44,90 zł
Opis produktu
KsiążkaCo wybieram? Rozmyślania w drodzewpisuje się w cykl rozważań księdza Jana Twardowskiego o życiu wewnętrznym współczesnego człowieka. Człowieka, któremu nie jest obojętne, jaką idzie drogą. Choć stale upada, potyka się, błądzi, to wytrwale szuka oparcia, wzorca i punktu odniesienia. Szuka odpowiedzi, jak żyć – w zgodzie z samym sobą, z najbliższymi, ze światem, a przede wszystkim z Bogiem. Zmagania ludzkie zostały tu przedstawione w wymiarze uniwersalnym: na naszej drodze codziennie musimy wybierać między dobrem i złem. Autor ukazuje kilka etapów drogi oczyszczenia – od grzechu (zerwania przyjaźni z Bogiem), przez spowiedź (spotkanie z miłością) do wyboru drogi (uzdrowienia).
Czytelnika niezmiennie zaskakuje aktualność słów księdza poety, zwłaszcza w dzisiejszych czasach wypełnionych okrucieństwem, wojnami, brutalnością, strachem. Z rozważań wyłania się jednak bardzo optymistyczne przesłanie: nasza deklaracja zaufania Bogu to pierwszy krok do przełamania otaczającego nas zła i wkroczenia na drogę ku uzdrowieniu.
Dlaczego warto kupić tę książkę?
– piękne wydanie tekstów uznanego autora, – zawiera teksty wcześniej niepublikowane, – wybór myśli szczególnie aktualnych w dzisiejszym świecie naznaczonym konfliktami, – doskonały prezent zarówno dla osób od dawna czytających ks. Jana Twardowskiego, jak i dla tych, którzy poszukują wartościowej lektury duchowej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 138
Czy tęsknimy za świętością?
Czy może liczymy na palcach
tylko grzechy ciężkie,
a nie patrzymy w swoje wnętrze,
w to, czego ludzie nie dostrzegają,
a co jest naszą niewiernością wobec Boga?
Trzeba wzbudzić w sobie taką tęsknotę.
Dopóki jeszcze jesteśmy w drodze.
Dopóki jeszcze żyjemy.
ks. Jan Twardowski
Wprowadzenie
Fenomen księdza Jana Twardowskiego polega na tym, że jego słowa są zawsze aktualne. Nieważne, czy wypowiedział je w roku 1963 czy 2005. Kaznodzieja i poeta poruszał bowiem kwestie, które są ponadczasowe, a ich uniwersalność jest tak oczywista, że nie trzeba o tym nikogo przekonywać. W centrum jego uwagi znajdowało się życie wewnętrzne człowieka, wpisanego w konkretną rzeczywistość, człowieka, któremu nie jest obojętne, jaką idzie drogą. Choć stale upada, potyka się, błądzi, to wytrwale szuka oparcia, wzorca i punktu odniesienia. Szuka odpowiedzi, jak żyć – w zgodzie z samym sobą, z najbliższymi, ze światem, a przede wszystkim z Bogiem.
Zarówno w wierszach, jak i w prozie, a wcześniej w homiliach, na podstawie których redagowane są rozważania, znaczące miejsce u księdza Twardowskiego zajmują dramat wolnej woli człowieka, dramat wyboru pomiędzy dobrem a złem, dramat moralności. Na wszystko to ksiądz poeta patrzy w kontekście wiary i zaufania Bogu. Dlatego grzech dla niego nie jest tylko złem, ale zerwaniem przyjaźni z Bogiem, spowiedź – spotkaniem z miłością, wybór drogi ku dobru, ku Bogu – uzdrowieniem. Finałem dramatu i zagubienia jest świadoma deklaracja ufności, zaufanie Bogu i Jego woli, zrozumienie, że każde życiowe doświadczenie po latach nabiera sensu.
Na dramat, zwłaszcza moralny, Jan Twardowski patrzył jak na potencjalne oczyszczenie. W roku 1979 we wstępie do tomu Poezje wybrane pisał:
Dla mnie największym dramatem jest dramat wolnej woli człowieka, dramat wyboru pomiędzy dobrem a złem. Dramat moralności. Jakie to przerażające, że to nie zwierzę, lecz człowiek może mordować, krzywdzić, wywołać wojnę. Ale przecież i w świecie upadającego człowieka można dostrzec tyle poświęcenia, miłości, dobroci, żalu. Nie tylko ojca Kolbe, ale i Janusza Korczaka. Nawet na dramat patrzę oczyma starożytnych, którzy w dramacie nie widzieli tragedii rozpaczy, ale niezrozumiałe działanie. Wydarzenia miały głębię perspektywiczną, były symbolem nieskończoności i ukazywały tajemnicę. Dramat mógł być oczyszczeniem, trudną drogą do dobra[1].
Początkiem tej drogi były zło, grzech, a zwieńczeniem – dobro i uzdrowienie. Niniejsza książka – Co wybieram? Rozmyślania w drodze – pokazuje człowieka na takiej właśnie drodze, „trudnej drodze do dobra”[2]. Wśród homilii księdza Twardowskiego z czterdziestu lat znalazło się tu wiele rozważań, które nie były dotąd publikowane. Stanowią one przeważającą część książki. Zadziwia ich aktualność w dzisiejszych czasach – czasach niepokojów, wojen, okrucieństwa, brutalności, lęków.
Uderzają zwłaszcza słowa o wojnie. Każdy pierwszy września – „data, która aż parzy”, „dzień rachunku sumienia” – był dla księdza Twardowskiego żywym wspomnieniem lat drugiej wojny światowej. Patrzył on wówczas na różne postawy ludzi, konieczność wyborów. W roku 1945 sam stanął przed dylematem, co zrobić z darowanym życiem. I zdecydował: zostać księdzem.
Do Warszawy wróciłem w pierwszą rocznicę wybuchu powstania i nie mogłem odnaleźć się w ruinach. Dom spalony, w gruzach. […] Przeżywałem ból, czułem się upokorzony. Miałem poczucie winy, że nie zginąłem. Z poczuciem winy wielu nie mogło sobie poradzić, wielu wstępowało do zakonów. Wyrzut sumienia zostaje do końca życia. Ktoś bał się przenocować człowieka, a on zginął. Zagrożenie paraliżowało ludzi. Nikt do takich sytuacji nie był przygotowany. Nikt nie był przygotowany do życia w ciągłym strachu i osaczeniu. W czasie okupacji, a nawet wcześniej, myślałem już o wstąpieniu do seminarium duchownego, ale dopiero po upadku powstania dojrzałem do tej decyzji[3].
Refleksje świadka wojny wypowiadane w kościele Sióstr Wizytek w Warszawie w kolejne rocznice wybuchu drugiej wojny światowej (Zatruty owoc, Próba, Dramat) oraz w Dniu Modlitw o Pokój w 1986 roku w Asyżu (Chmury) w dzisiejszych czasach nabierają wstrząsającej wymowy.
Dla księdza, kaznodziei i poety sprawy wolnej woli, życiowych wyborów, grzechu, dobra i zła, szukania ratunku, poczucia odpowiedzialności były zawsze sprawami wagi najwyższej, dlatego warto dodatkowo sięgnąć do rozważań już publikowanych, by przypomnieć je właśnie teraz, bowiem oddają one dramaturgię poruszanych tu zagadnień.
Nie po raz pierwszy ksiądz Jan Twardowski – przez pryzmat własnych doświadczeń – pomaga czytać książkę własnego życia, by, ufając Bogu, człowiek przestał się bać i nie ustawał w szukaniu drogi do dobra. Sam autor po raz kolejny staje się świadkiem wiary, która przez całe życie pomagała mu wybierać i odnajdować drogę. Powaga i stopień trudności poruszanych zagadnień nie odebrały księdzu Twardowskiemu „humoru dyskretnego uśmiechu”, z którego jest znany, a którym zawsze starał się rozładowywać trudne sytuacje, zarówno swoje, jak i słuchaczy oraz czytelników.
Aleksandra Iwanowska
[1] J. Twardowski, Od autora, w: tegoż, Poezje wybrane, Warszawa, LSW 1979, s. 8.
[2] Co wybieram? Rozmyślania w drodze tematyką rozważań, a także w jakimś sensie tytułem, nawiązuje do wydanej w Wydawnictwie Święty Wojciech książki: Kim jestem? Pytania w drodze (2012). Jest niejako jej drugą częścią, dopełnieniem.
[3] J. Twardowski, Autobiografia. Myśli nie tylko o sobie. Oprac. A. Iwanowska. T. 1: Smak dzieciństwa 1915–1959, wyd. 2, Kraków, Wydawnictwo Literackie 2010, s. 174.
Kilka myśli na początek
Dobro jest tak potężne, że nigdy się nie boi zła.
Właśnie w tych czasach
„Wtedy przyszedł do Niego trędowaty i upadając na kolana, prosił Go: «Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: «Chcę, bądź oczyszczony!». Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony” (Mk 1,40–42).
Kiedy myślę o trędowatych, wydaje mi się, że cały świat, w jakim żyjemy, jest trędowaty. Rozchorował się wtedy, kiedy popełniono grzech pierworodny, i połknął tego bakcyla. Choroba rozszerza się dalej. Jest to choroba duchowa człowieka. Zawsze gromadzono broń, żeby się wzajemnie zabijać. Zawsze gromadzono bogactwa w nielicznych rękach. Byli bogaci i biedni. Był Herod na złotym tronie i uboga wdowa, która po nocy z lampą w ręku szukała jednej drachmy.
Wydaje mi się jednak, że żyjemy w świecie najbardziej trędowatym. Chociaż zawsze gromadzono broń, to w naszych czasach nagromadzono jej najwięcej i to najbardziej bratobójczej.
Jeżeli gromadzono pieniądze, bogactwa, to dzisiaj nagromadzono ich najwięcej i to w rękach państw, które chcą ze sobą wojować.
*
Dlaczego Pan Bóg kazał nam żyć właśnie w tych czasach?
Dlaczego właśnie w tych czasach poprzez sakrament chrztu powołał nas do chrześcijaństwa?
Właśnie w tych czasach naznaczył nas znakiem krzyża – znakiem Chrystusa. Nie dlatego, żebyśmy się uważali za lepszych od tych, którzy się zarazili trądem.
Dlaczego ludzie tak się zagubili? Dlaczego się rozchorowali na trąd duchowy? Bo stracili świadomość swojej zależności od Pana Boga. Człowiek dzisiejszy nie mówi: „Jeżeli chcesz, to możesz mnie oczyścić”. Mówi: „Ja chcę tego i sam się oczyszczę”.
Człowiek stracił świadomość, że jest Pan Bóg, a jeżeli jest, to nie jest mu potrzebny. Uważa, że da sobie radę ze wszystkim, a tymczasem coraz bardziej się gubi i choruje.
Co jest powołaniem chrześcijanina w dzisiejszym świecie? Ludziom, którzy odeszli od Boga, pokazywać Go w swoim życiu.
*
Boimy się górnolotnych słów, jak czegoś wielkiego i niezrozumiałego. Jednak przyznam się, że stale odgaduję Boga, czytając żywoty świętych. Mam nawet litanię do takich świętych, z którymi byłem w najbliższym kontakcie na ziemi. Zapisałem ich sobie w brulionie oprawionym w ceratę z naklejką. Zapisałem moją matkę, bo odgadywałem w niej Boga, chociaż Go nie widziałem; ojca duchownego z seminarium – Pawła Dębińskiego, misjonarza; siostrę Katarzynę z Lasek, zawsze zatroskaną o dusze ludzkie; profesora Gustawa Wuttke, który uczył mnie przyrody.
Chociaż Bóg jest niewidzialny, ja jednak zetknąłem się z ludźmi, w których Go odgadywałem.
*
Wydaje mi się, że każdy, kto boi się górnolotnych słów i kazań, zawsze spotka w życiu kogoś, kto przypomni mu Boga, kto zbliży go do Niego.
I jest to chyba naszym powołaniem, by Bóg poprzez nas leczył trędowaty świat. To też brzmi górnolotnie, a jednak jest to leczenie. Bo człowiek, który żyje Bogiem, w jakiś sposób leczy trąd tego świata.
*
Czy umiemy modlić się wielką modlitwą trędowatego: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić!”? W tej modlitwie jest i wyznanie wiary, i wyznanie wielkości Pana Boga, który wszystko może, a jednocześnie nieśmiałość człowieka, który niczego Bogu nie dyktuje, nie podpowiada, co ma uczynić i kiedy uleczyć. Jest wielka ufność. Skoro Bóg wszystko może i wszystko potrafi, to czego mam się obawiać i co mam Mu dyktować? Mogę tylko polecić Mu siebie, ojczyznę, wszystkie nieszczęścia i choroby.
Obyśmy umieli modlić się wielką modlitwą ewangeliczną, bo ona leczy trędowaty świat.
1982
Tajemnica zła
Postaram się jak najłatwiej i najprościej powiedzieć o tym, czego się stale uczę z trudnej ewangelicznej przypowieści o chwaście wśród zboża (Mt 13,24–30).
Zło powstało poza Bogiem. Podobne do tajemniczego nieprzyjaciela, który posiał złe nasienie na roli. Zło jest nie tylko dziełem człowieka, ale tajemniczą potęgą, której ta przypowieść nie wyjaśnia. W teologii mówimy o tajemnicy zła: misterium iniquitatis.
Tołstoj, opierając się na tej przypowieści, mówił, żeby nie przeciwstawiać się złu. Jednak żadnej przypowieści nie można odrywać od całości Ewangelii. A Ewangelia mówi wyraźnie o potrzebie walki ze złem. Ale, jak głosi przypowieść, ze złem trzeba walczyć nie złością, nienawiścią, gniewem. Jeżeli ktoś występuje w obronie najświętszych ideałów, ale walczy ze złem metodami zła, poszerza zło na świecie.
Trzeba unikać ludzi gorliwych i jednocześnie głupich. Dziwnie brzmi to skojarzenie. Głupota – jako brak miłości. Gorliwy, a nie miłujący. Niby występuje w obronie wielkich ideałów, ale ponieważ nie kocha i posługuje się metodami swojego wroga, ostatecznie nie czyni niczego dobrego.
*
Dobro i zło nie są przeciwnikami równymi sobie. Z góry wiadomo, że zło już przegrało. Zło już jest skompromitowane. Przez jakiś czas może triumfować, ale ostatecznie przegra.
Na tym polega pokonanie szatana w świecie przez Chrystusa. Zło triumfuje do czasu. Człowiek, który wchodzi na drogę grzechu, wchodzi na drogę przegranej, na drogę swojej – prędzej czy później – kompromitacji.
Zło, które jest we wszechświecie, w nas, nie jest dziełem jedynie człowieka. Jest tajemniczą potęgą, która sięga chyba czasu buntu aniołów. Dlatego walcząc ze złem, nie możemy opierać się tylko na swoich siłach. Musimy modlić się, przyjmować sakramenty i ufać Panu Bogu.
1970
Belka w oku
Iluż ludzi ma do Boga pretensje, żale, iluż utyskuje, że jest On niesprawiedliwy, że nas krzywdzi. Na Boga wszystko tak się jakoś zwala. I można powiedzieć: „Czemu widzisz belkę w oku Pana Boga, a drzazgi w swoim oku nie dostrzegasz?”.
Miłość Boga do człowieka i Jego miłosierdzie mają ukazać nabożeństwo do Serca Bożego. Miłość, której najczęściej nie kochamy, bo widzimy w oku Boga belkę, a nie widzimy swojej drzazgi, swojej belki, swojego węża, jaki jest w nas.
*
Bóg stworzył świat po to, żebyśmy byli szczęśliwi, człowieka – po to, aby był szczęśliwy. W każdym z nas jest tęsknota, by być szczęśliwym. Tak nas Bóg zaplanował. Chciał nam dać szczęście.
Skoro człowiek zgrzeszył – Bóg zesłał swojego Syna, Jezusa, który odkupił nas własną krwią. Znów wielka miłość do człowieka. Bóg zostawił nam Jezusa, który jest w Komunii Świętej i podtrzymuje nas na siłach. To miłość Boga, której często nie dostrzegamy.
Dlatego na świecie jest zło, że stworzenie Boże, obdarzone wolną wolą, nie potrafi kochać Boga. Narzekamy na zło w świecie i że świat zatruty jest nie tylko spalinami, ale też nienawiścią, złością, gniewem. To są właśnie wszystko nasze grzechy.
Obyśmy potrafili zauważyć miłosierdzie Boże w świecie.
1991
Wybrać
„Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3,17).
Bóg nikogo nie potępia. Sam człowiek może siebie potępić. Bóg tylko osądza, to znaczy pokazuje, po której stronie stanąłeś: czy po stronie ciemności, czy światła? Kiedy zaskoczy cię śmierć, gdzie będziesz stał, po tej, czy po tamtej stronie? Rozsądź sam. Mając wolną wolę, masz wybrać. Mając wolną wolę, możesz wybrać Mnie.
Jezus nas zbawił, to znaczy: dał chrzest święty, wybawił od bezsensowności życia, bo powołał nas do świętości. Dał spowiedź świętą, a więc uwolnił nas od grzechu. Możemy żałować za grzechy i być oczyszczeni. Wybawił od rozpaczy: powiedział, że cierpienie i śmierć mają sens.
Tylko trzeba Go wybrać. Wybrać i zaufać.
1997
Boże obietnice
Co to znaczy „mieć nadzieję w Bogu”? To znaczy ufać, że Bóg spełni swoje obietnice, wszystko, co obiecał poprzez Pismo Święte. Bóg był wierny narodowi żydowskiemu w swoich obietnicach. Obiecał dać im ziemię – otrzymali. Obiecał, że z ich narodu wyjdzie Mesjasz – spełnił obietnicę. Tymczasem jaki ten naród był niewierny! Wystarczyło, że Mojżesz na dłużej zniknął na górze Synaj, Żydzi odlali ze złota cielca i oddawali mu pokłony. Szemrali na pustyni, zniechęcali się, nie wierzyli Mojżeszowi, wyśmiewali go. Nawet wielcy królowie zdradzali Pana, łamiąc przykazania. Dawid zabił swego rywala, Salomon składał ofiary bożkom.
Kiedy czytamy dzieje Starego Testamentu, nieraz cierpnie nam skóra ze strachu, jak okropne rzeczy Żydzi popełniali. A jednak Bóg spełnił dane im obietnice.
*
Nieraz boimy się, że jesteśmy niegodni. A przecież nam też Bóg obiecał. Obiecał, że ubodzy, cisi, miłosierni, prześladowani, wprowadzający pokój, czyści – będą dziedzicami królestwa niebieskiego.
Nadzieję budujemy na wierze, że Bóg jest wierny swoim obietnicom. Nie można ufać tylko swojej świętości, swojemu zdrowiu, swoim zdolnościom. To wszystko może raptem zniknąć, załamać się. Opieramy się na Bożych obietnicach: On zawsze pomoże, obmyje, rozgrzeszy, wyratuje – jeżeli będziemy mieli żal serdeczny, jeżeli ze łzami do Niego powrócimy.
To wielka obietnica Ewangelii: grzesznik, który żałuje, znajdzie ratunek w Panu.
1979
Światło i ciemność
Co kochamy: światło czy ciemność?
Nasz każdy krok to albo – albo. Ciemność lub światło.
Nasza śmierć – to chwila, która pokaże, po której znaleźliśmy się stronie.
Jezus nie potępia. Prowadzi. Jest stale drogą.
1988
I.
Zerwanie przyjaźni. Grzech
Jeden jest Bóg, który jest Miłością,i jeden jest grzech – brak miłości.
Czemu
Czemu w mordę dostałem
filozof zapytał
zgubiłem maskotkę od niej
drobiazg rozpacz mała
słonik
wyleciał gdy myślałem w pociągu podmiejskim:
nie ma grzechów średnich lekkich i powszednich
gdy miłość zdenerwujesz każdy grzech jest ciężki
1989
Co wybieram?
Czym jest grzech? Elementarna katechizmowa odpowiedź brzmi: „Grzech jest przekroczeniem Bożego przykazania”. Ale to jest prymitywne pojęcie grzechu, podyktowane na górze Synaj ludziom bardzo prostym: przykazanie jako zakaz.
Subtelniejszej definicji grzechu można się doszukać w Ewangelii: grzeszy ten, kto, mając do wyboru – wybiera zło, a nie Pana Boga. A więc obrażam Boga, gdy kłamię, bo wiem, że Bóg jest Prawdą i kłamać nie pozwala. Bóg jest miłością, a ja wybieram nienawiść. Bóg jest przebaczeniem, a ja wybieram uraz, złość i nie mogę przebaczyć. Mogąc wybierać, wybieram to, co nie jest Bogiem.
Grzechem jest również wszystko, co przeszkadza w zjednoczeniu z Bogiem. Nawet to, co nie jest grzechem w codziennym tego słowa znaczeniu, ale co opóźnia wewnętrzny rozwój.
1975
Zdradzić miłość
Przepraszam bardzo, gdyby grzech był tylko przekroczeniem Bożego przykazania, to balibyśmy się takiego Boga – Boga, który tylko zakazuje, przeszkadza, denerwuje się na nieposłusznych. Czy można sobie wyobrazić ogromny kościół, majestatyczny, pusty, zimny i Pana Boga w środku, jak strażnika, który siedzi z kodeksem prawa i tylko liczy ludzkie wykroczenia?
Gdyby grzech był tylko przekroczeniem Bożego przykazania, to nie byłoby żalu za grzechy.
Tymczasem zarówno w Ewangelii, jak i w życiu spotykamy się z żalem za grzechy, czasem serdecznym żalem.
Święty Piotr skłamał, zaparł się Jezusa, bo bał się o własną skórę. Wyszedł na dziedziniec, zobaczył swojego Mistrza i zaczął płakać. Mówi legenda, że ile razy usłyszał pianie koguta – płakał, a na twarzy utworzyły mu się bruzdy od łez. Piotr płakał nie dlatego, że złamał przykazanie, ale że odwrócił się od kogoś, kogo naprawdę kochał. Zawiódł Tego, który pragnął jego dobra.
Kiedy byłem wikariuszem na wsi, zobaczyłem płaczącego mężczyznę nad grobem swojego ojca. „Ojciec umarł przeze mnie. – Powiedział. – Dokuczałem mu i on umarł na serce”. Czy płakał dlatego, że przekroczył Boże przykazanie, czy dlatego, że odwrócił się od kogoś, kogo nie rozumiał, i zdradził miłość, jaką był otoczony?
*
Jak wyglądała historia pierwszego grzechu Adama i Ewy, opisana w Biblii językiem bardzo obrazowym, tak kolorowym, żeby każde dziecko zrozumiało?
Pan Bóg z miłości dla człowieka – stworzył go, dał mu nieśmiertelność. Człowiek miał nie chorować i nie umierać. Pierwszym ludziom wydzielił miejsce bez potworów, zwane rajem. Dał im najwspanialsze drzewa, które mogły ich chronić, karmić, poić, przyodziać. Do tej pory drzewo jest pamiątką raju – chroni przed upałem, poi, karmi daktylami, bananami, tłuszczem, przyodziewa liśćmi. Pan Bóg dał ludziom wszystko, ale zastrzegł tajemnice właściwe tylko sobie: symboliczne drzewo, nazwane drzewem wiadomości dobrego i złego. Ale oni odeszli od Boga. Mimo to Bóg obiecał im Mesjasza, a ich przyodział w zwierzęce skóry, jak mówi Biblia. Wszyscy, którzy malują Adama i Ewę odchodzących z raju, malują ich we łzach. Dlaczego płakali? Czy dlatego, że złamali przykazanie? Nie. Oni sobie uświadomili, że odeszli od miłości, od Kogoś, kto ich kochał i pragnął ich dobra. A oni tym wzgardzili.
Kiedy grzeszę, obrażam swoją godność, szkodzę komuś drugiemu. Grzech nie jest moją prywatną sprawą. Grzesząc, zawsze obrażam samego Boga – Boga, który stworzył mnie z miłości, chce mojego dobra i szczęścia, a ja popsułem Jego plany.
ok. 1980–1982