Logan - Nawara Monika - ebook

Logan ebook

Nawara Monika

4,3

Opis

Logan Sullivan i Samira Hudson przyjaźnią się od dawna i tak by pozostało, gdyby nie jedna chwila słabości i pochopnie podjęta decyzja.

Pewien wyjątkowy wieczór zmienia wszystko, sprawiając, że do ich poukładanego życia nieoczekiwanie wkrada się trudny do opanowania chaos.

Oboje próbują poradzić sobie z konsekwencjami własnych wyborów, jednak w zupełnie inny sposób. Logan dochodzi do wniosku, że zbyt długo tłumił w sobie uczucia i wreszcie jest gotowy na zbudowanie z Samirą czegoś stałego i wartościowego. Natomiast Samira ze strachu przed tym, że straci przyjaciela, zaczyna go unikać.

Czy jest szansa, by tych dwoje połączyło prawdziwe uczucie?

A może ich przyjaźń ostatecznie nie przetrwa naruszonego zaufania, wielu niedopowiedzeń i chwilowej fascynacji?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 411

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (53 oceny)
28
16
5
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
GosiaGosiaKasia

Dobrze spędzony czas

ciekawa.
10
dariolenka

Nie oderwiesz się od lektury

Super spędzony wieczór z książką
10
magda111

Dobrze spędzony czas

😃
10
EwelaKar

Z braku laku…

Nie wiem co jest bardziej niedojrzałe - bohaterowie, czy styl pisania autorki. Oczy aż krwawią.
00
MariolaAndrzejczak

Nie oderwiesz się od lektury

kolejna para przyjaciół, która odkrywa coś więcej między nimi....pięknie opisane ,dużo czułości, chociaż chwilę grozy też przeżyjemy...polecam
00

Popularność




Mo­nika Na­wara

Lo­gan

CRAZY LOVE #2

Co­py­ri­ght © by Mo­nika Na­wara Co­py­ri­ght © by Wy­daw­nic­two HIGH HE­ELS

Re­dak­cja: Pa­tryk Biał­czak

Ko­rekta ję­zy­kowa: Mag­da­lena Bia­łek

Okładka: Ka­ta­rzyna Pie­czy­ko­lan

Ła­ma­nie i skład: Ka­ro­lina Kruk

Wszel­kie prawa za­strze­żone Ko­zie­głowy 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszanie praw autorskich niniejszej publikacji.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci – żyjących obecnie lub w przeszłości – oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Wy­da­nie II

ISBN: 978-83-970864-4-9

Za­pra­szamy księ­gar­nie i bi­blio­teki do skła­da­nia za­mó­wień hur­to­wych z atrak­cyj­nymi ra­ba­tami.

WY­DAW­NIC­TWO HIGH HE­ELS

www.wy­daw­nic­twohh.pl

Dla mo­jej wy­jąt­ko­wej i uta­len­to­wa­nej có­reczki:

Ży­ciowe wy­zwa­nia nie po­winny Cię pa­ra­li­żo­wać. Po­winny po­móc Ci od­kryć, kim na­prawdę je­steś. 

Ber­nice John­son Re­agon

Roz­dział 1

Sa­mira

Ci­sza pa­nu­jąca w sa­mo­cho­dzie była odro­binę dziwna. Nie prze­szka­dzało mi to. By­łam zda­nia, że cza­sami mil­cze­nie bywa znacz­nie bar­dziej wy­mowne niż pa­pla­nina o ni­czym, ale Do­mi­nic, od chwili gdy wsia­dłam do jego wozu, rzu­cił je­dy­nie ci­che po­wi­ta­nie, i to ja­koś nie­zbyt przy­jaź­nie.

Od kilku lat był przy­ja­cie­lem Alex i Ro­sa­lyn, a przy oka­zji stał się też moim. Lu­bi­łam go. Co prawda nie po­ru­sza­łam z nim wielu waż­nych te­ma­tów, ale po­mógł mi kilka razy i za­wsze mo­głam na niego li­czyć.

Za­sta­na­wia­łam się przez chwilę, czy za­ga­dać, i do­szłam do wnio­sku, że przed nami jesz­cze pół go­dziny jazdy, więc spró­buję roz­ła­do­wać na­piętą at­mos­ferę.

– Stało się coś? – Spoj­rza­łam na przy­ja­ciela, cze­ka­jąc na jego re­ak­cję.

Miał wręcz ide­alny pro­fil. Pro­sty nos, lekko wy­su­nięty pod­bró­dek, za­ry­so­wane ko­ści po­licz­kowe i ten styl na sur­fera z gę­stą, ja­sną grzywką opa­da­jącą luźno na czoło.

Był bar­dzo przy­stojny, choć dla mnie zde­cy­do­wa­nie za grzeczny i za bar­dzo wy­lu­zo­wany.

– Nie ma o czym! – wark­nął nie­miło, jed­no­cze­śnie za­trzy­mu­jąc na mnie swoje zimne, nie­bie­skie spoj­rze­nie, z któ­rego nic nie po­tra­fi­łam wy­czy­tać.

Przez kilka chwil mil­cza­łam, po­nie­waż zde­cy­do­wa­nie za­sko­czył mnie to­nem i dość jed­no­znaczną od­po­wie­dzią.

Na­gle usły­sza­łam gło­śne wes­tchnię­cie, więc znów prze­nio­słam na niego wzrok. Ner­wowo prze­cze­sał włosy pal­cami i po­now­nie na mnie zer­k­nął, już znacz­nie ła­god­niej.

– Prze­pra­szam. Po pro­stu mam pro­blem… i nie wiem, jak… Zresztą nie­ważne – rzu­cił zre­zy­gno­wa­nym to­nem, po czym sku­pił się na dro­dze.

– Do­mi­nic, je­ste­śmy przy­ja­ciółmi. Jakby coś, to wal jak w dym – za­pew­ni­łam go, ale i tak by­łam bar­dziej niż pewna, że z czym­kol­wiek ma pro­blem, to i tak pój­dzie z tym do Ro­sa­lyn.

Z nią łą­czyła go naj­sil­niej­sza więź i ab­so­lut­nie mi to nie prze­szka­dzało. Mia­łam jesz­cze Alex, no i chło­pa­ków. Z Ca­de­nem nada­wa­li­śmy na tych sa­mych fa­lach. Był naj­bar­dziej wy­lu­zo­wany i otwarty z ca­łej czwórki fa­ce­tów.

Z Lo­ga­nem sprawa wy­glą­dała tro­chę ina­czej, niż mo­głoby się na pierw­szy rzut oka wy­da­wać. Coś nas do sie­bie cią­gnęło. Coś sil­nego i kom­plet­nie nie na miej­scu.

Po­mógł mi ja­kiś czas temu, gdy mia­łam pro­blem z na­chal­nym pod­ry­wa­czem, za co by­łam mu cho­ler­nie wdzięczna. Za­opie­ko­wał się mną, za­pro­sił pod swój dach, a osta­tecz­nie to tylko dzięki niemu i zna­jo­memu po­li­cjan­towi udało się zła­pać na­tar­czy­wego amanta. Był wspa­nia­łym przy­ja­cie­lem.

Na­wet przez krótki mo­ment za­sta­na­wia­łam się, czy mógłby być dla mnie kimś wię­cej, ale szybko zre­zy­gno­wa­łam z tej my­śli. Zde­cy­do­wa­nie bar­dziej war­to­ściowa była dla mnie przy­jaźń, a z do­świad­cze­nia wie­dzia­łam, że seks po­trafi wszystko skom­pli­ko­wać, na­wet re­la­cje czy­sto ko­le­żeń­skie. Dla­tego wo­la­łam mieć przy­ja­ciela niż by­łego ko­chanka, bo za­pewne na kilku spo­tka­niach by się skoń­czyło. Nie szu­ka­łam sta­łego związku. Chyba jesz­cze nie by­łam go­towa na de­kla­ra­cje i wszystko, co wiąże się z praw­dziwą re­la­cją. Było mi do­brze sa­mej.

Reszta drogi mi­nęła nam w ci­szy. Jak tylko pod­je­cha­li­śmy pod re­zy­den­cję Cri­stiny i Mi­cha­ela Sul­li­va­nów, za­uwa­ży­łam, że w tym sa­mym mo­men­cie na pod­jeź­dzie za­trzy­mał się czarny chal­len­ger na­le­żący do Ga­briela.

– Cześć, ko­cha­nie – przy­wi­ta­łam się z przy­ja­ciółką, jak tylko wy­sia­dłam z sa­mo­chodu. Spo­tka­ły­śmy się w po­ło­wie drogi i stan­dar­dowo wpa­dły­śmy so­bie w ob­ję­cia.

Tę­sk­ni­łam za nią. Przez całe stu­dia i kilka ko­lej­nych lat po ich za­koń­cze­niu miesz­ka­ły­śmy ra­zem. A te­raz, gdy moja sza­leń­czo za­ko­chana przy­ja­ciółka dość nie­ocze­ki­wa­nie za­miesz­kała z chło­pa­kiem, by­łam zmu­szona przy­zwy­czaić się do sa­mot­no­ści i ci­szy w moim ogrom­nym miesz­ka­niu. Jed­nak ki­bi­co­wa­łam im z ca­łego serca, bo to, co ich łą­czyło, było rów­nie nie­spo­dzie­wane, co silne i praw­dziwe.

– Cześć, Sa­mira. Wy­glą­dasz jak mi­lion do­la­rów – rzu­ciła uśmiech­nięta, gdy od­su­nę­ły­śmy się od sie­bie. – Ta czer­wień jest bom­bowa. – Omio­tła spoj­rze­niem moją przy­le­ga­jącą do ciała kre­ację, ki­wa­jąc głową z uzna­niem.

– Dzięki, ale wiesz… – za­czę­łam, od­su­wa­jąc się de­li­kat­nie i lu­stru­jąc ją skru­pu­lat­nie. – Wi­taj w klu­bie! Wy­glą­dasz prze­pięk­nie!

Ro­ze­śmia­ły­śmy się ra­do­śnie, po czym po­now­nie ob­ję­ły­śmy się do­słow­nie na kilka chwil. Se­kundę póź­niej stał już przy nas Ga­briel, więc przy­wi­ta­łam się z przy­ja­cie­lem.

– Do­mi­nic? Co się dzieje? Ja­kiś po­dej­rza­nie smętny je­steś… – Usły­sza­łam głos Ro­sa­lyn za ple­cami.

Sta­rała się coś od niego wy­cią­gnąć, ale zbył ją po­dob­nie jak mnie, po czym ru­szył w stronę domu, na­wet na nas nie cze­ka­jąc.

– Co mu jest? – Ro­sa­lyn po­de­szła i za­trzy­mała się przede mną.

– Nie mam po­ję­cia. – Wzru­szy­łam ra­mio­nami. – Nie chciał po­wie­dzieć. Może coś w pracy albo nie wiem…

– Po­ga­dam z nim póź­niej… – Lekko za­nie­po­ko­jona prze­nio­sła wzrok na Ga­briela.

Ten ob­jął ją w pa­sie, przy­cią­gnął do boku i po­ca­ło­wał czule w czoło.

– Chodź­cie, go­łą­beczki! Bo przy­ja­ciele wy­żło­pią nam całe wino – stwier­dzi­łam, uda­jąc po­ważny ton.

Ro­sa­lyn ro­ze­śmiała się gło­śno i nie cze­ka­jąc ani chwili dłu­żej, ru­szyła z Ga­brie­lem w kie­runku domu.

Jak tylko prze­kro­czy­łam próg re­zy­den­cji, do­strze­głam Lo­gana. Stał przy drzwiach ta­ra­so­wych i ży­wio­łowo wy­ma­chu­jąc dłońmi, roz­ma­wiał z Ca­de­nem. Obaj wy­glą­dali za­bój­czo i bar­dzo ape­tycz­nie. Ca­den nie ro­bił na mnie tak wiel­kiego wra­że­nia jak ten drugi, mimo że był zde­cy­do­wa­nie w moim ty­pie, ale to Lo­gan miał w so­bie coś ma­gne­tycz­nego. Cza­ro­wał spoj­rze­niem, ge­stami. Te­sto­ste­ron ki­piał z po­rów jego skóry, wa­biąc i ku­sząc. Na­wet z tej od­le­gło­ści czu­łam silne przy­cią­ga­nie, ale dla wła­snego bez­pie­czeń­stwa po­win­nam się ogar­nąć i scho­wać nie­przy­zwo­ite my­śli głę­boko z tyłu głowy.

Ode­tchnę­łam głę­boko, uspo­ka­ja­jąc pod­eks­cy­to­wane ciało, i ru­szy­łam przed sie­bie, roz­glą­da­jąc się za Alex. Ni­g­dzie jej nie do­strze­głam. Za to wi­dzia­łam dziew­czyny pra­cu­jące w jej sa­lo­nie ko­sme­tycz­nym oraz kilka ko­le­ża­nek ze stu­diów.

– Cześć – rzu­ci­łam, jak tylko po­de­szłam do dwóch męż­czyzn.

– Cześć, piękna – przy­wi­tał się Ca­den sta­łym tek­stem. Sły­sza­łam to za każ­dym ra­zem, gdy się wi­dzie­li­śmy.

– Cześć, przy­stoj­niaku – szep­nę­łam, gdy przy­tu­lił mnie do sze­ro­kiej klatki pier­sio­wej.

– To kiedy dasz się za­pro­sić na ko­la­cję? – Z boku mo­gło to wy­glą­dać na flirt, ale nic bar­dziej myl­nego. Dro­czy­li­śmy się ze sobą i tyle.

By­li­śmy do sie­bie zbyt po­dobni, a ja nie czu­łam tego cze­goś. Był moim przy­ja­cie­lem, bar­dzo lo­jal­nym, i pew­nie sko­czy­ła­bym za nim w ogień, ale nie czu­łam w jego obec­no­ści tych wszyst­kich emo­cji, ma­gne­tycz­nego przy­cią­ga­nia i pod­nie­ce­nia.

Jego ele­gancki styl, wy­sty­li­zo­wany za­rost i za­wsze pre­cy­zyj­nie uło­żone włosy na­prawdę ro­biły na mnie wra­że­nie. Z tego, co zdą­ży­łam za­uwa­żyć, miał też kilka dziar, a te bran­so­letki i kilka sztuk mę­skiej bi­żu­te­rii spra­wiały, że był bar­dzo ape­tycz­nym ką­skiem. Ale nie dla mnie.

– Jako przy­ja­ciele? To na­wet ju­tro mo­żemy się umó­wić – rzu­ci­łam za­czep­nie, prze­jeż­dża­jąc dło­nią po jego klatce pier­sio­wej. – No chyba że masz na my­śli in­nego ro­dzaju spo­tka­nie. – Po­woli zbli­ża­łam się do jego ust. Pro­wa­dzi­li­śmy tę grę od dawna, da­jąc zna­jo­mym złudne wra­że­nie, że by­li­śmy sobą za­in­te­re­so­wani. Co po­nie­któ­rzy zresztą na­prawdę się na­bie­rali.

– Nie prze­szka­dzaj­cie so­bie – wtrą­cił zi­ry­to­wa­nym to­nem Lo­gan. Jego mina jed­no­znacz­nie wska­zy­wała na to, że brał na po­waż­nie na­sze uda­wane za­loty.

Po­słał mi wku­rzone spoj­rze­nie i od­szedł w po­śpie­chu, za­ci­ska­jąc dło­nie w pię­ści.

– A temu co się stało? – Spoj­rza­łam za­sko­czona na Ca­dena.

Uśmiech­nął się ką­ci­kiem ust i po­krę­cił głową, da­jąc mi do zro­zu­mie­nia, że wie­dział coś, o czym ja nie mia­łam po­ję­cia.

– Nic nie wiem. – Pod­niósł dło­nie w ge­ście pod­da­nia, rzu­ca­jąc mi roz­ba­wione spoj­rze­nie.

– Do­bra – wes­tchnę­łam ciężko. – Naj­wy­raź­niej nie wszy­scy są dzi­siaj w im­pre­zo­wym na­stroju. Może ci­śnie­nie jest za ni­skie czy coś…

Nie skoń­czy­łam wy­gła­szać swo­ich mą­dro­ści, po­nie­waż po­ja­wiła się przy nas Alex.

– Cześć, so­le­ni­zantko. – Uści­snę­łam ją mocno i po­da­łam jej małą to­rebkę z logo zna­nej marki ju­bi­ler­skiej. Alex uwiel­biała bi­żu­te­rię i na­tu­ralne ka­mie­nie, więc mia­łam na­dzieję, że bran­so­letka ozdo­biona opa­lami przy­pad­nie jej do gu­stu. – Wszyst­kiego naj­lep­szego, słońce. Dużo mi­ło­ści, zdro­wia i szczę­ścia.

– Dzię­kuję – szep­nęła wzru­szona.

– Otwórz i sprawdź, czy pa­suje – za­chę­ci­łam ją, cze­ka­jąc z pod­eks­cy­to­wa­niem na jej re­ak­cję.

Alex od razu się­gnęła do ko­kardki, a gdy po chwili otwo­rzyła pu­dełko i wzięła mię­dzy palce de­li­katną bi­żu­te­rię, spoj­rzała na mnie z wdzięcz­no­ścią. Po jej mi­nie mo­głam śmiało wy­wnio­sko­wać, że tra­fi­łam w jej gust.

– Ja też coś mam i chyba bę­dziesz rów­nie za­do­wo­lona – wtrą­cił Ca­den.

Po tym, jak za­piął Alex bran­so­letkę, wrę­czył jej to­rebkę – taką samą jak ta ode mnie. Przy­ja­ciółka wy­glą­dała na za­sko­czoną.

Gdy za­dzwo­nił do mnie ty­dzień temu z py­ta­niem, czy mam ja­kiś po­mysł na pre­zent, na­tych­miast za­su­ge­ro­wa­łam, że bi­żu­te­ria bę­dzie strza­łem w dzie­siątkę, szcze­gól­nie pa­su­jąca do mo­jej nie­spo­dzianki.

– Cie­kawe, czym mnie za­sko­czysz, przy­ja­cielu – mruk­nęła pod no­sem, za­nim otwo­rzyła bor­dowe, za­mszowe pu­de­łeczko. – O cho­ler­cia! – jęk­nęła wzru­szona.

Prze­je­chała opusz­kami pal­ców po owal­nym wi­siorku, w któ­rego cen­trum był pięk­nie mie­niący się opal, a wo­kół niego za­my­kała się ob­ręcz z bia­łego złota. Był po pro­stu wy­jąt­kowy i bar­dzo pa­so­wał do na­szej skrom­nej Alex.

– Po­doba ci się? – za­py­tał nie­śmiało Ca­den.

Pod­nio­sła na niego wzrok, po czym rzu­ciła mu się na szyję, mocno go obej­mu­jąc. Ca­den pu­ścił mi oczko, trzy­ma­jąc w ra­mio­nach przy­ja­ciółkę.

– Je­ste­ście ko­chani – oznaj­miła za­chwy­cona pre­zen­tami, pod­czas gdy Ca­den za­pi­nał jej łań­cu­szek na szyi.

– Nie ma za co, księż­niczko. – Przy­ja­ciel uśmiech­nął się sze­roko, wy­raź­nie dumny z po­my­słu, żeby skon­sul­to­wać ze mną wy­bór pre­zentu.

– To co, te­raz na­pi­jemy się cze­goś moc­niej­szego? – za­py­ta­łam wy­raź­nie za­chwy­cona tym, jak uszczę­śli­wi­łam Alex.

– Tak, z przy­jem­no­ścią – przy­tak­nęła i ra­zem ru­szy­li­śmy w kie­runku dłu­giego stołu w ja­dalni. Ugi­nał się od nad­miaru prze­ką­sek i na­po­jów.

– Szam­pan dla was? – za­py­tał Ca­den, się­ga­jąc po bu­telkę chło­dzącą się w wia­derku z lo­dem.

– Hej! Dla­czego roz­po­czy­na­cie im­prezę beze mnie? – Na­gle po­ja­wiła się przy nas Ro­sa­lyn i od razu uwie­siła się na ra­mie­niu przy­ja­ciela.

– Spo­koj­nie, szam­pana na pewno nie za­brak­nie. A gdzie zgu­bi­łaś swoją po­łówkę? – Ca­den ro­zej­rzał się po wnę­trzu domu. Z ja­dalni mie­li­śmy zna­ko­mity wi­dok na ogromny sa­lon, kuch­nię i część ogrodu.

– Zo­stał na ta­ra­sie. Do­mi­nic dzi­siaj jest ja­kiś ma­rudny, a z Lo­ga­nem też nie jest le­piej. Co ugry­zło two­jego brata? – Ro­sa­lyn zer­k­nęła na Alex.

– Nie mam po­ję­cia, ale naj­wy­raź­niej pa­no­wie też mają te dni w mie­siącu…

Na jej po­ważny ton dziew­czyny wy­bu­chły śmie­chem, a Ca­den zmie­rzył ją tylko groź­nym spoj­rze­niem.

– To nie było śmieszne – sark­nął, si­łu­jąc się z kor­kiem od szam­pana.

– Było – wy­du­kała po chwili ro­ze­śmiana Ro­sa­lyn. – Wiecz­nie na­rze­ka­cie na ko­biece hu­mory, a tu pro­szę… Też ma­cie swoje za uszami i na­wet nie wia­domo, o co wam cho­dzi. U ko­biet to za­zwy­czaj PMS, a u was? Na co zrzu­cisz to mę­skie na­bur­mu­sze­nie? Nie­od­po­wied­nia tem­pe­ra­tura? Za wy­so­kie ci­śnie­nie? A może ulu­biona dru­żyna rugby prze­grała mecz? – Przy­ja­ciółka wy­mie­niała moż­liwe przy­czyny pro­ble­mów z na­stro­jem, ale naj­wy­raź­niej Ca­den pod­dał się już na po­czątku roz­mowy i wo­lał nie brnąć w to da­lej, bo tylko osten­ta­cyj­nie po­krę­cił głową.

Jak tylko ko­rek wy­strze­lił z bu­telki, w ja­dalni zro­biło się dużo bar­dziej tłoczno. Na­gle po­ja­wiły się ko­le­żanki z pracy Alex i jesz­cze kilka in­nych dziew­czyn, które ko­ja­rzy­łam z wcze­śniej­szych im­prez. Przy­ja­ciel od razu się roz­we­se­lił i za­czął rzu­cać żar­tami jak z rę­kawa, za­ba­wia­jąc to­wa­rzy­stwo. Uwiel­biał być w cen­trum uwagi, szcze­gól­nie gdy ota­czał go wia­nu­szek ko­biet.

Roz­dział 2

Lo­gan

Mu­sia­łem ochło­nąć. Na ta­ra­sie na­tkną­łem się na swo­ich przy­ja­ciół. Ro­sa­lyn szybko się ulot­niła, więc się­gną­łem po bu­telkę piwa z prze­no­śnej lo­dówki i szybko roz­luź­ni­łem się pod­czas roz­mowy z in­nymi fa­ce­tami.

– Co się dzieje? – Ga­briel po­chy­lił się w moją stronę, więc naj­wy­raź­niej za­uwa­żył mój wi­siel­czy na­strój.

– Nic – od­burk­ną­łem. Nie mia­łem ochoty na zwie­rze­nia i roz­mowę o Sa­mi­rze, która do­pro­wa­dzała mnie swoim za­cho­wa­niem do sza­leń­stwa.

– Okej, ale znasz mnie i wiesz, że je­stem wy­bit­nie do­brym ob­ser­wa­to­rem. Coś mi mówi, że twój podły na­strój zwią­zany jest z ko­bietą w czer­wieni. – Za­czep­nie do mnie mru­gnął, czym mnie jesz­cze bar­dziej zde­ner­wo­wał.

– Nie chcę ga­dać – za­koń­czy­łem szybko te­mat, upi­ja­jąc łyk piwa.

– Ro­zu­miem. – Wzru­szył ra­mio­nami i po­now­nie sku­pił się na Do­mi­nicu, który po­dej­rza­nie po­bu­dzony opo­wia­dał ja­kąś hi­sto­rię z pracy.

– Mó­wię wam… ko­bieta pe­tarda… Szczu­pła, wy­soka, a te nogi… – cią­gnął pod­eks­cy­to­wany Do­mi­nic.

Jesz­cze ni­gdy nie wi­dzia­łem go ta­kiego za­afe­ro­wa­nego. Szcze­rze mó­wiąc, to po­dej­rze­wa­łem, że może jest ge­jem, bo ja­koś ni­gdy nie wi­dzia­łem go z ko­bietą… No i miał trzy piękne przy­ja­ciółki, a ni­gdy nie sły­sza­łem, żeby chciał się z któ­rąś z nich umó­wić. A tu pro­szę, wy­star­czyła od­po­wied­nia ko­bieta i naj­wy­raź­niej prze­padł.

– Okej, ale mó­wi­łeś na po­czątku, że przy­szła z męż­czy­zną… Tak? – do­py­ty­wał Rick.

– No tak, kurwa! Z mę­żem – do­dał, jed­no­cze­śnie prze­cze­sał włosy pal­cami, po czym spoj­rzał na nas za­gu­biony i wy­raź­nie zde­ner­wo­wany.

– Stary, nie pa­kuj się na trze­ciego – za­czą­łem umo­ral­nia­jącą gadkę, po­nie­waż przy­ja­ciel naj­wy­raź­niej po­trze­bo­wał, żeby ktoś mu otwo­rzył oczy i prze­mó­wił do roz­sądku.

– A co ty my­ślisz, że po­trze­buję kom­pli­ka­cji w ży­ciu?! – Zer­k­nął na mnie wku­rzony. – Wszystko się uło­żyło. Mam pracę, miesz­ka­nie, przy­ja­ciół. Na­wet ro­dzice ja­kimś cu­dem się do­ga­dali i nie my­ślą już o roz­wo­dzie…

– Spo­koj­nie. – Ga­briel sta­rał się za­ła­go­dzić sy­tu­ację. – Wiesz, że Lo­gan ma ra­cję. Mę­żatki z za­ło­że­nia są nie­ty­kalne, a przede wszyst­kim za­jęte. Wtrą­ca­nie się i ba­ła­mu­ce­nie ko­biety ma­ją­cej męża za­zwy­czaj do­brze się nie koń­czy, i to dla żad­nej osoby z trój­kąta za­in­te­re­so­wa­nych. Na pewno znaj­dziesz so­bie…

– Ni chuja! Nie chcę in­nej! – wrza­snął, te­raz już po­rząd­nie wkur­wiony. – Nie wie­cie, jak na mnie zer­kała. Nie czu­li­ście tego przy­cią­ga­nia, tych emo­cji, które wy­wo­łał jej uśmiech… Prze­pa­dłem! Ni­gdy nie wie­rzy­łem w mi­łość od pierw­szego wej­rze­nia, ale ona ist­nieje i kom­plet­nie nie wiem, co zro­bić. – Roz­ło­żył ręce w ge­ście bez­rad­no­ści, pod­czas gdy ja za­sta­na­wia­łem się, co mu do­ra­dzić.

– A ja uwa­żam, że po­wi­nie­neś się z nią spo­tkać. – Na­gle głos za­brał Rick i jego wkur­wia­jące prze­my­śle­nia. Cza­sami mia­łem dość jego i tych mą­dro­ści czy opo­wia­stek, które nam ser­wo­wał.

Nie zno­si­łem go­ścia i szcze­rze to nie ro­zu­mia­łem, dla­czego Alex za­pro­siła go na swoje uro­dziny. To, że był wspól­ni­kiem Ca­dena, nie miało prze­cież żad­nego zna­cze­nia. To była im­preza ro­dzinna. Nie miał ha­mul­ców, je­śli cho­dziło o kon­takty z ko­bie­tami. Był szur­nięty i znacz­nie gor­szy ode mnie czy Ca­dena. A przy­naj­mniej chcia­łem się łu­dzić, że mie­li­śmy wię­cej przy­zwo­ito­ści, bo jego po­stę­po­wa­nie było cza­sami na gra­nicy do­brego smaku. Za­li­czał i po­rzu­cał.

– Rick, le­piej się nie wtrą­caj – wark­nął Ga­briel, po­dzie­la­jąc moje zda­nie.

– Ale dla­czego? Ty i Lo­gan je­ste­ście tacy po­rządni i w ogóle… A tu­taj trzeba mieć jaja, żeby zgar­nąć ko­muś la­skę, i to jesz­cze mę­żatkę. Ja nie miał­bym żad­nych skru­pu­łów – oznaj­mił za­do­wo­lony.

– To wiemy, Rick. Ty z re­guły nie masz skru­pu­łów – sark­ną­łem pod no­sem i ostat­kami sił po­wstrzy­my­wa­łem się przed wy­je­ba­niem tego go­ścia z mo­jego domu.

– Je­śli ci się po­doba, to masz prze­cież do niej ja­kiś nu­mer czy inne dane – cią­gnął da­lej, wpa­tru­jąc się w Do­mi­nica. – Za­dzwoń! Skon­tak­tuj się z nią i za­pro­po­nuj spo­tka­nie… Do­wiesz się, czy tylko ty się tak wkrę­ci­łeś. A może ta­jem­ni­cza pięk­ność też ma na cie­bie ochotę? – Jego prze­my­śle­nia tylko wpro­wa­dzały za­mie­sza­nie.

Do­mi­ni­cowi wy­raź­nie spodo­bał się ten po­mysł, a ja, do cho­lery, nie mia­łem żad­nych ar­gu­men­tów, żeby ja­koś za­trzy­mać to sza­leń­stwo. Je­dy­nym, jaki przy­cho­dził mi do głowy, to ten, który zo­stał już wy­po­wie­dziany na głos: za­ję­tych się nie ru­sza.

Do­mi­nic ani tro­chę nie był po­dobny do Ricka. Miał za­sady, ale szybko to prze­my­śla­łem i do­sze­dłem do wnio­sku, że dal­sze pro­te­sty i tak by tu nic nie dały. Wkrę­cił się kon­kret­nie i chyba do­piero jak się spa­rzy, bę­dzie miał na­uczkę.

– Masz ra­cję! Tak zro­bię! – Do­mi­nic, zmo­ty­wo­wany głu­pią gadką Ricka, na­gle wstał i ru­szył do środka. – Idę po coś moc­niej­szego – rzu­cił przez ra­mię.

– Po ja­kiego chuja się wtrą­casz? – wark­nął Ga­briel w stronę na­szego ko­legi. – Co cię ob­cho­dzą jego pry­watne sprawy?

– Nie ob­cho­dzą, ale skoro nie po­tra­fi­cie do­ra­dzić przy­ja­cie­lowi, to wzią­łem to na sie­bie. Trzeba mieć jaja, żeby wal­czyć o mę­żatkę. Wam naj­wy­raź­niej ich bra­kuje, skoro za­cho­wu­je­cie się jak cipy. – Po tych sło­wach spoj­rzał na nas lek­ce­wa­żąco.

Już mia­łem mu coś od­po­wie­dzieć, ale na­gle na ta­ra­sie po­ja­wiła się Alex.

– Idzie­cie? Sia­damy do stołu. Zjemy coś… – Po­de­szła do mnie i ob­jęła mnie w pa­sie. – Stało się coś? – za­py­tała se­kundę póź­niej, gdy nikt nie od­po­wie­dział, wy­czu­wa­jąc na­piętą at­mos­ferę mię­dzy nami.

– Nic się nie stało, żab­ciu – rzu­cił za­do­wo­lony Rick i mru­gnął do niej.

Wcale nie po­do­bało mi się to zdrob­nie­nie ani to, że na nią zer­kał, lu­stru­jąc ją z góry na dół. Taki su­kin­syn nie po­wi­nien in­te­re­so­wać się moją sio­strą.

Rick ru­szył do ja­dalni jako pierw­szy. Chcia­łem po­ga­dać z Ga­brie­lem na osob­no­ści, ale nie mo­głem pu­ścić Alex sa­mej. Kto wie, co temu po­je­bowi sie­działo w gło­wie i na którą ko­bietę bę­dzie chciał za­rzu­cić wędkę swo­ich ta­nich tek­stów czy uda­wa­nych szar­manc­kich ge­stów.

Zna­łem go od kilku lat i zdą­ży­łem za­uwa­żyć, że był mi­strzem ma­sko­wa­nia swo­jego pod­łego cha­rak­teru. Był jak ośli­zgły gad, pod­stę­pem po­tra­fiący okrę­cić so­bie ko­bietę wo­kół palca, a póź­niej per­fid­nie ją wy­ko­rzy­stać i na ko­niec zo­sta­wić. Nie tra­wi­łem go­ścia i chyba mu­sia­łem prze­pro­wa­dzić roz­mowę z Alex, żeby go uni­kała i wię­cej nie za­pra­szała do na­szego domu. Jesz­cze by tego bra­ko­wało, żeby za­fik­so­wał się na punk­cie mo­jej sio­stry albo Sa­miry. Choć ta druga chyba tak ła­two nie da­łaby się po­dejść… Ale za cho­lerę nie po­zwolę, żeby się do nich zbli­żył.

– Idziemy, bra­ciszku? – Alex spoj­rzała na mnie tymi swo­imi zie­lo­nymi oczami. – Wszy­scy dzi­siaj cho­dzą struci… Co się dzieje?

– Nic, sio­strzyczko. Wszystko okej. – Po­ca­ło­wa­łem ją w czoło, żeby tylko nie do­py­ty­wała. – Chodź. Naj­wyż­sza pora kon­kret­nie roz­po­cząć świę­to­wa­nie two­ich uro­dzin.

– Tylko nie prze­sadź, tak jak w tam­tym roku. Bo nie za­mie­rzam po raz ko­lejny pil­no­wać two­jego wiel­kiego tyłka i ho­lo­wać cię do po­koju.

– Ja­sna sprawa – po­twier­dzi­łem za­sko­czony. – I nie prze­sa­dzaj, aż tak źle chyba nie było…

– Nie pa­mię­tasz nic z tego, co się działo po pół­nocy, więc chyba jed­nak było.

Mru­gną­łem do niej lekko zde­gu­sto­wany, przy­po­mi­na­jąc so­bie, jak się czu­łem dzień po jej uro­dzi­nach. Przez kilka dni do­cho­dzi­łem do sie­bie, bo ra­zem z Ga­brie­lem i Ca­de­nem lekko pu­ściły nam ha­mulce i nie ża­ło­wa­li­śmy so­bie al­ko­holu.

Po pysz­nej ko­la­cji i kilku to­a­stach, a także od­śpie­wa­niu ży­czeń wszy­scy ru­szy­li­śmy na ta­ras. Tu­taj rów­nież był przy­go­to­wany stół, go­towy po­mie­ścić wszyst­kich go­ści. Ro­dzice po ko­la­cji zo­sta­wili mło­dzież, da­jąc nam tro­chę luzu, i wy­szli na umó­wione spo­tka­nie ze zna­jo­mymi.

Na ta­ra­sie mie­li­śmy miej­sce do ta­necz­nych eks­ce­sów, ale przy­pusz­cza­łem, że im­preza szybko prze­nie­sie się do ba­senu, tak jak to się koń­czyło za każ­dym ra­zem pod­czas na­szych spo­tkań i świę­to­wa­nia uro­dzin Alex lub mo­ich.

Na szczę­ście Rick trzy­mał się z dala od mo­jej sio­stry i Sa­miry, zde­cy­do­wa­nie po­świę­ca­jąc więk­szość czasu fi­li­gra­no­wej blon­dynce, która pra­co­wała w sa­lo­nie Alex. Miała chyba na imię Me­linda? Me­lisa? Ja­koś tak…

Sta­łem przy fi­la­rze i ob­ser­wo­wa­łem to­wa­rzy­stwo, trzy­ma­jąc w dłoni szkla­neczkę ze schło­dzoną whi­sky.

– Co tam, stary? – Ca­den pod­szedł bez­sze­lest­nie i po­kle­pał mnie znie­nacka po ra­mie­niu.

Wzdry­gną­łem się za­sko­czony i mało bra­kło, a za­krztu­sił­bym się ły­kiem al­ko­holu, który wła­śnie wzią­łem do ust.

– Okej. – Zer­k­ną­łem na przy­ja­ciela przez ra­mię.

– Spójrz tylko na na­szego kum­pla – rzu­cił, wska­zu­jąc głową na Ga­briela – za­ko­chał się bez pa­mięci i jest cho­ler­nie szczę­śliwy.

– Masz ra­cję. Oboje wy­glą­dają na szczę­śli­wych.

– Jest w tym twoja za­sługa. Gdyby nie twój po­mysł, z tym wy­jaz­dem Ga­briela nad je­zioro Ta­hoe, pew­nie ni­gdy nic by mię­dzy nimi nie za­iskrzyło. A tak… byli za­mknięci w domku przez ty­dzień i te­raz nie po­tra­fią ode­rwać od sie­bie wzroku – pod­su­mo­wał, uśmie­cha­jąc się pod no­sem.

– To prawda – przy­tak­ną­łem, z przy­jem­no­ścią ob­ser­wu­jąc wpa­trzo­nych w sie­bie przy­ja­ciół.

Strasz­nie mocno im ki­bi­co­wa­łem i by­łem cho­ler­nie dumny z Ga­briela, że za­wal­czył o Ro­sa­lyn. Przy­znał się do swo­ich uczuć i sta­wił im czoła. Miesz­kali ze sobą i wy­glą­dało na to, że co­raz le­piej się do­ga­dy­wali.

– Tylko gdzie my te­raz bę­dziemy no­co­wać po im­pre­zach? My­ślisz, że Ro­sa­lyn mia­łaby coś prze­ciwko, gdy­by­śmy…

– Le­piej nie kończ – prze­rwa­łem mu w po­ło­wie zda­nia, do­my­śla­jąc się jego su­ge­stii. – I na­wet nie py­taj o to Ga­briela. To bar­dzo, ale to bar­dzo zły po­mysł, a bio­rąc pod uwagę twoją skłon­ność do spa­nia nago, to na pewno nie przej­dzie.

– Ro­zu­miem. Masz ra­cję – wes­tchnął lekko za­smu­cony. – 
Coś wy­my­ślimy…

– Wła­śnie – po­twier­dzi­łem i w tym sa­mym mo­men­cie usły­sza­łem ko­biecy śmiech. Głę­boki, z wy­raźną chrypką. Je­dyny w swoim ro­dzaju.

Tylko jedna ko­bieta po­tra­fiła roz­bu­dzić moje li­bido śmie­chem, po­wo­du­jąc gę­sią skórkę i dziwne uczu­cie tlące się w klatce pier­sio­wej. Spoj­rza­łem w kie­runku Sa­miry i po­woli prze­su­wa­łem wzro­kiem po jej krą­gło­ściach, sy­cąc oczy tym wy­jąt­ko­wym wi­do­kiem.

Czer­wony ma­te­riał do­kład­nie pod­kre­ślał jej wdzięki. Za­okrą­glony ty­łek, pła­ski brzuch i te cho­ler­nie jędrne piersi. Mia­łem na ich punk­cie ja­kie­goś za­joba. Do­sko­nale wie­dzia­łem, że chi­rurg sku­tecz­nie po­pra­wił ich roz­miar, choć wcze­śniej też były ni­czego so­bie, ale te­raz… Z re­guły nie miała na so­bie sta­nika, więc za każ­dym ra­zem wa­rio­wa­łem, gdy wi­dzia­łem ster­czące sutki, ocie­ra­jące się o ma­te­riał.

Nie wi­dy­wa­li­śmy się za czę­sto, ale ja­kiś rok temu miesz­kała przez kilka ty­go­dni pod moim da­chem i wtedy mo­głem bez prze­szkód ob­ser­wo­wać jej wszyst­kie wcie­le­nia. Wy­glą­dała dzi­siaj obłęd­nie, ale gdy przy­po­mnę so­bie jej ciało, otu­lone tylko roz­cią­gniętą ko­szulką, w któ­rej spa­ce­ro­wała wie­czo­rami po domu, za­nim po­ło­żyła się do łóżka, to to­tal­nie od­biera mi ro­zum.

Nie­ważne, czy miała na so­bie krót­kie spodenki pod­kre­śla­jące jej zgrabne, wy­ćwi­czone nogi i sta­nik spor­towy przy­jem­nie otu­la­jący jej krą­głe piersi, czy let­nią su­kienkę, uwy­dat­nia­jącą szczu­płą ta­lię i wy­sta­jące oboj­czyki, w które ma­rzy­łem, żeby wbić się zę­bami…

Osza­la­łem nie tylko na punk­cie jej znie­wa­la­ją­cego ciała, ale też wy­jąt­ko­wej, eg­zo­tycz­nej urody. Czarne, ogromne oczy i te po­nętne pełne wargi za­wsze po­ma­lo­wane po­madką w róż­nych od­cie­niach czer­wieni.

Gdy tu miesz­kała, po­zna­łem ją znacz­nie bli­żej. Była bły­sko­tliwa i cho­ler­nie in­te­li­gentna. Gdyby nie to, że chro­ni­łem ją przed na­pa­lo­nym skur­czy­by­kiem, wy­ko­rzy­stał­bym oka­zję i pró­bo­wał swo­ich sił. Cał­kiem moż­liwe, że coś mo­głoby z tego być.

Wy­czu­wa­łem silną ener­gię prze­pły­wa­jącą mię­dzy nami i po­woli tra­ci­łem siły, żeby się jej opie­rać. Gdy na nią zer­ka­łem, nie mo­głem za­prze­czyć, że ku­rew­sko mocno na mnie działa, i nic nie mo­głem na to po­ra­dzić.

Na­gle przy­po­mniały mi się umi­zgi mo­jego przy­ja­ciela, który otwar­cie z nią flir­to­wał, i to pod moim no­sem.

– Słu­chaj… – za­czą­łem i kom­plet­nie nie wie­dzia­łem, jak ubrać w słowa swoje py­ta­nie czy prze­my­śle­nia – …coś jest mię­dzy tobą a Sa­mirą? – wy­du­si­łem z sie­bie przez ści­śnięte gar­dło, od­wra­ca­jąc się w kie­runku Ca­dena.

Jak tylko zo­ba­czy­łem jego sze­roki uśmiech, zro­zu­mia­łem, że ten skur­czy­byk coś po­dej­rzewa, i kto wie, czy nie zro­bił tego przed­sta­wie­nia spe­cjal­nie tylko po to, żeby zmu­sić mnie do dzia­ła­nia.

– Wi­dzę, że jesz­cze chwila i będę je­dy­nym ka­wa­le­rem w na­szym to­wa­rzy­stwie. – Przy­glą­dał mi się roz­ba­wiony, jed­no­cze­śnie upi­ja­jąc łyk al­ko­holu.

– Nie wiem, o czym mó­wisz – od­burk­ną­łem, wzru­sza­jąc ra­mio­nami, ale chyba nie­po­trzeb­nie ukry­wa­łem przed nim prawdę. Znał mnie od dawna i po­dob­nie jak ja nie lu­bił owi­ja­nia w ba­wełnę i nie­po­trzeb­nych pod­cho­dów.

– Do­bra. Wiem swoje… – wes­tchnął ciężko. – Sa­mira jest moją przy­ja­ciółką i ni­gdy nie było i nie bę­dzie mię­dzy nami nic wię­cej. Je­ste­śmy jak ro­dzeń­stwo, choć jest pie­kiel­nie sek­sowna – do­dał, zer­ka­jąc w kie­runku ko­biety – ale nie ma tego cze­goś. Che­mii, fa­jer­wer­ków… Jest twoja, stary. – Po­kle­pał mnie po­krze­pia­jąco po ra­mie­niu. – Tylko tego nie spier­dol, bo będę mu­siał się z tobą po­li­czyć, je­śli ją skrzyw­dzisz.

– Po­je­bało cię do reszty. – Po­czu­łem złość, choć nie wie­dzia­łem dla­czego, skoro wła­śnie usły­sza­łem to, co chcia­łem.

– Po­wo­dze­nia. – Po tych sło­wach ru­szył w kie­runku dziew­czyn sie­dzą­cych na le­ża­kach.

– Ja pier­dolę… – mruk­ną­łem pod no­sem.

Nie są­dzi­łem, że moje za­in­te­re­so­wa­nie Sa­mirą było aż tak oczy­wi­ste dla przy­ja­ciela… Jego ostrze­że­nia i tak nie ro­biły na mnie wra­że­nia – prze­cież iden­tycz­nie po­stą­pi­łem, gdy Ga­briel za­in­te­re­so­wał się Ro­sa­lyn.

Z jed­nej strony by­li­śmy zgraną paczką i nie chcia­łem tego psuć, ale z dru­giej nie mo­głem da­lej tłu­mić w so­bie tych wszyst­kich przy­tła­cza­ją­cych uczuć, które wręcz pa­liły mnie pod skórą, szu­ka­jąc uj­ścia i zdo­by­cia tego, czego w tej chwili wręcz bo­le­śnie pra­gną­łem.

Po­sta­no­wi­łem, że czas naj­wyż­szy coś z tym w końcu zro­bić. Rok temu nie było miej­sca na ro­man­tyczne de­kla­ra­cje, ale te­raz za­mie­rza­łem za­wal­czyć. Z tego, co się orien­to­wa­łem, to nie miała ni­kogo, więc naj­wyż­sza pora zna­leźć spo­sób, by zdo­być ko­bietę, która już od dawna po­chła­niała moje my­śli.

Roz­dział 3

Sa­mira

Po ko­la­cji prze­nie­śli­śmy się na ta­ras. Lampy ogro­dowe rzu­cały przy­jemną po­światę i two­rzyły in­tymny na­strój. Go­ście utwo­rzyli mniej­sze lub więk­sze grupki, roz­ma­wia­jąc w róż­nych czę­ściach ogrodu. W tle sły­sza­łam dźwięki spo­koj­nej mu­zyki, wpra­wia­ją­cej w stan bło­go­ści.

Był cie­pły wie­czór, ale i tak co ja­kiś czas czu­łam dziwne ciarki po­kry­wa­jące moje ciało, co pew­nie było wy­ni­kiem wpa­try­wa­nia się we mnie jed­nej z osób na tej im­pre­zie.

Sta­ra­łam się uni­kać Lo­gana. Już ja­kiś czas temu, gdy czę­sto na niego wpa­da­łam, wzbu­dzał we mnie różne emo­cje. Gdy miesz­ka­łam u niego, da­wał mi wy­raźne sy­gnały, że jest mną za­in­te­re­so­wany, ale sku­tecz­nie ga­si­łam jego za­pał. Na­iw­nie są­dzi­łam, że na­sza wza­jemna fa­scy­na­cja już dawno mi­nęła, ale nie­stety tak nie było. Kiedy był bli­sko, czu­łam jego roz­pa­la­jące spoj­rze­nia i przy­spie­szone bi­cie serca.

Cho­lerne przy­cią­ga­nie! Dla­czego on tak na mnie działa? Dla­czego to musi być mój przy­ja­ciel?

Chyba po­win­nam się ulot­nić z tej im­prezy, za­nim al­ko­hol ude­rzy mi do głowy, a do głosu dojdą moje pra­gnie­nia i ko­smate my­śli.

– Jak Alan? – za­py­tała Alex, gdy usia­dła nie­spo­dzie­wa­nie obok mnie przy stole. – Spła­wi­łaś go już? Czy da­lej pełni rolę… Cze­kaj, jak go ostat­nio na­zwa­łaś?

– Ku­tasa na za­mó­wie­nie.

Po mo­ich sło­wach Alex wy­bu­chła śmie­chem, ale ab­so­lut­nie nie miało to nic wspól­nego z okre­śle­niem mo­jego zna­jo­mego. Zde­cy­do­wa­nie od­po­wia­dał za to al­ko­hol.

– Je­steś nie­moż­liwa! – wy­du­kała, gdy się tro­chę uspo­ko­iła, jed­no­cze­śnie wy­cie­ra­jąc łzy roz­ba­wie­nia, które po­ja­wiły się w ką­ci­kach jej oczu. – Nie­ład­nie tak uprzed­mio­ta­wiać męż­czyzn.

– Daj spo­kój. – Mach­nę­łam lek­ce­wa­żąco ręką. – Oboje za­ak­cep­to­wa­li­śmy wa­runki na­szego układu i ba­wimy się cał­kiem nie­źle.

– Wi­dzia­łaś się z nim ostat­nio?

– Nie. Mie­siąc temu wy­je­chał na ja­kiś kon­trakt do Mek­syku. Bę­dzie twa­rzą per­fum albo ja­kie­goś kremu dla męż­czyzn… – Za­sta­na­wia­łam się przez chwilę, bo nie po­tra­fi­łam so­bie przy­po­mnieć szcze­gó­łów. – Kręcą tam spoty do kam­pa­nii re­kla­mo­wej. A spa­łam z nim… z trzy mie­siące temu? Ostat­nio przy­je­chał tylko na dwa dni i był tak zmę­czony, że w za­sa­dzie spę­dzi­li­śmy dwa wie­czory na roz­mo­wie.

– Czyli sporo czasu mi­nęło, od­kąd ostat­nio ujeż­dża­łaś jego… – za­mil­kła, nie do­kań­cza­jąc zda­nia.

Alex nie tylko była naj­wraż­liw­sza z na­szej trójki, ale też nie­winna i pru­de­ryjna, a przy­naj­mniej ta­kie spra­wiała wra­że­nie. Za­wsze uwa­ża­łam, że od­po­wiedni męż­czy­zna wy­do­bę­dzie z niej dia­blicę, tylko jesz­cze się taki w jej za­sięgu nie po­ja­wił. Rzadko po­ru­szała te­mat seksu, więc zdzi­wiła mnie tro­chę ta roz­mowa i jej prze­bieg.

– Ku­tasa? – Spoj­rza­łam na nią z unie­sioną brwią. – Co się dzieje? – za­py­ta­łam po chwili, bo za­cho­wy­wała się co naj­mniej dziw­nie.

– Po pro­stu Ro­sa­lyn jest taka szczę­śliwa z Ga­brie­lem. Uzmy­sło­wiło mi to, że ostatni raz upra­wia­łam seks na stu­diach… Kilka lat temu…

– No i? Je­steś na gło­dzie?

– Tak jakby. Ale cho­lera, nie mam na tyle od­wagi, żeby za­ba­wiać się z nowo po­zna­nym fa­ce­tem. Nie po­tra­fię tak. Mu­szę co­kol­wiek czuć. In­ter­ne­towe zna­jo­mo­ści też od­pa­dają, z wia­do­mych wzglę­dów…

– Masz ra­cję. Mamy na­uczkę, żeby nie ufać fa­ce­tom po­zna­nym na por­ta­lach rand­ko­wych – wes­tchnę­łam, przy­po­mi­na­jąc so­bie kło­poty Ro­sa­lyn z ostat­nim fa­ce­tem. – Na szczę­ście nie mam tego pro­blemu. – Alex na te słowa prze­wró­ciła oczami i upiła spory łyk ró­żo­wego wina.

– Wy­cho­dzi na to, że jesz­cze tro­chę po­cze­kam, bo na ra­zie nie ma na ho­ry­zon­cie ni­kogo szcze­gól­nego…

– Co tam, żab­cie? – Na­gle po­ja­wił się przy nas Rick i bez­czel­nie prze­rwał nam roz­mowę. Nie tra­wi­łam go­ścia. Nie wie­dzia­łam dla­czego, ale to­tal­nie mnie wkur­wiał.

– Okej – wark­nę­łam, na­wet na niego nie pa­trząc.

Mia­łam nosa do fa­ce­tów, a ten ewi­dent­nie był na­chal­nym pod­ry­wa­czem, i to bar­dzo pod­stęp­nym. A tacy byli naj­gorsi. Czy­hali na nie­winne i słod­kie ko­biety, żeby za­li­czyć i po­ba­wić się ich uczu­ciami. Chyba po­lo­wał na Alex, więc za­mie­rza­łam go tro­chę znie­chę­cić, a naj­le­piej spo­wo­do­wać, żeby się od nas od­wa­lił.

– Coś ty taka ze­stre­so­wana i wy­szcze­kana? – za­py­tał, na­chy­la­jąc się nie­spo­dzie­wa­nie nad moim uchem. – Chyba dawno cię nikt po­rząd­nie nie wy­pie­przył, co?

No, mó­wi­łam, że ku­tas?!

– Od­wal się, Rick – syk­nę­łam, pod­no­sząc się z krze­sła.

Wku­rzał mnie, ale nie za­mie­rza­łam sta­wiać Alex w nie­zręcz­nej sy­tu­acji, po­nie­waż to była jej im­preza i jej dom. Zła­pa­łam ją za dłoń, co spra­wiło, że na­tych­miast wstała na równe nogi i ru­szyła za mną w kie­runku domu, jak naj­da­lej od na­tręt­nego bu­fona.

W drzwiach ta­ra­so­wych zde­rzy­łam się z Ca­de­nem.

– Co się stało? – za­py­tał, za­pewne do­strze­ga­jąc moją wście­kłą minę.

– Nic, ale bądź tak miły i pil­nuj swo­jego wspól­nika, bo na­stęp­nym ra­zem, je­śli mu się znowu coś wy­msknie, to do­sta­nie w mordę.

Wpa­try­wa­łam się w przy­ja­ciela, któ­rego rysy twa­rzy na­tych­miast się wy­ostrzyły. Już nie pa­trzył na mnie ro­ze­śmiany. Te­raz wręcz ema­no­wała z niego czy­sta wście­kłość. Naj­wy­raź­niej znał moż­li­wo­ści Ricka i wie­dział, do czego był zdolny.

Kto wpu­ścił tego ba­rana na im­prezę?

– Zro­bił wam coś? – Za­ci­snął dło­nie w pię­ści. Jed­no­cze­śnie spoj­rzał na Alex i zmie­rzył ją wzro­kiem, szu­ka­jąc cze­goś nie­po­ko­ją­cego. Było to nie­spo­dzie­wane, ale nie mia­łam ochoty roz­kła­dać na czyn­niki pierw­sze jego za­cho­wa­nia, więc naj­zwy­czaj­niej w świe­cie to zi­gno­ro­wa­łam, prze­py­cha­jąc się obok niego.

– Nie. Tylko nie przy­woź go wię­cej na na­sze im­prezy. Nie zno­szę go i tych cham­skich tek­stów, za które po­win­nam mu ob­ciąć ję­zyk, i to tę­pym scy­zo­ry­kiem – rzu­ci­łam, za­nim znik­nę­łam z Alex we wnę­trzu domu.

– Nie prze­sa­dzasz odro­binę? – za­py­tała nie­śmiało przy­ja­ciółka, gdy za­trzy­ma­ły­śmy się w kuchni.

Po­de­szłam do lo­dówki, żeby wy­cią­gnąć ko­lejną bu­telkę rie­slinga, bo jed­nak wbrew wcze­śniej­szym po­sta­no­wie­niom al­ko­hol bę­dzie mi dzi­siaj nie­zbędny, żeby prze­tra­wić obec­ność tego by­dlaka.

– Naj­wy­raź­niej nie sły­sza­łaś jego tek­stu o pie­prze­niu, skoro je­steś do niego tak ła­god­nie na­sta­wiona – sark­nę­łam bez cie­nia roz­ba­wie­nia w gło­sie, od­wra­ca­jąc się w stronę Alex.

Jej za­sko­czona mina wy­raź­nie wska­zy­wała na to, że Rick po­wie­dział tych kilka słów na tyle ci­cho, żeby do­tarły tylko do mo­ich uszu.

– A to świ­nia! – Zde­gu­sto­wana po­de­szła do szafki, skąd po chwili wy­cią­gnęła dwa czy­ste kie­liszki.

– No, ja mia­ła­bym kilka bar­dziej do­sad­nych okre­śleń na tego przy­głupa.

Lekko roz­trzę­siona prze­szu­ki­wa­łam szu­flady, żeby zna­leźć kor­ko­ciąg.

– Za­wsze jest dla mnie miły i nie gada głu­pot…

– Uwa­żaj na niego, Alex. Ten cwa­niak po­trafi być szar­mancki i oka­zy­wać tro­skę. Bar­dzo ła­two się na­brać na jego sztuczki i coś mi się wy­daje, że wziął cię na ce­low­nik… Dla­tego pro­szę, bądź ostrożna. – Spoj­rza­łam wy­mow­nie na przy­ja­ciółkę, która tylko przy­tak­nęła.

– Co tu się dzieje? – Na­gle w kuchni po­ja­wiła się Ro­sa­lyn. Bo­jowo sta­nęła w roz­kroku i po­ło­żyła dło­nie na bio­drach. – Znowu pi­je­cie beze mnie?

– Rick mnie wku­rzył i mu­sia­ły­śmy się ulot­nić. A skoro zna­la­zły­śmy się w kuchni, gdzie jest za­pas wina, to po­sta­no­wi­ły­śmy sko­rzy­stać. – Po­now­nie sku­pi­łam się na prze­cze­sy­wa­niu szu­flad. – Gdzie jest ten cho­lerny kor­ko­ciąg? – mam­ro­ta­łam pod no­sem, otwie­ra­jąc ko­lejną szu­fladę.

– Co ten bu­rak znowu wy­my­ślił? – za­py­tała za­in­te­re­so­wana Ro­sa­lyn, po czym usia­dła na wy­so­kim krze­śle przy bla­cie.

– Za­py­tał, dla­czego je­stem taka spięta i kiedy mnie ktoś ostat­nio po­rząd­nie wy­pie­przył – wark­nę­łam, od­wró­cona do dziew­czyn ty­łem, bo za­mie­rza­łam szu­kać tak długo, aż znajdę ten pie­przony otwie­racz.

– Że co, kurwa?

Drgnę­łam wy­stra­szona, gdy w kuchni roz­brzmiał na­gły ryk ja­kie­goś roz­ju­szo­nego zwie­rza, co spo­wo­do­wało, że bu­telka trzy­mana w dłoni mi się wy­msknęła i z gło­śnym hu­kiem ude­rzyła o piękne, ja­sne tra­wer­ty­nowe płytki.

– O cho­lera! – jęk­nę­łam zdru­zgo­tana tym mar­no­traw­stwem, wpa­tru­jąc się w mo­krą plamę na pod­ło­dze i w setki odłam­ków szkła. – Tyle zmar­no­wa­nego wina… – Pod­nio­słam wzrok i do­strze­głam Lo­gana. Stał w progu kuchni i od­dy­chał gło­śno, za­ci­ska­jąc ryt­micz­nie dło­nie w pię­ści. Jego szczęka była tak mocno za­ci­śnięta, że przez mo­ment na­wet mi się wy­da­wało, że sły­szę, jak zgrzyta z ner­wów zę­bami. – Prze­stra­szy­łeś mnie – szep­nę­łam, lekko pod­nie­cona tym wi­do­kiem.

Co się ze mną, kurwa, dzieje? Pod­nieca mnie wi­dok roz­wście­czo­nego przy­ja­ciela?!

Mia­łam ochotę dać so­bie z li­ścia za te ab­sur­dalne my­śli, mi­mo­wol­nie krą­żące wo­kół sek­sow­nego Lo­gana. Jesz­cze nie wi­dzia­łam go w ta­kim wy­da­niu. Z re­guły był słodki, ła­godny i tro­skliwy, ale naj­wy­raź­niej skrzęt­nie ukry­wał swoją drugą twarz, znacz­nie bar­dziej po­cią­ga­jącą.

Na­piął wszyst­kie mię­śnie, więc czarna ko­szula przy­le­gała do jego ciała jak druga skóra, uka­zu­jąc sek­sowną grę mię­śni, które na­pi­nały się przy każ­dym jego gło­śnym wy­de­chu. Krótko przy­cięty za­rost po­kry­wał jego szczękę i do­piero te­raz za­uwa­ży­łam, ja­kie miał ład­nie skro­jone usta. Wy­glą­dały na mięk­kie… A ciem­no­nie­bie­skie oczy błysz­czały, od­bi­ja­jąc świa­tło lampy i ci­ska­jąc bły­ska­wice…

Był wkur­wiony? Na mnie? A co ja ta­kiego zro­bi­łam?

W se­kundę wró­ci­łam do rze­czy­wi­sto­ści i w po­pło­chu ro­zej­rza­łam się po kuchni. Dziew­czyny mil­czały, ska­cząc wzro­kiem mię­dzy mną a Lo­ga­nem, a ja nie wie­dzia­łam i nie po­tra­fi­łam so­bie przy­po­mnieć, co się przed chwilą wy­da­rzyło. Mie­szał mi w gło­wie. Umie­jęt­nie roz­pra­szał moje roz­dy­go­tane ciało, roz­stro­jony umysł i bar­dzo, ale to bar­dzo mi się nie po­do­bało.

Ode­tchnę­łam głę­boko i po­sta­no­wi­łam się do­wie­dzieć, o co tyle za­mie­sza­nia, ale nie zdą­ży­łam.

– Kto mó­wił o pie­prze­niu? Rick? – Jego ton był prze­ra­ża­jąco zimny, ale po­dej­rza­nie spo­kojny.

Lekko drgnę­łam, sły­sząc jego głos, bo zu­peł­nie nie przy­po­mi­nał tego, który do tej pory zna­łam.

– Tak. – Alex wy­rę­czyła mnie od od­po­wie­dzi. Nie­spo­dzie­wa­nie do­tknęła mo­jej ręki, zwra­ca­jąc tym sa­mym moją uwagę. – Wszystko okej? – Chyba nie wy­glą­da­łam naj­le­piej, skoro ru­szyła mi z po­mocą.

– Tak, tak. Za­my­śli­łam się. – Prze­nio­słam na nią wzrok, a po chwili spoj­rza­łam na pod­łogę. – Trzeba to po­sprzą­tać. – Schy­li­łam się, żeby po­zbie­rać szkło.

– Już przy­niosę mop… – oznaj­miła i ru­szyła do wyj­ścia z kuchni.

– Co to było, do cho­lery? – Na­gle zna­la­zła się obok mnie Ro­sa­lyn.

Pod­nio­słam na nią wzrok i mil­cza­łam.

Ten prze­klęty Lo­gan robi mi sieczkę z mó­zgu.

– Nie wiem, o czym mó­wisz. – Uni­ka­łam od­po­wie­dzi, kom­plet­nie nie po­tra­fiąc wy­ja­śnić, co się dzieje.

Za­zwy­czaj umie­jęt­nie tłu­mi­łam uczu­cia i nie po­zwa­la­łam im przej­mo­wać nad sobą kon­troli, ale dzi­siaj coś się zmie­niło. Było ina­czej i nie wie­dzia­łam dla­czego.

Na­gle sta­łam się słaba i po­datna na urok Lo­gana, co było bar­dzo nie­bez­pieczne.

Czyżby za dużo wina? Nie, to nie to…

– O to­bie i Lo­ga­nie – stwier­dziła pew­nie, po­ma­ga­jąc mi ze­brać szkło. – Coś jest mię­dzy wami? Albo było?

– Nie! Co ty ga­dasz? – za­py­ta­łam dziw­nie pi­skli­wym gło­sem, a po chwili od­chrząk­nę­łam i wsta­łam, żeby wy­rzu­cić to, co zo­stało z bu­telki. – Nic nie ma mię­dzy nami, a zresztą…

– Dla­czego Lo­gan wy­rzu­cił Ricka z domu? – Na­gle do kuchni wpadł Ga­briel, roz­glą­da­jąc się po po­miesz­cze­niu. – Stało się coś?

– Nie. Tylko po­wie­dział o kilka słów za dużo – wy­tłu­ma­czy­łam szybko. – Nie mu­siał go wy­rzu­cać.

Cho­lera!

Nie chcia­łam ro­bić afery, a wy­szło jak zwy­kle.

– Już je­stem. – Do kuchni wpa­dła Alex i za­częła sprzą­tać ró­żowe wino roz­lane na pod­ło­dze.

Po­mo­głam jej i po kilku mi­nu­tach nie było już śladu po al­ko­holu.

Z lo­dówki wy­ję­łam ko­lejną bu­telkę i za­nim po­now­nie roz­po­czę­łam po­szu­ki­wa­nia kor­ko­ciągu, od­wró­ci­łam się do przy­ja­ciół, bo dziw­nie za­mil­kli. Za­mar­łam za­sko­czona, po­nie­waż przede mną stał Lo­gan. Nie­bez­piecz­nie bli­sko. Czu­łam jego mocne, bar­dzo wy­jąt­kowe per­fumy. Pach­niał ce­drem, który w po­łą­cze­niu z za­pa­chem jego skóry był jesz­cze bar­dziej in­ten­sywny i ku­szący.

– Wszystko okej? – za­py­tał tro­skli­wie, wpa­tru­jąc się in­ten­syw­nie w moje oczy. Jed­no­cze­śnie wy­jął z mo­jej dłoni bu­telkę, pew­nie w oba­wie, że znowu ją upusz­czę.

– Tak. Nic się nie stało. – Jego bli­skość od­bie­rała mi zdol­ność lo­gicz­nego my­śle­nia.

Mu­szę się wziąć w garść, do cho­lery!

– Już wy­szedł, więc nie bę­dzie cię wię­cej nie­po­koił. Zresztą wcale nie po­winno go tu być. To im­preza dla naj­bliż­szych. – Wę­dro­wał spoj­rze­niem po­mię­dzy mo­imi oczami a war­gami, które mi­mo­wol­nie za­gry­za­łam.

– Okej. – Uśmiech­nę­łam się lekko i zro­bi­łam krok w bok, żeby w końcu prze­rwać tę prze­peł­nioną dziw­nym na­pię­ciem at­mos­ferę.

Spoj­rza­łam na przy­ja­ciół, sie­dzą­cych przy stole. Ob­ser­wo­wali nas z za­in­te­re­so­wa­niem, jak­by­śmy od­gry­wali ja­kieś przed­sta­wie­nie.

– No, otwie­raj to wino, bo zdą­ży­łam już wy­trzeź­wieć – jęk­nęła prze­cią­gle Alex, na co reszta to­wa­rzy­stwa par­sk­nęła śmie­chem.

Wy­glą­dało na to, że już się po­rząd­nie wsta­wiła, i chyba ba­wiła się naj­le­piej z ca­łego to­wa­rzy­stwa. Miała do tego ab­so­lutne prawo. W końcu to były jej uro­dziny.

– Co tu taka gro­bowa at­mos­fera? – za­py­tał nie­wy­raź­nie Do­mi­nic, wcho­dząc do kuchni. Ro­zej­rzał się lekko za­mro­czo­nym spoj­rze­niem po ze­bra­nych, po czym za­trzy­mał wzrok na mnie i dziw­nie wy­trzesz­czył oczy. – Sa­miro, dla­czego je­ste­ście dwie? – Oparł się bo­kiem ciała o fu­trynę i prze­tarł twarz rę­koma.

– Ktoś tu ma już dość al­ko­holu na dzi­siaj – za­wy­ro­ko­wała Ro­sa­lyn, zer­ka­jąc na przy­ja­ciela.

– Chyba nie mó­wisz o mnie? – wy­beł­ko­tał Do­mi­nic, le­dwo trzy­ma­jąc się na no­gach.

– Chodź, przy­ja­cielu. – Ga­briel wstał na równe nogi i zła­pał go w pa­sie, po czym ru­szyli w kie­runku sa­lonu. – Od­pocz­niesz chwilę na ka­na­pie.

– Do­bra. To co z tym wi­nem? – do­py­ty­wała Alex, wpa­tru­jąc się w brata.

– Już otwie­ram. – Lo­gan ro­zej­rzał się po kuchni. – Chyba wi­dzia­łem kor­ko­ciąg w ja­dalni.

Po tym, jak przy­ja­ciel wy­szedł, się­gnę­łam do szafki po kie­li­szek dla Ro­sa­lyn.

– Dzi­siej­szy wie­czór jest pe­łen nie­spo­dzia­nek. Nie ogar­niam, co tu się, do li­cha, dzieje… – Przy­ja­ciółka spoj­rzała na mnie. – Lo­gan i Do­mi­nic mają ja­kieś pro­blemy, bo cho­dzą na­bur­mu­szeni. Rick oka­zał się dup­kiem. A ty je­steś ja­kaś roz­ko­ja­rzona. Za­cho­wu­jesz się dziw­nie przy Lo­ga­nie i… nie wiem, co o tym my­śleć.

– Rze­czy­wi­ście, ide­al­nie pod­su­mo­wa­łaś dzi­siej­szy wie­czór – stwier­dziła Alex i czknęła. – Ale za­po­mnia­łaś do­dać, że je­stem na gło­dzie. Bra­kuje mi męż­czy­zny i kom­plet­nie nie wiem, jak temu za­ra­dzić. – Po tych sło­wach ude­rzyła te­atral­nie czo­łem o blat stołu.

– Jak chcesz, to po­ży­czę ci Alana… – Usia­dłam obok niej. – Albo ci go od­dam. Jest bar­dzo uzdol­niony i lubi seks bez zo­bo­wią­zań… – Po­gła­dzi­łam ją po ple­cach.

– Na­prawdę? – Na­gle pod­nio­sła głowę i spoj­rzała na mnie za­sko­czona.

– Tak. – Wzru­szy­łam ra­mio­nami i przy­tak­nę­łam.

– Je­ste­ście nie­moż­liwe – stwier­dziła roz­ba­wiona Ro­sa­lyn. – Gdzie ja by­łam, gdy pi­ły­ście wino? Zde­cy­do­wa­nie od­bie­gam od was po­zio­mem upo­je­nia. Nie wiem, jak to się stało. Gdzie po­peł­ni­łam błąd?

Ro­ze­śmia­łam się gło­śno, bo tak za­zwy­czaj wy­glą­dały na­sze roz­mowy po al­ko­holu. Plo­tły­śmy głu­poty jak po­tłu­czone i świet­nie się ze sobą ba­wi­ły­śmy.

– Jaki błąd? – za­py­tał Lo­gan, po­ja­wia­jąc się w kuchni ra­zem z Ga­brie­lem.

Ten drugi usiadł obok Ro­sa­lyn i wcią­gnął ją na ko­lana, na co ta ra­do­śnie się za­śmiała i wtu­liła w jego klatkę pier­siową.

– Sa­mira chce mi po­ży­czyć Alana, ale nie wiem… – mruk­nęła Alex.

Lo­gan za­trzy­mał się w pół kroku i chyba nie wie­dział, o czym mówi jego sio­stra. W końcu tylko dziew­czyny znały jego imię.

– Kim jest Alan? – do­py­ty­wał Ga­briel, zer­ka­jąc na mnie.

– Ku­ta­sem na za­mó­wie­nie – rzu­ciła Alex, kom­plet­nie się nie ha­mu­jąc. Chyba rze­czy­wi­ście wy­piła za dużo. Pew­nie będę się mu­siała te­raz tłu­ma­czyć.

Li­to­ści!

– Co? Kto to jest? – Ga­briel cze­kał cier­pli­wie na od­po­wiedź, in­ten­syw­nie mi się przy­glą­da­jąc.

– Mój… part­ner? Chło­pak? Nie, nie chło­pak… Bar­dziej kum­pel do łóżka.

Cały czas czu­łam na so­bie wzrok Lo­gana i aż ba­łam się spoj­rzeć w jego stronę.

– Okej… – Głos Ga­briela był wy­raź­nie zmie­szany, ale to re­ak­cji dru­giego przy­ja­ciela się ba­łam.

Roz­dział 4

Lo­gan

Wszy­scy na­gle spoj­rzeli na mnie, a ja sta­łem jak idiota na środku kuchni i nie wie­dzia­łem, co po­wie­dzieć. To, że by­łem za­sko­czony, to mało po­wie­dziane. By­łem wkur­wiony! Li­czy­łem, że jest wolna i że w końcu coś się mię­dzy nami wy­da­rzy.

– Do­stanę to wino? – Ci­szę, która za­pa­no­wała w kuchni, prze­rwała Alex, pod­no­sząc do góry pu­sty kie­li­szek.

– Tak. Ja­sne – rzu­ci­łem, pod­cho­dząc do blatu ku­chen­nego, przy któ­rym sie­dzieli przy­ja­ciele.

– Czyli tylko się z nim bzy­kasz? – Ga­briel wy­rę­czył mnie i za­py­tał, bo też by­łem cie­kawy, ja­kiego ro­dzaju była to re­la­cja.

– Tak. Je­śli jest w Santa Mo­nica, to uma­wiamy się na ko­la­cję, a cza­sami tylko na…

– Seks – do­koń­czyła za nią moja sio­stra.

Alex miała już chyba dość al­ko­holu na dzi­siaj, ale nie za­mie­rza­łem jej tego mó­wić. Pi­jana ko­bieta była jesz­cze groź­niej­sza od pit­bulla, a pi­jana i jed­no­cze­śnie wku­rzona to już mie­szanka wy­bu­chowa.

– Wła­śnie. – Sa­mira pod­nio­sła na mnie spoj­rze­nie, gdy uzu­peł­nia­łem jej kie­li­szek wi­nem. – Tylko seks.

Jej głę­boki, lekko chro­po­waty głos dzia­łał na mnie jak za­pal­nik. Ostat­kiem sił po­wstrzy­ma­łem się przed rzu­ce­niem na jej obłęd­nie czer­wone wargi, które za­gry­zała, do­pro­wa­dza­jąc moją krew do cho­ler­nego wrze­nia.

Prze­łkną­łem ślinę i ob­li­za­łem usta, od­czu­wa­jąc prze­ra­ża­jące pra­gnie­nie, które mu­sia­łem wresz­cie za­spo­koić. Od roku krą­ży­li­śmy wo­kół sie­bie i za­mie­rza­łem w końcu coś z tym zro­bić. Tylko ten Alan mógł być sporą prze­szkodą…

– To co, po­ży­czysz mi tego mo­dela? – za­ga­dała Alex, upi­ja­jąc spory łyk wina.

– Ja­sne – przy­tak­nęła Sa­mira. – Mam już ko­goś in­nego na oku – mruk­nęła zmy­słowo, ob­ser­wu­jąc mnie spod wa­chla­rza dłu­gich rzęs.

Uśmiech­ną­łem się pod no­sem i usia­dłem na­prze­ciwko, bo naj­wy­raź­niej nie tylko ja by­łem na­pa­lony i mia­łem ape­tyczny cel przed oczami. Wy­glą­dało na to, że ją też już zmę­czyły te na­sze pod­chody.

– A to cie­kawe… – Głos za­brała Ro­sa­lyn, przy­glą­da­jąc się na­szej dwójce. – Cie­kawe, kogo masz na my­śli.

– Ta­jem­nica – rzu­ciła ro­ze­śmiana, zer­ka­jąc na mnie.

Przez dłuż­szą chwilę sie­dzie­li­śmy w kuchni, ale gdy po­ja­wił się Ca­den i za­pro­po­no­wał ką­piel w ba­se­nie, więk­szość im­pre­zo­wi­czów przy­tak­nęła za­chwy­cona, po czym ru­szyła za nim do ogrodu.

Było kilka mi­nut po pół­nocy, gdy za­uwa­ży­łem, że Alex przy­sy­pia na le­żaku przy ba­se­nie. Ni­gdy nie miała ja­koś szcze­gól­nie moc­nej głowy do al­ko­holu, więc wcale nie zdzi­wił mnie ten wi­dok. Ju­tro bę­dzie cier­pieć i od­cho­ruje te hur­towe ilo­ści wina, które w sie­bie wlała.

Po­sta­no­wi­łem chwilę po­ob­ser­wo­wać Sa­mirę. Sie­działa przy stole i nie­stety dzi­siaj nie miała ochoty na ką­piel, więc moje ma­rze­nia o tym, że zo­ba­czę ją w ską­pym bi­kini, po­zo­staną chyba tylko ma­rze­niami.

To, co Rick po­wie­dział do Sa­miry, po­twor­nie mnie wkur­wiło Był go­ściem w moim domu, a śmiał w ten spo­sób zwra­cać się do mo­jej przy­ja­ciółki. Do­sko­nale wie­dział, że dziew­czyny się z nami przy­jaź­nią i że two­rzymy zgraną paczkę, więc kom­plet­nie nie mo­głem zro­zu­mieć, dla­czego ode­zwał się do niej w taki spo­sób.

Wy­wa­li­łem by­dlaka na zbity pysk i na­wet Ca­den nie miał mi tego za złe, gdy opo­wie­dzia­łem mu, jak po­trak­to­wał Sa­mirę. Niby nie po­wie­dział ni­czego ob­raź­li­wego, a jed­nak. Nóż mi się w kie­szeni otwo­rzył, gdy usły­sza­łem, ja­kie słowa pa­dły z jego ust. Nie mo­głem po­zwo­lić, żeby dłu­żej prze­by­wał pod moim da­chem, po­nie­waż do­sko­nale wie­dzia­łem, ja­kie my­śli zwią­zane z Sa­mirą cho­dziły mu po gło­wie. Zresztą by­łem pe­wien, że więk­szość męż­czyzn ma­rzyła o tej zja­wi­sko­wej ko­bie­cie.

Cały czas pa­mię­ta­łem, co po­wie­działa w kuchni, i mia­łem na­dzieję, że mó­wiła o mnie. Moje roz­my­śla­nia o bo­skiej przy­ja­ciółce prze­rwała uro­cza blon­dynka. Na­gle wy­ło­niła się z wody, pod­pły­wa­jąc do mnie nie­bez­piecz­nie bli­sko.

Opie­ra­łem się przed­ra­mio­nami o brzeg ba­senu, za­nu­rzony w wo­dzie, więc mój do­wód pod­nie­ce­nia był cały czas ukryty i nie mu­sia­łem się krę­po­wać, gdy moja wy­obraź­nia pod­su­wała mi bar­dzo nie­grzeczne ob­razy z Sa­mirą w roli głów­nej.

– Hej – za­ga­dała blon­dynka.

Kom­plet­nie nie pa­mię­ta­łem, jak ma na imię. Wie­dzia­łem tylko, że stu­dio­wała z Alex.

– Hej. – Uśmiech­ną­łem się ką­ci­kiem ust. Mimo że moją głowę zaj­mo­wała czar­nulka, to prze­cież nic nie stało na prze­szko­dzie, żeby po­flir­to­wać i zo­ba­czyć re­ak­cję Sa­miry.

– Prze­szka­dzam? – Pod­pły­nęła jesz­cze bli­żej.

Do­piero gdy prze­je­chała dło­nią po moim tor­sie, do­pa­dły mnie wąt­pli­wo­ści. Przy­jemna roz­mowa z uro­czą blon­dynką to jedno, a ob­ma­cy­wa­nie to już cał­kiem inny po­ziom kon­wer­sa­cji.

– Ab­so­lut­nie nie – wy­ją­ka­łem, bo zbli­żyła się na tyle, że nie­ocze­ki­wa­nie za­częła się o mnie ocie­rać. By­łem twardy jak skała.

Pew­nie po­my­śli, że to jej sprawka…

Po­ło­żyła dło­nie na mo­ich bar­kach i za­gry­zła dolną wargę, wy­sy­ła­jąc mi wszel­kie moż­liwe sy­gnały, że jest za­in­te­re­so­wana, i to ku­rew­sko mocno.

Mo­głem sko­rzy­stać, za­ba­wić się i bez zo­bo­wią­zań spę­dzić dzi­siej­szą noc w ra­mio­nach cał­kiem nie­złej la­ski, ale… No wła­śnie, było dość po­ważne „ale” – Sa­mira. To ona była moją ob­se­sją i to ją chciał­bym ugo­ścić w swoim miesz­ka­niu. Blon­dynka by­łaby tylko mar­nym sub­sty­tu­tem, a ta de­cy­zja pew­nie znacz­nie by mnie od­da­liła od zdo­by­cia ko­biety, o któ­rej ma­rzy­łem.

Nie zdą­ży­łem za­re­ago­wać na jej słowa czy dość na­chalny do­tyk, bo na­gle za­uwa­ży­łem ką­tem oka dłu­gie, opa­lone nogi kro­czące pew­nie przy brzegu ba­senu.

– Prze­pra­szam, ale je­stem za­jęty. – Zdją­łem dło­nie blon­dynki ze swo­jego torsu i ode­pchną­łem ją lekko od sie­bie.

Coś mruk­nęła pod no­sem, za­nim od­pły­nęła, ale mia­łem w du­pie, co o mnie są­dzi. Prze­nio­słem wzrok z po­wro­tem na bo­skie, zgrabne nogi i spoj­rza­łem wy­żej. Dwa jędrne po­śladki ko­ły­sały się przy każ­dym kroku i nie przy­kry­wał ich ża­den ma­te­riał. Je­dy­nie nie­wielki frag­ment ko­ronki wy­ła­niał się na wy­so­ko­ści bio­der i prze­cho­dził w pa­sek ota­cza­jący do­okoła sek­sowne krą­gło­ści.

Je­śli wcze­śniej by­łem twardy, to te­raz mój wzwód osią­gnął apo­geum moż­li­wo­ści.

Gdy bo­skie stwo­rze­nie do­tarło do schod­ków, spoj­rza­łem wy­żej i mój wzrok spo­tkał się z czar­nym, błysz­czą­cym spoj­rze­niem oraz za­lot­nym uśmie­chem. Na­wet nie zdą­ży­łem się bar­dziej przyj­rzeć mo­jej bo­gini, bo nie­ocze­ki­wa­nie wsko­czyła do ba­senu i za­nur­ko­wała.

Cze­ka­łem pod­eks­cy­to­wany, aż wy­pły­nie na po­wierzch­nię, bo nie mo­głem się do­cze­kać, kiedy w końcu do­tknę jej znie­wa­la­jąco gład­kiej skóry i zmy­sło­wych kształ­tów.

Na­gle wy­ło­niła się przede mną w od­le­gło­ści kil­ku­na­stu cen­ty­me­trów, tak że na­sze ciała dzie­liły za­le­d­wie mi­li­me­try. Nie do­ty­ka­łem jej, ale czu­łem cie­pło jej ciała i osza­ła­mia­jący za­pach, od któ­rego krę­ciło mi się w gło­wie.

Kro­ple wody spły­wały po jej twa­rzy, nur­ku­jąc po­mię­dzy pier­siami, w miej­scu, gdzie naj­chęt­niej za­nu­rzył­bym ję­zyk, twarz i po­li­zał ten obłęd­nie ku­szący skra­wek skóry. Oparła się o moje barki, więc nie­wiele my­śląc, zła­pa­łem ją w pa­sie i przy­ci­sną­łem do sie­bie.

– Boże – jęk­nęła pro­sto w moje usta, wy­czu­wa­jąc moją twardą mę­skość, która wbiła się w jej mięk­kie ciało.

– Je­steś pewna? – Mój głos drżał z pod­nie­ce­nia. Zu­peł­nie nad tym nie pa­no­wa­łem.

Ni­gdy nie by­li­śmy tak bli­sko sie­bie. Ni­gdy nie czu­łem tak in­ten­syw­nie jej za­pa­chu i zmy­sło­wego ciała.

Moż­liwe, że prze­ma­wiał przez nas al­ko­hol, ale mia­łem to gdzieś. Nie my­śla­łem trzeźwo. Te­raz pra­gną­łem tylko jej. Była za­ka­za­nym owo­cem i za­pewne po­nie­siemy kon­se­kwen­cje dzi­siej­szych de­cy­zji, ale już wy­star­cza­jąco długo zwle­ka­łem ze zro­bie­niem pierw­szego kroku. Ni­gdy nie było do­brego mo­mentu, po­nie­waż za­wsze coś lub ktoś stał na prze­szko­dzie. Miała ja­kie­goś fa­gasa do bzy­ka­nia, ale mia­łem na­dzieję, że nic wię­cej ich nie łą­czyło.

Trwa­li­śmy przez dłuż­szą chwilę w swo­ich ob­ję­ciach, na­pa­wa­jąc się swoją bli­sko­ścią. Wo­dzi­łem wzro­kiem po jej twa­rzy, przy­glą­da­jąc się błysz­czą­cym oczom i rzę­som, na któ­rych zo­stały drob­niut­kie kro­ple wody. Zje­cha­łem spoj­rze­niem ni­żej na pełne czer­wone usta, ku­sząco roz­chy­lone.

Sa­mira od­dy­chała co­raz szyb­ciej. Czu­łem jej od­dech na swo­ich war­gach. Tak nie­wiele dzie­liło nas od po­ca­łunku. Tak mocno go pra­gną­łem, że jesz­cze chwila, a by­łem go­tów skraść jej jed­nego, nie py­ta­jąc o zda­nie.

– Lo­gan… – szep­nęła, więc po­now­nie spoj­rza­łem w jej oczy.

Wplo­tła palce w moje włosy i prze­su­nęła mi pa­znok­ciami po karku, wy­wo­łu­jąc przy­jemne dresz­cze na ca­łym ciele. Na­gle oplo­tła mnie no­gami w pa­sie i kil­ku­krot­nie się o mnie otarła, co spo­wo­do­wało, że z jej ust ule­ciało pod­nie­ca­jące wes­tchnie­nie, przy­po­mi­na­jące ci­chutki jęk przy­jem­no­ści.

– Je­steś pewna? – po­wtó­rzy­łem py­ta­nie, bo jej ru­chy do­pro­wa­dzały mnie do szału. By­łem prze­ko­nany, że jesz­cze chwila, a nie wy­trzy­mam i zro­bię coś na­prawdę głu­piego.

– Lo­gan, tylko dzi­siaj. Mogę być twoja tylko dzi­siej­szej nocy. Ju­tro wra­camy do przy­jaźni – szep­nęła pro­sto w moje usta.

Spoj­rza­łem na nią zszo­ko­wany, bo ni­gdy nie spo­dzie­wał­bym się po niej ta­kiej pro­po­zy­cji. Bar­dzo nie spodo­bało mi się to, że chciała po­trak­to­wać mnie jak jed­no­ra­zową przy­godę. Tyle że po kil­ku­se­kun­do­wym za­sta­no­wie­niu do­sze­dłem do wnio­sku, że w tej chwili zro­bił­bym wszystko, aby za­sma­ko­wać przy­jem­no­ści wła­śnie z tą ko­bietą. Je­śli chciała mnie tylko na dzi­siaj, po­sta­ram się spra­wić, żeby nie po­tra­fiła o mnie za­po­mnieć.

Tak, to jest do­bry plan.

– Okej – przy­tak­ną­łem, mi­mo­wol­nie zer­ka­jąc w dół. – Ja pier­dolę – wy­msknęło mi się, gdy spoj­rza­łem na dwie cu­dow­nie krą­głe piersi, które ob­my­wała woda. Czer­wona ko­ronka otu­lała je zmy­słowo, ale nie mo­głem nie za­uwa­żyć sto­ją­cych sut­ków, na­pie­ra­ją­cych na ma­te­riał.

– Lo­gan. – Jęk Sa­miry zwró­cił moją uwagę. Pod­nio­słem wzrok i za­to­ną­łem w jej pięk­nych oczach. – Tylko dzi­siaj. Obie­caj, że ju­tro za­po­mnisz i po­now­nie bę­dziesz tylko moim przy­ja­cie­lem. Nie chcę cię stra­cić, ro­zu­miesz? – Po tych sło­wach prze­nio­sła dłoń na moją twarz.

Prze­su­nęła tro­skli­wie pal­cami po moim za­ro­ście, wpa­tru­jąc się we mnie z dziw­nym bły­skiem w oczach. Nie chcia­łem jej tego obie­cy­wać, ale czy mia­łem wy­bór?

Była sa­mo­dzielną, pewną sie­bie ko­bietą i naj­wy­raź­niej nie po­trze­bo­wała fa­ceta na stałe w swoim ży­ciu. Jej nie­za­leż­ność oraz siła nie­sa­mo­wi­cie mi im­po­no­wały. Tylko że w tym mo­men­cie jej cha­rak­ter i przy­zwy­cza­je­nia sta­wały na dro­dze na­szej re­la­cji.

Na­gle w mo­jej gło­wie po­ja­wiła się bar­dzo nie­przy­jemna myśl. Co je­śli będę tylko jed­no­noc­nym wy­sko­kiem, a gdy wróci Alan, to z nim bę­dzie spę­dzała wie­czory i noce?

Kurwa! Chyba nie chcę być dla niej tylko od­skocz­nią czy ja­kimś uroz­ma­ice­niem… Co ro­bić?

Nie wie­dzia­łem, co od­po­wie­dzieć ani jak za­py­tać o tego cho­ler­nego idiotę, który do­tych­czas miał Sa­mirę tylko dla sie­bie, pod­czas gdy to ja chcia­łem spę­dzać z nią czas.

– Cho­lera. – Czu­łem się kom­plet­nie roz­darty mię­dzy tym, czego pra­gną­łem, a tym, co po­wi­nie­nem zro­bić.

– Co się dzieje? – Do­tknęła kciu­kiem mo­jej dol­nej wargi, jed­no­cze­śnie wpa­tru­jąc się w moje usta z gło­dem w oczach i tym dziw­nym bły­skiem. – Lo­gan, nie chcę związku. Nie po­tra­fię… – Prze­rwała po chwili piesz­czotę, a ja da­lej czu­łem jej palce na swo­ich ustach. – Nie dam ci nic wię­cej. Je­śli to za mało, to za­po­mnijmy o tym…

– Nie – wtrą­ci­łem szybko, bo czu­łem, że wła­śnie wy­my­kała mi się z rąk. – Skoro chcesz spę­dzić jedną noc w moim łóżku, to za­pra­szam. Spra­wię, że o mnie nie za­po­mnisz… Bę­dziesz bła­gać o wię­cej…

Prze­nio­słem dłoń z jej ple­ców i zje­cha­łem ni­żej, za­ci­ska­jąc ją na po­śladku, dzięki czemu przy­lgnęła do mnie jesz­cze moc­niej i otarła się, lekko drżąc na ca­łym ciele. Była roz­pa­lona, roz­luź­niona i chętna. Był­bym głup­cem, gdy­bym za­prze­pa­ścił taką szansę.

– My­ślisz, że mo­żemy się już ulot­nić? – Jak tylko zbli­żyła się do mo­jego ucha, nie­spo­dzie­wa­nie przy­gry­zła pła­tek, a po chwili po­li­zała go, co było cho­ler­nie pod­nie­ca­jące, i tylko świa­do­mość, że w ogro­dzie byli go­ście, po­wstrzy­mała mnie przed od­waż­niej­szymi piesz­czo­tami.

– Prze­niosę Alex do sy­pialni i spo­ty­kamy się u mnie za dzie­sięć mi­nut.

Przy­tak­nęła, po czym na­gle wy­swo­bo­dziła się z mo­jego uści­sku i od­pły­nęła, zo­sta­wia­jąc mnie pod­nie­co­nego do gra­nic moż­li­wo­ści.

Po­now­nie opar­łem się przed­ra­mio­nami o brzeg ba­senu i od­chy­li­łem głowę, przy­my­ka­jąc oczy. Sta­ra­łem się uspo­koić my­śli i roz­sza­la­łego fiuta, żeby wyjść z tego ba­senu bez cho­ler­nej erek­cji.

Po kilku mi­nu­tach pod­pły­ną­łem do dra­binki i gdy tylko wy­sze­dłem, zja­wił się obok mnie Ca­den, obej­mu­jąc ro­ze­śmianą blon­dynkę.

– Będę się już zbie­rał – rzu­cił za­do­wo­lony, kon­spi­ra­cyj­nie do mnie mru­ga­jąc.

Po­że­gna­łem się z przy­ja­cie­lem i ro­zej­rza­łem po ogro­dzie. Ga­briel zmie­rzał w moją stronę, trzy­ma­jąc za rękę Ro­sa­lyn.

– Na nas już czas. – Spoj­rzał czule na Ro­sa­lyn, która chyba była w po­dob­nym sta­nie co Alex, ale na­dal cho­dziła o wła­snych si­łach. – We­zwa­łem już tak­sówkę. Weź­miemy Do­mi­nica. – Zer­k­nął w kie­runku wnę­trza domu, gdzie nasz przy­ja­ciel da­lej spał na ka­na­pie.

– Dzięki. – Po­że­gna­li­śmy się uści­skiem dłoni.

– Baw się do­brze… Tylko nie za do­brze. – Marsz­cząc za­baw­nie brwi, po­gro­ził mi pal­cem i ru­szył do wyj­ścia.

– Cho­lera – mruk­ną­łem pod no­sem.

Chyba wi­dział mnie i Sa­mirę w ba­se­nie.

Nie za­sta­na­wia­łem się nad tym dłu­żej, bo przede mną noc pełna wra­żeń…