Cud uważności. Prosty podręcznik medytacji - Thich Nhat Hanh - ebook

Cud uważności. Prosty podręcznik medytacji ebook

Thich Nhat Hanh

4,2

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

"Uważność jest cudem - jak mówi tradycja buddyjska - dzięki któremu poznajemy siebie samych. Potrzebujemy spokoju serca i samokontroli, jeśli chcemy, aby nasze wysiłki przynosiły dobre rezultaty. Jeśli bowiem tracimy samokontrolę, pozwalamy niecierpliwości i złości zakłócić naszą pracę, to odbieramy jej tym samym jakąkolwiek wartość. Każdą czynność powinniśmy wykonywać uważnie. Aby zapanować nad naszym umysłem i uspokoić myśli, musimy uważnie przyglądać się naszym uczuciom i wrażeniom zmysłowym oraz jednoczyć się z nimi. Nauczmy się patrzeć na wszystkie istoty oczami pełnymi współczucia. Główny przekaz tej książki przekłada się na naszą postawę wobec innych ludzi, a zwłaszcza najbliższe otoczenie. Kwintesencją rozważań autora jest wskazówka: "Jest tylko jeden najważniejszy czas, a ten czas - to teraz. Chwila terażniejsza jest jedynym czasem, jaki mamy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 77

Oceny
4,2 (159 ocen)
74
51
23
9
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
infernem

Dobrze spędzony czas

„Cud uważności. Prosty podręcznik medytacji” autorstwa Thich Nhat Hanh to zaledwie stu trzydziestostronowa książeczka, mająca na celu wprowadzenie czytelnika w świat medytacji i uważności. Napisana lekkim i przystępnym językiem jest lekturą wprost idealną dla każdej osoby pragnącej rozpocząć przygodę z medytacją. Autor w prosty sposób tłumaczy jak ważne jest zwracanie uwagi na wykonywane czynności oraz że medytować można nie tylko w pozycji lotosu, ale również zmywając naczynia czy pijąc herbatę. Uczy również jak prawidłowo oddychać by dać ukojenie ciału i umysłowi. Przede wszystkim jednak Thich Nhat Hanh zwraca uwagę czytelnika na to by żył tu i teraz oraz zwracał uwagę na siebie i rzeczy pozornie oczywiste, a jednak tak często przez nas ignorowane lub spychane na dalszy plan, na przykład ze względu na wieczny brak czasu. W „Cudzie uważności” najbardziej spodobały mi się ćwiczenia medytacyjne znajdujące się na końcu książeczki. Może nie sprawiły one, że zacznę medytować, ale na pewno...
10
ddaliah

Nie oderwiesz się od lektury

wspaniała, potrzebna!
00
szczepanik041199

Całkiem niezła

Szału nie robi, jeżeli już trochę zna się temat.
00
klaudiagoska

Dobrze spędzony czas

Jeśli ktoś potrzebuje przewodnika w medytacji to jest to dobra pozycja
00
butlaktaktyt

Nie oderwiesz się od lektury

świetna książka, napisana prostym językiem, ale z głębokim praekazem
00

Popularność




PODSTAWOWY TRENING

Wczo­raj odwie­dził mnie Allen z synem Joeyem. Jak ten chło­piec szybko rośnie! Ma już sie­dem lat i płyn­nie mówi po fran­cu­sku i angiel­sku. Mówi nawet slan­giem, któ­rego nauczył się na ulicy. Tutej­sze metody wycho­waw­cze róż­nią się bar­dzo od spo­sobu, w jaki wycho­wu­jemy dzieci w moim kraju. Tutaj rodzice wie­rzą, że „wol­ność jest nie­zbędna dla pra­wi­dło­wego roz­woju dziecka”. W ciągu dwóch godzin naszego spo­tka­nia Allen cały czas musiał obser­wo­wać syna, gdy ten bawił się, krzy­czał i cią­gle nam prze­ry­wał, tak że wła­ści­wie nie mogli­śmy poroz­ma­wiać. Dałem chłopcu kilka ilu­stro­wa­nych ksią­że­czek dla dzieci, zajął się nimi przez krótką chwilę, po czym odrzu­cił i znów zaczął nam prze­szka­dzać. On po pro­stu domaga się, by nie­ustan­nie zwra­cano na niego uwagę.

Póź­niej Joey ubrał się i wybiegł, by poba­wić się z synem sąsiada. Spy­ta­łem Allena: „Czy łatwo jest żyć w rodzi­nie?”. Allen nie odpo­wie­dział wprost.

Przy­znał, że w ciągu ostat­nich kilku tygo­dni od naro­dzin Any nie mógł spo­koj­nie prze­spać dłuż­szej chwili, bo Sue budzi go w nocy. Sama jest zbyt zmę­czona, więc prosi, by spraw­dzał, czy Ana oddy­cha. „Wstaję, przy­glą­dam się dziecku, po czym znów zasy­piam. Cza­sami ten rytuał powta­rza się dwa lub trzy razy w ciągu nocy”.

Spy­ta­łem też: „Czy życie w rodzi­nie jest łatwiej­sze od życia w samot­no­ści?”. Allen rów­nież nie odpo­wie­dział. Zro­zu­mia­łem. Zada­łem mu inne pyta­nie: „Wielu ludzi sądzi, że jeśli masz rodzinę, to czu­jesz się mniej samotny i bez­piecz­niej­szy. Czy to prawda?”. Allen poki­wał głową, ale ja zro­zu­mia­łem…

Po chwili zaczął: „Odkry­łem spo­sób, by mieć wię­cej czasu dla sie­bie. W prze­szło­ści zwy­kłem patrzeć na czas, jak gdyby był podzie­lony na czę­ści. Jedna część była zare­zer­wo­wana dla Joeya, inna – dla Sue, jesz­cze inna – na różne prace domowe. Dopiero pozo­stały czas trak­to­wa­łem jako swój – mogłem czy­tać, pisać, zaj­mo­wać się pracą badaw­czą, pójść na spa­cer.

Teraz sta­ram się już nie dzie­lić czasu na czę­ści. Uwa­żam czas Joeya i Sue za swój czas. Kiedy poma­gam Joey­owi w lek­cjach, szu­kam spo­so­bów, by trak­to­wać jego czas jako swój. Gdy wspól­nie z nim roz­wią­zuję zada­nia, dzielę z nim chwilę i sta­ram się wzbu­dzić w sobie zain­te­re­so­wa­nie tym, co w danym momen­cie robimy. Czas poświę­cony synowi staje się moim cza­sem. To samo dzieje się w sto­sunku do Sue. Muszę powie­dzieć, że teraz mam nie­ogra­ni­czoną ilość czasu dla sie­bie!”.

Allen uśmie­chał się, kiedy to mówił. Byłem zasko­czony. Wie­dzia­łem, że nie nauczył się tego z ksią­żek. Odkrył to w codzien­nym życiu.

Zmywanie dla zmywania

Trzy­dzie­ści lat temu, kiedy byłem jesz­cze nowi­cju­szem w klasz­to­rze TU Hieu, zmy­wa­nie naczyń nie nale­żało do przy­jem­nych zajęć. Gdy wszy­scy mnisi wra­cali do klasz­toru, bo zbli­żał się okres inten­syw­nej medy­ta­cji, dwóch z nich musiało goto­wać i zmy­wać po – bywało – ponad stu innych. Nie było mydła. Uży­wa­li­śmy popiołu oraz ryżo­wych i koko­so­wych łusek. Zmy­wa­nie tylu misek było trudną pracą, zwłasz­cza zimą, gdy woda była lodo­wata. Dzi­siaj w kuchni mamy płyny do mycia, spe­cjalne gąbki do szo­ro­wa­nia i bie­żącą wodę. Łatwiej zna­leźć przy­jem­ność w zmy­wa­niu. Można zro­bić to szyb­ciej, by potem usiąść i roz­ko­szo­wać się her­batą. Potra­fię doce­nić pralkę, cho­ciaż swoje rze­czy piorę ręcz­nie, ale auto­ma­tyczna zmy­warka – to już tro­chę za wiele!

Pod­czas zmy­wa­nia naczyń powin­ni­śmy być tylko zmy­wa­niem naczyń, co ozna­cza, że zmy­wa­jąc, powin­ni­śmy być w pełni świa­domi faktu, że zmy­wamy naczy­nia. Na pierw­szy rzut oka może się to wyda­wać tro­chę głu­pie: dla­czego przy­wią­zy­wać tak wielką wagę do tak pro­stej czyn­no­ści? Ale o to wła­śnie cho­dzi. Fakt, że jestem tu i zmy­wam naczy­nia, jest cudowną rze­czy­wi­sto­ścią. Jestem cał­ko­wi­cie sobą, podą­ża­jąc za odde­chem, świa­domy swej obec­no­ści i świa­domy swo­ich myśli i czyn­no­ści. Nie­moż­liwe jest wtedy, bym mio­tał się nie­przy­tom­nie tam i z powro­tem jak butelka uno­szona przez fale oce­anu.

Filiżanka w twoich rękach

W Sta­nach Zjed­no­czo­nych mam bli­skiego przy­ja­ciela, Jima Fore­sta. Gdy osiem lat temu spo­tka­łem go po raz pierw­szy, pra­co­wał w Kato­lic­kim Sto­wa­rzy­sze­niu na rzecz Pokoju. Odwie­dził mnie ostat­niej zimy. Zazwy­czaj po kola­cji naj­pierw zmy­wam naczy­nia, a dopiero potem sia­dam, by napić się ze wszyst­kimi her­baty. Pew­nego wie­czoru Jim chciał mnie wyrę­czyć, więc powie­dzia­łem: „Dobrze, ale jeśli chcesz zmy­wać naczy­nia, musisz wie­dzieć, jak to się robi”. Jim się obru­szył: „Nie żar­tuj! Myślisz, że nie wiem, jak się zmywa naczy­nia?”. Odpar­łem: „Są dwa spo­soby zmy­wa­nia. Pierw­szy – to zmy­wa­nie naczyń po to, by je umyć, i drugi – by je zmy­wać”. Jim był zachwy­cony i odrzekł: „Wybie­ram ten drugi spo­sób: zmy­wa­nie dla zmy­wa­nia”. Od tam­tej pory Jim już wie, jak zmy­wać naczy­nia. Uczy­ni­łem go odpo­wie­dzial­nym za tę pracę w ciągu całego tygo­dnia.

Kiedy zmy­wamy i myślimy o her­ba­cie, która na nas czeka – to śpie­szymy się, żeby sprząt­nąć naczy­nia, tak jakby nam prze­szka­dzały. Wtedy nie można powie­dzieć, że zmy­wamy dla zmy­wa­nia. Co wię­cej, nie żyjemy w chwili, w któ­rej to robimy. Wła­ści­wie jeste­śmy zupeł­nie nie­zdolni do tego, by sto­jąc przy zle­wie, urze­czy­wist­niać cud życia. Jeśli nie umiemy zmy­wać naczyń, to wszystko wska­zuje na to, że nie będziemy rów­nież umieli pić her­baty. Pod­czas picia będziemy myśleli o innych rze­czach, led­wie zda­jąc sobie sprawę, że trzy­mamy w rękach fili­żankę. W ten spo­sób będziemy wsy­sani w przy­szłość, nie­zdolni do praw­dzi­wego prze­ży­cia nawet jed­nej minuty.

Jedzenie mandarynki

Pamię­tam, że kiedy przed laty po raz pierw­szy podró­żo­wa­łem z Jimem po Sta­nach Zjed­no­czo­nych, usie­dli­śmy pod drze­wem, by odpo­cząć. Jedli­śmy man­da­rynkę. Jim zaczął mówić o tym, co będziemy robili w przy­szło­ści. Gdy tylko zaczę­li­śmy oma­wiać jakiś wspa­niały, pod­nie­ca­jący plan, Jim tak się zato­pił w marze­niach, że dosłow­nie zapo­mniał, co robi. Ode­rwał cząstkę man­da­rynki i zanim ją pogryzł, już wkła­dał do ust następną. Nie zda­wał sobie sprawy z tego, co je. Wystar­czyło, że mu powie­dzia­łem: „Połknij ten kawa­łek, który już masz w ustach”, i Jim nagle zro­zu­miał…

To było tak, jak gdyby do tej pory nie jadł man­da­rynki, a jeśli jadł cokol­wiek – to plany na przy­szłość.

Man­da­rynkę można podzie­lić na cząstki. Jeśli potra­fisz zjeść jedną cząstkę, będziesz umiał zjeść cały owoc. Jim zro­zu­miał. Wolno opu­ścił rękę i sku­pił się na kawałku, który miał w ustach. Pogryzł go uważ­nie i dopiero się­gnął po następny. Póź­niej, gdy Jima uwię­ziono za dzia­łal­ność anty­wo­jenną, mar­twi­łem się, jak znosi cztery wię­zienne ściany, i napi­sa­łem do niego list: „Pamię­tasz man­da­rynkę, którą razem jedli­śmy? Twój pobyt w wię­zie­niu jest jak ona. «Jedz» go i bądź jed­nym z nim. Jutro już tego nie będzie”.

Podstawowy trening

Ponad trzy­dzie­ści lat temu, gdy prze­kro­czy­łem próg klasz­toru, mnisi wrę­czyli mi małą ksią­żeczkę The Essen­tial Disci­pline for Daily Use (Pod­sta­wowy tre­ning na co dzień), napi­saną przez bud­dyj­skiego mni­cha Doc The z klasz­toru Bao Son, i powie­dzieli, żebym nauczył się jej na pamięć. Była to cienka ksią­żeczka. Nie miała wię­cej niż czter­dzie­ści stron, lecz zawie­rała wszyst­kie zale­ce­nia Doc The, które sto­so­wał do prze­bu­dze­nia umy­słu pod­czas wyko­ny­wa­nia róż­nych czyn­no­ści. Kiedy budził się rano, pierw­szą jego myślą było: „Przed chwilą się obu­dzi­łem, mam nadzieję, że wszy­scy ludzie dojdą do wiel­kiej świa­do­mo­ści i będą widzieć z dosko­nałą jasno­ścią”. Kiedy mył ręce, myślał: „Kiedy myję ręce, mam nadzieję, że wszy­scy ludzie będą mieli czy­ste ręce, gotowe do przy­ję­cia rze­czy­wi­sto­ści”. Na ksią­żeczkę skła­dają się tylko tego rodzaju sen­ten­cje. Celem ich jest pomoc począt­ku­ją­cym w prak­tyce medy­ta­cji, tak by umieli utrzy­mać peł­nię świa­do­mo­ści. Mistrz zen Doc The pomógł nam, mło­dym nowi­cju­szom, we względ­nie łatwy spo­sób prak­ty­ko­wać wszystko to, o czym naucza Sutra Peł­nej Świa­do­mo­ści. Zawsze gdy wkła­dasz szatę, zmy­wasz naczy­nia, idziesz do łazienki, skła­dasz matę, nosisz wia­dra z wodą czy myjesz zęby, możesz powta­rzać jedną z sen­ten­cji Doc The, by utrzy­mać roz­sze­rzoną świa­do­mość1.

Sutra Peł­nej Świa­do­mo­ści powiada: „Gdy prak­ty­ku­jący medy­ta­cję cho­dzi, musi być świa­dom, że cho­dzi. Kiedy sie­dzi, musi być świa­dom, że sie­dzi. Kiedy leży, musi być świa­domy, że leży… Nie­za­leż­nie od pozy­cji, jaką przyj­muje jego ciało, prak­ty­ku­jący musi być jej świa­dom. Tak prak­ty­ku­jąc, żyje w bez­po­śred­niej i nie­ustan­nej świa­domości ciała…”. Jed­nakże uprzy­tom­nie­nie sobie pozy­cji ciała nie wystar­cza. Musimy być świa­domi każ­dego odde­chu, każ­dego ruchu, każ­dej myśli i uczu­cia – wszyst­kiego, co ma z nami jaki­kol­wiek zwią­zek.

O czym mówi Sutra2? Jak zna­leźć czas na ćwi­cze­nie kon­cen­tra­cji? Jeśli spę­dzamy cały dzień na prak­ty­ko­wa­niu, czy star­czy nam czasu na budo­wa­nie alter­na­tyw­nego spo­łe­czeń­stwa? W jaki spo­sób Allen godzi pracę, odra­bia­nie lek­cji z Joeyem i pra­nie pie­luch Any z prak­tyką peł­nej Uwagi?

CHODZENIE PO ZIEMI JEST CUDEM

Allen wie­dział, że ma „nie­ogra­ni­czony czas”, od kiedy zaczął uwa­żać czas spę­dzony z Joeyem i Sue za swój. Być może tylko wydaje mu się, że ma „nie­ogra­ni­czoną ilość czasu”. Allen może stra­cić ten czas, ponie­waż chwi­lami zapo­mina trak­to­wać czas Joeya jak wła­sny. Dzieje się tak dla­tego, że być może momen­tami pra­gnie, by czas ten minął szyb­ciej, lub nie­cier­pliwi się, myśląc, że go mar­nuje. Wynika stąd, że jeśli Allen naprawdę pra­gnie „nie­ogra­ni­czo­nej ilo­ści czasu”, musi nie­ustan­nie utrzy­my­wać w świa­do­mo­ści myśl: „To jest mój czas”. Nie­unik­nie­nie zakłó­camy umysł róż­nymi myślami, więc jeśli chcemy utrzy­mać żywą świa­do­mość (w tek­ście będzie się poja­wiał ter­min „Uwaga”, pisany dużą literą, na okre­śle­nie utrzy­my­wa­nia żywej, peł­nej świa­do­mo­ści tego, co wyda­rza się „na zewnątrz” i „wewnątrz” nas w chwili obec­nej), musimy prak­ty­ko­wać w codzien­nym życiu, a nie tylko pod­czas sesji medy­ta­cyj­nych.

Kiedy idziesz ścieżką do wio­ski, prak­ty­kuj Uwagę. Kiedy idziesz ścieżką obro­śniętą z dwóch stron kępami zie­lo­nych traw, możesz – prak­ty­kując Uwagę – doświad­czyć tej ścieżki. Można prak­ty­ko­wać poprzez utrzy­my­wa­nie jed­nej myśli: „Idę ścieżką pro­wa­dzącą do wio­ski”. Czy świeci słońce, czy ścieżka jest sucha, czy mokra, utrzy­muj tę jedną myśl, lecz nie powta­rzaj tego jak maszyna. Mecha­niczne myśle­nie jest prze­ciwne żywej świa­do­mo­ści. Jeśli naprawdę będziemy w sta­nie peł­nej świa­do­mo­ści, kiedy podą­żamy ścieżką do wio­ski, każdy krok wyda nam się nie­skoń­czo­nym cudem, a radość otwo­rzy nasze serca jak kwiaty, umoż­li­wia­jąc wej­ście do świata rze­czy­wi­sto­ści. Lubię cho­dzić samot­nie wiej­skimi dróż­kami wśród ryżo­wych pól i dziko rosną­cej trawy, sta­wia­jąc stopy z pełną Uwagą i wie­dząc, że stą­pam po wspa­nia­łej ziemi. W takich chwi­lach ist­nie­nie staje się cudowną i tajem­ni­czą rze­czy­wi­sto­ścią. Zwy­kło uwa­żać się za cud cho­dze­nie po powierzchni wody czy uno­sze­nie się w powie­trzu, ale myślę, że praw­dzi­wym cudem jest cho­dze­nie po ziemi. Każ­dego dnia uczest­ni­czymy w cudzie, z któ­rego nawet nie zda­jemy sobie sprawy: nie­bie­skie niebo, białe chmury, zie­lone liście, czarne cie­kaw­skie oczy dziecka – nasze wła­sne oczy. Wszystko jest cudem.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Budda nauczał, że powinno się uży­wać odde­chu w celu osią­gnię­cia kon­cen­tra­cji. Sutra, która mówi o sto­so­wa­niu odde­chu w celu utrzy­ma­nia pew­nej uwagi, to Sutra Ana­pa­na­sati. [wróć]

Sutra ta została prze­ło­żona i sko­men­to­wana w III wieku naszej ery przez wiet­nam­skiego mistrza zen Khu­ong Tang Hoi, pocho­dzą­cego z Azji Środ­ko­wej. Ana­pana zna­czy „oddech”, a Sati „uwaga”. Tang Hoi prze­tłu­ma­czył to jako „strze­że­nie umy­słu”. Sutra Ana­panasati trak­tuje o odde­chu pomoc­nym w utrzy­ma­niu uwagi. Sutra o odde­chu pod­trzy­mu­ją­cym uwagę jest sto osiem­na­stą sutrą w zbio­rze sutr zwa­nym Maj­hima Nikaya i podaje szes­na­ście spo­so­bów posłu­gi­wa­nia się odde­chem. [wróć]