Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Historie opowiadające o łaskach otrzymanych za przyczyną Opiekuna Odkupiciela oraz wzruszające listy pisane do niego przez dzieci – między innymi te treści kryje w sobie piąty tom serii Cuda świętego Józefa, która wielu czytelnikom przybliża osobę Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny.
Czułość i prostota, z jaką szczególnie najmłodsi zwracają się do św. Józefa, są nie tylko świadectwem ich zaufania, ale także przekonania, że może on swoim ojcowskim sercem objąć zarówno ich radości i szczęścia, jak też troski i nie zawsze łatwą codzienność. Z rozbrajającą otwartością proszą Go w ważnych dla siebie małych-wielkich sprawach. Ten zbiór wyjątkowej korespondencji jest dowodem dziecięcej wrażliwości na Boga i jednocześnie ich otwartości na działanie świętych.
Kochany święty Józefie!
Mam do Ciebie kilka próśb, bardzo ważnych. Chciałabym, aby tata nie kłócił się ze swoją mamą, czyli moją babcią. Proszę Cię też, żebym lepiej porozumiewała się z rodzicami, bo na razie słabo mi to wychodzi. Rodzice bardzo by chcieli mieć nowy dom. Przyznam, że ja też marzę o nowym domu. Mam nadzieję, że nam pomożesz… Chciałabym, aby biedne dzieci już nie były biedne, żeby wierzyły Panu Bogu i wszystkim świętym, że im pomogą. Pamiętaj, że bardzo Cię kocham i wszystkich w Niebie. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
Wiktoria
W książce znajdziesz również Akt zawierzenia narodu polskiego oraz Kościoła w Polsce świętemu Józefowi.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 161
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Idźmy do Józefa,jeśli pragniemywsparcia i pocieszenia.św. Alfons Maria de Liguori
Opieka redakcyjna: Joanna Pakuza
Korekta: Katarzyna Solecka
Projekt okładki: Andrzej Sochacki
Na I stronie okładki ikona pochodząca
z pracowni Mniszek Kamedułek ze Złoczewa
Na IV stronie okładki kościół
św. Józefa Żywiciela w Nazarecie
Skład: Edycja
na podstawie projektu Krzysztofa Błażejczyka
NIHIL OBSTAT
Przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego,
ks. Jarosław Paszyński SJ, prowincjał, Kraków, dn. 12 stycznia 2022 r.,
l.dz. 23/2022
ISBN 978-83-277-3019-0
WYDAWNICTWO WAM
ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków
tel. 12 62 93 200
e-mail: [email protected]
DZIAŁ HANDLOWY
tel. 12 62 93 254-255 • faks 12 62 93 496
e-mail: [email protected]
KSIĘGARNIA WYSYŁKOWA
tel. 12 62 93 260
www.wydawnictwowam.pl
Druk: DIMOGRAF • Bielsko-Biała
Napisz do św. Józefa
Drogie Czytelniczki i drodzy Czytelnicy, czy pisaliście kiedyś do św. Józefa? Dlaczego o to pytam? Już wyjaśniam.
„Dzieci z całej Polski piszą listy do św. Józefa – donosił portal Fakty Kaliskie w styczniu 2018 roku. – Akcja odbywa się w ramach trwającego Nadzwyczajnego Roku św. Józefa Kaliskiego – podkreślał autor tekstu. – Przypomnijmy, że papież Franciszek ustanowił Nadzwyczajny Rok św. Józefa Kaliskiego w Narodowym Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu. Jego inauguracja odbyła się 2 grudnia 2017 roku”. W 2019 roku powyższy fragment, razem z passusami przytoczonej informacji prasowej, znalazł się w libretcie Oratorium o św. Józefie Kaliskim z cudowną, pogodną i kojącą muzyką Piotra Pałki, zaś cytaty ze wspomnianych w informacji listów od dzieci zamieniły się w część tego muzycznego dzieła. W czasie premiery chór dziecięcych głosów wyśpiewał zawarte przez swych rówieśników w listach prośby, tworząc niebywale radosną i przepełnioną przysłowiową dziecięcą ufnością modlitwę do Świętego.
„Żeby mama mniej się denerwowała, żeby nie było wojen na świecie – wyliczała mała solistka chóru na przemian ze swoim rówieśnikiem solistą. – Żeby tata przestał palić, żeby mój braciszek Norbert szczęśliwie przyszedł na świat. Żeby tata wrócił z Anglii i znalazł dobrą pracę w Polsce, żeby babcia przeżyła operację, a koleżanka mamy została mamą…”. Dzieci prosiły św. Józefa również o pokój na świecie, polecały porzuconych, głodnych, bezdomnych i biednych, pisały, by Józef pomógł nawrócić się złym ludziom, ale ich listy do Patrona rodzin dotyczyły przede wszystkim ich własnych rodzin. Pokazywały, jak dla najmłodszych ogromnie ważni są ich rodzice, rodzeństwo, dziadkowie i inni krewni. A pamiętajmy, że to były bardzo spontaniczne wypowiedzi tych młodziutkich nadawców. Mówi się dziś, że współczesne maluchy są zupełnie inne od tych z wcześniejszych pokoleń – mówi się o nich, że to „cyfrowe dzieci”. Że one myślą już całkowicie inaczej, wychowują się w równoległych światach – realnym i wirtualnym, i w rzeczywistości, w której szeroko rozumiany tradycyjny model rodziny zanika. Że to dzieci, które nie uwierzą już tak łatwo jak wcześniejsze generacje w cuda Boże i w prawdy wiary. Że właściwie są to dzieci, które Boga nie będą już potrzebować. Tymczasem tysiące listów, które w 2018 roku zasypały kaliskie sanktuarium, stało się dowodem na to, że nawet te „cyfrowe dzieci” mają wciąż świadomość potęgi orędownictwa świętych i Bożych interwencji – które zwykliśmy nazywać cudami – potrzebują, oczekują, a wręcz się ich domagają z właściwą dla siebie bezpośredniością i ufnością. To dorośli wymyślili dla nich stechnicyzowaną i pozbawioną duchowości przyszłość. Dzieciaki tymczasem, ze swoimi otwartymi główkami i nieskażonymi jeszcze sercami, instynktownie przeczuwają, że to, co najważniejsze w życiu wciąż wiąże się – i tak naprawdę zawsze będzie się wiązało – z miłością. Z Bogiem, który jest miłością, i z rodzicami, którzy na ziemi tę miłość im przekazują i ją reprezentują. Dlatego to wszystko oddają św. Józefowi w opiekę, absolutnie wierząc, że ich nie zawiedzie.
Drogie Czytelniczki i drodzy Czytelnicy, kończąc ten wstęp, jeszcze raz chciałabym Was zapytać: czy pisaliście już kiedyś do św. Józefa? Bo właśnie tym pytaniem kończy się ta część Oratorium o św. Józefie Kaliskim, którą wykonują dzieci.
Jeśli nie pisaliście, to spróbujcie!
Aleksandra Polewska-Wianec
Świadectwa
Olej św. Józefa
Irena, 11 stycznia 2022 roku
Przez wiele lat mieszkaliśmy w bloku, co niosło ze sobą wiele negatywnych doświadczeń. Marzyliśmy o własnym domu, ale nigdy nie było takiej możliwości. Ta pojawiła się dopiero po przejściu na emeryturę. Nadal jednak nie mieliśmy wystarczających środków na budowę, dlatego konieczna okazała się sprzedaż naszego mieszkania. Formalności związane z budową domu z różnych powodów były bardzo skomplikowane. Uzyskanie wszystkich pozwoleń trwało rok. Jednak w tym czasie niespodziewanie szybko znalazły się osoby zainteresowane naszym mieszkaniem. Kupił je trzeci klient z kolei, niemal po miesiącu od chwili zamieszczenia ogłoszenia. Mogliśmy więc coś wynająć i rozpocząć budowę. Bardzo zależało mi na tym, żeby przebiegła ona szybko i sprawnie, by uniknąć w ten sposób konieczności długiego wynajmu. Firma budowlana nie dawała nam jednak takiej nadziei i sugerowała, by liczyć się z dłuższym czasem oczekiwania na przeprowadzkę. Co więcej, nasza działka okazała się dość wymagająca: niezbędne były badania archeologiczne i pozwolenia konserwatora zabytków. Było nawet podejrzenie, że na działce mogą znajdować się pozostałości dawnych zabudowań… To wszystko zapowiadało, że budowa może trwać naprawdę długo.
Pierwszym krokiem było więc wycięcie drzew rosnących na działce i wykopanie fundamentów. Ku naszemu zaskoczeniu, żadna z opisanych obaw się nie potwierdziła – budowa mogła ruszyć pełną parą. Gdy tylko zostały przygotowane fundamenty, przyjechałam na działkę rano, jeszcze przed przybyciem ekipy budowlanej, i w każdym narożniku domu wlałam olej św. Józefa sprowadzony z Montrealu z jego sanktuarium, prosząc jednocześnie w modlitwie, by zatroszczył się o tę budowę. Wierzę, że od tej pory to św. Józef był kierownikiem wszystkich prac, do czego przekonują mnie także dalsze wydarzenia. Roboty się rozpoczęły i przebiegały bardzo szybko. Sprzyjała nam pogoda. Nie było ani jednego dnia z opadami, co wymusiłoby przerwanie prac. Deszcz, ulewny i naprawdę mocny, padał tylko w dzień, gdy został wykonany strop, i ekipa budowlana nakazała nam jego systematyczne polewanie wodą, by nie popękał. Okazało się, że św. Józef zatroszczył się nawet o to. Nawodnił nasz strop deszczem. W zaskakujący sposób znajdowali się kolejni fachowcy, chociaż w tej branży prace trzeba zamawiać z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Nie wiedzieliśmy, kiedy otrzymamy pozwolenie, więc nie mogliśmy ustalić takich terminów wcześniej. Tymczasem zawsze kogoś znajdowaliśmy. Muszę tu nadmienić, że w umieściłam na działce zalaminowany obrazek z wizerunkiem św. Józefa i każdego dnia prosiłam go o pomoc, a gdy odjeżdżaliśmy z budowy, prosiłam, by wszystkiego pilnował. Nigdy nic nam nie zginęło, nie było żadnego włamania ani kradzieży, o których przecież tak często się słyszy.
Problem pojawił się dopiero przy konstrukcji dachu. Dekarze, do których dzwoniliśmy, wolne terminy mieli najwcześniej za pół roku. Wyszukiwałam w internecie kolejne firmy, których siedziba mieściła się coraz dalej od naszej budowy, bez większej nadziei dzwoniąc z pytaniem, czy przyjmą nasze zlecenie. Bez dachu nie można było kontynuować prac, co odwlekało moment przeprowadzki. Poza tym ekipy, które miały zająć się wnętrzem, sugerowały, że w tej sytuacji zrezygnują z naszego zlecenia. Liczyłam się z tym, że zakończenie budowy trzeba będzie odłożyć do następnego roku. Ale św. Józef już się tym zajmował. Z resztkami nadziei zadzwoniłam do jeszcze jednej firmy i zapytałam o możliwy termin. Padła tradycyjna odpowiedź: „Za pół roku”, ale szef jakby jednym tchem dodał: „A jak duży dach ma pani do zrobienia?”. Odpowiedziałam, że niewielki, bo około 100 m2. Wówczas stał się cud! W słuchawce usłyszałam: „To są trzy dni pracy. Zrobimy to między innymi zleceniami”. I tak się stało. Z pewnością była to interwencja św. Józefa. Nie pierwsza, ale też nie ostatnia. Podobny problem pojawił się tuż po wykonaniu dachu. Nie było ekipy, która podjęłaby się wykonania tynków wewnętrznych. Znów telefony, pytania, prośby… Tym razem bezskuteczne. Wszędzie odległe terminy. Nie ma szans. Trzeba rezerwować nawet z rocznym wyprzedzeniem. Byłam pewna, że musimy po prostu czekać.
Któregoś dnia przyjechaliśmy jednak na budowę, a do bramki wetknięta była mała karteczka. Ku mojemu zdziwieniu widniała na niej reklama firmy wykonującej… tynki wewnętrzne. Natychmiast zadzwoniłam. W słuchawce odezwał się głos mężczyzny, który poinformował mnie, że przejeżdżał rano obok naszej budowy i pomyślał, że może będziemy potrzebować wykonawców, a on może zacząć nawet dziś. To był prawdziwy cud, który można przypisać tylko św. Józefowi. Z pewnością to on przysłał nam tę firmę. Mogliśmy kontynuować budowę. Efekt tych wszystkich starań był zadziwiający. Otrzymaliśmy pozwolenie i rozpoczęliśmy budowę od wycinki drzew na działce w dniu 7 maja. Wprowadziliśmy się 20 października tego samego roku. To rekordowe tempo. Okoliczni mieszkańcy, a także fachowcy, którzy u nas pracowali, nie mogli zrozumieć, jakim sposobem można było tak szybko wybudować dom. Trwało to pięć miesięcy. Ja natomiast wiem, że jedynym sposobem na pokonanie wszystkich trudności było oddanie ich św. Józefowi. Tym świadectwem dziękuję mu za wszelką pomoc i zachęcam innych do tego, by mu zaufali. Na koniec muszę dodać (bo inaczej nie byłoby to świadectwo pełne i uczciwe), że o wstawiennictwo prosiłam równie mocno także św. Jadwigę Śląską, która za życia zbudowała wiele kościołów, więc zna się na tych tematach, oraz św. Antoniego, a także innych świętych. Mam głębokie przekonanie, że bardzo intensywnie współpracowali przy tym zadaniu ze św. Józefem. Im także bardzo dziękuję.
Dobry mąż
Marta, 20 lipca 2021 roku
Przesyłam swoje świadectwo o tym, jak otrzymałam łaski za pośrednictwem św. Józefa. Kieruję je szczególnie do kobiet, które modlą się o dobrego męża, ale także do mężczyzn, którzy szukają dobrej żony. Gdy poznałam swojego męża, miałam trzydzieści trzy lata. Stało się to w momencie, gdy już opuściła mnie nadzieja, że kiedykolwiek wyjdę za mąż. W młodości poznawałam wielu ciekawych ludzi, w tym mężczyzn. Nie narzekałam na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej, ale jakoś nie mogłam trafić na tego „jedynego”. Koleżanki i kuzynki wychodziły za mąż jedna po drugiej, rodziły dzieci, układały sobie życie, a ja coraz gorzej znosiłam swój panieński stan. Miałam w sercu ogromne pragnienie bycia żoną. Czułam, że to moje powołanie. Jednak co jakiś czas wpadałam w „dołki” i zamykałam się w sobie.
Najgorsze były święta, ponieważ wtedy uświadamiałam sobie, że kolejny rok minął, a ja dalej bez męża. Zaczęłam wątpić w swoje powołanie i czasem myślałam, że może po prostu je sobie wmawiam, a Pan Bóg chce ode mnie zupełnie czegoś innego. Nie pamiętam, jak to się stało, ale nagle zaczęłam modlić się do św. Józefa, a w środy rano, jeszcze przed pracą, jeździłam na nabożeństwo do Matki Bożej Nieustającej Pomocy – wszystko w intencji znalezienia męża. Byłam również w Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu, by modlić się tam o tę wielką łaskę. Mocno uchwyciłam się słów św. Teresy z Ávili: „Biedni grzesznicy, bez względu na wielkość waszych potrzeb, zwróćcie się o pomoc do św. Józefa! Idźcie do św. Józefa ze szczerą pewnością i spokojem, że wasze prośby będą wysłuchane”. Czekałam. Nie wiem nawet, jak długo modliłam się do św. Józefa i Matki Nieustającej Pomocy.
Czas szybko mijał. Mimo że chwile zwątpienia nadal przychodziły, miałam w sobie więcej spokoju i zaufania. W październiku 2018 roku zakończyłam związek trwający około ośmiu miesięcy. Byłam zmęczona i miałam dosyć nowych znajomości z mężczyznami. Przestałam szukać. W grudniu tego samego roku odezwała się do mnie koleżanka, z którą nie miałam kontaktu prawie cztery lata. Zaprosiła mnie na sylwestra. Miałyśmy go spędzić tylko we dwie, ale w ostatnim momencie okazało się, że zaprosiła również swojego kolegę Daniela. Zgodziłam się, choć nie miałam najmniejszej ochoty na męskie towarzystwo, a zrezygnować też już nie wypadało. Pamiętam prorocze słowa mojej mamy, gdy czekałam trochę zdenerwowana spóźnieniem Daniela, który miał po mnie przyjechać – „nie denerwuj się tak na niego, to może być twój przyszły mąż”. Tak też się stało. Na początku jednak nic tego nie zapowiadało. Daniel nie do końca przypadł mi do gustu, denerwował mnie swoim zachowaniem, a najbardziej poirytował uwagą, że w tym dniu powinnam być w sukience.
Daniel oświadczył mi się w sierpniu, po ośmiu miesiącach związku, a w maju 2020 roku wzięliśmy ślub. Wszystko potoczyło się całkiem szybko. Nie mieliśmy na co czekać – Daniel w dniu ślubu miał trzydzieści dziewięć lat, a ja trzydzieści pięć. We wrześniu następnego roku, czyli w 2021, powitaliśmy na świecie naszą kochaną córeczkę Oliwię, która jest darem niebios i naszą wielką radością. Mamy za co Bogu dziękować!
Modlitwa została wysłuchana. Mam naprawdę dobrego męża. Co prawda momentami nie było łatwo, powiedziałabym nawet, że moje narzeczeństwo „wisiało na włosku” (a to za sprawą mojej teściowej, ale to już inna historia). Święty Józef czuwał. Napiszę tylko, że warto modlić się o dobrych teściów. Życzliwi i dobrzy teściowie to także wielki dar, w końcu po ślubie stają się również rodziną. Teraz z mężem modlimy się o własny dom. Póki co mieszkamy u mojej babci, jednak posiadanie własnego domu z ogródkiem jest naszym wielkim marzeniem. Bez interwencji i cudownej pomocy św. Józefa nie jesteśmy w stanie zrealizować tego marzenia. To przekracza nasze możliwości finansowe, a z kredytem na resztę życia nie chcemy żyć. Dlatego wierzymy we wstawiennictwo św. Józefa i żyjemy nadzieją, że pewnego pięknego dnia obudzimy się we własnym domku... Obiecałam św. Józefowi, że jeśli nas wysłucha, postawimy w najpiękniejszym miejscu w ogrodzie kapliczkę z jego figurą... Mam nadzieję, że pewnego dnia napiszę o tym świadectwo...
Męska sprawa
Łukasz, 14 maja 2021 roku
Właściwie od niedawna jestem „fanem” św. Józefa. Do tego wielkiego Świętego i Orędownika zbliżyłem się po lekturze trzech części książki pt. Cuda świętego Józefa. Dzięki tym publikacjom poznałem modlitwę Telegram do św. Józefa. Od tamtej pory częściej zacząłem się do niego zwracać. Ostatnio miało to miejsce w maju: zobowiązałem się przed uroczystością św. Józefa, że jeżeli z „moją sprawą” będzie dobrze, to napiszę o tym świadectwo. Nie będę się jakoś szczególnie rozpisywać, ale powiem to, co w tym wszystkim jest najważniejsze.
Jestem młodym mężczyzną i jakiś czas temu miałem niepokojące objawy dotyczące spraw męskich, obawiałem się najgorszego, czyli nowotworu, gdyż wszystko na to wskazywało. Zacząłem odmawiać Nowennę do św. Józefa. W tym też czasie lekarz dał mi skierowanie na szczegółowe badania. Ich termin przypadł na dzień, w którym miałem zakończyć nowennę. Odmówiłem modlitwę na jej zakończenie i nadal w strachu – ale pełen nadziei – udałem się na badania, po których, jak się można domyślić, wyszedłem z wielką ulgą, ponieważ nie było to nic poważnego. Myślę, że ten cudowny Orędownik miał w tym swój nieoceniony udział.
Duchowa adopcja
Iwona, 1 sierpnia 2021 roku
Dziękując za dar rodzicielstwa, pragniemy dać świadectwo wstawiennictwa św. Józefa. Siedemnaście lat temu, 3 lipca 2004 roku, zawarliśmy sakramentalny związek małżeński. Chcieliśmy mieć dzieci, gdy przyjdzie na to czas. Wydawało nam się, że wszystko pójdzie łatwo – według planu i bez problemów. Kiedy po roku znalazłam się w stanie błogosławionym, właśnie tak się czułam: błogosławiona, wyjątkowa, wybrana. Niesamowite było uczucie uczestniczenia w tym sacrum życia. Świadomość, że to my – małżonkowie – współpracujemy z samym Bogiem w dziele stwarzania nowej istoty, która będzie już istnieć zawsze, wzmacniała we mnie doświadczenie doniosłości tego wydarzenia. Pamiętam to uczucie nowej rzeczywistości, macierzyństwa i ojcostwa.
Nie zdążyliśmy nawet podzielić się z bliskimi tą radosną nowiną, gdy spadła na nas wiadomość, że nasza drobinka, nasze dzieciątko nie żyje. Szok, ból, rozpacz, niedowierzanie, odrętwienie, smutek, złość… Nadaliś-my maleństwu imię Łucja – tak miała mieć na imię nasza pierwsza córeczka. Nasze drugie dzieciątko, nasz synek Maksymilian, odchodził dłużej. Gdy widzę w telewizji „czarny protest”, kobiety domagające się zabijania najbardziej niewinnych, krzyczące, że to tylko „zlepek komórek”, ogarnia mnie smutek i współczucie. Dla mnie to były moje dzieci, nie zlepek komórek. Czy można tak cierpieć i ciągle pamiętać tylko o „zlepku komórek”…? Kiedy kobieta traci już dwoje dzieci, lekarze zaczynają działać w kierunku poznania przyczyn „niepowodzeń prokreacyjnych”. Diagnoza, jaką postawili mi lekarze, nie była zbyt optymistyczna. Robiąc to, co po ludzku możliwe, oddając się Bogu za wstawiennictwem Jego Matki i świętych, zwłaszcza św. Dominika i św. Jana Pawła II, pomimo ogromnego lęku staraliśmy się o kolejne dziecko. Nie bez trudności i poświęceń 17 marca 2008 roku urodziło się poprzez cesarskie cięcie nasze upragnione, wymodlone dziecko – Julia Dominika.
Poznaliśmy wartość życia i jego kruchość. Doświadczenie straty zmienia nasze myślenie, uczucia i działania. Chcemy mieć więcej dzieci. Po urodzeniu Julci naprawdę mieliśmy nadzieję, że teraz będzie już dobrze i bez trudności. Czas płynął, a nasze kolejne maleństwo nie śpieszyło się na świat. Pan Bóg próbował chyba naszą wiarę i chciał od nas czegoś więcej. Powierzyliśmy się modlitwie naszej wspólnoty. Jesteśmy członkami Domowego Kościoła, rodzinnej gałęzi Ruch Światło-Życie w diecezji przemyskiej. Prosiliśmy o modlitwę nasz krąg, rodzinę, znajomych oraz ludzi nam życzliwych. Nie ukrywaliśmy naszego problemu. Prosiliśmy o radę naszego moderatora – ks. Zbigniewa, czy powinniśmy starać się o kolejne dzieciątko z tak „obciążonym wywiadem” (dwa poronienia, przedwczesny poród, niewydolność szyjkowa, cukrzyca ciążowa, stan po usunięciu wady macicy). Ksiądz wlał w nasze serca nadzieję – powiedział, że Pan Bóg ma ostatnie słowo; to on polecił nam modlitwę za wstawiennictwem św. Józefa i pielgrzymkę do Kalisza. Jesteśmy z Podkarpacia, więc to miała to być daleka podróż, ale podjęliś-my ten trud i pojechaliśmy do kaliskiego sanktuarium prosić św. Józefa o wstawiennictwo u Boga. Prosiliśmy przed obrazem Świętego, jemu zawierzaliśmy nasz ból i pragnienia; złożyliśmy także obietnicę, że przyjedziemy podziękować.
W sierpniu 2014 roku pojechaliśmy na rekolekcje formacyjne. Prosiliśmy wspólnotę o modlitwę w naszej intencji. Duch Święty przemawiał przez prowadzącego rekolekcje, ks. Marka, który mówił nam: „Zobaczycie, będzie się działo”. Na tych rekolekcjach podjęliśmy z mężem Duchową Adopcję Dziecka Poczętego, chcąc dać coś więcej od siebie. Ja wierzę w moc tej modlitwy. Nieraz słyszałam świadectwa małżonków, którzy podjęli taką adopcję i sami stawali się rodzicami, pomimo kłopotów i trudności, wbrew nadziei i medycynie. Modliliśmy się do św. Józefa i działaliśmy. Pan Bóg nie zostawił nas samych i „podsunął” nam pomoc – naprotechnologię. Jesienią 2014 roku rozpoczęliśmy spotkania z instruktorem modelu Creightona, panią Agnieszką z Rzeszowa. Te spotkania były dla nas nie tylko okazją do nauki dokładnej obserwacji cyklu, ale również wsparciem naszej relacji małżeńskiej. Pani Agnieszka stworzyła doskonałą atmosferę, pełną życzliwości, zrozumienia i taktu. W lutym 2015 roku spot-kaliśmy się z lekarzem naprotechnologiem. Przeraziła nas trochę liczba badań, ucieszyło natomiast zindywidualizowane podejście do pacjenta. Dzięki obecności mojego kochanego męża Michała dawałam radę. Wspierał mnie, pocieszał, dawał nadzieję, stawiał na nogi i podejmował ofiary.
Ciągle towarzyszył nam św. Józef, do niego modliliśmy się, tak jak nam polecił ks. Zbigniew. Maj 2015 roku był ostatnim miesiącem Duchowej Adopcji. Dokładnie 3 maja, w sobotę, upewniłam się, że znowu jestem mamusią. Już wiedziałam, że noszę w sobie nowe życie! Gdy parę miesięcy później pytałam naprotechnologa, co „zadziałało”, przyznał, że nie wie, ja wiem. Życie Zosi od początku było zagrożone i niepewne. Ja znów zapadłam na cukrzycę ciążową, zagrażał mi przedwczesny poród, niewydolność szyjkowa, infekcja wewnątrzmaciczna. Dopiero później lekarz przyznał się, że sytuacja była bardzo zła. Nie sądził, że Zosia przyjdzie na świat. Jej życie ponownie było zagrożone z powodu nowej choroby, na którą zapadłam – była to cholestaza ciążowa. Choroba groziła cichą śmiercią dziecka w moim łonie. Czuliśmy jednak szczególną opiekę Opatrzności. Całą ciążę modliłam się do św. Józefa. Ufałam i byłam spokojna.
Bóg posyłał ludzi, którzy pomogli ocalić Zosię. Najpierw siostrę męża – Faustynę, która właśnie przyjechała do domu. Trafnie i w porę rozpoznała chorobę. Zaleciła pilny kontakt z lekarzem. Trafiam od razu do szpitala, a lekarze nieustannie kontrolowali stan naszego dzieciątka, niestety wyniki były coraz gorsze. 7 listopada, w sobotę, na dwa miesiące przed terminem podjęto decyzję, że musi urodzić się nasza kruszynka – Zofia Józefa. W trakcie porodu okazało się dodatkowo, że mam całkowite rozejście się szwu po wcześniejszym cesarskim cięciu, czego wcześniej nie zauważono. Lekarze dziwili się, że nic wcześniej nie czułam, żadnych dolegliwości. Sytuacja była na tyle poważna, że lekarze rozważali usunięcie macicy. Na szczęście do tego nie doszło. Dopiero później dowiedziałam się, co mi groziło. Bóg czuwał, św. Józef działał. Daliśmy Zosi na drugie imię Józefa na cześć jej patrona, dziękując i wierząc w jego wstawiennictwo u Boga. Gdy patrzę w oczy Zosi, gdy widzę jej uśmiech, to ogarnia mnie nieraz wielkie wzruszenie. Zdaje mi się, że patrzę w oczy samego Boga i widzę samą miłość, Jego miłość do mnie, do nas, do człowieka. Jak to dobrze, że ostatnie zdanie należy do Boga. Spełniając obietnicę złożoną św. Józefowi w Kaliszu, przybywamy z naszymi dziećmi, by dziękować za Jego interwencję u Boga.
Zdjęcie
Stanisław, 3 sierpnia 2018 roku
Pragnę opowiedzieć o tym, jak św. Józef znalazł mi żonę. Myślałem, że po doznanym zawodzie miłosnym nie znajdę już tej jedynej. Pewnego dnia, jadąc na autokarową pielgrzymkę do Częstochowy, poznałem starszą panią, która powiedziała mi o św. Józefie z Kalisza i podzieliła się ze mną kilkoma świadectwami, które bardzo mnie poruszyły. Postanowiłem więc jak najszybciej pojechać do Kalisza, do św. Józefa.
Wyruszyłem nad ranem z soboty na niedzielę, gdyż do przejechania miałem wiele kilometrów. Dojechałem koło południa i zrobiłem tak, jak poradziła mi starsza pani. Zabrałem ze sobą moje zdjęcie i napisałem prośbę do św. Józefa o znalezienie mi dobrej żony. Wszystko to złożyłem św. Józefowi, pomodliłem się, uczestniczyłem we mszy św., a później pożegnałem się ze Świętym i wróciłem do domu. Za miesiąc, jadąc na kolejną pielgrzymkę na Jasną Górę, poznałem swoją przyszłą żonę. Jechaliśmy jednym autokarem. Po powrocie zaczęliśmy się spotykać, a po dwóch latach nadszedł piękny dzień naszego ślubu.
Pobraliśmy się 16 sierpnia 2020 roku. Dzisiaj jesteśmy szczęśliwym małżeństwem, czekamy na po-tomstwo. Święty Józefie, dziękuję Ci za ten prawdziwy cud, jaki uczyniłeś, dając mi ukochaną żonę Katarzynę, wierzę, że niedługo obdarzysz nas dziećmi.
Dziewiąty dzień
Karolina, 12 grudnia 2021 roku
Spis treści
Napisz do św. Józefa
Świadectwa
Olej św. Józefa
Dobry mąż
Męska sprawa
Duchowa adopcja
Zdjęcie
Dziewiąty dzień
Etat
Szybka pomoc
Cierpliwość
Niezawodny
Niemoc
Znak działania
Terminowość
Źródełko
Środa
Suknia ślubna
Modlitwa, która dała nadzieję
Upragniona praca
Czasopismo św. Józefa
Wdzięczność
Podarunek
Septenna
Członek rodziny
Opiekun pielgrzymów
Dobry wzrok
Dom dla seniorów
Choroba córki
Ważne dokumenty
Sprzedaż auta
Pomoc
Kierowca
Samochód
Niebezpieczna relacja
Patron adopcyjny
LISTY
Proszę, wesprzyj mnie
Pragnę wyrazić Ci swoją cześć i miłość
Jestem Ci wdzięczna
Święty Józefie, proszę Cię
Weź naszą rodzinę pod szczególną opiekę
Wypraszaj łaskę gorliwości
Proszę Cię o pomoc
Naucz nas Twojego milczenia
Wstawiaj się za naszą parafią
Uczysz nas wiary
Proszę Cię!
Spraw, bym prowadził parafian do nieba
Święty Józefie, wstawiaj się za naszą rodziną!
Dziękuję za Twoją opiekę i miłość
Dziękuję za cud
Święty Józefie, ucz nas pielęgnować naszą miłość
Powierzam Ci nasze Zgromadzenie
LISTY DZIECI
Akt zawierzenia narodu polskiego i Kościoła w Polsce świętemu Józefowi