Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ostatni uścisk Mamy rozpoczyna się śmiercią szympansiej matriarchini, imieniem Mama.
Gdy Mama umierała, profesor Jan van Hooff odwiedził ją, aby przytulić po raz ostatni. Ich pożegnanie sfilmowano, a nagranie szybko stało się niezwykle popularne w social mediach. Widok obejmującej profesora Mamy, witającej go szerokim uśmiechem i pocieszającym klepaniem po plecach - gestem często przypisywanym wyłącznie człowiekowi, głęboko poruszył miliony ludzi.
Frans de Waal, w swojej najnowszej książce, koncentruje się na emocjach naczelnych, iluzji wolnej woli, świadomości zwierząt oraz życiu i śmierci. Stawia śmiałą, a być może nawet rewolucyjną tezę, że nie ma ludzkich emocji, których nie posiadałyby zwierzęta; są one uniwersalne i ponadgatunkowe.
Pytanie nigdy nie brzmiało: czy zwierzęta mają emocje, lecz w jaki sposób nauka była w stanie tak długo ich nie dostrzegać. Jakim cudem robiliśmy wszystko, by odmówić zwierzętom czegoś tak oczywistego? - Frans de Waal
Urzekająca książka, pełna współczucia i wglądu w życie zwierząt, w tym ludzi –Yuval Noah Harari, autor książki Sapiens. Od zwierząt do bogów.
Frans de Waal jest jednym z najbardziej wpływowych prymatologów, który zmienia sposób, w jaki myślimy o ludzkiej naturze. To ważna i mądra książka – Robert Sapolsky, autor książki Dlaczego zebry nie mają wrzodów?
Obserwacje de Waala otwierają nam oczy i zmuszają do zmiany paradygmatu. Gdy skończysz czytać tę pasjonującą książkę, już nigdy nie pomyślisz o zwierzętach jako o gatunku gorszym – „People”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 472
Dla Catherine, która rozświetla moje życie
Prolog
Obserwowanie zachowań jest dla mnie czymś naturalnym, być może na tyle naturalnym, że robię to zbyt często. Nie uświadamiałem sobie tego aż do dnia, w którym przyszedłem do domu i opowiedziałem matce scenę zaobserwowaną podczas jazdy lokalnym autobusem. Miałem wówczas około dwunastu lat. Spotkani przez mnie chłopak i dziewczyna całowali się w całkowicie niezrozumiały dla mnie sposób – z rozchylonymi ustami. Samo w sobie nie było to dziwne, ale zauważyłem, iż po pocałunku dziewczyna żuła gumę, podczas gdy wcześniej to chłopak miał ją w ustach. Zastanowiło mnie to, ale rozwiązałem tę zagadkę – to było jak prawo naczyń połączonych. Gdy powiedziałem o tym mamie, nie była szczególnie zachwycona. Z zakłopotanym wyrazem twarzy powiedziała mi, abym przestał się tak przyglądać ludziom, bowiem nie jest to zbyt uprzejme.
Obserwowanie jest obecnie moim zawodem. Nie oczekuj jednak, że zauważę kolor sukienki czy też fakt, iż mężczyzna ma tupecik na głowie – to w najmniejszym stopniu mnie nie interesuje. Zamiast tego skupiam się na wyrażaniu emocji, języku ciała i dynamice społecznej. Są one tak bardzo podobne u ludzi i innych naczelnych, że moje umiejętności stosują się do jednych i drugich, choć praca zawodowa dotyczy w większości tych drugich. Jako student miałem pokój z oknem wychodzącym na kolonię szympansów w zoo, a jako naukowiec w Narodowym Centrum Naczelnych Yerkes w Atlancie, w stanie Georgia, mam biuro nadal z widokiem na szympansy, i tak było przez ostatnie dwadzieścia pięć lat. Moje szympansy żyją na zewnątrz, w stacji, i od czasu do czasu powodują takie zamieszanie i rwetes, że od razu biegniemy do okna, aby obejrzeć jak najwięcej z przedstawienia. To co dla większości ludzi będzie wygląda jak chaotyczna bójka dwudziestu owłosionych bestii goniących wokół, wydzierających się i krzyczących, w rzeczywistości jest wysoko uporządkowaną społecznością. Rozpoznajemy każdą małpę po twarzy, nawet po głosie i wiemy, czego możemy się po nich spodziewać. Bez rozpoznawania wzorców, obserwacje są niekonkretne i losowe. Przypominają wtedy oglądanie sportu, którego nigdy nie uprawialiśmy i o którym niewiele wiemy. Oglądając zawody, niczego nie rozumiemy. Między innymi dlatego nie mogę znieść relacji z międzynarodowych spotkań piłkarskich transmitowanych w amerykańskiej telewizji: większość komentatorów sportowych za późno zapoznała się z tą grą i nie rozumie podstawowych stosowanych w niej strategii. Cały czas skupiają się na piłce i bez potrzeby komentują w najważniejszych momentach. Tak się dzieje, kiedy nie rozpoznajemy wzorców.
Kluczem jest obserwowanie otoczenia miejsca będącego centrum uwagi. Jeżeli jeden samiec szympansa zastrasza drugiego, ciskając w niego kamieniami albo przebiegając obok, należy świadomie przestać je obserwować i sprawdzić otoczenie, w którym dzieje się coś nowego. Nazywam to holistycznym obserwowaniem: rozważaniem szerszego kontekstu. Fakt, że najlepszy przyjaciel zagrożonego samca śpi gdzieś w rogu, nie oznacza, że możemy go ignorować. Jak tylko się obudzi i skieruje w stronę miejsca akcji, cała grupa wie, że zaraz coś się zmieni. Samica zaczyna głośno pohukiwać ostrzegając otoczenie, podczas gdy matki przytulają swoje najmłodsze dzieci.
Gdy sytuacja się już uspokoi, nie należy jeszcze kończyć obserwacji. Warto skupić się na głównych aktorach – oni jeszcze nie skończyli. Wśród tysięcy ugód, których byłem świadkiem, jedna z pierwszych całkowicie mnie zaskoczyła. Wkrótce po konfrontacji dwa samce wyprostowały się, idąc ku sobie na dwóch nogach, nastroszone, przez co wydawały się dwa razy większe niż wcześniej. Utrzymywany przez nie kontakt wzrokowy był tak intensywny, że spodziewałem się wznowienia konfliktu. Jednak, gdy się tylko do siebie zbliżyły, jeden z nich nagle się odwrócił plecami do drugiego. W reakcji na to drugi samiec zaczął iskać okolice odbytu pierwszego samca, wydając głośne mlaśnięcia oraz szczękając zębami, co wskazywało na jego zaangażowanie w tej kwestii. Zważając na to, że pierwszy samiec także chciał zrobić to samo, samce skończyły w osobliwej pozycji 69, która umożliwiała każdemu z nich iskanie zadu drugiego. Wkrótce obydwa samce rozluźniły się i zaczęły iskać się po twarzach. Pokój został przywrócony.
Pierwszy cel iskania może wydawać się osobliwy, ale warto pamiętać, że w języku angielskim (jak i w wielu innych językach) mamy takie wyrażenia jak brown-nosing oraz ass-licking. Jestem pewien, że jest po temu powód. U ludzi intensywny strach może prowokować wymioty oraz biegunkę – mówimy, że „robimy w portki” gdy jesteśmy przerażeni. Ta sama reakcja powszechnie występuje także wśród małp człekokształtnych, oczywiście bez portek. Odchody dostarczają kluczowych informacji. Na długo po potyczce można zobaczyć samca szympansa swobodnie idącego dokładnie na miejsce w trawie, w którym siedział jego rywal, tylko po to, aby schylić się i je powąchać. Choć wzrok jest niemal równie istotnym zmysłem u szympansów jak u ludzi, węch pozostał u nich równie ważny. W przypadku naszego gatunku także, bowiem jak wykazały nagrania wykonane z ukrycia, podając komuś dłoń, szczególnie osobie tej samej płci, często potem wąchamy swoją dłoń. Swobodnie podnosimy ją w pobliże twarzy i zbieramy chemiczny zapach informujący nas o pozycji danej osoby. Robimy to nieświadomie, tak samo jak wiele innych rzeczy przypominających zachowanie naczelnych. Niemniej jednak pragniemy postrzegać siebie jako racjonalnych uczestników wydarzeń, którzy wiedzą co robią, jednocześnie opisując przedstawicieli innego gatunku, jakby to były automaty. To naprawdę nie jest takie proste.
W trakcie godzenia się po bójce, samce szympansów chętnie iskają zad rywala, co może prowadzić do dziwnych pozycji 69, jeżeli oba samce zdecydują się na takie zachowanie jednocześnie.
Bezustannie jesteśmy na bieżąco z naszymi uczuciami, ale ważny jest tutaj fakt, że nasze emocje i uczucia to nie to samo. Mamy tendencję do łączenia ich ze sobą, ale uczucia to nasz wewnętrzny, subiektywny stan, który ściśle mówiąc, znany jest tylko odczuwającej osobie. Znam swoje własne uczucia, ale nie znam twoich, poza tym, co mi o nich powiesz. Informacje o swoich uczuciach przekazujemy innym za pomocą języka. Z kolei emocje to stany ciała i umysłu – od złości i strachu po pożądanie seksualne i miłość – kierujące zachowaniem, wyzwalane przez określone bodźce, którym towarzyszą zmiany zachowania. Emocje są widoczne na zewnątrz w wyrazie twarzy, kolorze skóry, tembrze głosu, gestach, zapachu i tak dalej. Dopiero gdy osoba doświadczająca tych zmian uświadamia sobie ich obecność, stają się one uczuciami, które są świadomym doświadczeniem. Pokazujemy nasze emocje, ale mówimy o naszych uczuciach.
Weźmy na przykład pojednanie czy pogodzenie się przyjaciół po konfrontacji. Pojednanie stanowi mierzalną interakcję emocjonalną: aby ją wykryć, wszystko co – jako obserwator – musisz zrobić, to wykazać się cierpliwością, aby zobaczyć, jak zmienią się stosunki między byłymi wrogami. Jednak uczucia towarzyszące pojednaniu – skrucha, przebaczenie, ulga – znane są tylko tym, którzy je odczuwają. Możesz podejrzewać, że inni mają takie same uczucia jak ty, ale nie możesz być tego pewnym, nawet w odniesieniu do przedstawicieli swojego gatunku. Ktoś może twierdzić, że przebaczył innej osobie, ale czy możemy mu wierzyć? Zbyt często, pomimo tego co słyszeliśmy, taka osoba przywoła rzeczony afront przy pierwszej lepszej okazji. Sami słabo znamy nasz stan wewnętrzny i wprowadzamy w błąd i siebie, i wszystkich wokół. Jesteśmy mistrzami udawanego szczęścia, tłumionego strachu i chybionej miłości. Dlatego tak bardzo podoba mi się praca z istotami nieznającymi z języka. Zmusza mnie to do odgadywania ich uczuć, ale przynajmniej nigdy mnie nie zwodzą tym, co mogliby powiedzieć o sobie samych.
Badania psychologii ludzi często opierają się na wypełnianych kwestionariuszach, w których jest mnóstwo opisów uczuć, a niewiele o rzeczywistym zachowaniu. Ja natomiast wolę ich odwrotność. Potrzebujemy więcej obserwacji rzeczywistych zachowań ludzkich. Aby posłużyć się prostym przykładem pozwól, że zabiorę cię na dużą konferencję we Włoszech, w której, jako początkujący naukowiec, uczestniczyłem wiele lat temu. Będąc tam, aby mówić o tym, jak naczelne rozwiązują konflikty, nie spodziewałem się, że przyjdzie mi zobaczyć idealny przykład takiego zachowania wśród ludzi. Pewien naukowiec zachowywał się w sposób, jakiego nie widziałem nigdy wcześniej, a napotkałem zaledwie kilka razy później. To musiało być połączenie jego sławy i faktu, że język angielski był jego językiem ojczystym. Podczas międzynarodowych spotkań Amerykanie i Brytyjczycy często biorą swój wyjątkowy przywilej mówienia w języku ojczystym za przejaw przewagi intelektualnej. Ponieważ nikt nie sprzeciwi się im łamanym angielskim, rzadko ktoś wyprowadza ich z błędu.
Mieliśmy przed sobą całą serię wykładów i niemal po każdym nasz słynny anglojęzyczny naukowiec wyskakiwał ze swojego miejsca w pierwszym rzędzie, aby pomóc nam zrozumieć przedstawiane prace. W momencie, gdy jedna z prelegentek z Włoch zakończyła przedstawiać swój referat i gdy wciąż jeszcze trwały oklaski, rzeczony naukowiec wstał, wszedł na podwyższenie, odebrał jej mikrofon i powiedział: „W rzeczywistości mówiąc to miała na myśli...”. Nie pamiętam już tematu, ale Włoszka obrzuciła go wymownym spojrzeniem. Ciężko było nie zauważyć bezczelności i braku szacunku dla niej – w dzisiejszych czasach nazywa się to zachowanie mansplaining.
Większość członków audytorium korzystała z usługi tłumaczeniowej – w rzeczywistości ich opóźniony odbiór lingwistyczny mógł pomóc im lepiej zrozumieć jego zachowanie, tak samo jak lepiej odczytujemy język ciała kandydatów debaty telewizyjnej, gdy wyłączymy dźwięk. Pojawiło się syczenie i buczenie.
Wyraz zaskoczenia na twarzy naszego słynnego naukowca wskazywał na to, jak źle ocenił odbiór przez publiczność użycia przez niego siły. Do tego momentu był przekonany, że wszystko idzie idealnie. Zdumiony, a być może poniżony, pospiesznie opuścił podium.
Przyglądałem się, gdy on i włoska prelegentka usiedli na widowni. W ciągu piętnastu minut naukowiec podszedł do niej i zaoferował swój zestaw tłumaczeniowy, bowiem nie miała swojego. Uprzejmie przyjęła (prawdopodobnie w ogóle go nie potrzebując), co liczy się jako domyślna oferta pokojowa. Mówię tu „domyślna”, bowiem nie było żadnych oznak na to, aby którekolwiek z nich wspomniało poprzedni, niezręczny moment. Ludzie po konfrontacji często sygnalizują dobre zamiary (uśmiech, komplement) i na tym poprzestają. Nie usłyszałem, o czym rozmawiali, ale ktoś inny mi powiedział, że po zakończeniu wszystkich odczytów ów naukowiec podszedł do prelegentki po raz drugi i dosłownie powiedział jej: „Zrobiłem z siebie całkowitego głupca”. Ten rozczulający gest samoświadomości zbliżył się do dosłownego pojednania.
Pomimo wszechobecności rozwiązywania przez ludzi konfliktów i jego fascynującego przykładu na konferencji, mój własny odczyt spotkał się z mieszanymi odczuciami. Dopiero zaczynałem swoje badania, a nauka jeszcze nie była gotowa na przyjęcie faktu istnienia pojednań u innych gatunków. Nie sądzę, aby ktoś wątpił w moje obserwacje – dostarczyłem mnóstwa danych i zdjęć, aby udowodnić swoją tezę – jednak nikt nie wiedział, jak je interpretować. W tym czasie teorie dotyczące konfliktów w świecie zwierząt skupiały się na wygrywaniu i przegrywaniu. Wygrywanie jest dobre, przegrywanie jest złe, a liczy się jedynie to, komu przypadną zasoby. W latach siedemdziesiątych XX wieku nauka postrzegała zwierzęta w sposób Hobbesowski: jako brutalne, rywalizujące, samolubne i tak naprawdę nigdy miłe dla siebie. Mój nacisk na przywracanie pokoju nie miał sensu. Dodatkowo, wyrażenie to brzmiało emocjonalnie, na co też patrzono z podejrzliwością. Niektórzy koledzy przyjęli paternalizującą postawę, tłumacząc mi, że poddałem się romantycznej idei, na którą w nauce nie ma miejsca. Byłem wciąż bardzo młody, a oni pouczali mnie, że wszystko w naturze kręci się wokół przetrwania i reprodukcji, oraz że żaden organizm nie zajdzie daleko dbając o pokój. Kompromis to domena słabych. Nawet jeżeli szympansy wykazywały takie zachowania, według nich wątpliwe było, czy tego potrzebowały. A z pewnością nie robił tak żaden inny gatunek. Badałem zatem kapiszon.
Kilka dekad i setki badań później wiemy, że pojednanie jest w rzeczywistości powszechne. Występuje u wszystkich społecznych ssaków, od szczurów i delfinów po wilki i słonie, a także u ptaków. Takie zachowanie służy poprawie stosunków i to na tyle, iż gdybyśmy dzisiaj odkryli społecznego ssaka, który nie godzi się po bójce, bylibyśmy zaskoczeni. Zastanawialibyśmy się, w jaki sposób przedstawiciele tego gatunku utrzymują spójność swojej społeczności. Jednak w czasie owej konferencji nie wiedziałem tego i grzecznie słuchałem wszystkich darmowych porad. Nie spowodowały one zmiany mojego nastawienia, ponieważ dla mnie obserwacje górują nad teorią. To co zwierzęta robią w rzeczywistości, zawsze ma pierwszeństwo przed tendencyjnymi opisami tego, jak powinny się zachowywać. Gdy jesteś urodzonym obserwatorem, to właśnie otrzymujesz: indukcyjne podejście do nauki. Podobnie, kiedy zauważysz, tak jak kiedyś Charles Darwin w Wyrazie uczuć u człowieka i zwierząt, że inne naczelne przyjmują w pełnych emocji sytuacjach te same wyrazy twarzy co człowiek, nie możesz omijać podobieństw w ich życiu wewnętrznym. Naczelne odsłaniają swoje zęby w uśmiechu, wydają ochrypły chichot, gdy są łaskotane i nadymają wargi, gdy odczuwają frustrację. To automatycznie staje się punktem początkowym dla twoich teorii. Możesz mieć jakiekolwiek przekonania względem emocji zwierząt lub ich braku, ale będziesz musiał stworzyć cały zestaw zasad, w którym sens ma fakt, że ludzie i inne naczelne komunikują swoje reakcje i intencje za pomocą tych samych mięśni twarzy. Darwin oczywiście zrobił to, zakładając emocjonalną ciągłość między ludźmi i innymi gatunkami.
Niemniej jednak między zachowaniem, które wyraża emocje, a świadomym czy nieświadomym doświadczaniem tych stanów jest ogromna różnica. Każdy kto twierdzi, że wie co czują zwierzęta, nie ma nauki po swojej stronie. To tylko przypuszczenia. Nie musi być w tym nic złego, nawet jestem za zakładaniem, że gatunki spokrewnione z nami mają podobne uczucia, ale nie powinniśmy pomijać aktu wiary, którego to założenie od nas wymaga. Nawet jeżeli ci powiem, że Ostatni uścisk Mamy był uściskiem między starą szympansicą i starym profesorem na kilka dni przed jej śmiercią, to nie mogę w opisie tego wydarzenia ująć jej uczuć. Znajome zachowanie jak i podniosły kontekst wskazują na nie, ale pozostają one niedostępne. Ta niepewność zawsze denerwuje badaczy emocji i odpowiada za to, że to pole badań często postrzegane jest jako mgliste i niejasne.
Nauka nie lubi braku precyzji, dlatego też, gdy mowa o emocjach zwierząt, zazwyczaj stoi w sprzeczności z poglądami opinii publicznej. Zapytaj mężczyznę czy kobietę, pierwszych spotkanych na ulicy, czy zwierzęta mają emocje, a odpowiedzą „oczywiście”. Wiedzą, że ich psy i koty mają różnego rodzaju emocje, dlatego też rozszerzają to stwierdzenie także na inne zwierzęta. Zadaj jednak to samo pytanie profesorom na uniwersytecie i wielu z nich podrapie się po głowie, zastanowi i zapyta, co właściwie masz na myśli. W jaki sposób można chociaż zdefiniować emocje? Można podążyć za B.F. Skinnerem, amerykańskim behawiorystą, który promował mechanistyczny pogląd na zwierzęta, i odrzucić emocje jako „doskonały przykład fikcyjnych powodów, którym powszechnie przypisujemy zachowanie”[1]. Prawda, trudno w dzisiejszych czasach znaleźć naukowca jednoznacznie zaprzeczającego istnieniu emocji u zwierząt, ale wciąż wielu nie czuje się zbyt komfortowo mówiąc o nich.
Czytelnicy, którzy w imieniu zwierząt poczuli się oburzeni wątpliwościami co do ich życia emocjonalnego, powinni pamiętać, że bez kontroli typowej dla nauki wciąż wierzylibyśmy, że Ziemia jest płaska oraz że robaki samoczynnie pojawiają się w gnijącym mięsie. Nauka najlepiej się czuje, gdy podważa powszechne założenia. Choć sam nie zgadzam się ze sceptycznym poglądem na emocje zwierząt, jednocześnie czuję, że zakładanie ich istnienia jest podobne do mówienia, że niebo jest niebieskie. Zbyt daleko nas to nie zaprowadzi. Musimy wiedzieć więcej. Jakiego rodzaju są to emocje? Jak są odczuwane? Jakiemu celowi służą? Czy strach odczuwany jest przez rybę tak samo jak przez konia? Wrażenia nie wystarczą, aby odpowiedzieć na takie pytania. Zobacz, jak badamy wewnętrzne życie naszego własnego gatunku. Wprowadzamy badanych ludzi do pomieszczenia, w którym oglądają filmy lub grają w gry podłączeni do urządzeń mierzących ich tętno, reakcje skórno-galwaniczne, skurcze mięśni twarzy i tak dalej. Skanujemy także ich mózgi. To samo powinniśmy robić z przedstawicielami innych gatunków.
Uwielbiam śledzić naczelne żyjące na wolności i na przestrzeni lat odwiedziłem naprawdę sporo stanowisk w odległych krańcach świata, ale to, czego możemy się dowiedzieć z takich wizyt, ma pewne ograniczenia. Jednym z najbardziej emocjonalnych momentów jakiego doświadczyłem, było obserwowanie dzikich szympansów wysoko nade mną, które nagle zaczęły przeraźliwie krzyczeć i pohukiwać. Szympansy są jednymi z najbardziej hałaśliwych zwierząt na świecie i byłem wprost przerażony, nie znając powodu tego zamieszania. Jak się okazało, szympansy schwytały małpę i nie kryły się z tym, jak bardzo cenią jej mięso. Gdy obserwowałem, jak naczelne zbierały się wokół szympansa trzymającego ciało ofiary, zastanawiałem się, czy się z nimi podzieli, bo ma wystarczająco dużo do jedzenia i nie przejmuje się, że mu zabraknie, czy też będzie chciał pozbyć się tych wszystkich żebraków, którzy nie przestawali jęczeć, ostrożnie dotykając każdego kęsa, który wkładał do swoich ust. Ale być może istnieje trzecia opcja, jego dzielenie się pożywieniem było altruistyczne i opierało się na tym, że wiedział, jak bardzo inni też chcieli otrzymać kawałek. Nie możemy się tego dowiedzieć tylko na podstawie obserwacji. Musielibyśmy zmienić poziom głodu posiadacza mięsa albo utrudnić innym żebranie o nie. Czy po takiej zmianie wciąż byłby taki hojny? Tylko kontrolowany eksperyment pozwoliłby nam dotrzeć do motywów jego zachowania.
Takie podejście fantastycznie sprawdzało się w badaniach inteligencji. Dzisiaj odważamy się mówić o umysłowym życiu zwierząt, zaledwie po stuleciu eksperymentów nad komunikacją symbolami, rozpoznawaniem siebie w lustrze, wykorzystywaniem narzędzi, planowaniem przyszłości i przyjmowaniem punktu widzenia innych. Te badania wybiły ogromne dziury w ścianie, która podobno oddziela ludzi od reszty królestwa zwierząt. Możemy spodziewać się, że tak samo będzie z emocjami, ale tylko jeżeli przyjmiemy systematyczne podejście. W idealnym świecie wykorzystalibyśmy wyniki zarówno z laboratorium, jak i badań w terenie, i połączyli je jako różne elementy tej samej układanki.
Emocje mogą być śliskie, ale jednocześnie są one zdecydowanie najistotniejszym aspektem naszego życia. To one nadają znaczenie wszystkiemu wokół. W eksperymentach ludzie pamiętają emocjonalnie naładowane obrazy i opowieści znacznie lepiej niż neutralne. Lubimy opisywać niemal wszystko, co zrobiliśmy lub co planujemy zrobić, uwzględniając emocje. Ślub jest romantyczny lub uroczysty, pogrzeb jest pełen łez, a mecz sportowy może być niesamowitą frajdą lub rozczarowaniem, w zależności od wyniku.
Te same uprzedzenia mamy co do zwierząt. Film w Internecie przedstawiający dziką kapucynkę rozbijającą orzechy za pomocą kamieni zdobędzie znacznie mniej wyświetleń, niż film przedstawiający stado bawołów odganiających lwy od cielęcia: kopytne atakują drapieżniki swoimi rogami, podczas gdy cielę uwalnia się z ich pazurów. Obydwa filmy są zachwycające i interesujące, ale tylko ten drugi działa na nasze emocje. Identyfikujemy się z cielęciem, słyszymy jego muczenie i zachwyca nas jego powitanie z matką. Wygodnie zapominamy, że dla lwów nie ma nic szczęśliwego w tym rozstrzygnięciu.
To kolejna kwestia związana z emocjami: każą nam one przyjąć perspektywę jednej ze stron.
Nie tylko jesteśmy żywotnie zainteresowani emocjami; budują one nasze społeczeństwa w stopniu, który rzadko jesteśmy w stanie przyznać. Dlaczego politycy dążą do coraz wyższych stanowisk, jeżeli nie z powodu głodu władzy, który charakteryzuje wszystkie naczelne? Dlaczego przejmujesz się swoją rodziną, jeżeli nie z powodu emocjonalnych więzów łączących rodziców z dziećmi? Dlaczego zaniechaliśmy niewolnictwa i pracy nieletnich, jeżeli nie z ludzkiej przyzwoitości ugruntowanej w społecznych więziach i empatii? Tłumacząc swój sprzeciw względem niewolnictwa, Abraham Lincoln wspomniał żałosny widok zakutych w łańcuchy niewolników, których widział podczas swoich podróży na południe Stanów Zjednoczonych. Nasze systemy sądowe przekształcają uczucia rozgoryczenia i zemsty w sprawiedliwą karę, a nasze systemy opieki zdrowotnej mają swoje korzenie we współczuciu. Szpitale (z łaciny hospitālis, „gościnny”) pojawiły się jako religijne organizacje charytatywne, prowadzone przez zakonnice, a dopiero dużo później stały się świeckimi instytucjami kierowanymi przez profesjonalistów. W rzeczy samej, wszystkie nasze najważniejsze instytucje i osiągnięcia są ściśle wplecione w ludzkie emocje i nie mogłyby bez nich istnieć.
Uświadomienie sobie tego zmusza mnie do spojrzenia na emocje zwierząt w innym świetle, nie jako temat do rozważenia jako taki, ale jako rzucający światło na nasze istnienie, nasze cele i marzenia oraz nasze wysoko ustrukturyzowane społeczeństwa. Z uwagi na moją specjalizację, naturalnie zwracam większą uwagę na bliskich nam naczelnych, ale nie dlatego, że ich emocje są same z siebie bardziej warte uwagi. Naczelne wyrażają je podobnie do nas, ale emocje istnieją wszędzie w królestwie zwierząt, od ryb, przez ptaki po owady, a nawet u inteligentnych mięczaków, takich jak ośmiornice.
Rzadko będę się odnosił do odmiennych gatunków jako „innych zwierząt” albo „zwierząt niebędących ludźmi”. Dla uproszczenia przeważnie będę nazywał je po prostu „zwierzętami”, choć dla mnie jako biologa nic nie jest bardziej oczywiste niż to, że my też jesteśmy częścią tego samego królestwa. Jesteśmy zwierzętami. Skoro nie postrzegam naszego własnego gatunku jako emocjonalnie znacznie różniącego się od innych ssaków, a nawet trudno byłoby mi wymienić uczucia unikalne dla człowieka, uważam, że lepiej dobrze się przyjrzeć emocjonalnemu tłu, które na tej planecie dzielimy z naszymi bliskimi towarzyszami.
Przypisy
Prolog
[1] B.F. Skinner (1953), s. 160.