Jak się różnimy. Gender oczami prymatologa - Frans de Waal - ebook

Jak się różnimy. Gender oczami prymatologa ebook

Frans de Waal

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Czy to prawda, że dziewczynki wolą kolor różowy, a chłopcy – niebieski? Dlaczego dziewczynki chętniej bawią się lalkami i pluszowymi misiami, a chłopcy – samochodzikami i robotami? Co ma większy udział w kształtowaniu tożsamości płciowej człowieka: natura czy kultura?

Światowej sławy prymatolog zabiera głos w jednej z najważniejszych dyskusji XXI wieku. Wyjaśnia podstawowe pojęcia: orientacja seksualna, płeć kulturowa (gender), płeć biologiczna, tożsamość płciowa. Następnie, posiłkując się swoim doświadczeniem w badaniach innych naczelnych (jak szympansy zwyczajne i szympansy bonobo), opisuje socjalizację człowieka, jego zachowania seksualne, narzucane każdej płci role społeczne, a także niemożliwe do osiągnięcia wzory idealnej kobiety i idealnego mężczyzny. Przekonuje, że tożsamość płciowa każdego człowieka składa się z dwóch części: płci biologicznej i kulturowej (gender). Wszystko, co robimy, odzwierciedla współgranie genów i środowiska. De Waal podkreśla przy tym, że tożsamość płciowa to temat szeroki i różnorodny, i tę różnorodność należy pielęgnować.

Nigdy bym nie chciał żyć w świecie, w którym ludzie niczym się od siebie nie różnią – stwierdza Frans De Waal. Byłoby to niewiarygodnie nudne miejsce.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 586

Oceny
4,6 (14 ocen)
11
2
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
CybirbV

Nie oderwiesz się od lektury

Oczekiwałam tej książki z wypiekami na twarzy, bo dotychczasowe pozycje de Waala zawsze mnie zachwycały ogromem wiedzy i wrażliwością tego autora. „Jak się różnimy” to kolejna wybitna pozycja w repertuarze prymatologa. Książka przede wszystkim próbuje wyczyścić dyskurs o płci i genderze z ideologicznych naleciałości. Naukowcowi zależy, aby rozmowa o ludzkiej seksualności, prawach kobiet czy po prostu o człowieku, opierała się tylko i wyłącznie na ugruntowanej wiedzy naukowej. I przez całą lekturę „Jak się różnimy” de Waal objaśnia konkretne zagadnienia, zamieszczając w treści całe mnóstwo danych i odwołując się do wieloletnich badań i obserwacji. Czy faktycznie rodzimy się „białą kartą”, a płeć narzuca nam społeczeństwo? Co mówi nam pozorny promiskuityzm bonobo? Bliżej nam do nich czy raczej do bardziej brutalnych szympansów? Czy uzasadnione jest mówienie o czymś takim jak „instynkt macierzyński”? „Jak się różnimy” powinno być obowiązkową pozycją dla każdego, bo nawet bardziej niż b...
10
beatakuczekmaruta

Nie oderwiesz się od lektury

wspaniała lektura
10
thalinka

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna! Kolejna przygoda z de Waalem i kolejne wspaniale doswiadczenie. A do tego jaki ciekawy temat - gender! Autor ma podejscie mocno symetrystyczne, wiec zarowno konserwatysci jak i feministki oraz aktywisci LGBTQ znajda cos dla siebie i cos, co moze im wybic flagowe argumenty... W koncu zrozumialam, dlaczego moj dwulatek uwielbia autka, mimo ze nie kupowalismy mu zadnych. I z ciekawoscia czekam, czym bedzie sie bawic w przyszlosci moja, teraz dwutygodniowa, corka
00

Popularność




© Co­py­ri­ght by Co­per­ni­cus Cen­ter Press, 2023 Co­py­ri­ght © 2022 by Frans de Waal All ri­ghts re­se­rved
Ty­tuł ory­gi­nalnyDif­fe­rent. Gen­der thro­ugh the eyes of a pri­ma­to­lo­gist
Więk­szość zdjęć i ry­sunki są au­tor­stwa Fransa De Wa­ala. Je­śli jest ina­czej – wska­zana od­po­wied­nią osobę w pod­pi­sie pod zdję­ciem.
Kon­sul­ta­cja me­ry­to­rycznaKa­sper Ka­li­now­ski
Ad­iu­sta­cja i ko­rektaAgnieszka Paw­li­kow­ska
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wychAnna Płotko
SkładME­LES-DE­SIGN
ISBN 978-83-7886-685-5
Wy­da­nie I
Kra­ków 2023
Wy­dawca: Co­per­ni­cus Cen­ter Press Sp. z o.o. pl. Szcze­pań­ski 8, 31-011 Kra­ków tel. (+48) 12 448 14 12, 500 839 467 e-mail: re­dak­[email protected]
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Ca­the­rine, która zmie­nia wszystko

Wstęp

Naj­smut­niej­szy dzień w mo­jej ka­rie­rze za­czął się od te­le­fo­nicz­nej in­for­ma­cji, że mój ulu­biony sa­miec szym­pansa zo­stał za­szlach­to­wany przez dwóch ry­wali. Gdy w wiel­kim po­śpie­chu do­tar­łem na ro­we­rze do ho­len­der­skiego ogrodu zoo­lo­gicz­nego Ko­nin­klijke Bur­gers’, Lu­ita zna­la­złem sie­dzą­cego w ka­łuży krwi, opie­ra­ją­cego z przy­gnę­bie­niem głowę o kraty noc­nej klatki. Kiedy po­gła­ska­łem go po gło­wie, wy­dał z sie­bie głę­bo­kie wes­tchnie­nie, choć zwy­kle był wy­nio­sły. Było jed­nak już za późno. Zmarł tego sa­mego dnia na stole ope­ra­cyj­nym.

Ry­wa­li­za­cja po­mię­dzy sam­cami szym­pan­sów może stać się tak in­ten­sywna, że się za­bi­jają, nie tylko w ogro­dach zoo­lo­gicz­nych. Te­raz mamy już kil­ka­na­ście do­nie­sień o zaj­mu­ją­cych wy­soką po­zy­cję w hie­rar­chii sam­cach, któ­rzy zgi­nęli pod­czas po­dob­nych walk o wła­dzę w wa­run­kach dzi­kich. Wal­cząc o szczy­tową po­zy­cję, samcy[*], za­leż­nie od sy­tu­acji, two­rzą i zry­wają so­ju­sze, zdra­dzają się i pla­nują ataki. Tak, pla­nują, bo nie było przy­pad­kiem, że na­paść na Lu­ita miała miej­sce w noc­nych kwa­te­rach, gdzie trzech do­ro­słych sam­ców trzy­mano od­dziel­nie od reszty grupy. Na du­żej, za­le­sio­nej wy­spie za­miesz­ka­nej przez naj­sław­niej­szą ko­lo­nię szym­pan­sią na świe­cie sprawy mo­gły po­to­czyć się ina­czej. Sa­mice bez wa­ha­nia wtrą­cają się w walki po­mię­dzy mę­skimi ry­wa­lami. Choć Mama, sa­mica alfa, nie mo­głaby po­wstrzy­mać sam­ców przed po­li­ty­ko­wa­niem, przy roz­le­wie krwi sta­wiała wy­raźną gra­nicę. Gdyby była obecna przy tym, co się stało, z pew­no­ścią we­zwa­łaby swo­ich sprzy­mie­rzeń­ców na po­moc.

Przed­wcze­sna śmierć Lu­ita bar­dzo mnie po­ru­szyła. Miał nie­zwy­kle przy­ja­zny cha­rak­ter, a jako przy­wódca za­pro­wa­dził po­kój i har­mo­nię. Jed­nak, po­mi­ja­jąc to, by­łem głę­boko roz­cza­ro­wany. Jak do­tąd bi­twy, któ­rych by­łem świad­kiem, za­wsze koń­czyły się zgodą. Po każ­dej po­tyczce ry­wale ca­ło­wali się i przy­tu­lali i z każdą kłót­nią po­tra­fili so­bie do­sko­nale ra­dzić. Albo tak mi się wy­da­wało. Do­ro­śli samcy szym­pan­sów zwy­kle za­cho­wują się jak kum­ple, iska­jąc się i wy­głu­pia­jąc. Ta ka­ta­stro­falna w skut­kach walka na­uczyła mnie, że sprawy mogą rów­nież wy­rwać się spod kon­troli i ci sami fa­ceci zdolni są do tego, by in­ten­cjo­nal­nie się za­bi­jać. Ba­da­cze te­re­nowi w po­dobny spo­sób opi­sują ataki zda­rza­jące się w le­sie. Wy­dają się wy­star­cza­jąco za­mie­rzone, by móc je okre­ślać jako mor­der­stwa.

In­ten­sywna agre­sja szym­pan­sich sam­ców ma swój od­po­wied­nik wśród sa­mic. Jed­nak oko­licz­no­ści wy­wo­łu­jące ko­biecy gniew są zu­peł­nie inne. Na­wet naj­więk­szy sa­miec wie, że każda matka zmieni się w hu­ra­gan fu­rii, je­śli pal­cem tknie jej po­tomka. Bę­dzie tak śmiała i gwał­towna, że nic jej nie po­wstrzyma. Wście­kłość, z jaką człe­ko­kształtna matka broni swo­ich mło­dych, jest więk­sza niż wtedy, gdy broni sa­mej sie­bie. Mat­czyna opie­kuń­czość jest tak uni­wer­salną ce­chą ssa­ków, że aż z niej żar­tu­jemy, tak jak wtedy, gdy kan­dy­datka na wi­ce­pre­zy­dentkę USA, Sa­rah Pa­lin, na­zwała sie­bie Mamą Griz­zly. Świa­dom tej re­pu­ta­cji, Gary Lar­son stwo­rzył kie­dyś żart ry­sun­kowy: biz­nes­men z teczką wkra­cza do windy, w głębi któ­rej stoi duży niedź­wiedź i mały niedź­wiedź. Pod­pis głosi: „Tra­ge­dia wy­da­rzyła się, gdy Con­roy, za­my­ślony nad swą pracą, wszedł do windy – do­kład­nie mię­dzy sa­micę griz­zly a jej szcze­nię”.

My­śliwi zwani fa­dis, któ­rzy dawno temu w dżun­glach Taj­lan­dii chwy­tali dzi­kie sło­nie prze­zna­czone do pracy przy wy­rę­bie lasu, wcale nie oba­wiali się naj­bar­dziej schwy­ta­nia samca z po­tęż­nymi cio­sami. Wielki osob­nik za­plą­tany w liny ozna­czał mniej­sze nie­bez­pie­czeń­stwo niż młode sło­niątko schwy­tane, gdy jego matka znaj­do­wała się w za­sięgu głosu. Cał­kiem sporo fa­dis stra­ciło ży­cie w wy­niku ataku wście­kłych sło­nic[1].

W przy­padku na­szego ga­tunku bro­nie­nie dzieci przez matki jest tak ła­twe do prze­wi­dze­nia, że we­dług Bi­blii He­braj­skiej król Sa­lo­mon mógł na to li­czyć w roz­strzy­gnię­ciu sław­nego sporu. Gdy sta­nęły przed nim dwie ko­biety, z któ­rych każda twier­dziła, że jest matką pew­nego nie­mow­lę­cia, król po­pro­sił o miecz. Za­pro­po­no­wał, że po­dzieli dziecko tak, by każda mo­gła so­bie wziąć po­łówkę. Jedna z ko­biet za­ak­cep­to­wała jego wy­rok, lecz druga za­częła pro­te­sto­wać i bła­gać, by dać dziecko jej ry­walce. W ten spo­sób król usta­lił, która z nich jest praw­dziwą matką. Agata Chri­stie, bry­tyj­ska au­torka kry­mi­na­łów, for­mu­łuje to tak: „Mi­łość matki do dziecka jest jak nic in­nego na świe­cie. Nie zna prawa, nie ma li­to­ści, od­waża się na wszystko i bez­li­to­śnie miaż­dży wszystko, co sta­nie na jej dro­dze”[2].

Choć po­dzi­wiamy matki sta­jące po stro­nie swo­ich dzieci, o wo­jow­ni­czo­ści ludz­kich sam­ców mamy kiep­skie zda­nie. Chłopcy i męż­czyźni czę­sto pro­wo­kują kon­fron­ta­cje, zgry­wają twar­dzieli, ukry­wają sła­bo­ści i ak­tyw­nie po­szu­kują nie­bez­pie­czeństw. Nie każdy ich za to lubi, a część eks­per­tek i eks­per­tów to po­tę­pia. Mó­wiąc, że „ide­olo­gia tra­dy­cyj­nej mę­sko­ści” na­pę­dza za­cho­wa­nia męż­czyzn, nie mają na my­śli nic po­zy­tyw­nego. W do­ku­men­cie z roku 2018 Ame­ry­kań­skie To­wa­rzy­stwo Psy­cho­lo­giczne okre­śliło tę ide­olo­gię jako skon­cen­tro­waną na „an­ty­ko­bie­co­ści, osią­gnię­ciach, uni­ka­niu po­zo­rów sła­bo­ści oraz na przy­go­dzie, ry­zyku i prze­mocy”. Pod­jęta przez ATP próba wy­zwo­le­nia męż­czyzn od ta­kiego po­dej­ścia na nowo oży­wiła de­batę o „tok­sycz­nej mę­sko­ści”, ale wy­wo­łała też sprze­ciwy do­ty­czące sze­ro­kiego po­tę­pie­nia ty­powo mę­skich za­cho­wań[3].

Ła­two za­uwa­żyć, dla­czego wzorce sam­czej i sa­mi­czej agre­syw­no­ści oce­niane są tak róż­nie – tylko ta pierw­sza po­wo­duje pro­blemy w spo­łe­czeń­stwie. Oszo­ło­miony z prze­ra­że­nia przez śmierć Lu­ita nie za­mie­rzam opi­sy­wać mę­skiej ry­wa­li­za­cji jako nie­szko­dli­wego hobby. Ale kto twier­dzi, że jest ona pro­duk­tem ide­olo­gii? Robi się tu po­tężne za­ło­że­nie, że je­ste­śmy pa­nami i twór­cami wła­snego za­cho­wa­nia. Je­śli to prawda, czy nie po­winno ono od­róż­niać się od za­cho­wań in­nych ga­tun­ków? A pra­wie się nie od­róż­nia. Samce więk­szo­ści ssa­ków dążą do zdo­by­cia sta­tusu lub te­ry­to­rium, pod­czas gdy sa­mice za­wzię­cie bro­nią swych mło­dych. Nie­za­leż­nie, czy apro­bu­jemy ta­kie za­cho­wa­nia, czy nie, nie­trudno zo­ba­czyć, w jaki spo­sób wy­ewo­lu­owały. Dla obu płci od za­wsze sta­no­wią one me­todę po­zo­sta­wie­nia po so­bie ge­ne­tycz­nego dzie­dzic­twa.

Ide­olo­gia ma z tym nie­wiele wspól­nego.

Róż­nice płciowe w za­cho­wa­niach ludz­kich i zwie­rzę­cych pod­no­szą naj­istot­niej­sze py­ta­nia w nie­mal do­wol­nej de­ba­cie do­ty­czą­cej gen­deru, czyli płci kul­tu­ro­wej, wśród lu­dzi. Czy za­cho­wa­nia ko­biet i męż­czyzn róż­nią się na­tu­ral­nie, czy sztucz­nie? Na ile rze­czy­wi­ście się róż­nią? I czy ist­nieją tylko dwie płcie, czy może wię­cej?

Za­nim jed­nak za­głę­bię się w tę te­ma­tykę, po­zwól­cie mi ja­sno okre­ślić to, co mnie in­te­re­suje i ja­kie jest moje zda­nie. Nie cho­dzi mi tu o uspra­wie­dli­wia­nie ist­nie­ją­cych wśród lu­dzi re­la­cji gen­de­ro­wych po­przez opi­sy­wa­nie dzie­dzic­twa na­czel­nych, nie uwa­żam też, że wszystko jest w po­rządku tak, jak jest. Uznaję, że płcie ani nie są, ani nie były równe, od­kąd pa­mię­tamy. Za­równo w na­szym, jak i w nie­mal każ­dym in­nym spo­łe­czeń­stwie ko­biety mają go­rzej. Mu­siały wal­czyć o każdą zmianę na lep­sze, od prawa do edu­ka­cji po prawa wy­bor­cze i od le­ga­li­za­cji abor­cji po równe płace. To nie są małe po­stępy. Nie­które prawa zo­stały za­bez­pie­czone do­piero nie­dawno, a nie­które już osią­gnięte na nowo spo­ty­kają się z ata­kami. Uwa­żam to za bar­dzo nie­spra­wie­dliwe, a sa­mego sie­bie uwa­żam za fe­mi­ni­stę.

Lek­ce­wa­że­nie dla wro­dzo­nych zdol­no­ści ko­biet ma na Za­cho­dzie długą tra­dy­cję trwa­jącą od co naj­mniej dwóch ty­siąc­leci. To w ten spo­sób za­wsze uza­sad­niano nie­rów­ność płci. To dla­tego dzie­więt­na­sto­wieczny fi­lo­zof nie­miecki Ar­thur Scho­pen­hauer uwa­żał, że ko­biety przez całe ży­cie po­zo­stają dziećmi ży­ją­cymi chwilą te­raź­niej­szą, pod­czas gdy męż­czyźni po­sia­dają zdol­ność do my­śle­nia o przy­szło­ści. Inny nie­miecki fi­lo­zof, Georg Wil­helm Frie­drich He­gel, uwa­żał, że „męż­czyźni od­po­wia­dają zwie­rzę­tom, zaś ko­biety od­po­wia­dają ro­śli­nom”[4]. Nie py­taj­cie o to, co He­gel miał na my­śli, ale jak to za­uwa­żyła bry­tyj­ska fi­lo­zofka mo­ralna Mary Mid­gley, w przy­padku ko­biet przed­sta­wi­ciele wagi cięż­kiej w my­śli Za­chodu pre­zen­tują nie­zwy­kle głu­pie re­flek­sje. Ni­g­dzie nie wi­dać ich zwy­kłego zróż­ni­co­wa­nia w opi­niach. „Z pew­no­ścią nie ist­nieje wiele za­gad­nień, co do któ­rych Freud, Nie­tz­sche, Ro­us­seau i Scho­pen­hauer szcze­rze się zga­dzają za­równo mię­dzy sobą, jak i z Ary­sto­te­le­sem, Świę­tym Paw­łem i To­ma­szem z Akwinu, ale ich po­glądy na ko­biety są bar­dzo zbli­żone”[5].

Na­wet mój uko­chany Ka­rol Dar­win nie wy­mknął się temu tren­dowi. W li­ście do Ca­ro­line Ken­nard, ame­ry­kań­skiej obroń­czyni praw ko­biet, Dar­win wy­ra­żał swoją opi­nię o ko­bie­tach: „Wy­daje mi się, że z praw dzie­dzi­cze­nia wy­nika dla nich wielka trud­ność sta­nia się in­te­lek­tu­al­nie rów­nymi męż­czy­znom”[6].

A wszystko to w cza­sach, gdy su­ge­ro­wane kon­tra­sty in­te­lek­tu­alne z ła­two­ścią można było wy­tłu­ma­czyć nie­rów­nym do­stę­pem do edu­ka­cji. Co do „praw dzie­dzi­cze­nia” Dar­wina, mogę tylko po­wie­dzieć, że całą swoją ka­rierę spę­dzi­łem na ba­da­niu in­te­li­gen­cji u zwie­rząt i ni­gdy nie za­uwa­ży­łem żad­nych róż­nic mię­dzy płciami. Po obu stro­nach mamy za­równo osob­niki i osob­niczki wy­bitne, jak i ob­da­rzone słab­szymi zdol­no­ściami, ale żadne z se­tek ani mo­ich, ani cu­dzych ba­dań nie wy­kryły żad­nych ko­gni­tyw­nych prze­pa­ści. Choć po­mię­dzy sam­cami a sa­mi­cami na­czel­nych nie bra­kuje kon­tra­stów be­ha­wio­ral­nych, ich zdol­no­ści umy­słowe mu­siały ewo­lu­ować wspól­nie. Rów­nież u na­szego ga­tunku ob­szary ko­gni­tywne tra­dy­cyj­nie ko­ja­rzone z jedną z płci, ale nie z drugą, ta­kie jak zdol­no­ści ma­te­ma­tyczne, oka­zują się ni­czym nie róż­nić mię­dzy płciami, je­śli spraw­dza się je na wy­star­cza­jąco du­żej próbce[7]. Cały po­mysł, że któ­raś z płci jest in­te­lek­tu­al­nie lep­sza, nie znaj­duje żad­nego uza­sad­nie­nia w świe­tle no­wo­cze­snej na­uki.

Drugą sprawą, którą na­leży wy­ja­śnić, jest ste­reo­ty­powy spo­sób wi­dze­nia in­nych na­czel­nych, który bywa wy­ko­rzy­sty­wany do obrony nie­rów­no­ści w ludz­kim spo­łe­czeń­stwie. W po­pu­lar­nym wy­obra­że­niu rzą­dzący sa­miec małpy „po­siada” sa­mice, któ­rych ży­cie po­lega na ro­dze­niu mu dzieci i wy­peł­nia­niu jego po­le­ceń. Głów­nym źró­dłem in­spi­ra­cji dla tego ob­razu są ba­da­nia nad pa­wia­nami prze­pro­wa­dzone sto lat temu, które jak wkrótce wy­ja­śnię, obar­czone były po­waż­nymi błę­dami i dały po­czą­tek pew­nej wąt­pli­wej me­ta­fo­rze[8]. Nie­stety, tra­fiły one w pu­blikę jak strzała z za­dzio­rami, która oka­zała się nie­moż­liwa do usu­nię­cia po­mimo wszyst­kich pod­wa­ża­ją­cych je in­for­ma­cji uzy­ska­nych po­tem. Po­gląd, że do­mi­na­cja sam­ców jest ele­men­tem po­rządku na­tu­ral­nego, był sze­rzony przez wielu pi­sa­rzy po­pu­lar­nych w ubie­głym stu­le­ciu. Na­wet książka ame­ry­kań­skiego psy­chia­try, Ar­nolda Lu­dwiga, wy­dana w roku 2002 pod ty­tu­łem King of the Mo­un­tain (do­słow­nie: Król góry) wciąż utrzy­muje, że:

Więk­szość lu­dzi zo­stała spo­łecz­nie, psy­cho­lo­gicz­nie i bio­lo­gicz­nie za­pro­gra­mo­wana tak, by po­trze­bo­wać po­je­dyn­czej, do­mi­nu­ją­cej mę­skiej fi­gury rzą­dzą­cej ich wspól­nym ży­ciem. To zaś za­pro­gra­mo­wa­nie bli­sko od­po­wiada temu, jak urzą­dzone są nie­mal wszyst­kie spo­łecz­no­ści człe­ko­kształt­nych na­czel­nych[9].

Jed­nym z ce­lów, ja­kie so­bie tu sta­wiam, jest wy­pro­wa­dze­nie czy­tel­ni­ków z błędu, któ­rym jest to prze­świad­cze­nie o obo­wiąz­ko­wym sam­czym zwierzch­niku. Ba­da­nia, które je za­po­cząt­ko­wały, do­ty­czyły ga­tunku na­czel­nych, z któ­rym nie je­ste­śmy bar­dzo bli­sko spo­krew­nieni. Na­le­żymy do nie­wiel­kiej ro­dziny czło­wie­ko­wa­tych z nad­ro­dziny człe­ko­kształt­nych (du­żych na­czel­nych po­zba­wio­nych ogona), a nie do ro­dziny małp bez­ogo­nia­stych, ta­kich jak pa­wiany. Ba­da­jąc na­szych naj­bliż­szych krew­nych, czyli inne czło­wie­ko­wate, od­kry­wamy bar­dziej zło­żony ob­raz, w któ­rym samcy spra­wują mniej kon­troli, niż so­bie wy­obra­żano.

Choć nie ulega wąt­pli­wo­ści, że samcy na­czel­nych po­tra­fią być okrut­ni­kami, warto też uświa­do­mić so­bie, że ich prze­waga roz­mia­rów i agre­syw­ność nie po­ja­wiły się po to, by do­mi­no­wać nad sa­mi­cami. To nie o to cho­dzi w ich ży­ciu. Bio­rąc pod uwagę wy­ma­ga­nia eko­lo­giczne, sa­mice wy­ewo­lu­owały do ide­al­nych roz­mia­rów. Ich ciała są opty­malne, je­śli uwzględni się po­karm, który zbie­rają, to, ile po­dró­żują, liczbę po­tom­stwa, które wy­cho­wują, i dra­pież­ni­ków, któ­rych uni­kają. Ewo­lu­cja po­pchnęła sam­ców do od­stą­pie­nia od tego ide­ału tak, by le­piej mo­gli wal­czyć po­mię­dzy sobą[10]. Im in­ten­syw­niej­sza jest kon­ku­ren­cja mię­dzy nimi, tym bar­dziej im­po­nu­jące są ich ce­chy fi­zyczne. U nie­któ­rych ga­tun­ków, ta­kich jak go­ryle, sa­miec jest dwu­krot­nie więk­szy od sa­micy. Po­nie­waż pod­sta­wowy sens walk sam­ców tkwi w tym, żeby zdo­być do­stęp do sa­mic, z któ­rymi można się roz­mna­żać, krzyw­dze­nie ich lub za­bie­ra­nie im je­dze­nia ni­gdy nie jest ce­lem sam­ców. W rze­czy­wi­sto­ści więk­szość sa­mic na­czel­nych cie­szy się znaczną au­to­no­mią, przez cały dzień zdo­by­wa­jąc dla sie­bie po­karm i so­cja­li­zu­jąc się, pod­czas gdy samcy funk­cjo­nują na pe­ry­fe­riach ich ży­cia. W sercu ty­po­wego spo­łe­czeń­stwa na­czel­nych tkwi krew­nia­cza sieć sa­mic za­rzą­dzana przez star­sze ma­triar­chi­nie.

Te same re­flek­sje sły­sze­li­śmy, gdy uka­zał się film Król lew. Sa­miec lwa jest w nim po­ka­zany jako szef, po­nie­waż wielu lu­dzi nie po­trafi so­bie wy­obra­zić kró­le­stwa w ża­den inny spo­sób. Matka Simby, czyli lwiątka, które ma zo­stać ko­lej­nym kró­lem, nie od­grywa nie­mal żad­nej roli. A jed­nak, choć lwy rze­czy­wi­ście są więk­sze i sil­niej­sze od lwic, w lwim sta­dzie nie mają żad­nej cen­tral­nej po­zy­cji. Stado jest w za­sa­dzie sta­dem lwic, sio­strzeń­stwem, pro­wa­dzą­cym więk­szość po­lo­wań i spra­wu­ją­cym opiekę nad mło­dymi. Samce po­zo­stają na parę lat, za­nim nie po­zbędą się ich ko­lejni ry­wale. Jak twier­dzi Craig Pac­ker, je­den z naj­lep­szych świa­to­wych znaw­ców lwów: „Sa­mice sta­no­wią rdzeń, są du­szą i ser­cem stada. Samce po­ja­wiają się i zni­kają”[11].

Po­rów­nu­jąc nas do in­nych ga­tun­ków, me­dia po­pu­larne uj­mują rzecz po­wierz­chow­nie. Gdy spoj­rzymy głę­biej, rze­czy­wi­stość może się oka­zać zu­peł­nie inna. Mogą nam się uka­zać zna­czące róż­nice po­mię­dzy płciami, ale nie­ko­niecz­nie te, któ­rych się spo­dzie­wamy. Co wię­cej, wiele na­czel­nych może mieć to, co ja na­zy­wam po­ten­cja­łami, czyli zdol­no­ściami, które rzadko się ujaw­niają albo które trudno za­uwa­żyć. Do­brym przy­kła­dem jest przy­wódz­two sa­mic, ja­kie opi­sa­łem w swo­jej ostat­niej książce Ostatni uścisk Mamy, w przy­padku wie­lo­let­niej sa­micy alfa w Bur­gers’ Zoo. Mama miała ab­so­lut­nie cen­tralną po­zy­cję w ży­ciu spo­łecz­nym, cho­ciaż gdyby sy­tu­ację oce­niać na pod­sta­wie wy­ni­ków walk, znaj­do­wała się w hie­rar­chii ni­żej niż naj­waż­niejsi samcy. Naj­star­szy sa­miec rów­nież znaj­do­wał się ni­żej niż oni, ale od­gry­wał rów­nie cen­tralną rolę. Żeby zro­zu­mieć, w jaki spo­sób ta sta­rze­jąca się para wspól­nie rzą­dziła dużą ko­lo­nią szym­pan­sów, mu­simy pa­trzeć głę­biej niż tylko na fi­zyczną do­mi­na­cję i roz­po­znać, kto po­dej­muje kry­tyczne de­cy­zje spo­łeczne. Mu­simy od­róż­nić siłę po­li­tyczną od do­mi­na­cji. W na­szych spo­łe­czeń­stwach nikt nie myli wła­dzy z mu­sku­la­turą i to samo do­ty­czy spo­łe­czeństw in­nych na­czel­nych[12].

In­nym po­ten­cja­łem są zdol­no­ści opie­kuń­cze sam­ców na­czel­nych. Cza­sem mo­żemy je do­strzec po śmierci matki, kiedy na­gle osie­ro­cone młode błaga płacz­li­wie o uwagę. Znamy przy­padki ży­ją­cych na wol­no­ści do­ro­słych sam­ców szym­pan­sów, które ad­op­to­wały ta­kie dzieci i dbały o nie z mi­ło­ścią, cza­sem przez lata. Sa­miec dla ma­lu­cha spo­wal­nia swoje wę­drówki, szuka go, je­śli ten się zgubi, i bę­dzie go bro­nił rów­nie ener­gicz­nie jak matka. Po­nie­waż na­ukowcy zwy­kle pod­kre­ślają waż­ność ty­po­wych za­cho­wań, nie za­wsze za­sta­na­wiamy się nad ta­kimi po­ten­cja­łami. Mimo to mają one zna­cze­nie dla ról płci wśród lu­dzi, po­nie­waż ży­jemy w zmie­nia­ją­cym się spo­łe­czeń­stwie, w któ­rym te­sto­wane są moż­liwe umie­jęt­no­ści na­szego ga­tunku. Dla­tego jest wiele po­wo­dów, żeby prze­ko­nać się, czego mo­żemy się do­wie­dzieć o nas sa­mych dzięki po­rów­na­niom z in­nymi na­czel­nymi[13].

Na­wet osoby wąt­piące w ewo­lu­cyjne wy­ja­śnie­nia i prze­ko­nane, że te same za­sady nas nie do­ty­czą, mu­szą uznać jedną pod­sta­wową prawdę zwią­zaną z se­lek­cją na­tu­ralną. Ni­kogo z cho­dzą­cych dziś po ziemi nie by­łoby tu, gdyby nasi przod­ko­wie nie prze­żyli i nie roz­mno­żyli się. Wszyst­kie na­sze przod­ki­nie miały dzieci i z suk­ce­sem je od­cho­wały albo po­mo­gły in­nym od­cho­wać ich po­tom­stwo. Od tej za­sady nie ma wy­jąt­ków, po­nie­waż ci, któ­rzy tego nie zro­bili, nie zo­stali ni­czy­imi przod­kami.

Ich ge­nów nie ma w puli ge­no­wej.

Współ­cze­sne spo­łe­czeń­stwo jest go­towe, by sko­ry­go­wać róż­nice do­ty­czące wła­dzy i przy­wi­le­jów po­mię­dzy płciami. Ale ko­biety nie mogą tego osią­gnąć same. Spo­łeczne role płci są tak splą­tane, że za­równo męż­czyźni, jak i ko­biety mu­szą się zmie­nić jed­no­cze­śnie. Nie­które z tych zmian na lep­sze za­cho­dzą już te­raz. Wi­dzę, że młod­sze po­ko­le­nie robi różne rze­czy cał­kiem ina­czej niż moje. Męż­czyźni moc­niej się an­ga­żują w ro­dzi­ciel­stwo, a ko­biety wdzie­rają się do za­wo­dów zdo­mi­no­wa­nych przez męż­czyzn. By te zmiany mo­gły po­stę­po­wać, mu­szą się do tego włą­czyć męż­czyźni. Dla­tego na­je­żam się, kiedy sły­szę uogól­nie­nia, ta­kie jak to, że męż­czyźni winni są wszel­kiemu złu tego świata. Na­zy­wa­nie nie­któ­rych form eks­pre­sji mę­sko­ści „tok­sycz­nymi” to nie jest moja wi­zja fe­mi­ni­zmu. Jaki ma sens styg­ma­ty­zo­wa­nie wszyst­kich przed­sta­wi­cieli któ­rejś z płci? Zga­dzam się z ame­ry­kań­ską ak­torką, Me­ryl Streep, która uważa to za nie­po­trzebne: „Ra­nimy na­szych chłop­ców, na­zy­wa­jąc coś tok­syczną mę­sko­ścią. Ko­biety po­tra­fią być ku­rew­sko tok­syczne... To osoby są tok­syczne”[14].

Po­zna­nie po­cho­dze­nia róż­nic gen­de­ro­wych w ży­ciu co­dzien­nym jest dla nas nie­mal nie­moż­liwe. W końcu na­sza kul­tura wy­wiera cią­głą pre­sję za­równo na męż­czyzn, jak i na ko­biety. Ocze­kuje się, że każdy i każda z nas po­zo­sta­nie w sze­regu i do­pa­suje się do za­sad okre­śla­ją­cych mę­skość i ko­bie­cość. Czy to w ten spo­sób po­wstaje gen­der i czy płeć kul­tu­rowa wy­piera płeć bio­lo­giczną? Nie­moż­liwe, by to było pełne wy­ja­śnie­nie. Inne na­czelne nie pod­le­gają na­szym nor­mom gen­de­ro­wym, a jed­nak czę­sto za­cho­wują się jak my, a my za­cho­wu­jemy się jak one. Choć ich za­cho­wa­nia rów­nież mogą pod­le­gać nor­mom spo­łecz­nym, to jed­nak te normy z pew­no­ścią po­cho­dzą z ich kul­tur, a nie z na­szej. Jest bar­dziej praw­do­po­dobne, że po­do­bień­stwa ich za­cho­wań do na­szych wska­zują na wspól­ność na­szej bio­lo­gii.

Inne na­czelne trzy­mają dla nas lu­stro, dzięki czemu mo­żemy spoj­rzeć na płeć kul­tu­rową w no­wym świe­tle. Jed­nak nie są one nami, więc ofe­rują ra­czej po­rów­na­nie niż mo­del do na­śla­do­wa­nia. Do­daję to za­strze­że­nie dla­tego, że stwier­dze­nia fak­tów są cza­sem trak­to­wane jak wy­znacz­niki norm, a nimi nie są. Lu­dziom trudno jest nie od­no­sić opi­sów in­nych na­czel­nych do nas sa­mych. Chwa­limy je, kiedy po­stę­pują w spo­sób, który nam się po­doba, i zło­ścimy się, gdy ro­bią coś, na co pa­trzymy z od­razą. Po­nie­waż ba­dam dwa ga­tunki człe­ko­kształt­nych, u któ­rych re­la­cje po­mię­dzy płciami ra­dy­kal­nie się róż­nią, gdy o tym opo­wia­dam, wśród swo­ich słu­cha­czy na­tych­miast wy­chwy­tuję te re­ak­cje. Lu­dzie cza­sem za­cho­wują się tak, jakby moje opisy były wy­ra­zami apro­baty. Kiedy oma­wiam szym­pansy, wy­daje im się, że je­stem fa­nem mę­skiej siły i bru­tal­no­ści. Tak jak­bym uwa­żał, że by­łoby wspa­niale, gdyby męż­czyźni się tak za­cho­wy­wali! A kiedy przed­sta­wiam ży­cie spo­łeczne bo­nobo, moi słu­cha­cze są prze­świad­czeni, że roz­ko­szuję się ero­ty­zmem i sa­mi­czą kon­trolą. W rze­czy­wi­sto­ści lu­bię za­równo bo­nobo, jak i szym­pansy, a oba ga­tunki uwa­żam za fa­scy­nu­jące. De­mon­strują one różne ob­li­cza nas sa­mych. No­simy w so­bie tro­chę ze wszyst­kich przed­sta­wi­cieli człe­ko­kształt­nych, ale poza tym mie­li­śmy kilka mi­lio­nów lat, żeby wy­ewo­lu­owały u nas uni­kalne ce­chy.

Żeby po­ka­zać przy­kład tego, co de­ner­wuje lu­dzi, po­zwól­cie, że za­biorę was do dnia, kiedy jako młody czło­wiek wy­gła­sza­łem w Bur­gers’ Zoo pre­lek­cję o ba­da­nych przeze mnie szym­pan­sach. Mó­wi­łem do bar­dzo róż­nych pu­blicz­no­ści, od unii pie­ka­rzy przez aka­de­mię po­li­cyjną po na­uczy­cieli i dzieci. Wszyst­kim po­do­bały się moje opo­wie­ści aż do dnia, gdy kie­dyś zwra­ca­łem się do grupy praw­ni­czek. Bar­dzo wy­raź­nie nie po­do­bało im się moje prze­sła­nie i na­wet po­wie­działy, że je­stem „sek­si­stow­ski”, który to za­rzut do­piero chwilę wcze­śniej stał się po­wszech­nie sto­so­wa­nym. Ale jak mo­gły dojść do ta­kiego wnio­sku, skoro nie po­wie­dzia­łem ani słowa o za­cho­wa­niach lu­dzi?

Opi­sa­łem, jak róż­nią się od sie­bie samcy i sa­mice szym­pan­sów. Samcy po­pi­sują się spek­ta­ku­lar­nymi ble­fami wy­ra­ża­ją­cymi ich chęć zdo­by­cia wła­dzy. Stra­te­gicz­nie pla­nują ko­lejny ruch. Z ko­lei sa­mice więk­szość czasu spę­dzają, so­cja­li­zu­jąc się i iska­jąc. Sku­piają się na re­la­cjach to­wa­rzy­skich i na ro­dzi­nie. Z dumą po­ka­zy­wa­łem fo­to­gra­fie ilu­stru­jące naj­now­szą ob­fi­tość nie­mow­la­ków w ko­lo­nii. Ale moje słu­chaczki nie były w na­stroju do roz­tkli­wia­nia się nad człe­ko­kształt­nymi no­wo­rod­kami.

Po wy­kła­dzie praw­niczki za­py­tały mnie, dla­czego je­stem tak pe­wien, że samcy do­mi­nują nad sa­mi­cami. Za­py­tały, dla­czego by nie miało być na od­wrót. Su­ge­ro­wały, że mogę mieć słabe po­ję­cie o do­mi­na­cji. Cho­ciaż po­wie­dzia­łem, że wi­dzia­łem, jak samcy wy­gry­wają walki, stwier­dziły, że w rze­czy­wi­sto­ści mo­gło być tak, że to sa­mice wy­gry­wały. Po tym, jak spę­dzi­łem każdy dzień i ty­siące go­dzin z szym­pan­sami, po­pra­wiały mnie osoby le­dwo od­róż­nia­jące szym­pansa od go­ryla! Choć w mo­jej branży nie bra­kuje eks­per­tek, ni­gdy nie sły­sza­łem, by szym­pansy opi­sy­wano jak­kol­wiek ina­czej niż jako ga­tu­nek zdo­mi­no­wany przez sam­ców. Do­ty­czy to wy­łącz­nie prze­wagi fi­zycz­nej, która nie jest bar­dzo istotna, ale i tak zna­cząca. Samcy szym­pan­sów są ciężsi od sa­mic i są zbu­do­wani jak kul­tu­ry­ści, z po­tęż­nymi rę­kami i ra­mio­nami oraz sze­roką szyją. Mają rów­nież dłu­gie kły, pra­wie jak u lam­parta, któ­rych sa­mi­com bra­kuje. Sa­mice nie mają szans. Je­dy­nymi wy­jąt­kami są sy­tu­acje, gdy sa­mice łą­czą się w grupy.

Gdy tego sa­mego dnia praw­niczki od­wie­dziły wy­spę szym­pan­sów, tro­chę otrzeź­wiały, wi­dząc na wła­sne oczy kilka wy­pad­ków po­twier­dza­ją­cych moje in­for­ma­cje. Jed­nak w ża­den spo­sób nie po­pra­wiło im to na­stroju.

W póź­niej­szym okre­sie mo­jego ży­cia, kiedy pra­co­wa­łem z bo­nobo i o nich opo­wia­da­łem, działo się od­wrot­nie. Za­równo szym­pansy, jak i bo­nobo na­leżą do czło­wie­ko­wa­tych, pod wzglę­dem ge­ne­tycz­nym oba ga­tunki są nam nie­zwy­kle bli­skie, ale w za­ska­ku­jący spo­sób róż­nią się za­cho­wa­niem. Spo­łe­czeń­stwo szym­pan­sów jest pełne agre­sji, te­ry­to­ria­li­zmu i rzą­dzą w nim samcy. Bo­nobo są pa­cy­fi­styczne, ko­chają seks i główną rolę od­gry­wają sa­mice. O ile bar­dziej mo­głyby się róż­nić dwa ga­tunki człe­ko­kształt­nych? Bo­nobo za­dają kłam twier­dze­niu, że lep­sze po­zna­nie bli­skich nam na­czel­nych z pew­no­ścią wzmocni płciowe ste­reo­typy. Jako na­uko­wiec, który okre­ślił je jako „na­czelne z ha­słem »make love, not war«”, za­czą­łem swój pierw­szy po­pu­lar­no­nau­kowy ar­ty­kuł na ich te­mat od zda­nia: „W cza­sach gdy ko­biety wal­czą o rów­ność z męż­czy­znami, na­uka przy­nosi ru­chowi fe­mi­ni­stycz­nemu spóź­niony upo­mi­nek”. Było to w roku 1995[15].

Słu­cha­cze sza­leją za bo­nobo. Ko­chają je w po­czu­ciu, że przy­no­szą świa­tło w cza­sach, gdy bio­lo­gia wy­daje im się ude­rza­jąco mroczna. Pi­sarka Alice Wal­ker za­de­dy­ko­wała swoją po­wieść By the Li­ght of My Fa­ther’s Smile na­szemu bli­skiemu po­kre­wień­stwu z bo­nobo, a fe­lie­to­nistka „New York Ti­mesa” Mau­reen Dowd w po­li­tyczny ko­men­tarz wmie­szała kie­dyś po­chwałę ega­li­tar­nego etosu tego ga­tunku. Bo­nobo okre­ślano jako „po­prawne po­li­tycz­nie na­czelne” ze względu za­równo na od­wró­ce­nie do­mi­na­cji po­mię­dzy sam­cami i sa­mi­cami, jak i na ich nie­wia­ry­god­nie zróż­ni­co­wane ży­cie ero­tyczne. Ro­bią to we wszel­kich moż­li­wych kom­bi­na­cjach part­ner­skich, nie tylko samcy z sa­mi­cami. Za­wsze z przy­jem­no­ścią opo­wia­dam o na­szych hip­pi­sow­skich krew­nia­kach, ale nie uwa­żam, że po­rów­na­nia ewo­lu­cyjne po­winny być na­ce­cho­wane przez na­sze my­śle­nie ży­cze­niowe. Nie mo­żemy po pro­stu cho­dzić so­bie po kró­le­stwie zwie­rząt, wy­bie­ra­jąc ga­tunki, które naj­bar­dziej nam się po­do­bają.

Je­śli dwa ga­tunki na­czel­nych są nam rów­nie bli­skie, to są one też rów­nie istotne dla na­szych dys­ku­sji o re­la­cjach mię­dzy płciami. W tej książce sku­pię się na obu z nich, choć szym­pansy znane są na­uce dużo dłu­żej i są le­piej zba­dane. In­nym na­czel­nym, które nie są nam tak bli­skie, po­święcę mniej uwagi.

Te­mat róż­nic gen­de­ro­wych w taki czy inny spo­sób wzbu­dza emo­cje. Każdy ma tu wy­ro­bione zda­nie, co w od­nie­sie­niu do zwie­rząt nie zda­rza się czę­sto. Pry­ma­to­lo­dzy sta­rają się nie osą­dzać. Nie za­wsze nam się to udaje, ale ni­gdy nie okre­ślamy za­cho­wań jako do­bre lub złe. Nie da się unik­nąć tego, że na­sza praca wiąże się z in­ter­pre­ta­cjami, ale nie usły­szy­cie, że­by­śmy okre­ślali za­cho­wa­nia sam­ców jako ohydne albo na­zy­wali sa­mice da­nego ga­tunku pod­łymi. Za­cho­wa­nia przyj­mu­jemy ta­kimi, ja­kie są. Wśród przy­rod­ni­ków ta­kie po­dej­ście ma długą tra­dy­cję. Cho­ciaż w trak­cie ko­pu­la­cji sa­miec mo­dliszki do­słow­nie traci głowę, nikt nie bę­dzie ob­wi­niał sa­micy. W ten sam spo­sób i z tego sa­mego po­wodu nie osą­dzamy samca dzio­bo­rożca przy­no­szą­cego grudki gliny, żeby jego part­nerka mo­gła za­mu­ro­wać się w dziu­pli na całe ty­go­dnie. Za­sta­na­wiamy się tylko, dla­czego przy­roda wła­śnie tak działa.

W ten sam spo­sób pry­ma­to­lo­dzy i pry­ma­to­lożki pa­trzą na spo­łe­czeń­stwo. Nie przej­mu­jemy się tym, czy dane za­cho­wa­nia są po­żą­dane, tylko pró­bu­jemy je jak naj­le­piej opi­sać. To tro­chę tak jak w tym żar­to­bli­wym fil­miku, w któ­rym Da­vid At­ten­bo­ro­ugh, bry­tyj­ski przy­rod­nik i oso­bo­wość te­le­wi­zyjna, ko­men­tuje go­dowe ry­tu­ały na­szego ga­tunku. Na fil­miku wi­dać stu­den­tów żło­pią­cych piwo w ka­na­dyj­skim ba­rze, a bal­sa­miczny głos At­ten­bo­ro­ugh mówi nam, że „po­wie­trze prze­sy­cone jest wo­nią sa­mic”, a „każdy sa­miec pró­buje po­ka­zać, jaki jest silny i zręczny”. Koń­cząca fil­mik scena ze „zwy­cięzcą” tra­fia­ją­cym do łóżka z jedną z ko­biet po­ka­zuje, jak przej­muje ona ini­cja­tywę[16].

Czy to jest sek­si­stow­skie? Tylko wtedy, je­śli uwa­żasz, że każde na­wią­za­nie do ty­po­wych dla da­nej płci za­cho­wań ozna­cza po­li­tyczną de­kla­ra­cję. Ży­jemy w cza­sach, gdy część z nas sys­te­ma­tycz­nie pod­kre­śla róż­nice płciowe, jakby były wszę­dzie, pod­czas gdy inni pró­bują je wy­ma­zać, okre­śla­jąc jako po­zba­wione zna­cze­nia. Pierw­sza grupa eks­cy­tuje się mi­ni­mal­nymi róż­ni­cami do­ty­czą­cymi pa­mięci prze­strzen­nej, ocen mo­ral­nych czy cze­go­kol­wiek in­nego, nie­pro­por­cjo­nal­nie je roz­dmu­chu­jąc. Ich wnio­ski są czę­sto po­wie­lane i wzmac­niane przez me­dia, przez co róż­nica kilku punk­tów pro­cen­to­wych na ko­rzyść któ­rejś z płci zmie­nia się w róż­nicę mię­dzy ko­lo­rem bia­łym a czar­nym. Nie­któ­rzy au­to­rzy twier­dzą na­wet, że męż­czyźni i ko­biety po­cho­dzą z róż­nych pla­net. Druga z grup za­cho­wuje się od­wrot­nie. Będą zmięk­czać każde twier­dze­nie o tym, jak męż­czyźni i ko­biety róż­nią się od sie­bie. Stwier­dzą, że „to nie do­ty­czy nas wszyst­kich” albo „to efekt śro­do­wi­ska”. Dla nich sło­wem klu­czo­wym jest so­cja­li­za­cja, w ta­kim sen­sie, że „so­cja­li­za­cja spra­wia, że męż­czyźni chcą kon­ku­ro­wać” albo „w wy­niku so­cja­li­za­cji ko­biety dbają o in­nych”. Twier­dzą, że wie­dzą, skąd biorą się róż­nice w za­cho­wa­niach, i z pew­no­ścią nie jest to bio­lo­gia.

Jedną z pierw­szych ad­wo­ka­tek tej dru­giej opcji była ame­ry­kań­ska fi­lo­zofka Ju­dith Bu­tler, która uwa­żała, że po­ję­cia „mę­skie” i „żeń­skie” to za­le­d­wie kon­strukty. W swym prze­ło­mo­wym ar­ty­kule z roku 1988 na­pi­sała tak: „Po­nie­waż gen­der nie jest fak­tem, różne dzia­ła­nia płci kul­tu­ro­wej two­rzą jej ideę, a bez tych dzia­łań płeć kul­tu­rowa w ogóle by nie ist­niała”[17]. To eks­tre­malny po­gląd, z któ­rym nie mogę się zgo­dzić. Nie­mniej jed­nak uwa­żam po­ję­cie gen­der za przy­datną kon­cep­cję. Każda kul­tura ma inne normy, zwy­czaje i role przy­pi­sane płciom. Gen­der od­nosi się do tych wy­uczo­nych na­kła­dek, które bio­lo­giczną sa­micę zmie­niają w ko­bietę, a bio­lo­gicz­nego samca w męż­czy­znę. To prawda, że je­ste­śmy isto­tami w pełni kul­tu­ro­wymi. Po­su­nął­bym się na­wet da­lej i stwier­dził, że kon­cep­cja gen­deru może pa­so­wać rów­nież do in­nych na­czel­nych. Człe­ko­kształtne osią­gają do­ro­słość około szes­na­stego roku ży­cia, co daje im mnó­stwo czasu na ucze­nie się od in­nych. Je­śli to zmie­nia za­cho­wa­nia ty­powe dla ich płci, w ich przy­padku rów­nież po­win­ni­śmy mó­wić o płciach kul­tu­ro­wych.

Gen­der obej­muje także toż­sa­mo­ści, które nie od­po­wia­dają płci bio­lo­gicz­nej, czyli ta­kie, ja­kie po­sia­dają trans­sek­su­alni męż­czyźni i trans­sek­su­alne ko­biety. Ist­nieją jesz­cze inne wy­jątki, ta­kie jak przy­padki, gdy ana­to­miczna bądź chro­mo­so­malna płeć da­nej osoby z tru­dem pod­daje się kla­sy­fi­ka­cji albo gdy ja­kieś osoby nie iden­ty­fi­kują się ani z jedną, ani z drugą płcią. A jed­nak u więk­szo­ści lu­dzi gen­der i płeć, czyli płeć kul­tu­rowa i bio­lo­giczna, są ze sobą zgodne. Po­mimo róż­nych zna­czeń te dwa okre­śle­nia są ze sobą po­łą­czone. Za­tem dys­ku­sja o róż­ni­cach gen­de­ro­wych au­to­ma­tycz­nie obej­muje róż­nice płciowe i na od­wrót.

Na­uka przez bar­dzo długi czas igno­ro­wała róż­nice płciowe, ale to za­czyna się zmie­niać. Jed­nym z po­wo­dów jest, że to za­nie­dba­nie znisz­czyło opiekę zdro­wotną[18]. Nie­gdyś ko­biety były dia­gno­zo­wane i le­czone jak męż­czyźni, tylko mniejsi. Od­kąd Ary­sto­te­les za­uwa­żył, że „w rze­czy sa­mej sa­mica jest jakby sam­cem po­zba­wio­nym pew­nych czę­ści” [tłum. Pa­weł Si­wek], me­dy­cyna uznała ciało samca za ty­powe. Uwa­żano, że je­dyną mo­dy­fi­ka­cją, ja­kiej wy­ma­gało ciało ko­biety, jest ob­ni­że­nie dawki da­nego leku opra­co­wa­nego dla męż­czyzn[19].

Jed­nak ciała sam­ców i sa­mic na­szego ga­tunku znacz­nie się róż­nią. Nie­które z tych róż­nic to tylko róż­nice struk­tu­ralne. Na przy­kład, ko­biety czę­ściej od męż­czyzn od­no­szą cięż­kie ob­ra­że­nia w wy­pad­kach sa­mo­cho­do­wych, co może wy­ni­kać z róż­nic w gę­sto­ści ko­ści albo z tego, że prze­mysł sa­mo­cho­dowy wciąż w te­stach wy­pad­ko­wych używa ma­ne­ki­nów wzo­ro­wa­nych na cia­łach mę­skich, w któ­rych masa jest ina­czej roz­ło­żona niż w cia­łach ko­bie­cych[20]. Róż­nice obej­mują rów­nież uszko­dze­nia spe­cy­ficzne dla płci (ta­kie jak te zwią­zane z ma­cicą, pier­siami czy pro­statą) i inne po­datne na uszko­dze­nia miej­sca. W roku 2016 Na­ro­dowe In­sty­tuty Zdro­wia we­zwały ame­ry­kań­skich na­ukow­ców zaj­mu­ją­cych się me­dy­cyną, by ich ba­da­nia za­wsze obej­mo­wały obie płcie. NIH Po­licy on Sex as a Bio­lo­gi­cal Va­ria­ble [Po­li­tyka Na­ro­do­wych In­sty­tu­tów Zdro­wia do­ty­cząca płci jako zmien­nej bio­lo­gicz­nej] obej­muje wszyst­kie krę­gowce, ta­kie jak my­szy, szczury, małpy i lu­dzie. Wiele cho­rób wy­ka­zuje za­leż­ność od płci. Na przy­kład, u ko­biet z więk­szym praw­do­po­do­bień­stwem niż u męż­czyzn po­jawi się cho­roba Al­zhe­imera, to­czeń czy stward­nie­nie roz­siane. Z ko­lei u męż­czyzn czę­ściej po­ja­wia się cho­roba Par­kin­sona czy za­bu­rze­nia ze spek­trum au­ty­zmu. Ogól­nie rzecz bio­rąc, ko­biety są tą sil­niej­szą płcią i żyją dłu­żej niż męż­czyźni, a róż­nica ta po­ja­wia się u więk­szo­ści ssa­ków. Te od­ręb­no­ści nie mają wiele wspól­nego z „ideą gen­der” pro­po­no­waną przez Bu­tler, za to są cał­ko­wi­cie zwią­zane z płcią, z jaką osoba się ro­dzi[21].

Pry­ma­to­lo­dzy i pry­ma­to­lożki nie mają żad­nych po­wo­dów, by po­mniej­szać rolę płci. Wy­słu­cha­łem pew­nie około ty­siąca wy­kła­dów na kon­fe­ren­cjach pry­ma­to­lo­gicz­nych, ale ni­gdy nie sły­sza­łem, by ktoś po­wie­dział: „Wie­cie, ob­ser­wo­wa­łem samce i sa­mice oran­gu­ta­nów w le­sie i za­uwa­ży­łem, że za­cho­wują się nie­zwy­kle po­dob­nie”. Taki mówca zo­stałby wy­śmiany z uwagi na to, jak wy­raźne są róż­nice be­ha­wio­ralne u więk­szo­ści na­czel­nych. Co wię­cej, my ko­chamy te róż­nice. Są dla nas chle­bem po­wsze­dnim. To dla­tego ży­cie spo­łeczne na­czel­nych jest tak fa­scy­nu­jące. Samcy mają swoje cele, sa­mice swoje, a na­szym za­da­niem jest po­zna­nie, jak te cele na sie­bie od­dzia­łują. In­te­resy sam­ców i sa­mic cza­sem stoją w sprzecz­no­ści, ale po­nie­waż żadna z płci nie może wy­grać ewo­lu­cyj­nego wy­ścigu bez tej dru­giej, ich dą­że­nia za­wsze mu­szą się w któ­rymś mo­men­cie zbie­gać.

To nie zna­czy, że moje po­rów­na­nia pro­wa­dzą do pro­stych od­po­wie­dzi. Nie­które róż­nice płciowe wy­da­wały się ist­nieć, ale ich po­twier­dze­nie oka­zało się nie­moż­liwe, zaś te, które ist­nieją, są czę­sto bar­dziej skom­pli­ko­wane, niż się wy­da­wało. Sta­wia­jąc nasz ga­tu­nek na tle in­nych na­czel­nych, będę ko­rzy­stał z ob­fi­tej li­te­ra­tury do­ty­czą­cej ludz­kich za­cho­wań. Będę przy tym dzia­łał se­lek­tyw­nie i w pew­nym stop­niu z ze­wnątrz. Przede wszyst­kim mam ten­den­cję do nie­ufa­nia ra­por­tom lu­dzi o so­bie sa­mych. W na­ukach spo­łecz­nych ist­nieje ostat­nio moda na py­ta­nie osób o nie same, ale ja wolę cof­nąć się do wcze­śniej­szych cza­sów, kiedy wciąż ba­da­li­śmy i ob­ser­wo­wa­li­śmy praw­dziwe za­cho­wa­nia, ta­kie jak za­bawy dzieci na po­dwórku lub re­ak­cje spor­tow­ców na zwy­cię­stwo bądź po­rażkę. Ludz­kie za­cho­wa­nia są dużo uczciw­sze i wno­szą znacz­nie wię­cej in­for­ma­cji niż to, co sami o so­bie mó­wimy! Przy tym ła­twiej je po­rów­ny­wać z za­cho­wa­niami in­nych na­czel­nych[22].

Oma­wia­jąc za­gad­nie­nia zwią­zane z re­la­cjami gen­de­ro­wymi wśród lu­dzi, po­minę kilka waż­nych kwe­stii. Po­nie­waż wy­cho­dzę od ob­ser­wa­cji pry­ma­to­lo­gicz­nych, zajmę się wy­łącz­nie po­rów­ny­wal­nymi za­cho­wa­niami wśród lu­dzi, omi­ja­jąc przez to ta­kie, które nie mają od­po­wied­ni­ków wśród in­nych zwie­rząt, czyli na przy­kład nie­rów­no­ści eko­no­miczne, prace do­mowe, do­stęp do edu­ka­cji czy kul­tu­rowe za­sady ubie­ra­nia się. Moja wie­dza nie po­zwala mi wy­ja­śniać tych za­gad­nień.

To, czy walka o rów­ność płci za­koń­czy się zwy­cię­stwem, nie ma wpływu na wy­nik wiecz­nej dys­ku­sji o praw­dzi­wych lub wy­ima­gi­no­wa­nych róż­ni­cach po­mię­dzy płciami. Rów­ność nie wy­maga po­do­bień­stwa. Lu­dzie mogą być różni, a wciąż za­słu­gują na do­kład­nie te same prawa i moż­li­wo­ści. Rów­nież ba­da­nia nad tym, jak płcie róż­nią się od sie­bie za­równo wśród lu­dzi, jak i in­nych na­czel­nych, w ża­den spo­sób nie uspra­wie­dli­wiają sta­tus quo. Szcze­rze wie­rzę, że naj­lep­szym spo­so­bem osią­gnię­cia więk­szej rów­no­ści jest po­głę­bie­nie wie­dzy o na­szej bio­lo­gii, a nie próby za­mie­ce­nia jej pod dy­wan. W rze­czy­wi­sto­ści głów­nym po­wo­dem, dla któ­rego mo­żemy o tym te­raz roz­ma­wiać, jest nie­wielka zmiana bio­lo­giczna, która ra­dy­kal­nie zmie­niła spo­łe­czeń­stwo.

Za­wie­ra­jąca od­po­wied­niki pro­ge­ste­ronu i es­tro­genu ta­bletka, która za­po­biega owu­la­cji (czyli uwal­nia­niu ko­mó­rek ja­jo­wych z jaj­ni­ków), ode­grała i od­grywa tak ogromną rolę, że okre­śla się ją po pro­stu jako „pi­gułkę” [ang. the Pill]. Żadna inna pi­gułka nie ma tego przy­wi­leju. Jej wpro­wa­dze­nie w la­tach 60. XX wieku było mo­men­tem prze­ło­mo­wym, bo po­zwo­liło na od­dzie­le­nie seksu od pro­kre­acji. Lu­dzie uzy­skali moż­li­wość po­sia­da­nia mniej­szych ro­dzin, albo w ogóle żad­nych ro­dzin, bez re­zy­gno­wa­nia z upra­wia­nia seksu. Sku­teczna kon­trola uro­dzeń dała nam re­wo­lu­cję sek­su­alną, od Wo­od­stock po ruch obrony praw osób LGBTQ. Za jed­nym za­ma­chem za­kwe­stio­no­wała tra­dy­cyjną mo­ral­ność do­ty­czącą przed- i po­za­mał­żeń­skiego seksu oraz wielu in­nych prze­ja­wów sek­su­al­no­ści. Fe­mi­nistki wraz z fe­mi­ni­stami za­częli po­strze­gać po­szu­ki­wa­nie sek­su­al­nej przy­jem­no­ści przez ko­biety jako ele­ment osią­gnię­cia więk­szej nie­za­leż­no­ści. Zmiany w ro­lach gen­de­ro­wych rów­nież można prze­śle­dzić wstecz do wpro­wa­dze­nia pi­gułki. W spo­łe­czeń­stwie, w któ­rym to ko­biety spra­wują ogromną więk­szość opieki ro­dzi­ciel­skiej, brak dzieci lub po­sia­da­nie mniej­szej liczby dzieci wpły­nęło na ich ko­niecz­ność po­zo­sta­wa­nia w domu. W la­tach 70., po wy­co­fa­niu mo­ral­nych ogra­ni­czeń do­ty­czą­cych pi­gułki (ta­kich jak nie­wy­da­wa­nie jej oso­bom bez ślubu), ko­biety za­częły ma­sowo po­ja­wiać się w miej­scach pracy.

Nie pi­sał­bym te­raz o pi­gułce, gdyby ist­niała w mo­men­cie mo­jego po­czę­cia. Moi ro­dzice nie chcieli du­żej ro­dziny, ale żyli w czę­ści Ho­lan­dii okre­śla­nej jako ka­to­lic­kie po­łu­dnie, gdzie Ko­ściół miał po­tężną wła­dzę. Był prze­ciwny ja­kie­mu­kol­wiek pla­no­wa­niu ro­dziny. Znana w na­szej ro­dzi­nie hi­sto­ria opo­wiada o tym, jak nie­długo po uro­dze­niu szó­stego dziecka moja mama ze­zło­ściła się na księ­dza od­wie­dza­ją­cego nasz dom. Sie­dząc wy­god­nie z kawą i cy­ga­rem, non­sza­lancko wspo­mniał o „ko­lej­nym”. Nie zdo­łał skoń­czyć swo­jej kawy i zo­stał wy­go­niony z domu. Po tym nie mia­łem już ro­dzeń­stwa. Po­dej­ście już się zmie­niało, jesz­cze przed pi­gułką, ale kiedy ta się po­ja­wiła, wszystko stało się ła­twiej­sze. W ko­lej­nych de­ka­dach wiel­kość ro­dzin w na­szym re­jo­nie zna­cząco spa­dła.

W ten spo­sób drobne maj­stro­wa­nie przy ludz­kiej bio­lo­gii cał­ko­wi­cie zmie­niło sy­tu­ację, co po­ka­zuje nam, że bio­lo­gia wcale nie­ko­niecz­nie jest na­szym wro­giem. Oso­bi­ście po­strze­gam ją jako na­szą przy­ja­ciółkę. Ludz­kość po­trze­bo­wała pi­gułki, bo naj­bar­dziej lo­giczna, al­ter­na­tywna me­toda za­po­bie­ga­nia cią­żom nie za bar­dzo u nas działa. Mo­gli­by­śmy po pro­stu zre­zy­gno­wać z seksu lub przy­naj­mniej wstrzy­my­wać się od niego w nie­któ­rych okre­sach. Ale dla ta­kich po­żą­dli­wych człe­ko­kształt­nych jak my to zbyt trudne. Roz­wią­za­nia wy­ma­ga­jące, żeby męż­czyźni za­trzy­mali się na chwilę i po­my­śleli, po czym za­ło­żyli pre­zer­wa­tywę, oka­zały się za­wodne. To czę­ściowo wy­nika z unie­sień prze­ży­wa­nych w da­nej chwili, a czę­ściowo z prze­ka­zy­wa­nia od­po­wie­dzial­no­ści tej płci, któ­rej naj­mniej to do­ty­czy. Pi­gułka to wszystko zmie­niła. Ludzka bio­lo­gia wy­ma­gała bio­lo­gicz­nej od­po­wie­dzi. I cią­gle jej po­trze­buje, mimo że nie­po­ko­imy się efek­tami ubocz­nymi pi­gułki, do­ty­czą­cymi na­stroju i zdro­wia psy­chicz­nego.

Je­ste­śmy zwie­rzę­tami i w tej ka­te­go­rii na­le­żymy do rzędu na­czel­nych. Po­dob­nie jak dzie­limy co naj­mniej 96% na­szego DNA z szym­pan­sami i bo­nobo (do­kładna pro­por­cja jest wciąż te­ma­tem dys­ku­sji), dzie­limy z nimi rów­nież na­sze ce­chy spo­łeczne i emo­cjo­nalne. Ile do­kład­nie mamy wspól­nego, nie jest pewne, ale dzieli nas dużo mniej, niż nam się wy­daje. Choć wiele dys­cy­plin aka­de­mic­kich uwiel­bia pod­kre­ślać ludzką uni­kal­ność i sta­wiać nas na pie­de­stale, taka per­spek­tywa co­raz bar­dziej roz­mija się z usta­le­niami współ­cze­snej na­uki. Gdyby ludz­kość była uno­szącą się na oce­anie górą lo­dową, ten po­gląd ka­załby się nam sku­pić na ma­łym i lśnią­cym czubku róż­nic mię­dzy nami a in­nymi zwie­rzę­tami, i jed­no­cze­śnie igno­ro­wać gi­gan­tyczną masą po­do­bieństw ukry­wa­ją­cych się pod po­wierzch­nią. Z dru­giej strony, bio­lo­gia, me­dy­cyna i neu­ro­nauki wolą za­sta­na­wiać się nad całą górą lo­dową. Wie­dzą, że na­wet je­śli ludzki mózg jest sto­sun­kowo duży, pra­wie wcale nie różni się od mó­zgu małpy pod wzglę­dem struk­tury i che­mii układu ner­wo­wego. Ma te same czę­ści i działa w ten sam spo­sób.

Za­bawna przy­goda zda­rzyła mi się kie­dyś pod­czas wy­wiadu w nor­we­skiej te­le­wi­zji pań­stwo­wej. Kiedy oma­wia­łem ewo­lu­cję em­pa­tii, osoba pro­wa­dząca wy­wiad za­py­tała: „A jak się ma Ca­the­rine?”. Zszo­ko­wało mnie to. Kiedy lu­dzie py­tają o czło­wie­ko­wate opi­sy­wane w mo­ich książ­kach, to wszystko w po­rządku, za­wsze mam dla nich ja­kąś hi­sto­rię. Jed­nak Ca­the­rine to moja żona. Po­wie­dzia­łem więc: „Wszystko u niej w po­rządku” i mia­łem na­dzieję, że bę­dziemy kon­ty­nu­ować. Jed­nak pa­dło ko­lejne py­ta­nie: „Ile ona te­raz ma lat?”. Od­po­wie­dzia­łem: „Jest mniej wię­cej w moim wieku, a dla­czego?”. Za­sko­czona dzien­ni­karka rzu­ciła: „Och, to one mogą być ta­kie stare!”. To wtedy do­tarło do mnie, że we­dług niej Ca­the­rine była pew­nie jedną z ba­da­nych przeze mnie sa­mic.

Szybko uświa­do­mi­łem so­bie źró­dło tego nie­po­ro­zu­mie­nia. W końcu swoją ostat­nią książkę za­de­dy­ko­wa­łem „Ca­the­rine, mo­jej ulu­bio­nej na­czel­nej”.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

[*] Formy mę­sko­oso­bowe w od­nie­sie­niu do ho­mi­ni­dów po­ja­wiają się w tek­ście zgod­nie z ży­cze­niem Au­tora. Czło­wiek na­leży do nie­wiel­kiej ro­dziny czło­wie­ko­wa­tych z nad­ro­dziny człe­ko­kształt­nych (du­żych na­czel­nych po­zba­wio­nych ogona), a nie do ro­dziny małp bez­ogo­nia­stych, ta­kich jak pa­wiany. W sto­sunku do nich sto­so­wane są formy nie­mę­sko­oso­bowe (przyp. tłum.).

Wstęp

[1] Ja­cob Shell (2019).
[2] Pierw­sza Księga Kró­lew­ska 3:16–28; Aga­tha Chri­stie (1933).
[3]APA Gu­ide­li­nes for Psy­cho­lo­gi­cal Prac­tice with Boys i Men (Ame­ri­can Psy­cho­lo­gi­cal As­so­cia­tion, 2018), s. 3; Pa­mela Pa­re­sky (2019).
[4] He­gel, The Fa­mily, w: Phi­lo­so­phy of Ri­ght (1821), www.ma­rxi­sts.org/re­fe­rence/ar­chive/he­gel/works/pr/prfa­mily.htm.
[5] Mary Mid­gley w: Gre­gory McEl­wain (2020), s. 108.
[6] Char­les Dar­win do C.A. Ken­narda, 9 stycz­nia 1882, Dar­win Cor­re­spon­dence Pro­ject, dar­win­pro­ject.ac.uk/let­ter/DCP-LETT-13607.xml.
[7] Ja­net Shi­bley Hyde et al. (2008).
[8] Wię­cej na te­mat ba­dań Solly’ego Zuc­ker­mana nad pa­wia­nami zob. roz­dział 4.
[9] Ar­nold Lu­dwig (2002), s. 9.
[10] Pa­trik Lin­den­fors et al. (2007).
[11] Pac­ker cyt. w: Erin Biba (2019).
[12] Frans de Waal (2019), roz­dział 9.
[13] Chri­sto­phe Bo­esch et al. (2010), roz­dział 11.
[14] C. Sho­ard, Me­ryl Streep: „Ra­nimy na­szych chłop­ców na­zy­wa­jąc coś tok­syczną mę­sko­ścią”, „Gu­ar­dian”, 31 maja 2019.
[15] Frans de Waal (1995).
[16] Żar­to­bliwy fil­mik z im­prezy, z gło­sem pod­ło­żo­nym przez Da­vida At­ten­bo­ro­ugh, 15 maja 2015, www.youtube.com/watch?v=HbxY­vY­xSSDA.
[17] Ju­dith Bu­tler (1988), s. 522.
[18] Vera Re­gitz-Za­gro­sek (2012); Larry Ca­hill, ed., An is­sue whose time has come: Sex/gen­der in­flu­en­ces on ne­rvous sys­tem func­tion, „Jo­ur­nal of Neu­ro­science Re­se­arch”, 95, nos. 1–2 (2017).
[19] Ro­bert May­hew (2004), s. 56.
[20] Ja­son For­man et al. (2019).
[21]NIH Po­licy on Sex as a Bio­lo­gi­cal Va­ria­ble, n.d., https://orwh.od.nih.gov/sex-gen­der/nih-po­licy-sex-bio­lo­gi­cal-va­ria­ble; Rhonda Vo­skuhl i Sa­bra Klein (2019); Jean-Fra­nçois Le­ma­ître et al. (2020).
[22] Roy Bau­me­ister et al. (2007).