Caden - Nawara Monika - ebook

Caden ebook

Nawara Monika

4,5

19 osób interesuje się tą książką

Opis

Alex Sullivan prowadzi własny biznes, więc większość dnia poświęca pracy, przez co zostaje jej niewiele czasu na znalezienie mężczyzny idealnego.

Kiedy kolejna randka w ciemno kończy się rozczarowaniem, a kobieta przez przypadek dowiaduje się o miejscu, gdzie można spełniać wszystkie swoje fantazje, nawet te najbardziej wyuzdane, podejmuje szybką i ryzykowną decyzję. Zamierza sprawdzić, czy to miejsce dla niej.

Caden Lexington jest wspólnikiem w firmie architektonicznej, która radzi sobie świetnie na kalifornijskim rynku. Traktował Alex jak młodszą siostrę przyjaciela, odkąd pamięta, jednak nagle coś ulega zmianie. Mimo że na początku stara się zagłuszyć rozwijające się uczucia, to z każdym kolejnym spotkaniem przychodzi mu to coraz trudniej.

Gdy wreszcie decyduje się na poważny krok, okazuje się, że Alex poznała w tajemniczym klubie Devona, który jako szef tego diabelskiego przybytku zrobi wszystko, by zdobyć serce kobiety.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 450

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (39 ocen)
27
8
3
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
GosiaGosiaKasia

Dobrze spędzony czas

fajna książka. miło spędzony czas :⁠-⁠)
10
Nikus05

Nie oderwiesz się od lektury

super
10
dariolenka

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna ksiażka , kolejne części również
10
Klucha78

Dobrze spędzony czas

Polecam
10
elinia1975

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00

Popularność




Mo­nika Na­wara

Ca­den

CRAZY LOVE #3

Co­py­ri­ght © by Mo­nika Na­wara

Co­py­ri­ght © by Wy­daw­nic­two HIGH HE­ELS

Re­dak­cja: Pa­tryk Biał­czak

Ko­rekta: Mag­da­lena Bia­łek

Okładka: Ka­ta­rzyna Pie­czy­ko­lan

Skład: Ka­ro­lina Kruk-Umięcka

Wszel­kie prawa za­strze­żone

Koziegłowy 2024

Wy­da­nie II

ISBN: 978-83-970864-6-3

Wy­daw­nic­two HIGH HE­ELS

www.wy­daw­nic­twohh.pl

Dla Wszyst­kich, któ­rzy na­dal szu­kają mi­ło­ści.

Cza­sami zbyt mocno sku­piamy się na zna­le­zie­niu ide­ału, pod­czas gdy wy­star­czy się ro­zej­rzeć i do­strzec, że na­sza brat­nia du­sza czai się za ro­giem…

Roz­dział 1

Ca­den

– Cześć, Em – rzu­ci­łem we­soło, wy­cho­dząc na ta­ras.

Emma wy­le­gi­wała się na le­żaku w pro­mie­niach wrze­śnio­wego słońca, ko­rzy­sta­jąc z wol­nego po­po­łu­dnia.

Nie od­po­wie­działa, ale gdy tylko pod­sze­dłem bli­żej, do­my­śli­łem się dla­czego. Słu­chała mu­zyki, i to dość gło­śno, skoro sta­jąc obok niej, roz­po­zna­łem ze­spół Me­tal­lica i je­den z ich lep­szych utwo­rów, czyli Unfor­gi­ven. Kom­plet­nie nie zwa­żała na bra­ter­ską tro­skę, gdy su­ge­ro­wa­łem, że bę­dzie miała w przy­szło­ści pro­blemy ze słu­chem, je­śli da­lej bę­dzie mal­tre­to­wać swoje bę­benki ta­kim po­zio­mem de­cy­beli.

Usia­dłem na le­żaku obok i spoj­rza­łem na sio­strę. Miała przy­mknięte oczy i po­dry­gi­wała stopą w rytm mu­zyki, sku­pia­jąc się na dźwię­kach. Nie my­śląc za wiele, się­gną­łem do słu­cha­wek i szarp­ną­łem za ka­be­lek, co spra­wiło, że na­gle jedna wy­su­nęła się z ucha, czym na­tych­miast zdra­dzi­łem swoją obec­ność.

Jak tylko mnie za­uwa­żyła, gniew­nie zmru­żyła brwi i prych­nęła pod no­sem, od­kła­da­jąc słu­chawki na uda.

– Coś się stało? – Pod­nio­sła się wy­żej i za­plo­tła ręce na klatce.

– Nie.

Wzru­szy­łem non­sza­lancko ra­mio­nami, nie re­agu­jąc na mro­żące krew w ży­łach spoj­rze­nie, po­nie­waż nie ro­biło już na mnie więk­szego wra­że­nia.

– A mu­siało się coś stać? Chcia­łem tylko po­ga­dać.

– No to słu­cham – burk­nęła, ale wy­raź­nie zmię­kła i już nie była tak wrogo na­sta­wiona jak se­kundę wcze­śniej.

– Co ro­bisz dzi­siaj wie­czo­rem? Masz ja­kieś plany?

Od czasu do czasu za­bie­ra­łem gdzieś sio­strę. Po­mimo dzie­lą­cej nas róż­nicy wieku lu­bi­łem spę­dzać z nią czas, a do­dat­kowo zde­cy­do­wa­nie bar­dziej wo­la­łem ją za­brać do kina, niż za­mar­twiać się, gdy wy­cho­dziła gdzieś ze zna­jo­mymi.

– Jest so­botni wie­czór, więc to na­tu­ralne, że mam plany, ale za­wsze mogę je zmie­nić. Co pro­po­nu­jesz? – Spoj­rzała na mnie po­dejrz­li­wie, cier­pli­wie cze­ka­jąc na od­po­wiedź.

– Po­my­śla­łem, że mo­gli­by­śmy wy­brać się ra­zem do kina na no­wego Bonda… A póź­niej do mek­sy­kań­skiej knajpy. Co my­ślisz?

– Nie wy­bie­rasz się z przy­ja­ciółmi na im­prezę? W końcu dzi­siaj so­bota. – Przy­glą­dała mi się in­ten­syw­nie, za­pewne wy­czu­wa­jąc ja­kiś pod­stęp.

– Nie. Do­brze wiesz, że Ga­briel i Lo­gan wy­pa­dli z ka­wa­ler­skiego obiegu i chwi­lowo wolą spę­dzać czas ze swo­imi po­łów­kami. A Rick… Ostat­nia im­preza nie na­le­żała do uda­nych. Mało bra­ko­wało, a skoń­czył­bym z pod­bi­tym okiem, bo ten idiota pod­ry­wał za­jętą la­skę – sark­ną­łem pod no­sem, wspo­mi­na­jąc ostat­nie wy­bryki wspól­nika. – A po dru­gie, to je­stem pad­nięty. Ten ty­dzień był wy­jąt­kowo ciężki i szcze­rze mó­wiąc, to nie mam siły na pląsy na par­kie­cie, o in­nych ak­tyw­no­ściach nie wspo­mi­na­jąc. – Od­chrząk­ną­łem ner­wowo, bo nie­chcący za bar­dzo za­pę­dzi­łem się w opo­wie­ściach i zwie­rze­niach. – No więc jak, dasz się na­mó­wić?

– Chęt­nie, ale mam je­den wa­ru­nek. Sta­wiasz dużą por­cję kar­me­lo­wego po­pcornu i colę – przy­tak­ną­łem, uśmie­cha­jąc się pod no­sem. – Świet­nie, bo i tak nie za­mie­rza­łam ni­g­dzie wy­cho­dzić. Mandy chciała iść na do­mówkę do ta­kiego jed­nego pa­lanta, ale nie bar­dzo mia­łam ochotę, więc faj­nie, bra­ciszku, że zna­la­złeś czas dla młod­szej sio­strzyczki. – Pod­nio­sła się z pręd­ko­ścią świa­tła i cmok­nęła mnie w po­li­czek.

Zer­k­ną­łem na ze­ga­rek, żeby się zo­rien­to­wać, o któ­rej po­win­ni­śmy się zbie­rać, aby zdą­żyć na se­ans.

– Wy­cho­dzimy za go­dzinę!

– Okej. – Uśmiech­nęła się za­do­wo­lona i znik­nęła w środku, zgar­nia­jąc wcze­śniej słu­chawki i te­le­fon z le­żaka.

Póki Emma wy­cho­dziła ze mną chęt­nie do kina, na kon­certy czy ko­la­cje, za­mie­rza­łem z tego ko­rzy­stać. Ko­cha­łem ją i w ten spo­sób sta­ra­łem się za­stą­pić jej brak ojca.

Jesz­cze chwila, a waż­niej­sze będą przy­ja­ciółki czy – nie daj Boże – ja­kiś chło­pak. O tym ostat­nim na­wet wo­la­łem nie my­śleć, bo dło­nie sa­mo­ist­nie za­ci­skały mi się w pię­ści.

Od czte­rech lat, czyli od wy­padku ojca, mama i sio­stra za­miesz­kały w moim domu. Chcia­łem mieć je bli­sko i za­opie­ko­wać się nimi, tym bar­dziej że mama przez kilka dłu­gich mie­sięcy nie po­tra­fiła po­go­dzić się ze śmier­cią męża. Ab­so­lut­nie nie dzi­wiło mnie to, po­nie­waż mimo trzy­dzie­sto­let­niego stażu da­lej byli za­ko­chani w so­bie jak wa­riaci. Jego śmierć roz­trza­skała jej serce, ale na szczę­ście te­raz czuła się już znacz­nie le­piej.

Na po­rządku dzien­nym były sprzeczki i prze­ko­ma­rza­nie z młod­szą sio­strą, ale i tak mia­łem do niej wię­cej cier­pli­wo­ści niż mama, więc wszy­scy byli za­do­wo­leni. Zda­wa­łem so­bie sprawę z tego, że je­stem na­do­pie­kuń­czym bra­tem, ale każdy na moim miej­scu za­cho­wy­wałby się po­dob­nie. Na­wet je­śli mia­łem do niej za­ufa­nie, to za cho­lerę nie ufa­łem jej na­pa­lo­nym ko­le­gom.

Do­sko­nale pa­mię­ta­łem, o czym my­śla­łem w tym wieku, i nie mo­głem po­zwo­lić, żeby ja­kiś mło­kos krę­cił się przy mo­jej sio­strze. A przy­naj­mniej łu­dzi­łem się, że mam na to ja­ki­kol­wiek wpływ. Sta­ra­łem się ją uchro­nić przed po­peł­nie­niem błę­dów, ale prawda była taka, że tylko ona sama mo­gła ich unik­nąć, więc po­zo­sta­wała roz­mowa i za­ufa­nie.

Póź­nym wie­czo­rem w do­brych na­stro­jach zmie­rza­li­śmy pie­szo do re­stau­ra­cji, od­da­lo­nej od kina o za­le­d­wie dwie prze­cznice, jed­no­cze­śnie wy­mie­nia­jąc dość zróż­ni­co­wane po­glądy na te­mat filmu.

– O! Cześć, Ca­den! – Na­gle wy­ro­sła przede mną ko­bieta, sku­tecz­nie ta­ra­su­jąc nam drogę. Są­dząc po jej sze­ro­kim uśmie­chu i tym, że znała moje imię, to nie­stety z ni­kim mnie nie po­my­liła.

Tylko dla­czego nie mogę jej so­bie za cho­lerę przy­po­mnieć?

Nie ko­ja­rzy­łem ani jej twa­rzy, ani tym bar­dziej głosu, więc je­dyny wnio­sek, jaki się na­su­wał, był taki, że była jed­no­nocną przy­godą…

Cho­lera!

– Chyba mnie pani z kimś po­my­liła – od­chrząk­ną­łem ner­wowo, sta­ra­jąc się ja­koś wy­brnąć z tej sy­tu­acji.

Za­mie­rza­łem szybko za­koń­czyć to że­nu­jące spo­tka­nie i unik­nąć dal­szej roz­mowy na te­mat, który nie­ko­niecz­nie chciał­bym roz­wi­jać przy młod­szej sio­strze. Em nie po­winna słu­chać o tym, ja­kie pro­wa­dzę ży­cie to­wa­rzy­skie i jaka prze­szłość łą­czy mnie z cy­catą blon­dyną.

Po­iry­to­wany zer­k­ną­łem ką­tem oka na Emmę, która wy­glą­dała na roz­ba­wioną. Za­do­wo­lony uśmiech błą­kał się po jej twa­rzy – z wy­raźną eks­cy­ta­cją cze­kała na dal­szy roz­wój wy­da­rzeń.

– No coś ty, nie rób so­bie jaj! Gdy wi­dzie­li­śmy się ostat­nio, mó­wi­łeś, że ni­gdy mnie nie za­po­mnisz – wy­mru­czała nie­zna­joma, pod­cho­dząc bli­żej, tak że jej po­więk­szone piersi sty­kały się z moim tor­sem.

– Prze­pra­szam, ale to ja­kaś po­myłka. Spie­szymy się – za­koń­czy­łem sta­now­czo na­szą krótką wy­mianę zdań, ma­jąc złudną na­dzieję, że od­pu­ści, po czym zro­bi­łem szybko krok w bok, sta­ra­jąc się ją wy­mi­nąć.

Nie­stety blon­dyna prze­wi­działa, że za­mie­rzam się ulot­nić, więc na­tych­miast za­re­ago­wała, wy­ko­nu­jąc ten sam ruch.

Spró­bo­wa­łem jesz­cze dwa razy, iry­tu­jąc się co­raz bar­dziej, ale blon­dyna nie da­wała za wy­graną. Z boku wy­glą­dało to pew­nie na ja­kiś dziwny ta­niec dwojga lu­dzi, któ­rzy od­gry­wali ka­ba­ret na środku chod­nika. Mnie jed­nak w ogóle nie było do śmie­chu.

Chwila dzie­liła mnie od po­trzą­śnię­cia tą upartą ko­bietą. Pro­wa­dzi­łem firmę, ucho­dzi­łem za po­waż­nego czło­wieka, a w tej chwili ro­bi­łem z sie­bie dur­nia – bra­ko­wało tylko, żeby zo­ba­czył mnie któ­ryś z kon­tra­hen­tów.

– Prze­pra­szam? – wark­ną­łem nie­miło, gdy sta­nęła tak bli­sko, że mdlący za­pach jej per­fum do­pro­wa­dził mnie w se­kundę do bia­łej go­rączki.

Na­stęp­nym ra­zem, za­nim dam się za­cią­gnąć na małe ob­cią­ganko w klu­bo­wej to­a­le­cie, upew­nię się, że ko­bieta nie ma pro­ble­mów psy­chicz­nych. O ile w ogóle jest to moż­liwe do zdia­gno­zo­wa­nia w so­bot­nią noc, kiedy więk­szość by­wal­ców klubu wlewa w sie­bie hek­to­li­try al­ko­holu i nikt nie my­śli trzeźwo.

– Nie de­ner­wuj się tak – rzu­ciła pi­skli­wie, su­nąc dło­nią wzdłuż mo­jego torsu.

No tego to już za wiele!

Może w in­nych oko­licz­no­ściach, po kilku drin­kach i przede wszyst­kim bez sio­stry u boku sku­sił­bym się na małe co nieco, ale te­raz na­tar­czy­wość tej ko­biety po pro­stu po­twor­nie mnie wkur­wiała.

Gło­śne par­sk­nię­cie Emmy zmo­bi­li­zo­wało mnie do dra­stycz­nych po­su­nięć. Spoj­rza­łem na sio­strę, ścią­ga­jąc groź­nie brwi, ale to i tak nie­wiele po­mo­gło. Śmiała się pod no­sem, ukry­wa­jąc uśmiech za dło­nią. Miała taki ubaw, jakby co naj­mniej oglą­dała za­je­bi­ście śmieszny ka­ba­ret.

Ro­bi­łem z sie­bie idiotę, i to na wła­sne ży­cze­nie.

– Idziemy, Em – syk­ną­łem, chwy­ta­jąc sio­strę za dłoń. – Bo szlag mnie za­raz trafi!

Gdy od­cho­dzi­łem po­spiesz­nym kro­kiem, na­wet nie oglą­da­jąc się za sie­bie, sły­sza­łem jesz­cze cy­catą blon­dynę, która coś krzy­czała, i to cho­ler­nie gło­śno, zwra­ca­jąc tym sa­mym uwagę więk­szo­ści prze­chod­niów.

– Szur­nięta baba – jęk­ną­łem pod no­sem.

– Ale za­bawa! – Emma ro­ze­śmiała się gło­śno, gdy tylko skrę­ci­li­śmy w prawo, zni­ka­jąc blon­dy­nie z wi­doku. – Nie są­dzi­łam, że za­pew­nisz mi dzi­siaj ta­kie atrak­cje.

– To nie jest śmieszne. To tylko ja­kaś wa­riatka, do tego strasz­nie na­chalna.

– Czyli że wi­dzia­łeś ją pierw­szy raz w ży­ciu? – na­śmie­wała się ze mnie, ale i tak za­mie­rza­łem się da­lej trzy­mać swo­jej wer­sji.

– Oczy­wi­ście, że tak! – Nie­znacz­nie pod­nio­słem wzrok, zer­ka­jąc na sio­strę.

– Ja­sne – par­sk­nęła pod no­sem. – Wiesz, kła­mać, to ty nie po­tra­fisz. Na­stęp­nym ra­zem bądź po pro­stu bar­dziej sta­now­czy albo znajdź so­bie dziew­czynę, taką na stałe… Bo naj­wy­raź­niej te twoje przy­godne ro­manse są bar­dzo pa­mię­tliwe i rosz­cze­niowe.

– Chyba nie chcę z tobą roz­ma­wiać na ten te­mat. – Zmie­rza­łem do re­stau­ra­cji, co­raz bar­dziej pod­mi­no­wany za­cho­wa­niem na­chal­nej la­ski.

– Ale ja chcę – jęk­nęła za­wie­dziona. – No weź! To było na­prawdę za­bawne.

– Nie. Nie było i skończmy wresz­cie tę roz­mowę.

– Wra­ca­jąc do te­matu… – za­częła po chwili Emma, nie da­jąc za wy­graną. – Gdy­byś miał dziew­czynę, tak na po­waż­nie, to ja zy­ska­ła­bym star­szą sio­strę. Mo­gła­bym z nią plot­ko­wać i roz­ma­wiać na różne te­maty. – Roz­ma­rzyła się, na­krę­ca­jąc co­raz bar­dziej.

Na myśl o sta­łej dziew­czy­nie do­sta­wa­łem wy­sypki. Nie po­trze­bo­wa­łem zo­bo­wią­zań. Było mi ide­al­nie tak jak te­raz, pod wa­run­kiem że ko­biety, które do­świad­czyły za­szczytu spę­dze­nia ze mną kilku mi­nut sam na sam, nie ro­bią mi scen na środku chod­nika w cen­trum mia­sta!

– Ale o czym chcesz roz­ma­wiać? Prze­cież masz mnie.

Zer­k­ną­łem na nią zdu­miony. Są­dzi­łem na­iw­nie, że świet­nie się do­ga­du­jemy i że je­stem dla niej wspar­ciem, ale naj­wy­raź­niej ist­niały te­maty, któ­rych nie chciała ze mną po­ru­szać.

– Są sprawy, o któ­rych nie za­mie­rzam z tobą roz­ma­wiać – wy­mam­ro­tała pod no­sem.

– Ja­kie niby?! Je­stem twoim star­szym bra­tem i mo­żesz do mnie przyjść z każ­dym pro­ble­mem.

Pro­wa­dzi­li­śmy na­szą roz­mowę aż do mo­mentu, gdy za­trzy­ma­li­śmy się przed wej­ściem do re­stau­ra­cji.

– No wiesz… Na przy­kład o sek­sie – stwier­dziła pew­nie, a mnie po pro­stu za­tkało.

Miała sie­dem­na­ście lat, więc to za wcze­śnie na roz­mowy o sek­sie, już nie wspo­mi­na­jąc o jego upra­wia­niu!

Czy się mylę?!

– Hej! Co za nie­spo­dzianka! – Ze stanu zdu­mie­nia wy­bu­dził mnie zna­jomy i przy­jemny dla ucha głos.

Prze­nio­słem skon­ster­no­wane spoj­rze­nie z sio­stry na ko­bietę, która stała przed nami.

– Alex?! – Ode­tchną­łem z ulgą, bo dzięki temu prze­rwa­li­śmy roz­mowę na ten bar­dzo nie­kom­for­towy dla mnie te­mat.

– No ra­czej! – sark­nęła roz­ba­wiona i cmok­nęła mnie szybko w po­li­czek. – Cześć, Emma!

Dziew­czyny wpa­dły so­bie w ob­ję­cia. Znały się od ja­kie­goś czasu i z tego, co się orien­to­wa­łem, świet­nie się ze sobą do­ga­dy­wały.

– Cześć, Alex. Strasz­nie się cie­szę, że cię wi­dzę! Nie uwie­rzysz, co się przed chwilą wy­da­rzyło. Ja­kiś nie­ziem­ski ka­ba­ret! W su­mie szkoda, że tego nie na­gra­łam!

Mu­sia­łem na­tych­miast prze­rwać traj­ko­ta­nie sio­stry. Nie wszy­scy mu­sieli się prze­cież od razu do­wia­dy­wać, że zro­bi­łem z sie­bie dur­nia na środku ulicy.

– Skąd się tu wzię­łaś? – Za­da­łem pierw­sze py­ta­nie, ja­kie przy­szło mi do głowy.

– Mia­łam randkę w ciemno. – Zmarsz­czyła brwi i zro­biła kwa­śną minę, więc fa­cet chyba nie przy­padł jej do gu­stu. – Choć tego spo­tka­nia ra­czej nie można tak na­zwać.

– Ja­dłaś coś? Czy nie zdą­ży­łaś?

Mia­łem na­dzieję, że jed­nak da się na­mó­wić na na­sze to­wa­rzy­stwo. Pod­skór­nie czu­łem, że Emma po­now­nie bę­dzie chciała po­roz­ma­wiać na te­maty, któ­rych ja ab­so­lut­nie nie za­mie­rza­łem po­ru­szać z moją sie­dem­na­sto­let­nią sio­strą, przy­naj­mniej do czasu, aż się do tego ja­koś psy­chicz­nie nie przy­go­tuję.

– Nie zdą­ży­łam.

– No to chodź z nami. Opo­wiem ci, kogo przed chwilą spo­tka­li­śmy. Bę­dzie faj­nie – za­chę­cała ją sio­stra, cie­sząc się na myśl, że za­raz opo­wie ze szcze­gó­łami o spo­tka­niu z cy­catą blon­dyną.

– Ja­sne. Czemu nie. – Ob­da­rzyła Emmę pięk­nym, szcze­rym uśmie­chem, a po chwili spoj­rzała na mnie. Chyba nie mia­łem zbyt za­do­wo­lo­nej miny, bo do­dała: – No, chyba że masz coś prze­ciwko?

– Oczy­wi­ście, że nie. Za­pra­szam. – Otwo­rzy­łem drzwi i te­atral­nym ge­stem za­pro­si­łem dziew­czyny do środka.

Jak tylko we­szli­śmy, za­czą­łem się roz­glą­dać za wol­nym sto­li­kiem. Była to jedna z lep­szych mek­sy­kań­skich re­stau­ra­cji przy Ve­nice Be­ach, więc w so­botni wie­czór za­zwy­czaj cie­szyła się spo­rym za­in­te­re­so­wa­niem. Cza­sami wy­bie­ra­li­śmy to miej­sce na spo­tka­nie z przy­ja­ciółmi, więc w su­mie nie dzi­wiła mnie obec­ność Alex.

– Jed­nak wró­ci­łaś. Czyż­byś zmie­niła zda­nie? – do­tarł do mnie mę­ski, kpiący głos, więc spoj­rza­łem w prawo i mój wzrok za­trzy­mał się na wy­so­kim blon­dy­nie. Jego wy­gląd ja­sno su­ge­ro­wał, że zde­cy­do­wa­nie zbyt czę­sto od­wie­dzał si­łow­nię albo prze­sa­dził ze ste­ry­dami, a przy oka­zji zo­rien­to­wa­łem się, że po­że­rał wzro­kiem Alex.

Co, do chuja?! To jest jej dzi­siej­sza randka?! Nie są­dzi­łem, że gu­stuje w na­pa­ko­wa­nych cym­ba­łach!

– Zwa­rio­wa­łeś?! Ni­gdy w ży­ciu! – wark­nęła nie­miło i po kilku se­kun­dach stała przed męż­czy­zną, za­dzior­nie pod­no­sząc głowę. – Mo­żesz so­bie tylko po­ma­rzyć! Żeby mnie za­in­te­re­so­wać, trzeba mieć mózg, a są­dząc po na­szej krót­kiej roz­mo­wie, to nie­stety, ale naj­wy­raź­niej na­tura po­ską­piła ci tego na­rządu. – Uśmiech­nęła się chy­trze, czym zde­cy­do­wa­nie roz­ju­szyła fa­ceta. Mo­men­tal­nie po­czer­wie­niał na twa­rzy, a dło­nie za­ci­snął tak mocno, że wszyst­kie żyły na jego przed­ra­mio­nach stały się nie­bez­piecz­nie wi­doczne.

– Je­steś bar­dzo py­skata. I na­wet mi się to po­doba. – Zro­bił krok w jej stronę. – Naj­wy­raź­niej nie wiesz, co to do­bra za­bawa, a za­pew­niam cię, że za­jął­bym się tobą per­fek­cyj­nie. Ję­cza­ła­byś i skom­lała o wię­cej – mruk­nął ci­szej, na­chy­la­jąc się nad nią.

Te cham­skie słowa pew­nie miały do­trzeć tylko do niej, ale że sta­łem dość bli­sko, to wszystko usły­sza­łem. Już mia­łem za­in­ter­we­nio­wać, ale ta imi­ta­cja męż­czy­zny się wy­pro­sto­wała, więc li­czy­łem, że za­koń­czy już swój fa­scy­nu­jący wy­wód i po pro­stu wyj­dzie.

Jed­nak te słowa jesz­cze bar­dziej roz­sier­dziły Alex.

– Trzy­maj­cie mnie, bo za­raz ci… Zejdź mi z oczu i ra­dzę ci za­pi­sać się na kurs do­brych ma­nier, bo z tym naj­wy­raź­niej też je­steś na ba­kier. Z ta­kim po­dej­ściem to żadna ko­bieta nie bę­dzie na tyle głu­pia, żeby na­brać się na te wąt­pli­wej ja­ko­ści… – syk­nęła obu­rzona jego sło­wami, na­pi­na­jąc się jak struna.

– Słu­chaj, lalka. Nie bę­dziesz mi tu…

Sta­ną­łem po­mię­dzy nimi, za­sła­nia­jąc Alex swoim cia­łem, i pod­nio­słem dłoń, żeby uspo­koić tego ba­rana. Z przy­jem­no­ścią po­czę­sto­wał­bym go pra­wym sier­po­wym, ale nie chcia­łem da­wać złego przy­kładu sio­strze. Ten miły wie­czór nie po­wi­nien za­koń­czyć się de­molką w re­stau­ra­cji.

Prze­moc w więk­szo­ści przy­pad­ków nie roz­wią­zy­wała pro­ble­mów, choć te­raz mia­łem na to ogromną ochotę, aż czu­łem prze­ra­ża­jące mro­wie­nie w dło­niach, żeby dać temu fa­ce­towi na­uczkę za wku­rze­nie mo­jej przy­ja­ciółki.

– Wy­star­czy, stary. Zro­bi­łeś przed­sta­wie­nie, więc naj­wyż­sza pora, że­byś opu­ścił lo­kal. – Zdo­by­łem się na spo­kojny ton, tłu­miąc wście­kłość i chęć przy­wa­le­nia mu w ten tępy ryj.

Fa­cet, jakby wy­rwany z amoku, ro­zej­rzał się wresz­cie do­okoła i szybko się zo­rien­to­wał, jak wiele par oczu śle­dziło roz­wój zda­rzeń.

Gło­śno wes­tchnął, po czym ob­da­rzył Alex groź­nym spoj­rze­niem, mru­cząc coś pod no­sem. W końcu wy­szedł, osten­ta­cyj­nie trza­ska­jąc drzwiami re­stau­ra­cji.

– To do­piero była ak­cja! – pod­su­mo­wała Em, kom­plet­nie nie zwra­ca­jąc uwagi na pe­łen na­pię­cia wzrok Alex.

– Do­bra. Dość tych prze­dziw­nych sy­tu­acji na dzi­siaj. Sia­damy? – Wska­za­łem dziew­czy­nom sto­lik pod oknem.

Roz­dział 2

Alex

– Co za im­be­cyl?! Po pro­stu nie wie­rzę! – Za­ję­łam miej­sce przy sto­liku. – Czy wszy­scy fa­ceci są ta­kimi pa­lan­tami? – Spoj­rza­łam na przy­ja­ciela, ra­czej nie li­cząc na od­po­wiedź.

– Nie wszy­scy. – Ca­den po­chy­lił się nad sto­li­kiem. – Skąd go wy­trza­snę­łaś? Nie są­dzi­łem, że kręcą cię na­pa­ko­wani ga­wę­dzia­rze…

– Bo nie kręcą! – obu­rzy­łam się, zdzi­wiona tym, ja­kie wy­snuł wnio­ski. – An­gela mnie umó­wiła. To jej brat.

– Kim jest An­gela? I dla­czego cię tak wy­sta­wiła? – za­py­tała Emma, wpa­tru­jąc się we mnie ro­ze­śmiana.

– To moja pra­cow­nica. Ca­den zdą­żył ją już po­znać, i to bar­dzo wni­kli­wie, prawda? – po­wie­dzia­łam za­czep­nie, a on gło­śno prze­łknął ślinę, szu­ka­jąc pew­nie w pa­mięci damy o tym imie­niu. – Da­łam się po­dejść. Za­chwa­lała go, a ja ule­głam, bę­dąc po pro­stu lekko zde­spe­ro­wana – szep­nę­łam, uni­ka­jąc wzroku przy­ja­ciela.

Na­szą roz­mowę prze­rwał kel­ner, który po­ja­wił się przy sto­liku.

– Czarna kawa, po­dwójny rum z lo­dem i cola – rzu­cił Ca­den ner­wo­wym gło­sem, za­ma­wia­jąc od razu dla wszyst­kich.

– Oczy­wi­ście. Za­raz po­daję. – Kel­ner od­da­lił się po­spiesz­nie, a ja mia­łam na­dzieję, że jak naj­szyb­ciej przy­nie­sie mi al­ko­hol.

Po­trze­bo­wa­łam pro­cen­tów, żeby uspo­koić się po spo­tka­niu z tym ne­an­der­tal­czy­kiem.

– Ca­den? Czyżby An­gela to ko­lejna ko­bieta, którą znasz, choć bę­dziesz się tego wy­pie­rał? – za­py­tała Emma.

Te słowa lekko mnie za­sko­czyły. Ich bez­po­śred­niość mnie roz­ba­wiła, a brat dziew­czyny ab­so­lut­nie nie był przy­go­to­wany na ten przy­tyk. Za­stygł i chyba nie bar­dzo wie­dział, co od­po­wie­dzieć.

Uśmiech­nę­łam się pod no­sem. Sły­sza­łam co nieco o pod­bo­jach Ca­dena i coś mi mó­wiło, że z re­guły nie pa­mię­tał imie­nia ko­biety, z którą spę­dził na­miętne chwile.

– Emma, wspo­mi­na­łaś o ja­kiejś ko­bie­cie, za­nim we­szli­śmy do re­stau­ra­cji – za­czę­łam nie­win­nie, zer­ka­jąc na co­raz bar­dziej po­iry­to­wa­nego przy­ja­ciela.

– Tak. Spo­tka­li­śmy jego ko­le­żankę i na pewno go znała, po­nie­waż przy­wi­tała go, wy­po­wia­da­jąc jego imię. Nie­stety Ca­den za­cho­wał się bar­dzo nie­grzecz­nie, bo do sa­mego końca szedł w za­parte, utrzy­mu­jąc, że to po­myłka.

– Czyli to była „ta” ko­le­żanka? – Po­ru­szy­łam brwiami, żeby pod­kre­ślić od­po­wied­nie słowo.

Ca­den par­sk­nął gło­śno śmie­chem, pod­niósł fi­li­żankę i upił łyk gorz­kiej kawy, którą przed chwilą po­sta­wił przed nim kel­ner.

– Gdy chciał ją wy­mi­nąć, za­stą­piła mu drogę i przez chwilę upra­wiali ja­kiś dziwny ta­niec na środku chod­nika. On w prawo, ona w lewo i na od­wrót. To wy­glą­dało ko­micz­nie. Ca­den chyba się na­wet de­li­kat­nie prze­stra­szył – do­dała Em, krę­cąc roz­ba­wiona głową. – Było mi jej przez to tro­chę szkoda. Ewi­dent­nie ją znał…

– Za­cho­wa­łeś się bar­dzo nie­ład­nie – oznaj­mi­łam sta­now­czym gło­sem, na­bi­ja­jąc się z przy­ja­ciela. – Jaki ty da­jesz przy­kład sio­strze? Wstydź się!

– Ni­gdy nie obie­cuję po­wtórki z roz­rywki. Nie wiem, może od­nio­sła mylne wra­że­nie? Coś mi się jed­nak wy­daje, że twoja opo­wieść bę­dzie dużo lep­sza. – Uśmiech­nął się ką­ci­kiem ust, cze­ka­jąc na szcze­góły.

– W za­sa­dzie to nie ma co opo­wia­dać – jęk­nę­łam za­kło­po­tana, czu­jąc, jak ru­mie­niec po­krywa moje po­liczki. – Gdy tylko go zo­ba­czy­łam, do­tarło do mnie, że zo­sta­łam wkrę­cona, i to z pre­me­dy­ta­cją.

– No to fajne masz te ko­le­żanki w pracy – sark­nęła pod no­sem Em.

– Nie wszyst­kie są ta­kie zoł­zo­wate, ale An­gela chyba chciała się de­li­kat­nie ze­mścić, po­nie­waż od do­brych kilku ty­go­dni wy­py­tuje mnie o cie­bie. – Prze­nio­słam wzrok na Ca­dena. – Już nie mó­wiąc o tym, że wszel­kimi moż­li­wymi spo­so­bami stara się wy­łu­dzić ode mnie twój nu­mer te­le­fonu. Bro­nię cię jak lwica, ale nie wiem, ile jesz­cze wy­trzy­mam – do­da­łam, uda­jąc prze­ra­że­nie. – Chyba nie może o to­bie za­po­mnieć.

– Dzięki, że mnie nie wy­da­łaś, księż­niczko. Je­stem twoim dłuż­ni­kiem. – Ca­den pu­ścił mi oczko i nie spusz­cza­jąc ze mnie wzroku, splótł ze sobą palce dłoni, po­ło­żone luźno na stole. – Naj­wy­raź­niej ko­biety nie po­tra­fią wy­rzu­cić mnie z pa­mięci.

– Tak, bra­ciszku. To już wiemy.

Ro­ze­śmia­łam się gło­śno, a po chwili do­łą­czyła do mnie rów­nież Emma. Przy­ja­ciel sie­dział na­prze­ciwko nie­wzru­szony i wcale nie było mu do śmie­chu.

Za­zdro­ści­łam mu ta­kiego luź­nego po­dej­ścia do seksu, po­nie­waż mia­łam tro­chę inne wy­obra­że­nie na te­mat in­tym­nych re­la­cji. Nie mo­głam i nie po­tra­fi­łam iść do łóżka z męż­czy­zną po­zna­nym kilka go­dzin wcze­śniej. Ha­mo­wała mnie ja­kaś we­wnętrzna blo­kada. W moim ży­ciu nie po­ja­wił się nikt godny uwagi, więc brak chło­paka ozna­czał brak seksu. Oczy­wi­ście po­tra­fi­łam o sie­bie za­dbać, ale bra­ko­wało mi mę­skich dłoni i cia­snych ra­mion. Po pro­stu bra­ko­wało mi męż­czy­zny.

– Alex, na­stęp­nym ra­zem uni­kaj ran­dek w ciemno. To dość nie­bez­pieczne – za­su­ge­ro­wał, mie­rząc mnie tro­skli­wym wzro­kiem. – Ten gość spra­wiał wra­że­nie nie­obli­czal­nego.

– Naj­wy­raź­niej ilość mię­śni nie idzie w pa­rze z po­zio­mem in­te­lektu – rzu­ciła wy­lu­zo­wana Emma, wpa­tru­jąc się z za­in­te­re­so­wa­niem w kartę dań.

– Na szczę­ście ta re­guła nie za­wsze się spraw­dza. Mam nie­sa­mo­wi­tego tre­nera cross­fitu, który łą­czy te ce­chy wręcz ge­nial­nie, więc to wszystko za­leży od fa­ceta. Ca­den, ty wiesz, że mam dwa­dzie­ścia pięć lat, prawda?

– Wiem, ale Lo­gan chyba nie byłby za­do­wo­lony z two­jego dzi­siej­szego rand­ko­wi­cza.

– Chyba mnie nie pod­ka­blu­jesz? – Upi­łam spory łyk rumu, żeby się choć tro­chę uspo­koić.

– Oczy­wi­ście, że nie. O ile obie­casz, że dasz so­bie spo­kój z rand­kami w ciemno.

– Słowo har­ce­rza. – Na­chy­li­łam się nad sto­łem i za­częła szep­tać tak, żeby Emma nie usły­szała: – Szcze­rze mó­wiąc, to zna­la­złam chyba inny spo­sób na to, żeby się ro­ze­rwać.

Ca­den za­stygł na mo­ment, kom­plet­nie nie ro­zu­mie­jąc, o czym mó­wię. I ab­so­lut­nie nie za­mie­rza­łam go uświa­da­miać. Już wi­dzia­łam oczami wy­obraźni, jaką za­ser­wo­wałby mi gadkę umo­ral­nia­jącą, a póź­niej po­gnałby z pręd­ko­ścią świa­tła i opo­wie­dział o wszyst­kim mo­jemu na­do­pie­kuń­czemu bratu. W ży­ciu nie za­mie­rza­łam się sama pod­kła­dać.

W su­mie wcze­śniej ten po­mysł wy­da­wał się sza­lony i to­tal­nie nie w moim stylu, ale po dzi­siej­szej randce i kilku ły­kach rumu już nie by­łam taka pewna, czy przy­pad­kiem to nie jest ide­alne roz­wią­za­nie.

– Zdra­dzisz ja­kieś szcze­góły? – do­py­ty­wał za­in­try­go­wany przy­ja­ciel, znacz­nie ści­sza­jąc głos.

– W ży­ciu! – Obie­ca­łam so­bie w du­chu, że nie pi­snę na­wet słowa o swo­ich pla­nach, po czym wy­pro­sto­wa­łam się na krze­śle i sku­pi­łam uwagę na przy­ja­cielu, który nie wy­glą­dał na za­do­wo­lo­nego.

Po chwili się jed­nak uśmiech­nął, ob­da­rza­jąc mnie tym cza­ru­ją­cym spoj­rze­niem, które za­pewne dzia­łało na więk­szość ko­biet.

– Daj spo­kój, Alex. Mnie mo­żesz po­wie­dzieć…

– Ja­sne. – Par­sk­nę­łam gło­śnym śmie­chem. – Je­steś jesz­cze gor­szy od Lo­gana. On ma świra na punk­cie mo­jego bez­pie­czeń­stwa, a te­mat mo­ich męż­czyzn jest u niego na li­ście za­ka­za­nej. On chyba da­lej my­śli, że mam pięt­na­ście lat. Coś mi się zresztą wy­daje, że ty nie je­steś lep­szy.

– Nie ro­zu­miem. O co ci cho­dzi? Je­steś młod­szą sio­strą mo­jego przy­ja­ciela, więc to nor­malne, że się o cie­bie mar­twię.

– Do­bra – wes­tchnę­łam ciężko. – Ta roz­mowa nie ma sensu.

– Okej. – Pod­niósł dło­nie w ge­ście pod­da­nia się, ale da­lej mnie czuj­nie ob­ser­wo­wał, pew­nie cze­ka­jąc, aż pęknę i wy­znam mu wszystko jak na spo­wie­dzi.

Nic z tego. Aku­rat ten se­kret mu­siał po­zo­stać se­kre­tem. Gdyby się do­wie­dział, że pla­nuję wy­brać się do eks­klu­zyw­nego klubu Moon – a zna­jąc go, to do­kład­nie wie­dział, co się w nim dzieje – to od razu wy­pa­plałby wszystko mo­jemu bratu, a ja do­sta­ła­bym szla­ban.

I to do końca ży­cia!

Go­dzinę póź­niej by­li­śmy już na­je­dzeni i roz­luź­nieni. Na szczę­ście Ca­den od­pu­ścił, więc po­ru­sza­li­śmy tylko luźne te­maty. W za­sa­dzie to chyba Emma ga­dała naj­wię­cej. Bra­ko­wało jej star­szej sio­stry, więc słu­ży­łam jej radą, bar­dzo przy­jem­nie spę­dza­jąc ten czas.

– Wszystko było prze­pyszne – oznaj­miła Emma, chwy­ta­jąc się za brzuch.

– Masz ra­cję. Cie­szę się, że na was wpa­dłam. Już my­śla­łam, że wrócę do domu głodna, bo ten cham sku­tecz­nie stłu­mił moje uczu­cie głodu.

– Dawno się nie wi­dzie­li­śmy – wy­pa­lił na­gle Ca­den, in­ten­syw­nie mi się przy­glą­da­jąc.

– To prawda – przy­tak­nę­łam, do­pi­ja­jąc resztę rumu. – Może coś zor­ga­ni­zu­jemy? Zbie­rzemy wszyst­kich i wresz­cie się spo­tkamy? Kluby od­pa­dają, prze­cież Lo­gan na pewno nie po­zwoli swo­jej cię­żar­nej dziew­czy­nie wdy­chać dymu pa­pie­ro­so­wego, bo to mo­głoby za­szko­dzić ma­leń­stwu.

– Masz ra­cję, a zna­jąc Ga­briela, to w klu­bie nie od­stę­po­wałby Ro­sa­lyn na­wet na krok, bo to prze­cież cho­lerny za­zdro­śnik.

– To może ja­kaś re­stau­ra­cja? Albo u nas w domu?

– Tym ra­zem mo­żemy się spo­tkać u mnie – rzu­cił pew­nie Ca­den. – Już dawno nie or­ga­ni­zo­wa­łem żad­nej im­prezy.

– Świet­nie. To może wstęp­nie w so­botę za dwa ty­go­dnie?

– Może być.

Chwilę póź­niej przy­ja­ciel ure­gu­lo­wał ra­chu­nek, po czym za­pro­po­no­wał, że od­wie­zie mnie do domu. Nie chcia­łam mu ro­bić pro­blemu, ale utrzy­my­wał twardo, że nie zre­zy­gnuje ze swo­jej pro­po­zy­cji.

***

Po od­prę­ża­ją­cym prysz­nicu po­ło­ży­łam się w przy­dłu­giej ko­szulce do łóżka i po­now­nie za­czę­łam roz­my­ślać nad po­my­słem, który pod­rzu­ciła mi Sy­lvia – stała klientka mo­jego sa­lonu be­auty.

Kilka dni temu w cza­sie trwa­nia za­biegu wy­szczu­pla­ją­cego po­now­nie za­czę­ły­śmy roz­mowę o fa­ce­tach, rand­kach i pod­łym na­stroju, który to­wa­rzy­szył nam za każ­dym ra­zem pod­czas spo­tka­nia z kom­plet­nie roz­cza­ro­wu­ją­cym przed­sta­wi­cie­lem płci prze­ciw­nej. Na po­czątku nie­zbyt chęt­nie dzie­liła się ze mną szcze­gó­łami, ale w końcu stwier­dziła, że po­win­nam spró­bo­wać cze­goś no­wego, i opo­wie­działa mi o klu­bie, do któ­rego wstęp mają tylko człon­ko­wie, wcze­śniej do­kład­nie prze­ba­dani i prze­świe­tleni.

Głów­nym ce­lem wi­zyty w tym owia­nym ta­jem­nicą miej­scu jest sze­roko po­jęta roz­rywka, do­star­cza­nie so­bie przy­jem­no­ści bez zo­bo­wią­zań i bez żad­nych obiet­nic. Wszystko za­leży od tego, czego pra­gniemy i na jak wiele je­ste­śmy w sta­nie po­zwo­lić nie­zna­jo­memu.

Gdy klientka za­częła opo­wia­dać o swo­ich do­świad­cze­niach i tym fa­scy­nu­ją­cym klu­bie, lekko się za­wsty­dzi­łam. Ja­koś ni­gdy nie wy­ra­ża­łam na głos swo­ich po­trzeb, ale z pew­no­ścią wy­ni­kało to z mo­jego nie­wiel­kiego do­świad­cze­nia.

Ni­gdy nie mia­łam szczę­ścia do męż­czyzn i na­wet tych dwóch, któ­rzy po­ja­wili się w moim ży­ciu pod­czas stu­diów, nie wspo­mi­na­łam z tę­sk­notą czy roz­ma­rze­niem. Było do dupy, je­śli mam być szczera. Bez fa­jer­wer­ków, cu­dow­nych do­znań czy or­ga­stycz­nych or­ga­zmów.

Im dłu­żej klientka wta­jem­ni­czała mnie w mroczne ku­lu­ary klubu, tym moje pod­eks­cy­to­wa­nie ro­sło, a ape­tyt na spró­bo­wa­nie cze­goś no­wego sta­wał się co­raz ostrzej­szy. Człon­ko­stwo za pierw­sze pół roku kosz­to­wało sporo kasy, ale w za­mian za to mia­ła­bym za­pew­nione ano­ni­mo­wość i bez­pie­czeń­stwo.

By­łam co­raz bli­żej pod­ję­cia tej ry­zy­kow­nej de­cy­zji i za­mie­rza­łam się w końcu prze­ła­mać. Nie mia­łam do stra­ce­nia nic wię­cej prócz kilku ty­sięcy do­lców.

Roz­dział 3

Ca­den

Ja­dąc do pracy w po­nie­dział­kowy po­ra­nek, roz­my­śla­łem o spo­tka­niu z Alex. Nie mo­głem uwie­rzyć, że taka fan­ta­styczna ko­bieta da­lej nie miała ni­kogo na stałe, a w do­datku tra­fiała na ta­kich ba­ra­nów, jak cho­ciażby ten na­pa­ko­wany ćwok.

Naj­wy­raź­niej nie miała szczę­ścia do po­rząd­nych fa­ce­tów i coś mi się wy­da­wało, że tro­chę w tym winy Lo­gana. Za­zwy­czaj sku­tecz­nie po­tra­fił od­stra­szyć po­ten­cjal­nie za­in­te­re­so­wa­nych chło­pa­ków.

Pro­wa­dzi­łem ży­cie sin­gla i jak na ra­zie ab­so­lut­nie nie na­rze­ka­łem na ten stan. Przy­ja­ciele byli szczę­śliwi ze swo­imi po­łów­kami, ale ra­czej im tego nie za­zdro­ści­łem. Ko­rzy­sta­łem z tego etapu ży­cia, na któ­rym obec­nie się znaj­do­wa­łem, na­wią­zu­jąc nowe nie­zo­bo­wią­zu­jące zna­jo­mo­ści. Z moją po­zy­cją, firmą, wy­glą­dem i ma­jąt­kiem sta­no­wi­łem smaczny ką­sek dla ko­biet szu­ka­ją­cych part­nera, tylko że żadna jak do tej pory nie za­trzy­mała mnie na dłu­żej ani na­wet nie za­in­te­re­so­wała na tyle, żeby spo­tkać się z nią wię­cej niż kilka razy.

Za­sta­na­wiało mnie, co Alex miała na my­śli, mó­wiąc, że wpa­dła na świetny po­mysł. Tro­chę się ba­łem, co wy­my­śliła, ale li­czy­łem, że jej star­szy brat nie­zmien­nie trzyma rękę na pul­sie i pil­nuje sio­stry.

Wje­cha­łem do ga­rażu pod­ziem­nego wie­żowca, za­trzy­mu­jąc się na miej­scu pod­pi­sa­nym jako „Pre­zes CR De­sign”. Co prawda obok znaj­do­wało się iden­tyczne, ale tak po­sta­no­wi­li­śmy ze wspól­ni­kiem. Ra­zem z Ric­kiem stwo­rzy­li­śmy firmę od pod­staw, więc w ra­mach żartu obaj zo­sta­li­śmy pre­ze­sami. Udziały po­dzie­li­li­śmy na pół, więc od­po­wie­dzial­ność, ale też zy­ski dzie­li­li­śmy po po­ło­wie. Od stu­diów cał­kiem do­brze się do­ga­dy­wa­li­śmy i po­mysł za­ło­że­nia wła­snej firmy po­wstał na jed­nej z im­prez stu­denc­kich na ostat­nim roku. Póź­niej po pro­stu ro­bi­li­śmy wszystko, żeby to pi­jac­kie ma­rze­nie prze­isto­czyć w rze­czy­wi­stość.

Osta­tecz­nie wszystko prze­bie­gło we­dług planu. Obaj za­li­czy­li­śmy roczne staże w fir­mach ar­chi­tek­to­nicz­nych, skrzęt­nie od­kła­da­jąc pie­nią­dze na wła­sną firmę, a póź­niej ostro wzię­li­śmy się do pracy.

W tej chwili ra­dzi­li­śmy so­bie cał­kiem nie­źle. Mie­li­śmy sporo zle­ceń, więc nie na­rze­ka­li­śmy na brak pracy. Za­trud­nia­li­śmy już około stu pięć­dzie­się­ciu pra­cow­ni­ków i na­sza firma roz­wi­jała się co­raz pręż­niej na ka­li­for­nij­skim rynku. Bra­li­śmy udział w wielu prze­tar­gach na wy­ko­na­nie pro­jek­tów i czę­sto zda­rzało się, że na­sza wi­zja oraz po­mysł oka­zy­wały się naj­lep­sze.

Po przy­ło­że­niu karty do czyt­nika w win­dzie wje­cha­łem na naj­wyż­sze, a więc trzy­dzie­ste pię­tro wie­żowca, które wy­naj­mo­wa­li­śmy od de­we­lo­pera. Miej­scówka firmy miała w tej branży ogromne zna­cze­nie. Świad­czyła o re­no­mie, luk­su­sie i naj­wyż­szej ja­ko­ści świad­czo­nych usług.

Gdy tylko zna­la­złem się w ko­ry­ta­rzu pro­wa­dzą­cym do ga­bi­netu, od­ru­chowo zer­k­ną­łem w prawo. Dzięki szkla­nej ścia­nie od­dzie­la­ją­cej ko­ry­tarz od otwar­tej strefy, gdzie znaj­do­wali się asy­stenci, gra­ficy, pro­jek­tanci oraz jesz­cze kil­ka­dzie­siąt osób peł­nią­cych ważne funk­cje w na­szej fir­mie, można było ich ob­ser­wo­wać pod­czas pracy. Z do­świad­cze­nia wie­dzia­łem, że gdy byli wy­sta­wieni na wi­dok, wy­ko­ny­wali przy­dzie­lone za­da­nia efek­tyw­niej, więc to roz­wią­za­nie zde­cy­do­wa­nie przy­pa­dło mi do gu­stu.

Po le­wej mie­ściły się biura osób na wyż­szych sta­no­wi­skach i one pra­co­wały już w bar­dziej kom­for­to­wych wa­run­kach, za za­mknię­tymi drzwiami. Da­lej znaj­do­wały się sale kon­fe­ren­cyjne, po­trzebne pod­czas spo­tkań czy kon­fe­ren­cji. Ko­ry­tarz koń­czył się spo­rej wiel­ko­ści ho­lem, gdzie po prze­ciw­nych stro­nach zo­stały usta­wione biurka asy­sten­tek mo­jej i Ricka, przy­le­ga­jące do na­szych ga­bi­ne­tów.

– Dzień do­bry – przy­wi­ta­łem się z dwoma ko­bie­tami, a bar­dziej wy­lew­nie, bo bu­zia­kiem w po­li­czek, z moją mamą. Wspie­rała mnie od mo­mentu za­ło­że­nia firmy i z pew­no­ścią bez jej po­mocy i do­świad­cze­nia na rynku de­we­lo­per­skim, które zbie­rała la­tami, za cho­lerę ten plan zbu­do­wa­nia świet­nie pro­spe­ru­ją­cej firmy po pro­stu by się nie po­wiódł.

Od za­wsze była ran­nym ptasz­kiem, więc gdy wy­cho­dziła do pracy, ja do­piero wsta­wa­łem, dla­tego na­sze pierw­sze spo­tka­nie w ciągu dnia miało miej­sce do­piero w fir­mie.

Ak­tu­al­nie peł­niła funk­cję mo­jej asy­stentki, choć nie lu­bi­łem tego okre­śle­nia. Gdy­bym miał na to ja­ki­kol­wiek wpływ, to za­trzy­mał­bym ją w fir­mie na kilka ko­lej­nych lat. Nie­stety ostat­nio coś wspo­mi­nała o przej­ściu na eme­ry­turę, ale nie cią­gną­łem tego te­matu, li­cząc po ci­chu na to, że to tylko chwi­lowe zmę­cze­nie.

– Dzień do­bry, synku.

– Dzień do­bry, pa­nie Le­xing­ton – za­świer­go­tała Penny, pod­no­sząc się z miej­sca.

Jej co­raz krót­sze spód­niczki zde­cy­do­wa­nie nie nada­wały się do pracy na tym sta­no­wi­sku, ale naj­wy­raź­niej po­ja­wiała się tu w in­nym celu. Pra­co­wała dla Ricka i nie mia­łem z nią za wiele wspól­nego, więc nie wtrą­ca­łem się wspól­ni­kowi w to, ja­kie asy­stentki za­trud­niał. Na sa­mym po­czątku sztywno usta­li­li­śmy po­dział obo­wiąz­ków i każdy pil­no­wał swo­jej działki.

Jak tylko prze­kro­czy­łem próg ga­bi­netu, od­wie­si­łem ma­ry­narkę na wie­szak i pod­sze­dłem do eks­presu, żeby wy­pić ko­lejną dawkę ko­fe­iny, która z pew­no­ścią doda mi ener­gii.

Na­gle usły­sza­łem stu­kot ob­ca­sów, więc bę­dąc prze­ko­na­nym, że to mama, od­wró­ci­łem się i uśmiech­ną­łem sze­roko.

– Mamo? Masz ochotę na nek­tar bo­gów?

– Nie, dzię­kuję. W moim wieku czę­ściej pije się już ziółka niż tę czarną cho­lerę – mruk­nęła, sia­da­jąc na fo­telu przy biurku.

Każ­dego po­ranka przed­sta­wiała mi plan spo­tkań i za­dań na cały dzień, ale czę­sto po­ru­sza­li­śmy też te­maty pry­watne. Była nie­za­stą­piona. Mia­łem tylko ją i Emmę. Ko­cha­łem je po­nad wszystko, dla­tego sprze­da­łem miesz­ka­nie i ku­pi­łem więk­szy dom, że­by­śmy mo­gli za­miesz­kać ra­zem, ko­rzy­sta­jąc z wy­gód i prze­strzeni, a przede wszyst­kim z ogrom­nego ogrodu.

– No więc tak… O je­de­na­stej masz spo­tka­nie z pa­nem Chan­gle­rem w spra­wie pro­jektu no­wego osie­dla w Palm­dale.

– Okej. – Za­ją­łem miej­sce na ogrom­nym skó­rza­nym fo­telu.

– Sala kon­fe­ren­cyjna jest już przy­go­to­wana do pre­zen­ta­cji. Do­sta­li­śmy in­for­ma­cję, że ogło­szono kon­kurs na stwo­rze­nie pro­jektu mu­zeum sztuki współ­cze­snej. Na ma­ilu masz do­kładne wy­ma­ga­nia in­we­stora. Mamy trzy mie­siące na przed­sta­wie­nie po­my­słu wraz z wi­zu­ali­za­cją.

– Nie za wiele, ale na pewno damy radę. – Po­ki­wa­łem głową, upi­ja­jąc łyk kawy.

– No i jesz­cze jedna sprawa. – Wes­tchnęła ciężko i po­ło­żyła na biurku trzy czer­wone teczki. – Tu­taj masz naj­lep­sze kan­dy­datki na twoją nową asy­stentkę. Zro­bi­łam wstępną se­lek­cję, po­nie­waż zgło­siło się aż trzy­dzie­stu sze­ściu kan­dy­da­tów. Przej­rzyj teczki i my­ślę, że po­win­ni­śmy za­pro­sić je wszyst­kie na roz­mowę tego sa­mego dnia.

– Mamo… Nic nie prze­kona cię do zmiany de­cy­zji? – Mój głos prze­peł­niała na­dzieja.

Świet­nie mi się pra­co­wało z mamą, a bio­rąc pod uwagę asy­stentkę Ricka, to chyba nie zniósł­bym na dłuż­szą metę tego ca­łego miz­drze­nia się.

Zda­wa­łem so­bie sprawę z tego, że nie wszyst­kie asy­stentki ma­rzyły o wy­grze­wa­niu się w łóżku szefa, ale do­świad­cze­nie wspól­nika da­wało mi ja­sny prze­kaz. To była chyba jego szó­sta asy­stentka od po­czątku ist­nie­nia firmy i część z nich rze­czy­wi­ście lą­do­wała w jego łóżku, ale za­wsze koń­czyło się to bar­dzo źle.

Nie chcia­łem so­bie do­kła­dać pro­ble­mów, więc na­wet nie roz­glą­da­łem się za nową asy­stentką, wie­rząc, że mama jesz­cze zmieni zda­nie.

– Nie, synku. Pra­cuję od szes­na­stego roku ży­cia. Po pro­stu przy­szła od­po­wied­nia pora na to, żeby w końcu sku­pić się na so­bie i swo­ich po­trze­bach. Za­mie­rzam wresz­cie za­jąć się swo­imi pa­sjami, a wy­cho­dząc stąd póź­nym po­po­łu­dniem, je­stem kom­plet­nie wy­koń­czona i nie mam już na nic siły.

– Ro­zu­miem – od­par­łem zre­zy­gno­wa­nym to­nem, bo nie są­dzi­łem, że po­nie­dzia­łek za­cznie się od tak kosz­mar­nej wia­do­mo­ści.

W domu nie roz­ma­wia­li­śmy na te­mat pracy, żeby sku­pić się na ro­dzi­nie, więc do­piero te­raz zro­zu­mia­łem, dla­czego mama wczo­raj przy obie­dzie spra­wiała wra­że­nie ja­kiejś przy­ga­szo­nej i smut­nej. Pew­nie się spo­dzie­wała, że ta roz­mowa nie bę­dzie dla mnie przy­jemna, ale trudno – czas wziąć się w garść.

– Nie martw się. Jak tylko znaj­dziesz od­po­wied­nią asy­stentkę, na po­czą­tek za­trud­nimy ją na pół etatu. Zo­stanę w fir­mie przez ja­kiś czas, żeby po­móc jej się we wszystko wdro­żyć. Nie zo­sta­wię cię, synku, na lo­dzie.

Na­szą roz­mowę prze­rwało dość gło­śne pu­ka­nie do drzwi.

– Cześć. Masz chwilę? – za­py­tał Rick, wcho­dząc do środka.

– Zo­sta­wię was sa­mych, a ty przej­rzyj te teczki i daj mi znać, co my­ślisz – rzu­ciła mama i ru­szyła do wyj­ścia.

– Co się dzieje? – Za­pewne za­uwa­żył mój par­szywy na­strój.

– Mama chce odejść.

– Co ty ga­dasz? Cho­lera! To naj­gor­sza wia­do­mość tego mie­siąca. – Naj­wi­docz­niej Rick prze­jął się tą in­for­ma­cją bar­dziej niż ja. – Twoja mama wszystko ogar­nia. Stary, co my bez niej zro­bimy? Moja asy­stentka to ja­kaś po­rażka. Nie uwie­rzysz, jaki dzi­siaj z rana od­sta­wiła cyrk. – Skrzy­wił się, jakby wła­śnie zo­stał zmu­szony wy­pić co naj­mniej szklankę soku z cy­tryny. – Wpa­ro­wała do mo­jego ga­bi­netu, nio­sąc tacę z kawą. Jak tylko po­de­szła do mo­jego biurka, usły­sza­łem brzdęk por­ce­lany, a gdy pod­nio­słem wzrok, zo­ba­czy­łem plamę na jej bia­łej bluzce.

– No i?

– Za­częła roz­pi­nać gu­ziki, a gdy stała już przede mną w sta­niku, to za­py­tała, czy nie chcę się od­prę­żyć.

– No to wi­dzę, że Penny prze­szła samą sie­bie. Jest chyba naj­bar­dziej bez­po­śred­nią asy­stentką spo­śród wszyst­kich, które u cie­bie pra­co­wały. Inne ja­koś tak na okrętkę sta­rały się do­brać do two­jego roz­porka.

– Wiesz, że nie je­stem święty, ale wy­znaję jedną bar­dzo ważną za­sadę: nie sra się we wła­snym gnieź­dzie. Co prawda dwa razy ule­głem, bo prze­cież nie je­stem z ka­mie­nia. Ale stary! Wra­ca­jąc do te­matu, sam po­wiedz: kto to wszystko ogar­nie, jak za­brak­nie Laury? Cho­lera! A może da się jesz­cze coś zro­bić?

– Nie są­dzę. Je­dy­nym po­cie­sze­niem jest to, że przez ja­kiś czas jesz­cze z nami zo­sta­nie, więc pod­szkoli nową asy­stentkę, która może bę­dzie umieć coś wię­cej niż twoja. A swoją drogą, to dla­czego trzy­masz tę Penny?

– Nie chcesz wie­dzieć… – mruk­nął, prze­cie­ra­jąc twarz ze wstydu.

– Da­waj. Ja­koś mnie to wcze­śniej nie za­sta­no­wiło, ale te­raz to już mu­sisz po­wie­dzieć.

– To sio­stra mo­jego ko­legi z osie­dla. By­łem mu winny przy­sługę, więc jesz­cze przez ja­kiś czas je­stem zmu­szony się z nią po­mę­czyć.

– Czy chcę wie­dzieć, za co ta przy­sługa? – Nie ukry­wa­łem sze­ro­kiego uśmie­chu, wi­dząc, że Rick w se­kundę się lekko za­czer­wie­nił. Bar­dzo rzadko mu się to zda­rzało, więc naj­wy­raź­niej sy­tu­acja, w ja­kiej się zna­lazł, tro­chę go za­wsty­dziła.

– Po­mógł mi, po pro­stu, ja­kieś trzy mie­siące temu. Tylko się nie śmiej, bo pa­mię­taj, że karma wraca! – Po­gro­ził mi pal­cem, czym mnie tylko jesz­cze bar­dziej roz­ba­wił. – Nie­da­leko mo­jego domu wpro­wa­dziła się fajna la­ska i wiesz, za­czą­łem ro­bić pod­chody i pod­czas trze­ciej wi­zyty wy­lą­do­wa­li­śmy w łóżku.

– Okej. I co? Nie za­spo­ko­iłeś jej?

– Ależ za­spo­ko­iłem, i to dwu­krot­nie! Tyle że w pew­nym mo­men­cie, gdy tak le­że­li­śmy w po­ścieli, usły­sze­li­śmy ha­łas na dole, a chwilę póź­niej ja­kiś męż­czy­zna za­czął wo­łać jej imię.

– To był jej mąż?

– Tak. La­ska od razu zgłu­piała i za­częła wy­rzu­cać przez okno moje ciu­chy, a po­tem ka­zała mi wyjść na ta­ras i sko­czyć. Ta sy­tu­acja nie na­le­żała do przy­jem­nych do­świad­czeń.

– Nie­zły cyrk.

– Gdy wy­lą­do­wa­łem na traw­niku, na szczę­ście nie ła­miąc so­bie żad­nej koń­czyny pod­czas tego ry­zy­kow­nego skoku, zo­rien­to­wa­łem się, że ta wa­riatka, wy­rzu­ca­jąc moje ciu­chy, na­wet nie ogar­niała, co robi i gdzie je rzuca, bo osta­tecz­nie na tra­wie le­żały tylko moje buty, a spodnie i ko­szula wi­siały wy­soko na ga­łę­ziach drzewa.

Ro­ze­śmia­łem się gło­śno, wpa­trzony w za­wsty­dzo­nego przy­ja­ciela, nie do­wie­rza­jąc w tę po­pa­praną hi­sto­rię. Mia­łem na­dzieję, że wy­cią­gnie z niej ja­kieś wnio­ski. Z re­guły jed­nak wciąż za­cho­wy­wał się jak mę­ska dziwka.

– Już? Skoń­czy­łeś? – za­py­tał zi­ry­to­wany.

– Do­bra. Już. – Od­chrząk­ną­łem, da­lej tłu­miąc śmiech. – Więc by­łeś nagi, w ogródku ko­chanki i mu­sia­łeś się ja­koś do­stać do domu…

– Wła­śnie. Ro­zej­rza­łem się do­okoła, li­cząc na to, że znajdę coś, czym ścią­gnę z drzewa te cho­lerne ubra­nie, a wtedy za­uwa­ży­łem są­siada z domu obok, który uśmiech­nięty pod­niósł się z fo­tela i do mnie pod­szedł, za­bie­ra­jąc po dro­dze dłu­gie gra­bie. Za­nim mi je dał, po­wie­dział, że będę jego dłuż­ni­kiem, i tyle. No, a te­raz mu­szę się bu­jać z jego na­pa­loną sio­strą.

– I to by było tyle z tego two­jego nie­sra­nia we wła­snym gnieź­dzie…

– No wła­śnie. Mu­szę się bar­dziej pil­no­wać, bo ta za­sada po­szła się już dawno pie­przyć. Ale przy­naj­mniej sta­ram się już nie bzy­kać la­sek z oko­licy. Tak na wszelki wy­pa­dek – do­dał, czym po­now­nie mnie roz­ba­wił.

– Dla­czego nie po­chwa­li­łeś się tym wcze­śniej? To re­we­la­cyjna hi­sto­ria. Po­wi­nie­neś ją opo­wia­dać zna­jo­mym w ra­mach prze­strogi.

– Daj spo­kój. Mia­łem sporo szczę­ścia, że jej mąż nic nie za­uwa­żył. Do­wie­dzia­łem się od są­siada, że to żoł­nierz, więc bra­ko­wało tylko, aby przy­szedł się ze mną roz­li­czyć za bzy­ka­nie żony. Za­pewne trzyma ja­kąś spluwę w domu i pew­nie nie za­wa­hałby się jej użyć.

– Ty to masz przy­gody, stary. Te­raz już ro­zu­miem, dla­czego mę­czysz się z Penny. Szcze­rze mó­wiąc, to my­śla­łem, że cię na chwilę za­ćmiło na roz­mo­wie kwa­li­fi­ka­cyj­nej.

– Nie dzi­wię się. Penny ra­czej nie grze­szy in­te­li­gen­cją. – Po­krę­cił głową zre­zy­gno­wany. – Dla­tego twoja mama musi zo­stać. Ina­czej nie damy so­bie rady.

– Nie ma szans, żeby zmie­niła zda­nie. Jak już coś po­sta­nowi, to ko­niec. Uwierz mi. Tu są teczki z kan­dy­dat­kami.

– Do­bra, to po­każ, co tam masz. Może bę­dzie ktoś godny uwagi… – Się­gnął po pierw­szą z brzegu.

Na­gle do głowy wpadł mi pe­wien po­mysł: we­zmę pod uwagę re­ak­cję Ricka na zdję­cia dziew­czyn. Wy­biorę tę, która naj­mniej go za­in­te­re­suje – wtedy ist­nieje spore praw­do­po­do­bień­stwo, że nie bę­dzie z nią flir­to­wał, a przede wszyst­kim nie bę­dzie jej roz­pra­szał pod­czas pracy.

Mój po­mysł wy­da­wał się ge­nialny i po dzie­się­ciu mi­nu­tach, pod­czas któ­rych przej­rzał wszyst­kie teczki, mia­łem już swój typ. Za­in­try­go­wany zer­k­ną­łem na zdję­cie. Dziew­czyna była ładna, ale bez szału. Li­czy­łem, że bę­dzie skru­pu­latna, zor­ga­ni­zo­wana i bar­dziej przy­łoży się do pracy niż do uwo­dze­nia sze­fów.

Roz­dział 4

Alex

Ty­dzień mi­jał spo­koj­nie na pracy i wy­ko­ny­wa­niu za­bie­gów upięk­sza­ją­cych, na które był co­raz więk­szy po­pyt. W za­sa­dzie to mia­ły­śmy ręce pełne ro­boty i czę­sto za­pi­sy­wa­ły­śmy klientki na kilka ty­go­dni do przodu, bo po pro­stu bra­ko­wało wol­nych ter­mi­nów.

Za­trud­nia­łam trzy dziew­czyny i na ra­zie nie za­mie­rza­łam po­więk­szać ze­społu. Lu­bi­łam kli­mat pa­nu­jący w moim sa­lo­nie. Pod­cho­dzi­ły­śmy do każ­dej klientki in­dy­wi­du­al­nie, co bar­dzo mi od­po­wia­dało. Sama ko­rzy­sta­jąc z za­bie­gów w in­nych miej­scach, cie­szy­łam się, gdy trak­to­wano mnie wy­jąt­kowo, a nie jak ko­lejną ko­bietę z kil­ku­na­stu w ciągu dnia.

Kilka razy od­wie­dzi­łam więk­sze sa­lony ko­sme­tyczne w oko­licy, żeby tro­chę po­ob­ser­wo­wać kon­ku­ren­cyjne miej­sca, spraw­dzić, czym się wy­róż­niają, lub do­wie­dzieć, ja­kiej ja­ko­ści ofe­rują usługi. Dzięki moim in­fil­tra­cyj­nym po­czy­na­niom do­szłam do bar­dzo cie­ka­wych wnio­sków. Nie po­do­bało mi się przede wszyst­kim to, że w więk­szych sa­lo­nach klientkę za­zwy­czaj trak­to­wano jak jedną z wielu, a pra­cow­nice na­wet nie miały czasu na prze­pro­wa­dze­nie an­kiety, a przede wszyst­kim na spo­kojną roz­mowę, na­pro­wa­dza­jącą na jej ocze­ki­wa­nia.

Więk­szość tych miejsc sku­piała się na ilo­ści, a nie ja­ko­ści świad­czo­nych usług. Do ta­kiej sy­tu­acji nie za­mie­rza­łam ni­gdy do­pu­ścić.

Wo­la­łam wy­ko­ny­wać wy­so­kiej ja­ko­ści za­biegi, ale dla mniej­szej liczby ko­biet, co da­wało dużo więk­szą sa­tys­fak­cję niż pie­nią­dze. Choć i tak nie mia­łam na co na­rze­kać. Pra­co­wa­łam na do­brej ja­ko­ści pro­duk­tach, więc ceny za­bie­gów nie na­le­żały do ni­skich. Od­po­wia­dał mi rytm i spo­sób, w jaki wy­ko­ny­wa­ły­śmy na­szą pracę, a także wy­so­kość co­mie­sięcz­nych zy­sków.

Od ja­kie­goś czasu mia­łam pro­blem z jedną z mo­ich pra­cow­nic – An­gelą. Prze­ko­na­łam się już, że to świetna ko­sme­tyczka. Ni­gdy nie sły­sza­łam złego słowa od­no­śnie do jej za­an­ga­żo­wa­nia czy pracy, ale po tej cho­ler­nej randce, którą usta­wiła mi ze swoim bra­tem, za­cho­wy­wała się bar­dzo dziw­nie. Była chyba ob­ra­żona. Nie od­po­wia­dała na py­ta­nia lub zby­wała mnie pół­słów­kami. Pew­nie ten idiota coś jej na­ga­dał i dla­tego za­cho­wy­wała się te­raz jak na­bur­mu­szony ba­chor.

Po­sta­no­wi­łam, że dam jej tro­chę czasu, żeby ochło­nęła, a je­śli da­lej bę­dzie psuć at­mos­ferę w pracy, to się po pro­stu po­że­gnamy. Na jej miej­sce zgłosi się dzie­sięć rów­nie do­brych ko­sme­ty­czek, więc wcale się tym nie przej­mo­wa­łam. Na po­czątku przy­my­ka­łam oko na jej dość wy­jąt­kowe za­cho­wa­nie, po­nie­waż po­zo­stałe dziew­czyny się z nią zżyły. My­śla­łam więc, że po pew­nym cza­sie od­naj­dzie się w na­szej eki­pie, ale może się jed­nak my­li­łam.

Z pod­eks­cy­to­wa­niem zer­ka­łam na ze­ga­rek, co­raz bar­dziej roz­go­rącz­ko­wana spo­tka­niem z Sy­lvią. To zna­czy nie eks­cy­to­wał mnie tak bar­dzo sam za­bieg de­pi­la­cji la­se­ro­wej, co roz­mowa z moją klientką i szcze­góły, ja­kie – mia­łam na­dzieję – zdra­dzi od­no­śnie do mrocz­nego klubu Moon.

– Wpro­wa­dził mnie tam mój były – za­częła, gdy po­ło­żyła się na łóżku, a ja przy­go­to­wy­wa­łam wszystko do prze­pro­wa­dze­nia za­biegu. – Mo­żesz się tam do­stać tylko z po­le­ce­nia, ale z tym nie bę­dzie pro­blemu. Tak jak ci mó­wi­łam, naj­pierw wpła­casz za­liczkę na konto. Wszyst­kie dane do­sta­niesz ku­rie­rem. Spraw­dzają cię bar­dzo wni­kli­wie – czy nie by­łaś ka­rana, czy nie po­peł­ni­łaś ja­kie­goś prze­stęp­stwa – do­słow­nie prze­świe­tlają cię całą, łącz­nie z prze­by­tymi cho­ro­bami, przyj­mo­wa­nymi le­kar­stwami, ale też biorą pod uwagę twoje do­chody, pracę… W twoim przy­padku tu nie bę­dzie pro­blemu. Masz sa­lon, który do­brze pro­spe­ruje. Po kilku dniach, je­śli przej­dziesz wstępną we­ry­fi­ka­cję, do­sta­jesz skie­ro­wa­nie na ba­da­nie z do­kład­nym ter­mi­nem i miej­scem. Pre­fe­rują za­strzyk an­ty­kon­cep­cyjny…

– To świet­nie. – Uśmiech­nę­łam się pod no­sem, bo naj­wy­raź­niej wresz­cie ta me­toda an­ty­kon­cep­cji do cze­goś się przyda.

– Okej. W ta­kim ra­zie po­win­naś po­sia­dać za­świad­cze­nie od swo­jego le­ka­rza, że przyj­mu­jesz re­gu­lar­nie za­strzyk.

– Będę pa­mię­tać – przy­tak­nę­łam, prze­su­wa­jąc gło­wicą po zgrab­nych łyd­kach Sy­lvii w celu de­pi­la­cji tych kilku nie­wi­docz­nych wło­sków, które da­lej od­ra­stały, mimo że to już chyba dzie­siąta se­sja.

– Do­bra. Jak już będą wy­niki i wszystko bę­dzie w po­rządku, otrzy­masz in­for­ma­cję o ko­lej­nym prze­le­wie. Gdy do­staną pie­nią­dze, po­jawi się u cie­bie ku­rier z bran­so­letką i ma­ską. Jest na niej twój nu­mer klienta oraz taka mała za­wieszka. Na po­czą­tek do­sta­jesz jedną. To upo­waż­nia cię do wstępu tylko do pierw­szej strefy.

– My­śla­łam, że będę mo­gła po­ru­szać się po ca­łym klu­bie. – Za­sko­czona za­sty­głam na mo­ment, prze­ry­wa­jąc za­bieg, i zer­k­nę­łam na nią.

– Na po­czątku je­steś na tak zwa­nej wej­ściówce prób­nej. Mo­żesz się po­ru­szać tylko po pierw­szej stre­fie. Ten okres trwa mie­siąc. Na tym po­zio­mie znaj­dują się ama­to­rzy ra­czej wa­ni­lio­wego seksu i piesz­czot, bez żad­nych spe­cjal­nych udziw­nień. Mie­siąc póź­niej mo­żesz po­ru­szać się bez pro­blemu na po­zio­mie dru­gim, gdzie po­ja­wiają się zwo­len­nicy więk­szych do­znań i ci, któ­rzy lu­bią po­pa­trzeć. Po raz ko­lejny chcę ci przy­po­mnieć, że sama de­cy­du­jesz, co chcesz ro­bić i na co się zga­dzasz. To od cie­bie za­leży, na co po­zwo­lisz in­nym. To ma być dla cie­bie przy­jem­ność. Od­kry­wa­nie swo­jego ciała i tego, co cię kręci, ro­zu­miesz?

– Tak. Ro­zu­miem – od­par­łam lekko spe­szona. – A co jest w ta­kim ra­zie na trze­cim po­zio­mie?

– To już dla bar­dziej do­świad­czo­nych i po­trze­bu­ją­cych moc­niej­szych do­znań. Są tam wszel­kiego ro­dzaju na­rzę­dzia do zwięk­sza­nia przy­jem­no­ści. Prze­różne bi­cze, kaj­danki, dildo. Znaj­dziesz tam uchwyty do pod­wie­sza­nia, łań­cu­chy, ła­weczki do otrzy­my­wa­nia ba­tów. Ist­nieje tam cała masa prze­róż­nych moż­li­wo­ści, które po­mogą zre­ali­zo­wać wszyst­kie ukryte fan­ta­zje. Na każ­dym pię­trze jest wy­dzie­lona strefa, w któ­rej znaj­dują się po­koje, więc za­wsze można się ba­wić w in­tym­niej­szych wa­run­kach. No i ostatni po­ziom, to już dla za­awan­so­wa­nych. Tam, z tego, co sły­sza­łam, są już bar­dziej bru­talne za­bawy, ale na po­czą­tek to my­ślę, że to by było dla cie­bie za dużo. Naj­pierw mu­sisz po­znać sie­bie i swoje po­trzeby.

– To, co mó­wisz, brzmi tak nie­praw­do­po­dob­nie i ab­sur­dal­nie, że je­stem zszo­ko­wana, ale też co­raz bar­dziej pod­eks­cy­to­wana. Masz ra­cję, na po­czą­tek wy­star­czy mi po­ziom pierw­szy. Wiesz, moje ży­cie in­tymne jest tak ubo­gie, że na­wet nie wiem, co mnie kręci.

– Ko­chana, wszystko przed tobą. Trzeba mieć tylko otwarty umysł i wy­zbyć się wstydu. Wszystko jest dla lu­dzi. To miej­sce jest po to, żeby speł­niać swoje wy­uz­dane ma­rze­nia i za­chcianki. Naj­waż­niej­sze w tym jest to, że je­steś ano­ni­mowa. Za­kła­dasz ko­ron­kową ma­skę i wiesz, naj­le­piej, gdy­byś wy­pro­sto­wała może jesz­cze te loki, zro­biła moc­niej­szy ma­ki­jaż… Tak, by to­tal­nie zmie­nić wy­gląd.

– Cho­lera – jęk­nę­łam, koń­cząc za­bieg. – Tro­chę się boję, jak o tym po­my­ślę.

– Je­steś tam bez­pieczna. W ca­łym klu­bie są ochro­nia­rze i ka­mery. W umo­wie bę­dzie za­pis, że gwa­ran­tują ci bez­pie­czeń­stwo. A poza tym za­wsze mo­żesz wyjść, je­śli ci się nie spodoba. Co masz do stra­ce­nia oprócz kilku ty­sięcy do­lców?

– Niby masz ra­cję.

Gdy Sy­lvia usia­dła i zdjęła oku­larki, spoj­rza­łam jej pro­sto w oczy.

– Po­wiem ci szcze­rze, że ni­gdy nie ża­ło­wa­łam, że od­wie­dzi­łam to miej­sce – wy­znała. – Lep­sze to niż ko­lejne nie­udane randki i znie­wie­ściali chłopcy, któ­rzy nie są w sta­nie za­pro­po­no­wać ci nic wię­cej oprócz seksu bez or­ga­zmu. Prze­ra­bia­łam to już wiele razy, więc te­raz przy­naj­mniej do­brze się ba­wię, bez zo­bo­wią­zań. Pią­tek, so­bota i nie­dziela. Tylko wtedy mo­żesz się tam wy­brać. I naj­waż­niej­sze: ku­rier, który bę­dzie się z tobą kon­tak­to­wał, bę­dzie też twoim kie­rowcą. Ko­biety, które po­ja­wiają się tam bez part­ne­rów czy zna­jo­mych, są pod spe­cjalną opieką.

– To brzmi lo­gicz­nie. – Usia­dłam na krze­śle na­prze­ciwko Sy­lvii. – W ży­ciu bym się na­wet nad tym nie za­sta­na­wiała, po­nie­waż ra­czej nie na­leżę do tych od­waż­nych, je­śli cho­dzi o te sprawy, ale na­prawdę mam już ser­decz­nie dość tych cho­ler­nych ran­dek. Tracę czas i pie­nią­dze, a wra­ca­jąc do domu, czuję się roz­cza­ro­wana ko­lej­nym nie­uda­nym spo­tka­niem. Czy to tak dużo, że chcę zde­cy­do­wa­nego fa­ceta? Kon­kret­nego, sil­nego, cza­ru­ją­cego? Tak strasz­nie bra­kuje mi seksu… – wy­mam­ro­ta­łam z ża­lem w gło­sie, wpa­tru­jąc się w sze­roki uśmiech Sy­lvii.

– I to wszystko do­sta­niesz wła­śnie w klu­bie. Za­wsze czuję się tam bez­piecz­nie i ano­ni­mowo. Ni­gdy nie spo­tka­łam tam żad­nego zna­jo­mego, ale też za­wsze sta­ram się wy­glą­dać ina­czej niż na co dzień. Ro­bię moc­niej­szy ma­ki­jaż i za­kła­dam pe­rukę. Mam już w ko­lek­cji chyba z pięć róż­nych. A poza tym kli­mat, który tam pa­nuje, już sam w so­bie jest mroczny i pod­nie­ca­jący. Za­wsze, gdy je­stem już w środku, to wszystko do­okoła po­zy­tyw­nie mnie na­straja. Przy­tłu­mione świa­tło, re­lak­su­jąca mu­zyka są­cząca się z gło­śni­ków, za­pach wy­peł­niony te­sto­ste­ro­nem… A co naj­waż­niej­sze, ota­czają mnie męż­czyźni pełni ta­jem­nic, scho­wani na czar­nymi ma­skami, któ­rzy w spoj­rze­niu mają obiet­nicę re­we­la­cyj­nej roz­rywki i przy­jem­no­ści wy­cho­dzą­cej poza wszelką skalę. To wszystko jest nie­sa­mo­wite – roz­ma­rzyła się, za­gry­za­jąc dolną wargę.

– Do­bra, wiesz co? Prze­ko­na­łaś mnie. Ostat­nia moja randka była tak cho­ler­nie przy­gnę­bia­jąca i wku­rza­jąca, że po wszyst­kim chciało mi się po pro­stu pła­kać. W za­sa­dzie to nie mam nic do stra­ce­nia. Do­wiedz się, pro­szę, czy twój przy­ja­ciel może mnie po­le­cić w klu­bie.

– Alex, ja już mu o to­bie opo­wia­da­łam i po­rę­czy­łam za cie­bie. Za­raz dam mu znać, że je­steś zde­cy­do­wana, więc wszystko za­ła­twię, a ty cze­kaj na ku­riera z da­nymi do prze­lewu.

– Dzięki za po­moc.

Gdy Sy­lvia za­pła­ciła za za­bieg, uda­łam się na za­ple­cze. Po­trze­bo­wa­łam to jesz­cze raz na spo­koj­nie prze­my­śleć, po­nie­waż znowu na­szły mnie spore wąt­pli­wo­ści. Nie zdą­ży­łam jed­nak roz­ło­żyć tej de­cy­zji na czyn­niki pierw­sze, po­nie­waż po­ja­wiła się ko­lejna klientka.

Ja­kież było moje zdzi­wie­nie, gdy kilka mi­nut przed siódmą po­ja­wił się w sa­lo­nie wy­soki, ele­gancki męż­czy­zna w czar­nym gar­ni­tu­rze i dziw­nym na­kry­ciu głowy, tro­chę przy­po­mi­na­jący wy­glą­dem tych dys­tyn­go­wa­nych męż­czyzn z ze­szłego stu­le­cia.

Przy­wi­tał się cie­pło i prze­ka­zał mi czarną ko­pertę. Za­nim zdą­ży­łam się ogar­nąć i po­zbyć uczu­cia szoku, on już znik­nął za drzwiami.

Roz­dar­łam ko­pertę i wy­ję­łam nie­wielką kar­teczkę z nu­me­rem konta. Bez zbęd­nej zwłoki włą­czy­łam lap­top i zro­bi­łam prze­lew na kwotę, o któ­rej wspo­mi­nała Sy­lvia, bo­jąc się, że za chwilę do­padną mnie wąt­pli­wo­ści i jesz­cze przyj­dzie mi do głowy, żeby zre­zy­gno­wać.

Z nie­cier­pli­wo­ścią cze­ka­łam na ko­lejne in­struk­cje i czy chcia­łam, czy nie by­łam co­raz bar­dziej pod­eks­cy­to­wana.