Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
14 osób interesuje się tą książką
Wyścig po miłość czas zacząć!
Czy można się zakochać, gdy fundamentem związku są duże pieniądze? Mallory zadaje sobie to pytanie za każdym razem, gdy umawia się na kolejną randkę mającą jeden cel: jak najszybciej znaleźć męża. Musi się postarać, bo przecież w tym wyścigu nie pozwoli wygrać swojej znienawidzonej kuzynce Melanie! Gra jest warta świeczki: chodzi o potężny spadek po babci. Staruszka postanowiła, że zapisze go tej wnuczce, która pierwsza wyjdzie za mąż i pozostanie w małżeństwie przez kolejne siedem lat. Codzienność Mallory krąży więc wokół facetów szukających gosposi zamiast żony, cwaniaków kombinujących na kilka frontów i nudziarzy, którzy namiętnie śledzą prognozę pogody, popijając ziółka.
Ostatecznie okazuje się jednak – jak to zwykle w życiu bywa – że lasu nie widać, bo zasłaniają go drzewa. Albo inne drągale…
Dwa lata na znalezienie męża? Czy ja w ogóle potrzebuję męża? Pewnie nie, ale wydaje mi się, że majątek babci mógłby się przydać. Przecież faceta mogę się kiedyś pozbyć. Ciocia Josephine pozbywała się dwukrotnie i rodzina się od niej nie odwróciła. Cholera, oferta babci jest kusząca. Nie ukrywam, że jara mnie nie tylko możliwość otrzymania spadku, ale przede wszystkim szansa na skopanie dupy Melanie. Nienawidzimy się od małego, kiedy to kuzynka urwała głowę mojej Barbie. Później było już tylko gorzej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 280
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Katarzyna Bester
Chętnie przyjmę oświadczyny
pierwszy
– A gdybym tak wydłubała jej oko widelcem? – pytam szeptem i spoglądam na brata, który w tej samej chwili zaczyna się dławić jedzeniem.
Wzdycham, po czym skupiam się na stojącym przede mną talerzu. Powoli przeżuwam mięso, czekając, aż Ezra odzyska oddech. Przy okazji rzucam groźne spojrzenie córce trzeciego męża ciotki Josephine, bo gówniara oskarżycielsko gapi się na mój posiłek, w którym – w przeciwieństwie do jej porcji – króluje wielki kawał kurczaka. Pokazuję Jade język, a ona robi urażoną minę i odwraca wzrok. Ja nie narzucam jej swoich poglądów, więc niech się łaskawie odpierdoli. Nie pozwolę sobie, aby jakaś nastoletnia wegetarianka psuła mi obiad. Możliwość nażarcia się za darmo to jedyny plus tego spędu, który babcia Nina urządza co miesiąc. Zastanawiam się, czy w ten sposób próbuje utrzymać rodzinne więzi, czy może czerpie jakąś chorą satysfakcję z przyglądania się nienawistnym spojrzeniom i przysłuchiwania wrednym uwagom, jakie rzuca sobie piętnaście osób siedzących przy starym drewnianym stole.
– Za co jej tak nienawidzisz? – zagaja Ezra, pokonawszy kaszel. – Przecież to nasza kuzynka. – Szybko zerka na zarozumiałą Melanie, która jednak ma wszystkich w dupie i nie raczy nas swoją uwagą. – Nie rozumiem twoich odczuć.
– Jesteś moim bliźniakiem – zauważam cicho, wymownie unosząc brwi. – Nie powinieneś przypadkiem podzielać, a przynajmniej rozumieć moich odczuć?
– Jesteśmy bliźniętami, ale sporo nas różni – odpowiada, chichocząc.
– No tak. Ja nie mam brody.
– Nie tylko.
– No dobra – oznajmiam. – Nie mam też fiuta.
– I czegoś jeszcze – dodaje, uśmiechając się radośnie.
– Wiem, o co ci chodzi, ale chyba nie próbujesz mi wmówić, że masz jaja? – Prycham. – Widzę, jak zachowujesz się przy żonie, więc wybacz, ale mnie nie nabierzesz. Jaja prędzej wyrosną babci Ninie niż tobie – kwituję nieco zbyt głośno, a siedzący obok tata opluwa stół herbatą, której chciał się napić.
– O czym tak dyskutujecie? – odzywa się babcia, usłyszawszy zamieszanie.
– O związkach – wypala natychmiast mój brat, kopiąc mnie w kostkę pod stołem.
Kutas.
– Mallory, masz nareszcie jakiegoś kawalera? – kontynuuje babcia.
– Na baterie – szepcze Ezra i tym razem to ja go kopię. – Aua! – skamle, bo nie okazałam litości i dodatkowo wbiłam mu obcas w stopę.
– Nie, babciu – odpowiadam. – Mam na głowie ważniejsze sprawy niż kawalerowie.
– Na przykład imprezy, kolorowe drinki i malowanie paznokci? – pyta Melanie, przerywając na moment wkurwiająco długie żucie zielonego groszku.
– To też, ale nie wiem, czy orientujesz się, czym jest praca – rzucam, a tata zaczyna znacząco pokasływać. Nic z tego, nie zamknę się. – Pewnie nie, bo jak się mieszka z rodzicami i spędza czas na Instagramie, to człowiek chyba nie zajmuje się takimi przyziemnymi sprawami jak zarabianie na życie.
Wszyscy wbijają zaciekawione spojrzenia w Melanie, która zaczyna przypominać gotujący się czajnik. Gdyby jej poszła para z uszu, to pierwszy raz w życiu ta wywłoka zaimponowałaby mi jakimikolwiek umiejętnościami.
– Wolę mieszkać z rodzicami, niż zajmować się… – oświadcza Melanie, wymachując dłonią w moją stronę. – Czym ty się właściwie zajmujesz? Robisz kawę i liżesz znaczki?
O ty suko. Poczekaj, ja ci pokażę. Jestem gotowa puścić w stronę kuzynki wiązankę roku, ale zanim otworzę usta, odzywa się nasza gospodyni:
– Mallory i Melanie, niby wasze imiona brzmią podobnie i urodziłyście się w tym samym roku, ale jednak jesteście zupełnie różne. – Zerkam na nią i czuję, że będzie grubo, bo babcia Nina zaciska usta w chytrym uśmiechu. – Mam dla was propozycję.
– Zamieniamy się w słuch – zapewniam, gotowa na propozycję w stylu: idźcie to załatwić na zewnątrz. Wygrałabym. – O co chodzi, babciu?
Wszyscy wlepiają wzrok w staruszkę, która od lat sprowadza nas tutaj na obiady, ale mam wrażenie, że dzisiejszy dzień będzie totalnie inny i na długo zostanie w mojej pamięci. Przełykam ślinę i czuję, że moje serce przyśpiesza. Coś się zbliża. Babcia milczy, mruży oczy, a następnie oznajmia:
– W najbliższych latach chciałabym komuś przepisać swój majątek.
– Nie odmówiłbym – wyznaje Ezra, który doskonale zdaje sobie sprawę z zamożności staruszki, gdyż pomaga jej rozliczać podatki.
– Myślę, że najważniejszym, co miałam w życiu, wcale nie były pieniądze – wyjaśnia babcia Nina, patrząc pobłażliwie na mojego brata. – Była to miłość waszego świętej pamięci dziadka. Chciałabym, żebyście też poznały takie uczucie. Umówmy się zatem, że ta z was – wodzi palcem pomiędzy mną a jędzą Melanie – która w ciągu dwóch lat pierwsza wyjdzie za mąż, dostanie spadek.
– Cały? – duka mój brat, wytrzeszczając oczy.
– Cały – potwierdza babcia, a jej uśmiech się poszerza.
– Załatwię ci męża, jeśli się ze mną podzielisz tym spadkiem – proponuje mi cicho Ezra. – Trzej moi koledzy z pracy są wolni.
– Puknij się w łeb – odpowiadam. – Mam już pantofle. Nie potrzebuję kolejnego.
Słyszę, jak bratowa chichocze, zasłaniając usta dłonią.
– Babciu, ty chyba żartujesz – odzywa się Melanie.
– Absolutnie nie – zapewnia seniorka.
– Ja też mogę wziąć udział? – pyta Jade, ale w odpowiedzi otrzymuje jedynie parsknięcie, a potem babciny wzrok spoczywa na jej zielonym talerzu. O ile ja wiem, że nie wszyscy jedzą mięso, i staram się to szanować, o tyle w świecie babci to nie przejdzie. – Aha, wszystko jasne. Będę musiała całe życie mieszkać z rodzicami – stwierdza Jade i strzela focha.
Ciocia Josephine szeroko otwiera oczy i patrzy na swoją pasierbicę, a ja mam wrażenie, że pierwszy raz dociera do niej, że będzie musiała do śmierci dzielić się swoją forsą z tą niewdzięczną dziewuchą. No cóż, trzeba było pomyśleć, zanim się złożyło podpis i zostało żoną swojego trzeciego męża, przygarniając tym samym pod swój dach tę pyskatą wegetariankę.
– Wchodzicie w to? – pyta babcia i patrzy raz na mnie, raz na Mel.
Dwa lata na znalezienie męża? Czy ja w ogóle potrzebuję męża? Pewnie nie, ale wydaje mi się, że majątek babci mógłby się przydać. Przecież faceta mogę się kiedyś pozbyć. Ciocia Josephine pozbywała się dwukrotnie i rodzina się od niej nie odwróciła. Cholera, oferta babci jest kusząca. Nie ukrywam, że jara mnie nie tylko możliwość otrzymania spadku, ale przede wszystkim szansa na skopanie dupy Melanie. Nienawidzimy się od małego, kiedy to kuzynka urwała głowę mojej Barbie. Później było już tylko gorzej. Nie rozumiem, jak wujek Bob mógł spłodzić taką flądrę, ale w sumie dobrze, że na tym zakończył produkcję potomstwa. Gdyby przy tym stole siadały co miesiąc dwie Melanie, chyba zapisałabym się do kościelnego chóru, żeby tylko nie musieć tu przychodzić.
– Okej. – Cichy głos Melanie wyrywa mnie z zadumy.
Babcia czeka na moją odpowiedź. Mama i tata wpatrują się we mnie tak jak wtedy, gdy pierwszy raz sama musiałam iść do szkoły. Liczą na mnie. Kurwa, nawet jeśli nie wygram tego chorego zakładu, to przynajmniej będzie o czym rozmawiać przy tym pieprzonym stole, bo wszyscy będą chcieli się dowiedzieć, czy robimy z Mel postępy. Poza tym nikt mnie przecież nie spali na stosie, jeśli za dwa lata nadal będę uprawiać przygodny seks po weekendowych wypadach z koleżankami i prać jedynie swoje skarpetki. A jeśli się uprę na ten spadek, to chyba nie problem namówić kogoś na małżeństwo, a potem się rozwieść i podzielić forsą. Jak tak na to patrzę, to śmiem twierdzić, że wygraną mam w kieszeni. Myślę, że mam jakieś szanse w tym starciu, więc wzruszam ramionami, co babcia Nina uznaje za zgodę.
– Jesteście świadkami – mówi, przesuwając wzrokiem po twarzach zebranych, a następnie radośnie podskakuje na krześle i klaszcze. – Przyniosę szampana! Uwielbiam rywalizację.
Zmierza do kuchni, ale w drzwiach się odwraca, a jej słowa niszczą mój chytry plan.
– Dziewczynki, żeby wam tylko do głowy nie przyszło oszukiwać. – Unosi palec i nim grozi. – To małżeństwo ma przetrwać przynajmniej siedem lat.
Ja pierdolę, ale nas załatwiła.
drugi
Susan zanosi się śmiechem, kiedy w poniedziałek po pracy opowiadam o zawodach matrymonialnych, w których postanowiłam wziąć udział. Sama – po przemyśleniu tej sytuacji – zaczynam się z siebie śmiać, bo to trochę głupie zakładać się z kuzynką o to, która pierwsza wyjdzie za mąż. Ja nawet nie wierzę w miłość, a co dopiero w stałe, sformalizowane związki. Co mnie wczoraj opętało, że się na to zgodziłam?
– Przynajmniej będzie wesoło, jak Mel zacznie opowiadać o swoich podbojach – kwituję, kiedy przestajemy chichotać. – Przecież nie powiem jej dzisiaj, że wygrała. Niech się wykaże i zapewni mi rozrywkę.
– Szkoda mi tego gościa, który na nią trafi – wyznaje Susan. – Mel to wrzód na dupie.
W tej chwili drzwi kawiarni się otwierają i do pomieszczenia wkracza June. Odnajduje nas wzrokiem, uśmiecha się i podąża w naszą stronę. Na nogach ma tenisówki, a na koszulce groźnie wyglądającą podobiznę Hulka. Wielki zielony stwór wygląda zabawnie, zdobiąc klatkę piersiową filigranowej June o rysach aniołka i kręconych blond włosach. Przyjaciółka zajmuje wolne miejsce po lewej stronie wystrojonej w markową sukienkę Susan. Obok siebie wyglądają jak totalne przeciwieństwa: makijaż kontra jego brak, elegancka kiecka kontra kolorowy T-shirt i wytarte jeansy, szpilki kontra tenisówki, włosy po keratynowym prostowaniu kontra rozwiane loki. Mimo tych różnic świetnie się dogadują i byłabym gotowa oddać życie za każdą z nich.
– Co przegapiłam? – pyta June, zamówiwszy u kelnerki kawę i rogalika.
– Mallory wychodzi za mąż – rzuca Susan, a nasz blond aniołek robi wielkie oczy.
– Co proszę? – Potrząsa głową, a jej loki podskakują. – Kiedy? Za kogo?
– To nie ma znaczenia. Trzeba poszukać jakiegoś frajera. Mallory ma na to dwa lata. Założyła się z kuzynką. Jak jej się uda, babcia przepisze jej majątek.
June marszczy nos, bo ona – w przeciwieństwie do mnie – wierzy w miłość i szczęśliwe zakończenia, a nie małżeństwa z rozsądku. Od czterech lat jest w związku idealnym. Jej facet, Adam, jest w niej zakochany po uszy, a June niemal unosi się nad ziemią, gdy widzi swojego lubego po kilku godzinach spędzonych osobno. Nie rozumiem, jak po tak długim czasie potrafią nadal wyglądać jak wracające z pierwszej randki podlotki, ale zapewne nigdy tego nie zrozumiem, bo dla mnie mężczyźni istnieją w jednym celu – aby robić mi dobrze, no i czasem pomóc wnieść bagaże z taksówki. Susan bliżej do mojego światopoglądu, więc często razem wychodzimy, aby zapolować na biegających luzem samców.
– Nie będę się w to bawić – uspokajam. – Niepotrzebnie się zgodziłam, ale przynajmniej znalazłam Mel zajęcie na najbliższe dwa lata. Ja będę udawać, że szukam męża, a ona będzie wypruwać sobie flaki, aby mnie pokonać.
– I tak łatwo się poddasz? – pyta Susan, poruszając brwiami.
– Nie potrzebuję faceta – tłumaczę, po czym unoszę dłoń w stronę June. – Bez urazy. To, co macie z Adamem, jest jak jednorożec, czyli niedostępne dla każdego.
– Nie każdy wierzy w jednorożce – podsumowuje June i uśmiecha się ze zrozumieniem.
– Właśnie – przytakuję.
– A może spróbuj uwierzyć? – oferuje, a my z Susan wlepiamy w nią zaskoczone spojrzenia. – Dlaczego miałabyś nie potraktować serio tego zakładu? – Wzrusza ramionami i sięga po cukier, bo kelnerka postawiła przed nią kubek kawy. – Jeśli zaczniesz umawiać się na prawdziwe randki, to możesz poznać kogoś wartościowego. Wtedy zyskasz nie tylko spadek, ale i faceta. Jeśli nikogo nie znajdziesz, to chociaż pobzykasz. – Celuje we mnie łyżeczką. – To w twoim stylu. Na dobrą sprawę nie masz nic do stracenia, a możesz zyskać. – Kiwa głową, patrząc w ścianę. – Ja bym nie odpuściła tej gnidzie.
Zapomniałam, że June tylko wygląda jak aniołek. Tak naprawdę jest fanką rywalizacji, walki o swoje i przekraczania swoich granic. To, że przy okazji wierzy w jednorożce i wygląda jak słodka dziewczynka, to tylko zmyłka dla niczego nieświadomych cwaniaków, którzy chcieliby się z niej ponabijać. Dokładnie trzy razy widziałam, jak facet w knajpie ciągnie June za włosy lub klepie w tyłek, aby zwrócić na siebie jej uwagę. Działało za każdym razem. June natychmiast skupiała się na swojej ofierze, wykonywała kilka szybkich ruchów, znanych dzięki wieloletniemu trenowaniu kung-fu, a potem delikwent lądował na ziemi, trzymając się za obolałe krocze. June nie oddałaby spadku walkowerem. Skopałaby Mel dupsko.
– Kiedy tak o tym mówisz, brzmi inaczej niż w mojej głowie – przyznaję.
– Na dobry początek umówię cię z jakimś kolegą Adama – proponuje i uśmiecha się szelmowsko. – Nie sądzę, aby programista zainteresował cię swoją gadką, ale przynajmniej jest duża szansa, że ma zwinne palce – dodaje i puszcza do mnie oko.
– A czy Adam nie ma przypadkiem więcej tych zwinnych kolegów? – wcina się rozbawiona Susan. – Przyjmę w siebie nawet całą dłoń.
– Zobaczę, co da się zrobić – obiecuje June, chichocząc, a następnie skupia na mnie swoje błękitne oczy. – To jak? Rozpoczynamy operację „Chętnie przyjmę oświadczyny”?
Susan opluwa się kawą, po czym też wpatruje się we mnie wyczekująco. Wzdycham, wzruszam ramionami i mówię:
– Nienawidzę Mel. Zniszczyła mi Barbie, podarła kolorowankę i przedstawiła mnie znajomej jako „puszczalską kuzynkę”. Pójdę na te wszystkie randki, żeby czuła mój oddech na swoich plecach w wyścigu o babciny majątek. – Unoszę kubek z kawą do toastu. – Niech wygra lepsza.
– Po randce z programistą umówię cię z kumplem z firmy – informuje Susan, poprawiając bransoletkę na nadgarstku. – Niedawno się rozwiódł, to może go pocieszysz. Ja mam zasadę, że nie bzykam w pracy.
– Myślisz, że będzie zainteresowany małżeństwem, skoro jedno mu nie wyszło? – pytam, po czym prycham.
– Przynajmniej wiadomo, że jest na tyle szalony, aby próbować.
trzeci
Nie sądziłam, że bliscy tak mocno się zmobilizują, aby mnie wyswatać. Nie dość, że jutro mam randkę z jakimś kumplem Adama, bo June od razu przeszła do działania – co jest totalnie w jej stylu – to jeszcze w weekend mam się spotkać z synem znajomej mojej mamy, bo rodzicielka bez pytania mnie o zgodę ustawiła mnie z niejakim Cecilem. Susan zapewnia, że opowiedziała o mnie swojemu rozwiedzionemu koledze z pracy i że jest on gotowy na spotkanie. Zerkam w kalendarz i odczuwam lekki niepokój. Czy ja znajdę czas na sen przy takim zagęszczeniu wieczorów z samotnymi samcami? Oby, bo spanie to jedno z moich ulubionych zajęć. Jest pomiędzy jedzeniem słodyczy a uprawianiem seksu.
Odkładam kalendarz na komodę i podchodzę do szafy, żeby zrobić przegląd garderoby. Wyjścia w celu matrymonialnym to coś innego niż imprezy, po których czasem lądowałam w czyimś mieszkaniu. Mam dwadzieścia osiem lat, ale od dawna unikam randek jak ognia. Na co mi to? Niezobowiązujący seks z gorącym towarem to chwilowa przyjemność, która nie przynosi skutków ubocznych. Emocjonalnych skutków ubocznych. Właśnie ich staram się uniknąć. Zakocham się, a potem co? Będę się zastanawiać, czy ta wiadomość, którą przeczytał przy kolacji, nie była od jakiejś lafiryndy? Pojadę za nim do baru, żeby się upewnić, że umówił się na piwo z kolegami, a nie na obciąganie w toalecie przez koleżankę z pracy? Będę płakać, bo zapomniał o moich urodzinach albo olał naszą randkę, gdyż robi nadgodziny z jakąś Karen czy Jessicą? Wypiorę mu skarpety, aby w nagrodę posłuchać jego chrapania w nocy? Ni chuja! Nie dam się tak załatwić. Widziałam za dużo kobiet, które przez facetów wypłakiwały oczy i zapominały o higienie osobistej.
Ze względu na swoje podejście do tematu nie wierzę w powodzenie misji „Chętnie przyjmę oświadczyny”, ale z drugiej strony wolę zaliczyć te randki – i być może przy okazji jakiś seks stulecia – niż oddać wygraną walkowerem i patrzeć, jak Mel puchnie z dumy, bo znowu poczułam się przez nią gorsza. O nie, moja droga, tak nie będzie. Z postanowieniem dokonania podboju serca jakiejś nieświadomej ofiary otwieram drzwi szafy i rozpoczynam przegląd sukienek, które nie wołają „przeleć mnie!” i które są zdecydowanie zbyt frywolne jak na wizytę u babci. Okazuje się, że mam ich kilka, więc odkładam jedną na jutrzejsze spotkanie z kolegą Adama. Koleś ma na imię Steve. Jesteśmy umówieni w knajpie niedaleko mojego mieszkania, więc mogę wziąć jakieś wyczynowe buty na wysokim obcasie, bo nie będę musiała w nich przemierzać kilku przecznic. June wspominała, że facet jest wysoki i przystojny.
Nie ukrywam, że Steve jest atrakcyjny wizualnie, ale wywołuje takie same emocje jak paczka szpinaku – kilka razy się zastanowisz, czy na pewno tego chcesz, a po zabraniu do domu trochę żałujesz swojej decyzji. Steve okazał się chujowym rozmówcą, bo przez całą kolację w tempie żółwia opowiadał mi o swojej pracy i o kaktusach, które hoduje na parapecie w mieszkaniu dzielonym ze współlokatorem. Przez chwilę zazdrościłam wspomnianemu współlokatorowi, że nie musi spędzać tego wieczoru ze Steve’em, w przeciwieństwie do mnie, ale powiedziałam sobie, że muszę być wyrozumiała i że nie wolno skreślać ludzi po godzinnej rozmowie. No i po płaceniu po połowie na pierwszej randce.
Zaprosiłam więc Steve’a do siebie z nadzieją, że gdy zostaniemy sami, to obudzi się jego testosteron i chociaż sfera cielesna uratuje ten wieczór, bo mentalnie czuję się jak po oglądaniu pogody przez siedemnaście godzin z rzędu. Po prostu, kurwa, nudy.
– Napijesz się czegoś? – proponuję, gdy spłoszony Steve wkracza do mojego małego salonu. – Mam wino.
– A masz może miętę lub rumianek? Wieczorem miewam problemy żołądkowe i lubię napić się ziół.
O kurwa, to mnie teraz zagiął. O ile jeszcze minutę temu liczyłam na baraszkowanie pod Steve’em, to w tej chwili żałuję, że go ze sobą zabrałam. A nie mówiłam? Stan emocjonalny jak po zakupie szpinaku. Uśmiecham się jednak sztywno i przeszukuję szafkę, bo wydaje mi się, że mama kupiła mi kiedyś jakąś ziołową herbatę, myląc mojego gigantycznego kaca z grypą żołądkową. To był wtedy okropnie długi dzień, podczas którego ja i muszla klozetowa stałyśmy się bardzo bliskimi przyjaciółkami.
Jest! Wstrętna ziołowa herbatka. Wprawdzie przeterminowana dwa miesiące, ale przecież to nie może chyba już gorzej capić, nawet gdy jest zepsute. Nastawiam wodę i zalewam torebkę chuj wie czego, po czym wędruję z tym do kanapy.
– Proszę bardzo – mówię, podając mojemu gościowi kubek, nad którym unosi się śmierdzący obłok pary.
– Skąd znasz Adama? – zagaja, jakby dopiero sobie przypomniał, że umówili nas wspólni znajomi.
– Jego dziewczyna to moja najlepsza przyjaciółka.
– June, tak? Długo się znacie?
– Od przedszkola.
– To bardzo długo.
Czy on mi właśnie zasugerował, że jestem stara?
– Jesteś z Nowego Jorku? – pytam, gdy on popija swoje cuchnące ziółka.
– Tak. A ty?
– Też.
– Fajnie – komentuje i znowu siorbie z kubka.
No to się nagadaliśmy.
– Może coś obejrzymy? – proponuje nagle Steve.
Może coś o uprawie kaktusów?
– Na co masz ochotę? – dopytuję, udając dobrą gospodynię.
– Możesz włączyć kanał pogodowy?
Ja pierdolę. To się nie dzieje naprawdę.
– Serio chcesz oglądać pogodę? – dociekam, mrugając kilka razy, bo chyba się, kurwa, przesłyszałam.
– Oglądam codziennie. Wtedy wiem, jak mam się na następny dzień ubrać do pracy, co sobie zaplanować w weekend, kiedy nosić ze sobą parasol.
Szkoda, że w pogodzie nie mówią, jak powinna wyglądać porządna randka. Wzdycham i odpalam kanał pogodowy, po czym obserwuję skupienie wymalowane na twarzy faceta, który nadaje się do związku jedynie z jakąś staruszką, a po dwudziestu minutach zamykam za nim drzwi i wrzucam do zmywarki kubek po ziółkach. Jeśli szukanie męża niesie ze sobą takie rozczarowania, to bardzo dobrze, że do tej pory nie marnowałam na to czasu.
czwarty
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Nakładem Wydawnictwa Amare ukazały się również:
GDY PRZESZŁOŚĆ ODBIERA ŚWIĘTOM
ich magię
Ośnieżony Londyn wygląda bajecznie, zwłaszcza przez przystrojone bożonarodzeniowymi światełkami okna niewielkiej cukierni prowadzonej przez Noelle i jej wspólniczkę, Debrę. Ich kuszące kształtami i zapachami słodycze momentalnie podbijają serce każdego klienta tego miejsca. A jednak coś nieustannie mąci radość Noelle ze spełnionego marzenia. Bolesne wspomnienia właśnie teraz, w przedświątecznym czasie, najmocniej wdzierają się w jej codzienność. Bez względu na zainteresowanie, jakie okazuje jej Matt, właściciel znajdującej się nieopodal restauracji, Noelle musi zmierzyć się z emocjami, które powodują, że jest rozdarta między swoją przeszłością a teraźniejszością. Czy relacja z Mattem jest w stanie przetrwać, gdy w końcu wyjawią sobie najgłębiej skrywane sekrety? Dokąd zaprowadzi ich szczerość, którą obiecali sobie na początku znajomości?
Droga Czytelniczko,
serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu na Facebooku. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmenty powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.
Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!
Zespół
Chętnie przyjmę oświadczyny
ISBN: 978-83-8313-933-3
© Katarzyna Bester i Wydawnictwo Amare 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Marta Grochowska
KOREKTA: Anna Grabarczyk
OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek