Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Medytacje zawarte w Chcę widzieć Jezusa obejmują wydarzenia od chrztu w Jordanie aż po uroczysty wjazd do Jerozolimy w Niedzielę Palmową. Czytelnik zostaje postawiony w roli krytycznego obserwatora, który przypatrując się Cieśli z Nazaretu, podobnie do współczesnych Mu Żydów, ma szansę stopniowo rozpoznawać w Nim Syna Bożego. Pełno tu trafnych spostrzeżeń na temat ludzkiej natury, zachowań i relacji, które odsłaniają – bez ugrzecznienia – żywy i prawdziwy obraz Jezusa.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 435
Chcę widzieć Jezusa
Maria Szamot
Chcę widzieć Jezusa
wydawnictwo w drodze, poznań 2021
© Copyright for the text by Maria Szamot, 2018
© Copyright for this edition by Wydawnictwo W drodze, 2021
Redaktor prowadząca – ewa kubiak
Redakcja – barbara cabała
Korekta – monika simińska, jolanta czapczyk
Skład i łamanie – pilcrow studio
Redakcja techniczna – józefa kurpisz
Projekt okładki i layoutu – krzysztof lorczyk op
Fragmenty z Pisma Świętego cytowane za:
Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia,
wyd. III poprawione, Pallottinum, Poznań–Warszawa 1990.
ISBN 978-83-7906-418-2 (wersja drukowana)
ISBN 978-83-7906-419-9 (wersja elektroniczna)
Wydawnictwo Polskiej Prowincji Dominikanów W drodze sp. z o.o. Wydanie Iiul. Kościuszki 99 61-716 Poznańtel. 61 852 39 [email protected] www.wdrodze.pl
Wstęp
Po co komu jeszcze jedna książka o Panu Jezusie? – za poważna, by dać dziecku na I komunię, zbyt nieokazale wydana, żeby była pamiątką prymicji… Zresztą, czy ostatnio odkryto coś nowego na temat Jezusa? Czy jest jeszcze cokolwiek, jakiś detal, jakiś fakt Jego dotyczący, który w ciągu dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa nie byłby po stokroć opowiedziany, opisany, skomentowany, obrócony na nice?
A z drugiej strony, czy Jezus, na którego najczęściej spoglądamy w naszych kościołach, ten z obrazu św. Faustyny, bezgranicznie (i wyłącznie) miłosierny, a także ten, o którym uczą katecheci – łagodny, przyjacielski, wyrozumiały, ludzki – jest tym samym Jezusem, który był natchnieniem ojców pustyni, misjonarzy narodów, krzyżowców, budowniczych katedr, mistyków? Co oni zobaczyli w Nim takiego, że żaden wysiłek, żadna asceza nie były dość srogie, byle On doznał chwały, i żadne niebezpieczeństwo zbyt wielkie, byle wieść o Nim zanieść tym, którzy jeszcze jej nie słyszeli? Co oni zobaczyli, a czego my nie widzimy, że w Jego imię podejmowali dzieła wiekopomne, podczas gdy dla nas szczytem konfesyjnego świadectwa stała się nieosobista, zinstytucjonalizowana działalność charytatywna? Czy to jest ten sam Pan Jezus? Czy to jest ta sama wiara? Powiedział: po owocach ich poznacie, a te owoce zrobiły się dziś przygnębiająco nijakie i niemal nie do odróżnienia od tych wyrosłych na laickiej glebie. Coś się po drodze wydarzyło z naszą religijną narracją, coś bardzo niedobrego, co ustawiło ją w szeregu innych bezsilnych narracji obecnych w naszej kulturze. Coś się z niej ulotniło, wyparowało, że ducha nie karmi, a ten, zmizerniały, ciała nie uzdalnia do zrywu. Na naszych oczach kwas się psuje, sól wietrzeje, trzyma się tylko rusztowanie moralnych zasad, co w o wiele większym stopniu jest wyrazem potrzeby społecznego ładu niż miłości do Syna Bożego.
W tej sytuacji można zrobić tylko jedno: powrócić do pierwotnej miłości1 chrześcijaństwa. Innymi słowy, na nowo zacząć wpatrywać się w Jezusa. Nie w to, czego uczył, nie w to, jak postępował, lecz w Niego samego. W człowieka, który był Synem Boga. Wpatrywać się w Niego tak, jak wpatrujemy się w twarz kogoś bardzo kochanego – wnikliwie a bez wścibstwa, z miłością a bez lukru, bez zaborczości, choć w pożarze serca, pytając o prawdę, choćby była niepojęta. Pytając uporczywie, aż się Go zobaczy. Aż się nam zacznie zgadzać Człowieczeństwo z Synostwem, prawda z chwałą, cierpienie z wybraństwem, słabość z mądrością, wolność z uwielbieniem. Aż porwie nas podnosząca się z tej wiedzy fala nieprzeczuwanej radości. Aż rozgorzeje płomień, którego wypatrywał2.
Pewien francuski mędrek powiedział, że „Europa już dawno dała sobie spokój z religią”. Europa może tak, ale pojedynczy człowiek nie. Intuicja sacrum jest zbyt głęboko wpisana w nasz sposób odnoszenia się do świata, by człowiek umiał dać sobie z nią spokój. Ponieważ jednak dziś z coraz większą stanowczością odmawia on spoglądania ku sacrum transcendentnemu, tworzy więc sobie sacrum „wędrujące”, typując je każdorazowo w przestrzeni świata materialnego wśród zjawisk historii i kultury. Przykładem postawa wobec okropieństw Holocaustu albo marzenie naszych dziadów o wolnej ojczyźnie. Przykładem stosunek pewnych środowisk do przyrody (religia matki ziemi) i proces sakralizacji szeroko pojętej sfery ludzkiej seksualności, którym imputuje się cechy właściwe odpowiedzi na bliskość sacrum (rytuał, tabu, mistyka). Takie „wędrujące sacrum” ma sporo zalet. Można je wymienić na inne, gdy przestaje zaspokajać, i nie trzeba wytężać wzroku, by je zobaczyć, bo jest pod ręką. Nie domaga się też wspinaczki na górę Tabor, nie poraża lękiem wobec Przemienienia. Przeciwnie, dowartościowuje człowieka we własnych oczach, gwarantuje mu zachowanie status quo. Takie sacrum nie stawia wymagań – nie potrzebuje inicjacji, nie żąda oczyszczenia. W każdej chwili można znaleźć się w jego kręgu. Nie znam jednak nikogo, kto umiałby się w nim zagnieździć na całe życie.
Dlatego chcę widzieć Jezusa – w Nim odkrywam Sacrum, którego nie umiałabym sobie wymyślić. Sacrum niepodatne na moje głody i nastroje, niewrażliwe namoje pretensje i wyobrażenia. Które nie wędruje wraz ze mną, nie dojrzewa w miarę mego dojrzewania, lecz do którego ja mogę próbować dorosnąć, przynajmniej na tyle, by w Nie się wpatrywać.
Chcę widzieć Jezusa, bo patrząc na Niego, zaczynam rozumieć, gdzie wśród plątaniny uczuć, myśli, zamiarów jest to coś najważniejsze we mnie, co mnie stanowi i indywidualizuje, a co tylko On zna. Co świat lekceważy i czego w ogóle nie rejestruje, ale to jest i jest u korzenia wszystkich mych działań i pragnień. Jest moim prawdziwym imieniem, które Ojciec nadał w chwili stworzenia i którym Syn nazwie u kresu.
Chcę widzieć Jezusa, bo wpatrując się w Niego, zaczynam pragnąć życia, które On ma dla nas, zaczynam rozumieć, czym ono jest. A jest wolnością, której nic nie pęta, i antidotum na wszelkie, nawet nikłe znamiona martwoty. Wpatrując się w Niego, widzę, co mą wolność upośledza i gdzie są miejsca pozbawione życia. I doznaję pomocy.
Chcę widzieć Jezusa, ponieważ w Nim dostrzegam, jak koleje mego nieoryginalnego losu układają się w strofy Pieśni nad pieśniami. Jak ponad faktycznością dobrych i złych wydarzeń narasta cicha rozmowa między Miłością i miłością. I przekonuję się, że każdy ludzki los został pomyślany w ten sposób i według takiego scenariusza się rozgrywa, choć krzykliwe pozory zdają się świadczyć o czymś zupełnie przeciwnym.
Na treść tej książki składa się garść rozważań na kanwie ewangelicznych zapisków dotyczących czasu publicznej działalności Jezusa, to znaczy okresu pomiędzy Jego chrztem a uwięzieniem. Nie znajduję w sobie dość odwagi, by wypowiadać się na temat Jego męki, dlatego tylko w postscriptum umieściłam tekst, który w pewnym stopniu dotyka tych wydarzeń.
To nie jest książka dobra z literackiego punktu widzenia. Jej tekst powstawał po kawałku w ciągu paru lat, dlatego robi wrażenie nierówne, zawiera powtórzenia i niekonsekwencje. Zdecydowałam się jednak nie usuwać tych braków, gdyż tej książki nie należy czytać en bloc. Żeby cokolwiek skorzystać na jej lekturze, należy traktować ją jako zbiór osobnych całostek. Pięć jej rozdziałów było już wcześniej publikowanych przez wydawnictwo Homo Dei w książeczce pod tytułem „Tajemnice światła”. To było wtedy, gdy Ojciec Święty, Jan Paweł IIpostanowił poszerzyć skład tajemnic różańcowych. Mając możliwość wpisania się w ten jego zamysł, z radością udostępniłam gotowe już teksty do druku. Chociaż nie lubię odgrzewanych kawałków, zamieszczam je tutaj z niewielkimi zmianami, uznając, że ze względu na wymowę całości powtórka jest lepszym rozwiązaniem niż pominięcie.
1 …mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości. Pamiętaj więc, skąd spadłeś, i nawróć się, i pierwsze czyny podejmij (ap 2 – List do Kościoła w Efezie).
2Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby już zapłonął (łk 12,49).