Cisza. Siła spokoju w świecie pełnym zgiełku - Thich Nhat Hanh - ebook

Cisza. Siła spokoju w świecie pełnym zgiełku ebook

Thich Nhat Hanh

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Cisza, która uzdrawia duszę

Uważność jest praktyką, która wycisza panujący w nas zgiełk. Gdy nam jej brakuje, wiele rzeczy może nas odciągać od nas samych.

Thich Nhat Hanh

Cisza. Siła spokoju w świecie pełnym zgiełku to ostatnia książka Thich Nhat Hanha. To pochwała uważności, skupienia na chwili obecnej, bez której łatwo stracić poczucie sensu w rzeczywistości pełnej chaosu.

Autor zaprasza nas do uwolnienia się od zgiełku zewnętrznego świata. Proponuje, by odnaleźć spokój w samym sobie i dostrzec, co oferuje niepowtarzalna, bieżąca chwila. Przekonuje, że drogą do wewnętrznej wolności jest uważność w życiu codziennym.

Wewnętrzna cisza pozwala usłyszeć głos własnego serca, by móc odważnie podążyć za swoimi najgłębszymi pragnieniami. Książka przypomina nam, że każda chwila jest cenna i warto przeżywać ją świadomie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 126

Oceny
4,5 (51 ocen)
34
11
6
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kajakulinicz

Całkiem niezła

Kilka głębokich myśli, pięknych w swej prostocie, wielokrotnie powtórzonych. Choć z autorem nie sposób się nie zgodzić, rozczarowałam się.
00
miodowabesos95

Dobrze spędzony czas

Kilka przydatnych rad na wyciszenie się.
00
butlaktaktyt

Dobrze spędzony czas

Dobre przypomnienie buddyjskiej idei bycia ty i teraz, wartości ciszy i uważnosci
00
kelovitz

Nie oderwiesz się od lektury

wspaniała. do przeczytania w dzień lub dwa, ale warto czytać powoli. otwiera na spokój wewnętrzny i ciszę. na pewno do niej wrócę. gdybym miała taką możliwość, chętnie umieściłabym ją na liście lektur szkolnych - by zbudować zdrowsze i bardziej świadome społeczeństwo.
00
witoldmurawski

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna pozycja dla osób poszukujących wyciszenia. Wprowadza w świat medytacji i rozszerza świadomość bycia.
00

Popularność




cisza

WSTĘP

Wiele czasu spę­dzamy, szu­ka­jąc szczę­ścia, choć świat wokół nas jest pełen cudow­no­ści. Samo życie na Ziemi i cho­dze­nie po niej jest cudem, tym­cza­sem więk­szość z nas wciąż pędzi, jakby ist­niało jakieś lep­sze miej­sce, do któ­rego należy czym prę­dzej dotrzeć. Każ­dego dnia, każ­dej godziny woła do nas piękno, ale my rzadko jeste­śmy gotowi usły­szeć to woła­nie.

Pod­sta­wo­wym warun­kiem tego, żeby­śmy mogli usły­szeć woła­nie piękna i na nie odpo­wie­dzieć, jest cisza. Jeśli nie mamy ciszy w sobie – jeśli nasz umysł, nasze ciało są pełne zgiełku – nie jeste­śmy w sta­nie usły­szeć, jak woła do nas piękno.

Mamy w gło­wie radio, które cią­gle gra – to radio „Myślo­tok”. W naszym umy­śle stale jest hałas, przez co nie sły­szymy woła­nia życia, woła­nia miło­ści. Woła do nas serce, a my nie sły­szymy. Nie mamy czasu posłu­chać wła­snego serca.

Uważ­ność jest prak­tyką, która wyci­sza panu­jący w nas zgiełk. Gdy nam jej bra­kuje, wiele rze­czy może nas odcią­gać od nas samych. Cza­sami odcią­gają nas żale i smutki zwią­zane z prze­szło­ścią. Ponow­nie prze­ży­wamy dawne zda­rze­nia i na nowo odczu­wamy ból, któ­rego już raz dozna­li­śmy. Łatwo stać się więź­niem prze­szło­ści.

Odcią­gać nas od tego, co jest, może także przy­szłość. Czło­wiek, w któ­rym przy­szłość budzi nie­po­kój, tkwi w pułapce tak samo jak ten, któ­rego znie­wala prze­szłość. Nie­po­kój, obawa i nie­pew­ność co do tego, co się wyda­rzy w przy­szło­ści, nie pozwa­lają nam usły­szeć woła­nia szczę­ścia. Tak więc rów­nie łatwo stać się więź­niem przy­szło­ści.

Nawet jeśli sta­ramy się prze­by­wać w teraź­niej­szo­ści, wielu z nas ulega roz­ko­ja­rze­niu i czuje się tak, jakby w środku miało próż­nię. Może za czymś tęsk­nimy, może cze­goś wypa­tru­jemy, cze­kamy na coś, co ma się poja­wić, aby nasze życie nabrało rumień­ców. Wycze­ku­jemy cze­goś, co odmieni sytu­ację, ponie­waż to, co jest teraz, wydaje nam się nudne.

Czę­sto uży­wa­nym sym­bo­lem uważ­no­ści jest dzwo­nek, który każe nam się zatrzy­mać i w mil­cze­niu słu­chać. Możemy się posłu­gi­wać rze­czy­wi­stym dzwon­kiem albo wyko­rzy­sty­wać jakiś inny sygnał, który będzie nam przy­po­mi­nać, aby­śmy nie dawali się ponieść zgieł­kowi wokół nas i w nas samych. Sły­sząc dzwo­nek, zatrzy­mu­jemy się. Śle­dzimy swój wdech i wydech, stwa­rzamy w sobie prze­strzeń dla ciszy. Mówimy do sie­bie: „Robiąc wdech, wiem, że robię wdech”. Uważ­nie robiąc wdech i wydech, zwra­ca­jąc uwagę wyłącz­nie na oddech, możemy wyci­szyć w sobie wszelki hałas – gada­ninę na temat prze­szło­ści i przy­szło­ści, tęsk­notę za tym, żeby było ina­czej, niż jest.

Dwie, trzy sekundy uważ­nego odde­chu wystar­czą, żeby­śmy się obu­dzili i uświa­do­mili sobie, że żyjemy, że wła­śnie robimy wdech. Jeste­śmy tu. Ist­nie­jemy. Zgiełk w naszym wnę­trzu po pro­stu znika i robi się bar­dzo prze­stron­nie – to dozna­nie ma wielką moc, potężną wymowę. Wtedy potra­fimy odpo­wie­dzieć na woła­nie piękna w swoim oto­cze­niu: „Jestem tu! Jestem wolny. Sły­szę cię”.

Co zna­czy: „Jestem tu”? Zna­czy: „Ist­nieję. Jestem naprawdę tutaj, bo nie gubię się w prze­szło­ści, w przy­szło­ści, w swo­ich myślach, w zewnętrz­nym zgiełku. Jestem tutaj”. Ażeby naprawdę być, trzeba być wol­nym od myśle­nia, od nie­po­koju, od lęku, od tęsk­noty. „Jestem wolny” to mocne stwier­dze­nie, ponie­waż prawda jest taka, że wielu z nas nie ma w sobie tej wol­no­ści, która pozwala sły­szeć i widzieć – po pro­stu być.

W CISZY RAZEM

Miesz­kam w ośrodku odosob­nień na połu­dnio­wym zacho­dzie Fran­cji. Mamy tu prak­tykę pole­ga­jącą na mil­cze­niu, zwaną szla­chetną ciszą. Prak­tyka ta jest łatwa. Jeśli roz­ma­wiamy, to roz­ma­wiamy. A jeśli robimy coś innego – jemy, idziemy, pra­cu­jemy – to robimy tylko to. Robimy więc wszyst­kie te rze­czy w peł­nej rado­ści szla­chet­nej ciszy. Obda­rza nas to wol­no­ścią, która pozwala dosły­szeć naj­głęb­sze woła­nie wła­snego serca.

Nie­dawno wielu z nas, zarówno mni­chów, jak i świec­kich, jadło obiad na powie­trzu, sie­dząc na tra­wie. Każdy nakła­dał sobie jedze­nie, po czym dołą­czał do grupy. Usie­dli­śmy w krę­gach: jeden krąg wewnątrz dru­giego, a ten wewnątrz trze­ciego. Nie mówi­li­śmy nic.

Ja usia­dłem pierw­szy. Przez chwilę prak­ty­ko­wa­łem uważne oddy­cha­nie, żeby umoc­nić w sobie ciszę. Słu­cha­łem pta­ków i wia­tru, rado­wa­łem się pięk­nem wio­sny. Nie cze­ka­łem, aż wszy­scy inni usiądą i będę mógł zacząć jeść. Przez dwa­dzie­ścia minut albo wię­cej czer­pa­łem przy­jem­ność z samego sie­dze­nia. W tym cza­sie inni zaj­mo­wali miej­sca w krę­gach.

Pano­wała cisza. Czu­łem jed­nak, że ta cisza nie jest tak głę­boka, jak mogłaby być – może dla­tego, że ludzie ule­gali roz­pro­sze­niu, nakła­da­jąc sobie jedze­nie, idąc z peł­nymi tale­rzami i w końcu sia­da­jąc. Obser­wo­wa­łem to w mil­cze­niu.

Mia­łem przy sobie dzwo­nek. Kiedy wszy­scy byli na swo­ich miej­scach, zapro­si­łem go, by wydał dźwięk. Ponie­waż przez ostatni tydzień wspól­nie ćwi­czy­li­śmy słu­cha­nie dzwonka z uważ­nym wde­chem i wyde­chem, wszy­scy słu­cha­li­śmy bar­dzo dobrze. Po pierw­szym dźwięku dzwonka uważ­no­ści odczu­wal­nie zmie­niła się jakość ciszy. Teraz to była praw­dziwa cisza, ponie­waż wszy­scy prze­stali myśleć. W chwili wde­chu kon­cen­tro­wa­li­śmy uwagę na wde­chu, w chwili wyde­chu – na wyde­chu. Oddy­cha­li­śmy razem. Wspólne mil­cze­nie wytwa­rzało pole sil­nej ener­gii. Taką ciszę można nazwać grzmiącą, ponie­waż jest wymowna i pełna mocy. Pośród owej ciszy o wiele wyraź­niej dobie­gały mnie szum wia­tru i głosy pta­ków. Przed­tem sły­sza­łem ptaki i wiatr, lecz nie tak samo, ponie­waż nie mia­łem w sobie tej naj­głęb­szej ciszy.

Prak­ty­ko­wa­nie mil­cze­nia, aby opróż­nić swoje wnę­trze z wszel­kich hała­sów, nie jest trudne. Tro­chę ćwi­cze­nia – i będziesz to umieć. Można cho­dzić, sie­dzieć, cie­szyć się posił­kiem w szla­chet­nej ciszy. Gdy masz w sobie taką ciszę, masz w sobie też wol­ność potrzebną, aby cie­szyć się tym, że żyjesz, i doce­niać wszyst­kie cuda życia. Z taką ciszą w sobie masz więk­szą szansę doznać uzdro­wie­nia psy­chiki i ciała. Masz w sobie zdol­ność bycia, bycia żywym. Jesteś bowiem rze­czy­wi­ście wolny – wolny od żalu i cier­pie­nia w związku z prze­szło­ścią, wolny od lęku i nie­pew­no­ści o przy­szłość, wolny od wszel­kiego myślo­wego traj­kotu. Mil­cze­nie w ten spo­sób w poje­dynkę też jest dobre, ale prak­ty­ko­wane razem z innymi nabiera szcze­gól­nego dyna­mi­zmu i mocy uzdra­wia­nia.

JAK BRZMI BEZ­DŹ­WIĘK

Cisza czę­sto bywa opi­sy­wana jako nie­obec­ność dźwięku, ale sama jest dźwię­kiem o wiel­kiej mocy. Pamię­tam, że zima 2013/14 była we Fran­cji raczej łagodna, doszły nas jed­nak słu­chy, że w Ame­ryce Pół­noc­nej panują silne mrozy. Sza­lało wię­cej niż zwy­kle śnie­życ, tem­pe­ra­tura spa­dała cza­sem poni­żej minus dwu­dzie­stu stopni Cel­sju­sza. Widzia­łem zdję­cie wodo­spadu Nia­gara wyko­nane w jed­nym z naj­zim­niej­szych momen­tów. Woda prze­stała spa­dać. Nie mogła: zamar­zła! Ten obraz wywarł na mnie ogromne wra­że­nie. Kaskada wody zamarła w bez­ru­chu – wtedy ucichł jej łoskot.

Mniej wię­cej czter­dzie­ści lat temu byłem na odosob­nie­niu dla mło­dzieży w Chiang Mai, na pół­noc­nym wscho­dzie Taj­lan­dii. Miesz­ka­łem w cha­cie nad kamie­ni­stym poto­kiem i zawsze sły­sza­łem szum wody prze­dzie­ra­ją­cej się przez kamie­nie. Przy­cho­dzi­łem na wiel­kie głazy na środku tego potoku, żeby pood­dy­chać, wyprać ubra­nie lub uciąć sobie drzemkę. Szum wody było sły­chać z każ­dego miej­sca, dniem i nocą. Patrzy­łem na krzaki i drzewa dookoła i myśla­łem: „One sły­szą ten dźwięk od swo­ich naro­dzin. A gdyby tak raz ten dźwięk ucichł i po raz pierw­szy w życiu usły­sza­łyby bez­dź­więk, ciszę?”. Wyobraź to sobie, jeśli potra­fisz. Nagle woda prze­staje pły­nąć i wszyst­kie rośliny, które od uro­dze­nia bez chwili prze­rwy sły­szały jej szum, prze­stają go sły­szeć. Ależby się zdzi­wiły, po raz pierw­szy w życiu sły­sząc, jak brzmi bez­dź­więk.

PIĘĆ DŹWIĘ­KÓW PRAWDY

Bodhi­sat­twą nazywa się w bud­dy­zmie osobę nie­zwy­kle współ­czu­jącą, która poświęca życie łago­dze­niu ludz­kich cier­pień. W bud­dy­zmie mówi się o bodhi­sat­twie imie­niem Awa­lo­ki­te­śwara, Bodhi­sat­twie Głę­bo­kiego Słu­cha­nia. Imię Awa­lo­ki­te­śwara zna­czy: „ten, który głę­boko słu­cha odgło­sów świata”.

Jak podaje bud­dyj­ska tra­dy­cja, Awa­lo­ki­te­śwara ma zdol­ność sły­sze­nia wszyst­kich dźwię­ków. Sam zaś potrafi wyda­wać pięć róż­nych rodza­jów dźwię­ków, które uzdra­wiają świat. Jeśli zdo­łasz odna­leźć w sobie ciszę, możesz usły­szeć owe pięć dźwię­ków.

Pierw­szy z nich to Dźwięk Cudowny, dźwięk, któ­rym wołają do cie­bie cuda życia. Jest to śpiew pta­ków, szum desz­czu i tak dalej.

Bóg jest dźwię­kiem. Stwórca kosmosu jest dźwiękiem. Wszystko zaczyna się od dźwięku.

Drugi dźwięk to Dźwięk Tego, Kto Obser­wuje Świat. Jest to dźwięk słu­cha­nia, brzmie­nie ciszy.

Trzeci to Dźwięk Brahmy. Jest to dźwięk trans­cen­den­talny, om, od bar­dzo dawna ist­nie­jący w ducho­wo­ści Indii. Tra­dy­cja utrzy­muje, że dźwięk om ma w sobie moc stwa­rza­nia świata. Podobno cały kosmos, świat, uni­ver­sum, został stwo­rzony wła­śnie tym dźwię­kiem. Podobna myśl jest obecna w chrze­ści­jań­skiej Ewan­ge­lii według św. Jana: „Na początku było słowo” (Jan 1,1). Według Wed, naj­star­szych tek­stów hin­du­izmu, owym sło­wem stwa­rza­ją­cym świat jest om. W tra­dy­cji wedyj­skiej dźwięk ten jest osta­teczną rze­czy­wi­sto­ścią, czyli Bogiem.

Do podob­nego prze­ko­na­nia docho­dzi wielu współ­cze­snych astro­no­mów. Szu­ka­jąc począt­ków czasu, począt­ków kosmosu, wysu­wają hipo­tezę, że począt­kiem wszech­świata było „wiel­kie bum” (Wielki Wybuch).

Czwar­tym dźwię­kiem jest Dźwięk Wzbie­ra­ją­cej Fali. Odgłos ten sym­bo­li­zuje głos Buddy. Naucza­nie Buddy może eli­mi­no­wać nie­po­ro­zu­mie­nia, usu­wać stra­pie­nie, wszystko prze­mie­niać. Prze­nika w głąb i działa sku­tecz­nie.

Piąty dźwięk to Dźwięk Prze­kra­cza­jący Wszyst­kie Dźwięki Świata. To odgłos nie­trwa­ło­ści, będący napo­mnie­niem, żeby­śmy nie wpa­dali w pułapkę takich czy innych słów bądź dźwię­ków, nie przy­wią­zy­wali się do nich zbyt­nio. Wielu uczo­nych kom­pli­ko­wało naucza­nie Buddy, co czy­niło je trud­nym do zro­zu­mie­nia. Tym­cza­sem Budda wypo­wia­dał się bar­dzo pro­sto i ni­gdy nie gubił się w sło­wach. Tak więc jeśli jakaś nauka jest zbyt skom­pli­ko­wana, nie jest ona gło­sem Buddy. Jeśli to, co sły­szysz, jest zbyt gło­śne, zbyt hała­śliwe, zbyt zawiłe, nie jest to głos Buddy. Ów piąty dźwięk możesz usły­szeć wszę­dzie, gdzie­kol­wiek się znaj­dziesz. Nawet w wię­zie­niu można usły­szeć Dźwięk Prze­kra­cza­jący Wszyst­kie Dźwięki Świata.

NAJ­GŁĘB­SZA TRO­SKA

Gdy uda ci się uci­szyć wszelki zgiełk w tobie, gdy uda ci się zapro­wa­dzić w tobie ciszę, grzmiącą ciszę, zaczy­nasz sły­szeć dobie­ga­jące z two­jego wnę­trza naj­głęb­sze woła­nie. To woła do cie­bie twoje serce. Twoje serce stara się coś ci powie­dzieć, ale dotąd tego nie sły­sza­łeś, ponie­waż twój umysł wypeł­niał hałas. Przez cały czas, dniem i nocą, coś odcią­gało twoją uwagę. Było w tobie pełno myśli, zwłasz­cza tych nega­tyw­nych.

Wielu z nas, żeby w ogóle jakoś prze­trwać, od rana do wie­czora przez więk­szość czasu szuka spo­so­bów dogo­dze­nia sobie – roz­gląda się za wygo­dami mate­rial­nymi i pocie­chami uczu­cio­wymi. To są tak zwane codzienne tro­ski: skąd wziąć pie­nią­dze, poży­wie­nie, schro­nie­nie i inne rze­czy mate­rialne. Mamy też tro­ski zwią­zane ze świa­tem uczuć: czy okre­ślona osoba nas kocha czy nie, czy nasza posada jest bez­pieczna. Tra­pimy się takimi kwe­stiami. Może wła­śnie sta­ramy się stwo­rzyć z kimś zwią­zek – zwią­zek tak dobry, że prze­trwa; taki, który nie będzie zbyt trudny. Szu­kamy cze­goś, na czym będziemy mogli się oprzeć.

Moż­liwe, że zabie­ga­nie o wygody mate­rialne oraz tro­ski zwią­zane z uczu­ciami zaprzą­tają nas przez 99,9 pro­cent czasu każ­dego dnia. I jest to zro­zu­miałe, ponie­waż żeby czuć się bez­piecz­nie, potrze­bu­jemy zaspo­ko­je­nia swo­ich pod­sta­wo­wych potrzeb. Ale zmar­twie­nia wielu z nas doty­czą cze­goś wię­cej niż zaspo­ko­je­nia potrzeb. Jeste­śmy fizycz­nie bez­pieczni, naje­dzeni, mamy dach nad głową oraz kocha­jącą rodzinę, mimo to cią­gle czymś się mar­twimy.

Naj­głęb­szą tro­ską, która nur­tuje cię tak jak wielu z nas, jest ta, z któ­rej być może nie zda­wa­łeś sobie sprawy i któ­rej może w ogóle w sobie nie dostrze­ga­łeś. Każdy z nas ma tę naj­głęb­szą tro­skę, nie­ma­jącą nic wspól­nego z tro­skami mate­rial­nymi ani uczu­cio­wymi. Jak chcemy prze­żyć swoje życie? Oto jest pyta­nie. Jeste­śmy tu, ale po co? Kim jeste­śmy – każdy z osobna? Co chcemy począć ze swoim życiem? Oto pyta­nia, nad któ­rymi zwy­kle nie mamy czasu się zasta­no­wić (albo nie dajemy sobie na to czasu).

Nie są to pyta­nia czy­sto filo­zo­ficzne. Jeśli nie potra­fimy na nie odpo­wie­dzieć, nie mamy w sobie spo­koju – i nie mamy rado­ści, ponie­waż radość nie jest moż­liwa bez przy­naj­mniej pew­nej dozy spo­koju. Wielu z nas ma wra­że­nie, że ni­gdy nie będzie w sta­nie odpo­wie­dzieć na te pyta­nia. Prak­ty­ku­jąc uważ­ność, możesz po pro­stu usły­szeć odpo­wiedź w chwili wewnętrz­nego wyci­sze­nia. Wtedy zapewne znaj­dziesz odpo­wie­dzi na nur­tu­jące cię pyta­nia i usły­szysz naj­głęb­sze woła­nie swo­jego serca.

Gdy zada­jesz sobie pyta­nie: „Kim jestem?”, to – poświę­ciw­szy mu wystar­cza­jąco dużo czasu i odpo­wied­nio się skon­cen­tro­waw­szy – możesz dojść do zdu­mie­wa­ją­cych odpo­wie­dzi. Może sobie uświa­do­misz, że jesteś kon­ty­nu­acją swo­ich przod­ków. Twoi rodzice i dalsi przod­ko­wie są w pełni obecni w każ­dej komórce two­jego ciała; jesteś ich cią­giem dal­szym. Nie masz osob­nego „ja”. Gdy­byś usu­nął z sie­bie przod­ków i rodzi­ców, nie zosta­łoby żadne twoje „ja”.

Może dostrze­żesz, że skła­dasz się z żywio­łów, takich jak na przy­kład woda. Gdyby usu­nąć z cie­bie wodę, nie zosta­łoby żadne twoje „ja”. Jesteś zbu­do­wany z ziemi. Gdyby usu­nąć z cie­bie żywioł ziemi, nie zosta­łoby żadne twoje „ja”. Skła­dasz się też z powie­trza. Potrze­bu­jesz go roz­pacz­li­wie; bez powie­trza nie możesz prze­trwać. Gdyby więc usu­nąć z cie­bie żywioł powie­trza, nie zosta­łoby żadne twoje „ja”. Jest w tobie rów­nież żywioł ognia, cie­pło, świa­tło. Wiesz, że jesteś zbu­do­wany ze świa­tła. Nic na Ziemi nie mogłoby rosnąć, gdyby nie świa­tło sło­neczne. Jeśli poprzy­glą­dasz się jesz­cze dłu­żej, zauwa­żysz, że jesteś zbu­do­wany ze Słońca, jed­nej z więk­szych gwiazd w Galak­tyce. Wiesz też, że Zie­mia, tak jak i ty sam, powstała z gwiazd. Żyją więc w tobie gwiazdy. W roz­gwież­dżoną noc spójrz w niebo, a zoba­czysz, że ty to gwiazdy, które masz nad głową. Nie jesteś tylko tym maleń­kim cia­łem, które zazwy­czaj nazy­wasz „ja”.

NIE TRZEBA BIEC

Uważ­ność daje wewnętrzną prze­strzeń i wewnętrzny spo­kój, które pozwolą ci wej­rzeć głę­boko, uświa­do­mić sobie, kim jesteś i jak chcesz prze­ży­wać życie. Nie będziesz czuć potrzeby zmu­sza­nia się do pogoni za tym, co nie­ważne. Stale bie­gasz, cze­goś szu­kasz, gdyż wydaje ci się, że bez tego nie zaznasz spo­koju ani szczę­ścia. Zmu­szasz sie­bie do osią­gnięć, do speł­nia­nia tego czy owego warunku, bo wie­rzysz, że dopiero dzięki temu sta­niesz się szczę­śliwy. Uwa­żasz, że w tej chwili nie masz odpo­wied­nich warun­ków, żeby być szczę­śliwym, więc wyra­biasz w sobie nawyk będący udzia­łem wielu – nawyk cią­głego uga­nia­nia się za tym czy owym. „Teraz nie mogę być spo­kojny, nie mogę się zatrzy­mać i cie­szyć się tym, co jest, bo do szczę­ścia potrze­buję speł­nie­nia jesz­cze innych warun­ków”. W grun­cie rze­czy tłam­sisz w sobie natu­ralną radość życia, będącą twoim przy­ro­dzo­nym pra­wem. Tym­cza­sem życie jest pełne cudów, mię­dzy innymi cudow­nych dźwię­ków. Jeśli potra­fisz być, jeśli potra­fisz być wolny, jesteś szczę­śliwy wła­śnie tu i teraz. Nie musisz doni­kąd biec.

Prak­tyka uważ­no­ści jest bar­dzo pro­sta.

Zatrzy­mu­jesz się, oddy­chasz i unie­ru­cha­miasz roz­bie­gany umysł.

Powra­casz do sie­bie, aby móc w każ­dej chwili cie­szyć się tym, co jest tu i teraz.

Wszyst­kie cuda życia już tu są. Wołają cię. Jeśli zdo­łasz ich posłu­chać, będziesz potra­fił zatrzy­mać się w swoim biegu. Tym, czego potrze­bu­jesz, czego potrze­buje każdy z nas, jest cisza. Ucisz zgiełk w swoim umy­śle, aby móc usły­szeć cudowne dźwięki muzyki życia. Wtedy możesz zacząć prze­ży­wać swoje życie auten­tycz­nie i głę­boko.

KAR­MIENI NIE­USTAN­NYM HAŁA­SEM

O ile nie miesz­kasz samot­nie w gór­skiej pustelni bez elek­trycz­no­ści, praw­do­po­dob­nie cały dzień wchła­niasz nie­prze­rwany potok szu­mów i infor­ma­cji. Nawet kiedy nikt do nas nie mówi i nie słu­chamy radia ani innego sztucz­nego źró­dła dźwięku, słowa docie­rają do nas za pośred­nic­twem bil­l­bo­ar­dów, tele­fonu, SMS-ów, mediów spo­łecz­no­ścio­wych, kom­pu­tera, pla­ka­tów, ulo­tek i wie­loma innymi dro­gami. Cza­sami w stre­fie odlo­tów na lot­ni­sku trudno zna­leźć choćby jeden zaką­tek, w któ­rym nie roz­le­gałby się jazgot tele­wi­zora. Wielu ludziom poranną drogę do pracy czy szkoły wypeł­nia czy­ta­nie wia­do­mo­ści na Twit­te­rze, SMS-ów i new­sów, gra­nie w gry i ścią­ga­nie aktu­ali­za­cji na tele­fon.

Nawet w tych rzad­kich momen­tach, kiedy z zewnątrz nie dobiega żaden dźwięk ani żadna infor­ma­cja, w gło­wie ter­ko­cze ci nie­ustan­nie koło­wro­tek myśli. Ile minut każ­dego dnia – jeżeli w ogóle jest taki czas – spę­dzasz naprawdę w ciszy?

Cisza jest nie­zbędna. Potrze­bu­jemy jej tak, jak potrze­bu­jemy powie­trza, jak rośliny potrze­bują świa­tła. Jeśli umysł jest stale zatło­czony sło­wami i myślami, bra­kuje nam prze­strzeni.

Czło­wiek, który żyje w śro­do­wi­sku miej­skim, przy­zwy­czaja się do pew­nego poziomu hałasu w oto­cze­niu. Stale ktoś krzy­czy, coś trąbi, dudni jakaś muzyka. Cią­głość tego zgiełku może dzia­łać na kogoś uspo­ka­ja­jąco. Mam zna­jo­mych, któ­rzy wyjeż­dżają na week­end na wieś albo na odosob­nie­nie medy­ta­cyjne i panu­jąca tam cisza nie­po­koi ich, drażni. Czują się w niej nie­swojo, ogar­nia ich lęk, ponie­waż są przy­zwy­cza­jeni do tego, że w tle stale sły­chać jakiś hałas.

Rośliny nie mogą rosnąć bez świa­tła; ludzie nie mogą oddy­chać bez powie­trza. Wszystko, co żyje, potrze­buje prze­strzeni do wzro­stu i do tego, by się sta­wać.

LĘK PRZED CISZĄ

Mam wra­że­nie, że wielu z nas boi się ciszy. Stale coś wchła­niamy – tekst, muzykę, pro­gram radiowy bądź tele­wi­zyjny, myśli – żeby tylko czymś zapeł­nić prze­strzeń. Jeśli cisza i prze­strzeń są tak ważne dla naszego szczę­ścia, dla­czego nie robimy im wię­cej miej­sca w swoim życiu?

Jedna z moich wie­lo­let­nich uczen­nic ma part­nera, który jest dla niej bar­dzo dobry, świet­nie słu­cha i nie mówi zbyt dużo; w domu jed­nak stale musi mieć włą­czone radio albo tele­wi­zor, a przy śnia­da­niu lubi mieć przed sobą gazetę.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki