Minęła godzina dwudziesta druga. Romans z pazurkiem - Katarzyna Bester - ebook + audiobook

Minęła godzina dwudziesta druga. Romans z pazurkiem ebook i audiobook

Katarzyna Bester

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Charyzmatyczny radiowiec, tajemnicza słuchaczka i... uroczy kot, od którego wszystko się zaczęło!

„Minęła godzina dwudziesta druga. Na antenie naszego radia Mikołaj Movie” – tak zaczyna się popularna, mająca wielu odbiorców audycja. Na jedną ze słuchaczek Mikołaj zawsze czeka wyjątkowo niecierpliwie. Kobieta wita się tylko słowami „to ja”, więc mężczyzna nie zna nawet jej imienia, ale czuje, że łączy ich naprawdę wiele.

Żadne z nich nie zdaje sobie sprawy, że ich drogi już się przecięły i że lada chwila przetną się ponownie – tym razem za sprawą porzuconego kota, którego Ewa ratuje przed niechybną śmiercią. Czy w szarej rzeczywistości znajdzie się miejsce dla historii miłosnej jak z filmu?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 319

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 58 min

Lektor: Agnieszka Postrzygacz i Adrian Rozenek
Oceny
4,4 (211 ocen)
120
60
24
7
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
EmmaKrause

Całkiem niezła

Po pierwsze to romans /erotyk, więc co komu pasuje. Jedna z tych książek, których następnego dnia po przeczytaniu się nie pamięta. Fabuła podobna do wielu innych, taki patchwork milusich wątków.
20
Ewusiaczek

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna lektura
10
MAJKI013

Nie oderwiesz się od lektury

świetna komedia z pazurem 🐈‍⬛😍🤩 polecam jest genialna. Audio się dobrze słucha bo lektorzy idealnie czytają i oddają klimat powieści.
10
Marynia1

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo udana książka, polecam
10
natipm8309

Nie oderwiesz się od lektury

świetna!
10

Popularność




Rozdział pierwszy

Mikołaj

Unoszę wzrok znad notatek, bo wydaje mi się, że postój trwa zbyt długo. Chyba wciągnąłem się w czytanie i odłączyłem się nieco od rzeczywistości. Nic nowego w moim wykonaniu. Mama mówi, że często „odlatuję”. Ludzie wokół mnie nerwowo gestykulują, więc wyjmuję słuchawki z uszu i dociera do mnie szum wzburzonych głosów. Wychodzi na to, że tramwaj ma jakąś awarię. Teraz? Na środku mostu? Serio? Zerkam na zegarek i czuję, że lekko podnosi mi się ciśnienie. Powinniśmy być już trzy przystanki dalej. Cholera. Jeśli zaraz nie ruszymy, to się spóźnię.

Natychmiast analizuję dostępne opcje. Jestem świetny w improwizowaniu. Tego wymaga moja praca. Nerwowe sytuacje sprawiają, że do głowy przychodzą mi gotowe rozwiązania pozwalające zatuszować problem. Rozwiązaniem, które w tej chwili wybieram, jest opuszczenie zepsutego tramwaju i wzięcie taksówki. Niefajnie, ale czasem trzeba zaszaleć. Wciskam kartki do plecaka i zwalniam siedzenie przy oknie.

– Proszę otworzyć drzwi! – wołam do zdenerwowanego motorniczego.

Kilka osób idzie w moje ślady i podchodzi do wyjścia. Zauważam też, że jakaś młoda dziewczyna marszczy brwi i przygląda mi się w zamyśleniu. Pewnie zna mój głos, ale zanim skojarzy fakty, będę już w taksówce. Uśmiecham się lekko i wychodzę z tramwaju, a za mną większość zniecierpliwionych pasażerów. Nie każdy może sobie pozwolić na czekanie, aż maszyneria zadziała. Ja nie mogę. Znowu rzucam okiem na zegarek, po czym wyciągam z kieszeni telefon i sprawdzam w aplikacji, czy w pobliżu czai się kierowca gotowy szybko i niedrogo dostarczyć mnie do pracy. Mam go! No, Taras, bądź demonem prędkości, błagam.

Trzy minuty później witam sympatycznego młodzieńca, który od razu próbuje wciągnąć mnie w dyskusję o koszykówce. Nie znam się na koszykówce ani na żadnym innym sporcie drużynowym. Nie śledzę rozgrywek, nie umiem wymienić nazwisk i listy sukcesów wszystkich zawodników, a żaden bukmacher nie ma pojęcia o moim istnieniu. No dobra, oglądam czasem mecze piłki nożnej, ale który facet tego nie robi? Niestety kompan do sportowych dyskusji raczej ze mnie kiepski, więc Taras cicho wzdycha i rezygnuje z pogawędki. Chyba jest rozczarowany. Trudno. Wygląda na mniej więcej dwudziestolatka, więc przed nim jeszcze wiele rozczarowań. Niech się przyzwyczaja.

– Dziękuję! – rzucam, kwadrans później wysiadając pod budynkiem, w którym pracuję.

Gdy otwieram drzwi, na chodnik spadają pierwsze krople deszczu. Niby mogłem się tego spodziewać, bo majowe upały nigdy nie trwają wiecznie, ale jakoś wypadło mi z głowy, że gromadzące się chmury sugerują zabranie z domu parasola. Zepsuty tramwaj, wizja przemoknięcia w drodze powrotnej i śmierć czajnika elektrycznego przed pierwszą poranną kawą. Co jeszcze mnie dzisiaj czeka? Biorę głęboki wdech i ruszam szybkim krokiem do naszego studia. W reżyserce szerokim uśmiechem wita mnie Olaf. Założył swoją ulubioną koszulkę.

– Chyba jesteś później niż zwykle, no nie? – zagaduje, po czym rozpoczyna konsumpcję orzeszka w czekoladzie. Podrzuca go i otwiera szeroko usta, poruszając głową jak foka. Często tak robi.

– Nie możesz jeść normalnie? – pytam, parskając śmiechem. – Ostatnio rozdeptałem jakiegoś cukierka i zbieranie go z podłogi nie było przygodą mojego życia. – Kiedy widzę, że jedynie wzrusza ramionami, kontynuuję: – Tramwaj się zepsuł. Przyjechałem taksówką.

– Powodzi się, wozimy się taksówkami – mówi, robiąc dla żartu taką minę, jakbym podjechał pod redakcję co najmniej pozłacaną karetą. – Masz dziesięć minut.

Kiwam głową i idę do siebie. Zabieram butelkę wody oraz kartki, na których zapisałem najważniejsze punkty programu. Szybko dopisuję w rogu „kup czajnik”. Z westchnieniem ulgi nasuwam na uszy słuchawki. Uwielbiam swoją pracę. Uśmiecham się do siebie i ostatni raz przeglądam notatki, po czym odsuwam je na brzeg stołu i wsłuchuję się w dźwięki muzyki sączące się do moich uszu. Może i Olaf jest złośliwy, ale mamy podobny gust muzyczny i nie wyobrażam sobie pracy z kimkolwiek innym. Mimo że kumpel nosi koszulkę z bałwanem z Krainy Lodu, którą córki kupiły mu niedawno na czterdzieste urodziny, nie ma w sobie nic z roztrzepanego i niedojrzałego fana bajek dla dzieci. Olaf jest zorganizowany, rzetelny i lubię z nim pracować. Mógłby tylko mniej śmiecić jedzeniem.

Powtarzam w głowie to, co chcę zaserwować słuchaczom na sam początek. Mam wrażenie, że stałe grono już czeka, aż się odezwę. I ja, i oni doskonale wiemy, że tuż po ostatnich nutach utworu zacznie się nasze wyjątkowe spotkanie. Łączy nas jakieś porozumienie, choć się nie widzimy. To tak, jakbym miał starych i dobrych przyjaciół, czekających gdzieś tam na moje słowa. W radiu zawsze kryła się dla mnie jakaś magia i jestem szczęściarzem, że mogę ją tworzyć. Nic mnie nie rozprasza, otacza mnie znajoma intymność – tylko ja i mikrofon. Za szybą zaczyna się ruch, a chwilę później Olaf daje mi znak, że zaczynamy.

– Minęła godzina dwudziesta druga. Na antenie naszego radia Mikołaj Movie. O czym mówię dzisiaj? Ostatnio wciągnęliście mnie w dyskusję o Batmanie, więc dziś chcę wam przedstawić fragmenty wywiadu, który przeprowadziłem w tym miesiącu z aktorką znaną między innymi z roli Kobiety-Kota. Drodzy słuchacze, dziś moim gościem będzie Anne Hathaway.

W słuchawkach rozlega się muzyka, a ja opadam na oparcie krzesła i przymykam oczy. Wyobrażam sobie, jak ludzie po drugiej stronie zaczynają przeszukiwać strony internetowe lub swoje własne mózgi, żeby móc wypowiedzieć się na temat aktorki lub chociażby przypomnieć sobie jej wszystkie role. W tym te oscarowe. Powracają strzępki wspomnień z wywiadu w Cannes, podczas którego denerwowałem się niczym debiutant. W końcu siedziałem na wprost pięknej i znanej kobiety. Czuję się usprawiedliwiony.

Po piosence ma polecieć fragment wywiadu, a potem muszę wciągnąć słuchaczy w dyskusję. Zwykle nie mam z tym problemu. Lubię audycje na żywo. Czasem trafi się jakiś oszołom, ale Alicja dba o to, żeby taki osobnik nie miał szansy przemówić na antenie. Może najwyżej napisać do mnie maila, w którym grzecznie go spławię. Oczywiście mam kilku swoich ulubieńców, którzy regularnie dzwonią lub piszą maile. Jestem niemal pewien, że dziś też się odezwą. Choć nie ukrywam, że najbardziej ciekawi mnie jedna osoba.

Godzinę później dyskusja trwa w najlepsze. Jedni wolą Hathaway w rolach komediowych, inni właśnie te filmy woleliby omijać szerokim łukiem. Kilka kobiet zachwyca się produkcją Diabeł ubiera się u Prady, choć według mnie na uwagę zasługuje tam raczej Meryl Streep, a inni wychwalają Interstellar. „Niech się lepiej przyznają, że obejrzały Interstellar dla McConaugheya, tylko i wyłącznie”, pisze jeden ze stałych słuchaczy, czym mnie rozbawia. Pół godziny przed końcem audycji wielbiciele kina telefonują, żeby przedstawić swoje opinie na temat roli, za którą Anne Hathaway dostała w 2013 roku drugiego Oscara.

– Jeśli chodzi o Nędzników – opowiada niejaka Natalia – to film mi się podobał, a Hathaway moim zdaniem zasłużyła na tę nagrodę za rolę drugoplanową. Nawet wzruszyłam się podczas jej przemowy na gali. – Wzdycha. – Mogła jednak ubrać się dużo lepiej. Ta sukienka, rety, co za wpadka.

– Dziękuję za twoją opinię – mówię. – Co do sukienki nie jestem ekspertem, ale chętnie się dowiem, czy więcej osób podziela zdanie Natalii.

Doskonale wiem, że Hathaway miała wtedy problemy z sukienką, która nie wzbudziła zachwytów, ale przecież chodzi o to, żeby dyskusja trwała, więc już dwie minuty później mam siedemnaście maili, których autorzy jadą bezlitośnie po wspomnianej kreacji. Szkoda mi trochę Anne Hathaway, ale z rozmyślań wyrywa mnie informacja, że mamy telefon, więc tuż po powrocie na antenę zapowiadam dzwoniącego. A właściwie dzwoniącą.

– To ja. Zawsze mnie wkurzało, że ludzie bardziej skupiali się na tym, co aktorki założyły w oscarową noc, niż na tym, jak zagrały swoje role – mówi nieco wzburzona, a ja uśmiecham się szeroko. Nigdy się nie przedstawiła, zawsze mówi tylko „to ja”, a ja doskonale wiem, że to ona. – Dlaczego w sieci pokazuje się zestawienie zdjęć aktorek i to im przypisuje się modowe wpadki? No dobra, czasem zdarzy się jakiś facet, ale rzadko. Nie dość, że te kobiety musiały się bardziej postarać, to jeszcze wszyscy bezlitośnie plotkują na ich temat. To niesprawiedliwe.

– Sądzisz, że wyglądają lepiej od mężczyzn, skoro bardziej się postarały? – podpuszczam ją. Uwielbiam, kiedy referuje swoje przekonania. Podziwiam ją za to, że zawsze broni swojej płci, ale show must go on, więc muszę ją trochę powkurzać.

– Tego nie powiedziałam. Chociaż… hmm… wydaje mi się, że wyglądają dużo lepiej. Na pewno bardziej różnorodnie niż mężczyźni. Prawie każdy z nich przypomina przecież kelnera.

Śmieję się cicho. Dobra jest.

– A co sądzisz o występie Anne Hathaway w roli prowadzącej galę w dwa tysiące jedenastym? – pytam i przygryzam wargę, wyczekując jej opinii.

– Wszyscy wiemy, że to jeden z najgorszych występów w roli prowadzącego, a właściwie prowadzących, przecież nie zrobiła tego sama.

– Czyli częściowo wina spada na Jamesa Franco? – dociekam. Świetnie się bawię.

– No wiesz, jak się coś robi razem, to za niepowodzenie trudno winić jedną stronę.

– Gdy kobieta leży jak kłoda podczas seksu i ocenia go jako kiepski, to też winni są oboje? – Słyszę w słuchawkach rozbawiony głos Olafa i ledwo powstrzymuję parsknięcie. Kręcę tylko głową, dając mu tym samym znać, że jest niereformowalny.

– Całkowicie się z tobą zgadzam – mówię do mojej ulubionej słuchaczki. – Dziękuję za telefon.

– Polecam się na przyszłość – rzuca, a ja znowu się uśmiecham.

Gdy po północy wychodzę z budynku, jedynym śladem po deszczu są niewielkie kałuże przy krawężnikach. Poprawiam plecak na ramieniu, łapczywie wdycham świeże wiosenne powietrze, po czym ruszam przed siebie. To nie był całkiem kiepski dzień.

Rozdział drugi

Ewa

Otwieram okno, chcąc wpuścić do środka trochę świeżości, którą przyniósł deszcz. Nocne niebo rozpościera się nad Warszawą, a dźwięki radiowej muzyki i szum ulic wdzierają się w ciszę, która panuje w mieszkaniu. Przez moment wpatruję się w ciemność, głęboko wdycham wiosenne powietrze, po czym wracam do komputera. Słuchając mojej ulubionej audycji radiowej, zaczęłam pisać ogłoszenia dla fundacji. Losy bezdomnych kociaków są poruszające, a ubranie ich w odpowiednie słowa pozwala dotrzeć do większej liczby osób. To przekłada się na więcej adopcji oraz na wyższą kwotę, jaka ląduje na fundacyjnym koncie. Ponieważ na co dzień pracuję ze słowami, pomagam jednej z fundacji przy tworzeniu tekstów do zbiórek i ogłoszeń adopcyjnych. Tyle mogę zrobić. Mój facet ma uczulenie na kocią sierść, więc nie ma mowy o tym, abyśmy dali schronienie jakiemuś kociakowi. Jak znam siebie, pewnie przygarnęłabym całą zgraję, bo nie miałabym serca odmówić tym proszącym spojrzeniom malutkich oczek.

Skupiam się na pisaniu, co jakiś czas zerkając na zegarek. Daniel niedługo powinien się zjawić. Trochę już za nim tęsknię, bo wczoraj wrócił późno, gdy już spałam, więc ominęła mnie porcja czułości. Mam nadzieję, że nie utknął w pracy, bo wtedy znowu będę musiała sama jeść kolację, a do snu przytulać poduszkę zamiast mojego faceta. Nie lubię tego. W dodatku już mi burczy w żołądku, więc mógłby się pośpieszyć. Piszę do niego wiadomość, dopytując o godzinę powrotu, a następnie nastawiam wodę na makaron. Najwyżej go podgrzeję, jeśli Daniel się spóźni.

Możliwe, że dla wielu osób północ nie jest idealną porą na jedzenie, ale gdy ma się nienormowany czas pracy, to je się wtedy, kiedy jest się głodnym. Wyznaję taką zasadę od lat, gdy zaraz po studiach znalazłam zatrudnienie w pierwszej redakcji i pracowałam w różnych godzinach, często poprawiając teksty do późna. Koleżanki straszyły mnie, że po trzydziestce te nocne uczty zamienią się w grube uda, obwisły tyłek i wystające boczki. Rok temu skończyłam trzydziestkę, a przed trzema miesiącami byłam na spontanicznym spotkaniu, żeby wspominać studenckie czasy. Muszę przyznać, że moje koleżanki prorokinie zrealizowały większość punktów: ich uda i boczki zwiększyły zajmowany obszar. Ja wprawdzie nie jestem patyczakiem, ale od momentu odebrania dyplomu trzymam stałą wagę i noszę rozmiar trzydzieści sześć. Dlatego wciąż jem w nocy. I pewnie dlatego koleżanki przestały się odzywać.

– Jestem! – krzyczy Daniel, przekraczając próg, gdy odcedzam makaron. – Mogłem coś kupić po drodze.

– Przecież umiem gotować.

– Wiem, skarbie, ale stać nas na żarcie, które ktoś przygotował. Nie musisz brudzić rąk.

Kręcę głową. Danielowi nieco odbija, od kiedy jego kariera ruszyła z kopyta, ale robię wszystko, żeby trzymał się blisko ziemi, zamiast bujać w obłokach.

– Nie lubię, kiedy sugerujesz, że niektórzy ludzie są jakby… służącymi – przypominam i podaję mu słoik, żeby otworzył. – Jeszcze kilka lat temu ty też brudziłeś sobie ręce, bo sami sprzątaliśmy małe mieszkanko i nie było nas stać na restauracje. Zamówienie pizzy było świętem! – Przewracam oczami, po czym daję Danielowi soczystego buziaka. – Pamiętaj też, że nie wszystko można kupić.

– Ale żarcie można – odpowiada z uśmiechem i całuje mnie mocno.

– Jeśli to cię pocieszy, kupiłam gotowy sos – rzucam, gdy się ode mnie odrywa.

– Jestem z ciebie dumny. Co robisz? – pyta, wskazując ruchem głowy komputer. – Pracujesz?

– To teksty dla fundacji. Poprawiam kilka ogłoszeń, bo studentki zrobiły sporo błędów. Większość piszę od nowa.

– Wpłacę trochę forsy na te twoje koty – oznajmia i patrzy na mnie, jakbym robiła coś ważnego, ale zarazem dziecinnego.

– Dziękuję. Przyda się. Faktury za leczenie są przytłaczające. – Mieszam sos w garnku na kuchence. – Wyciągniesz talerze?

Myje ręce i przygotowuje nakrycia. Kiedy siadamy do stołu, pytam:

– Jak ci minął dzień?

– Męcząco.

– Bycie gwiazdą to nie przelewki – dokuczam mu, a on szczypie mnie w ramię. – Aua!

– Jak kiedyś będziesz pracować dla jakiegoś medialnego giganta, to ja będę mógł odpuścić.

– Nie potrzebujemy tak dużo pieniędzy – zauważam. – Nie musisz mi też przypominać, że nie zarabiam nawet odrobiny twojego wynagrodzenia.

– Skarbie – mówi i chwyta moją dłoń, tę bez widelca. – Przecież wiesz, że doceniam twoją pracę. Nasz standard życia jednak trochę się podniósł w ciągu ostatnich dwóch lat, więc musimy mieć forsę na jego utrzymanie.

– Mnie wystarczyłby ułamek tego standardu.

– Wiem, ale wtedy nie mógłbym wysłać twoim kotom kilku tysięcy złotych. – Wymownie porusza brwiami, a ja się do niego uśmiecham. – Oczywiście anonimowo.

– Jesteś cudowny – przyznaję i posyłam mu całusa. – Kiedy kończycie kręcić?

– Za trzy tygodnie. Zabukuj jakąś wycieczkę. Rozerwiemy się, odpoczniemy. Pojedziemy gdzieś, gdzie jest prawdziwe lato.

– W Polsce lato też jest prawdziwe, to nie Incepcja, że leżysz śpiący w jakimś samochodzie, a ktoś serwuje ci fałszywe upały i nagrzane chodniki.

– I właśnie tych chodników chcę uniknąć – mówi, celując we mnie palcem. – Nie ma nic gorszego niż nagrzany asfalt. Pojedziemy gdzieś, gdzie jest piękna plaża, błękitna woda i wysokie palmy. Wrzucimy fotki na Insta i wszyscy będą nam zazdrościć.

– Nie zależy mi na zazdrości ludzi.

Wiem, że to nie przyczynia się do podniesienia poziomu szczęścia i do zwiększenia grupy przyjaciół. Moje koleżanki ze studiów pozazdrościły mi figury i co? Nie mam nawet do kogo zadzwonić, żeby powspominać pięć lat poświęconych filologii polskiej.

– Wiesz, że zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie ci zazdrościć – zauważa Daniel. – W twoim przypadku jest to całkiem sporo osób.

Wiem, do czego pije, ale postanawiam się z nim podroczyć.

– Tak? A czego mieliby mi zazdrościć? – pytam z uśmiechem.

– Oczywiście mnie – odpowiada i puszcza mi oko.

Wzdycham. Kiedy poznałam Daniela pięć lat temu, był absolwentem administracji skrycie marzącym o aktorstwie. Gdy po kilku miesiącach znajomości, zakochani po uszy, zamieszkaliśmy razem, zaczęłam namawiać go do udziału w castingach. Miał doświadczenie zdobyte w jakimś amatorskim teatrze, gdzie grywał w czasach licealnych. Zawsze też wierzyłam, że marzenia się spełniają, jeśli odrobinę się im pomoże. Ja pracowałam w swoim wymarzonym zawodzie, a mój ukochany męczył się w jakimś szkolnym sekretariacie. Było mi z tym źle, podobnie jak jemu, więc usilnie motywowałam go do zmiany.

Daniel wytrwale chodził na przesłuchania, brał drogie lekcje aktorstwa, przez co ledwo wiązaliśmy koniec z końcem, ale wreszcie się udało. Dostał swoją pierwszą rolę w serialu kryminalnym. Niewielką, ale to wystarczyło, żeby ktoś go zauważył i docenił. Jest przystojny, więc nie zdziwiło mnie, że z czasem zaproponowano mu rolę amanta. Dzisiaj kończy pracę nad drugim filmem i rozważa kilka nowych ofert. Jestem z niego dumna. Wolałabym jednak, żeby forsa i sława nie zasłaniały mu drogi, którą musiał przejść, oraz wyrzeczeń, których oboje musieliśmy dokonać, aby znalazł się w tym miejscu. Ponadto rosnące grono wielbicielek sprawiło, że pewność siebie Daniela zaczęła niebezpiecznie zahaczać o zarozumiałość.

– Kiedy przedstawisz mnie temu przystojniakowi, z którym teraz grasz? – pytam, a Daniel mruży oczy. Wie, że mówię to celowo, aby trochę się ponabijać i sprowadzić go na ziemię.

– Jak ty zapoznasz mnie ze swoimi koleżankami – rzuca, cholernie z siebie dumny.

– Nie ma sprawy. Jedna ciągle o ciebie pyta.

Minusem posiadania sławnego chłopaka jest to, że każdy chce mieć z nim zdjęcie lub – jak w przypadku Aldony – dziecko.

– Tak? – Daniel łapie przynętę i uśmiecha się słodko. – Jak ma na imię?

– Aldona. Szczupła blondynka. Ma trzydzieści osiem lat.

– To tylko siedem więcej niż ja czy ty. Nigdy nie byłem z blondynką, to może być ciekawe. Chyba się dogadamy.

– Na pierwszej randce pójdzie z tobą do łóżka – kontynuuję, powstrzymując śmiech.

– Już mi się podoba.

– Tylko musicie się spotkać w jej dni płodne.

Daniel kaszle, a w jego oczach pojawiają się łzy. Daję mu chwilę i powoli kończę posiłek. Bywam wredna, wiem.

– O czym ty mówisz? – szepcze, gdy opanowuje kaszel.

– O Aldonie. Już nie jesteś zainteresowany randką?

– W dni płodne? – Unosi brwi.

– Aldonka i jej partnerka chcą mieć dziecko, a wiesz, że w naszym kraju ze wszystkim trzeba kombinować – tłumaczę, udając powagę. – Jesteś inteligentny, przystojny i utalentowany. Według Aldony idealnie nadajesz się na dawcę spermy.

– Powiedz, że właśnie to wymyśliłaś. – Kręci głową i szeroko otwiera oczy.

– Niestety nie. Ona pyta mnie o twoją decyzję za każdym razem, gdy pijemy w pracy kawę. Obiecałam jej, że cię zapytam. – Odkładam widelec i uśmiecham się do Daniela. – To jak?

Myśli przez chwilę. Przygryza wargę. Pochyla się w moją stronę, więc i ja się przybliżam. Czuję zapach jego ulubionych perfum. Niemal leżymy na blacie, gdy Daniel odzywa się konspiracyjnym szeptem:

– Jak zapłacę faktury za leczenie tych twoich kotów, to obronisz mnie przed tą kobietą?

Robię wszystko, żeby się nie zaśmiać, ale mi się nie udaje. Wpatruję się w jego rozbawione brązowe oczy i zapewniam:

– Załatwione. – Gdy Daniel wzdycha z ulgą, dodaję: – Powiem Aldonie, że jesteś impotentem. Na pewno da sobie spokój.

Rozdział trzeci

Mikołaj

Stoję w grupie dziennikarzy i czekam na naszą gwiazdę. Układając pytania, musiałem trochę pokombinować, aby podczas rozmowy dowiedzieć się czegoś zarówno o najnowszych aktorskich osiągnięciach Pawła, jak i o książce, którą napisał. Stara się w niej poradzić młodym ludziom, w jaki sposób powinni przygotować się do życia w bezlitosnym świecie show-biznesu. Jest to świat, który wciąż pociąga mnóstwo osób. Skłamałbym, gdybym powiedział, że mnie nigdy nie kręciło to, że mogę rozmawiać z gwiazdami kina. Owszem, piętnaście lat temu, gdy zaczynałem studia, jarałem się jak pochodnia, jeśli mogłem chociażby być w tym samym pomieszczeniu, co słynna aktorka lub aktor. Dopiero gdy zobaczyłem, ile wywiadów muszą udzielać celebryci, jakie mają cienie pod oczami, z jakim utęsknieniem wpatrują się w wolność za oknem i jak pozwalają sobie na łzy lub obgryzanie paznokci, kiedy myślą, że nikt nie patrzy – spojrzałem na nich wszystkich jak na zwyczajnych ludzi, a nie ideały wystawione na pokaz dla tłumu wielbicieli i krwiożerczych pracowników mediów z całego świata.

– Znowu się spotykamy – mówi ktoś obok mnie. Zerkam w lewo i zauważam roześmianą Oliwię. – To chyba jakiś znak.

– Tak – potwierdzam. – To znak, że oboje pracujemy w tej samej branży.

– Jak zwykle jesteś trochę… gburowaty – oznajmia i prycha.

Nie odpowiadam. Wiem, że żaden ze mnie gaduła. Mówię, kiedy muszę lub naprawdę chcę, czyli w momencie przeprowadzania wywiadu, prowadzenia audycji, rozmów z ciekawymi ludźmi oraz dyskusji z siostrzeńcami, którzy mają już siedem i dziewięć lat, więc wciągają mnie w niepokojące debaty. Ostatnio zastanawiali się, ile orzeszków ziemnych mieści się w ustach w tym samym czasie. Po czterdziestu minutach moich mizernych błagań obiecali mi, że nigdy nie będą przeprowadzać testów. Nie do końca im uwierzyłem. Wciąż się wzdrygam, gdy w sklepie mijam półkę z orzeszkami i przypominam sobie zmarszczone brwi Roberta i Dominika rozmyślających nad swoim eksperymentem.

– Czytałeś tę jego książkę? – Głos Oliwii wyrywa mnie z zamyślenia.

– Tak – odpowiadam.

– O czym jest?

Unoszę brwi i spoglądam na nią pytająco. Nie jestem zaskoczony, bo Oliwia raczej należy do tych, którzy próbują pracować rzęsami i dekoltem, a nie głową. Teraz też mruga szybko i uśmiecha się do mnie, przy okazji poprawiając bluzkę na piersiach. Chyba sądzi, że wygląda kusząco, ale nie mam ochoty tłumaczyć jej, że wstyd mi za nią, bo jej brak profesjonalizmu rzuca cień na całą branżę. Nieważne, że aktor czy inny celebryta powie coś naprawdę wartościowego, Oliwia i tak potrafi zrobić z tego niezłą kupę, która potem ląduje na stronie portalu internetowego, dla którego ta dziewczyna pracuje. Jestem w szoku, że jeszcze jej nie wywalili, ale widocznie ludzie lubią beznadziejne artykuły z dużą liczbą zdjęć. Ja zdecydowanie wolę rzetelne teksty Eryka Szerszenia, ale on jest mistrzem w swoim fachu. Oliwia nie dorasta mu do pięt.

– A jak myślisz? – odpowiadam na jej pytanie, a ona od razu ma naburmuszoną minę. Dominik robi coś w tym stylu, kiedy moja siostra odmawia mu snickersa na obiad. W przypadku dziecka to zabawne, ale w przypadku dorosłej kobiety wywołuje u mnie tylko westchnienie rezygnacji. – Jak możesz nie przygotowywać się do wywiadu?

– Oj, ty jak zwykle jesteś pan porządnicki – stwierdza, po czym znowu prycha, rozgląda się i odchodzi w stronę Kamila z jednej z najpoczytniejszych gazet w kraju. Możliwe, że on pozwoli jej się wydoić z informacji, bo patrzy na nią, jakby była boginią.

Tłum powoli przesuwa się w stronę drzwi, zza których właśnie wyłania się nasz dzisiejszy rozmówca. Jestem blisko, więc myślę, że za pół godziny będę miał nagranie. Robię krok w przód, żeby ustawić się w kolejce, ale wtedy przede mną wyrasta niewysoka kobieta w czerwonym swetrze. Udaje, że mnie nie widzi i że wcale nie zajęła mojego miejsca, więc symuluję kaszel, aby zwrócić jej uwagę. Odwraca się i czeka, jakby nie wiedziała, o co chodzi. Cwaniara.

– Jestem dżentelmenem, ale…

– Akurat – przerywa i lustruje mnie przenikliwym spojrzeniem.

– Zawsze się pani tak wpycha?

– Tylko w poniedziałki – odpowiada natychmiast i odwraca się do mnie plecami.

Cholera. Rozbawiła mnie. Mrużę oczy, bo jej głos wydaje mi się znajomy. Może kiedyś dzwoniła do mnie w czasie audycji? Mój problem polega jednak na tym, że głos w słuchawkach zawsze brzmi dla mnie inaczej niż głos na żywo. To chyba efekt powtarzającego się zapalenia ucha w dzieciństwie. Moją siostrę wielokrotnie pomyliłem z mamą, gdy któraś z nich do mnie dzwoniła, choć na żywo brzmią nieco inaczej. A czy już kiedyś słyszałem tę bezczelną kobietę?

– Dzwoniła pani do mnie podczas audycji?

– Jakiej audycji? – mówi, wpatrzona w plecy faceta stojącego przed nią.

– Mam wrażenie, że już rozmawialiśmy – wypalam, a nieznajoma odwraca się na moment i unosi brew, jakbym rzucił bardzo kiepski dowcip. Na przykład taki na otwarcie milionowego odcinka Familiady.

– Nie sądzę – odpowiada i przesuwa się do przodu. Zauważam dyktafon w jej ręce. Próbuję zerknąć na plakietkę, którą ma zawieszoną na szyi, ale nie umiem wypatrzyć jej imienia i nazwiska. Nawet nie wiem, gdzie pracuje. Może tylko udaje dziennikarkę, a na serio przyszła zrobić sobie fotkę ze znanym aktorem?

– Nie widziałem cię wcześniej – mówię chłodno, przechodząc na ty z moją bezimienną rozmówczynią. – Dla kogo pracujesz?

Widzę, że jej ramiona unoszą się i opadają z impetem. Wzdycha.

– Dla Świętego Mikołaja – oświadcza, lekko zerkając na mnie znad ramienia.

– Super. Co tam macie na Biegunie? Gazetę? Radio? Telewizję?

Rozglądam się, ale nie widzę wokół niej kamerzysty, więc zakładam, że jest z prasy lub radia. Znam większość radiowców, ale może jest nowa i dlatego wcześniej się nie spotkaliśmy. Chociaż jak na nowicjuszkę całkiem nieźle się rozpycha.

– Portal – rzuca.

– Internetowy? – pytam.

– Nie, taki do innego wymiaru – mówi i znowu wzdycha. Lubię sarkazm, więc moja nowa znajoma, choć nadal bezimienna, staje się mniejszym wrzodem na dupie niż w momencie, gdy wepchała się w kolejkę.

– Ciekawe – szepczę.

– No raczej – stwierdza, po czym rusza żwawo w stronę aktora i autora w jednej osobie, obdarowując go szerokim uśmiechem.

Cierpliwie czekam na swoją kolej, aby po kilku minutach zająć miejsce mojej bezczelnej koleżanki, która całkiem nieźle radzi sobie podczas wywiadu. Na pewno nie jest nowa w branży. Nawet nie raczy mnie spojrzeniem, gdy wychodzi, nie wspominając o jakimkolwiek „cześć, sorry, że się wepchałam”. Kobiety. Czasem jestem wdzięczny losowi, że nie muszę z nimi walczyć na co dzień, bo mieszkam sam i od lat nie byłem w poważnym związku.

Siadam na wprost Pawła, z którym znamy się z trzech poprzednich wywiadów, a on z uśmiechem podaje mi dłoń. To jeden z tych momentów, gdy nie czuję się, jakbym grzebał komuś w śmieciach i wysysał z niego energię każdym pytaniem. W takich chwilach kocham swoją pracę równie mocno, jak podczas prowadzenia audycji. Nie zmienią tego nawet rozpychające się dziennikarki z Bieguna Północnego.

Rozdział czwarty

Ewa

Gryzę kawałek idealnie upieczonego indyka, gdy siostra bombarduje mnie pytaniami.

– Fajny jest? – W jej oczach płonie ciekawość. – Przystojny też na żywo czy tylko na ekranie?

– Przecież podczas pracy na planie nie zakładają mu na głowę maski – wyjaśniam, przełknąwszy mięso. – Wygląda tak samo jak na ekranie. Wydaje mi się, że przeceniasz moc kamery.

– No nie gadaj, że te wszystkie aktorki wyglądają na co dzień identycznie jak w kinowych hitach – mówi Monika i wydaje coś w rodzaju parsknięcia. – Nie wierzę, że nie mają na sobie tony tapety, zanim w ogóle wyłonią się z przyczepy.

– A czy według ciebie kobiety niepracujące jako aktorki nie nakładają na twarz tapety? – pytam, rzucając jej wymowne spojrzenie. Pod grubą warstwą podkładu pojawia się rumieniec, a siostra wlepia wzrok w talerz.

– Tylko ty jesteś taka odważna, żeby się nie pudrować – pyskuje pod nosem.

– Może jest po prostu leniwa – wypala brat. – Ja też wolałbym rano pospać, zamiast godzinę ślęczeć przed lustrem, żeby zamienić się w kogoś, kim na co dzień nie jestem.

Przybijam Adrianowi piątkę, mimo że właściwie nazwał mnie leniem, a Monika tylko przewraca oczami. To prawda, nakładam na twarz krem i tuszuję rzęsy, bo po prostu szkoda mi czasu. Pełen makijaż wykonałam tylko na premierę filmu Daniela. Sam umówił mnie u specjalistki, żebym „wyglądała jak milion dolarów”. Chyba zmywałam to dłużej, niż ta dziewczyna nakładała, ale czego się nie robi dla swojego mężczyzny. Musiałam mu dorównywać prezencją, choć u niego obyło się bez tapety.

Mama odkłada widelec i postanawia skupić na mnie swoją matczyną mądrość i troskę, mówiąc:

– Czy macie dla nas z Danielem jakąś nowinę?

Wszystkie spojrzenia wbijają się we mnie, a indyk zaczyna drapać gardło. Przełykam z wysiłkiem i sięgam po szklankę z wodą. Popijam powoli, mając nadzieję, że znudzą się czekaniem i zmienią temat. Nie udaje się. Szkoda, że nie ma ze mną Daniela, na którym mogłabym teraz polegać. Chyba.

– O jaką nowinę pytasz? – zagajam.

– Czy zamierzacie w końcu się pobrać? – tłumaczy spokojnie mama. – Pięć lat to kupa czasu. Pary z takim stażem mają już dzieci.

– Nieprawda – broni mnie brat. – Ja zerwałem z Aśką po sześciu latach i nie mieliśmy dzieci. Powiem więcej, bardzo dobrze, że nie mieliśmy, bo teraz musielibyśmy dzielić się opieką i płacić im za terapeutę, żeby nie miały traumy w dorosłym życiu, bo staruszkowie się rozwiedli.

– Świat się zmienił, mamo – wyjaśniam delikatnie. – Dzisiaj ludzie mieszkają ze sobą latami, zanim w ogóle zdecydują się na zaręczyny, a co dopiero ślub. Rodzinę zakłada się często bliżej czterdziestki, a nie zaraz po dwudziestce, jak za waszych czasów.

– Nie martw się, mamo – rzuca wesoło Monika. – Jak ja poznam bogatego faceta, to urodzę ci wnuka i będziemy razem pić herbatkę całymi dniami.

– Monia, co ty masz we łbie – szepcze Adrian, wzdychając. – Najpierw skończ studia, bo ten twój bogacz może z dnia na dzień ogłosić bankructwo i wtedy nie będziesz miała nawet na najtańszą czarną herbatę nieznanej marki.

– Myślisz, że po moich studiach posypią się oferty pracy? – pyta siostra, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Przecież to filologia polska. Bogaty mąż jest dla mnie ratunkiem. Jak inaczej to widzisz? Jak nie znajdę roboty w szkole, będę musiała zanieść CV do Biedronki.

– Nieprawda – mówię nieco zbyt głośno. – Ja też skończyłam filologię. Nigdy nie pracowałam w szkole. Ani w Biedronce.

– Bo ty masz to swoje hobby – mówi z wyrzutem Monika. – Gdyby nie ono, pewnie wypakowywałabyś cukier i rozdawała naklejki na Świeżaki.

Parskam śmiechem. Mama tylko kręci głową.

– To, że Ewa zna się na filmie, nie spadło jej z nieba – odzywa się tata. – Jakbyś też miała jakieś zainteresowania i poświęcała im sporo czasu, to może po studiach zapewniłyby ci ciekawą pracę.

– Widziałem billboard, że są przyjęcia do McDonald’s – wtrąca Adrian i z ojcem wymieniają uśmiechy. – Tylko nie dawaj mi pomidora do burgera, bo mam alergię.

– Ja lubię bez cebuli – informuję poważnie.

– Jesteście świnie – oznajmia Monika i wraca do posiłku.

Po późnym obiedzie siadam z siostrą przy komputerze i pomagam jej znaleźć kursy, które podniosą jej kwalifikacje i być może pomogą uniknąć aplikacji do Biedronki.

– Pamiętaj, że w sklepach podobno jest dobry socjal – wcina się Adrian. – Przed świętami dostaniesz paczkę dla swojego bąbelka.

– Spadaj – syczę do niego, powstrzymując uśmiech.

– Jesteście okropni – przypomina Monika.

– Wiem, starsze rodzeństwo musi takie być – wyjaśniam i wskazuję jej na ekranie kurs, który powinna wziąć pod uwagę. – W ramach wsparcia nie powiem Erykowi o twojej wizji kariery po pięciu latach zakuwania.

– Łaskawco – mówi teatralnie Monia. – Sama mu powiem. On pewnie kazałby mi przyjechać do Anglii i, jak przystało na porządnego starszego brata, załatwił pracę w tej swojej redakcji.

– Tak, zapewne od zaraz, przy sprzątaniu toalet – odpieram, a ona robi zdegustowaną minę. – Klikaj w ten kurs, dam ci na niego forsę.

Wieczorem docieram do domu przed Danielem. Wysyłam mu wiadomość, ale nie dostaję odpowiedzi. Pewnie ostro pracuje. Może rzeczywiście potrzebuje tej wycieczki, o której wspominał, żeby się zrelaksować? Zerknę później na oferty biur podróży. Nie pamiętam, kiedy razem wyjeżdżaliśmy. Chyba jeszcze zanim zaczęły się jego przesłuchania i mieliśmy pieniądze na wakacje. Potem brakowało i pieniędzy, i czasu. Teraz kasa nie stanowi problemu, a i czas wreszcie da się wykombinować.

Umieszczam w lodówce pojemnik z obiadem „dla Danielka”, który mama wcisnęła mi przed wyjściem. Zaparzam sobie kubek kawy i otwieram laptop. Pora stworzyć jakiś sensowny zestaw słów, żeby przedstawić czytelnikom mojego dzisiejszego rozmówcę. Książka bardzo mi się podobała, jest szczera i dobrze napisana, więc staram się przekazać w tekście swoje pozytywne emocje. Wywiad był krótki, ale treściwy. To był dobry dzień. Nie zepsuł go nawet ten bufon, który nie umie walczyć o swoje miejsce w kolejce. Zapewne radiowiec, bo wspominał coś o audycji, a poza tym oni wszyscy mają podobne głosy, wręcz seksowne, dopóki nie połączyć ich z osobowością właściciela. Prycham, wspominając jego zdziwienie, gdy nagle przed nim stanęłam. Może i mam tylko metr sześćdziesiąt pięć, ale dorastając z dwoma braćmi, nauczyłam się walczyć o swoje. Także łokciami.

Rozdział piąty

Mikołaj

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Droga Czytelniczko,

serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu WydawnictwoAMARE. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmentów powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.

Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!

Zespół

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Rozdział trzydziesty pierwszy

Minęła godzina dwudziesta druga. Romans z pazurkiem

ISBN: 978-83-8313-213-6

© Katarzyna Bester i Wydawnictwo Amare 2022

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt

jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Redakcja: Magdalena Wołoszyn-Cępa

Korekta: Magdalena Brzezowska-Borcz

Okładka: Wioleta Melerska

Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek