Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Frans de Waal, holenderski prymatolog i badacz zachowania zwierząt, broni przekonania, że niektóre zachowania zwierząt wcale nie różnią się od zachowań ludzkich. Szympansy całują się na przywitanie, z tego samego powodu, dla którego robią to ludzie. Możemy rozsądnie oczekiwać, że zwierzęta chcą, dążą ku czemuś, bawią się, niepokoją, współczują i czują smutek.
Książka de Waala to pełen pasji, napisany żywym, a miejscami wręcz dosadnym językiem manifest "nowego antropomorfizmu" - programu rzetelnego, naukowego zmierzenia się z faktem, że jesteśmy nie tyle podobni do zwierząt, ale w ścisłym sensie po prostu nimi jesteśmy. Z drugiej strony każdy gatunek jest jednak inny i w kontakcie ze słoniem, foką, psem czy lemurem musimy użyć wszelkiej naszej domyślności i empatii, aby "wejść w ich świat" i dostrzec inteligencję i spryt tych istot. Czy jednak sami jesteśmy na to wystarczająco sprytni?
Ta książka całkowicie odmieni twoje zdanie na temat możliwości poznawczych zwierząt. Zabiera czytelnika w fascynującą podróż w świat rozwiązywania problemów przez zwierzęta. - Temple Grandin, autorka m.in. "Zrozumieć zwierzęta" i "Zwierzęta czynią nas ludźmi"
Zdumiewające... przejdzie do klasyki gatunku - i świetnie się czyta. - „People”
de Waal wytrąca z równowagi i zmusza do przyjrzenia się sobie samemu na nowo - „Observer”
Frans de Waal jest profesorem psychologii na Uniwersytecie Emory i dyrektorem Living Links Center w Atlancie. W 2007 r. magazyn „Time” uznał go za jedną ze stu osób, które kształtują nasz świat. Autor m.in. książek Małpy i filozofowie (CCPress 2013), Bonobo i ateista (CCPress 2014), Małpa w każdym z nas (CCPress 2015).
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 512
Dla Catherine –całe szczęście byłem wystarczająco bystry, aby ją poślubić
Prolog
Różnica pomiędzy umysłem człowieka i wyższych zwierząt, jakkolwiek wielka, jest z pewnością różnicą stopnia, a nie rodzaju.
Karol Darwin (1871)[1]
Pewnego wczesnego listopadowego poranka, gdy dni stawały się coraz zimniejsze, zauważyłem, że szympansica Franje zaczyna zbierać w jednym miejscu całą słomę ze swojej sypialni. Wzięła ją pod pachę i zabrała na dużą wyspę w Zoo Burgersa w holenderskim mieście Arnhem. Jej zachowanie zaskoczyło mnie. Po pierwsze, Franje nigdy nic takiego nie robiła; nie widzieliśmy też, aby inne szympansy wyciągały słomę poza pomieszczenia. Po drugie, jeśli jej celem było ogrzanie się w ciągu dnia, jak podejrzewaliśmy, to ciekawe było to, że zbierała słomę wewnątrz ogrzewanego budynku, w momencie kiedy temperatura w środku była bardzo przyjemna. Nie była to reakcja na zimno, lecz przygotowywanie się na temperaturę, której jeszcze nie doświadczyła. Najbardziej rozsądne wyjaśnienie byłoby takie, że dokonała ekstrapolacji na podstawie poprzedniego, chłodnego dnia, przewidując pogodę następnego dnia. Tak czy inaczej, później miała do dyspozycji – dla siebie i swojego małego synka o imieniu Fons – bardzo przyjemne i ciepłe legowisko.
Nigdy nie przestaje mnie zadziwiać poziom mentalny, na jakim znajdują się zwierzęta, choć wiem oczywiście, że nie wolno wyciągać wniosków na podstawie jednego zdarzenia. Tego typu historyjki inspirują nas jednak do przeprowadzania dalszych obserwacji i eksperymentów, które ostatecznie pomagają nam się zorientować, jak jest naprawdę. Pisarz science fiction Izaak Asimow powiedział kiedyś podobno: „Najbardziej ekscytujące słowa, jakie może wypowiedzieć naukowiec – takie, które zwiastują wielkie odkrycia – to nie »Eureka!«, tylko »A to dziwne«”. Wiem o tym doskonale. Przechodzimy przez długi proces obserwowania naszych zwierząt, bycia zaintrygowanymi i zaskoczonymi przez ich działania, systematycznego testowania hipotez na ich temat i wykłócania się z innymi naukowcami o to, co tak naprawdę znaczą zebrane przez nas dane. W rezultacie dochodzimy do wniosków dość powoli, a na każdym rogu czyhają na nas kontrowersje. Nawet jeśli pierwotna obserwacja jest prosta (małpa[*] układa stosik słomy), jej konsekwencje mogą być olbrzymie. Pytanie o to, czy zwierzęta robią plany na przyszłość, co – jak się wydawało – robiła Franje, jest obecnie aktywnie badane przez społeczność naukową. Naukowcy mówią o mentalnej podróży w czasie, „chronestezji” (chronesthesia) czy „autonoezie” (autonoesis), ale ja spróbuję unikać tego typu specjalistycznej terminologii i opowiedzieć prostym językiem o postępie, który dokonał się w ostatnich latach. Zamierzam opowiedzieć o tym, w jaki sposób zwierzęta na co dzień posługują się swoją inteligencją, oraz o tym, jakie są wyniki kontrolowanych eksperymentów. Pierwsze z tych historii wyjaśniają, jaki cel spełniają poszczególne zdolności poznawcze; relacje z eksperymentów pomagają wykluczyć inne wyjaśnienia. Oba te źródła wiedzy cenię równie mocno, choć zdaję sobie sprawę, że łatwiej czyta się o anegdotach z życia zwierząt niż o eksperymentach naukowych.
Weźmy pod uwagę pytanie, czy zwierzęta żegnają się z sobą i witają. Nietrudno jest sobie wyobrazić, że robią to drugie. Powitanie to reakcja na pojawienie się znanego osobnika po przerwie – to, co robi pies, skacząc na nas, po tym jak przekroczymy próg domu. Znane z internetu filmy przedstawiające wracających z misji zagranicznych żołnierzy witanych przez swoje psy każą przypuszczać, że istnieje związek między czasem trwania rozłąki a intensywnością powitania. Jesteśmy w stanie zrozumieć ten związek, ponieważ sami go doświadczamy. Nie są więc tu potrzebne żadne wielkie teorie psychologiczne. Co jednak z żegnaniem się?
Nie lubimy się żegnać z kimś, kogo kochamy. Moja matka płakała, kiedy przeniosłem się na drugą stronę Atlantyku, choć oboje wiedzieliśmy, że moja nieobecność nie będzie trwała wiecznie. Wyrażenie pożegnania zakłada wiedzę o przyszłym rozdzieleniu, co sprawia, że jest ono tak rzadkie u zwierząt. I tutaj mam jednak stosowną historyjkę. Uczyłem kiedyś samicę szympansa o imieniu Kuif, aby karmiła z butelki adoptowane dziecko (swojego gatunku). Kuif zachowywała się tak, jak zwykle zachowywałaby się matka dziecka, ale nie miała wystarczająco dużo własnego pokarmu. Przekazywaliśmy jej butelkę ciepłego mleka, a ona ostrożnie podawała ją szympansiemu niemowlęciu. Kuif uzyskała tak dużą wprawę, że z czasem odsuwała nawet na chwilę butelkę, kiedy dziecko musiało beknąć. Aby cała ta procedura się udała, Kuif i dziecko, które spoczywało przy ciele adoptowanej matki dzień i noc, musiały zostać wezwane do budynku na czas karmienia, podczas gdy reszta grupy pozostawała na zewnątrz. Po pewnym czasie zauważyliśmy, że Kuif nie wchodzi od razu do środka, lecz udaje się na długi obchód. Przechodziła przez całą wyspę, odwiedzając samca alfa, samicę alfa i kilku dobrych przyjaciół, całując każdego z tych osobników, i dopiero potem podchodziła do budynku. Gdy oni spali, budziła ich, aby się z nimi pożegnać. I znów – samo zachowanie jest dość proste, jednak konkretna sytuacja, w której do niego dochodziło, kazała nam się zastanawiać nad leżącymi u jego podstaw procesami poznawczymi. Kuif, jak Franje, wydawała się wybiegać myślami naprzód.
Co jednak ze sceptykami, którzy sądzą, że zwierzęta są z definicji uwięzione w teraźniejszości i tylko ludzie są zdolni do myślenia o przyszłości? Czy jest to rozsądne założenie, czy może wypierają oni po prostu to, do czego zdolne są zwierzęta? Dlaczego właściwie ludzie są tak chętni, aby bagatelizować inteligencję zwierząt? Zwykle odmawiamy im posiadania zdolności, które z oczywistością dostrzegamy u siebie samych. Co się za tym kryje? Przy próbach dowiedzenia się, na jakim poziomie mentalnym funkcjonują inne gatunki, prawdziwe wyzwanie nie tkwi w samych tych zwierzętach, lecz w nas samych. Częścią tej historii są ludzkie nastawienia; nasza kreatywność i wyobraźnia. Zanim zadamy pytanie o to, czy zwierzęta są wyposażone w pewnego typu inteligencję, zwłaszcza takiego typu, jaki szczególnie cenimy u siebie, musimy pokonać wewnętrzny opór przed samym rozważeniem tej ewentualności. Stąd centralne pytanie tej książki: „Czy jesteśmy wystarczająco sprytni, żeby zauważyć, jak sprytne są zwierzęta?”.
Krótka odpowiedź brzmi: „Tak, ale nigdy byście nie zgadli!”. Przez większą część poprzedniego stulecia naukowcy byli nadmiernie ostrożni i sceptyczni odnośnie do inteligencji zwierząt. Przypisywanie zwierzętom intencji i emocji uważano za „zdroworozsądkową” bzdurę. My, naukowcy, wiemy lepiej! Nigdy nie zgodziliśmy się na te wszystkie: „Mój pies jest zazdrosny” czy „Mój kot wie, czego chce”, nie mówiąc już o czymś bardziej skomplikowanym, jak na przykład o idei, że zwierzęta rozmyślają o przeszłości albo odczuwają czyjś ból. Badacze zachowania zwierząt albo nie przejmowali się władzami poznawczymi, albo aktywnie sprzeciwiali się takim propozycjom. Większość wolała nie tknąć tego tematu końcem kija. Na szczęście były tu wyjątki – i na pewno o nich opowiem, ponieważ fascynuje mnie historia mojej dyscypliny nauki – jednak dwie główne szkoły widziały zwierzęta bądź to jako maszynki poszukujące nagrody i unikające kary na podstawie modelu bodziec–reakcja, bądź jako roboty wyposażone genetycznie w wiele pożytecznych instynktów. Choć każda ze szkół zwalczała tę drugą, twierdząc, że postrzega ona świat zbyt wąsko, wspólna była dla nich zasadniczo mechanistyczna perspektywa: nie ma co się przejmować wewnętrznym życiem zwierząt, a ktokolwiek to robi, popełnia grzech antropomorfizmu, romantyzmu i nienaukowości.
Czy musieliśmy przejść przez tę ponurą fazę? Dawniej myślenie na te tematy było znacznie bardziej liberalne. Karol Darwin dużo pisał na temat emocji ludzi i zwierząt, a wielu naukowców w XIX wieku było skłonnych odnajdywać ślady wyższej inteligencji u zwierząt. Pozostaje tajemnicą, dlaczego badania tego typu zostały czasowo zawieszone i dlaczego na własne życzenie zawiązaliśmy na szyi biologii kamień młyński – a w taki właśnie sposób wielki badacz ewolucji Ernst Mayr skomentował kartezjański pogląd, że zwierzęta to tylko tępe automaty[2]. Czasy jednak się zmieniają. Nie da się nie dostrzec lawiny wiedzy, która spada na nas w ostatnich dekadach, rozprzestrzeniając się szczególnie skutecznie dzięki internetowi. Niemal co tydzień słyszymy o nowym odkryciu na temat zaawansowanych zdolności poznawczych zwierząt, często w połączeniu z przekonującym zapisem filmowym. Dowiadujemy się, że szczury mogą żałować swoich decyzji, że kruki wytwarzają narzędzia, ośmiornice rozpoznają ludzkie twarze, a dzięki szczególnej grupie neuronów małpy uczą się na cudzych błędach. Otwarcie mówi się już dzisiaj o istnieniu kultury u zwierząt, o empatii i przyjaźniach między nimi. Nic nie jest już z góry wykluczone, nawet mowa o racjonalności, którą kiedyś uważano za znak rozpoznawczy człowieka.
Przy wszystkich tych okazjach mamy zwyczaj porównywania z sobą inteligencji zwierzęcej i ludzkiej, traktując samych siebie jako punkt odniesienia. Warto jednak pamiętać, że jest to przestarzały sposób postępowania. To nie jest porównanie inteligencji „ludzkiej” ze „zwierzęcą”, a raczej różnych odmian inteligencji zwierzęcej, z których jedna jest właściwa naszemu gatunkowi. Choć w niniejszej książce będę czasem dla wygody używał terminu „zwierzęta” w tradycyjny sposób, nie da się zaprzeczyć, że ludzie są zwierzętami. Nie porównujemy więc z sobą dwóch odmiennych kategorii inteligencji, a raczej rozważamy zmienność występującą w ramach jednej kategorii. Ludzkie procesy poznawcze traktuję jako odmianę zwierzęcych. Nie jest jasne nawet to, jak bardzo wyjątkowe są nasze moce poznawcze w porównaniu z tymi, które wyrażają się poprzez osiem niezależnie poruszających się ramion, każde z własnym unerwieniem; albo tymi, które pozwalają latającemu organizmowi schwytać poruszającą się ofiarę na podstawie odbicia dźwięku własnych pisków.
W pierwszym odruchu zwykle przypisujemy wielkie znaczenie myśleniu abstrakcyjnemu i językowi (nie mam zamiaru go pomniejszać, skoro sam właśnie piszę książkę!), jednak, jeśli spojrzeć na sprawę szerzej, jest to po prostu jeden ze sposobów na zmierzenie się z kwestią przetrwania. Biorąc pod uwagę kryterium liczebności lub biomasy, mrówki i termity poradziły sobie znacznie lepiej od nas, koncentrując się na ścisłej koordynacji pomiędzy osobnikami w kolonii, a nie na myślach poszczególnych jednostek. Każde społeczeństwo działa jako jeden samoorganizujący się umysł, choć tuptający na tysiącach małych stópek. Jest wiele sposobów na przetworzenie, zorganizowanie i rozproszenie informacji, a naukowcy dopiero niedawno stali się na tyle otwarci umysłowo, aby potraktować te różne metody z podziwem i zachwytem, a nie wyparciem.
A więc: tak, jesteśmy wystarczająco bystrzy, żeby docenić inne gatunki, jednak wymaga to ciągłego tłuczenia w nasze grube czaszki przez setki faktów, które były początkowo bagatelizowane przez naukę. Warto się zastanowić, jak doszło do tego, że staliśmy się mniej antropocentryczni i uprzedzeni – będę więc wracał do tego tematu, referując obecny stan wiedzy naukowej. Po drodze będę też z konieczności przemycał swój własny pogląd, podkreślając ciągłość ewolucyjną, w przeciwieństwie do tradycyjnych dualizmów. Dualizmy typu ciało–umysł, człowiek–zwierzę, rozum–emocje mogą się wydawać użyteczne, ale w rzeczywistości odciągają naszą uwagę od tego, co istotne. Mając wykształcenie biologiczne i etologiczne, mam niewiele cierpliwości dla paraliżującego sceptycyzmu odziedziczonego po naszych naukowych przodkach. Nie sądzę, aby tak naprawdę był wart oceanu atramentu, który wylewamy na jego krytykę.
Pisząc tę książkę, nie zamierzam podjąć się zupełnego, systematycznego przeglądu ewolucyjnych badań procesów poznawczych. Zainteresowani takim przeglądem czytelnicy mogą sięgnąć do innych, bardziej technicznych książek[3]. Postanowiłem dokonać takiego wyboru spośród wielu odkryć, gatunków i naukowców, aby przekazać czytelnikom rosnącą w ciągu ostatnich dwudziestu lat fascynację badaczy. Ja sam specjalizuję się w badaniach zachowania i procesów poznawczych naczelnych – jest to obszar, który silnie wpłynął na inne, ponieważ na jego terenie doszło do wielu kluczowych odkryć. Jako że pracuję w tej dziedzinie od lat 70. XX wieku, znam osobiście wielu głównych graczy – ludzkich i zwierzęcych – dzięki czemu ta opowieść ma wątki osobiste. Do opowiedzenia jest mnóstwo historii. Rozwój tej dziedziny wiedzy to wielka przygoda – niektórzy powiedzieliby pewnie, że raczej przejażdżka na kolejce górskiej – i wciąż budzi potężną fascynację, ponieważ zachowanie stanowi, jak to powiedział austriacki etolog Konrad Lorenz – najżywszy aspekt życia.
Przypisy
Prolog
[1] Charles Darwin (1972 [oryg. 1871]), s. 105.
[*] Frans de Waal, pisząc tę książkę, często używał słów monkey i ape, które nie mają niestety prostych, potocznych odpowiedników w języku polskim (obydwa słowa tłumaczy się zwykle jako „małpy”). Termin ape obejmuje małpy człekokształtne (nadrodzina Hominoidea), a więc gibonowate (rodzina Hylobatidea) oraz człowiekowate (rodzina Hominidae) – orangutany, goryle, szympansy i ludzi. W tej książce w miejscach, w których ma to znaczenie, słowo ape zawsze tłumaczone jest jako „(małpy) człekokształtne”, chyba że w sposób oczywisty wynika z kontekstu, że słowo „małpa” odnosi się do małpy człekokształtnej, np. szympansa. Termin monkey obejmuje małpy „niższe”, czyli małpy szerokonose (Platyrrhini) oraz makakowate (Cercopithecidae). Gdy ma to znaczenie, słowo to tłumaczone jest jako „małpy »niższe«” – termin odrobinę niezgodny z poglądami Autora, który nie popiera dzielenia zwierząt na „niższe” i „wyższe” (przyp. tłum.).
[2] Ernst Mayr (1982), s. 97.
[3] Richard Byrne (1995), Jacques Vauclair (1996), Michael Tomasello i Josep Call (1997), James Gould i Carol Grant Gould (1999), Marc Bekoff i in. (2002), Susan Hurley i Matthew Nudds (2006), John Pearce (2008), Sara Shettleworth (2012), Clive Wynne i Monique Udell (2013).