Lęk. Co warto wiedzieć, by przetrwać burzę - Thích Nhất Hạnh - ebook

Lęk. Co warto wiedzieć, by przetrwać burzę ebook

Thich Nhat Hanh

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Uważność może nam dać odwagę.

Większość z nas, nawet gdy przeżywa radość, odczuwa jednocześnie głęboki lęk. Lękamy się końca szczęśliwej chwili, niezaspokojenia naszych potrzeb, utraty przedmiotów miłości czy poczucia bezpieczeństwa. W niniejszej książce nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla Thich Nhat Hanh objaśnia, jak możemy rozpoznać nasz lęk i przekształcić go, odnajdując drogę do prawdziwego szczęścia i wolności.

Posługując się osobistymi anegdotami z długiego i barwnego życia, jak również własnym doświadczeniem mnicha buddyjskiego, Thich Nhat Hanh uczy, w jaki sposób praktyczne techniki uważności są w stanie nam pomóc. Pokazuje, jak możemy zakorzenić się w chwili obecnej i znaleźć w sobie odwagę skonfrontowania się z tym, co nas przeraża, abyśmy mogli panować nad własnym lękiem i cieszyć się życiem.

[Thich Nhat Hanh] wskazuje nam powiązania między osobistym wewnętrznym pokojem a pokojem na Ziemi

Jego Świątobliwość Dalajlama

Thich Nhat Hanh jest świętym człowiekiem, gdyż ma w sobie pokorę i pobożność. Jest on uczonym wielkiego formatu intelektualnego.

Martin Luther King Jr

Thich Nhat Hanh pisze głosem Buddy.

Sogyal Rninpoche

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 141

Oceny
4,4 (32 oceny)
21
6
3
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jackjj

Nie oderwiesz się od lektury

genialna
00
Patrickz77

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna, inspirująca książka. Myśle, że wprowadzenie informacji zawartych w książce w życie naprawdę może je przetransformować na lepsze.
00
6cfd6f550e03f39d8954c499fc327b7f

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo sympatyczna lektura,
00



WSTĘP

NIEUSTRASZONOŚĆ

Więk­szość z nas doświad­cza życia peł­nego chwil cudow­nych i chwil trud­nych. Ale nawet w chwi­lach naj­bar­dziej rado­snych za naszą rado­ścią nie­rzadko czai się lęk. Lękamy się, że ta chwila minie, że nie speł­nią się nasze potrzeby, że stra­cimy to, co kochamy, albo że stra­cimy poczu­cie bez­pie­czeń­stwa. Czę­sto naj­bar­dziej lękamy się wie­dzy, że pew­nego dnia nasze ciała prze­staną funk­cjo­no­wać. Tak więc nawet gdy speł­nione są wszyst­kie warunki do szczę­ścia, nasza radość nie jest cał­ko­wita.

Uwa­żamy, że warun­kiem szczę­ścia jest ode­pchnię­cie lub zigno­ro­wa­nie lęku. Czu­jemy się nie­swojo na myśl o rze­czach, które nas prze­ra­żają, więc odsu­wamy lęk przez zaprze­cze­nie: „O nie, nie chcę o tym myśleć”. Usi­łu­jemy igno­ro­wać lęk, ale on w nas tkwi.

Jedy­nym spo­so­bem na oswo­je­nie lęku i osią­gnię­cie praw­dzi­wego szczę­ścia jest uświa­do­mie­nie sobie tegoż lęku i baczne przyj­rze­nie się jego źró­dłu. Zamiast ucie­kać przed lękiem możemy zapro­sić go do naszej świa­do­mo­ści i przyj­rzeć mu się jasno i dogłęb­nie.

Oba­wiamy się rze­czy z zewnątrz, któ­rych nie jeste­śmy w sta­nie kon­tro­lo­wać. Zamar­twiamy się moż­liwą cho­robą, sta­ro­ścią i utratą rze­czy, które naj­bar­dziej cenimy. Ucze­piamy się tego, co jest nam dro­gie – pozy­cji spo­łecz­nej, wła­sno­ści, osób, które kochamy. Ale to ucze­pia­nie się nie zmniej­sza naszego lęku. Kie­dyś będziemy musieli osta­tecz­nie roz­stać się z tym wszyst­kim. Nie zabie­rzemy tego ze sobą.

Zda­rza nam się myśleć, że jeśli zlek­ce­wa­żymy lęki, one odejdą. Jed­nak gdy usu­wamy zmar­twie­nia i nie­po­koje ze świa­do­mo­ści, one wciąż na nas oddzia­łują, powo­du­jąc smu­tek. Bar­dzo boimy się nie­mocy. Lecz posia­damy moc dogłęb­nego przyj­rze­nia się naszym lękom, a wów­czas lęk nie jest w sta­nie nad nami zapa­no­wać. Możemy prze­kształ­cić swój lęk. Prak­ty­ko­wa­nie pełni życia w chwili obec­nej – to, co nazy­wamy uważ­no­ścią – może uzbroić nas w odwagę potrzebną, aby sta­wić czoła lękom i wyzwo­lić się spod ich obez­wład­nia­ją­cej wła­dzy. Być uważ­nym to zna­czy patrzeć dogłęb­nie, doty­kać naszej praw­dzi­wej natury współ­by­cia i mieć świa­do­mość, że nic ni­gdy nie ginie.

Kie­dyś pod­czas wojny w Wiet­na­mie sie­dzia­łem na pustym lot­ni­sku polo­wym pośród wiet­nam­skich wzgórz. Cze­ka­łem na samo­lot, który miał mnie zabrać na pół­noc, gdzie chcia­łem zba­dać sytu­ację powo­dziową i moż­li­wość udzie­le­nia pomocy ofia­rom. Czas naglił i dla­tego musia­łem pole­cieć samo­lotem woj­sko­wym, uży­wa­nym zazwy­czaj do trans­portu koców, ubrań itp. Gdy sie­dzia­łem samot­nie na pasie star­to­wym, ocze­ku­jąc naj­bliż­szego samo­lotu, pod­szedł do mnie ame­ry­kań­ski ofi­cer. On rów­nież cze­kał na ten samo­lot. Trwała wojna, a my dwaj byli­śmy sami na tym lądo­wi­sku. Przyj­rza­łem się mu: był młody. Natych­miast ogar­nęło mnie doj­mu­jące współ­czu­cie dla niego. Dla­czego musiał tu przy­być, by zabi­jać lub zostać zabi­tym? Powo­do­wany współ­czu­ciem powie­dzia­łem: „Musisz się strasz­nie bać Wiet­kongu”. Wiet­kong był wiet­nam­ską par­ty­zantką komu­ni­styczną. Zabrzmiało to nie­zdar­nie i moje słowa pod­lały zasiane w nim wcze­śniej ziarno lęku. Bez­zwłocz­nie się­gnął po broń i spy­tał: „Jesteś z Wiet­kongu?”.

Przed przy­jaz­dem do Wiet­namu ofi­ce­ro­wie US Army uczyli się, że w Wiet­na­mie każdy może nale­żeć do Wiet­kongu, i hodo­wali w sobie lęk. Każde dziecko, każdy mnich mógł być agen­tem guerilli. W ten spo­sób kształ­cono żoł­nie­rzy ame­ry­kań­skich, któ­rzy na każ­dym kroku widzieli wroga. Usi­ło­wa­łem oka­zać współ­czu­cie temu żoł­nie­rzowi, ale na słowo „Wiet­kong” opa­no­wał go paniczny lęk i się­gnął po broń.

Wie­dzia­łem, że muszę zacho­wać abso­lutny spo­kój. Pood­dy­cha­łem głę­boko i powie­dzia­łem: „Nie, cze­kam na swój samo­lot, który zabie­rze mnie do Danang, gdzie mam badać sytu­ację powo­dziową i moż­li­wo­ści pomocy”. Współ­czu­łem mu głę­boko i zdra­dził to mój głos. Zaczę­li­śmy roz­ma­wiać. Zdo­ła­łem prze­ka­zać mu swój pogląd na wojnę, która spo­wo­do­wała wiele ofiar i po stro­nie wiet­nam­skiej, i po ame­ry­kań­skiej. Żoł­nierz także się uspo­koił i wda­li­śmy się w roz­mowę. Byłem bez­pieczny, gdyż zacho­wa­łem jasność umy­słu i spo­kój. Gdy­bym dzia­łał za pod­szep­tem lęku, żoł­nierz zastrze­liłby mnie ze stra­chu. Nie sądź­cie więc, że nie­bez­pie­czeń­stwa pocho­dzą tylko z zewnątrz. One pocho­dzą z wnę­trza. Dopóki nie uświa­do­mimy sobie wła­snego lęku, przy­cią­gamy nie­bez­pie­czeń­stwa i wypadki.

Wszy­scy doświad­czamy lęku, lecz jeżeli przyj­rzymy mu się dogłęb­nie, zdo­łamy wyzwo­lić się z jego szpo­nów i dotknąć rado­ści. Lęk każe nam sku­piać się na prze­szło­ści lub mar­twić o przy­szłość. Uświa­da­mia­jąc sobie lęk, doj­dziemy do wnio­sku, że w tej chwili nic nam nie grozi. W tej chwili, dzi­siaj, jeste­śmy wciąż żywi i nasze ciała dzia­łają zna­ko­mi­cie. Oczy wciąż widzą prze­piękne niebo. Uszy wciąż sły­szą głosy tych, któ­rych kochamy.

Pierw­szym eta­pem przy­glą­da­nia się lękowi jest zapro­sze­nie go do świa­do­mo­ści bez osą­dza­nia. Jeste­śmy po pro­stu łagod­nie świa­domi obec­no­ści lęku. Już samo to spra­wia wielką ulgę. Uspo­ko­iw­szy swój lęk, możemy objąć go czule i wej­rzeć głę­boko w jego korze­nie, jego źró­dła. Zro­zu­mie­nie genezy naszych napięć i lęków pomoże nam je prze­zwy­cię­żyć. Czy nasz lęk bie­rze się z tego, co dzieje się w tej chwili, czy też jest to stary lęk, lęk z naszego dzie­ciń­stwa, który zacho­wa­li­śmy w sobie? Prak­ty­ku­jąc wydo­by­wa­nie naszych lęków na powierzch­nię, zysku­jemy świa­do­mość, że wciąż żyjemy, że na­dal mamy z czego się cie­szyć. Dopóki nie zaj­mu­jemy się spy­cha­niem i zwal­cza­niem naszego lęku, możemy cie­szyć się słoń­cem, mgłą, powie­trzem i wodą. Głę­bo­kie wej­rze­nie w lęk i stwo­rze­nie sobie jego jasnej wizji pozwala wieść praw­dzi­wie war­to­ściowe życie.

Naj­bar­dziej lękamy się tego, że z chwilą śmierci sta­niemy się niczym. Aby praw­dzi­wie cał­ko­wi­cie wyzwo­lić się z lęku, musimy wej­rzeć głę­boko w wymiar osta­teczny i dostrzec naszą praw­dziwą naturę nie-naro­dzin i nie-śmierci. Trzeba wyzwo­lić się spod wła­dzy idei, że jeste­śmy tylko cia­łami, które umie­rają. Gdy poj­miemy, że jeste­śmy czymś wię­cej niż nasze ciała fizyczne, że nie wzię­li­śmy się z nico­ści i nie znik­niemy w nico­ści, zosta­niemy wyzwo­leni od lęku.

Budda był istotą ludzką i także znał lęk. Codzien­nie jed­nak prak­ty­ko­wał uważ­ność i bacz­nie obser­wo­wał swój lęk w kon­fron­ta­cji z nie­zna­nym, dzięki czemu spo­koj­nie sta­wiał mu czoła. Pew­nego dnia pod­czas spa­ceru Budda został napad­nięty przez seryj­nego mor­dercę, Angu­li­malę. Angu­li­mala krzy­kiem kazał Bud­dzie się zatrzy­mać, Budda jed­nak szedł dalej powoli i spo­koj­nie. Angu­li­mala dogo­nił go i groź­nie zapy­tał, dla­czego się nie zatrzy­mał. Budda odrzekł mu: „Angu­li­malo, ja zatrzy­małem się dawno temu. To ty się nie zatrzy­małeś”. Następ­nie wyja­śnił: „Prze­sta­łem czy­nić to, co spra­wia cier­pie­nie innym żywym isto­tom. Wszyst­kie żywe istoty pra­gną żyć. Wszyst­kie lękają się śmierci. Musimy hodo­wać w sobie serce pełne współ­czu­cia i chro­nić życie wszyst­kich istot”. Zasko­czony Angu­li­mala popro­sił o dal­sze nauki. Na koniec roz­mowy ślu­bo­wał, że już ni­gdy nie popełni zbrodni, i posta­no­wił zostać mni­chem.

Jak Budda zdo­łał zacho­wać spo­kój, sto­jąc twa­rzą w twarz z mor­dercą? To skrajny przy­kład, ale każdy z nas każ­dego dnia kon­fron­tuje się z wła­snymi lękami. Codzienna prak­tyka uważ­no­ści jest w tym wzglę­dzie nie­zmier­nie pomocna. Poczy­na­jąc od odde­chu, zaczy­na­jąc od świa­do­mo­ści, zysku­jemy umie­jęt­ność przyj­mo­wa­nia wszyst­kiego, co nas spo­tyka.

Nie­ustra­szo­ność nie tylko jest moż­liwa, lecz także jest naj­wyż­szą rado­ścią. Z chwilą dotknię­cia bez­lęku sta­jesz się wolny. Jeśli zda­rzy mi się lecieć samo­lo­tem, któ­rego pilot ogłosi, że samo­lot zaraz się roz­bije, będę ćwi­czył uważne oddy­cha­nie. Mam nadzieję, że ty zro­bisz to samo w reak­cji na złą wia­do­mość. Nie cze­kaj jed­nak z prak­ty­ko­wa­niem prze­kształ­ca­nia swo­ich lęków i z życiem w uważ­no­ści do sytu­acji gra­nicz­nej. Nikt nie może ci ofia­ro­wać nie­ustra­szo­no­ści. Nawet gdyby sie­dział obok cie­bie Budda, nie mógłby ci tego zapew­nić. Sam musisz ćwi­czyć i uświa­da­miać sobie lęk. Gdy prak­ty­ko­wa­nie uważ­no­ści wej­dzie ci w nawyk, będziesz wie­dział, co robić, gdy nadejdą trudne chwile.

PRZEDTEM

Na ogół nie pamię­tamy, że dawno temu żyli­śmy w łonie matki. Byli­śmy maleń­kimi żywymi isto­tami ludz­kimi. W ciele matki biły wtedy dwa serca: jej wła­sne i twoje. W tym okre­sie matka robiła wszystko za cie­bie: za cie­bie oddy­chała, za cie­bie jadła, za cie­bie piła. Byłeś z nią połą­czony pępo­winą. Przez pępo­winę docie­rał do cie­bie pokarm, było ci dobrze i bez­piecz­nie we wnę­trzu matki. Ni­gdy za zimno ani za gorąco. Bar­dzo wygod­nie. Spo­czy­wa­łeś na mięk­kiej wod­nej poduszce. W Chi­nach i w Wiet­na­mie nazy­wamy łono „pała­cem dziecka”. W tym pałacu spę­dzi­łeś około dzie­wię­ciu mie­sięcy.

Tych dzie­więć mie­sięcy spę­dzo­nych w łonie to jeden z naj­szczę­śliw­szych okre­sów two­jego życia. Potem przy­szedł dzień two­ich naro­dzin. Nagle wszystko było inne, zosta­łeś wrzu­cony w nowe śro­do­wi­sko. Po raz pierw­szy poczu­łeś zimno i głód. Dźwięki były za gło­śne, świa­tło za jasne. Pierw­szy raz poczu­łeś lęk. Na tym polega lęk pier­wotny.

W pałacu dziecka nie musia­łeś korzy­stać z wła­snych płuc. Ale z chwilą naro­dzin ktoś prze­ciął pępo­winę i skoń­czyło się twoje fizyczne połą­cze­nie z matką. Matka nie mogła już za cie­bie oddy­chać. Musia­łeś nauczyć się oddy­chać sam – wziąć pierw­szy oddech. Gdy­byś nie zdo­łał tego zro­bić, umarł­byś. Naro­dziny to bar­dzo nie­bez­pieczny czas. Zosta­łeś wypchnięty z pałacu i pozna­łeś cier­pie­nie. Pró­bo­wa­łeś zaczerp­nąć tchu, ale to było trudne. W two­ich płu­cach zale­gał płyn, któ­rego nale­żało się pozbyć przed pierw­szym wde­chem. Rodzimy się i z chwilą naro­dzin rodzi się w nas lęk wraz z pra­gnie­niem prze­trwa­nia. Na tym polega pier­wotne pra­gnie­nie.

Jako nie­mow­lęta wie­dzie­li­śmy, że aby prze­trwać, potrze­bu­jemy kogoś, kto się nami zaopie­kuje. Nawet po odcię­ciu pępo­winy byli­śmy cał­ko­wi­cie zależni od doro­słych. Dopóki twoje prze­trwa­nie zależy od kogoś lub cze­goś, ist­nieje łącz­ność, rodzaj nie­wi­dzial­nej pępo­winy.

Dora­stamy, a lęk pier­wotny i pier­wotne pra­gnie­nie wciąż są w nas obecne. Wpraw­dzie nie jeste­śmy już małymi dziećmi, ale lękamy się, że nie prze­ży­jemy, jeśli nikt się nami nie zaopie­kuje. Każde pra­gnie­nie, które odczu­jemy w naszym życiu, zako­rze­nione jest w tym pier­wotnym, fun­da­men­tal­nym pra­gnie­niu prze­trwa­nia. Jako nie­mow­lęta zawsze szu­kamy spo­sobu na zapew­nie­nie sobie prze­trwa­nia. Czu­jemy się wów­czas cał­ko­wi­cie bez­bronni. Mamy nogi, ale nie umiemy cho­dzić. Mamy ręce, ale nie umiemy niczego uchwy­cić. Nie­mowlę musi więc odkryć spo­sób na to, by zmu­sić kogoś innego do oto­cze­nia go opieką i zapew­nie­nia mu prze­trwa­nia.

Każdy cza­sem się boi. Boimy się samot­no­ści, porzu­ce­nia, sta­ro­ści, śmierci, cho­roby i wielu innych rze­czy. Nie­raz odczu­wamy lęk bez wyraź­nego powodu. Prak­tyka głę­bo­kiego wglądu pozwala nam dostrzec, że lęk ten jest pochodną naszego pier­wot­nego lęku z cza­sów nie­mow­lę­cych, kiedy byli­śmy bez­bronni i nie­zdolni zadbać o sie­bie. Cho­ciaż sta­li­śmy się doro­słymi ludźmi, tam­ten pier­wotny lęk i pier­wotne pra­gnie­nie na­dal w nas żyją. Nasze pra­gnie­nie zna­le­zie­nia part­nera jest po czę­ści kon­ty­nu­acją pra­gnie­nia, by ktoś się nami zaopie­ko­wał.

Jako doro­śli czę­sto boimy się pamię­tać tam­ten pier­wotny lęk i pra­gnie­nie, ponie­waż wciąż żyje w nas bez­radne dziecko. Ni­gdy nie mie­li­śmy oka­zji z nim poroz­ma­wiać. Nie zaj­mo­wa­li­śmy się tym skrzyw­dzo­nym, bez­rad­nym dziec­kiem.

Dla więk­szo­ści z nas pier­wotny lęk trwa w jakiejś nowej for­mie. Może prze­ra­żać nas per­spek­tywa samot­no­ści: „Sama nie dam rady, muszę kogoś mieć”. Jest to kon­ty­nu­acja naszego pier­wot­nego lęku. Jed­nak głę­boki wgląd pozwala nam stwier­dzić, że potra­fimy uśmie­rzyć lęk i zna­leźć szczę­ście. Musimy przyj­rzeć się uważ­nie naszym rela­cjom i zadać sobie pyta­nie: czy są one oparte przede wszyst­kim na wza­jem­nym pra­gnie­niu czy na wza­jem­nym szczę­ściu? Mamy skłon­ność do myśle­nia, że part­ner ma moc zapew­nie­nia nam dobrego samo­po­czu­cia, i nie czu­jemy się dobrze, kiedy go przy nas nie ma. Myślimy: „Potrze­buję tej osoby, ona musi się mną zająć, bo ina­czej nie prze­żyję”.

Jeżeli nasza rela­cja oparta jest na lęku, a nie na wza­jem­nym zro­zu­mie­niu i szczę­ściu, nie posiada solid­nych fun­da­men­tów. Możesz czuć, że potrze­bu­jesz danej osoby dla wła­snego szczę­ścia. Ale może przyjść taki czas, kiedy obec­ność tej osoby zacznie być dla cie­bie uciąż­liwa i zechcesz się jej pozbyć. To dowód na to, że twoje poczu­cie spo­koju i bez­pie­czeń­stwa nie pocho­dziło w isto­cie od tej osoby.

Podob­nie jeżeli lubisz bywać w kawiarni, to raczej nie dla­tego, że ta kon­kretna kawiar­nia jest wyjąt­kowo inte­re­su­jąca. Moż­liwe, że moty­wuje cię lęk przed samot­no­ścią, czu­jesz nie­ustanną potrzebę bycia wśród ludzi. Gdy włą­czasz tele­wi­zor, to być może nie dla­tego, że chcesz obej­rzeć fascy­nu­jący pro­gram, ale dla­tego, że boisz się zostać sam ze sobą.

Z tego samego źró­dła pocho­dzi lęk przed tym, co inni mogą o tobie myśleć. Boisz się, że jeśli pomy­ślą o tobie źle, prze­sta­niesz być akcep­to­wany i zosta­niesz cał­kiem sam, w nie­bez­pie­czeń­stwie. Jeśli więc potrze­bu­jesz pew­no­ści, że inni zawsze myślą o tobie dobrze, to potrzeba ta jest funk­cją tego samego pier­wot­nego lęku. Regu­larne wyprawy na zakupy po nowe stroje są skut­kiem pier­wot­nego pra­gnie­nia: chcesz być akcep­to­wany przez innych. Boisz się odrzu­ce­nia. Lękasz się, że zosta­niesz opusz­czony i zosta­wiony sam na pastwę losu, że nikt się tobą nie zaopie­kuje.

Musimy uważ­niej się obser­wo­wać, aby roz­po­znać pier­wotny lęk i pier­wotne pra­gnie­nie, które moty­wują tak wiele naszych zacho­wań. Każdy z naszych lęków i każde z naszych pra­gnień prze­ży­wa­nych w chwili obec­nej to kon­ty­nu­acja pier­wotnego lęku i pier­wotnego pra­gnie­nia.

Pew­nego dnia pod­czas spa­ceru poczu­łem, że coś w rodzaju pępo­winy łączy mnie ze słoń­cem na nie­bie. Z wielką jasno­ścią zro­zu­mia­łem, że gdyby słońca nie było, umarł­bym natych­miast. Potem ujrza­łem pępo­winę łączącą mnie z rzeką. Pomy­śla­łem, że gdyby rzeki nie było, także bym umarł pozba­wiony wody do picia. I spo­strze­głem, że pępo­wina łączy mnie z lasem. Leśne drzewa wytwa­rzały tlen, żebym mógł oddy­chać. Umarł­bym bez lasu. Dostrze­głem pępo­winę łączącą mnie z rol­ni­kiem, który upra­wia warzywa, zboże i ryż, bym mógł go ugo­to­wać i zjeść.

Gdy prak­ty­ku­jesz medy­ta­cję, zaczy­nasz dostrze­gać rze­czy, któ­rych inni nie widzą. Wpraw­dzie fizycz­nie nie widzisz wszyst­kich tych pępo­win, ale one ist­nieją, łączą cię z twoją matką, twoim ojcem, rol­ni­kiem, słoń­cem, rzeką, lasem i całą przy­rodą. Wizu­ali­za­cja może być ele­men­tem medy­ta­cji. Gdy­byś miał nary­so­wać sie­bie ze wszyst­kimi tymi pępo­winami, odkrył­byś, że jest ich nie tylko pięć czy dzie­sięć, ale być może setki i tysiące.

W Plum Vil­lage na połu­dnio­wym zacho­dzie Fran­cji, gdzie miesz­kam, posłu­gu­jemy się gathami, krót­kimi wier­szami, które recy­tu­jemy w mil­cze­niu lub na głos przez cały dzień. Gathy poma­gają nam głę­boko prze­ży­wać każdą czyn­ność codzien­no­ści. Mamy gathę na budze­nie się z rana, na mycie zębów, a nawet na pro­wa­dze­nie samo­chodu i obsłu­gi­wa­nie kom­pu­tera. Gatha, którą recy­tu­jemy, poda­jąc posi­łek, brzmi tak:

W tym poży­wie­niu

widzę wyraź­nie

obec­ność całego wszech­świata,

który wspiera moje ist­nie­nie.1

Przy­glą­da­jąc się uważ­nie warzy­wom, dostrze­gamy w nich słońce, chmurę, zie­mię, mnó­stwo cięż­kiej pracy. Patrząc w ten spo­sób, nawet jeżeli nikt nie dzieli z nami posiłku, uświa­da­miamy sobie, że nasza spo­łecz­ność, nasi przod­ko­wie, matka natura i cały kosmos są w nas i przy nas w każ­dym momen­cie życia. Nie musimy czuć się osa­mot­nieni.

Jedną z pierw­szych rze­czy, które możemy zro­bić dla uśmie­rze­nia naszego lęku, jest roz­mowa z nim. Możemy usiąść z tym naszym zalęk­nio­nym dziec­kiem i potrak­to­wać je łagod­nie, mówiąc na przy­kład: „Kochane dziecko, jestem twoim doro­słym ja. Chciał­bym ci powie­dzieć, że nie jeste­śmy już małą, bez­bronną i podatną na zra­nie­nie istotą. Mamy silne ręce i silne nogi, możemy się obro­nić. Nie ma więc powodu, żeby na­dal się bać”.

Wie­rzę, że takie prze­ma­wia­nie może być bar­dzo pomocne, ponie­waż nasze wewnętrzne dziecko jest zapewne głę­boko zra­nione i czeka na nasz powrót. Nosi w sobie wszyst­kie rany dzie­ciń­stwa, a my, zajęci doro­słym życiem, nie mie­li­śmy dotąd czasu, by powró­cić do tego dziecka i dopo­móc mu w uzdro­wie­niu. Dla­tego tak ważne jest poświę­ce­nie czasu na powrót, na uświa­do­mie­nie sobie obec­no­ści zra­nionego dziecka w nas samych, na prze­ma­wia­nie do niego i próby nie­sie­nia mu pomocy w uzdro­wie­niu. Przy­po­mnijmy kil­ka­krot­nie naszemu wewnętrz­nemu dziecku, że nie jeste­śmy już bez­bron­nym maleń­stwem, że jeste­śmy duzi i doro­śli, i możemy zadbać o sie­bie.

Praktyka: przemawianie do wewnętrznego dziecka

Połóż na ziemi dwie poduszki. Usiądź na jed­nej z nich i wyobraź sobie, że jesteś bez­rad­nym dziec­kiem. Powiedz: „Kocha­nie, jestem bar­dzo bez­bronna. Nie mogę nic zro­bić. Grozi mi wiel­kie nie­bez­pie­czeń­stwo. Na pewno umrę, nikt się mną nie opie­kuje”. Musisz powie­dzieć to języ­kiem małego dziecka. Gdy tak mówisz, rodzą się w tobie uczu­cia lęku, bez­na­dziei, napię­cia i bez­rad­no­ści. Pozwól im się ujaw­nić i roz­po­znaj je. Daj bez­rad­nemu dziecku dość czasu na wyra­że­nie wszyst­kich jego uczuć. To bar­dzo ważne.

Gdy dziecko skoń­czy mówić, prze­nieś się na drugą poduszkę, aby ode­grać rolę swo­jego doro­słego ja. Patrząc na poduszkę, którą opu­ści­łeś, wyobraź sobie, że bez­radne dziecko na­dal tam sie­dzi, i prze­ma­wiaj do niego: „Posłu­chaj. Jestem twoim doro­słym ja. Nie jesteś już bez­rad­nym dziec­kiem. Doro­śli­śmy i jeste­śmy już duzi, dosta­tecz­nie inte­li­gentni, aby się obro­nić i prze­żyć samo­dziel­nie. Nie potrze­bu­jemy już niczy­jej opieki”.

Gdy wyko­nasz to ćwi­cze­nie, prze­ko­nasz się, że poczu­cie bez­pie­czeń­stwa, któ­rego pra­gniesz, nie wypływa z ucze­pia­nia się dru­giej osoby lub usta­wicz­nego odwra­ca­nia uwagi. Roz­po­zna­nie i uśmie­rze­nie wewnętrz­nego lęku jest pierw­szym kro­kiem do odda­le­nia go.

Zro­zu­mie­nie, że jeste­śmy już bez­pieczni, jest nie­zbędne tym z nas, któ­rzy w prze­szło­ści doznali gwałtu, lęku lub bólu. Nie­raz potrze­bu­jemy przy­ja­ciela, brata, sio­stry, nauczy­ciela, który pomoże nam nie zapaść się z powro­tem w prze­szłość. Doro­śli­śmy. Jeste­śmy już zdolni nie tylko do samo­obrony, ale i do peł­nego życia w chwili obec­nej i dzie­le­nia się nim z innymi.

PIERWOTNY LĘK

Niejed­no­krot­nie łapiemy się na myśle­niu o rze­czach, które budzą w nas uczu­cia lęku i smutku. Każdy z nas w prze­szło­ści doświad­czył cier­pie­nia, które czę­sto wspo­mina. Wra­camy do prze­szło­ści, ana­li­zu­jemy ją i oglą­damy jak na fil­mie. Jeżeli jed­nak wra­camy do tych wspo­mnień bez uważ­no­ści i nie­świa­do­mie, każdy taki powrót ozna­cza ponowne cier­pie­nie.

Przy­pu­śćmy, że byłeś źle trak­to­wany jako dziecko. Cier­pia­łeś dotkli­wie. Byłeś deli­katny i słaby. Być może bałeś się przez cały czas. Nie umia­łeś się bro­nić. Może w pamięci na­dal jesteś raz po raz raniony, mimo że teraz jesteś już doro­sły. Nie jesteś już dziec­kiem, które było deli­katne i słabe, nie mogło się obro­nić. A jed­nak wciąż doświad­czasz cier­pie­nia tego dziecka, ponie­waż wra­casz do tych wspo­mnień, mimo że są bole­sne.

W two­jej świa­do­mo­ści utrwa­lił się film, obraz. Ile­kroć we wspo­mnie­niu wra­casz do prze­szło­ści, oglą­dasz ten film i cier­pisz ponow­nie. Uważ­ność przy­po­mina nam, że moż­liwe jest bycie tu i teraz, że chwila obecna jest nam zawsze dostępna; nie musimy żyć daw­nymi zda­rze­niami.

Przy­pu­śćmy, że dwa­dzie­ścia lat temu ktoś dał ci w twarz. Ten incy­dent zacho­wał się jako obraz w two­jej pod­świa­do­mo­ści, która zawiera już wiele innych fil­mów i obra­zów o prze­szło­ści. Ich pro­jek­cja odbywa się w pamięci non stop. Ty zaś masz skłon­ność do powra­ca­nia i oglą­da­nia ich wciąż od nowa, w związku z czym nie­ustan­nie cier­pisz. Za każ­dym razem, gdy oglą­dasz ten kon­kretny obraz, znów dosta­jesz w twarz, i tak w nie­skoń­czo­ność.

A prze­cież to jest tylko prze­szłość. Cie­bie nie ma już w prze­szło­ści, jesteś w chwili obec­nej. To się zda­rzyło, ow­szem – ale w prze­szło­ści. A prze­szłość już minęła. Pozo­stały z niej tylko obrazy i wspo­mnie­nia. Upo­rczywe wra­ca­nie do prze­szło­ści i oglą­da­nie tych obra­zów jest złą uważ­no­ścią. Jeżeli jed­nak zako­rze­nimy się w chwili obec­nej, możemy spoj­rzeć na prze­szłość ina­czej i prze­kształ­cić nale­żące do niej cier­pie­nie.

Przy­pu­śćmy, że gdy byłeś mały, ktoś doro­sły zabrał ci zabawkę. Nauczy­łeś się pła­kać, mani­pu­lo­wać sytu­acją lub też uśmie­chać się, aby przy­po­do­bać się opie­kunce i skło­nić ją do odda­nia zabawki. Już jako małe dziecko nauczy­łeś się dyplo­ma­tycz­nego uśmie­chu. To jeden ze spo­so­bów na radze­nie sobie z pro­ble­mem prze­trwa­nia. Czło­wiek uczy się, nie wie­dząc nawet, że się uczy. Poczu­cie, że jesteś deli­katny, słaby, nie­zdolny do samo­obrony, że zawsze kogoś potrze­bu­jesz, jest w tobie stale obecne. Ten pier­wotny lęk – i jego drugi bie­gun, pier­wotne pra­gnie­nie – towa­rzy­szy nam przez całe życie. Nie­mowlę z jego lękami i pra­gnie­niami jest w nas wciąż żywe.

Osoba pogrą­żona w depre­sji cierpi, mimo że jej sytu­acja z zewnątrz wygląda dobrze. Przy­czyną tego jest skłon­ność do roz­pa­mię­ty­wa­nia prze­szło­ści. Czu­jemy się w niej bar­dziej swoj­sko, nawet jeśli zawiera wiele cier­pie­nia. To poczu­cie swoj­skości zako­rze­niło się głę­boko w naszej pod­świa­do­mo­ści, która usta­wicz­nie wyświe­tla filmy z prze­szłych zda­rzeń. Oglą­damy te filmy i cier­pimy. Nato­miast przy­szłość, o którą wciąż się mar­twimy, jest niczym innym jak pro­jek­cją tychże minio­nych lęków i pra­gnień.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Cały zbiór gath oraz infor­ma­cję o ich prak­ty­ko­wa­niu w życiu codzien­nym znaj­dziesz w mojej książce Peace Is Every Bre­ath: A Prac­tice for Our Busy Lives (przyp. autora). [wróć]