Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
To już trzecia część bestsellerowej serii Cudów świętego Józefa. Słynna mistyczka Marta Robin uważała, że XXI wiek będzie należał do świętego Józefa. Ta książka jest tego bezsprzecznym dowodem. Zamieszczone w niej świadectwa pokazują jedno - Oblubieniec Najświętszej Maryi Panny to wielki wspomożyciel wiernych, u którego zawsze warto szukać pomocy.
Codziennie modliliśmy się za wstawiennictwem św. Józefa w intencji wyjścia z nałogu i znalezienia sensu życia dla pana Staszka. Droga ta nie była łatwa, ale przyszedł wreszcie dzień, kiedy ten człowiek wrócił z odmętów pijaństwa do świata trzeźwości i normalności. Bez wątpienia stał za tym św. Józef.
Natalia i Witold, Kraków
Przed Cudownym Obrazem św. Józefa (…) usłyszałem w sercu głos, aby iść drogą wiodącą do kapłaństwa. I wszystko się zaczęło pod opieką św. Józefa. Jestem kapłanem dziesiąty rok. To moja droga, którą wskazał dobry Bóg przez orędownictwo św. Józefa.
ks. Wojciech, Warszawa
MODLITWA
Święty Józefie, w Tobie mamy przykład wielorakich cnót. Pomóż nam, abyśmy umieli Ciebie naśladować i przyjmij nas pod swoją szczególną opiekę. Amen.
W książce znajdziesz świadectwa cudów oraz rozważania na każdy dzień marca - miesiąca poświęconego św. Józefowi.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 215
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Do Ciebie, Święty Józefie,uciekamy się w naszej neidoli
© Wydawnictwo WAM – Księża Jezuici 2017
Opieka redakcyjna: Klaudia Adamus
Korekta: Dariusz Godoś
Projekt okładki: Andrzej Sochacki
Na okładce ikona pochodząca z pracowni Mniszek Kamedułek ze Złoczewa.
Skład: Edycja
na podstawie projektu Krzysztofa Błażejczyka
Przygotowanie wydania elektronicznego
Michał Nakonecnzy / 88em.eu
Cytaty z Pisma Świętego według Biblii Tysiąclecia, wyd. V, Pallottinum, Poznań 2015.
NIHIL OBSTAT
Prowincja Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego
ks. Jakub Kołacz SJ, prowincjał, Kraków, 8 czerwca 2017 r., l.dz. 60/2017
ISBN 978-83-277-0759-8 (ePub)
978-83-277-0760-4 (Mobi)
WYDAWNICTWO WAM
ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków
tel. 12 62 93 200 • faks 12 42 95 003
e-mail: [email protected]
www.wydawnictwowam.pl
DZIAŁ HANDLOWY
tel. 12 62 93 254-256 • faks 12 62 93 496
e-mail: [email protected]
KSIĘGARNIA WYSYŁKOWA
tel. 12 62 93 260
e-mail: [email protected]
e.wydawnictwowam.pl
Świadectwa osób, które doświadczyły szczególnej opieki św. Józefa, są dowodem na to, że kult związany z troskliwym opiekunem Pana Jezusa i Jego Kościoła jest w Polsce bardzo żywy. Wierni, zachęceni świadectwami o cudach św. Józefa zamieszczonymi w dwóch poprzednich tomach, zapragnęli podzielić się z innymi radością z powodu łask otrzymanych za jego przyczyną.
W 1999 r. św. Jan Paweł II przypomniał nam w Starym Sączu: „Święci żyją świętymi, święci wołają o świętych!”. W tajemnicy świętych obcowania możemy doświadczać ich pomocy i wstawiennictwa. Każdy z nich ma nam coś do powiedzenia. Święci pragną, byśmy w naszym życiu – tak jak oni – szukali zawsze Bożej woli i z oddaniem każdego dnia wypełniali powierzone nam zadania.
Kolejny, trzeci tom książki Cuda świętego Józefa opracowanej przez panią Katarzynę Pytlarz zawiera świadectwa osób, które za przyczyną Cieśli z Nazaretu otrzymały duchową i materialną pomoc. Interwencja z góry odmieniła ich niełatwe życie. Krótkie opisy trudnych sytuacji tylu ludzi świadczą o tym, w jak wielu różnych sprawach interwencja św. Józefa u Bożego tronu okazywała się skuteczna.
Lista otrzymanych łask jest długa: pomoc młodemu małżeństwu w zorganizowaniu źródeł utrzymania rodziny, wysłuchana prośba o potomstwo, udana próba korzystnej zmiany pracy, znalezienie wymarzonego mieszkania, pomoc finansowa przy zakładaniu spółki, podjęcie jasnej decyzji o powrocie z emigracji do Polski. Są też świadectwa osób konsekrowanych: odkrycie powołania przez siostrę dominikankę, pomoc finansowa dla misjonarza salezjanina z Ghany, dzięki której nie zamknięto szkoły, ostrzeżenie przed zalaniem domu sióstr służebniczek. Wiele osób za przyczyną św. Józefa doświadczyło również duchowego uzdrowienia, powróciło do Boga, by Mu na nowo służyć. Wystarczyła na przykład krótka modlitwa Telegram do św. Józefa, by ktoś odnalazł sens życia i zerwał z nałogiem alkoholizmu. Osoby opisujące daną łaskę często wspominają również, że zostały zachęcone przez innych do odprawienia na przykład Nowenny do św. Józefa. Dzięki tym szczerym wyznaniom można się przekonać, że św. Józef, „milczący święty”, działa w sposób dyskretny, nie narzuca się nikomu, dlatego warto się z nim zaprzyjaźnić.
Dzięki lekturze tej książki będziemy mogli się dowiedzieć, w jaki sposób czczą św. Józefa siostry karmelitanki z Karmelu przy ul. Łobzowskiej w Krakowie. Tam św. Józef opiekuje się na co dzień siostrami, by nie brakowało im niczego do życia i modlitwy. To właśnie dzięki jego opiece zostały ocalone od śmierci we wrześniu 1939 r.
Świadectwa zawarte w tym zbiorze pokazują wielką wiarę i cierpliwość ich autorów. Zachęcają do tego, by nie ustawać w proszeniu Boga na modlitwie, by się nie zniechęcać, nie poddawać rozpaczy i nie użalać się nad sobą.
Czytając je, możemy zastanowić się nad tajemnicą św. Józefa i pytać, jakich postaw on nas dzisiaj uczy. Otóż jest on przykładem niezwykle potrzebnej w naszych czasach postawy z a u f a n i a. W każdej sytuacji ufnie powierzał się Słowu Boga, dlatego w głębi serca usłyszał głos Pana: „Józefie, nie bój się!” (por. Mt 1, 20). Był mężem sprawiedliwym, który nosił w sobie całe dziedzictwo Starego Przymierza, dlatego chętnie modlił się psalmami. Znał zachętę Najwyższego: „Powierz Panu swą drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał” (Ps 37, 5). Z pokorą poddawał się rytmowi Bożych obietnic, zwłaszcza wtedy, gdy trzeba było chronić Dziecię Jezus przed śmiercią, która groziła Mu z rąk Heroda (por. Mt 2, 13–15).
Święty Józef uczy nas trudnej umiejętności m i l c z e n i a. Ewangeliści nie odnotowali żadnego słowa wypowiedzianego przez Józefa. Być może chcieli nam powiedzieć coś o „milczeniu Nazaretu”. Błogosławiony Paweł VI podczas swojej pielgrzymki do Ziemi Świętej tak mówił o potrzebie wewnętrznego wyciszenia w życiu uczniów Jezusa: „Niech się odrodzi w nas szacunek dla milczenia, tej pięknej i niezastąpionej postawy ducha. Jakże jest nam ona konieczna w naszym współczesnym życiu, pełnym niepokoju i napięcia, wśród jego zamętu, zgiełku i wrzawy. O milczenie Nazaretu, naucz nas skupienia i wejścia w siebie, otwarcia się na Boże natchnienia i słowa nauczycieli prawdy; naucz nas potrzeby i wartości przygotowania, studium, rozważania, osobistego życia wewnętrznego i modlitwy, której Bóg wysłuchuje w skrytości. Jest jeszcze i lekcja życia rodzinnego. Niech Nazaret nauczy nas, czym jest rodzina, jej wspólnota miłości, jej surowe i proste piękno, jej święty i nierozerwalny charakter. Uczmy się od Nazaretu, że wychowanie rodzinne jest drogie i niezastąpione i że w sferze społecznej ma ono pierwszorzędne i niezrównane znaczenie”1.
Święty Józef może być też dla nas mistrzem k o n t e m p l a c j i. Zmęczony po całym dniu patrzył na bawiącego się lub śpiącego w ramionach Maryi małego Jezusa. To On był sensem jego życia, dlatego myśl o Dziecięciu i Jego Matce pomnażała zapał, z którym wykonywał ciężką pracę. Mówiąc językiem duchowości ignacjańskiej, św. Józef jest przewodnikiem w szukaniu Boga we wszystkich sprawach i rzeczach.
Uczy nas on również o w o c n e g o s ł u c h a n i a S ł o w a B o ż e g o. Święty Józef tak bardzo był nasycony Słowem, że umiał je rozpoznać także we śnie. To Słowo wypełniało całe jego serce i cały jego umysł. Był zanurzony w tradycji narodu wybranego, dlatego w jego uszach nieustannie brzmiało wezwanie: Szema Jisrael – „słuchaj, Izraelu!” (por. Pwt 6, 3). On jest dla nas wzorem, jak mamy być na co dzień posłuszni Bożym natchnieniom.
Święty Józef codziennie doświadczał b l i s k o ś c i z J e z u s e m. O ich relacji tak mówił niemiecki jezuita Karl Rahner w jednym ze swoich kazań: „Józef przyjął do swej rodziny Tego, który przyszedł lud swój odkupić z grzechów, to Święte, któremu wolno było nadać imię Jezus – «Bóg jest zbawieniem». W milczeniu i wiernie służył odwiecznemu Słowu Ojca, które stało się dzieckiem tego ubogiego świata. I ludzie nazywali swego Odkupiciela synem cieśli. A kiedy odwieczne Słowo dało o sobie w świecie słyszeć poprzez orędzie Ewangelii, Józef odszedł z tego świata niepostrzeżenie jak ktoś, kto spełnił swój cichy obowiązek. Ale życie tego szarego człowieka miało treść – tę jedyną treść, o którą w każdym życiu ostatecznie chodzi: Boga i Jego wcieloną Łaskę. Można było do niego powiedzieć: Sługo dobry i wierny! Wejdź do radości Pana twego”2.
Każdy z nas ma do spełnienia określoną misję czy zadanie. Patrzmy na przykład św. Józefa, byśmy jak on byli wierni naszemu powołaniu do końca naszych dni, w radości i w smutku, pośród trudności i gdy wszystko się dobrze układa. Umocnieni pomocą św. Józefa, budujmy Kościół Pana i kochajmy Jezusa żarliwą miłością. Bądźmy wierni codziennym obowiązkom i wypełniajmy je ochoczo, z radością.
Święty Józef przypomina nam, że jedyną drogą powrotu do Boga Ojca jest Pan Jezus obecny i działający we wspólnocie Kościoła. Opiekun Świętej Rodziny naśladował ojcostwo Boga, który jest źródłem wszelkiego dobra, dlatego razem z Nim czeka na progu domu – Kościoła. To właśnie w Kościele Bóg Ojciec przygarnia nas do siebie. „Mamy dobrego Patrona, stosownego dla wszystkich. Jest on bowiem patronem ubogich, patronem robotników, uchodźców, wzorem człowieka modlitwy, czystej karności serca, wzorem ojców, którzy w swoich dzieciach opiekują się Synem Ojca, patronem konających, u których łoża stoi Ten, co umarł z nami i za nas”3.
Święty Józef żyje, bo „Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych” (Łk 20, 38) – tych, którzy w swoim życiu wiecznym zachowali wieczny plon swego życia, co tylko pozornie przeminęło. Z bogactwa jego duchowego życia nadal możemy czerpać. On nam zawsze wskazuje bezpieczną drogę do Jezusa i Maryi. Jego dobrodziejstw doświadczymy tylko wtedy, gdy w postawie pełnej prostoty poprosimy o jego opiekę nad nami. On nas nie zawiedzie, bądźmy tego pewni!
Oblubieniec Najświętszej Maryi Panny lubi też, gdy dbamy o odnowienie jego obrazów, figur i stawiamy przy nich kwiaty lub świecimy świece – to małe znaki wdzięczności wobec wielkich łask, jakie wyprasza nam u Boga. Być może lektura tej książki zachęci wielu Czytelników do pokornej modlitwy za przyczyną świętego Cieśli z Nazaretu, przywracając im nadzieję i odwagę wiary w Bożą opatrzność.
o. Marek Wójtowicz SJ
Kraków, 19 marca 2017 r.Uroczystość św. Józefa
Otwórz moje wargi, Panie, a usta moje będą głosić Twoją chwałę.
––––––––*––––––––
Ps 51, 17
Niemożliwe
Wiktoria, 26 lat, Kraków
Wszystko zaczęło się od marzeń mojego męża, które – jak to często bywa – wnet stały się również moimi. Jak większość małżeństw mamy jednakowe aspiracje – przede wszystkim powiększyć grono rodzinne, a co się z tym wiąże, najpierw zapewnić ku temu odpowiednie warunki.
Mieszkając w Polsce, obydwoje staraliśmy się zapewnić sobie środki na „lepsze jutro”. Mąż sprzedawał kebab, ja pracowałam jako wizażystka w jednej z krakowskich perfumerii. Mimo naszego obustronnego zaangażowania i pracy na pełny etat tylko egzystowaliśmy z miesiąca na miesiąc. Prosiliśmy Boga, abyśmy wytrwali i mogli spełnić pragnienie dalszego mieszkania „na swoim”, jednocześnie odkładając jakiekolwiek pieniądze. W międzyczasie mąż wyleciał do Norwegii w celach zarobkowych, by jako dzielna głowa rodziny utrzymać nas w dorosłym życiu. Jednak niedługo wytrzymaliśmy bez siebie. Paweł po tygodniowym pobycie nie znalazł żadnej pracy, a ja nalegałam, żeby wrócił, bo usychałam z tęsknoty za nim.
Po jego przylocie nadal próbowaliśmy. Na marne. Niestety z trudem przetrzymaliśmy w ten sposób niecały rok. Same opłaty za wynajem jednopokojowego mieszkania na obrzeżach miasta z kuchnią i łazienką, do tego moja szkoła, przejazdy MPK i żywność wynosiły nas lekko ponad dwa tysiące złotych miesięcznie. A gdzie w tym wszystkim życie? W takiej sytuacji mogliśmy jedynie pofantazjować o uzbieraniu nawet kilku zaskórniaków, a co dopiero myśleć o własnym, ciepłym, przytulnym domu – jedna wielka ułuda. W ten sposób byliśmy zmuszeni przeprowadzić się z powrotem do dwupokojowego mieszkania moich rodziców i tam, żyjąc głównie na ich koszt, żywić złudne nadzieje, że „jakoś to będzie”.
Pod koniec listopada 2016 r. Pan Bóg pobłogosławił nam i poczęło się nam nowe życie. Przy takim obrocie sprawy jako zwykli, prości ludzie po prostu wpadliśmy w popłoch. Zadawaliśmy sobie każdego dnia kilkadziesiąt pytań. Pytaliśmy między innymi: „Jak to wszystko ma wyglądać?”. Przecież tak bardzo pragnęliśmy zapewnić naszemu dzieciątku dom. Czas tak szybko mija, a dziewięć miesięcy upłynie w błyskawicznym tempie. Założenie, żeby zakorzenić się u rodziców do terminu mojego rozwiązania albo nawet dłużej, nie było najlepszą koncepcją. Pomimo dobrych relacji z mamą i tatą wypadało się w końcu usamodzielnić.
Przez głowę mojego męża bezustannie przemykał jeden pomysł – ponownie wyjechać do Norwegii i usilnie poszukiwać pracy. Cóż, jako żona wspierałam go w tym założeniu. Od początku naszego małżeństwa, które trwa już dwa lata, prosiliśmy Boga, żeby pomógł nam zorganizować wszystko razem w odpowiednim czasie, jeśli tylko będzie to zgodne z Jego wolą.
Z końcem kwietnia mąż ponownie udał się do Skandynawii, ja z kolei przez wzgląd na szósty miesiąc ciąży siedziałam już w domu na zwolnieniu lekarskim. Rozłąka fizyczna była dla nas bardzo ciężka. Paweł zadomowił się u znajomego kolegi na południu Norwegii, a ja – półtora tysiąca kilometrów od niego – w domu rodzinnym próbowałam znaleźć sobie miejsce. Byłam rozdarta psychicznie, a natłok różnych myśli kłębił się w mojej głowie. Pewnego wieczoru mama przyniosła do domu jakąś książeczkę i wręczyła mi ją, mówiąc, że dzięki odmawianiu modlitwy, która jest w niej zamieszczona, można uzyskać wielkie łaski od Boga. Było to Trzydziestodniowe nabożeństwo do św. Józefa. Od razu stwierdziłam, że warto spróbować pomodlić się w intencji mojego męża z prośbą o znalezienie pracy i mieszkania.
Następnego ranka uznałam, że nie ma na co czekać – chcę zacząć odmawiać to nabożeństwo. Tak też uczyniłam. Nie minął tydzień, jak zaczęły się dziać rzeczy, których nie sposób po ludzku wytłumaczyć. Po niecałych siedmiu dniach mój mąż znalazł pracę na budowie, nie mając przecież żadnego doświadczenia w tej dziedzinie i przede wszystkim nie znając języka norweskiego, a w dodatku będąc w obcym kraju. Jego angielski też był tylko na poziomie podstawowym. W ciągu kilku dni został zarejestrowany do spisu ewidencji ludności, na co czeka się tam standardowo około miesiąca. Następnym krokiem było otrzymanie tymczasowego numeru personalnego. Ten proces trwałby kolejnych trzydzieści dni, ale św. Józef przyspieszył go do niecałego tygodnia.
Mój mąż bardzo chciał mnie do siebie ściągnąć. Na dłuższą metę nie wyobrażaliśmy sobie życia na odległość, choć zastanawialiśmy się, czy uda nam się połączyć jeszcze przed moim porodem. Sprawy zaczęły się komplikować. Większość linii lotniczych wprowadziła przepisy określające, do którego tygodnia ciąży przyszłe matki mogą latać samolotem. Ta linia, która nam odpowiadała, wyznaczyła ostateczny termin na 34. tydzień pod warunkiem otrzymania od lekarza specjalnego zaświadczenia pozwalającego odbyć taką podróż. Ja byłam już w 28. tygodniu ciąży. Okazało się, że aby mnie sprowadzić, Paweł musi załatwić jeszcze kilka innych dokumentów, a przede wszystkim mieć stały numer personalny, żebym ja, jako jego żona, mogła leczyć się za darmo, nie pracując. Poinformowano męża, że wyrobienie owego papierka trwa sześć miesięcy. Oznajmiono mu również, że w zaistniałej sytuacji nie zdąży mnie sprowadzić do siebie do Norwegii, że jest to nierealne. Żeby w ogóle dostać stały numer personalny, najpierw trzeba spełnić jeden z dwóch warunków: posiadać umowę o pracę zawartą na czas nieokreślony (na taką czeka się przeważnie ponad pół roku, jeżeli pracuje się tak długo w konkretnej firmie) lub sporządzić umowę na wynajem mieszkania na okres co najmniej sześciu miesięcy. Było to dla nas niewykonalne, ponieważ Paweł dopiero co przyleciał.
Mijały kolejne dni i tygodnie. Modliliśmy się, a ja dodatkowo wytrwale i z wielką ufnością odmawiałam Trzydziestodniowe nabożeństwo, prosząc cały czas o to samo, niekiedy jeszcze dodając te prośby, które były nam potrzebne na daną chwilę. Starałam się cały czas pozostawać w łasce uświęcającej i co drugi lub trzeci dzień uczestniczyć we mszach świętych w wiadomych intencjach.
Wspólnie z mężem odważyliśmy się podjąć dość radykalną decyzję. Po niecałych dwóch tygodniach jego pracy napisaliśmy list do szefa po norwesku z prośbą o umowę na czas nieokreślony. Ja poszłam do tłumacza przysięgłego w Krakowie i drogą elektroniczną wysłałam ukochanemu przetłumaczony dokument, w którym została opisana cała nasza aktualna sytuacja życiowa. Poszliśmy na całość. Stwierdziliśmy bowiem, że trzeba spróbować, aczkolwiek te wszystkie przepisy… najpierw trzeba przepracować miesiąc, później podpisuje się umowę na kolejne pół roku. Wówczas, jeśli udałoby się pracować w konkretnej firmie już tyle czasu, można ewentualnie liczyć na stałą umowę. Nietrudno obliczyć, że w zaistniałej sytuacji według przepisów musiałby minąć ponad rok, żebym mogła przylecieć do mojego męża.
Już następnego dnia od otrzymania listu szef przyniósł mężowi taką umowę, o jaką go poprosiliśmy. Ku naszej wielkiej radości problemy, przed którymi stanęliśmy, zaczęły się szybko rozwiązywać. Okazało się także, że pewien Polak, którego Paweł poznał na jednej z katolickich mszy świętych w Norwegii, ma nam do zaoferowania mieszkanie na wynajem. W kolejnych dniach mój towarzysz życia złożył więc obydwa dokumenty w urzędzie, w którym wyrabiają stały numer personalny. Teraz można już było realnie myśleć o moim nieco wcześniejszym przylocie do małżonka. Trzydziestodniowe nabożeństwo skończyłam odmawiać dwa tygodnie przed owym wydarzeniem.
Mąż przyleciał po mnie do Krakowa. Zdążyliśmy wspólnie załatwić wszelkie niezbędne formalności i przylecieliśmy do Norwegii jeszcze w 30. tygodniu mojej ciąży, nareszcie byliśmy razem. Czas wyrabiania stałego numeru dla Pawła miał wynosić dwa tygodnie. Dostał go w dwa dni. Dzięki temu ja również mogłam otrzymać własny. Po ponownym złożeniu dokumentów, tym razem już w mojej sprawie, znów poinformowano nas, że będzie to trwało następnych trzydzieści dni. Dokładnie po pięciu dniach od dostarczenia uzupełnionego formularza poszliśmy zapytać, czy mój numer jest już do odbioru. Pani w urzędzie tylko nas wyśmiała, informując, że taki proces trwa cztery tygodnie, a nie cztery dni. Jednak po naszych prośbach kobieta sprawdziła informacje w systemie. Kuriozalne było jej zdziwienie i długi czas sprawdzania, czy rzeczywiście treść wyświetlona na ekranie monitora jest zgodna ze stanem faktycznym. Po pięciu dniach dostałam stały numer, a pani w urzędzie aż zaniemówiła z wrażenia. Sama, jak po chwili oznajmiła, nie wiedziała, jak to jest w ogóle możliwe. Twierdziła, że podobne sprawy nigdy nie przybierają aż takiego tempa.
Do porodu został miesiąc, a my, przebywając już w naszym wynajmowanym mieszkaniu, czekamy na przyjście naszego dzieciątka na świat. Jesteśmy szczęśliwi i wychwalamy Boga, dziękując Mu po stokroć za tego wielkiego orędownika, jakim jest św. Józef. Gdyby nie on i ci wszyscy ludzie, których Bóg dzięki jego wstawiennictwu postawił na naszej drodze, nie mielibyśmy żadnych szans, aby wszystko udało się załatwić w tak krótkim czasie. Pytanie – czy w ogóle by się udało? W ciągu niecałych dwóch miesięcy św. Józef załatwił nam niezbędne dokumenty, w dodatku kupiliśmy też bardzo dobrej klasy auto, którym Paweł codziennie jeździ do pracy. Pomimo że tylko on pracuje, wystarcza nam na opłaty, zakupy, życie i jeszcze zostaje tyle pieniędzy, że spokojnie można z czasem uzbierać na własne mieszkanie czy dom.
Niektórzy nasi znajomi śmieją się z nas, twierdząc, że nam się po prostu udało jak rzadko komu. Niektórzy mówią, że mamy fart, jakieś nieokreślone szczęście, jesteśmy w czepku urodzeni. Zadają pytania: „Jak to możliwe?”. Niektórzy Polacy, zakwaterowani tutaj już kilka dobrych lat, do tej pory załatwiają jeszcze to, co „my” zrobiliśmy w dwa miesiące. Piszę „my” w cudzysłowie, bo w tym wszystkim nie ma żadnej naszej zasługi. Ta historia jest dowodem na to, że z Bogiem i ze św. Józefem wszystko jest możliwe.
A wszyscy, którzy się do Ciebie uciekają, niech się cieszą, niech się weselą na zawsze! Osłaniaj ich, niech cieszą się Tobą, ci, którzy imię Twe miłują. Bo Ty, Panie, będziesz błogosławił sprawiedliwemu: otoczysz go łaską jak tarczą.
––––––––*––––––––
Ps 5, 12–13
Czas dla rodziny
Marcin
Święty Józef naprawdę pomaga! Jakiś czas temu wpadła mi w ręce książka Cuda świętego Józefa. Świadectwa i modlitwy. Moja sytuacja życiowa w tym czasie nie wyglądała ciekawie. Od kilku miesięcy pozostawałem bez pracy, mając na utrzymaniu niepracującą żonę i trójkę małych dzieci. Intensywne poszukiwania pracy wciąż nie przynosiły rezultatów.
Zachęcony świadectwami cudów i interwencji św. Józefa w życiu innych ludzi pomyślałem: „Nie mam nic do stracenia!”. Wspólnie z żoną codziennie wieczorem odmawialiśmy Modlitwę do św. Józefa w różnych intencjach. Jako intencję przedstawialiśmy znalezienie pracy. Zaciekawiony opinią, że św. Józef jest konkretny i należy precyzować swoje prośby, postanowiłem go prosić – jako patrona rodziny – o taką pracę, żeby nie trzeba było w niej spędzać po dziesięć czy dwanaście godzin dziennie, jak było do tej pory, tylko żeby zostało mi trochę czasu dla żony i dzieci. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po około dwóch miesiącach modlitwy dostałem telefon z instytucji, do której nawet nie wysyłałem podania o pracę, żebym stawił się na rozmowę kwalifikacyjną. Obecnie pracuję po osiem godzin dziennie niedaleko miejsca zamieszkania i mam czas dla rodziny, na czym tak bardzo mi zależało. Jakkolwiek wierzyłem w pomoc Świętego, nie sądziłem jednak, że zadziała tak szybko, i to jeszcze realizując moje życzenia z nawiązką. Dlatego mogę zaświadczyć, że św. Józef jest patronem rodziny i warto liczyć na jego pomoc!
Kiedy Cię wzywam, odpowiedz mi, Boże, co sprawiedliwość mi wymierzasz. Tyś mnie wydźwignął z utrapienia – zmiłuj się nade mną i wysłuchaj moją modlitwę!
––––––––*––––––––
Ps 4, 2
Kredyt
Beata i Marcin, Wola Batorska
Zaraz po maturze Pan pobłogosławił naszą miłość w sakramencie małżeństwa i razem jako studencka para rozpoczęliśmy studia dzienne w Krakowie na Politechnice i Akademii Pedagogicznej. Walczyliśmy o stypendia i dodatki do zakwaterowania, stołówki, by utrzymać się bez konieczności pracy. Przez te pięć lat pomocny okazał się kredyt studencki i umiejętność skromnego życia, minimalizowanie potrzeb. Książki wypożyczaliśmy z bibliotek, nie kupowaliśmy modnych ubrań czy mebli. Dorabialiśmy korepetycjami i pracą w wakacje. Udowodniliśmy światu, że można być małżeństwem studenckim bez mieszkania, samochodu, konta i pracy, za to z czystym sercem i sumieniem uczyć się, rozwijać w wymarzonym Krakowie. Wielkim wsparciem byli dla nas rodzice, którzy przywozili nam zapasy jedzenia, pomagali w remontach mieszkań wynajmowanych „po kosztach”. Pod koniec studiów nasza miłość zaowocowała dwójką dzieci. Mimo wielu obowiązków mąż nie przerwał studiów dziennych, tylko wieczorami dorabiał na Rynku, pracując jako kelner w ekskluzywnych restauracjach.
Szybko przyszedł czas spłaty kredytu, co dla młodej rodziny okazało się wręcz niemożliwe. Przyjaciele Edyta i Wojciech, rodzice piątki dzieci, powiedzieli nam o Nowennie do św. Józefa, który im wymodlił dom. Podjęliśmy się codziennej modlitwy, a była to pierwsza nowenna w naszym życiu. Z małymi dziećmi na kolanach prosiliśmy konkretnie, by został nam zabrany cały kredyt. Mąż napisał list do Ministerstwa Edukacji Narodowej z prośbą o anulowanie choćby małej części kredytu studenckiego, argumentując to dobrymi wynikami w nauce i obroną pracy magisterskiej w terminie – tuż po narodzinach naszej córeczki.
19 marca 2006 r., w Święto Józefa Oblubieńca, w ostatnim dniu nowenny, otrzymaliśmy odpowiedź od Ministerstwa, że umarzają nam kredyt w 99 procent. Nasza radość i wdzięczność za taki konkret była wielka. Ja uwierzyłam, że w urzędach pracują życzliwi ludzie, a mąż pojechał na pielgrzymkę z Domowym Kościołem do Kalisza, by osobiście podziękować jak mężczyzna mężczyźnie za wymodloną łaskę.
Pan moją mocą i tarczą! Moje serce Jemu zaufało: Doznałem pomocy, więc moje serce się cieszy i pieśnią moją Go sławię.
––––––––*––––––––
Ps 28, 7
Zmiana pracy
Katarzyna, 41 lat, Kraków
Od lat modlę się do „swoich” świętych. Zawsze odczuwam ich bliskość i wsparcie. Moja znajomość ze św. Józefem rozpoczęła się niedawno. Koleżanka, która od wielu lat pozostaje z nim w przyjaźni, zachęciła mnie swoim świadectwem do zwrócenia się do tego wielkiego świętego. Opowiedziała mi o cudach, jakie on czyni, o kościele Sióstr Bernardynek z obrazem św. Józefa przy ul. Poselskiej w Krakowie. Przekonała mnie też do powierzenia moich spraw Świętemu.
Zaczęłam odwiedzać kościółek przy Poselskiej i modlić się do św. Józefa, jednym słowem – zaprzyjaźniać się. W modlitwach powierzałam codzienne sprawy, nie zastanawiając się specjalnie nad skutecznością, nie czekałam na cuda. Czułam potrzebę kontaktu. Pod koniec lipca 2016 r. kupiłam książkę Cuda świętego Józefa. Świadectwa i modlitwy wydaną przez Wydawnictwo WAM. Zaczęłam czytać zawarte w niej świadectwa osób doświadczających działania Świętego.
Postanowiłam i ja powierzyć ważną dla mnie sprawę. Miałam, jak by wielu powiedziało, dobrą, a nawet bardzo dobrą pracę, jednak relacje i panująca tam atmosfera bardzo mnie przytłaczały. Powierzyłam tę sprawę: „Święty Józefie, jeśli tu jest moje miejsce, jeśli Bóg ma tu dla mnie zadania, to daj mi siłę, abym mogła je wypełniać. Jeśli nie, to pokieruj moją drogą do nowych wyzwań”. Sprawy potoczyły się błyskawicznie. Już po tygodniu otrzymałam propozycję nowej pracy. Pełna niepokoju i obawy przed podjęciem tego wyzwania jeszcze gorliwiej modliłam się do św. Józefa. Decyzję podejmowałam przez trzy tygodnie. Zdecydowałam się na zmianę pracy, jednak niepokój ciągle mi towarzyszył. Kiedy jednak otrzymałam poświadczenie zatrudnienia i przeczytałam, że moje nowe miejsce pracy ma za patrona św. Józefa, wszystko stało się jasne. Święty Józef zaprosił mnie do siebie. Poczułam wielką radość i spokój. Wszystkie obawy minęły. Teraz jestem w jeszcze bliższym kontakcie z moim świętym i szerzę jego kult. Wielu moich znajomych już powierza swoje intencje św. Józefowi.
Weselę się i cieszę z Twojej łaski, boś wejrzał na moją nędzę, uznałeś udręki mej duszy i nie oddałeś mnie w ręce nieprzyjaciela, postawiłeś me stopy na miejscu przestronnym.
––––––––*––––––––
Ps 31, 8–9
Dom z kapliczką
Małgorzata i Tomasz
Swoim świadectwem pragnę z całego serca podziękować św. Józefowi za jego wstawiennictwo w moim życiu. Około roku temu zaczęłam go prosić o pomoc w znalezieniu mieszkania. Mieszkaliśmy z mężem w zimnym, ciemnym mieszkaniu, w którym bardzo źle się czułam. Było tam ponuro i przygnębiająco.
Jakoś w październiku 2016 roku powiedziałam do św. Józefa: „Proszę, by była to nasza ostatnia zima tutaj”. W miarę możliwości uczęszczałam na adorację Najświętszego Sakramentu do kościoła św. Józefa przy ulicy Poselskiej w Krakowie, by tam przez pośrednictwo św. Józefa prosić Boga o pomoc. Często w ciągu dnia „rozmawiałam” ze Świętym, opowiadając mu o trudzie związanym z mieszkaniem. Miałam w sobie wielki pokój, wewnętrzny głos mówił mi: „Wszystko będzie dobrze, przecież oddałaś to św. Józefowi, bądź cierpliwa, czekaj”.
Mijały tygodnie. Kiedy miałam okazję, zachodziłam przed łaskami słynący obraz św. Józefa i tam w kilku słowach przypominałam o nas św. Józefowi. Często w ciągu dnia powtarzałam: „Jezu, Maryjo, Józefie święty, Wam oddaję duszę, serce i ciało moje”. Modliliśmy się w tej intencji również wspólnie z mężem. Był w tym wszystkim wielki pokój.
2 stycznia po pracy zaszłam do Sióstr Bernardynek. Po około półgodzinnej adoracji Najświętszego Sakramentu zwróciłam się jednym zdaniem do św. Józefa: „Józiu, wierzę, że pamiętasz o naszej prośbie”. Tego samego dnia zadzwoniłam wieczorem do znajomej z życzeniami noworocznymi. W rozmowie zeszłyśmy na temat św. Józefa i jego orędownictwa. Opowiedziała mi, że dom, w którym mieszka, lata temu poświęcony był szczególnej opiece św. Józefa, że bardzo mocno czuje jego obecność, opiekę i orędownictwo, ma też bardzo życzliwych sąsiadów. Na ścianie frontowej tego domu jest nawet kapliczka poświęcona św. Józefowi. Z lekką nutką zazdrości powiedziałam, że bardzo chciałabym mieszkać w takim domu. Podzieliłam się troską, że właśnie szukamy mieszkania. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu okazało się, że obok lokum mojej znajomej jest mieszkanie do wynajęcia. Pani, która mieszkała po sąsiedzku, zmarła. Miała na imię Józefa.
I tak od kilku dni mieszkamy w cudownie jasnym, słonecznym i ciepłym mieszkaniu, a na ścianie zewnętrznej naszego mieszkania jest piękna kapliczka poświęcona św. Józefowi. Chwała Panu!
Panie, do Ciebie się uciekam, niech nigdy nie doznam zawodu; wybaw mnie w Twojej sprawiedliwości! Skłoń ku mnie ucho, pośpiesz, aby mnie ocalić.
––––––––*––––––––
Ps 31, 2–3
Trzy sprawy
Grażyna, Kraków
11 lutego 2014 r. położyłam się spać z wielkim żalem, ponieważ miałam trzy sprawy, które, po ludzku patrząc, wydawały się nie do załatwienia. Cały czas płakałam, łzy leciały mi jak groch i w końcu pomyślałam sobie, że już chyba nie ma dla mnie żadnej pomocy. Kiedy tak myślałam, dostałam nagle odpowiedź: masz figurkę św. Józefa, napisz list do niego i włóż pod nią. I tak zrobiłam. Położyłam się spać i nawet udało mi się zasnąć. Kiedy obudziłam się rano, poszłam na mszę świętą. Potem przyszłam do domu i pomyślałam sobie, że św. Józef na pewno mi pomoże.
Pierwszym problemem była praca, którą straciłam. Nie mogłam otrzymać zasiłku dla bezrobotnych w urzędzie pracy, ponieważ okazało się, że świadectwo, które mi wystawiono, nie uprawnia mnie do otrzymania żadnych świadczeń. Święty Józef jednak od razu mi pomógł i nie zostawił mnie bez środków do życia. Kiedy zadzwoniłam do szefowej, by wyjaśnić sprawę, była zaskoczona i obiecała, że naprawi swój błąd i poprawi świadectwo mojej pracy.
Druga prośba dotyczyła futerka, które dałam do sprzedania, ponieważ nie miałam żadnych środków do życia i było mi bardzo ciężko. Prosiłam więc św. Józefa o pomoc w sprzedaży.
Trzecia sprawa dotyczyła bliskiej mi osoby, Jurka, który nie dawał znaków życia, a ja bardzo chciałam go usłyszeć. Kiedy tak wszystko oddałam i napisałam św. Józefowi, okazało się, że na drugi dzień rozwiązała się sprawa mojego świadectwa pracy. Wykreśliłam ją więc z listu, który napisałam, i tak mówiłam: „Święty Józefie, zostały ci jeszcze dwie sprawy”. Święty także szybko zainterweniował. 13 lutego odezwał się Jurek, a 14 lutego sprzedało się futerko. Byłam pełna podziwu dla św. Józefa, który już nie raz mi pomógł. Wiem, że jest on wielkim orędownikiem, za którego przyczyną można wiele wyprosić. Za wszystko mu bardzo dziękuję.
W moim utrapieniu wzywam Pana i wołam do mojego Boga; usłyszał On mój głos ze swojej świątyni a krzyk mój dotarł do Jego uszu.
––––––––*––––––––
Ps 18, 7
Wyrok lekarza
Małgorzata, Lublin
W jednej księgarni zostałam zachęcona do kupienia książki pod tytułem Cuda świętego Józefa. Świadectwa i modlitwy. Nigdy nie modliłam się do tego świętego, a co gorsza – przypominałam sobie o nim tylko w okresie Bożego Narodzenia, oglądając żłóbek lub jasełka. Książkę przeczytałam, zapoznałam się z modlitwami, z których najbardziej spodobał mi się Telegram. Po przeczytaniu odłożyłam ją na półkę.
Dwa dni później moja córka dostała bardzo silnych bólów brzucha po prawej stronie. Byłam pewna, że to wyrostek. Po przewiezieniu do szpitala i wykonaniu badania USG pan doktor powiedział: „Na jajniku jest dwunastocentymetrowy guz, musimy wysłać wycinek do badania histopatologicznego”. I dodał: „To może być wszystko…”. Zabrzmiało to jak wyrok. Nadmieniam, że moja córka ma dopiero 20 lat. Do domu wróciłam o godzinie 23 wykończona psychicznie i fizycznie. Nie miałam siły na nic, wiedziałam tylko, że muszę się pomodlić. I wtedy dostrzegłam karteczkę, która była dołączona do książki Cuda świętego Józefa i która z niej wypadła. Leżała sobie koło mojego łóżka, a na niej była modlitwa Telegram do św. Józefa. Zaczęłam odmawiać i prosić Świętego o pozytywny wynik badania histopatologicznego. Po trzech tygodniach od operacji odebrałam wynik, był dobry. Wiem, że to interwencja św. Józefa. Dziękuję mu za to z całego serca. Wiem, że przyszedł do mojego domu, żeby zostać moim orędownikiem i przyjacielem. Rozesłałam tę wspaniałą modlitwę do całej mojej rodziny i przyjaciół.
Chcę Cię wysławiać na wieki za to, coś uczynił, i polegać na Twoim imieniu, bo jest dobre dla ludzi Tobie oddanych.
––––––––*––––––––
Ps 52, 11
Samotność
Helena, 69 lat, Zabrze
Moje szczególne nabożeństwo do św. Józefa zrodziło się około dwudziestu lat temu. Wówczas w Krakowie nieznana mi osoba wskazała mi ul. Poselską z kościołem i klasztorem Sióstr Bernardynek. Znajduje się w nim cudowny obraz św. Józefa. Nabyłam u sióstr dużą liczbę broszur z modlitwami do tego świętego.
Gdy byłam zdrowsza, jeździłam na rekolekcje do Krakowa przed uroczystością św. Józefa. Szczególną potrzebę opieki św. Józefa poczułam około siedmiu lat temu, gdy wykryto moją ciężką chorobę. Jest to torbiel kości krzyżowej kręgosłupa, porozrywane mięśnie barków, całkowita niesprawność prawej ręki i nieco lepsza lewej. Torbieli nie da się usunąć operacyjnie ze względu na powikłania. Z tego powodu od tamtego czasu chorobie towarzyszy najwyższego stopnia chroniczny ból. Łagodziłam go dotąd lekiem Tramal w największych dawkach, ale przestał być już skuteczny. Ucisk torbieli na nerwy kości krzyżowej powoduje drętwienie i ból nóg. Z powodu choroby stałam się niepełnosprawna. Jestem osobą samotną i życie codzienne stało się dla mnie bardzo trudne. Pochodzę z Małopolski, ale mieszkam na Śląsku. Tutejsze powietrze także mi nie sprzyja. Jego zanieczyszczenie powoduje zaflegmienie górnych dróg oddechowych, kaszel i duszenie się. Kiedy wyjeżdżam ze Śląska, dolegliwości ustępują. W związku z tym moim pragnieniem jest pobyt w regionie, gdzie jest świeże powietrze.
Zaczęłam gorąco prosić św. Józefa o możliwość pobytu 2–3 miesiące w roku na świeżym powietrzu. Odprawiałam Trzydziestodniowe nabożeństwo do św. Józefa oraz odmawiałam Telegram. Święty Józef znalazł mi życzliwe osoby, które użyczyły mi takiego miejsca. Są to Janina i Janusz, którzy trzy lata temu jeszcze mnie nie znali. Udzielili mi gościny na prośbę mojej znajomej Urszuli. Byłam u nich już dwukrotnie i spędzałam tam za każdym razem prawie trzy miesiące. Moim stałym zajęciem w czasie pobytu u nich jest jazda na rowerze i adoracja Najświętszego Sakramentu w oddalonym o pięć kilometrów kościele.
W stałych modlitwach do św. Józefa prosiłam go również o dobrego i życzliwego fachowca, który naprawiłby mi zepsuty sprzęt oraz meble. Święty Józef znalazł mi do pomocy pana Zbigniewa, który wykonał bardzo dużo napraw w moim mieszkaniu. Jest on dobrym fachowcem i naprawy wykonał niedrogo. Prosiłam św. Józefa o osobę o cechach podobnych do niego i taką osobę mi właśnie znalazł.
Święty Józef znajduje w moim życiu także inne życzliwe osoby. Pewna kobieta doradziła mi, by starać się o grupę niepełnosprawności. Poinformowała mnie, w jaki sposób mam to zrobić. W ubiegłym zaś roku nieznana mi osoba z Kalwarii Zebrzydowskiej z własnej inicjatywy zaproponowała mi pobyt u siebie w dowolnym czasie. Ma na imię Jadwiga. Uważam, że postawił mi ją na drodze św. Józef, gdyż bardzo lubię jeździć na dłuższy czas do Kalwarii, by odprawiać dróżki.
Zachęcam wszystkich, zwłaszcza osoby samotne i chore, by zawierzyły swoje cierpienia św. Józefowi, gdyż on – jak brzmią słowa modlitwy – „spośród świętych jest godzien naszej największej czci i miłości, bo został wybrany do najwyższej godności wychowania, karmienia, a nawet trzymania na rękach Mesjasza”. Chwała niech będzie Panu Bogu i św. Józefowi.
Wlałeś w moje serce więcej radości niż w czasie obfitego plonu pszenicy i młodego wina. Gdy się położę, zasypiam spokojnie, bo Ty sam jeden, Panie, pozwalasz mi mieszkać bezpiecznie.
––––––––*––––––––
Ps 4, 8–9
Niezawodny orędownik
Maria, 47 lat, Warszawa
Nieoczekiwanie układają się relacje ze świętymi. Od lat wierzę w świętych obcowanie, proszę ich o orędownictwo u Pana w niektórych sprawach mojego życia. Przyznam się, że o św. Józefie nigdy nie pamiętałam. Wiedziałam, że jest. Bardzo lubię określenie mu przypisane: „Mówiący milczeniem”.
Zaczęłam błagać św. Józefa o wstawiennictwo od 2012 r., a złożyło się na to kilka wydarzeń, którymi chcę się podzielić.
Pierwsze było związane z pielgrzymką do Ziemi Świętej, a bardziej z podróżą samolotem, której bardzo się bałam. Dwa dni przed wylotem z Warszawy przeczytałam świadectwo ludzi, którzy błagali św. Józefa o mieszkanie dla swojej rodziny. Wiara tych ludzi była na tyle prosta i pełna ufności, że w krótkim czasie Święty ich wysłuchał. Postanowiłam i ja poprosić go o szczęśliwą podróż. Odnalazłam figurę św. Józefa w jednym z kościołów, umieściłam prośbę na kartce i tam zostawiłam. Otrzymałam łaskę i podczas podróży w ogóle się nie bałam.
Drugie wydarzenie było związane już z pobytem w Ziemi Świętej, a konkretnie w Nazarecie w kościele św. Józefa. Gorąco modliłam się do tego świętego w tamtym miejscu i zostawiłam prośbę o wsparcie finansowe dla mojego brata, który jest księdzem. Sprawa była wręcz dramatyczna. Mój brat został przeniesiony na dużą parafię w mieście, gdzie finanse kościoła były w fatalnym stanie. To spowodowało, że przeszedł załamanie nerwowe, bo nie wiedział, jak sobie poradzi przy całkowitym braku zaangażowania swoich parafian w sprawy materialne kościoła. Błagałam św. Józefa, żeby pomógł mu odzyskać siłę psychiczną i wspomógł finansowo. Po pielgrzymce, którą właśnie organizował mój brat, powiedziałam mu o tym. Po kilku miesiącach sytuacja zaczęła się stabilizować, a brat zawierzył remont kościoła św. Józefowi. Już od dwóch lat mogę powiedzieć o przedziwnym działaniu Świętego, który finansowo wspiera tę parafię. Mój brat odzyskał w pełni siły i pięknie pracuje wśród parafian.
Potem zapomniałam o św. Józefie. W czerwcu 2013 r. zaczęłam sobie o nim przypominać. Koleżanka pokazała mi książkę Cuda świętego Józefa. Świadectwa i modlitwy, dała mi też Telegram. Dodała, że ten patron jest naprawdę niezawodny w wysłuchiwaniu próśb. Nie ukrywam, dość sceptycznie zaczęłam na to wszystko patrzeć. Tym bardziej że daleka jestem od odmawiania modlitw, i to trzy razy dziennie, bo to kojarzy mi się z dewocją. Poczułam jednak w sercu głos, że może warto spróbować. Powiedziałam sobie: „Nawet jeśli to jest dla ciebie dewocja, to zacznij się modlić do św. Józefa”. I to trwa do dnia dzisiejszego. Publicznie chcę podzielić się faktem, że od czerwca 2013 r. ten święty stał się moim wiernym przyjacielem, wysłuchującym próśb związanych z miejscem mojej pracy, którą jest uczelnia.
Pierwszy problem uczelni, jaki powierzyłam św. Józefowi, to było błaganie, żeby katedra, w której pracuję, nie została zlikwidowana. Istniało bowiem ogromne zagrożenie, że zostanie zamknięta. Wysłałam do św. Józefa dramatyczny apel, żeby uczynił cud. Wyjechałam na pielgrzymkę i tam trzy razy dziennie modliłam się Telegramem do tego świętego. Po powrocie okazało się, że plany likwidacji katedry nie zostały zrealizowane. Co więcej, naszym kierownikiem została osoba perfekcyjnie przygotowana do pełnienia tej funkcji. Poczułam namacalnie, że to zasługa św. Józefa.
Drugi problem powierzony św. Józefowi miał związek z wyborami na uczelni. Bardzo ogólnie powiem, że w opinii wielu pracowników współpraca z dziekanem była niesłychanie trudna. Powiedziałam wówczas do św. Józefa: „Jeśli sprawiłeś, że mogę nadal pracować w tej katedrze, dopomóż, żeby naszym dziekanem była wymieniona z imienia i nazwiska osoba”. Zaraz pojawił się kolejny kłopot: właśnie ta osoba była mocnym kandydatem równocześnie na inne stanowisko. Wszystko wydawało się niemożliwe, a wybory miały być za dziesięć miesięcy. Codziennie, dzień w dzień, modliłam się Telegramem do św. Józefa, uczestniczyłam we mszach świętych i nastąpił cud, za który w tym świadectwie chcę podziękować temu świętemu. Właśnie w jego uroczystość – 19 marca 2014 r. – społeczność akademicka otrzymała informację, że wymieniony „mocny” kandydat na wysokie stanowisko nie został wybrany. Ktoś inny zajął to miejsce. Osobiście odczytałam to jako cud uczyniony przez św. Józefa w dniu jego święta. Otworzyła się więc możliwość, że osoba, którą chcieliśmy, będzie pełniła funkcję dziekana. W dniu wyborów, modląc się przed obrazem św. Józefa, powiedziałam do tego świętego: „Jeśli uczynisz kolejny cud, publicznie ci podziękuję i napiszę swoje świadectwo”. Tym razem też nie zawiódł. Otrzymaliśmy jako dziekana tego, o kogo od tylu miesięcy modliłam się do św. Józefa.
I jeszcze jeden cud. Od kilku lat pracowałam nad bardzo dużym projektem polsko-zagranicznym. Tam, gdzie starałam się o sfinansowanie książki (bardzo duża suma pieniędzy), dwa razy mi odmówiono. Teraz, kiedy książkę ukończyłam, powstał problem ze znalezieniem pieniędzy. Pomyślałam sobie: „Trochę głupio tak ciągle prosić św. Józefa, tyle już dla mnie zrobił, przecież nie jestem sama na świecie, żeby mi pomagał”. Co więcej, tłumaczyłam sobie, że kogo miałby on wysłać do mnie, jakiego posłańca, który powie mi: „Słuchaj, masz pieniądze na książkę”. Ale z całą odpowiedzialnością za słowa mówię: „Tak, św. Józef to patron spraw niemożliwych”. Otóż zaledwie trzy razy zdążyłam poprosić go dość nieśmiało Telegramem, kiedy mój przyjaciel powiedział mi: „Ja ci dam pieniądze na książkę”. Komentarz jest zbyteczny…
Dziękuję, św. Józefie, że pomagasz mi w życiu. I tak jak kiedyś moja koleżanka powiedziała mi o tobie, że jesteś niezawodny, teraz i ja, przeświadczona o niezwykłym twoim działaniu, kiedy spotykam się z ludźmi i opowiadają mi oni o swoich problemach, mówię do nich: „Módl się do św. Józefa, ale z wiarą, zobaczysz, on naprawdę jest patronem spraw niemożliwych i niezawodnym orędownikiem w niebie”.
Usłysz, Panie, moje słowa, zwróć na mój jęk uwagę; natęż słuch na głos mojej modlitwy, mój Królu i Boże! Albowiem Ciebie błagam, o Panie, słyszysz mój głos od rana, od rana przedstawiam Ci prośby i czekam.
––––––––*––––––––
Ps 5, 2–4
Uratowany
Kamila, 34 lata, Lublin
Obecność i działanie św. Józefa w moim życiu odczuwam bardzo często. Jest on również obecny codziennie w moich modlitwach i myślach. W każdym kościele udaje mi się wypatrzeć szybko jego obraz lub figurkę. Dostrzegam też, że w różnych ważnych dla mnie momentach on jest gdzieś obok. Trochę trudno to opisać, ale przejdę do sedna.