z wyjątkiem zabytkowego serwisu do herbaty oraz kilku cennych przedmiotów, zostały zniszczone. James i Rebecca byli zdruzgotani, ale nic nie mogli zrobić. Zamiast bezzwłocznie wrócić do kraju, postanowili zostać w Europie na kolejny rok, spędzając zimę w stolicy Saksonii, Dreźnie. Bogactwo skarbów sztuki tego miasta, jego tradycje muzyczne oraz kosmopolityczne wyrafinowanie przyciągnęły liczną kolonię cudzoziemskich mieszkańców. W 1865 r. ponad dwieście angielskich i amerykańskich rodzin nazywało Drezno swoim domem.

Nieopodal Rooseveltów mieszkał generał George B. McClellan wraz z małżonką, młody Napoleon, który rok wcześniej przeżył swe polityczne Waterloo, startując jako demokratyczny kontrkandydat Abrahama Lincolna. Generał udał się na, jak to nazywał, zimowe kwatery w Dreźnie i miał pozostać na obczyźnie przez kolejne trzy lata. Trzydziestodziewięcioletni McClellan był zaledwie dwa lata starszy od Jamesa i obaj od samego początku przypadli sobie do gustu. Lody przełamali dzięki łączącemu ich zainteresowaniu koleją. Jako naczelny intendent Illinois Central Railroad, gdy wybuchała wojna secesyjna McClellan był najlepiej opłacanym kierownikiem kolejowym w USA11. I obaj byli demokratami. Pierwotnie Rooseveltowie byli Federalistami, a następnie Wigami. Gdy Partia Wigów rozpadła się w wyniku sporów nad kwestią niewolnictwa, zatwardziale abolicjonistyczna gałąź familii, do której należał TR, opowiedziała się po stronie republikanów. Klan znad rzeki Hudson wolał umiarkowanie Jamesa Buchanana i postawił na demokratów12. W 1860 r. James głosował na Stephena A. Douglasa, a cztery lata później poparł McClellana. Rooseveltowie traktowali lojalność partyjną bardzo poważnie i James czerpał wyjątkową przyjemność z dyskusji politycznych z ostatnim kandydatem demokratów. Przez następnych osiem miesięcy udawało im się niemal każdego dnia odbyć wspólny spacer lub zapalić fajkę. W święta Bożego Narodzenia James napisał do brata Johna: „Często widuję generała McClellana i bardzo go lubię”13.

Rooseveltowie wyjechali z Drezna 17 maja 1866 r., dokładnie rok po opuszczeniu Nowego Jorku. Pięć miesięcy później, po objeździe obejmującym Karlsbad, St. Moritz, Paryż, Londyn i Liverpool, wrócili do domu. James nie zdecydował się na odbudowę Mount Hope i sprzedał ziemię, na której stałą posiadłość stanowi Nowy Jork, jako miejsce pod stanowy szpital dla umysłowo chorych. Liczył, że z zysków zakupi bogaty majątek Johna Jacoba Astora III w Rhinebeck, ale gdy okazało się, że nie może sobie na to pozwolić, nabył mniejszą nieruchomość tuż za granicą Poughkeepsie, w Hyde Park.

Brierstone, czyli ponad 44-hektarowy majątek, należał do przedsiębiorcy kolejowego Josiaha Wheelera. Był częściowo zalesiony i obejmował zbocze schodzące ku rzece. Dom nie był tak okazały, jak inne „dwory” nad rzeką Hudson – liczył zaledwie siedemnaście pokojów i znajdował się w kiepskim stanie. Zapewniał jednak majestatyczny widok na rzekę i posiadał uroczy ogród różany otoczony wysokim, iglastym żywopłotem. Wheeler nigdy nie zabrał się za uprawę i jego ziemia stała zaniedbana. Płoty leżały obalone, a budynki gospodarcze domagały się natychmiastowej uwagi.

James był w swoim żywiole. Przemianowana na Springwood rezydencja została doprowadzona do ładu w niecały rok. Zainstalowano wewnętrzną kanalizację, rozłożono nowe dywany, zawieszono draperie i zakupiono meble, by zastąpić straty poniesione w Mount Hope. James przyłożył dużą wagę do przywrócenia produktywności polom, ostatecznie miał powiększyć gospodarstwo do prawie 400 hektarów. Aby podtrzymać comiesięczny napływ gotówki, kupił liczne stado bydła mlecznego z Wysp Normandzkich – Jersey, Guernsey i Aldernay – lecz jego głównym interesem były kłusaki. Do lat 70. XIX wieku Springwood stało się jedną z czołowych stadnin na Wschodzie. W 1873 r. wspaniały, urodzony w Springwood, wałach Gloster Jamesa ustanowił nowy rekord w kłusie na jedną milę, dwie minuty i siedemnaście i jedna czwarta sekundy. Tej jesieni były gubernator Leland Stanford z Kalifornii, prezydent Central Pacific Railroad i założyciel uniwersytetu swojego imienia, kupił tego konia za 15 000 $. Gloster został wysłany na zachód, lecz nim ponownie mógł wyjść na tor, zginął w katastrofie kolejowej (ogon Glostera przymocowany do drewnianej płytki wisiał w sypialni FDR w Białym Domu)14. Po panice roku 1873 James wycofał się ze świata kłusaków, choć nadal utrzymywał stadninę w Springwood i niemal do samej śmierci codziennie jeździł wierzchem.

Życie w Springwood nieco sztucznie naśladowało funkcjonowanie angielskiej posiadłości wiejskiej. Nieszczególnie uprzejmy znajomy zauważył, że James pozował na przywódcę Wigów lorda Lansdowne’a, „ale naprawdę wyglądał jak woźnica lorda Landsdowne’a”15. James szczycił się, że posiadłość na siebie zarabia i zaczął odgrywać skromną rolę w sprawach lokalnej społeczności – został komandorem miejscowego klubu jachtowego, zakrystianem w kościele episkopalnym św. Jakuba, zasiadł w radzie szkoły w Hyde Park, a także radzie stanowego szpitala dla umysłowo chorych. W 1871 r. został wybrany z ramienia demokratów na dwuletnią kadencję jednego z inspektorów miasteczka. Trzy lata później przedstawiciele partii zwrócili się do niego, by kandydował do Senatu stanowego. „James pojechał na zebranie polityczne”, napisała 18 października 1874 r. Rebecca w swoim dzienniku. „Byłam przerażona, że go nominują (…), ale wrócił do domu bezpiecznie”. W autobiograficznym szkicu napisanym pod koniec życia, James stwierdził: „Zawsze odmawiałem przyjęcia wszelkich nominacji na urzędy publiczne, wielokrotnie odrzucałem nominacje do Kongresu, Senatu stanowego i zgromadzenia”16.

Rooseveltowie dzielili czas pomiędzy Springwood, elegancki dom miejski przy 15. Washington Square w Nowym Jorku oraz długie wakacje za granicą. Gdy bywali w mieście, czy to w celach biznesowych, czy dla uczestnictwa w wydarzeniach sezonu towarzyskiego, James uczęszczał do klubów Union League, Metropolitan, Century i University. Podróże ułatwiał prywatny wagon kolejowy, Monon, który stał na bocznicy przy głównej linii Hudson River, kilkaset metrów od Springwood17. Świat zewnętrzny rzadko pukał do ich życia. Jak napisał pewien refleksyjny biograf, James „wydawał się cieszyć biznesem, tak jak cieszył się kłusakami. Był on wyzwaniem, nad którym warto było pracować, ale nigdy nie decydował o jego życiu”18.

Jednak w jego życie stopniowo wkradał się smutek. Zdrowie Rebecci zaczęło podupadać w 1875 roku. Symptomów choroby serca nie dało się z niczym pomylić. Lekarze zalecili jej zaprzestanie wchodzenia po schodach. James zainstalował więc w Springwood i nowojorskim domu windy, ale oznaki choroby coraz mocniej dawały o sobie znać. W sierpniu 1876 r. zabrał żonę na rejs jachtem po zatoce Long Island, licząc, że morskie powietrze złagodzi kaszel. Wkrótce po odpłynięciu doznała rozległego ataku serca. James przycumował w porcie w Nowym Jorku i zabrał ją do domu przy Washington Square, gdzie zmarła 21 sierpnia 1876 r., spoczęła w Hyde Park.

Dwa lata po śmierci matki Rosy z wyróżnieniami ukończył Columbię. Podążając ścieżką wytyczoną przez ojca i dziadka, zaręczył się z debiutantką sezonu, Helen Schermerhorn Astor, córką Williama Astora i jego żony, legendarnego autorytetu wśród nowojorskiej socjety19. Rosy był niezwykle atrakcyjny, wręcz nadmiernie towarzyski i kompletnie pozbawiony wszelkich ambicji, nie licząc życia pełnego przywilejów. W oczach Astorów reprezentował nienaganne pochodzenie od holenderskich osadników, a także prestiż towarzyszący rodom pierwszych kolonistów. Niezależnie od braku wielkich osiągnięć, Rooseveltowie byli uważani za prominentnych członków nowojorskiej „starej gwardii”, a holenderski rodowód nadal miał duże znaczenie w miejskiej elicie społecznej.

Rosy i Helen ożenili się jesienią 1877 roku. Helen wniosła do małżeństwa fundusz wart 400 000 $ (dzisiaj jakieś 7 000 000 $) oraz posiadłość przy Piątej Alei20. Rosy odłożył na półkę plany studiowania prawa i wzorem ojca oraz dziadka zajął się zarządzaniem majątkiem. Razem z Helen nabyli mniejszą nieruchomość sąsiadującą ze Springwood, gdzie, pomiędzy kolejnymi sezonami towarzyskimi w Nowym Jorku i dorocznymi pielgrzymkami po Europie, para spędzała czas wolny zgodnie z możliwościami dawanymi jej przez posiadane bogactwo.

Kiedy Rebecca zmarła, James miał czterdzieści osiem lat. Po wymaganym okresie żałoby rozpoczął nieodwzajemnione zaloty do swej ulubionej kuzynki, Anny „Bamie” Roosevelt, starszej siostry TR. Bamie miała zaledwie dwadzieścia dwa lata i była zdecydowanie najbardziej utalentowanym przedstawicielem klanu z Long Island. Alice Roosevelt Longworth zapewniała, że gdyby Bamie urodziła się mężczyzną, to ona, a nie Theodore, zostałaby prezydentem. Bardzo lubiła Jamesa, ceniła jego towarzystwo, ale nigdy nie spoglądała na niego pod romantycznym kątem. Tak więc gdy na początku 1880 r. zaproponował małżeństwo, była naprawdę oszołomiona. Nie chcąc urazić go bezpośrednio, przekazała sprawę swej matce, Mittie, która, jako wieloletnia przyjaciółka Jamesa, odrzuciła go bardzo delikatnie21.

Być może przez wzgląd na sympatię odczuwaną do Jamesa, teraz to Mittie wcieliła się w swatkę. Dwa miesiące po odrzuceniu jego oświadczyn, Bamie zaprosiła Jamesa na niewielkie przyjęcie w domu Rooseveltów przy West 57th Street. Uczestniczyły w niej Bamie i jej siostra Corinne, a także stary przyjaciel rodziny, Richard Crowninshield z Bostonu. Pojawiła się również młoda kobieta, którą Bamie przedstawiła jako jedną ze swych najbliższych przyjaciółek, Sara Delano. Urzekła Jamesa. Sara miała dwadzieścia sześć lat i była jedną z pięciu pełnych animuszu córek Warrena Delano z Newburgha, znanych w nowojorskim towarzystwie jako „piękne siostry Delano”. Wysoka na niemal 178 cm, smukła, uzbrojona w wyrafinowane maniery oraz królewską aparycję, Sara była ucieleśnieniem wizerunku doskonałej, amerykańskiej piękności, spopularyzowanego przez Charlesa Dana Gibsona. Jej wyraziste oczy i pięknie wyrzeźbiona twarz wyróżniały ją na tle po prostu ładnych kobiet. Silny podbródek świadczył o solidności charakteru i determinacji. Jednym słowem, Sara miała to, co Anglicy nazywali „prezencją”.

James zareagował zgodnie z oczekiwaniami Mittie. „Rozmawiał z nią przez cały czas”, powiedziała Bamie po wyjściu gości. „W ogóle nie zdejmował z niej wzroku”22. Nie wiadomo czy James i Sara spotkali się wcześniej. Delano prestiżem niczym nie ustępowali Rooseveltom, a byli od nich znacznie bogatsi i mieli na koncie o wiele więcej sukcesów23. Podobnie jak Aspinwallowie i Howlandowie, należeli do żądnych przygód klanów związanych z morzem, a swój rodowód wywodzili od Mayflower. Wśród ich przodków znajdowali się pielgrzym, który wynajął statek, siedmiu jego pasażerów oraz trzech sygnatariuszy umowy Mayflower Compact24. Jeden z przodków Sary po stronie ojca, Philippe de la Noye, był ponoć pierwszym hugenotem, który postawił stopę na amerykańskiej ziemi, przybywając w 1621 r. do Plymouth25.

Dziadek Sary, pierwszy Warren Dealno, „wybył w morze” w wieku dziewiętnastu lat, niewiele po dwudziestce został kapitanem statku handlowego, należał do pionierów handlu kliprowego z Orientem, z którego odszedł na rzecz branży wielorybniczej w New Bedford. Jej urodzony w 1809 r. ojciec, Warren II, terminował w firmach importowych w Bostonie i Nowym Jorku, a w wieku dwudziestu czterech lat popłynął do Chin jako supercargo na pokładzie klipra Commerce. W Kantonie zdobył młodsze stanowisko w firmie zajmującej się eksportem herbaty Russell, Sturgis and Company, później Russell and Company, czyli w największym amerykańskim przedsiębiorstwie handlującym z Państwem Środka. W wieku trzydziestu jeden lat był już starszym partnerem, kierującym sprawami firmy w Makao, Kantonie i Hong Kongu. Dwa lata później, przebywając w Chinach już dziewięć lat i zgromadziwszy znaczną fortunę, powrócił na urlop do Stanów Zjednoczonych, gdzie spotkał, zalecał się i ożenił z Catherine Robbins Lyman, osiemnastoletnią córką sędziego Josepha Lymana z Northampton w stanie Massachusetts.

4 grudnia 1843 r. państwo młodzi odpłynęli do Chin i pozostali tam na następne trzy lata. Warren nadal kierował Russell and Company, z roku na rok zwiększając zyski firmy. Pod koniec 1846 r. zrezygnował ze stanowiska i na stałe wrócił do Ameryki. Jego dwanaście lat w Chinach zaowocowało fortuną ponad miliona dolarów. Wszedł więc dzięki niej do ekskluzywnego grona liczącego nie więcej niż tuzin Amerykanów26.

W Nowym Jorku Warren rzucił się w wir interesów z tą samą siłą i wigorem, które utorowały mu drogę do sukcesów w Oriencie. Mocno zainwestował w nieruchomości na nowojorskim nabrzeżu, koleje, kopalnie miedzi w Tennessee oraz węgiel w Pensylwanii, gdzie górnicze miasteczko nieopodal Wilkes-Barre zostało nazwano Delano na jego cześć. Posiadał klipry oraz parowce z napędem łopatkowym, w tym pierwszy pływający po rzece Sacramento, który obsługiwał kalifornijskie złoża złota. Na początku lat 50. był na dobrej drodze do kolejnego miliona.

Odpowiednio do swego bogactwa Warren i Catherine mieszkali w Colonnade Row przy Lafayette Place, było to dziewięć niezwykłych budynków w stylu greckiego odrodzenia połączonych wspólnym portykiem27. W jednym z nich mieszkał Washington Irving, w innym John Jacob Astor, ojciec założyciel tego miejsca, powszechnie uważany za najbogatszego człowieka w Ameryce. Podobnie młodszy brat Warrena Franklin, który niedawno ożenił się z wnuczką pana Astora, Laurą. Franklin Delano, „wujaszek Frank”, jak nazywała go Sara, po którym FDR otrzymał imię, również działał w biznesie żeglugowym, lecz niedawno się zeń wycofał, by zarządzać ogromnym funduszem powierniczym swej żony.

Warren i Catherine spędzali każde lato w Danskammer Point, niecałe 10 km nad Newburghiem, na zachodnim brzegu rzeki Hudson. W 1851 r., po długich poszukiwaniach, kupili 24-hektarową posiadłość położoną 6,5 km w dół rzeki. Dom zbudowany z cegieł i stiuku był skromny, lecz posiadał znakomity widok na rzekę oraz Hudson Highlands. Warren nazwał go Algonac i natychmiast zabrał się za przekształcanie posiadłości w wiejskie sanktuarium swej rozrastającej się rodziny. Do tej pory pojawiło się już pięcioro dzieci, a ostatecznie miało ich być jedenaścioro. Sara, urodzona 21 września 1854 r., miała przyjść na świat jako siódma28.

Do przeprojektowania posiadłości Warren zatrudnił Andrew Jacksona Downinga, wiodącego prym amerykańskiego architekta krajobrazu, który później pracował przy Białym Domu, Kapitolu oraz Smithsonian Institute w Waszyngtonie. Downing przemienił dom w Newburghu w willę w stylu włoskim, posiadającą czterdzieści pokojów. Dodał do niej okazałą, kwadratową wieżę oraz głębokie werandy, a także pasującą stróżówkę, kilka stodół, cieplarnię i stajnie. Rośliny dobrano tak, by kwitły lub zieleniły się przez cały rok, a pod batutą Warrena powstał tam szeroki trawnik schodzący ku rzece. Dom umeblowano z nie mniejszym przywiązaniem do szczegółów, uwypuklając lata spędzone przez Warrena w Chinach. O majątek musiał troszczyć się stały personel złożony z dziesięciu ludzi, zasilany dodatkowymi, wynajętymi pracownikami, gdy zachodziła taka potrzeba29.

Rodzinie Delano wiodło się w Algonac bardzo dobrze, a sprawy biznesowe Warrena również kwitły30. Przynajmniej do lata 1857 r., kiedy to bez żadnego ostrzeżenia kolos Ohio Life Insurance and Trust Company, drugi największy bank na wschód od Mississippi, z dnia na dzień zamknął swe podwoje. Amerykańską społeczność finansową ogarnęła panika. Całe lata dzikich spekulacji na rynkach kolei, kopalni węgla i nieruchomości ogromnie rozdęły ceny akcji. Rynek zmniejszył się o 50% w przeciągu jednej nocy. Banki zawiesiły płatności w monecie, upadły tysiące firm, a ceny towarów poleciały na łeb na szyję. Do ochrony gmachów rządowych wezwano wojska federalne. W San Francisco zbankrutował raczkujący bankier William Tecumseh Sherman. W Missouri gospodarstwo stracił Ulysses S. Grant. Dobrobyt obumierał w całej Ameryce. Dziesiątki tysięcy ludzi straciły wszystko, co miały.

Prąd ten uniósł i Warrena Delano. Zawsze był agresywnym inwestorem, a krach na giełdzie zastał go w chwili groźnego przeciążenia finansowego. Przez dwa lata walczył o utrzymanie wypłacalności, podczas gdy jego inwestycje padały jedna za drugą. Obciął wydatki, sprzedał miejski dom w Colonnade Row, a nawet starał się sprzedać Algonac. Wszystko na próżno. W styczniu 1860 r., w wieku pięćdziesięciu lat, Warren Delano stanął w obliczu bankructwa.

„Warren miał wiele projektów, głównie niewykonalnych”, napisał jego brat Ned. „Jeden z nich to wyjechać do Chin, robić tam interesy przez pięć lat i wrócić z fortuną”31. I dokładnie tak uczynił. Zostawiwszy rodzinę w Algonac, Warren popłynął do Hong Kongu, gdzie zorganizował kolejne imperium handlowe. Jednak tym razem nie sprzedawał herbaty a opium. Był to biznes jawny, bezwstydny i znacznie bardziej dochodowy, nie do końca legalny, niemniej prowadzony za zgodą i przy współpracy chińskich władz32. Warren dostarczał medyczne opium Departamentowi Wojny, żeby przynosić ukojenie rannym żołnierzom Unii, ale absolutnie nie był to jedyny rynek, na którym działał. „Nie zamierzam usprawiedliwiać handlu opium z moralnego lub filantropijnego punktu widzenia”, napisał do braci z Chin. „Ale jako kupiec zapewniam, że był to handel uczciwy, honorowy i prawowity; i co by o nim nie powiedzieć, wzbudzający nie większe i cięższe obiekcje niż import win, brandy i spirytusu do USA, Anglii, itd.”33.

Do 1862 r. fortuna Warrena rozrosła się do tego stopnia, że sprowadził do siebie rodzinę. „Mniemam, że dla mej matki pozostawienie pięknego domu i spokojnego bezpieczeństwa było absolutnie przerażające”, zauważyła Sara, ale nawet jeżeli, to jej rodzicielka nie miała w tej sprawie nic do powiedzenia34. Warren wynajął Algonac Abbotowi Low, patriarsze kolejnego wielkiego rodu kupieckiego, z kolei sam, aby przewieźć rodzinę, wypożyczył od niego Surprise, jeden z najsmuklejszych i najszybszych kliprów pływających do Chin. Dla siedmioletniej Sary była to podróż życia: cztery miesiące na morzu, na pokładzie 56-metrowego żaglowca, tylko ze swoimi krewnymi i załogą. Sara wspominała, że przypominał on bardziej jacht niż statek. Siedemdziesiąt pięć lat później będzie zabawiać w Springwood swe prawnuki śpiewając im szanty, których nauczyła się od marynarzy35.

Down the river hauled a Yankee clipper,

And it’s blow, my bully boys, blow!

She’s a Yankee mate and a Yankee skipper,

And it’s blow, my bully boys, blow!

Dla FDR podróż matki do Chin była kolejną rodzinną legendą i nie mógł się powstrzymać przed jej upiększaniem. Dwa dni po wyjściu z Nowego Jorku Surprise dostrzegł na zawietrznej stronie parowiec. Kapitan bał się, że może być to konfederacka jednostka korsarska. Okazało się, że to brytyjski pocztowiec sunący ku Bermudom, jednakże dla prezydenta była to siejąca postrach Alabama. „Mam kopię dziennika pokładowego klipra, na którym moja matka i jej matka udały się do Chin”, napisał w kwietniu 1942 r. do Felixa Frankfurtera. „Nocą minęły konfederacki niszczyciel statków handlowych Alabama, ale nie zostały zauważone”36. Fakty są takie, że gdy Surprise opuszczał Nowy Jork Alabama stała nieukończona w stoczni pod Liverpoolem i nie wyszła w morze przed lipcem 1862 r., do kiedy to kliper z Sarą na pokładzie zdążył już opłynąć Przylądek Dobrej Nadziei i wejść na Ocean Indyjski. Prezydent często opowiadał, jak to jego matka ledwie umknęła Alabamie i żaden z jego przyjaciół go nie poprawiał. Była to część uroku FDR: czasami dobra historia była stawiana nad prawdziwą. Prezydent trzymał na stoliczku za biurkiem drewniany model Surprise’a, a na ścianie w jego gabinecie wisiały dwa obrazy statku.

W 1864 r. Sara oraz troje starszych dzieci zostali odesłani do kraju, aby kontynuowali naukę. Dwa lata później dzieci ponownie dołączyły do rodziny, w Paryżu. Warren Delano odniósł w Chinach sukces przerastający oczekiwania i bawił się myślą o stałym zamieszkaniu w Europie, być może w majątku w Pirenejach. „Powinienem życzyć sobie, ażeby był on odizolowany od naszych rodaków lub innych ludzi zwykle posługujących się angielskim i winienem życzyć sobie zorganizować me gospodarstwo tak, by łączyło prawdziwe wygody i właściwe luksusy życia z systemem porządku i regularności nauk, obowiązków, ćwiczeń i rekreacji”37. Nie znalazłszy dla siebie nic odpowiedniego, Warren zadowolił się wielkim apartamentem na prawym brzegu Sekwany w Paryżu, górującym nad Avenue de l’Impératrice (obecnie Avenue Foch). Były to czasy wielkiej wystawy w Paryżu oraz budowy wieży Eiffla. Sara wspominała, że widziała koronowane głowy Europy mijające jej balkon, a jeszcze bardziej imponujący widok stanowił hrabia Otto von Bismarck, kanclerz Niemiec, przechadzający się sam, bez żadnego towarzystwa, od ekspozycji do ekspozycji38.

Z Paryża rodzina Delano przeniosła się do Drezna, gdzie zajęła przestronny apartament przy Christianstrasse, niedaleko miejsca, w którym Rooseveltowie „zimowali” rok wcześniej. Sara uczęszczała do miejscowej szkoły, gdzie uczyła się niemieckiego oraz muzyki i wykształciła w sobie nieprzemijające uznanie dla arcydzieł prezentowanych w drezdeńskiej Galerii Obrazów Starych Mistrzów. Latem 1868 r. większość familii wróciła do Algonac, podczas gdy starsze dzieci zostały w Niemczech, żeby dokończyć naukę. Sara chodziła do prywatnej szkoły dla panien z wyższych sfer w Celle, średniowiecznym mieście na północ od Hanoweru, gdzie mieszkała u rodziny burmistrza. Letnie przerwy od nauki spędzała na bałtyckiej Rugii i w górach Harz. W czerwcu 1870 r., gdy zapowiadało się, że wybuchną działania wojenne, dzieci powróciły do Algonac na pokładzie Westphalii, ostatniej jednostki pasażerskiej, która zdążyła opuścić Niemcy przed wojną francusko-pruską. Sara była poza domem przez prawie osiem lat, a przez sześć za granicą.

Życie w Algonac pod kuratelą Warrena było zdyscyplinowanym ciągiem czytania, pisania listów i zabaw, przeplatanych nowojorskim sezonem towarzyskim, łucznictwem, pływaniem łódką i jazdą konną. Odkąd skończyła osiemnaście lat, Sara była regularnym gościem na uroczystych balach oraz kolacjach u najbardziej obytych rodzin w mieście. Rita Halle Kleeman, przyjaciółka i biografka Sary, informuje, że była ona niezwykle łakomą tancerką i mogła całą noc tańczyć walca do wiedeńskich melodii Johanna Straussa, lub eksperymentować z nowymi popularnymi krokami, takimi jak Galop czy Boston.

Jeżeli Sara kiedykolwiek się zakochała, to w młodym Stanfordzie White, którego ciotka mieszkała niedaleko. „Stanny” był częstym gościem w Algonac i najwidoczniej Sara go zafascynowała. W 1876 r. zaczął się do niej na poważnie zalecać, a ona była mu przychylna. White był rok starszy, ale w wieku dwudziestu trzech lat, jego perspektywy wyglądały raczej żałośnie. Chełpliwy, niesforny, podchodzący do życia i ludzi lekceważąco, od pięciu lat pracował jako jeden z kilku nisko opłacanych rysowników wielkiego bostońskiego architekta Henry’ego Hobsona Richardsona. A jednak jego biograf zauważył, że pod odrzucającą powierzchownością można było u niego znaleźć kolosalne pokłady pracowitości i zaraźliwe zamiłowanie do piękna39. Niemniej oprócz Sary niewielu dostrzegało te przymioty. Warren Delano gardził Whitem, nazywając go „rudym utrapieniem” i nie znalazł niczego, co mogłoby świadczyć, że nadawałby się na zięcia. Sara nalegała, więc ojciec namówił ją, by wyjechała za granicę i przemyślała sprawę. Zawsze uległa wobec ojca, zgodziła się i odwiedziła siostrę Dorę w Hong Kongu, której mąż był tam obecnie starszym przedstawicielem Russell and Company. Sary nie było dziewięć miesięcy. Gdy we wrześniu 1877 r. wróciła do Algonac, miała już inne zdanie. White spróbował raz jeszcze, ale nie wiadomo czy przyjął go pan Delano, czy w ogóle widział się z Sarą. W każdym razie romans dobiegł końca. Natomiast, jak stwierdził później pewien członek rodziny Delano „Sara kochała w życiu tylko jednego mężczyznę, a był nim Stanford White”40.

Sara spotkała Jamesa trzy lata później. Dla niego była to miłość od pierwszego wejrzenia i zabrał się za zdecydowane zaloty. Nie wiadomo dokładnie co kierowało Sarą. James miał pięćdziesiąt dwa lata, ona dwadzieścia sześć – tyle samo co jego syn, Rosy. Ponadto była od niego wyższa pięć centymetrów. Jej ojciec sprzeciwił się Stanfordowi White’owi, ale James spełniał podstawowe wymogi Delano: był na tyle zamożny, że nie dało się go podejrzewać o polowanie na majątek, udowodnił swoją dojrzałość i miał nieskazitelny rodowód. Ponadto był uprzejmy, taktowny, jak na swój wiek przystojny oraz, w przeciwieństwie do White’a, był ze wszech miar dżentelmenem. Sarze to wystarczyło. Z różnicą wieku dało się żyć, zresztą podobnie jak z różnicą wzrostu. Przede wszystkim, zgodnie z wiktoriańskimi standardami, w wieku dwudziestu sześciu lat mogła już nie trafić się jej taka okazja. Tylko ktoś tak zuchwały jak Stanford White lub tak stateczny, jak James nie dałby się przytłoczyć Sarze. Pisząc do syna w przeddzień pierwszego startu na prezydenta przyznała, że sprawy tak się właśnie miały. Gdyby nie James, napisała Sara, „byłabym teraz ,Starą Panną Delano’ i miała za sobą raczej smutne życie”41.

Po podjęciu decyzji (Warren, bez zapału, zgodził się), Sara okazała się niezłomna w swym oddaniu. Para wzięła ślub podczas skromnej uroczystości zorganizowanej w Algonac 7 października 1880 roku. Po złożeniu przysięgi małżeńskiej i krótkim przyjęciu, państwo młodzi odjechali powozem Delanów do Hyde Park. Mniej więcej w połowie drogi, w Milton, czekał powóz Rooseveltów. Nowożeńcy zajęli w nim miejsca, James uchwycił wodze i pokonał odległość dzielącą ich od Springwood.

Przed przedłużonym miesiącem miodowym w Europie, miesiąc po ślubie Rooseveltowie spędzili razem w Hyde Park. Dwukrotnie, gdy James udawał się do Nowego Jorku w interesach, Sara wracała do Algonac, również dwukrotnie Delano odwiedzili Springwood. James i Sara przez całe wspólne życie udawali się do Algonac na uroczystości rodzinne: Boże Narodzenie, Święto Dziękczynienia, urodziny i rocznice. W tym względzie więzi rodziny Delano wzięły górę.

7 listopada 1880 r. Rooseveltowie popłynęli do Europy na pokładzie liniowca White Stara, Germanica, najnowszej jednostki na trasie atlantyckiej. Za granicą spędzili kolejnych dziesięć miesięcy, odwiedzając przyjaciół i krewnych, korzystając z czasu wolnego, gdy podróżowali pierwszą klasą przez Włochy, Francję, Niemcy, Szwajcarię, Niderlandy i Wyspy Brytyjskie. Niedzielnego ranka, 12 sierpnia 1881 r., Rooseveltowie uczestniczyli w nabożeństwie w katedrze św. Piotra w Yorku. Sara odnotowała w dzienniku, że prawie wówczas zemdlała, „wprawiając w Jamesa w niemały strach”. Była w ciąży już od czterech miesięcy i nadszedł najwyższy czas na powrót do Springwood. 1 września ponownie weszli na pokład Germanica, a dziesięć dni później byli z powrotem w Stanach Zjednoczonych. Mieli za sobą idealny miesiąc miodowy. „James był cudowny w tym, jak to wszystko zrobił i przeżyliśmy tak szczęśliwe dni”, napisała Sara. „Był niestrudzony i troszczył się o wszystko”42.

1 Najlepiej dostępnymi źródłami dotyczącymi dziejów rodziny Rooseveltów są Kenneth S. Davis, FDR: The Beckoning of Destiny, 1882-1928, New York, Putnam, 1972, s. 17-26; Frank Freidel, Franklin D. Roosevelt: The Apprenticeship, Boston, Little, Brown, 1952, s. 5-9; Geoffrey C. Ward, Before the Trumpet: Young Franklin Roosevelt, 1882-1905, New York, Harper & Row, 1985, s. 13-60. Zobacz też Karl Schriftgiesser, The Amazing Roosevelt Family: 1613-1942, New York, W. Funk, 1942; Nathan Miller, The Roosevelt Chronicles, New York, Doubleday, 1979; Alvin Page Johnson, Franklin D. Roosevelt’s Colonial Ancestors, Boston, Lothrop, Lee & Shepard, 1933; Allen Churchill, The Roosevelts: American Aristocrats, New York, Harper & Row, 1965; Bellamy Partridge, The Roosevelt Family in America, New York, Hillman-Curl, 1936. Cytat z Herald Tribune należy do Geralda W. Johnsona. Ostrzejsze obserwacje poczyniła pani Schuyler van Rensselaer, która w jej History of New York in the Seventeenth Century zauważyła: „rodzina Rooseveltów niczym się nie zapisała, a żaden z jej członków niczym się nie wyróżnił w żadnym okresie poprzedzającym Rewolucję”.

2 Theodore Roosevelt, Autobiography, New York, Macmillan, 1913, s.1. Podkreślenie TR.

3 Clara i Hardy Steeholm, The House at Hyde Park, New York, Viking, 1950, s. 38-39.

4 Autorem cytatu jest szwagier dr Isaaca William Henry Aspinwall, został przytoczony w Ward, Before the Trumpet, s. 21. Zobacz również Steeholm, House at Hyde Park, s. 46.

5 Cytat w Ted Morgan, FDR: A Biography, New York, Simon & Schuster, 1985, s. 27.

6 Steeholm, House at Hyde Park, s. 40. John Aspinwall Roosevelt, drugi i ostatni syn dr Isaaca, urodził się w roku 1840.

7FDR: His Personal Letters, Elliott Roosevelt red., New York, Duell, Sloan and Pearce, 1950, t. 3, s. 1224. Podobnie jak wiele innych historii rodzinnych opowiadanych przez FDR, opowieść o Garibaldim została umiejętnie podkoloryzowana. Dokumenty ukazują, że James był w Neapolu w marcu 1849 r., ale Garibaldi obozował wówczas w Rieti, jakieś 65 km na północny-wschód od Rzymu. Oblężenie Neapolu rozpoczęło się dopiero w 1860 roku. Zobacz Christopher Hibbert, Garibaldi and His Enemies, Boston, Little, Brown, 1966, s. 275-293.

8 Jeżeli chodzi o sławę Sillimana w nowojorskiej palestrze, zobacz National Cyclopedia of American Biography, New York, J. T.White & Co., 1879, t. 6, s. 54-55.

9 Steeholm, House at Hyde Park, s. 54-55.

10 Wspominki Anny „Bamie” Roosevelt, cytowane w David McCullough, Mornings on Horseback, New York, Simon & Schuster, 1981, s. 57. Zobacz również Edmund Morris, The Rise of Theodore Roosevelt, New York, Coward, McCann & Geoghegan, 1979, s. 8-10. Theodore senior nie służył podczas wojny z szacunku dla swej małżonki, Mittie Bulloch, córki prominentnej rodziny z Georgii. W rzeczy samej, jej brat James Dunwody Bulloch, był głównym agentem Konfederatów w Londynie i to właśnie on zaaranżował budowę Alabamy i innych rajderów rebeliantów. W tym samym czasie William Henry Aspinwall, szwagier Isaaca Roosevelta, był zaufanym agentem Lincolna w brytyjskiej stolicy.

Jestem wdzięczny profesorowi Johnowi Y. Simonowi, redaktorowi Grant Papers, za zwrócenie mojej uwagi, że to James Roosevelt jako pierwszy poinformował amerykański rząd o tym, że James Bulloch przebywa w Londynie, aby przygotować budowę Alabamy. 10 lipca 1861 r., Hiram Barney, poborca ceł w Nowym Jorku, doradził sekretarzowi stanu Williamowi Henry’emu Sewardowi: „Te jednostki wypłyną z Liverpoolu pod banderą Konfederacji i będą działać przeciwko naszym statkom handlowym i okrętom marynarki (…). Oczywiście nie znam powodów tej oceny, ale polegam wyłącznie na autorytecie pana Roosevelta. Pan Roosevelt jest zagorzałym zwolennikiem Unii i prawdopodobnie czułby się zobowiązany nawet do zdemaskowania brata dla ocalenia rządu, natomiast jeżeli da się tego uniknąć, nie chciałby, by wykorzystywano jego nazwisko”. Official Records of the War of the Rebellion (seria 2), t. 2, s. 18. James Bulloch został wykluczony z amnestii generalnej ogłoszonej pod koniec wojny przez prezydenta Johnsona i żył dalej w Liverpoolu. Od czasu do czasu odwiedzał USA pod przybranym nazwiskiem i raz poprosił Jamesa Roosevelta o wspólny posiłek. Ojciec prezydenta odmówił, przerażony na samą myśl o posiłku ze zdrajcą. Roosevelt Letters, t. 2., przyp. 23.

11 McClellan ukończył West Point w 1845 r. i szybko zdobył reputację znakomitego inżyniera i twórcy map. W 1855 r. odszedł z armii i został naczelnym intendentem w Illinois Central. Zobacz Stephen W. Sears, George B. McClellan: The Young Napoleon, New York, Ticknor & Fields, 1988, s. 64-70, 388-390.

12 Podczas podróży weselnej za granicę w 1853 r., James tymczasowo pracował jako prywatny sekretarz Buchanana. Buchanan był wówczas amerykańskim przedstawicielem w Londynie. Niespodziewanie zabrakło mu personelu i poprosił Jamesa o wsparcie przed przybyciem dodatkowych pomocników. James prywatnie podziwiał Buchanana, co mogło ułatwić jego przejście na stronę Demokratów. Jeżeli chodzi o wersję FDR tego epizodu, zobacz President’s Personal File 3012, Franklin D. Roosevelt Library (FDRL).

13 James Roosevelt do Johna Roosevelta, 23 grudnia 1865, w John Aspinwall Roosevelt’s Collection of Roosevelt Family Papers, FDRL.

14 Jeżeli chodzi o uwagi FDR dotyczące zakupu Glostera przez Lelanda Stanforda, zobacz jego „History of the President’s Estate”, FDRL.

15 John Gunther, Roosevelt in Retrospect, New York, Harper & Brothers, 1950, s. 172.

16 Cytat w Ward, Before the Trumpet, s. 52. Małżeństwo Jamesa i Rebecci zostało pięknie opisane w Aileen Sutherland Collins, Rebecca Howland & James Roosevelt: A Story of Cousins, Virginia Beach, Va., Parsonsa Press, 2005, książce opartej na dzienniku Rebecci.

17 Córka TR, Alice, często żartowała, że różnica pomiędzy Rooseveltami znad Oyster Bay a Rooseveltami z Hyde Park polega na tym, że jej rodzina podróżowała w pożyczonym wagonie kolejowym, podczas gdy klan z Hyde Park posiadał własny. Lind Donn, The Roosevelt Cousins, New York, Knopf, 2001, s. 88.

18 Collins, Rebecca Howland & James Roosevelt: A Story of Cousins, s. 55.

19 Jeżeli chodzi o korzystne ożenki, Rooseveltowie nie różnili się od Habsburgów, o których mawiano:

Bella gerant alii! Tu, felix Austria, nube,

Nam quae Mars aliis dat tibi regna Venus.

(Niech inni toczą wojny, a ty szczęśliwa Austrio żeń się,

Albowiem Wenus daje ci te królestwa, którymi innych obdarza Mars).

20 Przeliczenia dolarów pochodzą z Robert G. Sahr, „Inflation Conversion Factors for Years 1700 to Estimated 2012”, Political Science Department, Oregon State University, 2002.

21 Ward, Before the Trumpet, s. 59-60, 350-351. Eleanor Roosevelt nazwała Bamie „jedną z najbardziej interesujących kobiet, jakie znałam. Miała umysł, który pracował niczym umysł bardzo zdolnego mężczyzny. Była pełna animuszu i zawsze znajdowała się w centrum grupy, w której przebywała”. Eleanor Roosevelt, This Is My Story, New York, Harper & Brothers, 1937, s. 57-58.

22 Davis, Beckoning Destany, s. 34. Zobacz także Peter Collier wraz z Davidem Horowitzem, The Roosevelts: An American Saga, New York, Simon & Schuster, 1994, s. 53-54.

23 „Delano”, powiedziała Eleanor, „byli pierwszymi poznanymi przeze mnie ludźmi, którzy mogli robić, co chcieli, bez zastanawiania się skąd wziąć na to pieniądze”. Autobiography of Eleanor Roosevelt, New York, Harper & Brothers, 1961, s. 47

24 Rita Halle Kleeman, Gracious Lady, New York, D.Appleton–Century, 1935, s. 5-6.

25 Daniel W. Delano, Jr., Franklin Roosevelt and the Delano Influence, Pittsburgh, J. S. Nudi Publications, 1946, s. 31-33.

26 Steeholm, House at Hyde Park, s. 13; Freidel, Apprenticeship, s. 13-14; James MacGregor Burns i Susan Dunn, The Three Roosevelts, New York, Grove Press, 2001, s. 19. Milionowa fortuna Warrena Delano w 2006 r. byłaby warta ok. 24 miliony. Być może lepszym wskaźnikiem będzie to, że gdy John Jacob Astor, pierwszy milioner w państwie, zmarł w 1848 r. pozostawił po sobie majątek wyceniany na nieco mniej niż 20 mln $: według autora jego nekrologu sumę „tak niepojętą, jak nieskończoność”. Ward, Before the Trumpet, s. 130.

27 Colonnade Row zostało zaprojektowane w latach 30. XIX wieku przez Ithiela Towna i Alexandra Jacksona Davisa, znakomitych architektów greckiego odrodzenia, których prace objęły również Urząd Celny w Nowym Jorku oraz kapitole stanowe w Connecticut, Indianie, Północnej Karolinie i Ohio.

28 W rodzinie Sara była nazywana „Sallie”, żeby odróżnić ją od ciotki Sary, siostry Warrena. Dla ułatwienia w całej książce nazywam matkę prezydenta „Sarą”.

29Treatise on the Theory and Practice of Landscape Gardening Adapter to North America Downinga zostało wydane w 1840 r. i jest amerykańskim klasykiem. Zobacz także jego The Architecture of Country House, New York, D. Appleton, 1850.

30 FDR przez całe życie posługiwał się słowem „Algonac” jako kodem oznaczającym, że wszystko jest dobrze, „superświetnie, znakomicie”. Zobacz FDR do SDR, 7 czerwca 1905 r., 2 The Roosevelt Letters, red. Elliott Roosevelt, London, George G. Harrap, 1950, s. 21.

31 Cytat w Kleeman, Gracious Lady, s. 35.

32 Jeżeli chodzi o zgłębienie złożonego zagadnienia chińskiego handlu opium, zobacz William Travis Hanes i Frank Sanello, The Opium Wars: The Addiction of One Empire and the Corruption of Another, Naperville, Ill., Sourcebooks, 2002, s. 42-49. A także John King Fairbank, Trade and Diplomacy on the China Coast, Stanford, Calif., Stanford University Press, 1969, s. 65-69; William O.Walker III, Opium and Foreign Policy, Chapel Hill, University of North Carolina Press, 1991, s. 4-14; David Edward Owen, British Opium Policy in China and India, New Haven, Conn., Yale University Press, 1934, s. 214 i dalej.

33 List Warrena został napisany w Kantonie 11 kwietnia 1839 r. ale wyrażone w nim poglądy znajdują zastosowanie a fortiori do jego pobytu w Hong Kongu w latach 60. Warren zauważył, że gdyby chińskie władze nie pochwalały handlu opium, mogłyby go łatwo zdusić. Cytat w Frederic D. Grant, Jr., „Edward Delano and Warren Delano II: Case Studies in American China Trader Attitudes Toward the Chinese, 1834-1844”, (honors thesis, Bates College, 1976, s. 183-185, 260-261). Zobacz również obszerny przypis dotyczący Warrena Delano i handlu opium w Ward, Before the Trumpet, s. 87-88 (przyp.), a także Daniel Delano, Franklin Roosevelt and the Delano Influence, s. 163, gdzie autor szczerze przyznaje: „Warren był wówczas zaangażowany w handel opium i dawał on ogromne i dorodne zyski”. Więcej na temat tego procederu w Jacques M. Downs, „American Merchants and the China Opium Trade, 1800-1840”, Business History Review, nr 42, s. 418-442 (1968), oraz w przywołanych w tym artykule źródłach.

34 Cytat w Ward, Before the Trumpet, s. 90.

35 R.J.C. Butow, „A Notable Passage to China: Myth and Memory in FDR’s Family History”, Prologue, jesień 1999, s. 159-160. Zobacz też Kleeman, Gracious Lady, s. 43-60.

36 FDR do Felixa Frankfurtera, 18 kwietnia 1942 r., w Roosevelt and Frankfurter: Their Correspondence, Max Freedman, red., Boston, Little, Brown, 1967, s. 656.

37 Cytat w Ward, Before the Trumpet, s. 95.

38 Kleeman, Gracious Lady, s. 65.

39 Suzannah Lessard, The Architect of Desire: Beauty and Danger in the Stanford White Family, New York, Dial Press, 1996, s. 203

40 Siedem lat później White ożenił się z Bessie Springs ze Smithtown na Long Island. Do tego czasu McKim, Mead and White stała się czołową firmą architektoniczną w Ameryce, nadając tempo zarówno publicznemu, jak i prywatnemu budownictwu. Napędzała ją maniakalna energia Stanforda White’a. Wbrew przewidywaniom Warrena Delano, White stał się bardzo zamożny. Natomiast w jednej kwestii Warren mógł mieć rację: White najpewniej nie nadawał się na dobrego męża. Angażował się w osławione romanse, a w roku 1906 został zastrzelony przez pewnego zazdrosnego męża, Harry’ego Thawa, w czasie gdy podziwiał spektakl z restauracji na dachu Madison Square Garden – którą zresztą sam zaprojektował. Paul R. Baker, Stanny: The Gilded Life of Stanford White, New York, Free Press, 1989, s. 33-34, 372-373

41 Cytat w Steeholm, House at Hyde Park, s. 36. Zobacz też Davis, Beckoning Destiny, s. 35.

42 Cytat w Kleeman, Gracious Lady, s. 111.